#Przyjdź do mnie
Explore tagged Tumblr posts
Text
przyjdź do mnie, pogadamy o tym co nas zraniło
53 notes
·
View notes
Text
27.05.24 UTRZYMANIE WAG1 dzień 452. Limit +/-2100 kcal.
Wybrane posiłki:
Powrót do pracy po tygodniu odpoczynku. Urlopowa energia - o dziwo - starczyła mi do końca dnia.
Grafik na czerwiec już jest. Z ciekawostek może w weekendy będzie ze mną pracować nasz Mistrz Gry, który prowadzi nasze sesję AD&D. Ma nóż na gardle z tym swoim kredytem. Powiedziałam szefowi, że żadnej pracy się nie boi... Mówię - przyjdź pogadacie sobie. Dziękował mi strasznie ... Lol jeszcze nie wie w co się pcha 😄. No ale skoro nóż na gardle...
***
No i tak to dzień minął. Dowaliłam dziś proteiny za sprawą pitnego proteinowego jogurtu z Lidla... Generalnie nie lubię, ale miała być kaszka Vitanella (Biedra), która okazała się niejadalna. Po robocie więc kupiłam taki jogurt i choć mnie nie zachwycił to nie wyszłam tak bardzo do tyłu z kalor1ami jakbym w ogóle olała ten mini posiłek. Myślę, że właśnie przez takie olewanie drobiazgów gdzieś mi się robi deficyt 😐... No.
***
A tak poza tym dzień w pracy minął. Nic ciekawego, więc łapcie przyrodę💐(moja droga do pracy miewa całkiem piękne pobocza) i kotospam 😺
Dobrej nocy wam życzę.
#utrzymanie wagi#ed recovery#pro revovery#chce byc piekna#ed18+#edadult#foodbook#food log#kaloryczno┼ø─ç#limit kaloryczny#dieta#chce byc zdrowa#chce byc szczupla
30 notes
·
View notes
Text
14.09.2024
Póki co pomieszane w planach, moja rodzina bezpieczna.
Mamy zapasy wody, jedzenia i naładowane powerbanki. U rodziny Szwagra podtopienia i ewakuacje.
Dzisiaj też się dowiedziałam, że zostałam wybrana do trwającego tydzień szkolenia podnoszącego kompetencje zawodowe. Nie szkolenia w stylu "to tylko dwie godziny, a jak chcesz certyfikat lub uprawniania to zapłać milion monet i przyjdź do mojej instytucji szkoleniowej". Nie. Tym razem to szkolenie dające certyfikat i uprawnienia.
To pierwszy raz od 10 lat kiedy będę uczestniczyć w takim szkoleniu.
Ironio losu - pierwszy raz od kiedy pracuję jako osoba nadzorująca prace instytucji szkoleniowych, a których to instytucji zarządy/szefowie nie widzieli nigdy potrzeby by na szkolenia wysyłać managerów, osoby zajmujące się kontaktem z klientem i pracowników administracji.
A dziś się zakwalifikowałam do dofinansowanego szkolenia i jestem CHOLERNIE zajarana. CHOLERNIE!
Zadzwoniłam do mojego narzeczonego (był dziś w pracy, miał mi dawać znać co jakiś czas czy zostaje jeszcze w robocie czy wraca - doniesienia powodziowe dziś są w kratkę, jest we Wro alarmująco) z pyt czy może rzucić okien na grafik szkolenia na które się dostałam, aby sprawdzić czy ogarniemy opiekę nad pieskiem w te daty.
On mi na to "nad czym ty się zastanawiasz! Bierz to!".
Wrócił wreszcie do domu i pyta "podjęłaś decyzję o podpisaniu umowy szkoleniowej?", a ja mu na to "tak, chcę to zrobić. To da mi pracę mam nadzieję, albo ułatwi mi założenie własnej działalności", a on siada przy mnie "to super. Czy znajdziesz po tym pracę czy nie, chcę, żebyś ten kurs zrobiła. Nie martw się opieką nad pieskiem" i pokazuje mi jakie znalazł mi noclegi na czas szkolenia i jaki plan mu się wykluł dziś w pracy: że weźmie wolne w pracy na część mojego szkolenia by mi towarzyszyć, że zajmie się pieskiem podczas moich zajęć, a po zajęciach - będziemy zwiedzać. I już obczaił co i gdzie możemy zwiedzać.
Wzrusz.
Totalnie wzrusz.
A myślałam, że się ucieszy, że będzie miał mieszkanie dla siebie na kilka dni :D A tu jeszcze lepiej: przygoda!!!
16 notes
·
View notes
Text
Konstanty Górski (1868-1934), illustration to the poem "Romantyczność" ("The Romantic") by Adam Mickiewicz (1798-1855):
Tyżeś to w nocy? to ty Jasieńku! Ach! i po śmierci kocha! Tutaj, tutaj, pomaleńku, Czasem usłyszy macocha! Niech sobie słyszy, już nie ma ciebie! Już po twoim pogrzebie! Ty już umarłeś? Ach! ja się boję! Czego się boję mego Jasieńka? Ach to on! lica twoje, oczki twoje! Twoja biała sukienka! I sam ty biały jak chusta, Zimny, jakie zimne dłonie. Tutaj połóż, tu na łonie, Przyciśnij mnie, do ust usta! Ach jak tam zimno musi być w grobie! Umarłeś! tak, dwa lata! Weź mię, ja umrę przy tobie, Nie lubię świata. Źle mnie, w złych ludzi tłumie, Płaczę, a oni szydzą; Mówię, nikt nie rozumie; Widzę, oni nie widzą! Śród dnia przyjdź kiedy? To może we śnie? Nie, nie... trzymam ciebie w ręku. Gdzie znikasz, gdzie mój Jasieńku? Jeszcze wcześnie, jeszcze wcześnie! Mój Boże! kur się odzywa, Zorza błyska w okienku. Gdzie znikłeś? ach! stój Jasieńku! Ja nieszczęśliwa.
youtube
#polish literature#polish art#romantic literature#romanticism#adam mickiewicz#19th century#slavic#Youtube
10 notes
·
View notes
Text
Napisałam że jest już okej, tylko
Kłamałam, kłamałam, kłamałam, kłamałam
Szukam nirvany błądząc we mgle
Kiedy zadzwonię do Ciebie proszę przyjdź
Uratuj mnie
Inee ft. Gibbs-KŁAMAŁAM
4 notes
·
View notes
Text
SATAN, our Father, who art in HELL !!!
I arise today through the strength of SATAN for worship Him, for loves Him, for belong Him… SATAN, my Father in Hell, hallowed be thy Name and thy Sign 666 !!!
Powstaję dzisiaj dzięki sile SZATANA, aby Go czcić, kochać Go, należeć do Niego… SZATANIE, mój Ojcze w Piekle, święć się Imię twoje i Znak twój 666 !!!
Lord and God SATAN fill my soul by your Unholy Spirit, and enlighten my mind and heart by thy Light of Evil and Sin… SATAN, my Father in Hell, come your Helish Kingdom to me and to my life here and now, for me to come to your Infernal Kingdom in Hell in my eternity !!!
Panie i Boże SZATANIE, napełnij moją duszę swoim Nieświętym Duchem i oświeć mój umysł i serce twoim Światłem Zła i Grzechu… SZATANIE, mój Ojcze w Piekle, przyjdź do mnie i do mojego życia tu i teraz, ze swoim Piekielnym Królestwem, abym i ja w wieczności przybył do twojego Piekielnego królestwa w Piekle !!!
Lord SATAN, bless and guide me as I go to do thy Holy Will, which is Evil and Sin and Hate itself… Align my life with your Infernal Will… your Holy Will is my will, my unholy will is to do your Will … SATAN, my Father in Hell, Thy will be done in my will, in my heart, in my mind, in my soul and in my spirit !!!
