kasiamagiera
KINO- FEEL
24 posts
Film to fikcyjna rzeczywistość
Don't wanna be here? Send us removal request.
kasiamagiera · 6 years ago
Text
Premiera książki "Echo milczenia" Kasi Magiery
Zapraszamy 19 licpa na premierę książki "Echo milczenia" Kasi Magiery. Spotkanie poprowadzi Łukasz Wojtusik. Godzina: 18:00 Centrum Handlowe Serenada, Księgarnia Świat Książki, ul. Gen. Bora-Komorowskiego 41, Kraków www.melanz.com.pl Mroczny kryminał z Dolnego Śląska ECHO MILCZENIA Lubomierz – małe, spokojne miasteczko w województwie dolnośląskim. Pewnego dnia na ławeczce przed ratuszem zostaje znalezione ciało młodej kobiety, zamożnej i wpływowej. Jest nienaturalnie blada, bo... została pozbawiona krwi. Morderca musiał zadać sobie wiele trudu, żeby dokonać tak okrutnej i wymyślnej zbrodni. Co nim kierowało? Co oznacza zdjęcie z maturalnej klasy, które ofiara trzymała w jednej ręce i kwiatek, niezapominajka, który miała namalowany na drugiej? Policja nie znajduje żadnych innych śladów, a tymczasem, po kolei, w ten sam sposób giną przyjaciółki zamordowanej, wszystkie znajdujące się na pamiątkowym zdjęciu z czasów szkolnych, jednak żadna z nich nie chce wyjawić tajemnicy, która je łączy. Coś musiało wydarzyć się w przeszłości, gdy jeszcze chodziły do szkoły i ktoś się dzisiaj za to mści. Ale co się wydarzyło? I kim jest mściciel? Czy popełni błąd i policji uda się go złapać? A może mamy do czynienia ze zbrodnią doskonałą?
Tumblr media
0 notes
kasiamagiera · 7 years ago
Text
Radek Kędzierski – przebudzenie człowieka
Tumblr media
           Od zakończenia drugiego sezonu BELFRA minęło ponad trzy tygodnie, a dyskusje na jego temat trwają nadal. Zwłaszcza dwie kwestie są gorące i ciągle dyskutowane. Pierwsza to oczywiście rozczarowujące i abstrakcyjne zakończenie (8 odcinek jakby doklejony, nieprzemyślany, kompletnie nijaki), a druga to postać Radka Kędzierskiego grana przez Szymona Piotra Warszawskiego.
           Pierwszy raz od dłuższego czasu, pod wpływem wielu rozmów i dyskusji, tyle czasu poświeciłam na analizowanie postaci filmowej (ostatni raz tyle uwagi ofiarowałam postaci granej przez Sebastiana Fabijańskiego w filmie Pitbull. Niebezpieczne Kobiety). W związku z tym, że postać Kędzierskiego wzbudziła we mnie tak skrajne emocje, postanowiłam zebrać swoje myśli (i osób, z którym kilka dni ciekawie rozmawiałam na ten temat) i stworzyć spójny obraz tego bohatera. Nie wiem, czy scenarzyści spodziewali się, że ta postać nabierze takich rumieńców i że aż tyle ludzie będą o niej dyskutować, ale udała im się konstrukcja postaci, która przechodzi przemianę i ta przemiana sprawia, że widzowie, wtedy gdy trzeba opłakują Kędzierskiego.  
Ta postać nie była planowana pierwotnie przez scenarzystów na wiodącą, gdyż pojawia się ona dopiero pod koniec pierwszego sezonu (odcinek 8).
           Pierwsza sekwencja, w której postać się pojawia, należy do sztucznych, ponieważ zagrana jest jakby w wyuczony sposób, bez luzu ze strony aktora. Jakby aktor nie wiedział jak podejść do bohatera, jakby nie wiedział, kim on jest.
Zwykle jest tak, że, jak aktorzy dostają rolę, postać na papierze, to albo mają ją wraz z całościowym opisem, który jest potrzeby im, aby wiarygodnie wcielić się w postać, żeby ją rozumieć. Albo sami sobie wymyślają całą biografię bohatera, biorąc pod uwagę wszystko to, co będzie pokazywane widzom. Postać, którą aktor gra ma na czas bycia na ekranie być tak wiarygodna jak prawdziwy człowiek. Aby widz uwierzył, że to prawdziwy bohater z krwi i kości, nie możne być on płaski i tylko naszkicowany. Aby postać zawładnęła sercami i umysłami widzów musi być trójwymiarowa, pełna, a tego na początku w postaci Kędzierskiego brakuje. 
Wypadku Kędzierskiego z pierwszego sezonu mam się odczucie, że aktor tylko wyrzuca z siebie napisane w scenariuszu słowa, ale sam jeszcze nie wiem, kim jest i kim będzie Kędzierski.
Pierwsza scena daje duży dysonans, gdyż Szymon Piotr Warszawski staje oko w oko z Pawłem Królikowskim, który jest aktorem o dużym stażu i z lekkością odnajduje się w swoich rolach.
Niby Kędzierski jest ważniejszym urzędnikiem, ale czy ta pierwsza scena pokazuje widzom, że komendant Dobrowic przejął się jego bojowym monologiem?
Wulgarność i dosadność w wypowiedziach razi sztucznością. W kolejnym sezonie ta nienaturalność w warstwie dialogowej zaskakująco znika, uładza się, a słowa wulgarnie i cyniczne idealnie spajają się z bohaterem.
           W kolejnym odcinku (9, pierwszego sezonu) ponownie pierwsza scena, gdy pojawia się Kędzierski ze swoją ekipą, jest nazbyt nerwowa, agresywna i wychodzi nieautentycznie. Na pierwsze agresywne słowa Kędzierskiego ranny komendant odpowiada z taką samą pewnością i wulgarnością jak oficer CBŚ i to właśnie komendant z tej potyczki słownej wychodzi wygrany w oczach widzów. Kędzierski zostaje przez niego potraktowany jak gówniarz, który przybył, tylko aby się wymądrzać, a nie ma podstaw, aby to robić.
           Widz nie lubi Kędzierskiego, ale nie dlatego, że taki był zamiar scenarzystów, tylko dlatego, że nie tak buduje się postać ważniaka, który mam być tym “hop do przodu”. Kędzierski w pierwszych odcinkach jest zbyt nerwowy, jak amator, który myśli, że wulgarnością wzbudzi u kogoś strach, a może i respekt.
           Lepsza jest scena, kiedy Kędzierski pierwszy raz spotka Zawadzkiego. Tam jest widoczny zaczątek tego, co później zostanie rozwinięte w tej postaci i co powinno być w niej od początku, czyli opanowanie i chód, które bardziej budzą lęk niż nabuzowany cynizm.
           Generalnie w pierwszym sezonie Kędzierski jest postacią, która trafia w środek czegoś, czego nie rozumiem, dlatego, że nie ma pełnej wiedzy na temat wydarzeń z Dobrowic. Nie ma też czasu, aby się wnikliwe im przeglądnąć. Zawadzki jest jego źródłem wiedzy i do czasu, aż Kędzierski nie ma karty przetargowej w ręce względem Belfra, jest wobec niego dyplomatyczny. Rozwiązanie sprawy zależy od materiałów Zawadzkiego, dlatego podejście do niego musi być stonowane.
           W drugim sezonie role się odwracają. Kędzierski ma na Zawadzkiego haka i dalsze życie nauczyciela zależy od policjanta (te role ponownie się odwrócą w 7 odcinku drugiego sezonu).
Tumblr media
           Interesujące jest też pierwsze spotkanie Kędzierskiego z Eweliną w pierwszym sezonie. On stara się wywołać w niej strach czy obawy ze względu na urząd, który wykonuje, ale jak wszyscy którzy oglądali Belfra wiedzą, Ewelina strachliwa nie była. Kompletnie nie ruszyło ją zachowanie Kędzierskiego, a wręcz przeciwnie okazuje się butna wobec niego i jego podejścia.
Drugie spotkanie tej dwójki bohaterów następuje w drugim sezonie i ma on już inny charakter – to ponowne spotkanie i układ zmienią wszystko w życiu Kędzierskiego. Można powiedzieć, że to Ewelina, a konkretnie jej śmierć wydobywają z Kędzierskiego ludzkie odruchy. To śmierć dziewczyny, za którą jest bezpośrednio odpowiedzialny go łamie i sprawi, że na sam koniec widzowie dostaną nie Kędzierskiego służbistę, a Radka, faceta, który wie, że pomimo zamkniętej sprawy, on spieprzył na całej linii.
           Ostatnia scena, 10 odcinka pierwszego sezonu, gdy już wiem, że to Kędzierski będzie rozdawał karty w drugim sezonie, jest świetna, mam odpowiednie napięcie i wyczekanie na ostatnie ujęcie.
Kędzierski w pierwszym sezonie wkurza jak cholera, ale może i dobrze, bo zostaje w głowie. Raz mam się ochotę mu przywalić, a potem już przychodzą tkliwe uczucia ;) Myślę, że mimo mojej początkowej niechęci do tej postaci mogę uznać ją za intrygującą, bo została ze mną i byłam jej też ciekawa w drugim sezonie. Lepiej wkurzać niż nudzić widza :)
           Nie mogłam doczekać się drugiego sezonu, mimo że wiedziałam, że nie będzie w nim dwóch charyzmatycznych postaci, które niosły sezon pierwszy, czyli Molendy i Kusia. Jednak uznałam, że scenarzyści dobrze umieją tworzyć niejednoznacznych bohaterów, więc czekałam z ciekawością, kto się w drugim sezonie wyłoni i NIGDY nie przypuszczałabym, że to Kędzierski stanie się tym bohaterem, którego śmierć wywoła we mnie tak mieszane uczucia, jak wypadku śmierci Kusia w pierwszym sezonie.
           Pierwsza scena w drugim sezonie Belfra, gdy widzimy Kędzierskiego, jest prawie jak z westernu. On stoi pomiędzy peronami, pali papierosa a z drugie strony długiej drogi z impetem idzie do niego Zawadzki. Widz myśli, że wszystko będzie jak w sezonie pierwszym, że Kędzierski będzie tak rozmawiał z Zawadzkim, jak wtedy gdy potrzebował od niego informacji o śmierci Asi Walewskiej, a tu jednak zaskoczenie. To Kędzierski jest tą stroną, która wydaje polecenia, stawia warunki i decyduje. Zawadzki wręcz nie ma prawa się sprzeciwić. Siła, która pojawia się w postaci, wzbudza czujność widza, który przygląda się bohaterowi i pyta sam siebie: “co jest do cholery, wstrząs osobowości?”. Nawet barwa głosu jest już inna, jest pozbawiona nerwowości. Postaci zostaje nadana fajna pewność siebie i tu już trzeba pochwalić pracę aktora, który wydaje się, wyluzował się i zaczyna swoją postać traktować lżej... może ją bardziej zna? Jakby sobie przemyślał od pierwszego sezony, kim jest Kędzierski, jaką na funkcję i pozycję, na co może sobie pozwolić.
           W drugim sezonie mam też zderzenie tej postaci z przełożonym. Są to ciekawe sceny, bo z jednej strony Kędzierski stara się zachować spokój przy rozmowie z Kowalczykiem, mimo że szlag go trafia, a z drugiej strony też nie jest potulnym barankiem, bo gdy widzi, że ma rację, a szef się mylił, potrafi postawić na swoim (zabawne ironiczne riposty to domena Kędzierskiego).
           Akcja zaczyna się na dobre w 2 odcinku drugiego sezonu, jak Kędzierski przebiera się w kuloodporną kamizelkę, w czasie scen przed szkołą w końcu wykazuje się tym, że to on jest najważniejszym i “najmądrzejszym”. Aczkolwiek, to, że dopieścił do podziurkowania Iwo mimo informacji, że chłopak nie ma nabojów, jest zaskakujące (zresztą tak samo zaskakuje dziwna decyzja, aby przyjąć Ewelinę na agentkę i w najbardziej krytycznym momencie ją zostawić samą).
           Sceny w czasie przeszukania domu Iwo, jak się pojawia Kędzierski, jest warta zwrócenia uwagi z tego względu, że tu też po raz pierwszy widzimy go z jego zespołem, z ludźmi którzy z nim współpracują (znacznie lepsza brygad niż ta w sezonie pierwszym, tam były martwe pionki dla towarzystwa, a tu są reagujący ludzie). Mimo że jest ich dowódcą, nie boją się mu zwracać uwagi, czy się mu postawić w sytuacjach, w których uważają, że przegina. Dorota i Borys to wyborne dopełnienie Kędzierskiego. To ta dwójka również po jego śmierci nie może powstrzymać emocji i ich profesjonalizm rozpada się na kawałki.
           Duet Kędzierski - Borys to jest para marzeń. Uzupełniają się i rozumieją bez słów. Świetnie się to zestawienie scenarzystom udało. Borys, mimo że młodszy, to jednak swoją pewność siebie ma, więc nie ma kompleksów przy Kędzierskim i chyba dlatego jest między nimi niewidzialna nić idealnego porozumienia. Borys jest trochę bardziej impulsywny, ale zapewne wynika to z wieku i mniejszego doświadczenia.
Borys chce zaimponować Kędzierskiemu, chce być jak on, więc stara się sprostać jego oczekiwaniom. Krystian Pesta dobrze wcielił się w powierzoną postać, jest charyzmatyczny i do zapamiętania. To dobrze, bo to młody aktor i już wzbudza zaciekawienie. 
   Absolutnie wszystko zmienia się wraz z odcinkiem 7 drugiego sezonu. Gdy Kędzierski widzi w lesie nieżywą Ewelinę, budzi się w nim coś, czego wcześniej nie wiedzieliśmy - żal i skrucha.
Daje się pobić Zawadzkiemu, bo wie, że zasłużył na to, a dodatkowo jest to dla niego zarówno rodzaj kary, jak i ulgi. To sposób na odreagowanie tego, co czuje, a czuje odpowiedzialność. Ta scena niesie ze sobą duży ładunek emocjonalny zarówno od strony Zawadzkiego, jak i Kędzierskiego. Sam zarzucał Zawadzkiemu zbytnie przywiązanie do Eweliny, ale jego spotkanie na osobności z nią (w odcinku 6), gdy nie wiemy, co tak naprawdę ustalali, wskazuje na to, że i on się “przywiązał”.
Od tego momentu każde działanie Kędzierskiego ma na celu uciszyć wyrzuty sumienia, sprawdzić, że winni zostaną ukarania za wszelką cenę. Zaczyna kierować się emocjami i to doprowadza do tego, że podejmuje błędne decyzje, jak zabicie bez wahania Lucka. Teraz na sumieniu ma dwie śmierci, tego się tak łatwo nie da uciszyć.
7 odcinek to scena za sceną, w której rządzi Kędzierski. Dialogi, gra, emocje, to daje obraz zmienionej osoby. Ewelina mimowolnie stała się jego piętą achillesową, ale i dodała mu siły do zdeterminowanego działania.
           Wszyscy po zakończeniu 7 odcinaka pytali “DLACZEGO ON ZGINĄŁ”?, ponad dwa tygodnie rozmów i dywagacji na ten temat (nie wiem, czy to dobrze, czy źle o nas świadczy, że tyle czasu poświeciliśmy fikcyjnej postaci, ale co tam, radość z rozmów była). I dziś już jestem przekonana, że ta śmierć była nieunikniona. Bowiem skoro Kędzierski zdecydowała się wyjść ze służbowego "garnituru" i pokazał ludzką twarz oraz emocje, to musiał zginąć. Nie było odwrotu od tego, pokazał, że ma uczucia, że coś go rusza. Nie byłby w stanie wrócić do poprzedniej postawy, zwłaszcza wobec Zawadzkiego, bo Belfer zobaczył słabość (ludzkie oblicze) i wykorzystał to w mgnieniu oka.  
Scena po skończonej akcji, gdy główny wróg nie żyje, wydaje się początkowo wesoła i pokazuje Kędzierskiego spokojnego, ale świętowanie sukcesu przerywa przypomnienie przez szefa o Ewelinie. W Kędzierskim wraca poczucie winy. Myślał, że śmiercią Lucka odkupił winę, ale nie przypuszczał, że to nie będzie takie łatwe.
           Tu pozwolę sobie zacytować, według mnie, doskonałą mini analizę, jaką w czasie naszych rozmów dokonała Agnieszka Malinowska “ Przemiana, jaka zachodzi w Kędzierskim począwszy od pierwszych odcinków 2 sezonu - od odważnego, bezpardonowego, nieliczącego się z innymi gliniarza do wspomnianego 7 odcinka, gdzie to Kędzierski odzyskuje „postać człowieka” i kończy swój żywot pokazało, że jednak ten gliniarz miał serce.. Serce, które weszło poziom wyżej niż rozum. W idealnie dotąd nasmarowaną maszynę zaczął wsypywać się piasek. Trybiki zaczęły się trzeć, puzelek wypadł z całej układanki, sumienie zaczęło męczyć.. i nagle Kędzierski przeobraził się w człowieka, człowieka, który zaczyna czuć.. Człowieka, któremu stają łzy w oczach, któremu łamie się głos, który ma już wszystkiego dość… I nagle postać zrobiła nam się jakoś bliska, zaś odgrywający rolę Szymon zapadł w naszych głowach na dobre. Jego kreacja poruszyła nas wszystkich i prawie wszyscy zadawali lub wciąż zadają to samo pytanie "dlaczego on?"
           W 7 odcinku zostałam zaskoczona, jeśli chodzi też o grę aktorską. Wcześniej Kędzierski mnie irytował jako bohater, ale też wynikało to z gry aktora.
Postać Kędzierskiego do pewnego stopnia idealnie łączy się z postacią, jaką zagrał Szymon Piotr Warszawski w NAJLEPSZYM - tam jest też takie dziwne napięcie, pewnego rodzaju brak luzu w grze. Myślałam, że to błąd. Dopiero po 7 odcinku Belfra pojęłam, że to celowy zabieg. Wcześniej przed tym odcinkiem byłam przekonana, że aktor jest nierozgrany (wie nie ma takiego słowa :)) że nie czuje do końca jeszcze materii filmowego bytu, a tu okazuje się, że byłam w sporym błędzie. Służbista z NAJLEPSZEGO jest takim samym służbistą jak Kędzierski do 7 odcinka, bo tak ma być.
Kamienna twarz to jest główny sposób gry aktora i w Belfrze i w Najlepszym. Bardzo trudno odczytać jakieś emocje, normalnie jak w Ojcu Chrzestnym. Nie wiadomo czy się bohatera bać, czy nie.
W późniejszych odcinkach Belfra z drugiego sezonu dochodzą rewelacyjne mini gesty i ruchy, które dopełniają tę postać (uwielbiam aktorstwo oparte na niuansach i drobiazgach. Tak jak wielbiłam postać Molendy za żucie gumy, tak wypadku Kędzierskiego to są mini gesty, który używa do komunikacji).
Również zmiana korzystna następuje w warstwie dialogowej – luźniej i swobodniej wypowiadane kwestie, bez nadęcia i zapowietrzenia widocznego w pierwszym sezonie.
Wiele osób, z którymi rozmawiałam, wspominało o uśmiechu, który zawsze jest dwuznaczny, jak u rozszalałego psychopaty. Uśmiech jest tak zwodniczy, że najlepiej wypadałoby od razu uciekać.
Na chwilę pozwolę sobie na kobiece spojrzenie na Kędzierskiego, bowiem fizyczność użyczał mu aktora (to wiadome i banalne), ale muszę przyznać, że w drugim sezonie Kędzierski prezentuje się lepiej. Wydaje mi się, że od pierwszego sezonu aktor trochę zeszczuplał i bardzo korzystne wpłynęło to na postać. Nigdy nie oczekuję od aktora, że będzie przystojniakiem, który rzuci mnie urodą na kolana, oczekuję, aby umiał wykorzystać swoje oblicze do budowania postaci tak, aby stała się ona atrakcyjna, nawet jeśli aktor nie jest przysłowiowym Bradem Pittem (cieszę się, że nie każdy aktor jest). Charakterna postać zawsze wyda się atrakcyjna (zarówno mężczyznom, jak i zdecydowanie kobietom).
                       Tyle piszę i analizuję postać, ale przyszła chwila dla aktora, który ją stworzył, bo bez niego nie byłoby Kędzierskiego.
Jeśli ktoś czytał moje wcześniejsze teksty/mini recenzje czy analizy wie, że jeśli chodzi o Szymona Piotra Warszawskiego, zachowuję czujność. Jestem zaciekawiona, bo końcówką Belfra sprawił, że chciało mi się myśleć nad jego rolą. Chciało mi się przygadać temu, jak stwarzał tego bohatera. ALE tak jak pisałam wcześniej. jeszcze nie wie, o co chodzi z tym aktorem i jego sposobem grania. Nie jest on oczywisty i jednoznaczny na zasadzie: dobry - niedobry. Jest w aktorze i w jego grze coś nowego dla mnie i zwykle nowych rzeczy się boję, ale kino jest tą dziedziną, że jak widzę coś nowego, co zostaje w mojej głowie, to już ma to status pozytywu.
Ciekawa jestem, co będzie dalej z aktorem, czy szybko otrzyma pierwszoplanową rolę (oby nie w romantycznej komedii), bo z chęcią zobaczyłabym go na dłuższym dystansie.
           Pisząc o młodych aktorach (29 lat to młody wieki, który wskazuje dopiero rozruch w karierze) zawsze się boję, że mój entuzjazm i moje nadzieje zderzą się z realiami.
Na razie życzę aktorowi, aby Kędzierski poniósł go do przodu, ku ciekawej przygodzie, a nie stał się metką, która wraca jak bumerang i stygmatyzuje.
 Serdecznie dziękuję za rozmowy: Jolancie Bryzek, Agnieszce Malinowskiej, Patrycji Rzadkowskiej i wielu osobom z grupy Speakers' Corner SPW – fajnie, że na Was trafiłam :)
0 notes
kasiamagiera · 7 years ago
Text
Tomasz Ziętek- aktor jutra?
Tumblr media
"Taki chłopak z sąsiedztwa... nie ma nic bardziej mylnego mówiąc o tym Aktorze... kiedy staje przed kamerą zamienia się w "zwierzę", potrafi zagrać wszystko (...)” Robert Gliński  
W polskim kinie raz na jakiś czas pojawia się film, w którym twórcy decyzją się zatrudnić do głównych ról młodych i mało znanych lub kompletnie nieznanych aktorów. Wybory takie pajdą, wtedy gdy fabuła filmu główny nacisk kładzie na młodego bohatera. Tak było w filmach MIASTO 44, SALA SAMOBÓJCÓW, OBIETNICA, GALERIANKI, BABY BLUSE, czy w serialu BELFER. We wszystkich tych filmach młodzi aktorzy doskonale poradzili sobie ze swoimi kreacjami, dzięki czemu kino polskie wzbogaciło się o kilka aktorskich perełek. Robert Gliński, podejmując się realizacji jednej z najciekawszych i ważnych książek w naszym kanonie, czyli KAMIENI NA SZANIEC Aleksandra Kamińskiego wiedział, że kluczową kwestią są aktorzy, który wcielą się w legendarne postaci z tej książki - Rudego, Zośkę i Alka. 
Reżyser trafie postanowił, że te role zagra trójka zupełnie nieznanych wtedy aktorów, bowiem ich twarze jeszcze nie były naznaczone wcześniejszymi rolami, ich twarze były “czyste” i dzięki temu widzowie mogli swobodnie przełożyć swoje wyobrażenie bohaterów książkowych na tych aktorów. Tomasz Ziętek, Marcel Sabat i Kamil Szeptycki dostali szansę zaprezentowania się w ważnym filmie w kinie polskim, bowiem książka Kamińskiego zawsze i wszędzie jest dziełem niezapomnianym. Grając te postaci aktorzy mogli się liczyć też z tym, że gdyby polegli, gdyby ich kreacje nie spełniły oczekiwań, staliby się już na starcie zawodowym naznaczeni. 
 Film KAMIENIE NA SZANIEC spotkał się z krytyką. Zarówno widzowie, jak i recenzenci mówili o zbytniej swobodzie w przekładaniu książki przez Glińskiego. Najbardziej nie podobało się to, że film jest tak naprawdę historią o dwóch przyjaciołach (Zośce i Rudym), a nie o trzech, jak to ma miejsce na łamach książki. W filmie Alek praktycznie nie istnieje, jest postacią drugoplanową, a w związku z tym Kamil Szeptycki jest mało widoczny. Natomiast za największy plus tego filmu koniecznie uznać trzeba wykreowanie postać Rudego. Jest ona idealna z wyobrażeniami, jakie się rodzą w głowie po lekturze książki odnośnie tego bohatera. Za sprawą Tomasza Ziętka Rudy ożywa, staje się postacią z krwi i kości. To on nadał realny kształt Rudemu. Największe emocje wywołuje oczywiście cała sekwencja przesłuchania i torturowania Rudego przez gestapo. W realistyczny sposób przedstawiono przebieg wydarzeń, a aktor naturalistycznie odegrał etapy powolniej męczeńskiej śmierci swojego bohatera.
 Już w tym filmie Tomasz Ziętek ujawnił swego rodzaju magnetyzm, który polega na tym, że gdy on jest na ekranie, to widz po prostu patrzymy na niego.        Przez wzgląd na oryginalną urodę przed premierą filmu to Marcel Sabat cieszył się dużym zainteresowaniem, jednak po premierze już nie było wątpliwości, że największą charyzmę ekranową i niezbędny w tym zawodzie talent ma Tomasz Ziętek. KAMIENIE NA SZANIEC stały się duży start, po którym przyszła zaduma, co dalej z tą trójką debiutantów. Dwóch z nich poszło w stronę serialową. Kamil Szeptycki dostał jedną z głównych ról w słabym, zdjętym po jednym sezonie, serialu TVN pt. AŻ PO SUFIT i jak na tę chwilę to by było tyle po jego zawodowej aktywności. Natomiast Marcel Sabat po pomniejszych produkcjach zdecydował się na udział w produkcji TVP pt. KOMISJA MORDERSTW – jego rola w tym serialu nie jest warta pamiętania, bowiem jest tylko szkicem, któremu nie dano możliwości rozwinąć się. 
 Tomasz Ziętek jest tym z tej trójki, który najlepiej sobie obecnie radzi zawodowo, wybiera propozycje mniejsze, ale w ciekawych filmach u ważnych reżyserów jak np. rola aplikanta prokuratora w filmie BODY/CIAŁO Małgorzaty Szumowskiej, czy w filmie DEMON Marcina Wrony. To dobre rozwiązanie, gdyż te film zwykle ogląda duża liczba ambitnej publiczności, takiej, która pragnie w kinie polskim oryginalnych fabuł. Takie role, nawet drugoplanowe dają też szansę na zostanie zauważonym przez producentów i reżyserów. Aktor dojrzewa i przeistacza się w mężczyznę w oczach twórców filmowych, a to ważna informacja, bowiem dzięki temu może zacząć już grać takie role, jak udało mu się zagrać w filmie KONWÓJ. Nie jest to jeszcze główna rola, ale aktor odgrywa znacząca postać dla przebiegu fabularnego. Jego bohater to młody człowiek, który dopiero wchodzi świat więziennych strażników, jest pełen ideałów, a równocześnie jest zięciem dyrektor więzienia Nowackiego (tu młody aktor po raz drugi w swojej karierze na planie spotkał się z Januszem Gajosem).   
 Film KONWÓJ jest ciekawą propozycją w rodzimej kinematografii, gdyż jeszcze takiego filmu nie był, jest w nim duży potencjał, który jest wspierany przez znakomite nazwiska kina polskiego. Dlatego możliwość udziału i grania razem z takimi aktorami jak Więckiewicz, Czop, Bluszcz, czy Simlat jest dla młodego aktora nie tylko nobilitacją, a również szansą na naukę, a i pokazania własnej osobowości. W tak zasłużonym gronie trudno wybić się na plan pierwszy tak, aby zostać zauważonym. Ale co interesujące w wypadku Tomasza Ziętka to to, że mimo wszystko, na tle tych znanych nazwisk i aktorów z dużym stażem zawodowym nie wypada blado czy gorzej. Jest on trafnym dopełnieniem głównych bohaterów i nie odstaje od ekipy w żadnej ze swoich scen.    Film jest zbudowany na klasycznych modelach ludzkich i każdy z aktorów ma wyraźnie przypisane wedle znanych schematów rolę.  I tak: jest dowódca z mroczną przeszłością, który w czasie transportu odbywa przemianę wewnętrzną (głównie za sprawą Feliksa), jest nieobliczalny “żołnierz”, który bez żadnego oporu trzyma się rozkazów, jest służbistą, który musi weryfikować swoje podejście do regulaminów oraz kodeków wobec wydarzeń, które toczą się na bieżąco i jest młody, świeżak, który żyje jeszcze ideałami oraz nadziejami, że można uczciwe stać na straży porządku publicznego. Wszystkie te indywidualności spotykają się w jednym małym aucie, gdzie aż gorąco do emocji. Klaustrofobiczna aura zawsze daje możliwości rozegrania intensywnych relacji pomiędzy bohaterami. Zamknięta przestrzeń sprzyja dusznej i ciężkiej aurze, która musi wpłynąć na zachowania ludzkie. Feliks, czyli bohatera, którego gra Tomasz Ziętek pierwszy raz w swojej karierze wyrusza w służbową podróż, ale jest to też podróż w prawdziwy brutalny świat więzienia, o którego istnieniu nie miał pojęcia. Nie jest gotowy na to, co go czeka, a zderzony z rzeczywistością od razu się poddaje, chce rezygnować z obranej drogi zawodowej, gdyż nie jest ona tym, o czym on zawsze myślał. Jego wiedza i światopogląd kłócą się z postawami, które wyznają jego starsi doświadczeni koledzy. Wydawać by się mogło, że to oni, ludzie, którzy od lat funkcjonują w służbie więziennej będą umieli w czasie drogi “nawrócić” Feliksa na realia, jakimi rządzi się ich świat. Feliks na początku jest jak małe dziecko, bowiem jak się okazuje wierzy w to, co widzi lub to, co jest mu pokazywane (zwłaszcza przez teścia), żyje pozorami i narzuconym kłamstwami- podobanie jak jego żona i teściowa. Gdy wsiada do furgonetki jego świat ma odcień biało- czarny. Gdyż według niego postępuje się albo zgodnie z prawa, albo się jest przestępcą. Nie zdaje sobie sprawy jako dużo w czasie tego pierwszego, a może i ostatniego, transportu pozna odcieni szarości świata, w który wkroczył. Jako idealista chcący trzymać się zasad nie może pogodzić się z odkryciem prawdy, która wywołuje w nim gniew oraz bunt. Początkowe zniesmaczenie i rozczarowanie odkrytą prawdą o teściu, który był dla niego wzorem, składnia go do działania oraz chęci udowodnienia, że on może przeciwstawić się klice, że on zawalczy o prawo nawet największego zwyrodnialca (niestety w filmie nie otrzymujemy stuprocentowego potwierdzenia, że Kulesza (Ireneusz Czop), czyli domniemany morderca i pedofil faktycznie jest takim potworem). Feliks jest jak ostatni sprawiedliwy, a co więcej, swoją postawą, przekonaniami oraz poczuciem sprawiedliwości potrafi przekonać zdegenerowanego, oraz upadłego dowódcę, który miał być pewniakiem dyrektora Nowackiego. Czyste i pierwotne ideały wygrywają. To banalny i prosty przekaz, ale potrzebny w tym filmie, bowiem inne osoby jednak wybierają “ciemną stronę mocy”. Feliks za bycie nieugiętym i za swoje poczucie obowiązku możliwe, że poniesie najsmutniejsze dla siebie konsekwencje, ale nie tylko on na egoistycznych decyzjach Nowackiego ucierpi. Nowacki kieruje się tylko i wyłącznie dobrem własnym, ponieważ w chwili, gdy podejmuje ostateczną decyzję odnośnie swojego zięcia nie podejrzewa nawet, że niszcz życie córki, żony oraz w ostateczności i własne. Feliks jest modelowym bohaterem i wielokrotnie wykorzystywanym już w kinie- nieskalany bohater trafia do “gniazda żmij”. I ma wybór, czy postąpić wedle przysłowia “jeśli wszedłeś między wrony musisz krakać, jaki i one”, a może jego moralność oraz hierarchie wartość okażą się silniejsze? Ze względu na to, że Tomasz Ziętek wygląda bardzo młodo (pomimo że ma 27 lat), wręcz chłopięco, twórcy postanowili na potrzeby filmu zmienić mu fryzurę oraz oddać zarost, co zapewne miało oddać mu powagi i zdecydowanie odciąć od wcześniejszych kreacji aktora. Było to dobre rozwiązanie, które dało możliwość na nowo spojrzeć na tego aktora, bez powracania do jego ról młodzieżowych. Pierwsza scena Tomasza Ziętka w filmie to scena erotyczna z Agnieszką Żulewską. Stanowi ona jednoznaczne uświadomieniem widzowi, że mamy do czynienia z mężczyzną, a nie chłopcem. Film niestety traktuje kobiecie postaci jak kukły, które sprowadzone są do podstawowych funkcji jak seks, zajmowanie się domem, gotowanie obiadu, dlatego też widz nie ma szansy na poznanie głębszej relacji pomiędzy Feliksem a Ewą (jedyne co możemy przypuszczać to to, że są zakochanym w sobie młodym małżeństwem. To pierwszy etap ich wspólnego życia, gdzie każde rozdzielenie się wywołuje tęsknotę i chęci jak najszybszego powrotu do siebie).    Film i jego obsada miały ogromny potencjał, ale Maciej Żak już po raz drugi nie umiał wyważyć oraz wykorzystać materiału jaki miał do wyreżyserowania. Film nie jest dostarczanie intensywny, zwłaszcza w warstwie psychologicznej. Oglądamy dużo wybornych aktorów, ciekawą treść, a głębia i psychologiczna aura rozmył się, przepadły, a zakończenie pozostawia niedosyt. Mimo że dobrze się patrzy na Tomka Ziętka i po tym materiale, który widz otrzymuje za pomocą filmu wiadomym jest, że aktor jest zdolny oraz warty uwagi, więc żal pozostaje, że nie dostał szansy na 100% zaprezentowania siebie oraz swojego bohatera. Brak mi skrajnych emocji pokazywanych przez tę postać, gdy dzieją się rzeczy ważne dla Feliksa. Można odnieść chwilami wrażenie, że aktor był wyciszany i odsuwany na margines, gdyż przecież to nie on był tam gwiazdą numer jeden (choć bardziej niż Tomasz Ziętek został “skrzywdzony” swoją ograniczoną rolą Ireneusz Czop). Marzy mi się rola dla Tomasza Ziętka oparta na konieczność grania skrajnościami, może jakimś rozchwianiem rola, która w pełni pokarze spektrum jego umiejętności metamorficznych. Chciałabym niebawem zobaczyć go w roli potwierdzającej moje przypuszczenia, że drzemie w nim siła. Warto byłoby wykorzystać jego bardzo młodzieńczy wygląd i zaproponować mu rolę na przekór takiej jego wizualności. KONWÓJ jest filmem, który dał mu szansę, aby pokazać twórcom filmowym oraz widzom, że jest w polskich aktorskich szeregach kolejny młody aktor, który nie ma oporów, by stać w równym szeregu z aktorami o ugruntowanej pozycji, co warto mieć na uwadze. 
