#Sześć stóp pod ziemią
Explore tagged Tumblr posts
Text
Sześć stóp pod ziemią (Six Feet Under)
Ile sezonów: 5
Ile odcinków: 13 - 13 - 13 - 12 - 12
Rodzina Fischerów, prowadząca zakład pogrzebowy, zmaga się z doświadczeniami śmierci. Pozwala im to inaczej patrzeć na otaczającą ich rzeczywistość.
2001 - 2005
0 notes
Text
Znów to robię, i coś mi się wydaje, że znów skończę na intensywnej terapii lub sześć stóp pod ziemią.
No i znowu nie odbieram telefonów, mówię wszystkim, że nie mam czasu i stopniowo odsuwam od siebie ludzi.
#mental health#bipolar depression#actually borderline#i can relate#jebacstarebabypradem#jebac wszystko#nachuyjazyje#nienawidze zycia#depresja#choroba afektywna dwubiegunowa
6 notes
·
View notes
Text
#six feet under#tv series#tv series netflix#sześć stóp pod ziemią#szesc stop pod ziemia#serial#david fisher#fisher family
5 notes
·
View notes
Text
Czasami serce ma dwa kształty [Athos/Porthos/Aramis] - Musketeers
Dobra, nie wiem czy to kontynuować, czy nie. W każdym razie muszkieterowie nie dają mi spokoju i po prostu pragnę trochę ludzkiego kontaktu w czasach koronawirusa, przytulania, głaskania, buziaków. Ogólnie chciało mi się jakiś puchatych bzdur.
Także nie przedłużając, Athos i Aramis to od lat niewoleni, koci zmiennokształtni czekający na kupca. Jednak jak odnajdą się w świecie, który obserwowali jedynie zza krat?
---
Klatka była wąska i wysoka. Chłód metalowego dna przeszywał do szpiku kości, przyprawiając o dreszcze rozgrzane ciała.
Athosa trawiła gorączka, jednak nie o siebie się martwił, lecz o młodszego mężczyznę przytulonego do jego boku.
Aramis.
Młody kocur trafił do jego klatki sześć lat temu.
Mały i niezgrabny nastolatek o kasztanowych, kręconych włosach oraz czarnych, ufnych oczach w kształcie migdałów. Aramis jako pierwszy zaczął narzekać na nieznośny ukrop panujący w małej klatce.
W środku zimy.
Młody mężczyzna odziany jedynie w przydługą koszulę, początkowo próbował uciec od ciepła przyjaciela. Teraz jednak szatyn, leżał wtulony w bok Athosa skamląc.
Środek zimy nie był najlepszym okresem dla handlowców, zwłaszcza żywym towarem - pomyślał rozglądając się wokół. Zwykle ruchliwy rynek wypełniony był straganami z zamrożonym mięsem, ubraniami, czy inwentarzem. Oprócz dwóch kocurów, na placu stało jeszcze dziewięć klatek .
Za kratami znajdowały się kobiety i mężczyźni, gdzieniegdzie widać było pióra, ogony czy rogi. Ich właściciel handlował towarem "ekskluzywnym". Znaczyło to tyle, że mężczyzna rozstawiał sidła na magiczne stworzenia, które potem sprzedawał nadętym bufonom.
Niestety Athos, także dał się złapać. Chociaż nie wie czy to dobre określenie.
Brunet zapijał smutki w karczmie "pod Jeleniem" jak co noc, w końcu znalazł się w stanie upojenia, które jasno dawało znać, iż pora zabrać się do domu.
Następnego dnia obudził się w dwumetrowej klatce z ciężką, metalową obrożą na bladej szyi, wpatrując się w twarz blondwłosego mężczyzny kucającego przed nim.
Rochefort.
Jak się okazało, właściciel karczmy popadł w długi, jednak widząc Athosa dzień w dzień pojawiającego się o tej samej porze, wpadł na pomysł. Wskazał kocura miejscowemu kłusownikowi pracującego dla Rocheforta. Blondyn w przeszłości zajmował się sprzedażą niewolników, dlatego łatwo było przerzucić się na handel elfami, harpiami, czy zmiennokształtnymi, które były bardziej pożądane, niźli zwykły człowiek.
Tak właśnie stracił wolność.
Przez własną głupotę.
Zdenerwowany strzepnął uchem, patrząc z pogardą na nielicznych przechodniów.
Nikt nie był zainteresowany kupnem starego, zaniedbanego kocura o czarnych jak noc lokach ze stalą w jasnych oczach.
Uwolnieniem go z tej klatki.
Któregoś razu zdołał sięgnąć noża do wyprawiania skór, zostawionego przez jednego z handlarzy mięsiwem. Niezwykle ostra broń o lekko zakrzywionym ostrzu i ładnej, skórzanej rękojeści.
Niestety Rochefort szybko odebrał mu nóż, nim zdążył uciec z tego przeklętego życia.
Athos naprawdę chciałby wiedzieć, o czym myślał szalony mężczyzna.
Dlaczego blondyn trzymał go od tylu lat w tej przeklętej klatce? Niczym trofeum.
Z zamyślenia wyrwały go trzy pary stóp, które nagle ukazały się przed jego oczami. Szczupła, lecz wysoka kobieta o włosach pocałowanych przez ogień patrzyła wyniośle na Jacquesa - mięśniaka o kaprawych oczkach.To on był odpowiedzialny za karmienie ich.
Athos pamięta czasy, kiedy zmuszano go do zlizywania jedzenia z dna klatki. Potem jednak przyszedł Aramis o sarnich oczach, prosząc o każdy kęs.
Obok kobiety stało dwóch mężczyzn o ciemnej karnacji, siła kryła się w ich szerokich ciałach, jednak nie wyglądali oni karykaturalnie jak Jacques.
Cała trójka miała na sobie ciemnoszare, grube płaszcze.
Aramis u jego boku zaskomlał, wtulając się w Athosa.
Oboje zamarzali.
Blade, wręcz błękitne wargi zdobiły twarze kocurów.
Jednak mimo choroby trawiącej jego ciało, Athos nie był słaby. Nie pozwoli nikomu ich rozdzielić.
Wiedział, że to jego wina. Ilekroć ktoś zainteresował się kupnem młodego, zgrabnego kota, pojawiał się on. Z gniewem w jasnych oczach stawał w obronie Aramisa, ponieważ wiedział kim byłby dla nich szatyn.
Widział ledwo skrywane pożądanie w oczach potencjalnych nabywców.
Nie pozwoli, by ktokolwiek wyrządził krzywdę Aramisowi.
- Otwórz klatkę Monsieur - oznajmił mężczyzna z blizną przecinającą lewe oko.
Przed trójką przybyszy było wielu. Odstraszył wszystkich, z tymi, także sobie poradzi - pomyślał hardo wpatrując się w każdego z osobna.
- Oczywiście! - rozradowany Rochefort sięgnął do kieszeni beżowego płaszcza, wyciągając pęk, żeliwnych kluczy.
Zamarzał, psia krew - pomyślał ze złością wpatrując się w przeklętego blondyna, gdy tulił do siebie drżącego Aramisa.
- Który państwa zainteresował? - spytał kupiec grzebiąc przy zamku klatki.
Właśnie, zaśmiał się wewnętrznie Athos. Kogo chcecie ze sobą zabrać?
- Oboje - odchrząknął mężczyzna z blizną, rzucając Rochefortowi pokaźną sakwę złota. - Zabieramy oba kocury - oznajmił ciemnoskóry, krzyżując spojrzenie z oszołomionym Athosem.
O.
Aramis przy jego boku drżał z zimna, jednak gorące czoło młodego kota, lepkie od potu, znajdowało się przyciśnięte do zimnej szyi Athosa, którą zdobiła ciemna, metalowa obręcz.
Oboje?
Strach ścisnął mu serce. Ta klatka była jego światem od dziesięciu lat, a teraz miał zostać sprzedany? Tak długo na to czekał, na... okazję. W końcu mogliby uciec, jednak nigdzie nie zajdą w tym stanie. Nie z Aramisem, którego od kilku dni trawiła gorączka.
Zimny metal gryzł w gołe nogi, kontrastując z ciepłym czołem opartym o jego szyję.
Nie wiedzieć kiedy, klatka została otworzona. Ścisnął kurczowo Aramisa wbijając zmarznięte palce w lodowate ciało przyjaciela, zakrytego jedynie cienką koszulą.
Ciemnoskóry mężczyzna bez blizny klęknął w otwartej klatce. Nieznajomy miał krótkie, czarne włosy, pociągłą twarz o kanciastej szczęce, płaski, szeroki nos oraz wąskie oczy w kolorze Brandy, które patrzyły na Aramisa z niepokojem.
- Hej, kolego - wyszeptał mężczyzna uśmiechając się do Athosa. Nieznajomy odpiął wełniany płaszcz po czym spojrzał z pytaniem w oczach na niego. - Czy mogę porwać Twojego przyjaciela?
Athos widział w jasnych oczach jedynie zmartwienie i ciepło, jednak nie chciał puścić Aramisa, byli razem od sześciu lat. On... nie mógł zdjąć rąk z młodego kocura.
Spojrzał niezadowolony na nieznajomego pieszcząc kasztanowe kosmyki pod brodą spoglądając z nieufnością na dwójkę ludzi za nim.
Kto ich kupił? Cała trójka miała zostać ich właścicielami?
- Porthos du Vallon - oznajmił nagle mężczyzna z blizną podchodząc do klatki, by móc oprzeć się o metalowe szczeble. Wyglądał podobnie do faceta przed Athosem. Ta sama pociągła twarz, wąskie oczy o ciepłej, złotej barwie przywodzącej na myśl whisky oraz nie za duży, płaski, lecz szpiczasty nos. Czarne, kręcone kosmyki Porthosa przykryte były skórzanym kapeluszem z bażancim piórem. - A ten facet bez manier to mój brat, Charon - oznajmił mężczyzna kiwając głową na uśmiechniętego nieznajomego przed nim, który wyciągał ręce z płaszczem ku drżącemu Aramisowi.