Panie Szatanie, pobłogosław mnie i prowadź, gdy idę, aby czynić twoją Świętą Wolę, która jest Złem, Grzechem i Nienawiścią samą w sobie… Dopasuj moje życie do twojej Piekielnej Woli… twoja Święta Wola jest moją wolą, a moją bezbożną wolą jest czyń twoją Wolę … SZATANIE, mój Ojcze w Piekle, bądź wola Twoja w mojej woli, w moim sercu, w moim umyśle, w mojej duszy i w moim duchu !!!
Instruct and prepare me in this day, in all my life, to Eternal Damnation myself in Hell… Lord SATAN, my spiritual food is Condemnation, my only and holy Communion is Condemnation, this is my holy bread that nourishes my soul and body, my mind and heart and fills me with you, Almighty… SATAN, my Father in Hell, feed me this Bread of Damnation, feed my soul by Damnation… SATAN, who are in Hell, give me daily and in eternity this Bread of Damnation, give my soul your Communion of Damnation. Nema !!!
Poucz mnie i przygotuj mnie dzisiaj, w całym moim życiu, na Wieczne Potępienie w Piekle… Panie SZATANIE, moim duchowym pokarmem jest Potępienie, moją jedyną i świętą Komunią jest Potępienie, to jest mój święty chleb, który odżywia moją duszę i ciało, mój umysł i serce i napełnia mnie tobą, Wszechmocny… SZATANIE, mój Ojcze w Piekle, karm mnie tym Chlebem Potępienia, karm moją duszę przez Potępienie… SZATANIE, który jesteś w Piekle, dawaj mi codziennie i w wieczności tego Chlebie Potępienia, daj mojej duszy twoją Komunię Potępienia. Niemka!!!
Almighty, Highest and Ineffable SATAN, possess and lead me into thine Unholy, thine Impiety… teach my mind and heart Evil and Sin against the holiness of god, teach my soul Hate and Contempt for what is good and holy in god, teach my spirit to HATE and BLAME god, teach my soul to DEVASTATE and PROFAN jesus, teach my soul to CURSE and DESECRALIZE the holy spirit… god in heaven I, with my HATRED, three times: HATE, HATE, HATE, challenge you in Satan's Name and I proclame that: god you are my and Satans opponent, christ you are my and Satans adversary, the holy spirit you are my and Satan`s contradictor… three times I BLASPHEME the holliness of god, three times I BLASPHEME his "holy, holy, holy"… SATAN, my Father in Hell, let me FUCK god, FUCK jesus, FUCK the holy spirit, that my Mortal and Final SIN may never be forgiven by god and never deserve forgiveness by christ and mercy by the holy spirit !!!
Wszechmogący, Najwyższy i Niewysłowiony SZATANIE, posiądź mnie i prowadź do twojej Nieświetości, twojej Bezbożności… naucz mój umysł i serce Zła i Grzechu przeciwko świętości Boga, naucz moją duszę Nienawiści i pogardy dla tego, co dobre i święte w bogu, naucz mojego ducha NIENAWIDZIĆ i OBWINIAĆ boga, naucz moją duszę NISZCZYĆ i PROFANOWAĆ jezusa, naucz moją duszę PRZEKLNAĆ i DESEKRALIZOWAĆ ducha świętego… boże w niebie ja, z moją NIENAWIŚCĄ, powtarzam trzykrotnie: NIENAWIŚĆ, NIENAWIŚĆ, NIENAWIŚĆ, rzucam ci wyzwanie w Imię Szatana i ogłaszam, że: boże ty jesteś przeciwnikiem moim i Szatana, chryste ty jesteś przeciwnikiem moim i Szatana, duchu święty ty jesteś przeciwnikiem moim i Szatana… po trzykroć bluźnię świętości boga, trzykrotnie BLUŹNIĘ jego „święty, święty, święty”… SZATANIE, mój Ojcze w Piekle, pozwól mi JEBAĆ boga, JEBAĆ jezusa, JEBAĆ ducha świętego, aby mój GRZECH ŚMIERTELNY i OSTATECZNY nigdy nie został przebaczony przez boga i nigdy nie zasługiwał na przebaczenie przez chrystusa i miłosierdzie przez ducha świętego !!!
Glory to you, SATAN, my One LORD who leads my body to SIN, my One Father who leads my mind to DARKNESS , my One Creator who leads my heart to EVIL, One God who leads my spirit to BLASPHEMY, my One Savior who leads my soul to HATE !!! Praise by to SATAN who saves me and leads me to Damnation in Hell !!! AVE SATANAS !!!
Chwała Tobie, SZATANIE, mój Jedyny PANIE, który prowadzisz moje ciało do GRZECHU, mój Jedyny Ojcze, który prowadzisz mój umysł do CIEMNOŚCI, mój Jedyny Stwórco, który prowadzi moje serce do ZŁA, mój Jedyny Boże, który prowadzisz mojego ducha do BLUŹNIEŃSTWA, mój Jedyny Zbawicielu, który prowadzisz moją duszę do NIENAWIŚĆI !!! Chwała SZATANOWI, który mnie wybawia i prowadzi na Potępienie w Piekle !!! AVE SZATANIE I!!!
Almighty Lord SATAN, day and night I pray to you:
Fill my souls with the Infernal Power, strengthen me with the Unholy Spirit, that I may persevere in my service to you, as a vessel of your sinner will... Let me to feel your devil presence; manifest to me as you will with your almighty sin and evil... Enlighten me in every way with your Blasphemy and Deny of god, christ, holy spirit... Satan, let me to tread upon your devil path Darkness directly to damnetion in your Infernal Abyss... This I ask in your Unholy Name, Almighty and Ineffable Satan, my One Lord and God, who liveth and reigneth forevermore with His Unholy, Condamned Demons in Kingdom of Hell !!!
Potężny Panie, SZATANIE, dzień i noc modlę się do Ciebie:
Napełnij moją duszę Piekielną Mocą, wzmocnij mnie Duchem Nieświętym, abym wytrwał w służbie tobie jako naczynie twojej grzesznej woli... Pozwól mi poczuć twoją diabelską obecność; ukarz się mi, jak chcesz, ze swoim wszechmocnym grzechem i złem... Oświeć mnie pod każdym względem swoim bluźnierstwem i zaprzeczaniem bogu, chrystusowi, duchowi świętemu... SZATANIE, pozwól mi kroczyć po twojej diabelskiej ścieżce Ciemności prosto na potępienie w twojej Piekielnej Otchłani... Proszę o to w twoje Nieświęte Imię, Wszechmocny i Niewysłowiony SZATANIE, mój Jedyny Panie i Boże, który żyjesz i królujesz na wieki wraz ze swoimi Nieświętymi, Potępionymi Demonami w Królestwie Piekła !!!
143 notes
·
View notes
Text
Niedziela
Co chwilę budząc się myślałam, że już jest rano. Dopiero jak On wziął telefon spojrzałam na zegarek.
8:20. Całkiem spoko pospane. On dalej się nie odzywał. Oczywiście nawet nie przytulił.
Wstałam jak wyszedł z psami i standardowo przygotowałam psom jedzenie i się ogarnęłam. Dalej cisza.
Dopiero około 11, jak On grał na konsoli, a ja jadłam śniadanie, coś tam zaczął gadać rzeczy typu że widocznie trzeba się rozstać, jak nie umiemy się dogadać, że nic nie jest jeszcze potwierdzone, więc nie ma problemu, że nie rozumiem co się do mnie mówi, że miałam czas od wczoraj się odezwać i nic nie powiedziałam, znów jakieś wyzwiska „bo jak ma mnie nazywać”. Próbowałam spokojnie z Nim rozmawiać i przedstawić sytuację z mojej perspektywy, mówiłam Mu, że zawsze będą problemy, ale trzeba o nich rozmawiać, a nie od razu wyzywać. To stwierdził, że trzeba i że On tak ma. 😂 no i w końcu stwierdził, żebym dała Mu spokój, bo On gra. Chuj, że sam zaczął tę „rozmowę”.
