#żwawy
Explore tagged Tumblr posts
Text
No. 36
I started talking to the stars in the sky instead. I said, "Tell me about the big bang." The stars said, "It hurts to become."
Andrea Gibson, The Madness Vase
Przeczytałam to gdzieś, mignęło mi, poezja, której mniej ostatnio w moim życiu. Z jakiegoś powodu, nie mam za bardzo skąd jej brać, niewiele osób się ze mną nią dzieli, czasem gdzieś natrafiam na jakieś okruchy. A przecież wszystko jest poezją, kiedyś sama trochę pisałam, kiedyś zatapiałam się w słowach, grubych tomach wierszy, chcąc odnaleźć coś, co otuliłoby kocem słów moje wnętrze.
Boli się stawać...
Jakoś uderzyło mnie to niezmiernie, bo wydaje mi się, że przez ostatnie niemal trzydzieści lat głównie tym byłam pochłonięta. Stawaniem się. Niesamowicie skupiona na swoim wnętrzu, nie na świecie. Ale nic dziwnego, jeśli ma się w środku tyle ran, kiedy próbujesz je sobie wylizać, a to sprawia, że jest tylko gorzej. Niektóre powracają po latach. Z opisu mogłoby wydawać się, że są okropne, ale czasem nawet nie robią już wrażenia. Trauma, która w wyparciu zrobiła mało szkód, ale może tłumaczy niejako to, co wydarzyło się potem.
Jak spojrzę tak z boku zupełnie, to mój mózg w środku zawsze miał jakąś grubą mgłę. Uświadomiłam sobie niedawno, że siedemnaście lat żyję z depresją. Ponad pół życia. Z tym wiązały się też inne rzeczy, przeżywanie trudnych chwil. Dorastałam w domu na poły alkoholowym, na poły przemocowym w sensie psychicznym. Chociaż kiedyś kilka razy dostałam przez plecy od matki, to jej werbalna przemoc była dużo gorsza, jej brak dojrzałości emocjonalnej, nerwica, karanie ciszą, zmuszanie do przepraszania, chociaż nic złego się nie zrobiło, złośliwość, wyśmiewanie, wieczne zakazy i nakazy, chorobliwa próba trzymania pod kloszem, brak wiary w samodzielność i dojrzałość dziecka. To podcina skrzydła.
Kilka lat temu uruchomiły się inne wspomnienia, związane zupełnie z inną częścią mojego dzieciństwa, skrzętnie ukrywane gdzieś w fałdach świadomości. Byłam molestowana, przynajmniej raz, wspomnienie, którego nie potrafię składnie opisać, które napełniło mnie zgrozą, gdy sobie to wszystko uświadomiłam i przez dłuższy czas próbowałam zrozumieć, jak właściwie w dorosłym życiu mam to przetrawić. Wspomnienie, którego się wstydzę. Ale też wspomnienie, które mnie nie definiuje, jest jedynie jakąś informacją, która dotarła do mnie, gdy moja psychika uznała: jesteś dorosła, poradzisz sobie, zniesiesz to, możemy ci ten obraz odblokować.
Przez więc długie trzydzieści lata stawałam się (choć proces ten może nigdy nie jest skończony, zawsze będzie trwał). I w dużej mierze bolało. Myślę sobie, że chyba w końcu jestem w stanie odpuścić bolesny rodzaj stawania się, przeobrażania, może już nie muszę być wielkim wybuchem swoich traum, a powolnym rozszerzaniem galaktyki, niczym oddech Buddy.
Wydaje mi się, że wiele już doświadczyłam. Sporo z ludzkich przyjemności, małych cudów. Podróże, o których kiedyś mogłam tylko marzyć, dziś stają się możliwościami, rzeczami do spełnienia. Poznawanie ludzi, pięknych ludzi z ciekawymi historiami, z katalogiem przeżyć. Myślałam sobie ostatnio, wracając z Pragi, z delegacji, w jak cudnym zespole mam okazję pracować. Z ludźmi aktywnymi, z werwą, z zainteresowaniami, z pewną czułością, ale i ciekawością świata, z doskonałym poczuciem humoru. Z katalogiem również trudnych przeżyć, z których wyszli obronną ręką. To widać.