Athos popatrzył na braci... ich nowych właścicieli po czym kiwnął głową przyznając zgodę na kradzież młodego kocura. Puścił zimne ciało przyjaciela składając pocałunek na kasztanowych kosmykach, pozwalając silnym dłonią Charona, opatulić wełnianym płaszczem, Aramisa.
-...thos - zapiszczał młody kocur otwierając ciężkie od snu, czekoladowe oczy. Aramis spojrzał szklistym wzrokiem na bruneta wiercąc się w uścisku Charona. - Thos! - zaskomlał szatyn wyciągając do niego dłoń.
Jak mógł puścić swojego przyjaciela, kiedy był w takim stanie? Athos znalazł w sobie siłę, by podpełznąć do kocura, przyłożył wargi do lepkiego od potu czoła składając na nim pocałunek.
- Cicho Arrramis... - wymruczał pieszcząc delikatnie bok głowy przyjaciela, gdy ten przymknął oczy odpływając z powrotem w objęcia Morfeusza. Kocur szybko został zapakowany w płaszcz i wyniesiony z klatki przez zadowolonego Charona, który stanął obok rudowłosej kobiety bawiącej się sztyletem.
Ostrze wirowało między bladymi kostkami dziewczyny, błyszcząc w świetle dnia.
Nagle świat stał się czarny.
W pierwszej chwili Athos zaczął się szamotać, jednak dotarło do niego, że to tylko kaptur, wełnianego płaszcza du Vallona na jego głowie. Po raz pierwszy czuł ciepło; zastanowił się zdejmując materiał znad oczu.
Huh.
- Thos? - spytał jego nowy właściciel wyciągając ku niemu silną dłoń o zadbanych, lecz spracowanych palcach.
Zaintrygowany chwycił zaoferowaną rękę mężczyzny, który podciągnął go do góry, łapiąc delikatnie w talii, kiedy zachwiał się.
Dawno nie używał nóg. Owszem, mógł stać w klatce, jednak rzadko, kiedy pozwalano mu chodzić poza nią.
- Athos i Aramis, sir - wychrypiał opatulając się ciepłym płaszczem, pachnącym ziemią, lasem i cytrusami. Du Vallon zmarszczył brwi chcąc odpowiedzieć, jednak w słowo wszedł mu Rochefort. Blondyn potrząsnął wypchaną sakiewką podchodząc do nich z Jacquesem spoglądającym znad ramienia szefa.
- Dziewięćdziesiąt livrów? - prychnął z niesmakiem Rochefort kierując ręce ku Athosowi, którego przepełnił strach. Nie chciał wracać do klatki!
Jednak ręce kupca nigdy nie dotarły, ponieważ znalazły się w uścisku du Vallona. Athos nadal był wspierany przez mężczyznę, który delikatnie trzymał go w talii, jednak druga dłoń oplotła się wokół nadgarstków kupca.
- Dziesięć livrów, Rochefort - warknął mężczyzna ściskając boleśnie ręce blondyna. - Tyle dostaniesz jeżeli zaraz się od nas nie odsuniesz - wychrypiał du Vallon niskim głosem przywodzącym na myśl zakrwawione ciała.
Dziewięćdziesiąt livrów.
Co?
Athos cieszył się, że du Vallon nie postanowił go puścić, inaczej niechybnie padłby tu i teraz. Nigdy w ciągu ostatnich dziesięciu lat nie słyszał takiej sumy, a blondyn śmiał jeszcze narzekać?
- Jak zwykle, nie da się z tobą nic wytargować, Porthos - zachichotał Rochefort szybko zabierając dłonie.
Ledwo skrywana ulga zdawała się przepełniać ciało kocura, gdy patrzył jak ręce blondyna znikają w fałdach materiału. Wciąż pamiętał ich dotyk na swojej skórze.
Wzdrygnął się czując falę zażenowania rozchodzącą się po jego ciele.
- Czy możesz odwołać swoją siostrę? - mruknął zirytowany kupiec, chowając sakiewkę pełną pieniędzy.
Dopiero teraz Athos zauważył rudowłosą kobietę trzymającą ostrze na gardle Jacquesa. Z długich kosmyków pocałowanych przez ogień wychylała się para nastroszonych, lisich uszu. Kobieta warczała nisko spoglądając z groźbą w oczy blondyna, przyciskając ostrze do krtani umięśnionego mężczyzny.
- Oi, czyżby kitsune przygarnęła kocięta? - zaśmiał się Rochefort spoglądając z kpiną w zielone oczy kobiety.
Nim ktokolwiek zdążył się spostrzec Jacques leżał nieprzytomny na zmarzniętej ziemi, natomiast blondyn stał przed Athosem ze strachem w oczach, kiedy to czubek ostrza dzierżonego przez lisicę znajdował się zdecydowanie zbyt blisko spojówki Rocheforta.
Zastanawiał się, czy kobieta planuje wbić sztylet w głowę kupca? A może rzeczywiście wydłubie mu oko jak to sugerował kąt ostrza...
- Jeżeli jeszcze raz spróbujesz dotknąć Athosa - wysyczała lisica wbijając długie, czerwone pazury w ramię blondyna - wyrwę Ci wszystkie paznokcie, a następnie połamię palce, jeden po drugim, staw po stawie, aż będziesz błagał bym je odcięła, Rochefort - zakończyła rudowłosa tnąc szybko, cienką skórę na kości policzkowej kupca.
- Pchła - zganił du Vallon lisicę, patrząc z zadowoleniem na uciekającego w popłochu blondyna. Athos czuł ciepło ogarniające nos, policzki i uszy, wiedział, że nie ma to nic wspólnego z gorącem ciała obok niego, bądź ugrzanym przez Porthosa płaszczem, ukrywającym całą jego postać.
Ta nieznana mu kobieta.
Kitsune.
Broniła go zacieklej, niż własna rodzina. Momentalnie serce Athosa wypełnił ból na myśl o Thomasie i Annie.
Pchła schowała ostrze między fałdami płaszcza kierując się ku Charonowi trzymającemu Aramisa w ramionach.
Uszy lisicy zniknęły.
Huh.
- Dasz radę iść, Athos? - spytał zmartwiony du Vallon spoglądając na niego z troską w bursztynowych oczach. Czuł ciepło ręki mężczyzny trzymającego go w talii. Zapach lasu i cytrusów uspokajał zmęczone ciało, a gorączka trawiąca jego ciało zaspokajała się zimną, mokrą ziemią pod stopami. Było mu za ciepło, a jednocześnie czuł się zmarznięty, jednak na swój sposób był zaspokojony. Athos zastanawiał się, czy musieli iść gdzieś daleko...
- Powóz znajduje się na końcu rynku - oznajmił du Vallon wyrywając bruneta z zamyślenia. Jeżeli mężczyzna nie pozwoli mu upaść, Athos powinien dotrzeć do pojazdu o własnych siłach. Przynajmniej taką miał nadzieję...
- Tak - wychrypiał ruszając przed siebie, by spotkać się z Charonem i Pchłą. Aramis leżał bezwładnie w ramionach brata du Vallona mrucząc co jakiś czas, w końcu odczuwając upragnione ciepło. Kasztanowe kosmyki kręciły się od potu, klejąc do mokrej twarzy kocura. W świetle zimnego poranka widać było białą parę wydobywającą się z spękanych ust szatyna.
- Mademoiselle - zwrócił się do kobiety naznaczonej ogniem, która spojrzała na niego zaskoczona odrywając dłoń od rumianego policzka Aramisa. Athos zignorował szerokie uśmiechy zdobiące ciemne twarze mężczyzn, przyjmując z ulgą płytszy oddech młodego kocura. Cokolwiek zrobiła lisica, Aramis wyglądał lepiej. - Dziękuję - wyszeptał patrząc w soczyście zielone oczy kobiety.
- Wracamy do domu chłopcy - prychnęła Pchła idąc ramię w ramię z Athosem i Charonem, nie odrywając wzroku od ich otoczenia nawet na chwilę.
---
Dotarli do czarnego powozu pilnowanego przez chłopaka o długich, białych włosach związanych błękitną wstążką. Woźnica na tle dwóch karych koni fryzyjskich wyglądał niezwykle blado, dopiero po chwili Athos uświadomił sobie, że to albinos.
Chłopak o różowej cerze, fioletowych oczach okalanych śnieżnobiałymi rzęsami i promiennym uśmiechu, ubrany w ciemny płaszcz podbiegł do nich szczerząc zęby w świetle dnia.
- Messieurs! Mademoiselle! - zakrzyknął chłopak ledwo hamując przed nimi z otwartymi ustami wpatrując się w dwa kocury. - O! Nowi - oznajmił albinos sięgając po jego dłoń. - Nazywam się Thomas. Thomas Blanco Moreno!
Athos zamarł wpatrując się z przerażeniem w chłopaka widząc przed oczami ciemnowłosego, szczupłego nastolatka, o tak samo promiennym uśmiechu. Jednak kocur szybko zreflektował się ściskając bladą dłoń Thomasa.
- Athos - wychrypiał mając nadzieję, że jego głos nie brzmi tak słabo jak myślał.
- Thom, jak tam dziewczyny? - spytał du Vallon popychając go ku powozowi wyczuwając dyskomfort bruneta. Mężczyzna otworzył drzwi zapraszając kocura do środka, jednak Athos nie miał zamiaru ruszyć gdziekolwiek bez przyjaciela. Charon jakby wyczuwając jego zmartwienia stanął tuż obok niego z naręczem młodego kocura.
Athos wspiął się do powozu, czując jak ciepła dłoń Porthosa opuszcza jego talię.
