#Mistrzów
Explore tagged Tumblr posts
volley-world · 7 months ago
Text
0 notes
konstarnacja · 5 months ago
Text
Czy zauważył pan, że tylko śmierć budzi nasze uczucia? Jakże kochamy przyjaciół, którzy nas opuścili, prawda? Jak podziwiamy tych mistrzów, którzy milczą mając usta pełne ziemi! Hołd przychodzi wówczas w sposób naturalny, ten hołd, którego oczekiwali może przez całe życie. Ale czy wie pan, dlaczego jesteśmy zawsze bardziej sprawiedliwi i wielkoduszni ze zmarłymi? Przyczyna jest prosta! Wobec nich nie mamy zobowiązań. Zostawiają nam swobodę, możemy rozporządzać swoim czasem, upchać hołd pomiędzy cocktail i spotkanie z uroczą kochanką, słowem, przeznaczyć nań chwilę, z którą nie wiadomo co zrobić. Jeśli zobowiązują nas do czegoś, to do pamięci, a my mamy krótką pamięć. Nie, w naszych przyjaciołach kochamy świeżą śmierć, śmierć bolesną, nasze wzruszenie, siebie samych wreszcie!
Albert Camus „Upadek”
9 notes · View notes
photo-snap-stories · 18 days ago
Text
Tumblr media
PL:
Zamek krzyżacki, Malbork, Polska
Krzyżacy, obok Joannitów i Templariuszy, to jeden z trzech największych zakonów powstałych na fali krucjat w XI i XII wieku. Zaczątek Zamku w Malborku zbudowano w latach 1275-1300. Pierwotnie, jeszcze pod koniec XII wieku siedziba Zakonu Krzyżackiego mieściła się w Akce, następnie od 1209 roku w Montfort, a ostatecznie została przeniesiona do Malborka w 1309 roku.
Od początku zakon chciał zdobyć Pomorze Gdańskie i połączyć się z Brandenburgią, początkowo wykupując ziemie, by w końcu przejść do otwartych działań zbrojnych przeciw Polsce.
Przegrana bitwa pod Grunwaldem zapoczątkowała upadek Zakonu Krzyżackiego, zwieńczony porażką w wojnie 13 letniej. Od 1457 do 1772 roku Zamek w Malborku stał się jedną z rezydencji Królów Polskich.
Od 1772 roku zamek przejęli Prusacy i zaczęła się jego regularna dewastacja. Burzono gotyckie sklepienia i okna, zamurowywano krużganki, kuto nowe okna, a Pałac Wielkich Mistrzów przerodził się w przędzalnię bawełny.
W 1816 roku rozpoczęła się wielka odbudowa zamku, by przywrócić mu wartość historyczną. Nie wszystko odbudowywano zgodnie z oryginałem, zamieniając oryginalne materiały na bardziej nowoczesne.
Od 1933 roku na Zamku w Malborku zawisła nazistowska flaga. Miejsce to służyło do odprawiania uroczystości.
W 1945 roku po walkach o miasto z Armią Czerwoną, podczas to których zamek został zamieniony w punkt oporu, około 70% zabudowań Zamku Wysokiego, Średniego, Wieży oraz kościoła zamkowego zostało całkowicie zniszczone.
Po przegranej nazistów zamek przeszedł we władanie Wojska Polskiego, które zajęło się pierwszymi pracami porządkowymi i rekonstrukcyjnymi po wojnie, a w jego wnętrzu utworzono Muzeum Wojska Polskiego.
Od lat 50-tych rozpoczęła się odbudowa zamku zgodnie ze średniowiecznym oryginałem, za wzory do odbudowy służyły dwa obrazy znajdujące się wewnątrz zamku i przedstawiające jego wygląd z końca XV i początku XVI wieku.
W 1997 roku zamek został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
EN:
Castle of the Teutonic Order, Malbork, Poland
The Teutonic Knights, along with the Knights of St. John and the Knights Templar, are one of the three largest orders to emerge from the crusades of the 11th and 12th centuries. The beginning of the Malbork Castle was built between 1275 and 1300. Initially, at the end of the 12th century, the seat of the Teutonic Order was located in Acre, then from 1209 in Montfort, and finally it was moved to Malbork in 1309.
From the beginning, the order wanted to conquer Pomerania and unite with Brandenburg, initially buying lands, and finally moving to open military operations against Poland.
The lost Battle of Grunwald began the decline of the Teutonic Order, crowned by defeat in the Thirteen Years' War. From 1457 to 1772 Malbork Castle became one of the residences of Polish Kings.
From 1772, the castle was taken over by the Prussians and its regular devastation began. Gothic vaults and windows were demolished, cloisters were bricked up, new windows were forged, and the Palace of the Grand Masters was transformed into a cotton mill.
In 1816, a major reconstruction of the castle began to restore its historical value. Not everything was rebuilt in accordance with the original, replacing the original materials with more modern ones.
From 1933, the Nazi flag was hung on the Malbork Castle. This place was used for ceremonies.
In 1945, after the battles for the city with the Red Army, during which the castle was turned into a point of resistance, about 70% of the buildings of the High Castle, the Middle Castle, the Tower and the castle church were completely destroyed.
After the Nazis lost, the castle came under the control of the Polish Army, which began the first post-war cleaning and reconstruction works, and the Polish Army Museum was established inside.
Since the 1950s, the castle was rebuilt in accordance with the medieval original, using two paintings from inside the castle, which depict its appearance from the end of the 15th and beginning of the 16th century, as models for the reconstruction.
In 1997, the castle was added to the UNESCO World Heritage List.
2 notes · View notes
yellowmanula · 3 months ago
Text
Mam całkiem sporo znajomych spoza świata poezji, którzy bardzo często reagują na to, co im podsyłam tak jak na załączonym obrazku, ale pomimo tego ćwiczymy sobie wspólnie interpretację i analizę Zawsze czułam powołanie do poezji, wyświetlały mi się obrazy w głowie jak w kinie, emocje się wylewały wiadrami, ale miałam mętne wyobrażenie o pisaniu wierszy.
Rafał Różewicz - autor był moim pierwszym powiernikiem, i dzielnym klucznikiem do świata frazowania, sporo czasu i pracy włożył w uczenie mnie poezji. To praca Rafała wydobyła mnie ze skostniałej i zakurzonej formy banału
Patryk Kosenda kolejny mój poetycki tata, nauczył mnie tajemnic, i żeby czasem poszaleć, "paść język" #pdk
Potem oczywiście trafiłam pod skrzydła mistrzów i mistrzyń z Kaespe, warsztaty, open mici, dyskusje, wspólne czytanie, i brnęłam w to dalej.
Pierwsze teksty recenzenckie i krytyczne, były kolejnym krokiem zdobywania świadomości, cieszę się więc, że z odwagą rzucałam się na głęboką wodą, bojąc się ośmieszenia, a jednocześnie zaplatając na klamce nić Ariadny, żeby kiedyś wrócić do punktu zero.
Wspaniała współpraca z 8. Arkusz "Odry" z Krzysztof Śliwka, Sonia Nowacka i Adam Pietryga naprawdę poskromiła mi umysł i jakiegoś pazura krytycznego mi dała
no i dzięki Zuzanna Sala wylądowałam na przełomowych dla mnie warsztatach z krytyki.
Zobaczcie jak ogromne nakłady pracy nałożyły się na podróż jednego podmiotu. Można naprawdę powiedzieć, że wyodrębnić Ja z Mnie/Wiele ponownie,stanie się moją największą rozkoszą językową.
Koło się zatacza i teraz ja wprowadzam kolejne osoby do świata poezji, które wykazują zainteresowania czytaniem jej i rozumieniem.