Patrzę na moją koleżankę, która ponad rok temu przeszła operację usunięcia guza mózgu. Na jej białą bliznę ciągnącą się od ucha do szyi, pozostałość po tym koszmarnym czasie. Straciła słuch w jednym uchu, ale jej szeroki uśmiech wypełnia przestrzenie, jej praktyczny i zorganizowany umysł jest wiecznie aktywny, żwawy. Pali towarzysko papierosa, żyje pełnią życia, jest matką, przyjaciółką, szaloną działkowiczką. Piękna.
Patrzę na mojego kolegę, który niedawno się rozwiódł. Wygląda młodziej niż rok temu, zdrowiej, silniej. Mówi, że chodzi spać o 21.30, słucha dużo podcastów, biega, ćwiczy i czuje się dużo szczęśliwszy. Widać w nim nową energię, energię skupienia na sobie, optymizm w tym, co może przynieść przyszłość. Jest piękny.
Patrzę na moją inną, nową koleżankę, mądrą, kochającą swoje ciało w każdym rozmiarze, inspirującą do kochania siebie mocniej. Czułą, zabawną, zakochaną w swoim mężu, pełną wiedzy i interesujących anegdot. Piękna.
I tyle piękna wokół jeszcze do odkrycia. Jak wyjdę z siebie choć na chwilę, choć własne macki czasem mnie wciągają pod powierzchnię, ale jeśli im się nie dam, to się okazuje, że krajobraz nie jest jak po burzy, a jak po ożywczym deszczu.
Nie wiem, czy ktokolwiek, kto mnie spotkał, pomyślał o mnie w ten sposób, w jaki ja myślę o innych. To nie ma znaczenia. Myślę sobie o tym, ile jeszcze przede mną do odkrycia. Książek do przeczytania, wiedzy do przyswojenia, ludzi do poznania i relacji do zbudowania.
Bo przecież wszystko jest możliwością, okazją do zobaczenia piękna. Tak jak wtedy, gdy w małej lacjańskiej mieścince we Włoszech spaliśmy w starym klasztorze, wieczorami śpiewaliśmy piosenki w dawnym kościele, jedliśmy pyszne jedzenie ugotowane nam przez nie mówiące po angielsku mamy Włoszki. Piliśmy wino, paliliśmy papierosy i rozmawialiśmy o wszystkim, o życiu. Albo gdy w Rzymie piliśmy aperole za 4 euro.
Albo gdy na jednej z chorwackich wysp tańczyłam z koleżankami do piosenek rodem z dancingu lat 80-tych, patrząc na wody Adriatyku, gdy spokojnie liżą brzeg kamiennej plaży.
Albo gdy z przyjaciółką spałam pod bieszczadzkim niebem, widząc setki wyraźnych gwiazd, otulona polarem, popijając zupkę instant z metalowego kubka.
Wszystko to, co przytrafiło się w górach na różnych szlakach, od Pienin do Kaukazu, dzikiego, pięknego, pełnego historii, ciepła i bogatego w przyprawy jedzenia. Każda mała kawa, wypita o późnym poranku, każdy spacer w słońcu.
Wszystkie wybiegane kilometry, wszystkie asany wykonane kiedykolwiek na macie, książki, które odżywiły mój umysł, samotne spacery zimą i jesienią, filmy, na których uroniłam łzy, przypadkowy uśmiech przechodnia, ten raz, kiedy stojąc na przystanku podjechał do mnie koleś na rowerze i zaprosił na koncert, tak po prostu. Gdy siedziałam na krawężniku innego razu i starsza pani powiedziała mi, że mam piękne włosy. Nie pamiętam jej twarzy, ale pamiętam to uczucie, które mi po sobie pozostawiła. Sąsiad przytrzymujący mi furtkę, gdy idę z zakupami, przyjaciółka przywożąca mi wegańskie żelki po rozstaniu. Okruchy dobroci, które, jeśli je zsumować, dają całkiem sporo chleba, pokarmu dla duszy.
