#Aktorzy prowincjonalni
Explore tagged Tumblr posts
oldfilmsflicker · 4 months ago
Text
Tumblr media
new-to-me #533 - Aktorzy prowincjonalni (Provincial Actors)
12 notes · View notes
teatralna-kicia · 11 months ago
Text
Tumblr media
"Aktorzy prowincjonalni czyli pociąg do Hollywood"
Teatr: Teatr Ludowy
Reżyseria: Michał Siegoczyński
Nigdy nie sądziłem, że ktoś może stwierdzić, że Nowa Huta, bądź co bądź dzielnica Krakowa, to prowincja. Nie spodziewałem się też, że twórcy tak chętnie będą nazywali Teatr Ludowy teatrem prowincjonalnym – mam nadzieję, że to było celowe, a nie przypadkowe. Czy ja nazwę Ludowy prowincjonalnym? Wydaje mi się, że nie – przynajmniej nie w tej recenzji.
Reżyser obiera film Agnieszki Holland jako punkt wyjściowy, żeby opowiedzieć nam o zawodzie aktora, o jego blaskach i (głównie) cieniach. Konstruuje historię na dwóch płaszczyznach – jak wygląda praca w teatrze prowincjonalnym i jak wygląda aktorstwo w Hollywood. Zestawiając te dwa obrazy, snuje tezy, że z grubsza jest to dokładnie to samo; że nigdzie nie jest dobrze z racji samego bycia w jednym z tych konkretnych miejsc. Trawa jest zawsze zieleńsza tam, gdzie nas nie ma; wszystko zależy od mindsetu. Każdy aktor, nieważne czy prowincjonalny czy z Hollywood, podlega tym samym prawom biologii i natury. Niestety, tezy stawiane przez Siegoczyńskiego są dosyć ewidentne, więc nie wiem do końca do kogo kieruje swoje przemyślenia; chyba do osób w wieku 12+, które mogą nie być świadome takich oczywistości.
Dodatkowo, chciałbym poznać klucz doboru piosenek do tego spektaklu, bo uświadczymy ich sporo w trakcie przebiegu i każda z nich jest tak samo randomowa i niepasująca do sytuacji (może pomijając totalny banger NA RYBY / NA GRZYBY wyśpiewywany przez dyrektora teatru i reżysera Chrisa Bukowskiego). Doskonale wiem jak działa teatr Michała Siegoczyńskiego, bo widziałem kilka jego spektakli i każdy był dla mnie tak samo traumatycznym przeżyciem i wiem, że piosenki są nieodłączną wręcz częścią stylu reżysera, tylko, na boga, niech mają one jakieś osadzenie w tym, co się aktualnie dzieje na scenie.
Dodatkowo nie rozumiem dlaczego spektakl "Aktorzy prowincjonalni czyli pociąg do Hollywood" musiał trwać prawie trzy godziny. Treści i realnych przemyśleń starczyłoby spokojnie na 90-minutowy zgrabny spektaklik i chyba o wiele lepiej wybrzmiewałaby wtedy problematyka i bardziej chwytałaby widza za fraki.
Co niezwykłe, w kontrze do klucza, według którego tworzy Siegoczyński, w tym przedstawieniu najlepiej wybrzmiewają sceny dramatyczne, kiedy reżyser porzuca swój rozpoznawalny błazeński styl i pozwala aktorom wylać siebie i swoje emocje na scenie. Czuję, że będzie jeszcze długo nawiedzać mnie scena pt. " Kto się boi Virginii Woolf", w której Iwona Sitkowska opowiada o tym, jak zaczęła pić przed wchodzeniem na scenę i że częściej po alkoholu grała w spektaklach trzeźwą niż pijaną i że już teraz nic jej nie zostało, tylko chałtury w roli króliczka wielkanocnego w spektaklach dla dzieci.
Albo mocarna scena Małgorzaty Kochan i Katarzyny Tlałki, w której rozmawiają o starzeniu się aktorki i padają mrożące wręcz słowa: jedna z pań deklaruje, że oddałaby cały czas jaki jej został na ziemi w zamian za to, żeby znów przez jeden dzień być młodą. Właśnie w tych momentach dramatycznych ten spektakl wybrzmiewa najlepiej i zaskakująco dotyka. Gdyby obrać go, niczym cebulę, z tych zbędnych scen z piosenkami i nietrafiających do mnie gagów, to moglibyśmy dostać naprawdę kompetentny teatr dramatyczny. Poza tym, jakoś dla mnie nie przystają do siebie wstrząsające sceny, w których aktorka opowiada o tym, jak była molestowana przez bogatego potentata branży filmowej, a potem wjeżdża na pełnej taneczna piosenka niwecząca totalnie nabudowane napięcie. Te dwie płaszczyzny absolutnie się ze sobą nie łączą – zupełnie jak ona i on, niebo i grom (konie galopujące w tle).
