#arabska wiosna
Explore tagged Tumblr posts
Text
Pozytywny wpływ mediów społecznościowych na rzeczywistość arabskiej wiosny.
Rola, jaką odegrały media społecznościowe podczas arabskiej wiosny, była nieoceniona. Przyczyniła się do powstania nowego hybrydowego sposobu walki o wolność. Same możliwości, jakie ze sobą niesie technologia, są równie wartościowe, co widać w dalszej części postu na przykładach wymienionych mediów oraz ról, jakie one odegrały w całym wydarzeniu.
YouTube – serwis społecznościowy umożliwiający publikowanie I odtwarzanie wideo.
Twitter - serwis społecznościowy udostępniający usługę mikroblogowania.
Facebook – najpopularniejszy serwis społecznościowy.
MySpace – serwis społecznościowy.
WikiLeaks - witryna internetowa umożliwiająca publikowanie w sposób anonimowy dokumentów.
Blogi - rodzaj strony internetowej zawierającej odrębne wpisy.
Czaty internetowe
Hotmail - Serwis internetowy oferujący darmowe konta poczty elektronicznej.
Bambuser – Strona internetowa umożliwiająca zamieszczanie nagrań z telefonów komórkowych.
Speak2Tweet – kanał głosowy.
SayNow – skrzynka głosowa Twittera.
Skype – komunikator głosowy.
Nawaat - platforma wymiany niezależnej informacji
Arabską wiosną określa się lata protestów społecznych i konfliktów zbrojnych w krajach arabskich. Przyczyną ich wybuchu było niezadowolenie obywateli z warunków życiowych, bezrobocie, rosnące ceny żywności, a także korupcja i nepotyzm władz oraz ograniczanie swobód obywatelskich przez autokratyczne reżimy.
Protestujący nagrywali telefonami komórkowymi filmiki z demonstracji i zajść na ulicy, po czym publikowali je na social-mediach takich jak YouTube. Same godziny i miejsca spotkań ogłaszali w postach na portalach społecznościowych takich jak wyżej wymienione Facebook lub Twitter, także przez rozmowy video na aplikacjach do tego przeznaczonych (typu: Skype). Na takowych portalach była możliwość dotarcia do dużego grona odbiorców w stosunkowo bardzo krótkim czasie, posty były na bieżąco udostępniane dalej, możliwe były audycje na żywo. Ważną rolę odgrywały również blogi zakładane przez samych protestujących; nawoływali oni w swoich postach do buntu i walki o swoje prawa. Google przy współpracy z Twitterem uruchomiło usługę Speak2Tweet, która pozwalała na umieszczenie wiadomości głosowych na Twitterze dla osób, którym zablokowano dostęp do Internetu. Ich wiadomości były wtedy archiwizowane na skrzynce głosowej SayNow.
Na witrynach internetowych typu WikiLeaks publikowane były artykuły zawierające kompromitujące materiały o rządzie, który starano wtedy obalić. Główną platformą do tego typu zachowań (gromadzenia artykułów) była Nawaat, zajmowała się ona również tłumaczeniem treści zagranicznych internautów na język arabski, dzięki czemu informacje miały jeszcze szerszy zasięg i docierały do innych krajów.
Podsumowując, media społecznościowe przyczyniły się do szerszego poinformowania towarzystwa internautów o sytuacji panującej w krajach zaangażowanych w arabską wiosnę. To brzmi banalnie, ale można powiedzieć, że były one pewnego rodzaju impulsem, który zaowocował zrywem społeczeństwa do działania.
0 notes
Text
„Arabska wiosna” dekadę później
„Arabska wiosna” dekadę później
Kolaż „Arabska wiosna” wykonany przez Wikipedię. Zgodnie z ruchem wskazówek zegara, od góry po lewej: protesty w Egipcie, Tunezji, Jemenie, Syrii Artykul przetlumaczyl soir Google Translate STRESZCZENIE: 10 lat tzw. „Arabskiej wiosny” – z których ostatnim jest rok COVID-19 – doprowadziło wiele krajów arabskich na skraj przepaści. Najgorsze może dopiero nadejść, jeśli prezydent elekt Joe Biden…
View On WordPress
0 notes
Photo
207) Olivier Hanne, Thomas Flichy de la Neuville “Państwo Islamskie. Geneza nowego kalifatu” - medialne relacje o Państwie Islamskim skupiają się na tym, co najlepiej sprzeda się u przeciętnego zjadacza chleba, a więc na przysłowiowej krwi, pocie i łzach. Dwóch francuskich naukowców przygotowało tymczasem krótką, lecz treściwą publikację przedstawiającą najważniejsze zagadnienia związane z tą strukturą, która nie jest wcale jedynie wytworem bezrefleksyjnych rzeźników. Medialne relacje dotyczące tworu ekstremistów w gruncie rzeczy powtarzają dobrze znane już informacje. Terroryści zbezcześcili kolejną świątynie, wypędzili innowierców, wysadzili w powietrze starożytne zabytki, ofensywę przeciwko nim prowadzą syryjska i iracka armia plus libański Hezbollah, czasem z nieba spadną rosyjskie lub zachodnie rakiety, bojownicy upodobali sobie Toyotę, a ropa naftowa sprzedawana do nieznanych odbiorców dostarcza pieniędzy twórcom samozwańczego kalifatu. Dla Oliviera Hanne i Thomasa Flichy de la Neuville te zagadnienia są drugorzędne, choć oczywiście nie są bagatelizowane. Francuscy badacze skupiają się jednak bardziej na genezie Państwa Islamskiego, jego umocowaniu w religijnej wykładni, samej organizacji na zajętych terytoriach Iraku i Syrii oraz sytuacji międzynarodowej towarzyszącej egzystencji IS. Pierwszy rozdział publikacji poświęcono tytułowej genezie nowego kalifatu, która jest obecnie przedstawiana w zbyt uproszczony sposób. Źródła zaistniałej sytuacji autorzy doszukują się już w skomplikowanej strukturze społecznej Iraku, która dawała o sobie znać jeszcze za rządów Saddama Husajna, a także w rywalizacji energetycznej pomiędzy światowymi mocarstwami, już po obaleniu nieżyjącego irackiego prezydenta. Dalszą rolę w rozwoju ruchów ekstremistycznych odegrać miała amerykańska okupacja Iraku, zaś później „Arabska Wiosna” będąca przede wszystkim problemem Syrii. Ciekawa jest zwłaszcza analiza samych działań władz Iraku i amerykańskiej administracji, które popełniły sporo błędów dając się odrodzić lokalnej Al-Kaidzie, będącej w rozsypce w 2011 r. Druga część książki to już zagadnienia bezpośrednio związane z samym Państwem Islamskim. Powołując się na dostępne źródła i relacje z wewnątrz tego tworu, autorzy publikacji opisują organizację „państwa” oraz jego religijne fundamenty. Zwłaszcza opis źródeł islamskiego fundamentalizmu może przysporzyć problemów, choć cała książka napisana jest przystępnie. Islam przez dużą liczbę swoich odłamów i towarzyszących im sekciarskich konfliktów jest bowiem ogólnie trudny do zrozumienia, co zapewne przysparza problemy również jego wyznawcom. Najciekawsze są jednak opisy systemu „państwowego” i sądowniczego IS. Okazuje się, że prawo jest tam surowe, lecz odbierane przez mieszkańców kalifatu jako sprawiedliwe, szczególnie jeśli przywódcy IS znajdują się w komitywie z lokalnymi plemionami. Dodatkowo ekstremiści zapewniają miejscowej ludności opiekę medyczną czy świadczenia socjalne. Jednocześnie przeprowadzane egzekucje są zaplanowanym działaniem, a nie ślepym barbarzyństwem. Mają one przynieść kalifatowi rozgłos i konkretne korzyści propagandowe, zaś celem zbrodni nie są wszyscy doktrynalni wrogowie IS, bowiem bez poparcia części z nich nie jest możliwe przetrwanie kalifatu. Stąd jego lider, Abu Bakr al-Baghdadi, podejmuje kroki zwłaszcza w celu pozyskania dla swoich celów miejscowych szitów. Ostatni rozdział poświęcony jest już uwarunkowaniom międzynarodowym, czyli interesom poszczególnych graczy z Bliskiego Wschodu, Europy oraz Stanów Zjednoczonych. Autorzy nie ukrywają, że to właśnie polityka Waszyngtonu w dużej mierze odpowiada za obecną sytuację w regionie, a oliwy do ognia dolewali również jego lokalni sojusznicy. W grze biorą udział także Kurdowie, Rosjanie i Turcy, których rola w rozgrywce również jest analizowana. Publikacja jest bardzo cennym źródłem wiedzy o Państwie Islamskim i mimo niezwykle skomplikowanej sytuacji na Bliskim Wschodzie, jej autorzy w możliwie najbardziej przystępny sposób opisali działania ekstremistów i strukturę ich tworu - M.
0 notes
Text
Wiosna latynoamerykańska jak arabska? Nie do końca
from Najnowsze audycje - Radio TOK FM http://bit.ly/2oNy6h5 via TOK FM
0 notes
Text
Zgromadzenia ludowe jako rdzeń radykalnych mobilizacji politycznych: Arabska Wiosna, Oburzeni, Occupy. Wykład Jana Sowy 27.03, godz. 18.00
W 2011 roku przez świat przetoczyła się fala demokratycznych mobilizacji i rewolucji. Jej trajektoria była dość paradoksalna, bo wbrew kulturowo-religijnym stereotypom, źródłem owych wydarzeń był świat islamu: w ramach tzw. Arabskiej Wiosny ludność Tunezji, Egiptu i wielu innych krajów Maghrebu oraz Bliskiego Wschodu wyszła na ulicę i w imię ideałów demokracji, wolności i samostanowienia rozpoczęła okupacje publicznej przestrzeni, które zachwiały porządkiem społeczno-politycznym regionu. Gdy w lecie i jesieni tego samego roku podobne mobilizacje ogarnęły państwa zachodnie – od Hiszpanii po USA – aktywiści i aktywistki wskazywali na Arabską Wiosnę jako główne źródło inspiracji. W centrum wszystkich tych ruchów znajdowała się instytucja wiecu powszechnego (ang. general assembly) zwanego też czasem zgromadzeniem ludowym – ultrademokratyczna praktyka samoregulacji wielości. Jest ona związana nie tylko z pewnym zestawem idei, ale również z konkretną praktyką komunikacji i podejmowania decyzji. Stanowi jeden z paradygmatycznych przykładów demokratycznej formy życia.