Nie można przestawać kochać, nigdy, nigdy. Mimo zranienia, mimo skrzywdzenia, mimo szans pozornie straconych. Tyle smaków, kolorów, dusz jeszcze do poznania. Niech sobie będę z tą moją naiwnością, dziwną wiarą w dobroć, w piękno, w miłość. To jest, nawet w bólu, nawet w cierpieniu. Wiem, że w świecie jest dużo zła, nie przymykam na nie oczu. Wiem, że wiele osób zranionych, rani jak zwierzę w bólu, gryząc siebie samego. Chcesz mu pomóc, a on kłapie zębami. Ale kiedy tam w środku jest spokój, rodzi się dźwięk, kojący i czuły. Nie chcę ranić, nie chcę sprawiać nikomu przykrości, jedynie ogrzewać swoim ciepłem. Wierzę gorąco, że tak da się przerwać ten cykl.
Stawanie się nie musi boleć. Choć pięknie brzmi to w wierszu. Wielki wybuch może zalać wnętrze światłem. Wybieram nie dłubać już w sobie, jestem gotowa odpuścić. Wybuchłam dawno temu, teraz tylko się rozszerzam. Ból topnieje i rodzi się światłość.
3 notes
·
View notes
Text
Kartka z pamiętnika autorstwa Olgi i Magdy
Biwak 17-19.05.2024 Początki bywają trudne, jednak nie powiedziałbym tego w tym przypadku. Zaczynając współpracę w ramach projektu Kujawsko-Pomorskiej Szkoły Liderów Młodzieżowych, mimo dużego stresu, pierwszy majowy biwak zakończył się ze zdecydowanie odczuwalną dobrą atmosferą, ponieważ relacje z innymi nawiązałem dość szybko.
Dobrze, ale dlaczego tak nam łatwo przyszło to przełamanie lodów? Otóż dużo się działo jak na pierwsze 3 dni!
Już opowiadam: Pierwszego dnia, czyli w piątek w godzinach popołudniowych zaczęliśmy się zjeżdżać na pasiekę w Lubodzieży. Maksiu (radosna psina) podbiegał machając wesoło ogonem do nowych towarzyszy. Pierwsze rozmowy przy rozgrzewającej kawce (lub herbatce), jak i zajadanie się paluszkami od razu dodały nam energii do pierwszego bojowego zadania-czyli rozłożenie namiotów.
Powiem wam, że było widać, kto się znał na tym, a kto nie. Ja zaliczałem się… no cóż, niestety do drugiej grupy. Jak to mówią: pierwsze koty za płoty, zdecydowanie nie poszło nam źle. Biedny Filip niestety zgubił róg kołdry w pościeli i siłował się z pierzyną 10 minut… Nieumiejętność rozkładania namiotów to pikuś w porównaniu do niewspółpracującej kołdry. Niby tylko rozkładanie i siłowanie się ze złośliwymi rzeczami martwymi, a zleciało bardzo dużo czasu, bo już powitał nas chłodny wieczór.
Ognicho, zupa herbaciana w garnku, oraz kiełbaski. Idealny wieczór. Zagadaliśmy się, do 23: 00, czyli poszło wszystko perfekcyjnie, skoro straciliśmy rachubę czasu, gdy beztrosko przygotowywaliśmy się przed następnym dniem.
