#Ostatnia krew
Explore tagged Tumblr posts
Text
25.06 - 5.07.2024
Te dni były kreatywne jak i emocjonalne
Bardzo nawet
Jestem ogólnie pewna że mam nawrót. Może nawet gorszy niż wcześniej.
Bo uroilo mi się nawet że przytyje od swoich leków bo mają pewnie milion kalori
I każdy terapeuta mi gada że jak to dalej pójdzie to szpital,śmierć bo zniknę całkowicie
I że z głodu nie będę w stanie mieć pomysłów myśleć o niczym innym tylko o kaloriach o jedzeniu
Jak to usłyszałam to mój mózg jakby : a pokaże ci że to nieprawda !
I zastanawia mnie fakt że właśnie no nie myślę tylko o anoreksji co mam nawrót
Bo jak rysuje moja głowa się kłębi od miliona pomysłów
I to jeden z nich
Ocean. Kocham oceany
Spontanicznie dość narysowane graficznie więc nie ma jakiegoś konkretnego przekazu
No i moje sny ostatnio to jakiś hit
Śniła mi się ostatnio powieść z wattpada którą zaczęłam pisać kilka lat temu i nie dokończyłam
I sen podsunął mi pomysł
I go zrealizuje
Z terapeutką wtedy w środę oglądaliśmy film gnijąca panna młoda. Trochę mnie striggerował bo kościotrupy itd xd
Ale ogólnie było fajne
Dołączył do nas na zajęcia taki kolega który jest tak głośny i takie teksty seksistowskie do dziewczyn że masakra
On jeszcze bardziej mnie triggeruje. Najbardziej mnie triggerują właśnie tacy ludzie.
I wolałabym słyszeć :
- boże jaka ona odrażająca
-ona wygląda bardziej jak facet niż kobieta
I takie podobne. Bo nie lubię słyszeć że jestem laska,seksowna,czy że każdy za mną się ogląda
Nie chce
W sobotę byłam u przyjaciółki i rozmawiałyśmy
Był też przyjaciel,świetnie się bawiliśmy
Niedziela spokojna ale przyznam że ostatnio mi się nasiliły problemy ze snem
I dziwna jest jedna rzecz. Dlaczego ostatnio pocę się o wiele bardziej niż kiedykolwiek nawet przy najmniejszym wysiłku ?
Nie rozumiem
Miałam ostatnio też wizytę u psychiatry
Wyznaczył mi limit wagowy
Może to i dobrze
Była też ostatnia sesja przed urlopem psychoterapeutki
A we wtorek mieliśmy ze znajomymi ostrą głupawkę. Prawie się udusiłam ze śmiechu 🤣
Tak mi film urwało przez śmiech że nie pamiętam co my odwalaliśmy 🤣
Ale było śmiechu co nie miara i wszyscy co było w sali też nie mogli ze śmiechu
Wszyscy się popłakali ze śmiechu 😂
Po kim to ja mam że umiem rozkręcać takie mocne kabarety ?
A w środę tak się wystraszyłam ile ludzi że zwialam z zajęć
No cóż. Wiem co jestem w stanie znieść a co nie jestem
I nie jestem w stanie znieść ścisku w sali
Więc lepiej uciec
Zaczęłam brać żelazo w płynie i się codziennie śmieję że oficjalnie zostałam wampirem bo dostaje krew do picia 😂
Bo to serio wygląda jak krew do picia !
I wszyscy znajomi się serio nabrali że to krew i ja ją pije 🤣
I ogólnie coraz bardziej mnie dręczy myśl by się pociąć
Mimo że rysuje ćwiczę i wszystko to mam coraz bardziej ochotę się totalnie odizolować i zająć się całkowicie hobby
Nawet myślę żeby odejść z zajęć
Wiem że po części ma to związek z nawrotem anoreksji ale kurcze coraz bardziej mnie męczą kontakty
Wczoraj jak przyszłam na zajęcia od razu chciałam uciec i czas się dłużył jak nigdy. W którymś momencie uciekłam do łazienki i płakałam
I ogólnie teraz czytam książkę a raczej komiks o anorektyczce i jak to czytam to myślę "boże ktoś moją historię opisał czy co"
Tak samo się czuje i czułam jak bohaterka
A szczególnie to :
Przecież ja od dwóch lat tak o sobie myślę
I często mam wrażenie że skoro przytyłam to już wedle innych po problemie anoreksji
A to błąd. Dalej jest i teraz wrocilo
I co najciekawsze. Ta bohaterka książki chce w przyszłości być ilustratorką 🙈
No ja ! Normalnie ja !
Normalnie chyba kupię tą książkę sobie bo to całe moje życie i uczucia
I myśli
Ta książka się nazywa:
Lżejsza od swojego cienia - Katie Green
W ogóle to na zajęciach siedzieliśmy w kręgu oni gadali wszyscy terapeutka usiadła nie wiem czemu koło mnie. Ja nałożyłam słuchawki muzyka na full i rysowałam
I jakim cudem wszystko słyszałam co oni gadają ?
W którymś momencie wyszłam zostawiłam przez przypadek otwartą właśnie na tej stronie która wysłałam
Może podświadomie wolam o pomoc ?
Jestem tylko ciekawa czy terapeutka się zorientowała o co chodzi
Bo inne dwie którym ufam najbardziej wiedzą
A ta nie wie co się tu kroi
Choć zdaję się że wszyscy zauważyli zmianę wagi to coś czuję że jeszcze chwila i ogarnie to i owo
Jak wróciłam do domu to stanęłam przed lustrem i się rozpłakałam
Myślałam że sie potnę.
Bo miałam bardzo silną nienawiść do pewnych części ciała. Skończyło się na nabijaniu siniaków
Ale gdybym nie miała w dodatku myśli samobójczych to bym się powstrzymała
I dziwna kolejna rzecz
Mam wyjątkową okazję by się zabić bo mojej mamy nie ma od wczoraj i nie będzie do sobotniego wieczoru
A zamiast to zrobić moja głowa mówi :
"żeby się zabić musisz jeszcze schudnąć,wtedy będzie ci łatwiej to zrobić teraz nie możesz,za dużo jeszcze ważysz i ci się nie uda"
I to mnie powstrzymuje
Terapeutka mi ostatnio powiedziała że jakby anoreksja mnie chroniła przed samobójstwem
Nie wiem czy to prawda ale po tym co się dzieje ze mną to mam takie wrażenie
To tyle na razie.
Do zobaczenia
Trzymajcie się kochani 💜
7 notes
·
View notes
Text
kurde długi wiersz mi wyszedł xD
Nie ma na co czekać
Nie ma po co uciekać
Nie ma łez do płakania
Nie ma siły do śmiania
Nie masz tego, co mieć chcesz
Póki sobie tego nie weźmiesz
Nie będziemy z siebie zadowoleni
Gdy tego, co ktoś mieć nie możemy
Wszyscy pewnego dnia pomrzemy
Chociaż tak bardzo umrzeć nie chcemy
Nie ma nienawiści, nie ma miłości
Zło w dobrze zawsze po czasie zagości
Krew przelana, łzy wylane
A ona teraz siedzi sama
Czeka na lepsze dni, które nie nadejdą
Inni również czekać będą
Bo jak im powiedziała kiedyś matka
Nadzieja umiera ostatnia
11 notes
·
View notes
Text
To wszystko co wiem o bólu.
Nie chcę umierać, ale tym razem ich to nie interesuje. "I tak jesteśmy spóźnieni" – te słowa odbijają się echem w mojej duszy, przemycając się przez ciemne uliczki, gdzie panuje tylko mrok i chłód. Szukam światła, które mogłoby mnie poprowadzić. Czy podasz mi rękę? Nie dam rady. Nie tym razem. Nie sama. Nie chcę umierać.
Mój czas dobiega końca. Gubię się w zawirowaniach rzeczywistości, tracąc granicę między życiem a śmiercią. Ostatnia nadzieja – nie mogę jej zgubić. "Nie możesz tu być" - powtarzają chórem, jakby przyszli już po mnie. Nie mam już siły uciekać, ale krzyczę. Nie chcę umierać.
Im dłużej zwlekam, tym silniejsi się stają. Nie jest im z tym dobrze. Nie chcą tego. Odkryli bibliotekę. Otwierają szuflady, w których znajdują wszystkie wspomnienia, starannie układane przez tyle czasu. Wiedzą już o mnie wszystko. "Nie mamy wyboru." Rzucają zapałkę w stronę biblioteki. Nie chcę umierać.
Odwracają się tyłem, wychodzą. Nie chcą patrzeć, jak powoli otaczają mnie płomienie. Zostaję sama wśród swoich wspomnień. Upadam na podłogę. Już nie krzyczę. Czuję płomienie, czuję, jak płonie każda rana, każda blizna i każde wspomnienie. Czy ktoś mi pomoże? Tracę siebie. Nie mam już siły, nie walczę, nie krzyczę i nie uciekam, ale wciąż nie chcę umierać. Zasypiam.
Budzę się z krzykiem, zlana potem. Widzę zgliszcza, popiół i parę niedopalonych wspomnień. Idę powolnym krokiem, chcąc je uratować! Nie zabierajcie mi wszystkiego! Potykam się - nie wiem, czy o swoje myśli, czy o nogi. Nie czuję się najlepiej. Znowu krew, widzę ją wszędzie. Przypomina mi, że nie mam czasu. Powtarzam: nie chcę umierać.
Słyszę, że ktoś idzie. Odgłosy powolnego chodu odbijają się w pozostałościach spalonej biblioteki, przerywane stękaniem dopalającego się drewna. Poznaję ten chód – to on. "To nie on" – słyszę. Rozpoznaję głos. To szatan. Z dymu wyłania się postać z rogami i oczami, które mają zabić każdego, kto ma odwagę w nie spojrzeć. Jednak ja nigdy się nie bałam. Stara się ukryć ból, ale nie wychodzi mu to łatwo. Wygląda na zmartwionego.
"Naprawdę nie chcesz umierać?" – pyta. "Chcę być dobrym człowiekiem. Proszę, Nie chcę umierać."
Niepewnie podaje mi rękę i pomaga wstać. Czuję ból, ból, który nie pozwala mi myśleć – ból, którego nigdy wcześniej nie czułam, staje sie coraz silniejszy. "Mieliśmy umowę." -rzuca, powoli puszczajac moją dłoń. W oddali słyszę krzyki – moje krzyki, wydobywające się z końca biblioteki. Odwracam się, by sprawdzić, czy on też to usłyszał, ale już go nie ma, wraz z nim zniknął ból. Ból zamienił się w niewyobrażalną zabijającą szybko i bezboleśnie pustkę. Zostaję sama. Powolnym, chwiejnym krokiem podchodzę do dopalających się wspomnień. Uratowały się te najgorsze, te, które najbardziej bolały, ale mnie już nic nie boli. Nic nie czuję. Wiem, że nie dam rady, ale nie chcę umierać.
Odkładam ostrożnie ocalone wspomnienia na podłogę i idę dalej, szukając odpowiedzi – czegoś, co mi pomoże, co wskaże rozwiązanie, którego nie mogłam znaleźć. Wiem, że nie mam czasu, umieram, muszę się spieszyć. Muszę znaleźć coś, co mnie uratuje. Szukam po ciemnych zaułkach, po cmentarzach, po starych znajomościach. Jednak oni znajdują mnie szybciej. Już wiem. Jest za późno.