 Teraz czekamy na film ŻUŻEL w reżyserii Doroty Kędzierzawskiej, ponieważ tam Ziętek otrzymał główną rolę. Jak mówi reżyserka “bohaterem filmu będzie młody zawodnik żużla, zakochany w motorach indywidualista, "idący przez życie swoją własną drogą".   
 Tomasz Ziętek jest wszechstronny, a w związku z tym, że aktor ukończył Studium Wokalno-Aktorskiego przy Teatrze Muzycznym w Gdyni jest też aktywny muzycznie. Jest członkiem zespołu The Fruitcakes i realizuje swój autorski projekt pod nazwą The Ape Man Tales. Tomasz Ziętek “stoi w rozkroku” pomiędzy aktorstwem a muzyką i to daje mu uniwersalność, doświadczenie na różnych polach i nowe umiejętności. Na przykładzie Pawła Małaszyńskiego można śmiało powiedzieć, że da się łączyć oba zawody i obie te pasje, że jedno nie blokuje drugiego, a wręcz przeciwnie działa stymulująco. Jeśli Tomasz Ziętek będzie cierpliwy i małym krokami będzie realizował swoje cele oraz plany myślę, że jeszcze nie jeden raz widzowie oraz słuchacze będą mieli okazję przekonać się jakich zdalnych młodych ludzi mamy w naszym kraju.
 Ps. Kolejnym doskonałym filmem, gdzie można było podziwiać Tomasza Ziętka, w doborowym aktorskim jest Cicha Noc. Ta rola i ten film to kolejna cegiełka w dobrym kierunku.
2 notes · View notes
kasiamagiera · 7 years ago
Text
Krzysztof Czeczot- człowiek orkiestra
Tumblr media
“To co dla mnie najważniejsze, to wymyślać i realizować pomysły z kręgu „tego jeszcze nie było” czy też „to się nie uda”.”
    Kino jest nieprzewidywalne i wielokrotnie można zadać sobie pytanie dotyczące zauważalności aktorów w świadomości widza po zagraniu określonych ról przez niego. Dlaczego jeden aktor zostaje wybrańcem publiczności i wystarczy jedna rola, aby był na ustach wszystkich, a inny, który zagra podobną postać do pierwszego pozostaje nadal w cieniu? Jaki czynnik warunkuje to, że jednemu się udaje zwrócić na siebie dużą uwagę, a drugi nawet całe życie zawodowe pozostaje na drugim planie mimo, że bywa nawet aktywniejszy zawodowo niż ten pierwszy? Moje zaciekawienie tą kwestią wynika z zaskakującej sytuacji jaka nastąpiła w 2016 roku w przypadku dwóch aktorów: Krzysztofa Czeczota i Sebastiana Fabijańskiego (o tym aktorze duży tekst napisałam). Obydwaj zagrali w nowym PITBULLU w 2016 roku. Pierwszy wystąpił w PITBULL. NOWE PORZĄDKU, drugi natomiast w PITBULL. NIEBEZPIECZNE KOBIETY. Obydwaj zagrali role czarnych, psychopatycznych charakterów, ale to Sebastian Fabijański stał się po tym filmie ogromnie popularny oraz został okrzyknięty aktorskim odkryciem 2016 roku, a Krzysztof Czeczot utrzymał swoją stałą pozycję aktora kojarzonego z codziennymi serialami TVN-u.
Jak na razie odnajduję jedną odpowiedź na moje wcześniej postawione pytanie oraz prowadzone rozważania powyżej. Mianowicie sytuacja prezentuje się następująco: w PITBULL. NOWE PORZĄDKI  wiodąca postacią jest jednak postać grana przez Piotra Stramowskiego, czyli Majamego. W tej części PITBULLA widz miał się zapoznać z nowym policjantem, nowym pozytywnym protagonistą, po tym jak z horyzontu zniknęła postać Despera (Marcin Dorociński). W PITBULL. NOWE PORZĄDKI podążamy za stróżem prawa, a nie za przestępcami, jak to będzie mało miejsce w dużej części fabuły PITBULL. NIEBEZPIECZNE KOBIETY. W PITBULL. NOWE PORZĄDKI  widz nie ma tyle czasu co w PITBULL. NIEBEZPIECZNE KOBIETY, aby dokładnie zapoznać się z negatywnym bohaterem jakim jest Zupa.
    Filmy Patryka Vegi zawsze mają nadmiar wątków i bohaterów oraz niezmiernie dynamiczne tempo- są one ewidentnie materiałem na serial, a nie na ponad dwugodzinny film. Przez to, że reżyser chce pokazać dużo, to zawsze ktoś zostaje “pokrzywdzony”. Aktorzy nie są w stanie zaprezentować się w pełni, choć zostają im powierzone ciekawe, trudne i rzadkie w kinie polskim role. W moim odczuciu  takim “pokrzywdzonym” aktorem w PITBULLU właśnie jest Krzysztof Czeczot. Pomimo tego, że mógł u Patryka Vegi zagrać mocną postać, to ten jego nieszablonowy bohater rozmył się wśród innych, nowych, mocnych postaci. Krzysztof Czeczot jako Zupa jest na ekranie tylko do połowy filmu, a do tego czasu widz jest w stanie tylko zasmakować jego mrocznego charakteru. Gdyby zacząć analizować postać graną przez Krzysztofa Czeczota, czyli Zupę i postać, którą kreuje Sebastian Fabijański, czyli Cukra można dojść do wniosku, że Zupa jest jednak bardziej przerażający niż Cukier. Zupa jest zimnym psychopatą i sprawia mu to przyjemność. Sam w jednej rozmowie z bohaterem kreowanym przez Bogusława Lindę mówi, że to co robi, to nie robi tego dla pieniędzy tylko dla sławy. Zupa jest bezwzględny i brutalny, a przemoc stosuje z zimną krwią. Dla jego postępowania i działania nie ma takiego wytłumaczenia jakie ma Cukier, czyli walka o kobietę i dziecko. Jak również Cukier naznaczony jest śmiertelną chorobą, która go zaburza.
           Patryk Vega pytany w jednym z wywiadów o inspiracje dla postaci Zupy wyjaśnił jej antropologię “jeden z członków gangu "obcinaczy palców" pochodził z bogatego domu. Dla niego pieniądze nie były motywacją, zależało mu raczej na prestiżu, sławie i poważaniu na tzw. ulicy. Jednocześnie wydawał się w tym światku najbardziej zdeprawowany.”
Zupa jest wyprany z emocji, jego twarz ani drganie, czy jest świadkiem strzelaniny na siłowni, czy sam dokonuje krwawego samosądu na chłopakach, którzy znęcają się nad jego bratem. Nie ma dla niego żadnych granic. Gdy ma zebrać haracz to zrobi to bez względu na to, czy jest to właściciel dochodowego lokalu na Mokotowie, czy dorabiający sprzedażą miodu staruszek na ulicy w jego dzielnicy. Dla Zupy nie ma taryfy ulgowej.
Fascynuje go widok krwi oraz zbrodni, a przy tym wszystkim jego mimika pozostaje beznamiętna. Scena, w której Babcia (postać kreowana przez Bogusława Lindę) wchodzi na siłownię i zabija serią strzałów z karabinku szefa gangsterów jest tego najlepszym dowodem. Zupa kompletnie bez emocji nachyla się nad “podziurkowanym” człowiekiem, zanurza palec w jego krwi, wącha ją i przechodzi w spokojny sposób do rozmowy z Babcią, automatycznie stająć się jego człowiekiem. Wobec szefa jest uległy, grzeczny, wykonuje dokładnie jego polecenia. Natomiast przy wykonywaniu swojej “pracy” jest okrutny wobec ludzi.
Duże wrażenie robią sąsiadujące ze sobą dwie skrajnie odmienne w swoim tonie sceny ujawniające dwoistość Zupy. Pierwsza to scena śniadania, gdy Zupa (a tak na prawdę w tej scenie to przecież rodzinny Oscar) wraz rodzicami i dwójką młodszego rodzeństwa je śniadanie- jest grzecznie, miło i idealnie. Taki obraz sielankowej idylli niszczy już kolejna scena z udziałem Zupy, w której to on wraz ze Strachem pokazują “kto tu rządzi” ludziom na jednej z ulic Mokotowa. Widz czuje zaskoczenie, bowiem z wychowanego synka nagle Zupa zmienia się w brutalnego gangstera- jest nieobliczalny, a na jego twarzy nie ma emocji. Ta postać kreowania jest w sposób “jestem i tylko przecież patrzę”.
Zupa pozostaje w bezpośredniej “zawodowej” relacji ze Strachem (ta postać jest świeża i zabawna tylko w PITBULL. NOWE PORZĄDKI, bo w kolejnej części już się nie sprawdza). Ta relacja jest bardziej naturalna i logiczna niż relacja jaką później ze Strachem ma Cukier. Zupa jest mężczyzną twardo stąpającym po ziemi, więc prostolinijność Stracha dobrze się z nim komponuje. Zaś Cukier jest “odklejony” od rzeczywistości, jest natchnioną duszą (pomijając fakt, że jest też bezwzględnym psychopatą), dlatego jego relacja z prostym i wulgarnym Strachem jest wydumana, sztuczna i kompletnie niepotrzebna.
    Bardzo mocną i dosadnie pokazująca psychopatyczne oblicze Zupy jest cała sekwencja w domu publicznym, gdzie Zupa poznaje Kurę (świetna rola Agnieszki Dygant), która okazuje się równie bestialska jak on. Zupa i Kura są jak mordercza para Miki i Mallory z filmu URODZENI MORDERCY. Zapatrzeni w siebie, chłonący swoje okrucieństwo, odkrywają więź, która ich łączy, na przekór całemu światu. Nieokiełznani, wyzwoleni i kochający siebie na swój szybki intensywny sposób.
Wyrządzanie innym krzywdy sprawia i Zupie i Kurze przyjemność, ale różnica polega między nimi na tym, że Zupa po prostu taki jest i chce patrzeć na cierpienie innych. Wtedy gdy porwanej młodej dziewczynie odcina z satysfakcją palec pomimo, że ojciec dziewczyny zapłacił okup. Kura natomiast ma potrzebę pokazania swojej władzy, bowiem wcześniej jako prostytutka, była zapewne poniewierana przez klientów. Z chwilą gdy poznała Zupę poczuła, że może się odpłacić światu za to co ją wcześniej spotkało.
    Scena aresztowania Zupy jest osobliwa, ale nie jest wielce oryginalna jeśli chodzi o jej przebieg oraz przedstawienie zachowania bohatera w jego czasie. Choć z drugiej strony rozegranie jej współgra idealnie z postacią kreowaną przez Krzysztofa Czeczota (ta postać gwałtowne emocje okazuje tylko raz w ostatniej swojej scenie, gdy okazuje się, że jednak trafi do więzienia. Nie to jednak go wyprowadza z równowagi, a określenie go mianem “pedała” przez Majamiego). On do samego końca akcji z aresztowaniem nie ujawnia emocji, strachu czy skruchy. W czasie gdy oddział specjalny wybija mu drzwi, on bez zdenerwowania ogląda film pornograficzny i nawet strzały skierowane w zamek drzwi nie wywołują u niego chęci ucieczki, czy ratowania się przed niechybnym aresztowaniem. Kładzie się grzecznie na ziemię i “pod nosem” recytuje pieśń pogrzebową Anielski Orszak. Brygada, która wchodzi do mieszkania jest więcej niż zaskoczona, gdyż zapewne spodziewała się jakiegoś wielkiego zbira. Legendy na temat Zupy dawały im takie mylne wyobrażenie. A tu nagle zastają niewielkiej postury, spokojnego człowieka, który nawet nie ma zamiaru stawiać oporu przy aresztowaniu (zresztą w tym względzie Zupa jest podobny do Cukra, na którym aresztowanie też nie robi wrażenia). Zupa tak jak Cukier wie, że niebawem zapewne wyjdzie z więzienia. Jednak nie mógł przewiedzieć, że Strachu jednak “go sprzeda”. Cukier miał bardziej lojalnych ludzi.
    Patryk Vega przyznaje, że odkąd zobaczył Krzysztofa Czeczota to zapragnął go obsadzić w swoim filmie w dewiacyjnej, mocno pokręconej roli. Reżyser przyznaje “jestem z tej roli szczególnie zadowolony. Uważam, że Krzysiek Czeczot stworzył kapitalną kreację, zwłaszcza że został obsadzony wbrew warunkom fizycznym, bo wygląda raczej na sympatycznego pracownika agencji reklamowej i takie propozycje dostawał dotąd”.
    PITBULL. NOWE PORZĄDKI oglądałam wiele razy, aby móc wyłapać wszelkie niuanse, które Partyk Vega wprowadził poprzez bohaterów i po dokładnej ocenie Zupy oraz Cukra jestem przekonana, że obie role są wyborne i obie zasługują na taką samą uwagę. Niemniej jednak zapewne Cukier jest bardziej spektakularny dla widza, gdyż widać w tej postaci ogromną pracę samego aktora- fizyczną i psychiczną. Po drugie Cukier jest głównym bohaterem PITBULL. NIEBEZPIECZNE KOBIETY, jest go bardzo dużo na ekranie i to praktycznie do samego końca filmu. Ale te argumenty nie oznaczają, że Krzysztof Czeczot wykonał gorszą pracę niż Sebastian Fabijański. Nawet można powiedzieć więcej, ta rola mogła kosztować Czeczota wizerunkowo znacznie więcej, niż Fabijańskiego z tego względu, że do czasu PITBULLA Krzysztof Czeczot ugruntował się konkretnie i wyraźnie w świadomości widzów jako zabawna i pozytywna drugoplanowa postać, głównie z lekkich produkcji. Szczęśliwie, Patryk Vega lubi iść “pod prąd” i daje szansę aktorom udowodnienia, że raz stworzony wizerunek (zwłaszcza w świadomości widzów) jest sprawą do obalenia- jeśli tylko aktor tego chce.
Fizyczność Krzysztofa Czeczota też nie uległa tak wielkim zmianom jak to się stało w przypadku Sebastiana Fabijańskiego. Ale może to dobrze, gdyż Zupa tym, że był zupełnie normalnym młodym mężczyzną budzi jeszcze większy lęk. Przyglądając się Zupie tylko od strony wizualnej nikt by nawet nie przypuszczał jak zdegenerowany ma umysł, natomiast patrząc na Cukra już z daleka widać, że może nie być zrównoważony.
Psychol pod przykrywką normalności wywołuje realny strach w widzach, gdyż zaczynają sobie uświadamiać, że takiego kogoś można spotkać każdego dnia na ulicy. Widz zdaje sobie sprawę z tego, że psychopata nie jest naznaczony widocznym piętnem, bo gdyby tak było, to wiadomym by się stało, że każdy by go omijał szerokim łukiem. A tak, to każdemu może sie trafić spotkanie z takim degeneratem.
    Krzysztof Czeczot doskonale wykorzystał tę rzadką okazję w kinie polskim do stworzenia tak dwuznacznego bohatera. Ładnie wygrał spokój bohatera, nie dał się ponieś swojej chęci ujawnienia jego psychopatyczności poprzez nadekspresyjne gesty, ruchy czy słowa.  W tej postaci nie ma nadmiaru, o którą łatwo przy kreowaniu takiej postaci. Aktorów często ponosi to, że wydaje im się, że tylko nadmiar i gwałtowność mogą dać najlepszy efekt, aby zaprezentować spektrum okrucieństwa swojej postaci. Krzysztof Czeczot swoim wcieleniem obalił taki sposób podejścia do demonicznych kreacji.
    Fakt jest taki, że gdy pierwszy raz dowiedziałam się, że w obsadzie PITBULL. NOWE PORZĄDKI zagra Krzysztof Czeczot spodziewałam się zobaczyć go ponownie w roli policjanta za biurkiem, czy intelektualisty, bowiem niestety dałam się zwieść jego wcześniejszym wcieleniom. A zostałam ponownie zaskoczona (jak zawsze przy filmach Patryka Vegi) i za każdym razem, gdy Zupa pojawiał się na ekranie zamierałam, śledziłam każde jego słowo i ruch- byłam całkowicie zaciekawiona tym wcieleniem aktora. Aktora, którego wcześniej lubiłam, gdyż był w swoich rolach dobry i poprawny. Jednak tu, u Patryka Vegi wydobył na światło dzienne silny potencjał.
Ciekawe w wypadku Krzysztofa Czeczota jest to, że równocześnie z rolą Zupy występował w serialu SINGIELKA, gdzie kreował postać zabawnego krętacza, który myśli, że zawsze mu się uda osiągnąć swój cel. Muszę przyznać, że choć SINGIELKA (podobnie zresztą jak BRZYDULA) nie była ambitnym i zaskakującym fabularnie serialem, to jednak rola Krzysztofa Czeczota była w nim pozytywna. Ten serial przetrwał na antenie TVN dłużej niż inne podobne produkcje tylko dlatego, że akcenty aktorskie były tam główną siłą napędową.
Gdybym nie wiedziała, że Krzysztof Czeczot zajmuje się też realizacją oryginalnych i niepowtarzalnych audiobooków, genialnych innowacyjnych słuchowisk radiowych, że jest świetnym reżyserem teatralnym oraz autorem kilku dramatów, to bym mogła być rozczarowana tym, że decyduje się na występowanie w takich produkcjach jak SINGIELKA, czy BRZYDULA. Jednak biorąc pod uwagę tę jego wszechstronność i niezwykły talent twórczy, takie serialowe występy traktuję jak zwykły zarobek, pracę, która jest dochodowa i na dłuższy czas pewna. Pracę, która daje możliwości (zwłaszcza finansowe) podjęcia się realizowania nowych projektów, których los w początkowej fazie jest nieznany. Są tacy artyści jak np. George Clooney, który występuje w komercyjnych, nie zawsze super ambitnych produkcjach po to, aby potem stać go było na realizację swojego bardziej kameralnego oraz zgodnego z ambicjami planu. Jedno równoważy drugie i daje obraz artysty, który wie jak realizować siebie i swoje plany. I tu widzę podobieństwo w strategii postępowania u Krzysztofa Czeczota. Gdy zaczynam się aktorowi przyglądać niełatwo oderwać się od jego dokonań oraz osiągnieć. Aktor, który może dla większości nie być znany z imienia i nazwiska (tylko jako twarz z danego serialu) jest mocno skupiony na tworzeniu nowych twórczych przedsięwzięć. W świecie, gdzie rządzi Facebook, Instragrm, Twitter czy inne media społecznościowe on jest skupiony na swoim działaniu. Nie ma go codziennie w sieci, nie publikuje zdjęć, które by obrazowały każdą chwilę z Jego dnia. Może coś na tym traci, ale jak sam przyznaje nie jest to dla niego naturalne i nie czuje potrzeby, aby każda Jego chwila w życiu była “lajkowana”. To ciekawa postawa, którą obserwuję już u kolejnego artysty- sądzę, że ci, co mają plan na życie, na siebie, ci którzy się realizują, nie czują aż tak ogromnej potrzeby, aby być w mediach społecznościowych. Aktor ma być postrzegany jako artysta, który zwłaszcza swoją pracą komunikuje się ze swoją publicznością. To jego praca ma zapewniać mu uznanie i zainteresowanie, a nie zamieszczanie w internecie kolejnych zdjęć posiłków czy etapów podróży, które odbywa wraz z rodziną. 
Jako osoba prywatna posiadam konta na różnych portalach społecznosciowych, jednak uważam, że dla osób publicznych bywają one zwodnicze, gdyż w bezmyślny sposób wykorzystywane są później zdjęcia, czy wpisy przez brukowe media.
Czy kiedyś nie było lepiej, gdy aktorzy pozostawali w głowach widzów artystami, których pracą się delektujemy? Ludzie kina i teatru mieli aurę lekkiej tajemniczości i w świadomości widzów pozostawali swoimi filmowym/teatralnymi wcieleniami, a przez to nabierali heroicznego mistycznego wymiaru. Dziś już prawie nie istnieje taki rodzaj artystycznej aury, twórcy obnażają się i pozwalają aby po nich każdy kto chce deptał.  Dziś wydawać by się mogło, że jak artysta nie ma swojego profilu na Facebooku czy Instagramie to nie istnieje, ale na szczęście jest to nie prawda. Są twórcy, którzy są elitarni, na spotkanie z nimi musimy poczekać aż zrobią coś wartego uwagi w swoim zawodzie. Jeśli się  chce ich poznać trzeba samemu poszukać i dowiedzieć się czegoś na ich temat. Są artyści, którzy nie “wpychają się” z własną prywatną osobą widzom każdego dnia o każdej porze. To są artyści, którzy mają coś do zaprezentowania pod względem zawodowym, ci którzy chcą widzom pokazać, że czekanie na nich opłaca się. 
    Krzysztof Czeczot w swojej karierze zagrał zwłaszcza dwie ważne role (poza PITBULLEM), choć nie są one tak intensywne i dwuznaczne jak rola Zupy. Pierwsza to rola postaci historycznej, czyli Józefa Piniora w filmie 80 MILIONÓW prezentującym wydarzenia z działalności Solidarności. Czeczot doskonale pod względem wizerunkowym stopił się ze stylistyką epoki, a przez swoją grę uwiarygodnił kreowaną postać. Mimo dobrej kreacji Czeczota jednak ten film należy do Piotra Głowackiego. To jego rola i stworzona postać wulgarnego kapitana policji Sobaczaka zdetronizowała wszystkich, mimo że film ten jest naszpikowany prawdziwymi talentami aktorskimi. Drugi obraz, w którym Krzysztof Czeczot zagrał wiodącą rolę jest film ZGORSZENIE PUBLICZNE- sympatyczna śląska komedia. To film pozytywny i przyzwoity, ale przeszedł bez większego echa po ekranach kin. Trudność jaka mogła pojawić się dla aktora w nim to konieczność mówienia gwarą śląską, co zapewne dla Krzysztofa Czeczota było sporym wyzwaniem, gdyż pochodzi z zupełnie innego regionu polski, ale poradził sobie z tym zadaniem bezbłędnie. Niestety ZGORSZENIE PUBLICZNE przepadło gdzieś w świadomości widzów, ponieważ w 2010 roku było sporo ważnych filmów. Poza filmem 80 MILIONÓW, pojawiły się CHRZEST (w tym obrazie także wystąpił Krzysztof Czeczot), WSZYSTKO CO KOCHAM, MATKA TERESA OD KOTÓW, RÓŻYCZKA, SKRZYDLATE ŚWINIE, MISTIFIKACJA czy WENECJA. 
Krótko mówiąc, Krzysztof Czeczot grał i gra sporo, jest widoczny na ekranach kin czy telewizorów, ale jeszcze najwyraźniej nie pryszedł jego czas, aby stać się centrum danej produkcji filmowej, czy telewizyjnej. Myślę, że jest to kwestia niedługiego czasu, jak ktoś ponownie zdecyduje się na to, aby dać mu rolę inną niż wszystkie, która go wyróżni i pokaże jak wszechstronny może być.
A tymczasem aktor świetnie realizuje się w swojej firmie, a nietuzinkowość Krzysztofa Czeczota leży w tym, że wciąż szuka nowych form. Napisał słuchowisko DUBLIN. ONE WAY, za które dostał nagrodę za reżyserię na sopockim festiwalu Dwa Teatry. Udało się mu się również namówić do współpracy Stanisława Sojkę, który skomponował muzykę do widowiska Jesteś tym, kim będziesz jutro - Pasja Szczecińska, które Krzysztof Czeczot zaadaptował i wyreżyserował. Aktor jest też autorem libretta do PIĘKNEJ HELENY Jacques’a Offenbacha. Tekst napisał trzynastozgłoskowcem, mimo że histeria toczy się współcześnie.
Niezwykłym przedsięwzięciem aktora było wyemitowanie w 2013 roku w radiowej Trójce słuchowiska pt. ANDY. Wykorzystano tam niecodzienny zabieg, a mianowicie grający tytułową rolę Adam Woronowicz rozmawia z Romanem Wilhelmim (!). Doskonale wykorzystano głos Wilhelmiego z archiwów radiowych i stworzono iluzję logiczniej rozmowy pomiędzy dwojgiem bohaterów. Każdy miłośnik Romana Wilhelmiego czuje niezmierną ekscytację mogąc słyszeć go w połączeniu ze współczesnym aktorem, jakim jest Adam Woronowicz.
Na swoim koncie Krzysztof Czeczot ma także realizację audiobooków takich jak np. GRA O TRON (nagrodzona Złotą Kaczką), BLADE RUNNER, ale największym jego projektem jest nagranie słuchowiska BIBLIA AUDIO SUPERPRODUKCJA- całość trwać ma około 110 godzin, a w obsadzie jest ponad 300 aktorów i 200 amatorów. Przeżycie prawie że mistyczne- słuchając fragmentami można zatracić się w treści i całkowicie od nowa odkryć BIBLIĘ. Projekt pochłonął wielkie pieniądze, ale również jest wielkim dziełem, które pozostanie na lata, nie uleci, gdyż zostało zapisane.
Na tym wszystkim nie kończą się osiągniecia i talenty Krzysztofa Czeczota, bowiem spełnia się także w innych przestrzeniach (jest wykładowcą w łódzkiej filmówce). To wszystko co robi ten utalentowany człowiek sprawia, że dochodzi się do wniosku iż brukowa głośna popularność nie jest potrzebna, aby mieć pewność, że robi się coś cennego. Seriale audio, które produkuje Krzysztof Czeczot są wręcz idealnym pomysłem w dzisiejszym czasie, kiedy dla młodego człowieka liczy się głównie przekaz poprzez obraz i słuch. Może jego przedsięwzięcie przekona młodych ludzi do zapoznania się z całością np. KRZYŻAKÓW lub nawet z zaciekawieniem wysłuchają BIBLII.
           Z wielkim zainteresowaniem oczekuję na kolejne pomysły i projekty tego aktora, a w warstwie filmowej liczę na rolę, która "zmiecie" wszystkich, rolę która pozwoli aktorowi na metamorfozę oraz gruntową zmianę w ekranowym wizerunku.
0 notes
kasiamagiera · 7 years ago
Text
Dawid Ogrodnik- rozsądna wybiórczość
Tumblr media
"Trzeba się spalić, żeby móc potem świecić"
        Jak często zdarzają się chwile, kiedy oglądamy polski film i zastanawiamy się, czy człowiek na ekranie, który jest głównym bohaterem filmu to realna postać, czy doskonały aktor? Zaduma nad tą kwestią wynika z tego, że ten człowiek na ekranie jest tak doskonały w swojej roli, że staje się wręcz dokumentalnie autentyczny. A odpowiedź na postawione powyżej pytanie, w wypadku rodzimych produkcji jest prosta, takie chwile praktycznie nie istnieją, a dlatego, że są rzadkie, budzą zachwyt oraz entuzjazm.  
     Kiedy w wieku 13 lat pierwszy raz zobaczyłam film CO GRYZIE GILLBERTA GRAPE'A byłam przekonana, że rolę upośledzonego umysłowo Arniego zagrała taka też osoba. Przez długi czas byłam pewna, że niemożliwym jest zagrać tak prawdziwie i perfekcyjnie. Natomiast gdy “odkryłam”, że Arniego jednak grał zdrowy, normalny aktor, wtedy jeszcze mało znany, Leonardo Dicaprio, byłam w wypełni zafascynowana- nie tyle samym aktorem, ile jego talentem.
Do dziś nie rozumiem, dlaczego za taką rolę ów aktor nie otrzymał Oscara (był TYLKO nominowany), gdyż była ona kwintesencją najdoskonalszego i misternego, bo totalnego typu aktorstwa. Leonardo Dicaprio musiał czekać 23 lata, aby otrzymać swojego wymarzonego Oscara. Niby Oscar został przyznany za film ZJAWA (2015), ale wszyscy wierzą, że to jednak zaległa nagroda właśnie za CO GRYZIE GILLBERTA GRAPE'A (1993), gdyż to właśnie kreacja w tym filmie jest nadal najlepszą w dorobku tego zdolnego artysty.
    Takie role, gdzie trzeba zagrać osobę kaleką, upośledzoną czy posiadającą defekty fizyczne lub psychiczne utrudniające normalne funkcjonowanie, są zawsze godne uznania oraz nie przechodzą bez echa. W polskim kinie zdąrzały się role, w których aktor grał jakiś rodzaj niepełnosprawności (Bogusław Linda w KOBIECIE SAMOTNEJ, Wojciech Mencwaldowski w DZIEWCZYNIE Z SZAFY, Patrycja Soliman w OGRODZIE LUIZY czy Maciej Musiał w obrazie MÓJ BIEGUN), ale nigdy przed powstaniem filmu CHCE SIĘ ŻYĆ nie były to role tak złożone i tak całościowe. Niestety, w polskim kinie rzadko ogląda się niepełnosprawnych, podobnie jak rzadko uczestniczą oni w życiu publicznym. Łatwiej w filmie polskim o tematykę oraz bohaterów uzależnionych od alkoholu niż prezentujących niepełnosprawność.
    Dawid Ogrodnik, młody, utalentowany i ambitny aktor dokonał ogromnego przełomu w tworzeniu postaci w kinie polskim. Jego rola w filmie CHCE SIĘ ŻYĆ nie odbiega niczym od tak trudnych ról, jaką zagrał Daniel Day Lewis w filmie MOJA LEWA STOPA, czy Mathieu Amalric w produkcji MOTYL I SKAFANDER lub też Javier Bardem w obrazie W STRONĘ MORZA. Sławomir Idziak powiedział o Ogrodniku, że gdyby rolę Mateusza zagrał w amerykańskim filmie, miałby gwarantowaną oscarową nominację.
Zagrać bohatera, który ma czterokończynowe porażenie mózgowe jest niewyobrażalnym wyczynem. Niezwykle trudna fizycznie rola wzbudza zachwyt przy każdym ujęciu. Ukazanie świata wewnętrznego sparaliżowanego bohatera jest znacznie trudniejsze, niż kreować nawet takiego bohatera jak Dawid Ogrodnik kreował w filmie OSTANIA RODZINA. Tomasz Beksiński, mimo że specyficzny w swoim zachowaniu wydaje się łatwiejszy do zagrania i sportretowania, bowiem aktor ma do dyspozycji słowa, gesty, mimikę oraz całą mowę ciała. Mając dobre materiały porównawcze, można oddać specyfikę tego oryginalnego człowieka, co oczywiście uczynił Dawid Ogrodnik. Natomiast Mateusz w CHCE SIĘ ŻYĆ nie tylko nie mówi (wydaje dźwięki), nie tylko ma ograniczoną mimikę, ale i możliwość poruszania się jest wybiórcza w jego wypadku. Jego ciało jest więzieniem.
            Film CHCE SIĘ ŻYĆ jest filmem inspirowanym prawdziwymi wydarzeniami i ludźmi. Przestawia dramatyczną historię zmagania się chorego człowieka z całym światem, który nie wie, że może go wysłuchać. Widz jest w lepszej sytuacji niż realni ludzie, którzy towarzyszyli pierwowzorowi na co dzień, ponieważ widz otrzymuje wszystkie informacje w postaci monologu z off-u bohatera, który stanowi jego myśli.
Sposób, w jaki odegrał Dawid Ogrodnik postać sparaliżowanego chłopaka, można określić tylko jednym wyrazem-autentyczny. Wszystko było dokładnie tak, jak być powinno. Jest to rola, która wywiera niesamowite wrażenie. Oglądanie jego gry jest naprawdę wielkim przeżyciem dla widza. Dawid Ogrodnik jest w pełni doskonały. Rola ta jest też trudna w wykonaniu, dlatego, że jej cel polegał na pokazaniu, że życie z kimś takim jak Mateusz jest trudne, wymagające, zwłaszcza dla jego bliskich.
            Pierwsza scena, jaką w filmie widzimy, jest sceną, w której główny bohater Mateusz przywieziony jest na wózku inwalidzkim przed komisję. Wtedy jeszcze nie wiemy, po co i dlaczego stawia się przed tą komisją. Widz przygląda się młodemu człowiekowi z powykręcanymi rękami, który ze swoją opiekunką komunikuje się za pomocą określonej mimiki. Gdy patrzy się na tego niepełnosprawnego mężczyznę w zetknięciu z biurokratyczną, oschłą komisją robi się widzowi żal i widz rozumie, dlaczego chłopak nerwowo reaguje na całą sytuację – ciągle jest traktowany jak zwierzątko, które ma zaprezentować efekty tresury. Zaraz po tej scenie następuje scena z przeszłości, gdy mały Mateusz poddawany jest badaniu przez kompletnie pozbawioną empatii, wyczucia i taktu lekarkę. Głośno w obecności Mateusza nazywa go rośliną i porównuje jego zachowane oraz reakcje do tego, jakie zachowania prezentuje jej pies. Te słowa pozostają w bohaterze na zawsze- wzbudzają w nim gniew (tak samo jak w widzu) oraz stanowią nieustającą motywację do walki o to, aby ktoś w końcu odkrył jak go wysłuchać. A gdy tylko pani Jola odnajduje sposób, jak się można z Mateuszem komunikować jego pierwsze “słowa” do matki dotyczą właśnie tego roślinnego porównania. Nikt, prócz rodziców, nie chciał wierzyć, że jego mózg pracuje normalnie. Ten mocny początek już ustawia widza po stronie bohatera, bo wiemy, że od tego czasu będzie każdego dnia toczył bitwę o swoją godność.