Ja byłem trochę przerażony tym, ponieważ atrakcja była dosyć nietypowa. Jakaż to atrakcja, która aż wywoływała adrenalinę? Zaraz powiem! Tylko uczcijmy tym wcześniej słowem hołdu dla pysznych bułeczek przygotowanych przez Magdę i Adriana (późniejsze wydarzenia uwzględniają ten pyszny fakt) Po zdecydowanie ciężkiej nocy (jak na pierwszy raz w życiu spanie pod gwiazdami i płachtą materiału w moim przypadku, bo jedynie połowa z nas spała wcześniej w namiocie) nadszedł dzień drugi obozu. Ja wstając chyba najwcześniej, zauważyłem już zapoczątkowanie porannego krzątania. Po kolei następne śpioszki wchodziły do domku i zasiadały przy gibającym się stoliku wypijając rozgrzewająca herbatę. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, a gdy reszta się dobudziła, to przenieśliśmy się do pokoju gdzie stał większy stół, by wszystkich nas pomieścić. Byłem głodny jak wilk, a na szczęście bułki przygotowane dzień wcześniej przez naszą ukochaną parkę spoczywały od razu czekając na spożycie. Posiliłem się i od razu byłem żwawy do ruszania na bagna. Brzmi to dziwnie, że wspominam to z entuzjazmem.. Ale co kto lubi. Porozmawialiśmy o planie dnia, a następnie każdy poszedł przygotować się na wyprawę (zapakować ubrania na zmianę, oraz drugie śniadanie). Nasza podróż zaczynała się od rana, a kończyła po południu w naszych przewidywaniach (oraz rzeczywiście tak było) Około godziny 9 zapakowaliśmy się do samochodów i ruszyliśmy, droga nie była zbyt długa, jednak wszystkim towarzyszyły w tym czasie różne emocje: strach, ciekawość, radość, niepokój – bomby emocji, nawet nasi opiekunowie mieli różne myśli. Po przyjeździe poznaliśmy naszego przewodnika, który przedstawił nam się, jako "Ziomek". Ziomek był pogodny i uśmiechnięty, a jego mottem podczas całej wyprawy było hasło "będzie jeszcze gorzej". Na początku było spokojnie, gdyż spacerowaliśmy przez las jednak długo nie musieliśmy czekać na pierwszą styczność z żywiołem. Po kolei wszyscy wchodzili do wody, na szczęście nie jakoś głęboko, gdyż maksymalnie sięgała nam do kolan. Powoli ruszyliśmy w przód. Muszę wspomnieć o naszej podstawowej zasadzie na bagnach, czyli "najpierw ratujemy najstarszego faceta z brodą", oczywiście wszyscy się jej trzymali. Pierwsza styczność z błotem wydawała nam się dość trudna gdyż od razu było się całym wysmarowanym jednak po chwili można było się obmyć i iść dalej do przodu. Kolejną przeszkoda był tunel, oczywiście wszyscy pokonali go dość sprawnie. Zaledwie kilka kroków dalej była kolejna przeszkoda, przez którą wszystkim telepały się nogi. Trzeba było przeprawić się na druga stronę strumyka poprzez spacer po obalonym pniu drzewa. Każdy miał swój sposób na przejście, co niektórzy szli na dwóch nogach a inni wybierali bardziej stabilne sposoby – Wszystkim się udało i nikt nie spadł. W tym momencie wypadałoby przytoczyć słowa ziomka – „będzie jeszcze gorzej”. Rzeczywiście w tym momencie nastał chyba jeden z najtrudniejszych elementów podróży. Idealnie ten element wyprawy opiszą słowa „ nikt by nas nie poznał„. Każdy wyglądał inaczej przez błoto, które oblepiło nas od stóp do głów. Adrian miał całą twarz usmarowaną, Witek miał na twarzy niewielkie plamki, a broda Marcina nie przypominała brody, podobnie dredy Antka. Przeprawa przez zimne bagna była dla każdego z nas trudna. Przecież nie codziennie skacze się do bagna na klatę, ale dzięki pracy zespołowej wszyscy dotarli na brzeg (podawaliśmy sobie pomocną dłoń). Nastał ostatni element przeprawy przez bagna, czyli odcinek zwanymi ciepłymi bagnami – nie były aż takie ciepłe jak myśleliśmy, że będą. Tutaj trzeba było przezwyciężyć kilka lęków na raz, gdyż podczas przeprawy, gdzie musieliśmy iść na czworaka mijaliśmy pająki, żaby oraz pijawki. Tym elementem zakończyliśmy nasza przeprawę i na spokojnie wróciliśmy do punktu, z jakiego ją rozpoczęliśmy. Po obmyciu się w jeziorze wszyscy udaliśmy się pod ciepłe prysznice (była to najprzyjemniejsza kąpiel w naszym życiu). Co niektórzy sięgnęli jeszcze po przepyszne drożdżówki.