0 notes
Text
#Polecone - Musisz to wiedzieć(259)Hadra w Szwecji!? Przecież tak się rodziła "Wiosna Arabska"...
New Post has been published on https://mowiejakjest.tv/polecone-musisz-to-wiedziec259hadra-w-szwecji-przeciez-tak-sie-rodzila-wiosna-arabska/
#Polecone - Musisz to wiedzieć(259)Hadra w Szwecji!? Przecież tak się rodziła "Wiosna Arabska"...
SUBSKRYBUJ NASZ KANAŁ 😉 www.youtube.com/channel/UCKmb526PHR_xPCKLXWYY6DQ
0 notes
Text
Islam: fakty i mity. Część XXIV. Innocence of Muslims
Informacje na temat amerykańskiego filmu „Innocence of Muslims”, przedstawianego w mediach jako obraźliwy dla wyznawców islamu, wywołały silne reakcje w krajach zamieszkanych przez muzułmanów.
Wystąpienia antyamerykańskie rozpoczęły się 11 września 2012 r. w Kairze i w Bengazi w Libii, po czym rozprzestrzeniły się na inne państwa. Ambasady państw zachodnich, zwłaszcza amerykańskie, były atakowane, a demonstranci wyrażali oburzenie z powodu produkcji filmu. Z powodu publikacji fragmentów filmu w internecie w Egipcie, Libii, Afganistanie, Pakistanie oraz Indonezji zablokowano dostęp do serwisu YouTube. Administracja Stanów Zjednoczonych poprosiła pracowników YouTube o weryfikację publikacji filmu pod kątem zgodności z regulaminem serwisu, ale w ocenie administratorów serwisu film nie łamał wytycznych, gdyż krytykując islam nie był wymierzony w muzułmanów. Komentatorzy wskazywali jednak, że antyamerykańskie nastroje zapoczątkowane w Afryce Północnej ujawniły się w wyniku rosnącej roli islamistów i ekstremistów w państwach, w których przebiegała Arabska Wiosna. Sama ekranizacja filmu „Innocence of Muslims” byłą tylko pretekstem do rozpoczęcia protestów, które rozlały się na cały świat arabski. Najgwałtowniejszy przebieg protestów miał miejsce właśnie w państwach po transformacji Arabskiej Wiosny, w tym w Egipcie, Libii, Jemenie i Tunezji. Z kolei w państwach, w których władza opanowała ruchy islamistyczne, jak Jordania, Maroko, Algieria czy Arabia Saudyjska - ultrakonserwatywne państwo szczególnie wyczulone na wszelkie przejawy obrażania islamu, nie doszło do znaczących protestów. Na fali Arabskiej Wiosny w Libii, Jemenie oraz Syrii znacząco umocniła się Al-Kaida i w związku z tym ekstremiści z tego ugrupowania mieli istotny wpływ na wybuch protestów, a ich rozprzestrzenienie na świat arabskich było krokiem w kierunku wzmocnienia procesów radykalizacji ideologicznej i religijnej kolejnych środowisk w państwach muzułmańskich. Demonstranci w krajach porewolucyjnych wymachiwali czarnymi islamskimi flagami, używanymi przez Al-Kaidę i skandowali jej hasła. 18 września 2012 r. Al-Kaida Islamskiego Maghrebu zagroziła atakami na amerykańskich dyplomatów w Algierii, Tunezji, Maroku i Mauretanii. Ponadto wezwała muzułmanów, by palili flagi amerykańskie i zabijali pracowników ambasad.
Protesty w Kairze zorganizował Wesam Abdel-Wareth, przywódca salaficki, który 11 września 2012 r. zwołał protest pod ambasadą amerykańską z powodu emisji w telewizji Al-Nas dwuminutowego fragmentu filmu „Innocence of Muslims”. Na wezwanie odpowiedziało ponad 2.000 osób. Tłum ludzi wymachiwał czarnymi islamskimi flagami z szahadą „Nie ma Boga nad Allacha, a Mahomet jest jego prorokiem”. Demonstranci domagali się zakończenia emisji tego filmu. Ambasadę amerykańską chroniła egipska policja, jednak kilkudziesięciu demonstrantów sforsowało mur otaczający amerykańską placówkę dyplomatyczną i wdarło się na dziedziniec. Ściągnęli flagę USA i zastąpili ją czarną flagą. Do protestów nawoływało także Bractwo Muzułmańskie, z którego wywodził się prezydent Mohamed Mursi. Po wystąpieniach w Egipcie amerykańska administracja wstrzymała negocjacje nad proponowaną pomocą w wysokości 1 mld. dolarów na spłatę egipskiego zadłużenia wobec USA, które wynosi 3 mld. dolarów. Egipt jako główny amerykański sojusznik w świecie arabskim dostawał rocznie 2 mld. dolarów pomocy, z czego połowa stanowiła pomoc wojskowa. Po egipskiej rewolucji władze przejęło Bractwo Muzułmańskie, mimo to Waszyngton nadal współpracował w Kairem.
Podobnie jak w Kairze, 11 września 2012 r. miała miejsce antyamerykańska demonstracja przed amerykańską placówką w Bengazi. O godz. 22:00 rozpoczął się czterogodzinny atak na konsulat. Strzelano z pocisków moździerzowych i granatników przeciwpancernych. Wystrzelony przez napastników pocisk z granatnika spowodował pożar budynku. Przed konsulatem doszło do starć między uzbrojonymi napastnikami a libijskimi siłami bezpieczeństwa, odpowiedzialnymi za ochronę konsulatu. W wyniku zaczadzenia zmarł amerykański dyplomata Seana Smitha. 12 września 2012 r. o 1:30 na lotnisku w Benzgazi wylądowało ośmiu amerykańskich komandosów z Trypolisu. W czasie próby odsieczy demonstranci wystrzelili kolejne pociski moździerzowe z których dwa trafiły w konsulat. Na miejscu zginęło dwóch żołenierzy Navy, a jeden komandos został ciężko ranny. O godz. 2:00 opanowano sytuację przed siedzibą placówki dyplomatycznej. Na miejscu nie znaleziono jednak ciała ambasadora Christophera Stevensa, zaniesionego wcześniej do szpitala przez cywilów, którzy brali udział w demonstracji, a po wycofaniu się ekstremistów weszli na teren placówki. Stevens stracił przytomność wskutek zatrucia dymem, co zakończyło się zgonem potwierdzonym przez libijskiego lekarza. Ataku w Bengazi nie należy wiązać jedynie z antyamerykańskimi nastrojami wywołanymi emisją filmu. Przeprowadzony atak był precyzyjny i musiał być wcześniej starannie zaplanowany, a ekstremiści jedynie wykorzystali demonstracje oburzonego tłumu. Za atakiem stali bojownicy z ugrupowania Ansar al-Shariah powiązanego z Al-Kaidą. 15 września 2012 r. Al-Kaida przyznała, że atak na konsulat był zemstą za śmierć osoby nr 2 w Al-Kaidzie - stratega Abu Jahji al-Libiego zabitego w czerwcu 2012 r. w nalocie amerykańskiego drona w Pakistanie. Przewodniczący Zgromadzenia Narodowego Libii Mohammed Megarjef przeprosił USA za atak. „Przepraszamy Stany Zjednoczone, naród i cały świat za to, co się stało”. Atak nazwał „aktem tchórzostwa” i zapowiedział, że sprawcy zostaną pociągnięci do odpowiedzialności. Atak w Bengazi potępił Sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen oraz szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton i szef Parlamentu Europejskiego Martin Schulz. Prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama ostro potępił atak na amerykańską ambasadę i zarządził wzmocnienie środków bezpieczeństwa w placówkach dyplomatycznych USA na całym świecie. Zabitego ambasadora prezydent nazwał „dzielnym i wzorowym przedstawicielem Stanów Zjednoczonych”. Sekretarz stanu USA Hillary Clinton określiła atak w Bengazi „bestialskim i brutalnym” i wyraziła „głęboki smutek” z powodu ofiar. Po ataku w Bengazi, do Libii wysłano 50 żołnierzy piechoty morskiej USA, którzy mieli wzmocnić ochronę amerykańskich placówek dyplomatycznych oraz wysłano w libijską przestrzeń powietrzną samoloty bezzałogowe.
13 września 2012 r. szyicki duchowny Muktada as-Sadr, walczący z wojskami amerykańskimi podczas ich obecności w Iraku, nawoływał wiernych do udziału w antyamerykańskich demonstracjach, które zorganizowano w Basrze oraz Bagdadzie. Demonstranci skandowali „Śmierć Ameryce” oraz domagali się od władz wydalenia dyplomatów amerykańskich. Antyamerykańskie protesty odbyły się także w Nadżafie, Al-Hilli i Samarze, gdzie duchowni nawoływali również do bojkotu amerykańskich towarów.
13 września 2012 r. rozpoczęły się również protesty w stolicy Jemenu Sanie, gdzie Abdul Majeed al-Zindani, duchowny i były mentor Osamy bin Ladena wezwał do protestów na wzór egipskich i libijskich. Godzinę po wezwaniu setki demonstrantów atakowało amerykańską ambasadę, rozbijając okna w pomieszczeniach ochrony na zewnątrz budynku ambasady, a następnie forsując główną bramę. Tłum podpalił zaparkowane na terenie ambasady samochody. Oraz usunął flagę amerykańską i zastąpił ją czarną flagą islamską. W zamieszkach zginęło dwóch manifestantów, a 15 zostało rannych. Prezydent Jemenu Abd Rabu Mansur Hadi przeprosił Baracka Obamę za atak.
