#Radia Menel
Explore tagged Tumblr posts
Text
(Staifia (feat. Radia Menel) | Acid Arab (bandcamp.com))
"...club-oriented beats are taken for a ride, from suburban warehouses to smoky basements of Oran & Istanbul, from wide expanses of desert dunes to landscapes of concrete and metal, and are regenerated by the fresh breezes and the inspiring musicians encountered along the way."
youtube
0 notes
Text
youtube
Acid Arab feat. Radia Menel - Staifia
Joerg
0 notes
Text
hahaha @elparra choosing violence today
m - "my sharona" by the knack
o - "oblivion" by M83 feat. susanne sundfør
i - "isis" by the yeah yeah yeahs
s - "staifia" by acid arab feat. radia menel
t - "touch myself" by the divinyls
g - "generous" by amber mark
l - "little earthquakes" by tori amos
u - "unholy" by sam smith
t - "tusk" by fleetwood mac
e - "end of all hope" by nightwish
a - "all night for you" by renée muzquiz
l - "la cumbia del mole" by lila downs
c - "clarissa" by mindless self indulgence
l - "legend" by otyken
e - "enjoy" by björk
f - "formation" by beyoncé
t - "thunder thighs" by miss eaves
Tagged by @streetdazzle to pick a song for each letter of my URL and then tag that many people.
El Muchacho de los Ojos Tristes - Jeanette
Las Nubes Sangran - Llevarte a Marte
Progreso - Los Miserables
Ashes to Ashes - Faith No More
Recovery - Funeral For A Friend
R**k the Vote - Carcass
Archetype - Fear Factory
I tag @tiodemyxor , @bustedandblue, @bansheefunk, @veras-nover, @psycho-bitchrotten, @moistglutealcleft, @57ax8w34jw1, @txusillo, @thesouthofheaven, @acept-arte
#tagging people to do my bidding makes me anxious#so i'm not gonna do it#what if i mildly inconvenience someone!!!
8 notes
·
View notes
Audio
Acid Arab - Jdid
With their intoxicating blend of sharp Western electronic music and Eastern sounds & vocals, the Parisian crew have been setting fire to clubs and festivals worldwide, playing over 260 shows on four continents since the release of their debut album Musique de France at the end of 2016. Jdid (meaning new in Arabic) sees the band taking a giant step forward on their path, and deepening the dialogue between the northern, southern and eastern shores of the Mediterranean (the northern shore extending, in this particular case, to the banks of the rivers Seine, Thames, Spree and Hudson!) Throughout the album, club-oriented beats are taken for a ride, from suburban warehouses to smoky basements of Oran & Istanbul, from wide expanses of desert dunes to landscapes of concrete and metal, and are regenerated by the fresh breezes and the inspiring musicians encountered along the way. Jdid features contributions by Algerian vocalists Radia Menel, Sofiane Saidi, Amel Wahby and Cheikha Hadjla, by Turkish artist Cem Yildiz and Syrian keyboardist Rizan Said, as well as tracks written in collaboration with Tunisian/Belgian producer Ammar 808 and with Les Filles d'Illighadad from Niger. Keyboard player Kenzi Bourras originally joined Acid Arab to play on their live shows, but he's now become a full member of the band, and his Algerian roots played a crucial role in the development of the new tracks, some of which can be described as retrofuturist takes on raï music (the influential genre which flourished in Algeria since the 1920s, and became internationally popular in the 80s and 90s).
15 notes
·
View notes
Text
Rachoń i Kowalski na służbie!
