Tumgik
#Rok Szczura
fluffandart · 8 years
Quote
Wykreślenie człowieka z życia nie jest skomplikowane, znacznie trudniej wyrzuca się go z serca. Nawet jeśli jesteś pewien, że postąpiłeś właściwie.
Olga Gromyko, "Rok Szczura"
2 notes · View notes
lacrimosiane1 · 3 years
Text
27.12.2021
Było ich z dwie tony. Tych słów, których nigdy nie wypowiedziałam. Znowu się przeliczyłam. Tyle lat udało mi się unikać tego miejsca, unikając czucia. Unikając zaufania. Uciekając jak poparzona. Blednąc z roku na rok. Gasząc spokojnie światła. Ale mogę powiedzieć - heloł, znów się tu znajdujemy. Tak między nami, to jedno z najbardziej bogatych afektywne miejsc. Nie wiem jak mogłam więc zapomnieć o jego istnieniu. Co się ze mną stało, że uwierzyłam w te brednie? Jakim cudem uwierzyłam, że to mogło się udać? Jakim kurwa cudem byłam tak naiwna? Brak mi kurwa do siebie słów.
Jestem tak niekonsekwentna w tym co robię, że aż mi niedobrze. Milion razy przysięgałam sobie - nie zaufam. Już nigdy nie pomyślę, że coś mogło by się udać. Nie mnie. Nie ma mnie w tej puli szczęśliwców. Tyle razy byłam w tym punkcie, że znów nie wierzę, że można było by mnie pokochać. Nawet nie wiem co robię źle. Nikt tego nie wie. Chyba nie chcę już próbować. Najlepiej było by nie pokochać już nigdy nikogo. Nienawidzę siebie za to, że znowu sobie na to pozwoliłam. Chcę to zniszczyć. Siebie, jego, nas. W środku znowu mam zgliszcza a to nie pasuje do otaczającej nas aury. Przecież powinno pasować, nie może się tak ze sobą gryźć. Ja tego tak nie zostawię. Zniszczę wszystko to co pozostało. Niech jest martwe.
A przecież to co robię jest jak reanimowanie zdechłego szczura. Bez sensu. Po co robić coś, jeśli od lat efekt jest taki sam. Jeśli nie da się wyjść poza ten jebany kołowrotek. Jakim kurwa prawem, za każdym razem spodziewam się czegoś innego? Zwykła statystyka mówi jaki będzie efekt. Chcę przytulić lód żeby się nim stać. Żeby być kamieniem, który się nie rusza.
Nie ma we mnie życia od wczoraj, bo coś umarło. Ale rozmawiamy jak gdyby nigdy nic. Ciekawe, czy on to czuje. Nie wiem czy bardziej go kocham czy nienawidzę. Powróciła autodestrukcja. Nie wiem jak długo jeszcze to wytrzymam. Chciałabym by w końcu coś pękło, żeby nigdy więcej się nie rozczarować. A to możliwe jedynie wtedy gdy już w nic się nie wierzy. Chciałabym nie wierzyć w nic. Nie mieć złudzeń. Nie mieć nadziei. To moje jednocześnie najgorsze i najlepsze cechy. W jednej chwili najbardziej ciągną w górę, w drugiej najbardziej ciągną w dół.
3 notes · View notes
narko-ty-k · 3 years
Text
Niektórych tak pochłonęły narkotyki aż nie mogą beż nich zyc tym przykładem jestem ja - teraz gdy to pisze jestem totalnie naćpana żyje tak już od 2 może więcej lat. Byłam na trzech odwykach, starałam się nie brać ale znowu to robię
Za każdym razem jest tak samo
Mówię "nie wezmę narkotyki są złe"
Chwilę później ktoś podstawia mi pod nos szczura-biore po chwili myślę jakie życie jest piękne! Szkoda tylko że po narkotykach mam takie uczucie. Czytam książkę, która motywuje do pozostania czystym a i tak biorę nawet na niej sypie kreski ahh co zrobić? Ludzie zaczęli mi mówić że jestem już skończona, nie mam odwrotu, jestem w drodze bez powrotu
Wiem to doskonale
Jeszcze kilka miesięcy temu mogłam zawrócić - teraz? Niestety nie. Biorę co raz większe dawki i myślę o co raz cięższych narkotykach boję się tego
Chciałabym wziąć w kanał ale wiem że nie mogę bo polecę z tym za bardzo wtedy zostanie mi max rok życia
Ale czy ja w ogóle chce żyć?
