#tłumaczeniePL
Explore tagged Tumblr posts
kasiuniax3 · 11 months ago
Text
POLSKIE TŁUMACZENIE MODA „Stay-At-Home-Parent” DO THE SIMS 4
Modyfikacje możecie pobrać tutaj:
https://kiarasims4mods.net/2020/08/05/stay-at-home-parentno-promotion/
https://kiarasims4mods.net/2022/02/02/stay-at-home-parent-aspiration/
!Żeby tłumaczenie działało, musi znajdować się w tym samym folderze co modyfikacja!
Tłumaczenie jest mojego autorstwa, natomiast modyfikacja należy do KiaraSims4Mods
Link do pobrania ⬇️
1 note · View note
yuzuki102 · 4 years ago
Text
Obejrzyj film „【Starmyu 】team Ootori - Seishun COUNTDOWN [𝙉𝘼𝙋𝙄𝙎𝙔 𝙋𝙇]” w YouTube
youtube
0 notes
Text
World Cup - Rozdział 18 cz. 2
Tumblr media
Tytuł: World Cup
Oryginał: x
Paring: Larry
Autor: Sebastian
Zgoda: jest
Baner: Mini
Tłumaczka: ja
Opis: Poleciałem do Brazylii, chcąc przelecieć tylu hetero facetów, ilu mogłem znależć, ale gej turysta z fajnym tyłkiem, był wszystkim, co dostałem.
- Wiedziałem. - turysta wygląda na zażenowanego. - Co ty tu robisz?
- Przepraszam. - przystojniak się śmieje. - Nie poznałem cię, jak stałeś. Ostatnim razem, jak cię widziałem, byłeś na podłodze.
- Niall. - jego chłopak próbuje go uciszyć. - Nie teraz.
- Harry, chodżmy już - mówi Cara. - Nie rób niczego, czego będziesz żałował - szepce mi do ucha.
- Masz dziewczynę, cioto?
- Czemu po prostu się nie zamkniesz? - rzucam mu ostrzegające spojrzenie.
- Czemu mnie nie zmusisz?
- Wygrałeś, okej? - przybliżam się do niego. - Wybrał ciebie. Po prostu bądż szczęśliwy i zostaw mnie w spokoju.
- Harry., chodżmy. - modelka chwyta mnie za ramię.
- Tak, chodżmy - odpowiadam, nie przerywając kontaktu wzrokowego z turystą. - Miłej zabawy.
- Ale, Harry - znów mnie woła, ale go ignoruję.
- Wszystko w porządku? - pyta mnie ze zmartwieniem na twarzy.
- Jest dobrze - mamroczę, gdy kilka łez napływa mi do oczu. - Czemu ostatnio ciągle płaczę?
- Dobrze sobie radzisz. - ściska moją rękę i zdaję sobie sprawę, że trzyma ją odkąd on się nie zjawił. - Jestem z ciebie dumna.
- Wiesz, co? - puszczam jej rękę i obracam się, by pójść w stronę turysty. - Nigdy nie zostałem rzucony.
- Harry, nie! - próbuje mnie zatrzymać, ale idę za szybko.
- Louis! - już się oddalają, ale obracają się, kiedy słyszą mój głos.
Waham się, ale po chwili przestaję. Podchodzę bardzo szybko i chwytam Louisa za talię.
- Chodż tutaj - mówię mu.
- Hej. - irlandzki dupek wariuje. - Co robisz?
- Pokazuję mu, co traci. - spoglądam prosto w piękne oczy turysty. - Hej - mówię, zanim przyciągam go bliżej.
Zanim Niallowi udaje się mnie zatrzymać, mocno całuję mojego mężczyznę. Oops.
I tak, jak to mówi Katy Perry. Cóż, w pewnym sensie.
Pocałowałem geja i mi się spodobało. Oh, tak, spodobało.
5 notes · View notes
Text
World Cup - Rozdział 18 cz. 1
Tumblr media
Tytuł: World Cup
Oryginał: x
Paring: Larry
Autor: Sebastian
Zgoda: jest
Baner: Mini
Tłumaczka: ja
Opis: Poleciałem do Brazylii, chcąc przelecieć tylu hetero facetów, ilu mogłem znależć, ale gej turysta z fajnym tyłkiem, był wszystkim, co dostałem.
Od tłumaczki: Długo to trwało, ale chciałam jak najszybciej wstawić, więc błędy niesprawdzone.
STALKERZY
Stoję tam przez kilka chwil i tylko na nich patrzę. Turysta wygląda na szczęśliwego i to sprawia, że czuję coś dziwnego w sercu. Może są sobie przeznaczeni. Może pomogłem mu zrozumieć, że to przystojniak jest dla niego.
- Przepraszam. - modelka kładzie głowę na moim ramieniu.
- Nie przepraszaj, to nie twoja wina – mamroczę.
- Jest ci przykro?
- Jestem wkurzony. - przyznaję. - Ale nie obchodzi mnie to.
- Może po prostu rozmawiają – kłamie.
- Nie trzymaliby się za ręce, gdyby tylko rozmawiali – przerywam jej. - Nie bądź głupia.
- Teraz w chuj nienawidzę tej męskiej wersji Jlo – próbuje mnie rozbawić.
- Tyłek Jlo nie jest nawet bliski, by wyglądać tak dobrze, jak ten jego – grymaszę. - Spójrz na niego. Jest idealny. Oh, i skłamałem, jest mi przykro.
- To niech ci nie będzie przykro. - przytula mnie. - Rzućmy w nich kamieniem.
- Co, do cholery? - pytam, ale ona naprawdę rozgląda się za kamieniem. - Hej, przestań.
= To może być. - bierze butelkę piwa i rzuca nią w ich kierunku. - Mogli się tego spodziewać.
= Oh, mój Boże, Cara! - obydwoje chowamy się za samochodem i znikąd zaczynamy się śmiać.
- Idiota! - jakiś Brazylijczyk krzyczy na nas.
- Myślisz, że nas widzieli? - nie przestajemy się śmiać.
- Dziękuję ci za to. - obracam się w jej stronę. - Powinienem płakać, ale zamiast tego się śmieję.
- Możemy rzucić czymś innym. - sprawdza podłogę wokół nas, by coś znaleźć.
- Nie, jest dobrze. - śmieję się. - Poczekamy, aż wyjdą, i wtedy pójdziemy oglądać Pamiętnik. Przyda mi się trochę płaczu.
- Nie – nalega. - Rzuć czymś. Poczujesz się lepiej.
- Nie zrobię tego. - podaje mi puszkę coli. - Nie zro-
- Zrób to! - przerywa mi i wygląda, czy nadal tam są. - Teraz!
- Jesteś głupia. - śmieję się z niej, ale wstaję i rzucam w nich puszką.
- Hej! - krzyczy przystojniak.
- Oh, mój Boże, trafiłem go – szepcę. - Masz rację, czuję się lepiej. Chce jeszcze raz.
- Nie. - zatrzymuje mnie. - Wystarczy.
- T ylko mały kamień. - robię minę szczeniaczka. - Proszę?
- Nie. - brzmi na zdecydowaną. - Przyłapią nas.
- Nie miałbym nic przeciwko byciu deportowanym. Chcę do domu.
- Ale niech nas deportują za coś lepszego. -  wyciąga jointa ze swojej torebki. - To jest o wiele lepsze. Masz ogień?
- Nie, nie palę. - śmieję się z niej, kiedy jakiś koleś przechodzi obok.
- Hej! - woła go. - Masz zapalniczkę?
- Nao falo Ingles – odpowiada.
- Zapaliczka – mówi bardzo wolno. - Do tego? - pokazuje mu jointa.
- Hej. - ostrzegam ją. - Skończymy w więzieniu.
- Isqueiro? - koleś wyciąga zapalniczkę ze swojej kieszeni.
- Dokładnie. - cieszy się i bierze ją. - Dziękuję.
- Obrigado. - dziękuję mu po portugalsku, a on tylko się z nas śmieje.
- Dobrze smakuje – mówi, kiedy pali. - Sztachnij się.
- Nigdy wcześniej tego nie próbowałem – mówię, kiedy biorę pierwszego bucha.
- Oh, nie! - próbuje mnie zatrzymać, ale jest już za późno. Już kaszlę jak gruźlik.
= Co, ty mi dałaś? - krzyczę na nią.
- Nieważne. - zaciąga się kolejny raz. - Dobrze ci to zrobi.
- Daj mi więcej – mówię jej. - Dobrze to robię?
- Tak, tylko przytrzymaj chwilę dłużej – tłumaczy. - Właśnie tak.
- Masz na mnie taki zły wpływ – mówię, kiedy biorę kolejnego dużego bucha. - Wydaję mi się, że zaczynam coś czuć.
- Okej. - wkłada jointa do swojej torebki. - Dość już, jak na takiego prawiczka zioła, jak ty.
- Chciałbym być prawiczkiem – mówię i nie mam pojęcia, skąd mi się to wzięło.
- Co, kurwa? - zaczyna się śmiać i nie wiem czemu, ale ja też sikam ze śmiechu. - Jesteś taki upalony. - śmieje się jeszcze bardziej, a razem z nią i ja.
- Co się dzieję ze światem? - czuję coś dziwnego. - Boże, Cara! Spójrz na swoje oczy, są takie duże!
- Myślisz, że wciąż tam są? - wstaje i wygląda zza samochodu. - Wciąż tam są.
- Co oni w ogóle robią? - znowu się wkurzam. - Pobijmy ich.
- Zamknij się. - śmieje się. - Rozmawiają.
- Gdybym był przystojniakiem, to bym nie rozmawiał. - znowu się głośno śmieję. - Czy nie jest to najbardziej żałosna sceny wszech czasów?
- Jest. - śmieje się ze mnie. -  Ale też romantyczna.
- Jestem takim lamusem. - śmieję się z siebie. - Znów jest ze swoim eks. Jak to w ogóle możliwe?
- On cię, kurde, uderzył. - śmieje się mocniej. - A teraz jest z nim.
- Hej! - przestaję się śmiać.
- Przepraszam. - też próbuje przestać. - Po prostu nie mogę. -  znowu wybucha śmiechem.
- Idiotka – mamroczę i także się śmieję.
- Moje oko wciąż jest spuchnięte. - wydymam wargi. - I to na nic, bo znów są razem.
Wstaje, by znów ich zobaczyć.
- Poruszają się – mówi mi. - Postalkujmy ich na śmierć.
- Nie, nie będziemy za nimi iść.- próbuję brzmieć na zdeterminowanego.
- Tak, będziemy – nalega. - Wstawaj.
- Wow. - zdaję sobie sprawę, jak bardzo kręci mi się w głowie, kiedy jestem na nogach. - Świat się szybciej kręci. Co nie?
- Nie, jesteś po prostu na haju. - znów się śmieje. - Dlaczego jesteś taki wysoki? Zobaczą nas.
- Jeśli się obrócą, po prostu bardzo szybko uderzymy o podłogę – tłumaczę. - Nie zobaczą nas. Jak myślisz, gdzie idą?
- Nie wiem – szepce. - Może do baru albo coś.
- Czemu szepcesz? Są daleko od nas.
- Nie wiem. - wzrusza ramionami. - Wtedy wszystko jest bardziej ekscytujące.
- To nie jest ekscytujące. - wyrzucam jej. - Patrz na światła. - wskazuję na sklep. - Co to za miejsce?
- Sklep. - śmieje się. - Ale to jest niesamowite.
- Myślę, że sprzedają tu lampy – głupio komentuję. - Spójrz na czerwoną. Jest taka piękna.
- Wiem. - wzdycha. - Myślisz, że jesteśmy tacy piękni?
- Myślę, że jesteśmy piękniejsi. - gubię się wśród świateł. - Czy nie jest to największy banał w historii?
- Te lampy?
- Nie – wzdycham. - Ja, w końcu lubiący faceta, który w ogóle na mnie nie leci.
- Tego jeszcze nie wiesz. - obraca się w moją stronę. - Daj mu się wytłumaczyć.
- Cokolwiek. - skupiam się na lampach. - Czemu po prostu nie mogę lubić ciebie, zamiast niego?
- Jestem spoza twojej ligi, Harold. - śmieje się. - Bardziej podobają mi się blondyni. Tacy, jak przystojniak.
- Kolejna, która wybiera jego, zamiast mnie – wzdycham. - Czaję, ta suka jest dobrze wyglądającym dupkiem.
- Mam pomysł! Jest taki cudowny, ze chcę umrzeć. - zaczyna się podniecać. - Porwijmy go. Zgwałcę go, kiedy ty będziesz robił zdjęcia. Wyślemy je turyście i z nim zerwie, a wtedy, BAM. Zjawisz się, jako ciacho z dołeczkami. A wtedy się pobierzecie i będziecie mieli małe dzieci, a ja nauczę ich, jak palić zioło.
- Nigdy nie zostawię z tobą swoich dzieci. - śmieję się. - Tylko mówię.
- Mój pomysł jest dobry czy nie?
- Czasami mnie przerażasz. - patrzę na nią oskarżycielsko. - Nie wiem, kiedy żartujesz, a kiedy nie.
- Oh, żartowałam. - kaszle. - Tak trochę.
Znowu się głośno śmieję, a wtedy znajomy głos przykuwa moją uwagę. Kurna!
- Harry? To ty? - turysta mnie woła, a ja po prostu udaję, że nic nie słyszałem.
- To on? - szepce modelka.
- Tak – mamroczę. - Udawajmy, że jesteśmy niewidzialni.
- Podoba mi się. - śmieje się.
- Hej. - nie przestaje. - Harry?
- To nie on – komentuje okropny, irlandzki akcent. - Chodźmy już.
- To ja. - odwracam się, by na nich spojrzeć.
4 notes · View notes
Text
World Cup - Rozdział 11
Tumblr media
Tytuł: World Cup
Oryginał: x
Paring: Larry
Autor: Sebastian
Zgoda: Jest
Baner: Mini :)
Beta: Victoria :)
Tłumaczka: ja x
Opis: Poleciałem do Brazylii, chcąc przelecieć tylu hetero facetów, ilu mogłem znależć, ale gej turysta z fajnym tyłkiem był wszystkim, co dostałem.
Od tłumaczki: Obiecany drugi rozdział :)
*
LAJKI
 Jadę windą, by spotkać się z modelką w hotelowym lobby. Decyduję się, by zrobić sobie selfie w lustrze. Wyglądam naprawdę dobrze i moi obserwatorzy zasługują na to, by mnie zobaczyć. Oops. Przypadkowo akceptuję zaproszenie turysty. Cholera. Cóż, właściwie to nie było przypadkowe, ale nieważne, zasługuje, by mieć szansę, by się podotykać, oglądając moje zdjęcia bez koszulki.