Tumblr media
3 notes · View notes
pierwszy-akapit · 6 months ago
Text
"Jako młody człowiek przymierałem głodem, piłem i próbowałem zostać pisarzem. Przesiadywałem godzinami w bibliotece publicznej w centrum Los Angeles, ale nic z tego, co czytałem, nie odnosiło się do mnie, do codziennego życia ulicy ani do ludzi wokół mnie. Wydawało się, że wszyscy autorzy po prostu bawią się językiem i że tylko ci pisarze, którzy nie mają nic do powiedzenia, cieszą się uznaniem. Ich utwory stanowiły zgrabną mieszankę subtelności, rzemiosła i formy; czytano je i omawiano, przyswajano i przekazywano dalej. Literaci uwili sobie przytulne gniazdko w eleganckiej i ostrożnej Kulturze Słowa. Jeśli ktoś szukał w literaturze ryzyka i pasji, musiał sięgać po dzieła przedrewolucyjnych pisarzy rosyjskich. Zdarzały się dobre utwory, ale bardzo rzadko, więc ich lekturę kończyło się szybko, a potem człowiek znów zostawał z długimi rzędami niebywale nudnych książek. Współcześni pisarze mimo przewagi, jaką dawał im fakt, że mogli się uczyć od mistrzów poprzednich epok, niczym szczególnym nie imponowali." – John Fante "Pył"
4 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 years ago
Text
Kontynuacja: konfrontacja oczekiwań
z rzeczywistością :P
Część III
Dzień 3
Toskania: Florencja.
I o rany! Jak mi się nie chce tego dnia opisywać, bo wolałabym zapomnieć.
Wolałabym wiele rzeczy a) aby potoczyły się inaczej; b) aby je wiedzieć zanim podjęłam decyzję o przyjeździe do Florencji; c) nie wydarzyło się wcale.
Mówiłam już o tym na bieżąco wielu osobą, nawet po części spisałam na IG i nie chcę mi się do tego wracać, a z drugiej strony obarczyłam tym inne osoby ZAMIAST swój pamiętnik dzięki któremu radzę sobie z trawieniem ciężkich emocji. Więc tego. Teraz, z perspektywy tygodnia wracam do 1 maja 2023 roku i naszego wyjazdu do Florencji.
Tyle przygotowań merytorycznych, tyle tygodni ekscytacji! Tyle obejrzanych dokumentów by podjąć najlepszą decyzję w kwestii wybory jednego muzeum do którego się wybiorę podczas tego wypadu. I tyle zaznaczonych miejsc na mapie kulinarnej, którą uzupełnialiśmy we dwoje oglądając instagrama, tiktoka i czytając rekomendacje na trip advisordze. Tyle filmów i poleceń przewodnikowych rozgrywających się we Florencji.
Rósł nasz apetyt na to miasto i rósł.
To tak, jakbym się dowiedziała, że gdzieś dostanę swój wymarzony deser, a im więcej się o tym miejscu dowiadywałam tym więcej chęci i ekscytacji się we mnie zapalało: bo mają w menu jeszcze więcej samakowitych pozycji! I chcemy wszystkiego spróbować! Ale przecież nie da się TEGO WSZYTSKIEGO jednego dnia ogarnąć, więc trzeba WYBRAĆ. A im głębiej wchodziliśmy w recenzje i opisy tym bardziej świadomi byliśmy, że potrzeba do tego miejsca wracać wielokrotnie, bo co rusz pojawiały się nowe i nowe delicje, których chcieliśmy skosztować.
Przynajmniej dla mnie tak było. Karmiona od małego opowieściami mamy o sztuce i architekturze, obsesją na punkcie kunsztu rzeźbiarskiego Michała Anioła w wieku nastoletnim, zbieraniem i czytaniem albumów o sztuce, malowaniem w oparciu o wiedzę i znajomość technik w odwołaniu min do mistrzów renesansu i gotyku, a potem nauką na studiach moich bardzo zajmująco prowadzonych (i ulubionych) zajęć z historii architektury oraz po nadrabianiu we własnym zakresie koszmarnie prowadzonych zajęć z historii sztuki (żeby zdać to cholerstwo, nie znosiłam tych zajęć, czysta nuda) odczytywałam Florencję jako taki odwieczny RAJ dla ludzi z mojego pokroju.
W dodatku przed wyjazdem powtórzyłam serię "Gawęd o sztuce" pani doktor Bożeny Fabiani by sobie wszystko co wiem usystematyzować, odświeżyć, a tego, czego nie wiem - poznać. Cudowna seria! Pani Fabiani malowała mi pod powiekami TAKĄ Florencję, jaka się sklejała z opowieściami mojej mamy, z atlasami sztuki, z informacjami z wykładów historii architektury, z podręczników do historii sztuki, z filmami, z przewodnikami turystycznymi i rolkami z social mediów. Miasto ożywało, zmieniało się przez wieki w mojej wyobraźni. Poznawałam kontekst, historię, co było ważne dla mieszkańców Firenze w różnych wiekach, co pływało na politykę, a co na sztukę, jak żyło się TU i sklejałam tą wiedzę z tym, co wiem: jak się obecnie żyję (o tym słuchałam współczesnych podcastach autorstwa osób mieszkających TERAZ we Florencji). Pani Fabiani dodawała do tego bohaterów: autorów tej sztuki. Prowadziła nas przez uliczki (dzięki niej zdecydowałam, że nei muszę wcale iść do żadnego muzeum, bo mam raptem spędzić we Florencji jeden dzień, a to nawet nie jest wystarczająco czasu by móc obejrzeć te eksponaty, które są wystawione do oglądania publicznie, na zewnątrz, za darmo - tylko trzeba wiedzieć NA CO się patrzy). Łączyła autorów żyjących w innej rzeczywistości, setki lat temu z nami, z tym co możemy my, współcześni, pojąć, poczuć, do czego możemy się uśmiechnąć, na co zezłościć - do ludzkich namiętności, do wspólnego lunchu Brunelleschiego i Dantego (którzy się odwiedzali z bułą i szynką w ręce w pracowniach), do niesprawiedliwości, do zazdrości, do kłamstwa, do buntów, do ciekawości wobec sztuki, budownictwa, malarstwa, architektury.
Byłam taka podekscytowana!
Florencja wydawała mi się - w mojej głowie - być miastem do którego tęsknię, tak przynajmniej na tyle ile o niej wiem: miastem DLA MNIE. Dla osób o podobnej wrażliwości, osób ściągających do tego miasta z podobnej potrzeby obcowania ze sztuką, dla osób, które szukają swojego miejsca...
W jej książce padła taka świetna sentencja będąca esencją tego co i mnie ciągnie do bycia artystą(co rezonuje z moim doświadczeniem życiowym i kompleksami, przekonaniami - które nie wiem jeszcze czy są wciąż prawdziwe, to pole przeobrażeń, które muszę poobserwować) - do sztuki nie trzeba było się dobrze urodzić. Nie ważne było kogo ma się za ojca, jaki ma się majątek, jakich ma się patronów. W czasach, gdy Florencja pod skrzydłami Medyceuszy wyrastała na renesansowego pioniera zmian w nurcie artystycznym ważne było by CHCĘĆ tworzyć i by MIEĆ TALENT. A reszta to już kwestia tego czy trafi się na swojego (odpowiedniego) odbiorcę sztuki, który jest gotów w telent artysty inwestować.
I to się zgadzało DOKŁADNIE z tym co na szkoleniu w zeszłym roku usłyszałam od jednego z bardziej wziętych polskich artystów-malarzy. Dokładnie to! Rób swoje dobrze, mniej z tego frajdę, spróbuj. Reszta nie zależy od ciebie - po prostu musisz trafić na swoich odbiorców.