Pytają się mnie jakie mam plany na przyszłość
Kiedyś wiedziałam-zanim zaczęłam brać a teraz? Haha nie wiem nawet co będzie jutro
Aktualnie cieszę się chyba tylko tym że nie daje dupy za cpanie i mam nadzieję że nigdy to się nie stanie. Obrzydliwe....
Nie wyobrażam sobie innego życia
Nawet zaczęłam myśleć czy by nie zacząć krasc żeby było mnie stać na większe i częstsze dawki
Heh w sumie już to robię...
Jest 04:07 wzięłam ostatnie co miałam I czuje że jak zaraz nie wezmę będę miała atak ugh
Boję się tego nie wiem co mam zrobić
Co jak zaraz dostanę ataku?
Nie mam nawet możliwości w jaki kolwiek sposób ogarnąć sobie tematu na teraz
Kurwa zaczyna się
Boję się
Pomocy
04:16
Wzięłam gumy do rzucia
Ale i tak czuje że zaraz się zacznie
To nadchodzi małymi krokami
Boję się tego strasznie
Kurwaaaaaaaaa
Nie potrafię przestać brać
Chce co raz więcej i więcej
Tak bardzo chce teraz jeszcze jedną ostatnią malutką kreseczkę...
Nie! Muszę się uspokoić bo jutro nie dostanę nowej działki
Muszę się ogarnąć bo jutro nie będę miała co brać
Cholernie zajebiata motywacja hah
Chuj ważne że jakas jest
2 notes · View notes
shisa-pl · 5 years
Photo
Tumblr media
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku! Rok 2020 jest rokiem szczura , czyli ciężkiej pracy oraz zmian. A zatem siły, zdrowia oraz cierpliwości :) #martialarts #quote #wisdom #karate #judo #aikido #bjj #taekwondo #polska #sport #shisa #cytat #sklep http://pos.li/2egn52 (w: Kołobrzeg) https://www.instagram.com/p/B60W_rEJI9I/?igshid=1gl70delr4psu
2 notes · View notes
dzeikobb · 3 years
Text
16.08.2021
Ostatnią część głównej trasy na Jaworzynie była bardzo stroma, wyślizgana i pokonywało się ją z trudem. Zjeżdżałem w mokry śnieg. Przez chmury przebijało się słońce. Topniało. Radio odbijało echem. Myślałem o gorącej herbacie z cytryną. Pociłem się pod kurtką. Spieszyłem się, by zdjąć narty i zdążyć w kolejkę do gondoli na górę. Zawsze zostawałem z tyłu.
Rok dwudziesty rozpoczął się rozpadem partykularnego - związku dwóch jednostek, prostego atomu - a zakończył syntezą wielości w niemierzalnym szczęściu, jednią mnóstwa w złotym płynie, idealnym społeczeństwem.
Ha. dopięła swego i przekroczyliśmy progi Burger Kinga przy stacji Urquinoana. Zrezygnowany uznałem, że skoro już zamawiam, to wezmę też piwo. Usunąłem z burgera majonez i ser. Okazało się, że zamówiłem na miejscu, podczas gdy Ha. i D. zamówiły na wynos, wobec czego ochroniarz nakazał im, żeby czekały na odbiór i zjadły na dworze. Schowałem się w kącie odebrawszy swoje zamówienie, jadłem i piłem szybko, bo sam nie byłem pewien, czy wolno mi tam siedzieć.
Kiedy przekroczyłem wrota Mrocznej, natknąłem się w przejściu bramnym na ludzi, których spotkałem tydzień wcześniej na Jasnej. Stali w kółku, rozpoznali mnie i zawołali. Pierwsza odezwała się do mnie R. o blond włosach, zapamiętałem też I. o fryzurze berlińskiego nastolatka z lat osiemdziesiątych. Była z nimi A., bardzo podobna do niej D., dziewczyna w dredach o imieniu A., za chwilę dołączył niejaki Nowy D.