W samym środku ciemności padam po raz ostatni. Jestem tylko ja i oni, gdzieś przy przepaści. Patrzą na mnie w milczeniu, tym razem nic nie mówią. Cisza jest kompletna, słychać tylko osłabione, nierówne bicie mojego serca. Czuję metaliczny posmak krwi. Obraz się zamazuje, widzę coraz gorzej.
Wiem o co im chodzi, czołgam się do przepaści, wstaję. Nic mnie nie uratuje, jest za późno. Spoglądam na nich po raz ostatni. Rzucam "Nie chcę umierać", jednak bez żadnej reakcji, rzucam się w stronę mojej własnej przepaści.
-K
#cierpienie#dziennik#poezja#cytaty#polski cytat#aesthetic#książka#books & libraries#history#franz kafka#wiersz#sztuka#smierc
3 notes
·
View notes
Text
Spring rolls (Senshi x Reader)
Resztę oneshotów z tej i innych serii możesz przeczytać tutaj. Zajrzyj też na moje Ko-fi. Zamówienia można znaleźć tutaj.
Some of these oneshots are already translated into English. You can find them here.
ɴɪᴇᴛʏᴘᴏᴡʏ ᴘʀᴢᴇᴘɪꜱ ɴᴀ ꜱᴘʀɪɴɢ ʀᴏʟʟꜱ, ᴀᴜᴛᴏʀꜱᴛᴡᴀ ᴏᴄᴢʏᴡɪꜱ́ᴄɪᴇ ꜱᴇɴꜱʜɪᴇɢᴏ. ɴɪᴇ ᴍᴏɢᴌᴏ ᴏʙʏᴄ́ ꜱɪᴇ̨ ʙᴇᴢ ᴘᴏᴛᴡᴏʀᴏ́ᴡ ɪ ᴘᴏᴍᴏᴄʏ ᴘʀᴢʏ ɢᴏᴛᴏᴡᴀɴɪᴜ…
Senshi pogłaskał się po brodzie w zamyśleniu. Rozdzielono go z drużyną już jakiś czas temu. Tak bardzo zależało mu na zerwaniu dzikich ogórków płożących się po ziemi, że wpadł do ciemnego tunelu i w mroku zjechał w dół. Wylądował w okolicy jakiegoś nieznanego jeziorka. Na szczęście nie wydawało się zbyt wielkie. Starał się zachować zimną krew. Spędził samotnie pod ziemią wiele czasu w ciągu swojego życia, ale teraz ogarniał go niepokój. Zdążył się przyzwyczaić do towarzystwa. Niestety tajemniczy właz zamknął się zaraz za nim, więc musiał znaleźć nową drogę z powrotem do przyjaciół. Pocieszał się, że przynajmniej zyskał zapas ogórków.
Przemierzał podmokły teren, stąpając po względnie suchej ścieżce. Po powierzchni wody pływały najróżniejsze konary. Błękit i ciemna zieleń rozpływały się w brudnobrązowej scenerii. Dziwne, powykręcane drzewa przypominały ręce, gotowe w każdej chwili ściągnąć go na głębsze wody. Z zadowoleniem jednak spojrzał na ich korę. Kilka ruchów podręcznego nożyka później udało mu się nazbierać spory zapas. Uznał, że skoro już się tu znalazł, to może skorzystać z okazji. Żując powoli miękkie drewno, stawiał krok za krokiem.
W ciszy przerywanej jedynie bzyczeniem owadów i pluskiem wody, do jego uszu dotarła znajoma melodia. Powierzchnia wody niosła delikatne dźwięki mandoliny. Krasnolud przystanął na moment. Woda była zbyt płytka, by chciały w niej zamieszkać zgubne syreny. A więc miał szczęście. Podążył za brzdękiem strun. Jego oczom ukazała się znajoma bardka. [Reader] wyglądała, jakby chciała przetrzeć oczy z niedowierzaniem. Zamiast tego jednak zagrała wesoły akord, podnosząc się ze spróchniałego pnia, na którym siedziała. Ubrana jak zawsze w awangardowy, kolorowy, aksamitny strój.
— Ostatnia osoba, którą spodziewałam się tu dzisiaj zobaczyć! Najmilsza z niespodzianek. Cóż sprowadza cię w te strony?
Senshi uniósł kąciki ust. Nie widział kobiety, odkąd dołączył do Laiosa i jego grupy. Znali się z okolic cmentarza, gdzie kwitnął handel. Jak na niego było to dosyć blisko powierzchni, więc raczej wolał unikać tego miejsca, ale pewnych produktów nie dało się znaleźć pod ziemią. Odkąd powstało tam coś na kształt tawerny, bardowie zabijali się, by móc tam występować. [Reader] zdarzało się śpiewać nie tylko tam, ale również w okolicach. Raczej rzadko schodziła na niższe piętra.
Zdążył już zapomnieć, jak bardzo kwiecista i wylewna była. Nie potrafił wyobrazić sobie jej w innej profesji. Idealnie do niej pasowała.
— Zgubiłem przyjaciół, z którymi podróżuję — wyjaśnił lakonicznie.
— Jestem niezwykle rada, że cię widzę! — Bardka objęła krasnoluda ramieniem. — Mamy towarzystwo na dwunastej — dodała niezwykle cicho wprost do jego ucha.
Senshi w pierwszym odruchu speszył się, zaskoczony nagłą bliskością. Wszystko to minęło jednak, gdy odwrócił się najdelikatniej jak potrafił. Do jeziorka wpadała woda wprost z maleńkiej rzeczki. Rzeczywiście mieli towarzystwo. To, co wcześniej wydawało mu się być zwykłym konarem, okazało się być żółwią skorupą. Spod niej co kilka chwil wystawał kawałek pomarszczonej małpiej skóry. W wodzie żyła kappa. Płynęła w ich stronę niezwykle powoli. Co jakiś czas znad powierzchni wynurzała się płaska miseczka zdobiąca jej głowę. Krasnolud nie potrzebował Laiosa, by stwierdzić, co dokładnie im groziło. W najgorszym wypadku mogli zostać wypatroszeni i pozbawieni wszystkich organów.
Rzucił kobiecie porozumiewawcze spojrzenie. Ta tylko lekko skinęła głową.
Kappa podpłynęła do brzegu. Przekrzywiła łeb i zamrugała wodnistymi oczkami. Rozciągnęła zęby w koszmarnym uśmiechu. Białe kiełki błysnęły w czerwonej paszczy. Senshi miał w duchu nadzieję, że nie staną się zaraz jej posiłkiem. Szczególnie biorąc pod uwagę, w jakie miejsca w ludzkim ciele takie potwory sięgały najpierw...
— Witaj, o cna kappo! — [Reader] nerwowo brzdęknęła na mandolinie.
— Ekhem... tak, witamy! — dołączył Senshi, nieco mniej pewnie.
— Arghulghul! — odpowiedziało stworzenie.
Krasnolud nie wiedział, czy było to zaproszenie do rozmowy, ale uznał, że nie ma lepszego wyjścia. W starciu z kappą mieli małe szanse.
— Słyszeliśmy o twojej powszechnie znanej cnocie i uprzejmości! O tym, jak wspaniale podejmujesz... gości! — zakończyła niepewnie kobieta.
Senshi nie wątpił, że hybryda będzie mieć wspaniałe przyjęcie. Podejrzewał jednak, że jej główny posiłek wcale mu się nie spodoba.
— Spadł na nas twój wspaniały czar... — zaczęła bardka.
— Tedy przynieśliśmy ci dar! — Senshi sięgnął za siebie.
Kappa przekręciła głowę w drugą stronę. Rozszerzyła oczy i wyciągnęła coś, co mogło jedynie z daleka przypominać płaski nos. Potężny świszczący wdech zapewne miał sprawdzić, co krasnolud trzyma w rękach. Kiedy zrozumiała, że to ogórki, jej usta ułożyły się w żarłoczny dziubek. Dotąd idąca żółwiowym krokiem, znacznie przyspieszyła. Woda plusnęła, gdy ogonem zamiotła wodę na brzegu.
— Nie ma za grosz manier, widać jak na dłoni, ten kto się nie ukłoni! — [Reader] uderzyła w struny po raz kolejny.
Senshi posłusznie zgiął się w pół, podobnie jak jego towarzyszka. Wymagało to niezachwianej wiary w plan. Wiedział jednak, że to jedyna słabość kappy, obok ogórków. Tego potwora mogła zabić tylko grzeczność. Kiedy uniósł głowę, ujrzał, jak żółwiowaty stwór właśnie kończy ukłon, pozbywając się zawartości miseczki na swojej głowie. Woda spłynęła po małpiej skórze. Potwór zagulgotał ze złością i z głośnym pluskiem padł martwy w rzeczce.
— Chyba koniec tych rymów na dziś, mój drogi — [Reader] odetchnęła z ulgą.
— Hmmm...
— Chcesz go zjeść, prawda? — Spojrzała ze zrezygnowaniem w stronę rzeki.
— Jadłem kiedyś kappę. Ma wspaniałe i delikatne mięso bogate w składniki odżywcze. Szkoda byłoby je zmarnować — odparł Senshi.
Bardka pomogła mu wyciągnąć ciało z wody. Zaraz potem zagonił ją do krojenia ogórków i dzielenia kory. W międzyczasie oskórował potwora. Następnie wyjął swój wierny garnek i rozpalił ogień. Musiał się przy tym namęczyć, bo drewno dookoła było nieznośnie mokre. Ostatecznie jednak udało mu się ugotować kawałki kappy.
[Reader] przygrywała na lutni, twierdząc, że tu jej rola w gotowaniu się kończy. Jakimś cudem w jej repertuarze znalazły się piosenki o kucharzach.
Senshi położył cienkie jak plasterki kawałki miękkiej kory, a na nich mięso i plasterki ogórka. Wszystko starannie zwinął. Dumny z siebie, przyozdobił dzieło rosnącymi w pobliżu rzeczki trawami. Na wielkich liściach łopianu ułożył zawijasy. Pierwsze i jedyne w swoim rodzaju: Kappa Spring Rolls.
— Podano do stołu! — oznajmił ochoczo, strugając prowizoryczne pałeczki z kawałków drewna.
— Chyba nigdy się nie przełamię — stwierdziła [Reader], podejrzliwym wzrokiem lustrując danie z kappy.
Nie był to pierwszy raz, jak widziała Senshiego gotującego potrawę z potwora. Zwykle jednak odmawiała jej skosztowania, racząc się czymś innym. Poza tym, częściej widywali się koło tawerny na terenie dawnego cmentarza. Tam zawsze dawała radę kupić coś normalnego.
— Będziesz głodna. Regularne posiłki są bardzo ważne — stwierdził, łapiąc rollsa między pałeczki. — Raz, dwa, trzy. Wziuuum, leci wróżka — zapowiedział, wpychając zawijasa do jej ust.
— Nie jestem dzieckiem — zaperzyła się kobieta, krzywiąc twarz niczym dziecko, ale posłusznie przeżuła.