Jeden z najbardziej żenujących, obok Tomasza Sakiewicza, PiSowskich propagandystów, Michał Rachoń, nie przestaje promować pewnego prymitywa z podstawowym wykształceniem w roli "eksperta". Pan Rachoń, który nieudolnie naśladuje styl amerykańskich reporterów-luzaków, którzy to swoimi gestami, ruchami, krzykami i ogólnie zachowaniem porywają publiki tamtejszych ustawianych talk-show, nie może najwidoczniej znaleźć sobie lepszych partnerów do rozmów. Świadczy to prawdopodobnie o tym, że Marian Kowalski jest jedną z kukiełek propagandowych mediów, które mają szczekać po linii rządowych mediów i na ich użytek. Obrazuje to także intelektualną biedę jaką nam owe media serwują. Bo jeśli w roli komentatora politycznego występuje w nich prymityw z bramki lubelskiej speluny, bez jakichkolwiek kompetencji, wiedzy czy ogólnego rozeznania w świecie polityki to jest u nich naprawdę krucho. Tym razem byłego naganiacza do antypolskiej, apokaliptycznej sekty, pan Rachoń zaprosił do studia tzw. Polskiego Radia. To, że za pieniądze podatników promuje się wulgarnych chamów i bydlaków wyklinających wszystkich wkoło także świadczy o szacunku jakim PiS darzy swój elektorat i płatników abonamentu (przypomnijmy, ,że Kowalski nie deklaruje się żadnym, przynoszącym dochody zatrudnieniem). A Kowalski w ostatnim czasie dwoi się i troi aby się tej władzuchnie podlizać jak najbardziej. Jego patologiczne, bezsensowne audycje nadawane z jego gierkowskiego mieszkania, wręcz ociekają miłością do PiS (który ze swoim niedawnym pracodawcą, Pawłem Chojeckim, przez równy rok opluwali w niewybrednych słowach). Być może Kowalski, jako człowiek niezbyt inteligentny, naprawdę wierzy, że PiS przygarnie go pod swoje skrzydło, da uciułać jakiegoś grosza a może i wepchnie na jakąś posadkę, choćby lokalną. A nawet jeśli nie ma takich nadziei to cóż, żaden grosz nie śmierdzi w momencie gdy w patostreamach sięgających maksymalnie 1400 wyświetleń trzeba żebrać o pięciozłotówki. Jak zwykle red. Rachoń przedstawił Kowalskiego jako byłego kandydata Ruchu Narodowego na prezydenta czyli, w domyśle, narodowca. Właśnie z tej pozycji łysa szujka miała obszczekiwać dawnych kolegów i promotorów w trakcie kampanii wyborczej do europarlamentu a z zadania wywiązywał się z taką gorliwością, że pewnie uśmiechał się do siebie nawet sam Oberredaktor Sakiewicz. Gdy ogląda się dziś media z dwóch stron tej samej chorągiewki (bo nikt nie wierzy chyba, że PiS i PO czy TVP i TVN to jacyś śmiertelni wrogowie poróżnieni na tle konkretnych idei) ma się wrażenie, że odgrywany dla plebsu kabarecik sięgnął dna. Tak się składa, że w ciągu ostatnich kilku dni miałem okazję usłyszeć i zobaczyć jakiś program TVP prowadzony przez byłą maskotkę Leszka Milera a następnie program TVN pt. "Szkło kontaktowe" (miałem okazję, ponieważ telewizji nie oglądam od ponad dekady a w domu nie mam telewizora). Te same tanie i nieśmieszne podśmiechujki tylko pod adresem innych polityków, te same chwyty i triki na które nabrać się może już wyłącznie wybitny osioł. Czy zatem można wymagać czegoś więcej od sztucznie odgrywającego rolę "luzaka" pupilka rządowych mediów i jego ratlerka, który w życiu nie pokusił się o przeczytanie choćby jednej książki? Zwróćmy też uwagę na to jak przedstawiany jest Kowalski w programach Rachonia. Otóż serwuje się go publiczności jako byłego kandydata na prezydenta (zgoda, był nim), narodowca (wypromowany został w tym ��rodowisku przez byłego szefa ONR Przemysława Holochera a następnie przez wierchuszkę Ruchu Narodowego, choć nigdy nie miał z ideami narodowców wiele wspólnego). Następnie został "działaczem społecznym" choć nigdy nie sprecyzowano na czym właściwie polega jego "działalność społeczna". A jaki epizod pomija