#KAMIENNA
Explore tagged Tumblr posts
witekspicsoldpostcards2 · 5 days ago
Text
Tumblr media
LANDESHUT in Schlesien - now KAMIENNA GÓRA in POLAND.
5 notes · View notes
dolnoslaskabiblioteczka · 3 months ago
Text
Tumblr media
W gronie autorów kryminału retro zanurzonego w historycznych realiach Dolnego Śląska coraz mocniejszą pozycję zyskuje Krzysztof Koziołek. Obecny na rynku powieści kryminalnych osadzonych w regionie już od kilkunastu lat pisarz nasze serca skradł na dobre cyklem „Imię pani”.
Jego głównym bohaterem jest komisarz kryminalny Gustav Dewart, który – o dziwo – da się lubić. Całkiem sympatyczny i poukładany; choć życie nie układa mu się najlepiej, nie ma w nim zgorzknienia i niechęci do życia. Poznajemy go, gdy przybywa do Krzeszowa, do benedyktyńskiego opactwa, by odnaleźć spokój po tragedii, która go dotknęła. Tam angażuje się wkrótce w śledztwo prowadzone w związku z pozornie niezwiązanymi ze sobą zgonami kilku osób i wbrew lokalnym stróżom prawa, którzy upierają się przy ich przypadkowości. W drugim tomie jesteśmy przede wszystkim w Lubawce, w której zarzewie akcji stanowi tajemnicza śmierć miejscowego przedsiębiorcy. W trzecim natomiast trafiamy wraz z Dewartem do Kamiennej Góry, w której główny bohater musi zmierzyć się z zagadką śmierci młodej dziewczyny, Amalie Hartwich, ale także z problemami natury zawodowej i poniekąd osobistej.
Każdy tom zawiera intrygującą zagadkę, ciekawą fabułę i nieoczekiwane zakończenie. Dwa pierwsze koncentrują się na sprawie, dochodzeniu, trzeci natomiast zostaje zdominowany przez problemy głównego bohatera, którego przeciwnikiem okazuje się nazizm i jego wyznawcy.
Tumblr media
Tym, co zwraca uwagę w książkach Krzysztofa Koziołka, jest warstwa historyczna. I nie chodzi tutaj tylko o oddanie realiów okresu historycznego, w którym toczy się akcja, choć i to jest ważne, bo mamy te realia tutaj świetnie odmalowane - w opisie krajobrazu, nazwach miejscowych, ale też w zachowaniu ludzi, zwyczajach, tradycjach i obowiązującej modzie. Dodatkowo zgrabnie wplecione zostają w akcję rzeczywiste wydarzenia historyczne. Tym jednak, co zasługuje na uznanie, jest także bogata warstwa historyczna, opowieść o danym miejscu i ludziach z nim związanych. Raz jest to jakaś ciekawostka, którą przypomina sobie komisarz wędrując po krzeszowskim opactwie, innym zaś razem ktoś Dewartowi opowiada historię – ot, taka na przykład sprzedająca tkackie wyroby na stacji w Kamiennej Górze starsza pani. Okazją do snucia historycznych dykteryjek jest właściwie każdy spacer, przyjazd lub wyjazd, ale też zobaczony kątem oka obraz, figura czy wizyta w karczmie. Pod tym względem kojarzyć się mogą recenzowane powieści wielbicielom przygód Pana Samochodzika z długimi wykładami o historii, które znajdujemy w każdym tomie przygód tego bohatera. Przy tym tam z reguły to właśnie Pan Tomasz je wygłaszał (i zwykle były one mocno nasycone propagandowym przekazem), tutaj zaś są one we wspomnieniach, dialogach albo narracji, nie mają jednego autora (i jednoznacznego wydźwięku). Dla tych, których interesuje historia regionu będzie to z pewnością wielka zaleta, bo jest w tych książkach wiele ciekawostek.
Całość jest bardzo dobrze, staranie napisana, co zawsze cieszy, bo niemało na rynku wydawniczym naprędce pisanych czytadeł, w których zabrakło rzetelnej korekty i pracy redakcyjnej. Czyta się świetnie, z ciekawością przewracając kolejne kartki, a zakończenie w każdym przypadku zaskakuje. Gorąco polecamy! [jk]
Krzysztof Koziołek Imię Pani Manufaktura Tekstów 2017 ISBN: 978-83-945-8807-6 334 stron, 122x190 mm oprawa miękka ze skrzydełkami Krzysztof Koziołek Imię Pani. Cisza Manufaktura Tekstów 2021 ISBN: 978-83-956-3152-8 432 stron, 128x195 mm oprawa miękka ze skrzydełkami
0 notes
witekspicsoldpostcards · 6 months ago
Text
Tumblr media
LANDESHUT - now KAMIENNA GÓRA in Poland.