Rozglądam się wokół lobby, a po modelce nie ma śladu. Nienawidzę, gdy ludzie nie zjawiają się na czas. Siadam i decyduję się postalkować profil turysty na Instagramie, ale on też ma ustawienie prywatne. Oops, znów. Przypadkowo wysyłam mu zaproszenie. Ta, wiecie.
Przeglądam jakiś gorących kolesi, gdy czekam na tą dziewczynę, by się zjawiła. Mam nadzieję, że wcześnie chodzi do łóżka, żebym miał szansę kogoś uwieść. Nie mam szczęścia, odkąd tu przyjechałem i oczekuję, że dzisiaj się to zmieni.
- Cześć, przystojniaku – Cara macha do mnie, gdy się zbliża.
- W końcu – przewracam na nią oczami. – Czekam tutaj jakieś piętnaście minut.
- Wyglądać tak wspaniale jak ja, nie jest łatwe – wygląda na niedotkniętą. – Drinki tutaj, a kolacja gdzieś indziej?
- Jasne – idziemy do baru, a ona zaczyna mi opowiadać o swoim dniu. Miło usłyszeć jej głos, ma zabawny akcent i nawet podoba mi się jej towarzystwo.
Trzy drinki później jesteśmy w końcu w restauracji. Zamawiam łososia, a Cara sałatkę. Bardzo modelsko. Mój telefon dzwoni i wiadomość pojawia się na ekranie. ‘@Louist91 zaakceptował twoje zaproszenie’. Umieram z ciekawości, by zobaczyć jego zdjęcia, tylko po to, by się pośmiać, ale to byłoby nie miłe, więc skupiam się na modelce.
- A co z tobą? – decyduje się przenieść rozmowę na bardziej osobisty poziom. – Spotykasz się z kimś?
- Nope – rozciągam ramiona. – Jestem wolny jak ptak.
- Mogłabym ci ustawić randkę z jednym z moich przyjaciół modeli – mruga do mnie. – Męskich modeli.
- Nie – przerywam jej podekscytowanie. – To dla mnie zbyt gejowskie.
- A czego chcesz? Hetero?
- Mam słabość do heteryków.
- Oh – potrząsa swoją głową. – Nie mów mi, że jesteś tym typem faceta.
- Chyba jestem – odpowiadam dumnie.
- Skończysz samotnie – głupio komentuje i mogę zobaczyć w połowie przeżutą sałatę w jej ustach. Ohydne. – Obraziłam cię?
- W ogóle – prycham. – Nie mam nic przeciwko skończeniu samotnie. Nie jestem typem kolesia do związku.
- Wszyscy są typem osoby do związku, Harry – oświadcza. – Niektórzy po prostu jeszcze tego nie wiedzą. Przynajmniej próbowałeś?
- Oczywiście, że tak – kłamię. – Nie zadziałało.
Właściwie, to zdaję sobie sprawę, że nigdy nie byłem z jednym kolesiem przez dwie noce. Wszystkie moje stosunki to jednonocne przygody, ale całkowicie mi z tym dobrze. Mój telefon znowu dzwoni i jest to powiadomienie z instagrama. ‘@Louist91 polubił twój post’.
Modelka bierze swój telefon i widzę, że coś pisze, więc ja także biorę mój, by zobaczyć, jakie zdjęcie polajkował turysta. To stary post sprzed prawie roku. Co za stalker.
- Co się tak uśmiechasz? – pyta. Nie miałem pojęcia, że się na mnie gapiła.
- Z niczego – śmieję się. – Jakiś koleś polajkował moje stare zdjęcie na Instagramie.
- Oh. – klaszcze w swoje dłonie. – Więc jest ktoś.
- Nie – przerywam jej, marszcząc brwi. – W ogóle. Jest po prostu wkurzającym kolesiem, którego tu poznałem. I jest pedałem, więc nie.
- Hej – rzuca mnie grzanką w twarz.
- Co ty robisz? – krzyczę.
- To było w obronie – wygląda na wkurzoną. – Nie nazywaj go tak. I co, do cholery? Ty też jesteś gejem, powinieneś wiedzieć lepiej.
- Cóż, ale nie jestem pedałem – nie przestaję jeść mojego pysznego łososia.
- Jesteś kutasem.
- Dużym – śmieję się do niej, nawet jeśli próbuje, też to robi.
- Odlajkuj mu – mówi mi.
- Co?
- Daj mu lajka – powtarza. – Serio nie wiesz o metodach postępowania na insta?
- Nie mam pojęcia, o czym gadasz.
- Daj mi swój telefon – bierze go z moich rąk. – Oh, boże, jest naprawdę uroczy – kiwa swoją głową.
- Nie jest niczym specjalnym – poprawiam ją.
- Co? Spójrz na jego tyłek.
Chciałbym zignorować ten komentarz, ale nie mogę nic na to poradzić. 
– Daj mi zobaczyć.
- Lubisz go, lubisz go – droczy się ze mną. – Patrz.
Na pewno wstawił to selfie specjalnie. Jest na nim w windzie, a w odbiciu lustra widać jego tyłek. Nie mogę go winić. Zrobiłbym to samo, gdybym miał takie tyły.
- Aw, jest taki uroczy – oddaje mi telefon. – Polubiłam to zdjęcie.
- Ty co? – wariuję. – Dałaś turyście lajka?
- Turyście? – unosi brew. – Czy ty też nie jesteś turystą?
- Może, ale nie zachowuję się tak. A on się zachowuje.
- Serio potrzebujesz terapii – śmieje się ze mnie.
- Polubiłaś to zdjęcie? Nie wierzę w ciebie – nie mogę nic na to poradzić, ale śmieję się na selfie turysty z plakatem Brada Pitta. To najbardziej gejowska rzecz, jaką widziałem w całym moim życiu.
- Tak – odpowiada dumnie. – Nie jest uroczy? Spójrz na opis.
- Będę Bradem dla twojego Pitta – czytam głośno i kończę, prawie wypluwając moje jedzenie na stół, z powodu mojego śmiechu. – Nie mogę w to uwierzyć. Jest taki gejowski.
- Tak, a ty jesteś taki hetero – przedrzeźnia mnie.
- Zamknij się – ucinam ją. – Zawstydzasz mnie. Pomyśli, że go stalkuję albo coś.
- Po prostu czekaj.
Przychodzi od niego kolejne powiadomienie. Turysta polajkował moje kolejne, stare zdjęcie.
- Tak to działa – rzuca mi poważne spojrzenie. – Teraz wybierz jego kolejne zdjęcie i daj mu lajka.
- Nie czaję tego.
- Pokazujesz mu, że jesteś nim zainteresowany – przewraca na mnie oczami. – To oczywiste, że jesteś.
- Nie jestem – kaszlę. – Co sprawia, że tak myślisz?
- Jest uroczy jak cholera – kolejne, w połowie przeżute warzywo zwraca moją uwagę. – A ten uśmiech na twojej twarzy mówi o wiele więcej, niż myślisz.
- Uśmiecham się na twoją niedorzeczną teorię – ignoruję ją. Gapię się na  ekran telefonu i oglądam jego zdjęcia. – To mi się podoba.
- Pozwól mi zobaczyć – przybliża się do mnie. – Aw. To on ze szczeniaczkiem. Dobry wybór – dwa razy naciska na mój ekran.
- Hej – krzyczę na nią. – Żartowałem.
- Nie, nie żartowałeś – kolejne powiadomienie przychodzi od turysty. – Jest szybki. To oznacza, że możesz go mieć dzisiejszej nocy, jeśli chcesz.
- Ew, zamknij się – otwieram aplikację i śmieję się, kiedy widzę, które zdjęcie wybrał. – Spójrz na to.
- Bez koszulki – znów klaszcze w swoje ręce. – Ten koleś sobie nie żartuje. Już go lubię.
- Szaleje na moim punkcie – mamroczę. Nie przyznałbym się, ale jestem z tego trochę dumny.
- Tak, tak, cokolwiek – przedrzeźnia mnie. – Teraz wybierz jakieś jego bez koszulki.
- Nie wybiorę.
- Wybierzesz.
- Nie wybiorę.
- To przestań przeglądać jego zdjęcia – unosi swój głos. – To! – krzyczy. – Um, turysta jest gorący. Kocham te tatuaże.
- To jego klaty jest nawet fajne – przyznaję. Czekam, by nacisnęła dwa razy, ponieważ naprawdę nie będę dawał mu nadziei. Nie jest z mojej ligi.
- Serio oczekujesz, że znów to zrobię? – przewraca swoimi oczami i naciska dwa razy. – Proszę bardzo.
- Hej – próbuję wyglądać na obrażonego. – Nieważne. Jest w porządku.
- Harry i turysta siedzą na drzewie. C-a-ł-u-j-ą-c s-i-ę – śpiewa, wkurzając mnie. – Reszty nie pamiętam.
- Dzięki Bogu.
- Okej – poważnieje. – Prawdopodobnie teraz polajkuje kolejne zdjęcie bez koszulki. Zrobisz to samo albo – przeciąga ostatnią literę – zrobisz kolejny krok, którego pewnie nie zrobisz, i zostawisz mu komentarz. Z twoim numerem telefonu, może.
- Nie – mówię, rzucając jej wrogie spojrzenie. – Nie zrobię tego.
Mój telefon znowu dzwoni. ‘@Louist91 skomentował twoje zdjęcie’.
- Aw – Cara znów robi się wkurzająca. – Kocham turystę. Mam na myśli, Louisa. Kocham go za zrobienie pierwszego kroku.
- Cokolwiek. Nie napiszę do niego albo coś.
- Co napisał? No dalej, pospiesz się.
- Tylko dlatego, że nalegasz – kłamię. – Zobaczmy – klikam na zdjęcie, które skomentował i zaczynam czytać głośno komentarz.
 ‘Spotkajmy się jutro na stadionie, bubu. Będę przystojniakiem w koszulce Anglii’
15 notes · View notes
Text
Not Happening - One shot
Tumblr media
Tytuł: Not Happening
Oryginał: x
Paring: Ziam
Autorka: scottmcniceass
Zgoda: brak (autorka nieaktywna od dwóch lat)
Baner: Mini :)
Beta: Victoria :)
Tłumaczka: ja x
Opis: Zayn i Liam są współlokatorami. Nienawidzą siebie. (Przez większość czasu.)
Od tłumaczki: Zapraszam na os, który zaczęłam tłumaczyć już bardzo dawno temu, i tylko czekałam, by go wam pokazać :) Uprzedzam, że shot ma dużoo słów X’D Jeśli się spodobało, zostawcie serduszka i reblogi xx
*
Zayn budzi się zaskoczony przez kogoś pukającego do drzwi jego malutkiego pokoju w akademiku. Obraca się twarzą w stronę drzwi, kiedy pukanie nie ustaje, tym razem jest głośniejsze. Patrzy na budzik na stoliku nocnym pomiędzy dwoma łóżkami i prawie nie może uwierzyć w świecącą 02:32 albo w fakt, że ktoś naprawdę uderza w jego drzwi o tej godzinie w nocy, w środę.
 Może w to uwierzyć, odkąd to nie pierwszy raz.
 - Zayn – ktoś bełkocze po drugiej stronie drzwi. – Zayn, weź, zapomniałem swoich kluczy. Wpuść mnie. Wiem, że słyszysz.
 Słyszy, ale może udawać, że jest inaczej. Co właśnie ma zamiar zrobić, obracając się twarzą do ściany i naciągając poduszkę na głowę. Zayn jest takim typem osoby, która może spać wszędzie, o każdej porze i ma głęboki sen. Co jest przydatne przy takim rozmieszczeniu pokojów.
 Szczerze, powinien o tym wiedzieć od pierwszego dnia. Powinien o tym wiedzieć od momentu, w którym wszedł do swojego akademickiego pokoju z pudłem wyślizgującym się z jego rąk, tylko, by zobaczyć, że ktoś już tutaj był. Ktoś, kto zostawił swoje rzeczy wszędzie. Miał kartony w różnych stanach rozpakowania, zaśmiecające obydwie strony pokoju, nie zważając w ogóle na przejście. Były tam ciuchy częściowo zasłaniające obydwa łóżka i wisząca szafka na ubrania przy końcu prawego, otwarta.
 Liam Payne to pieprzony dupek.
 Tylko, że Zayn na początku nie zdał sobie z tego sprawy, odkąd wspomniany chłopak zatoczył się do pokoju z zaczerwienionymi policzkami i potem lśniącym na jego czole, i powiedział, na pierwszy rzut oka, szczerze: - Przepraszam, przepraszam! Nie wiedziałem, że już tutaj będziesz. Myślałem, że będę miał czas, by poukładać swoje rzeczy.
 To, z czego nie zdał sobie sprawy w tym momencie, to to, że był to dopiero początek.
 Teraz nie może spać. Liam nie przestaje pukać w drzwi, a Zayn nie przestaje próbować zasnąć, ale, kurwa, nie może.
 Ze zdenerwowanym prychnięciem, wygrzebuje się z łóżka i odklucza drzwi. Liam zatacza się do środka, pachnąc jak piwo i tanie perfumy. W słabym świetle korytarza, może zobaczyć czerwony ślad po szmince na jego szyi, na co przewraca oczami.
 - Jeśli trzymałbyś mnie dłużej, – ostrzega – uderzyłbym cię twarz.
 Drzwi się zamykają, nagle wypełniając pokój ciemnością. – Nie masz jaj – mówi obojętnie Liam. – W każdym razie, jestem zmęczony. Idę spać, nie martw się – ziewa i rzuca się na swoje łóżko tak mocno, że dźwięk uderzania ramy o ścianę, rozbrzmiewa w pokoju. – Nie chciałbym zrujnować twoich cennych ośmiu godzin snu.
 Zayn patrzy gniewnie w kierunku bruneta i wspina się na łóżko, natychmiastowo naciągając poduszkę na głowę, ponieważ Liam, oczywiście, chrapie, jak pieprzona kosiarka. Naprawdę powinien to sprawdzić. To musi być jakiś rodzaj choroby. Albo może robi to specjalnie, ponieważ wie, że to irytuje Zayna.
 W końcu zasypia przy dźwięku wkurzającego chrapania Liama i z zapachem alkoholu, unoszącym się ciężko w powietrzu.
  *
  - Znajdź nowego współlokatora – sugeruje Louis. – To nie jest takie trudne. Jestem pewien, że mógłbyś zamienić się pokojami.
 Zayn jęczy. Mógłby, jasne, ale nie chce. Oni zaczęli jakby wojnę, on i Liam. Myśli, że zaczęła się w drugim tygodniu, kiedy próbował się uczyć, a ten ćwiczył na ich podłodze, więc nie mógł na to nic poradzić, ale domagał się, czy mógłby to robić gdzieś indziej, a Liam tylko uśmiechnął się do niego wrednie i podgłosił muzykę. To wojna i nie ma zamiaru jej przegrać, więc jeśli ulegnie mu i jako pierwszy zgłosi prośbę o zmianę pokoju, wywiesi białą flagę, poddając się. A tego nie zrobi.