W chwili, gdy kocur usiadł na obitym białą tkaniną siedzeniu, w drzwiach pojawił Charon. Brat du Vallona wkroczył ostrożnie po stopniu, manewrując ciałem nieprzytomnego kocura tak, by w końcu ułożyć go ostrożnie koło Athosa z głową szatyna na jego kolanach.
W tle słychać było radosną paplaninę Thomasa na temat dwóch karych klaczy - Lorrainé i Desirée.
- Pojadę z przodu - oznajmił Charon uspokajając skołatane nerwy kocura.
Athos naprawdę nie chciał myśleć, co by zrobił gdyby cała piątka miała się jakoś pomieścić w środku powozu na dwóch siedzeniach.
Zmartwiony wpatrywał się w ciepłe ciało przyjaciela leżącego na jego kolanach. Aramis nadal był gorący w dotyku. Szatyn drżał co chwila próbując zwinąć się bliżej ciała Athosa, co i rusz skamląc z niezadowolenia. Nienawidził patrzeć jak Aramis cierpi, westchnął przeczesując wilgotne od potu loki kocura.
- Trzymaj - Athos poderwał głowę nie wyczuwając zbliżającej się Pchły. Lisica wyciągnęła ku niemu manierkę, myśląc, że brunet ją weźmie. Jednak nie ważne jak Athosowi bardzo chciało się pić, nie mógł zmusić się do wzięcia karafki. Brunet starał się zignorować panikę rozchodzącą się po jego zmęczonym ciele, jednak Pchła wybawiła go z opresji, pociągając solidny łyk z świeżo odkorkowanej manierki. - Woda - oznajmiła kobieta wyciągając karafkę ku drżącej dłoni kocura.
Ahos zacisnął palce na wytartej przez dłonie skórze, po czym powąchał ostrożnie ciecz, nie wyczuwając nic poza mchem i ziemią, przywodząc na myśl świeżo stopiony śnieg. Przechylił, manierkę upijając łyk wody, a następnie połknął rozkoszując się chłodem na spieczonym gardle.
- Twój przyjaciel, także powinien się napić - zasugerowała Pchła spoglądając z zmartwieniem na szybkie, lecz płytkie wdechy szatyna. - Nie chciałabym, żeby się odwodnił - mruknęła przykładając dłoń do gołej łydki kota.
Athos kiwnął głową otwierając usta Aramisa.
Przechylił delikatnie manierkę jedną ręką, podczas, gdy drugą trzymał szatyna za brodę. Athos patrzył jak woda wpada do ust kocura masując gardło przyjaciela, by ciecz popłynęła dalej.
W tym samym czasie lisica zaciągała płaszcz Charona, chcąc jak najlepiej opatulić drżącego Aramisa.
Kocur zatkał manierkę, wciąż pieszcząc kasztanowe loki przyjaciela, omijając wrażliwe, brązowe uszy pokryte gęstym futrem.
Nagle na rumianych policzkach Aramisa znalazła się para bladych, oliwkowych dłoni. Pchła głaskała lepką skórę młodego kota, który z chwili na chwilę zdawał się głębiej i spokojniej oddychać. Lisica oderwała się od twarzy Aramisa zachęcając Athosa do wypicia jeszcze kilku łyków wody ze skórzanej manierki.
- Prześpij się - zaproponowała Pchła sięgając ku gorącym policzkom bruneta. Athos poczuł chłód dłoni rudowłosej kobiety, a nieprzyjemny gorąc, który zdawał się odpływać z nagle ciężkiej głowy był błogim wybawieniem. Pchła odgarnęła czarne, wilgotne kosmyki z jego czoła, po czym zaciągnęła szczelnie brzegi płaszcza du Vallona. - Przed nami długa droga - wyszeptała lisica siadając na przeciwko dwóch sennych kocurów, a kiedy do ognistej kobiety dołączył Porthos, kołysząc powozem, Athos czuł się uspokojony. W jakiś sposób z tymi nieznajomymi czuł się bezpieczniej, niż kiedykolwiek w swoim życiu.
Zaufał im.
Ostatnim co usłyszał był trzask zamykanych drzwi od powozu oraz stukot końskich kopyt o bruk.
Zapach ognia, lasu i cytrusów wypełniał zmysły Athosa szepcząc o bezpieczeństwie.
6 notes
·
View notes
Text
Nasza miłość jest sześć stóp pod ziemią
Nie mogę pomóc, ale zastanwiam się
Jeśli deszcz podlałby nasz grób
Czy róże by zakwitły?
6 notes
·
View notes
Text
Nasza miłość jest sześć stóp pod ziemią Nie mogę przestać zastanawiać się Jeśli deszcz podlałby nasz grób Czy róże by zakwitły? Czy róże mogą jeszcze zakwitnąć?
#six feet under#milosc#nadzieja#róże#deszcz#tekst piosenki#cytat#cytat z piosenki#zaufanie#xyz#zastanowienie
6 notes
·
View notes
Text
Dziwne rodzinne biznesy: "Prawi Gemstonowie", "Sześć stóp pod ziemią" i "Rodzina Soprano" (powtórka)
from Najnowsze audycje - Radio TOK FM http://bit.ly/2py58lq via TOK FM
0 notes
Text
Wiadomości LGBT z ostatniego tygodnia
Wiodący magazyn ślubny w swoim najnowszym numerze wprowadził modę ślubną bez ze względu na płeć. Listopadowy numer Love Inc. po raz pierwszy prezentuje nie-binarną modę ślubną na okładce.
Paulina przeczytała, że jest głupią smarkulą. Jej kolegów wyzywano od odmieńców i straszono Hitlerem. Organizatorzy Tęczowego Piątku w Tarnowskich Górach zapewniają jednak, że hejt ich jeszcze bardziej wzmocnił.
Mniejszości w Polsce padają ofiarą prawicowej krucjaty ideologicznej, a instytucje polskiego państwa występują jako zbrojne ramię takich skrajnych organizacji jak Ordo Iuris.
W organizowanie moralnej paniki przeciw uczniom LGBT (bo przecież akcja była zorganizowana głównie z myślą o nich i ich bezpieczeństwie w szkole) ochoczo zaangażowali się radni PiS (np. z warszawskiej Pragi-Południe) oraz niezawodne Ordo Iuris, które zasypało szkoły żądaniami informacji o szczegółach akcji. Wiceminister MEN Marzena Machałek przypomniała, że „wszystkie działania i treści wykraczające poza podstawę programową muszą być realizowane za zgodą rodziców”. Cóż z tego, że w podstawach programowych znajduje się zobowiązanie szkół do „dbania o wychowanie dzieci i młodzieży w duchu akceptacji i szacunku dla drugiego człowieka”, a prawo oświatowe już w swojej preambule przewiduje, że „szkoła winna zapewnić każdemu uczniowi warunki niezbędne do jego rozwoju, przygotować go do wypełniania obowiązków rodzinnych i obywatelskich w oparciu o zasady solidarności, demokracji, tolerancji, sprawiedliwości i wolności”. W państwie PiS ciążący na placówkach oświaty obowiązek zapewnienia uczniom bezpieczeństwa najwidoczniej nie obejmuje uczniów LGBT, którzy wchodzą do szkoły na własne ryzyko. Głośne, tragiczne samobójstwa młodych ludzi spowodowane homofobicznym prześladowaniem nie okazały się lekcją dla rządzących. A przecież tęczowy piątek miał pomóc w eliminacji takich sytuacji. (...) - Gazeta Wyborcza.
- Jeśli taka ustawa by powstała i byłaby dobrze napisana, nie wykluczam, że podszedłbym do niej poważnie - stwierdził na łamach "Naszego Dziennika" o prawie zakazującym "propagandy homoseksualnej" prezydent Andrzej Duda. Podobne przepisy przed laty wprowadziła Rosja.’
Gdy zdecydowała się na start w wyborach 7 lat temu, liczył się cel. Kandydowała z poczuciem misji. Z wiarą, że polska polityka może być inna. I przekonaniem, że robi dla osób LGBT coś bardzo ważnego. Anna Grodzka zajęła II miejsce w plebiscycie "Wysokich Obcasów" na Polkę Stulecia.
Odbywająca się co roku konferencja Chrześcijan LGBT Europy Wschodniej i Azji Środkowej, która w tym roku miała zawitać do Erywania, została odwołana. "Jesteśmy głęboko zaniepokojeni i zawiedzeni, że polityczna przemoc, groźby śmierci i wandalizm, skierowane w stronę ludzi LGBTI stwarzają zagrożenie dla bezpieczeństwa naszych uczestników" - czytamy w oświadczeniu organizatorów. "Nie możemy oczekiwać, że politycy zrobią coś za nas w ramach ogólnej przyzwoitości. Jak pokazuje przykład Armenii - zwycięstwo demokratycznych sił w walce z autokratycznym reżimem jeszcze nie oznacza zmiany na lepsze dla społeczności LGBTQ" - mówi w rozmowie z nami Misza Czerniak, kierownik programowy Europejskiego Forum Chrześcijańskich Grup LGBT.
Jak podają lokalni organizatorzy Forum - organizacja New Generation: musieli oni zawiesić swoją działalność, samochód jej dyrektora został uszkodzony, a członkowie byli śledzeni, w celu odkrycia miejsca konferencji. Pobito kilko zagranicznych turystów, których uznano za uczestników wydarzenia.