Nota bene - na przykład Sandro Botticelli w swoich czasach nie był ceniony, umarł w nędzy. "Jego odbiorcy" pojawili się 400 lat po nim, okrzyknęli go mistrzem i jego obrazy wsiąknęły już na zawsze do popkultury chociaż za życia były niedoceniane.
Tumblr media
Natomiast dla O. Florencja to miały być konkretne przystanki. Jest ignorantem jeżeli chodzi o sztukę - nie miał w domu nigdy takiego zaplecza kulturoznawstwa jak ja, dopiero przy mnie się uwrażliwia na sztukę i dostrzega ją. W jego środowisku miasta się zwiedza bardziej powierzchownie, bardziej tak "instagramowo" - historia czy kontekst socjo-kulturowy to nie jest coś co ciekawiło jego rodziców, ale jedzenie! Język! Kolorowe naczynia! Skosztowanie kawy, lodów, kąpiele słoneczne! Tak. To wszystko TAK! To im pozwalało na chilowanie, na "zgubienie się we Włoszech", na zatracenie w tej inności, w urlopowym klimacie. I to jest okay.
Jednym z jego must na liście zwiedzania było wybranie się do fotoautomaticki - czyli fotobudki, która wywołuje zdjęcia na papierze do fotografii, potem muszą wyschnąć. To automaty z pre-digitalnej ery, gdy trzeba było prędko sięgnąć po zdjęcie do dokumentów. Takie budki były rozstawiane między 1950, a 1980. Bardzo vintage rzecz za jedyne 2 euro. Więcej o fotoautomatice: https://www.theflorentine.net/2022/02/10/4%C2%BD-minutes-the-story-behind-fotoautomatica/
Ech.
Chciałam tego dnia czuć się wyjątkowo, bo W KOŃCU spotkam się z tym miastem i ze wszystkimi swoimi marzeniami, echach po idolach z dzieciństwa i nauczycielach z dorosłego życia. I tak serio: nie byłam świadoma, jak wielkie mam wobec Florencji oczekiwania! Zupełnie! A miałam olbrzymie i wszytskie zetknięte z rzeczywistością mnie baaaaardzo roczarowały.
Ale może to i dobrze: bo idoli ściągnęły z piedestału, bo pozwoliły spojrzeć jak wysoko zawieszam sobie poprzeczkę, której nie tylko ja sama nie potrafię doścignąć, ale nawet Michał Anioł czy Brunelleschi! xD hahaha lol.
Wracając - chciałam się czuć wyjątkowo i kobieco. Dlatego założyłam nową bieliznę i sukienkę. Specjalnie wzięłam w tę podróż dwie sukienki - jedną zwiewną na ciepłe dni, drugą grubą, wiosenną, na wszelkie wypadek, gdyby jednak miało być zimno. Zabrałam też sukienkę-sweter, gdyby miało być bardzo zimno. Pogoda przewidywała, że ma być jak w Como (tj. według prognoz czyli "przejaśnienia z lekkimi opadami"), że dopiero około 18 ma zacząć się ulewa. Dlatego wybrałam ubrać się w sukienkę nr 2. Błąd. Powinnam była ubrać się w ten wełniany sweter-tunikę xD Bo było przenikliwie zimno, wilgotno i nieprzyjemnie.
Ale rano nic tego nie zapowiadało.
Zaczęliśmy podróż od śniadania w willi w Como, kiedy przejeżdżaliśmy obok jedynej wyspy na jeziorze, gdzie w starożytności już powstała osada - przejaśniło się. Na wodzie zatańczyły skrzące rozbłyski porannego słońca. Wysiedliśmy porobić zdjęcia Isola Comacina. Było cudownie - wciąż czułam się, jakbym była w jakimś innym świecie przez te nisko-latające jaskółki chmur.
Na stacji beznynowej mój chłopak wrócił do auta z bardzo mocnymi kawami i z... cornetto pistacchio. :D Nie musiał tego robić. Tym bardziej, że jeden rogalik kosztował więcej niż wczorajsza pizza, ale chciał. Bo to było moje marzenie. I spełnił je. W sukience, na urlopie, wraz z moim kochanym partnerem, w jasnym słonku, w ciepełku samochodu, z pięknym widokiem roztaczającym się przed przednią szybą ciepłego auta (!) jadłam sobie tłustego rogalika z zielonym kremem. Słodkim jak nie wiem co! Cudowne!
[Spisuję to, bo to jeden z niewielu fajnych wspomnień z tamtego dnia - oczekiwania spotkały się z rzeczywistością]
A potem już cisnęliśmy długą, monotonną drogą pod stalowo-szarym niebem do Florencji. Na Plac Michała Anioła.
No i z pieskiem było znacznie lepiej!
Byłam taka podekscytowana!
Dojechaliśmy na plac wcześniej jarając się zmianą kajobrazu i roślinności. Ustaliliśmy, że mamy wedle prognozy pogody 3h do ulewy, ale ledwo wysiedliśmy okazało się, że jest znacznie za zimno na sukienkę czy koszulę z krótkim rękawkiem. I momentalnie, gdy tylko ubraliśmy bluzy zaczęło kropić, więc założyliśmy przeschnięte, ale po wczorajszym wciąż wilgotne kurtki przeciwdeszczowe. I parasolki. Ech... No i tyle z poczucia się "wyjątkowo" we Florencji...
Cały parking był zastawiony (jak przywidziano w przewodnikach), więc parkowaliśmy w miejscu, gdzie parkowały campery, troszkę poniżej placu. Znaki były niejasne: niby nie można było tam parkować, ale maaaaaasę ludzi tam parkowało, a ci od kamperów nawet obozowali... Nie wiedzieliśmy jak się do tego ustosunkować - bo policja się niby nie czepiała. Ale mogliśmy o czymś, jakiś tutejszych zezwoleniach czy zwyczajach nie wiedzieć, nie? Można czy nie wolno? Czy zarobimy mandat czy nie?
Weszliśmy na plac, zrobiliśmy zdjęcia z panoramą, z odlewem Davida, potem zeszliśmy do ponte vecchio i nagle... mój brzuch zaczął się zbijać boleśnie, dostałam rozwolnienia i poszliśmy szukać kibla. Okropny scenariusz. Uliczki były zatłoczone. Nasz piesek po wczorajszym ewidentnie miał odnowione zapalenie skóry - jedyny lek na to zastrzyk sterydowy, którego nie podaliśmy jej w pl, bo po zastosowaniu leczenia szamponem na zapalenie ustąpiły objawy na tydzień. Ale we Florencji nasz szczeniaczek zaczął się okropecznie drapać i próbowała się ocierać dosłownie o WSZYSTKO. Padało. Ludzie - głównie po polsku - narzekali na okropną pogodę i na to, że ta Florencja to taka niespecjalnie ładna. I kurcze... udzielało mi się to wrażenie. Tym bardziej, że wszystkie ulice dookoła były zaludnione i zastawione samochodami, nie było nigdzie ubikacji... A na ponte vecchio nie dało rady wejść, bo tłum był przytłaczający...
Tumblr media
Znaleźliśmy ubikację - uratowani.
Poczułam się lepiej.
Na tamtą chwile byłam jeszcze nastawiona pozytywnie: może nie jest najlepiej, czujesz się źle na kilku poziomach, ALE jednak już jest lepiej, zaraz pozwiedzasz Florencję i poczujesz się jeszcze lepiej.