Po krótkiej chwili niepewnie sięgnęła po kolejną porcję. Delikatne mięso rozpływało się w ustach, a gorycz miękkiego drewna wydobywała smak ogórków. Wszystko tworzyło harmonię. Zupełnie jakby bagna dookoła zamieniły się w uroczą wiosenną polankę pełną świeżych zapachów i nowych wrażeń.
— Jesteś naprawdę fantastycznym kucharzem — stwierdziła [Reader].
— To nic takiego. — Senshi pogłaskał się po brodzie i odwrócił wzrok.
Mogła przysiąc, że zobaczyła, jak delikatnie się czerwieni, ale pod zbroją trudno było cokolwiek zauważyć. Zawsze był skromną osobą.
— Masz tu okruszek z rollsa. — Przyjrzała się mu krytycznym wzrokiem. — Zaraz go strzepnę — dodała.
Skierowała swoją dłoń w stronę brody. Ciemne oczy wpatrywały się w nią wyczekująco. Zanim jednak zdążyła cokolwiek zrobić, nastąpił wybuch. Brudne grudki ziemi przeleciały dookoła ich dwojga. W kilka sekund wszystko dookoła pokryło się błotem. Krajobraz przypominał teraz brązowoszarą maź. Huk eksplozji przebił głośny, zbiorowy okrzyk:
— Senshi!
W ich stronę biegły cztery ciemne, brudne i, sadząc po głosie, bardzo uradowane sylwetki.
— To są właśnie moi przyjaciele — oznajmił z uśmiechem pokrytej błotem towarzyszce.
4 notes
·
View notes
Text
Dla mojego przyjaciela<3
Tyś jest jak ogień
Gorący i zabójczy
Rozświetlasz zmrok
Do ciebie został tylko krok
Miliony kilometrów
Dzielą nasze dusze
Lecz nie przeszkadza mi to
Na twoj widok sie krusze
Skóra ma delikatna jak porcelana
Głos twój ciągle mnie zniewala
Tyś jest slodki i miły
Romantyczny lecz zimny
Jak krew moja płynąca przez żyły
Czerwienią olśniewająca
Smak ma metaliczny
Jak król mój majestatyczny
Wargi twe różowe
Miękkie i delikatne
Twój smak poczuć pragne
Połączyć ślinę i usta
Gdy ciebie zobacze
Głowa ma jest pusta
Słońce cudowne
Ornamencie wszechświata
Skóra twoja blada
Jak drzewa oszronione
Jak sople zamrożone
Zimny tyś
Lecz twoją ciągle chce być
Serce me ogrzewasz
Jak ostatnia zapałka w pudełku
Jesteś mym szczęściem
Gdy słońce zachodzi
Błagam boga o to
Żebyśmy wiecznie byli młodzi
Młodzi jesteśmy
Lecz nie szczęśliwi
Los nas karze
O twym ciepłym dotyku maże
Kocham cie Alex całym sercem
2 notes
·
View notes
Text
„Ale kurwa poetka”
Każde cięcie,
Każdy oddech,
Każde spojrzenie.
Czuję się martwa,
Czyżbym już umarła?
Krew zastyga,
Powietrze już nie napływa.
Zamykam oczy,
A w środku tylko ciemność.
Ostatnia warstwa,
Teraz się rozpada.
Ściany się zaciskają,
Nie ma już dla mnie miejsca.
Ostatnie cięcie,
Ostatni oddech,
Ostatnie spojrzenie.
A mnie już brak na tym świecie.
🙆🏽♀️🙆🏽♀️🙆🏽♀️
5 notes
·
View notes
Text
Actually the real ones know that Psy II: Ostatnia krew is the finest movie ever made
2 notes
·
View notes
Text
Wyschła gwiazda
Pewnego razu spotkamy się u progu do bezpiecznej przystani. Odszukamy pragnienie - odeszło bez żalu.
Zakwitną serca, krew potoczy się wartko. Sumienia uklękną w połowie zdania.
Przygryzając melancholię, staję się proroctwem - nie wypada się wyrzekać.
Pozwól wprowadzić się do swojego snu, choć na jedno bezsenne uderzenie serca. Przykryj, dopilnuj, aby łzy należały do mnie.
Odrodzi się apokalipsa - uklękniemy, by powitać nowe niebo, świeżą ziemię.
Wyschła ostatnia gwiazda.
#poezja#wiersz#wiersze#poeta#poetka#literatura#artysta#proza poetycka#tomik poezji#poezja nowoczesna#poezja polska#wiersz biały#autor#autorka#pisarz#pisarka
0 notes
Text
Jakie są japońskie mądrości życiowe związane z sukcesem w grach kasynowych?
🎰🎲✨ Darmowe 2,250 złotych i 200 darmowych spinów kliknij! ✨🎲🎰
Jakie są japońskie mądrości życiowe związane z sukcesem w grach kasynowych?
Filozofia japońska od zawsze była fascynującym obszarem badań i inspiracji dla wielu dziedzin życia, w tym również dla gier kasynowych. Gry hazardowe, takie jak poker czy blackjack, opierają się na zasadach rywalizacji, strategii i umiejętności, które są bliskie niektórym aspektom filozofii japońskiej.
W japońskiej filozofii dużą rolę odgrywa koncepcja zen, która podkreśla koncentrację, życzliwość i umiejętność radzenia sobie z przeciwnościami losu. Te wartości mogą być doskonałym wsparciem dla osób grających w kasyno online, które muszą zachować spokój umysłu nawet w trudnych sytuacjach.
Ponadto, buddyzm japoński wprowadza element pokory, równowagi i akceptacji tego, co przynosi życie. W grach kasynowych, gracze muszą zaakceptować zarówno porażki, jak i sukcesy, a także zachować równowagę emocjonalną w trakcie rozgrywki.
Inspirując się japońską filozofią, gracze mogą doskonalić swoje umiejętności strategiczne, koncentrację i cierpliwość przy grze w kasyno online. Taka mentalność może pomóc im zarówno w osiąganiu lepszych wyników, jak i w zachowywaniu równowagi psychicznej podczas emocjonujących rozgrywek.
Podsumowując, filozofia japońska może być cennym źródłem inspiracji dla osób grających w gry kasynowe, pomagając im opracować bardziej dogłębne podejście do rozgrywki i zdobywać lepsze rezultaty przy jednoczesnym zachowaniu spokoju i równowagi emocjonalnej.
Zasady sukcesu w hazardzie według Japończyków są fascynującym tematem, który łączy tradycyjne wartości z nowoczesnym podejściem do rozrywki. Japończycy, znani z dyscypliny i samodyscypliny, stosują pewne zasady, aby osiągnąć sukces w grach hazardowych.
Pierwsza zasada to umiar i kontrola. Japończycy wierz��, że kluczem do sukcesu w hazardzie jest umiejętność kontrolowania emocji i unikanie ryzyka nadmiernego angażowania się w grę. Dlatego też zachowują zimną krew nawet w najbardziej emocjonujących momentach.
Kolejną ważną zasadą jest szacunek do przeciwnika. Japończycy uważają, że szacunek wobec innych graczy przynosi im szczęście i pozwala na budowanie pozytywnych relacji, co może wpłynąć na wynik gry. Dlatego też starają się być uprzejmi i lojalni wobec swoich rywali.
Ostatnia zasada to ciągłe doskonalenie i nauka. Japończycy wierzą w to, że aby osiągnąć sukces w hazardzie, trzeba nieustannie rozwijać swoje umiejętności, analizować strategie oraz uczyć się na własnych błędach. Dlatego też są bardzo systematyczni w swoim podejściu do gry i nieustannie dążą do doskonałości.
Podsumowując, zasady sukcesu w hazardzie według Japończyków opierają się na umiarze, szacunku oraz ciągłym doskonaleniu. Ich podejście do gier hazardowych jest wyjątkowe i może być inspiracją dla innych graczy na całym świecie.
Duch walki w grach losowych to zjawisko, które towarzyszy wielu graczom zarówno w kasynach, jak i w innych formach hazardu. Jest to stan, w którym gracz stara się pokonać los poprzez strategię, przewidywanie wzorców czy nawet wywoływanie szczęścia. Niektórzy wierzą, że posiadają kontrolę nad grą i mogą wpłynąć na jej rezultat, co może prowadzić do wzmożonego napięcia emocjonalnego oraz uzależnienia od hazardu.
Duch walki w grach losowych może być zarówno motywujący, jak i destrukcyjny dla graczy. Z jednej strony, może pobudzać do ciągłego doskonalenia strategii oraz analizy wyników, co może prowadzić do poprawy umiejętności. Z drugiej strony, może prowadzić do nadmiernego ryzykowania, ignorowania zdrowego rozsądku oraz prowadzić do problemów finansowych czy emocjonalnych.
Aby uniknąć negatywnych skutków ducha walki w grach losowych, warto stosować pewne zasady i strategie. Kluczowe jest uświadomienie sobie, że los w grach losowych zawsze jest nieprzewidywalny i nie można go kontrolować w pełni. Warto również ustalić sobie limit finansowy, który jesteśmy gotowi przeznaczyć na grę oraz trzymać się go konsekwentnie.
Wnioskiem jest, że duch walki w grach losowych może mieć zarówno pozytywne, jak i negatywne skutki dla graczy. Warto zachować umiar i rozwagę podczas hazardowej rozrywki, by uniknąć problemów związanych z uzależnieniem czy stratami finansowymi. Jasne określenie granic oraz świadomość ryzyka mogą pomóc cieszyć się grą odpowiedzialnie i bez zbędnego stresu.
Kultura zwycięstwa w hazardzie jest ważnym aspektem dla wielu graczy. Dla niektórych może to oznaczać osiągnięcie wygranej, dla innych może to być uczucie kontroli nad sytuacją. Niezależnie od interpretacji, kultura zwycięstwa ma swoje korzenie w psychologii hazardu.
Dla niektórych graczy zwycięstwo może być celem samym w sobie. Dążą oni do wygranej za wszelką cenę, czasem ryzykując więcej niż powinni. Dla innych zwycięstwo jest jedynie miłym dodatkiem do samej rozgrywki, a celem jest przede wszystkim dobra zabawa. Różnice te wynikają z indywidualnego podejścia do ryzyka i nagrody.
Niektórzy badacze uważają, że kultura zwycięstwa może mieć negatywne skutki dla psychiki graczy. Osoby uzależnione od hazardu często poddają się wrażeniu euforii po każdej wygranej, co prowadzi do ryzyka nadużywania hazardu. Aby uniknąć tego typu zachowań, ważne jest rozwinięcie kontroli nad emocjami i zdolnością do właściwej oceny sytuacji.
Warto pamiętać, że kultura zwycięstwa w hazardzie może mieć różne oblicza i wpływać na każdego gracza inaczej. Dlatego warto zachować umiar i pamiętać, że hazard powinien być formą rozrywki, a nie głównym celem w życiu.
Mądrość życiowa a strategie wygrywania w kasynach będą tematem tego artykułu. Gra w kasynie to działanie oparte na losowości i szansie, ale istnieją pewne strategie, które mogą pomóc graczom zwiększyć swoje szanse na wygraną. Jednak ważne jest zrozumienie, że przegrana również jest częścią gry, dlatego kluczowa jest umiejętność kontrolowania emocji i zachowania zimnej głowy nawet w trudnych sytuacjach.