Czy to nie K. G.?, zapytałem, wymieniwszy uścisk dłoni. Witał mnie uśmiechnięty.
Chodź K., chodź, mówiła D., gestem zapraszając mnie do kabiny. Boże, my tak głośno o tym rozmawiamy, a tu wszystko słychać, zorientowała się w nagłym przypływie ostrożności. Przecież i tak wszyscy wiedzą, co tu się robi, odrzekłem uspokajająco.
Wchodząc na parkiet wykonywałem ruchy ustami, tak jakbym chciał coś połknąć, albo jak ryba złapać powietrze, albo oblizać wargi.
O, dziękuję, ja mam tu swoje, rzekłem, moszcząc się między B. a D. i sięgając, żeby zdjąć buta. Przepraszam, jeśli będzie trochę śmierdzieć, mówiłem, unosząc nogę, żeby wyjąć woreczek. Zdało się, że się nie przejęli.
Patrz, tu stoi Hadone, ktoś szepnął mi zza pleców, a ja zobaczyłem przed sobą plecy, kręcone włosy i piwo w ręku słynnego didżeja.
S., B. i A. siedzieli niedaleko. Zdawali się nie zauważać naszej obecności.
Ale szczura wciągnąłem, powiedział K. G., stojąc pośrodku korytarza. Jego wargi wywijały się na zewnątrz. Jego muskuły prężyły się w ciemności.
K., uważaj! Nie wchodź na mnie, ostrzegła mnie z tyłu R. Przeprosiłem i przesunąłem się do przodu. Bardzo nie chciałem jej urazić.
No szybciej tam, czekamy! Krzyczał ktoś zza metalowych drzwi. Już już, już się zbieramy!, odkrzyknął M., uwijając się na pokrywie spłuczki.
Minęła szósta, minęła siódma. Na parkiecie pozostali najwytrwalsi; wśród nich K., S., B., I., Nowy D., A., Ag, D. obok mnie. Sprawdzałem co kilkanaście minut czas, uznałem, że będę musiał iść o siódmej trzydzieści, najpóźniej o ósmej.
Nieprzyjemny długowłosy creep zbliżał się i oddalał. W pewnym momencie ustawił się na wprost D., nie udając już nawet, że tańczy. Kiedy zrobił krok w jej stronę, drogę zastąpił mu I. Ja zbliżyłem się od prawej. Próbował wyminąć I., I. nie dopuścił go do D., wbijając w niego surowy wzrok. Nastąpiła chwila walki wól. W końcu creep się poddał i zszedł z parkietu. Popatrywałem niepewnie na D.
Strasznie razi mnie to, że wszystkie te znajomości, które wydają się tak nieoczekiwane, tak wspaniałe, tak bezpośrednie i spontaniczne w ciągu wypełnionej magią nocy, okazują się potem być tak jednorazowe, tak błyskawicznie zużyte, tak szybko wygaszone. Kiedy piszę później do poznanych w ciągu takich nocy ludzi, zdaje mi się, że mają opory przed tym, żeby mi odpisać, tak jakby wstydzili się tego, że zaoferowali mi swoją uwagę i przyjaźń tamtej nocy. Znajomości o trwałości chusteczki higienicznej. Bardzo mnie to deprymuje, czuję, jak rzeczywistość się rozdwaja: z jednej strony tyle spotkań, tyle imprez, tyle kontaktów, tyle przeżyć, tyle ludzi, z drugiej - nikt tych sekundowych znajomości nie chce podtrzymywać, nikt do mnie nie pisze, nikt tak naprawdę nie jest mną już zainteresowany.
Co robię źle? Gdzie popełniam błąd? Czy jak zwykle uwagę skupiam nie na tym, na kim trzeba? Czy chcę zbyt wiele, czy jestem nienasycony, czy nie wystarcza mi tych parę przyjaźni, które mam?
Biło nam przez głowy ogromne, balonowe serce.