14 września 2012 r. wybuchły zamieszki w Chartumie w Sudanie. Na początku zaatakowano ambasadę Wielkiej Brytanii i ambasadę Niemiec, którą w czasie ataku podpalono. Następnie demonstranci skierowali się ku ambasadzie amerykańskiej. Drogę do ambasady blokowała policja, która starła się z tłumem. Policja wycofała się po godzinie walk, gdy jeden z demonstrantów zginął pod kołami policyjnego pojazdu. Po wycofaniu policji demonstranci przypuścili szturm na ambasadę USA. Wywieszono czarną flagę. Kilkanaście osób próbowało wspiąć się po zewnętrznych ścianach budynku, jednak dostępu do nich bronili ochroniarze oddający z dachów strzały ostrzegawcze. Po dwóch godzinach wszyscy demonstranci zostali wyparci z terenu placówki.
14 września 2012 r. miały też miejsce liczne demonstracje w Pakistanie. Manifestanci wyrazili swoje oburzenie przed ambasadą USA w Islamabadzie. Do wystąpień doszło także w Lahore. Palono amerykańskie flagi, skandowano antyamerykańskie i antyizraelskie hasła oraz domagano się egzekucji twórcy filmu. 19 września 2012 r. władze Pakistanu ustanowiły nowe święto narodowe na cześć proroka Mahometa. 21 września 2012 r. do rozruchów doszło w Peszawarrze oraz Rawalpindi. W wyniku interwencji policji zginęła jedna osoba, a co najmniej 15 osób zostało rannych. W głównych miastach Pakistanu od godziny 7:00 do godz. 18:00 czasu lokalnego zablokowano sieci komórkowe, a w internecie zablokowano dostęp do YouTube. 22 września 2012 r. pakistański minister ds. kolei Ghulam Ahmed Bilour nawoływał do zabicia reżysera filmu Nakoulamy Basseley'a Nakouli i zaoferował za to nagrodę w wyskości 100.000 dolarów. Wezwał także talibów i bojowników Al-Kaidy (z którymi Islamabad toczył wojnę) do zaangażowania się w zabójstwo autora filmu. Sam powiedział, że jeśli miałby taką okazję to wyrok wykonałby osobiście. Od wypowiedzi ministra zdystansował się premier Raja Pervez Ashraf.
Także 14 września 2012 r. antyamerykańskie protesty rozprzestrzeniły się na Liban. Demonstranci zatakowali w Trypolisie sieć amerykańskich fast foodów i sklepów spożywczych w centrum handlowym, w tym KFC, Hardee i Krispy Kreme. Muzułmanie protestowali także przeciwko odbywającej się wówczas w Libanie wizycie papieża Benedykta XVI.
Ponadto, 14 września 2012 r. protestujący weszli na teren ambasady amerykańskiej w Tunisie. Podpalono także amerykańską szkołę. Policja użyła gazu łzawiącego i oddała strzały ostrzegawcze. W zamieszkach zginęły trzy osoby, a 28 osób zostało rannych. Tego samego dnia demonstranci zaatakowali amerykański konsulat w indyjskim Ćennaj. Manifestanci obrzucili budynek kamieniami i butami. Policja rozproszyła tłum, powodując drobne obrażenia u 25 demonstrantów. W stolicy Bangladeszu Dhace około 10.000 manifestantów próbowało podejść pod ambasadę amerykańską. Policja użyła działek wodnych, by ich powstrzymać.
Również 14 września 2012 r. talibowie przypuścili atak na bazę wojskową Camp Bastion w prowincji Helmand w Afganistanie. Przebywał tam na służbie książę Harry. Zginęło dwóch amerykańskich żołnierzy i 18 rebeliantów. Antyamerykańska demonstracja odbyła się również w Dżalalabadzie.
Pozostałe manifestacje przed amerykańskimi ambasadami odbyły się na Sri Lance, Malediwach, Filipinach oraz w Jordanii, Kuwejcie, Bahrajnie, Katarrze, Turcji, Maroku, Somalii, Indonezji, Malezji, Mauretanii i Izraelu, gdzie grupa 50 członków Islamskiego Ruchu w Izraelu zebrała się pod ambasadą USA w Tel Awiwie. Protesty trwały w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu Jordanu. 200 osób zebrało się przed opuszczoną z powodu trwającej w Syrii wojny domowej ambasadą USA w Damaszku. W nigeryjskim mieście Dżos młodzi muzułmanie wyszli na ulice w koszulkach z napisami: „Do diabła z Ameryką, Do diabła z Izraelem”. Skandowali antyamerykańskie hasła i domagali się aresztowania twórcy filmu. Do protestujących otworzyło ogień wojsko, jednak nie jest znany bilans ofiar. 15 września 2012 r. doszło do protestu 500 muzułmanów przed amerykańską ambasadą w Sydney. Demonstranci skandowali „Ściąć wszystkich, którzy obrażają proroka”. Policja użyła gazu pieprzowego. Sześciu policjantów i kilku protestujących zostało rannych, zniszczone zostały także dwa pojazdy policyjne. Wiece muzułmanów pod amerykańskimi ambasadami miały miejsce również w Wielkiej Brytanii, Francji oraz Holandii.
opracowanie: TW
Opracowanie zawiera nieautoryzowany wybór fragmentów artykułów opublikowanych w wikipedii (www.wikipedia.pl).
2 notes
·
View notes
Photo
203) Lindsey Hilsum “Burza piaskowa. Libia w czasach rewolucji” - niemal wszystkie obawy zawarte w wydanej przed trzema laty książce „Burza piaskowa. Libia w czasach rewolucji” w pełni się potwierdziły. Libia pogrążona jest w wojnie domowej pomiędzy zamieszkującymi ten kraj plemionami, zamiast liberalnego ustawodawstwa w zachodnim stylu stała się kolejnym państwem z obowiązującym szariatem, a na dodatek rozprzestrzenił się tam ekstremizm. Publikacja jest jednak wartościowa przede wszystkim jako opis Libii pod rządami Muammara Kaddafiego, którego śmierć też nie przypominała raczej zachodnich standardów. Choć tzw. „Arabska Wiosna” należy do jednych z najważniejszych wydarzeń XXI w. i rozpoczęła się na dobre ponad pięć lat temu, w Polsce nie pojawiło się przesadnie wiele publikacji na ten temat. Jeśli chodzi o dziennikarskie reportaże na rynku dostępne są trzy reportaże, a autor niniejszej recenzji zapoznał się z dwoma z nich. Zjawisko „Arabskiej Wiosny” całościowo w książce „Arabska wiosna. Rewolucja w świecie islamskim” opisał niemiecki dziennikarz Jörg Armbruster, jednak jego praca ma przede wszystkim charakter propagandowy, bowiem przedstawia on właściwie jedynie pozytywną stronę rewolucji, jednocześnie popadając w niekonsekwencje, ponieważ w jednym miejscu potrafił bagatelizować zagrożenie ze strony Bractwa Muzułmańskiego, aby kilkanaście stron później obawiać się jednak, iż odegra ono większa rolę niż sądzono. Dużo bardziej wartościowa jest „Burza piastkowa. Libia w czasach rewolucji” autorstwa brytyjskiej korespondentki Lindsey Hilsum, która obserwowała wydarzenia przed, w trakcie, a także już po obaleniu rządów Muammara Kaddafiego. Hilsum w swoim reportażu zbiera wypowiedzi przeciwników oraz w mniejszym stopniu zwolenników Kaddafiego, próbując przedstawić także przebieg rewolucji jako jej naoczny świadek. Większość publikacji to jednak przede wszystkim opis Libii pod rządami Kaddafiego. Brytyjska dziennikarka opisuje sposób dojścia Kaddafiego do władzy, prowadzoną przez niego i zmienianą wielokrotnie politykę, podejście dyktatora do religii, brutalność podlegających mu służb bezpieczeństwa, wspieranie i następnie zwalczanie przez niego terroryzmu, mało racjonalny sposób wydawania pieniędzy pozyskanych z obrotu ropą naftową oraz na szczęście skromny tabloidowy wątek prywatnego życia Kaddafiego. Poza tym Hilsum przedstawia także historię osób, które podejmowały działania zmierzające do obalenia dyktatury, przez co wielokrotnie traciły one życie w zamachach organizowanych przez służby bezpieczeństwa przede wszystkim na terytorium Wielkiej Brytanii. Wszystkie informacje zawarte na wspomniane tematy w sposób wyczerpujący opisują zrozumiały w niektórych przypadkach negatywny stosunek do rządów pułkownika, jednak autorka daleka jest od idealizowania całej opozycji (a od 2011 r. ekipy rządzącej), wskazując na poważne zagrożenia dla procesu liberalizacji tamtejszego życia politycznego, a także wspominając o hipokryzji zachodnich państw w stosunku do rewolucji w niektórych państwach arabskich. Brytyjska dziennikarka zwraca przede wszystkim uwagę, że najpoważniejszym wrogiem Kaddafiego nie byli wcale liberalni imigranci mieszkający w Wielkiej Brytanii, ale wyszkoleniu choćby w Afganistanie islamscy radykałowie, którzy kilkakrotnie na długo przed wybuchem „Arabskiej Wiosny” podejmowali próby walk z siłami bezpieczeństwa i wojskiem pod dowództwem dyktatora. Kaddafi odwoływał się do islamu w swojej własnej wersji, jednak Libia pod jego rządami była de facto państwem opartym o świeckie zasady, czego nie można powiedzieć już o nowej Libii pod rządami następców Tymczasowej Rady Narodowej. Hilsum jako kobieta szczególnie interesuje się prawami przedstawicielek tej płci, stąd zaniepokojenie jej i jej rozmówczyń wzbudziła chociażby jedna z pierwszych zapowiedzi Mustafy Muhammada Abd al-Dżalila, który do sierpnia 2012 r. pełnił rolę faktycznego szefa rządu. Al-Dżalil już po pokonaniu sił wiernych Kaddafiemu zapowiedział oparcie libijskiego prawa o zasady szariatu, wprost mówiąc o potrzebie odejścia od ustawodawstwa Kaddafiego zakazującego wielożeństwa. Działalność radykalnych grup też została opisana w „Burzy piaskowej” w kontekście wydarzeń już po przejęciu władzy przez opozycjonistów, gdy chociażby część rebeliantów spoza Trypolisu urządzała strzelaniny w libijskiej stolicy, w których nawzajem wystrzeliwali się przeciwnicy Kaddafiego. To zresztą nie jedyny przykład brutalności twórców nowej Libii, którzy często brali odwet na zwolennikach Kaddafiego, w tym przede wszystkim na czarnoskórych najemnikach z południowych terenów Libii przy granicy z Czadem. Korespondentka nie przechodzi również obojętnie wobec hipokryzji Zachodu, polegającej chociażby na walce o rzekomą demokratyzację Libii ramię w ramię z bliskowschodnimi monarchami, takimi choćby jak Katar. Choć od wydania książki w Polsce minęły trzy lata i od tego czasu Libia pogrążyła się w jeszcze większym kryzysie, a o demokratyzacji kraju w zachodnim stylu można jedynie pomarzyć, „Burza piaskowa” jest lekturą godną polecenia, zwłaszcza dla osób zainteresowanych praktyką władzy Kaddafiego. Po publikację powinni też oczywiście sięgnąć obserwatorzy życia społeczno-politycznego państw arabskich, którzy mogą na bieżąco czytać w mediach o apelach libijskich władz chcących zachodniej pomocy przy ochronie instalacji naftowych przed Państwem Islamskim - M.