1 note · View note
pinkmartiniboy · 2 years ago
Text
Jak kłaść marmury
Podłoga marmurowa w przedpokoju W przypadku kamienia naturalnego, a w szczególności marmurów zawsze powstaje pytanie jak je kłaść, aby wyglądały pięknie na podłodze. Przecież często się zdarza, że poszczególne tafle tego samego rodzaju kamienia mają całkowicie inny rysunek, inne żyłowanie, czy nawet inny odcień koloru, czy w ogóle inną kolorystykę. Podłoga z marmuru w kuchni Możecie zobaczyć…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
spustoszenie02 · 1 month ago
Text
Pora na użalanie się nad sobą
Jestem w związku od ponad 4 lat dokładnie 1631 dni(tak liczę to)
Pierwszy rok było mega super już układaliśmy sobie życie, razem wynajmniemy mieszkanie on pójdzie do pracy ja dalej na studium i pracę na weekendy itd... Od roku mieszka że mną i rodzicami. Mamy dwa koty ja w czerwcu kończę szkołę mam szanse już na jedną super prace, on na stałe pracuje już w jednej firmie niby super nie? Nie do końca, czuje się jakbyśmy byli z przyzwyczajenia że sobą, nie sypiamy że sobą bo ja nie mam na to ochoty a on naciska ale na szczęście i tak wychodzi na moje(chociaż to). Sytuacja z wczoraj o 8 byłam na kolczyku zawiózł mnie i na 12 miałam mieć fryzjera w tej luce szasowej obiecal że pomoże mi sprzątać dom i nasz pokój bo wieczorem miała przyjść moja siostra na browara. Jak się domyślacie nie pomógł sama wszystko sprzątałam bo on w tym czasie miał bardzo ważna rzecz do zrobienia a mianowicie kupił sobie półkę pod telewizor i był to dla niego priorytet na ten dzień a i telewizor kupił też bez mojej wiedzy nowy 58cali więc też nie jakoś super tanio, a jakoś tydzień wcześniej jak byłam na praktykach on dzwoni do mnie ze kupił sobie nintendo (o którym to ja mu mówiłam ze planuje zakup) więc dajmy na to 5 koła lekko wydał mimo że było postanowienie ze odkładamy na wynajem mieszkania bo chcieliśmy się wkoncu razem wyprowadzić od moich rodziców. On mieszkając u mnie za nic nie płaci dosłownie za nic a u siebie w domu musiał się dokładać do rachunków i kupować sobie swoje jedzenie xD. Po rozmowie z bardzo dobra kolezanka z grupy doszliśmy do wniosku że jest ze mną z przyzwyczajenia i dlatego że mu u mnie wygodnie bo żyje za darmo i może kasę rozpierdalać na co chce bez obaw ze mu nie starczy na życie. Reasumując na walentynki w tym roku dostałam od niego kinderki, tulipany i haribo kable nic z tych rzeczy nie lubię wolę gozdziki, kwasne żelki a to co wymieniłam to ulubione rzeczy jego przyjaciółki xD. Na 4 lata nawet nie spędził ze mną czasu tylko grał z kolegami. A ja wtedy będąc bez kasy za ostatnie grosze przygotowałam romantico kolacyjkę zjadł nic nie mówiąc a jak mieliśmy oglądać jakiś film to uznał ze pogra a ja siedzialam sama ze sobą. Trochę przykre. Na wakacje pojechałam z mamą w góry bo on przecież ich nienawidzi później pojechałam z nim, siostra i jej przyjaciółka nad morze pojechaliśmy takim składem tylko dlatego bo on tak chciał więc też śmiesznie. Teraz jestem na praktykach tak wiem powtarzam się jest tam taki jeden chłopak, starszy 5 lat i nie wiem jak odbierać jego zachowanie. Gdy jestem tam z dziewczynami z klasy nie gadamy nie podchodzi ani nic a jak jesteśmy już sami np gdy laski odemnie już wyjdą z praktyk to nagle się śmiecha sam z siebie do mnie podchodzi i tlumaczy, daje rady jak coś robić szybko i dobrze i wgl jak cały dzień ma kamienna twarz to później się uśmiecha. W piątek jak jeszcze od rana byliśmy sami ro podszedł do mnie i mi pokazuje malutka etruske i mówi patrz jaka malutka i śliczna uśmiechałske przy tym jak glupi do sera (wiedział że ja ja robilam) a on ją wykańczał. I nie wiem co o tym jego zachowaniu myśleć jak jesteśmy sami z tam jego znajomymi z pracy to się uśmiecha i jest mega miły i fajny a jak z moimi znajomymi ze szkoły to nawet nie zwraca uwagi na mnie. Jak byłam z laskami na fajne to nawet powiedziały ze się boją nawet podejść bo wygląda na chama xD nie wiem jak mam odbierać zachowanie techniczny chłopaka. Chyba proszę was (to malutkie grono) o poradę co mam zrobić ze swoim życiem.....
10 notes · View notes
kluseczkasblog24 · 3 months ago
Text
Ja i kamienna twarz ?
Wybacz , to reakcja na twoje pierdolenie bo kiedy ja cierpiałam ty miałeś to w dupie :*
15 notes · View notes
jamnickowa · 7 months ago
Text
"Czy mogę się dosiąść?"