Mimo tego, że pojedyncze sceny są perełkami, to nie łączą się w spójny spektakl, nadal były 2-godzinnym zlepkiem scen. Pomimo tego, że wszystkie miały wspólny kręgosłup, czyli zawód aktora, nie były w stanie połączyć się dla mnie w koherentną całość.
Aktorsko „Aktorzy prowincjonalni czyli pociąg do Hollywood” to top of the top, dawno nie było w Ludowym tak doskonale zagranego i zgranego spektaklu; trochę szkoda, że tak dobra robota idzie w gwizdek w tak rozmemłanym przedstawieniu.
Co dla mnie istotne: bardzo jasno na scenie świeci Kajetan Wolniewicz. Naprawdę bardzo mnie to cieszy. Pokazuje tutaj, raz za razem, całe spektrum emocji –od naprawdę chwytającej za serce sceny, w której odgrywa z Małgorzatą Kochan rolę Jasia i Małgosi (postać Wolniewicza chciała jeden ostatni raz zagrać na scenie swoją ulubioną rolę, co wybornie podbija, że nie tylko role w wielkich dramatach mogą być dla aktora prywatnie istotne) – jego oczy w tej scenie oddawały wszystko: lekko wilgotne niczym biszkopt babci i ten delikatnie drżący glos; do scen czysto komediowych, w których udaje świętego Mikołaja i, szczerze mówiąc, jego obecność w tak fenomenalnej formie na scenie, była jedynym prezentem, jakiego chciałem w tym roku. Dodatkowo bardzo mnie to wzruszyło, bo w sumie Pan Wolniewicz to moje dzieciństwo; jako mały gówniak oglądałem go na scenie Ludowego w różnych spektaklach kierowanych do młodszej widowni. Jego głos to realnie powrót do krain dziecięcych i najcieplejsza kołderka jaką mogę dostać.
Warto też wspomnieć o Piotrze Franasowiczu i jego roli Chrisa Bukowskiego. Dobrze wykreowana postać, jestem ogromnym fanem tego co zrobił na scenie i jak zgrabnie poradził sobie z rolą reżysera-performera-narciarza-koksiarza. Był zabawny, momentami przeszarżowany, ale to w sumie pasowało do tej postaci. Spokojne mógłbym wymienić z nazwiska minimum siedmiu żyjących reżyserów, którzy są dokładnie tym Chrisem (pionowo na 12 liter).
Sporym zaskoczeniem pozytywnym była dla mnie w "Aktorach..." Małgorzata Kochan, bo wrzuciłem ją w mojej głowie do szuflady pani od ról dobrych cio��, mam i miłych zwierzątek. Tutaj nie wiem jak to robi, ale swoją postać Pani Stefy wzbogaca o jakąś taką niewypowiedzianą nutę smutku i drżenia, co dodaje tej postaci większej głębi – poza byciem tą miłą starszą panią Stefą czujemy, że tam pod powierzchnią coś się kłębi, niekoniecznie coś dobrego; taki zamrożony od wielu lat krzyk, który nigdy nie dostał szansy na uwolnienie się. Apogeum tego osiąga w scenie, w której przychodzi nam oznajmić osobiście, że umarła i już nie zagra w spektaklu. Ogromne brawa i dziękuję, że tą rolą sama się wyjęła z tej ciociowej szufladki w mojej głowie.
Nie będę ukrywał, że o wiele bardziej niż realnie toczącym się spektaklem byłem zainteresowany "Wyzwoleniem. Katharsis", które reżyserował Chris Bukowski ze swoim aktorami prowincjonalnymi. I, bez ironii, wołałbym chyba mimo wszystko zobaczyć ten wiszący w nawiasie potencjalności istnienia spektakl niż najnowsze przedstawienie Siegoczyńskiego.