Wyczerpujące doświadczenie, ale warte przeżycia. Pomimo dużego zmęczenia stwierdziliśmy, że w czasie wolnym poodbijamy piłkę do siaty. Od razu wyskoczyłem z namiotu po usłyszeniu propozycji spędzenia tak naszego wolnego czasu, bo wykorzystywanie takich chwil jest najważniejsze, a wolny czas posiadaliśmy tylko wieczorem (tak żeby dłużej porobić coś dla siebie, albo pogadać). Nadszedł też i wspomniany wieczór. Trochę wcześniej skończyliśmy rozmowy niż dzień temu, ale i tak były bardzo miło prowadzone.
Spanie na drugi dzień w moim odczuciu wypadło zdecydowanie lepiej. Może też, dlatego, że była troszkę cieplejsza noc. Weekend mija, jak i mija nasz pobyt na wiosce. Pierwsze co po pobudce, to każdy w pośpiechu chował namioty, ponieważ denerwował nas przelatujący deszcz. Śniadanko, chwila gadaniny oraz spraw organizacyjnych. W ten dzień zawitała do nas pani psycholog i wiedziałem, że dzięki rozmowom z nią będzie nam w grupie o wiele raźniej i się lepiej poznamy. Tak i też było, po kilku godzinach pracy i przerwie na słodkości, i po obiedzie efekty końcowe były cudowne - każdy się rozlu��nił i nie było już takiego, nowopoznanego spięcia, (bo wiadomo jak to na początkach jest). Mimo iż od początku się dogadywaliśmy, to ja mam wrażenie, że te ćwiczenia bardzo się przydały i zacieśniły nasze więzi.
Co dobre nigdy nie trwa wiecznie, ALE Z PEWNOŚCIĄ WRACA. Niestety powrót do domu po tych 3 dniach był bardzo dziwny, ale z niecierpliwością wyczekujemy w kalendarzu końcówki czerwca, aby znów się spotkać!
2 notes
·
View notes
Note
As a tribute to my very very roots in the fandom, my dearest 1st otp
PolHun
Ship bingo
Polhun!
"Polak, Węgier — dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki, oba zuchy, oba żwawi"
Yeah Polhun! I see them as a brotp personally but never underestimate the power of a fantastic brotp! I learned the other day that Poland and Hungary had a union too! It only lasted 12 years but it's okay they found other people and knew they would be better as friends. Sometimes history writes the relationship where are they now segments for you!
These two mesh so well! I could go on but I'll save you from that
4 notes
·
View notes
Text
Ignacy Krasicki
Chłop i Jowisz
Chmiel →← Chłop i cielę
Ignacy KrasickiBajki noweChłop i Jowisz
1
Bogactwo, Chłop, Choroba, Zazdrość, BógChłop stojący zazdrościł siedzącemu panu
Lepszego stanu:
I lżył niebiosy
Za takie losy
5
Myślą zuchwałą,
Iż jednym nadto dają, drugim nadto mało,
Rzekł wtem Jowisz: «On chory, a ty jesteś zdrowy,
Lecz masz wybór gotowy.
Chcesz bogactw? Będziesz je miał, lecz pedogrę[1] razem».
10
Uszczęśliwion wyrazem[2],
Przyjął chłop złoto, ale legł kulawy.
Wesół był zrazu, lecz gdy ból żwawy[3]
Coraz bardziej dokuczał,
Chłop narzekał i mruczał,
15
A winując[4] się o to,
Rzekł:«Jowiszu, wróć zdrowie, a weź sobie złoto!»
Z uskutecznieniem Jowisz się nie bawił,
Odjął bogactwa, pedogrę zostawił.
0 notes
Text
aby dzionek był żwawy, zjedz pyszne ciastko i napij się kawy !!!
0 notes
Photo
“Polak, Węgier – dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki, oba zuchy, oba żwawi, niech im Pan Bóg błogosławi.” \\ “Lengyel, magyar – két jó barát, Együtt harcol s issza borát, Vitéz s bátor mindkettője, Áldás szálljon mindkettőre.” Dzień Przyjaźni Polsko- Węgierskiej nadal trwa, @kornelkovacs https://www.instagram.com/p/CqIAyFtM9inIEnXoMaYt_AYxBcnoT1wKneG94I0/?igshid=NGJjMDIxMWI=
0 notes
Text
LENGYEL, MAGYAR – KÉT JÓ BARÁT, EGYÜTT HARCOL S ISSZA BORÁT, VITÉZ S BÁTOR MINDKETTŐJE, ÁLDÁS SZÁLLJON MINDKETTŐRE!