To pytanie często wróży coś ciekawego. W zeszłym tygodniu przysiadła się pewna Pani. Powiedziała to, co ja miałam powiedzieć: "smacznego" i tak sobie konsumujemy w (świętym) spokoju. Przez jakieś 30 sekund. Nie lubię, gdy przerywa mi się jedzenie posiłku. Ale wiem, gdzie idę i z kim mogę się _zmierzyć_ . Pani - Ma pani taką kobiecą, ładną twarz (ja w głowie: WTF?!; mam raczej tak zwaną nietuzinkową urodę, nie mylić z brzydką czy ładną. Każdy jest na swój sposób... idźmy dalej.) Pani kontynuuje: - A jakby tak pani założyła sukienkę (ja w głowie: oho, zaczyna się 😄; ale moja twarz prawie kamienna, jeno z lekkim uśmieszkiem/jem), jakieś korale, tak kobieco się ubrać? Ja - Lubię swój sposób ubierania się. P - Dlaczego pani o tym nie pomyśli? J - cisza. (W głowie: kobieto, błagam, wstrzymaj konie.) P - Kupiłam (...) uszyłam (...) mój narożnik (...) poszłam po coś do lumpeksu, wyszłam z czymś innym (...) J - (zgodnie z prawdą) Przepraszam Panią bardzo, ale trochę się spieszę, jestem wolontariuszką i zaraz muszę iść. Też kupuję w lumpeksach. Widzę, że ma Pani w sobie artyzm. (Tak też było - ciekawe ubranie.) P - Dokąd? J - Tu nieopodal. P - ? J - Centrum Twórczości Dziecka, pomagam. P - Ja też chciałabym pomagać. W domu dziecka. Kawałek z sałatki buraczanej upadł Pani na bluzkę. Bałam się o tym powiedzieć, nie wiedziałam, jaka reakcja może nastąpić. P - Ale (i tu coś strasznego mi ta Pani opowiedziała.) Nie wiem, czy to była fikcja, czy też prawda. P - W Kalamburze? J - No, tak. (Nie do końca, ale koniec końców niech będzie. Naprostowałam, że na wyższym piętrze.) Nie wiem też, która z nas wcześniej powiedziała, że ma nadzieję, iż jeszcze się spotkamy. Kurtuazja z mojej strony. Boję się trochę tej Pani. I ludzi natarczywych się boję. To z pewnością. Czuję, że nadajemy na podobnych "odklejonych" falach, ale wyznaję zasadę: jedna osoba musi trzymać prostą, by druga mogła być mniej lub bardziej oderwana od rzeczywistości. Inaczej to nie przejdzie. W Przyjaźni, w związku, w byciu ze sobą na płaszczyźnie zawodowej i tak dalej et cetera. Powiedziałam o tym (o mnie) ostatnio pewnej Dziewczynie, Ona o tym wie. Nie, nie, to koleżanka. 🙂 Świetna Dziewczyna. PS https://www.tumblr.com/trombocytopenia/747541460479606784/trzecia-nieprzespana-noc-w-tym-miesi%C4%85cu-kryzys?source=share Napisałam o K., że jest cudowna. Ponieważ jest. Co nie oznacza, że cudowna osoba plus Ty = związek. Nawet, jeżeli cudowni jesteście. Nie na tym to polega. Kto dotrwał do końca niech, proszę, napisze: "jurysdykcja". Dobranoc Koniki Polne, zielone, czarne i oczo-płonne.
Tumblr media
12 notes · View notes
inemi · 2 days ago
Text
STAN BORYS-jaskółka.
youtube
Jaskółka czarny sztylet, wydarty z piersi wiatru
Nagła smutku kotwica, z niewidzialnego jachtu
Katedra ją złowiła w sklepienia sieć wysokąJak śmierć kamienna bryła
Jak wyrok naw prostokąt
Jaskółka błyskawica w kościele obumarłym
Tnie jak czarne nożyce lęk, który ją ogarnia
Jaskółka siostra burzy, żałoba fruwająca
Ponad głowami ludzi, w których się troska błąka
Jaskółka znak podniebny jak symbol nieuchwytna
Zwabiona w chłód katedry przestroga i modlitwa
Nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
Lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
Przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
Jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Na wieczne wirowanie, na bezszelestną mękę
Na gniazda nie zaznanie, na przeklinanie piękna
Na wieczne wirowanie, na bezszelestną mękę
Na gniazda nie zaznanie, na przeklinanie piękna
Na gniazda nie zaznanie, na przeklinanie piękna
5 notes · View notes
witekspicsnature · 11 months ago
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Winter in a park. Wroclaw, Poland (Kamienna St.).
2 notes · View notes
witekspicsoldpostcards2 · 1 month ago
Text
Tumblr media
REUSSENDORF (Reußendorf) bei Landeshut - now Raszów near Kamienna Góra, POLAND.
5 notes · View notes
tedrzewa · 7 months ago
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Dzisiaj są pierwsze urodziny bloga. Ruszył w zeszłoroczny Dzień Ziemi, wraz ze swoim mirrorem: https://www.instagram.com/tedrzewa/. Od tego czasu spotkał się z bardzo pozytywnym zainteresowaniem i coraz liczniejszymi reakcjami. Dziękuję!