Pierwszą zasadą mądrości życiowej, która może być zastosowana w grach hazardowych, jest umiejętność zarządzania swoim budżetem. Ważne jest określenie limitów i przestrzeganie ich, aby uniknąć nadmiernych strat. Kolejną istotną kwestią jest rozwaga przy wyborze gier kasynowych. Niektóre z nich oferują lepsze szanse na wygraną niż inne, dlatego warto zaznajomić się z zasadami i strategiami poszczególnych gier.
Oprócz tego, istotne jest stosowanie strategii gry, które mogą zwiększyć szanse na sukces. Należy pamiętać, że nie ma gwarancji wygranej, ale stosowanie odpowiednich taktyk może pomóc w minimalizowaniu ryzyka przegranej. Na przykład, przy grze w blackjacka istnieje możliwość zastosowania strategii podnoszenia zakładów w zależności od aktualnej sytuacji.
Wnioskiem z tego artykułu jest to, że mądrość życiowa może być użyteczna nie tylko w codziennym życiu, ale także w grach kasynowych. Kontrola emocji, odpowiednie zarządzanie finansami i stosowanie skutecznych strategii są kluczowymi elementami skutecznego wygrywania w kasynach. Jednak zawsze należy pamiętać o umiarze i odpowiedzialnym podejściu do hazardu.
0 notes
Text
Jakie są zasady pokera Texas Hold'em i jak można wygrać w tej grze?
Jakie są zasady pokera Texas Hold'em i jak można wygrać w tej grze?
Zasady gry w pokera Texas Hold'em są stosunkowo proste, co sprawia, że jest to jedna z najbardziej popularnych odmian pokera na świecie. W Texas Hold'em uczestnicy otrzymują po dwie karty na rękę, które są ich prywatnymi kartami, a następnie na stole zostaje rozłożonych pięć kart wspólnych. Celem gry jest stworzenie najlepszego układu pięciu kart, korzystając zarówno z kart prywatnych, jak i wspólnych.
Początkiem rozgrywki jest umieszczenie dwóch obowiązkowych zakładów przez graczy zwanych "małym ciemnym" i "dużym ciemnym". Kolejnym etapem jest rozdanie dwóch kart na rękę każdemu graczowi, po czym następuje runda zakładów. Następnie na stół zostają wyłożone pierwsze trzy wspólne karty, zwane "flopem", po czym gracze ponownie stawiają zakłady.
Kolejne dwie karty wspólne są odkrywane w kolejnych rundach zakładów - pierwsza z nich to "turn", a druga to "river". Po odkryciu piątej karty wspólnej następuje ostatnia runda zakładów, po której gracze, którzy pozostali w grze, odsłaniają swoje karty. Wygrywa ten, kto ma najlepszy układ pięciu kart.
W pokera Texas Hold'em istnieje wiele strategii i taktyk, które można stosować, ale podstawą pozostaje dobra znajomość hierarchii układów kart oraz umiejętność blefowania i czytania innych graczy. Gra jest dynamiczna i emocjonująca, co sprawia, że wygrywanie wymaga nie tylko szczęścia, ale także zdolności przewidywania i analizy sytuacji. Jeśli chcesz poznać świat pokera bliżej, Texas Hold'em na pewno stanowi doskonałe wprowadzenie do tej pasjonującej gry.
Strategia jest kluczowym elementem sukcesu w pokera Texas Hold'em. Istnieje wiele różnych strategii, które gracze mogą zastosować, aby poprawić swoje szanse na wygraną. Jednym z najważniejszych elementów strategii pokera Texas Hold'em jest umiejętność czytania przeciwników i analizowania ich zachowań. Dzięki temu można podejmować bardziej przemyślane decyzje podczas gry.
Inną popularną strategią w pokerze Texas Hold'em jest strategia agresywna. Polega ona na częstym podbijaniu stawek i zmuszaniu przeciwników do podejmowania trudnych decyzji. Dzięki tej strategii można budować pulę i zwiększać swoje szanse na wygraną.
Ważnym elementem strategii w pokerze Texas Hold'em jest także kontrola emocji. Ważne jest, aby zachować zimną krew i nie podejmować decyzji pod wpływem emocji. Gracze, którzy potrafią zachować spokój nawet w trudnych sytuacjach, mają większe szanse na osiągnięcie sukcesu.
Nie można zapominać o strategii blefu. Blefowanie jest ważnym elementem gry w pokera Texas Hold'em i może pomóc zdobyć cenne żetony bez konieczności posiadania silnej ręki. Jednak należy pamiętać, że blefowanie wiąże się z ryzykiem i nie zawsze się udaje.
Niezależnie od wybranej strategii, kluczem do sukcesu w pokerze Texas Hold'em jest cierpliwość, umiejętność czytania przeciwników i kontrola emocji. Grając zgodnie z dobrze przemyślaną strategią, można zwiększyć swoje szanse na wygraną i osiągnąć sukces przy zielonym stoliku.
Karty w pokera Texas Hold'em są kluczowym elementem tej popularnej gry karcianej. W Texas Hold'em każdy gracz otrzymuje dwie karty zakryte, znane jako "hole cards", które są widoczne tylko dla danego gracza. Następnie na stole zostaje wyłożonych pięć kart wspólnych: trzy karty flop, jedna karta turn oraz jedna karta river.
Karty w pokera Texas Hold'em mają różne wartości i znaczenie, decydujące o tym, kto wygrywa daną rundę. Karty te są podzielone na cztery kolory: kier, karo, trefl i pik, przy czym żaden kolor nie ma większego znaczenia od drugiego. Karty mają również różne figury: walet, dama, król i as, z których as może mieć najwyższą lub najniższą wartość, w zależności od układu.
Podstawowymi układami kart w pokerze Texas Hold'em są m.in. pair (para), two pairs (dwie pary), three of a kind (trójka), straight (strit), flush (kolor), full house (ful), four of a kind (kareta) oraz straight flush (poker). Znajomość tych układów jest kluczowa dla strategii gry i podejmowania decyzji podczas rozgrywki.
Karty w pokerze Texas Hold'em są nieodłącznym elementem tej ekscytującej gry i umożliwiają graczom rywalizację o pulę. Rozumienie hierarchii kart, układów i zasad gry stanowi podstawę dla każdego gracza, który chce odnosić sukcesy przy zielonym stoliku. Zapoznanie się z zasadami pokera Texas Hold'em oraz regularne praktykowanie gry to klucz do doskonałej rozrywki i emocjonującej rywalizacji z innymi graczami.
W pokera Texas Hold'em dostępne są różne układy rąk, które decydują o sile gracza podczas rozgrywki. Znajomość tych układów jest kluczowa dla skutecznej gry i zwiększenia szans na wygraną. Poniżej przedstawione są cztery podstawowe rangi układów w pokera Texas Hold'em.
Pierwszym układem jest para, czyli dwie karty o takiej samej wartości. Para jest najsłabszym układem w grze i często nie wystarcza do wygranej, ale może okazać się przydatna przy słabszych rozdaniach.
Kolejnym układem jest dwie pary, czyli posiadanie dwóch par kart o jednakowej wartości. Ten układ jest silniejszy od pojedynczej pary i zazwyczaj daje większe szanse na zwycięstwo.
Trzecim układem jest trójka, czyli trzy karty o takiej samej wartości. Trójka jest już znacznie mocniejszym układem i może przynieść wysokie wygrane, zwłaszcza jeśli przeciwnicy mają słabsze karty.
Najbardziej pożądanym układem w pokera Texas Hold'em jest jednak poker, czyli cztery karty o jednakowej wartości. Poker jest najsilniejszym układem i zazwyczaj oznacza pewne zwycięstwo dla posiadacza tej kombinacji.
Każdy z tych układów ma swoją wagę i znaczenie podczas gry w pokera Texas Hold'em. Zrozumienie i umiejętne wykorzystanie tych układów może przynieść sukces i zapewnić satysfakcjonujące wyniki podczas rozgrywki.
Poker Texas Hold'em to jedna z najpopularniejszych odmian pokera na świecie, która wymaga nie tylko szczęścia, ale również strategii i umiejętności. Aby odnosić sukcesy w tej grze, warto poznać kilka skutecznych strategii, które pomogą zwiększyć szanse na wygraną.
Pierwszym sposobem na wygrywanie w pokera Texas Hold'em jest zachowanie zimnej krwi i kontrolowanie emocji podczas gry. Ważne jest, aby nie dawać się ponieść emocjom i podejmować racjonalne decyzje na podstawie analizy sytuacji.
Kolejnym kluczowym elementem strategii w pokera jest dobrze przemyślana selekcja rąk startowych. Grając tylko najmocniejszymi kartami, można zminimalizować ryzyko porażki i zwiększyć szanse na zdobycie puli.
Trzecim sposobem na skuteczne wygrywanie w pokerze jest zrozumienie zasad gry oraz umiejętność czytania zachowań innych graczy. Obserwacja rywali i analiza ich ruchów może dać przewagę i umożliwić podejmowanie bardziej świadomych decyzji.
Kolejnym istotnym elementem strategii jest umiejętność blefowania. Mocna gra psycho logiczna i potrafiące odgrywanie z innych graczy może sprawić, że nawet słabsza ręka może przynieść wygraną.
Ostatnim, ale nie mniej ważnym sposobem na odnoszenie sukcesów w pokerze Texas Hold'em jest regularna praktyka i doskonalenie umiejętności. Ćwiczenie gry, analiza własnych błędów i doskonalenie strategii może prowadzić do osiągania coraz lepszych wyników.
Podsumowując, wygrywanie w pokerze Texas Hold'em wymaga kombinacji szczęścia, strategii i umiejętności. Poznanie i zastosowanie powyższych sposobów może pomóc osiągnąć sukcesy przy zielonym stoliku.
0 notes
Text
3. Nieufność w Mury Strachu Dmie
Wakacje zawsze były momentem odpoczynku zarówno dla uczniów, jak i nauczycieli. Ten rok okazał się wyjątkiem. Młodzi czarodzieje przeżywali żałobę, a personel... Cóż, może też. Gdzieś w środku, bo na pewno nie na zewnątrz. Nie było czasu. Większość zaangażowała się w działania Zakonu, który zaczął rozpatrywać każdy atak Voldemorta z pierwszej wojny czarodziejów, a było ich całkiem sporo. Ci, którzy nie byli wtajemniczeni, zostali przypisani do emocjonującego zadania, polegającego na sporządzeniu list rzeczy zagubionych, zniszczonych czy znalezionych.
Zawsze sami się tym zajmowali, ale przeważnie nie robili tego tak wcześnie. Tym razem Dumbledore nalegał jednak, by zacząć zaraz po zakończeniu roku. Nie pomagał fakt, że niedawno zmarł młody Diggory. To nie pierwsza śmierć w murach tej szkoły, ale ostatnia miała miejsce w 1943 roku i chyba tylko sam dyrektor i martwy profesor Binns znali jej ofiarę za życia. Minęło 50 lat...