            Pierwsze 20 minut filmu to życie Mateusza, gdy był chłopcem. Dowiadujemy się, co go ukształtowało oraz jaki wpływ na niego miał ojciec. To z nim budował najintensywniejszą relację, gdyż to ojciec poprzez rozmowy, przytulanie i opowiadanie o świecie dał Matuszowi namiastkę normalności.
Ważna jest scena, w której ojciec (idealnie dobrany do tej roli Arkadiusz Jakubik) uczy Mateusza, że są takie chwile w życiu mężczyzny, że trzeba uderzyć pięścią w stół i powiedzieć dość. To ważny gest, bowiem widzimy go jeszcze w późniejszym istotnym etapie filmu. Na końcu filmu takim właśnie gestem Mateusz daje sprzeciw temu, w jaki sposób przewodniczący komisji go diagnozuje, gdyż ponownie słyszy krzywdzącą i nieprawdziwą diagnozę.
           Również już na samym początku filmu dowiadujemy się, że w środku, w sparaliżowanym ciele istnieje umysłowo normalny człowiek, który został uwięziony przez swoją niesprawną fizyczność. Każda cześć ciała Mateusza żyje trochę własnym życiem. Głowa pod wpływem emocji czy chęci komunikacji wykazuje tiki i nieskoordynowane ruchy.
Na twarzy wydawać by się mogło, często widnieje skupienie, a bohater patrzy przed siebie. Przywołanie Mateusza z nieokreślonej dali, za każdym razem następuje, gdy ktoś się do niego odezwie lub w zasięgu jego wzroku pojawi się ktoś, kto go zainteresuje. Gdy pojawiają się silne emocje, gdy bohater chce wyrzucić z siebie jakiś konkretny komunikat jego ciałem wstrząsają konwulsje (opiekunowie myślą, że to atak padaczki, a nie forma porozumienia się z nimi). Najbardziej przerażająca w filmie jest scena, gdy Mateusz znajduje się u dentysty, przestraszony, przywiązany do fotela dentystycznego próbuje walczyć o swoją gonność- miota się, walczy ile starczy mu sił, ale przegrywa. W bezduszny sposób zostaje pozbawiony przednich zębów, bowiem tak wszystkim było łatwiej “zadbać” o nieranienie sobie warg przez chłopaka. Aktor wspomina, że w czasie realizacji tej sceny czuł autentyczny strach- to, co widzimy na ekranie, to nie jest gra, a jego prawdzie emocje.
Kiedy Mateusz czuje się bezsilny i bardzo chce “zostać wysłuchany” wykonuje impulsywne ruchy: krzyczy, piszczy, czy rzuca się. Niezrozumiany miewa skierowane na siebie ataki furii i agresji, które pojawiają się zwłaszcza w chwilach bezradności.
            Pierwsze 20 minut (dzieciństwo Mateusza) należą do Kamila Tkacza, chłopiec wspaniale poradził sobie z tym wyzwaniem- umiał opanować tak samo, jak Dawid Ogrodnik swoje kończyny, a konkretnie to, że są powykręcane przez paraliż oraz to, że nie mógł mówić, a jednie dźwiękami oraz oczami komunikować swoje stany. Już u tego młodego aktora widać, że jako środek ruchowy wykorzystane zostało posuwanie się po podłodze na plecach. To główny sposób przemieszczania się bohatera. W pracy Kamila Tkacza pomagał Dawid Ogrodnik, który miał precyzyjnie przemyślaną postać, dzielił się z młodym kolegą wszystkimi spostrzeżeniami, kierował go oraz podpowiadał, jak dobrze by było, aby grał tę rolę. Kamil Tkacz okazał się zdolnym aktorem oraz pojętnym uczniem.
           W ciągu całego filmu oglądamy zmagania bohatera zarówno z rodzeństwem, jak i z ludźmi, którzy się pojawiają w jego otoczeniu. Jedni chcą się “go pozbyć”, bowiem jest ciężarem (rodzeństwo), inni chcą go wykorzystać dla własnych celów (Magda wolontariuszka), a inni jeszcze chcą mu pomóc i ułatwić komunikację ze światem (Pani Jola). Mateusz chciałby żyć jak każdy w jego wieku. Słysząc jego myśli, zdajemy sobie sprawę z tego, jak trudno musi być, gdy psychicznie jest się normalnym, ale fizyczne upośledzenie całkowicie druzgocze absolutnie wszystkie marzenia. Mateusz to zamknięty w uszkodzonym ciele pełnosprawny intelektualnie człowiek. Ma takie same pragnienia i zainteresowania jak jego rówieśnicy- chciałby mieć dziewczynę, interesuje się seksualnością, zwłaszcza kobiecy biust go zaciekawia i na postawie jego rozmiaru ocenia kobiety (jakież to typowe dla mężczyzn) :)
Z biegiem filmu widz wie, że to po prostu fajny chłopak, który mógłby wiele interesującego powiedzieć, gdyby tylko mógł. Dzięki monologowi z off-u wiemy też, że jest dowcipny i pogodzony ze swoim losem. Wspaniale obrazuje to scena, w której ksiądz odprawia modlitwy nad każdym pensjonariuszem ośrodka. Ksiądz, kończąc swój rytuał, do każdej osoby kieruje słowa: “Bóg Cię kocha Mateuszu”, a my słyszmy z off-u ironiczną, w kontekście położenia bohatera, odpowiedź Mateusza: “Bogu niech będą dzięki, bo co by było, gdyby mnie nienawidził”.
            Przy takiej chorobie ciało jest w nienaturalny, bezlitosny sposób powykrzywiane. Dlatego aktor ciałem musiał najmocniej grać, starał się je perfekcyjne kontrolować, usztywniać w charakterystyczny sposób, wyginać. Jego ciało jest największym nośnikiem informacji dla ludzi z zewnątrz. Aktor doskonale wychwycił wszystkie tiki i odruchy ludzi w podobnym stanie. Jak sam Dawid Ogrodnik wspomina swoje zachowanie i grę wzorował na trzech poznanych osobach z taką chorobą. Nagrywał ich na wideo i w domu uczył się oraz powtarzał te odruchy i reakcje organizmu, które były najczęstsze oraz najkorzystniej prezentowały się w kamerze. Osiem miesięcy (wraz z realizacją filmu) aktor próbował żyć i funkcjonować jak ludzie z czterokończynowym porażeniem mózgowym. Aktor chciał rozgryźć tajemnicę wnętrza ludzi dotkniętych tą chorobą, jak również ich emocjonalność i sposób reagowania „Byłem ciekaw, co może mieć w głowie człowiek, który nie rusza się z wózka (...) W pierwszej chwili jest to deprymujące, ma się ochotę rozwalić wszystko, boli ciało”.
Aktor wspomina trud, jaki musiał włożyć w to, aby np. jego stawy mogły być w takiej pozycji, w jakiej są pokazywane w filmie- powykręcanej. Opowiadał o diecie, jaką musiał stosować, aby posturą być zbliżonym do ludzi, którzy całe życie albo leżą, albo siedzą praktycznie bez ruchu (oni właściwie nie mają mięśni). Trud, jaki zarówno Kamil Tkacz, jak i Dawid Ogrodnik włożyli w naukę poruszania się po ziemi, wspinania się na kanapę jest tytaniczny. Dawid Ogrodnik, aby poszerzyć spektrum swojej mimiki podjął także współpracę z mimem, by dobrze naśladować ruchy chorego. Nie chciał się zamykać na kilka min czy odruchów. Udało mu się perfekcyjnie opanować twarz, prace oczami, szyją i ustami. Postać powstawała na miarę osobowości aktora (jeśli chodzi o Ogrodnika to nie tylko rola Mateusza o tym świadczy).
            Rola Mateusza jest rolą, która jest wyniszczająca fizycznie i przygotowywanie organizmu do takiej zmiany musi odbywać się pod kontrolą specjalistów. W innym wypadku mógłby aktor ucierpieć zdrowotnie. To przecież taka rola, która zmusza do utrzymania ciała w dyscyplinie, wygięciu rąk, nóg, wymuszająca układ każdego palca, grymasu twarzy- to potworny fizyczny wysiłek.
           Dawid Ogrodnik swoją kreacją zaprezentował ten typ aktorstwa, o którym zawsze mówił Stanisławski i opisywał w swojej metodzie. To typ aktorstwa najbardziej cenionego na świecie, bowiem oznacza on wyzbycie się siebie na potrzeby stworzenia nowej postaci. Pokazuje, ile aktor jest w stanie poświecić dla uzyskania zadowalającego efektu. Efektu, w którym widzowie przestaną kompletnie widzieć w bohaterze przebłyski aktora, który tylko go kreuje. Jak mówił Jean-Paul Sartre “to nie postać urzeczywistnia się w aktorze, lecz aktor urzeczywistnia się w swej postaci”. Choć Dawid Ogrodnik twierdzi, że nie miał dużego problemu z powrotem “do siebie”, że umiał i umie odcinać siebie od ról, które gra (a często są to przeróżne osobowości wymagające zarówno zmian fizycznych i sądzę, że także psychicznych). Patrząc na tak misternie skonstruowaną postać trudno uwierzyć, że wraz z ostatnim klapsem na planie aktor ruszył od razu do nowego wyzwania, że bez wytchnienia mógłby wejść ponownie w inną tak intensywną postać. Niemniej jednak rola Mateusza przydała się też Dawidowi Ogrodnikowi, ponieważ właśnie zaraz z planu filmu CHCE SIĘ ŻYĆ mógł wejść do teatru TR Warszawa i wystąpić w przedstawieniu pt. NIETOPERZ, gdzie również grał osobę niepełnosprawną. Aktor przyznaje, że przyjął tę rolę w teatrze dlatego, by nieco złagodzić swój powrót do rzeczywistości, by nie zrywać zbyt gwałtownie ze swą filmową postacią Mateusza. W teatrze TR Warszawa występuje cały czas w tym spektaklu, jak i innych przedstawieniach np. u Grzegorza Jarzyny.
            To, co niezwykłe w 2013 roku, w którym powstał film CHCE SIĘ ŻYĆ to, to że aktor zagrał również w dwóch teatrach telewizji (SKUTKI UBOCZNE i BEZDECH). Nie były to główne role, ale to daje obraz aktora wszechstronnego i umiejącego szybko się regenerować. Reżyser filmu CHCE SIĘ ŻYĆ Maciej Pieprzyca przyznaje, że pojawiła się generacja młodych, zdolnych aktorów, dla których sztuka jest najważniejsza: “Może to nie pokolenie, ale na pewno wyraźna grupa. Nie idą na skróty. Mają dobrze poukładane w głowie. Oby mieli jak najwięcej ciekawych propozycji, o co niełatwo w polskim kinie”. Dlatego też nawet już dziś, pomimo, że Dawid Ogrodnik ma na swoim koncie dopiero 4 główne role filmowe oraz 3-4 drugoplanowe można pokusić się o stwierdzenie, że jest aktorem totalnym. W każdą rolę zanurza się całym sobą. Na taką rolę jak w filmie CHCE SIĘ ŻYĆ aktorzy czekają całe życie. Jednak patrząc na Ogrodnika, wiadomym jest, że to nie jest jeszcze jego rola życia.
Tadeusz Sobolewski w Gazecie “Wyborczej” napisał o aktorze oraz jego kreacji w filmie CHCE SIĘ ŻYĆ tak: “genialna, pantomimiczna kreacja Dawida Ogrodnika stawia widza na pozycji uprzywilejowanej: my jedni rozumiemy sparaliżowanego bohatera i z wnętrza jego cielesnego więzienia patrzymy na śląskie blokowisko”. Dawid Ogrodnik wraz z rolą Matusza niewątpliwie zapisał się już na kartach historii aktorstwa polskiego, albowiem rola ta stanowi świadectwo niepowtarzalnych przeżyć. A sam aktor daje dowód na to, że liczba form, w jakich potrafi się odnaleźć, świadczy o jego szerokim emploi.
           Ważną także kwestią jest to, że Maciej Pieprzyca nie zrobił filmu sentymentalnego. Nie ma w nim ani litości dla niepełnosprawnych, ani fałszywego obrazu "szczęścia". CHCE SIĘ ŻYĆ to produkcja o wydźwięku zdecydowanie optymistycznym. Dzięki reżyserowi, operatorowi oraz doskonałemu aktorowi ten film to opowieść o ciekawym bohaterze, zmagającym się z całym światem, a nie o kalece, któremu trzeba nieustannie współczuć. Długo zbierałam się, aby oglądnąć ten film, bowiem bałam się, że zobaczę tkliwą, zmuszająca do łez historię, a tak się nie stało. To ciepła i niezwykła opowieść, z której można się wiele nauczyć.
    Dawid Ogrodnik to młody aktor, ale swoim dojrzałym umysłem przyćmiewa o wiele starszych swoich kolegów. Każdy jego wywiad jest interesującym źródłem wiedzy o zawodzie, który aktor wykonuje. Można być pod wrażeniem postawy młodego artysty, ponieważ dystans i roztropność podejścia do kwestii związanych np. z zainteresowaniem jego osobą przez publiczność jest w dzisiejszym świecie show-biznesu ujmująca. Dawid Ogrodnik znajduje się w tej grupie aktorów, którzy nie widzą potrzeby i konieczności bycia popularnym w sensie takim, aby jego twarz była obecna w każdym możliwym medium. On ma swoją pracę do wykonania i jeśli tylko otrzymuje coś, co go fascynuje na gruncie aktorskim to, to stanowi priorytet. Sam przyznaje, że nie umiałby się zachować “na ściankach” czy w tłumie fanek. Stroni od mediów, gdyż jak mówi, media wprowadzają go w nerwowy stan. To nie jest jego przestrzeń, ponieważ nigdy w niej nie bywał na tyle, aby ją jakoś oswoić i czuć się w niej komfortowo. Jest osobą kameralną. Zaciekle broni swojej prywatności. Skromny, mądry i utalentowany - to cechy, które czynią go wartym uwagi i trzeba się przyglądać jego pracy filmowej oraz teatralnej.
Miłym urozmaiceniem w jego dorobku artystycznym są teatry telewizji- grał w kilku różne role- większe, mniejsze, ale zawsze był w nich zauważalny, wyróżniał się i umiał wpasować się w przestrzeń spektaklu. Widać, że aktor lubi swój zawód, że zanurzanie się w każde nowe wcielenie sprawia mu ogromną radość, że to jest to, co jest jego życiem. Z aktorem z krwi i kości jest tak, jak mówił Jerzy Trela w jednym z wywiadów: “(...) aktorstwo to pasja tworzenia (...) dobry aktor jest jak malarz. Nie maluje obrazu, bo ktoś mu każde, tylko dlatego, że musi. To wewnętrzny przymus”.
            Ciekawą kwestią dotyczącą Dawida Ogrodnika jest to, że do tej pory w trzech swoich dużych filmach, gdzie grał główne role, zagrał postaci, które mają swój pierwowzór w rzeczywistości. To dawało mu możliwość skonfrontowania się z nimi, zapoznania z ich specyfiką. W filmie JESTEM BOGIEM zagrał Rahima, jednego z trzech założycieli zespołu Paktofonika. Dawid Ogrodnik od prawdziwego Rahima uczył się jak być nim- do tego stopnia zaangażował się w bycie Rahimem, że pierwowzór po jakimś czasie denerwował się nieustającą obecnością doskonałego naśladowcy.
Drugim filmem z realnym pierwowzorem jest rzecz jasna film CHCE SIĘ ŻYĆ. Tu aktor miał trzy osoby do obserwacji. Natomiast w filmie OSTATNIA RODZINA entuzjastycznie sportretował nieżyjącego już Tomasza Beksińskiego- miał materiały video oraz relacje znajomych młodego Beksińskiego.
Wcielanie się w postaci, które mają swój pierwowzór w realnym świecie może być rzeczą przydatną dla aktora, bowiem aktor już ma materiał, do którego ma się dopasować. Jednak zagranie takich postaci niesie ze sobą też i pewne ryzyko oraz stratę dla aktora. Ryzyko polega na tym, że widzowie mogą znać pierwowzór i ciągle porównują aktora do niego, oceniają krytycznie, jak udało się aktorowi zaprezentować tę znaną im postać (tak też jest wypadku kreacji Tomasza Beksińskiego). Stratą natomiast jest to, że aktor ma mniejszy margines własnej ingerencji w takiego bohatera. Już ma coś narzuconego, już musi zmieścić się w jakiś ramach czy ograniczeniach. Są aktorzy, którzy lubią tak kreować postaci, gdyż czują się pewnie i komfortowo. Natomiast dla tych, którzy w 100% chcą dać swojego bohatera, może to być hamulec. Aczkolwiek Dawid Ogrodnik zawsze podkreśla, że w każdą postać stara się “wlać” coś swojego, oryginalnego, niepowtarzalnego, coś, co sprawi, że ten znany bohater będzie jednak prezentował coś świeżego.
            Wśród głośnych i nadętych młodych ludzi, których pewność siebie jest niewspółmierna do osiągnięć, w świecie, gdzie liczy się tylko to, jak często czyjąś twarz oglądamy w gazetach brukowych, taki aktor jak Dawid Ogrodnik (szczęśliwe jest jeszcze kilkoro takich artystów) jest brylantem. Zapewne większość ludzi w Polsce wie, kim jest Natalia Siwiec (choć nikt nie wie, czym się zajmuje i dlaczego jest w każdym medium), a nie będzie kojarzyło Dawida Ogrodnika. I to jest wspaniałe. Artysta musi tworzyć w ciszy i skupieniu. Popularność bywa przydatna, gdyż im więcej osób zna artystę, tym więcej chodzi oglądać jego pracę czy to w kinie, czy na scenie, a dzięki temu są fundusze na kolejne projekty. Jednak zbytnia popularność sprawia, że czasem widzowie zatracają prawdziwy obraz talentu, jaki artysta posiada. Media skupiają się na czymś innym niż praca artysty, dlatego dla wielu wybitnych oraz utalentowanych twórców znacznie korzystnie jest, gdy pozostają w cieniu, realizując się we właściwy dla siebie sposób.
            Każda rola Dawida Ogrodnika jest inna i przy każdej z nich aktor daje obraz artysty kochającego swoją pracę ponad miarę. Aktor daje zawsze wyraźny komunikat, że jego świat to jego kreacje.
Zaskakujące jest w wypadku jego osoby to, że teraz nikt nie ma wątpliwości, że jest odpowiednią osobą uprawiającą odpowiedni zawód, ale do szkoły teatralnej startował trzy razy i dopiero za trzecim podejściem się udało. Oczywiście nie jest to nic niezwykłego, ponieważ można wymienić wielu dobrych aktorów, których droga na akademię teatralną była wyboista i tak np. Janusz Gajos zdał za czwartym razem, Kinga Preis dostała się na PWST za trzecim razem, Cezary Pazury za drugim, a Sebastian Fabijański (nazywany odkryciem 2016 roku) czy Paweł Małaszyński uzyskali indeks PWST po trzecim podejściu.
Obecność na PWST nie jest miernikiem ani telnetu, ani gwarancją późniejszych sukcesów zawodowych. Mam znajomych dyplomowanych aktorów, którzy dostawali się na PWST za pierwszym razem, dobrze rokowali na studiach, wróżono im wielkie kariery, wzbudzali uznanie, ale zderzenie z rzeczywistością oraz samodzielnością (bez pedagogów i uczelni) spowodowało, że musieli się przebranżowić, że musieli zapomnieć o swoim talencie i chęciach. W zawodzie aktora liczy się szczęście. Na to, czy się uda wykonywać tę profesję jako główny zawód składa się szereg pomniejszych kwestii. Najważniejsze to takie, aby znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie wśród odpowiednich ludzi, którzy dadzą szansę zaprezentowania się, czyli po prostu trzeba mieć szczęście. Dawid Ogrodnik już od początku miał to szczęście, gdyż udało mu się zagrać w jednym z najważniejszych filmów z ostatnich 10 lat w kinie polskim- JESTEM BOGIEM. Udział w tym filmie już na starcie okazał się dla aktora cienniejszy niż złoto. Ta rola pokazała aktora ogromnej rzeszy odbiorców, a przy tym i reżyserom, scenarzystom i producentom.
JESTEM BOGIEM jest filmem świetnym, nie tylko ze względu na prawdziwą historię w nim zaprezentowaną, ale i dlatego, że wydostał na światło dzienne trzech doskonałych młodych aktorów- Dawida Ogrodnika, Marcina Kolwaczyka i Tomasza Schuchardta. Każdy z nich po tym filmie rozwinął się aktorsko, każdy z nich gra w dobrych, niebanalnych filmach. Trzech kolegów z krakowskiego PWST obrało drogę ambitnych produkcji. Każdy z nich jest wyraźnie skupiony na pracy, a nie na byciu celebrytą. Każdy film z ich udziałem to wydarzenie i wielka rozkosz dla widza.
            Drugoplanowa, ale do zapamiętania, jest rola Dawida Ogrodnika w filmie OBIETNICA. Film OBIETNICA jest cennym obrazem w kinie polskim, gdyż opowiada histerię, która jest rzadko prezentowana w naszych filmach, gdyż portretuje młodzież oraz jej problemy. Polskie kino po 1989 roku nie było nigdy szczególnie mocne w opisywaniu młodych ludzi. Oczywiście gwiazdami tego filmu są aktorzy z jeszcze z młodszego pokolenia niż Dawid Ogrodnik, a mianowicie Eliza Rycembel i Mateusz Więcławek. Niemniej jednak sama wizualna strona Dawida Ogrodnika w OBIETNICY już zostaje w pamięci (zwłaszcza dla widza, który go rok wcześniej oglądał w CHCE SIĘ ŻYĆ), a że aktor każdą rolę traktuje poważnie, to i ta drugoplanowa jest wyraźnym akcentem w jego filmografii.
            Film DISCO-POLO , który powstał dwa lata po filmie CHCE SIĘ ŻYĆ, jest filmem kolorowym i pomysłowym (zwłaszcza dla miłośników i znawców kina). Dawid Ogrodnik wybornie odnalazł się w tym kolorycie- jego fryzura, ubrania i sposób bycia harmonijnie współpracowało z klimatem muzyki, która stanowi centrum fabularne. Aktor swoją fizjognomią perfekcyjnie wtopił się w tło swojskich melodii. Dawid Ogrodnik wizualnie jest kompletnie zwyczajnym mężczyzną ani w nadmiarze przystojnym, ani szczególnie nieatrakcyjnym- jest zwykły, transparentny, jest rodzajem everymana, to daje mu łatwość zaskarbiania sobie przychylności widza. Nie jest typem aktora, którego uroda jest centralnym punktem rozważań po obejrzeniu filmu i to w wypadku aktora należy uznać za wielką zaletę. Taki aktor nie musi ciągle w wywiadach zabiegać o to, aby potraktowano jego pracę poważnie, bowiem nadmiar pytań o wygląd nie przewyższa tych o zawodowe działania. Aktor everyman nie musi powtarzać nieustannie, że uroda nie ma znaczenia, że jemu na niej nie zależy, że on chce tylko grać dobre role itd. Dawid Ogrodnik jest przeciętny, a ta przeciętność staje się atutem (np. Sebastian Fabijański po sukcesie filmu PITBULL. NIEBEZPIECZNE KOBIETY, zamiast odpowiadać na pytania dotyczące kreacji genialnej roli, "odganiał się" od pytań dotyczących wyglądu, a to wywoływało w nim nerwowość- młody ambitny aktor chciałby być doceniany przez pryzmat swojej pracy, a nie tylko wyglądu- wygląd liczy się dla modela, a nie dla aktora). Wspaniałą kwestią w DISCO-POLO jest to, że Dawid Ogrodnik mógł wykorzystać tam także swój słuch muzyczny (skończył szkołę muzyczną) i w filmie sam lub w towarzystwie niepowtarzalnej Joanny Kulig wykonywał utwory (umiejętności muzyczne wykorzystał też później w oscarowym filmie IDA). DISCO-POLO pokazało kolejne spektrum talentu Dawida Ogrodnika i ugruntowało jego pozycję. Dlatego oczekiwanie na film o rodzinie Beksińskich było ekscytującym doświadczeniem.
           OSTANIA RODZINA i Tomasz Beksiński w wykonaniu Ogrodnika musi pozostać w pamięci (pomimo tego, że film ten kradnie wybitny Andrzej Seweryn). Czy ta rola pokazywała prawdziwy obraz Tomasza Beksińskiego, czy była przerysowana, nadekspresyjna lub głównie nieprzyjemna, to i tak swoją kreacją Dawid Ogrodnik przypomniał tego ekscentrycznego człowieka. Zapewne spowodował, że po seansie w kinie wielu ruszyło do youtube, aby przypomnieć sobie archiwalne nagrania z pierwowzorem. Dużą trudnością było dla Ogrodnika wcielić się w tę legendarną postać. Gdyby ta postać nie była Tomaszem Beksińskim, tylko anonimowym bohaterem zbudowanym na potrzeby filmu, zapewne odbiór takiego wykonania aktora tej postaci byłby mniej emocjonalny dla dużej części publiczności. Niektórzy widzowie pamiętają jeszcze Tomasza Beksińskiego i wydaje się, że trudno im było patrzeć na mocno kontrastową postać, jaką zbudował aktor. Jednak wykreowanie takiego bohatera wymagało użycia rzetelnego warsztatu i bez wątpienia rola ta potwierdza nietuzinkowość Dawida Ogrodnika.
            Przyglądając się rolom i filmom, w których Dawid Ogrodnik gra, nie można nie cieszyć się z możliwości oglądania tak wszechstronnego repertuaru. Jest on aktorem, który gdy był jeszcze uczniem karakowskiego PWST, już został nagradzony za swoją rolę teatralną. Kolejno przyszły nagrody za filmowe osiągnięcia- patrząc na statuetki, jakie do tej pory otrzymał ten aktor, można by powiedzieć, że jest młodym ulubieńcem grona jurorów, że ludzie przyznający nagrody w środowisku filmowym doskonale widzą jaki trud i wkład siebie aktor wnosi w każdą swoją kreację. Oczywiście najwięcej nagród otrzymał za film CHCE SIĘ ŻYĆ, bowiem jeszcze przez długi czas nikt nie będzie mógł zagrać nawet zbliżonej roli.
    Dwie spośród dziewięciu nagród/nominacji za film CHCE SIĘ ŻYĆ wydają się szczególnie ważne. Jedna to Paszport "Polityki" (nagroda kulturalna tygodnika "Polityka") Nagroda w kategorii: Film za "aktorstwo, które łączy imponujące umiejętności warsztatowe i wielką charyzmę. Za rolę niepełnosprawnego w "Chce się żyć", która już przeszła do historii polskiego kina". Druga natomiast to nominacja do nagrody im. Zbyszka Cybulskiego. Nagroda ta przyznawana jest od 1969 roku dla młodych aktorów wyróżniających się wybitną indywidualnością. I te ostatnie słowa wybitna indywidualność doskonale pasują do Dawida Ogrodnika. Komuś może wydawać się takie określenie przedwczesne, gdyż jest to przecież młody aktor wiekiem i stażem pracy. Jednak patrząc na wybory, jakich dokonał do tej pory aktor i jakich dokonuje, można mieć dużą wiarę w jego umiejętność odnalezienia kolejnej zaskakującej roli. O tym, że tak będzie może świadczyć taka oto odpowiedź aktora na pytanie zadane przez dziennikarkę portalu onet.pl:
"Jesteś Bogiem", "Chce się żyć", drugoplanowa, ale wyrazista rola w "Idzie" - celowo szukasz tak różnych ról - żeby nie dać się zaszufladkować? Czy to one znajdują Ciebie?
“Nie rozumiem słowa "zaszufladkować". Moim zdaniem nie ma ono nic wsp��lnego z aktorstwem. To słowo, które należy do publiczności. Jeżeli aktor podejmuje się świadomie grania czegoś podobnie, przestaje być aktorem. To subtelna różnica pomiędzy inspiracją i zapożyczeniem. Jedno jest drogą, drugie celem.”
 To mądre i dojrzałe słowa. Podejście aktora jest nieprzeciętne i oby starczyło mu wytrwałości, aby mógł przemierzać w czasie swojej zawodowej ścieżki tylko drogę inspiracji.
Interesująca jest też kwestia dotycząca tego, że Dawid Ogrodnik nie zakłada, że całe życie musi być aktorem, gdyż nie wie czy ta droga będzie go zawsze fascynować. Twierdzi, że nie ma z tym problemu- jeśli miałoby się kiedyś okazać, że ma już dość, że stracił zapał i zainteresowanie. Tu i teraz aktorstwo jest jego życiem, jego pasją i profesją, ale nie zamierza się go kurczowo trzymać. Frapujący człowiek, który wie czego chce i konsekwentnie zmierza w stronę realizacji swoich planów. Pozostaje tylko wyczekiwać nowych filmów z jego udziałem, gdyż przyjemności płynących z ekranu za sprawą młodych aktorów nigdy dość.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie części lub całości informacji, zawartych na stronie w formie elektronicznej lub jakiejkolwiek innej bez zgody autora zabronione.
�>��EO&
  0 UY(�d$
0 notes
kasiamagiera · 8 years ago
Text
WALKA, ALE O CO?
Tumblr media
Piłka nożna to jedyny sport, który rozumiem. W liceum zafascynowała mnie gra Davida Beckhama i dzięki temu polubiłam Ligę Mistrzów. Natomiast polską piłką nożną nigdy się nie interesowałam, ponieważ nie dawała tak satysfakcjonujących doznań, jak ta z poziomu Ligi Mistrzów. Ludzi takich jak Lewandowski, Błaszczykowski, czy Krychowiak znam głównie z kolorowych gazet, czy instagramu. Piłkarze to dziś GWIAZDY, ale słowo to ma teraz inne znaczenie, niż miało kiedyś, zwłaszcza w czasie gdy Polska Reprezentacja pod okiem trenera Górskiego odnosiła spektakularne sukcesy. Pojęcie gwiazdorstwa obecnie zdewaluowało się, a piłkarz to celebryta (tak samo, jak duża część aktorów), więc nie jestem pewna, czy połowa społeczeństwa ma prawdziwą wiedzę na temat talentu Lewandowskiego lub Krychowiaka, czy więcej wie o ich życiu prywatnym i ich partnerkach, a to napędza im tylko pustą popularność. Kiedyś było inaczej i w świecie sportu i w świecie sztuki, kina, czy teatru.
Na film GWIAZDY w reżyserii Jana Kidawy- Błońskiego czekałam długo. Pierwsze informacje o tym filmie czytałam ponad rok temu, a gdy film nie pojawiał się w kinach, to byłam przekonana, że umarł śmiercią naturalną, gdyż od czasu realizacji do czasu obecnych pokazów minęły prawie dwa lata. Nie wiem, co spowodowało, że tak długo trzeba było czekać na ten film, ponieważ Jan Kidawa- Błoński pokazał, że umie robić poruszające filmy o ciekawych ludziach, jak SKAZANY NA BLUESA, czy RÓŻYCZKA. To lubiany i nagradzany reżyser, więc prawie dwuletnie opóźnienie jest zaskakujące. 
Tym razem wybrał na bohatera swojego filmu piłkarza, który mógł osiągnąć wiele, ale pokręcone życiowe losy nie pozwoliły mu sięgnąć po najwyższe trofeum. Wydawać by się mogło, że w naszym kraju taki film to będzie samograj, a jednak obraz musiał swoje odczekać nim został pokazany publiczności. Fabuła jest nietypowa, ponieważ w biografię prawdziwej osoby wpleciono fikcyjne postaci i wydarzenia. Jaki był tego cel? Zapewne uatrakcyjnić samą postać głównego bohatera, czyli Jana Banasia. Po filmie spodziewałam się wiele, gdyż dużo o nim czytałam oraz oglądałam sporo wywiadów z aktorami. I to był mój błąd. Film nie jest zły, ale jest tylko w porządku, ponieważ jest nierówny. Według wywiadów i opisów miał to być drugi film fabularny, po PIŁKARSKIM POKERZE (1988), w którym to piłka i jej zawodnicy są ważni (nie liczę filmu #WSZYSTKO GRA, bo tam piłka, czy też piłkarz był tylko pretekstem do zaznaczenia innego problemu oraz po to, aby Sebastian Fabijański mógł poudawać Shahrukh Khan tańczącego w deszczu na środku boiska). Najbliższy prawdy w swoich opowieściach o filmie GWIAZDY był Sebastian Fabijański, on podkreślał wyraźnie, że film jest o trójkącie przyjacielskim, o związkach i rywalizacji, ale mniej tej na boisku, a więcej tej życiowej. Każdy, kto wybierze się na ten film i będzie liczył, że zobaczy konkret, jeśli chodzi o piłkę nożną i naszą złotą erę w tym sporcie, to się zawiedzie. Film płynie po wydarzeniach i epizodach z życia Jana Banasia, a przez to widz nie ma szans na zaangażowanie się w tę część dotyczącą jego kariery. Ta postać rozdarta jest cały czas na trzy, pomiędzy piłkę, dziewczynę i przyjaciela. 
Jak na jeden film to za dużo. 