Na dziś kolekcja pozytywna, nawet jeśli materiału nie starczy na stały cykl:
Nowy Sącz ul. Węgierska ul. Kamienna / ul. Piłsudskiego ul. Bohaterów Orła Białego / ul. Polna ul. Długoszowskiego / ul. Pieczkowskiego
1 note · View note
piotrjea · 1 year ago
Text
Tumblr media
#Kamienna
6 notes · View notes
witekspicsoldpostcards · 1 year ago
Text
Tumblr media
Pfaffendorf / Landeshut - now village Szarocin near Kamienna Góra, Poland / Dolny Śląsk
0 notes
orange-photoproject · 2 years ago
Photo
Tumblr media
"Nie trzeba opuszczać domu, żeby lepiej widzieć. Nie trzeba wyglądać przez okno. Trzeba żyć w środku siebie. Aby to osiągnąć, trzeba po prostu być." - Jeffery Deaver, Kamienna małpa
2 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 years ago
Text
Dziwne sny
  JAK.ZIMNO.
W nocy budziłam się dwa razy - z zimna, żeby doubierać się. Pomimo kołdry. Jestem zmarzluchem olbrzymim.
Troszkę też się denerwuję - dziś mam proktologa umówionego. 
Przed snem, trochę z powodu kotłujących się myśli, a trochę z powodu stresu i analizowanych wiadomości i swoich decyzji użyłam maści amanitowej. Trochę w ramach brania leku - wg. ulotki załączonej do opakowania maść ma działanie przeciwbólowe, wystarczy posmarować skronie. A trochę w ramach tej innej narracji dodanej do opakowania z maścią, tej bardziej ezo: wsmarowanie niewielkiej ilości maści w miejsce zbiegu brwi przed snem i skoncentrowanie się na tym, aby uzyskać wgląd w siebie.
Miałam kilka wyrazistych snów tej nowy, nawet ten nad ranem był baaaaardzo wyrazisty, chociaż te moje pobudki w nocy też były takie... granica między jawą a snem zdawała się zacierać, ale przez to, że po prostu marzłam, zakładałam kolejną parę skarpet i ponownie zasypiałam nic już nie pamiętam. Zresztą ten ostatni sen też jest nieco zatarty i mam wrażenie, że zaczął się zacierać w momencie, kiedy jeszcze trwał: był żywy, głośny, barwny, pełen emocji.
Co pamiętam: wynajmowałam przepiękny dom w jakimś przyjaznym mi klimacie. Oczywiście wespół z moim partnerem. Było rozkosznie ciepło, panoszyła się wszędzie wiosna! Byliśmy podekscytowani i szczęśliwi widząc bujną, zieloną, roślinność za oknami. No właśnie. Źle to chyba ujmuję: nie do końca “okna” nas urzekały co BRAK jednej elewacji, jednej fasady, granic między domem, a życiem poza domem. Wyobraź sobie kilkupiętrowy budynek, taki wielki wielki sześcian, na każdym piętrze po dwa-trzy pokoje, klatka schodowa niczym stelaż w centrum z rzeźbionymi, starymi, zaniedbanymi poręczami, spiżarnia, balkon i wszystko widoczne, obnażone: jak w domku dla lalek, takim otwieranym domku, gdzie po prostu nie ma jednej ściany by do wnętrza zajrzeć. By się w nim bawić. Czasami oglądałam ten sen własnymi oczami, a czasem byłam bezcielesnym narratorem, który widział pomieszczenia w których nikogo nie ma, osoby, których poczynań nie powinnam widzieć. Jak w filmie. I nie do końca ja-ze-snu zdawałam sobie sprawę z dziwności tego designu domu. Nie pamiętam na co wychodził widok z naszego domu - mam wrażenie, że na wąską uliczkę między ciasną zabudową małego miasteczka, częściowo zakrytą przez oddzielającą nas od tego widoku kwitnącą roślinność, stary, wysoki mur i siatkę. Gdzieś dalej, nad dachami mam wrażenie, że majaczyła tarasowa zabudowa miasta opadająca coraz niżej i niżej, aż do plaży.  Najbardziej pamiętam to właśnie, że był mur i siatka, a piwniczka łączyła się z domem gdzieś w przyziemiu tylko fundamentami, ale nie była z nim bezpośrednio pod domem. Że mogłam piwniczkę obserwować jako ja i jako narrator, że prowadziła do niej wąziutka, kamienna dróżka - wewnątrz murów i za murem. Nie czułam się przez to zagrożona niewiadomym - a w tej piwniczce się coś stało, to wiedziałam - w ogóle dzięki tym trzem barierą ogradzających nasz dom czułam się bezpiecznie, intymnie: były bujne, wysokie drzewa, za nimi mur, a nad i za murem siatka. Dobre granice. Dobre zapewnienie. Ale w murze była furtka... I ja-narrator wiedziałam, że ktoś przez nią wchodzi i coś złego dzieje się w piwniczce. Ale ja-osoba-mieszkająca-w-domu nie miała na to dowodów, nie wiedziała w zasadzie co się dzieje i gdzie się dzieje - miała tylko poczucie, że coś jest nie tak, że coś powoduje naruszenie granic bezpieczeństwa w domu. Słyszałam kroki, skrzypienie, głosy, miałam wrażenie, że ktoś lub coś jest blisko... Mój O. logicznie udowadniał mi w równych sytuacjach, dzień po dniu, że nie ma nic w domu, że nie ma namacalnych dowodów, że coś jest nie tak, że coś jest nieszczelne. I na chwilę rzeczywiście oddawałam się zupełnie takim czynnością jak tapetowanie pokoi, jak pisanie, jak wspólne gotowanie... takie dolce vita! Ale potem znowu nadchodziła noc, a z nocą uczucie niepokoju. 