uporczywie pan Rachoń? Ano 2,5 roku działalności w roli płatnego naganiacza do destrukcyjnej sekty Pawła Chojeckiego, nigdy nie jest on przedstawiany jako "były komentator telewizji Idź Pod Prąd" a przecież pan Rachoń w jednym ze swoich programów gościł nawet córkę guru owej sekty. Jeśli Kowalski liczy na to, że wstydliwy (dla normalnego człowieka, bo Kowalski wielokrotnie podkreślał, że nie ma sobie nic do zarzucenia odnośnie tej współpracy) epizod wieloletniej współpracy z sektą zostanie wymazany przez promowanie go u red. Rachonia to spieszę ze sprostowaniem: otóż nie będzie tak. Zmobilizuje nas to do jeszcze większego wysiłku w celu pokazywania prawdziwej twarzy tego osobnika. Tym razem mamy do czynienia z "gospodarzem internetowej telewizji Kowalski TV". Pan Rachoń najwidoczniej niezbyt uważnie ogląda ową "telewizję" ponieważ serwuje swoim widzom nieprawdziwe informacje. Nigdy na You Tube nie zagościło nic co nazywałoby się "Kowalski TV", Marian nadaje kręcone telefonem ze swojego pokoju audycje o znikomej oglądalności, ale jeśli dla pana Rachonia jest to "telewizja" to niech mu będzie, choć ze względu na poziom merytoryczny, techniczny jak i zasięg tych audycji bliżej im do tzw. patostreamów. Przez krótki czas funkcjonowała "Naszym Zdaniem TV", którą próbował prowadzić Kowalski razem z żoną Agatą. Inicjatywa ta, podobnie jak wszystkie inne podejmowane przez Kowalskiego działania, padła zanim się rozkręciła a pokazywać się z nim w nagraniach nie chce już nawet jego własna, czwarta żona. Kilka miesięcy temu Kowalski zapowiedział, że "NZ TV" jest "na urlopie". Z urlopu owego nigdy nie wróciła. . Zaczynają więc od "brejking niusa" ("Ooo, niebywałe! Spice Girls się rozpadło! O kurczę! Nowa dieta bananowa!") o odejściu Ryszarda Petru z polityki. I tutaj z kretyńskim uśmieszkiem osiedlowego osiłka wmawiającego sobie samemu, że jest kimś więcej, Kowalski zaczyna dowcipkowanie o wpadkach Petru, bzdurach jakie wygadywał i o tym, że te jego idiotyzmy były szeroko komentowane. To niestety smutny obraz polskiej polityki... kamienie i dinozaury, sześciu króli, wibrator i "małpka"... Kowalski oczywiście pasował by do tego jak najbardziej wszak to on rzucał bananami w studiu sekciarskiej "Idź pod prąd" jednocześnie wyklinając, niczym menel spod sklepu, swoich krytyków. Ale jak wiemy, Marianek o swoich wyczynach nie pamięta, za to bardzo lubi przypominać wszystkim wkoło ich wtopy i błazenady. Petru, Palikot, Biedroń, różne Środy, Thuny i Wielgusy, Liroye, Jakubiaki to obraz tego w jakim kraju żyjemy. A postać Kowalskiego przepełnia czarę goryczy ponieważ jest podręcznikowym przykładem, prostackiej do granic możliwości, szumowiny, do tego bez jakichkolwiek kompetencji w jakimkolwiek temacie (kto choć raz wytrzyma nadawane przez niego audycje przekona się o tym... boleśnie). Kowalski z Rachoniem dywagują więc czy partie takie jak te zakładane przez Palikota, Petru czy Biedronia to element strategii dużych stronnictw takich jak PO. Do tego by samemu domyślić się podobnych rzeczy a nawet podejrzewać, że za nagłą promocją takich ugrupowań przez największe media, nie stoją jakieś szare (a może "zielone") eminencje, nie potrzeba nam "analiz" Kowalskiego. Ten jednak udając eksperta i bujając się, jak w knajpie, na obrotowym krześle, snuje swoje wywody o "radykałach", których mają przyciągać odpryski od głównych partii. Zapomniał oczywiście przy tym o tym jakim to "radykałem" był przy okazji Marszów Niepodległości, które były dla niego trampoliną do zaistnienia w mediach. Z tej okazji i na potrzeby kampanii prezydenckiej powstała nawet słynna bajeczka o CzKUMN (Człowieku Który Uratował Marsz Niepodległości). Chodziło tam o piskliwe krzyki Kowalskiego przez megafon wzywające