 - Nie – mówi stanowczo. – Poradzę sobie z tym.
 Harry kładzie swoje nogi na kanapę i wkłada stopy pod nogi Zayna. – Może wasza dwójka mogłaby się dogadać – znajduje racjonalne rozwiązanie.
 Zayn i Louis obydwoje na niego prychają. – Zabiliby się nawzajem, zanim by się dogadali – dodaje Louis dla lepszego porównania, a Zayn się zgadza. – Plus, co robilibyśmy przez cały dzień, jeśli nie mielibyśmy Zayna psioczącego na Liama. Żyję częściowo przez jego współlokatorską dramę. To zajmujące.
 Chłopak wyciąga język i przewraca stronę swojego komiksu, gdy ktoś zmienia kanał na jego zawieszonym na ścianie telewizorze.
 Ich pokój nie jest taki duży, tylko dwa łóżka, dwie szafy i jedno biurko. Ale większość ludzi w jego akademiku jest całkiem fajna, a pokój jest jedną z bezpiecznych przystani Zayna. Jeśli nie ma go tam, to jest w bibliotece albo kampusowej kawiarni. Wszędzie, ale w jego miejscu.
 Właśnie kiedy o tym myśli, jego bezpieczna przystań zostaje naruszona przez wielką zmorę jego egzystencji. (Może to trochę dramatyczne, ale ani trochę nie umniejsza prawdy.) Oczy Zaynazwężają się, gdy Liam i jeden z jego przyjaciół z drużyny piłkarskiej opadają na kanapę najbliżej telewizora. Jakimś sposobem mają pilot i brunet śmieje się, zanim zmienia kanał na sportowy.
 To prawie cały zakres tego, co przez cały dzień robią Liam i jego przyjaciele, z tego co wie Zayn. Ćwiczą, blokują telewizor, by oglądać sport i ostro piją, przynajmniej trzy razy w tygodniu. Właściwie, to mulat jest jakby w 90% pewny, że nigdy nie widział Liama, otwierającego książkę i jest też całkiem pewny, że rzadko chodzi na zajęcia. To, jak tu się w ogóle dostał jest dla niego nieznane, ale myśli, że słyszał kogoś, wspominającego coś, o sportowym stypendium.
 - Niektórzy to oglądali! – krzyczy Zayn, nie będąc w stanie sobie pomóc.
 Louis ‘ooha’, gdy Liam odchyla się na oparcie kanapy, by szeroko się do niego uśmiechnąć. – Oglądałeś? Przepraszam za to – obraca się i daje głośniej.
  - Pojeb – mamrocze Zayn. Wstaje z komiksem zwisającym z jego ręki. – Wychodzę.
 Nie dostaje odpowiedzi. Louis jest zbyt zajęty gilgotaniem boków Harry’ego, a ten wierci się, chichocze i próbuje skopać go z siebie swoimi stopami w skarpetach. Padają na siebie na kanapie, Louis jest na górze, nogi Harry’ego zwisają z podłokietnika, na co Zayn przewraca oczami.
 Zachowywali się tak, odkąd ich poznał, Louis i Harry. Pochodzą z tego samego miasta, dorastali razem, najlepsi przyjaciele, którzy planowali pójść razem do szkoły, odkąd mieli szesnaście lat. No i naprawdę to zrobili, co jest czymś więcej, co mogą powiedzieć ludzie, ponieważ zazwyczaj przyjaciele dorastają razem i zdają sobie sprawę, że mają inne plany, więc idą różnymi ścieżkami. Ale nie Louis i Harry. Są jak bliźnięta syjamskie. Podwójny pakiet. Nie ma mowy, by ich rozdzielić.
 Zayn schyla się, by wziąć swoją torbę z podłogi i ostrożnie kładzie do niej komiks, zanim zawiesza ją przez ramię i kieruje się do klatki schodowej. Zauważa że zmierza do biblioteki, by odrobić trochę pracy domowej, która jest zadana na poniedziałek. Jasne, ma mnóstwo czasu, by nad nią popracować, nie musi się śpieszyć, ale tym sposobem, powinien mieć ja gotową na piątek i ma cały wolny weekend.
 Ktoś blokuje drzwi. Zayn jęczy i przewraca oczami, a Liam bezczelnie krzyżuje ręce na swojej klatce piersiowej. – Możesz się przesunąć? – warczy Zayn.
 - Musisz trzymać się z dala od pokoju do dziesiątej wieczorem – mówi Liam.
 Teraz, także Zayn krzyżuje swoje ręce. – Dlaczego miałbym to, kurwa, zrobić? Mam jutro zajęcia na ósmą.
 - Przyprowadzam kogoś – tłumaczy Liam. – Nie może cię tam być. Rozumiesz?
 On jest poważny? Wygląda na poważnego, ale ma kurwa, omamy, jeśli myśli, że może trzymaćZayna z dala od pokoju do dziesiątej, tylko dlatego, że chce zaliczyć. Ale mulat wciąż jest wkurzony (i zmęczony) przez bycie wcześnie obudzonym, więc przybiera na twarz swój najsłodszy, najbardziej prawdziwy uśmiech. – Jasne. I tak, byłbym do tej godziny w bibliotece.
 Liam wygląda na trochę zaskoczonego z tego powodu, ale oddaje Zaynowi szeroki uśmiech i mówi radośnie - Świetnie. Dziękuję – potwierdzając przypuszczenia Zayna, że nigdy nie był w bibliotece. Zamykają o dziewiątej. Nawet jeśli by chciał, nie mógłby zostać do dziesiątej.
 Kiedy Liam nie blokuje już dłużej wyjścia, Zayn przepycha się przez drzwi i idzie w kierunku schodów. Zapala papierosa, gdy idzie z uśmieszkiem grającym na jego ustach.
 Biblioteka jest prawie pusta, gdy tam dociera, co jest jego ulubioną rzeczą w tym miejscu w środy. Zazwyczaj jedynymi zaludnionymi dniami są poniedziałki, wtorki i niedziele. W inne, są tylko przybłędy, dzieciaki, które naprawdę skupiają się na dobrych ocenach i okazjonalni studenci, zajmujący stoliki, prawdopodobnie dlatego, że jest ciszej, niż w ich pokojach.
 - Miłego popołudnia, Zayn – wita mnie bibliotekarka, kiedy wchodzę.
 Zayn uśmiecha się do niej. – Nancy – podwędza lizaka z miski na jej biurku. Nie można jeść w bibliotece, nawet pić kawy (co jest do dupy, ale Zayn widzi za tym sens [od tłum. a ja w ogóle]), ale słodycze to jedyny wyjątek. Nancy zawsze ma słodycze na swoim biurku i niektórym studentom pozwala je brać. Zayn jest jednym z kilku szczęśliwców.
 Spędza następne trzy godziny na tyłach biblioteki, pracując nad swoim zadaniem. Kilka studentów wokół niego wygląda na wyczerpanych i zestresowanych, ale Zayn nie jest jednym z nich. Może, skrycie, tak jakby lubi ciężką pracę. Lubi podejmować wyzwania. Lubi szukać, pracować swoim mózgiem i wkładać wysiłek, by robić to dobrze. Lubi uczucie zrealizowania, gdy wie, że daje w coś serce i wykonuje dobrą robotę.
 Jest około ósmej, kiedy zbiera swoje rzeczy i idzie do pokoju, praca prawie zrobiona. Musi tylko dokończyć kolejne dwieście słów, wprowadzić je do laptopa i skończone.
 Rzuca swoją torbę na komodę i obraca się w stronę małego radia na półce nad jego łóżkiem, zanim je ustawia.
 Około dziewiątej, klamka od drzwi obraca się i słyszy śmiech dziewczyny, pogodny i kobiecy, zanim Liam mówi – Nie mogę się doczekać, aż będę miał cię nagą – Zayn przewraca oczami i poprawia swoje okulary na twarzy, kiedy udaje, że czyta komiks.
 Drzwi się otwierają, a ich dwójka potyka się, zawinięta w siebie i wtedy zamierają. Oczy dziewczyny powiększają się i wygląda niekomfortowo. Liam, z drugiej strony, wygląda na wściekłego. – Co ty tutaj robisz? – domaga się odpowiedzi.
 Zayn wzrusza ramionami. – A na co to wygląda? – pyta. – Czytam, oczywiście. Wiem, że to dla ciebie obce pojęcie, ale wciąż nie takie trudne do zrozumienia.
 - On tutaj zostanie? – szepcze dziewczyna, jakby pokój nie był rozmiaru pudełka na buty, niemożliwe, by tego nie usłyszeć, nieważne, jak bardzo próbujesz. – Naprawdę nie kręci mnie ekshibicjonizm.
- Poradzę sobie z tym – mówi do niej Liam. Przemierza pokój i wyrywa komiks z rąk Zayna. – Wynoś się stąd.
- Nie dotykaj moich rzeczy – odpiera Zayn, sięgając po niego. Liam trzyma go wysoko nad jego głową. – Albo to zrobisz, albo RA* dowie się, że niszczysz moją własność i będę miał nowego współlokatora.
 Liam warczy w frustracji. – Jak powiesz, to będzie po tobie!
 - Obudziłeś mnie o trzeciej nad ranem, ponieważ twój tyłek zapomniał pieprzonych kluczy! – odpowiada natychmiastowo Zayn, wstając. – I to też mój pokój, więc nie możesz mnie tak po prostu z niego wykopać.
 Liam rzuca w niego komiksem. To oczywiście nie boli, ale go wkurza. – Może, gdybyś miał życie – syczy Liam – poza biblioteką i twoimi zadaniami, nie byłbyś takim sztywnym dupkiem z każdego powodu!
- Oh, wow – szydzi Zayn, udając szok. – Naprawdę wiesz, co to biblioteka. Nigdy bym nie pomyślał.
 Brunet zaciska zęby i szczękę. Zayn szeroko się do niego uśmiecha, tylko, dlatego, że wie, iż wkurza go to jeszcze bardziej. Naprawdę, jest tak wkurzony, emanuje złością, ale nie chce, by Liamwiedział, że dotarł do niego tak bardzo, jak on.
 - Po prostu pójdę – mówi cicho dziewczyna. – Wy dwoje, nie przerywajcie tego, co, uh, cokolwiek robicie.
 Liam rzuca Zaynowi gniewne spojrzenie na trochę dłużej, zanim biegnie za nią. Drzwi się za nim zatrzaskują, a on wydobywa z siebie drżący oddech. Może Louis miał rację. Może powinien znaleźć nowego współlokatora, zanim on i Liam naprawdę skończą, mordując się nawzajem w środku nocy.
  *
  - Musisz to teraz robić?
 Liam uśmiecha się wrednie ze swojego miejsca na podłodze. Pochyla się, dopóki prawie nie uderza podłogi, a wtedy znów podciąga się do nóg, zginając kolana, ze stopami mocno przylegającymi do podłogi. Nie musi, odkąd szkolni atleci uczęszczają na siłownię 24/7. Po prostu lubi się opieprzać zZaynem.
 Przynajmniej, mulat jest całkiem pewny, że właśnie dlatego, to robi. Może każda mała rzecz, jaką robi, tak naprawdę nie ma doprowadzać go do wylewu krwi, ale doprowadza. A on jest rozproszony. Próbuje napisać swoje wypracowanie, by móc spędzić resztę nocy na oglądaniu telewizji na laptopie. Ale Liam stęka, poci się i głośno oddycha, więc Zayn nie może skupić się na spisywaniu słów ze stron do komputera, gdy robi to gówno.
 Właśnie ma dać sobie spokój, gdy ktoś puka do drzwi. Zayn obraca, a Liam wykrzykuje ‘Wejść!’, kiedy kontynuuje swoje przysiady, co jest w prawdzie trochę imponujące, gdy Zayn zauważa, że byłby trochę zajęty dyszeniem, by rozmawiać, jeśli byłby w jego sytuacji. Wtedy znów, jest w niezwykłej kondycji, co prawdopodobnie jest dobre, ponieważ naprawdę, nie ma zbyt za dużo do zaoferowania, oprócz swojego ciała.
 Drzwi się otwierają i Louis wchodzi do pokoju ubrany inaczej, niż widział go Zayn przez cały tydzień. To jest po prostu to, co robi szatyn. Między poniedziałkiem a piątkiem, odmawia golenia, rzadko bierze prysznic i chodzi dookoła w tych samych spodniach od dresu przez kilka dni z rzędu, z bałaganem włosów, schowanym pod beanie. Ale wtedy, w piątek wieczorem, goli się, układa swoje włosy i zmienia znoszone ciuchy od perfekcyjnie wyprasowanej koszulki do ciasnych jeansów, z bezdomnego do chłopaka-z-sąsiedztwa, w przeciągu godziny.
 - Hej – mówi Zayn. – Co tam?
 Louis zamyka za sobą drzwi i omija Liama na swojej drodze do łóżka mulata. – Przyszedłem uratować cię od akademickiego świata. Zauważyłem, że mógłbyś użyć przerwy i wiem, że sam byś jej nie wykorzystał, więc pośpiesz się. Dokończ, cokolwiek robisz i ubierz się. Wychodzimy.
 Liam prycha z podłogi; Zayn ignoruje go. – Wychodzimy gdzie? – pyta.
- Na imprezę – przyznaje Louis.
- Nie chodzę na imprezy – zwraca mu uwagę. Nie widzi w tym sensu. Ostatnim razem, gdy poszedł, zgubił niebieskookiego i Harry’ego w tłumie, ktoś wylał na niego piwo, a on spędził cały wieczór w kącie, modląc się, by jeden z jego przyjaciół zjawił się, aby go uratować. Albo mając nadzieję, że ktoś spróbuje z nim porozmawiać, ale wszyscy go ignorowali, tak, jak zawsze.
 - Bo nigdy nie byłeś zaproszony – parska Liam. Z robienia pompek – teraz – przeszedł do robienia ich na jednej ręce. Popisuje się.
- Cóż, dzisiaj został zaproszony – syczy na niego Louis. Obraca się do Zayna. – Ignoruj efekty uboczne sterydów na twojej podłodze. Wyjdź z nami. Harry chce, żebyś przyszedł, a jemu nikt nie potrafi powiedzieć nie.
 Chłopak przewraca oczami. Przecież nie chce być jedynym, który nic nie robi. Nie chce spędzić jutrzejszego dnia w świetlicy (od tłum. tam, gdzie przesiadują wszyscy studenci, coś takiego xd), słuchając jęczenia Louisa spowodowanego kacem i Harry’ego opowiadającego szczegółowo o ich zabawnych, pijackich przygodach. – Wrócimy przynajmniej do domu przed pierwszą? – targuje się.