0 notes
Audio
Wiosna latynoamerykańska jak arabska? Nie do końca http://bit.ly/2oNy6h5
0 notes
Text
SKĄD SIĘ WZIĄŁ I DLACZEGO PRZEGRAŁ MOHAMMAD MURSI: KRÓTKA HISTORIA WŁADZY W EGIPCIE
SKĄD SIĘ WZIĄŁ I DLACZEGO PRZEGRAŁ MOHAMMAD MURSI: KRÓTKA HISTORIA WŁADZY W EGIPCIE
Cztery tygodnie temu zmarł Mohammad Mursi – pierwszy demokratycznie wybrany prezydent Egiptu. Do władzy wyniosła go Arabska Wiosna, ale rządził tylko rok. Większość Egipcjan, nawet jego zwolenników, uważa, że jego organizacja – Bracia Muzułmanie – dostała swoją szansę i zawiodła.
17 czerwca 2019 roku na sali sądowej zmarł Mohammad Mursi, były prezydent Egiptu i członek Braci Muzułmanów. Po jego…
View On WordPress
0 notes
Audio
Czy Arabska Wiosna może się powtórzyć? http://bit.ly/2pa7m6D
0 notes
Text
Moskwa – Tel Aviv: dzieje pewnego walca
Moskwa – Tel Aviv: dzieje pewnego walca
Arabska Wiosna oznaczała dla Tel Avivu początek kłopotów. Izrael stracił sporo oparcia w tradycyjnie mu przychylnych krajach europejskich oraz Stanach Zjednoczonych, co zmusiło go do przeorientowania swej polityki. W tym wypadku: na szukanie zbliżenia z Moskwą
Bliski Wschód stanowi tygiel, w którym stykają się niemal wszystkie interesy całego świata. Polityka każdego gracza na światowej arenie w…
View On WordPress
0 notes
Text
Islam, fakty i mity, cz. IX
Świat islamu, to w dużej mierze świat arabski. Stąd, analizując jego kształt w drugiej dekadzie XXI w. nie sposób nie zatrzymać się przy wydarzeniach określanych mianem „Arabskiej Wiosny” (także Arabskiej Wiosny Ludów, Zimy Ludów, Arabskiej Zimy Ludów oraz Arabskiego przebudzenia).
To wspólne określenie na protesty społeczne i konflikty zbrojne w państwach arabskich trwające od 17 grudnia 2010 roku. Przyczyną ich wybuchu było niezadowolenie obywateli z warunków życiowych, bezrobocie, rosnące ceny żywności oraz korupcja i nepotyzm władz, a także ograniczanie swobód obywatelskich przez autokratyczne reżymy. Do pierwszych wystąpień społecznych doszło w Tunezji, po tym jak 17 grudnia 2010 r. bezrobotny sprzedawca uliczny Mohamed Bouazizi podpalił się w proteście przeciwko brakowi perspektyw na poprawę swojej sytuacji życiowej.
Z czasem demonstracje przybierały coraz gwałtowniejszą formę, prowadząc do starć ze służbami bezpieczeństwa. W wyniku protestów obalony został prezydent Zin Al-Abidin Ben Ali, a władzę objął rząd tymczasowy, w którym znaleźli się także przedstawiciele opozycji.
Protesty stanowiły przykład i inspirację dla mieszkańców pozostałych państw regionu. W grudniu 2010 r. doszło do wybuchu protestów w Algierii. W ich wyniku rząd zobowiązał się znieść do końca lutego 2011 r. obowiązujący od 1992 r. stan wyjątkowy. 25 stycznia 2011 doszło do wybuchu protestów w Egipcie. Egipcjanie wyszli na ulice domagając się ustąpienia prezydenta Hosniego Mubaraka.
W wyniku protestów prezydent powołał nowy gabinet z premierem Ahmadem Szafikiem na czele. Nie wyciszyło to jednak nastrojów społecznych i po kolejnych 18 dniach demonstracji Mubarak zmuszony został do rezygnacji ze stanowiska. W styczniu 2011 r. rozpoczęły się protesty w Jordanii i Jemenie. W konsekwencji król Jordanii Abdullah II powołał nowy rząd na czele z Marufem al-Bachitem. Natomiast prezydent Jemenu Ali Abdullah Salih zobowiązał się do nieubiegania się o kolejną kadencję w wyborach prezydenckich w 2013 r.
W lutym 2011 r. do masowych wystąpień i niepokojów społecznych doszło w Bahrajnie oraz Libii. Protesty libijskie przerodziły się w wojnę domową, podczas której interweniowały siły lotnicze NATO.
Do wystąpień, choć już na mniejszą skalę, doszło także w Arabii Saudyjskiej, Dżibuti, Iraku, Kuwejcie, Libanie, Maroku, Omanie, Palestynie, Somalii, Sudanie, Syrii i sąsiadującym z państwami Maghrebu Senegalu. Pod wpływem wydarzeń w państwach arabskich do protestów doszło także w Iranie.
Ośmiomiesięczna wojna domowa w Libii zakończyła się obaleniem reżymu Mauammara al-Kaddafiego. Podobnie jak w Libii do wybuchu wojny domowej doszło również w Syrii. Tamtejszy prezydent Baszar al-Assad mimo presji międzynarodowej krwawo rozprawia się z opozycjonistami. Rewolucja owładnęła także Jemen. Mimo, iż urzędujący prezydent poszedł na ustępstwa wobec obywateli, Jemen szybko pogrążył się w wewnętrznym chaosie. Widmo wojny domowej zostało odsunięte, kiedy Ali Abdullah Salih podpisał 23 listopada 2011 r. porozumienie na mocy którego zrzekł się władzy. 10 grudnia 2011 r. powołano nowy rząd pod kierownictwem Mohammeda Basindawy, natomiast 25 lutego 2012 r. na nowego prezydenta zaprzysiężono Abd Rabu Mansur Hadiego.
Trudno obecnie przewidzieć ostateczne wyniki i konsekwencje rewolt, rebelii i fali masowych protestów, ale już widać, że postawiły one wyzwania zarówno państwom świata arabskiego, jak i społeczności międzynarodowej.
Z drugiej strony choć skala i konsekwencje „arabskiej wiosny” zaskoczyły społeczność międzynarodową, to rebelie, powstania i masowe protesty nie są zjawiskiem nowym w świecie arabskim czy - szerzej - muzułmańskim. Dość wspomnieć o protestach w związku ze wzrostem cen żywności w 1977 r. w Egipcie, islamskiej rewolucji w Iranie w 1979 r., masakrze w syryjskiej Hamie w 1982 r., protestach w Jordanii, Sudanie i Algierii pod koniec lat 80, szyickim powstaniu w Iraku w 1991 r., rebeliach plemienia Houthich w Jemenie, trwającej od początku lat 80 wojnie domowej w Sudanie, wojnie domowej w Libanie w latach 1976-1989 czy wreszcie palestyńskich intifadach. W samym Egipcie od kilku lat dochodziło do protestów i strajków, powstał społeczny ruch Kifaja (arab.: „Już dość”) - ruch sędziów domagających się rządów prawa i poszanowania praw człowieka oraz „Ruch 6 kwietnia”.
Na procesy prowadzące do wybuchu protestów społecznych wpływ miało wiele czynników, często ignorowanych lub niedostrzeganych przez Europę i Stany Zjednoczone. Przyczyn niepokojów społecznych upatrywać należy przede wszystkim w sytuacji gospodarczej i politycznej. Wydaje się, że właśnie połączenie czynników ekonomicznych, społecznych i politycznych stanowiło mieszankę wybuchową inicjującą ostatnie wydarzenia na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej.
Na czynniki ekonomiczne składają się przede wszystkim problemy związane z wysokim bezrobociem (szczególnie wśród ludzi młodych), analfabetyzm, niskie dochody większości społeczeństwa (większość obywateli 80 milionowego Egiptu żyje za mniej niż 4 dolary dziennie) dodatkowo pozbawionego ubezpieczeń społecznych oraz wszechobecna korupcja. Jednocześnie światowy kryzys gospodarczy zmusił państwa Unii Europejskiej i Stany Zjednoczone do zaostrzenia kontroli imigracyjnej. Wyeliminowany został tym samym jeden ze sposobów „regulacji” bezrobocia stosowanych przez arabskie reżymy.