POLAK, WĘGIER — DWA BRATANKI, I DO SZABLI, I DO SZKLANKI, OBA ZUCHY, OBA ŻWAWI, NIECH IM PAN BÓG BŁOGOSŁAWI!
💪🇭🇺🤝🇵🇱☝️
my plug keeps texting me to asking if i wanna try this new shit called "hungarian cordage"
4 notes
·
View notes
Photo
Schön strecken, die alten Knochen müssen in Bewegung bleiben. Bin leider nicht mehr der Jüngste, aber trotzdem fit wie ein Turnschuh!💪Stretch it out, the old bones have to keep moving. I'm no longer the youngest, but still fit like a sneaker!👊🏻Ładnie się poprzeciągać. Stare kości trzeba ćwiczyć. Niestety nie jestem już najmłodszy ale mimo to bardzo żwawy.🤜🏼🤛🏼 #strecken #Knochen #alt #bewegung #fit #turnschuh #jung #streching #oldbones #moving #theyoungest #sneaker #poprzeciągać #kości #stare #ćwiczyć #najmłodszy #żwawy #sport #hundeopa #doglife #crazydog #neutraubling #corona #stayhome #wirbleibenzuhause #13yearsold #jackydog #dogphoto #instapies (hier: Neutraubling) https://www.instagram.com/p/B-4NtidIueg/?igshid=y6nehysju60n
#strecken#knochen#alt#bewegung#fit#turnschuh#jung#streching#oldbones#moving#theyoungest#sneaker#poprzeciągać#kości#stare#ćwiczyć#najmłodszy#żwawy#sport#hundeopa#doglife#crazydog#neutraubling#corona#stayhome#wirbleibenzuhause#13yearsold#jackydog#dogphoto#instapies
0 notes
Text
Iconic rebel duo :
Polak, Węgier – dwa bratanki,
i do szabli, i do szklanki,
oba zuchy, oba żwawi,
niech im Pan Bóg błogosławi.
Lengyel, magyar – két jó barát,
Együtt harcol s issza borát,
Vitéz s bátor mindkettője,
Áldás szálljon mindkettőre.
Pole and Hungarian brothers be,
good for fight and good for party.
Both are valiant, both are lively,
Upon them may God's blessings be.
#polhun#aph poland#aph hungary#historical hetalia#aph#hetalia#hungarian revolution 1848#19th century#xix century#my art
175 notes
·
View notes
Text
Polak, Węgier — dwa bratanki,
i do szabli, i do szklanki,
oba zuchy, oba żwawi,
niech im Pan Bóg błogosławi.
Lengyel-magyar két jó barát
Együtt harcol s issza borát
Vitéz s bátor mindkettője
Áldás szálljon mindkettőre.
Pole and Hungarian cousins be,
good for fight and good for party.
Both are valiant, both are lively,
Upon them may God's blessings be.