0 notes
torxinsessions · 5 years
Photo
Tumblr media
Torxin Sessions #2 | Rat Kru - Świnia
youtube
Mrówa: Czego tam ostatnio słuchacie?
Papa Musta: Ja dzisiaj słuchałem “Type O’ Negative” w pociągu i “Sisters of Mercy”
Mrówa: Grubo. Zimna Fala. A ty?
Rat One: A ja ciepła fala, Raya Charles’a
(Dzwoni telefon Mrówy)
Mrówa: Kurwa! :D
(Śmiech)
Dajmy na to że będzie to taki making of...
W jednym z wywiadów mówiliście o tym, że wasze wcześniejsze doświadczenia doprowadziły was do tego miejsca w którym teraz jesteście. Ty, Rat grałeś wcześniej w zespole, na bębnach, Papa Musta i twoja solowa twórczość. Słuchałem waszego nowego singla “Zatopiony”, w porównaniu do wcześniejszej waszej twórczości jest bardziej   refleksyjny, trochę smutny. Czy to jest jakiś zwrot w waszej twórczości? Czy dalej planujecie meandrować przestrzenie “betonowej samby”? Pije trochę do tego, że we wcześniejszych waszych utworach było dużo dub’u i samplowania. Czy myślicie o większym kroku, może jakiejś płycie która was poprowadzi w jakimś innym kierunku, czy raczej idziemy w “impulsy”?
Rat One: Wiesz, zatopiony to jest taki utwór, który trochę odstaje na płycie; tej, która wyjdzie w 2020 roku. Właściwie to jest chyba czwarta czy piąta wersja tego utworu gdzie to nabrało takiego ostatecznego kształtu. Także raczej będziemy robić większy przypierdol niż tutaj jechać w takie meandry …
Papa Musta: Jest taka akcja, że 28 lutego wychodzi “Rok Szczura” i tam będą utwory, które już znacie, czyli  “Hordo”, “Cześć” itp. Potem planujemy Mixtape z przeróbkami różnych polskich klasyków takich jak “Daj mi tę noc”, “Zakazany Owoc” oraz “Mona Lisą byłaś mi, marzyłem tylko o tobie”
Mrówa: Nie jestem może specjalistą od rapu, ale z polskich; czy słyszę tutaj inspirację trochę składem PRO8BL3M?
Papa Musta:
Nie, nie, raczej nie.
Mrówa: Jeżeli chodzi o wasze teksty, styl bycia, o to jacy jesteście na scenie i poza nią to widzę to co jest dla mnie bardzo ważne, a mianowicie poszukiwanie własnego artystycznego języka przez lokalnych artystów. Jak myślicie jak to wygląda na naszej Polskiej scenie, czy to poszukiwanie jest zauważalne? Co na ten temat sądzicie? Jeżeli chodzi o wasz język; planujecie to czy wypływa to z was kompletnie naturalnie?
Papa Musta: To jest pytanie które składa się z trzech pod-pytań. Co sądzę o polskiej scenie? Głównie jest to kopiowanie.
Rat One: Jeżeli chodzi o nas, to tacy jacy jesteśmy na co dzień. Jeżeli chodzi o nasz wygląd i o to czego słuchamy to właściwie przenosimy to na scenę. Także ta szczerość z nas wjeżdża i tu i tu.
Mrówa: Jeżeli chodzi o tą waszą sferę wizualną (moim zdaniem zajebiście to wszystko wygląda), jeżeli chodzi o wasz kontakt w social-mediach to też super. Czytałem że planujecie robić wizuale na waszych koncertach.
Rat One: Pojawi się na scenie parę neonów oldschoolowych, to za chwilę zobaczycie. Natomiast jeżeli są podczas koncertu wizualizacje, to też mamy, bo nam znajomi zrobili. Podbijają jeszcze bardziej nasz wizerunek, nazwę i to co robimy
Mrówa: Jest ktoś kim się inspirujecie jeżeli chodzi o tę warstwę wizualną?
Papa Musta: No ja lubię w ogóle lata 90-te. “Vanilla Ice” fajnie wyglądał, Paweł Stasiak z “Papa Dance” na pierwszej płycie i Kostek Yoriardis z “Human”.