Mój chłopak wciąż się martwił o ten samochód: czy to było rozsądne TAM w ogóle parkować? Czy jak wrócimy to zastaniemy w ogóle samochód? Bo mogą nam go nawet zholować i wlepić mandat. Poganiał mnie przepraszająco, ale chciał jak najszybciej wrócić na plac Michała Anioła. Uspokajałam, go mówiąc, że to serio nie zajmie nam długo, bo ja też już na ten moment czuję, że mam dość tłumu i miasta.
Byliśmy blisko fotoautomatiki - ustawiliśmy się w kolejce i zrobiliśmy sobie zdjęcie. Za 2 euro. I najlepsze było to, że to nie był "mój" punkt na mapie, nie był specjalnie emocjonujący mnie element tej podróży na etapie planowania. A jak odebraliśmy zdjęcia - cztery zdjęcia w czerni i bieli, jeszcze mokre - poczułam niespodziewaną ekscytację! Radość! To było takie... wyjątkowe i fajne. Te zdjęcia są zupełnie wyjątkowe! Cztery zdjęcia z naszą trójką (bo oczywiście pozowaliśmy z psiulką). Czułam tyle radości! To było i nadal jest coś, co niespodziewanie zupełnie stało się moją ulubioną pamiątką z podróży EVER! Wow!
W znacznie lepszym nastroju ruszyliśmy najpierw do palazzo vecchio, a potem do Duomo.
Rozpadało się.
Ale zobaczyłam ten zatłoczony, rojny od parasoli i turystów w kurtkach przeciwdeszczowych (jak ta w którą sama byłam ubrana) plac i zajarana pobiegłam przyjrzeć się Dawidowi. Ja wiem, że to reprodukcja, tak jak ta na placu Michała Anioła. Ale mimo wszystko zobaczenie Davida w bieli, tak osiągalnego, w TYM miejscu, na Piazza della Signoria, z tym pałacem z czerwonej cegły w tle to... ech... Wzdycham, bo to część spełnianego marzenia - Dawid odwiedzany w miejscu do którego był przeznaczony, gdzie MIAŁ stać. Taki był zamysł Buonarottiego. Weszłam w ten tłum próbując się wczuć, współodczuwać, podziwiać. Miałam wrażenie, że ważniejsze jest dla ludzi by zrobić mu zdjęcie niż go kontemplować. I jednocześnie miałam wyobrażenie, że ci ludzie są tacy jak ja - cykają te zdjęcia by zamknąć buzujące pod skórą uczucie ekscytacji, ta IMPRESJE WRAŻEŃ tej WYJĄTKOWEJ CHWILII, chcą czuć, czują się wzruszeni chwilą, możliwością podziwiana tej cudownej, niesamowitej rzeźby, która wgryzła się w popkulturę swoją wyjątkowością w jej naturalnym habitacie.
Dla przykładu - mój chłopak wolał zostać poza tłumem, daleko pod daszkiem kamiennic, bo sam nie ma silnych uczuć wobec Dawida. Wiedział ile to dla mnie znaczy. On mi robił zdjęcia, gdy byłam... nie wiem jak to opisać? Wzruszona i szalejąca ze szczęścia? Nie wiem czy mogę opisać jak dużo dla mnie znaczy dorobek artystyczny Michała Anioła - i jak to pisze mam wrażenie, że jadę teraz jakimś patosem i strasznie płytką kliszą, oklepaniem, bo kultura, szkoła uczy nas wszystkich, że Michał Anioł wielkim artystą był, tyle, że nie każdy z nas mając 12 lat spełniał popołudnie oglądając Naruto i malując studium niedokończonych rzeźb typa sprzed 500 lat, który tych rzeźb nigdy nie dokończył, bo sam był roztrzepanym nastolatkiem w momencie, gdy je tworzył i zaangażował się w inny projekt. Taka to incepcja.
No więc dopchnęłam się pod sam cokół, oglądałam Davida. Był wielki - tak, jak się spodziewałam (O. potem przyznał, że wyobrażał sobie, że będzie on mniejszy), był delikatny, był drobiazgowy. Co za detale. Co za kunszt. Nie dało się nie czuć patrząc na tego młodzieńca, wygląda tak, że gdyby nie rozmiar można by było uwierzyć, że to prawdziwy człowiek, który po ściągnięciu czarodziejskiego zaklęcia ożyje jak Galatea z mitu o Pigmalionie (swoją droga to idiotyczne, że w tym micie skupiamy się na oprawcy, a nie na tragedii Galateii)... Piękny! Chłonęłam. Piękny! I wtedy do mnie dotarły słowa przewodników, którzy po polsku i po angielsku (i w innych językach też, ale te dwa rozumiałam i mogę potwierdzić co mówili) mówili to samo, ten sam tekst po prostu przetłumaczony. Brzmiało to mniej-więcej tak "drodzy państwo to jest Dawid Michała Anioła, rzeźba uważana za najdoskonalszą rzeźbę na świecie. Dlaczego? Otóż proszę spojrzeć na jego nadgarstki oraz dłonie. Widzą państwo sposób w jaki Michał Anioł uwiecznił sposób napięcia mięśni oraz jak uwidocznił żyły sprawia, że uważamy tę rzeźbę za najdoskonalszą na świecie."
Sporunowało mnie.
I odwróciłam się tak prędko do najbliższej przewodniczki i tak ją obcięłam oburzonym spojrzeniem, że aż kilka ludzi się ku mnie odwróciło.
To był wstrząs.
Dla mnie.
I chyba dla nikogo poza mną.
I to też był wstrząs.
Wszyscy dookoła przyjmowali ten bullshit, wskazywali sobie ręce Dawida i przenosili spojrzenia na inne elementy renesansowego otoczenia na placu. No ba! Chodzi o nadgarstki i dłonie Dawida, luz, dlatego ludziom się podoba. Przewodnicy tłumaczyli (SERIO TŁUMACZYLI) jakie emocje wzbudza Dawid, w jakiej pozie został uwieczniony, zwracał uwagę ludzi na to, że trzyma w ręku procę (no przecież!!!!!), przytaczali kontekst walki z Goliatem.
W takich momentach szlag mnie trafia z tych wszystkich chrześcijan co własnej mitologii nie znają, a do kościoła latają i za świętobliwych się uważają! Mają do przeczytania JEDNĄ książkę o scenariuszach lepszych niż w Modzie na Sukces, kazirodztwo, śmierć, zaraza, mordy, przepowiednie, zwroty akcji, podróże, poezja miłosna i masę seksizmu. Zapraszam! To jest JEDNA książka! Styl pisarski monetami nudny, przyznaję, ale naprawdę warto! I warto wszystko co przeczytane poddać konstruktywnej krytyce dla samych siebie. A jak przychodzi co do czego to nie wiedzą o co chodzi z Dawidem i przewodnicy muszą tłumaczyć... Ech...
No i się znowu wkurzyłam.
Ale wtedy, stojąc metr od niebywale pięknego o Dawida przeżywałam TAKI huragan emocji i takie wyobcowanie kulturowe, emocjonalne jakie trudno mi opisać. Bo po co te tłumy stoją tuż pod tą rzeźbą? Po co się tłoczą? Po co robią z nim zdjęcia, jeżeli NIE CZUJĄ TEGO GŁĘBOKIEGO PORUSZENIA JAKIE WYWOŁUJE OBCOWANIE ZE SZTUKĄ. Liczyłam, że Florencja to będzie miejsce w którym będę mogła współodczuwać z ludźmi przyciągniętymi mitem tego miasta, jego artystyczną atmosferą, ludźmi wrażliwymi jak ja.
Że przewodnik opowie o tle historii rzeźby, ale nie będzie tłumaczył czegoś co jest bezsprzeczne, czegoś co ta rzeźba bezsprzecznie przecież wywołuje w każdym - uczuć! I nie będzie sprowadzać niesamowitości tego piękna do detalicznej roboty rzeźbiarskiej w obrębie nadgarstków i rąk! To jakieś nieporozumienie!