Dodatkowo "Aktorzy prowincjonalni czyli pociąg do Hollywood” są na pewno lepszym spektaklem niż poprzednia realizacja Siegoczyńskiego w Ludowym, czyli " Don Kichot rzewne pieśni kobiety popularne seriale i rycerze ". Po wyżej wspomnianym przedstawieniu musiałem zrobić sobie uspokajające okłady z wrzątku, a tutaj przy „Aktorach...” wystarczyła tylko 10 minutowa sesja oddychania holotropowego.
Nie powiem też, że to spektakl zły do szpiku kości. Powiem bardziej, że to nie mój rodzaj teatru i do mnie to nie trafia, bo widownia naokoło reagowała dosyć żywo i brzmiała na odpowiednio zabawioną. Ale hej, te trzy godziny na scenie kameralnej Teatru Ludowego to nadal nie był czas stracony, bo chyba nigdy już nie zobaczę Kajetana Wolniewicza w roli Żyda ze „Skrzypka na dachu”. Dla tej sceny warto było żyć i czuję, że teraz mogę już w spokoju umrzeć, bo nic lepszego w życiu nie zobaczę.
1 note · View note
nieczytasz · 5 years ago
Text
Anima - mrożąca krew w żyłach superprodukcja Audioteki!
Zacznijcie od tego 
Fabuła podążająca nieuchronnie w kierunku punktu kulminacyjnego, napięcie pojawiające się w chwili, w której główni bohaterowie znajdują się w sytuacji zagrożenia, lub z której ucieczka wydaje się być niemożliwą. To najprostsza definicja dreszczowca. Warto pamiętać, że rozwiązanie z reguły znajduje się pod sam koniec fabuły, a jej celem jest odkrycie przez odbiorcę antagonisty, którego ten nie podejrzewa.
I takie też jest najnowsze słuchowisko Kingi Krzemińskiej i Krzysztofa Komandera, wydane przez Audiotekę. Co ciekawe – „Animy” nie znajdziemy na półkach z książkami drukowanymi ani w wersji ebookowej.
Tumblr media
Akcja zaczyna się w bardzo typowy, teatralny wręcz sposób. Oto prowincjonalny komisariat policji w okresie przedświątecznym i dwóch funkcjonariuszy zaangażowanych w jego dekorację: Młody (Filip Pławiak) działa fizycznie, próbuje powiesić kolorowe lampki, jednak słychać w jego głosie niepewność i pewien wysiłek. Zza biurka merytorycznie „wspiera” go bardziej doświadczony kolega, aspirant Jan Willer (doskonała rola Łukasza Simlata).
Nieśpieszny rozwój akcji i komiczna wręcz sytuacja między Młodym a Willerem usypia na moment czujność słuchacza, jednakże w nieoczekiwanym momencie na komisariacie zjawia się dziwny, niespodziewany gość. Oto lokalny pijaczek Sasal, który na co dzień pracuje jako listonosz (rozpoznajemy charakterystyczny głos Lecha Dyblika) i oznajmia, że w sąsiedniej wsi, z której wraca zniknęli wszyscy mieszkańcy. Policjanci pierwotnie nie chcą przyjąć zgłoszenia rozhisteryzowanego Sasala, jednakże wydane przez szefową – komisarz Byder (Barbara Kurzaj) – polecenie służbowe sprawdzenia zgłoszenia, rozwiewają wszelkie wątpliwości i niechęć Jana Willera.
Od tego momentu słuchowisko nabiera typowego, hitchkokowskiego rozpędu – następuje „trzęsienie ziemi”, kiedy Willer odkrywa, że Sasal wcale nie zmyślał, a w opuszczonej osadzie natrafia jedynie na umierającego chłopca i znajduje tajemnicze nagranie.
Więcej o fabule nie mogę Wam tutaj opowiedzieć, żeby nie zepsuć całej przyjemności z odbioru tego niesamowitego słuchowiska. Akcja rozwija się konsekwentnie, z każdą kolejną chwilą zagęszczając napięcie związane z losami głównych bohaterów.
„Animy” słucha się z zaciśniętymi pięściami, w wyczekiwaniu na chwilę oddechu, na którą autorzy nie pozwalają, aż do samego, otwartego zakończenia. Pozwala to mieć nadzieję, że czeka nas równie interesująca kontynuacja. I jeśli faktycznie tak się stanie, będzie to obowiązkowy zakup na mojej liście!