Pukanie w stół przypomniało jej, po co tu była. No tak, coroczna impreza zapoznawcza. Osobiście nazwałaby ją raczej jakąś konferencją, ale nie ona ustalała zasady. Może i to wydarzenie miało sens w poprzednich latach, chociaż już wtedy polegało raczej na wymianie kilku zdań i wpatrywaniu się w siebie w niezręcznej ciszy. Każdy zawsze czuł się nie na miejscu, chyba tylko Dumbledore pozostawał niewzruszony, opowiadając o jakichś mugolskich słodyczach. W tym roku jednak nie widziała w tym powitaniu nic nadzwyczajnego. To nie Dumbledore wybrał nowy personel, a ministerstwo. Do tego jedna z kobiet według niej zdawała się być zupełnie niepotrzebna, bo przecież Skrzydło Szpitalne już miało uzdrowicielkę i nie potrzebowało drugiej. Gdyby tylko mogła złapać Knota za kudły i...
– Coś cię gryzie, Poppy? – usłyszała zza pleców znajomy głos.
Nie odwróciła się, wiedziała, że jej rozmówczyni sama się zaraz pokaże. Naprzeciw niej pojawiła się wysoka, szczupła postać, ubrana w szare szaty, z ciasnym kokiem na głowie i w cienkich okularach. Wyjątkowo pozbyła się eleganckiego kapelusza, za to postawiła na malutką torebkę w szkocką kratę. Jej chude palce splotły się wokół siebie, gdy już usiadła, a bystre oczy wpatrywały się w nią uważnie.
Próbowała ją złamać, wyciągnąć od niej jakieś informacje. Nie miała zamiaru dać jej tej satysfakcji, pewnie znowu założyły się z Rolandą, o czym myślała. Jak ona nienawidziła tych gierek. Nie, nie rozstrzygną tego tak łatwo, na pewno nie.
Wpatrywały się w siebie przez blisko dwie minuty. Żadna z nich nic nie mówiła, zbyt skupione, by nie dać drugiej wygrać. Krew aż się jej gotowała, gdy przypominała sobie, na kogo czekali, ale...
Na Merlina, niech cię coś trzaśnie, Minerwo McGonagall.
– Jestem w stanie perfekcyjnie zająć się swoimi pacjentami sama, nie potrzebuję niczyjej pomocy, dziękuję bardzo. – zaczęła Pomfrey. – Do tego Malfoy? Naprawdę nie było nikogo lepszego?
Uzdrowicielka wybuchła szybciej, niż którakolwiek z nich mogłaby przypuszczać. Jej wzrok błądził po pokoju, pod stołem nogi trzęsły się ze złości i aż parowała emocjami.
W kącie można było zauważyć madam Hooch rzucającą wymowne spojrzenie nauczycielce transmutacji, ale McGonagall tylko przewróciła oczami. Później będzie musiała się z nią rozliczyć, nie spodziewała się, że jej przyjaciółka tak szybko się podda. Teraz trzeba było ją uspokoić.
– Poppy, doskonale wiesz, że nie wątpimy w twoje umiejętności. – uspokajała Minerwa. – Minister się boi...
– Że zabiję mu dzieci? – krzyknęła oburzona. – Radzę sobie lepiej niż te ministerialne świry!
Dobra, chyba poszła nie w tę stronę. Musiała zmienić taktykę. Całkowite zignorowanie problemu będzie chyba najlepszym rozwiązaniem.
– Ciesz się, że to Malfoy, – słowa ledwo przeszły jej przez gardło. – bo inaczej dostałabyś Picklesa.
Poppy zdawała się na chwilę zatrzymać w bezruchu, rozważając słowa, które usłyszała. Kiedy już je przeanalizowała, opadła z powrotem na krzesło i już nieco spokojniej zapytała:
– Co mnie uratowało?
McGonagall uśmiechnęła się delikatnie.
– Amelia. Pisałam do niej. – wyjaśniła Szkotka.
Madam Pomfrey westchnęła z ulgą na wspomnienie swojej dawnej znajomej. Poznały się przez Minerwę na jednej z jej imprez urodzinowych. Nie pamiętała dokładnie, ile lat kończyła, ale Bones również się zjawiła i łatwo wmieszała się w tłum. Uzdrowicielka zauważyła ją dopiero, gdy ta sama do niej podeszła, by się przedstawić. Szybko złapały wspólny język i przegadały przynajmniej połowę przyjęcia. Później wymieniały wiele listów, ale z czasem coraz rzadziej to robiły. Z uwagi na pracę Poppy organizacja spotkań była praktycznie niemożliwa i wkrótce kontakt się urwał.
– Podziękuj jej ode mnie – poprosiła towarzyszka, siadając wreszcie prosto. – Co u niej?
– Wiesz, Korneliusz ją denerwuje, – odparła starsza z nich. – ale to nic nowego. Mówi, że gdyby nie była potrzebna, już dawno zmieniłaby pracę. Teraz, kiedy Knot jasno pokazał, że nie ufa Albusowi, jest naszym jedynym wejściem do jego zaufanego grona.
Poppy doskonale wyobrażała sobie, jak musiała się czuć. Pracowała tam z uwagi na innych, a nie na samą siebie. Sama przecież na co dzień to robiła, ale ona chociaż lubiła pomagać młodzikom w potrzebie. Czasami faktycznie przydałaby im się lepsza dyscyplina, ale nad tym też dałoby się popracować. Poza tym człowiek nie mógł mieć wszystkiego...
– Gdzie jest ten Dumbledore?
~*~*~
Stała właśnie na zatłoczonej ulicy, w środku lipca, gdzieś w Hogsmeade. To miasteczko nigdy nie spało, ale podczas dni takich, jak te, stawało się istną opoką handlarzy. Wybuchające lody, samodmuchające się bańki, wachlarze, suknie, kapelusze i te piekielnie drogie patyki chłodzące, które stwarzały wir powietrza po złamaniu. Po prostu idealna okolica na spotkanie.
Po co Dumbledore chciał, by tu była, sama nie wiedziała. Umbridge nie zaprosił. Z drugiej strony, kto o zdrowych zmysłach by to zrobił? Nie znała jej zbyt dobrze, ale na pierwszy rzut oka widać było, że to świrnięta kobieta. Jak większość ministerstwa, w tym Lucjusz i Knot. Bones też nie wydawała się bardzo rzeczowa, za to miękka na pewno. Artur czy Tonks byli zdecydowanie zbyt żywiołowi, wyglądali, jakby podobała im się praca. Szczerze powiedziawszy, mogłaby tak wymieniać godzinami, ale na szczęście jej męki dobiegły końca.
Po drugiej stronie ulicy aportowała się wysoka postać o długiej brodzie i bujnej, siwej czuprynie. Jego niebieskie szaty w gwiazdy zupełnym przypadkiem odbijały błękit jego oczu, a spojrzenie, które rzucał znad okularów-połówek przyprawiało ją o dreszcze.
Akurat przy nim nie możesz zachować godnej postawy.
Odwróciła się, by nie patrzeć na niego jak na raroga, i zaczęła podziwiać wystawę w pobliskim sklepie stolarskim. Wśród różnorodnych mebli, stoliczków i krzeseł dało się odnaleźć wszelkiego rodzaju zabawki. Samochodziki, centaury, lalki, jednorożce czy...
Samoloty. Tak podobne.
Kobieta przemierzała przeludnione alejki, po brzegi wypełnione akcesoriami dziecięcymi. Pełno łóżeczek, szafek, poduszeczek i innych mniej lub bardziej przydatnych maluchowi rzeczy.
Pamiętała, kiedy ostatnio tu była, ale to było jakiś czas temu i sporo się zmieniło w tym sklepie. Jakoś dzisiaj znalezienie półek z zabawkami zdawało się bardziej czasochłonne niż parę miesięcy temu. Dlaczego z każdą nową kolekcją musieli przestawiać wszystkie wystawy.
Skręciła w prawo, gdzie - jak jej się wydawało - powinien być upragniony dział, ale zamiast niego znalazła butelki, smoczki i talerzyki.
Naprawdę?
– Dzień dobry! – zaskoczył ją ktoś za nią.
Odette odwróciła się ostrożnie, by zobaczyć, że stała przed nią jedna z pracownic sklepu. Jej różowa koszulka z niebieskim logo w kształcie słońca od razu ją zdradziła, a siwe włosy dodawały babcinej urody do ciepła, które biło od sprzedawczyni. Kobieta uśmiechnęła się przepraszająco.
– Nie chciałam pani przestraszyć – wyjaśniła szybko. – Szuka pani czegoś konkretnego?
Przeważnie nie korzystała z pomocy pracowników w jakichkolwiek sklepach. Nie lubiła, gdy cała uwaga jakiejś obcej osoby skupiała się na niej. Tym razem jednak naprawdę nie wiedziała, gdzie się znalazła, a kobieta wydawała się sympatyczna.
– Szukam prezentu – odrzekła Odette. – dla rocznego chłopca.
Miła kobietka przez chwilę wpatrywała się w nią z zainteresowaniem, ale nic nie powiedziała, po czym kazała jej iść za sobą. Minęły kilka kolejnych alejek, aż w końcu zatrzymały się przy konkretnej zabawce, po którą sięgnęła ekspedientka. Po chwili trzymała w dłoniach niebieski, drewniany samolocik z kółkami i małym śmigłem. Wyglądał jak te pierwsze prototypy, które budowali mugole, ale miał swój urok.
– Kupiłam identyczny wnukowi – powiedziała sprzedawczyni, uśmiechając się ciepło. – Przypadł mu do gustu.
Czyli jest babcią.
Wzięła ten samolocik. Oczywiście, że tak, a chłopiec bawił się nim następny miesiąc. Ten, który teraz widziała przed oczami zdawał się niemal identyczny. Tak, jakby cofnęła się w czasie o te kilka lat.
– Zawsze uwielbiałem drewniane zabawki, miały najwięcej uroku.
– Dumbledore! – podskoczyła zaskoczona.
– Tak, to ja – odparł spokojnie, niezrażony jej wybuchem.
Matko, ten mężczyzna. Zawsze brakowało mu piątej klepki, ale nikt mu tego nigdy nie powie, bo przecież był zbyt poważaną osobą w tym świecie. Sam sposób, w jaki się nosił, chodził, mówił, tak beztrosko i uprzejmie, jakby całe jego życie było zwykłym spacerkiem pewnego ciepłego popołudnia. Wszyscy wiedzieli, że to nieprawda.
– Zaprosiłeś mnie, bo... – zaczęła Odette, przechodząc do rzeczy.
Albus dostrzegł tę niezbyt subtelną zmianę tematu, ale na szczęście zdecydował się nie komentować.
– Chcę, żebyś poznała swoich przyszłych współpracowników – oświadczył wesoło.
Jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, żeby twój przyszły "szef" zapraszał cię na spotkanie z resztą pracowników ponad miesiąc przed rozpoczęciem pracy, bez osoby, która również rozpocznie z tobą ten etat. Wydawało jej się to co najmniej dziwne. Chyba, że chodziło mu o coś innego...
– Nie wciągniesz mnie w te swoje szeregi światła czy jak tam je zwiesz. – przyjęła obronny ton. – Pozostaję neutralna w tej wojnie.
Oboje wiedzieli, że to nieprawda. Oboje zdawali sobie sprawę, że w wojnie nikt nie mógłby pozostać neutralny. Ktoś, kto by to zrobił, zginąłby, gdyby wygrał Voldemort, i okryłby się złą sławą, jeśli by przegrał. Ucieczka też nie wchodziła w grę, to byłby bilet w jedną stronę. W końcu trzeba podjąć decyzję, za kim będzie się stać. Na szczęście jeszcze nie dzisiaj. Dzisiaj wolała sobie wmawiać, że istniała jakaś trzecia droga, którą będzie mogła podążyć, choć doskonale wiedziała, że taka się nie pojawi.