Nie ma czasu na to, aby wnikliwie rozwinąć któryś z tych wątków, więc w rezultacie wychodzi zarys, taki wstęp do rozszerzenia. Wybranie formy retrospekcji jako głównej narracji jest banalne, a zakończenie zaskakuje swoją naiwnością. Ma się wrażenie, że od pewnego momentu reżyser nie wiedział jak wybrnąć z trudnego położenia, w jakim postawił swoich trzech bohaterów. Zachowanie i postępowanie postaci chwilami jest dziecinne. Nachalnie pokazywane są pewne subtelne kwestie, które powinny być elektryzującymi niuansami. Z trójki głównych bohaterów- Banasia, Marleny i Gintera, to Ginter jest tym najbardziej interesującym. Pomimo tego, że to przecież Jan Banaś jest główną postacią tego filmu, to jednak nie jest on tak dwuznaczny i nie przechodzi takiej przemiany jak Ginter. Ta postać jest świetnie stworzona przez Sebastiana Fabijańskiego, ponieważ raz się go lubi, raz ma się go za szuję, a innym razem mu się współczuje. Ginter wywołuje najwięcej emocji w widzu i to jest to, czego ja oczekuję po bohaterach filmowych.
Tumblr media
Sebastian Fabijański podkreślał, że rozpoczął pracę na planie tego filmu jeszcze przed swoim debiutem fabularnym (przed JEZIORAKIEM), więc teoretycznie mogło się zdarzyć tak, że to ten film byłby jego debiutem (to jest tylko spekulacja, gdyż zdjęcia do JEZIORAKA zaczęły się jeszcze w 2013 roku, a film miał premierę w 2014 r., czyli wtedy kiedy zaczęły się prace na planie GWIAZD) i można spokojnie powiedzieć, że nie miałby się czego aktor wstydzić. Ta rola i sposób jej zagrania jest świetnym startem, dającym sygnał czujnemu widzowi, aby miał baczenie na tego aktora. Niemniej jednak dobrze się stało, że to JEZIORAK jest debiutem fabularnym Sebastiana Fabijańskiego, gdyż nie tylko rola, jaką w tym filmie zagrał jest wyborna, ale i cały film. Z filmem GWIAZDY tak nie jest, dlatego gdyby to on był ów debiutem mogłoby się okazać, że pod wpływem średniej jakości filmu rola Gintera byłaby pominięta, a aktor nie byłby tak doceniony, jak po JEZIORAKU. Dlatego myślę, że dobry los czuwa nad aktorem i w związku z tym dopiero teraz film Kidawy- Błońskiego pojawił się na ekranach, w chwili, gdy Fabijański pokazał (zwłaszcza w roku 2016), jaki z Niego intensywnie emocjonalny talent aktorski. Film GWIAZDY realizowany dawno temu pokazuje teraźniejszą konsekwencję Sebastiana Fabijańskiego w sposobie kreowania swoich ekranowych postaci. Co lepsze, ten film był realizowany wcześniej niż PITBULL czy BELFER, a już daje widzom bardzo mocną postać (widza obecnie nie dziwi taki bohater w wykonaniu tego aktora, gdyż już go widział w mocnych kreacjach, ale trzeba wziąć pod uwagę fakt, że aktor kreował Gintera przed rolami Cukra i Kusia). Postać grana przez Sebastiana Fabijańskiego jest bardziej charakterna niż realnie istniejąca postać Jana Banasia, którą gra Mateusz Kościukiewicz. Dlatego ogromnie żałuję, że postaci Gintera jest mało na ekranie. Niby jest jednym z głównych bohaterów, a jednak go za mało, ponieważ to nie był film o nim.
Tumblr media
Wyśmienicie zagrana jest scena spotkania Gintera i Banasia, po tym, jak Banaś zniszczył karierę piłkarską Gintera. Fabijański spokojem i opanowaniem połączonym ze stanowczością wychodzi zwycięsko z tego starcia pomiędzy postaciami. Generalnie, gdyby przyglądać się wszystkim scenom, gdzie jest konfrontacja tych dwóch aktorów, to w przeważającej większości to Sebastian Fabijański jest dominujący i bardziej wyrazisty. Mateusz Kościukiewicz, choć poprawny nie czuć w nim aż tak wielkiego zaangażowania emocjonalnego w swoją postać. Sebastian Fabijański zawsze powtarza, że grając swoje postaci kieruje się sercem i intuicją, co widać na ekranie. Wspaniale, że aktor ma siłę na takie stopienie się z postacią, ponieważ taki rodzaj aktorstwa najbardziej się opłaca, czyli przynosi zamierzony efekt urealnienia kreowanego bohatera. Jest to rodzaj aktorstwa wyczerpujący, ale daje też satysfakcję zarówno widzom, jak i aktorowi. Natomiast Mateusz Kościukiewicz zawsze wzbudza we mnie mieszane odczucia, ponieważ chłopak zwykle mądrze wybiera filmy, nie ściankuje się, nie opowiada o każdym kroku ze swojego życia, skupia się na tym, na czym ma się aktor skupić. A to, co działa na jego plus w wypadku filmu GWIAZDY, to to, że w tym filmie płynie, jest taki, jak ma być, nawet jego barwa głosu tym razem mnie nie rozpraszała. Jednak sama postać została przedstawiona w taki sposób, że jest ona monotonna i nudna. Nie widać w niej determinacji i walki o siebie czy swoje marzenia (w monologu z offu o tym mówi, ale nie widać tego na ekranie). Z filmu wyłania się osoba, która ma za mało determinacji do każdej życiowej decyzji. Spuszcza głowę i bierze tylko to, co mu daje los. Nie kibicujemy tej postaci. Przez to, że Ginter jest bardziej zdecydowany, choć nie zawsze działa uczciwie i zgodnie z moralnością porządnego człowieka, on przynajmniej walczy o to, aby choć w jednej warstwie życia być usatysfakcjonowanym. Banaś na końcu zostaje bez miłości i z zastępczym wariantem kariery.
Kościukiewicz to rzetelny aktor, który należy do tego grona młodych aktorów, których pojawienie się na ekranie podnosi ragę filmu, jednak w wypadku filmu GWIAZDY sama postać słabo się broni.
Tumblr media
Niestety pomimo zapewnień twórców, że Karolina Szymczak (bardzo ładna dziewczyna) ma w filmie też swoją część, że jej bohaterka żyje własnym życiem, to z przykrością stwierdzam, że może i żyje, ale poza ekranem. Reżyser zapomniał pokazać na ekranie tę część, o której aktorka opowiadała w wywiadach. W obrazie stała się przedmiotem, obiektem, jak to ktoś zgrabnie nazwał trofeum. Przechodzi od jednego do drugiego, ale i ona jest w tym wszystkim przegrana. Tak samo, jak Banaś i Ginter zgadza się na pewnego rodzaju udawane szczęście, zwłaszcza w miłości. Jej się wydaje, że ona manipuluje tą dwójką mężczyzn, ale nie jest typem famme fatale, a jednie dziewczyną, która wybiera bezpieczniejsze rozwiązanie życiowe. Ten trójkąt miłosny jest przykry, bo ona kocha Banasia, Banaś kocha ją, ale w obliczu relacji rodzinnych zdrowy rozsądek powstrzymuje ich przed tą miłością. Dlatego ona wybiera Gintera, bo wie, że on będzie ją kochał i zrobi wszystko, aby z nią być. Ginter okłamuje samego siebie, że Marlena wybrała jego, bo autentycznie jego bardziej kocha niż Banasia, ale w głębi serca wie, że tak nie jest i to napędza go do chęci zniszczenia Banasia. W rezultacie nikt nie jest szczęśliwy, bo emocje każdego z nich w poszczególnych związkach są iluzją. To film o obsesyjnej miłości, ale nie do piłki nożnej, a do kobiety, która nie idzie za głosem serca, a za głosem rozsądku, czym prawdopodobnie unieszczęśliwia wszystkich. Zdecydowanie ten film jest o rywalizacji o kobietę, a nie o pozycję w piłce nożnej czy karierę. Piłka jest tylko pretekstem, jest tłem, bo powracającym najsilniejszym elementem działania męskich bohaterów jest kobieta i uczucia względem niej.
Tumblr media
Dobrze, że miałam okazję zobaczyć film GWIAZDY, choć myśli po nim miałam smutne. Pomimo tego, że reżyser starał się zakończeniem dać nutę optymizmu, to jednak jest to film przygnębiający, w którym trójka bohaterów przegrywa. A końcowy cytat jest, jak dla mnie, gwoździem do trumny, czyli “Marzenia zwykle się spełniają, ale nie tak i nie wtedy, kiedy tego pragniemy.” Niech mi ktoś powie jakie marzenia się spełniły głównemu bohaterowi? Film jest smutny i niesie przykre końcowe przesłanie o relacjach międzyludzkich i o przyjaźni.
GWIAZDY długo czekały na swoją premierę, ale spektakularne zainteresowanie osobą Sebastiana Fabijańskiego jednak skłoniło producentów do tego, że warto ten film wypuścić. I ze względu na tego aktora film warto zobaczyć, ale trzeba mieć też do tego filmu dystans.
Miłym dodatkiem do filmu jest Magdalena Cielecka, Eryk Lubos oraz Marian Dziędziel. Natomiast epizod Grażyny Torbickiej może nie być przez wszystkich zrozumiały. Plusem filmu jest charakteryzacja i scenografia, bowiem muzyka bywa czasem prymitywna względem obrazu. Uwagi miałabym też do zdjęć, gdyż czasem słabo wszystko widać- bohaterowie zlewają się z tłem (choć jest to dziwne, bowiem w zwiastunie tego nie dostrzegłam). Przydałoby się też, aby jednak cały film miał polskie napisy, ponieważ nie tylko niemieckie kwestie są nie zawsze zrozumiałe.
Film nie ma takiego poziomu, jaki miał SKAZANY NA BLUESA czy RÓŻYCZKA. Sprawia wrażenie trochę wymęczonego, a pewne rozwiązania w scenariuszu są siłowe.
Niemniej dla mnie w filmie zawsze najważniejsi są aktorzy, więc jak już dostaję jedną rolę, która daje mi satysfakcję, to uznaję taki film za nie najgorszy.
I tak też jest w tym wypadku.
zdjęcia pochodzą ze strony: http://www.filmpolski.pl/fp/index.php?film=1236198
1 note · View note
kasiamagiera · 8 years ago
Text
BELFER- ŻYCIOWY EFEKT DOMINA
TEKST ZAWIERA SPOJLERY
Tumblr media
Od pierwszego odcinka (a nawet i wcześniej) o serialu Belfer było głośno, każdy, kto lubi dobre seriale chętnie się o tym serialu wypowiadał, praktycznie wszystkie serwisy zajmujące się kinie oraz telewizją musiały o tym serialu wrzucić notę informacyjną, Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ w Polsce to nadal rzadkość, aby powstał sensowny autorski (!) serial z precyzyjną intrygą kryminalną.
Mój tekst to nie recenzja, to spostrzeżenia, jakie zrodziły się w mojej głowie po tym serialu. Sam fakt, że chciało mi się po zakończeniu każdego odcinka pomyśleć o nim trochę dłużej, przeanalizować informacje w nim zawarte i zespolić z tym, co już miałam podane wcześniej, jest rzeczą niezwykłą. Dużo polskich seriali ma potencjał, ma ciekawy pomysł, ale zwykle wykonanie jest banalne, proste i powierzchowne. Twórcy boją się “zmuszać” widza do myślenia, do łączenia w logiczną całość “porozrzucanych” wskazówek. Tworząc polskie seriale zakłada się, że są one tworami do tzw. odmóżdżenia, czyli, że widz po całym ciężkim dniu wcale nie ma ochoty jeszcze na wysiłek umysłowy. I jest to ogromny błąd w założeniu ludzi piszących i produkujących seriale. Twórcy powinni obecnie już wiedzieć, że widza bawi i cieszy możliwość angażowania się w fabułę, że widz lubi być zwodzony i zaskakiwany. Jak to wspaniale jest nie chcieć odrywać wzroku od ekranu, aby czegoś nie stracić, czy nie przeoczyć. Jak to wspaniale, gdy trzeba być skupionym i czujnym. Jak to mówił Alfred Hitchcock “film jest zły wtedy, jeśli ktokolwiek z publiczności, chociaż na chwilę może odwrócić oczy od ekranu” a twórcy Belfra dali widzom konieczność skupienia, za co jestem im wdzięczna. Dziewięć tygodni zaciekawienia i zadumy nad intrygą. Dziewięć tygodni podziwiania na ekranie wspaniałych aktorów- znanych i nieznanych, młodych i dojrzałych.
Oczywiście bardzo szybko pojawili się też maruderzy, którzy narzekali na nudę w fabule, wskazywali błędy w produkcji, opisywali swoje zawiedzione nadzieje. Dla nich mam prostą radę- jeśli Belfer jest nudny i słaby niech biorą pióro do ręki i piszą coś lepszego, niech pokażą i udowodnią swoją pracą, że faktycznie można jeszcze podnieś poziom serialowych osiągnięć w Polsce. Łatwo jest krytykować. Choć z drugiej strony pomyśleć można, że od tego są krytycy, aby krytykowali, ale sama też jestem krytykiem filmowym, a jednak umiem dostrzec precyzję oraz nowatorskość w Belfrze. Tygodniowo oglądam ok. 15 różnych seriali oraz ogromną ilość filmów, a śmiało mogę powiedzieć, że Belfer był dla mnie ucztą, cotygodniową przyjemnością, na którą czekałam. Jasne, że można wskazać drobne błędy (tablice rejestracyjne aut w produkcji wskazujące na kompletnie inny obszar Polski niż ten, o którym ciągle wspominają bohaterowie) czy podważyć realność pewnych kwestii, ale to nadal nie dyskredytuje wartości tego serialu.Zakończenie serialu jest idealne, ponieważ jest realistyczne. Żadnej przesady czy wydarzeń przekraczających możliwości współczesnego człowieka. Na końcu okazuje się, że tak naprawdę nie chodziło o odkrycie kto zabił Asię Walewską, ale raczej jak do tego doszło. Ta kwestia okazała się znacznie ciekawsza, choć oczywiście każdy widz chciał poznać konkretnego sprawcę. Jeśli ktoś jest zawiedziony zakończeniem, gdyż spodziewał się w dziesiątym odcinku całkowitego przewrócenia wydarzeń do góry nogami to jest naiwny. Zmyślność leży tak naprawdę w prostocie. Rozwiązanie mamy pod nosem, w każdym odcinku na nie patrzymy.
W moich przemyśleniach chciałabym się głównie skupić na bohaterach serialu i grających ich aktorach, ponieważ już pierwsze dwa odcinki sprawił, że poczułam się dzięki nim zaczarowana i to trwało aż do samego końca. Och jak ten serial jest pięknie zagrany! Ani grama sztuczność, młodzi, wspaniali, naturalni aktorzy. Fabuła schodzi na plan drugi, choć ten serial dowodzi, że jak się ma dobry mózg jako scenarzysta to z wielu znanych już elementów (Twin Peaks, The Killing, Top of the Lake) można ulepić coś, co już było wcześniej prezentowane, a jednak widz odnajduje tam swoistą oryginalność.Maciej Stuhr grający główną rolę Pawła Zawadzkiego tylko ugruntował swoją pozycję, status aktorski i dowiódł, że ma nosa do dobrych seriali (serial Glina z jego udziałem należy do moich ulubionych seriali. Widziałam go kilka razy i do dziś nie mogę pogodzić się z faktem, że nie był on kontynuowany). Co prawda Paweł Zawadzki jest postacią raczej daleką od osoby przeciętnego polonisty, ale przecież my nie chcemy oglądać przeciętnych ludzi na ekranie, mamy ich pod dostatkiem dookoła.
Tumblr media
Jednak trochę przyćmił Maciej Stuhra i jego bohatera Sebastian Fabijański z kreacją Adriana Kusia. Sebastian Fabijański ma dobry czas- może grać postacie trafione w swoje emploi. To podstawa, aby aktor synchronizował się ze swoim bohaterem, aby tak go sobie wymyślił, żeby na czas grania stać się nim. To daje widzom łatwość zaakceptowania go w całym wymiarze, ponieważ wtedy bohater nabiera realnego kształtu. Adrian Kuś tak naprawdę jest bohaterem stworzonym na istniejących już schematach, albowiem jest to chłopak z małego miasteczka, który ma trudną sytuację rodzinną, dlatego też postanawia coś z tym zrobić. Decyduje, że nie będzie żył tak jak jego matka, ale aby to osiągnąć musi wyjść przed szereg, musi pokazać siłę, której inni się boją pokazać. Musi być bezwzględny i nieugięty w dążeniu do celu, gdyż doskonale wie, że słabość kosztuje utratę autorytetu i przewodnictwa w grupie. Jednak aby nie było tak prosto musi być ktoś w życiu takiego małomiasteczkowego gangstera kto zmiękczy serce widowni w związku z jego brutalnym działaniem. W wypadku Adriana Kusia tym kimś jest jego mały brat Filipek, który jest tą istotą, dla dobra której Adrian Kuś uczyni wszystko. Tę informację o bracie otrzymujemy szybko i już wiemy, że super cwaniaczek z pierwszych scen ma “coś” co jest jego słabością. Wraz z biegiem fabuły okazuje się, że drugą słabością Adriana jest miłość do Julki. Początkowo widz sądzi, że Julka jest tylko jego kolejnym elementem przybliżającym go do lepszego życia. Ale jednak nie, okazuje się, że Adrian Julkę traktuje poważnie, że jest ona dla niego ważna, że bierze ją pod uwagę we wszystkich swoich planach na przyszłość i się z nią liczy.Adrian Kuś na papierze, jako postać w scenariuszu mógłby się wydać, tak jak już pisałam, schematyczny i oklepany, ale to, że Kuś okazał się jednym z najbardziej lubionych oraz akceptowanych, mimo swoich czynów, bohaterem jest zasługą już samego aktora. To jak aktor ożywi z kart scenariusza swojego bohatera wpłynie na to, jak go będzie publiczność odbierać. Sebastian Fabijański miał dobry pomysł, dobrze wyważył Adriana, jego zachowanie, postępowanie i osobowość. Sebastian Fabijański musiał odnaleźć z tym bohaterem płaszczyznę “porozumienie”, albowiem jest w tej kreacji wdzięcznie naturalny. To jest właśnie rolą aktora, żeby z prostej postaci uczynić przyciągającą i skupiającą uwagę publiczność. Sam aktor ma w sobie coś, co daje mu pierwszeństwo w patrzeniu na niego, kiedy pojawia się na ekranie. Gdy w 8 odcinku (kluczowym dla tego bohatera) prowadzi rozmowę na ciemnym placu zabaw z Pawłem Zawadzkim to Adrian jest tym, który przejmuje kontrolę i uwagę. Adrian Kuś jest drugoplanową postacią, ale to nie ma żadnego znaczenia, bowiem czasem drugoplanowe, a nawet epizodyczne role zostają w pamięci widza dłużej niż główni bohaterowie, ponieważ wnoszą ze sobą albo świeżość, albo oryginalność, albo niepokój połączony z ekscytacją. Adrian Kuś jest nieprzewidywalny (choć niestety z bólem serca od połowy 8 odcinka łatwo przewidzieć kres jego historii), a przy tym fascynujący dla widza. On także w 8 odcinku, jako jedyny szczerze wskazuje Pawłowi Zawadzkiemu bezsens jego decyzji sprzed 17 lat. Kuś ma swoje priorytety i dla nich żyje oraz działa. Jest pewny swojego, ale co dziwne, niestety, wtedy kiedy nie trzeba zaczyna kierować się sercem i to go gubi.U aktora liczy się całokształt w kreowanej postaci- jak mówi, jak chodzi, jak wygląda, jakich gestów używa. W kreowaniu takiego bohatera jak Kuś znaczenie ma każdy szczegół i dlatego ważne są detale, z jakich konstruował tego bohatera Sebastian Fabijański. Gesty (palenie, okulary, spojrzenia pod “zawadiackim” kontem), świetnie zaobserwowane i wygrane są przez aktora przynależne do takich typków “przyruchy”(niby dla aktorów przyruchy są nie wskazane, ale jednak czasem przy budowaniu postaci okazują się idealnym rozwiązaniem), rzecz jasna styl ubrania też się liczy (choć szkoda, że cały czas postać jest tak samo ubrana aż do 8 odcinka oraz ma CIĄGLE napchane kieszenie w spodniach jakimiś przedmiotami- powoduje to dysproporcję sylwetki) i oczywiście muszą być tatuaże (choć tatuaż z ramienia słabo się wpisuje w obecne trendy. On nie współgra z tym na dłoni i na przedramieniu- ale to taki mało znaczący detal, raczej niezauważalny dla przeciętnego widza).
Doskonale z postacią Adrian połączeni są Kijana (Kamil Mróz) i Szrek (Wojciech Czerwiński), niby są jego wspólnikami, ale to Adrian jest ich niepisanym szefem. Co ciekawe te postaci nie są bezwolnymi marionetkami w rękach Adriana, nie są tylko mięśniakami ślepo wykonującymi jego polecenia. Oni też potrafią sam coś zorganizować, wydawać polecenia, jak również odcinać się słownie Adrianowi. Sprawiają wrażenie jakby wierzyli, że są na równorzędnej pozycji względem Kusia, choć nie przewidują biegu wydarzeń tak dobrze jak Adrian.Jeśli chodzi o postać Adriana to odrobinę twórcy przesadzili z fikcyjną strzelaniną, jak również z ucieczką z więzienia (to podobny stopień absurdu jak “bezszkodowa”, spontaniczna wyprawa Pawła Zawadzkiego do Kaliningradu).
Natomiast przejmująca jest ostatnia scena z udziałem żywego Adriana, która automatycznie przekierowuje uwagę z Adriana na Jaśka. Do sceny morderstwa Jasiek był tylko kimś, kto próbuje wkupić się w łaski Kusia i jego ekipy lub kimś, kto chce “znaleźć coś” na Kusia, jakoś mu udowodnić, że go nie docenił, że umie być bardziej stanowczy niż Kuś. Gdy Adrian pyta go “zabiłeś kiedyś kogoś” Jasiek bez słowa i praktycznie bez wahania oddaje czysty strzał w środek czoła. Tu następuje zmiana myślenia o Jaśku, to on okazuje się jednak bardziej nieobliczalny i nieprzewidywalny niż Kuś. Jasiek może być też bardziej niebezpieczny, ponieważ nie ma nic pozytywnego w swoim działaniu, poza chęcią zdobycia pozycji i przebiciem ojca w szybkości zarobienia dużych pieniędzy. Mateusz Więcławek po raz kolejny pokazał, że aktorstwo jest jego darem, talentem i że czeka go ciekawa droga w tym zawodzie. Bardzo dobrze się na niego patrzy, w jego grze nie ma fałszu. Jasiek w jego wykonaniu jest najmocniejszą postacią z licealistów. Jego relacje z siostrą bliźniaczką są wręcz absurdalne. A może tak naprawdę jest biednym “małym” chłopcem, który za wszelką cenę pragnie aprobaty ojca, który na swojego wspólnika wybiera starszego syna, a Jasiek jest na marginesie? Jasiek jest bezczelny i okrutny, nie ma litości nawet dla siostry.
Tumblr media
Tymczasem Julka jest postacią niepozorną, z odcinka na odcinek poznajemy ją bardziej i do 8 odcinka jesteśmy przekonani, że jedynym jej celem jest być z Adrianem, że nic i nikt ją nie interesuje, ponieważ kwestia miłości determinuje jej działania. Aleksandra Grabowska, która zagrała Julkę nie ma jeszcze chwilami w sobie lekkości kreowania postaci, często brak jest naturalności, jest wiele scen, w których nie wtapia się, widać jak gra (zwłaszcza w scenach dramatycznych) i że nie jest to dla niej jeszcze naturalne zachowanie. Nie mniej jednak trzeba dziewczynie dać szansę- każdy jakoś zacząć musi, a jak na debiut dobrze się spisała. Jej plusem jest to, że za partnera dostała Sebastiana Fabijańskiego, relacja pomiędzy Kusiem, a Julką pomogła zatuszować drobne braki aktorskie.Zdecydowanie na podziw i uznanie zasługuje Grzegorz Damięciki i jego Grzegorz Molenda. Molenda jest postacią doskonałą, wielowarstwową. Aktor skonstruował tą postać w taki sposób, że jest ona kameleonem- dopasowuje się do towarzystwa i otoczenia, w którym się znajduje. Choć cały czas czuć, że trzeba zachować przy nim roztropność, że pod maską spokoju i opanowania kryje się bezwzględny gangster. Ładny garnitur, nienaganna fryzura, dobrze dobrane słowa, to tylko przykrywka. Molenda ma manię kontrolowania. Musi być wszystko tak jak on zaplanował, ludzie mają robić to, co on chce, bo inaczej nie waha się być bezlitosny (nawet względem swojej córki). Jedną jego słabością okazuje się zamordowana Joanna Walewska- co ona w sobie takiego miała, że nawet ktoś taki jak Molenda mógłby porzucić swoje plany i swoje decyzje?                                       Aktor dobrze wymyślił sobie motyw z żuciem gumy przez Molendę, bowiem dodaje to tej postaci luzy i nonszalancji. Przeżucie gumy to też możliwość zastosowania na kilka sekund pauzy nim padną dalsze słowa z jego ust. Świetny atrybut tej postaci.Trochę dziwnie dobrano mu syna z pierwszego małżeństwa, ponieważ Sebastian (Cezary Łukaszewicz) jednak nie wygląda na syna Grzegorza- różnica wieku (nie tylko realna) wydaje się niewiarygodna do takiej relacji, jaka został im stworzona w Belfrze.Grzegorz Damięcki zostanie w moje głowie na długo i cieszy mnie to, bo postać Moledny to dobrze stworzony bohater, choć nie jemu się kibicuje.                                                                     To on jest też tą postacią, która w całej intrydze traci najwięcej i okazuje się, że gdyby nie był tak zaborczy wszystko wyglądałby inaczej.
Świetna jest też rola Pawła Królikowskiego- tego aktora cenię od serialu Pitbull (w nim odrodził od nowa). Aktor ten zwykle jest w swoich rolach rzetelny i prawdziwy, doskonale umie oprzeć swoją rolę na dialogu, a w Belfrze dialogi napisane są z sensem, precyzją i wyczuciem. Paweł Królikowski świetnie to wykorzystuje.
Łukasz Simlat jak zawsze idealnie odnalazł sposób na swojego bohatera, na sportretowanie pana od WF-u. Właśnie takie jest schematycznie myślenie o panu od WF-u (zwłaszcza jak uczy dojrzewające dziewczyn) – dwuznaczne żarty i docinki, niestosowne spojrzenia. Prawie do samego końca towarzysz mu aura napalonego zboczeńca, ale ona też okazuje się maską. To jest świetnie w Belfrze, że większość bohaterów jest niejednoznaczna, że następują chwile, kiedy muszą zdjąć maskę, aby pokazać siebie, aby się ratować. Łukasz Simlat to czołówka polskiego aktorstwa, on nawet grając w mało ambitnej Brzyduli umiał stworzyć bohatera do zapamiętania. Cenię go za wiele kreacji, choć tą, za którą go pokochałam jako aktora to kameralna postać Jacek z filmu Magdaleny Piekorz Zbliżenia (niby film o kobietach, a jednak to bohater Łukasza Simlata oddziałuje najbardziej).
Nie można pominąć w zachwycie nad postaciami i aktorami Krzysztofa Pieczyńskiego. Przez ostatni czas Pieczyński widzom może się raczej kojarzyć jako człowiek, który pnie do tego, aby Polska była krajem laickim, z człowiekiem który miesza się w politykę i kościół. Aktorstwo zeszło na plan dalszy, a szkoda, ponieważ Krzysztof Pieczyński to wielce utalentowany, powiedziałabym wybitny aktor. Rola Lesława jest udowodnienie mojego twierdzenia. Zabawne jest też to w związku z Krzysztofem Pieczyńskim, że równocześnie z Belfrem nadawany w telewizji jest inny serial, w którym ten aktor gra jedną z głównych ról. Jest to serial Komisja Morderstw (ku mojemu zaskoczeniu nadawana w TVP1). Rola Pieczyńskiego w tym drugim serialu jest nijaka, jego bohater z Komisji Morderstw jest podstarzałym playboyem, który nie może poradzić sobie z przeszłością. Ta postać byłaby do zagrania w mocny i wyrazisty sposób, ale sam serial poza dobrym pomysłem jest wykonany banalnie i powierzchownie, a tym samym aktorzy nie otrzymali szans, aby odpowiednio skonstruować swoich bohaterów. W związku z tym cieszę się, że Krzysztof Pieczyński mógł ponownie pokazać swój warsztat i umiejętności tworząc Lesława – redaktora-alkoholika z zapyziałej gazetki. Mam wrażenie, że nie wszystko o nim się dowiedzieliśmy, że widz nie uzyskał pełnej wiedzy o tym bohaterze z tragiczną przeszłością. Samobójcza śmierć Lesława jest najbardziej przykrym elementem 9 odcinka i nawet powolne ujawnianie mordercy Walewskiej nie przejmuje tak jak starta tego bohatera. Tak samo, jak druzgocze śmierć Kusia, tak i Lesława- dwie kompletnie niepotrzebne śmierci. Krzysztof Pieczyński znakomici gra mimiką i ciałem- jego bohater jest bardzo fizyczny.
Józef Pawłowski, Paulina Szostak, Malwina Buss, czy Jakub Zając dołączają do grona postaci oraz aktorów, którzy dają dowód na to, że w Polsce brak tematyki związanej z młodzieżą, ich problemami, sprawami, dylematami. Filmy Sala Samobójców, Obietnica czy Baby Bluse, a teraz Belfer jednoznacznie pokazują, że tego typu tematy są pożądane i byłoby na nie zainteresowanie.
Paulina Szostak, czyli nasza Lady Makbet można ją po ostatnim odcinku określić mianem bohaterki idealnej. Może to, że aktorzy mieli tekst wydzielany kawałkami, a może jej naturalny dar sprawił, że jest ona idealna do zaprezentowanej intrygi. Dopiero 10 odcinek odkrywa kim jest naprawdę, a co gorsza, patrząc na nią możemy widzieć wielu ludzi z naszego otoczenia. Tak jak postępuje Ewelina, postękuje wielu ludzi, w taki sposób jak ona wiele osób toruje sobie obecnie drogę do osiągnięcia własnych celów i nie wiedzą w tym nic złego.
Belfer uświadamia prawdę dzisiejszych czasów, dlatego można go uznać za doskonały serial na teraz i tu.
Na koniec zostawiłam Patryka Pniewskiego, ponieważ nie wiem kto, czy może on sam, zrobił wokół siebie aurę gwiazdora. Chłopak dopiero zaczyna swoją przygodę, głównie z telewizją, a już upaja się sam sobą – szkoda, gdyż często bywa tak, że zbyt głośna prywatność przenika do sfery zawodowej i działa na jej niekorzyść. W Belfrze chłopak jest umiarkowany w swojej kreacji, dlatego dobrze byłoby, aby sodówkę zostawił sobie na czasy, gdy coś osiągnie. Bycie popularnym nie jest udowodnieniem posiadania talentu.
W całości niknie zarówno Magdalena Cielecka (niepotrzebny wątek romansu z Pawłem), Piotr Głowacki (pierwsze odcinki świetnie, a potem znika), Robert Gonera czy Aleksandra Popławska. Postać Katarzyny granej przez Magdalenę Cielecką jest niekonsekwentna, zwłaszcza w swojej postawie wobec męża. Raz się boi, raz bez wahania stawia mu czoła, taka huśtawka bez większego znaczenia.
Najsłabszym elementem Belfra jest pojawianie się wątku CBŚ i postać Radosława Kędzierskiego. Ta postać jest słaba, przecież przeciętny widz zadałby więcej wnikliwych pytań niż on, zwykły widz domyśliłby się więcej niż on. Kompletnie absurdalne jest jego zachowanie, gdy spotyka się z Pawłem w kawiarni, jak nauczyciel już mu wskazał miejsce zbrodni. Inspektor CBŚ, a zachowuje się często jak nowicjusz.Trochę twórcy przegapili kwestę kostiumów- bohaterowie nieustanie są tak samo ubrani.Również podtytuł serialu był niepotrzebny- “śmierć nie czeka na przerwę”- jak z taniego horroru klasy D
Oczywiście nie byłoby całego sukcesu bez scenarzystów, którzy swoją wcześniejszą pracą i w teatrze i warstwie literackiej dali się poznać, wzbudzili zainteresowanie i ciekawość.
Natomiast reżyser Łukasz Palkowski już miał okazję pokazać, że historie poprowadzone przez niego potrafią skupiać uwagę. Łukasza Palkowskiego osobiście poznałam przy jego wybornym debiucie fabularnym w 2007 roku (Rezerwat). Był wtedy młodym, wesołym i spontanicznym człowiekiem, którego debiutancki sukces mógł się wydawać tylko szczęściem nowicjusza. Jednak dostał szansę na udowodnienie, że czuje warstwę filmową idealnie. Otrzymał szansę realizacji innych projektów w telewizji i w kinie, co pozwolił mu się świetnie rozwinąć, a widzowie dzięki temu mogą oglądać coraz lepsze produkcje. Oby to trwało.
Godna podziwu jest strategia marketingowa, jaką zaplanował Canal +  w związku z tym serialem. To jak podsycali atmosferę i zainteresowanie widzów na długo przed emisją jest godne naśladowania przez innych producentów. Wczoraj przed finałem sezonu facebook aż huczał, prawie każdy, kto oglądał ten serial zadawał na swoje tablicy to samo pytanie, czyli “kto zabił Asię Walewską”. Napięcie i wyczekiwanie, które również ogarnęło gwiazdy takie jak np. Robert Lewandowski, było czymś, co się nie często zdarza w polskiej telewizji. Śmierć Asi Walewskiej była na ustach widzów przez 9 tygodni (a nawet i dłużej). Doskonała strategia, poparta świetną produkcją.Nie bardzo rozumiem tylko, po co podstawienie sezon drugi serialu. Nie lepiej napisać coś nowego? Równie dobrego? Na próbie “jechania” na rewelacyjnej opinii pierwszego sezonu przewieźli się np. twórcy amerykańskiego serialu True detective.Canal + daje szanse i wierzy w myślącego widza. Tak jak serialem Krew z Krwi pokazali, że można mocno oraz konkretnie potrząsnąć widzem, tak i teraz Belfrem to powtórzyli.