Superprodukcja zrealizowana jest z najwyższym pietyzmem, a aktorzy odtwarzające wszystkie postaci pojawiające się w fabule stają na wysokości zadania. Na szczególną uwagę zasługuje tu cała trójka policyjna: Willer, Młody i Byder, którzy próbują rozwikłać szereg powiązanych ze sobą jeżących włos na karku zagadek. Łukasz Simlat święci w ostatnim czasie sukces za sukcesem zarówno na ekranie, jak i na teatralnych deskach. Jego kunszt słychać również w postaci aspiranta Jana Willera i jest on zdecydowanie najjaśniejszym punktem całego słuchowiska. Po zakończeniu nie wyobrażam sobie, by postać tę mógł zagrać ktoś inny! Miód na moje uszy!Podsumowując: „Anima” jest doskonałą produkcją para-literacką, którą polecam każdemu. Odnajdą się w niej zarówno miłośnicy książkowych dreszczowców, ale także bywalcy sal teatralnych. Jednym słowem – genialne! Jeśli dołączycie do Klubu Audioteki możecie zdobyć ten audiobook w świetnej cenie 19,90 zł!
Moja ocena: 9/10 Więcej materiałów na temat słuchowiska 
#polecam #superprodukcja #Anima #ŁukaszSimlat audioteka.pl #thriller #słuchowisko
0 notes
Text
Film RECENZJA
Spółka Onet S. Zaś. informuje, że świadcząc pomoce korzysta z technologii przechowującej i uzyskującej dostęp do odwiedzenia informacji w urządzeniu definitywnym użytkownika (w szczególności spośród wykorzystaniem plików cookies). Seneka - dawny wychowawca Nerona, teraz mieszkaniec swoim pałacu, niezbyt lubiany, Neron nim gardzi i odrzucić liga sprawiedliwości cda unika sposobności, aby sprawić mu na złość. Od momentu wejścia uderza ciepło, zapach świeżej kawy, naleśników i cynamonu. Cóż, w tym momencie została opętana przez tegoż demona, który wykorzystał okazję, że Ash jest przy transie i usiłował jego zabić. Thriller osnuty wokół utworu muzycznego skomponowanego w Wenecji u progu drugiej walki światowej. Szansa starcia się wraz z byłym łamaczem kodów NSA dała Edwardowi pozytywne zalążek przywrócenia zdolności umysłowych. Bohaterką projektu będzie Carol Danvers, nazywana także Ms Marvel. Serial pominę... Przy premierze Wiedźmina 2, włodarze CD liga sprawiedliwości zalukaj Projekt wydali wraz z Egmontem dwa zeszyty komiksu Mam rację Stanu, nawiasem mówiąc nie najgorszego jak na tytuł reklamowy. Jest to naczelna seria komiksowa bezpośrednio powiązana z ostatnią filmową częścią Gwiezdnych wojen. The Batman lub The Bat-man, człowiek-nietoperz) - naprawdę Bruce Wayne, bohater wielu linii komiksowych, wydawanych przez DC Comics oraz opartych na liga sprawiedliwości cda nich seriali telewizyjnych jak i również filmów. Treścią książki istnieją dzieje nieszczęśliwej miłości rozmaitej córki wziętego nowojorskiego medyka do młodego człowieka goniącego za posagiem. Sprawa może okazać się rozpatrywana przez sąd polubowny tylko po zakończeniu postępowania reklamacyjnego i w sytuacji jeżeli obie strony sporu wyrażą na to zgodę. PlayStation Zajęła ona miejsce znanego wszystkim w latach 90. Pegasusa (8-bitowy klon japońskiej konsoli do konsol liga sprawiedliwości online Famicom, w Ameryce jak i również reszcie Europy znanej w charakterze Nintendo Entertainment System ). I tak włoskiego hydraulika, przełażącego przez rury i aplikującego sobie grzybki wraz z Super Mario Bros. Giles Barrington za cenę pożegnania się z karierą polityczną ratuje przed katastrofą swoją siostrę Emmę i wiąże się z ukochaną Karin. Do odwiedzenia jego nauczycieli można zdobyć wielu wybitnych gitarzystów, Nino Ricardo, Miguela Borrull, Super mario bros Escudero czy Sabicasa. Życiorys:.. Komentuj dalej Słownik bohaterów literackich - gimnazjum Winicjusz, który powraca z wojny. Przede wszystkim rzetelne liga sprawiedliwości online wrażenie zrobiła na mnie świetna okładka, oraz oznaczenie albumu jako część