Rat  One: W ogóle lata 90-te to były pierwsze takie lata w których dosyć świadomie zaczęliśmy słuchać muzyki.
Papa Musta: ...no osiemdziesiąte w sumie już też.
Rat One: No też, ale dziewięćdziesiąte to już wjechały na pełnej, liceum kurwa, rozpierdziel, rozumiesz… To wtedy muzyka do nas docierała tak mocno. Bardziej rockowej tej muzy słuchaliśmy.
Papa Musta: Nie wiem w sumie czy my się kierujemy bardziej sentymentem czy po prostu nam się to podoba wizualnie i dźwiękowo. Trudno mi to określić właściwie.
Mrówa: Czyli tak naprawdę wszystko idzie swoim trybem, tak jak idzie?
Papa Musta: No przenosimy trochę ducha tamtych czasów.
Rat One: Staramy się trzymać ten wspólny pierwiastek tej taneczności, którą mamy, pomijając tą pierwszą naszą płytę, bardziej dubową. Żeby to też nie był taki rozpierdziel, że zrobimy dwadzieścia songów i każdy będzie z innej parafii. To jest w takim bicie tanecznym, w dosyć mocnym basie syntezatorowym, no i przynajmniej na ten czas w tym kierunku chcemy zapieprzać.
Papa Musta: Po prostu robimy radosną muzykę do tańca.
Mrówa: Widziałem, że koncertów undergroundowych i nie tylko takich gracie dosyć dużo.
Papa Musta: Tak, lubimy.
Mrówa: Jak jesteście przyjmowani, to jest jedna rzecz, a druga; mówiliście o tym, że ten dystans jest potrzebny w muzyce, a często go nie ma. Co o tym myślicie?
Rat One: Przede wszystkim kierujemy się tym żeby muzy nie tworzyć pod jakąś presją, nie ma to wynikać z napinki, bo jak jest napinka to syf z tego wyłazi generalnie. Dużo pracujemy nad tym jak bity mają brzmieć, ale też nie przesadzamy z tym żeby to jakoś cyzelować, wiesz, myśleć nad tym długo. Jest energia, która wynika z basu, z bitu. Do tego Papson najeżdża z tekstem i się okazuje “Dobra, mamy szkielet!” i już na podstawie tego szkieletu lecimy dalej, aranżujemy cały utwór, dodajemy syntezatory, czasami żywe instrumenty, czasami nie. Nie spędzamy dupogodzin na nagraniu, tak jak było w  naszych poprzednich zespołach; Że były próby, trzeba było grać. Było pięciu w zespole, sześciu, raczej to był usryw.
Mrówa: Czyli formuła dwóch osób jest zajebista do pracy, według was?
Rat One: Nam to się sprawdza.
Papa Musta: Tak, ponieważ można taniej dojechać.
Mrówa: Pięciu kolesi nie musi swoich żon przekonywać…
Papa Musta: Generalnie jak masz pięciu kolesi w zespole, to się potem pięć pokłóci, a tak się tylko dwie pokłócą.
Mrówa: ...mniej konfliktów.
Papa Musta: Konflikty są, ale można je rozwiązać łatwiej.
Mrówa: Jak poszedł wam teledysk ostatnio? Widziałem, że coś tam nagrywaliście.
Papa Musta: Super! Bardzo fajnie! “Cześć”, tak?
Rat One: To będzie zajebisty stylowy wyłom.
Papa Musta: Nagraliśmy super teledysk, jest on na podstawie przygód Jana Kalibabki z pomorza. To był słynny uwodziciel w latach osiemdziesiątych który uwiódł ponad trzy tysiące kobiet i miał trzysta dzieci… albo trzydzieści. Na podstawie jego życiorysu był stworzony serial “Tulipan”, my na podstawie tego serialu zrobiliśmy swój własny teledysk. Mieliśmy wynajęty pociąg, restaurację.
Rat One: To będzie zajebisty stylowy wyłom.