– Czyli wierzysz, że Voldemort powrócił? – zapytał zaciekawiony dyrektor.
Przynajmniej wie, o co nie powinien pytać.
– Tylko głupiec by w to nie wierzył.
Właściwie taka była prawda. Gdyby tylko zobaczyli tego chłopaka zabitego z zimną krwią. Gdyby tylko przy tym byli, mogli z nim porozmawiać... Nikt nie mógł tego zrobić, jedynym świadkiem był Harry, któremu obecnie mało kto wierzył. Właśnie to ją denerwowało, bo chociaż Potter zdawał się być niezasłużoną gwiazdą, to nie mógł kłamać. Nie potrafił. Wierzyła mu, miała swoje powody.
– Nazywasz głupcami większość czarodziejów – zauważył Dumbledore. – w tym samo ministerstwo?
– Nie byłby to pierwszy raz. – rzuciła beztrosko.
Odwróciła się w stronę wyjścia z miasteczka i zaczęła iść powoli. Miała nadzieję, że dyrektor pójdzie za nią, ale nim to zrobił, pozwolił sobie na wyjątkowo miły komentarz.
– Jesteś rzeczywiście niezwykłą czarownicą, Odette.
Kobieta fuknęła w odpowiedzi, ale na jej ustach mimo wszystko pojawił się nikły uśmiech. Dumbledore zdawał się go zauważyć, bo także się uśmiechnął. Coś w tej dziewczynie sprawiało, że nie można jej było na starcie nie lubić. Wciąż miała cechy typowego Malfoya, ale posiadała też coś, czego czystokrwiste rodziny raczej nie przekazywały dalej. Tylko jeszcze nie potrafił stwierdzić, co to takiego. Może Alastor miał rację, może nie wszystko w tym roku stracone.
~*~*~
Spotkanie z personelem minęło dość szybko. Uścisnęła każdemu rękę, wymienili z grzeczności kilka zdań, usiedli przy stole i... nic. W pokoju zapadła cisza, którą przerywała tylko tyrada dyrektora. Mężczyzny i tak nikt nie słuchał, więc raczej mało to dawało.
Czuła się tu nieswojo. Nie chodziło tylko o to, że większość tych ludzi uczyła ją w szkolnych latach albo że części w ogóle nie znała. Każdy zdawał się obarczać ją jakimś oskarżycielskim spojrzeniem, jakby wypalali jej napis "winna" na plecach. Winna, że była spokrewniona z Lucjuszem? Winna, że Knot wysyłał ministerstwo do szkoły? Winna, że to oni bezpodstawnie ją obwiniali?
Gdyby był tu Severus, przynajmniej miałaby znajomą twarz, która nie okazywałaby żadnych emocji. Miałaby coś, na czym mogłaby się skupić. Mogłaby negocjować, co kryło w sobie jego spojrzenie, gdzie wędrowały jego myśli. Robiłaby cokolwiek. Miała ochotę policzyć ilość oczek na swojej różdżce, pobawić się skrawkiem sukienki, spuścić wzrok i nawijać na palce kosmyki włosów.
Nie tak cię uczyli.
– Poppy? – Albus na ratunek. – Może pokazałabyś swoje miejsce pracy, naszej nowej znajomej?
Czyli jednak nie na ratunek.
Kobieta nie wydawała się zadowolona i, jeżeli Odette miała być szczera, nie dziwiła jej się. Uzdrowiciele strasznie nie lubili dzielić się pracą, jeśli nie musieli tego robić, a z tego, co słyszała, szkolna matrona radziła sobie zadziwiająco świetnie, jak na to, że była tu sama. Też byłaby zła, gdyby ktoś nagle przysłał jej kogoś niedoświadczonego w pracy z dziećmi do pomocy. Tylko, że Odette nie była takim kimś, wiedziała, jak obchodzić się z dziećmi. Przynajmniej tak się sprawa miała, nim wróciła do Ministerstwa Magii.
Madam Pomfrey wstała niechętnie. Nawet nie zmierzyła jej wzrokiem, a już znajdowała się za drzwiami. Malfoy nie pozostało nic innego, jak pójść za nią. Odprowadziły ją szepty i nieufne spojrzenia.
Szły jakiś czas przez zamek w kompletnej ciszy. Żadna z nich się nie odezwała. Młodsza czuła, że duma uzdrowicielki została naruszona, gdy zdecydowano o kontroli. Chyba to bolało ją najbardziej i to sprawiało, że była taka oschła. Jeśli miały jakoś przeżyć następne parę godzin, musiały to zmienić.
– Jak długo tu pracujesz? – zapytała z nadzieją, że trochę się otworzy. Nie miała tyle szczęścia.
– 30 lat – odpowiedziała krótko.
Rzeczywiście świetny start nowej znajomości. Bardzo przyjemnie się im rozmawiało. Jak tak dalej pójdzie, to na pewno nie skoczą sobie do gardeł zaraz po wejściu do Skrzydła Szpitalnego. Oj, nie lubiła tak grać.
Odette zatrzymała się, złapała Poppy za ramię i odwróciła do siebie, żeby spojrzała jej w oczy. Pomagał fakt, że matronę i ją dzieliło kilka centymetrów wzrostu z przewagą dla Ślizgonki.
– Nie mam zamiaru wchodzić ci w paradę. – odparła młodsza z nich. – Będę stała grzecznie z boku, pisała co miesiąc raporty do Knota i udawała przed Umbridge, że obchodzi mnie, co robisz ze swoimi pacjentami. Chętnie ci pomogę, ale obie wiemy, że z twoimi zdolnościami do takiej sytuacji nie dojdzie.
Kobieta wyglądała komicznie w swoim białym fartuszku, czerwonych szatach i chuście na głowie z miną, jakby Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, właśnie się jej oświadczył. Gapiła się na nią wielkimi oczami, a na jej twarzy malował się delikatny uśmiech.
– Cóż, nie powiem, że się tego spodziewałam, – zaczęła ostrożnie. – ale może rzeczywiście dojdziemy do porozumienia.
Kobiety patrzyły na siebie przez chwilę, bo czym powoli podały sobie ręce na zgodę. Zaczęły iść dalej.
– Myślisz, że zdążymy przed 18? – spytała Odette, gdy wchodziły do skrzydła.
– Raczej tak. Czemu pytasz? – zaciekawiła się madam Pomfrey.
Ślizgonka już miała jej powiedzieć, żeby nie wtykała nosa w nie swoje sprawy, ale... jeśli coś miało z tego wyjść, musiała być nieco milsza.
– Randka – odparła krótko.
Jej brak entuzjazmu pokazał matronie, że to wcale nie wesołe wieści.
~*~*~
Był spóźniony o dokładnie 5 minut. 5 minut dodatkowego spokoju. Albo dodatkowej męki, gdy będzie chciał przedłużyć spotkanie. Plan jest taki: przyjść, zjeść, obejrzeć coś, po czym wrócić do domu. Nic trudnego, prawda? Może gdyby umówiła się sama ze sobą. Facetowi zależało, nie wypuści jej po godzinie. Musiała zostać dłużej.
Jej blond włosy opadały falami loków na ramiona, a karmazynowa suknia delikatnie opinała ciało. Kupiła ją kiedyś w tym samym sklepie, przy którym teraz czekała. Madam Malkin tworzyła prawdziwą sztukę.
– Odette! – usłyszała znajomy głos.
Zaczynamy zabawę.
– Przepraszam, że się spóźniłem, o 17.30 skończyłem zmianę w ministerstwie – wyjaśniał pospiesznie, chcąc się usprawiedliwić.
Może gdyby jej też zależało, to uszłoby mu to płazem. W końcu miał ważne powody, dla których go nie było. Całkiem zapomniała, że ich departament nie pracował jak każdy inny. Tylko że jej nie obchodziło, czy coś z tej randki wyjdzie. Miała wręcz nadzieję, że nic nie wyjdzie. Dlatego wypomni mu to, gdy przyjdzie czas.
– Gdzie najpierw idziemy? – zapytała niewinnie.
Lepiej to zignorować.
Brian spojrzał na nią niepewnie i uśmiechnął się nieznacznie. Jego czarny trzyczęściowy garnitur, to chyba jedyny fragment jego garderoby niewymagający natychmiastowej utylizacji. Ulizał włosy żelem - wyglądał gorzej niż Draco na drugim roku - ale doceniała starania. Chciał jej zaimponować.
Wręczył jej kwiaty, pochwalił sukienkę i rzucił jej ten pewny siebie uśmiech.
– Co powiesz na kolację w moim domu? – zapytał z nadzieją.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie tego. Nikt nigdy nie zaprosił jej do siebie do domu na pierwszą randkę. Nikt poza Brianem najwyraźniej. On naprawdę myślał, że z nim pójdzie? Błagam, przecież to się mogło skończyć na tyle możliwych sposobów. Moody miał czasami rację, stała czujność to podstawa. Nie miała zamiaru tam iść. Nagle minęła jej ochota na jedzenie.
– Wiesz co, jadłam godzinę temu. – kłamała jak z nut. – Narcyza zaprosiła mnie na późny obiad.
Pewnie gdyby stała przed kimś tak wnikliwym, jak Dumbledore, od razu rozpoznałby, że to tylko wymówka, ale Pickles nie należał do najbardziej spostrzegawczych osób, więc tylko uśmiechnął się smutno.
– Och, szkoda – odparł zawiedziony. – To może chodźmy do Esów i Floresów? Dziś jest wieczór czytania, zaproszeni mogą przyjść i posłuchać. Wykupiłem dwa miejsca.
Nie przepadała za książkami, chyba, że mówiły o leczeniu lub życiu pośmiertnym, ale lepsze to niż samotny wieczór z Brianem w jego mieszkaniu. Dlatego też udali się w stronę sklepu, o którym wspominał mężczyzna.
Rzeczywiście odbywała się akcja czytania. Księgarnia zawsze tętniła życiem, a teraz przy nastrojowym blasku świec i fotelach oraz kocach dookoła niewielkiego podium miejsce zdawało się wręcz opuszczone. Gdyby nie czarodzieje, którzy zebrali się dookoła, właśnie za takie by je wzięła.
Weszli do środka i, choć noc była ciepła, poczuła jak jej mięśnie rozluźniały się mimowolnie. Jednak co innego na zewnątrz, a co innego w pomieszczeniu. Usiedli na najbliższych pufach, przysłuchując się historii, którą właśnie przerwali. Czytelnik zdawał się być niewzruszony i nic nie powiedział, więc nie musieli się obawiać o swoje spóźnienie. Panowała tu iście magiczna atmosfera nawet jak na Pokątną. Historia opowiadała o małym chłopcu, który szukał mamy.
"Ciągle nucił tę śliczną piosenkę, której go nauczyła, a szła ona tak:
Śpij, gdy gwiazdy lśnią na niebie,
Zamknij oczy, mkną do ciebie.
Śnij o górach i przygodzie.
Smacznie chrap, jestem przy tobie.
Wciąż błądził i nie mógł jej znaleźć, aż wreszcie usiadł na kamieniu, zamknął oczy i ponownie zaśpiewał swoją piosenkę.