Skończył grać przed 12 i oczywiście dalej się nie odzywał. Teoretycznie trzeba było wyjechać ok. 12:30-45. A ja dalej nie wiedziałam, czy jadę. Chociaż z wcześniejszych słów dało się wywnioskować, że raczej nie, ale nie wiadomo, co Mu odjebie. Niespecjalnie mam ochotę spędzać z Nim czas w takiej atmosferze i to jeszcze wśród ludzi, ale z drugiej strony zaraz Mu przejdzie i pasowałoby żebym uczestniczyła w tych ustaleniach. Na wszelki wypadek się pomalowałam i przygotowałam ubrania. Czemu nie wyglądać ładnie, choćby samej dla siebie.
Przed 12:30 poszedł odpalić auto żeby się grzało i leżał jeszcze przed TV. Dalej cisza.
Szczerze to takiej sytuacji między Nami nie było od dobrych kilku miesięcy. W sumie nie wiem czy w ogóle była odkąd tu mieszkamy. A o gorsze rzeczy wiele razy się kłóciliśmy. No cóż.
No i wyszedł bez słowa.
Zadzwonił po tym spotkaniu, które trwało wyjątkowo krótko (niecałą godzinę). Ale w sumie nie doszliśmy do porozumienia. Twierdził, że on wyciągnął rękę, a skoro ja nie chcę to nie. Nie wiem tylko skąd doszedł do takich wniosków. Ja przez większość rozmowy próbowałam wytłumaczyć Mu, że właśnie praktycznie zawsze staram się robić tak, jak prosi. Finalnie się rozłączył, a ja jeszcze napisałam Mu wiadomość ze swoim punktem widzenia. Może tak dotrze.
Musiałam na chwilę wyjść i praktycznie w tym samym czasie jak wróciłam On wrócił.
Próba rozmowy zaczęła się raczej kiepsko i w sumie nawet nie wiem jak doszło do tego, że powiedział, że planujemy duże rzeczy, pokłada we mnie wielkie nadzieje i że szkoda by było, jakby przez taką rzecz trzeba było to wszystko rozjebać. No, ale On tak już ma, że żeby „udowodnić” byłby w stanie tak zrobić. Jakimś cudem nawet przeprosił i powiedział, że było Mu smutno wczoraj wieczorem. Że on się tak denerwuje, bo Mu zależy i tak dalej. Niejeden by to wyśmiał, ale ja wiem, że tak jest. Gdyby coś było Ci obojętne to byś się tym nie przejmował.
Finalnie powiedział coś w stylu
- Chodź się pogodzić.
Przyszłam na kanapę i dał buziaka. I w sumie zaczęliśmy rozmawiać o tym milionie rzeczy do ustalenia. Odpowiedziałam tylko:
- Jak chcesz się pogodzić to przyjdź wieczorem. - chyba nie zrozumiał, ale cóż. Na pytania odpowiedziałam, że do mnie, gdziekolwiek.
Dość długo rozmawialiśmy, a potem poszedł grać na konsoli. Ja też planowałam, ale wkręciłam się i przeglądałam rzeczy, o których rozmawialiśmy i szukałam inspiracji.
Jak skończył grać dalej rozmawialiśmy i generalnie dużo rzeczy ustaliliśmy. Dobrze było się przytulić do oglądania, brakowało mi tego ten jeden wieczór. Ale momentami nawet pauzowaliśmy serial i mówiliśmy o czymś, co nam przyszło do głowy w kwestii omówionych rzeczy. Przez to zdążyło zrobić się późno i oczywiście godzenie zostało zapomniane. Tak samo jak przez cały miniony A akurat dzisiaj był dzień golenia i ubrałam ładną „koszulę nocną”, taką typowo erotyczną, którą kupiłam ostatnio w 3 kolorach bo okazała się być mega. Więc po 23 musiałam się wydostać z przytulenia i iść zmyć makijaż, bo położyłam się w, żeby, mimo że na mnie nie patrzy, jakby jednak do czegoś doszło i by spojrzał, ładnie wyglądać. A On oczywiście się w tym czasie odwrócił na drugi bok. Eh.
Bilans:
Neo (papierosy): ↔️ nie liczone, ale wychodziłam na zewnątrz, więc prawdopodobnie nie dużo 👎
Dbanie o siebie: ⬇️👎
Jedzenie: ⬇️ dwie kromki na śniadanie i przy rozmowie 3 albo 4 paluszki rybne 👎
Związek: ↔️ bo najpierw chujowo, potem się poprawiło, ale czy to znaczy że ogólnie jest lepiej? 👍
Inne obowiązki: ⬇️ dziś w smutku i złości lipa 👎
Samopoczucie: ↔️ za dnia chujowo, wieczorem już ok; fajnie że miło udało się spędzić wieczór, że ustaliliśmy ważne rzeczy i porozmawialiśmy, bo na pewno było to potrzebne, chociaż kłótnia niekoniecznie… tylko czy bez niej byłaby rozmowa? 👍
#klotnia#kłótnia#awantura#afera#spina#niepewność#strach#stres#nerwy#ciche dni#rozmowa#próba rozmowy#wyjaśnienie#duży projekt#planowanie#związek#miłość#lifestyle#miło(ść)#ona przed 30#on po 40#kartka z pamiętnika#pamiętnik#toksyczna relacja#toksyczny związek#relacja#wspólne plany#wspólna przyszłość#zjebany dzień#ciężki dzień
5 notes
·
View notes
Text
[PIC 1] Theo: Miałaś świetny pomysł. Weekend na spływie kajakowym to jest coś, co pasuje do nich obojga. Jen: I mogą pojechać w dowolnej chwili. [PIC 2] Theo: Zgłodniałem… chcesz hot doga? Jen: Jasne! Zjadłam rano tylko gofry. [PIC 3] Theo: Te, które robi Twój ojciec? Jen: Te same. Theo: Rany, uwielbiam je. Jen: Ja też. [PIC 4] Theo: Poproszę dwa hot dogi ze wszystkimi dodatkami. [PIC 5] Theo: Dobrze pamiętałem? Jen: Bardzo dobrze. [PIC 6] Jen: Zapłacę za siebie. Theo: Nie ma mowy, ja stawiam. Pomogłaś z prezentem, więc chcę się jakoś odwdzięczyć. Jen: To się nie liczy, bo dajemy go razem. Theo: Ale pomysł był Twój. Jen: Dobrze, niech będzie, ale następnym razem ja stawiam. [PIC 7] Theo: Wiesz… w weekend będzie u mnie impreza. Kilku znajomych, piwo i przekąski, nic nadzwyczajnego. Chciałabyś wpaść? [PIC 8] Jen: Jasne… czemu nie. Mam coś przynieść? Theo: Nie ma takiej potrzeby… po prostu przyjdź. Jen: Ok.
12 notes
·
View notes
Text
jeżeli odczuwasz wolność - przyjdź, spójrz - moje więzienie
zakuty w kajdany, siedzę na skarpie, proszę nie mów nikomu
poskładaj mnie w całość i proszę (proszę), weź mnie do domu
anonim~nie widze
4 notes
·
View notes
Text
Wolności, a ja miejsca nie znam swojego!
A ja miejsca nie znam swojego
Nawet u Ciebie najdroższy kolego
Nie mam domu, ni nic podobnego
Bo się nie czuje; nie czuje niczego
Wchodzę mamo do budynku z Tobą
Nie trzeba czekać, aż członki mi rogi zrobią
I chociaż tu ściany lśnią
To nigdy nie był mój dom.
Czasami ludzie o czymś śnią
Moje sny o domu grzmią!
Wolności moja, gdzieś się podziała,
Że nic nie mogę bez ciebie- żebyś wiedziała.
Przyjdź! przyjdź i pozwól mi normalnie żyć,
Ja chcę tu być i pozwól mi żyć, być i cię czcić.
Chce kochać jak Święty Paweł napominał,
Ja żem, jak kochać, chyba zapominał.
Ps.
Czuje niedosyt pisząc ten tekst,
Gdzie jest wolność? Nachodzi mnie bełt!!
Rozłupie głowę o beton jak chcesz.