Byłam taka zła. :(
Taka rozczarowana. :(
Jakby mi ktoś zgasił szczęście.
Bardzo emocjonalnie zareagowałam, byłam bliska płaczu...
Taka... ech, miałam wyobrażenie, że trafię pośród sobie-podobnych, a trafiłam miedzy tłum ludzi tak bardzo obcych i niewrażliwych na sztukę.
To po co oni w ogóle do Florencji przyjeżdżają?
Po co robią zdjęcia z Dawidem?
Żaliłam się potem O. z tego - zauważył, że MOŻE to czego szukałam znalazłabym nie pod reprodukcją pod palazzo veccio tylko w muzeum Accademia, gdzie stoi oryginał. Może faktycznie, może tak trafiają tacy pasjonaci jak ja. Może. Ale czemu nie oglądać rzeźby w przestrzeni, która była dla niej oryginalne stworzona? O. zauważył, że to dla nich może po prostu atrakcja. Ale jak to "atrakcja"? O. wyjaśniał, że widzieliśmy milion razy Davida na ekranie smartfonów, w gazetach, na ekranie telewizora. I co z tego!? - dziwiłam się. Przecież zdjęcia gór też widzieliśmy, a jak trafiamy w przytłaczająco piękną naturę to CZUJEMY, zapiera nam dech. A i tak nie robimy sobie zdjęć z każdym szczytem... więc po co te niezainteresowane, znudzone tłumy pod Davidem, który dla niech od teraz zaistnieje jako "wyjątkowa rzeźba bo ma bardzo realistycznie wyrzeźbione ręce"? JPDL. Ale jestem o to zła!
W poniedziałek 1 maja 2023r. byłam tak bardzo tym przeżyciem i całą Florencją załamana, tak bardzo i głęboko rozczarowana, tak bardzo rozgoryczona i pograżona w poczuciu odrzucenia, że nie chciałam myśleć o żadnej Accademii. Ale już w piątek 5 maja uznałam, że może jak przeżyję żałobę po swoich wyobrażeniach o Florencji, która nie istnieje i być może nigdy nie istniała (?) to fajnie będzie wrócić do Florencji na city break zimą i pójść na tour po muzeach wyłącznie. Po jednym dniu na Uffizi i na Accademię. Chcę zobaczyć, doświadczyć, sprawdzić czy te uczucia i szacunek dla renesansowych mistrzów również należy ściągnąć z piedestału moich wyobrażeń i (niedoścignionych) oczekiwań, których nie byłam dotąd świadoma.
Florencja to moja największa i najbardziej dotkliwa konfrontacja oczekiwań z rzeczywistością.
Rozczarowanie i niesmak na maksa. Zabolało mnie to fizycznie. Dziecko we mnie wyło z niezgody i z bólu po rozpieprzonym marzeniu o "moim miejscu na świecie". I nie byłam świadoma, że we mnie jest takie dziecko czekające na spełnienie tego marzenia, że muszę je utulić i zapoznać z rzeczywistością...
Tumblr media
Byłam jeszcze jedną rzeczą zaskoczona: na prawo od palazzio vecchio znajduje się późnogotycka loggia, otwarta. A w niej - SZOK! - grupa rzeźbiarska "Porwanie Sabinek" Giamblogny @.@ wow! To jest przejmująca rzeźba, w tematyce przez zeszły rok przerażająco bliskiej (ze względu na agresję Rosji na Ukrainę) a mianowicie gwałtów wojennych. OMG to dla mnie był szok by zobaczyć tę grupę nagle na placu we Florencji. Niby NIC się tam nie dzieje wprost, ale jak się zna dzieje plemienia Sabinów to trudno nie być poruszonym (zamieszkiwali jedno z siedmiu wzgórz na których obecnie wybudowany jest Rzym, to rdzenne plemię zgładzone przez Rzymian i legenda o bohaterskich Sabinkach jest moim zdaniem bardzo ciekawa, bo to jedna z niewielu historii w których kobiety są podmiotem sprawczym i zapobiegają rozlewowi poprzez negocjację),
I stał tak Perseusz z głową Gorgony! OMG. Naprawdę piękne miejsce. Piękno.
Jak to się stało, że ludzie się tak uniewrażliwyli na piękno?
:(
Chyba, że to tylko ludzie, których nie stać na czas stania w kolejce po bilety do Accademii? Ech...
Potem padało jeszcze bardziej, gdy dotarliśmy do Duomo. Zrobiliśmy kilka zdjęć i lunęło. Zaskoczyło mnie, że Duomo jest wykonane z zielonego marmuru - niby wiedziałam, ale oglądając piękne zdjęcia katedry w pełnym, ostrym włoskim słóńcu myślałam, że kolor kamienia jest bliski czerni. A to jest jednak całkiem znajoma zieleń. To było zaskakujące. A dla mojego chłopaka zrobiłam -mam nadzieję - krótki ciekawy wykład o kopule Bruneelleschego.
Oczywiście wszędzie dookoła kolejki, niekończące się kolejki, zygzakowate ogonki pod parasolami - na campanillę, na kopułę, do wnętrza kościoła. Komu się to chce? Serio. To mnie samo w sobie zniechęca - i nie wiem sama czy połączenie kolejką+osoba z ADHD to jest reakcja przyspieszona, jak mentos+butelka coli? Po prostu stres wybija poza skalę na samą myśl o staniu w takiej kolejce. Czuję się chora, szczególnie jak mam mało czasu na zwiedzanie. Cierpliwości brak, lepiej zezygnować. Do tego TŁUM LUDZI - rozumiem jeszcze tę kolejkę, gdyby na górę wpuszczano np: 6 osób jednocześnie. Wtedy jest jakiś komfort, a tu... Ech...
Więc zostaliśmy na dole i opisałam to co sama powtórzyłam niedawno z panią doktor Fabiani i wikipedią - sposób osadzenia przez Brunelleschiego kopuły na kościele. Na placu poza kolejkami było sporo miejsca - deszcz przegnał tłumy. Nasz piesek się ukrył pod kamienną łatką (rozczulająca).
W sumie to mnie samą zaskakuje, że jaram się geometrią wykreślną i matematyką TYLKO w kontekście budowli. Może jednak mogłabym być achitektką, ale bardziej w kontekście wykładowczyni historii architektury? Może jednak te studia nie były od czapy, może jest jakiś aspekt bycia architektką, który nie jest związany z nudnymi obliczeniami i budowania jakiegoś gówna dla ludzi, których nie interesuje wizjonerstwo?
To samo co mnie zniechęciło od pracy w biurze architekta - możliwość pracy kreatywnej (?), bycie bardziej rzemieślniczką niż artystką - rozczarowało mnie pierwszego maja we Florencji. Ta akceptacja, że niezwykle rzeczy mogą być zwyczajnie i niewarte zachwytu. Obdarcie piękna z elementu zachwytu, czaru, magii.
A opowiadając o historii mogłabym mówić o tej magii!
Tumblr media
W międzyczasie zaczęliśmy rozglądać się za wcześniej znalezionymi miejscami oznaczonymi jako "chcemy spróbować jedzenia stąd" i ech...