potężniejszej całości, pomyślałem że wówczas może być dobra przeszłość do dalszego wsiąkania przy uniwersum Batmana, którym zdaję sobie sprawę raczej tyle ile było w TM-Semic. Podobnych depresyjnych wpisów można znaleźć na blogu Swartza więcej. Były marines, który prowadzi swoją krucjatę przy imię zemsty po zamordowanej rodzinie, bezlitośnie kasował wszelkich łotrów, co nie do końca odpowiadało innym bohaterom uniwersum Marvela. Najpotężniejszy z liga sprawiedliwości zalukaj Asgardczyków poświęcił oko zbyt potęgę, dosiadał siedmionogiego konia, a wieści przynosiły jemu dwa kruki co o świcie oblatujące Midgard (jakby nie zaakceptować można był spytać Heimdalla). Mama czasem zrobi tylko mały świąteczny śledziowy lunch. W swym najgłębszym przesłaniu książka mówi potrzebie ratowania zagrożonych wartości wyższych, będących gwarantem ładu wszelkiego jednostkowego istnienia. Warunkiem korzystania z Usług jest zaakceptowanie Regulaminu w procesie rejestracji po liga sprawiedliwości online Serwisie (założenie Konta). Z powodu coraz bardziej niebezpiecznej dla chrześcijan sytuacji, potrzebują opuścić Rzym i przekazać się na Sycylię, gdzie jest „spokojniej i bezpieczniej”. W 2011 roku DC Comics postawiło na restart swojego uniwersum. Głównym tematem powieści wydaje się sugestywna i przerażająca obraz przyszłości świata podzielonego dzięki trzy mocarstwa: Eurazję, Oceanię i Wschódazję. Ligia pozostała przywiązana do rogów strasznego tura germańskiego, a zadaniem Ursusa jest ją uratować. Komiks nie jawi liga sprawiedliwości cda się być oczywiście bez wad, drażni mnie na przykład Silk Spectre, niby silna kobieta, natomiast jednak bardziej dama przy opałach i powód problemów, dało się lepiej poprowadzić te postać, nadać jej głębi, choć podejrzewam, że jakim sposobem na swoje czasy panna Jupiter była synonimem dziewczyny wyzwolonej. Czy to upiorna Cmentarna Baba, czy Skub, który nie wiadomo czy chce zabić, czy zaciągnąć do łoża Geralta, czy sam tajemniczy pustelnik, który to związał Białego Wilka spośród tą sprawą... Historia wydaje się liga sprawiedliwości cda być naprawdę dobra trzyma się horrorowej stylistyki, a jakie możliwości mnie bardzo zdziwiło blisko jej klimatem czy wówczas do sagi, czy do gier, mimo, że do niej autorzy nie są polakami. W jesiennej edycji warsztatów uruchomione zostaną cztery grupy (5-10 osób) w Warszawie oraz jedna w Krakowie. Nie tylko opisuje czyny koczowniczych plemion, ale też stara się poznać każde tajemnice ich militarnej potęgi. W 1924 r. jego prochy zostały przewiezione do odwiedzenia kraju i złożone przy liga sprawiedliwości zalukaj katedrze św. Jana po Warszawie. Nie wszystkim przypadnie do gustu, szczególnie że z nawet największym i w największym stopniu spektakularnym zagrożeniem członkowie JLA radzą sobie bez kolosalnych problemów, przez co atmosferę grozy naprawdę ciężko tu zbudować. Mroczny Rycerz stoi na samej górze kolumny, jego peleryna spowija podest, patrzy w mnie hardo i roztacza w okół siebie aurę majestatu. Niestety jest ich stanowczo za dużo i nie zważając na ciekawych pomysłów, komiks zwyczajnie nie wciąga, ba, trzeba liga sprawiedliwości cda go nawet dawkować, aby go w ogóle dokończyć. Jak i również tym, jak mieszkańcy równego Jönköpingu dziesięć lat na nocy kryształowej wyszli dzięki ulice, żeby przepędzić z miasta obcych. Jeżeli odbitka dokumentu nie zostanie przesłana lub budzić będzie uzasadnione wątpliwości co do solidności lub prawdziwości, NK może zablokować Konto do czasu wyjaśnienia wątpliwości, a w sytuacji liga sprawiedliwości zalukaj nienadesłania w wyznaczonym terminie NK może usunąć Konto. Sławę Kwaśniewską mogliśmy zobaczyć w takich kinie, jak „Aktorzy prowincjonalni”, „Pestka”, „Engagement” i „Poznań '56”.