Ponadto znaczące środki wydawane były na armię i siły bezpieczeństwa zamiast na rozwój gospodarczy. Ludzie młodzi w wieku od 15 do 24 lat, stanowią ok. jednej piątej ludności Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej W 2005 r. grupa ta liczyła ok. 95 mln, a szacuje się, że do 2035 r. wzrośnie do 100 mln, co pokazuje jej potencjał i rolę w kształtowaniu struktur społecznych i politycznych w świecie arabskim.
Paradoksalnie, stanowiąca zapalnik protestów w regionie Tunezja stanowi nieco inny przypadek. Od dawna cieszy się ona najlepszym systemem oświaty w świecie arabskim, największą klasą średnią i najsilniej zorganizowanym ruchem robotniczym. Jednak z tymi osiągnięciami nie były powiązane swobody obywatelskie. Reżym prezydenta Ben Alego ograniczał swobodę wypowiedzi i działalności partii politycznych. Protestujący w Tunezji, Egipcie, Bahrajnie, Syrii, Jemenie i Libii oczekiwali od władz między innymi: scedowania części władzy na wybieralny parlament, możliwości działania partii politycznych, ustąpienia autorytarnych władz, wolnych wyborów, zniesienia cenzury oraz podstawowych swobód obywatelskich.
Tym co jednoczyło - i nadal jednoczy społeczeństwa państw arabskich było dążenie do poszerzenia obszaru wolności i praw obywatelskich oraz ograniczenia władzy skoncentrowanej w jednym - skorumpowanym ośrodku politycznym. W dwóch państwach sprzeciw społeczeństwa budziły także nierówności i dyskryminacja wynikające z rządów mniejszości wyznaniowej. W Bahrajnie większość demonstrantów stanowili szyici (ok. 70 proc. obywateli), protestujący przeciwko politycznej i społecznej dyskryminacji ze strony rządzącej mniejszości sunnickiej. Szyitom w Bahrajnie uniemożliwia się między innymi pracę na wyższych szczeblach w administracji państwowej oraz karierę oficerską w armii. Syria zaś jest jedynym w regionie państwem sunnickim, w którym władzę sprawuje mniejszość szyicka - alawici, choć stanowią oni ok. 10 proc. obywateli.
Reżymy arabskie określane są wspólnym mianem „reżymów sułtańskich”. Reżym taki powstaje, gdy przywódca państwa rozszerza swoją władzę kosztem formalnych instytucji. „Sułtańscy” dyktatorzy nie odwołują się do ideologii i nie mają innych celów niż utrzymywanie władzy. Mogą zachowywać niektóre z formalnych atrybutów demokracji - wybory, partie polityczne, zgromadzenie narodowe i konstytucję, ale utrzymują władzę dzięki powierzaniu kluczowych stanowisk lojalnym zwolennikom lub członkom klanu. „Sułtani” kontrolują wybory i partie polityczne oraz opłacają społeczeństwo za pomocą subsydiów na kluczowe dobra.
W związku z istniejącą cenzurą w dużej mierze o sukcesach antyreżymowych wystąpień zdecydowało wykorzystywanie przez młodych ludzi internetu, w tym w szczególności portali społecznościowych, takich jak Facebook, Twitter i YouTube, a także telefonii komórkowej. Nie bez znaczenia jest też rola katarskiej telewizji Al Dżazira, obecnej w miejscach ogarniętych niepokojami społecznymi, która je relacjonowała i którą władze reżymowe oskarżały o mobilizowanie ludności. Al Dżazira odegrała kluczową rolę w podkreślaniu problemów, które zazwyczaj były przez władze cenzurowane. Dawała szansę na wyrażanie alternatywnych, często krytycznych wobec władz, opinii. Także internet stał się niezwykle popularnym narzędziem młodych Arabów do wyrażania swoich poglądów i otwartej krytyki autorytarnych władz. Pomógł Tunezyjczykom i Syryjczykom w informowaniu się wzajemnie o planowanych akcjach protestacyjnych. Z Facebooka i Twittera korzystali inicjatorzy demonstracji w Egipcie, organizując protesty i mobilizując swoich zwolenników.
Dla przebiegu poszczególnych rewolt istotna była również postawa armii.
Armia tunezyjska odmówiła wykonania rozkazu strzelania do protestujących. Swoim postępowaniem wojsko, wcześniej już trzymające się z dala od polityki i niezaangażowane w kierowanie sprawami państwa, zdobyło sympatię i przychylność społeczeństwa. Wiele wskazuje na to, że tunezyjska armia pozostanie neutralna i nie będzie angażować się w politykę.
Z kolei w Egipcie armia zawsze odgrywała istotną rolę w systemie władzy i należy przypuszczać że nadal będzie miała wpływ na przyszły układ sił na scenie politycznej. Niepokoje społeczne spowodowały natomiast rozłam w armii Jemenu. Do podziałów w elitach wojskowych doszło również w Libii. Z kolei w Syrii armia i siły bezpieczeństwa pozostają na razie skonsolidowane i lojalne wobec prezydenta Baszara Assada. Wynika to w dużej mierze z faktu, że kluczowe stanowiska w tych strukturach obsadzone są przedstawicielami mniejszości alawickiej.
Reakcje reżymów na demonstracje można podzielić na trzy rodzaje: ustąpienie pod presją społeczeństwa i armii; przeprowadzenie działań wyprzedzających w postaci obietnic i pierwszych kroków na rzecz reform społecznych, politycznych i ekonomicznych oraz użycie siły. Prezydent Egiptu Mubarak i Tunezji al-Abidine Ben Ali ugięli się pod presją społeczeństwa i stopniowo oddali władzę po tym, jak ich dowódcy wojskowi wycofali swoje poparcie i de facto zmusili ich do odejścia.
Inni przywódcy, zwłaszcza w państwach Zatoki Perskiej (ale również w Jordanii i Maroku), próbowali zapobiec wybuchowi masowych protestów głównie poprzez deklaracje reform społecznych, politycznych i gospodarczych.
Król Jordanii Abdullah II w lutym 2011 r. zdymisjonował gabinet i nakazał nowemu szefowi rządu przyspieszenie reform politycznych.
9 marca 2011 r. król Maroka Mohammed VI ogłosił pakiet reform, obejmujący zmiany w konstytucji, oddzielne sądownictwo i prawo partii, która wygra wybory, do wyboru premiera. Dodał do tego propozycje reform gospodarczych (zwiększenie konkurencyjność i promowanie inwestycji). Deklaracje króla pomogły mu zyskać szacunek społeczności międzynarodowej i zaufanie inwestorów. Opozycja uznała jednak plany Mohammeda VI za niewystarczające i zainicjowała kilkutysięczne protesty w większych miastach. Miały one jednak charakter pokojowy, a demonstranci nie domagali się ustąpienia króla.
W Omanie, w odpowiedzi na protesty, sułtan Kabus bin Said (rządzący państwem od 1970 r.) dokonał zmian w rządzie, zapowiedział przyznanie większej władzy ustawodawczej wybieralnej Radzie Omanu, a także obiecał zwiększenie płac. W obawie przed możliwymi niepokojami społecznymi, inspirowanymi protestami w Tunezji i Egipcie, król Arabii Saudyjskiej Abdullah zwiększył budżet socjalny o miliard riali, przeznaczył większe fundusze na edukację, a także podniósł nakłady na budownictwo o 40 mld riali (ok. 11 mld dolarów). Ponadto władze w Rijadzie przygotowały wart 36 mld dolarów pakiet subsydiów. Działania te mają na celu poprawę jakości życia najbiedniejszych grup saudyjskiego społeczeństwa, w tym szyitów.
Prezydent Jemenu Saleh oraz prezydent Syrii Assad także przedstawili swoim społeczeństwom oferty reform społecznych, politycznych i gospodarczych. Były one jednak spóźnione i nie powstrzymały kolejnych fal masowych demonstracji. Na ich rozkaz siły bezpieczeństwa i armia użyły przemocy wobec protestujących. Podobnie uczyniły władze w Bahrajnie i Libii. Reakcja przywódcy Libii Muammara Kaddafiego - krwawa pacyfikacja demonstrantów - wywołała zbrojną rewoltę i stanowiła obok syryjskiego najkrwawszy scenariusz rozwoju wydarzeń w świecie arabskim.
Fale niepokojów społecznych i rewolt, które przetaczają się przez świat arabski od grudnia 2010 r. doprowadziły w Tunezji i Egipcie do obalenia panujących od dekad autokratów. Obydwa państwa wkroczyły w kolejny etap transformacji ustrojowej. Tunezja ze swoim dobrze wykształconym, homogenicznym i względnie dobrze prosperującym społeczeństwem rozwiązała większość struktur poprzedniego reżymu, łącznie z partią rządzącą, ministerstwem informacji i organami aparatu bezpieczeństwa.
W Egipcie, mimo odsunięcia rodziny prezydenckiej od władzy oraz rozwiązania aparatu bezpieczeństwa i partii rządzącej, wiele instytucji związanych z poprzednim reżymem nadal funkcjonuje. Być może jedną z głównych przeszkód na drodze transformacji Egiptu jest kwestia przyszłej roli armii. Stąd możliwe są dalsze protesty i pogłębienie chaosu w Egipcie.