ludzi do... nie atakowania policji, mimo, że to tłum ludzi bronił się przed agresją policjantów. Legendę tę powtarzał później latami, nawet już pracując dla Chojeckiego i plując na dawnych promotorów z RN, którzy ubrali osiedlowego obdartusa w garnitury na potrzeby kampanii, niczym gangsterzy odpowiednio odziewający meneli występujących w charakterze "słupów" podczas wizyt w bankach. Bajeczki o swoim ulicznym heroizmie powtarza Kowalski również w omawianym programie. Szczytem hipokryzji, z której Kowalski znany jest jak nikt inny, jest jednak wytykanie Leszkowi Millerowi bycie... "liderem jednego sezonu" czy występowanie pod barwami "Samoobrony". Sam Kowalski w lokalnych wyborach startował pod szyldem partii Andrzeja Leppera (a w kampanii prezydenckiej robił sobie zdjęcia przy jego grobie, zresztą lansowanie się na grobach to u Kowalskiego nic nowego). Mimo całej mojej niechęci do postkomuny czy nowej, liberalnej lewicy to porównania czynione z uśmieszkiem przez wiecznego przegrywa Kowalskiego w stosunku do Millera potwierdzają jedynie, że mamy do czynienia z prawdziwym prymitywem, oderwanym od rzeczywistości, który prawdopodobnie jeszcze nie wygrzebał się psychicznie z sekty w której tkwił ponad dwa lata (tam w hermetycznym środowisku napompowano ego Kowalskiego do monstrualnych rozmiarów). Ale “fajnie” jednak popatrzeć jak Kowalski z Rachoniem rozśmieszają się wzajemnie, jak parskają śmiechem z tych samych rzeczy. Pan redaktor pyta Mariana o rzecz tak "niepojętą" jak deklaracje Biedronia o nie wchodzeniu w koalicję z PO a następnie zmianę zdania. No któż by się spodziewał? Kowalski odpowiada, że chodzi pewnie o lukratywną posadę, zdobywanie wpływów, podróżowanie (analiza godna doktora politologii). No, ale dlaczego Robertowi nie wyszło? Wyjaśni nam Marian. Otóż nie udało się zbudować struktur, zebrać podpisów, na dłuższą metę to by się nie udało, więc trzeba przylgnąć do kogoś silniejszego. Porównajmy to więc z politycznym "szlakiem bojowym" Kowalskiego. Jakiś czas temu , wraz ze swoim dobrodziejem Chojeckim, liderem lubelsko-waszyngtońsko-jerozolimskiej sekty założył on partię o nazwie Ruch 11 Listopada. Przez kilka miesięcy nie potrafili oni sporządzić odpowiednich dokumentów do jej rejestracji (w programach IPP obwiniali o to wszędobylską agenturę ruską i chińską, czasem doskakiwała tez niemiecka). Kowalski kłamał wtedy, że ma w domu papiery z sądu potwierdzające rejestrację ich partii a następnie, kilka miesięcy później obwieścili oni, w końcu, jej rejestrację co pokazywało, że Kowalski kłamał odnośnie owych papierów. Od początku była to partia-wydmuszka. Rozpoczęli sprzedaż gadżetów, flag, transparentów, plakatów, koszulek, kubków ale... nie zdołali zbudować żadnych struktur ani zebrać podpisów pod start w wyborach samorządowych. Wtedy wyjaśnili, że poczekają do tych do europarlamentu a przed nimi ogłosili, że... bojkotują te wybory (założyli partię polityczną aby zbojkotować wybory). Przez cały ten czas Kowalski wciskał widzom IPP, że partia działa i ma się dobrze. Dziś, pod odejściu Kowalskiego od Idź Pod Prąd, partia ta (na stanowisko marionetkowego "prezesa" przez Chojeckiego mianowany został jego współpracownik Michał Fałek) nie tylko nie wystartowała w żadnych wyborach ale nie złożyła także sprawozdania finansowego do PKW co prawdopodobnie poskutkuje wykreśleniem jej z rejestru. Oto sukcesy Kowalskiego. W międzyczasie związał się z grupką lokalnych, lubelskich sklepikarzy i założyli komitet wyborczy wyborców o nazwię "My z Lublina", z ramienia którego Kowalski startował na urząd prezydenta miasta osiągając standardowo najgorszy wynik. Kolejna sprawa, którą komentuje Kowalski odnośnie partii Biedronia to, jak to nazwał "wolontariat