 - Obiecuję – mówi z ręką na sercu. – Stawiam krzyżyk na sercu i mam nadzieję na zgon.
 Zayn zapisuje swoją pracę i zamyka laptop. Liam podnosi stopę tuż przed nim, kiedy kieruje się do szafy, ale widzi to, zanim może się potknąć, więc kopie go mocno w goleń i mówi: - Oh, przepraszam, nie chciałem.
 Liam rzuca mu gniewne spojrzenie i wstaje. – Nieważne, idę z wami ludzie.
 Zayn kładzie swoje okulary na szafce, gdy przebiera się w czystą koszulkę. Znów zakłada swoje okulary, naciąga czapkę i to wszystko, jeśli chodzi o jego ‘bycie gotowym’.
 - Nie jesteś zaproszony – mówi brunetowi Louis, kiedy jest gotowy.
 Drwi. – Czyja to impreza?
- Jordana z moich zajęć, z wiedzy o społeczeństwie – natychmiastowo odpowiada Louis.
- Jordan Walsh? Ten z rudymi włosami? – pyta Liam. Kiedy Louis przytakuje, śmieje się i mówi: - Więc jestem bardziej zaproszony, niż którykolwiek z was – naciąga sweter, nawet jeśli wciąż jest obrzydliwie spocony. – Idę.
 Zayn rzuca Louisowi spojrzenie, licząc, że poczuje się źle, tak, jak wtedy, gdy ma za mało snu, ma nadchodzący test, a barista w kawiarni uprzykrza mu życie. Louis jest przerażony, gdy chce poczuć się źle, a Zayn z miłością zobaczyłby nagrobek Liama. Zamiast tego, wszystko, co robi to przygryza swoją wargę na dłuższy moment, zanim wzrusza ramionami. – To nie tak, że możemy go powstrzymać – mówi, żałując. – Po prostu chodźmy.
 Zayn decyduje się ignorować Liama przez resztę nocy, co wydaje się być raczej łatwe. Spotykają się z Harrym w świetlicy. A brunet idzie z telefonem w ręce, pisząc do kogoś. I dopóki Louis jest jego najlepszym przyjacielem, traktuje go w ten sam sposób. Tylko Harry go akceptuje, ale to dlatego, że jest zbyt uprzejmy.
 Impreza jest tylko jedną przecznicę od kampusu. To nie jest zbyt długi spacer, ale Zayn chciałby, żeby był. Jest dopiero dziesiąta, co oznacza, że przed nim długa noc. Dom nie posiada także dużego rozmiaru, co oznacza, że wszędzie będzie tłocznie, jeden na drugim. To podejrzenie zostaje potwierdzone, gdy Louis popycha drzwi, a muzyka wydobywa się na ulicę.
 Korytarz przy wejściu jest zatłoczony i muszą się przeciskać jeden za drugim, by się przedostać.Liam jest przyciśnięty do jego pleców, a Zayn mógłby go uderzyć łokciem w żebro, jeśli miałby wystarczająco miejsca. Ale nie ma, więc jest bliski wytrącenia czyjegoś drinka z ręki, gdy próbuje to zrobić.
 Tłum jest trochę mniejszy w salonie, ale muzyka jest tak głośna, że aż boli. Zayn robi minę i kładzie rękę na plecy Harry’ego, więc nie zostaną rozdzieleni. Nie ma mowy, że tym razem pozwoli im siebie zostawić. Nie tutaj. Nie, gdy nie poznaje pojedynczej osoby ze swoich zajęć i już może poczuć ciężar osiadający na jego klatce, sprawiający, że trudniej mu oddychać.
 Brunet prowadzi go do kuchni, gdzie wyciąga butelkę wódki ze swojej kieszeni (od tłum. jak widać, nie tylko ręce ma duże). – Najlepiej przynieść swoje! – przekrzykuje muzykę. – Nigdy nie ufaj gównu, które pije się na imprezach.
 Zayn nie jest głupi. Może nie robi takich rzeczy, ale jest świadomy niebezpieczeństwa pozostawiania swojego drinka bez opieki oraz gwałtu i tego całego gówna. Plus, nie planuje pić niczego, oprócz, może, puszki Coli, jeśli będzie mógł ją znaleźć.
 Muzyka nie jest tak samo ogłuszająca, jak w salonie. Nadal jest słyszalna, ale bardziej znośna, prawie znośna, coś, co rozpoznaje. Bębni swoimi palcami o ladę, kiedy Harry robi sobie i Louisowi drinka, a wtedy wciska puszkę coli do ręki Zayna. – Jesteś pewien, że nie chcesz niczego mocniejszego?
 Chłopak rozgląda się dookoła na nieznane twarze. Na grupę chłopków kłócącą się lub rozmawiającą w rogu (trudno jest powiedzieć które) i na parę zszarpującą z siebie ubrania naprzeciwko lady oraz pojedynczą dziewczynę siedzącą na podłodze z plecami opartymi o ścianę, wyglądającą na bliską zwymiotowania. – Tak, stanowczo – mówi.
 Półtora godziny później, kiedy Louis wymyka się, by zatańczyć z kolesiem z jednych ze swoich zajęć, a Harry wychodzi, by zapalić jointa z jednym ze swoich przyjaciół (to organiczne, to totalnie zdrowe), Zayn znów odnajduje siebie w rogu, samotnego, sączącego swoje picie. Mógłby spróbować porozmawiać z ludźmi, wie to, ale większość z nich wygląda jakby mieli już za sobą piątego, czy szóstego drinka, a bycie trzeźwym wokół pijanych ludzi, nigdy nie jest fajne. Więc wtapia się w podłogę, z nogami podciągniętymi pod klatkę piersiową i gra na swoim telefonie.
 - Nawet, jak jest na imprezie, jest nudny – słyszy Zayn. Spogląda w górę, by zobaczyć, że Liam jest niedaleko niego, gadając ze swoim przyjacielem, Niallem. – Hej, Malik, chcesz się zabawić?
 Mulat uśmiecha się do niego szeroko. – Kto powiedział, że już się dobrze nie bawię?
 Niall oferuje mu rękę, by wstał. Kiedy Louis jest dupkiem dla Liama, pozbawionego sympatii dlaZayna, Niall jest dla niego niczym innym, jak miłym, odkąd się poznali. Nawet, jeśli spędza czas w pokoju, a on i brunet sprzeczają się, blondyn tylko chichocze, nie zwracając na nich uwagi. Oprócz tego, jest dość przyjazny, a Malik nie ma pojęcia, jakim cudem jest najlepszym przyjacielem Liama, gdy ten jest takim chujem.
 Więc przyjmuje jego rękę i pozwala mu się podnieść, a wtedy jest pociągnięty do kolejnego pokoju, w którym jest kilka osób oraz pojedynczy, długi, prostokątny stół. – Potrzebujemy kogoś na piwnego ponga – mówi głośno Liam. – Kto się pisze?
 - Ja zagram – proponuje obca dziewczyna. Nagle ręka Liama oplata jej talię, przyciągając ją, a Zaynodwraca wkurzony wzrok.
- Będziesz w mojej drużynie – mówi do niego Niall. – Nie martw się, jestem, kurwa, niesamowity w piwnym pongu.
- Czekaj – chłopak bierze krok do tyłu. – Nigdy nie zgodziłem się, by zagrać.
- Pewnie dlatego, że nie wie jak – mówi Liam z uśmieszkiem.
 Zayn rzuca mu gniewne spojrzenie. – Wiem jak – wyrzuca z siebie. To nie tak, że jest to wielka filozofia, kurwa. Prawda? To po prostu – rzucanie piłeczką do kubka, a potem picie albo coś takiego.
 - Uczą w bibliotece piwnego ponga? – zastanawia się Liam. Dziewczyna w jego ramionach chichocze.
- Nie bądź dupkiem – beszta go Niall. Daje Zaynowi pocieszający uśmiech. – Obiecuję, że będzie fajnie. Albo zawsze możesz wrócić do siedzenia na podłodze.
 Mulat żuje swoją wargę i patrzy na Liama, zabierającego ręce z dziewczyny. Bierze paczkę plastikowych, czerwonych kubków i zaczyna napełniać je piwem z pieprzonej beczki w rogu. Zaynmyślał, że to był tylko mit. Nie wiedział, że ludzie naprawdę mają beczki na takich imprezach, jak ta.
 Umieszcza kubeczki, jeden obok drugiego na stole, aż jest ich po dziesięć po każdej stronie, tworząc perfekcyjną piramidę. Kiedy kończy, patrzy na Zayna z wyzwaniem w swoich oczach.
 - Okej – mówi chłopak. – Zagram.
- To spirytus! – Niall klepie go w plecy. Pociąga go w kierunku stołu, biorąc dwie małe, plastikowe piłeczki, jak się mu wydaje, znikąd. – Zasady są całkiem proste. chodzi o to, że musisz rzucić piłką, tak, by się nie odbiła, ponieważ to dyskwalifikacja, do jednego z kubków przeciwnej drużyny. Jeśli trafisz, jeden z nich musi wypić. Wybierasz, który. Jeśli obydwie piłki nie trafią, my pijemy. Gra toczy się, dopóki jedna z drużyn, nie będzie już miała kubków, albo ktoś się wycofa.
 Ponieważ to nie brzmi źle. - W porządku – mówi mulat, a jego usta są suche.
 - Możecie zacząć – proponuje Liam. – Dopóki jest to pierwszy raz Zayna i w ogóle.
 Nawet temu nie zaprzecza. Nie ma sensu. Patrzy, jak Niall stoi przy krawędzi stołu, z głębokim skupieniem na twarzy. Wyciąga język i bardzo ostrożnie rzuca piłkę. Leci wzdłuż stołu, lądując idealnie w środkowym kubeczku. Ktoś z drugiej strony pokoju wykrzykuje ‘whoops’, a blondyn mówi: - Twoja kolej.
 Zayn bierze od niego drugą piłeczkę i zamienia się miejscem. To nie może być takie trudne. Ludzie robią to, gdy są nawaleni, a on jest całkowicie trzeźwy. Wstrzymuje swój oddech, unosi rękę i rzuca piłką. Odbija się od kubka i Liam sięga, by ją złapać, zanim uderzy o podłogę, śmiejąc się, gdy to robi. – Nieźle – mówi. – Świetny cel, Zayn.
 - Em, ty możesz mieć ten – mówi Niall, wskazując głową na kubek.
 Dziewczyna bierze drinka, wyciąga piłkę i duszkiem wszystko pochłania. Ktoś znów wiwatuje.
 Gdy nadchodzi kolej Liama, trafia idealnie w kubek w prawym rogu, dziewczyna też trafia, mówiącNiallowi, by wypił, kiedy brunet każe Zaynowi wypić jego.
 Marszczy nos, gdy podnosi drinka i wyciąga piłeczkę. Jak bardzo, kurwa, higieniczne to w ogóle jest? Ale Niall patrzy na niego wyczekująco, a Liam wygląda, jakby czekał, aż stchórzy, więc przyciąga kubek do swoich ust i stara się jak najbardziej przełknąć zawartość za jednym razem. To pali, smakuje jak dupa i może poczuć, jak spływa na dół. Ale robi to i wyciera swoje usta zewnętrzną stroną dłoni.
 Tym razem, jego piłeczka ląduje w kubku i wrednie się uśmiecha, gdy Liam to pije. Niall nie kłamał, gdy mówił, że jest dobry. Bo jest, nigdy nie przegapia kubka, ale Zayn tak, a Payne jest nawet lepszy, niż blondyn. Po jakimś czasie, on i Horan przegrywają, mulat jest trochę wstawiony, aleNiall wygląda na całkowicie niewzruszonego. Partnerka Liama wygląda, jakby miała dość.
 - Kolejna gra? – sugeruje Niall.
- Dwie albo jedna – mówi brunet. – Emily prawdopodobnie powinna zostać przy wodzie.
 Dziewczyna wydyma wargi. – Co? Chcę grać.
 - Alex – woła. Sekundę póżniej, dziewczyna jest u jego boku, a Emily przyczepia się do niej, gdy chłopak mówi: - Nie pozwól, żeby wypiła coś jeszcze, okej? Ma już dość. I upewnij się, że dotrze cała do domu. Jeśli będziesz potrzebowała kasy na taksówkę, to  powiedz.
 Alex przytakuje i zabiera dziewczynę, a Zayn mruga zaskoczony. To było prawie…przyzwoite ze strony Liama. Tylko, że on nie jest przyzwoity. Jest wstrętnym dupkiem. Mulat potrząsa głową i odpycha te myśli.
 Jakimś sposobem, Liam znów wygrywa. Zayn to zauważa, ponieważ czuje efekty alkoholu z trzecim drinkiem, podczas tej gry i nie trafia, ani jedną piłeczką. Ale nie przestaje próbować. Im więcej pije, tym bardziej się stara. Dopóki prawie wszystkie ich kubki znikają i chichocze, z ręką przyciśniętą do swoich ust, by to zakryć.
 Liam trafia finałową piłeczkę i mulat pije, zanim każą mu to zrobić, a Niall śmieje się na jego zapał, zanim Malik mówi: - Zagrajmy jeszcze raz. Tym razem, będę lepszy – obiecuje.
 - Nie sądzę, że wytrzymasz kolejną rundę – dokucza mu blondyn. Zawiesza na nim ramię. – Następnym razem, a wtedy skopiemy Liamowi dupę.
 Zayn trochę się dąsa. Pokój wiruje i wiruje, jakby stał na chwiejnym podłożu. Nie pamięta ostatniego razu, gdy tak bardzo się upił, jeśli w ogóle. Ale nie pamięta wielu rzeczy. Jak, gdzie Harry i Louis poszli. Albo co w ogóle robi z ramieniem Nialla wokół siebie, ale jest ciepło, a chłopak jest miły, więc wzdycha na to uczucie. – Jestem pijany, tak myślę.
 - Niezłe spostrzeżenie. Liam zawsze mówił, że jesteś mądry – żartuje.
 Zayn marszczy na to brwi. – Mówił? Ponieważ to brzmi miło, a on nie jest miły. W ogóle. On chrapie.
 Niall odrzuca do tyłu głowę, śmiejąc się, a mulat musi do niego dołączyć, ponieważ to brzmi zabawnie. Pamięta tylko, że Liam tam jest i mówi: - Powinniśmy znaleźć jego przyjaciół. Nie myślałem, że będzie takim cieniasem.
 - Nie jestem cieniasem – mówi oburzony.
- Jesteś.
 Chłopak pokazuje mu środkowy palec i śmieje się na spojrzenie, jakie dostaje. Pozwala prowadzić się do mieszkania, mijając niewyraźne twarze za twarzami. To trochę dezorientujące i nie podoba mu się to. Chwyta rękę Nialla w swoją, nawet jeśli nie pamięta, kiedy to się stało. Nie pamiętaHorana, biorącego jego rękę, albo brania tej Horana.