Papa Musta: Nagraliśmy super teledysk, jest on na podstawie przygód Jana Kalibabki z pomorza. To był słynny uwodziciel w latach osiemdziesiątych który uwiódł ponad trzy tysiące kobiet i miał trzysta dzieci… albo trzydzieści. Na podstawie jego życiorysu był stworzony serial “Tulipan”, my na podstawie tego serialu zrobiliśmy swój własny teledysk. Mieliśmy wynajęty pociąg, restaurację.
Rat One: Na podstawie tej postaci, Kalibabki, Papa chce tak żyć. To jest jego idol.
Mrówa: To witamy na Pomorzu!
(śmiech)
W najbliższym czasie (listopad) ruszacie w trasę z “Mery Spolsky”. Czujecie się w jakiś sposób połączeni z nią stylistycznie? Ma ona tak jak wy, ciekawy wizerunek sceniczny i taneczny vibe. Czujecie z nią połączenie?
Papa Musta: No tak. Ona ma taneczny vibe, my też mamy taneczny vibe, więc myślę że będzie okej.
Mrówa: Powiedzieć o tym, że to będzie “wielka szansa” to lekki cringe, ale chyba trochę tak jest co? Kluby raczej powinny być pełne.
Papa Musta: Myślę  że tak żę będzie okej.
Rat One: Długo w tym robimy, więc wiesz, jaramy się tym. Jednakże nie ma takiej podniety, wiesz, jak skaczące zające. Nie jeden zespół był, nie jeden miał też zaistnieć zajebiście, a i tak się to wszystko rozpierdalało. Także mamy do tego duży dystans.
Mrówa:  Widziałem was na festiwalu w Węgorzewie, braliście wtedy udział w konkursie KAYAX pt. “My name is new”. Graliście ostatni, późno w nocy. Ja wtedy zwijałem technikę ze sceny głównej. Rozkręciliście świetną imprezę na sam koniec.
Rat One: Kto nie był niech żałuje :)
Mrówa: Ta, było super ;)  Wtedy stwierdziłem że trzeba was do nas ściągnąć. Swoją drogą, a propos Kayaxu i konkursu. Wygraliście ten konkurs, dzięki temu macie już kontrakt z nimi. Jak myślicie w przypadku takiego zespołu jak wasz, który ma naprawdę wyraźny pomysł na siebie; czy duża wytwórnia w czasach social mediów i online streamingów może wam coś zaproponować?
Papa Musta: No chociażby tę trasę z Mery Spolsky, o której mówiłeś, hajs na wszystko i promocję.
Mrówa: Czyli, generalnie dotarcie do większej grupy odbiorców?
Papa Musta: Tak. Jednak jakieś te wytwórnie cały czas funkcjonują.
Mrówa: Czyli to jest też to na co się nastawiacie?
Papa Musta: Chodzi ci o wielkie pieniądze i sławę? Tak.
Mrówa: Tak, kurwy, koks i tajski boks ;) (Śmiech) Ode mnie wszystko. Jeżeli chcecie coś powiedzieć od siebie, to teraz. Zapraszam.
Papa Musta: Pozdrawiamy, czujcie się dobrze, joł joł joł…. Właściwie tyle. Dzięki!
Wywiad przeprowadził Bartosz “Mrówa” Kalwasiński. Realizacja filmu: Grupa Filmowa FOMO, czyli Maciej Buszman, Nikodem Leszczuk, Olaf Zażembłowski. Realizacja dźwięku: Torxin Studio, czyli Bartosz “Mówa” Kalwasiński.