uliczny" czyli rozdawanie ulotek. I tutaj nie może równać się z Oberszturmbangejem III RP ponieważ, pomijając ludzi oszukanych na fali popularności Marszu Niepodległości, sam nie zdołał zmoblizować nikogo. Pikieta z wydrukowanymi na domowej drukarce dziecinnymi hasłami jego lokalnego komitetu liczyła sobie 9 (słownie dziewięć) osób, wliczając w to Mariana i jego żonę. Czy człowiek taki jest odpowiednią osobą do komentowania strategii wyborczych czy inicjatyw politycznych nawet najbardziej niszowych partii, które i tak o głowę biją jego "osiągnięcia"? Kowalski, służąc jadowicie antypolskiemu "pastorowi" Chojeckiemu odbywał zagraniczne wycieczki do sympatyków jego przekazu. Wizytował m.in. Wielką Brytanię i Kanadę. Wyjazdy ukróciły mu się gdy jakieś lewicowe grupki z UK zaczęły działać przeciwko rzekomym "prawicowym ekstremistom". Wtedy wystraszony Kowalski nie podjął nawet próby udania się do UK, o czym żalił się w programie IPP (oczywiście dołączona do tego została agentura moskiewska dla której jest on wielkim zagrożeniem). Bardzo zła była wtedy jego żona, odwołano jej darmową wycieczkę i zakupy w Primarku. Spytany niegdyś przeze mnie w Rzeszowie o to, czy kłamał mówiąc, że organizacja, z którą niegdyś był chwilowo związany (a którą następnie opluwał na polecenie "pastora") jest prężną i, jak to określił, "transatlantycką grupą", powiedział, że "była taką dopóki on był z nimi a gdy odszedł to już nie jest". Chodziło o grupę pod nazwą Narodowcy RP, którą nieopatrznie przytuliła Kowalskiego po tym jak okazał się zawstydzającym epizodem i największa pomyłką dla Ruchu Narodowego. Dziś znów, ten zakłamany i skompromitowany cieć lokalnej dyskoteki ma czelność opowiadać o tym jak to nie walczył na ulicach. Przypomnijmy, że podczas głośnych zajść podczas lubelskiej tzw. Parady Równości nie odważył się wziąć w niej udziału, ale schowany za rogiem ulicy udzielał wywiadu TV Republika. Dochodzimy wreszcie do sedna, czyli pitolenia Kowalskiego o tym jak to nigdy nie ufał Kukizowi i jego partyjce. Jak to wyglądało, wszyscy wiemy. Kowalskiemu po prostu "nie dostała się" jedynka na listach, wtedy dopiero zaczął być przeciwny. Nie rozwlekajmy tego wątku bo jest on powszechnie znany ale idźmy dalej. Otóż Marian twierdzi, że nie ufa różnym "dobrym wujkom". No, chyba, że płacą 15 tysięcy miesięcznie, jak Chojecki i jego dobrzy wujkowie z Virginii czyli rodzina Falwellów czy smutni "faceci w czerni" z John Birch Society, o których w ogóle pojęcia nie miał gdy pytałem go o to w Rzeszowie. Wtedy faktycznie mógł o tym nie wiedzieć, ponieważ niegodziwiec ten jest osobą niegodną zaufania, więc nic dziwnego, że Chojecki nie wtajemniczał go w swoje amerykańskie kontakty. Nigdy jednak nie odniósł się do tego, mało tego, wyśmiewał wszystko co jest widoczne czarno na białym. Ciekawostką kolejną jest to, że Kowalski, z wczepioną w klapę swojej szarej marynarki wpinką wyborczą Trumpa (który z pewnością liczy na poparcie ze strony tego wpływowego jegomościa), określił siebie jako "ograniczony zwolennik autentyczności teorii spiskowych". Ciekawe, które miał na myśli? Czy te, że Żydzi, wspierani przez Amerykanów prowadzą wobec Polski oszczercze kampanie propagandowe mające podpierać ich roszczenia majątkowe, które tak rugał i wyśmiewał z Chojeckim? Czy może te, które sami stworzyli w studiu IPP o porywaniu polskich kobiet przez chińskie, produkowane taśmowo, lotniskowce?
3 notes
·
View notes
Text
Otwierałem kolejne piwo, gdy usłyszałem na zewnątrz przerażające dźwięki. Ruszyłem w stronę okna i wyjrzałem na zewnątrz. Tam - na dole - jebani przebierańcy w dzień karnawału. Chuj im w dupę, pojebało ich do reszty, by się tak wydzierać. Niedługo potem, zmorzył mnie sen i padłem jak ten trup.