"Mam jeden wniosek: nie łudźmy się, że zmiany nastąpią same, że nie trzeba wywierać presji na politykach. W naszych czasach, z polityką populizmu pod obliczem obrony rzekomo tradycyjnych i chrześcijańskich wartości - sytuacja z naszymi prawami przypomina ruchome schody, które jadą w dół. Trzeba dokładać pewnych starań nawet, żeby zostać na miejscu. A jeśli chcemy wspiąć się w górę, to trzeba starać się cztery razy bardziej. Inaczej wszystko to zmierza w stronę piekła" - mówi w rozmowie z nami Misza Czerniak, kierownik programowy Europejskiego Forum Chrześcijańskich Grup LGBT i dodaje: "Nie możemy oczekiwać, że politycy zrobią coś za nas w ramach ogólnej przyzwoitości. Jak pokazuje przykład Armenii, zwycięstwo demokratycznych sił w walce z autokratycznym reżimem jeszcze nie oznacza zmiany na lepsze dla społeczności LGBTQ. Bez takich akcji, jak to co przed wyborami samorządowymi prowadziły nasze organizacje pod przewodnictwem MNW, politycy chętnie by zapomnieli o naszym 'niewygodnym temacie'" - Queer.pl
Michael Urie powiedział, że obsada Brzyduli Betty będzie gotowa na odrodzenie serialu. Serial zakończył się osiem lat temu, gdy ABC zdecydował się odwołać serial, w Polsce emitował kanał Fox Life, ale Urie, który grał rolę otwartego gejowskiego asystenta mody, Marca St Jamesa, powiedział dla Vulture, że oryginalna obsada z przyjemnością powróci.
Na Uniwersytecie Orientale w Neapolu w przyszły piątek odbędzie się konferencja poświęcona homoseksualizmowi w sztuce i literaturze polskiej zatytułowana "(Ad)versum culturam. Homoseksualizm w centrum i na peryferiach polskiej literatury i sztuki". Organizatorzy piszą: "Rząd polski wykazuje postawę mało przychylną wobec emancypacji prawnej i społecznej LGBT+".
Spór o to, czy homoseksualizm jest determinowany biologicznie czy kulturowo, czy jest wrodzony czy nabywany, trwa w przestrzeni publicznej od wielu lat. Tymczasem badania na bliźniętach jednojajowych, dwujajowych, rodzeństwie niebliźniaczym i adopcyjnym, na matkach homoseksualistów i heteroseksualistów, badania neurobiologiczne i embriologiczne dotyczące mózgu, genetyczne i epigenetyczne łączące warianty genów i epigenów z szansą wystąpienia homoseksualizmu oraz eksperymenty na zwierzęcych modelach homoseksualizmu jasno pokazują, że czynnik biologiczny w rozwoju orientacji seksualnej pełni istotne funkcje, a prawdopodobieństwo rozwinięcia się orientacji homoseksualnej ustala się co najmniej w pewnej mierze na poziomie genetycznym i w okresie prenatalnym (przed urodzinami).
Biskup Würzburga Franz Jung w rozmowie z największym bawarskim dziennikiem "Main-Echo" mówi, że nie ma większego problemu z pracą z księżmi, którzy są homoseksualistami. Wywiad ukazał się w sobotnim wydaniu czasopisma.
"Nie podważam ich kwalifikacji duszpasterskich" - mówił. "To fakt, że są księża, którzy mają taką orientację seksualną i trzeba sobie z tym radzić" - dodaje.
Podkreśla, że nie wolno zapominać, że wszystkich księży obowiązuje celibat. "Taki ksiądz ma takie same obowiązki jak każdy inny, a jeśli ich nie wypełnia, to trzeba z nim porozmawiać". (deon.pl)
Mowa nienawiści w Polsce kwitnie język obrażanie i wyzywanie żydów i homoseksualistów, wielu z tego dumni. Nazywać miedzy innymi żydzi to nie ludzie, czy chwalą nazistów.
Sąd w Berlinie wymierzył we wtorek kary długoletniego więzienia dwóm polskim robotnikom budowlanym, oskarżonym o zamordowanie z motywów homofobicznych 47-letniego muzyka Jima Reevesa. Do zbrodni doszło w lutym 2016 roku.
Tass Rushan, zawodowy mistrz Europy FIFA, któremu zakazano rywalizacji przez EA po tym, jak nazwał przeciwnika "pedałem", powiedział, że nie wie, co znaczy słowo jest homofobiczne, ponieważ pochodzi z Londynu. Rushan następnie przeprosił
Działacz Malezji LGBT, Pang Khee Teik, powiedział, że kościoły chrześcijańskie wmówili jemu jest chory, próbowano go wyleczyć z homoseksualizmu. Miał problemy emocjonalne, wmówiono jemu i próbował pozbyć się homoseksualizm. Malezja, Indonezja, Singapur nie muzułmanie to chrześcijanie łączy jedno nienawiść do LGBT.
Josh Hawley, republikański prokurator generalny Missouri, pokonał urzędującego demokratę Claire McCaskill do Senatu USA. Hawley jest konserwatywnym ewangelicznym umiłowanym przez religijną prawicę za jego zdecydowany sprzeciw wobec aborcji i prawom LGBTQ. Jako profesor prawa na University of Missouri, przyjął pieniądze od homofobicznej grupy Alliance Defending Freedom.
Trzy trans kobiety i jedna kobieta hetero przyznały się do ataku na mężczyznę po pijanemu w Londynie. Tylah-Jo Bryan, Tamzin Lush i Amarnih Lewis-Daniel oraz matka czworga Hannah Bryan przyznają do ataku.
21-letni nowojorczyk został oskarżony o zbrodnię z nienawiści za kradzież tęczowych flag z kościoła Sayville w dniach 29 lipca, 23 września, 7 października, 15 października, 20 października.
Tajlandzka ustawa o równouprawnieniu płci chroni prawa osób trans, ale nadal traspłciowe osoby nie mogą legalnie zmienić płeć na akcie urodzenia.
Liczne organizację LGBT w USA potępiły posunięcie Donalda Trumpa, chce zakazać imigrantom ubiegającym się o azyl w USA, dla wielu emigrantów to będzie wyrok śmierci są wiele dowodów jak ameryka wysyła powrotem osobę i ta osoba ginie, dla osób LGBT którzy uciekają przed śmiercią i prześladowaniem to jest wyrok śmierci.
Kevin Morrison został najmłodszym członkiem radnym hrabstwa Cook, wygrał z przewodniczącym partii republikańskiej w Illinois, on nie tylko jest najmłodszym ale także jest ujawnionym gejem.
Policja w Padang w Indonezji aresztowała dziesięć kobiet podejrzanych o członkostwo w społeczności LGBT po tym, jak dwóch z nich jak pocałowały i przytulały się na zdjęciu udostępnionym na Facebooku.
Policja odmówiła udziału w paradzie Pride w Auckland, organizatorzy parady zakazali im nosić mundurów. Parada odbędzie się w sobotę 16 lutego 2019 roku.
Kobieta lecąca do Los Angeles została przyłapana na wideo, atakuje homofobicznymi obelgami pasażera. Kiedy inni pasażerowie poprosili ją, aby przestała, ponieważ dziecko siedziało obok niej, a ona zaatakowała inny pasażerów, a także obsługi samolotu.
Pojawiły się szokujące zdjęcia trzech kobiet transpłciowy, które policja wyrzuciła na publiczną ulicę w Indonezji. Upokarzano ich, poniżano lano na nie wodę.
Michael C. Hall, znany z Dextera, powiedział w wywiadzie dla Daily Beast, że nie jest "całkowicie heteroseksualny". Mówiąc o graniu w Cabaret, a także geja Davida Fishera w sześć stóp pod ziemią, Hall mówi o swojej własnej seksualności. "Myślę, że istnieje spektrum. Jestem na tym. Jestem heteroseksualny. Ale jeśli byłby procent, powiedziałbym, że nie jestem heteroseksualny." Dodaje jego seksualność jest płynna.
Li i Yansheng są parą gejów i ojcami. Po niepowodzeniu pierwszego IVF nie poddali się. Próbowali dwa razy, a na końcu narodziło się ich dziecko Xiaoyao.
youtube
Działacz kenijski potępia "nazywanie i zawstydzanie" osób LGBT w Tanzanii
youtube
Program "48 godzin" bada zabicie Blake'a Bernsteina, studenta Ivy League, który został zamordowany za bycie Żydem i gejem. Korespondentka Tracy Smith w CBSN o niepokojącym przypadku nienawiści z Kalifornii.
youtube
Terapia leczenia jest legalna w Quebecu, dziennikarka śledcza z Le Journal de Montréal używają ukrytych kamer, aby pokazać, że to się co dzieje kulisy leczenia homoseksualizmu.
youtube
0 notes
Note
patrzcie ją, kto żyje.
To jedynie na moment, niedługo wracam do mojego wygrzanego miejsca sześć stóp pod ziemią.
0 notes
Text
Mam na imię Felix i wciąż jeszcze wierzę w to, że moim przeznaczeniem jest być szczęśliwym.
r a z
stan szczęścia: w nadmiarze; bezwstydna ilość szczęścia
Ileś tam metrów nad ziemią; gdzieś z głową zanurzoną do cna w cirrusach, nimbostratusach, a może nawet altocumulusach; kiedyś tam w dzieciństwie - czyli moja wędrówka w chmurach. W przeciwieństwie do większości społeczeństwa nigdy nie mieszkałem w betonowej klatce; nic więc dziwnego, że wykształciłem w sobie naturalną niechęć do odgradzających od świata czterech ścian, które wydają mi się tylko niepotrzebnym brzemieniem bądź ostatecznością wynikającą z różnych pułapek dorosłości. Brzmi radykalnie, a może nawet zakrawa o irracjonalność? Nie mnie to oceniać, ale wydaje mi się, iż po prostu inaczej patrzę na utarte schematy codzienności, bowiem od dziecka dane mi było smakować wolności w najczystszej, skondensowanej postaci. Naszym domem nazywaliśmy zdającą się nie mieć kresu Wielką Brytanię (Wielką Brytanię, która pomimo trwania ze mną przez tyle lat w czymś, co chyba mogę nazwać intensywną relacją, wciąż jeszcze nie obnażyła przede mną nawet ułamka swych tajemnic). Nigdy zbyt długo nie zagrzaliśmy miejsca w żadnej miejscowości – rotacja przestrzeni była konieczna, aczkolwiek trudno nazwać ją przykrym obowiązkiem. Okołomiesięczne postoje w trakcie naszej odwiecznej tułaczki wystarczyły, żeby nie poczuć się przytłoczonym brakiem constans w życiu; trwały też na tyle krótko, że, na szczęście, nie musiałem przekonać się na własnej skórze, czym jest tęsknota za krajobrazami wymalowanymi emocjami i wspomnieniami po wewnętrznej stronie powiek. Nie przywiązywaliśmy się, by, gdy przyszła na to pora, z uśmiechem na ustach opuścić tymczasowe schronienie. Zawsze przecież znajdowaliśmy jakiś następny punkt zaczepienia.