0 notes
galantypawel · 5 years
Video
youtube
Oj nieregularne to nasze publikowanie ostatnio😭 Sami nawet nie wiemy, kiedy minął grudzień i styczeń 🤭 Niepostrzeżenie nadszedł Nowy Rok, mamy nowy miesiąć, więc jesteśmy także nowi MY! 💪😁 Wracamy do Was chińskiego pierwszewgo dnia Roku Szczura i obiecujemy, że za chwilkę się poprawimy, ogarniemy i w ogóle wszystko będzie regularne jak w szwjcarskim zegarku 😎 W pierwszym vlogu 2020 pokażemy Wam Xi'an. Była to założona ponad 3 tys. lat temu pierwsza stolica Chin. To tu zaczynał się Jedwabny Szlak! W mieście niestety spędziliśmy tylko jeden dzień, ale za to był on baardzo aktywny 😎 No i odwiedziliśmy to co chcieliśmy najbardziej, czyli słynną... TERAKOTOWĄ ARMIĘ! Zapraszamy do oglądnięcia! 🎙🎧🎤 Odcinek powstał przy współpracy z firmą Sennheiser. Urządzenia wykorzystywane do nagrywania: https://ift.tt/2M2AWYY... https://ift.tt/2JLfy9b... https://ift.tt/2xqUgqd __ NASZE SOCIAL MEDIA: 📸 https://ift.tt/2ugEWv4... ☕️ https://ift.tt/2zBfLIU NASZ BLOG: 📰 https://ift.tt/2AhUx3a BĄDŹ NA BIEŻĄCO: 🎬 Subskrybuj: https://www.youtube.com/traveltasterspl MUZYKA: 📻 Epidemic Sound: https://ift.tt/19pXSrH Mail: 📧 [email protected]
0 notes
ohctty-blog · 7 years
Quote
W 1938 r., na rok przed wybuchem wojny, nasz Adolf Hitler został nominowany do Nagrody Nobla! I to do bardzo szczególnej nagrody. Pokojowej! Miał ją odebrać w 1939! Jego nominacje zaproponował niejaki E.G.C Brandt, szwedki polityk z niemieckim nazwiskiem i z mózgiem wielkości mózgu szczura. To zresztą dość powszechna wielkość mózgów polityków
Janusz Wiśniewski “Bikini”
0 notes
adrturz-blog · 9 years
Text
Idąc prosto przed siebie nie można zajść daleko… a u Gromyko i tak idą
Gdy na księgarnianych półkach pojawił się „Rok Szczura”, stanowił jeden z ciekawiej zapowiadających się cykli fantasy, opierających się na lekkości przekazu, przyzwoitym humorze oraz motywach rodzimowierstwa słowiańskiego. Olga Gromyko niejednokrotnie udowadniała, że rodzimy folklor jest jej nieobcy i warto na niego postawić, jednocześnie nie odłączając się całkowicie od mainstreamowych zachodnich tendencji gatunku. Tym razem białoruska pisarka wybrała sielskie klimaty, odwracając się tym samym od głównych nurtów kolegów po piórze. „Widząca” nie była arcydziełem, ale w pewnym sensie ewenementem już tak. Może nie najlepsza fabuła nie wciągała za bardzo, ale quasiśredniowieczny świat, przedstawiony z bogatą kulturą chłopską i wiejskim anturażem, to już inna broszka. Czy „Wędrowniczka”, drugi tom, wciąż cieszy owym czarem?
Ryska do niedawna była zwyczajną szarą myszką, mieszkającą w ustronnej wsi i służącą bogatemu krewnemu. Jedyne czym odróżniała się od rówieśników to „widzenie”, czyli swego rodzaju umiejętność jasnowidztwa. Jej życie jednak nigdy nie było proste, lecz dopiero, kiedy poznała Żara, a tuż potem zaklętego w szczura Alka, wszystko zaczęło się komplikować. Choć z drugiej strony – świat protagonistki wreszcie nabrał barw. Ciągle w drodze, ciągle uciekając przed demonami przeszłości, ciągle zmierzając do niepewnego celu. I mimo że bohaterowie wciąż tułają się z jednej wioski do drugiej, wielki świat zaczął dawać o sobie znać.
Miłośników „Wiernych wrogów” zapewne zachwyci fakt, że Gromyko po raz kolejny napisała powieść drogi, może nie tak efektowną jak poprzednia, ale z całą pewnością wnoszącą do gatunku powiew świeżości. Niestety, to co w pierwszym tomie działało na czytelnika niczym magnes, w tym zostało przesycone i momentami odpycha. Wielokrotnie odnosi się wrażenie déjà vu, a schematyczność i rutyna wędrówki postaci nierzadko nuży. Na szczęście, poza tułaczką po bezdrożach, bohaterom zdarzają się ciekawsze epizody, a nawet mają oni okazję od czasu do czasu wpaść w poważniejsze tarapaty bądź powalczyć – te aspekty pokazują, że autorce, mimo paru poślizgnięć, błyskotliwych pomysłów ani poczucia humoru nie brak.