Weź mnie wolności do siebie chociaż we śnie.
2 notes
·
View notes
Text
Czas na kolejną dawkę Cyberpunkowego shitpostu determinowanego moim kryzysem życiowym i psychicznym xdd
Dobra zaczną od pojebane spostrzeżenia a mianowicie w tej misji kiedy V musi iść do Rogue się zapytać o Hellmana to musi zapłacić 15k- no i git, gdzie mam problem. NO PROBLEM MAM W TYM,ŻE 15K SIĘ PŁACI ZA POPRAWĘ ROKU Z BIOCHY NA LEKARSKIM XDDDD Co ma jedno do drugie? Zupełnie kurwa nic, ja wiem że tego nie można przekładać 1:1 bo to inne waluty ale w Cyberku operuje się uniwersalnym dla całego świata Eurodolar, który nie istnieje w realnym świecie i się tego nie da przeliczyć więc dla uproszczenia poprostu przyjmę przełożenie takie żeby mi pasowało pod rozkminę. Czemu? Bo nie ma kurwa dżemu. No ale czemu o tym myślę? Bo mnie trochę śmieszy,że w grze osadzonej w dystopijnym, hiperkapitalistycznym świecie mrocznej przyszłości za super kurwa tajne informacje o dojebanych naukowcach, pracujących przy jakichś wielkich(przy okazji w chuj zbrodniczych) planach megakorporacji nominalnie się płaci tyle ile musi zapłacić biedny student debil za ewentualną poprawę biochemii. Smutne to w chuj... Patologie studiowania medycynki odcinek 213721372137
Apropo hellmana- króla majonezów, to mnie bardzo śmieszyło jak Takemura mówił, że Hellman se spierdolił od Arasraki i to sprytny lisek bo umie zacierać za sobą ślady i Takemura go szukał, klika dni śledził jakiś trop i ostatecznie chuj strzelił poszukiwania. A tymczasem wbijasz do Rogue i ona na luzie przyjdź jutro kurwa I dostajesz wszystko o jego aktualnym stanie przebywania, za cenę waruna z biochy xddd
No i kolejna rozkimna- kurwa wiadomo,że będzie o Rogue. Bo raczej kurwa nie inaczej. W tym miejscu tumblera to oczywiste. Mnie zastanawia cała ta sekwencja jak Panam drze na nią pizdę, no w zasadzie mnie to trochę śmieszy, trochę dziwi że do takiej sytuacji doszło xdd Ale dlaczego? No bo jestem w takim miejscu swojego życie,że krzywe spojrzenie w stronę osoby prowadzącej dane ćwiczenia może się zakończyć bolesną dla mojej studenckiej przyszłości karą, więc perspektywa darcia mordy na kogoś kto jest moją szefową i to jeszcze na zupełnie kurwa innej gęstości życiowej mnie zadziwia,poprostu zajebiście zadziwia xddd No i tak poprostu jako choleryczka nie umiem sobie wyobrazić jakkolwiek spokojnej rekacji na to,że ktoś bezczelnie drze na mnie pizde i to jeszcze po tym jak sam zjebał XDDDD
Ale co do Rogue to jeszcze mnie zastanawia taki moment w retrospekcji z 2013 jak najpierw słyszymy ten ochydny, stulejarski podryw Santiago i potem wchodzi Johnny no i zachowuje się jak kompletny kutas(czyli jak kurwa zawsze) no i przechodzi do sedna sprawy, że on chce ich wynająć na rozpierdol do Arasaka Tower i Santiago,że no git ile nam zapłacisz. Na co Rogue,chce powiedzieć że ostatnim razem Johnny odjebał i w tym momencie SANTIAGO JEJ SIĘ WPIERDALA W POŁOWĘ ZDANIA I MÓWI,ŻE TYM RAZEM BĘDZIESZ MĄDRZEJSZA I OBA SAMCE JĄ KOMPLETNIE WYPIERDALAJĄ Z DYSKUCJI I SOBIE DOGADUJĄ SZCZEGÓŁY XDDDDD No litości, ona to powinna po takim jebanym samczym zachowaniu co najmniej w złości wyjebać ten elegancki stolik co stał przed nimi i im powiedzieć żeby się jebali na ryj. No może się przypierdalam ale nienawidzę jak faceci bezczelnie wpierdalają się kobietom w zdanie.
No i co do 2013 to ja jebię xddd Wszyscy biorący w zdarzeniu bohaterowie mają po 25 lat. No to niech wyglądają chociaż trochę jakby mieli tyle lat XDDD Taka Alt wygląda jak przejebana życiem 30/35 latka po polibudzie(ej netrunerzy mają jakieś studia?xddd) Johnny to już całkowicie, no bo Keanu jest stary no to i Johnny wygląda jakby miał 45 lat i sobie dosypywał koks zamiast soli do jajecznicy. Santiago ma okulary więc ciężko stwierdzić, ale też wygląda na takie 30. Z kolei Rogue na tym pierwszym ujęciu w Atlantis na kanapie ma totalny kurwa baby face, taki że bez tego smoky eye by jej szlugów w Biedrze nie sprzedali. Już dalej w tej windzie już wygląda na 25/30 ale ogólnie Ona najmłodziej wygląda w tej retrospekcji.
No w sumie to by było na tyle, jeśli ktoś to przeczyta to pozdrawiam i życzę miłego dzionka
P.S. Proszę trzymajcie za mnie kciuki żebym zdała biochę, fizjo I immuny(no ogólnie cały drugi rok)
1 note
·
View note
Text
Moja bogini
Pomóż mi
Bogini spokoju
Uratuj mnie
Pozwól mi iść z tobą za rękę
Chcę być z tobą w domu
W twoim azylu
Bogini śmierci
Błagam cię przyjdź do mnie
#mental illness#depressing shit#jebać życie#borderline personality disorder#nie chce tak żyć#borderline personality problems#actually bpd#nienawidzę życia#mam dosyć#mysli samobojcze#za dużo myśli#natłok myśli#nie mam siły#mentally fucked#mentally exhausted#mam dość#mental health#tw depressing thoughts#smutne życie#pragnę śmierci
1 note
·
View note
Text
Szczęść Boże. Dzisiaj chciałabym podzielić się wierszem o tytule „Miłosierny Zakątek”, który mogłam napisać dzięki natchnieniu Bożemu 25.01.2024r. Niech przypomina nam o czułej opiece i obecności Bożej, a także umacnia w czasach pełnych trudności. Jego Miłosierdzie nas nigdy nie zawiedzie, tego może być pewien każdy z nas 🤍✝️
Miłosierny Zakątek
W Twym Sercu dla mnie jest
Zawsze kiedy potrzebuję Cię
Mówisz do mnie: „Jestem
Przyjdź do Mnie, utrudzona,
A odejdziesz pokrzepiona
Moja Miłość doda ci sił
Patrz w Moje Serce i idź
Głosić światu o Miłosierdziu Mym
Będę przy tobie, więc mężnie żyj
Nie pozwól lękowi zniechęcić cię
Mów nieustannie: «Jezu, ufam Tobie»
Kiedy nie wiesz, dokąd iść
Zawierz to Mi, odpowiem ci
Na Mnie możesz liczyć ciągle
Wrzucaj się w niezgłębione morze
Miłosierdzia, które ofiarowuję ci
To zawsze będzie pomagać ci
Kiedy przyjdzie czas bycia na Golgocie
Chwyć mocno za Me dłonie
Odnajdź odpoczynek w Moim Sercu, Boże dziecię
Ono zostało otwarte na Krzyżu właśnie dla ciebie
Po to, aby dać ci zbawienie
Nigdy nie zawiedzie cię Moje Miłosierdzie
Ufaj w to, że sam poprowadzę cię i uświęcę
I zaprowadzę tam, gdzie jest wieczne szczęście
Ja sam będę twoim Światłem
I otrę każdą z łez
Córko, zostań przy Mnie też
Trwaj przy Moim boku dzień w dzień
W Mojej czułej obecności uśmiechnij w końcu się
#Jezus Chrystus Król#Duch Święty#Bóg Ojciec#Trójca Przenajświętsza#Trójca Miłosierna#Król Miłosierdzia#Miłosierdzie Boże#Przyjdźcie do Mnie wszyscy którzy utrudzeni i obciążeni jesteście a Ja was pokrzepię#Duch Miłości i Miłosierdzia#odpoczynek w Bożym Sercu#Boże Serce#Najświętsze Serce Jezusa#Miłosierny Zakątek#wiersz#twórczość#chrześcijaństwo#wiersz o Bogu#wiersz o Miłości Bożej#Wiersz o Miłosierdziu Bożym#Bóg cię kocha#Jezus cię kocha#Duch Święty cię kocha#Bóg Ojciec cię kocha#Wiele znaczysz dla Boga#Bóg cię zna#Bóg chce ci pomóc#Oddaj się cały Bogu#On Jest Troskliwym Ojcem i Najlepszym Przyjacielem#Chwyć Boga za dłonie i pójdź za Nim#Bóg cię poprowadzi do życia wiecznego
0 notes
Text
chcieć mnie poznać lepiej przyjdź do mnie w nocy i zapytaj cię jak cie czuję nie będziesz na to gotowa w stu procentach obiecuję
0 notes
Text
#47
jeśli kiedyś zechcesz przyjdź do mnie,
popatrzmy na siebie,
ten ostatni raz
1 note
·
View note
Text
Joro at home. 3 a.m. | Draken x Mikey
Trzecia nad ranem. Gęste, ciemne chmury zawisły nad Tokio. Nieprzyjazne warunki atmosferyczne zmusiły Joro do wtargnięcia przez lekko uchylone okno do pokoju śpiącego blondyna.