 Kiedy docierają do salonu, Zayn decyduje, że nie lubi być pijany. Nie może prosto myśleć, nie może prosto chodzić, a jedyną rzeczą, powstrzymującą go od upadku z każdym krokiem, jest Niall. Myśli, że chce Louisa. Chce też Harry’ego i jego uśmiechu z dołeczkami oraz łagodnych słów. Muzyka jest za głośna, a ludzie przekrzykujący ją, są za głośni i jest o wiele, o wiele za gorąco. Bardzo gorąco. Chce podciągnąć swoją koszulkę, ale ręka owija się wokół jego nadgarstka, powstrzymując go.
 - Zachowaj ubrania – mamrocze Liam. – Jezu Chryste.
 To pewnie dobry pomysł.
 Znajdują Louisa i Harry’ego w kuchni, zielonooki trzyma najebanego szatyna, który wygląda możliwie gorzej, niż czuje się Zayn.
 Skraca im drogę, biorąc swoją rękę od Nialla. Przyciska razem swoje czoło i Harry’ego i śmieje się, ale nie pamięta dlaczego. Było coś śmiesznego, przysięga, że było. Może to widok niepokojącego szoku, który pojawia się w oczach Harry’ego. – Grałem w piwnego ponga – mówi dumnie Zayn. – Jestem do dupy.
 - Naprawdę grał – potwierdza Niall.
 Harry ostrożnie kładzie rękę pod jego podbródek i unosi go. Jego palce są gładkie i mulat zamyka oczy, ponieważ to miłe uczucie. – Zayn – mówi. – Spójrz na mnie.
 - Nie mogę – przyznaje chłopak. – Moje powieki są śpiące – sfrustrowany, próbuje je otworzyć i kiedy mu się udaje, Harry wygląda na zmartwionego. – Myślę, że chciałbym teraz pójść do domu. Nie czuję się dobrze.
 Louis śmieje się z niego, powracając bez ostrzeżenia. – Aww, nasz mały Zayn jest narąbany. To cudowne. Zdemoralizowaliśmy go, Harry.
 - Nie zrobiliście tego gówna – bełkocze. Nagle wydaje się świadomy faktu, że jego słowa wiążą się ze sobą, nie tak spójnie, jakby chciał, żeby były. – Wszystko, co zrobiliście, to wystawiliście mnie.
- Nie wystawiliśmy cię – mówi szybko Louis. – My...
- Siedział na podłodze, gdy go znalazłem – przerywa mu Liam. – Więc, tak jakby, to zrobiliście.
 Zayn wiruje, opadając na klatkę Harry’ego. Jego ręce oplatają talię mulata, przytrzymując go. – Czemu tu ciągle jesteś – zastanawia się. – Czemu on tu ciągle jest, Harry?
 Liam nie wygląda na obrażonego. Przewraca oczami i mówi: - Zabiorę go do domu, jeśli chcecie zostać.
 - Nie ma mowy – protestuje Louis. – Nie pozwolę ci zabrać mojego... mojego pijanego, najlepszego przyjaciela, gdziekolwiek, Liamie Payne’ie. Ja go zabiorę do domu. Chodź Zayn.
 Chłopak zaplątuje rękę z tą Louisa i oboje idą przez kuchnię. Szatyn łatwo przepycha się przez ludzi z wyciągniętą przed nim ręką i z dumnie uniesionym podbródkiem, a następna rzeczą, o której Zaynwie, jest świeże powietrze, dmuchające mu w twarz. Oddycha głęboko i wydobywa z siebie głośny okrzyk ulgi.
 - Powinniśmy podskoczyć – mówi poważnie Louis, jakby był to najlepszy pomysł na świecie.
 Zayn beka. Nie chce, ale zdarza się. – Co?
 - Podskoczyć, jak... - zaczyna podskakiwać, a Zayn podążą za jego ruchami. – We're off to see the Wizard! – śpiewa Louis. – The Wonderful…nie wiem, jestem pijany.
- Też jestem pijany – przyznaje mulat. – Tak myślę. Wszystko wiruje.
 Louis przytakuje, kiedy mijają latarnię, a wtedy kolejną. – Prawdopodobnie nie jestem przygotowany, by zabrać cię do domu.
 - Prawdopodobnie zwymiotuję.
 Ktoś chwyta za jego ramię trochę mocniej i Zayn wydaje odgłos bólu, zanim Liam mówi: - Zwolnij. I przestań krzyczeć, chcesz, żeby gliny nas zatrzymały?
 Harry pojawia się po prawej stronie Louisa, a Niall idzie za nimi. Zayn i szatyn są po tym cicho, ale wciąż się zataczają i trzymają przy sobie. W pewnym momencie, są bliscy upadku, Louis przechyla się na bok, ciągnąc ze sobą mulata, dopóki ktoś ich nie prostuje. Nie ma pojęcia kto to, ale i tak mamrocze ‘dziękuję’.
 Po tym, reszta spaceru jest trochę mglista. Następną rzeczą, jaką Zayn pamięta, jest Liam, popychający go na łóżko, rozkazujący mu spać. A mulat jest zbyt zmęczony, by się o to z nim spierać.
  *
  Budzi się z pulsującym bólem głowy. Jeśli byłby mniejszy, mógłby się z tym pogodzić. Ale jego usta też smakują okropnie, a w jego brzuchu wzburza się i skręca, wydając ten ohydny, gardłowy dźwięk. Jest też okropnie głośny, wydający się nim szarpać, co kilka sekund. Jęczy i zwija się, tylko, by zobaczyć Liama na środku pokoju, robiącego pieprzone pajacyki.
 - Jesteś szatanem – jęczy Zayn. – Przestań.
 Chłopak nie przestaje skakać. – A co to ci przeszkadza?
 - Będzie ci przeszkadzało, jeśli owinę ręce wokół twojego gardła? – odpiera. Sięga po dodatkową poduszkę, ale ona leży na podłodze. Podniesienie jej, sprawia mu tak dużo wysiłku, że chce płakać, ale wypiera to ze swojej głowy. A brunet nie przestaje skakać. – Liam. Przestań. Ja umieram.
 - Pamiętasz – mówi swobodnym tonem, jakby cały czas nie ćwiczył. Ledwo co gorzej mu się oddycha – kiedy miałem zgon na podłodze, a ty obudziłeś mnie Call Me Maybe? Albo wtedy, gdy wypiłem całe szoty tequili, a ty nie przestawałeś klikać swoim, cholernym, pieprzonym długopisem?
 Nieco. To nie jest pełna lista rzeczy, które Zayn zrobił, by irytować go, gdy miał kaca. Ale to nie fair. On nigdy nie pił; Liam zawsze imprezuje. Nie powinien mu odpuścić tego jednego razu? – Proszę.
 - Ciągle zostało mi... piętnaście minut mojego treningu – mówi. – Po prostu będziesz musiał się z tym pogodzić.
 Zayn ślepo sięga do biurka za nim. Owija ręce wokół ołówka i rzuca go idealnie w kierunku Liama, stękając. – Nienawidzę cię. Naprawdę. Szczerze, prawdziwie cię kurwa, nienawidzę.
 - Tak samo – mówi brunet. – Cieszę się, że to sobie wyjaśniliśmy.
 W taki sposób, mija reszta poranka. Zayn próbuje spać i nie pozwala wypłynąć swojemu mózgowi przez poduszkę, między pęknięciami w swojej czaszce, a Liam robi tyle hałasu, ile to możliwe. W końcu, chłopak się poddaje i ciężko tupie, wychodząc z pokoju z czapką pod prysznic. Ciepła woda prawie w ogóle, nie robi tego, czego potrzebuje, ale przynajmniej już dłużej nie pachnie jak pot i piwo.
 Kiedy wraca, pokój jest pusty. Rozważa spróbowanie zaśnięcia, ale domyśla się, że i tak, nie mógłby tego zrobić.  W zamian, odkłada swoje rzeczy, naciąga sweter na swój t-shirt, bierze słodycze i idzie do świetlicy. Harry i Louis już tam są, zwinięci na kanapie przed telewizorem, oglądając program kulinarny.
 - Czemu to oglądacie? – narzeka Zayn. Na ekranie kobieta dodaje coś, co wygląda, jak kilogram masła, do sosu. Ugh. – Nawet nie chcę myśleć o jedzeniu.
- Dlatego, że masz kaca, kochanie – mówi słabo Louis. Ma głowę na podołku Harry’ego, który wolno przeczesuje jego włosy. To wygląda miło; Zayn jest trochę zazdrosny. Chce kogoś do przeczesywania jego włosów, kiedy ma kaca. – Ale musisz coś zjeść. Poczujesz się lepiej.
 Jego żołądek burczy, ale żółć podchodzi mu do gardła, kiedy myśli, żeby naprawdę coś zjeść. – Jest w porządku. Nie zejdę do stołówki.
 Harry wstaje, ignorując odgłos protestu Louisa. – Zrobię ci bajgla – mówi. – Poczujesz się lepiej, uwierz mi.
 Mulat macha mu na pożegnanie. Może bajgiel będzie okej. Jego żołądek, tak naprawdę, nie wykręca się na ten dźwięk i nie ma zamiaru zwymiotować (myśli; równie dobrze mógłby, ale jest w porządku). Tak szybko, jak Harry znika, Louis zmienia miejsce, obracając się, tak, że jego głowa jest teraz na podołku mulata, ale grubo się myli, jeśli myśli, że będzie się z nim przytulał tak, jak Harry.
 - Czujesz się jak gówno, co? – pyta.
 Zayn wzrusza ramionami. Czuje się, ale teraz, jest to bardziej znośne. Ale chciałby mieć jeszcze jedną godzinę snu. Albo, żeby wczorajszej nocy, stąpał po ziemi mocniej. Wciąż musi dokończyć swój referat, a teraz musi to robić, kiedy czuje się wyczerpany i ma lekkie mdłości. – Trochę, tak.
 - Jak to się w ogóle stało? – zastanawia się Louis. – Popijałeś colę ostatnim razem, gdy sprawdzałem.
 Poprawia się pod nim, a w jego głowie brzęczy. To trochę zamglone, ale wciąż pamięta. – Piwny pong – mówi cicho. – Niall i Liam zapytali się, czy chcę zagrać.
 - Jak zdołałeś to zrobić bez was dwóch, skaczących sobie do gardeł?
 Zayn klepie go w rękę i robi minę. – Nie wiem. Nudziłem się. Wyglądało to na wyzwanie, a ja nie mogłem się nie zgodzić – i może po prostu dobrze się bawił. Tylko trochę. Ale to nie było warte tego, jak się dzisiaj czuje.
 Harry powraca z bajglem dla każdego z nich i Zayn je go jak, czterema ogromnymi gryzami. Nagle zgłodniał i kończy, porywając połowę tego Louisa, kiedy ten robi się zielony, za pierwszym gryzem.
 Spędza tak resztę poranka i większość popołudnia, zwinięty na kanapie, oglądając program kulinarny po programie, ponieważ Harry ma obsesję i każdy, kto tylko wchodzi do pokoju wydaje się raczej zadowolony oglądaniem Rachel Ray.
 Mulat czuje się dobrze w stu procentach, kiedy wraca do swojego pokoju, by dokończyć referat. Co spływa kanalizacją w sekundzie, gdy wchodzi do pokoju.
 - Chyba sobie, kurwa, żartujesz – mówi, a oczy ma szeroko otwarte.
 To - cholera, nawet nie potrafi tego opisać, a chodził na zajęcia kreatywnego pisania od miesięcy, więc to dość duży wyczyn. Ale tutaj – kurwa, co to w ogóle jest? Krem do golenia? Pokrywający jego poduszkę i Liama. Jest sznurek, tworzący sieć między łóżkami, ścianami, szafkami i biurkami. Zwisająca z ich okna koszulka. Pod czarnym napisem ze spray’u, może ledwo zauważyć Payne, jak również jego numer, ale są przekreślone, a zamiast tego, jest tam napisane ‘cock sucker�� (od tłum. zostawiam tak, jak w oryginale, bo brzmi lepiej) (dwa słowa napisane byle jak, przez kogoś, kto najwidoczniej nie ma pojęcia, jak używać spray’u).
 Koniec końców, ich pokój jest, kurwa, zdemolowany. A Liam jest już tak bardzo, bardzo martwy.
 Tylko, że Zayn nie ma pojęcia, jak go znaleźć. Nie ma jego numeru i nie ma pojęcia, gdzie ten facet przesiaduje. Co oznacza, że nie może teraz nic z tym zrobić, oprócz odkrycia obu łóżek i zniesienia prania do pralni. (Odmawia wyczyszczenia czegokolwiek innego. To problem Liama. Musi sobie z tym, kurwa, poradzić.)
 Z tym, i z jego kipiącą złością.
 Kiedy chłopak w końcu wchodzi do pokoju, śmiejąc się z czegoś, co powiedział mu ktoś na korytarzu, Zayn jest wściekły. Śmiech Liama zamiera w jego gardle, a on zamiera, gapiąc się dookoła pokoju. – Co się stało? – pyta.
 Zayn wstaje, omijając głupie sznurki i jeszcze większą ilość kremu do golenia na podłodze. – Co się stało? Myślę, że ty powinieneś na to odpowiedzieć, dopóki to nie moja pieprzona koszulka wisi na oknie!
 Powoli, Liam wybiera swoją drogę przez pokój, omijając całe gówno, leżące dookoła. Pociąga za koszulkę i marszczy brwi, zanim sprawdza metkę. – Jak ją wzięli? – żąda odpowiedzi. – Była w mojej szafce!
 - To dlatego się martwisz? – pyta Zayn. – Naprawdę? Całe nasze gówna są upaprane w... w gównie!
- Czemu zachowujesz się, jakby to była moja wina?
 Mulat kładzie rękę na swoim biodrze, a drugą unosi w górę wewnętrzną częścią i macha nią w powietrzu, pokazując na pokój, jakby chciał powiedzieć: ‘Oh, nie wiem, zgadnij.’ – Dlaczego ktoś w ogóle miałby zrobić coś takiego?
 Liam krzywi się, zwijając koszulkę w ręce. – Myślę, że wiem dlaczego – przyznaje. Prędko dodaje: - Co nie sprawia, że jest to moja wina, okej? Ale to, uh, mogli być kolesie z Jefferson. Wczoraj skopaliśmy im tyłki i nie byli do końca szczęśliwi z tego powodu.
 Zayn mruga na niego przez długi, długi moment. – Mówisz mi – mówi, kiedy ściska skrzydełka nosa – że to przez mecz futbolu? Że nasz pokój jest zdemolowany przez pieprzoną grę?