Pierwsza część, „Widząca”, wprowadziła czytelnika do magicznego, swojskiego świata, przepełnionego wierzeniami Słowian. I chociaż Gromyko stara się budować scenerie beztroskie, czuć, że za sielskimi krajobrazami i kulturą kryje się okrutna rzeczywistość, bezwzględna władza oraz zło, które nie zważa na nic, gdy przychodzi mu wprowadzać swoje plany w życie. Co ciekawe, nie jest to do końca typowa wizja fantasy – nie ma tu wiekopomnych wypraw, okraszonych wielkimi czynami, scenami batalistycznymi, chwalebnymi rycerzami i pięknymi księżniczkami. „Wędrowniczka” to zasadniczo opowieść wzorowana na klasycznym schemacie, w którym autorka dodała od siebie sielskie otoczenie, pozmieniała detale i zmniejszyła skalę. W porównaniu do „Władcy Pierścieni” czy „Pana Lodowego Ogrodu” wszystkie wydarzenia wypadają dość minimalistycznie i zostały przedstawione z mniejszą pompą.
Z bohaterami sprawa nie jawi się niestety tak kolorowo – nie przypadają do gustu tak, jak chociażby ci z „Wiernych wrogów” czy „Wiedźmy”. Pisarka wykreowała co prawda postacie niesztampowe, ale ich rys psychologiczny już taki dobry nie jest. Za główną bohaterkę robi prosta dziewczyna, obdarzona pseudoproroczym darem i wszystko byłoby cacy, gdyby nie to, że protagonistka zachowuje się diablo nielogicznie – często wydaje się, że nie potrafi wyciągać wniosków i w ogóle jakby brak jej wyobraźni, co skutkuje licznymi niedociągnięciami w materii wątków pobocznych, związanych z przeszkodami w wypełnieniu misji oraz irytacją czytelnika. Do tego należy doliczyć marudę roku, czyli szczura Alka, który bez przerwy narzeka, że chciałby powrócić do swej pierwotnej postaci. Nawet rzezimieszek Żar – mimo wdzięku, przekonującej osobowości i zarażającej żądzy przygód – nie rehabilituje wpadek dwojga kompanów..
Ze względu na sprawny warsztat autorki, warto sięgnąć po książkę. Gromyko doprowadziła swoje pióro niemal do perfekcji. Oczywiście nie operuje wysokoartystycznym słownictwem, a szkice fabularne czasami pozostawiają wiele do życzenia, ale – podobnie jak Stephen King – ujmuje odbiorcę prostotą i ukazywaniem wszystkiego w najbardziej jasny, zwięzły sposób. Dodatkowo nader często wplata w opowieść pokaźną dozę humoru w wielu wariantach, choć stara się unikać jego najbardziej rubasznych form. Niestety, mimo że wykonanie scenerii, dialogów oraz opisów stoi na przyzwoitym poziomie, to pisarce nie udało się uniknąć monotonii, którą (mniej lub bardziej udolnie) stara się tuszować wątkami pobocznymi, dającymi chwilę wytchnienia od żmudnej tułaczki i czytelnikom, i bohaterom.
W ostatecznym rozrachunku, „Wędrowniczkę” można podsumować dwoma słowami – rutyna i niedosyt. Ewidentnie mamy do czynienia z syndromem środkowej książki, będącej „zlepiaczem” wstępu i zakończenia, bez specjalnie wyszukanego rozwinięcia. W dodatku wiele wydarzeń przedstawionych w książce wlecze się niemiłosiernie, a zanim właściwa akcja na dobre zdoła się rozwinąć, otrzymujemy „Koniec tomu drugiego”. I byłoby to dobrym zabiegiem, gdyby chociaż przytrafiło się coś wartego uwagi, a tak historia ucina się w połowie, co wyłącznie irytuje. W tym tomie Gromyko raczej zawodzi, mimo że serwuje coś innowacyjnego, jednakowoż zabrakło swoistej przyprawy, nadającej smak.
Recenzja dostępna także na portalu Bestiariusz.
0 notes