Dziękujemy
materiały foto pochodzą z:
https://www.facebook.com/pg/Belfer-1696875370571543/photos/?tab=album&album_id=1696883700570710
https://www.facebook.com/SebastianFabijanskiOfficial/?fref=ts
1 note · View note
kasiamagiera · 8 years ago
Text
ZAWIEDZIONE NADZIEJE
Po filmie Drzazgi (2008) napisałam długi tekst analizujący aktorstwo i role Antoniego Pawlickiego, pokładając w nim moje ciche nadzieje, że stanie się cennym aktorem na rynku polskim. Spotkałam się z nim na wywiad, obyłam dwie ciekawe rozmowy, które pozwoliły mi wierzyć, że może być aktorem innym niż jego koledzy. Jednak dziś (17/11/2016 r.) już wiem, że przegrał z polskimi warunkami. Dziś wiem, że nie jest łatwo oczekiwać zaangażowania i ambicji od młodego aktora- zbyt duży pierwszy entuzjazm szybko zostaje zderzony z rzeczywistością. Dziś mogę jedynie wrzucić mój tekst sprzed blisko 6 lat, aby zobrazować jak trudną drogą i wyzwaniem jest byciem aktorem ambitnym w Polsce, gdyż nieliczni tylko to przetrwają wedle swoich pierwotnych założeń.  
Tumblr media
Archiwum z 04/08/2010 
„Zależy mi na tym, żeby ten zawód wykonywać z pasją”
                                                                      Antoni Pawlicki
 W debiucie fabularnym Macieja Pieprzycy Drzazgi istotny element filmu stanowi trójka młodych aktorów: Karolina Piechota, Marcin Hycnar i Antoni Pawlicki.
To za sprawą tych młodych twórców film jest łatwo przyswajalny dla współczesnego pokolenia. To dzięki ich kreacjom młodzi ludzie oglądający ten obraz mogli odnaleźć w nim jakąś cząstkę własnych problemów. Dzięki tej trójce aktorów trzy z pozoru przeciętne pod względem fabularnym nowele nabierają ciepłego, magicznego charakteru. To za pośrednictwem aktorów i ich umiejętności film ogląda się z niekłamaną przyjemnością, mimo że zaprezentowane w filmie historie nie są czymś niezwykłym lub oryginalnym. Każda z historii i każdy bohater może istnieć realnie (sam reżyser deklaruje, że pewne postaci zaczerpnął z prawdziwego życia). Jakby przemyśleć każdą z trzech historii to dochodzi się do wniosku, że dookoła nas znaleźliby się ludzie, którzy mają identyczne doświadczenia. Jednak to, w jaki sposób bohaterowie zostali sportretowani przez grających ich aktorów sprawia, że widz patrzy na nich w przychylny sposób, że ich lubi i dostrzega w nich coś niezwykłego.
Piechota, Hycnar, Pawlicki - aktorzy, którzy może nie są rozpoznawalni dla wszystkich (Pawlicki najprawdopodobniej jest najbardziej znany z całej trójki, ze względu na popularny serial Czas Honoru, w którym gra jedną z głównych ról) odegrali swoich bohaterów z zaangażowaniem i szczerością, czym bez wątpienia zjednali sobie publiczność.
Jednak od premiery filmu na Festiwalu Filmowym w Gdyni z całej trójki aktorów największym zainteresowaniem medialnym cieszyła się Karolina Piechota. Jest to naturalne i nie ma w tym nic dziwnego, gdyż ta młoda aktorka zaliczyła w tym obrazie swój debiut filmowy, za który zdobyła nagrodę na wspomnianym festiwalu. Dlatego też Karolina Piechota powinna być już znana w kontekście filmu Drzazgi i wydaje się, że teraz warto poświecić uwagę przynajmniej jednemu z aktorów, który jej towarzyszył na ekranie. Tą osobą jest Antoni Pawlicki.
Można odnieść wrażenie, że tylko nieliczne grono zainteresowało się tym aktorem oraz jego występem w filmie Drzazgi (nagrodzony debiut Piechoty przyćmił pozostałą dwójkę aktorów).
Antoni Pawlicki (22.10.1983) jako młody aktor ma na swoim koncie role, nagrody czy nominacje, o których niejeden bardziej doświadczony aktor mógłby pomarzyć. W 2008 roku Pawlicki po raz drugi w zawodowym życiu nominowany był- za Drzazgi- do nagrody im. Zbigniewa Cybulskiego. Rok wcześniej, w 2007, udała się aktorowi rzecz godna uwagi, zdobył nominację do tej samej nagrody za dwie role równocześnie, za filmy Z odzysku i Jutro idziemy do kina.
Pawlicki jest aktorem, który prezentuje oryginalną, jak na ówczesne standardy urodę, ale nie to liczy się u niego najbardziej. Pawlicki to aktor niespodzianka. Z taką samą wiarygodnością umie się wcielić w „zwykłego” chłopaka borykającego się z trudami samodzielności  (Z odzysku), co w wałczącego o swój kraj cichociemnego (Czas honoru), czy w byłego piłkarza, a obecnie zagubionego, szukającego swojej drogi życiowej kibola (Drzazgi).
W jego wcieleniach ekranowych można odnaleźć nieczęsto już spotykany u młodych aktorów charyzmat, który pozwala zaciekawić. Jakąkolwiek by nie zagrał postać publiczność musi entuzjastycznie na nią zareagować, gdyż w każdej z ról jest naturalny i do każdego bohatera wprowadza cząstkę niedefiniowalnego uroku. Kreacje, które do tej pory stworzył wydawały się jakby specjalnie dla niego napisane. Zapewne efekt taki możliwy jest, ponieważ jak mówi aktor staram się stworzyć bohaterów z krwi i kości.
Postać, którą aktor kreował w Drzazgach jest postacią charakterystyczną, wymagającą zaprezentowania pewnych cech przynależnych do tego typu bohatera. To, w jaki sposób Antoni Pawlicki zagrał zagorzałego kibica piłki nożnej, to jak uwypuklił w tej postaci istotne cechy dla tego typu człowieka, wywołuje pozytywny odbiór tego gniewnego bohatera. Odpowiedni dobór ruchów, gestów i słów pozwalają widzowi uwierzyć w realność tej postaci. W tym wcieleniu aktor nie jest tym heroicznym i niebudzącym zastrzeżeń chłopakiem, jakim był choćby w filmie Andrzeja Wajdy Katyń. Robert z Drzazg miał być bohaterem, którego widz zna z własnego osiedla, czy z telewizyjnych reportaży, po prostu z życia codziennego. Tym razem aktorowi nie zależało na tym, aby jego bohater wybijał się ponad przeciętność, a celem Antoniego stało się zaprezentowanie problemów, osobowości  i pragnień tego bohatera.
Pod względem wiarygodności Robert jest podobny do Wojtka z filmu Z odzysku, bowiem czas, miejsce i warunki, w jakich przyszło im się zmagać z własnym losem są podobne i znacznie bardziej autentycznie dla dzisiejszego widza, niż dzielni i męscy bohaterowie filmów Jutro idziemy do kina, Katyń czy Czas honoru. Ponieważ bohaterowie tych historycznych filmów może i przedstawiają ważniejsze/wybitniejsze jednostki dla naszego kraju, ale ich problemy często już nie są dla widza tak zrozumiałe jak problemy Roberta (Drzazgi) i Wojtka (Z odzysku). Widz patrzy na tych historycznych bohaterów, podziwia i popiera ich wybory, ale tylko przez tą krótką chwilę, w czasie kinowej projekcji. A po wyjściu z kina umieszcza ich na panteonie bohaterów czysto filmowych czy literackich. Natomiast Robert i Wojtek to postaci wzięte z nurtu prawdziwego, współczesnego życia i na pewno na sali kinowej byli tacy, którzy w tych bohaterach odnaleźli siebie.
Poza ekranowym atutem Antoniego Pawlickiego jest skromność oraz przystępność. Rozmawiając z nim czy czytając/oglądając wywiady, jakich udziela ma się poczucie, że jest on chłopakiem z podwórka, kolegą z sąsiedztwa. Jest otwarty, szczery, komunikatywny. Sprawia wrażenie jakby nie zdawał sobie sprawy z tego jak prezentuje się na ekranie, jakie uczucia wzbudza w widzu, który go obserwuje w filmowych kreacjach. Z lekkością i zawadiacką kokieterią wyraża opinie na swój temat. W swoich występach nie widzi nic niezwykłego, mówi, że wykonuje tylko swoją pracę- gdybym nie był aktorem, to nie wiem, co innego mógłbym robić w życiu. Aktorstwo zmusza mnie do poszukiwań i nie wyobrażam sobie niczego, co by mnie równie fascynowało.
Zdarza mu się publicznie karcić samego siebie za błędy, które dostrzegł na ekranie. Spotykając go, nie trzeba się obawiać, że będzie się miało do czynienia z „nadmuchaną” gwiazdą, bo wiedza na temat talentu, który posiada nie pochłania go totalnie. Pawlicki to osoba, która jeszcze jest pełna pokory, jest otwarta i przyjacielsko nastawiona do otaczających ludzi. Jego poglądy na role, jakie chciałby grać oraz na to, co chce osiągnąć zaskakują dojrzałością. Ważne jest, by myśleć, że ten zawód będzie się uprawiać przez całe życie i żeby zaraz na początku nie pójść za jakąś tanią popularnością. Trzeba zastanowić się, jak rozłożyć siły, swoją energię i swój wizerunek na całe życie.
Wydaje się, że Antek nie jest osobą, która pojawiła się w kinie, aby zdobyć tylko popularność, aby ułatwić sobie życie, czy jednym występem w filmie zapewnić sobie tymczasowy byt w polskim show biznesie. Nie piszą o nim codzienne kolorowe gazety, nie wywołuje wokół siebie skandali.
Odrzucam propozycje udziału w programach typu "Taniec z gwiazdami". Dla mnie stoi to  w sprzeczności z istotą zawodu aktora.
Czyżby w kinie zjawił się, by grać? by stwarzać wciąż nowych bohaterów lub zwracać na siebie uwagę kreacjami ekranowymi? Czyżby nie był kolejnym młodym aktorem, którego głównym celem staje się promowanie samego siebie na łamach brukowców?
Z odpowiedzią na te pytania jednak trzeba będzie poczekać i obserwować, co przyniesie los.
Antoni Pawlicki swoją pierwszą kreacją w filmie Z odzysku w reżyserii Sławomira Fabickiego (uznać go można za jednego z najciekawszych filmowych realistów we współczesnym kinie polskim) wzbił się na zaskakująco wysoki poziom aktorstwa (za co został uhonorowany wieloma nagrodami w kraju i za granicą). W tej pierwszej roli w pełni pokazał swój talent, pozwolił aby publiczność potraktowała jego bohatera jak realną postać. Żadnym przeestetyzowanym gestem, słowem czy mimiką nie pozwolił zniszczyć wiary w to, że kreowany przez niego bohater może być prawdziwy. W tej roli nie był aktorem, który gra powierzoną mu rolę, w tej kreacji stał się Wojtkiem. To typ aktorstwa, który ma przekonać publiczność, że aktor jest postacią. A w tym mogła kryć się pułapka, ale aktor w nią nie wpadł. Choć chyba tylko dlatego, że film Z odzysku nie był znany szerokiej publiczności. Nie był to obraz komercyjny, mimo że stał się polskim kandydatem do Oscara. Gdyby ten film zdobył popularność takich filmów jak Testosteron czy Lejdis (oczywiście są to filmy inne gatunkowo) to ten młody aktor miałby problem z uwolnieniem się od wizerunku Wojtka, gdyż był w tej kreacji na tyle autentyczny, że publiczność mogłaby mieć kłopot z uwierzeniem w inne jego wcielenie.  
Jednak to Piotrek, bohater filmu Jutro idziemy do kina stał się bardziej rozpoznawalną postacią w dorobku Antka. To ten ujmujący bohater pozwolił publiczności telewizyjnej na szerszą skalę poznać aktora. Dlatego też późniejsza rola Pawlickiego, w serialu Czas honoru, była tak dobrze przyjęta. Janek ze wspomnianego serialu jest zbliżoną postacią do Piotrka     z Jutro idziemy do kina, dlatego raz polubiony bohater nie mógł zostać odrzucony przez publiczność. Drobne podobieństwo tych dwóch bohaterów nie zmienia faktu, że Janek, bohater Czasu honoru, to jedna z najciekawszych postaci filmowych roku 2008.
Janek to chłopak wychowany na warszawskiej Pradze. Przed wojną studiował architekturę, a w październiku 1939 roku wraz z narzeczoną Leną planowali ślub. We wrześniu 1939 roku nastąpiła w jego życiu nieplanowana zmiana, opuszcza kraj, poddaje się szkoleniu w Anglii i staje się żołnierzem- dywersantem tzw. cichociemnym.
Po powrocie do kraju pod pozorem pracy w zakładzie stolarskim rozkręca komórkę legalizacyjną. Wykorzystuje umiejętności, które nabył na studiach przed wojną. Jego głównym zadaniem staje się fałszowanie dokumentów i pieczęci.  
Przez cały czas spędzony na szkoleniu za granicą nie zapomniał o największej swojej miłości- narzeczonej Lenie. Mimo bezwzględnego zakazu kontaktowania się z najbliższymi po powrocie do kraju jego celem staje się odszukanie narzeczonej. Gdy dowiaduje się, że Lena wraz z całą rodziną trafiła do najgorszego piekła okupowanej Warszawy, czyli getta, Janek nie spocznie do czasu aż jej nie wydostanie z tego okrutnego miejsca.
Wydaje się, że Janek to bohater idealny. Nie można mu wiele zarzucić, gdyż nawet jego niesubordynacja względem wydanego rozkazu o nie kontaktowaniu się z bliskimi jest do wytłumaczenia. Nawet to, że naraża siebie i misję dywersyjną jest dla widza zrozumiałe, gdyż kierują nim burzliwe uczucia. W kwestii miłości Janek najpierw działa, później myśli, co jest domeną młodości, dlatego nie można mu mieć tego za złe. Janek jest ambitnym, inteligentnym, sprytnym, dobrze wyszkolonym bohaterem. A jego uczucie do Leny nadaje mu cech typowo ludzkich. Nie jest tylko heroicznym bohaterem walczącym z wrogiem. W oczach widzów jest młodym, zakochanym człowiekiem. Prawdziwość uczucia potwierdza wiernością i zagorzałą chęcią odzyskania Leny. Jest uparty w swoim działaniu, czym przysparza sobie sympatii publiczności. Kiedy ma okazję, po latach rozłąki, spotkać się          z Leną, ból i cierpienie na twarzy Janka nabiera innego wyrazu- wyrazu troski, ale                   i zawziętości. To, co tłumił w sobie przez czas szkolenia i nieobecności w kraju staje się widoczne w chwili odnalezienia Leny. Z „twardego”, wyszkolonego do zabijania żołnierza wyłania się młody, wrażliwy, kochający ponad wszystko młody człowiek.
Janek i Lena to para, która w serialu nie budzi zastrzeżeń, co do uczuć względem siebie, ich szczerości i prawdziwości. Ich relacje i związek jest czymś dla współczesnego widza niespotykanym i pełnym uroku.
Janka charakteryzuje nietypowe poczucie humoru. Jego rozmowy z poznanym           w stolarni Kamilem dodają rys satyryczny serialowi i są wyczekiwanym akcentem.
Antoni zagrał Janka w porywający sposób. Dzięki aktorowi ta postać ożyła, stała się dla publiczności kimś namacalnym, kogo losy przeżywa się jak bliskiej osoby. Pawlicki stworzony jest do takich ról, bowiem jego uroda jest jakby wywiedziona z przedwojennych fotografii. Jest on typem specyficznego w dzisiejszych czasach amanta. Jego bohater nie jest wypielęgnowanym, metroseksualnym lalusiem, a mężczyzną, który postawą, zasadami i postępowaniem przyciąga zainteresowanie.
Ciepłe uczucia, jakimi widz obdarzył tę postać niewątpliwe zostały lub w niedługim czasie zostaną przelane na samego Antoniego, co pociągnie za sobą wiele zmian. A to tylko od aktora zależeć będzie, czy to, co deklarował, czyli że chce grać dobre role, a nie wiele ról jednocześnie, okaże się bezwartościowymi frazesami, czy myślą przewodnią, która poprowadzi go w stronię dobrych aktorskich wyborów.
Chciałbym sprawdzić się w rolach charakterystycznych, po to bym mógł rozwijać się w różnych kierunkach.
Ciekawe wcielenie Antoniego Pawlickiego, choć nie w pierwszoplanowej roli, można zobaczyć w filmie Jeszcze nie wieczór w reżyserii Jacka Bławuta. Aktor wciela się w tym obrazie w młodego człowieka określanego w filmie mianem Studenta. Kiedy po raz pierwszy aktor pojawia się na ekranie znajduje się w dość nietypowej dla siebie roli, stoi na scenie w pubie i rapuje (choć już wcześniej w hip- hopowych popisach można było zobaczyć aktora w teatrze telewizji pt. Komu wierzycie?). W swój hip- hopowy występ wciąga główną postać- Jana Nowickiego i razem dają niezapomniany koncert na scenie. Później raz jeszcze można zobaczyć Pawlickiego rapującego, a materiałem do występu staje się Faust Goethego, który w nowatorskiej aranżacji zaskakuje i wydaje się bardziej przystępny.
Postać Studenta zostaje w filmie wprowadzona jako przeciwwaga dla bohaterów z domu seniora, w którym bohater grany przez Jana Nowckiego chce wystawić Fausta. Chce, aby ten Faust był inny od klasycznego, dlatego też decyduje się na powierzenie niektórych partii tekstu hip- hopowcowi.
Antek tym gościnnym występem pokazuje swoje kolejne aktorskie oblicze. Jest nadzwyczajnie rzetelny w tej roli. Kiedy występuje na scenie z hip- hopowymi popisami ubrany jest w charakterystyczny sposób: duża bluza z kapturem, czapeczka z lekko przekrzywionym daszkiem, szerokie spodnie, a jego zachowanie i gesty są takie jak można zobaczyć na teledyskach muzycznych, licznych w naszym kraju kapel hip- hopowych. Wygląd aktora do odtwarzanej roli jest przemyślany i dopracowany.
Młodość, żywotność i spontaniczność w kontaktach z innymi stanowi dobry kontrast do otoczenia, w którym postać się znajduje. Jest szalony i nie widzi przeszkód na swojej drodze. Także zetknięcie się jego bohatera ze spotkaną w domu seniora młodą dziewczyną jest zaprezentowane w inny sposób niż w wypadku starszych postaci. Postać Antka jest bezpośrednia, bez ograniczeń- „bierze to, na co ma ochotę”.
Mimo, że rola jest niewielka to stanowi ona atrakcyjny smaczek w filmografii aktora, ponieważ pozwala przypomnieć, że w młodym aktorze tkwi potencjał pozwalający mu odgrywa�� szeroki repertuar postaci.
Interesującym akcentem w filmografii młodego aktora są dwa krótkometrażowe filmy- Wszystko (2008) i Incydent (2009).
Film Wszystko zasługuje na uwagę tylko ze względu na to, że jest to projekt w znacznej mierze sfinansowany przez internałtów. Reżyser filmu w czasie realizacji obrazu borykał się   z trudnościami finansowymi, dlatego powstał on ze sporym opóźnieniem. To znacznie przyczyniło się do tego, że wtedy, kiedy był zaprezentowany publiczności został przez nią uznany za anachroniczny i naiwny.
W tym 15 minutowym filmie zagrali znani z kina i telewizji aktorzy: Marta Żmuda- Trzebiatowska, Michał Koterski czy właśnie Antoni Pawlicki.
Rola Pawlickiego w tym obrazie jest rolą epizodyczną, ale daje się w niej aktor zauważyć, bowiem to pierwsza zdecydowanie negatywna kreacja w jego dorobku. Postać jest wulgarna    i agresywna, żadną miarą nie da się jej polubić. Gesty i słowa, jakie wypowiada odstręczają od niego publiczność. Antoni zagrał swojego bohatera w mocny, przerysowany sposób, ale jak podkreśla „rola w filmie Wszystko ze względu na to, że była rolą epizodyczną musiała być wyrazista (...)Przejaskrawienia w kreowaniu roli chciał reżyser (...) chciał, aby moja gra była dociśnięta, przegięta i „pojechana”, więc otworzyłem odpowiednie klapki i tak to zagrałem. Jeśli kogoś udało się moją kreacją zaskoczyć to dobrze”.
Jednak zwykły widz tak przerysowanej gry aktora może nie odebrać jako celowego zabiegu, który ma wzmocnić pejoratywne odczucia względem tej postaci, a raczej jak niewłaściwą grę, świadczącą o amatorskich zdolnościach aktorskich Antoniego. Negatywna postać w wykonaniu Antka to pożądany bohater, ale dobrze by było, aby reżyser swoimi oczekiwaniami nie podważał jego umiejętności aktorskich. Dlatego można stwierdzić, że dobrze się stało, że ten film nie dotarł do szerokiej dystrybucji, bowiem nie jest to film dobry zarówno pod względem oryginalnej fabuły, ani godnych pamiętania na długo kreacji aktorskich. Pozostaje żal, że reżyser nie umiał skorzystać z obecnych na planie aktorów do stworzenia bardziej barwnej historii, choćby pod względem konstrukcji bohaterów.
           Natomiast drugi wspomniany krótkometrażowy obraz jest wart opisania, gdyż jest on lepszy zarówno pod względem fabularnym jak i kreacji aktorskich od co drugiego polskiego filmu długometrażowego.
Incydent to thriller trwający niecałe 40 minut. Jak wspomina aktor „to była poważna rola z przebiegiem. Mimo, że film trwa tylko ponad pół godziny tam się tyle wydarzyło i było tyle niuansów, że można tę rolę uznać za bardziej skomplikowaną niż w jakimś filmie fabularnym, w którym miałem okazję zagrać drugi plan. Długo rozmawialiśmy z reżyserem na planie. W tym filmie jest dużo naszych (aktorów) propozycji. Reżyser angażował aktorów  w przygotowanie filmu, co było całkiem niezwykłe”.
Incydent to kameralny film z ograniczoną liczbą bohaterów oraz miejsc, i to czyni go bardziej atrakcyjnym. W fabule można dostrzec elementy jakby wywiedzione np. z Dostojewskiego, czy innych dzieł literackich. Konstrukcja bohatera kreowanego przez Antoniego Pawlickiego jest ciekawa, ponieważ ulega przemianom w czasie trwania filmu. Mimo, że film nie jest długi można zaakcentować kilka interesujących scen.
Gdy poznajemy Michała jest normalnym młodym mężczyzną, który podjął decyzję o zmianie pracy, ma atrakcyjną dziewczynę, z którą mieszka i wszystko jest tak jak być powinno. Jednak pewnego dnia, jedno wydarzenie zmienia jego życie. Zabija przez przypadek mężczyznę. To zdarzenie jest tak zaskakujące zarówno dla niego, jak i dla widza, że gdy ten fakt następuje trudno uwierzyć, że to nie jest jakiś okrutny żart. Michał w pierwszej chwili nie rozumie powagi sytuacji. Nie dociera do niego realność zaistniałych wydarzeń (do widza też nie). Zabiera rower i chce odejść, jak gdyby nigdy nic. Jednak po krótkiej chwili dochodzi do niego co się stało. Strach rysuje się na twarzy Michała. Musi ukryć zwłoki. Tu następuje kolejne zaskoczenie, w czasie porzucania ciała pod mostem w parku, okazje się, że ów mężczyzna jeszcze żyje. I ku zaskoczeniu publiczności, Michał nie próbuje ratować człowieka, czy zostawić go tak, aby ktoś go znalazł. Bohater „dobija” go, zatyka mu usta odcinając mu dopływ tlenu, aby mężczyzna nie robił hałasu, który mógłby ich zdemaskować. Od tego momentu widz zaczyna bacznie obserwować poczynania bohatera, gdyż w tej sytuacji staje się dwuznaczną moralnie postacią.
Pawlicki od sceny morderstwa gładko i naturalnie gra twarzą, na której widoczne są przemyślenia, troski oraz doznania. Dźwięki, które mu towarzyszą od tej tragedii są dopełnieniem i uzupełnieniem stanu bohatera. Dźwięki z otaczającej go przestrzeni synchronizowane są jakby z wydarzeniami oraz myślami. Nie są to odgłosy niediegetyczne, a należące do świata, w którym bohater egzystuje. Tak jakby świat dookoła nie pozwalał mu zapomnieć o tym nieszczęśliwym wypadku.
Po ukryciu zwłok Michał wraca do domu, wrzuca wszystkie ubrania do pralki i do wieczora w ciszy analizuje zajście z parku. Gdy zbiera się na odwagę i dzwoni na policję wraca do domu dziewczyna, która swoimi radosnymi wiadomościami „odciąga” bohatera od rozmowy z posterunkiem.
Poruszającą sceną jest scena śniadania na drugi dzień po zajściu. Michał i Marta siedzą w kuchni. On w ciszy patrzy się w martwy punkt, ani drgnie. Po pytaniu Marty dlaczego nie ma od rana humoru Michał przyznaje „zabiłem człowieka”, wypowiada to jednak w tak spokojny i bezbarwny sposób, że nie spotka się to z żadną reakcją ze strony dziewczyny. Jakby Marta tego nie usłyszała, ponieważ zaczyna mówić o zwykłych codziennych planach.
W dalszym ciągu akcji Michał brnie w tuszowanie zbrodni. Z domu bierze łopatę, postanawia dokładnie zasypać ciało. W czasie tego procesu znajduje portfel zmarłego, w którym jest zdjęcie jakiejś zapewne bliskiej mu kobiety. Wkłada ofierze je w rękę. Z twarzy Michała nie znika żal i zatroskanie, ale dalej jednak zaciera ślady zbrodni.
Kolejna scena zrealizowana jest w pomysłowy sposób, gdyż jest zbliżenie tylko na oczy bohatera, który w amoku obserwuje chodzących po parku ludzi, ale ich rozmowy docierają do niego w formie zniekształconych odgłosów- to obrazuje pogarszający się stan tej postaci.
W dalszym ciągu filmu są dwie mocno poruszające sceny. Pierwsza to, kiedy bohater w nocy sprawdza czy jest w stanie udusić swoją dziewczynę, przykłada śpiącej Marcie rękę do ust i nosa (tak jak to miało miejsce w scenie „dobijania” mężczyzny), a nachalne tykanie zegara tylko potęguje obraz jego wewnętrznego stanu.
Druga scena to scena brawurowo zagrana przez Antoniego. Scena, w której postanawia uzewnętrznić swoje odczucia przed dziewczyną. Nagle zaczyna płakać. Osuwa się na podłogę w rozpaczy. Zaskoczona tym faktem dziewczyn stara się dowiedzieć w przestrachu co wywarło tak gwałtowną reakcję jej chłopaka. Gra twarzą i emocjami jest tu godna pochwały i wyraźnego zaznaczenia. Pawlicki swoim plastycznym aktorstwem ukazał to, co w jego postaci „siedziało” od chwili morderstwa. Otwiera się i oczyszcza, ale nie przyznaje się do popełnionej zbrodni. Po tym katharsis widzimy, że życie bohaterów wraca do normy i jak głosi podtytuł filmu nie wszystko wychodzi na jaw.
W filmie partnerowała Antoniemu Agnieszka Więdłocha, która jest również jego partnerką w serialu Czas honoru i zapewne dlatego połączenie tej dwójki na ekranie daje pozytywne konotacje, gdyż w tym popularnym serialu stanowią najbardziej pozytywną parę.
Incydent w filmografii Antoniego Pawlickiego jest dobrym akcentem. Ta rola jest rolą, którą swobodnie można by było postawić na szali ze znakomitym debiutem fabularnym aktora. Rola w Incydencie jest rolą trudną i ciekawą, a co najważniejsze aktor ponownie udowodnił, że umie wczuć się w kreowaną postać.
W filmografii aktora pojawiają się również role komediowe, ale szczęśliwym trafem są to głównie role drugoplanowe, w filmach Dlaczego nie!, Ostatnia akcja i Kołysanka. Kino polskie nie stoi na wysokim poziome, jeśli chodzi o komedie. Wydaje się, że etap dobrych      i godnych uwagi komedii filmowych mamy już za sobą (okres PRL-u), dlatego też zawsze pozostaje strach, że nawet dobry aktor polegnie w takiej produkcji. Rola komediowa nie jest rolą gorszą od roli dramatycznej, gdyż wymaga od aktora wyjątkowych umiejętności. Być aktorem komediowym to znaczy umieć bawić widzów w mądry, inteligentny i wywarzony sposób. Tak dobierać słowa i gesty oraz dopasować swój wygląd, aby te atrybuty budziły pozytywne doznania w odbiorcy, a nie żałość i poirytowanie (te uczucia najczęściej towarzyszą publiczności w czasie oglądania rodzimej produkcji).
Trzy ze wspomnianych powyżej filmów, w których występował Antoni Pawlicki pod względem fabularnym pozostawiają wiele do życzenia. Najoryginalniejsza zdecydowanie jest Kołysanka w reżyserii Juliusza Machulskiego. Na pierwszy rzut oka pomył reżysera wydaje się abstrakcyjny i niemożliwy do zaakceptowania w naszej kinematografii. Horror o rodzimej rodzinie Adamsów? Czy ktoś to kupi? Czy ktoś zrozumie, o co chodziło reżyserowi w tym filmie?
Do momentu spotkania z Antonim Pawlickim i wysłuchania jego argumentów dotyczących tego filmu, byłam przekonana o bezcelowości tworzenia takich filmów. Jednak aktor w pewnym stopniu przekonał mnie, że to iż film jest daleki od tego, do czego przywykliśmy nie znaczy, że nie powinien powstać. Antoni trafnie wyjaśnił, że ten film może być czymś nowym i świeżym w kinie polskim. Miał rację, że nie zawsze zamiar tworzenia sztuki się zwraca i jest akceptowany przez większą cześć społeczeństwa. Eksperyment zwykle skazany jest na zdystansowany i sceptyczny odbiór, niż kolejny schemat. Kołysanka jest zabawą z gatunkiem i oczekiwaniami widzów. Dlatego jak na polskie warunki może faktycznie jest tworem ciekawym, ale w kontekście kina światowego wypada słabo i przeciętnie. A co może szokować widzów bardziej niż sam temat oraz stylistyka filmu to to, że w konwencje horroru zostali wrzuceni znani szerokiej publiczności aktorzy: Więckiewicz, Buczkowska, Stelmaszczyk, Ziętek, Pawlicki itd.
           Antoni Pawlicki w Kołysance wcielił się w postać ministranta, który zostaje porwany wraz z księdzem przez rodzinę wampirów. To postać komediowa, chwilami groteskowa np. gdy w zagorzały sposób odprawia modlitwę lub gdy wymienia świętych od czego są patronami. W gładki i rzeczywisty sposób poprowadzony bohater zyskuje sobie sympatię publiczności. Chwilami w grze aktora dostrzega się wzmocnienie czy przerysowanie (zwłaszcza w ostatniej sekwencji filmu z udziałem tego aktora), ale mając na uwadze rodzaj filmu i jego treść, manieryczna sztuczność jest trafionym wyborem przy kreowaniu tego bohatera. Postać stworzona przez Antka zlewa się z całym przesadnym i nienaturalnym przedstawionym światem.
Ten rodzaj gry może być nie zaakceptowany i odrzucony razem z filmem przez nieprzyzwyczajoną do takich hybryd publiczność, ale ryzyko jest wpisane w zawód aktora, dlatego trzeba przemyśleć czy krytykować czy dostrzegać plusy tej kreacji.
Natomiast Dlaczego nie! i Ostatnia akcja to dwa zupełnie przeciętne polskie komedie. W obu filmach Pawlicki gra dobre drugoplanowe role, ale po tym, co się widziało wcześniej w jego wykonaniu, czy to w debiucie filmowym, czy to w teatrze, pozostaje niedosyt i niechęć do wgłębienia się w bohaterów tych filmów.
Chciałbym, żeby w polskim filmie była możliwość poszukiwania ról, które są tak daleko od fizyczności aktora. Byłoby to ogromnym wyzwaniem.
Dopełnienie ról filmowych w dorobku zawodowym Antoniego Pawlickiego stanowią teatry telewizji. Do tej pory w trzech spektaklach zagrał główne role, a w jednym zaliczył gościnny występ (Przesilenie).
Pierwszym udanym teatrem TV był teatr w reżyserii Macieja Pieprzycy pt. Komu Wierzycie?
Antoni gra studenta prawa, który z koleżanką będącą jego przeciwieństwem, ma przeprowadzić w bloku ankietę wśród lokatorów.
Pawlicki wystylizowany na młodego intelektualistę, na ekranie prezentuje się atrakcyjnie.
Ubrany elegancko, „pod krawatem”, dla uwiarygodnienia charakteru jego postaci nosi okulary oraz ma zaczesane gładko na bok włosy. Jego bohater ma na imię Aleksander, jest członkiem partii narodowej i w przyszłości „w spadku” ma otrzymać dobrze prosperującą kancelarię. Należy do osób poukładanych, pewnych swojej racji i misji społecznej. Nie zachowuje się ani nie myśli jak młoda osoba w jego wieku (21 lat), chce uchodzić za dorosłego. Na początku spektaklu wszystko jest dla niego czarno- białe. Nie ma odstępstw od ustalonych zasad. Jednak w ciągu trwania przedstawienia sposób myślenia Aleksandra ulegnie zmianie, gdyż jak się okaże w życiu można się kierować również czymś innym niż wyuczoną logiką.