My. Jedyne w swoim rodzaju zjawisko. My. Fanaberia podstarzałego Clementa; mugolaka, który zapragnął podzielić się z czarodziejami namiastką magii ludzi pozornie niemagicznych. I w końcu my - familia cudaków; galeria osobliwości; elementy, które nijak nie pasowały do układanki rzeczywistości, ale jakimś dziwnym zrządzeniem losu bez trudu potrafiły dopasować się do siebie nawzajem. To właśnie cyrkowcy przygarnęli moją mamę, Claire Tremaine, sześć lat przed mymi narodzinami. Życie pozbawiło ją perspektyw, a enigmatyczna przyszłość zaczęła napawać grozą – wydawało jej się, że po trzydziestce nic już jej nie czeka; a co więcej, że nie ma dla niej miejsca ani po mugolskiej, ani po czarodziejskiej stronie świata. Ale myliła się. Clement nie potrafił niczego odmówić byłej tancerce o spojrzeniu przypominającym bezdenną otchłań smutku - wyciągnął do niej pomocną dłoń, oferując jej możliwość tworzenia pokazów tańca z ogniem. W ten sposób dostała pracę, o którą tak właściwie ubiegała się przecież tylko pro forma, by nie mogła sobie później zarzucić, że nie spróbowała wszystkiego. Za jednym zamachem zyskała (marne, ale w zupełności wystarczające) źródło dochodów, dom i nową rodzinę. Rodzinę, która nie odwróciła się do niej plecami nawet wtedy, gdy mama nie mogła już ukrywać, że stała się brzemienną. Noc uciech cielesnych z szarmanckim widzem, którego rozpaliła ognistym tańcem; kilka pięknych słówek absztyfikanta z czystokrwistego rodu; jej desperacka potrzeba czułości – ten nierozważny miszmasz przyczynił się do poczęcia mojej nieskromnej osoby, co było równoznaczne ze zhańbieniem naszego nazwiska, ponieważ męski pierwiastek następnego dnia rozpłynął się w zabarwionym kolorami Jutrzenki powietrzu; ona natomiast cechowała się dumą, która nie pozwoliła jej korzyć się u stóp mężczyzny i błagać o jakąkolwiek pomoc. Oboje wiedzieli przecież, że po tamtej pamiętnej nocy mieli się już nie zobaczyć; oboje na to przystali, przypieczętowując nigdy niewypowiedziane słowa paktu pocałunkiem, przepełnionym zachłannością tudzież pożądaniem. Nie przepadam za zbytecznym gdybaniem, ale myślę, że nietrudno wyobrazić sobie alternatywną wersję zdarzeń - życie w bliżej niedookreślonym miasteczku, gdzie ja i moja mama znaleźlibyśmy się pod ostrzałem spojrzeń mijanych na ulicy sąsiadów (spojrzeń przepełnionych obrzydzeniem bądź nawet oskarżeniem) oraz na językach wszystkich lokalnych dewotek. Egzystencja dwóch wyrzutków społecznych - kobiety, której moralność naznaczono by literą o równie intensywnym odcieniu szkarłatu co w przypadku Hester z książki dobrze znanej wielbicielom mugolskiej klasyki; oraz jej nieślubnego dziecka, diabelskiego nasienia, zrodzonego na ziemi z grzechu matki. To nie miałoby prawa bytu. Dlatego też cyrk stał się dla nas również azylem – nikt nie osądzał mojej matki, bo społeczność tworzyli w nim ludzie, którzy sami potknęli się w życiu o kilka razy za dużo. Zresztą naprawdę nas polubili - szybko zjednałem sobie ich serca (musiałem przecież stanowić wyjątek potwierdzający regułę i reprezentować wszystko, co w maluchach najrozkoszniejsze, to się rozumie samo przez się), a nawet stałem się kimś w rodzaju maskotki cyrku. Dobrze było mieć tylu ojców na pół etatu (oraz kilku zabawnych wujków w zanadrzu); jeden z pewnością nie wystarczyłby do obcałowywania i rozpieszczania mnie w takim tempie, w jakim robiła to cała kolorowa hałastra.
Jedenaście lat życia przemknęło mi w błyskawicznym tempie – ten okres mojej egzystencji zlewa się w jedną całość, przepełnioną feerią barw oraz mnogością doznań. Plątałem się pod nogami dorosłych, usilnie starając się wtrącić swoje trzy knuty do absolutnie wszystkiego. Szybko bowiem znudziło mi się przesiadywanie godzinami w pierwszym rzędzie w ogromnym, zielono-czerwonym chapiteau, gdzie odbywały się wprawdzie najbardziej ekscytujące widowiska, ale ileż razy można przyglądać się niemal identycznym występom… chociażby woltyżerki na abraksanach? Szczególnie, że jeszcze wtedy kobiece wdzięki podkreślone kusymi (jak na tamte czasy, oczywiście) sukienkami nie robiły na mnie wrażenia; dużo bardziej podobał mi się fakt, iż konie tego gatunku potrafią nie tylko wzbić się w powietrze, lecz także, po przejściu odpowiednio długiej tresury, wykonywać akrobatyczne cuda.
Tak skutecznie wierciłem dorosłym dziurę w brzuchu, że w końcu pozwolili mi pomagać przy wykonywaniu najłatwiejszych obowiązków moich starszych wiekiem kamratów. Przechodziłem etap ja sam i marzyłem o tym, by wreszcie przywdziać strój cyrkowca nie tylko w ramach zabawy; by tak naprawdę stać się jednym z nich. Miałem siedem lat, gdy mama po raz pierwszy pozwoliła mi asystować przy swoim pokazie – podekscytowany do granic możliwości podawałem jej w odpowiednich momentach ogniowe poi, które w postaci rozżarzonych smug przecinały powietrze niczym najostrzejszy nóż (w postaci smug o niezwykle finezyjnych kształtach - miałem wrażenie, że tworzą jedną całość, opowiadając symbolami historię, którą każdy odczytywał na swój własny sposób). Od tamtego momentu w tajemnicy przed wszystkimi zacząłem ćwiczyć i układać fragmenty choreografii – co prawda jeszcze wtedy nie używałem ognia, ale z każdym miesiącem podnosiłem sobie poprzeczkę - nie minęły dwa lata, a ja już miałem za sobą gorący debiut sceniczny. Dokładnie pamiętam ten dzień – trenowałem z mamą miesiąc, nim pozwoliła mi na krótką solówkę wplecioną w jej występ, który miał miejsce w Dolinie Godryka. Właśnie tam po raz pierwszy igrałem z ogniem w ówczesnym epicentrum mojego świata - w pełnym gapiów namiocie - wirując do energicznego rytmu wygrywanej na bębnach linii melodycznej (nox, gasną wszystkie światła, ja – cały w czerni i liżące egipskie ciemności płomienie, chwilę później wprawione przeze mnie w ruch). Gdy w dniu jedenastych urodzin dostałem list zwiastujący rozstanie z cyrkiem, w moim umyśle zakorzeniły się wątpliwości, pozwalające zakwitnąć niechęci – nieodwracalnie miało się zmienić wszystko, do czego zdążyłem się już przyzwyczaić. Nie byłem pewien, czy odnajdę się w murach zamczyska – Hogwart stał się pierwszym poważnym wyzwaniem, z którym przyszło mi się zmierzyć. A przynajmniej wtedy urósł do tej rangi – z perspektywy czasu był bowiem tylko przystankiem przed prawdziwą dorosłością.
d w a
stan szczęścia: za mgłą; polowanie na szczęście
Gdy nad świat mugoli nadciągnęły wojenne chmury, Hogwart mogłem już oficjalnie nazywać swoim domem (choć, jak pewnie się domyślacie, nie potrafiło mi to przejść przez usta). Z okazji przyjęcia mnie do szkoły nie zaznałem napadów stanów euforycznych, bowiem cała moja podświadomość krzyczała, że pod pozorem umożliwienia mi pobytu w przybytku kultury i oświaty… chciano mnie tylko przewartościować; naprostować; ulepić na wzór odgórnych wzorców; ujednolić; pozbawić osobowości? Ta paranoiczna teoria spiskowa była pokłosiem całych pokładów niechęci, którymi nasączyłem myśli o zamku. Nie negowałem charakteryzującej mnie ciekawości świata i potrzeby rozwijania się, aczkolwiek szeroko pojęta edukacja wydawała mi się zbyteczna. Nigdy przecież nie miałem złudzeń co do swojej przyszłości – nie karmiłem się fanaberiami o lepszym życiu, albowiem ceniłem sobie to, które wiodła moja rodzina. Gdy Ty marzyłeś o skromnej posadzie Ministra Magii, ja w zupełności zadowalałem się możliwością pozostania w cyrku; ba, nie widziałem żadnej alternatywy dla upragnionego przeze mnie żywotu lekkoducha. Obowiązek uczęszczania do szkoły wydawał mi się więc absurdalny, bo przecież tych umiejętności, które w moim mniemaniu musiałem opanować, nie miałem szans nauczyć się w tak hermetycznie staroświeckim środowisku. A śmiem przypuszczać, że samodzielne wkucie formułek kilkudziesięciu najpotrzebniejszych zaklęć nie sprawiłoby mi najmniejszych trudności.