 - Tak myślę, tak – przyznaje Liam. – To się zdarza, kawały ze strony przeciwnej drużyny i takie rzeczy. Robisz z tego o wiele większy problem, niż potrzeba. Nic nie jest zniszczone, jest tylko bałagan. Cóż, nic oprócz mojej pieprzonej koszulki – narzeka. – Będę musiał zamówić nową, a teraz używać zapasowej.
- I posprzątać – dodaje Zayn. – Musisz to posprzątać.
 Liam prycha, rzucając koszulkę na odkryty materac swojego łóżka. Ich pranie nie zrobi się przez mniej więcej kolejną godzinę, co jest do dupy, ponieważ Zayn naprawdę nie chce niczego więcej, niż zakopania się w łóżku i udawania, że nigdy nie obudził się dzisiejszego ranka. Że wszystko od tego momentu, było tylko snem.
 - Nie sprzątam twojej połowy pokoju – informuje go Liam.
- Tak, sprzątasz – mówi Zayn. – To twoja wina, że to się w ogóle stało.
- Nie, nie jest – mówi stanowczo brunet. – Nie prosiłem się o to.
- Zrobiłem pranie, więc ty możesz posprzątać pokój. To całkiem sprawiedliwe, biorąc pod uwagę to, że nigdy by mi się to nie przydarzyło, gdybym nie dzielił z tobą pokoju.
- Skąd wiesz? – sprzecza się Liam. – Zawiesiłbym głupi sznurek w twoim pokoju miesiące temu, jeśli nie musiałbym patrzeć.
- Po prostu tu, kurwa, posprzątaj, Liam! – krzyczy, a jego cierpliwość znika. Jego policzki są zaróżowione i nie pamięta ostatniego razu, gdy był tak zdenerwowany. Oczywiście, Liam wkurza go cały czas, to podstawowa czynność dnia, ale teraz jest gorzej, niż zazwyczaj.
 Lubi, gdy jego przestrzeń jest czysta, okej? Lubi, gdy może odrabiać swoją pracę. Lubi, gdy wszystko jest zorganizowane. Lubi mieć swoje łóżko złożone, dopóki w nim nie śpi. Teraz, głupi sznurek zasłania jego podręczniki i komiksy. Plama kremu do golenia jest na jego laptopie. Jeśli byłby kiedykolwiek czas, kiedy Zayn naprawdę, by się zapomniał i w końcu nie wytrzymał, i uderzył Liama prosto w jego twarz, to byłoby dzisiaj. Czuje się przepełniony złością i dyszy.
 I Liam. Pieprzony Liam, mówi: - Posprzątam moją połowę.
 Zayn popycha go. Nie jest nawet świadomy, co robi, dopóki jego palce nie naciskają na ramionaLiama. – Sprzątasz cały pokój.
 Brunet jest tak zaskoczony, że naprawdę potyka się krok do tyłu, ale tak szybko, jak zdaje sobie sprawę, że Zayn napiera na jego przestrzeń osobistą, przybliża się tak bardzo, że prawie się dotykają, jego twarz jest centymetry od tej mulata, a on nagle zdaje sobie sprawę z różnicy wzrostu. Wzrost,Liam jest prawie większy od niego. Ma szersze ramiona, a on smuklejsze. Jeśli, by tylko chciał, bez problemu mógłby skopać Zaynowi tyłek.
 Napięcie w powietrzu jest jak cielesna rzecz, coś jest ściśnięte tak bardzo, że tylko sekundy dzielą to, od wybuchnięcia. I to się dzieje, kiedy Liam przybliża się i szepcze: - A co, jeśli nie?
 Następną rzeczą, o której wie, jest ręka Liama oplatająca jego szyję, przyciągająca go, gdy Zaynciasno ściska swoimi rękoma jego talię, palce zwinięte, paznokcie próbujące wkopać się w jego skórę przez bluzkę. To boli, gdy usta bruneta spotykają jego własne. To brutalne. Jego zęby naciskają na jego usta i wydaje z siebie odgłos bólu, na który Liam odpowiada z frustracją.
 Zayn nawet nie myśli, po prostu reaguje. Wpycha ręce pod jego koszulkę, przesuwając nimi po jego plecach, a brunet wkłada swoją w jego włosy, ciągnąc za nie, dopóki usta Zayna nie otwierają się z przyjemności. Liam wpycha swój język do jego ust i wszystko co może zrobić ciemnooki, to skupić się na pamiętaniu, jak oddychać, kiedy próbuje oddać pocałunek.
 To tak, jakby Liam próbował go pocałować i zranić w tym samym czasie. Malik robi to samo, odsuwając się, ciągnąc mocno dolną wargę bruneta między swoimi zębami, dopóki ten nie syczy, gwałtownie oddychając.
 - Nie mogę uwierzyć, że mnie popchnąłeś – mówi, kiedy robi to samo Zaynowi, popychając go w kierunku jego łóżka, nigdy całkowicie nie przerywając kontaktu.
 Chłopak potyka się do tyłu, ciasno chwytając przód bluzki Liama. – Jesteś takim... - przerywa, kiedy usta bruneta poruszają się na jego szyi, mocno ssąc - dupkiem – wypowiada słabo drżącym głosem. – Jesteś takim dupkiem.
 Liam popycha go w dół na łóżko, a Zayn opada, nie sprzeczając się. – Nie myślę, że ktoś – zaczyna, przerywając tylko po to, by wspiąć się na mulata, z nogami po obydwu stronach jego talii – wkurza mnie tak bardzo, jak ty.
 Zayn próbuje złapać oddech, siłując się z wagą Liama na nim, ale podoba mu się to. Pociąga go w dół tak, że ich klatki są przyciśnięte do siebie, i tym razem, to on wpycha język do ust Payne’a, kręcąc nim wokół, smakując coli i czegoś jeszcze, czegoś o wiele słodszego. Tak słodkiego, że to oszałamiające.
 Liam podnosi się, zasmucając i wkurzając tym Zayna, dopóki nie szarpie za swoją koszulkę i oh,yeah, okej. To jest... yeah. Kiedy ponownie go całuje, chłopak jest zbyt zajęty przebieganiem paznokciami przez jego plecy, lubiąc sposób, w jaki wyginają się w łuk, gdy wbija je za mocno, modląc się, by zostawił czerwone ślady.
 Długość Liama naciska na jego biodro i jęczy, gdy przyciska ją do niego, nierówno oddychając na zgięciu szyi Zayna.
 - Pociągnij za moje włosy jeszcze jeden, kurwa, raz – ostrzega, kiedy próbuje słabo powtarzać brunetowi – a przysięgam...
 Robi to, a odgłos Zayna powinien być wkurzony, był, tylko, że nie był. Nie był w ogóle. – Co? Wygląda, że ci się podoba – dyszy chłopak naprzeciwko jego skóry.
 Nie przestaje ciągnąć za jego włosy, ale tak właściwie, to naprawdę nie boli. Wysyła ostre ukłucia podniecenia, wzdłuż jego ciała, i kiedy brunet naciska na niego, z wystarczającą ilością tarcia pomiędzy ich ciałami, by zabrakło im powietrza w płucach, jęczy. – Pieprz się, Liam. Pieprz się.
 - A myślisz, że co próbuję robić?
 Oczy Zayna zamykają się na to. To właśnie tam to zmierza? Na to wygląda. Nie chce tego? Może powiedziałby 'nie', jeśli Liam cały czas nie poruszałby swoimi biodrami naprzeciwko jego, poruszając ustami wzdłuż szyi. Ale porusza, i wszystkim, o czym może myśleć jest ulżenie czerwonemu, gorącemu kłębkowi napięcia w jego brzuchu. – Więc zrób to – mówi. – Skończ z moim namiotem.
 Chłopak gwałtownie się odsuwa, unosząc się nad Zaynem, podpierając się na rękach. Szuka przez chwilę jego oczu, a ten patrzy na niego gniewnie, z rozchylonymi ustami, żenująco dysząc. – Okej – mówi wolno, wyglądając na prawie oszołomionego. – Ja... tak, okej.
 Pochyla się w stronę biurka, zanim Zayn może cokolwiek powiedzieć. Otwiera dolną szafkę, wyciągając piórnik, który wygląda jak pudełko kondomów, i butelkę lubrykantu. Po prostu zobaczenie tego, sprawia, że jest to bardziej realne, a w brzuchu Zayna przewraca się, ale uspokaja się i mówi. – Nie mogę uwierzyć, że trzymasz lubrykant i gumki w piórniku.
 Usta zderzają się z jego, by go zamknąć, i jest całkiem pewny, że takie były intencje Liama. Zaynidzie na to, oddając z niecierpliwością pocałunek, ponieważ zaakceptował to, co się dzieje i będzie, kurwa, z tego korzystał, dopóki się nie skończy, a konsekwencje go nie dosięgną.
 Brunet odpina swoje jeansy, kiedy Zayn siada, by ściągnąć swoją koszulkę i wtedy jego ręce są na pasku jeansów chłopaka, odpinając guzik i ciągnąc w dół zamek. Unosi swoje biodra, a Liam patrzy na niego z dolną wargą pomiędzy zębami. To sprawia, że Malik się wierci. – Masz zamiar siedzieć tam przez cały czas, czy...?
 Jego bokserki zostają tak bardzo szybko pociągnięte w dół wzdłuż jego bioder, że jest całkiem pewny, iż szew się rozpruł. Po tym, nie ma więcej całowania. Żadnych przeciągających spojrzeń, czy dotyków. Liam porusza się tak samo, jak ciepło palące Zayna, płynące w jego żyłach, i nie marnuje czasu, pokrywając żelem swoje palce, wsadzając jeden z nich w mulata, ze złączonymi w koncentracji brwiami. Żadnego opierdzielania się, prosto do celu.
 Kiedy rozciągają go dwa palce, odchyla swoją głowę do tyłu. Nie może już dłużej patrzeć na Liama. To za dużo, nacisk jego palców, przyjemny ból, kryjący się za drganiami, które przechodzą go za każdym razem, kiedy chłopak lekko dotyka w nim tego punktu. To jednocześnie nie wystarczające, więc nabija się na nie i próbuje zacisnąć swoje palce na odkrytym materacu, ale nie ma za co się chwycić, co może być spowodowane tym uczuciem w jego brzuchu. To jak przejażdżka rollercoasterem; to jak moment, kiedy przechylasz się za bardzo na swoim krześle i uderza w ciebie myśl, że spadniesz, a w twoim żołądku się ściska.
 - Kurwa – syczy na trzeci palec i nie może powiedzieć, czy to przez ból, czy przyjemność; może obydwa, ponieważ mieszają się w jego umyśle.
 Nie ma żadnego ostrzeżenia, zanim palce Liama znikają i Zayn mógłby za to na niego nakrzyczeć, jeśli miałby jakiś oddech w płucach. Podpiera się na łokciach, oglądając jak Liam z trudnością rozrywa kondom z wciąż śliskim palcami od lubrykantu. Zayn w tym momencie go docenia. Oczywiście, nienawidzi tego kolesia, ale to nie powstrzymuje go od bycia cudownym. Wszystkie te ćwiczenia najwidoczniej się opłacały, a pot błyszczący na jego skórze, tylko podkreśla dołeczki i kształty, wyraźne mięśnie na jego brzuchu i klacie, szerokość jego ramion, i zakrzywienie jego kutasa, na którego nasuwa prezerwatywę, z małymi, szorstkimi włoskami u podstawy.
 Zayn kładzie swoją głowę na poduszce.
 - Jesteś pewny? – pyta Liam, gdy kończy, jeszcze raz pochylając się ku Malikowi. Patrzy na niego znaczącym i wkurzonym wzrokiem. – Racja. Powiedz tylko, gdy – przełyka resztę swoich słów i potrząsa głową. Porusza się tak, że jest obok mulata i rozkazuje: - Wejdź na mnie.
 Zayn musi przełknąć ‘Nie mów mi, co mam robić’ tylko dlatego, iż czuje, że teraz nie jest na to najlepszy moment. Zamiast tego, robi, jak mu powiedział, z udami po obydwu stronach jego ciała. Jedna z rąk łapie go za biodro, a druga ustawia się przy dziurce i obniża się. Bierze krótkie, przerywane i małe wdechy, a oczy ma ściśnięte. Minęło o wiele za dużo, dużo czasu i przez chwilę to boli, bardziej, niż sprawia przyjemność. Dopóki ręka Liama nie przesuwa się pomiędzy ich ciałami, owijając się wokół jego penisa, dając mu kilka krótkich szarpnięć.
 Zaczyna się powoli, Zayn odwala większość roboty, kiedy brunet mruga na niego, z mocno przymkniętymi oczami. Ale ostatecznie jęczy, a jego wielkie ręce ciasno chwytają biodra mulata, ciągnąc go w dół i pieprząc go, podrzucając.
 Chłopak gwałtownie na niego opada i chowa głowę w jego szyi, wilgotno oddychając naprzeciwko jego skóry, ponieważ to. To dokładnie tak, jak powinno być. Nie wolno, ostrożnie i delikatnie.
 - Jesteś... blisko? – szepcze Liam, z ustami lekko dotykającymi włosów Zayna.
 Serio? Kurwa. – Zamknij się – syczy, ponieważ jest. Tak bardzo, bardzo, kurewsko blisko, jeśli mógłby tylko... podciąga się, owijając wokół siebie rękę. Liam strzepuje ją sekundę później, zastępując ją swoją własną i kręci odrobinę swoim biodrami, zmieniając kąt.
 Paznokcie Zayna zostawiają wgłębienia na jego klacie, kiedy gorąco dochodzi między nimi dwoma, dysząc, zwijając palce u stóp, a przez jego całe ciało, przechodzi dreszcz. Znów pochyla się ku klatce chłopaka, gdy ten nie przestaje, tylko zwalnia ruchy.
 Zayn jęczy, nie może na to poradzić, nie ze swoim niezwykle delikatnym kutasem, uwięzionym między ich ciałami. Liam uspokajająco przesuwa rękoma po jego plecach, a jego usta znów są przyciśnięte do włosów drugiego, będąc niesamowicie delikatnym. Co jest zupełnym kontrastem do jego szarpiących zębów, chcących przerwać skórę mulata, kiedy dochodzi, gryząc jego ramię, ze stłumionym odgłosem.
 Po tym, następuje moment ciszy, gdy leżą przyciśnięci do siebie, ich łagodne oddechy są jedyną słyszalną rzeczą w pokoju. Ręce Liama nie przestają pocierać jego pleców, a on próbuje zebrać się, by powiedzieć jego słabemu, gumowato słabemu ciału, by się ruszyć, ale jeszcze nie może.