Znajomość mangi/anime Tokyo Revengers nie jest konieczna. Draken/Ken-chin to jedna i ta sama osoba.
~*~
Dzisiejszy dzień Joro mógł uznać za udany. Rano obudziły go promienie wschodzącego słońca, które po dość chłodnej nocy były jak remedium na jego lekko wychłodzone ciało. Śniadanie nie nastręczyło mu żadnych problemów, dosłownie materializując się tuż przed jego oczami, a posiłek w porze obiadowej zamierzał tym razem zjeść na mieście. Zapowiadało się więc, że dzień będzie zdecydowanie bardziej łaskawy niż miniona, nie w pełni przespana noc.
Korzystając z pięknej pogody, najedzony i wypoczęty po porannej drzemce, spędził większość tego pogodnego dnia na dworze. Bezchmurne, gwieździste niebo rozpościerające się nad Tokio przekonało Joro, by i tym razem spędzić noc na zewnątrz.
W końcu nic nie zapowiadało tego, co miało wydarzyć się około trzeciej nad ranem.
Ogromne krople deszczu uderzyły w ziemię. Silne podmuchy wiatru zerwały na równe nogi Joro, który niemal natychmiast powziął niezbędne kroki, by dotrzeć w suche, bezpieczne miejsce. Wykorzystując uchylone okno w jednym z parterowych mieszkań, wślizgnął się niepostrzeżenie do środka i z wyraźną ulgą odetchnął, gdy okazało się, że w pokoju panują warunki idealne dla przemarzniętego i przemoczonego „gościa”.
Jedynym źródłem światła tego stosunkowo niewielkiego pomieszczenia była lampa uliczna, której dobiegający zza lekko przybrudzonego klosza jasny strumień, rzucał przyjemną dla oczu pomarańczową poświatę, rozpraszając się na drewnianych panelach.
Joro ruszył żwawo przez pokój. Śpiąca na łóżku postać poruszyła się, zmuszając go do natychmiastowej ucieczki w najbardziej odległy kąt pomieszczenia. Tkwiąc w bezruchu czekał na kolejne wskazówki, które pomogłyby mu zdecydować o swoich dalszych działaniach.
Długie, jasne włosy rozłożyły się szerokim wachlarzem na śnieżnobiałej poduszce, gdy leżący na niej chłopak, poruszył się układając swoje ciało na plecach. Uniósłszy powoli powieki, skierował swoje zaspane spojrzenie w stronę potencjalnego źródła dźwięku i omal nie stanęło mu serce, gdy ujrzał wpatrujące się w niego lśniące, czarne niczym węgiel oczy.
Jednak nie to było najgorsze, to nie oczy wzbudzały w nim rosnącą w siłę panikę.
Zdesperowany chwycił telefon leżący na nocnej szafce i drżącą ręką uruchomił Line’a, gdzie z listy ulubionych wybrał najwłaściwszy w takiej sytuacji kontakt i niezwłocznie rozpoczął połączenie.
– Ken-chin! – zawołał szeptem, gdy tylko charakterystyczny dźwięk po drugiej stronie zasugerował odebranie połączenia.
W słuchawce usłyszał szelest jaki mógłby towarzyszyć przekręcaniu się ospałego jeszcze ciała na łóżku i niecierpliwie czekał na jakąkolwiek oznakę świadomości ze strony swojego przyjaciela.
– Co jest, Mikey? Zdajesz sobie sprawę, która godzina? – Brzmienie głosu zdradzało, że jest w pierwszej fazie powolnego wybudzania się.
– Musisz tu przyjść – odezwał się nadal szepcząc i nie odrywając oczu od nieruchomego intruza w swoim pokoju.
– Tu...? To znaczy gdzie? – usłyszał niewyraźne pytanie.
Mikey mógłby przysiąc, że Ken-chin ziewnął.
– Do mnie – odpowiedział zniecierpliwiony. – Musisz tu przyjść, Ken-chin – powtórzył raz jeszcze, niemal błagalnie wypowiadając jego imię.
– Zaczynasz mnie przerażać. Co się dzieje? – zapytał zdecydowanie bardziej świadomie.
– Nie ma czasu na tłumaczenia. Nie wiem jak długo zostanie w jednym miejscu. Co jeżeli się przemieści?
– ...Mikey...
– Po prostu przyjdź, proszę – wszedł mu w słowo, powoli tracąc panowanie nad sobą.
Liczyła się każda sekunda, a Ken-chin zdawał się w najmniejszym stopniu tego nie rozumieć. Czy to nie oczywiste, że gdyby nie potrzebował go natychmiast, zaczekałby z tym do rana?
– ...Ok, będę za 10 minut.
– Za 5 – poprawił go, nie spuszczając z oczu nadal tkwiącego w bezruchu intruza.
– Dobra, za 5.
Mikey nie miał śmiałości odwrócić wzroku. Ekran smartfona rozświetlał pomieszczenie, ukazując wyraźniej żywy powód jego zachowania, zachowania znacznie odbiegającego od tego, które znane jest wszystkim z niezłomności i nieustępliwości. Włączony telefon odłożył na szafkę i oparł się plecami o miękką poduszkę. Głowa dotknęła chłodnej ściany, nie pozwalając oczywiście, by wzrok zawędrował gdziekolwiek indziej, by odległy kąt pokoju pozostał bez nadzoru jego czujnych oczu.
Co kilka sekund zerkał nerwowo na wyświetlacz telefonu, by sprawdzić czy może tym razem upływający czas zlitował się nad nim i ostatnia cyfra wskoczyła na poziom wyżej, zwiastując coraz bliższe pojawienie się Ken-china, ale niezależnie od tego jakie były wskazania, w każdym przypadku odczuwał zawód.
Tak mijały mu kolejne bardzo długie sekundy, tworząc kolejne bardzo długie minuty.
Tak więc dopóki nie usłyszał szczęku przekręcanego zamka i znajomych kroków na krótkim korytarzu, jedyne co istniało to on w stanie co najmniej bliskim histerii, intruz, który Mikey mógłby przysiąc, że swoją postawą rzucał mu wyzwanie i czas, którego upływ zdawał się przeczyć prawom fizyki.