Na nowe władze w Egipcie i Tunezji czeka wiele wyzwań. Przede wszystkim będą musiały przeprowadzić reformy społeczne i gospodarcze, wyeliminować problem analfabetyzmu, a także włączyć młodych ludzi w struktury władzy. Na razie „arabską wiosnę” przetrwały władze Bahrajnu, Jordanii, Omanu, Maroka i Arabii Saudyjskiej, co pokazuje, że monarchie są bardziej stabilne niż republiki i nadal wydają się podwładnym bardziej atrakcyjne niż autorytarne reżymy świeckie. Z drugiej jednak strony większość arabskich monarchii to państwa Zatoki Perskiej zasobne w surowce energetyczne, które dzięki dochodom z ich eksportu mogą „przekupić” niezadowolone z rządów społeczeństwa. Legitymizacja Saudów ma dodatkowo charakter religijny - król posiada tytuł Strażnika Dwóch Świętych Meczetów, zaś król Jordanii jest strażnikiem meczetu Al-Aksa w Jerozolimie. Można pokusić się o stwierdzenie, że Arabia Saudyjska hamuje procesy demokratyzacji na Półwyspie Arabskim.
Porównując przebieg zmian w poszczególnych państwach, w tym w szczególności dwa najbardziej krwawe, stwierdzić należy, iż społeczeństwo Libii wciąż mocno osadzone jest w tradycyjnym arabskim systemie klanowo-plemiennym i konfrontacja opierała się w dużej mierze na podziale wzdłuż linii plemiennych.
W Syrii układ klanowy ma już dużo mniejsze znaczenie, ważniejsze są tu podziały wyznaniowe i to one - pokrywając się dodatkowo z podziałami politycznymi - wyznaczają zasadnicze linie frontu wojny domowej, która pochłania coraz więcej ofiar, a prawa człowieka są w niej powszechnie łamane przez wszystkie strony konfliktu (http://www.cbsnews.com/8301-18563_162-57574670/syrian-rebel-leader-confronted-with-video-of-his-men-killing-prisoners/
Obecnie Syria stała się także ośrodkiem rywalizacji między potęgami światowymi oraz regionalnymi aktorami aspirującymi do roli mocarstw. Stawką rywalizacji o Syrię jest bowiem geopolityczne przywództwo na Bliskim Wschodzie. Inspirowany „arabską wiosną” i trwający od marca 2011 r. kryzys rozgrywa się w Syrii w kilku wymiarach. Z jednej strony prezydent Baszar al-Assad i alawici wspierani są przez Iran oraz Rosję i Chiny. Z drugiej zaś strony „koalicję” tworzą Arabia Saudyjska i Katar, Turcja oraz USA i Europa. Ze względu na ścisłe więzi z Iranem Syria została włączona do obszaru, określonego przez jordańskiego króla Abdullaha terminem „szyickiego półksiężyca” mającym zdecydowanie pejoratywny wydźwięk, zaś państwa arabskie przez lata starały się osłabić sojusz syryjsko-irański.
Podczas wojny iracko-irańskiej w latach 1980-1988 Syria jako jedyne państwo arabskie opowiedziała się po stronie Iranu. W 1982 r. obydwa państwa zawarły porozumienie, na mocy którego Syria miała otrzymywać dostawy subsydiowanej irańskiej ropy, a w zamian zamknęła rurociąg z iracką ropą przebiegający przez jej terytorium. Od lat Syria jest ważnym pośrednikiem między Teheranem a „partią Boga”: przez jej terytorium przebiegają szlaki transportu uzbrojenia dla libańskiego Hezbollahu. Teheranu nie może sobie pozwolić na upadek jedynego prawdziwego i sprawdzonego sojusznika Iranu w regionie. Upadek obecnego reżymu byłby dla Irańczyków stratą nie do odrobienia, praktycznie przekreślającą ich marzenia o regionalnej hegemonii. Arabia Saudyjska wraz z innymi monarchiami arabskimi znad Zatoki Perskiej jest natomiast żywo zainteresowana właśnie osłabieniem regionalnej pozycji Iranu. To dlatego władzom irańskim zależy przede więc wszystkim, by w Syrii nie powstał prosaudyjski i proamerykański reżym.
W kontekście irańskiego wsparcia dla reżymu w Damaszku nie można nie wspomnieć o stanowisku Rosji. Federację Rosyjską łączy z Syrią - oprócz interesów gospodarczych – również współpraca wojskowa. Rosja jest kluczowym dostawcą uzbrojenia dla Syrii, która jest odbiorcą 7 proc. rosyjskiego eksportu uzbrojenia. Stany Zjednoczone nie mogą zaś dopuścić, aby ich interesy i wpływy na Bliskim Wschodzie - nadszarpnięte jak nigdy wcześniej przez fatalny przebieg i jeszcze gorsze zakończenie wojny w Iraku oraz oziębienie relacji z Izraelem - uległy dalszemu osłabieniu, gównie kosztem Chin, Rosji i Iranu. Stąd między innymi ich pośrednie zaangażowanie militarne polegające na szkoleniu na terenie Jordanii syryjskich rebeliantów (http://niwserwis.pl/artykuly/der-spiegel-amerykanie-szkola-syryjskich-powstancow.html
).
Moskwa i Pekin zrobią z kolei wszystko, aby Waszyngtonowi - ujmując rzecz językiem dyplomacji - tego zadania nie ułatwiać. Dla Chińczyków to także okazja, aby umocnić własne wpływy w tej części świata i zagwarantować sobie kolejne kontrakty na dostawy węglowodorów na bardzo korzystnych warunkach finansowych. Rijad wysyła uzbrojenie syryjskiej opozycji poprzez sunnickie sojusze plemienne w Iraku i Libanie.
Najprawdopodobniej także Katar zbroi przeciwników reżymu w Damaszku. Saudyjskie wyposażenie wojskowe wysyłane jest też dla Wolnej Syryjskiej Armii do Jordanii. Arabię Saudyjską i Katar łączy kilka wspólnych celów: obydwa państwa są przekonane, że ich główny rywal - Iran - otrzyma potężny cios w razie upadku reżymu w Damaszku, a tym samym wróci do swojego „naturalnego rozmiaru”, co doprowadzi do zmiany układu sił w regionie. Stąd zabiegi Arabii Saudyjskiej i Kataru, które wywierają presję na społeczność międzynarodową, aby dokonała bezpośredniej interwencji, finansowała i dozbrajała opozycję oraz uznała Syryjską Radę Narodową za jedynego reprezentanta narodu syryjskiego. Turcja z kolei, grając kartą syryjską, chce uzyskać (kosztem Rijadu, Kairu i Iranu) dominującą pozycję w świecie muzułmańskim, a zwłaszcza arabskim.
Tureckie władze w reakcji na krwawe tłumienie protestów przez prezydenta Assada przyjęły politykę izolacji Damaszku. Z bliskiego przyjaciela Turcja stała się ostrym krytykiem reżymu w Damaszku, udziela schronienia syryjskim uchodźcom, gości przedstawicieli syryjskiej opozycji (Syryjska Rada Narodowa została powołana w Stambule w 2011 r.), organizuje spotkania „grupy przyjaciół Syrii” oraz zezwala członkom Wolnej Syryjskiej Armii na utrzymywanie baz na swoim terytorium.
Kolejne incydenty, a przede wszystkim zestrzelenie tureckiego myśliwca F4-Phantom, spowodowały dalsze zaostrzenie polityki Ankary. W odpowiedzi na zestrzelenie myśliwca Turcja zażądała pilnego spotkania konsultacyjnego państw członkowskich NATO i zwiększyła obecność swoich sił zbrojnych - w szczególności broni przeciwlotniczej - wzdłuż granicy z Syrią. Ankara z jednej strony wspiera zbrojny wysiłek syryjskiej opozycji, ale z drugiej skutecznie ogranicza wszelkie międzynarodowe inicjatywy mające na celu podjęcie w Syrii zbrojnej interwencji humanitarnej, stając tu w jednym rzędzie z Pekinem, Moskwą i Teheranem.
Europejczycy zaś - usiłujący niezbyt skutecznie przemawiać w sprawie Syrii jednym głosem (czytaj: dostosować swoje stanowiska do polityki Paryża i Berlina) - dążą do uspokojenia coraz bardziej wzburzonej sytuacji w „bliskowschodnim kotle”. Jakby tego wszystkiego było mało, w konflikt zaangażowany jest również Izrael, który paradoksalnie stoi w kwestii syryjskiej niemal na tym samym stanowisku, co jego śmiertelny wróg w regionie, Iran. Tel Awiw obawia się bowiem niekontrolowanego upadku reżymu Assada i perspektywy dostania się w ręce islamistów syryjskich arsenałów broni masowego rażenia, nie mówiąc już o uzbrojeniu konwencjonalnym.
Obawy Izraelczyków przed umocnieniem się islamskich ekstremistów niejako „przy okazji” syryjskiej rewolty nie są przy tym bezpodstawne. Rok krwawych zmagań w Syrii przy biernej postawie świata Zachodu sprawił, że wszelkie prozachodnie i prodemokratyczne frakcje syryjskiej opozycji znacznie straciły na znaczeniu. Górę wzięli radykałowie, głównie islamistycznej orientacji. Destabilizacja sytuacji w Syrii - przy kontynuacji, a wręcz intensyfikacji militarnego wsparcia dla syryjskiej opozycji - może okazać się ryzykowna i niebezpieczna dla stabilności Bliskiego Wschodu, w tym w szczególności będzie miała bezpośredni wpływ na sytuację i stan bezpieczeństwa w Libanie i może zachwiać delikatnym status quo między rożnymi ugrupowaniami libańskimi. Odzyskanie zaś kontroli nad krajem przez reżym Assada może spowodować, iż w konflikt jeszcze mocniej zaangażuje poszczególne państwa obu „koalicji”, prowadząc do stworzenia z Syrii areny „proxy war” pomiędzy pastwami arabskimi na czele z Arabią Saudyjską, Katarem oraz Turcją, wspierającymi militarnie, finansowo i logistycznie syryjską opozycję (tak cywilną, jak i jej zbrojne skrzydło), a Iranem, popierającym i wspierającym sojusznika w Damaszku wraz z Rosją.
Do takiej rywalizacji w większym stopniu włączą się zapewne organizacje dżihadystyczne na czele z Al-Kaidą (pełna nazwa organizacji w języku arabskim to: „Tanzim al-Kaid’at Wal Dżihad” i oznacza w tłumaczeniu „Organizację Bazy na rzecz Świętej Wojny”), korzystające z radykalizacji nastrojów wśród sunnitów. Konsekwencją realizacji takiego scenariusza może być regionalny konflikt szyicko-sunnicki.