Wtem w śnie ujrzał matkę uśmiechającą się do niego. Mówiła mu, by wracał do domu, do babci, ona się nim zajmie. Chłopczyk zapytał, czemu z nim nie pójdzie, ale ta odparła, że nie może. Dziecko nic z tego nie rozumiało, nie chciało wracać bez matki. Obudziło się, kaszlało, było całe przemarznięte. Resztę nocy spędziło na kamieniu, nad źródełkiem.
Rano z niechęcią wypełniło polecenie mamy. Zaszło do miasta, w którym mieszkała babka. Właśnie miał wybrać odpowiednią dróżkę, kiedy na drodze stanął mu wysoki, brodaty czarodziej. Mężczyzna przyjrzał się chłopcu, a następnie rzekł:
– Zgubiłeś się, chłopcze?
Mały pokiwał przecząco głową.
– Pokaż mi, dokąd idziesz. Zaprowadzę cię.
I poszli. Mały chłopiec i nieznajomy mężczyzna. Doszli w ten sposób do domku babci, a gdy już znaleźli się w środku, czarodziej zakluczył drzwi.
– Zostań tu. – powiedział. – Ja poszukam babci.
Ruszył wzdłuż korytarza, a chłopczyk został w przedsionku. Miał dziwne wrażenie, że nie powinien słuchać tego pana. Chciał uciekać, ale zauważył, że był za niski, aby cokolwiek zrobić.
Wtedy z sąsiedniego korytarza doszły go dwa niby zwyczajne słowa, a cały dom rozbłysł zielonym światłem. Mężczyzna wrócił po chwili, z różdżką wycelowaną w chłopca.
– To teraz twoja kolej..."
– Co ci jest? – zapytał nieco zdezorientowany mężczyzna obok niej.
Odette cała skamieniała, czuła, że nie mogła się ruszać. Jej oddech przyspieszył, ale się trzymała. Jeszcze się trzymała.
Pickles jakby wyczuł napięcie i poczekał, aż jego partnerka się uspokoi. Coś było nie tak, ale przecież tak działały czarodziejskie dobranocki - nie kończyły się dobrze, miały przygotować na tragiczny los.
Gdy już się rozluźniła, zapadła niezręczna cisza, której żadne z nich nie miało odwagi przerwać. Ciągnęła się dość długo, nikt nie zwracał uwagi, na treść następnej powieści czytanej w tle.
– Chciałabyś mieć kiedyś dzieci? – zapytał nagle Brian, żeby rozluźnić atmosferę.
Odette zamarła.
Chciałaby?
Raczej by chciała, ale jak on może o to pytać? Może pytał jako przyjaciel, rozpoznawał sytuację, był ciekawy, lubił dociekać, chciał czegoś więcej... Nie wiedziała. Wiedziała, że miała dość. Cały dzień myślała o dzieciach. Szkoła, samolot, bajka na dobranoc.
– Powiedziałem coś nie tak? – zmartwił się czarodziej.
Kobieta wyrwała się, nim złapał ją za rękę, i wyszła ze sklepu. Nie obchodziły ją spojrzenia, jakie rzucali jej inni słuchacze. Deportowała się. Brian za nią nie nadążył.
To była najkrótsza randka na jaką poszła i to ona wyszła pierwsza.
#alastor#draco malfoy#harry potter#malfoyfamily#moody#narcissa malfoy#nymphadora tonks#remus lupin#sirius black
0 notes
Text
Płacz
Krew
Dym
Gorycz
Żal
Zbyt dobrze znam tego smak
Czuje się jak dziecko szukające tego co nie istnieje
Czekam na cud zamiast za własne życie brać odpowiedzialność
Ból przygniata
A nic mi nie pomaga
Rok na lekach zaraz minie
Była to moja ostatnia deska ratunku która powoli zaczyna pruchniec
Z pod nóg osuwa się grunt
A ja już nawet nie mam siły walczyć
Znowu te myśli o jednym
Może powinnam sobie ulżyć
Skończyć to czego nigdy nie chciałam
Skończyć "cud" jakim jest życie
0 notes
Text
Pegasos, Dignitas, Szwajcaria - to moje anioły stróże, nigdy nie śpią, zawsze czekają na wiadomość. Stają się żelaznymi bramami tego, co chciałbym posiąść, tak bardzo dotknąć mej dłoni, jeszcze kilka chwil, a być może uda się przekroczyć próg rzeczywistości i ujrzeć to, co zwiastuje mi od dawna prawdziwe piękno jebanego życia. Teraz trochę spokojniej. Krzyk w ciszy, a pośród lasu tylko szum i mój kolega stojący tuż za mną z nożem w dłoni. Przesuwa powoli po moim gardle, bym poczuł to, co czuli inni ludzie w podobnych sytuacjach. Lekko się pocę, wszak to pierwsza tego typu jazda. Drżę, gdyż czego mogę po nim oczekiwać? Zaraz poderżnie mi gardło i legnę u jego stóp, acz nie sądzę, iż tak naprawdę wyświadczyłby mi tak ogromną przysługę, toteż po chwili przejmuję ostrze, rzucam nim na oślep przed siebie i odpalam piosenkę z nowej płyty Papa Roach, drugiej w kolejności. Jeszcze nie zdążyłem zrozumieć o czym śpiewają, ale podoba mi się jej rytm. Idziemy teraz pośród nocy, opróżniając na zmianę butelkę, które nie zawiera w sobie wody, acz inny płyn, nieco ciężej przechodzący przez gardło. Coś mi się sączy z tyłu głowy i nie chce zakrzepnąć, to rana przypadkowo zadana. Co jakiś czas przecieram ją palcami, dziwiąc się, że wciąż jest tak soczysta. Leci i leci ta krew, jakby końca jej nie było. Czyżbym miał paść tu zaraz na kolana? Ile Krwi musi ulecieć, bym pierdolnął głową w ziemię i przestał dychać? Nie odczuwam zakrętów głowy, toteż długi to czas przede mną, mogę maszerować. Leci i leci, palce mokre od cieczy, przecieram je nieskończoną ilość razy. Skończy się to kiedyś, czy nie? Może mózg mi zaraz wypłynie na powierzchnię? Ciągle kurwa leci. Nie mogę w to uwierzyć, cień mojego ciała zdaje się plątać pomiędzy korzeniami drzew, tracę go. Niech to w końcu przestanie lecieć! Przecieram ranę, wkurwiony nie na żarty. Lepię się już od tej cieczy. Never ending story. Nie do uwierzenia. Kończ to! - mówię. Ile jeszcze tej farsy? Jutro przecież jestem umówiony na spotkanie, nie mogę tak paść zapomniany pośród lasu. Kręci mi się w głowie albo to tylko wyobrażenie, iż tak powinno być. Głowa mnie boli od uciskania rany. Włosy są szorstkie w tym miejscu, zaschnięta ciecz pozlepiała je, lecz ciągle pojawia się nowa i bez końca lepi moje palce, moją skórę, moje ciało! Próbuję dojrzeć kolor w świetle księżyca, lecz widzę tylko, że błyszczy się. Człowiek z dziurą w głowie, to chyba będę ja. Wypaliłem wszystkie fajki, nie mam nawet czym sobie tego zakipować. Teraz uderzam z rozpaczy głową w drzewo, na czole czuję ból, alkohol trzyma mnie w ryzach, postanowienie będzie dokonane. To jest chyba nasza ostatnia noc - mówię do pustej już butelki i rozbijam ją o pierwszą napotkaną przeszkodę...
0 notes
Text
@ketlingowy-ogrod, wspaniały research i tekst, szczerze gratuluję i poproszę o więcej! Wszystko przeczytam z tchem zapartym.
Ze swej strony chcę polecić Ci taką o to książkę. Sądzę, że będzie pomocna w Twoich poszukiwaniach:
Autor, poszukując historycznych pierwowzorów naszych dziewczyn i ich krewnych/rodzin, ustalił, iż Krzysia mogła wywodzić się z Drohojowskich herbu Korczak, piszących się od majątku Drohojowo w ziemi przemyskiej (wł. Drohojów, jak podaje "Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich", wieś pod Przemyślem). Nasza Krzysia byłaby zatem rzeczywiście potomkinią rodu ruskiego, tyle że nie z Podola, ale z Rusi Czerwonej. H. Sienkiewicz, wkładając w usta pani Makowieckiej stwierdzenie, że w jej żyłach płynęła "senatorska krew", mógł mieć na myśli jednego z jej sławnych przodków-senatorów, np. biskupa Jana Drohojowskiego (ok. 1505-1557) czy Stanisława Drohojowskiego, kasztelana przemyskiego (1529-1583). Co ciekawe, Drohojowscy w swym gnieździe rodowym mieli wznieść nawet zamek, który w XVII w. wskutek kolejnych wojen popadł w ruinę [Krzysia na ruinach swego zamku, aż się prosi, by opisać to w fanficu?].
Inaczej ma się sprawa z Basią Jeziorkowską (w rzeczywistości to ona, późniejsza żona Wołodyjowskiego, a nie jej przyjaciółka, miała na imię Krystyna - oj, Henryk, Henryk, jak ja kocham to Twoje zamienianie ludziom imion:-). Wywodziła się - jak podaje W. Zawistowski - z mazowieckiej rodziny herbu Rawicz. Na Podole przybył jej ojciec, Walenty Jeziorkowski, miecznik podolski, mąż Anny, z którą miał cztery córki (o czym Sienkiewicz wiedział i w "Panu Wołodyjowskim" napisał). Był on właścicielem dóbr Malejowce i Słoboda Malejowska. Miejscowości te można zidentyfikować jako wsie Маліївці i Слобідка-Малієвецька w Ukrainie, w obwodzie chmielnickim, a zatem rzeczywiście na Podolu, odpowiednio 108 km i 111 km* od miasta Latyczów (Летичів).
I odpowiednio 154 km i 157 km* od miasta Winnica (Вінниця), któremu przez czas jakiś sam Bohun pułkownikował (ta ostatnia informacja nie ma żadnego związku z Krzysią i Basią, po prostu Theophan-o musiało o tym wspomnieć:-)
*Odległości współczesne wg Google Maps
Podolskie korzenie panienek: część 2 rozprawy
Ustaliliśmy już, że rodzinne strony Basi i Krzysi do spokojnych rejonów nie należały. Myślę jednak, że to dość spory eufemizm, zważywszy na niby to niepozorne, okraszone wesołymi historyjkami o basinej guldynce, komentarze stolnikowej na temat realiów życia w latyczowskiem:
“Tu pani Makowiecka poczęła się znów trząść i chychotać nad przygodą Tatarzyna, po czym dodała:
— I co prawda, ocaliła nas wszystkich, bo cały czambulik szedł; ale że wróciwszy narobiła alarmu, więc mieliśmy czas z czeladzią w lasy uskoczyć! U nas tak ciągle!…”
czy też
“To rzekłszy pani stolnikowa rozstawiła już znowu palce lewej ręki i przyładowała wskazujący prawej, lecz Zagłoba spytał co prędzej:
— I cóż się z nimi stało?
— Wszyscy trzej na wojnie dali gardła, dlatego też to i Baśkę zowiemy wdową.
— Hm! A ona jakże to przeniosła?