Kolejne rozczarowanie. Po prostu rezygnacja i katastroficzność tej wizyty były bliskie bingo! WSZYSTKIE oznaczone przez nas miejsca były zamknięte, albo się zamykały. WSZYSTKIE. Wszystkie miejsca w których znaleźliśmy sobie coś pysznego, czego chcieliśmy spróbować i wszystkie awaryjne miejsca, gdyby te pierwszego wyboru były zamknięte. To nieprawdopodobne. A jednak mieliśmy zjebany dzień i się wydarzyło xD. Był poniedziałek 1 maja, godzina 15. Było wtedy we Włoszech święto - fakt. Pytaliśmy się w tych knajpach w których akurat opuszczano żaluzje antywłamaniowe, gdy tam dotarliśmy czy zamykają tymczasowo, na sjestę. Nie. Zamykali, bo na dziś zamykają - chociaż w siedzi stało, że mają mieć otwarte do 18 lub 20. Co się wydarzyło? Nie mam pojęcia. Mieliśmy pecha.
I lało.
W rezultacie tuż przy Duomo weszłam do pierwszej lepszej paniniarni przed którą stała kolejka. Mieli otwarte, potwierdzili, że nas obsłużą. Staliśmy w kolejce (na zewnątrz w trójkę, a do środka weszłam sama, a mój partner z psem zostali na dworze), w końcu doczekaliśmy. Jak przyszło do zamawiania to NAGLE stanął mi język w gębie, ogarnęłam, że muszę zamawiać po angielsku, a dotąd jakoś nie zastanawiałam się nad tym którym językiem się porozumiewam. Jak zostałam bez O., bez takiego moralnego wsparcia to nie potrafiłam nagle wydusić z siebie słowa xD lol. Po prostu ogłupiałam. Pan właściciel mi pomógł - dał mi te najlepsze bułki, które im schodziły najszybciej, zaproponował, że każdemu z nas robi inne panini, z innym lokalnym serem i lokalną wedliną, dał do skosztowania sery - pyszne były. Rozluźniłam się, stres ze mnie zszedł i już byłam gotowa dalej mówić po angielsku, kiedy pan właściciel na moje pytanie o kraj pochodzenia nagle zaczął do mnie mówić po polsku. I to był cringe. OMG jak ja tego nie lubię. Mam wrażenie, że pokolenie mojego taty uwielbia, gdy w miejscu do którego jad�� mówi się do nich w ich ojczystym języku, a ja wolę się nieco zgubić, wmieszać w tłum (i dlatego przeciwdeszczowa kurtka turystki na sukience mnie tak gryzła prawdopodonie - miejscowe dziewczyny chodziły w ten deszczowy dzień po prostu w prochowcach i rozpiętych płaszczach).
W lokalu nie było miejsca na jedzenie - zamów i idź. Więc zmarznięci, głodni i mokrzy ukryliśmy się w jakiejś bramie i zjedliśmy nasze paniki - już pisałam o tym jak cudowne rzeczy na moim podniebieniu zrobił pomidor :P
Super pomidor!
I tyle...
Jeszcze pokręciliśmy się po miejsce, trafiliśmy pod Santa Croce, ale nie mieliśmy siły, chęci i zapału by podejść bliżej. O. przepraszał, bo martwił się o samochód.
Wróciliśmy po auto - stało. A na nasze miejsce czekała starsza para w kamperze z psem. Bardzo sympatyczni.
Potem jeszcze wybraliśmy się w jedno miejsce we Florencji - gdzie wyrabiają wina i od razu je butelkują, można je zabrać do domu. Chciałam zabrać dla mojego siostrzeńca (ale teraz już wiem, że nic z tego nie będzie, wczoraj mi to wyjaśniła Pani specjalizująca się w sztuce wytwarzania wina, wrócę jeszcze do tematu) i dla przyjaciół na ich ślub (w tym roku się hajtają).
OMG... przebicie się przez nowoczesną część Florencji, tą w której mieszkają współcześni to jest jak jakieś szachy 3D! MASAKRA! Według nawigacji powinniśmy tam być w 30 minut, ale zajęło nam to ponad godzinę, bo te DROGI i OZNACZENIE RUCHU to DRAMAT! W pewnym momencie wjechaliśmy na szeroką drogę, bardzo szeroką drogę. Na której nie było żadnego pasu na drodze. Żadnego. Przed nami jechało 5 pojazdów: dwa obok siebie (co by sugerowało, że mamy tu drogę jednokierunkową z dwoma pasami), trzeci po lewej, czwarty jeździł zygzakiem od jednego krawężnika do drugiego, czwarty jechał środkiem, piąty to my (zagubieni, ale też jadący środkiem, bo nie wiaodmo jak to jest w końcu), a szósty nas wyprzedzał od prawej strony (!!!!!). KURWA, CO TO MA BYĆ?
Nie wspominając o tym, że dwa razy samochody zjeżdżające z prawego pasa próbowały nas staranować na pasie głównym. Raz była to cysterna (myślałam, że umieramy - całe szczęście O. ma refleks dobry), a raz matka z dzieckiem w suvie... Co to ma być? Co to za zwyczaje? Jak tu się zdaje prawo jazdy? @.@
A jak dojechaliśmy to nie dało rady zaparkować pod lokalem w promieniu kilometra - krążyliśmy i krążyliśmy. W rezultacie wyszłam po zakupy, a O. zatrzymał się na nielegalu. Ech. Jeszcze piesek ujadał...
Prędziutko bardzo fajni panowie za barem napełnili i zakorkowali mi 4 butelki wina, wsiadłam do samochodu i uciekliśmy z tej dzielnicy.
W rezultacie obydwoje wkurwieni na Florencję cieszyliśmy się, że z niej wyjeżdżamy.
Tak bardzo cieszyliśmy się, że to okropne, rozczarowujące, deszczowe, zatłoczone miasto jest za nami!
Jechaliśmy do naszego kolejnego noclegu cali zmarznięci. Byliśmy tak przybici, zmęczeni i wilgotni, że jadąc przegapiliśmy coś cudownego (co odkryliśmy dopiero kolejnego dnia rano xP i było to fantastyczne odkrycie) i chociaż dookoła widoczna była pagórkowata piękność Toskanii to byliśmy skupieni na tym, by prędko wskoczyć pod ciepły prysznic.
Dojechaliśmy do pięknego miejsca... gdzie na wstepie dostaliśmy mapkę i pilot do klimatyzacji, którą po wejściu do naszego domku od razu podkręciłam na 30*C.
Siedziałam pod klimą, rozmrażałam się i zastanawiałam się, jak to się stało, że jestem na urlopie na dalekim południu i tak marznę (było 13*C na dworze). MASAKRA.
Okropny dzień.
Jeszcze tak myślałam wtedy, że moja złość na anonimowy tłum pod posągiem Davida była z czapy, bo jako ludzie się różnimy, mamy różną wrażliwość - i to jest piękne! Że to okay, że przewodnik CIEKAWYM ludziom o innej wrażliwości tłumaczy na czym polega fenomen Dawida. To okay... Po prostu ja czegoś innego szukałam i było to tak bolesne, bo nie byłam świadoma z jak wielkimi oczekiwaniami podeszłam do Florencji w ogóle... No cóż.
Dlatego zmieniliśmy tego dnia plany na resztę wyjazdu. Przedewszytskim nie ufaliśmy prognozą. Sprawdzaliśmy GDZIE REALNIE nie będzie przez kolejne dni padać i poszliśmy spać. Zmęczeni jak cholera...
7 notes · View notes
koszulkapikarska · 2 years ago
Text
Lukaku bije rekord po rzucie karnym
Tumblr media
Inter Mediolan udał się na mecz wyjazdowy, aby rzucić wyzwanie liderowi portugalskiej Superligi, Benfice. Ten ostatni jest największym czarnym koniem w Lidze Mistrzów UEFA w tym sezonie. W fazie grupowej pokonał Paryż i awansował na pierwsze miejsce. są także jedynymi drużynami spoza pięciu głównych lig w ćwierćfinale.To ogromne wyzwanie!