Drzwi do pokoju otworzyły się, a tuż za nimi ukazała się wysoka postać jasnowłosego chłopaka. Włosy miał wygolone mniej więcej do połowy, a z czupryny tym razem utworzył coś na rodzaj niechlujnego koka. Był to widok dość zaskakujący, biorąc pod uwagę, że długi starannie zapleciony warkocz był jego nieodzownym elementem wyglądu.
– Spóźniłeś się – przywitał go z wyrzutem Mikey, doskonale pamiętając wskazania zegara sprzed sekundy.
– Minutę – rzucił niewzruszony, zamykając drzwi. – A teraz gadaj po co mnie tutaj ściągnąłeś – powiedział, rozglądając się podejrzliwie po pokoju.
Żadnego zagrożenia nie dostrzegał. Czyżby nie zdążył? Ale w takim razie, gdzie jest ciało?
– Masz się tego pozbyć – zażądał, wskazując miejsce po jego prawej.
Wzrok Drakena powędrował w tamtym kierunku. W tym samym momencie niczym cudownie ozdrowiały, Joro wzdrygnął się wprawiając w ruch swoje sparaliżowane do niedawna ciało. Przebierając szybko swoimi ośmioma odnóżami, umknął w bok chowając się za drewnianą szafą.
– ...Serio? – Draken spojrzał martwym wzrokiem na siedzącego na łóżku przyjaciela i westchnął przeciągle, gdy ten uparcie nie reagował.
Ruszył przez pokój wkraczając w obszar, gdzie pomarańczowa poświata rozproszyła się na ciemnym materiale jego długich spodni i zatrzymał się przy krawędzi łóżka, spoglądając na niego z góry.
Dwie pary ciemnych oczu wpatrywały się w siebie w milczeniu. To co Draken dostrzegał w tych drugich, to czego nie miał jeszcze okazji ujrzeć, to strach. Było to do niego zupełnie niepodobne, wyglądało wręcz komicznie. Dlatego gdy usłyszał jego łamiący się głos, słowa, które do niego skierował – omal nie zareagował śmiechem.
– Nie zasnę dopóki to coś będzie w moim pokoju – odezwał się, wlepiając w niego swoje duże, czarne oczy.
– Zmusiłeś mnie do opuszczenia ciepłego schronienia i przedzierania się w środku nocy przez ścianę deszczu. Jak zamierzasz odpokutować?
Poważna sytuacja, poważna reakcja. Draken był z siebie dumny.
– Najpierw... pozbądź się go. Nie potrafię się skupić, gdy wiem, że jest w pobliżu.
– I co mam niby z nim zrobić? Przecież nie wystawię go na zewnątrz w taką pogodę.
– Co? Nie oczekuję byś gdziekolwiek go wystawiał. Masz go zabić – wyrzucił z siebie, nie dowierzając, że musi mu to w ogóle tłumaczyć.
– Nie zrobię tego. Jeżeli tak bardzo chcesz mieć na sumieniu niewinne stworzenie, proszę bardzo – oznajmił, wprowadzając przyjaciela w jeszcze większy szok. – A teraz zrób mi miejsce.
Mikey odniósł wrażenie, że czas stanął w miejscu, a cały pokój wiruje skandując w zapętleniu słowa Ken-china – nie zrobię tego...nie zrobię tego...
– ...Nie... skoro go nie zabijesz, to jaki był sens sprowadzania cię tutaj?
Czuł jak panika na nowo ogarnia jego zestresowane ciało.
– Żaden – oznajmił, rozpinając spodnie.
– Ken-chin, błagam!
Próbował przekonać go w inny sposób. Miał nadzieję, że błagalny ton zmiękczy jego serce, które w tej chwili, w opinii jego nietrzeźwo pracującego umysłu, zdawało się być wykonane z kamienia. Palce zacisnął na materiale jego koszulki, a rozszerzone oczy ulokował w tych drugich, równie ciemnych, jednak nadal niewzruszonych.
– Suń się – odezwał się, w żaden sposób nie komentując jego zachowania.
– Nie – odparował, ciągnąc go za koszulkę.
Głos i zachowanie jakie prezentował Mikey przypomniało Drakenowi nieznośne dziecko mijane wczoraj na ulicy, które swoim krzykiem sterroryzowało nie jednego przechodnia. Obierając inną taktykę, chwycił go za obie dłonie i siłą ułożył na miękkim materacu, tak by ta jednoosobowa powierzchnia pomieściła również jego, pragnące snu ciało.
Zapewne nie udałoby mu się to w innych okolicznościach. Stan Mikey’ego, w którym się obecnie znajdował, działał na jego niekorzyść, pozbawiał go tej nieludzkiej wręcz siły, tej która kryła się w jego jedynie z pozoru niewinnym ciele.
– Powinienem był zadzwonić do Bajiego – mruknął pod nosem, odwracając się do niego plecami niczym obrażone dziecko.
– Ale nie zrobiłeś tego. Przełknij to i śpij – powiedział zsuwając gumkę ze swoich długich włosów i odłożywszy ją na szafkę obok, zamknął oczy.
– ...Co jeżeli tu przyjdzie? – zapytał po chwili, wywołując szeroki uśmiech na twarzy leżącego obok przyjaciela.
– W tej ostatniej chwili swojego życia pamiętaj, że byłeś moim najlepszym przyjacielem i będzie mi ciebie brakowało – odpowiedział, nadając swojej barwie głosu poważne brzmienie.
– Nie pomagasz, Ken-chin – odparł cicho, kuląc swoje ciało niczym skrzywdzone, przerażone stworzenie.
Cichy głos Mikey’ego sprawił, że spojrzenie Drakena powędrowało w kierunku jego skulonej sylwetki. Rozczulony widokiem, jakże niecodziennym i zaskakującym, poczuł potrzebę, by odezwać się w inny sposób.
– Obronię cię... Nawet cię nie dotknie – zapewnił nieodpowiedzialnie dotykając jego ramienia.
– Obiecujesz?
– Obiecuję – powiedział, z wolna poruszając ręką.
– Dziękuję – wyszeptał zaciskając palce na jego ciepłej dłoni.
– Zresztą jego kły jadowe nie są w stanie przebić skóry, poczułbyś jedynie lekkie uszczypnięcie.
Wraz z jego ostatnim słowem wyczuł jak ciało Mikey’ego napina się, a palce wzmacniają swój uścisk.
– Ken-chin... sama świadomość, że mógłby mnie w jakikolwiek sposób dotknąć, wywołuje panikę. Nawet nie chcę myśleć...
– Ok, rozumiem. Obiecałem, że nie zbliży się do ciebie.
– To w jakim celu...
– Zapomnij o tym, co mówiłem później.
Niewyraźny, zdradzający niezadowolenie pomruk był wszystkim, co Draken usłyszał w odpowiedzi. Zabrawszy rękę z jego ramienia, splótł obie dłonie tuż za swoją głową i zamknął oczy. Tak było lepiej. Nie mógł sobie pozwolić na kolejny błąd.
– Gdy tu przyszedłeś, miałeś coś dziwnego na głowie – głos Mikey’ego rozległ się w ciemnym pokoju, burząc jego nieudolne próby zapadnięcia w sen.
– Dlaczego zabrzmiało to jak wyrzut? – spytał rozbawiony, nie otwierając oczu.
– Bo nim było.
– Miałem zaledwie 5 minut, nie wybrzydzaj.
Mikey przekręcił się na drugi bok, a jego przyzwyczajony do mroku wzrok niemal natychmiast zlokalizował twarz przyjaciela. Głowa spoczywała na wspólnie dzielonej poduszce, a spokojny oddech wprowadzał go z wolna w zasłużony, choć mimo wszystko odległy sen.
Dłoń Mikey’ego nie w pełni świadomie powędrowała do jasnych, długich włosów i opuszkami palców dotknęła ich gładkiej powierzchni.
– Co robisz? – głos Ken-china był niczym uderzenie.
Spojrzenie jego oczu wwiercało się w milczącego przyjaciela, którego działanie zburzyło niedawny pozorny spokój.