0 notes
artfilmfan · 8 years ago
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Provincial Actors (Agnieszka Holland, 1979)
cinematography: Jacek Petrycki
15 notes · View notes
teatralna-kicia · 1 year ago
Text
Tumblr media
“Genialna przyjaciółka”
Teatr: Narodowy Stary Teatr w Krakowie
Reżyseria: Ewelina Marciniak
Na pytanie, która przyjaciółka jest genialna, a która nie, mam odpowiedź tylko jedną – spektakl jest genialny. Ale nie sam spektakl, a wszyscy twórcy odpowiedzialni za ten majstersztyk. Ostatni raz podobne odczucia wzbudzili we mnie „Aktorzy prowincjonalni. Sobowtór”, którzy podobnie prowadzili rozważania na temat tego jaka jest relacja między aktorem a jego rolą i jaka jest relacja między widzem w teatrze a całym spektaklem i tym jak dane role odbieramy. „Genialna przyjaciółka” w taki sam sposób uwodzi historią i kreuje na podszewce głównej fabuły mikro sceny korespondujące z realnymi sytuacjami i prawdziwymi problemami, które są zbieżne z tematyką spektaklu, ale też porusza właśnie kwestie tego, czy jest miejsce na wrażliwą męskość w męskich rolach i czy zawsze wszystko co mężczyzna ma do zrobienia na scenie (a może i w prawdziwym życiu) to granie na najwyżej strunie złości i wkurwu. Aktorzy tak samo uwodzą i są po części sobą po części swoimi postaciami. Przepyszny kąsek nam się trafił – prawie 4 godziny przepełnione prawdziwymi emocjami od wzruszenia po złość i strach.
Ale standardowo – po kolei i na spokojnie.
Reżyserka Ewelina Marciniak buduje historie dwóch przyjaciółek Lily i Eleny na szkielecie podebranym z książek będących częścią Cyklu Neapolitańskiego Eleny Ferrante i na pierwszy plan wypycha tematykę kobiecego stawania się i dojrzewania. Dodatkowo, istotnym było też mocne zarysowanie toksyczności tych dwóch przyjaciółek, które całe życie były swoimi odbiciami, swoim yin i yang. Jedna nierozerwalnie związana z drugą – pomagające sobie, ale też wpływające na siebie niszczycielsko.
Sukces tego spektaklu to w moich oczach zasługa nie tylko reżyserki, ale całego zespołu realizacyjnego. Warto powiedzieć na głos jak świetnie na scenie ogląda się Karolinę Staniec i Annę Paruszyńską-Czacką. Ta energia, która jest między nimi, powala i nieważne czy odgrywają  role młodszych czy starszych wersji Lily i Eleny – są tak samo przekonujące i przeszywające. Można wyczuć między nimi ciężar tych wszystkich wspólnych doświadczeń, które je łączą i spajają wręcz nierozerwalnie, ale widać pięknie także tarcia i konkurowanie między sobą. Obserwujemy to jak na dłoni w scenach szkolnych czy też w momencie, gdy jedna podbiera drugiej chłopaka na studiach. Ich przywiązanie jest jednak najdobitniej podkreślone w scenie przygotowania do ślubu, a także w bardzo mocnej, wstrząsającej scenie finałowej. Czułem wtedy właśnie tak w sobie, że jedna jest kopią drugiej, kopią prawie doskonałą, ale z inaczej rozłożonymi talentami i akcentami. I nie było już istotne to, która z przyjaciółek jest genialna, bo obie są genialnie i niegenialne; każda na swoją miarę i na swoje możliwości. Chyba najistotniejsza w kwestii relacji kobiet jest finałowa scena, w której Lila pozwala Elenie wyjechać i uciec od niej, ale pod jednym warunkiem – ma nie  patrzeć za siebie, żeby nie wracać do swojej przyjaciółki i małej społeczności, w której kobieta nie ma szansy na rozwój, ale także na pełnoprawne życie. Może o to też chodzi w przyjaźni – wiedzieć, kiedy kogoś od siebie uwolnić i nie być ciężkim balastem trzymającym kogoś w bardzo złym miejscu.