Ocknąwszy się na kanapie, spojrzałem w stronę niskiego, stylowego stołu i ujrzałem tam rozsypane paluszki. Włożyłem jednego do ust, przegryzłem smak poalkoholowej nocy, po czym podniosłem się z całkiem dużą niechęcią, jednak mocz w p��cherzu ganił mnie w stronę ubikacji, zwanej w języku angielskim: toilet.
Stojąc tak przy blacie kuchennym i zalewając zupkę chińską wodą z czajnika elektrycznego (koloru białego), pomyślałem, że włączę radio, by choć trochę mi tu rozjaśniło dzień swą muzyką, gdyż na słońce nie można było dziś liczyć - było pochmurnie i raczej nie zapowiadało się na zmianę.
Kolejny paluszek w japę i czas oczekiwania, aż zupka ostygnie. Nadal wirowało mi trochę w głowie, kąpiel nie pomogła tak, jak bym tego chciał. W ogóle to... zaraz. Podchodzę do radia i - no właśnie - i co? Nic nie słychać, poza szumem. Kręcę pokrętłem, coraz bardziej się wkurwiając, że żadna stacja nie odbiera i w końcu całkiem wyłączam ten szajs.
Godzina 12:13, zmywszy miskę i ogarnąwszy się w miarę - myślę sobie, że warto by pójść do sklepu. W lodówce ni piwa, ni wódki (zazwyczaj tyle nie piję, aczkolwiek jest weekend i zaszaleć mi się chciało, tak więc lecimy na ostro). Mym skromnym zdaniem, lepiej zacząć z rana i skończyć gdy już się ściemnia, niż kończyć tuż przed przebudzeniem się do pracy. Ale ale, dość już gadania, lecim do sklepu.
Już całkiem w gotowości, napieram na klamkę i pchnę drzwi przed siebie, a tu niespodzianka fatalna - otworzyć ich nie mogę. Coś kurwa blokuje. Jak się wkurwiłem, nie opiszę tego wcale. Przyjebałem z bara i prawie nie poleciałem ze schodów naprzeciwko. Oglądam się za siebie i co widzę? Jakiś menel spał oparty o moje drzwi. Nachylam się nad nim i jeb w japę. On nic. Drugi, trzeci, czwarty leci - nic. Przecieram twarz dłońmi, a chuj - myślę - idę dalej. Zamknąłem drzwi i lecę do sklepu. Schodzę po krętych schodach, korytarz przede mną i drzwi.
Jakoś tak pusto, niby nikogo na ulicach... jakiś wypadek, porzucone auto. Hajs rozrzucony przy bankomacie? Biorę, czemu nie? Za znalezione mnie nie posadzą. I nagle znikąd, czy może zza rogu, ktoś dłoń na mnie kładzie, ciężarem ciała przygniata, więc zwinnym ruchem odwracam się w porę i chwytając przeciwnika, pchnę go na ziemię. Już miałem zamiar nauczki dać trochę, a tu twarz wykrzywiona grymasem wrogości, warczeć zaczyna. Cofnąwszy się o krok jeden, myślę - nigdy więcej tej wódki. Gość z zębami w moją stronę, jakby ukąsić mnie chciał, szczękami kłapać zaczyna. Ja w tył krok kolejny i myślę, że spieprzać już pora, więc nogi za pas i pierzcham do monopola.
Szyba wybita... no ładnie, popiliśmy dzisiaj. Wchodzę ostrożnie i wołam:
- Hallo!? - nikt mi nie odpowiada. Rozglądam się na prawo i lewo, stąpając po szkle. Idę do przodu i wracam, gdyż to, czego szukałem, było na lewo. Wódeczka za ladą i inne specjały. Wódy nie walę, w niedzielę nie wpada, ale piwo można walnąć - jest czas na to. Sięgam po piwo marki Żubr i nagle słyszę dudnienie, tudzież walenie w drzwi na zapleczu. A chuj - zeruję na miejscu i idę. Przy ostatnim łyku, walenie zaczęło narastać. - Dobra, zapłacę! - krzyknąłem. Wyszukałem z kieszeni pińć złotych i ułożyłem serdecznym ruchem na ladzie. Walenie nie ustawało. A pieprzę to - idę - pomyślałem.
2 notes
·
View notes