Niemniej jednak w moim (już wtedy wybrakowanym) kodeksie moralnym zapisałem kilka zasad (możesz w to wierzyć lub nie – ale nawet jako jedenastoletni szczyl starałem się nie łamać swoich postanowień). Dotrzymywanie obietnic było jedną z nich, co zresztą skrzętnie wykorzystała mama, urabiając mnie tak długo, aż uroczystym tonem przyrzekłem jej w końcu, że dam z siebie wszystko, by ukończyć szkołę z jak najlepszymi wynikami. W przeciwieństwie do tego, o czym marzyłem, przyszłość w cyrku była ostatnim, czego dla mnie chciała moja rodzicielka – głęboko wierzyła w to, że wyrosnę na kogoś (cokolwiek miało się kryć pod tym ogólnikowym pojęciem).
Słowo się rzekło, a ja stawiałem pierwsze niepewne kroki na naznaczonej zębem czasu posadzce zamku. Skoro już się tam znalazłem i nie zapowiadało się na to, że w najbliższej przyszłości cokolwiek ma się zmienić, równie dobrze mogłem spróbować nie przetrwonić spędzonego w Hogwarcie czasu. Wymagało to wprawdzie nagięcia swojego poglądu na kwestie związane ze szkolnictwem, ale nie byłem przecież aż tak głupi, żeby zażarcie sabotować daną mi możliwość nauczenia się arkanów magii – mimo wszystko pod okiem kadry z pewnością zajęło mi to mniej czasu, niż gdybym (abstrahując oczywiście od obowiązku szkolnego) miał wdrażać się w specyfikę czarów w pojedynkę. Doszedłem nawet do wniosku, że edukacja może mi się kiedyś do czegoś przydać. Zapytasz może, do czego. Ano... nawet jeśli nie wierzyłem w swoją świetlaną przyszłość, to jednak szczerze podziwiałem ludzi mądrych - nie tylko życiowo, ale też tych posiadających encyklopedyczną wiedzę o otaczającym nas świecie. Zdobycie chociaż jej niewielkiej części miało opóźnić mój powrót do cyrku; ale w żadnym razie go nie wykluczało. Wracając jednak do procesu ewoluowania mych ówczesnych przemyśleń - uznałem, iż te siedem lat minie mi szybciej, jeśli nie będę się niepotrzebnie wychylał i zwracał na siebie uwagi skrajnie buntowniczą postawą. Kamuflowanie się pośród masy bezimiennych twarzy nie mogło być przecież takie trudne, prawda? Wystarczyło tylko spuścić wzrok, skulić się nieznacznie, nigdy nie iść pod prąd. Na lekcjach w milczeniu przyswajać informacje, po zajęciach prowadzić szalenie porywające rozmowy o pogodzie. Być przezroczystym, by wszyscy dali Ci spokój. Lecz nawet gdy na pierwszym roku przywdziałem krępujący ruchy mundurek, przybierając popielato-nijakie barwy, nie mogłem ukryć nieznajomości wszystkich zasad savoir-vivre. Na skutek zmiany otoczenia nie ubyło mi rys na charakterze; za to z pewnością wciąż brak było kindersztuby – zachowywanie się zgodnie z wszystkimi zasadami rygorystycznego szkolnego reżimu sprawiało mi mnóstwo trudności. Trochę czasu minęło nim nabrałem ogłady, ale wciąż daleko mi było do zmanierowanej świty błękitnokrwistych latorośli; do panien i paniczów, którzy nie mylili widelczyka deserowego z obiadowym, bez trudu poruszali się po poziomach zhierarchizowanego świata czarodziejskiej arystokracji, a także świetnie orientowali w zdającej się nie mieć końca hogwarckiej liście nakazów, zakazów oraz obowiązków (tego ostatniego nie determinowało chyba jednak ich pochodzenie – może po prostu nie reagowali niemal alergicznie na zbyt duże natężenie ograniczeń, jak, hm, co poniektórzy). Nie przywykłem do tego, by ktoś nieustannie mówił mi, co mam robić, dlatego też maska spokojnego, pilnego ucznia tak mocno uwierała mnie w charakter. Miałem wrażenie, że jestem jedyną osobą, która nie pasuje do tego sztywnego systemu (niczym każdy egocentryczny nastolatek przeżywałem wewnętrzny konflikt tragiczny - moja inność versus brak oryginalności u rówieśników). Zagrabili mi możliwość nieustannego manifestowania wszechwolności mej duszy (patetyczne określenia świetnie pasowały do nastoletnich rozmyślań o dramatycznej sytuacji), starając się utrzymać mnie w ryzach – z czasem nauczyłem się więc ślizgać się na granicy narzuconych mi reguł (starając się przekraczać bezpieczną linię co najwyżej dużym palcem u stopy). Jednakże niezmiennie (na tyle, na ile potrafiłem) wywiązywałem się ze swojego najważniejszego obowiązku – złożone mamie przyrzeczenie i krawat w barwach grafitowo-brązowych zobowiązywały do systematycznej nauki, która, choć nie potrafiłem się do tego przyznać nawet przed samym sobą, sprawiała mi dużo satysfakcji (może Tiara nie pomyliła się aż tak bardzo w swoim werdykcie?). Na początku hogwarckiej przygody nikt nie mógł zmusić mnie do zaangażowania się w życie szkoły; dopiero z czasem zainteresowało mnie oswajanie się z prawidłowościami rządzącymi integracją z osobnikami w mym wieku. Aczkolwiek do zawierania znajomości podchodziłem dość selekcyjnie – nie miałem stałego kryterium, lecz bratałem się jedynie z intrygującymi mnie osobami (a często po prostu z uczniami, na których natknąłem się gdzieś podczas nocnej eskapady na Wieżę Astronomiczną; albo których przyłapałem na podwędzaniu ingrediencji potrzebnych do uwarzenia amortencji czy innych bulgoczących cudów). Podobne do mnie jednostki stały się moim remedium na monotonię, gdy szkolna rutyna doprowadzała do szaleństwa. Niezupełnie wytrwałem więc w swoim postanowieniu o niewychylaniu się z tłumu. Im więcej czasu spędziłem w Hogwarcie, tym intensywniej łaknąłem jakiejś rozrywkowej odskoczni – stąd też podpuszczanie znajomych, byśmy razem próbowali przełamać nudę w sposób nie zawsze legalny. Lubiłem subtelne prowokacje, które dodawały marazmowi kolorytu; połknąłem bakcyla - szkolne przepisy zdarzało mi się naruszać częściej niż przeciętnemu uczniowi. Acz nigdy nie były to wyczyny na miarę legend z kartoteki woźnego – cała zabawa polegała przecież na tym, żeby jednak nie dać się złapać, a w oczach nauczycieli wciąż uchodzić za wzór cnót wszelkich (no, powiedzmy). I wiecie, co? Igranie z prawem nie różni się zbytnio od tańca z ogniem (w obu przypadkach chodzi o to, by poczuć adrenalinę, lecz uniknąć przykrych konsekwencji wynikających z ewentualnej pomyłki) - być może dlatego wykonywanie tej czynności przychodziło mi z taką łatwością. Adolescencja przemijała w rytmie wyznaczanym przez częstotliwość młodzieńczych wzlotów i upadków; w którymś jej momencie złapałem się na tym, że zdążyłem przyzwyczaić się do gubienia się w zakamarkach Hogwartu, a myśli o chwilach spędzonych w murach zamku zaczęły nabierać cieplejszych barw. Nigdy jednak nie sądziłem, że to właśnie w tym miejscu poznam jedną z najbliższych mi osób. Jak już wiecie, nie szukałem desperacko zażyłości z innymi uczniami – obracałem się w różnych kręgach, zawsze jednak pozostając swoistego rodzaju indywiduum; jednostką od nikogo niezależną. Czasem kolegowałem się z kimś przez chwilę, zdarzało się, że przez dwie, ale naprawdę nieliczni musieli męczyć się ze mną przez dłuższy okres czasu. Orpheus natomiast zatrzymał mnie przy sobie; lecz co ważniejsze - wytrzymał ze mną i moimi dziwactwami do dnia dzisiejszego. Od naszego pierwszego spotkania był dla mnie chodzącą enigmą – otaczała go dziwnie niepokojąca aura, a on sam zdawał się przebywać myślami w alternatywnej rzeczywistości. Z wciąż niejasnych dla mnie pobudek w pewnym momencie zacząłem wyszukiwać sposobności, by znaleźć się w pobliżu osoby, którą teraz bez wątpienia mogę nazwać swoim najlepszym przyjacielem. Nie wiem, na czym polega magnetyzm towarzyszący naszej wzajemnej relacji, ale wypracowanie niemal mistycznej symbiozy dusz przyszło nam z łatwością (nie oznacza to jednak, że ominął nas mozolny proces zdobywania swojego zaufania, co zresztą, ze względu na specyfikę naszych osobowości, wcale mnie nie dziwi). Odkrycie wspólnych pasji tylko scementowało więź łączącą naszą dwójkę – postanowiliśmy, że cokolwiek miałoby się nie wydarzyć, po wyszeptaniu au revoir szkolnym murom… ruszymy w świat, by przeżyć przygodę życia.