Kiedy mecz się rozpoczął, Benfica, która dwukrotnie wygrała Ligę Mistrzów UEFA, przy aplauzie kibiców gospodarzy rozpoczęła zaciekły atak, a raz pokonała Inter Mediolan w ofensywie. Atak Benfiki został jednak dzielnie zablokowany przez Onanę w koszulce Interu Mediolan. W pierwszej połowie oba zespoły zremisowały 0:0. Na początku drugiej połowy Inter Mediolan wzmocnił atak i przełamał impas w 52. punkcie. Bastoni dostał piłkę lewą stroną przedniego boiska i posłał wysokiej jakości dośrodkowanie. Barrera, który jest uważany za najlepszy przyszły kapitan kibiców Interu Mediolan, strzelił głową w polu karnym, pomagając Nerazzurri w prowadzeniu 1: 0. Benfica następnie agresywnie zaatakowała i prawie wyrównała, ale niestety wszystkie zostały zablokowane przez bramkarza Interu.Trzeba powiedzieć, że Onana z Interu jest tak naprawdę patronem Interu, blokując strzały Benfiki wiele razy. Z 79 punktami Benfica popełniła faul w obronie, a Inter Mediolan dostał rzut karny. Lukaku, który miał na sobie koszulkę, wykonał rzut karny i uderzył bezpośrednio w prawy róg.Bramkarz Benfiki, choć dobrze ocenił kierunek, nie był w stanie zapobiec wpadnięciu piłki do bramki.Inter Mediolan powiększył przewagę do 2 bramek na wyjeździe Inter Mediolan pokonał w końcówce meczu Benfikę 2:0.
Rzut karny Kukaku to pierwszy raz, kiedy Inter Mediolan strzelił gola z rzutu karnego na wyjeździe w historii Ligi Mistrzów! Po wygranej pierwszej rundzie meczu wyjazdowego Inter Mediolan przejął już inicjatywę do awansu.Czy Inter Mediolan zastosuje defensywną taktykę? A może ofensywne podejście? Z niecierpliwością czekamy na kolejny konkurs!
2 notes · View notes
rainyokubou · 2 years ago
Photo
Tumblr media
Dratuti, Dziś chce wam przedstawić anime "Li Shi Zhentan Shiwusuo: A Day in Lungmen". Jest to krótkie cute anime w universumie Arknights. Ma 8 odcinków. Każdy trwa +- 10 minut.
Tumblr media
Każdy odcinek przedstawia nam jeden dzień z życia detektywnej agencji Lee, znajdującej się w mobilnym megapolis Lungmen.
Tumblr media
Jak możemy wywnioskować z nazwy ta agencja zajmuje się różnymi sprawami związanymi z poszukiwaniem, ochrona, pomocą swoim klientom. Oni biorą się za każda robota, ale ich główny cel to -ochrona miasta od neko (cat) mafii.
Tumblr media
Szefem tej agencji jest leniwy i melancholijny chiński smok o imieniu Lee. Jest niesamowicie silny , ale woli niczego nie robić , pic herbatkę i przerzucać swoją prace na pozostałych pracowników.
Tumblr media
Młoda , aktywna studentka o imieniu Waai fu , dorywczo tam pracuje. Kocha sztuki walki , przez co na misjach często najpierw bije , a dopiero potem pyta Ma miły, ale wybuchowy charakter, lepiej jej nie denerwować.
Tumblr media
Następnym pracownikiem jest duży ale dobry opiekuńczy „ starszy brat „ o imieniu Hung. Wcześniej zajmował się niebezpieczna praca związana z mafia i zabójstwem ludzi. Ale jego dobre serce nie pozwalało mu na wykonywanie takiej brudnej roboty.
Tumblr media
Dlatego uciekł do miasta Lungmen , gdzie głodował i ukrywał się od  mafii Był uratowany przez Lee. Razem ze swoim szefem Lee tworzą duet mistrzów kuchni, wszyscy podziwiają się smaku ich dań. Może by było lepiej, jeśli by oni otworzyły restauracje zamiast swojej agencji ???????
Tumblr media
Ostatni i najmłodszy pracownik detektywnej agencji jest genialny chemik i doktor o imieniu Aak. Jego ojciec zajmował się nielegalna medycyna i eksperymentami, przez co dorastający z nim Aak ma słabo rozwinięty kompas moralny.
Tumblr media
Czasem zaczyna odpierdalac maniane. Ale wystarczy powiedzieć Hungu albo Waai Fu o jego zachowaniu, i on natychmiast przeprosi i się uspokoi. Oni wyciągnęły go z pod wpływu jego ojca , pokazały mu ze rodzina może być inna. Aak bardzo ceni i lubi swoją nową, prawdziwą rodzinę.
Tumblr media
I khm. Extra dodatkowy pracownik. Jedna z moich ulubionych postaci. Przedstawiam wam, cute pracoholika o imieniu Jaye. Oficjalnie pracuje na rynku , sprzedając rybę. Ale czas od czasu pomaga agencji Lee.
Tumblr media
Jaye cichy, spokojny chłopak, lubi czytać książki i ćwiczyć swoje umiejętności w posługiwaniu się nożami. Na pierwszy rzut oka, wydaje się zimna i niebezpieczną osoba. Przez co wiele osób go się boi i uważa za przywódcę mafii. Ale tak naprawdę on chce mieć ciche, spokojne życie.
Tumblr media
To dlaczego zapierdala na różnych pracach? Bo chce zarobić dużo pieniędzy , kupić dom i do końca życia odpoczywać nic nie robiąc. Tak jego główna praca , jest sprzedaż ryby, ale w anime my możemy go zobaczyć pracującym za barem, ratownikiem na płazy etc.
Tumblr media
Czy warto oglądać takie krótkie anime ?Zdecydowanie tak!!  Jego oglądanie nie zajmie wam wiele czasu, a swoją dawkę cutosci wy na pewno na 100% dostaniecie. Moja ocena 8/10 
P.S. Obecnie anime jest dostępne na yt z napisami angielskimi.
3 notes · View notes
rolmako · 4 days ago
Text
Tumblr media
\🗓\ 2 lutego obchodzimy...
#dzieńhandlowca
\👤\ Czy znacie naszych Mistrzów sprzedaży? Dajcie znać w komentarzu! \💬\ \🇵🇱\ ...a my życzymy dziś PRZEDSTAWICIELOM HANDLOWYM dużo motywacji do działania, pozytywnej energii i samych owocnych transakcji! Cieszymy się, że współtworzycie Zespół ROLMAKO!
🟦 🟦 🟦 🟦 🟦 \🇬🇧\ Do you know that on 2nd of February we celebrate the day of SALESPERSON in Poland? \👤\ We value our staff's qualifications and knowledge gained by experience. Wish you all the best! We are glad that you are with us!