W końcu zaczęliśmy eksplorować dom czyniąc z siebie zachwyconych odkrywców - jakbyśmy rzeczywiście byli na tropie ducha czy coś. Takie bawienie się w Scooby Doo - totalnie nie na poważnie, totalnie obśmiewając ten mój dojmujący momentami i niewytłumaczalny lęk. Naprawialiśmy pęknięcia w tynku, znajdowaliśmy szuflady, których nie da się otworzyć, cudowną spiżarnie pełną kiszonych ogórków. Chodziliśmy w poplamionych farbą ogrodniczkach, zachwycaliśmy się nad meblami i obrazami z lat ‘70 wiszącymi na ścianach. Opowiadaliśmy sobie o nich sklecone na prędce baśnie... Byliśmy zachwyceni tym domem z tajemniczą historią, który TERAZ jest NASZ! 
A jednak wciąż czułam niepokój...
Z jednej strony dwoje ludzi żyjących spełnianiem swoich marzeń, a z drugiej jakaś makiawelistyczna katastrofa czyhająca w fabule tego filmu, której marzyciele nie są świadomi.
Równolegle w tym śnie ja-narrator obserwowałam jakieś osoby przemykające nocą przez furtkę w murze, ścieżką przed podwórze do piwniczki, jakieś nocne życie w wąskich uliczkach miasta itp. I nie pamiętam tej części snu, a WIEM, że coś tam widziałam, coś w tej piwnicy się wydarzyło i JA TAM BYŁAM (nie wiem która ja - czy ja-narratorka czy ja-ze-snu) ale już na etapie snu przestałam to pamiętać. Strasznie mnie to frustrowało. Wątpiłam w siebie. Miałam wrażenie, że mam w pamięci jakąś lukę, ale nie potrafiłam zrozumieć dlaczego i czego ona dotyczyła.
W końcu, po wielu dniach mojego zaalarmowania przez dziwne podpowiedzi intuicji  próbowaliśmy się połączyć z właścicielem domu od którego wynajmowaliśmy ten lokal - wiedziałam, że to starszy, brodaty Pan... trochę jak Święty Mikołaj, ale ubrany w hawajską koszulę i był nieprzeciętnie wysokim człowiekiem. Nie odbierał, a jak odbierał to bagatelizował, nie dowierzał. A my chcieliśmy poznać prawdę o tym domu. Okazało się, że właścicielką domu jest jego żona, a on zajmuje się sprawami administracyjno-naprawczymi. Umówił się, że do nas przyjedzie i razem wszystko sprawdzimy. 
I tu też ciekawa sprawa pojawiła się w śnie (jak teraz o tym myślę) - bo cały parter naszego domu zajmował sklepik z baaaaaaardzo drogą ceramiką i wyrobami rękodzielniczymi - z masy perłowej, z kamieni. Dzieła sztuki i to takie wysokiej klasy. Owszem, mieliśmy do dyspozycji wejście na piętro i chyba z trzy całe kondygnacje domu tylko dla siebie, każde z nas miało swoją pracownie itp ALE na dole była skarbiec właścicielki domu - nikt w tym sklepie nie pracował, to była bardziej nasza prywatna galeria, bo jak reszta domu: nie miał jednej elewacji - był po prostu piękny i zupełnie otwarty na podwórze, na klomby z kaktusami i agawami, na mur, furtkę i piwniczkę... Właścicielka podobno wpadała raz na jakiś czas, w przerwach od swojej pracy w szpitalu (była lekarką) by tworzyć te piękne, glazurowane i bór-wie-jak-jeszcze wykonywane cuda, a sprzedawała je sporadycznie, podczas wystaw w galeriach. Nie potrzebowała sklepiku, reklamy. Wszystko sprzedawało się samo, marką było jej nazwisko. Te prace kosztowały majątek, tysiące euro, były piękne i użytkowe, a ja uwielbiałam sycić nimi oczy i rósł we mnie zachwyt, że TAK MOŻNA żyć, że ktoś się utrzymuje ze sztuki... Że może i ja powinnam się odważyć. A potem rosła bezradność: że ja nie mam zasobów na to by rzucić pracę i oddać się pasji, że nie wiadomo czy moje prace też się spodobają osobą, które są gotowe kupować rzeczy za więcej pieniędzy, płacić za sztukę godziwie, traktować zakup jak inwestycję (i dopóki nie spróbuję to się nie przekonam czy mi się uda czy nie). A POZA TYM, że nie mam zasobów finansowych by sobie na to pozwolić, to nie wiem jak tworzyć tak piękne prace - brakuje mi wiedzy i doświadczenia warsztatowego, brakuje mi możliwości na próbowanie, na naukę najróżniejszych technik, które dają TYLE CUDOWNYCH MOŻLIWOŚCI, że całą sobą się do tego rwę, by spróbować, a nie mam po prostu za co opłacić kursów... Więc czasem - w tym śnie - gdy za bardzo odpływałam w lęk przez tymi dziwnym przeczuciem, że coś jest nie tak wchodziłam do tego sklepiku na parterze i WDYCHAŁAM tą uspokajającą atmosferę tworzenia. To piękne światło na miękkich krawędziach kubeczków i misek, ziemistą chropowatość ceramicznego przybornika toaletowego, gładkość glazury nieregularnej palety do akwareli (jaką chcę zrobić naprawdę w styczniu na warsztatach - śniła mi się wykonana cudzymi rękami paleta malarska, którą sobie obmyśliłam i wymarzyłam na żywo, która sobie wegetowała w mojej podświadomości, czekając cierpliwie, aż mnie będzie stać na uczestniczenie w warsztatach). Siedząc w kąciku tej jasnej przestrzeni z wyeksponowanymi cudeńkami kotłowały się we mnie dwa uczucia: zachwytu i spokoju związanego z przebywanie pośród sztuki, czegoś co jest nieidealnie-idealne i aż czasem trudno uwierzyć, że wyszło spod ludzkich palców; oraz uczucie smutku, bezsilności - bo ja tak żyć nie mogę, bo ja tego nigdy nie doścignę, ja muszę ciężko pracować i może za XXX lat będę miała za co spróbować swoich sił w tej branży...  I też wtedy będę miała kiedy, bo “czas to pieniądz”, a wyrabianie sztuki jest czasochłonne. Obecnie czasem po pracy po prostu nie mam siły się zajmować pracą artystyczną, nawet jeżeli rano wstałam z super pomysłem i werwą. Po prostu - jestem wydajna w pracy i potrzebuję po pracy odpoczynku, a nie drugiej pracy... Ech. A poza tym muszę mieć czas na regenerację, na porządki czy pomoc w remoncie, który robimy po godzinach... I trochę żal, że marzenia się tak ciągle i ciągle przesuwają w czasie... I rośnie do tego moja wątpliwość w siebie, w swoje siły. Czasem mój O. nakrywając mnie na tej medytacji pośród sztuki i widząc moją tęsknotę (dokładnie tak jak w rzeczywistości) pociesza mnie, że KIEDYŚ, żebym nie przestawała marzyć. A ja mu wymieniam jak drogi jest to sprzęt i jak drogie byłoby kursy by się tego nauczyć... a on zagrzewa mnie tak, jak nikt od czasu wylewu mamy nie zagrzewał i czuję wzruszenie i wdzięczność: tak w tym śnie, jak i na jawie. Kocham go.
Niemniej w śnie czekaliśmy na pojawienie się dozorcy, męża zapracowanej i nieosiągalnej (również telefonicznie) właścicielki mieszkania. W tym śnie nie raz się z nami mijał, twierdził, że był, że sprawdził dom, ale wszystko w nim jest ok. Przekazywał nam jakieś wytyczne - jakieś zakazy w kwestii remontu, coś co w kontekście mojej i tak dużej podejrzliwości budziło dodatkowy niepokój. Coś typ przed nami ukrywa? Coś manipuluje? Jak mógł tu wejść, kiedy nas nie było? Co więcej: jak mógł tu wejść kiedy byliśmy w domu, ale go nie zauważyliśmy? Nawet mój optymistyczny zwykle chłopak zaczął być podejrzliwy, nieufny w stosunku do typa.
Aż w końcu typ przyjechał - i z głębi naszego domu krzyknął, że JEST JUŻ, że możemy się napić herbaty i porozmawiać. Że zaprasza nas. 
I tu twist.
Bo okazało się, że w ścianie przeciwległej do tej, której niebyło, na jednym z pięter są schowane drzwi...
A tymi drzwiami przechodzi się do drugiej części domu, w której również nie ma jednej elewacji, jak w domku dla lalek. Owszem - jest ściana wewnętrzna i boczne, ale obydwie elewacje po obydwu stronach wewnętrznej ściany nie istnieją. Co więcej: wydawało się nam, że żyjemy w wielkim domu, większym niż tego potrzebujemy, a jak się okazało... cały budynek ma kształt litery L, i to ta krótsza kreseczka jest częścią, którą wynajmujemy wraz z partnerem od Pana Św Mikołaja i nieobecnej ciałem Pani doktor. O.O
Okazało się, że po drugiej stronie domu najemcami są moi przyjaciele. A ich bezścianie nie wychodzi na kamienne podwórko i dachy tylko na taras w stylu japońskim, z papierowymi ekranami, a potem na wilgotną od rosy trawę i wielki ogród, tak duży, że chociaż wiem, że na pewno jest tam gdzieś mur, a za murem ogrodzenie z siatki to go nie widzę przez girlandy liści wierzb i brzóz. Tutaj było masę przestrzeni, taka idealna CISZA i SPOKÓJ, coś fascunującego...