@ballibmentesovezet you are on my mind today Brother
9 notes
·
View notes
Text
Chciałabym to, co biorą biolodzy
wznosik fabrycjusza
wydłubka oczateczka
krocznik wieśniaczek
pańdrożyca wątpliweczka
parówka pozłotka
misterek kamienniczek
straszydełek zróżek
pasigęba tłuszczanka
pustosz kradnik
złodziejaszek rypidełko
toporczyk
dreptacz
skoropędek
dolotek
dyrdoń
świeżacinek
trupnik
miażdżeń
leniwczyk
wywłoka rdzawonoga
kaługowiec
przyścierwek
lizaczka
zakała
zęboszyjka
murzynek
dziewosłęb
zębonóżka
ociężałek
krzywonos
cudzich
stępień ślimaczarz
głodek mrzygłód
nasięśrzał pospolity
podejźrzon rutolistny (z rodziny nasięźrzałowatych)
maczużnik nasięźrzałowy
gnojka trutniowata
nieżłop nakwietny
pokątnik złowieszczek
trajkotka czerwona
kusaczek cuchnący
pościerwka pomarszczona
krętak pospolity
plujka pospolita
srogoń napastnik
tutkarz cygarowiec
wyszczerek żwawy
tantniś krzyżowiaczek
złodziejaszek rypidełko
pomrocznik przylepek
2 notes
·
View notes
Photo
“Polak, Węgier – dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki, oba zuchy, oba żwawi, niech im Pan Bóg błogosławi.” \\ “Lengyel, magyar – két jó barát, Együtt harcol s issza borát, Vitéz s bátor mindkettője, Áldás szálljon mindkettőre.” Dzień Przyjaźni Polsko- Węgierskiej nadal trwa !! https://www.instagram.com/p/CbdUYd0sdOuMzXuCThPINEVpEIHV4QNymEIsts0/?utm_medium=tumblr
0 notes
Photo
Mar 23rd 2020 : #Polish #Hungarian Friendship Day! The brotherhood and camaraderie between the Hungarian and Polish peoples goes back centuries to the Middle Age. The two countries briefly shared the same king in the 15th century : Polish Władysław III of Varna and later in the 16th century, Poland even elected Hungarian Stephen Báthory, Prince of Transylvania, who is regarded as one of Poland's greatest Kings and who actually created the famous Polish Winged Hussars! The Hungarian Revolution of 1848 saw Polish general Józef Bem become a national hero of both countries. Hungary offered to send 30,000 cavalry to help Poland during the Polish–Soviet War (1919–1921). At the beginning of World War II, the Hungarian government, under Admiral Horthy, declined Hitler's request to transit German forces across Carpathian Rus into South-Eastern Poland. That decision was made on the ground of the long-standing Hungarian-Polish friendship and as a matter of Hungarian honour. This refusal allowed the Polish government as well as tens of thousands of military personnel to escape into Hungary & Romania and later to France & Syria to carry on operations as the third major Allied belligerent after the United Kingdom & France. In 1956, during the Hungarian Revolution, the Polish people demonstrated its support for the Hungarians with close to 12,000 Poles donating blood and the Polish Red Cross sending 44 tons of medical supplies by air and more by road & rail. ----- Polak, Węgier — dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki, oba zuchy, oba żwawi, niech im Pan Bóg błogosławi. Lengyel, magyar – két jó barát, Együtt harcol s issza borát, Vitéz s bátor mindkettője, Áldás szálljon mindkettőre. Pole and Hungarian brothers be, good for fight and good for party. Both are valiant, both are lively, Upon them may God's blessings be. (at Geneva, Switzerland) https://www.instagram.com/p/B-FTbVypu-Q/?igshid=8hfyv1hk49ls
7 notes
·
View notes
Text
Weź głęboki oddech,
Najlepiej weź i za mnie.
Tratwa nam się psuje,
A ciemnawo tam na dnie.
Prąd stanowczo żwawy,
Niezbyt można uciec.
Brzeg ma ostre skały,
A liną nie dorzucę.
Trzymaj się mnie mocno,
Jak tonąć to razem.
Pozostań tym ostatnim,
W mych oczach obrazem.
Płyniemy razem,
mój najlepszy zbawicielu.
Jesteś lewym wiosłem,
Dostarczycielem tlenu.
Cudów się nie boję,
Jestem tobie sterem.
Dopłyniemy z takim wiatrem,
Spięci w jednym ciele.
Romantycy lekkich obczyjów
1 note
·
View note
Photo
Polak, Węgier – dwa bratanki,
i do szabli, i do szklanki,
oba zuchy, oba żwawi,
niech im Pan Bóg błogosławi.
Hungarian vs. Polish :D
2K notes
·
View notes
Text
Vocabulary - English/Polish (21/?)
Vocab taken from Character Development by silvercistern (Haikyuu!!)
swarm - rój m
attire - strój m, ubiór m
jaunty - żwawy, raźny (adj.)
incontestable - niezaprzeczalny, bezsporny (adj.)
inadvertently - niechcący (adv.)
to meddle - mieszać się (impf.)
to incite - wszcząć (pf.) / wszczynać (impf.); podburzyć (pf.) / podburzać (impf.)
#mine#studyblr#langblr#haikyuu!!#polish#english#polish language#english language#english vocabulary#polish vocabulary#vocabulary english polish
8 notes
·
View notes