Komu Wierzycie? to pierwszy spektakl telewizyjny młodego aktora, który przyniósł pozytywne rezultaty, gdyż dał kolejną szansę w postaci następnego teatru TV pt. Oskarżeni. Śmierć sierżanta Karosa. Sztuka oparta jest na faktach i przedstawia proces sądowy oraz historię grupy nastoletnich członków podziemnej organizacji o nazwie Siły Zbrojne Polski Podziemnej z 1982 roku.
Antoni gra młodego chłopaka, który nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co oznacza przystąpienie do podziemnej organizacji (zresztą jak i reszta młodej ekipy). Łatwo jest „podpisywać się” pod deklaracjami i wygłaszać chęć działania, ale gdy przychodzi do czynów trudno uwierzyć w to, że dzieje się to naprawdę. Bohater Pawlickiego nie jest gotowy na takie ryzyko i poświęcenie jakie stawia przed nim organizacja. To, co naprawdę pochłania bohatera to klacz, którą się opiekuje oraz dziewczyna- planują wspólną przyszłość. To stanowi esencję jego życia, a organizacja podziemna wydaje mu się czymś nierzeczywistym, ideą kolegów, a że nie chce być przez nich odrzucony to decyduje się podążać za nimi. O tym, że nie jest gotowy na akcje w terenie obrazuje scena, w której jego bohater, Andrzej, dostaje do ręki pistolet. Nie wie jak go trzymać, jak się z nim obchodzić, upuszcza go na ziemię, co jest widocznym znakiem tego, że nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. Jest przestraszany, małomówny. Obserwuje i przytakuje.
Postać Pawlickiego nie jest bohaterem heroicznym, który z odwagą i siłą walczy o dobro kraju. Jego przekonania o słuszności działania nie są tak pewne jak później będzie to widocznie w przypadku bohaterów filmów Jutro idziemy do kina, Katyń czy Czas honoru.  W tym spektaklu bohater jest namiastką postaci, które są gotowe do zrywu narodowego, bowiem w sztuce jeszcze dojrzewa do tego, co będą czynić jego filmowi kontynuatorzy.
Trzeci teatr telewizji nosi tytuł Pozory mylą. Akcja sztuki rozgrywa się w jednym miejscu w ciągu jednego wieczoru. Antoni gra główną rolę poukładanego komputerowca, który rzeczonego wieczoru wraz z podobną do siebie dziewczyną mają ogłosić zaręczyny. Dziewczyna chce, aby wszystko było idealnie, gdy zjawią się rodzice. Ma wszystko przemyślane, łącznie z tym jak narzeczony (Pawlicki) jej się oświadczy. Justin robi wszystko, czego życzy sobie dziewczyna, cierpliwe znosi jej maniakalne wręcz próby stworzenia idealnego wieczoru. Z każdą minutą spektaklu dziewczyna wymyśla, co raz to nowe absurdy  i testuje cierpliwość Justina.
Justinowi wydaje się, że właśnie o takim życiu marzy- statecznym, przewidywalnym, perfekcyjnie posegregowanym. Stara się uciekać od trybu życia, który wiedzie jego matka, pełnego zabawy, alkoholu i zmieniających się u jej boku mężczyzn. Na początku spektaklu Justin jest przekonany, że Julie-Ann jest tym właściwym, bezpiecznym wyborem. Jednak nieoczekiwanie „z nieba spada” kobieta, która jest przeciwieństwem narzeczonej i z biegiem czasu Justin odkrywa jak nudne oraz pełne pozorów było jego dotychczasowe życie, że to co miał to nie było prawdziwe uczucie. To, co dotychczas budował z Julie- Ann to tylko maska, próba stworzenia czegoś logicznego i łatwego do kontrolowania. Julie- Ann daje gwarancję stabilności i pewności, ale czy życie polega na nieustannej przewidywalności?
Antoni Pawlicki gra uległego mężczyznę. To nie on w tym związku jest mężczyzną. On ma tylko wykonywać polecenia Julie- Ann, która i tak notorycznie jest niezadowolona.  
Problemem tego bohatera jest to, że ciągle otaczają go kobiety silniejsze od niego, bardziej temperamentne: matka, Julie- Ann, czy Pagie, a on się im poddaje. Wszystkie wspomniane kobiety to typy dominatorek, choć każda w innym stylu.
Pawlicki grając tę postać ukazuje ją jako trochę nieporadną, zagubioną, która nie umie być stanowcza. W obecności kobiet sprawia wrażenie zastraszonego, niepewnego swojej męskości, niewiele mogącego zrobić małego chłopca. Przez znaczną część sztuki nie umie postawić na swoim, daje się manipulować przez każdą z kobiet.
W tej nieporadności i „słabości” jest jednak pozytywnym bohaterem, gdyż stara się opanować całą sytuację, to on chce, aby każdy czuł się dobrze i nie myśli tylko o sobie, tak jak reszta postaci. Na końcu sztuki staje się prawdziwym bohaterem dla publiczności, gdyż daje się ponieść uczuciom i nagłemu przypływowi szaleństwa.
Na żywo Antoniego Pawlickiego można zobaczyć w Warszawie, w teatrze Studio w sztuce Hollyday wyreżyserowanej przez Michała Siegoczyńskiego. Teatr to niezaprzeczalna przyjemność, ponieważ daje możliwość oglądania na żywo aktorów, tu i teraz. Można wiele się dowiedzieć o twórcach i wiele zaobserwować. Teatr na żywo to sprawdzian możliwości aktorskich, bowiem wymaga od aktorów innych umiejętności niż telewizja i kino. Tu nie ma dubli, tu się nie gra fragmentami, tu nie można szeptać i być niewyraźnym. Teatr, konkretne przedstawienie, daje tylko jedną szansę na zaprezentowanie się w dniu spektaklu. Zawsze trzeba się starać i być w pełnej, stuprocentowej gotowości, gdyż widz ogląda przedstawienie tylko raz i na tej podstawie wyrabia sobie opinie o odtwórcach ról.  
Hollyday jest sztuką ciekawą, acz nie w całości spójną dla przeciętnego widza. Aby     w pełni zrozumieć przekaz trzeba przyjść do teatru z pewną konieczną wiedzą, bo inaczej przedstawienie staje się niezwykle proste w przekazie.
Antoni gra w Hollyday postać Jima. Na początku sztuki jest on żigolakiem, który dla wygodnego życia związał się ze starszą od siebie kobietą (w tej roli wspaniała Ewa Błaszczyk). Przez około godzinę spektaklu bohater jest szachrajskim pozerem chętnie dającym się „manipulować” starszej kobiecie, gdyż takie życie jest proste, opiera się na zabawie z kobietami i na łatwo dostępnych narkotykach. Tu konieczną wspomnienia jest scena, w której aktor odgrywa odurzonego narkotykami, ponieważ zagrana jest ona               w fenomenalny i mistrzowski sposób (nawet na widowni publiczność zaczyna się zastanawiać, czy aby aktor faktycznie czegoś zielonego przed tą sceną za kulisami nie wypalił). Aktor tak dobrał zachowanie, pewnego rodzaju dezorientację, niemożność skupienia się na rozpoczętym temacie oraz umiejętnie wygrał rozbiegany wyraz oczu, że ten bohater staje się dla widza czarujący, ujmujący, intrygujący oraz zabawny.
Pierwsza godzina spektaklu zagrana jest przez Antoniego w sposób, który widz z zainteresowaniem śledzi. Momentami Pawlicki stosuje przerysowaną technikę, choć pewnego rodzaju kiczowatość jest tu zamierzonym zabiegiem. Sztuczność czy umowność istnieje w tej części sztuki, jako spójna całość. Nadmierna wyrazistość jest zabawna i stanowi jasny komunikat dla widza jak ma odbierać tę postać. Sposób, w jaki aktor wypowiada swoje kwestie dopełnia całokształt stworzonego wizerunku.
Postać macho żyjącego zabawą i kobietami po pierwszej godzinie ulega metamorfozie i okazuje się, że bohater jest kryptogejem. Nagle zaczyna romansować z Fredem (chłopakiem poznanym na początku sztuki). W tej części sztuki pojawia się więcej zastrzeżeń, gdyż obaj aktorzy nie są bardzo przekonując w tych rolach. Już pierwsze ich zbliżenie w postaci pocałunku jest nieznośnie sztucznie i nienaturalne (zwłaszcza, gdy widziało się pocałunek Jima z młodą, śliczną Holly). Dlatego to gejowskie posuniecie wydaje się nie do końca szczęśliwym- zwłaszcza dla aktorów- rozwiązaniem. Widać, że obaj aktorzy nie czuja się  w tych rolach dobrze, dlatego i dla widza stają się mało wiarygodni.
Zaskoczenie wynikające z nagłego pojawienia się wątku homoseksualnego na chwilę rozprasza widza i nie jest to dobre, gdyż od tej chwili można mieć wrażenie niespójności, pojawia się więcej pytań niż odpowiedzi. Nawet mając wiedzę, do kogo lub do czego reżyser się odwołuje w tych partiach sztuki i tak staje się to tylko naciąganą interpretacją. Nie zmienia to jednak faktu, że jeszcze kilkakrotnie Pawlicki zaskakuje aktorsko. W tej drugiej części można dostrzec wyraźnie komediowe zdolności aktora, widać w pewnych ruchach i gestach inspirację Charlie Chaplinem (wspaniała scena przy lodówce, gdy aktor stara się zaimponować swoim wyglądem partnerowi). Aż chciałoby się aktora zobaczyć w roli komediowej w teatrze, nie w kinie (na dużym ekranie w roli komediowej aktor „objawił się” w schematycznym i przewidywalnym filmie pt. Dlaczego nie. Jednak do tego filmu nie warto się przywiązywać). Natomiast dokonując pewnego rodzaju nadinterpretacji można doszukać się w tej samej scenie minimalnej, pojawiającej się na ułamki sekund tajemnicy/magii jakby przejętej od samego Marlona Brando z Tramwaju zwanego pożądaniem.
Druga część spektaklu znacznie słabsza i mniej ciekawa broni się ze względu na akcenty w warstwie aktorskiej. W tej części sztuki niebywałym zaskoczeniem dla widza jest rozebranie się aktora na scenie. Nikt nie przypuszczał oglądając fabułę, że będzie to koniecznie, więc pojawia się w głowie widza pytanie po co? Takie zagranie wywołuje chwilowe „wstrzymanie oddechu” na widowni, gdyż nie jest się przygotowanym na tak odważny gest. W kinie takie sceny przyjmowane są łatwiej, ponieważ nie ma się bezpośredniego kontaktu z aktorem. Istnieje „intymna” przestrzeń ekranu. W teatrze wszystko rozgrywa się przed oczyma widza, który nie ma gdzie „uciec” ani wzrokiem ani słowem       (w kinie często takie sceny są po cichu komentowane czy publiczność reaguje na nie spontanicznie, gdyż ciemna sala kina daje margines bezpieczeństwa).
Hollyday nie zawiedzie sympatyków Pawlickiego, gdyż jest w tym spektaklu na żywo wiele dobry momentów, które satysfakcjonują widza od strony aktorskiej. Choć można mieć małe zastrzeżenia, co do sposobu wypowiadanych dialogów: za szybko, za dużo i dlatego czasem niewyraźnie, ale wybacza się to aktorowi, gdyż całą kreacją udowadnia, że warto go oglądać.
Antoni Pawlicki to obok Lesława Żurka (Mała Moskwa) i Eryka Lubosa (Moja Krew) aktor, który winien wzbudzać zainteresowanie. To aktor, który powinien dostawać, coraz to nowe szanse, coraz to nowe role, aby nie musiał wybierać między teatrem,  a sztampowymi kreacjami kinowymi i telewizyjnymi. Bowiem pozostaje wtedy mieć nadzieję, że okaże się on roztropnym aktorem i ku rozczarowaniu ogółu wybierze teatr.
Odrzuciłem wiele propozycji zagrania w filmach czy serialach, które miały fatalne scenariusze. Przyjmuję role, które mnie fascynują i stanowią wyzwanie.
Należy pamiętać, że wybór łatwiejszej drogi nie zawsze jest tym właściwym wyborem,  a w aktorstwie jest tak, że gdy idzie się na łatwiznę to szybko można zaobserwować negatywne rezultaty. W Antku warto pokładać nadzieję, gdyż wydaje się, że ma jasno sprecyzowane to, co w zawodzie aktora interesuje go najbardziej- każdy musi sam sobie odpowiedzieć na pytanie, co będzie dla niego sukcesem w dalszym życiu. Mnie osobiście nie zależy na serialowej popularności.
Pozostaje mu życzyć, aby miał szansę stać się indywidualnością, gwiazdą kina i teatru, a nie pustym gwiazdorem. Bowiem obecnie gwiazdorstwo oznacza zaszufladkowanie, schematyzm oraz traktowanie z przymrużeniem oka. Teraz często za gwiazdorstwem nie kryje się talent, a łatwy sposób na życie. Gwiazdorstwo nie trwa wiecznie, a charyzmatyczny aktor przetrwa w umysłach odbiorców.  
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie części lub całości informacji, zawartych na stronie w formie elektronicznej lub jakiejkolwiek innej bez zgody autora zabronione.
0 notes
kasiamagiera · 8 years ago
Text
Podobno Cukier szkodzi zdrowiu...
a po seansie PITBULL.NIEBEZPIECZNIE KOBIETY mogę śmiało powiedzieć: oj nieprawda oj nieprawda- im więcej, tym lepiej :)          
Tumblr media
Osobiście uwielbiam kryminalne filmy Patryka Vegi i jego sposób opowiadania tych policyjnych historii. Oczywiście pierwszy PITBULL (zwłaszcza w wersji serialowej) jest tym, co mogłabym oglądać wiele razy i zawsze odkrywam coś nowego. Nowe filmy (NOWE PORZĄDKI i NIEBEZPIECZNE KOBIETY) mają w sobie sporo przerysowania, ale w wypadku filmów Patryka Vegi mi to nie przeszkadza. Tu jest swoisty, charakterystyczny rys, taka konwencja, że albo udaje się, że się w nią wierzy i ma się wyborną zabawę, albo traktuje się to jako bzdurę i wytyka się błąd za błędem. Ja wolę oglądać takiego PITBULLA w polskim wykonaniu niż 95% romantycznych polskich komedii.     
W filmach/serialach zawsze najważniejszym kreatorem fabuły jest dla mnie aktor i jego wkład w obraz, dlatego też i w tym zakresie PITBULL stanowi źródło mojego wewnętrznego zachwytu. Patryk Vega daje aktorom szansę na coś, co w Polsce jest rzadkie, czyli kompletną metamorfozę. Dzięki PITBULLOWI pokochałam jako aktora Marcina Dorocińskiego, odkryłam Piotra Starmowskiego (choć Piotr Stramowski nie korzysta ze swojej szansy tak fenomenalnie, jak Marcin Dorociński, raczej idzie w stronę przypuszczeń, że PITBULL to jego thats all). PITBULL udowodnił po raz kolejny, że Maja Ostaszewska to prawdziwy aktorski kameleon i umie zagrać wszystko. Osobny rozdział wypadałoby poświecić na opis ról takich aktorów jak Andrzej Grabowski, Krzysztof Czeczot, Krzysztof Stroiński, Bogusław Linda czy stworzona dla tego filmu/serialu Weronika Rosati. Filmy Patryka Vegi są filmami aktorskimi- on jest jak Tarantino nawet z nogi stołowej wydobywa potencjał.    
Tumblr media
PITBULL. NIEBEZPIECZNE KOBIETY, mimo że ma być o kobietach, to jednak ponownie mocno uwypuklił kolejnego męskiego bohatera i dał widzom “świeżego” aktora, który jeśli będzie mądry (a obecnie wykazuje więcej rozwagi i roztropności niż błędnych zawodowo decyzji) może być szybko kimś takim jak wspomniany Marcin Dorociński, czyli aktorem którego dorobek jest ambitnie urozmaicony. W kontekście objawienia cukrowego mogę powiedzieć z satysfakcja, że moje zachwytu nad aktorem od dwóch lat niebyły daremnie i z radością dziś mówię- A NIE MÓWIŁAM :) Mowa oczywiście o Sebastianie Fabijańskim- pod względem aktorskim i stworzonego sobie publicznego wizerunku jestem nim zaciekawiona- jak na młodego,  już rozpoznawalnego aktora jest inteligentny, elokwentny, w wypowiedziach prezentuje bogate słownictwo i jeszcze nie bełkocze (wielu młodych aktorów nie wie chyba czym jest dykcja, co jest zaskakujące w kontekście tego, że większość z nich kończyło akademie teatralne). Dzięki takim aktorom i ich wbijających w fotel rolach mogę bez końca podziewać aktorstwo jako zawód, ponieważ gdy wydaje mi się, że już nikt mnie nie zaskoczy, nie zadziwi i nie wprawi w osłupienie swoją ekranową pracą, to otrzymuję taką perełkę, jaką stworzył Sebastian Fabijański w PITBULL. NIEBEZPIECZNE KOBIETY.    
Sebastiana Fabijańskiego kojarzyłam już od serialu TANCERZE (taka polska wersja FAME), ale dopiero rola w świetnym JEZIORAKU sprawiła, że z chęcią zaczęłam czekać na jego kolejne ciekawe role (pomijam wpadkę w koszmarnym serialu STRAŻACY- ten serial dla dobra wielu aktorów powinni zostać zniszczony co do ostatniej kopii). JEZIORAK jest niezwykłym tworem w kinie polskim- niby czuć inspirację braćmi Coen, a jednak jest bardzo mocno osadzony w polskim kolorycie. Bohaterowie JEZIORAKA gdzieś już byli widziani przez widza, a jednak w noszą coś nowego (to zasługa oczywiście aktorów). Kto nie oglądał, a lubi kino polskie to jest to film wręcz konieczny do nadrobienia- wielokrotnie z lubością do niego wracałam. Natomiast film PANIE DULSKIE mimo umiarkowanych recenzji, mi osobiście dobrze się go oglądało, dzięki czemu ponownie przyglądałam się Sebastianowi Fabijańskiemu, kolejnemu wcieleniu, odkrywając w jego grze nutę zadziorności i łobuzerii, co często bywa też połączone z ekranową charyzmą. Charyzma u aktora to, poza talentem, druga istotna kwestia- dzięki charyzmie można zawładnąć wyobraźnią publiczności. 
Tumblr media
Jednakże to rok 2016 Sebastian Fabijański będzie mógł zaliczyć do kluczowego w swojej karierze, ponieważ dał mu szansę na wszechstronność zawodową w takich produkcjach jak: #WSZYSTKO GRA- musical (fabularnie miałki oraz naiwny, ale muzycznie wyborny), doskonałym serialu BELFER (postać Adriana napisana na banalnym szablonie dzięki aktorowi, jego nienamacalnym elektryzującym cechom pochłania widza- nie można nie czuć do niego sympatii i nie kibicować mu) oraz PITBULL, w którym stworzył smakowitą rolę czarnego charakteru -można by w tym wypadku zapytać- uwielbiacie Jokera? to będziecie uwielbiać Remka vel. Cukier. 
Zawsze w kinie bardziej ceniłam czarne charaktery niż pozytywne postaci, gdyż 
 a) są ciekawsze i fascynujące 
 b) trudniejsze zwykle do zagrania dla aktora 
 c) dla mnie osobiście chyba stanowią ujście tkwiącego we mnie mroku. Wszelkiego rodzaju filmowi psychopaci, czy socjopaci są źródłem obserwacji. Są takie typy osobowości, które pociągają- niezależnie od płci. Wielokrotnie jest tak, że patrzę na jakąś postać i myślę, że coś jest w niej intrygującego, że mam w sobie to coś, co mi się podoba i przyciąga mnie do niej- taki trudny do definiowania magnetyzm. I tak też jest z takimi typami, jak Sebastian Fabijański gra BELFRZE i w PITBULLU. Ci bohaterowie są uosobieniem skrywanych pragnień i kobiet i mężczyzn- mężczyzn w innym względzie niż kobiet, ale zapewne większość, która ogląda serial czy film fascynuje się tymi postaciami. Do tego, aby taka postać osiągnęła sukces (w sensie, aby publiczność ją uczyniła swoim priorytetem) liczy się dobrze dobrany aktor, wtedy zwłaszcza czarny charakter nabiera w oczach widzów czegoś frapującego. 
Zagrać taką rolę jak Sebastian Fabijański w PITBULLU chyba chciałby każdy aktor (co prawda czytałam w różnych recenzjach, że były i takie osoby, które w jego grze widziały sztuczność, przerysowanie, czy manieryzm). Przyglądając się tej postaci dobrze jest posłuchać/poczytać wywiadów z aktorem o tym, jak się przygotowywał do roli i jak budował swoją postać, to pomaga w pełnym odbierze tej kreacji. Bez odpowiedniej wiedzy (czy to medycznej, czy zaczerpniętej od aktora) “Cukier”może wydać się bohaterem wydumanym, takim zblazowanym i zaspanym psychopatą. Kluczem do odpowiedniego odebrania tego bohatera jest wiedza o chorobie, jaką ma Remik. Jednak ta wiedza nie jest oczywista, dla przeciętnego widza nie jest czymś dobrze znanym, dlatego jeśli nie rozumie się konstrukcji tej postaci warto sięgnąć po dopełniające informację (zdaję sobie z tego sprawę, że jest to moją mrzonka, że może 5 % widzów zrobiło to po seansie i to tylko wtedy, jeśli bohater ich zaintrygował).      
Tumblr media
Kreując czarny charakter łatwo go zepsuć, uczynić go tandetnym i śmiesznym, więc aktor musi umieć wyważyć jakie cechy, sposób bycia, czy wyglądu uczynić atutem, a co dopełnieniem. To nieustanne balansowanie na granicy, która jest bardzo cienka i delikatna. Większość psychopatów czy socjopatów w kinie/w TV ciekawi, dlatego, że aktorzy, którzy ich grali “weszli w nich” w pełni. Kto nie podziwia Heatha Ledgera jako Jokera, Jareda Leto jak Jokera, Benedicta Cumberbatcha jako Sherlocka, Anthony Hopkinsa jako Hannibala Lectera, Christiana Bale jako Patricka Batemana, czy Kevina Spacey jako Johna Doe? Tak samo jest z Sebastianem Fabijańskim w PITBULLU. “Cukier” to postać oszałamiająca- trudne są do przewidzenia jego działania, jest nieobliczalny, logiczny tylko dla siebie. Nie chciałoby się z nim mieć na co dzień kontaktu, ale jako “bezpieczna” dla widza postać ekranowa jest poezją i esencją tego dynamicznego filmu. Czy komuś się to podoba, czy nie PITBULL.NIEBEZPIECZNIE KOBIETY to film Sebastiana Fabijańskiego. “Cukier” to trudna, wyczerpująca rola, a tak konsekwentnie zagrana przez aktora, że aż do bólu. Ekscytujący, eteryczny oraz enigmatyczny bohater, trudny do odgadnięcia i rozszyfrowania. 
Tumblr media
Patrząc z kobiecego punktu widzenia- choć przez chwilę- trzeba przyznać, że Sebastian Fabijański jako mężczyzna jest atrakcyjny (jak każdy porządny mężczyzna z wiekiem staje się charakterny wizualnie:)), a to pomaga w kreowaniu czarnego charakteru. Przystojny bad guy uruchamia podświadome marzenie każdej kobiety, aby choć raz w życiu spotkać kogoś takiego na swojej drodze. W PITBULLU aktor miał tę trudność, że jego wygląd zdominowała letargiczność, czy też ospałość wypisana na twarzy wynikająca z choroby postaci. To jak się porusza, jak chodzi, jak układa ręce, jaką ma fryzurę czy strój zdecydowanie zmienia sposób patrzenia na niego. Adrian z BELFRA jest w 100% atrakcyjny pod każdym względem (cwaniak, kozak, ale walczy o swoje i mam dwie poruszające “wady”, które czynią go “ludzkim”, czyli miłość do brata i Julki. Jest typem bad boysa, który gdzieś głęboko w sobie mam swój cel w byciu takim bezwzględnym). Natomiast w PITBULLU jest inaczej. Są chwile, kiedy się ma ochotę postać graną przez Sebastiana Fabijańskiego przytulić i mu współczuć, ale są i takie gdzie strach przejmuje pełną kontrolę nad widzem, ponieważ “Cukier“szaleje, ale w wyciszony sposób. Taki rodzaj szaleństwa przeraża bardziej niż gwałtowny wybuch. Spokój połączony z socjopatycznym umysłem pozostawia napięcie. Mętny wzrok, “dziwne” słowa jakby oderwane od rzeczywistych sytuacji. Jakby “Cukier” był schizofrenikiem. Zmienność, niepewność, a przy tym tylko jedno prawdzie uczuciu do Drabiny i dziecka. Niby jest nieobliczalny, skłonny do wszystkiego, ale ma właśnie tę “wadę” co Adrian w BELFRZE, kogoś kocha i to sprawia, że nie może być bohaterem nie do złamania (tu Joker wygrywa, bowiem nie ma nikogo i nic, na czym by mu zależało). 
Wspaniale wygrana jest scena, w której “Cukier” sporządza “listę śmierci” i nagle musi zaaplikować sobie insulinę, tej czynności towarzyszy w kontekście całej fabuły dwuznaczne odliczanie. Wtedy też rusza jego plan. 
Trochę nie rozumiem (a wynika to zapewne z braku ekranowego czasu), po co widzowi jest pokazywane to, że “Cukier” jest też strażakiem. Ma to na celu zaprezentować dwoistość tej postaci? uświadomić widzowi jak niebezpieczny i nieprzewidywalny ten bohater może być? Z jednej strony bierze maltretowanego pieska do siebie do domu, aby się nim opiekować, a z drugiej widz już wie, że umie zabijać bez wahania oraz być okrutnym. Często bywa tak, że u socjopatów empatia lokuje się w innych punktach niż u normalnego człowieka. Często jest to w kinie/TV portretowane- największy psychopata miękkie w zetknięciu z małym, bezbronnym zwierzątkiem. 
Relacja “Cukra” z Zuzą jest bardziej niż pokręcona, nie wiem, czy po jednym seansie filmu widz jest w stanie realnie ocenić, czy “Cukier” faktycznie miał jakieś pozytywne uczucia do Zuzy, czy była tylko chwilowym zapomnieniem. Sekwencja, w której otrzymuje telefon, że Drabina z Alanem wychodzą z więzienia i za chwile będą u niego w domu jest dokładnym odzwierciedleniem umysłu Remka. Zaskoczenie, zadziwienie, niezrozumienie, które towarzyszy Zuzie w tej scenie jest też uczuciem, które towarzyszy widzowi- od tego momentu tak już zostaje, jeśli chodzi o tą dwójkę. 
“Cukier” jest ponadprzeciętnie inteligentny (i to nie to, że czyta Schopenhauera i kieruje się jego filozofią to sprawia)- cały plan wzbogacenia się, który ułożył, jak go przeprowadził, jak zjednał sobie ludzi daje mu dodatkową sympatię widza. Zabawne jest to jak się patrzy na jego “zebranie” z pracownikami, ponieważ w tej scenie zawarta jest życia prawda, czyli jeśli chcesz mieć lojalnych pracowników musisz im dać poczucie bezpieczeństwa i niezależności finansowej. Jeśli ty jako szef zarabiasz kokosy to musisz pokazać pracownikom, że i oni mają szansę się przy tobie wzbogacić. Wtedy pójdą za takim szefem nawet do piekła.      
              Obawiam się co dalej Sebastian Fabijański zawodowo pocznie ze sobą po tej roli- może okazać się, że na jakiś czas przed nim nie ma już nic, ściana. Kto dalej w filmie polskim mu da wyzwanie? Kto napisze dla niego rozwalającą rolę jaką niewątpliwie jest “Cukier”? Patryk Vega zrobił mu przysługę, gdyż pozwolił pokazać tkwiący w nim od dawna potencjał, ale mógł równocześnie też zrobić tzw. kuku :(         
Karolina Korwin Piotrowska napisała w swojej recenzji “…Od czasów Franza Maurera i Despera nie było w polskim kinie akcji tak wyrazistej roli…” można to uznać za komplement oraz wyróżnienie, ale jednak jest różnica czy Sebastian Fabijański “stanie się” Maurerem czy Despero, albowiem fakt jest taki, że Maurer stał się nieśmiertelnym bohaterem w polskim kinie, ale warstwie aktorskiej na lata uśmiercił Bogusława Linę, odebrał mu to, co wypracował Linda do czasu pracy z Pasikowskim. Despero jest znacznie lepszym kierunkiem, ponieważ wybijającym w górę. “Cukier” to duża szansa, duża kreacja, która uświadomi istnienie Sebastiana Fabijańskiego jeszcze tym, którzy go nie poznali i oby był to początek wielkiego wybuchu. Brak w Polsce młodych aktorów na miarę Janusza Gajosa, Marka Kondrata czy Piotra Fronczewskiego. Aktorów, których twarze nie “walają się” po wszystkich programach rozrywkowych, czy na licznych imprezach promujących każdy istniejący produkt. Brak aktorów, którzy mają szacunek do swojej pracy, twarzy, ciała i warsztatu. Cholerna współczesność papek mózgowych w TV sprawia, że w wielu wypadkach aktorzy “zmuszeni” są do mizernych kompromisów, których zwykle cofnąć się nie da.   
Polskie warunki w branży TV/film doprowadzają do sytuacji pt. ZAGŁASKAĆ KOTKA NA ŚMIERĆ. W każdym roku zostaje wybrana jedna osoba (aktor/aktorka) i jest ona absolutnie wszędzie- gra wszędzie, bierze udział we wszystkim, wypowiada się na każdy temat. Jest tego takie przesycenie, że publiczność bardzo szybko mam już dość, zaczyna takiego artystę negować, a co za tym idzie “odrzucać” projekty, w których bierze udział. Jestem ciekawa czy Sebastian Fabijański po roli “rozwalającej system” skusi się na to, na co się kiedyś skupił Borys Szyc, Paweł Małaszyński, czy teraz zgadza się Piotr Głowacki, czyli bycie obecnym w każdym medium. Mam kilku swoich współczesnych polskich “idoli”, których droga kariery mi się podoba- jest roztropna, konsekwentna, odpowiedzialna i przemyślana. Aktorstwo to zawód, którzy ma się wykonywać przez całe życie, więc warto unikać brukowej popularności, gdyż ona nic nie daje (no oczywiście poza pieniędzmi zapewne, ale cytując tytuł polskiego filmu sprzed lat PIENIĄDZE TO NIE WSZYSTKO):)  
Mam wiarę w Sebastiana Fabijańskiego i jego zdolności aktorskie, ale niestety nie jestem pewna jego dalszej drogi zawodowej. Wielu było w polskim kinie, których podziwiałam za to, jak udało im się zagrać jedną z pierwszych powierzonych im ról (Borys Szyc- SYMETRIA, Paweł Małaszyński- OFICER, Antek Pawlicki- Z ODZYSKU, Wojtek Zieliński, Piotr Głowacki), a nagle ambicje zawodowe zlały się z opłacalnym finansowo byciem celebrytą i coś, co można było przekuć w złoto na ekranie przekuli w żyłę złota płynącą z byle jakich propozycji serialowych. Ich twarz stała się tak przeciętna, tak nudna, tak zwykła, że ludzie szybko zapomnieli lub nie odkryli realnego potencjału. Doskonale wiem, że aktorstwo jest zawodem, czymś, na czym każdy chce też zarobić, ale wielu młodych aktorów zachowuje się tak, jakby musiało wykorzystać wszystko, co im dał początkowy sukces już od razu, jakby bycie wybiórczym miało sprawić, że wrócą do punktu zero. Po pierwszym sukcesie zaczynają odcinać kupony popularność stając się tylko “gadającymi głowami” opowiadającymi w telewizji śniadaniowej, jakie diety stosują lub w jakich porach dnia najchętniej sprzątają. Dlaczego tacy aktorzy czy aktorki jak Maja Ostawszewska, Marcin Dorociński, Andrzej Chyra, King Preis, czy Maciek Stuhr umieją być cierpliwi? Cierpliwość i ambicja to coś, co powinien aktor brać pod uwagę, bowiem jak się “spali” na wstępie to do końca pozostanie przysłowiowym Hansem Klosem. Z wysokiego konia upadek boli znacznie bardziej, więc jak “zaczyna się” od wykopu to trzeba udowodnić, że nie był to jedyne osiągniecie, łut szczęścia, który może zdarzyć się każdemu, nawet zwykłemu przeciętniakowi (tak sytuacja wygląda np. z Jamie Dornanem, który jeden jedyny raz, jak do tej pory, zagrał wybornie w serialu The Fall, a potem pusta szarzyzna, która i tak go wywindowała na piedestał). 
Tego, czego jeszcze brakuje w Polsce to wykształconych, rzetelnych tzw. celebrity publicist. Ludzi, który będą umieli kierować rozkwitem kariery aktora, a potem karierą pod względem zawodowym. Ludzi, których będzie interesować autentycznie dobro aktora, kogoś, kto zadba o jego trafność wyborów, będzie umiał iść za ciosem i potencjałem aktora, a nie tylko za zapachem pieniędzy. Aktorzy sami umieją oceniać projekty, które otrzymują, ale gdy pojawia się nadmiar propozycji łatwo następuje coś w stylu szumu komunikacyjnego. Oczywiście Polska to nie Ameryka i nawet dobry czy wypromowany aktor nie otrzymuje stu propozycji w ciągu roku, ale gdy następuje nasilenie ofert ktoś racjonalny powinien stać przy młodym aktorze i podpowiadać co może spowodować upadku, a co jest warte uwagi. Nie wierzę w to, że ktokolwiek z branży filmowej uważa, że serial np. NA NOŻE jest dobry, ciekawy czy innowacyjny, a jednak “ktoś” Piotra Stramowskiego, Piotra Głowackiego czy Wojciech Zielińskiego w to wkręcił. Może jestem naiwna, mimo swojego wieku, ale przemawia przez ze mnie nieustanna miłość do kina i ciągle wierzę, że aktorstwo to zawód dla wybranych, dla najzdolniejszych, a gdy wie się, że się ma talent nie można czuć satysfakcji z grania w telenowelach czy serialach, które można oglądać myjąc gary, sprzątając mieszkanie, czy bawiąc się z dziećmi. Polski show biznes zabija, więc dobrze by był, aby aktor, który kocha swój zawód traktował to środowisko na dystans- tak jak robi to np. Jakub Gierszał, Marcin Kowalczyk, Mateusz Kościukiewicz i jak na razie Sebastian Fabijański.