Przygotowania do ekspedycji z Orpheusem zajęły mi rok. Wydarzenia, które rozegrały się na przestrzeni następnych trzech lat, chyba już zawsze będę wspominał z rozrzewnieniem. Nie odnieście jednak mylnego wrażenia - nie miało być łatwo i przyjemnie; wręcz przeciwnie - pisaliśmy się na poniesienie wszelkich trudów wyprawy. Ale temu wszystkiemu przyświecał przecież jakiś cel, prawda? Czarna magia połknęła nas w całości, lecz naprawdę nie wiem, czym byłem bardziej zafascynowany - możliwością zgłębiania niedostępnych dla większości ludzkości tajników potęgi zakazanych czarów... czy może każdą sekundą spędzoną na obserwacji jego złożoności. Jedno jest pewne - gdy wraz z Orpheusem uczyłem się melodii nieba różnych zakątków globu, przybrałem na wadze o cały pakiet doświadczeń oraz blizn - zarówno na duszy, jak i tych dumnie zdobiących me ciało. Kiedyś jednak musieliśmy wrócić do zostawianego za sobą świata. Nie można wiecznie trwać w stanie zawieszenia pomiędzy onirycznym dzieciństwem a (zazwyczaj?) brutalnie realną rzeczywistością. Śmierć Clementa rozpoczęła nowy etap mego życia. Ku zdziwieniu wszystkich (a przede wszystkim mnie) na mocy jego testamentu zostałem prawowitym właścicielem cyrku. To był początek końca - nie potrafiłem wygrzebać się z długów, w których tonęliśmy (je również dostałem w schedzie po przyszywanym tacie). Tak bardzo bałem się rozczarowania ze strony mojej rodziny; tego, że to miejsce, mój dom, może przestać istnieć... Nawiązałem więc kontakt z poznaną podczas wyprawy osobą z czarodziejskiego półświatka i kupiłem od niej najdroższą rzecz, na którą było mnie ówcześnie stać - niepozornych wymiarów obraz. Dzięki artefaktom ukrytym na płótnie za pomocą sprytnego zaklęcia (gwoli ścisłości - przedmiotom widniejącym w ministerialnym rejestrze rzeczy zakazanych) oraz za sprawą nabywców tychże czarnomagicznych cacek spłaciłem pierwszą ratę długu. Przyrzekłem sobie, że to tylko jednorazowy wyskok, by cyrk dostał potrzebny zastrzyk finansowy. Później wszystko miało się jakoś ułożyć. Chciałem tylko kupić sobie czas. Okazało się jednak, że w nieskończoność odwlekałem nieuniknione. A przyrzeczenie? Złamałem.
t r z y
stan szczęścia: deficyt; szczęścia nie wykryto
Świat wypadł mi z moich rąk dokładnie dwadzieścia cztery miesiące, siedemset trzydzieści dni, siedemnaście tysięcy pięćset dwadzieścia godzin, milion pięćdziesiąt jeden tysięcy dwieście minut, sześćdziesiąt trzy miliony siedemdziesiąt dwa tysiące sekund temu. Popełniłem jeden błąd, za który słono płacę po dziś dzień. Zapewne sami wiecie, jak to jest – gdy nie sparzysz się raz, drugi, dwudziesty… W pewnym momencie zauważasz, że uśpiła się Twoja czujność. Albo nie zdążysz tego dostrzec, co bez oporów wykorzysta przeciwko Tobie ktoś inny. Nie mam pojęcia, kiedy Biuro Aurorów wpadło na mój trop, aczkolwiek przez dłuższą chwilę po prostu bawili się mną, odcinając wszystkie możliwe drogi ucieczki, a potem pozwolili mi uwierzyć, że jestem na tyle sprytny, by wymknąć się cicho tylnym wyjściem. Zaufałem komuś, kto wybrał ratowanie swojego tyłka, kiedy przyszpilono go twardymi dowodami. Cóż, trudno mu się dziwić, że wystawił mnie, by ocalić siebie – w końcu od zawsze był tylko moim Hermesem od namoczonych w czarnej magii interesów; decyzje podejmowałem sam – więc to na mnie najbardziej zależało aurorom. Niemal bezwarunkowe zaufanie do tej osoby mocno mnie zaślepiło, ale zawiodła też intuicja, na której zwykłem zbyt często polegać. Gdy w skrzynce kontaktowej znalazłem wiadomość o wykonaniu zlecenia, o zwyczajowej porze pojawiłem się w naszym miejscu. Wraz z wyświechtaną kartką, zabazgraną listą pożądanych przez nowego klienta czarnomagicznych artefaktów, mój człowiek przekazał mi (okrojoną o swoją część, oczywiście) sumę za zakończoną transakcję. Nie zdążyłem nawet wsunąć przyjemnie brzęczących galeonów do kieszeni, bowiem w mgnieniu oka leżałem już spetryfikowany na posadzce, słysząc tylko, jak deszcz pozłoconych monet komponuje symfonię dźwięków, uderzając o spróchniałe, drewniane deski. Tuż obok mnie zmaterializowała się trójka aurorów, którzy mogli sobie pogratulować udanej akcji.
W kalejdoskopie następujących zdarzeń wszystko potoczyło się szybko. Cyrk splajtował (jakiś miesiąc po mojej wpadce), marzenia sfermentowały, a ja dostałem ultimatum. Zamiast bawić się w proces, czekać na przesądzony już przecież wyrok, potem natomiast gnić za kratkami przez co najmniej sześć lat… Mogłem wybrać alternatywną opcję – pójść na układ z Biurem Aurorów (pomagać im rozpracowywać podobne do mnie osoby i, w zamierzeniu, ukrócić handel czarnomagicznymi artefaktami). Cóż, sprzedałem się za cenę względnej wolności. Celę w podziemiach Tower of London zamieniłem na obskurną klitkę na Nokturnie (Londyn, natomiast, stał się mym więzieniem – opuścić go mogę jedynie pod nadzorem przynajmniej jednego aurora, za uprzednią zgodą jego szefa). Bez większego problemu wmieszałem się w szemrane towarzystwo i odkurzyłem kontakty - zgodnie z oczekiwaniami mojego… przełożonego? Nie wiem, jak inaczej nazwać aurora, który zajmuje się skutecznym zatruwaniem mi życia – sprawdza mnie o najdziwniejszych porach; wymaga coraz więcej; ma prawo wlać mi do gardła całe morze Veritaserum, jeśli tylko uzna, że mijam się z prawdą w swych raportach. A ja mogę co najwyżej uśmiercać go wzrokiem. Mało to wszystko sprawiedliwe... Aczkolwiek poznałem już skuteczne sposoby na doprowadzanie mojego stróża do białej gorączki - sukcesywnie rozwijam swój wrodzony talent do bycia wrzodem na dupie. Nie zmniejsza to jednak poczucia, iż znajduję się w martwym punkcie; ale pocieszam się, że skoro wytrzymałem dwa lata na ich usługach, to przecież jakoś dam radę dotrwać do finału przedstawienia kukiełkowego. Niech theatrum mundi trwa - wciąż posłusznie odrywam swą rolę (noce za kontuarem Białej Wywerny; przemykanie w półcieniach Nokturnu; rozpracowywanie bawiących się w handel czarnomagicznymi artefaktami osób). Choć, muszę przyznać, najpewniej oszalałbym już po kilku miesiącach tej swoistego rodzaju symbiozy z Biurem Aurorów, gdyby nie to, że balansowanie na krawędzi przepaści służy memu samopoczuciu, a los co i rusz dostarcza mi sporych zastrzyków adrenaliny podczas konfrontacji z osobami, do których aresztowania mam się przyczynić. Co prawda (niedobrowolnie) zmieniłem strony, ale nawyku igrania z ogniem trudno się pozbyć; na szczęście różnego rodzaju wyzwań mi nie brakuje. Zdaję sobie jednak sprawę, jak kończy w tym środowisku zdrajca (bez wątpienia zdążyłem już sobie zasłużyć na to miano). Tym razem nie ma więc miejsca na żadne pomyłki. Nie uśmiecha mi się śmierć przed trzydziestką. Jeszcze tylko jeden rok, dwanaście miesięcy, trzysta sześćdziesiąt pięć dni, osiem tysięcy siedemset sześćdziesiąt godzin, pięćset dwadzieścia pięć tysięcy sześćset minut, trzy miliony sto pięćdziesiąt trzy tysiące sześćset sekund. I ani jednego uderzenia serca więcej.
c z t e r y
stan szczęścia: definiowanie szczęścia na nowo
0 notes
Quote
Zapytałeś czy wiem gdzie leży koniec świata dałeś mi tylko chwilę zastanowienia lecz pewności swoich słów nie musiałam potwierdzać "koniec jest tam gdzie jest twoja miłość" zapytałeś czemu płaczę ale zabrakło mi już odwagi by powiedzieć że mój koniec jest już tylko sześć stóp pod ziemią
MM
0 notes
Audio
Dziwne rodzinne biznesy: "Prawi Gemstonowie", "Sześć stóp pod ziemią" i "Rodzina Soprano" (powtórka) http://bit.ly/2py58lq
0 notes
Text
Dziwne rodzinne biznesy: "Prawi Gemstonowie", "Sześć stóp pod ziemią" i "Rodzina Soprano"
from Najnowsze audycje - Radio TOK FM http://bit.ly/2HBCSVo via TOK FM
0 notes
Audio
Dziwne rodzinne biznesy: "Prawi Gemstonowie", "Sześć stóp pod ziemią" i "Rodzina Soprano" http://bit.ly/2HBCSVo
0 notes
Text
Tydzień w telewizji: 9-1-1, Versace: American Crime Story, I tak się pobierzemy, Luksusowi projektanci ...
Na zdjęciu oczywiście Mariusz Kozak z Gogglebox. Przed telewizorem z TTV
Od poniedziałku do piątku: Allo, allo 18:55 na Stopklatka TV (do czwartku). Teoria wielkiego podrywu kilka odcinków od 22:00 na Comedy Central. Sześć stóp pod ziemią około 12:45 na HBO2. Graham Norton Show od około 23:55 na BBC Lifestyle.
Poniedziałek: Wstydliwe choroby o 23:00 na PULS 2. Gogglebox. Przed telewizorem 2x o 22:00 na TTV/Player.pl. Projekt Lady, odc. 12 o 21:30 na TVN. Młody Sheldon, odc. 10 - 11 - 12 od 07:30 na HBO. Transpłciowa rewolucja o 00:25 na TVN Style.