www.rolmako.com
0 notes
koszulkizamow · 14 days ago
Text
Paris Saint-Germain walczy, Manchester City popada w rozpacz
W zaciętej rywalizacji Ligi Mistrzów każdy mecz może stać się kluczowym węzłem do przepisania losu. W 7. rundzie pierwszej fazy tego sezonu silny dialog między gigantami francuskiej Ligue 1 Paris Saint-Germain a potęgą Premier League Manchester City jest niewątpliwie w centrum uwagi wszystkich. Wcześniej wyniki obu drużyn w tabeli nie były idealne, zarówno w środkowej, jak i dolnej pozycji, co sprawiało, że wynik tego meczu był szczególnie ważny dla kwalifikacji do play-offów. Na początku gry Manchester City objął prowadzenie. Grealish, noszący Koszulki piłkarskie z numerem 10, strzelił pierwszego gola, a następnie Haaland powiększył przewagę. Na początku drugiej połowy Blue Moon Army prowadziło już 2-0 i wydawało się, że zwycięstwo jest w zasięgu ręki. Ale Paris Saint-Germain wcale się nie wycofało, wykazało się silną odpornością i duchem walki. Dembele, nosząc Koszulka Paris Saint-Germain z numerem 10, rozpoczął kontratak golem, Barkola szybko wyrównał wynik, główka Nevesa pomogła drużynie wyprzedzić, a Ramos zdobył kolejnego gola w doliczonym czasie gry, zamykając wynik na 4-2. Paris Saint-Germain dokonało niesamowitego zwrotu akcji. Po tym meczu Paris Saint-Germain ma 10 punktów i tymczasowo zajmuje 22. miejsce. W ostatnim meczu wyjazdowym ze Stuttgartem, o ile wygrają, mogą zapewnić sobie kwalifikację do play-offów; Manchester City spadł na 25. miejsce. W ostatnim meczu domowym z Bruges mogą mieć nadzieję na awans tylko wtedy, gdy zdobędą wszystkie trzy punkty. Trener Paris Saint-Germain Enrique pochwalił ducha walki zawodników, a trener Manchesteru City Guardiola również wyraźnie zdał sobie sprawę z poważnej sytuacji, w jakiej znalazła się drużyna, i bez ogródek powiedział, że jeśli nie pokonają Bruges, drużyna nie zasłuży na awans. Ta emocjonująca gra jest niewątpliwie ważnym punktem zwrotnym w drodze obu drużyn do Ligi Mistrzów. Kto może przebić się w ostatniej rundzie? Poczekajmy i zobaczmy!
0 notes
filmovody · 15 days ago
Link
Kung Fu Panda 3 (2016) Filmovody.pl
0 notes
ervideo · 1 month ago
Video
youtube
Reportaż z morsowania wałbrzyskich mistrzów z księgi Ginessa 2025
0 notes
12345tttttttttt · 1 month ago
Video
youtube
Wielka afera po Gali Mistrzów Sportu. Poszło o Igę Świątek. Padają mocne...
0 notes
volley-world · 1 month ago
Text
0 notes
malditomundo · 1 month ago
Text
2025
Dla mnie zawsze najważniejsza była reprezentacja, ale ponieważ w zeszłym roku dostałam już wszystko na moje 20-lecie kibicowania, nie mam kompletnie żadnych oczekiwań na następny sezon reprezentacyjny. Cała olimpijska kadra mogłaby zrobić sobie wakacje, moglibyśmy przegrać wszystkie mecze reprezentacyjne i nie miałabym nic przeciwko. Swoją drogą wiem, że to niemożliwe, bo posiadamy rezerwy na kolejne dwie reprezentacje, które z powodzeniem rywalizowałyby na świecie.
Od początku sezonu śledzę zaś rozgrywki klubowe i tu mam pewne swoje oczekiwania. Kibicuję trzem grupom zawodników:
reprezentantom
potencjalnym reprezentantom
rocznikowi '97-'98, bo trzymali mnie przy siatkówce w najmroczniejszym czasie
Wszyscy są zdrowi i bez kontuzji.
Jastrzębie zdobędzie Puchar Polski i Ligę Mistrzów, bo skoro kapitan Fornal ma odejść po sezonie z ligi, życzę mu tych brakujących trofeów.
Stal Nysa utrzyma się w Pluslidze, a duet Dulski-Gierżot dostanie powołanie do kadry po świetnej rundzie rewanżowej. Mam wrażenie, że po złotym pokoleniu poprzeczka poleciała zbyt wysoko i wszyscy oczekują, że ci najbardziej utalentowani młodzi zawodnicy będą już zawsze przebojem wchodzić do seniorskiej siatkówki i stale prezentować równy wysoki poziom. Moim zdaniem zarówno Dulski, jak i Gierżot mają ogromną przyszłość w kadrze, już teraz zachwycają fenomenalnymi zagraniami, stale się rozwijają i jedyne, czego potrzebują odrobinę więcej, to pewność siebie, żeby wziąć na siebie role liderów.
Trefl Gdańsk awansuje do play-off z Droszyńskim na rozegraniu. Uważam, że ten chłopak powinien być w pierwszym składzie Gdańska i co najmniej w szerokim składzie reprezentacji. Nie był w złotej reprezentacji młodzieżowej, ale rocznik zobowiązuje.
Projekt Warszawa wygra Mistrzostwo Polski, Bołądź zostanie najlepszym atakującym ligi, a Jan Firlej zajmie swoje miejsce podstawowego rozgrywającego kadry w parze z Januszem.
Albo Warta Zawiercie wygra Mistrzostwo Polski, a Kwolek trafi do reprezentacji i stanie się jednym z jedną z jej kluczowych postaci na Mistrzostwach Świata. To fantastyczny zawodnik na poziomie światowym i już dawno powinien stanowić o sile Drużyny.
Kozub będzie pierwszym rozgrywającym swojego zespołu i trafi do szerokiego składu reprezentacji, jak nie w tym sezonie, to w następnym.
Granieczny dostanie powołanie, zagra świetny mecz w Lidze Narodów i spłynie to po nim, jak po kaczce, ot kolejny dzień w robocie.
0 notes
koszulkimall · 2 months ago
Text
Haaland zawiesza negocjacje w sprawie przedłużenia kontraktu z Manchesterem City
Niedawno Haaland, noszący Koszulka piłkarska Manchester City z numerem 9, postanowił zawiesić negocjacje w sprawie przedłużenia kontraktu z klubem, co doprowadziło do spekulacji na temat jego przyszłości. Według doniesień hiszpańskich mediów, Haaland podjął tę decyzję głównie z powodu ostatnich słabych wyników Manchesteru City. Chociaż negocjacje Haalanda i Manchesteru City przebiegły gładko po przedłużeniu kontraktu przez Guardiolę, a obie strony były nawet blisko zawarcia nowego kontraktu, który miałby obowiązywać do 2029 roku, co znacznie zwiększyłoby pensję Haalanda i uczyniłoby go najlepiej opłacanym graczem w Premier League, teraz decyduje się zawiesić negocjacje. Decyzja Haalanda jest ściśle związana z ostatnimi słabymi wynikami Manchesteru City. Zespół przegrał zarówno Premier League, jak i Ligę Mistrzów, a teraz wypadł z pierwszej czwórki w tabeli Premier League i nie zapewnił sobie awansu do Ligi Mistrzów. Stan osobisty Haalanda również się pogorszył. Chociaż zdobył 10 goli w pierwszych pięciu meczach Premier League na początku sezonu, w ostatnich 11 meczach zdobył tylko 3 gole. Ospała gra pomocy Manchesteru City bezpośrednio wpłynęła na możliwości ofensywne Haalanda, uniemożliwiając mu pełne wykorzystanie swojego poziomu. W takich okolicznościach negocjacje dotyczące przedłużenia kontraktu Haalanda zostały zawieszone, a kwestia jego transferu stała się przedmiotem zainteresowania. Chociaż giganci tacy jak Paris Saint-Germain, Real Madryt i Barcelona są zainteresowani jego pozyskaniem, biorąc pod uwagę wysoką kwotę transferową Haalanda, niewiele klubów może go podpisać. Zwłaszcza Barcelona, ​​​​chociaż jest zainteresowana podpisaniem umowy z Haalandem, jej sytuacja finansowa może nie być w stanie udźwignąć ogromnej kwoty transferowej. Obecnie przyszłość Haalanda jest nadal pełna niepewności. To, czy zdecyduje się pozostać w Manchesterze City, czy założyć inne koszulki piłkarskie klubowe, aby rozpocząć nowe wyzwania, jest nadal tematem wartym uwagi.
0 notes