        Z PITBULLA Sebastian Fabijański wysuwa się na plan pierwszy, bowiem reszta to normalna szatkownica. Tak szybko wszystko się dzieje, tak dużo jest rewelacyjnych postaci, że człowiek nie jest w stanie cały czas być w tak intensywnym skupieniu. Ten film powinien być serialem, dla Artura Żmijewskiego, który rolą w tym filmie pozwala widzowi na sentymentalną podróż do jego kreacji z PSÓW czy EKSTRADYCJI. Artur Żmijewski w tym filmie został tylko widzom zaznaczony, nie miał szansy w pełni pokazać chorego charakteru swojego bohatera. Ten film powinien być serialem dla Anny Dereszowskiej, dla wspaniałej (można by powiedzieć na równi doskonałej co Sebastian Fabijański) Joanny Kulig, Magdaleny Cieleckiej oraz Alicji Bachledy- Curuś -ona pierwszy raz od filmu TRADE pokazała coś, co można nazwać namiastką aktorstwa. Alicja Bachleda- Curuś po raz pierwszy na ekranie pokazuje, że mogłaby grać silne i bezwzględne bohaterki (nawet taką w stylu Sharon Stone z NAGIEGO INSTYNKTU). To ona jest jedną postacią, która przejmuje pełną władzę nad “Cukrem”. Ich wielka miłość (niestety wiemy o niej tylko z dialogów, gdyż na ekranie nie widać jej ani trochę) jest tym, co gubi Remika, jego żadne życie doświadczenia nie dystansują od tej miłości, ponieważ on wszystko, co zrobił i robi w filmie robi z myślą o Drabinie i dziecko. Drabina natomiast jest silniejsza od niego, a to co ją spotyka w życiu sprawia, że staje się za twarda-nawet dla Remka. Ale dzięki tej ekranowej parze zobaczyłam jedną z najładniejszych/poetyckich romantyczno-erotycznych scen, choć przez cały film chemii między nimi za cholerę nie ma (ich ekranowe emocje zdecydowanie pokrywają się z opisem relacji poza filmowych- dystans i kontur). Sebastian Fabijański znacznie bardziej wizualnie zgrał się z Joanną Kulig niż z Alicją Bachledą- Curuś. Alicja Bachleda- Curoś ma w sobie dużo sztywności, jest mało naturalna i wydaje się nieprzystępna, dlatego też zapewne trudno z nią na ekranie stworzyć chemię. Joanna Kulig i Sebastian Fabijański są bardziej spójni ze sobą, dlatego  stanowią bardziej wiarygodną ekranową parę. 
Nie wiem na jakiej zasadzie dobiera się aktorów mających zagrać wspólnie parę czy kochanków, czy jest w Polsce taki zwyczaj, że wybrana, potencjalna dwójka aktorów ma wspólnie jakieś próby przed reżyserem, scenarzystą i producentami w celu sprawdzenia ich wzajemnego iskrzenia? Tak jak w PITBULLU para Maja Ostaszewska i Piotr Stramowski to strzał w dziesiątkę- są idealni oraz naturalni we wzajemnie relacjach. Tak w NIEBEZPIECZNYCH KOBIETACH nie jest dane widzowi poczuć wzajemnym magnetyzmem właśnie tej najważniejszej w tej części pary. Sebastian Fabijański idealnie zgrał się ze swoją ekranową partnerką w filmie PANIE DULSKIE, również w serialu BELFER z Aleksandrą Grabowską też emocjonalnie się prezentowali (choć przed Aleksandrą Grabowską jeszcze trochę pracy nad naturalnością w grze). Nawet lepiej mi się patrzyło na absurdalne zestawienie Fabijański- Preis w filmie #WSZYSTKO GRA niż na beznamiętną relację “Cukier”-Drabina.  
          Na Sebastiana Fabijańskiego stawiam moje oczekiwania, liczę na emocje, które mam nadzieję jeszcze popłyną z ekranu za jego sprawą. Trzymam kciuki, aby nie wybrał po BELFRZE i PITBULLU drogi uwsteczniającej, czyli np. jakiejś super produkcji TVN w typie DRUGA SZANSA, czy NA NOŻE (o TVP nawet boję się myśleć). 
Niech wygra w nim Cukier :)  
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie części lub całości informacji, zawartych na stronie w formie elektronicznej lub jakiejkolwiek innej bez zgody autora zabronione.
1 note · View note
kasiamagiera · 9 years ago
Text
SPOJRZENIA- Boys Will Be Boys
„Spojrzenia” to składająca się z małych opowieści historia zwyczajnego życia trzech przyjaciół. Nie ma tu wielkich dramatów i tragedii, jest za to rytm codzienność. 
                                                                                       Michael Lannan
Tumblr media Tumblr media
Spojrzenia to pierwszy serial jaki oglądałam gdzie geje przedstawieni są w sposób normalny. Co mam na myśli pisząc normalny? do tej pory praktycznie wszystko, co widziałam o tematyce gejowskiej zwykle miało zabarwienie jakiegoś problemu. Główny bohater zmaga się z tym, że jest gejem. Otoczenie miała z tym problem i cała fabuła schodziła na tym, że on udowadniał sobie i innym, że wszystko jest w porządku (nie wliczam w to filmów Almodovara, ponieważ tam kwestie homoseksualne to kompletnie oddzielna bajka).   W serialu SPOJRZENIA nie ma nic z tych sztampowych kwestii. Trójka głównych bohaterów + osoby towarzyszące są gejami i nie mają z tym problemu, jak również otoczenie, w którym przebywają nie odrzuca ich, nie neguje, nie stara się jakoś ich rozumieć. 
Jedną z najlepszych rzeczy w serialu „Spojrzenia” jest to, że żaden z bohaterów nie dokonuje w nim „coming outu”. Tutaj nikt nie zmaga się ze swoją seksualnością. Nie chcemy konkurować z „Tajemnicą Brokeback Mountain”, która opowiadała o dwóch gejach cierpiących z powodu swojej orientacji. Wszyscy bohaterowie „Spojrzeń” są zadowoleni z faktu, że są gejami, a tematy jakich dotyka serial to przyjaźń, praca i kłopoty sercowe, czyli rzeczy ważne dla każdego, niezależnie od czy jest gejem czy nie                                                                                                                       Jonathan Groff 
Bohaterowie LOOKING funkcjonują w świecie (San Francisko), a ten świat jest taki sam jak świat ludzi heteroseksualnych. Serial nie ma brawurowej fabuły (większość widzów spodziewała się zapewne, że serial przedstawi ekscytujące życie gejów, pełne zabaw, orgii, zmian partnerów), ale właśnie dlatego, aby pokazać  oraz skupić się na przedstawieniu codziennego życia gejów. Jak wszyscy ludzie na świecie mają swoje troski i zmartwienia (praca, własny biznes, kariera), tak samo szukają miłości, walczą o nią, są w związkach i mają w nich identyczne problemy jak pary heteroseksualne znajdując się w stałych związkach. Rewelacyjnie jest patrzeć na bohaterów, którzy nie są odrzucani czy osądzani przez otoczenie.                                                             Doskonałym wręcz rozwiązanie okazało się zatrudnienie do większości do głównych ról aktorów, którzy potwierdzili publicznie swój homoseksualizm i nie mają z nim problemu. To dodaje wiarygodności całej historii. Można się oderwać do myśli, że oglądamy tylko i wyłącznie wymysł scenarzysty, który jest ładnie odegrany. Tu dostajemy pod postacią bardzo dobrych aktorów również autentyczność płynącą z nich samych i ich orientacji. Jonathan Groff, który gra głównego bohater Patricka jest świetny w swojej kreacji- jego postać jest wdzięczna, naturalna, ciepła oraz zwykła. Wielokrotnie w czasie serialu inni bohaterowie podkreślają, że Patrcik jest nudny (jak na geja), że nie ma w nim szaleństwa, ale dzięki temu i widzowie mogą się z nim utożsamiać. Patrcik jest postacią, w której można odnaleźć wiele swoich pragnień, wątpliwości czy sposób działania/postępowania. Patrick jest pozytywną postacią (w serialu jest mało zdecydowanie negatywnych bohaterów), która ma swoje zasady moralne i wie czego w życiu szuka, nie chce iść na ustępstwa- zwłaszcza jak chodzi o miłość. Początków się miota i poszukuje, ale kiedy spotyka Kevina wydaje się, że jest to coś o czym myślał i marzył od dawna. Groff dając Patrickowi swoją twarz daje mu subtelność, ciepło i pozytywne wibracje. To najlepszy z możliwych wybór do tej roli. Jonathan Graff w USA jest znacznie bardziej znany i popularny niż w Polsce z tego powodu, że pojawił się w znaczącym epizodzie w młodzieżowym serialu Glee (wtedy jeszcze gdy serial był na fali ogromnej popularności) oraz podkładał głos pod głównego męskiego bohatera w gigantycznym animowanym hicie Kraina Lodu. Dodatkowo jest wyśmienitym aktorem Broadway`owym. Uchodzi za sympatycznego i przyjacielsko nastawionego człowieka, dlatego też można przypuszczać, że przekazał kilka własnych cech Patrickowi. 
Tumblr media
W zasadzie wszyscy bohaterowie są pozytywni i mają w sobie dużo cech dzięki którym ich lubimy i z ciekawością śledzimy w codziennym funkcjonowaniu. Scenarzyści zręcznie przedstawiają rożne typy ludzie wśród bohaterów i to pozwala różni obserwować ich wzajemne relacji, przyjacielskie kontakty oraz wspólne działanie.                                                                                       Bardzo dobre zgranie między aktorami sprawia, że widz wchodzi w ich życie, ich relację bez trudu, a nawet chciałby uczestniczyć w nich. 
Miła niespodzianką jest pojawienie się na kilka odcinków Scotta Bakula, ponieważ to aktor doskonale znany widzom zarówno z innych seriali ( NCIS: New Orleans), jak i z filmów (Behind the Candelabra). Ma charakterystyczną urodę oraz niezaprzeczalny urok, który w serialu Looking wykorzystuje idealnie.  Wybornie odnajduje się w biznesowo- partnerskiej relacji z Domem   (Murray Bartlett).
Dziwną jednak sprawą jest zniszczenie pod koniec 2 sezonu postaci Kevina. Kevin od początku prowadzony był tak, aby udowadniać widzom, że autentycznie zakochuje się w Patricku (ze wzajemnością), że chce spełnić oczekiwania Patricka- za co widz Kevina lubi, bowiem kibicuje Patrickowi w tym, aby mógł odnaleźć tę jedną miłość, o której marzy, a kolejne jego spotkania z Kevinem dowodzą tego, że może się tak stać. Kevin wykonuje wszelkie ruchy oraz wypowiada wszystkie konieczne słowa, aby potwierdzić nasze przepuszczenia i oczekiwania, że to on jest tym jednym dla Patricka (występuje ekscytująca chemia między Jonathanem Groffem, a Russellem Toveyem, dlatego też wszelkie sceny zbliżeń ich mają żar i ogląda się je z niekłamaną przyjemnością). 
Tumblr media
I nagle, ni z tego ni z owego w połowie ostatniego odcinka Kevin zmienia się w palanta. Jakby mając świadomość, że ma Patricka już dla siebie odkrywa karty, okazuje się, że nie do końca był szczery z Patrickiem, że tak naprawdę nie pragnie takiego samego związku co Patrick. Zakłada już na początku wspólnej drogi, że się sobą znudzą i od samego początku proponuje otwarty związek. Już w pierwszy dzień po wspólnym zamieszkaniu Kevin przeszukuje internet w poszykowaniu nowego partnera, w celu urozmaicenia sobie potencjalnej stagnacji. Jest to szok i dla Patricka i dla widza- przecież tak Kevin walczył, tak się męczył sam ze sobą, tak go sumienie gryzło, aby móc być z Patrickiem, a gdy do tego dochodzi burzy to wszystko, co budował minimum przez 10 odcinków . 
Świetnie są zaprezentowane relacje pomiędzy wszystkim bohaterami- są wobec siebie szczerzy, a to daje im czystość relacji, nie ma pomiędzy nimi konfliktu, bowiem wszystko wyjaśniają sobie tu i teraz. Możliwe, że jest to domena mężczyzn, że jeśli im coś nie pasuje to nie naciskają zębów, czy nie “strzelają focha” tylko starają się załatwić i uzyskać jasną sytuację natychmiast. 
Co istotne serial został świetnie przyjęty przez krytyków. Branżowy dziennik „Variety” chwalił produkcję za realizm i unikanie sztampowych rozwiązań znanych z innych filmów i seriali o tematyce gejowskiej. Opiniotwórczy „Huffington Post” pisał, że serial uwodzi widzów „prawdziwymi emocjami”, a serwis „BuzzFeed” podkreślał, że produkcja wyróżnia się dzięki „bliskim życiu, prawdziwym i złożonym bohaterom”.
                     Żyję w takim kraju, w którym temat homoseksualizmu ciągle jest kontrowersyjny, ciągle stanowi pole niepotrzebnych debat czy dyskusji. Ludzie są albo w teorii bardzo tolerancyjni, albo w teorii bardzo negatywnie ustosunkowani. Tak naprawdę podejrzewam, że 80% polskiego społeczeństwa nigdy nie miało styczności “w cztery oczy” z homoseksualnym. Wszelkie opnie są w większości teoretyczne. W moim kraju ten serial jest dla wybranych, tych który umieją zobaczyć życie grupy przyjaciół, a nie gejów, których trzeba potępiać, bo są inni niż nakazują społeczne oczekiwania. 
Spojrzenia dały mi wiele radości i wzruszeń, ponieważ w Patricku oraz jego pragnieniach znalazłam wiele własnych i cieszę się, dlatego cieszę się, że odkryłam ten serial. 
1 note · View note
kasiamagiera · 9 years ago
Text
Mozart in the Jungle, czyli  dusza geniusza
Tumblr media
Szukając nowych inspirujących seriali, które będą miłym oderwaniem od rzeczywistości natrafiłam na magię, czyli na serial Mozart in the Jungle. Serial został mi polecony, ale z dystansem do niego zasiadłam, bowiem wydawało mi się, że środowisko filharmonii NY nie może być ciekawym, wartki i frapującym materiałem na serial. Ale już po zaledwie 10 minutach pierwszego odcinka okazało się, że się grubo myliłam. Gdy na ekranie zobaczyłam Gaela Garcię Bernala oszalałam z radości. Pojawienie się jego na ekranie już zwiastuję ucztę dla miłośników kina i aktorstwa. Ten meksykański aktor nazywany jest latynoskim Jamesem Deanem, Alainem Delonem młodego pokolenia, a tak naprawdę można go swobodnie i bez zastrzeżeń uznać za meksykańskie objawienie. Gael Garcí Bernal wykonując swoje role ma zdolność przeistacza się niczym kameleon – ze zwykłego nastolatka w transwestytę, a potem w rewolucjonistę. Gael Garcia Bernal należy do grona najbardziej utalentowanych współczesnych aktorów światowego kina. Jest zjawiskiem. Aktor nie raz, nie dwa udowodnił, że jest niepowtarzalnym aktorem, że aktorstwo to jest co daje mu niezwykłą siłę oddziaływania na publiczność. Bernal najlepiej radzi sobie gdy ma jakieś wyzwania aktorskie. Gdy ma do zagrania “zwykłą” rolę staje się po prostu dobrym aktorem (Kropka nad i), a gdy pojawia się wyzwanie, coś nie tuzinkowego (jak choćby w filmie Amores Perros, I Twoją Matkę też, czy Złe Wychowanie) potrafi zawładnąć ekranie, stać się esencją opowiadanej historii. Jego aktorstwo, zaangażowanie w postać, którą kreuje sprawia, że widz nie może oberwać od niego oczu, że podąża za nim i oczekuje kolejnych scen w jego wykonaniu. Uroda Gaela Garcí Bernala jest ciekawa, nietypowa i niebanalna, co sprawiło (oraz nadal sprawia), że znajduje się w gronie najseksowniejszych mężczyzn na świecie (pomimo, że jest niewysoki i bywa tak, że jego  filmowe partnerki są jednak od niego wyższe, co nie jest ukrywane, czy maskowane).
Tumblr media
Rola w serialu Mozart in the Jungle jest wręcz napisana dla niego (pierwowzór jego postaci istnieje w realu i jest nim wybitny wenezuelski dyrygent Gustavo Dudamel). To w jaki sposób Bernal wprowadza widzów i angażu w świat bohater, którego gra jest porywające. To nie jest proste zagrać takiego egzotycznego ptaka, bohatera jednocześnie rozgadanego, nadpobudliwego, ale jakoś magnetycznego i charyzmatycznego. Rodrigo, w którego wciela się Bernal jest gwiazdą w świeci muzyki klasycznej, uchodzi za geniusza, któremu prawie wszyscy padają do stóp, a mimo to on nie jest zarozumialcem, nie jest pyszałkiem, nie jest arogantem, który za swój talent oczekuje podziwu, uwielbienia i bonusów. Dobra doczesne, splendor i chwała nie mają dla niego znaczenia, bowiem on jest artystą, który odbiera świat duszą. Wszystko co robi, to robi po to, aby muzyka wybrzmiała pełniej, bardziej perfekcyjnie, aby słuchacze przybywający do filharmonii mogli doznać tego czego doznaje Rodrigo obcując z muzyką. Rodrigo nieustannie “szlifuje” znanych mu kompozytorów, stara się wychodzi poza to co jest już znane w utworach klasycznych, stara się docierać do dźwięków, których nikt nie odkrył wcześniej. Rodrigo jest przekonany, że każdy kompozytor ukrył coś dodatkowego w swoich utworach, że pod zewnętrzną warstwą jest jeszcze coś nieodkrytego, dlatego, że nikt się nie wsłuchuje dość wnikliwie, aby odkryć dodatkowe brzmienie. Jest owładnięty muzyką, ale w pozytywny i wesoły sposób. Osoby, które z nim pracują w filharmonii dają się ponieś jego dobrej, ciepłej energii. Jest bohaterem, który żyje we własnym świecie, ale ten świat jest na tyle fascynujący, że widzowie chcą go oglądać, chcą się stać jego cząstką. Rodrigo zaraża swoją unikatową osobowością oraz tym, że jest po prostu dobry (mało jest takich bohaterów). Jego jedyną “zgubą” może być żona Anna Maria- “piekielnie” zdolna skrzypaczka, która swoim talentem tak owładnęła Rodrigo, że nie umie się jej oprzeć. Choć są małżeństwem to nie żyją razem, gdyż mają inne wizje prezentowania muzyki publiczności. Każdorazowe spotkanie z Anną Marią kosztuje Rodrigo wiele skrajnych emocji. Ciągnie go do niej jak ćmę do ognia- wie, że się sparzy, ale nie umie się uwolnić spod jej uroku. 
                     W serialu doskonale jest pokazane inność w podejściu do swojej pozycji pomiędzy odchodzącym dyrygentem orkiestry Thomasem Pembridgem (wciela się w niego wyborny Malcolm McDowell), a młodym, pełnym pomysłów Rodrigo. Maestro Pembridge sztywno patrzy na muzykę- dla niego trzeba ją odtwarzać tak jak zaplanował kompozytor, a Rodrigo szuka w każdej nucie czegoś świeżego, nowego, nieodkrytego. Thomas oczekuje od innych, że będą go traktować jak “bóstwo”, bowiem przez lata prowadził jedną z najlepszych orkiestr na świecie- korzysta ze wszystkich przywilejów i luksusów (ma wielki gabinet, oddaną asystentkę, która chodzi za nim jak cień czy ogromną limuzynę). A tym czasem Rodrigo- młody geniusz uwielbiany przez wszystkich ma inne priorytety-muzykę. Gabinet urządza dla siebie w piwnicy w filharmonii, do pracy przyjeżdża na rowerze, zamiast podlizującej się asystentki woli na tę funkcję młodą oboistkę, która zafascynowała go swoim talentem, ale i szczerością na jaką nikt od lat się wobec niego nie odważył. 
Dialog z odcinka 3
Hailey:  Słyszycie włosy? Bo ja gówno słyszę! Tylko egocentryka z pierdoloną papugą!                                                                                                             (za jej pleców wchodzi Rodrigo)                                                                 O Boże. Maestro, czy pan mi wybaczy?
Rodrigo: Nie wycofuj się nigdy z odważnych deklaracji. Dobra? Nigdy, przenigdy.Ta wściekła złość, którą wyraziłaś,powinna być skierowana do mnie. Jako facet, któremu ludzie schlebiają, lubię, gdy rozmówcy są ze mną szczerzy.Dziękuję ci za to. Doceniam to.                                                      Masz talent. To coś. I kto wie? Może w przyszłości...Ale w międzyczasie,jeśli pozostaniesz tak szczera, jak jesteś teraz ze mną,mogę ci zaproponować pracę. Pensja jest głodowa.Będziesz blisko orkiestry,możesz się ode mnie uczyć,jeśli uznasz, że warto.
Tumblr media
                Rodrigo wie czego chce, pomimo, że wygląda na człowieka “bujającego w obłokach”. Jeśli się komuś wydaje, że można nim manipulować (bowiem sprawia wrażenie niezainteresowanego rzeczami przyziemnymi) i narzucać zewnętrze np. strategie marketingowego to się przekona, że tak nie jest. Jedyną osobą, która może w pewnym sensie zmanipulować Rodrigo jest Anna Maria, ale to też do czasu. Bowiem przychodzi chwila, w której nie wystarczy już to, że jest ona genialną skrzypaczka o słuchu absolutnym, ponieważ Rodrigo w orkiestrze, którą prowadzi odnajduje coś czego nie daje mu Anna Maria i to pozawala mu się “postawić” diabolicznej Femme Fatale. 
Tumblr media
Po tym jak widz miał okazję zobaczyć jak wielką siłę oddziaływania miała nieokiełznana i zbuntowana Anna Maria na Rodrigo zadziwia zakończenie sezonu. Namiętny i zdumiewający pocałunek Maestro z Hailey- oboistką, która przez cały sezon jest jego osobistą asystentką, uczącą się jak pracować w filharmonii. Hailey oczywiście podziwia swojego Maestro, jest na każde jego zawołanie, nie ma dla niej ważniejszej sprawy gdy dzwoni po nią Rodrigo, jest niewątpliwe fanką talentu Rodrigo (jak i wszyscy dookoła). Hailey jest kompletnie inna niż Anna Maria- cicha, skromna oraz niepewna swojego talentu. Podąża za Maestro prawie bez szelestnie prawdziwie zaprzyjaźniając się z nim na przestrzeni danego jej czasu. Rodrigo jest jej przychylny, widzi jej talent i cały czas udowadnia, że ją lubi. Może to być spowodowane tym, że Hailey jest jedną osobą, która jest wobec niego szczera, prawdziwa i chętna na jego eksperymentalne pomysły. Ich wzajemny pocałunek zaskakuje również dlatego, że przez cały serial nie ma za wiele scen takiej bliskość wśród bohaterów- więcej takich kwestii jest na domysł niż jest pokazane. Dlatego też ten pocałunek może być tak istotny, szczególny i ekscytujący. Wraz z nim pojawia się pytanie w umyśle widzów, czy jest to zaczątek prawdziwej miłości, czy jest to tylko impuls wielkiego Maestro po udanym koncercie? Jednak mając na uwagę to, że jest to odwzajemniony pocałunek zapewne trzeba mieć nadzieję, że w drugim sezonie ta relacja się pogłębi, dopełni i pomimo drobnych komplikacji po drodze (np. chłopak Hailey) ich zauroczenie nie zniknie.
Mozart in the Jungle to jeden z najsympatyczniejszych seriali jakie miałam ostatnio okazję oglądać. Serial, który niesie z sobą optymizm, pozytyw i widać, że twórcom zależało na tym, aby pokazać miłych oraz ciepłych bohaterów. Nie zależny im na szokowaniu, na wzbudzaniu napięcia, opowiadają historię, która jest lubiana przez widzów. Do serialu nie można mieć zastrzeżeń, jest taki jak być powinien. 
Tumblr media Tumblr media
youtube
3 notes · View notes
kasiamagiera · 10 years ago
Text
Krajobraz rozpaczy, a może nadziei?
Tumblr media
Ameryka, kraj uchodzący za jeden z najbardziej tolerancyjnych na świecie. Kraj, w którym każdy ma prawo żyć wedle własnego uznania i przekonań. Kraj, w którym żyją ludzie różnych nacji, różnych poglądów, różnych wyznań i różnych orientacji seksualnych.
Ameryka, kraj wolności, dobrobytu oraz niepokonanej potęgi. Dlatego też jest to najlepszy kraj do przedstawienia historii jednego z najbardziej poruszających i kontrowersyjnych seriali ostatnich lat, czyli „Aniołów w Ameryce”.
           „Anioły w Ameryce” to sześcioodcinkowy mini-serial będący ekranizacją sztuki teatralnej według scenariusza zdobywcy nagrody Pulitzera Tony`ego Kushnera, której realizacji podjął się laureat Oscara Mike Nichols.
To serial prezentujący losy sześciorga bohaterów, które się przeplatają, postaci te wpływają na siebie, na swoje poglądy, przekonania, a i na całe późniejsze życie.
Akcja filmu osadzona jest w latach 80-tych, a punktem wyjścia jest kwestia homoseksualizmu oraz komplikacji, jakie wywołuje owa orientacja seksualna.
Pierwszą postacią, mającą kontakt prawie ze wszystkimi bohaterami jest Louis, który gdy dowiaduje się, że jego wieloletni partner Prior jest chory na AIDS porzuca go przerażony postępem oraz objawami choroby. Na swojej drodze spotyka całkowicie innego od sobie i zagubionego w życiu Joego Pitt`a, który jest żonatym mężczyzną, ale właśnie zaczyna zdawać sobie sprawę ze swojej „inności”. W odnalezieniu właściwej drogi nie pomaga mu jednak żona Harper, ponieważ sama sobie nie radzi z realną rzeczywistością. Uzależniona jest od valium, które pozwala jest zagłębiać się w swój własny, wyimaginowany świat.
Życie Joego dodatkowo komplikuje jego pracodawca Roy Cohn, który jest jedną z najważniejszych osób w środowisku konserwatywnych prawników zgromadzonych u boku Ronalda Reagana. Roy to egoistyczny, bezwzględny i zakłamany człowiek, który pomimo oficjalnych zapewnień co do niechęci do homoseksualistów sam nim jest i właśnie umiera na AIDS.
Osobami dopełniającymi tych bohaterów jest matka Joego- fanatyczna mormonka, która nie przyjmuje do wiadomości, że jej syn jest gejem oraz Belize- była drag queen i wolontariusz w szpitalu na oddziale chorych na AIDS.
Ten kolaż bohaterów, ich różnorodność oraz odmienność sprawiają, że serial nabiera uniwersalnego przesłania, jest wielopoziomowy i każdy jest w stanie wyłowić z niego coś prawdziwego dla siebie.
           Inność tego serialu w głównej mierze leży także w tym, że sceny nad wyraz realistyczne łączą się bezpośrednio z fantastycznymi, a narracja chwilami przypomina baśń, gdzie surrealistyczne rozwiązania mają swoje uzasadnienie. Kiedy np. Anioł nawiedza chorego i samotnego Priora informując go, że jest prorokiem początkowo widz nie traktuje tego obrazu poważnie, raczej jako majaki gorączkującego człowieka, ale owa wizyta nie jest przypadkowym obrazem- powtarza się. Z biegiem czasu widz zaczyna zdawać sobie sprawę, że anioł stara się Prior`owi przekazać pewne przesłanie, które wymusza od niego zadumę nad dalszym losem, co w końcowym rezultacie doprowadzi do „zwycięstwa” Priora nad śmiercią.
Natomiast pojawiająca się u chorego Roya Ethel Rosenberg, która to została przed laty skazana przez niego na śmierć za szpiegostwo, zupełnie nie budzi zdziwienia. Jest ona duchem przeszłości, który z ogromną satysfakcją obserwuje go konającego w bólach (podobnie jak i widz, który także do tej pory miał okazję zaznajomić się z okrutną osobą Roya). Wydaje się, że dla osób wierzących pojawienie się tego ducha nie jest niczym zaskakującym, bo Roy „ma na rękach krew” niewinnej osoby, która przybywa z powrotem na ziemię po swoje zadośćuczynienie.
           W serialu można by było wskazać kilka wiodących tematów, które nierozerwalnie wiążą się z homoseksualizmem oraz z AIDS. Zapewne dominującymi tematami jest miłość, zdrada oraz wiara. Miłość i wiara potrafią dać siłę oraz nadzieję, która to sprawiła zwłaszcza w wypadku Priora, że na jakiś czas udało mu się przezwyciężyć śmierć. Natomiast Joe porzucony przez żonę i kochanka traci ową nadzieję, co jest przyczyną jego przegranej.
Wiara czysto religijna również jest istotna w tym obrazie, ponieważ już od pierwszych sekund filmu stykamy się z żydowską ceremonią pogrzebową, a później z konserwatyzmem mormońskim. Obie te religie mają dla bohaterów duże znaczenie, gdyż ich postępowanie oraz wybory zahaczają czy łączą się z prawami jakie dana religia praktykuje i wymaga od swoich wiernych. Dylematy i wątpliwości postaci wiążą się z tym, że nie są w stanie przestrzegać podstawowych praw własnej religii (w obu wypadkach potępiany jest homoseksualizm).
Anioł objawiający się Prior`owi oraz późniejsza jego podróż do nieba nie pozostawia wątpliwości, co do znaczeń religijnych tych scen oraz przesłania, jakie wydaje się chce przekazać Bóg światu pełnemu niegodziwości, zakłamania, zła, bólu, lęku i obojętności na nieszczęścia innych.
Kolejnym tematem istotnym w serialu jest temat Ameryki lat 80-tych oraz polityki w tym okresie. Lata 80-te w Ameryce to czas największych trudności w walce z AIDS, to okres, który zebrał największe ludzkie żniwo, a konserwatywne władze nie umiały temu zaradzić.
Roy Cohn jest typowym przedstawicielem władzy tamtych lat-bezwzględny, samolubny karierowicz, dla którego prawie każda osoba jest nikim, dla nikogo nie ma szacunku i nawet w chwili śmierci nie okazuje skruchy za całe zło, jakie wyrządził w swoim życiu. On jako jedyny z bohaterów jest bezdyskusyjnie zły- obraża i znieważa nawet jedyną osobę, która przychodzi mu z pomocą- Belize`a, gdyż orientacja seksualna Bezile jest sprzeczna z oficjalnymi poglądami Roya. Niechęć ta wynika także z tego, że Bezile jest osobą, która nie boi się „wszechwładnego” Roya, a nawet ma nad nim psychiczną przewagę. Roy zdaje sobie sprawę, że w jakimś stopniu jest zależny o Bezlia- człowieka, którego nienawidzi, bo jest on uosobieniem jego samego, jego prawdziwego oblicza gdzieś głęboko skrywanego nawet przed samym sobą.
Na przykładzie postaci Roya (jest autentyczną postacią, która ma swój pierwowzór w rzeczywistości) łatwo się zorientować, jaki był główny problem władz w tamtych latach, a co za tym idzie można wywnioskować, dlaczego władze ponosiły klęski w walce z AIDS.
           Niezaprzeczalną zaletą serialu jest niezwykła konstrukcja bohaterów. Każdy z ich jest inny, każdy ma inne poglądy i każdy wnosi do obrazu coś istotnego, prawdziwego i przejmującego.
Interesującym zabiegiem w doborze postaci jest to, że co niektórzy znakomici aktorzy wcielili się w kilku bohaterów, którzy tylko na pozór wydają się odlegli od siebie, a tak naprawdę są połączeni wspólnym motywem. Meryl Streep, Emma Thompson oraz Jeffrey Wright to trójka aktorów, która stworzyła potrójne rolę, a każda z kreacji była osobliwym i niezwykłym wcieleniem, które dla wnikliwego widza stanowi potwierdzenie zmyślności konstrukcji serialu oraz postaci.
Meryl Streep jako matka mormońska jest niezwykła- jej poglądy, sposób mówienia, postępowania czy ubierania się stanowią kwintesencję konserwatyzmu religii, której jest przedstawicielką. Natomiast w roli Ethel Rosenberg poraża swoją charakteryzacją oraz sposobem bycia- zwłaszcza w stosunku do Roya.
Zaś z trzech kreacji Emmy Thompson (Anioł, Emily - Lekarka, Bezdomna)na pierwszy plan wysuwa się zdecydowanie rola anioła. Anioł w jej wykonaniu z jednej strony jest poważny, gdyż przybywa przekazać przesłanie oraz uświadomić Priora, że jest prorokiem- w tych scenach jest patetyczna, posługuje się niezwykle wzniosłym językiem i może budzić respekt. Jednak z drugiej strony jej patetyzm i wyszukane słowa sprawiają, że trudno ją zrozumieć- Prior notorycznie jej nie rozumie, co wywołuje u niej podenerwowanie i wtedy staje się groteskowa, zabawna i przejaskrawiona.  Anioł w wykonaniu Emmy Thompson należy do godnych podziwu kreacji.