Wow.
Wyjaśniamy Panu dozorcy - czując się jak idioci, że słyszeliśmy głosy, kroki, skrzypienie i przy tym czujemy się jak idioci, bo teraz wszystko ma sens. Ale kiedy idziemy wszyscy do kuchni moja przyjaciółka dzieli się ze mną nakazami i zakazami jakie przekazał jej właściciel. Są dziwne i niepokojące. Miała mi ich nie mówić, tak jej powiedział, ale ufa bardziej mi niż jemu. Ja się z nią dzielę zakazami i nakazami, które dozorca przekazał nam - niektóre z tych zakazów są sprzeczne, jakbyśmy miały wzajemnie w sobie budzić paranoję. Na przykład nie wolno jej nikogo zaprosić na taras. Jakieś takie ograniczenie. Ale korzystam z tego, że WIEM i że on nie wie, że ja wiem i chociaż wszyscy mieliśmy siedzieć w kuchni i pić herbatę, a mój chłopak negocjował z dozorcą potrącenie od naszego czynszu wymienionych desek podłogowych po prostu stwierdziłam, że muszę odetchnąć i wyszłam. Zobaczyłam z tarasu, że budynek ma kształt litery “L” oraz, że na tej innej stronie, tej, która nie sąsiadowała z moim domem, tym dłuższym ramieniem litery “L” jest urządzona w pełni wyposażona pracownia plastyczna - jest koło garncarskie, prasa drukarska, sztalugi, wanna z szlauchem, ciemnia, są kołki i suszarnia wielkoformatowa. OCZY mi się zaświeciły. Borze szumiący! Gdybym mogła z tego skorzystać, gdybym mogła to miejsce podnająć! Taki wybuch serotoniny i radości mnie zalał, ale zaraz dołączył do mnie Św Mikołaj w hawajskiej koszuli i tak stanął by zasłonić mi widok dokładnie na to miejsce. Wyjaśnił, że to pracownia jego żony i że ona wprawdzie rzadko tu przyjeżdża to nie życzy sobie by ktokolwiek tam wchodził. Od koleżanki się dowiedziałam, że ona sama poznała właścielkę i że nawet dostała zaproszenie do korzystania z pracowni, ale tak bardzo uważa parę właścicieli za osoby podejrzane, że WOLI tam się nie zbliżać. Gdy jej opowiedziałam co widziałam w swojej części domu, że tam jest galeria, do której nie dostałam żadnych wytycznych, zakazów i nakazów, że mogę tam wchodzić i to mnie uspokaja - przyjaciółka wyjaśniła, że ona nie jest nawet ciekawa obejrzenia sztuki spod rąk tej okropnej najemczyni. Że ma o niej wyłącznie złe zdanie przez te nakazy i zakazy, jakby ktoś chciał kontrolować jej życie, więc ona woli nie dawać tym osobą okazji do kontroli... 
Właściciel mówił nam jeszcze jakieś dziwne, niepokojące rzeczy o tej pracowni i domu - a ja procesowałam frustrację i bezsilność z powodu pracowni: miałam przed oczami, w zasięgu rąk coś czego bardzo chcę, narzędzie pozwalające mi przybliżyć się o krok do spróbowania, do wykorzystania swojego potencjału... i mi tę drogę zagrodzono. Dlaczego tą, która nie chce się zaprasza do korzystania z pracowni, a tej która chce - odmawia się tego dostępu. Czułam, że to jest głęboko niesprawiedliwe. Tym bardziej, że gotowa byłam zapłacić za użytkowanie pracowni! 
W śnie ja procesowałam ten żal, rozczarowanie i poczucie niesprawiedliwości, kiedy mój chłopak i przyjaciółka wymieniali rzeczy, które ich niepokoją w związku z tym domem, a które dozorca lekceważył. Bardzo byłam poruszona tym, że przyjaciółka narzekała na dźwięk kogoś grającego na gitarze. Pozornie głupie, ale wtedy mi się przypomniało, że w trakcie tego snu widziałam jako ja-narrator osobę NOCĄ grającą na gitarze pod naszą stroną muru, przy furtce, która widziała lub wiedziała o jakimś przestępstwie - o morderstwie. Zawiązanym z piwniczką. Przeraziłam się. Bo grał mój przyjaciel, a partner mojej kumpeli - to było dziwne, że grał na gitarze, bo... po pierwsze on nie gra na żadnym instrumencie, a po drugie on marzył zawsze o nauczeniu się gry na saksofonie. Gitara nigdy nie była jego instrumentem wyboru. To mi w tym śnie tak bardzo nie pasowało... Zresztą ja nie mogłam tego powiedzieć, bo po prostu ja-pijąca-herbatę nie byłam ja-narratorką. Patrzyłam tylko na mojego przyjaciela, który w spokojnym milczeniu pił herbatę, nie rozwiewał wątpliwości swojej partnerki, nie wyjaśniał, że to on grał... To było tak krypne i niepokojące! Pikawka mi skakała ze strachu....