Państwa regionu są jednak już zniecierpliwione brakiem konkretnych i konstruktywnych działań Zachodu oraz obstrukcją ze strony Rosji i Chin. Nawet bez udziału Al-Kaidy i innych organizacji ekstremistycznych obalenie prezydenta Assada i przejęcie władzy przez opozycję - prawdopodobnie sunnicką - spowoduje zmianę regionalnego układu sił, na której straci Iran, a zyska Turcja, choć mogą spotkać ją utrudnienia dostępu do ropy naftowej ze strony państw Zatoki Perskiej oraz ograniczenia w handlu z partnerami regionalnymi, a także państwami arabskimi.
Utrata regionalnego sojusznika w Syrii wymusi zaś na Teheranie poszukiwania jego zamiennika. Naturalnym partnerem wydaje się Irak. Jednak upadek Assada będzie miał również niekorzystne konsekwencje dla Iraku. Ewentualne nowe władze w Damaszku jeżeli będą zdominowane przez sunnitów okażą się z pewnością gościnne dla irackiej sunnickiej opozycji. Jej umocnienie w Iraku może prowadzić do destabilizacji tego państwa. Jednocześnie osłabienie prezydenta Assada lub jego obalenie może zwiększyć prawdopodobieństwo izraelskiego ataku na irańskie instalacje nuklearne. Iran będzie miał wówczas mniejsze możliwości przeprowadzenia akcji odwetowych. Z drugiej strony Tel Awiw ma nadzieję, że powstały po ewentualnym upadku Assada rząd w Damaszku jeżeli będzie zdominowany przez sunnitów to podobnie jak reżym saudyjski będzie radykalny w kwestii interpretacji islamu oraz jego roli w społeczeństwie i polityce, ale elastyczny w odniesieniu do amerykańskich i izraelskich interesów w regionie. Dla Rosji zaś upadek reżymu Assada będzie oznaczał utratę resztek wpływów na Bliskim Wschodzie. Przez lata Syria była fundamentem starego układu bezpieczeństwa w tym regionie. Stawka obecnej regionalnej rywalizacji o Syrię jest zatem wysoka. Jedną z konsekwencji „arabskiej wiosny” w Syrii może być zmiana regionalnego układu sił. Etniczna i religijna mieszanka syryjskiej populacji, skomplikowany układ wielopoziomowych powiązań oraz wzajemnie sprzecznych, a nawet wykluczających się interesów regionalnych i globalnych powoduje, że los Syrii stał się zakładnikiem strategicznej rozgrywki, w której udział biorą: Turcja, Iran, Arabia Saudyjska i Katar oraz USA, Rosja, i Europa. Trudno dziś przewidzieć ostateczny wynik i wszystkie konsekwencje „arabskiej wiosny”. Jej skala zaskoczyła wszystkich. Gdyby w 2010 roku przedstawić taki scenariusz wydarzeń, wielu potraktowałoby go ze sporą dozą sceptycyzmu czy wręcz niedowierzania. Najlepszym tego dowodem jest fragment deklaracji z trzeciego szczytu Unia Europejska-Afryka: „2010 jest rokiem pokoju i bezpieczeństwa w Afryce”. Dla przyszłości „arabskiego przebudzenia” istotna będzie również postawa i pomoc społeczności międzynarodowej. Kiedy w kilka tygodni po trzecim szczycie UE-Afryka upadł reżym w Tunezji i rozpoczynały się rewolucje w Libii oraz Egipcie, okazało się, że UE nie jest właściwie przygotowana do reagowania na kryzysy o tak intensywnym przebiegu. Dla obserwatorów spoza Europy mogło to być o tyle niezrozumiałe, że UE jako jedna z niewielu na świecie posiadała całościową i zdefiniowaną strategię wobec państw basenu Morza Śródziemnego. Powołana do życia w 2008 r. Unia dla regionu Morza Śródziemnego, znana wcześniej jako „proces barceloński”, miała stanowić nową jakość w relacjach z regionem. We wspólnej deklaracji z 2008 r. strony zobowiązały się m.in. do wzmacniania demokracji i pluralizmu politycznego oraz przestrzegania praw człowieka. Dziś niektórych sygnatariuszy tego dokumentu - prezydentów Tunezji Ben Alego i Egiptu Hosniego Mubaraka - już u władzy nie ma. Europa musi zaś znaleźć odpowiedź na pytanie, jak skutecznie naprawić polityczne błędy przeszłości. Dotychczasowa polityka UE wobec państw Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu poniosła fiasko i konieczne będzie dokonanie jej rewizji, a następnie zmiany. „Jaśminowa rewolucja” w Tunezji i powstanie ludowe w Egipcie udowodniły, że dotychczasowy paradygmat polityki UE wobec świata arabskiego przyniósł skutki odwrotne od zamierzonych.
Doskonale ukazują to też wydarzenia w Mali. Aby dobrze zrozumieć to, co się dzieje w Mali i w najbliższym jej otoczeniu, trzeba cofnąć się w czasie o niemal dwa lata - do wydarzeń z połowy 2011 roku. Należy też przypomnieć sobie o tym, co stało się wówczas w dwóch odległych od siebie geograficznie i pozornie niepowiązanych ze sobą wzajemnie miejscach - w Libii oraz w Pakistanie.
Gdy wczesną wiosną 2011 roku Francja, Wielka Brytania i Włochy - wsparte dyplomatycznie i politycznie przez szereg innych państw europejskich - rozpoczęły operację militarną w targanej wojną domową Libii, stało się jasne, że dni Muammara Kadafiego są policzone. Wojna w Libii była też wydarzeniem przełomowym jeśli chodzi o wzrost politycznego i militarnego znaczenia w całym niemal świecie arabskim organizacji i ugrupowań głoszących radykalną wizję islamu sunnickiego, opartą na ideologiach salafizmu i wahhabizmu. Libia stała się pierwszym z wielu miejsc, gdzie radykalni islamiści, jawnie dążący do odtworzenia dawnych, pierwotnych instytucji politycznych świata muzułmańskiego (kalifat) zyskali znaczenie i pozycję, jakiej jeszcze rok wcześniej nikt nawet uważał w ogóle za możliwą.
Upadek reżymu Kadafiego, który żelazną ręką trzymał wszystkich - świeckich i religijnych - oponentów, bardzo szybko zrodził zarówno w samej Libii, jak i w jej otoczeniu, swoistą próżnię bezpieczeństwa. Gdy skończyły się w Trypolisie rządy krwawego dyktatora, równocześnie zabrakło siły, która powstrzymywała rozkwit i wzrost znaczenia islamistów w całym regionie. Od tego momentu jedynym państwem Maghrebu, otwarcie i relatywnie skutecznie zwalczającym islamskich radykałów, pozostaje Algieria. Inne państwa albo są już rządzone przez umiarkowanych islamistów (Tunezja, Egipt), albo też znajdują się pod ich silną presją (Maroko), co skutecznie paraliżuje aktywność władz.
Na tę trudną sytuację polityczną nakłada się dotykająca cały region gigantycznych wręcz rozmiarów proliferacja broni (zwłaszcza lekkiej), wyposażenia i środków bojowych z arsenałów dawnej armii libijskiej. Jednocześnie wzrost pozycji militarnej oraz wpływów politycznych islamistów w Afryce Północnej nie byłby ani tak szybki, ani też tak skuteczny, gdyby nie wydarzenie, do którego doszło w maju 2011 roku w odległym od Maghrebu pakistańskim Abbottabadzie. W wyniku operacji amerykańskich sił specjalnych, przeprowadzonej w tym garnizonowym mieście na północy Pakistanu, śmierć poniósł lider Al-Kaidy, Osama bin Laden. Wbrew jednak nadziejom i oczekiwaniom wielu, w tym zwłaszcza prezydenta USA Baracka Obamy i jego administracji, eliminacja przywódcy największej islamistycznej organizacji terrorystycznej na świecie nie przyczyniła się do przybliżenia końca wojny z islamskim terroryzmem. Co więcej, nawet nie zbliżyła świata zachodniego do osłabienia radykalnych ruchów dżihadystycznych, działających od Maghrebu, przez Bliski i Środkowy Wschód, po Azję Południowo-Wschodnią. Stało się wręcz przeciwnie - wymuszone śmiercią bin Ladena zmiany personalne w kierownictwie Al-Kaidy, w tym zwłaszcza na stanowisku samego emira tej organizacji, doprowadziły do reorientacji głównych celów strategicznych całego dżihadu.
Osama bin Laden, uznany na Zachodzie za „wroga publicznego nr 1”, faktycznie zasługiwał na to miano. Jego najważniejszym zamiarem strategicznym, który od samego początku narzucił założonej i kierowanej przez siebie organizacji, było przeniesienie świętej muzułmańskiej wojny na ziemie „niewiernych”, szczególnie w USA i Europie. Obsesją bin Ladena, zwłaszcza po 11 września 2001 r., stało się planowanie i organizowanie kolejnych zamachów na terytorium państw zachodnich, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych. Na tym celu skupiała się więc głównie aktywność poszczególnych komórek i struktur Al-Kaidy rozsianych po całym świecie. Nie jest tajemnicą, że Ajman az-Zawahiri - zastępca Osamy bin Ladena, od kilku lat pozostawał na tym tle w ideologicznym konflikcie ze swym zwierzchnikiem.