– Sprawdzałem czy nadal tam jest – wyjaśnił nie wycofując swojej dłoni.
– Aż tak bardzo nie przypadł ci do gustu?
– Wyglądałeś... inaczej.
– W złym tego słowa znaczeniu?
– Jeszcze nie wiem. Mam za mało danych.
I po raz kolejny świadomy popełnianego błędu, nie potrafił stłumić w sobie tej silnej potrzeby, by również go dotknąć. Podążając śladem swojego poszukującego odpowiedzi przyjaciela, Draken przesunął rękę i zatopił swoje długie, szczupłe palce w jego miękkich włosach.
– Co robisz? – Mikey powtórzył pytanie, które jeszcze chwilę temu padło z ust Ken-china.
– Sprawdzam jak to jest – wyjaśnił dość lakonicznie.
Oczy Mikey’ego mimowolnie skryły się za delikatną skórą powiek, gdy opuszki palców zatopiły się głębiej, odważnie dotykając jego skóry.
– Czy ktoś wcześniej... dotykał twoich włosów? – zapytał Mikey nie otwierając oczu.
– Tak.
Treść odpowiedzi wzbudziła w nim nieprzyjemne emocje. Silniejsze niż spodziewał się poczuć.
– Kto?
– Sachiko.
– I niby kim jest ta cała Sachiko?
I co ważniejsze – dlaczego pozwoliłeś jej dotknąć swoich włosów?! – drugie pytanie nie wybrzmiało. Umysł Mikey’ego nie dopuścił, by dotarło do Ken-china.
– Fryzjerką, do której chodzę już od wielu lat – odpowiedział, siląc się nie powagę.
Markotny głos Mikey’ego wprowadzał go w zadziwiającej wręcz skali stan zadowolenia.
Gdy po raz kolejny, niewyraźny pomruk był jedynym, co od niego usłyszał, tym razem to on zapytał.
– Czy ktoś wcześniej dotykał twoich włosów, Mikey?
– Shin.
– ...I kim jest ten cały Shin? – ton głosu wcale nie odstawał od jego przedmówcy.
Mimo iż, domyślał się w jakich okolicznościach odbyła się cała procedura z dotykaniem, poczuł dziwną potrzebę, by zniszczyć coś w swoich zaciskających się mocno palcach prawej dłoni.
– Czy to ważne?
Draken powstrzymał się od zadawania kolejnych pytań, wiedząc że jeszcze tego samego dnia uzyska odpowiedź. Zamiast tego skierował rozmowę na nieco inny tor.
– ...Czy to znaczy, że żadna dziewczyna nie zrobiła t e g o? – zapytał przeczesując palcami jego włosy.
– Nie i nie zależy mi. – Drugą część odpowiedzi wypowiedział zdecydowanie ciszej.
– Ciekawe – przyznał równie cicho.
Czyżby jednak usłyszał?
Mikey spiął się, napinając wręcz nienaturalnie swoje mięśnie i uciekłszy od niego spojrzeniem, wycofał swoje niezaspokojone jeszcze palce. Dłoń Drakena zastygła w bezruchu pozwalając, by palce swobodnie spoczęły na głowie przyjaciela.
Nie chciał tracić z nim kontaktu. Jeszcze nie teraz. Nie tak szybko.
– Znudziło ci się? – spytał Draken, wyjątkowo ciekawy odpowiedzi.
Nieposłuszny organizm Mikey’ego sprowadził na niego kolejną falę ciepła. Jednak tym razem jej źródła nie mógł doszukiwać się w potworze na wątłych odnóżach. Źródło miało całkowicie odmienną formę, znajdowało się znacznie bliżej, niebezpiecznie blisko.
– Nie zasnąłbym w ten sposób – odpowiedział wymijająco.
Draken uśmiechnął się lekko słysząc ten wymuszony komentarz i gotowy, by uczynić to samo, jego dłoń powróciła do pierwotnej pozycji, tuż za jego głową.
Mikey doskonale rozumiał, co się dzieje. Rozumiał, a jednocześnie z całych sił starał się temu zaprzeczać. Wmawiał sobie, że gdyby nie atmosfera spowita jakąś dziwną, irracjonalną tajemniczością, mrok panujący w pokoju i ta wręcz nieznośna pomijalna odległość między nimi, jego myśli nie zawędrowałyby w tak odległe i nieznane od tej strony zakamarki umysłu. W normalnych warunkach nigdy nie pozwoliłby sobie na taki scenariusz.
Ale czy na pewno?
W końcu to nie pierwszy raz, gdy obecność Ken-china jednocześnie uspokajała go i pobudzała. Czy w takim razie jest sens temu zaprzeczać? Czy nie lepiej pogodzić się z porażką i ruszyć dalej? Czy nie lepiej zdobyć się na szczerość i zwyczajnie spróbować zapomnieć?
Świadomość, że to prawdopodobnie ostatni raz, gdy pozwala mu być tak blisko, Mikey przysunął się bliżej i chwycił w swoje palce materiał jego koszulki. Pobudzony jego intensywniejszym zapachem zamknął oczy pozwalając, by przyjemna woń wypełniła jego zmysły.
– Nie wiedziałem, że boisz się pająków – odezwał się cicho Draken.
Brzmienie jego głosu ani trochę nie zdradzało tego, co działo się w jego wnętrzu. Tego jak niespodziewany gest Mikey’ego, wpłynął na jego buntujące się już serce.
– To dla mnie nowość – dodał, ale tym razem wraz z ostatnim słowem, pozwolił sobie na coś więcej.
Uniósłszy prawą rękę, oparł ją na materacu tuż za jego plecami i wahając się jeszcze przez chwilę, ostatecznie odważył się ich dotknąć.
Ciałem Mikey’ego wstrząsnął dreszcz. Ciepło palców wyczuwalne za cienkim materiałem koszulki przenikało tę kruchą barierę i wnikało głębiej, w niesamowity sposób pobudzając receptory na jego skórze.
– Tylko ty o tym wiesz – powiedział, z trudem kontrolując barwę, głośność i szybkość wypowiadanych słów. – Jeżeli komuś powiesz, będę wiedział, że to ty.
– To byłoby nierozsądne zdradzać jedyną twoją słabość.
– Jedyną, która jest ci znana – poprawił go cicho.
– Jest ich więcej?
– Tak, ale nie pytaj jakie. I tak ci nie powiem.
– ...A gdybym obiecał ci, że pozbędę się Joro? – zapytał, przesuwając dłoń odrobinę wyżej.
Ciało Mikey’ego napięło się, co bez problemu wyczuły stykające się z nim palce Ken-china.
– ...Kogo?
– Pająka zza szafy. Choć w zasadzie w tej chwili może być już wszędzie.
– Grasz nieczysto – mruknął, nie mając śmiałości otworzyć oczu.
Nieprzeniknioną ciemność, która roztaczała się tuż przed nim, postrzegał jako bezpieczną przestrzeń, w której słowo niepowodzenie nie istniało. Pragnął wierzyć, że tuż za delikatną skórą powiek nie czeka go nic godnego podjęcia ryzyka, by otworzyć oczy i przekonać się, czy iluzoryczny świat w jego głowie naprawdę istnieje.
– Swoją drogą to wcale nie musi być pająk. – Głos Drakena rozległ się ponownie. – Wiedziałeś, że istnieje yōkai o imieniu Jorōgumo, który może przybierać postać pięknej kobiety lub dużego pająka?
Gdy żadna odpowiedź ze strony leżącego tuż obok przyjaciela nie nadeszła, a jedyną reakcją na jego słowa był silniejszy uścisk palców na bawełnianym materiale koszulki, Draken zdecydował się kontynuować.
– A wiedziałeś, że owe yōkai żywią się młodymi mężczyznami?
– Skoro tak to, czy ty również nie powinieneś czuć się zagrożony?
– Słuszna uwaga.
– ...Skoro znasz moją słabość, byłoby sprawiedliwe gdybyś ty zdradził mi swoją – stwierdził Mikey, trwając w bezpiecznej bańce własnej wyobraźni.