Tom of Finland o 23:50 na Cinemax 2. Biografia jednego z najważniejszych twórców kultury gejowskiej XX wieku. Fiński rysownik, Touko Laaksonen (Pekka Strang), powraca z frontu do rodzimych Helsinek. Mieszkańcy próbują otrząsnąć się z piekła wojny. Przez społeczeństwo przetacza się fala homofobii. Stosowane są represje wobec gejów. Wszelkie formy inności spotykają się z niezrozumieniem. Touko szuka wolności w sztuce - tworzy pierwsze homoerotyczne rysunki, które przedstawiają muskularnych mężczyzn w skórach i opiętych jeansach. Artysta nie jest jednak w stanie dotrzeć do szerszej publiczności. Ze względu na charakter prac nie może opublikować ich w żadnym magazynie. Dopiero wyjazd do USA otwiera mu drogę do kariery. Touko staje się symbolem pokolenia gejowskiej rewolucji. Reżyserią obrazu zajął się laureat nagrody Amanda, Dome Karukoski. Film zdobył wiele nominacji na międzynarodowych festiwalach filmowych, m.in. w Kalifornii i Edynburgu.
Wtorek: Wstydliwe choroby o 23:00 na PULS 2. Masters of Sex 2, odc. 10 o 01:55 na TVN 7. Królowe życia 3 o 21:00 na TTV. Glam Masters o 22:00 na Lifetime. Domy za grube miliony o 21:00 na Lifetime.
Zabójstwo Versace: American Crime Story, odc. 3 o 23:20 na FOX. Z rąk zabójcy ginie Lee Miglin, potentat rynku nieruchomości. Zdaniem śledczych jego śmierć była przypadkowym morderstwem.
youtube
Środa: Grey's Anatomy: Chirurdzy 14, 3x od 21:00 na FOX. Gogglebox. Przed telewizorem 7 o 22:45 na TTV. Ostre cięcie o 22:00 na TTV.
Czwartek: 9-1-1, odc. 10 o 21:05 na FOX. Służby ratownicze odpowiadają na wezwania do niezwykłego domowego zajścia, "zgonu" w gabinecie jasnowidza i wypadku motocyklowego. Tymczasem Bobby zaczyna randkować, a Abby wspomina dawne czasy. Buck musi stawić czoła skutkom swoich przeszłych działań, natomiast Athena próbuje rozpocząć swoje życie od nowa.
youtube
Piątek: Przegląd tygodnia: Wieczór z Johnem Oliverem o 21:00 na HBO 3. Pokój 104 o 21:30 na HBO 3. Królowe życia 2, 2x o 22:00 na TTV. Mała Brytania, odc. 8 o 18:20 na BBC Brit. Młody Sheldon, 3x od od 16:10 na HBO2. Randka w ciemno o 22:00 na Lifetime. American Horror Story, odc. 2 o 00:50 na TVN 7. Wiara, miłość, pożądanie, odc. 1 o 22:30 na TLC.
Sobota: Transakcje za milion dolarów - Los Angeles o 17:00 na TV 4. Orville, odc. 13 i 14 o 20:10 na FOX. Raven na chacie, o 23:10 na Disney Channel. Tatusiowie na medal 2x o 17:45 na Romance TV. Córka inna niż wszystkie o 18:00 na Discovery Life. Randkowicze w Australii o 01:10 na TVN Style. Luksusowi projektanci 2, odc. 3 o 00:10 na TVN Style
Niedziela: Ekipa z Newcastle o 23:00 na MTV Polska. Młody Sheldon, x3 od 11:25 na HBO 3. Urodzie na ratunek o 20:30 na TLC. I tak się pobierzemy o 11:00 na WP TV. Tom of Finland o 22:05 na Cinemax. Córka inna niż wszystkie od 19:00 na Discovery Life.
youtube
0 notes
Text
Tydzień w telewizji: 9-1-1, Versace: American Crime Story, I tak się pobierzemy, Luksusowi projektanci, Transpłciowa rewolucja ...
Od poniedziałku do piątku: Allo, allo 18:55 na Stopklatka TV (do czwartku). Teoria wielkiego podrywu kilka odcinków od 22:00 na Comedy Central. Sześć stóp pod ziemią około 12:45 na HBO2. Graham Norton Show od około 23:55 na BBC Lifestyle.
Poniedziałek: Wstydliwe choroby o 23:00 na PULS 2. Gogglebox. Przed telewizorem 2x o 22:00 na TTV/Player.pl. Projekt Lady, odc. 11 o 21:30 na TVN. Młody Sheldon, odc. 7 - 8 - 9 od 07:45 na HBO. Zabójstwo Versace: American Crime Story, odc. 2 o 00:00 na FOX.
Tajemnica Brokeback Mountain o 20:00 na TVN Fabuła. 1963 rok, Stany Zjednoczone. Ennis Del Mar (Heath Ledger) i Jack Twist (Jake Gyllenhaal) zatrudniają się przy wypasie owiec na wzgórzu Brokeback. Szorstki w obyciu Ennis jest sierotą. Chce uzbierać pieniądze na ślub z ekspedientką Almą (Michelle Williams). Jack ma dosyć zarabiania u swojego ojca, z którym od lat nie potrafi się porozumieć. Wspólna praca i samotność powodują, że mężczyźni zbliżają się do siebie. Ich fascynacja stopniowo przeradza się w uczucie, które trudno im jest jednak zaakceptować. Z końcem lata opuszczają wzgórze i próbują ułożyć sobie życie według ogólnie przyjętych w społeczeństwie norm. Ennis żeni się z Almą, która rodzi mu dwie córki. Jack, mimo niechęci swojego bogatego teścia, poślubia poznaną na rodeo Lureen (Anne Hathaway). Wkrótce również zostaje ojcem. Po czterech latach Jack odnajduje Ennisa. Od tej pory co roku wyjeżdżają razem na wzgórze Brokeback. Wyprawy te budzą coraz większe podejrzenia ich rodzin, ale mężczyźni nie chcą z nich zrezygnować.
Wtorek: Wstydliwe choroby o 23:00 na PULS 2. Masters of Sex 2, odc. 9 o 23:55 na TVN 7. Królowe życia 3 o 21:00 na TTV. Glam Masters o 22:00 na Lifetime.
Płynące wieżowce o 22:10 na ale kino+. Kuba (Mateusz Banasiuk) ma ustabilizowaną sytuację życiową. Mieszka razem z matką (Katarzyna Herman) i ukochaną dziewczyną Sylwią (Marta Nieradkiewicz), studiuje na AWF-ie i poświęca się swojej największej pasji - pływaniu. Ambitny chłopak właśnie przygotowuje się do startu w prestiżowych zawodach, w których jest jednym z głównych faworytów. Proste i poukładane życie Kuby komplikuje się za sprawą poznanego na imprezie Michała (Bartosz Gelner). Między mężczyznami rodzi się silna więź. Kuba, który nagle uświadamia sobie swój homoseksualizm, nie potrafi zaakceptować tej sytuacji. Wkrótce prawdę odkrywają dwie bliskie mu kobiety - matka i dziewczyna. Mimo że obie się nie znoszą, łączą swoje siły, by nie pozwolić Kubie na zacieśnienie relacji z Michałem.
Środa: Grey's Anatomy: Chirurdzy 14, 3x od 21:00 na FOX. Gogglebox. Przed telewizorem 7 o 22:45 na TTV. Ostre cięcie o 22:00 na TTV. Ogłaszam was Chuckiem i Larrym o 23:35 na TVN 7.
youtube
Czwartek: 9-1-1, odc. 9 o 21:05 na FOX. Streszczenie krótkie: Hen idzie do swojej eks mówi jej nie będzie z nią, nie oda syna mimo go urodziła za dużo on i ona cierpieli poszła do więzienia i problemów wcześniejszy.
Piątek: Przegląd tygodnia: Wieczór z Johnem Oliverem o 21:00 na HBO 3. Pokój 104 o 21:30 na HBO 3. Królowe życia 2, 2x o 22:00 na TTV. Mała Brytania, odc. 7 o 17:50 na BBC Brit. Mała Brytania, odc. 8 o 00:00 na BBC Brit. Młody Sheldon, odc. 7 - 8 - 9 od 16:30 na HBO2. Randka w ciemno o 22:00 na Lifetime.
Transpłciowa rewolucja o 20:40 na TVN Style. Modelka i osobowość telewizyjna Vogue Williams, jej dokument podąża za nią, by zastanowić się nad kwestiami, które dotyczą płci. Pierwszy odcinek, Transgender Warriors, bada znaczący globalny wzrost przypadków dysforii płci, który składa się z osób, które nie identyfikują się z swoją płcią, z którą się urodziły. Historie osób transpłciowych, rozmawia miedzy innymi irlandzkimi ekspertami w tej dziedzinie oraz odwiedza "Gender Odyssey" w Seattle, jedną z największych na świecie konferencji tożsamości płciowej.
youtube
Sobota: Transakcje za milion dolarów - Los Angeles o 17:00 na TV 4. Orville, odc. 13 i 14 o 20:10 na FOX. Raven na chacie, o 23:10 na Disney Channel. Tatusiowie na medal 3x o 17:15 na Romance TV. Mała Brytania, odc. 7 i 8 o 21:00 na BBC Brit. Żony ze Stepford o 16:15 na Stopklatka TV. Luksusowi projektanci 2, odc. 2 o 00:10 na TVN Style
Randkowicze w Australii, odc. 2 o 01:10 na TVN Style.
youtube
Niedziela: Ekipa z Newcastle 16 3x o 22:00 na MTV Polska. Młody Sheldon, odc. 10 - 11 - 12 od 11:25 na HBO 3. Urodzie na ratunek o 20:30 na TLC. Transpłciowa rewolucja o 23:15 na TVN Style.
I tak się pobierzemy o 11:00 na WP TV.
youtube
Córka inna niż wszystkie od 19:00 na Discovery Life.
youtube
0 notes