— Widzi waćpan, to u nas codzienna rzecz i rzadko kto, późnego wieku doszedłszy, własną śmiercią schodzi. Mówią nawet u nas, że i nie wypada inaczej szlachcicowi jak w polu.”
Do codzienności dziewczyn należały więc tak urokliwe czynności jak uciekanie do lasu przed Tatarami czy opłakiwanie kolejnych zalotników, którzy ginęli masowo na bitewnych polach. I może w ustach trajkotliwej stolnikowej takie stwierdzenia nie brzmią zbyt poważnie czy groźnie, jednak gdy zastanowimy się nad tym dłużej zaczynają nabierać swego rzeczywistego znaczenia. Kobiety-cywilki podczas działań wojennych, zdane na łaskę wrogich oddziałów, kończą praktycznie zawsze w jeden i ten sam sposób. Nie mogę się niestety powstrzymać od wnioskowania, iż właśnie taki los spotkał panią Jeziorkowską i panią Drohojowską; w zasadzie to nawet całe żeńskie linie rodzin Basi i Krzysi. Bo niby dlaczego obie dziewczyny dostały się pod opiekę państwa stolników? Nie chce mi się wierzyć, że ich rodzice nie mieli rodzeństwa, albo jakichkolwiek dalszych krewnych, którym możnaby było po ich śmierci powierzyć losy panien. To jest statystycznie niemożliwe. Jedynym tropem w tej sytuacji, i to w dodatku tylko w przypadku Krzysi, jest pojedynczy komentarz narratora opisującego wspólną scenę panienki Drohojowskiej i Michała Wołodyjowskiego:
“Ale że pan Michał był bratem stolnikowej, a panienka krewną jej męża, więc nikogo to nie dziwiło.”
Krzysia była zatem spokrewniona ze Stanisławem Makowieckim. Nie był to jej najbliższy stryj (wiadomo, konflikt nazwisk), mógł za to być jej wujem, gdyż w powieści nie pada panieńskie nazwisko jej matki. Jeśli założymy, że stolnik Makowiecki był bratem matki Krzysi, wówczas kwestia opieki wyjaśnia się sama. Myślę jednak, że tak bezpośrednie pokrewieństwo byłoby przywołane przez stolnikową, która genealogię większości rodów szlacheckich z latyczowskiego ma w małym paluszku. Nie zrobiła tego, więc Krzysię i stolnika Makowieckiego łączą raczej dalsze stosunki.
Okej, o samej Krzysi informacji jest mało (co za niespodzianka…), za to w formie skróconej przedstawione nam jest drzewo genealogiczne Basi. Wiemy m.in. że jej matka miała na imię Anna (z domu Smiotanko), ponadto Anna miała aż trzy starsze siostry (i zmarłych braci w liczbie mnogiej). Zatem Basia posiadała trzy ciotki, a każda z tych ciotek mogła mieć własną rodzinę, męża, dzieci itd. Czy to możliwe, że wszystkie one umarły zanim panna została sierotą? Oczywiście, istnieje taka możliwość, zwłaszcza jeśli wszystkie z nich osiadły na rodzinnym Podolu.
Luźniejsze więzy pokrewieństwa łączyły zatem pana Drohojowskiego oraz stolnika Makowieckiego. Nie dziwi nas już zatem, że Krzysia trafiła pod jego opiekę po śmierci ojca. Jednak jak to było z Jeziorkowskim? Moja teoria prezentuje się następująco: wszyscy trzej panowie dobrze się znali, byli przyjaciółmi i towarzyszami broni (idąc o krok dalej mogli być nawet i sąsiadami). Mogło nawet zdarzyć się tak, że zawarli oni pakt, ze względu na niestałą, bardzo niespodziewaną naturę ich żywota. A jako że w całej książce nie ma ani jednego słowa o dzieciach państwa stolników, zakładam, że takowe po prostu nie istnieją; pan Drohojowski wraz z panem Jeziorkowskim mogli poprosić Makowieckiego o to, aby gdy przyjdzie co do czego wziął pod swoje skrzydła ich córki (a padło na niego właśnie przez jego brak własnego potomstwa). Gdyby panowie żyli na przyjacielskiej stopie, stolnik zapewne zgodziłby się na przyjęcie takiego zobowiązania.
Od momentu urodzenia do momentu wyjazdu z Podola w 1668 roku Basia i Krzysia przeżyły więc trzy “oficjalne” konflikty zbrojne oraz nieustanne nękanie ze strony Tatarów. Nie dziwi już zatem fakt, że Basię tak mocno ciągnęło do wojaczki i do broni – możliwe, że częściowo motywowała nią chęć do samodzielnej obrony przed najróżniejszymi napastnikami. Trochę w taki analogiczny sposób możnaby potraktować wstręt Krzysi do wszelkiego rodzaju broni i przemocy – mogły wpłynąć na to traumatyczne wydarzenia, widoki, których była świadkiem przez praktycznie całe swoje życie w Latyczowie. Moja wyobraźnia podsuwa mi najczarniejsze scenariusze na temat tego co moje kochane panienki widziały, co musiały przecierpieć i przetrwać, żeby dotrzeć do tego naszego warszawskiego Mokotowa w 1668 roku.
A ojcowie panienek? Tutaj również mogę zaoferować głównie spekulacje (cóż za niespodzianka! dzięki Heniek). Śmierć pana Jeziorkowskiego możemy umiejscowić w latach 1650 – 1666; najwcześniej mógł on umrzeć jeszcze przed narodzinami Basi, chociaż osobiście jakoś mi ta opcja nie pasuje, ale nie jestem w stanie dokładnie uzasadnić dlaczego (intuicja ig). Najpóźniejszą datą jest 1666 rok, gdyż na początku akcji powieści panna Jeziorkowska nie nosi żadnej żałoby, w przeciwieństwie do swojej towarzyszki. A wedle tradycji żałoba po rodzicu trwać powinna okrągły rok (nie wykluczam, że w XVII wieku mogły obowiązywać inne, najpewniej dłuższe okresy żałobne, jednak nie dotarłam do żadnych informacji na ten temat). Tym sposobem przechodzimy do śmierci pana Drohojowskiego. Najwcześniej nastąpić ona mogła w grudniu 1667 roku, gdyż na początku fabuły Pana Wołodyjowskiego Krzysia nosi żałobę po ojcu (najbardziej konkretna informacja na jej temat no cap!!!). Mogły to także być wcześniejsze miesiące 1668 roku (od stycznia do, w zasadzie, samego października), gdyż narrator zaznacza wyraźnie opisując postać panienki Drohojowskiej, że “była w żałobie, bo niedawno ojca straciła”. A jak panowie zginęli? Cóż, miejmy nadzieję, że honorowo, jak na podolskich obywateli przystało: na polu bitwy, z szablą w ręku. Nie mamy w tej materii żadnych informacji, ale spokojnie, fanfiki już się piszą.
Jak więc widać na załączonym obrazku postacie Basi Jeziorkowskiej i Krzysi Drohojowskiej są o wiele głębsze niż z początku mogłoby się czytelnikowi wydawać. Czy było to intencjonalne ze strony Sienkiewicza – nie nie wiadomo. W tej sytuacji myślę, że napisał obie panny jako sieroty, aby “ułatwić sobie” sprawy związane z ich zamążpójściem (brak rodziców = brak przeszkód, bo przecież jeśli stolnikowa była przychylna Michałowi i Ketlingowi, to stolnik zapewne również, dzięki wpływowi swojej małżonki). Wydaje mi się jednak, że Sienkiewicz nie przemyślał dokładnie tego, iż tworząc bohaterki rodem z Podola i biorąc pod uwagę czasy, w jakich osadził Pana Wołodyjowskiego, narzuci im tak mroczną i ciężką przeszłość. Albo inaczej: mógł mieć świadomość z czym podolskie korzenie będą się w XVII-wiecznej rzeczywistości wiązać, ale nie przywiązywał do tego większej wagi, bo ani Basia, ani tym bardziej Krzysia nie były głównymi bohaterkami książki (co do Basi można się kłócić, zwłaszcza po jej ślubie z Michałem, ale no nie oszukujmy się, to on był tutaj najjaśniejszą gwiazdką Henia). Sienkiewicz ot, naskrobał dziewczynom jakieś tło, tak o, żeby nie wzięły się kompletnie z powietrza, nie przewidział jednak, że ktoś (hihi) będzie w tym aż po łokcie grzebać.
#trylogia#pan wołodyjowski#fire in the steppe#basia jeziorkowska#krzysia drohojowska#trylogia sienkiewicza#henryk sienkiewicz#trylogia sensem życia#kocham twój blog
30 notes
·
View notes
Text
Rambo: Ostatnia krew PL CDA
New Post has been published on https://movies-vod.pl/movies/rambo-ostatnia-krew-pl-cda/
Rambo: Ostatnia krew PL CDA
John Rambo częściej niż po broń sięga dziś po butelkę. Szuka w niej ucieczki przed powracającymi wspomnieniami dawnych walk i utraconych bliskich. Gdy jednak uprowadzona zostaje córka jego przyjaciółki, John po raz ostatni będzie musiał stanąć do walki. Wkrótce okaże się, że porywacze pracują dla mafii, która z porwań młodych kobiet zrobiła dochodowy biznes. Próba ocalenia dziewczyny oznacza wypowiedzenie wojny armii bezwzględnych najemników. A wojna to żywioł Johna Rambo. Gdy jego przeciwnicy zrozumieją, że najtrudniejszym przeciwnikiem jest ten, który nie ma nic do stracenia, nie będzie już dla nikogo odwrotu. Okazywanie litości nie jest najmocniejszą stroną John Rambo. Oni pierwsi przelali krew. On zrobi to ostatni.
Rambo: Ostatnia krew PL CDA
#Rambo: Ostatnia krew cały film#Rambo: Ostatnia krew cda#Rambo: Ostatnia krew cda online#Rambo: Ostatnia krew chomikuj#Rambo: Ostatnia krew lektor cda#Rambo: Ostatnia krew lektor pl#Rambo: Ostatnia krew online#Rambo: Ostatnia krew online lektor#Rambo: Ostatnia krew vod online#Rambo: Ostatnia krew zalukaj#Rambo: Ostatnia krew zalukaj online
0 notes
Text
Kogo spotkasz na swojej drodze? Nie zniszczysz sobie życia prawda? Proszę… pamiętaj że zawsze miałaś dobre serce. Nawet jeśli nikt tego nie doceniał, a teraz zaczęłaś nowe życie… proszę, niech Twoje serce się nie zmienia. Jeśli nie dla mnie, to chociaż dla Twoich najbliższych… Moje nerwy (stres) są już zniszczone. Nie potrafię się tak martwić o Ciebie jak rok temu.
Dlaczego więc tak bardzo nadal się boję? Nadal mi zależy… ale na czym? Na kim?
Wszystko już nie ma znaczenia… to wszystko, te marzenia, plany… już widzę że nic z tego. Straciłem nadzieje a ona podobno umiera ostatnia tak? 😣 Dlaczego nadzieja umarła a ja żyje nadal? To nie tak miało być!!!
Dziś się nie łudzę
Czasem to parzy
Samotność weszła w krew
Przestałem liczyć się
Obojętny na wszystko
Wyprany z tych emocji
To nie jest dramat to faktu literatura…
To koniec…
9 notes
·
View notes