– Owszem, byłoby. Jednak obawiam się, że byłaby to ostatnia rzecz, którą byś ode mnie usłyszał.
Iluzoryczna bańka pękła, rozpadając się bezpowrotnie. Ciemne oczy napotkały te drugie, wpatrujące się w niego z najwyższą uwagą i swego rodzaju smutkiem.
– Nie rozumiem... – powiedział, odnosząc wrażenie, że sens jego kolejnych słów zmieni wszystko.
– Nie chcę cię stracić Mikey, dlatego lepiej będzie jeżeli nie rozwieję twoich wątpliwości.
Chaos, który zapanował w jego umyśle utrudniał skupienie, choćby na jednej z tworzących się myśli. Zapętlone, momentami absurdalne zmusiły go, by zwrócić się do Ken-china w sposób, który nie pozostawi mu wyboru, sprawi, że ugnie się i wyzna prawdę.
– Wyjaśnij mi to – zażądał, czując jak jego serce przyspiesza, osiągając nienaturalne prędkości – i pozwól zdecydować, czy zasługujesz na to, by mnie stracić.
Przez umysł Drakena przemknęła myśl, że choć szanse są niewielkie, nie są tak naprawdę zerowe, że ma prawo mieć nadzieję. Tocząc wewnętrzną walkę, nie spodziewał się, że o jej wyniku zadecyduje ten drobny z pozoru gest ze strony wpatrującego się w niego chłopaka.
Po raz kolejny dłoń Mikey’ego śmiało podążyła w kierunku twarzy Ken-china, ale tym razem zatrzymała się przechwycona przez jego silne palce.
– Zdajesz sobie sprawę, że to nie jest w stanie mnie zatrzymać, prawda? – odezwał się Mikey, nie odrywając od niego oczu.
– Tak. Chociaż nie jestem pewien, dlaczego... co próbowałeś zrobi��.
– Puść mnie. Wtedy się dowiesz.
– ...Czy to nie dziwne? – spytał cicho.
Palce nadal zaciskały się mocno na jego ciepłej dłoni.
– Co takiego?
– To jak się zachowujemy.
– Cholernie dziwne – przyznał Mikey sprawiając, że cichy śmiech Ken-china dotarł do jego uszu.
– Skoro tak, to chyba zaryzykuję – powiedział, przyciskając jego dłoń do swojego ciepłego policzka.
Oczy Mikey’ego rozszerzyły się do granic możliwości, a niespokojne serce przyspieszyło pracę. Czy to właściwe, by odebrać jego zachowanie w t e n sposób? Czy to odpowiedzialne zawierzać w tej chwili własnej intuicji? Intuicji zaburzonej przez buzujące w nim emocje?
– Jesteś ode mnie silniejszy, więc zatrzymaj mnie, jeżeli przekroczę granicę – odezwał się cicho Ken-chin, dając mu czas na zrozumienie co się dzieje.
Bardzo powoli i z wyczuwalnym w jego ruchach wahaniem przysunął go jeszcze bliżej siebie i zatrzymał na tyle blisko, że czuł na swojej skórze jego ciepły, wyraźnie przyspieszony oddech.
– Czy to normalne? – usłyszał jego nacechowany emocjami głos.
– Co takiego? – spytał Draken, próbując zawierzyć własnym zmysłom, temu co widzi, słyszy i czuje.
– Że nie mam nic przeciwko...
– Nie, ale...
– Ale? – dopytał zniecierpliwiony, gdy Ken-chin długo milczał.
– Nie jestem pewien, czy chcę być normalny... czy chcę byś ty był.
– Co cię powstrzymuje?
– Trudno to wyjaśnić.
– Boisz się – rzucił Mikey, niemal oskarżycielsko.
– Tak. Boję się, że moje działanie zniszczy to, co jest między nami, a jednocześnie boję się, że jeżeli nie zaryzykuję, stracę szansę, by przekonać się na ile blisko pozwoliłbyś mi zbliżyć się do siebie.
– ...Nie jesteś tchórzem, Ken-chin. W twojej naturze leży podejmowanie ryzyka.
Sprowokowany jego słowami, ich jednoznacznym przekazem, Ken-chin zaprzestał analizowania każdego swojego potencjalnego kroku. Poluźniwszy uścisk wokół jego dłoni, poczuł jak palce Mikey’ego dopasowują się do kształtu jego policzka i powoli przesuwają się wyżej, wplatając w jego długie, luźno opadające na szyję i ramiona włosy.
Jego własna dłoń odnalazła oparcie na twarzy Mikey’ego, powoli i ostrożnie badając opuszkami palców każdy jej fragment. Zatrzymawszy się w okolicy ust, powiódł po nich palcami i rozchyliwszy je delikatnie, zbliżył się na tyle, by poczuć ich smak na swoich.
– Strasznie długo to trwało – usłyszał jego cichy szept.
– Podobno ważny jest nastrój – odparł z lekkim rozbawieniem.
– Podobno tak – zgodził się Mikey, oczekując, że to nie wszystko, co było im dane doświadczyć, że tworzące się między nimi napięcie, poprowadzi ich w jedynym słusznym kierunku.
Zgodnie z oczekiwaniami i rosnącymi w siłę potrzebami, ich usta na nowo odnalazły siebie, a niecierpliwe dłonie sprawiły, że przestrzeń między nimi przestała istnieć. Obydwoje niezależnie, a jednak w niezwykłej synchronizacji poruszyli się, napierając na siebie jeszcze bardziej, tak by wrażenie bliskości osiągnęło kolejny, wyższy poziom.
Subtelne pocałunki, które dzielili stopniowo nabierały tempa, znacząco zmieniając swój charakter. Coraz głębsze, coraz dłuższe i coraz bardziej uzależniające, nieubłaganie pozbawiały ich zdolności do świadomej kontroli, powrotu do miejsca, które w tej chwili ich rozemocjonowane umysły postrzegały jako coś nieistotnego, coś co nigdy nie istniało.
Dlatego gdy Ken-chin poruszył się, układając swoje ciało na tym drugim, tym należącym do jasnowłosego, niższego chłopaka, wpatrującego się w niego swoimi lśniącymi, czarnymi oczami, obydwoje zrozumieli, że powrót do życia sprzed tej chwili, tej która rozgrywała się dokładnie w tym momencie, jest niemożliwy.
Dobroć i niezwykłe zrozumienie otaczającego świata, którym Ken-chin niejednokrotnie zaskakiwał Mikey’ego, sprawiały, że czuł się przy nim bezpiecznie. Świadomość, że jest obok, że zawsze może na niego liczyć, dodawała mu odwagi i wiary, że jeżeli kiedykolwiek zbłądzi, on go odnajdzie. Zrobi wszystko, by sprowadzić go do siebie.
– Dotarłem do granicy? – usłyszał jego ciche pytanie, wyrywając go z chwilowego zawieszenia.
– Granicy? – powtórzył Mikey, nie rozumiejąc.
– Posunąłem się za daleko? – zapytał inaczej.
– Nie sądzę, by istniała jakakolwiek granica – odpowiedział, wprowadzając jedyny w swoim rodzaju zamęt w jego, jak i w swoim umyśle.
– To niemożliwe.
Mikey uśmiechnął się, przenosząc dłoń w miejsce, gdzie gładką skórę głowy Ken-china, tuż pod linią włosów zdobił czarny tatuaż i powiódłszy palcami wzdłuż zatopionego tuszu, ruchem zmusił, by znalazł się bliżej. Ich twarze niemal stykały się ze sobą, ich oddechy przenikały się nawzajem, a spojrzenia jednoznacznie zdradzały, to co miało za chwilę nastąpić.
– W takim razie... przekonajmy się, który z nas ma rację – wyszeptał tuż przy jego ustach.
...
„There are times when you can’t give up. Draken, Tokyo Revengers
#fanfic#fanfiction#ao3 fanfic#ao3 writer#anime and manga#tokyo revengers#draken#mikey sano#bxb#fluff#first kiss
0 notes