Do najciekawszych postaci z serialu należy Belize wykreowany przez Jeffrey`a Wrighta. Ten bohater jest jakby pomiędzy tym wszystkim co się dzieje, jest bacznym obserwatorem rzeczywistości, w której egzystuje. Umie słuchać i doradzać, komentuje tylko wtedy, gdy wymagają tego okoliczności, a komentarze te są zwykle bardzo trafne oraz stanowią kwintesencję scen, przeżyć czy doznań, które miały miejsce. Jest to postać bardzo wyraźna i mocna, a wszystko co mówi ułatwia widzowi podążanie za pewnymi tropami interpretacyjnymi.
           Niezwykłość serialu leży w tym, że jest to przerobiona sztuka teatralna, więc pewne elementy w filmie mają znamiona sztuczności teatralnej. Do takich teatralnych scen należy np. scena snu Priora i Harper, w której się spotykają- jest ona zrealizowana w zupełnie innym stylu niż reszta serialu. Jest ona czarno-biała i tylko poszczególne elementy mają bardzo intensywne odcienie, a charakteryzacja bohaterów oraz ich stroje są przestylizowane.
Podobną sztuczność mają sceny, kiedy do Priora przybywa anioł lub kiedy Harper przenosi się nagle na Alaskę.
Jednak najbardziej zbliżona do teatralnych scen jest ostatnia sekwencja filmu, w której aktorzy zwracają się w stronę kamery i przemawiają do widza siedzącego na widowni. Ta ostatnia scena robi na widzu ogromne wrażenie, ponieważ po raz pierwszy po sześciu godzinach jest to„bezpośredni” kontakt z postaciami, których losem byliśmy przejęci. Takie zakończenie wbrew pozorom nie niszczy iluzji filmowej, a raczej wzmacnia prawdziwość opowiadanych historii.
Na duże uznanie zasługują efekty specjalne, których w serialu jest wiele, ale są zręcznie wprowadzane i harmonijnie łączą się z realistycznymi scenami. Kadry w chwilach wprowadzania efektów specjalnych są nad wyraz piękne i malownicze, choć nie pozwalają zapomnieć o teatralnych korzeniach serialu.
Mike Nichols decydując się na przetransponowanie owej sztuki na medium filmowe dokonał niezwykłego osiągnięcia. Reżyser stworzył obraz z przejmującą tematyką, frapującymi postaciami- zarówno tymi realnymi, jak i magicznymi/ wyimaginowanymi. Wybrana przez niego forma zaprezentowania tej niezwykłej sztuki pozwala go uznać za prawdziwego mistrza i autora filmowego.
Potwierdzeniem dużego znaczenia tego serialu może być 5 Złotych Globów oraz 6 nagród Emmy- w 2004 roku tenże serial zdominował oba rozdania nagród oraz zdobył ogromny rozgłos.
           Serial jest ciekawy, poruszający, daje wiele do myślenia oraz pozwala zrozumieć co w życiu powinno się liczyć najbardziej. To nie jest tylko serial o gejach i chorobie, która ich spotyka, ten serial ma szersze przesłanie, ale trzeba chcieć je dostrzec.
0 notes
kasiamagiera · 10 years ago
Photo
Tumblr media
3 sezon w planach :)
0 notes
kasiamagiera · 10 years ago
Photo
Tumblr media Tumblr media
                                          Paul Spector, 
bo świat nie jest tak samo bezpieczny dla kobiet,                                                     jak i mężczyzn.   
youtube
Wydaje się, że o seryjnych mordercach napisano, powiedziano i nakręcono już wszystko, a jednak jest to nadal motyw, który cieszy się powiedzeniem. Kolejne filmy i seriale raczą widza tym typem bohatera (aczkolwiek nie można przestać mieć wrażenia, że twórcy filmowi coraz częściej starają się nas przekonać o tym, że seryjny morderca to też może być fajny oraz wrażliwy gość. Z racjonalnego punktu widzę jest to wręcz niedopuszczalne. Media przekraczają granice zdrowego rozsądku w portretowaniu takich zwyrodnialców, ale tylko dlatego, że mają zezwolenie od widzów). Raz widz ma lubić taką postać, innym wręcz przeciwnie, a jeszcze w innym wariancie jej współczuć czy czuć do niej litość.                                                                                                     Realizując serial THE FALL twórcy serialu również postanowili opowiedzieć widzom kolejną historię z seryjnym mordercą w roli głównej oraz ścigającej go przenikliwej, nad wyraz analitycznej agentce specjalnej. Po pierwszym sezonie serialu można mieć wrażenie, że wszystko to co na ekranie widzimy już było- nic nowego, a całość zaprezentowana jest w stonowanym, wręcz letargicznym klimacie, który może chwilami irytować, jeśli nie uznanym tego za zamierzony efekt budowania napięcia. Jednak w tej kliszy i pozornym banale jest coś więcej, co sprawia, że z chęcią zasiada się do drugiego sezonu, który to już autentycznie zaczyna ekscytować. Po każdym odcinku można zadać wiele pytać i czekać na odnalezienie w kolejnych odsłonach odpowiedzi. W drugim sezonie to ów seryjny morderca wysuwa się na plan pierwszy, jeśli chodzi o siłę napięcia (twórcy rezygnują z rozpoczętego w I sezonie wątku polityczno-krymnalnego związanego z policją oraz jej strukturach). W drugim sezonie nie oglądamy już ani jednego morderstwa w wykonaniu głównego bohatera, a jedynie to jaką grę prowadzi z policją. 
Paul Spector to intrygujący oraz zastanawiający seryjny morderca-na pierwszy “rzut oka” nie pasuje widzowi na takiego zwyrodnialca jakim jest, pomimo że od początku widzimy go “w akcji” i poznajemy mroczne instynkty. Choć przecież niepozorność jest charakterystyczna dla seryjnych, bowiem gdyby od razu było wiadomo, że są niebezpieczni to nie skrzywdziliby nikogo. Dlatego można uznać tą normalność, przeciętność i brak wyróżniających się cech za rzecz przynależną dla seryjnych morderców- wtopienie się w otoczenie to najlepszy z kamuflaży. Choć trzeba też mieć na uwadze, że nie każdy przeciętny "szaraczek" jest potencjalnym seryjnym mordercą- nie można dać się zwariować. Aby się nim stać muszą zajść w człowieku mocne i nieodwracalne procesy- czasem zachodzą one w dzieciństwie, czasem w okresie dojrzewania, a czasem podyktowane są czynnikami zewnętrznymi, na które nie mamy wpływu.
Twórca serialu przyznaje, że tworząc postać Paula próbował wzorować się na istniejący seryjnym mordercy, na Dennisie Raderze. Choć Paul Spector bardziej pasowałby raczej do Dusiciela z Bostonu (Albert DeSalvo)- przez wzgląd na sposób mordowania. Aczkolwiek na szczęście Spector jednak jest subtelniejszy w swoich działaniach oraz stylu w jakim dokonuje morderstw. Twórca serialu Alan Cubitt tłumaczy, że w biografii Radera “podobało mu się” (i wykorzystał to w scenariuszu serialu) to, że “ (...) i on, i Spector mieszkali w średniej wielkości mieście, gdzie w teorii powinno być prościej złapać seryjnego mordercę. Chciałem też, aby Spector był normalny. Lubię ich normalność.”
Aby stworzyć ciekawego oraz wartego uwagi seryjnego mordercę w dzisiejszym filmowym świecie należy wyposażyć go zarówno w interesującą osobowość, jak i w dobre powody dla zbrodniczej działalności, tak aby widz był w stanie pojąc rozmiar jego makabrycznego działania (doskonałym tu przykładem może być inna serialowa postać seryjnego mordercy, czyli Dexter). Paul to pasjonujący seryjny morderca, który pozostanie praktycznie do ostatniego odcinka tajemnicą. W wypadku Paula Spectora od samego początku wiadomo z kim mamy do czynienia, dlatego widz czuje niedosyt, oczekuje od tej postaci o takich skłonnościach więcej (zapewne jest to podyktowane tym, że najnowsze seriale czy filmy przyzwyczaiły nas do tego, że zło jest zawsze o jeden krok do przodu, że zło wyprzedza stróżów prawa i coraz częściej zdarza się, że zło wygrywa). Od samego początku jak poznajemy Paula Spectora wiem, że jest mordercą- myśliwym, ale to jak umiejętnie oraz precyzyjne prowadzi podwójne życie wzbudza w widzu zaciekawienie. Od raz jest nam dana jego dwoistość i to ona ekscytuje oraz na tym polega niezwykłość oraz ciekawość tego serialu. Z jednej strony to idealny ojciec, poprawny mąż, dobry terapeuta, udzielający wparcia tym, którzy nagle stracili kogo bliskiego, 
Tumblr media
a z drugiej strony wyrafinowany morderca-obserwator, cierpliwy w dążeniu do realizacji swojej morderczej wizji. Choć w obu wypadkach jest ciuchy, spokojny, skoncentrowany. Nie oglądamy w jego wykonaniu wielu aktów wściekłości czy zdenerwowania (zwykle seryjny morderca może się kojarzyć z gwałtownym agresorem, a Paul taki nie jest). Taki nerwowy akt, który wbija się w pamięć, można zobaczyć raz gdy nie udaje mu się osiągnąć zamierzonego celu i zaplanowane morderstwo zostaje zakłócone, przez co nie jest zrealizowane do końca (I sezon). 
Tumblr media
A kolejny raz (II sezon), gdy przychodzi do domu Katie, aby ostrzec ją by nie zbliżała się do jego żony. Widać w tej scenie, że daje się ponieść nerwom, że nie do końca kontroluje stan rzeczy, który zastaje, a konkretnie to, że dziewczyna jest nad wyraz inteligentna, spokojna oraz wie o nim więcej niż każda inna osoba. Pierwszy raz w zetknięciu z Katie możemy oglądać tak żywą jego reakcję (późniejsze jego kontakty z Katie też obfitują w skrajne emocje, jak na Paula). 
Tumblr media
W pierwszym sezonie Spector jest raczej constans. Natomiast w drugim sezonie zmienia się. Przyjmuje postawę człowieka, który nie ma nic do stracenia już, bowiem “przegrał” sprawę z żoną (tak naprawdę nie był mocno zdeterminowany, aby ją zatrzymać przy sobie), a dzieciaki i tak nadal go uwielbiają oraz kochają (na czym mu najbardziej zależy). W tym drugim sezonie może pokazać swój spryt i umiejętności chłodnej kalkulacji. Udowadnia wiele razy, że jest sprytniejszy niż cała ekipa policji, która go rozpracowuje. W ostatnim odcinku, gdy już jest schwytany jeden z policjantów sugeruje, że ma on w sobie coś co fascynuje, pociąga, że agentka Gibson daje mu się prowadzić jak na smyczy, bowiem go pożąda, gdyż ma on w sobie coś niezwykłego.                                                                                                       A tak naprawdę fascynują siebie na wzajem, jedno ciągnie do drugiego. Paul jest zafascynowany Stellą w podobny sposób jak swoimi ofiarami. Włamuje się do jej pokoju i przegląda jej rzeczy podobnie jak robi to, gdy ma “na oku” nową ofiarę- ogląda, analizuje oraz wącha jej bieliznę- tak przez lata zaspokajał swoje mroczne instynkty. Czyta jej pamiętnik i od tej chwili wie więcej o niej nawet niż widz, co z kolei sprawia, że ich relacje stają się intensywniejsze oraz ciekawsze.                                                                                            Natomiast Stella “polując” na Paula zachowuje się tak jak zwykle, gdy wybiera sobie mężczyznę, z którym chce iść do łózka. Dlatego też można przypuszczać, że jej zainteresowanie Paulem od pewnego momentu ma także zabarwienie seksualne.                                                                                     Również zakończenie serii może wskazywać na jej dodatkowe emocje względem Spectora. Do tej chwili Stella wykazało słabości i współczucie tylko wobec kobiet będących ofiarami. Płakał nad nagraniem Rose, a ze stoickim spokojem przyjmuje wiadomość o zastrzeżeniu policjanta, z którym spała. W ostatniej scenie nie biegnie na ratunek postrzelonemu podwładnemu- kochankowi, a rannemu oraz wykrwawiającemu się Spectorowi. Tu pierwszy raz w jej oczach widzimy lęk, a w głosie słychać panikę. Dlaczego, tak mocna oraz konsekwentna postać, okazała więc słabości wobec Paula? Jedna z usuniętych scena (na dodatkach do wersji DVD) delikatnie naprowadza widza na przyczyny, jak również więcej obnaża inspektor Gibson. W jej wypadku tak jak w wypadku Spectora tajemniczość jest tym co przykuwa uwagę, dlatego dobrze się stało, że ta scena nie znalazła się w serialu.
Tumblr media Tumblr media
Paul Spector wzbudza w widzach pozytywne reakcji, lubimy go, bowiem po pierwsze wiem, że miał trudne dzieciństwo (choć to standardowy banał), a to zawsze działa na widza i daje podstawę do poszukiwania jakiś usprawiedliwień dla zwyrodnialczej działalności. Wiemy też jak mocno kocha swoje dzieci, zwłaszcza córkę. Gdzieś podświadomie czynimy to okolicznością łagodzącą dla niego. Również widzimy go przy pracy, jak za wszelką cenę stara się np. pomóc maltretowanej w domu kobiecie, jak walczy o jej “wolność”. Gdy dowiaduje się, że jedna z jego ofiar była w ciąży- jest zdruzgotany. Nie zabija też byłej kochanki Rose, wydawać by się mogło tylko przez wzgląd na to, że ma dzieci (córeczkę poznaje osobiści i nawiązuje z nią nić sympatii). Są w nim sprzeczność sadysty z wrażliwcem, a to nie pozwala nam go definitywnie potępiać. Może wynika to z tego, że widz gdzieś w głębi siebie uświadamia sobie patrząc na tego bohatera, że każdy może mieć taką mroczną naturę, że kiedy przyjdzie odpowiedni czas lub pojawią się specyficzne okoliczności to może się skusi na takie czyn? Spector w czasie zeznania tłumaczy dlaczego tak późno zaczął zabijać mimo, że swoje mroczne instynkty odkrył znacznie wcześniej. Jego wyjaśnienie jest proste, codzienne, banalne:  “miałem małe dzieci (…) przy nich nie ma na nic czasu…” 
To, że jest atrakcyjny wizualnie też sprawia, że patrzymy na niego łagodniejszym okiem (tu wdziera się kobiecy punkt widzenia). Dlatego też zapewne Katie Benedetto domyślając się kim Paul jest jednak włącza się w jego morderczą “zabawę” Czy wystarczy być zakochanym, czy pod urokiem drugiej osoby, aby dać jej przyzwolenie na takie czyny?                           Twórcy serialu wystawią widza na próbę i wybierając atrakcyjnego aktora do tej roli zadają pytanie “czy przystojny morderca może liczyć na Waszą łaskę, czy w obliczu ładniej buzi, muskularnego ciała i ujmujących oczu jesteście w stanie mu wybaczyć tą całą makabrę?”
Paul ma swoje dewiacje seksualne i realizuje jej pod osłoną nocy (doskonale zestawione, dzięki zręcznemu montażowi, sceny gdy on zabija upatrzoną wcześniej kobietę i dzięki temu uzysku spełnienie erotyczne, a sceną seksu agentki Gibson z obcym jej policjantem). Takie zestawienie i porównanie aktów erotycznego zaspakajania ma za zadnie udowodnić widzom, że każdy ma jakieś swoje odchylenia, dewiacje i stara się jej realizować.  
Tumblr media
Każde morderstwo Spectora stanowi dla niego misterium, rytuału, którym się upaja i dzięki niemu uzyskuje spełnienie erotyczne oraz nabiera sił (to standard u seryjnych morderców, gdyż rzadko posuwają się do takich czynów np. z nudów). Ma określony typ kobiety, który go “kręci”  (wykształcona, ok. 30-tki ładna brunetka)- zresztą jak większość seryjnych. Paul należy do morderców socjalnych, u których ofiara jest starannie dobrana, a sam czyn zaplanowany z wielka troską o każdy szczegół. Starannie też dobierają miejsce czynu. Ten typ mordercy, tak jak Paul, ma stałą, dobra pracę, żyje w trwałym związku. 
Paul Spector działa wedle metody, która w kryminalistyce nazywana jest metodą myśliwego, czyli sprawca wyrusza z miejsca swojego zamieszkania w celu znalezienia odpowiadającej mu ofiary. Porusza się na znanym sobie obszarze, najczęściej w obrębie miasta, w którym mieszka. Jest tropicielem, bowiem po spotkaniu ofiary śledzi ją i atakuje w dogodnym momencie (dom ofiary, który wcześniej ma dokładnie sprawdzony). Jest mordercą poukładanym planuje przestępstwa, a z tym wiąże się szereg działań poprzedzających zbrodnię np. rozpoznanie terenu, ponieważ odczuwa potrzebę kontroli sytuacji. W celu emocjonalnego „zadośćuczynienia” układa zwłoki jak do snu- pozuje jej, myje, czesze ofiary, przebraniu jej w inny strój. Po przez takie postępowanie jak przystało na "porządnego" seryjnego mordercę Paul wypracował sobie charakterystyczny, zrytualizowany element modus operandi, czyli „podpis” po którym można rozpoznać, że to jego “dzieło”. To często zguba dla sprawcy.
Należy go przypisać do kategorii sprawcy działającego na tle seksualnym. Takich sprawców zwykle warunki wychowawcze były niekorzystne. Dochodziło do częstego stosowania kar fizycznych (nie wiemy za wiele o przeszłości Paula oraz o tym co się z nim działo po śmierci matki, ale wiemy, że był w sierocińcu i poprawczakach, gdzie np. ksiądz dyrektor wykorzystał podwładnych seksualnie). U Paula, jak i u większości tego typu morderców, brakowało pozytywnych więzi uczuciowych z matką.
Tumblr media
Choć tak naprawdę nie wiemy czy jego działanie ma bezpośredni związane z matką i jej samobójstwem sprzed lat. Nie wiem czy to ta więź i relacja oraz późniejsza nagła jej śmierć odcisnęła na nim to główne piętno, które go popycha do mordowania określonego typu kobiety. Zdjęcie z matką widzimy raz i nie jest to wystarczająca informacja, aby sądzić, że wybiera kobiety na wzór matki. Jego przeszłość jest nie dookreślona, nie do końca znamy jego pomysły oraz nie są dla nas jasne jego intencje (dowiadujemy się o nich więcej dopiero na końcowym przesłuchaniu). Doskonale skrywał swoją preferencję co do typu kobiet, który go fascynuje, ponieważ jego żona kompletnie różni się od jego ofiar (blondynka o okrągłych kształtach, nie zbyt urodziwa, raczej przeciętna). 
To co wiemy na pewno to to, że samobójcza śmierć matki i całkowita samotność po tej stracie stały się przyczyną tego jak Paul widzi świat- jako miejsce wypełnione bólem, rozpaczą, cierpieniem i smutkiem. Nauczył się z tego cierpienia czerpać swoją przyjemność. Do Katie w jednej z rozmów mówi, aby pielęgnowała w sobie zawiść i gniew, bo tylko te uczucia pozwolą iść jej dalej w życiu. 
Tumblr media
Spector przy żonie sprawia wrażenie zgaszonego, stłumionego, ponieważ ciągle ma maskę. Nie widać między nim żaru, ani namiętności, każdy z nich po prostu robi swoje, to co trzeba w małżeństwie. Paul jest znacznie bardziej wizualnie atrakcyjny od niej- wysportowany, przystojny oraz cieszy się powodzeniem u kobiet. Mimo dowodów płynących z otoczenia, że jest atrakcyjnym mężczyzną on tego nie wykorzystuje, nie zwraca uwagi na swoje atuty wizualne. Kompletnie go nie interesują te kobiety, którym on się podoba. Możliwe, że prawdziwa i wzajemna, erotyczna fascynacja jest tylko między nim a Stellą- ona poluje na niego, a on na nią tak jak na swoje ofiary.                     A prawdziwie szczęśliwy Paul jest tylko z córką.
Spector działa wedle wyznaczonych przez kryminologów wytycznych sporządzonych dla grupy zabójców działających na tle seksualnym, czyli:
- ofiara musi spełniać pewne kryteria (np. odpowiedni wygląd) - sprawa zazwyczaj nie zna ofiary; - ofiara to najczęściej kobieta; - sprawca najczęściej dusi ofiarę; - ofiara jest obnażona - sprawca może zabrać ofierze rzeczy osobiste (np. biżuterię, kosmyk włosów); - działanie sprawcy wiąże się z realizacją jego rozbudowanych fantazji; - sprawcy mogą być notowani;
           Mimika Spectora się zmienia gdy wychodzi z domu na “polowanie”, nabiera bardziej wyrazistego charakteru. Wraz z zamknięciem domowych drzwi zrzucał ciężar jaki niesie za sobą nieustanne udawanie kogoś innego. Wyjście z domu daje mu wolność, chwilę na bycie sobą, na bycie prawdziwym. Można to przyrównać do działalności superbohatera- jak Superman czy Batman- w ciągu dnia zwykły facet, a nocą się przeistacza, choć w wypadku Paula przemiana idzie w stronę osobiści Jokera.
            Podekscytowanie budzi w drugim sezonie nawiązane relacji “erotycznej” z Katie Benedetto (16 lat), opiekunką do dzieci, która stała się jego alibi, jak również powodem rozstania z żoną. Już w I sezonie klaruje się między nimi dwuznaczna nić zainteresowania. Ze strony Katie jest to oczywiste zainteresowanie, ale zaintrygowanie Paula dziewczyną nie jest do końca jasne, co go w niej interesuje, a co irytuje. Czy Paul w obecności Katie walczy z pożądaniem typowo męskim, czy pożądaniem seryjnego mordercy? czy upatruje w niej sobie swoją ofiarę? (poniekąd tak czy siak Katie będzie jego ofiarą). Paul decyduje się na stworzenie fikcyjnej relacji z dziewczyną, ponieważ widzi, że jest ona inteligentna (lepiej i szybciej łączy fakty niż pozostałe postaci) przez co może mu zaszkodzić, a dodatkowo jest w Spectorze zakochana bez pamięci, co Paul wybornie wykorzystuje. Rozpoczynając “erotyczną” grę z Katie pokazuje inną twarz, której wcześniej nie oglądaliśmy- nadal jest precyzyjny oraz ma wszystko zaplanowane, ale jednak ujawnia więcej prawdziwych emocji, a przez to posuwa się za daleko np. masturbując się przez czat przed Katie nie spodziewa się, że ona to nagrywa- może na pamiątkę, a może w celu ciągłej możliwość oglądania go. Podjęcie takiej relacji z dziewczyną ma na celu uwiarygodnić jego “uczucie” względem Katie w jej oczach i nakłonić ją do włączenia się w niszczenie śledztwa. Paul jest doskonałym obserwatorem oraz psychologiem, wie że uczucie Katie może przekuć na korzyść dla siebie, wie że zakochana kobieta (w tym wypadku młoda, nie doświadczona, nie znająca życia) jest w stanie zrobić wszystko dla obiektu swoich uczuć. Wykorzystuje ją bezwzględnie- dopiero przy przesłuchaniu agentka Gibson uświadamia mu co zrobił, jak wielką krzywdę wyrządził Katie, które jest jeszcze dzieckiem, a on dzieci otacza szczególnym sentymentem. Tu Paul jest zaskoczony i zmieszany, gdyż prawdopodobnie zaczyna rozumieć, że i on dał się omotać dziewczynie, że nie była to relacja bez znaczenia także dla niego. Choć widząc jak Katie zachowuje się względem Paula może dać Paulowi rozgrzeszenie odnośnie tej relacji, bo 16 letnia piękna oraz seksowna dziewczyna już nie jednego zwiodła.
Tumblr media
youtube
Spector czerpie przyjemność z kontaktów z policją (dzwoni do Stelli), jak również pomaga niedoszłej swojej ofierze w powrocie do normalności, gdyż wtedy wchodzi w rolę terapeuty, którym jest z wykształcenia (to go ekscytuje, że dziewczyna nie pamięta, że to on był napastnikiem). Spector jest zaciekawiony tym, że jest tak blisko policji oraz ofiary, a oni nie wiedzą kim on jest.                                                                                                                   Do momentu samego aresztowania, jak i potem przy próbie licznych przesłuchań Paul ciągle jest górą oraz ciągle intryguje (milczy, zero rekcji, czy emocji). Jego zachowanie jest zastanawiające, ponieważ słucha zmieniających się śledczych w pokoju przesłuchań z takim wyrazem twarzy jakby opowiadali mu bajki, jakieś rzeczy, które kompletnie go nie dotyczą. Nie protestuje, nie oponuje, nie opiera się- jest znudzony czy też może lekko poirytowany koniecznością słuchania śledczych. Scena, w której nagle kładzie nogi na stole jest jedną z najbardziej zaskakujących. Jest to jawne okazanie znudzenia, poirytowania i udowodnienie, że całe to zamieszanie nie ma dla niego żadnego znaczenia, że nie robi to na nim wrażenia, że nie wzbudza emocji. Również zaskakuje jego nagłe odezwanie się na widok policjantki, która przychodzi go przesłuchiwać, a wyglądem ma przypominać jedną z ofiar. To doprowadza Spectora do ironicznego śmiechu i szybko uświadamia Stelli, że nie jest aż tak głupi, żeby dać się złapać na tak prostą oraz szablonową sztuczkę. Nie jest aż tak prymitywny, aby ta dziewczyna “w jego typie” nakłoniła go do zwierzeń. Nie tak prosto Stelllo- zapewne sobie myśli.                                                             Jednak gdy na jego prośbę przesłuchiwać przychodzi go agentka Gibson, z którą od pierwszego sezonu prowadzi “zabawę” na czas, ku zaskoczeniu widza, okazuje się, że genialny Paul Spector coś pominął, coś go zaskakuje, czegoś nie dopilnował. Zaczyna mikro mimiką i rekcjami zdradzać to, że pewne wiadomości wcale nie mały dostać się w ręce policji. Był pewien, że wszystko zniszczył, że zatarł ślady, ale gdy słyszy o odnalezieniu pewnych dowodów jest zaskoczony, a widz zadaje sobie pytanie dlaczego? to co pominął lub nie przewidział to były szkolne błędy, a przecież wystrzegał się znacznie trudniejszych do zatuszowania. Również tak precyzyjne skonstruowane alibi jakie miała mu zapewnić Katie zostaje szybko obalone, co w widzu wzbudza konsternację, gdyż właśnie wiedząc o tym alibi miał nadzieję, że Spector tak wszystko poustawiał i zaplanował, że policja będzie mieć “związane ręce” i będzie musiała go uwolnić (sympatia widza do samego końca pozostaje przy Spectorze). Tak długo oglądaliśmy jak “tworzy się” owe alibi, że mieliśmy nadzieje, że będzie głównym wytrychem zwracającym wolność Paulowi. A tu nie, “trzask prask” i nie ma alibi w postaci zakochanej nastolatki, która jest w stanie dla niego życie poświecić. 
Tumblr media Tumblr media
Ciekawą i bez wątpienia najważniejszą jest scena przesłuchania Paula w obecności Stelli (wspaniale rozegrana głównie na zbliżeniach- jak pokazują to zdjęcia powyżej), ponieważ po raz pierwszy w tej scenie Paul po przez słowa, które wypowiada daje pełny obraz tego kim jest naprawę. To przesłuchanie to rodzaj jego spowiedzi, możliwość wyrzucenia z siebie tego jak wielką przyjemność miał ze swoich czynów. Sposób w jaki o tym opowiada, mimika oraz emocje są w końcu prawdziwe. Widać, że i dla samego bohatera to ulga, możliwość powiedzenia wszystkiego. Cały czas ma się za lepszego, za osobę, która stoi ponad prawem i to nie tylko ludzkim, ale i moralnym, czy boskim. Scena przesłuchania jest bardzo gęsta i intensywna- trwa długo, ale jest kluczowa i widz wtapia się w jej klimat oraz w kameralność sytuacji. Zastanawiają tylko pewne reakcje Spectora, jakby sam sobą był zaskoczony, że coś takiego zrobił lub że się nie domyślał, że może to wyjść na jaw czy też tym, że ktoś jednak go przejrzał (np. informacje o matce i dzieciństwie- widać, że się nie spodziewał, że agentka zacznie od tych kwestii przes��uchanie). Z reakcji Spectora wynika, że najbardziej boli go to, że Gibson “odbieram” mu dumę oraz wiarę w to, że był władcą kobiet, które zabijał, że dzięki temu, że to on zdecydował o ich śmierci to nie był i nie jest samotny. Świadomość tego, że cały czas jest i będzie samotny najmocniej daje mu się we znaki. 
Tumblr media
              Są pytania, jak do tej pory, bez odpowiedzi, które dotyczą Spectora, które gdyby zostały wyjaśnione ułatwiłyby zrozumienie jego postępowania. 
- Dlaczego tak mało i wyrywkowo dowiadujemy się o jego dzieciństwie? Czy w kolejnym sezonie dowiem się więcej? Choć z drugiej strony, czy jest to nam potrzebne, czy nie na tym polega siła tej postaci, że jest dla nas tajemnicą, że czasem nie możemy jednoznacznie go zinterpretować? 
- Dlaczego to Inspektor Gibson jest tą która go fascynuje? Może odnajduje w niej siebie (w czasie pierwszej rozmowy telefonicznej mówi do Stelli, że są do siebie podobni). A może chce dać się wciągnąć w jej grę? Może chce jej pokazać, że ją przejrzał, że zrozumiał co robi, co w ostateczności daje mu przewagę nad nią? Zakładam, że gdy mówi w czasie przesłuchania do agentki Gibson, że to jeszcze nie koniec, a dopiero początek to jednak będzie to kontynuowane w trzecim sezonie, pomimo zaskakującego zakończenia drugiej serii. 
- Dlaczego maluje ofierze paznokcie na czerwono? Widać, że ten kolor go hipnotyzuje, można to zaobserwować gdy pierwszy raz spotyka Stelle na korytarzy na posterunku, a ona ma właśnie wymalowane na ten kolor paznokcie. Jak ćma do światła zmierza w jej kierunku nie zastanawiając się nad swoją reakcję. Ale natomiast gdy ten sam kolor na paznokciach ma policjantka, która go przesłuchuje, to już nie ma takiej reakcji, a wręcz jest to dopełnieniem czary goryczy, że Stalla myśli, że może dać się zwieść takim sztuczkom.  
- Dlaczego popełnia błędy w stylu podarowania córce naszyjnika ofiary? To jest postać, która żyje współcześnie, jest wykształcony i powinien uczyć się na błędach wcześniejszych morderców. Wiedza na ich temat jest tak rozległa, że taki bohater jak Spector powinien idealnie zacierać ślady, powinien wiedzieć jak precyzyjnie zadbać oto, aby nie zostać złapanym, a on chwilami zachowuje się jakby chciał się dać złapać, a może to pycha jaką reprezentują zwykle seryjni mordercy w związku ze swoją wyobrażoną władzą oraz chęcią tego, aby cały świat dowiedział się o ich dziele, bo są z niego dumni?  
- Kim jest Chester?
- Dlaczego nagrał wyznania porwanej Rose i nie zadbał o to, aby nie dostały się w ręce policja? dlaczego w czasie przesłuchania jest zaskoczony tym, że na końcu nagrania ujawnia się? Sprawia wrażenie jakby pierwszy raz widział to nagranie, że kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że nagrał tam i siebie. Do kogo mówi na końcu? do siebie? czy liczył na to, że Gibson jednak uzyska dostęp do danych na jego telefonie? Niszczy twardy dysk z laptopa, pali swój dziennik,w którym od lat wszystko zapisuje, nakładania Katie, aby pozbyła się dowodów ukrytych w hotelu, a nie pozbywa się komórki z obciążającymi filmami- dlaczego?  
          Paula Spectora zagrał Jamie Dornan początkujący aktor i wzięty model. Byłam sceptycznie do niego nastawiona po tym jak zobaczyłam go wcześniej w filmie 50 twarzy Greya, gdzie nie wykazał się nadmiernym talentem, czy charyzmą, jaką posiada jedyny sensowny bohater książki. W 50 twarzach Greya nawet jego uroda nie ma znaczenia, ponieważ w tym filmie jest banalny- niby przystojny, ale nie ma w sobie nic intrygującego, nie ma w jego krecji pazura. Na szczęście na tym polega magia aktorstwa, że zarówno dobry aktor może zagrać słabą rolę, jak i słaby aktor może zagrać wybitną kreację, jeśli jest odpowiednio poprowadzony. W serialu THE FALL Jamie Dornan ma możliwość pokazania, że drzemią w nim pokłady niewykorzystanego jeszcze w filmie fabularnym talentu. W tymże serialu się rozwija, z odcinka na odcinek oswajał się ze swoim bohaterem, coraz mocniej go czuje, z każdym odcinkiem rozumie go bardziej. Ze spiętego przyczajonego przeciętniaka zmienia się na oczach widza w charyzmatycznego władcę sytuacji. Interesująca przemiana i liczę, że będzie kontynuowana w trzecim sezonie.  
Obawiam się tylko tego, że jego atrakcyjna wizualność i to że do tej pory nie bał się rozbierać oraz brać udziału w odważnych scenach erotycznych przylgnie do niego, stanie się znakiem, na który głównie będą stawiać reżyserzy. Czas zweryfikuje, czy Dornan zachłyśnie się sławą oraz popularnością 50 twarzy Greya, czy jednak wykorzysta to jako trampolinę, możliwość pozyskiwania ambitniejszych kreacji, coś co jest tylko przepustką do grania silnych charakterów. Jeśli pójdzie drogą roli z The Fall zostanę jego wierną fanką, a jeśli filmowy Christian Grey zdeterminuje go, to pozostanie mi tylko cieszyć się z tego, że mogłam go oglądać jako Paula Spector. 
Tumblr media
2 notes · View notes
kasiamagiera · 10 years ago
Link
Enjoy my take on Tom Cruise's dancing role as Les Grossman in Tropic Thunder for 15 minutes to Ludacris' Get Back.
0 notes
kasiamagiera · 10 years ago
Link
Song from the movie Rock of ages(2012).
0 notes
kasiamagiera · 10 years ago
Link
Guy Ritchie i Jude Law dla DIORA
0 notes