Az-Zawahiri, jako człowiek bez porównania od bin Ladena lepiej wykształcony i lepiej obeznany w realiach współczesnego świata, zdawał sobie doskonale sprawę, że aby odnieść sukces w wojnie z Zachodem, należy najpierw zdobyć i umocnić wpływy radykalnego islamu w samym świecie muzułmańskim (arab.: „Dar al-Islam”). Bezpośrednie uderzenia na terenie państw zachodnich, choć nośne propagandowo i medialnie, nie mają w dłuższej perspektywie większego znaczenia strategicznego i nie przybliżają islamistów do realizacji najważniejszego celu dżihadu, jakim jest odtworzenie jednolitego, wielkiego kalifatu. Śmierć Osamy bin Ladena i późniejszy wybór Ajmana az-Zawahiriego na lidera Al-Kaidy istotnie więc wpłynęły na radykalną zmianę strategii Al-Kaidy i całego związanego z nią ruchu dżihadu. Al-Kaida, a zwłaszcza jej regionalne ekspozytury w Afryce Północnej, na Synaju i na Półwyspie Arabskim, już w połowie 2011 roku aktywnie włączyły się w wydarzenia Arabskiej Wiosny.
W Libii, Tunezji, Algierii, Egipcie i Jemenie zaroiło się od emisariuszy Al-Kaidy, którzy umiejętnie przejęli kontrolę nad wieloma powstałymi spontanicznie na fali rewolucji strukturami islamistycznymi. W ślad za nimi popłynęły spod Hindukuszu instrukcje i fundusze, a także rzesze bojowników, doświadczonych w walkach w Iraku, Somalii oraz Pakistanie i Afganistanie. W przypadku regionu afgańsko-pakistańskiego (AFPAK) odpływ kadr Al-Kaidy do Maghrebu i na Bliski Wschód był tak duży, że administracja USA z tryumfem obwieściła jesienią 2011 roku skuteczność swojej polityki afgańskiej i klęskę islamistów pod Hindukuszem. O prawdziwej naturze zachodzącego procesu Waszyngton miał się boleśnie przekonać dopiero rok później, gdy w rocznicę wrześniowych zamachów na Amerykę Al-Kaida puściła z dymem konsulat USA w Bengazi, zabijając amerykańskiego ambasadora i kilka innych osób.
Nowa strategia Al-Kaidy, zakładająca przeniesienie przez jej poszczególne struktury i ogniwa niemal całego ciężaru działań na ich macierzyste obszary aktywności, daje organizacji obiecujące perspektywy właśnie w Afryce Północnej. Chaos Arabskiej Wiosny wywołany rewolucjami w Tunezji i Egipcie, bezprecedensowy wzrost politycznego znaczenia zwolenników radykalnego islamu w tych państwach, trwająca rozgrywka polityczna związana z wojną domową w Syrii, a także „czarna dziura bezpieczeństwa” powstała w wyniku wojny domowej w Libii, czynią działalność ugrupowań ekstremistycznych w tej części świata niemal nieskrepowaną. Wyrazem tego stanu rzeczy stało się również powołanie na przełomie 2011 i 2012 roku nowego oficjalnego regionalnego odgałęzienia Al-Kaidy az-Zawahiriego - „Al-Kaidy w Afryce Wschodniej”. Jej struktury, choć powiązane z samą centralą Al-Kaidy, działają w dużej mierze niezależnie.
Wydawało się, że ruchy takie, jeśli nie są efemeryczne, to przynajmniej są niepowiązane ze sobą i działają bez większego wspólnego zamysłu strategicznego. Tymczasem okazuje się, że nad wszystkim czuwa nowe kierownictwo Al-Kaidy z samym az-Zawahirim na czele. Nowy emir Al-Kaidy jest w stałym kontakcie z liderami grup islamistycznych w Maghrebie (m.in. z osławionym Mochtarem Belmochtarem, odpowiedzialnym za niedawny spektakularny krwawy atak na algierski terminal gazowy w In Amenas). A Stany Zjednoczone twierdza, że Al-Kaida jest w defensywie i nie ma powiązań ze swoimi „franszyzami”. W takiej rzeczywistości to, co stało się w ostatnich miesiącach w Mali, było nieuniknione. Państwo, w którym nie ma efektywnej władzy centralnej, którego połowa terytorium od dawna znajduje się poza kontrolą (nawet nominalną) rządu, to wymarzone miejsce dla aktywności ekstremistycznych organizacji islamskich.
Skąd jednak tak szybkie i niespodziewane umiędzynarodowienie konfliktu w Mali? Jak się wydaje, interwencja francuska podjęta 11 stycznia bieżącego roku to z jednej strony efekt świadomości Paryża, że obalenie reżymu Kadafiego półtora roku temu nie przyczyniło się do poprawy sytuacji strategicznej w Maghrebie i Sahelu (w języku arabskim słowo „Sahil” oznacza wybrzeże. Sahel to region geograficzny w Afryce. Obejmuje obszar wzdłuż południowych obrzeży Sahary i północnych obrzeży bardziej wilgotnego Sudanu od Senegalu przez Mauretanię, Mali, Niger, Czad, Sudan i Erytreę aż do Somalii). Z drugiej strony, w Mali żyje kilkanaście tysięcy obywateli francuskich, a związki tego państwa z dawną metropolią kolonialną są wciąż bliskie.
Gdyby nie interwencja Paryża i idące za nią umiędzynarodowienie tego konfliktu (udział państw UE i NATO), to za kilka tygodni prawdopodobnie w Mali powstałby nowy „Kaliban”, tym razem położony trzy razy bliżej Europy niż ten afgański.
Czy francuska (a w zasadzie już zachodnia) operacja militarna w Mali ma jednak szanse powstrzymać marsz radykalnego islamu w Afryce subsaharyjskiej? Wątpliwe. Mali nie jest bowiem celem islamistów samo w sobie, jest zaledwie etapem w ich długim marszu do opanowania obszarów Maghrebu oraz Afryki subsaharyjskiej i środkowej, od wieków zamieszkanych w większości przez ludność wyznającą islam.
Cel ten jest realizowany stopniowo i z wytrwałością, jaka nam - współczesnym ludziom Zachodu - jest kompletnie nieznana. Procesu umacniania się pozycji islamskich ekstremistów w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie, zapoczątkowanego wydarzeniami Arabskiej Wiosny, nie da się już łatwo powstrzymać. I takie jest drugie - ukryte - dno „arabskiej wiosny”.
Cała społeczność międzynarodowa będzie więc musiała wypracować od początku swoją politykę wobec nowych władz w poszczególnych państwach arabskich. Wpisywać się w to będzie ewentualne uznanie roli islamistów w arabskich władzach w poszczególnych państwach. Dzięki zainicjowaniu regularnego, konkretnego dialogu z ugrupowaniami fundamentalistycznymi (ale nie ekstremistycznymi) na rzecz współpracy we wspólnych obszarach i dyskusji o kluczowych kwestiach polityki regionalnej, Zachód może odkryje więcej zbieżnych interesów, niż się spodziewa. Przykłady kooperacji USA z islamistyczną opozycyjną marokańską Partią Sprawiedliwości pokazują, że taki dialog jest możliwy. Być może okaże się on konstruktywny i przyczyni się do pozytywnej zmiany percepcji Zachodu w świecie arabskim. Czy taka jest właśnie przyszłość wzajemnych relacji pomiędzy wschodem a zachodem? Czas pokaże. T.W. Opracowanie jest nieautoryzowanym wyborem fragmentów artykułów opublikowanych w wikipedii (http://pl.wikipedia.org/) oraz skrótów następujących artykułów dostępnych w całości w internecie pod przytoczonymi adresami www:
Aleksandra Dzisiów-Szuszczykiewicz Biuro Bezpieczeństwa Narodowego „Arabska wiosna - przyczyny, przebieg, prognozy” kwartalnik Bezpieczeństwo Narodowe Nr 18/2011 http://www.bbn.gov.pl/download/1/7804/Arabska_wiosna_przyczyny_przebieg_prognozy.pdf
Dominik Jankowski
Biuro Bezpieczeństwa Narodowego „Po arabskiej wiośnie – zima dla europejskiej obrony?” kwartalnik Bezpieczeństwo Narodowe Nr 18/2011 http://www.bbn.gov.pl/download/1/7805/Po_arabskiej_wiosnie_zima_dla_europejskiej_obrony.pdf
Aleksandra Dzisiów-Szuszczykiewicz
Biuro Bezpieczeństwa Narodowego „Regionalna rywalizacja o Syrię” kwartalnik Bezpieczeństwo Narodowe Nr 22/2012, http://www.bbn.gov.pl/download/1/11479/str__91109_Aleksandra_Szuszczykiewicz.pdf
Tomasz Otłowski
Biuro Bezpieczeństwa Narodowego Analiza BBN pt. „Wzrost pozycji islamistów w Libii” http://www.bbn.gov.pl/download/1/8968/Analiza_BBN_Wzrost_pozycji_islamistow_w_Libii.pdf
Tomasz Otłowski dla Wirtualnej Polski:
„Wojna w Mali, Al-Kaida i Arabska Wiosna czyli zwycięski marsz islamistów” http://wiadomosci.wp.pl/title,Wojna-w-Mali-Al-Kaida-i-Arabska-Wiosna-czyli-zwycieski-marsz-islamistow,wid,15288324,wiadomosc.html
Jerzy T. Leszczyński dla Wirtualnej Polski:
„Prawdziwa stawka w »grze o Syrię«” http://wiadomosci.wp.pl/kat,1020229,title,Prawdziwa-stawka-w-grze-o-Syrie,wid,14310680,wiadomosc.html
#arabska wiosna#arabska wiosna ludów#zima ludów#arabskie przebudzenie#Mohamed Bouazizi#prezydent Zin Al-Abidin Ben Ali#Hosni Mubarak#Ahmad Szafik#Abdullah II#Maruf al-Bachit#Baszar al-Assad#Abd Rabu Mansur Hadi#Al Dżazira#internet#Facebook#Twitter#Mohammed VI#Kabus bin Said#Muammar Kaddafi#Hezbollah#Partia Boga#Rosja#Chiny#Syryjska Armia Narodowa#Turcja#Izrael#Al-Kaida#Tanzim al-Kaid’at Wal Dżihad#Mali#Az-Zawahiri
1 note
·
View note