 Kiedy może, ostrożnie schodzi z Liama, krzywiąc się, gdy opada obok niego. Nagle brunet, przechodzi przez niego, schodząc z łóżka. Ten gapi się na sufit, słysząc przemieszczającego sięLiama. Wciąż łapie oddech, kiedy ten mówi: - Idę wziąć prysznic – i wtedy, gdy jest już za drzwiami – i nie sprzątam twojej połowy pokoju.
 Drzwi się zamykają, a Zayn jest wdzięczny, kiedy słyszy, że Liam je za sobą zaklucza, ponieważ nie potrzebuje kogoś, wchodzącego do pokoju w tym momencie. Nie, kiedy jest pokryty w schnącej spermie, pocie (jego i Liama) i leży na odkrytym materacu swojego łóżka.
 Kiedy minuty mijają, dochodzi do niego, co się właśnie stało. Kawałek po kawałku, zdaje sobie sprawę, że właśnie uprawiał seks. Z Liamem Paynem. Uprawiał seks z Liamem pieprzonymPaynem. Jak to się właściwie stało? Dlaczego do tego dopuścił? Dlaczego tak bardzo, mu się podobało? Bo podobało mu się. Nawet, gdy dociska palec do siniaka, którego usta Liama zostawiły na jego ramieniu, nie może zaprzeczyć, że było dobrze. Bardzo dobrze.
 - Cholera – mamrocze, zakrywając ręką oczy. – Cholera.
  *
  Liam nie jest w łazience, gdy Zayn idzie, by wziąć prysznic. Nie ma go tam, gdy mulat wraca do pokoju, ale jego strona jest nieskazitelnie czysta. I jest wdzięczny, nawet jeśli spędza kolejne dwadzieścia minut na sprzątaniu swojej strony i przyniesieniu ich prania. Nie jest pewny, co by powiedział, jeśli brunet, by tu był. Nie jest pewny, czy to zmienia postać rzeczy czy nie, ponieważ wciąż nienawidzi Liama, nienawidzi. Może nienawidzi go, nawet bardziej.
 Wszystko w środku niego buzuje. Nie może uporządkować myśli czy emocji. Z jednej strony jest zszokowany tym, co się stało. Z drugiej zaś, myśli, że może mała, malutka część jego, wiedziała, że to nadchodzi. Kolejna część niego, jest wkurzona za w ogóle myślenie, o czymś takim. I jest na siebie zły, zły na Liama i już tego żałuje. Tak bardzo tego żałuje, ponieważ nie może pozbyć się sposobu, w jakim czuł bruneta w sobie, ze swoich myśli, sposobu, w jaki ściskał biodra Zayna i ciągnął za jego włosy. Jednocześnie, nie żałuje tego.
 W końcu wychodzi z pokoju ze swoim laptopem, książkami i pracą domową. Nie może już tam dłużej być.
 Może tylko skupić się na swojej pracy. Dociera do biblioteki, umiejscawia się, a wtedy gapi się na dokument w Wordzie, z palcami uniesionymi nad klawiaturą i szklanymi oczami. Ale próbuje. Spędza około godziny na wolnym i skrupulatnym wpisywaniu słów, ale cały czas robi literówki, pomija wersy, gubi słowa. Jest tak wiele słów podkreślonych na czerwono, że się poddaje, zamykając laptop.
 Harry’ego i Louisa nie ma w świetlicy, gdy tam dociera, więc poprawia swoją torbę na ramieniu i kieruje się do ich pokoju.
 Jest on tylko sześć pięter od Zayna przez co, się poznali. Dzień po tym, jak się tu wprowadzili, mulatpierwszy raz miał pokój dla siebie, odkąd Liam wszedł do i rozpakowywał się, a ktoś zapukał do drzwi. Poszedł, by otworzyć, a następną rzeczą, którą pamięta, jest koleś, siedzący na jego łóżku, opowiadający mu historię swojego życia, kiedy jego przyjaciel stał w progu, wyglądając na miłego i przepraszającego.
 Najwidoczniej, Harry powiedział mu później, że Zayn był jedynym, który wpuścił go do pokoju, dlatego teraz utknął z nimi dwoma. Louis wepchnął się do jego życia bez zaproszenia i przyprowadził ze sobą Harry’ego, jako swój bagaż podręczny. Nie, żeby miał coś przeciwko. Przyjaźń z nimi dwoma jest prawdopodobnie jedyną ekscytującą rzeczą, która go spotkała, odkąd tu przyjechał. Cóż, była. Jest całkiem pewny, że bzykanie się z Liamem jest teraz na liście.
 Kiedy Zayn dociera do ich pokoju, popycha drzwi. Mają na nich tablicę, którą Harry obsesyjnie używa, by powiadomić ludzi, czy są w pokoju, czy ich nie ma, czy też są, ale chcą być sami. W tej chwili, jest napisane ‘WCHODZIĆ!’, z niechlujną buźką obok.
  Znajduje ich obu na łóżku Louisa, z pudełkiem pizzy pomiędzy nimi. Harry siedzi ze skrzyżowanymi nogami, zajmując tak mało miejsca, jak to możliwe. Louis jest rozwalony, jego kończyny są wszędzie i leży na swoim brzuchu, kiedy wpycha kawałek pizzy w swoje usta. Co jest bardzo dobrym przedstawieniem ich obu osobowości, naprawdę.
 - Głodny? – pyta Harry, przesuwając pudełko na krawędź łóżka. – Weź sobie. W tym tygodniu mama wysłała mi dodatkowe pieniądze.
 Zayn przytakuje w milczeniu i bierze kawałek pizzy, ściągając kawałki pepperoni, zanim bierze gryza. Nie jest już gorąca, ale i tak tłusta i serowa. Przeżuwa, kiedy opada na łózko Louisa, przyciągając swoje nogi, zanim pyta: - Mogę zostać na noc?
 - Spędzisz całą noc na psioczeniu na to, cokolwiek Liam zrobił, co sprawiło, że chcesz zostać u nas? – pyta Louis.
 Zayn patrzy w dół, na swoje jedzenie. – Nie.
 - Hej – mówi miękko Harry. – Wszystko w porządku? Zrobił coś?
- Liam zawsze coś robi – przypomina mu szatyn.
 Co jest prawdą, ale tym razem jest to tak samo wina Zayna, jak i bruneta. – Nie – przyłapuje się na odpowiedzi. – On, uh, nic nie zrobił.
 - Dlaczego brzmisz tak dziwnie? – pyta Louis. – Dziwnie też wyglądasz.
 Zayn rumieni się. Wkłada pizzę do swoich ust, by uniknąć przez chwilę odpowiedzi. Już nie smakuje dobrze. Jest jak ciągnący się karton. Ale nie może odkładać tego, a jego kawałek pizzy znika za szybko. Przebiega ręką przez swoje włosy, spuszcza wzrok na dół i wyszeptuje: - Uprawiałem seks z Liamem.
 - Co mówiłeś? Nie słyszałem cię – mówi Louis.
- Uprawiałem seks – powtarza Zayn – z Liamem, okej?
 Kiedy spogląda w górę, Harry zamiera z kawałkiem pizzy w drodze do swoich ust. Louis gapi się na niego, jakby miał dwie głowy i jest tak, kurwa, cicho. I wie, że jeśli role, by się zamieniły, też by się na siebie tak gapił.
 - Jasna cholera – dyszy Louis. – Jasna, kurwa, cholera – obraca się do Harry’ego. – Wisisz mi pięćdziesiąt dolców.
- Założyliście się o to? – żąda Zayn. – Naprawdę?
 Szatyn potrząsa głową. – Nie staraj się zmieniać tematu. Chcę szczegółów. Jak, drobnych szczegółów.
 - Chcę po prostu o tym zapomnieć – mamrocze Zayn.
- Ooh, było źle, co? – mówi Louis. – Wiedziałem. Wszystkie te mięśnie są rekompensatą małego kutasa, co? Powiedz to.
 Zayn rzuca ciastem (od tłum. to przy pizzy xd) w kierunku Louisa. Uderza go w ramię i nawet nie mruga, czy nie porusza się, by je odrzucić, więc Harry pochyla się nad nim i rzuca je do pudełka po pizzy z trzema innymi, niezjedzonymi bokami. – Możesz zostać – dodaje – możesz zająć moje łóżko. Ja będę spał z Louisem.
 - Tak – przytakuje szatyn. – Nie ma problemu. Wiesz, że zawsze jesteś tutaj mile widziany.
 Zayn kiwa głową. – Dzięki.
 - Teraz daj mi tylko mały zarys. Jak, rozstaw swoje ręce. Jak duży był?
  *
  Tydzień zaczyna się z nim i Liamem, chodzącymi wokół siebie na paluszkach. Zayn zostaje u Harry’ego i Louisa w sobotnią noc, ale nie może omijać swojego pokoju do końca życia. Kiedy wraca, bruneta tam nie ma, więc wypuszcza powietrze i wzdycha w uldze, zanim przebiera się, wkłada słuchawki i odrabia swoją pracę. Kiedy ten wraca, ma ją skończoną.
 Brunet, z drugiej strony, traktuje go jak kolejny mebel. Nie patrzą na siebie; nie rozmawiają; nawet się nie kłócą. Gdy Liam ćwiczy na siłowni, Zayn nie słucha muzyki. We wtorek, kiedy jest w pokoju razem ze swoim przyjacielem z drużyny, pokazując mu coś na swoim laptopie, mulat od razu wychodzi, zamiast uwalenia się na swoim łóżku, tylko po to, by go irytować. W środę, po ćwiczeniach, zostawia swoje spocone ciuchy dookoła pokoju, a Zayn gryzie swój język, zamiast nakrzyczenia na niego.
Jest tak do piątku, gdy rzeczy wracają do normalności. Dzieje się to też dość łatwo. Mulat robi swoje zadanie domowe, a Liam podrzuca swoją piłkę w powietrze, leżąc płasko na swoim łóżku i ni stąd, ni zowąd mówi: - Wciąż cię nie lubię. I uderzasz swoimi kluczami za mocno.
 Zayn przestaje, obracając się w jego stronę. – Ja też cię nie lubię.
 - Dobrze – chłopak podrzuca piłkę, prawie uderzając w sufit i wtedy z gracją, szybko ją łapie, kiedy opada na dół. – Nie chcę, żebyś myślał, że przez to, że my, jak, nieważne, nagle sprawi, że będę mógł cię znieść albo coś. Bo nie mogę.
- Jakby uprawianie z tobą seksu, mogło zmienić fakt, że jesteś dupkiem – prycha Zayn.
 Liam wstaje z łóżka, puszczając piłkę na podłogę. Toczy się pod łóżko mulata. – Idź do diabła, Zayn – mamrocze, idąc w stronę drzwi. Trzaska nimi, gdy wychodzi.
 Kiedy go nie ma, Zayn od razu może ponownie oddychać. To tak, jakby wstrzymywał swój oddech przez tydzień, licząc na to, że to co się wydarzyło, nic nie zmieniło. Bo nie zmieniło, nie dla niego. Brunet wciąż sprawia, że krew się w nim gotuje. Wciąż chce uderzyć tego kolesia. Ale poczułby się…winny, może? Jeśli zmieniłoby się dla Liama. Ale nie zmieniło, wciąż jest kutasem i Zayn woli tę wersję. To jak powrót na ziemię. Jest prościej, gdy się nienawidzą, ponieważ wie, czego ma się spodziewać. Ten cały tydzień był tego przeciwieństwem.
 Zayn szeroko się do siebie uśmiecha, gdy wraca do pracy.
  *
  Mama dzwoni do niego w poniedziałek, pomiędzy jego drugim a trzecim wykładem, kiedy idzie do kawiarni, by kupić sobie coś na rozbudzenie. Wyciąga swój telefon z kieszeni, czyta jej imię na ekranie i od razu naciska ‘odbierz’.
 - Hej, skarbie – mówi pogodnie. – Jak mój genialny syn?
 Zayn uśmiecha się i zatrzymuje, by usiąść na ławce. Wyciąga papierosy ze swojej torby, gdy mówi: - Hej, mamo.
 - Palisz? – żąda, kiedy właśnie naciska na filtr. – Myślałam, że rzuciłeś.
 Zayn jęczy, odkładając papierosa do paczki. – Ja rzucam – poprawia. – Powoli. Szkoła jest stresująca.
 - Ale dostajesz dobre stopnie, prawda? Uczęszczasz na wszystkie swoje zajęcia i nie opuszczasz ich?
- Oczywiście – mówi natychmiastowo.
 Jakby mógł je opuścić. Jeśli by je opuszczał, straciłby swoje stypendium, a oni nie mają dużo pieniędzy, jego rodzina. W rzeczywistości jest pierwszym, by pójść na uniwersytet czy do college’u. Cholera, oprócz Doniya’i był pierwszym, by ukończyć liceum. Nie może sobie pozwolić na rozwalenie tyłka. Nie może sobie pozwolić, by we wszystkim się opuścić, by opuszczać wykłady, czy zalegać z pracą domową. Jeśli straci swoje stypendium, straci swoją przyszłość. Nie tylko tą najbliższą, ale całą. Straci swoje comiesięczne finansowanie, straci swój pokój w akademiku. Miałby naprawdę, naprawdę przejebane.
 I wszyscy byliby tacy zawiedzeni. Pamięta, kiedy go przyjęli, jak wszyscy byli z niego przez cały czas dumni. Jak jego mama płakała, a tata poklepał go po ramieniu i powiedział ‘Zawsze wiedziałem, że możesz to osiągnąć’. Jak jego rodzice wyprawili ogromną imprezę, zapraszając wszystkich swoich najbliższych przyjaciół, by się tym pochwalić. Jak oszczędzali przez miesiące, by kupić mu laptopa i całe zaopatrzenie.
 On też byłby zawiedziony. A to wszystko poszłoby na marne. Ostatnie cztery lata pracowania do upadłego. Albo opuszczania tych wszystkich lat w liceum, kiedy powinien być nastolatkiem. Kiedy powinien chodzić na imprezy, spotykać się z przyjaciółmi i opuszczać lekcje, by palić trawkę pod trybunami. Lata, zamiast uczenia się. Uczęszczania na dodatkowe zajęcia, ponieważ dobrze wyglądają na podaniu o pracę. Lata, kiedy przegapił szkolne potańcówki i imprezę, na którą był zaproszony.
 To nie tak, że nie miał jakichś przyjaciół, tylko po prostu byli tacy jak Zayn. Ciężko pracowali i byli zajęci planowaniem przyszłości, w której teraz żyją. Więc, kiedy nie siedział sam, jedząc lunch, kiedy miał z kim zrobić projekt klasowy, kiedy miał z kim narzekać na inne dzieciaki, nie miał z kim spotkać się po szkole. Nie miał nikogo, kto mógłby zadzwonić do niego w środku nocy, tylko po to, by porozmawiać o kłótni rodziców albo o zerwaniu z dziewczyną.