Dodatkowo mam też wrażenie, że wstrząsały mną sceny, które w założeniu nie były skrojone pod takie właśnie odczuwanie - na przykład rozmowa nauczycielki (granej brawurowo przez Małgorzatę Zawadzką) z Eleną, w której na pytanie nauczycielki kim dziewczynka chce zostać w przyszłości i usłyszeniu, że mogłaby zostać nauczycielką, postać Zawadzkiej wpada wręcz w panikę i mówi, że skoro ona jest nauczycielką to Elena musi iść wyżej, nie może pozostać na tym samym poziomie co ona i ma sięgać jeszcze dalej. Niesamowicie przyszpilające było to w kontekście kobiet starszego pokolenia, które były reprezentowane w tym spektaklu przez Ewę Kaim w roli Meliny – oszalałą z miłości i namiętności kuzynkę –oraz Małgorzatę Zawadzką grającą właśnie nauczycielkę, ale przede wszystkim matkę Eleny. Każda z nich wychowana w innym świecie, diametralnie różnym od tego co czeka Lilę i Elenę. Tłumiące same siebie; czy to do szaleństwa, czy to do całkowitego zatracenia własnych właściwości i sprowadzenia się jedynie do roli pomywaczki, cienia dawnej siebie. 
Za takie konstruowanie tej historii należą się też gromkie oklaski, gratulacje oraz komplementy Małgorzacie Czerwień, dawno nie widziałem tak dobrze i spójnie napisanej adaptacji, która by nie tylko zgrabnie opowiadała angażującą historię, ale też bardzo dobrze wskazywała na to, co podskórne. Raz jeszcze wielkie oklaski, bo niełatwym zadaniem jest stworzenie takiego molocha i utrzymanie widza na skraju fotela i własnych emocji do ostatniej sekundy przedstawienia.
Koniecznie trzeba także wspomnieć o tym, jak spektakl jest udźwiękowiony i jaką ma doskonałą muzykę; naprawdę można wsłuchać się w to wszystko i po prostu odpłynąć. Wacław Zimpel odpowiedzialny za ten element „Genialnej Przyjaciółki” zasługuje na koronę, order i główną nagrodę „Szansy na sukces” i „Od przedszkola do Opola”. Dałbym się pokroić, żeby był odpowiedzialny za stworzenie ścieżki dźwiękowej do mojego życia, może to nadałoby jakiegoś znaczenia temu co robię na co dzień. Muzyka w jego wykonaniu nie była tylko muzyką, była w moim odbiorze wręcz odrębną historią.
Finalnie nie sposób zapomnieć o rolach męskich, bo wszyscy panowie tutaj błyszczą niczym diamenty – Juliusz Chrząstowski, Krystian Durman, Adam Nawojczyk, Łukasz Stawarczyk, Michał Majnicz. Nie jest to dla mnie zaskoczeniem, bo są to wybitni aktorzy, a z tych konkretnych ról mogą być naprawdę dumni. Ich zmagania z własną męskością dziejące się na podszewce tego spektaklu, co doskonale uwydatniono przez fakt, że możemy oglądać ich stojących z tyłu dekoracji po ich „brzydkiej stronie”, są naprawdę nie tyle zabawne, co bardziej smutne w pozytywnym tego słowa znaczeniu (boże, swoją droga jakie przepiękne dekoracje są w tym spektaklu, jakie wrażenie robią – Natalia Mleczak, która jest za nie odpowiedzialna, wykonała kawał solidnej roboty i bardzo bym chciał się dowiedzieć jak się nazywa zielona farba użyta do pomalowania wnętrza mieszkania Lily, bo odczuwam absurdalną potrzebę pomalowania tym kolorem wszystkiego w moim otoczeniu – łącznie ze mną samym).
Dostałem więc w Teatrze Starym naprawdę wyborny spektakl, jeden z najlepszych, jakie w tym całym roku dane mi było zobaczyć. Słodko-gorzka opowieść o usilnych próbach życia i emancypacji, ale też bardziej przyziemnie: o tym, jak trudno być przyjacielem dla drugiej osoby i czy jest w ogóle szansa być dobrym w całej tej życiowej rywalizacji. Marzy mi się, żeby było jeszcze więcej tak dobrych przedstawień. „Genialna przyjaciółka” dostaje najwyższe odznaczenie które można dostać na moim blogu – order Złotej Kici, za to, jakie emocje we mnie wzbudziła, jak momentami nacieszyła, ale też jak z zaskoczenia zasmuciła. Bo ten spektakl jest jak życie. Zawsze po odrobinie spokoju musi przyjść taka straszna wichura i na nowo postawić wyzwania przed człowiekiem.
0 notes