W dodatku fakt, że okazało się, że żyjemy czymś co jest niczym w gigantyczny domek dla lalek i właściciele nami manipulują niczym lalkami. Przynajmniej próbują. Na pewno czegoś nam nie mówią. I nie mogę ufać mojemu kumplowi...
I w pewnym momencie, w jakimś takim przypływie asertywności razem z O. oszukaliśmy dozorce mówiąc, że musimy już iść i zając się dalszym remontem. I chwyciłam worek, wielki plastikowy worek, który trzymaliśmy pod schodami i oddaliłam się do piwniczki, a O. za mną. Ja się bałam - bo chwyciłam worek gołymi rękami. “Zostawię odciski palców” - myślałam gorączkowo, ale nie ważne, ważne by szybko TO zrobić i się stąd zmyć, bo coś jest nie tak. Nie byliśmy tu bezpieczni. Trzeba było zadbać jak najprędzej o swoje bezpieczeństwo... Nie chciałam zdradzać jak bardzo przerażona jestem tym co robię, nie chciałam się oglądać za siebie, ale miałam nadzieję, że worek nie przecieka i nie ciągnę za sobą śladu krwi na oczach dozorcy O.O Myślałam tylko o tym, że powinnam była to lepiej UKRYĆ, że lepiej zataić. Zaraz przyłącza się do mnie O. - szeptem wyjaśnia, że wszystko jest ok i zaraz, w piwnicznce, TO przełożymi do drugiego worka, bo martwi się tym, że zostawiam ślady - on już wziął rękawiczki, pokazuje mi je... Wchodzimy do piwniczki, takie długiej, na wino, z pierwszych wieków naszej ery. Goły kamień, wilgoć, zacieki na scianach. Z napięcia i strachu trzęsą mi się ręce. Z przerażeniem odkrywam, że nie pomyślałam o gumce do włosów, że pewnie zostawię JAKIEŚ ślady biologiczne... I w końcu, kiedy napięcie sięga zenitu udaje mi się rozsupłać ten wielki, gruby, plastikowy, czarny worek, a w nim jest inny worek. Oczami wyobraźni widzę zarys ludzkiej sylwetki w worku, boję się, bo nie wiem czemu czuję się winna, chociaż przecież to nie ja zrobiłam tej osobie krzywdę. Nie mogłabym. To nie ja. Ale czuje się winna i przerażona. Boje się, że będzie na mnie. Ale mój partner mnie pospiesza. Sprawdzamy czy ten drugi worek przeciekł, czy widać krew - nie widać. Pełna strachu obmacuję worek - a tam jakby był tylko płyn, żadnych ludzkich szczątek, nic twardego, tylko jakiś płyn. Co to w ogóle jest!? Czemu czuję się winna!? Co tu sie stało do cholery? Wiem, że widziałam jako ja-narrator co się w piwniczce nocą działo, ale nie pamiętam tego!? To strasznie frustrujące! Mój chłopak pospiesza mnie, podsuwa w rękawiczkach kolejny gruby, czarny worek. Zawiązuje go i zalewamy dno piwniczki cementem. Jest spokojny, podjął decyzję, że nie zostaniemy tu, że to jedna ze spraw, które trzeba dopełnić nim się spakujemy i wyprowadzimy, skoro właściciele nie są z nami fair. W poczuciu strachu, że to co teraz robimy to jest TAJEMNICA, brzydka i brudna tajemnica, ale jednocześnie w poczuciu, że postepujemy właściciwie. Chociaż nie wiem dlaczego.
Kurtyna. 
I się zerwałam z bijącym z emocji sercem ze snu.
I mam baaaaaaaaaardzo duże przekonanie, że mój mózg coś podświadomie przeprocesował. Coś mi bardzo żywo pokazał. A ja nie rozumiem CO. 
Co się stało?
O co chodzi?
Ten domek dla lalek, to sterowanie?
Myślałam, że brak ścian może być związany z moim tatem i jego remontem. 
Ale jednak remonet w śnie nie wzbudzał frustracji tylko zachwyt z odkrywania nowych możliwości.
Było dużo o drodze artystycznej.
Nie wiem jakiego i czego symbolicznego trupa pochowaliśmy, a BARDZO chciałabym wiedzieć.
Nie rozumiem gitary - gitara budzi we mnie skojarzenie z domem, z tatem, z dzieciństwem, z bezpieczeństwem, a tutaj gitara znaczyła coś innego, jakiś rodzaj niedomówienia, o co chodzi. O tatę?
Jakieś pomysły na interpretację, bo nie mam na ten moment dystansu do tematu...
3 notes · View notes
serlux · 1 month ago
Text
Tumblr media
calculator Predom Mesko 3201 1977r Skarżysko-Kamienna
0 notes