 Oprócz Maxa, ale naprawdę. Zayn nie lubił myśleć o Maxie tak często. Kiedy skończył szkołę i zostawił dom, zostawił też tę część siebie. Tak jest prościej.
 - To dobrze – mówi jego mama, jej głos jest coraz grubszy (od tłum. nie wiedziałam, jak napisać, ale chodzi o to, gdy zbiera się komuś na płacz). – Jestem z ciebie taka dumna. Wiesz to, prawda? Wszyscy jesteśmy z ciebie bardzo, bardzo dumni.
 - Mamo – jęczy. – Nie płacz, okej? Nie ma mnie od miesięcy. Myślałem, że już o tym rozmawialiśmy. Bez rozczulania się.
- Przepraszam – łka. – Po prostu cię kocham i chcę dla ciebie jak najlepiej. Zasługujesz na to. Zasługujesz nawet na więcej.
- Muszę kończyć – mówi nagle Zayn. Jego oczy pieką, a dziewczyna, która obok niego przechodzi, rzuca mu śmieszne spojrzenie. – Mam zajęcia. Niedługo z tobą porozmawiam.
- No lepiej, żeby tak było! – mówi jego mama. – Kocham cię.
- Też cię kocham. Powiedz dziewczynom, że tęsknię, a tacie, że też go kocham.
- Tak zrobię – obiecuje. – Pa.
 Kiedy jego telefon jest w kieszeni, wyciąga papierosy ze swojej torby i idzie do kawiarni. Wciąż ma jeszcze około dwudziestu minut przed rozpoczęciem zajęć, co daje mu wystarczająco czasu, by poczekać, w jak zawsze, niemożliwie długiej kolejce po coś do picia i może do jedzenia.
 Jak przypuszczał, kawiarnia jest zatłoczona. Kolejka jest do drzwi, a każdy stolik jest zapełniony po brzegi, przysunięte są dodatkowe krzesła, by pomieścić więcej osób. To jedyne miejsce na kampusie, oprócz kafeterii, by móc coś zjeść czy wypić. Co oznacza, że dopóki masz dużo wolnego czasu, to twój wybór.
 - Zayn!
 Prawie nie reaguje. Dopóki to Louis albo Harry, prawie nigdy nikt inny z nim nie rozmawia. Ale obraca się i znajduje w kolejce dwie osoby za nim, Nialla i niepewnie się uśmiecha. Następna rzecz to blondyn, przeskakujący kolejkę, wpychający się przed ludzi, by stanąć obok Zayna. – Oszczędziłeś mi jakieś pięć minut – mówi. Ludzie za nim narzekają na niego. – Dzięki.
 - Uh, nie ma problemu – mówi, ale nic tak naprawdę nie zrobił.
 Niall kiwa głową. Ma plecak zwisający z jego ramienia, a na twarzy okulary przeciwsłoneczne, nawet, jeśli są w środku. Ma na sobie drużynową koszulkę i Zayn przypomina sobie kogoś, wspominającego o grze w środę. Albo wszystkich, naprawdę, ponieważ sport jest tutaj czymś wielkim i jest to coś, o czym ludzie rozmawiają przez większość czasu. Plus, dzieli pokój z Liamem, co oznacza, że ma nieoficjalne stypendium sportowe.
 W okresie meczów, Liam zamienia się w kłębek nerwów i złości. Chodzi zdenerwowany po pokoju, ćwicząc więcej, niż powinien i włączając za głośno muzykę, dopóki Zayn lub któryś z ich sąsiadów, zaczyna narzekać, a wtedy zakłada swoje słuchawki, i ciężko tupie, wychodząc z pokoju. Jest jeszcze bardziej humorzasty, warcząc na mulata za najmniejsze rzeczy, nawet za takie, które wie, że są głupie i żałosne. Jak przewracanie się w środku nocy albo dzwoniący rano alarm, budzący go na zajęcia.
 - Powinieneś przyjść – mówi Niall, jakby jego myśli szły tym samym torem, co Zayna. – Na mecz. Nie myślę, że kiedykolwiek cię na nim widziałem.
 Zayn parska, nie mogąc się powstrzymać. – Skąd w ogóle możesz wiedzieć? Setki ludzi chodzą na takie mecze. Nie ma mowy, że zauważyłbyś mnie, gdybym przyszedł.
 - Racja – mówi. – Ale Liam mówi, że nigdy nie przychodzisz.
- Nie moja działka – przyznaje Zayn. Poruszają się kilka kroków do przodu. – Nie mam w ogóle czasu przez większość dni. I to nie moja rzecz. Naprawdę nie lubię sportu.
- Ale to duma szkoły! – mówi głośno Niall. – Musisz przyjść przynajmniej, na jeden mecz, koleś. Powinieneś przyjść w środę. Weź swoich przyjaciół. Potem zawsze urządzamy wielką imprezę w domu Garretta. Jest inna niż ostatnia, na której byliśmy, przysięgam. Jest bardziej luzacko. Cała drużyna idzie.
 Mulat robi minę. – Naprawdę nie myślę, że...
 - Serio – mówi wolno Niall. – Niektórzy ludzie zabiliby, by dostać zaproszenie na tą imprezę. Zdajesz sobie z tego sprawę, racja? Trudno się tam dostać, jeśli nie jesteś w drużynie. Ale chcę, żebyś przyszedł.
 Zayn jest świadomy tego, że blondyn nie ma pojęcia, jak bardzo brzmiał jak dupek, mówiąc to. Wie, że nie chciał, by zabrzmiało to złośliwie albo jak ‘Jesteśmy lepsi, niż wszyscy’, ale trochę tak było, jakby mulat miał skakać z radości na tą możliwość, ponieważ to ‘fajna’ impreza, dla ‘fajnych’ ludzi albo cokolwiek. Ale Niall nie jest taki, wie o tym. Jest po prostu…trochę naiwny, może.
 - Nie wiem – mówi w końcu. Są teraz prawie przy kasie i jest za to wdzięczny. – Pomyślę o tym?
 Irlandczyk szeroko się uśmiecha. – Powinieneś. Powiedz Liamowi, co zadecydowałeś – jego brwi łączą się ze sobą. – Właściwie, to nie rób tego. Prawdopodobnie, by mi nie powiedział, ponieważ cię nienawidzi. Po prostu, uh, daj mi znać. Dam ci swój numer.
 - To naprawdę nie...
 Niall już wyciąga długopis ze swojego plecaka, biorąc rękę Zayna, by nabazgrać wzdłuż niej swój numer, omijając tatuaże, które zrobił sobie mulat na przestrzeni lat. Były jedyną rzeczą, o którą poprosił w ciągu tych kilku lat, ponieważ wie, że jego rodzice nie mają dużo pieniędzy i nie mogą kupić mu biletów na koncert albo samochodu, albo czegoś innego, co rodzice innych osób, dają im na urodziny, czy zakończenie szkoły. Zamiast tego, Zayn poprosił o tatuaże, ponieważ lubi je, lubi sposób, w jaki wyglądają i ich trwałość, a brat jego mamy ma studio tatuażu, więc zrobił je tanio.
 Lecz nie pasują do reszty jego wyglądu, wie to. I pamięta na jak zaskoczonych Harry i Louis wyglądali, kiedy pierwszy raz je zobaczyli i szatyn: - Cholera, myślałem, że jesteś kujonem. Cholera, fajne dziary.
 - Nie musisz – dodaje Niall, gdy kończy, zamykając bezpiecznie długopis i chowając go w plecaku. – Jeśli naprawdę nie chcesz, nie czuj się źle. Ale jeśli się zdecydujesz, napisz do mnie. Albo napisz do mnie ogólnie, z każdą sprawą.
- Okej – przytakuje Zayn, trochę zaszokowany, by zrobić coś więcej. – Tak... tak zrobię.
- Co byś chciał? – pyta barista, a mulat ściąga swój rękaw i zamawia sobie kawę.
  *
  Biblioteka, bardziej niż wszystko, jest jego ulubionym miejscem na kampusie. Właściwie, to może być jego ulubionym miejscem na świecie. Może to książki, w których zawsze tonął. Jedna po drugiej, półka po półce. Lub może to dlatego, że nikt w bibliotece nie zawraca mu głowy. Wszyscy są zajęci robieniem swoich rzeczy, by się do kogoś odezwać. A także, jest to miejsce, do którego Liam nigdy, przenigdy nie wejdzie.
  Co jest powodem, dla którego Zayn dostaje prawie ataku serca, kiedy sięga po książkę, ściągając ją z półki i obraca się, by znaleźć za sobą chłopka. Dzisiaj ma na sobie swoją drużynową koszulkę, bez żadnego zaskoczenia (to tak, jakby drużyna żyła w tych koszulkach, podczas tygodnia, w którym mają nadchodzący mecz) i jest to, jak widzieć lwa na środku oceanu. To jak rekin na pustyni. To nie ma sensu.
 - Co ty tutaj robisz? – żąda mulat.
 Liam też wygląda niekomfortowo. Chwieje się na swoich nogach, z ramionami skrzyżowanymi na klatce, rozglądając się dookoła. Może boi się, że ktoś go tu zobaczy albo coś. – Po prostu - przerywa, przebiegając swoją dłonią przez włosy. – Musisz powiedzieć Niallowi, że nie chcesz iść na imprezę.
 Zayn opuszcza rękę, wzdłuż swojego boku, niepewnie trzymając książkę między palcami. – I tak nie miałem zamiaru iść na tą głupią imprezę – mówi.
 - Dobrze – warczy. – Nie wiem, czemu cię w ogóle zaprosił. Nie pasowałbyś tam.
 Mulat unosi brew i ten komentarz dotyka go tylko trochę. Ale wychodzi z ust Liama, więc nie trudzi się, by się tym przejmować. – Przeszedłeś całą drogę tylko po to, by mi to powiedzieć? W ogóle, jak długo zajęło ci znalezienie biblioteki?
 Chłopak rzuca mu na to gniewne spojrzenie. – Po prostu napisz do niego i powiedz mu, że nie chcesz iść, ale nie mów, że tak ci powiedziałem.
 Mulat pochyla się ku półce. – A co będę z tego miał?
 - Co... nawet nie chciałeś iść! – krzyczy. Ktoś z daleka go ucisza. – Nie chciałeś nawet iść – powtarza ciszej. – Więc po prostu powiedz to Niallowi.
 To nie jest zaskakujące. Liam przechodzący z dupka do super dupka, kiedy zbliża się mecz. Fakt, że zboczył ze swojej drogi, by powiedzieć Zaynowi, że ma nie iść na imprezę, prawdopodobnie ma wiele wspólnego z faktem, że potrzebuje ujścia dla swoich nerwów, a chłopak wydaje się nim zawsze być. Nie oznacza to, że wkurza go, choćby odrobinę mniej.
 - Właściwie, to może chcę iść – mówi mulat. – Wiesz, myślę, że pójdę – kładzie książkę na regale i wyciągną swój telefon, wciskając kontakt blondyna. – Spytam Nialla, na którą muszę być gotowy...
 Bez żadnego ostrzeżenia telefon zostaje mu wyrwany z ręki. Zayn sięga po niego, ale Liam trzyma go za swoimi plecami, ze swoimi złączonymi, gęstymi brwiami. – Dlaczego zawsze jesteś taki trudny? – syczy.
 - Oddaj mi telefon – mówi ostrożnie, przechodząc ze zirytowanego na gotowego, by wybuchnąć w każdej sekundzie. – Ile razy muszę ci powtarzać, żebyś nie dotykał moich rzeczy?
 Brunet powoli się od niego odsuwa, z wielkim uśmiechem na swojej twarzy. Szybko pisze na jego telefonie, gdy ten, się na niego gapi. – Masz – mówi. – Powiedziałem Niallowi za ciebie. Nie ma za co.
 Rzuca telefon, a mulat podrywa się, by go złapać i udaje mu się to. Rzecz w tym, że Liam jest idiotą. Jeśli by niczego nie powiedział, jeśli nie zboczyłby ze swojej drogi, by upewnić się, że chłopak nie pójdzie, to by nie poszedł. Nie ma żadnych intencji, by iść na tą pieprzoną imprezę. Nawet nie powiedział o tym Louisowi, czy Harry’emu, ponieważ wie, że próbowaliby go namówić. Ale jest coś w Liamie, mówiącym mu nie, co sprawia, że chce.
 Co jest powodem, dla którego wyszukuje kontakt Nialla i wciska ‘zadzwoń’. – Co ty robisz? – pyta Liam, kiedy mulat przyciska telefon do ucha.
 - Hej, Niall – mówi radośnie. – Chciałem tylko...
 Palce zawijają się wokół jego nadgarstka, wolno opuszczając jego rękę. Zayn nawet z nim nie walczy, nie, kiedy jest tak blisko, że przymyka oczy. Pachnie jak ostry dezodorant, to samo gówno, którym pokrywa się każdego ranka, kiedy decyduje się wstać z łóżka, co przyprawia Zayna o ból głowy, przez większość czasu, ale teraz, pachnie, tak jakby…dobrze. Może usłyszeć głos Nialla w telefonie, lecz za cicho, by zrozumieć słowa, gdy jest opuszczony przy jego boku.
 Liam naciska przycisk, by zakończyć połączenie, zanim go całuje. Tak, jak za pierwszym razem, nie ma żadnej łagodności ani przyjemności w pocałunku. Jest pełen zębów i ust, przyciśniętych mocno do siebie, ostro, i ze złością. Telefon wypada spomiędzy palców Zayna, gdy sięga ręką, by umieścić ją z tyłu koszulki Liama.
 To boli, sposób, w jaki brunet popycha go na regał z książkami, a jego ręce prawie natychmiastowo są pod koszulką Zayna, palce ślizgające się z jego pleców do łopatek, zanim znów zjeżdżają na dół, muskając jego żebra. Usta mulata się rozchylają i staje się to jeszcze bardziej brutalne, sposób, w jakim Liam próbuje dominować w pocałunku, ale Zayn siłuje się z nim o to, przyciskając do niego swoje ciało, z językiem natychmiastowo zawijającym się wokół tego drugiego, kiedy kręci mu się w głowie, a nie wystarczająca ilość tlenu przedostaje się do jego płuc.
 Kiedy usta bruneta przesuwają się tak, że może kąsać wzdłuż szczękę Zayna, ten ją zaciska. – Nie możesz mi mówić, co mam robić, wiesz?
 Liam w odpowiedzi, gwałtownie gryzie jego szyję. – Nawet nie chcesz iść – argumentuje. – Jesteś, kurwa, tak ogromnie irytujący.
 Mulat odchyla do tyłu swoją szyję, dając chłopakowi więcej dostępu, by jego usta i zęby, mogły atakować jego szyję. – Całkiem... duże słowa, Liam – dyszy. – Kurwa.
 Palce bruneta szarpią za guzik jego jeansów i to uderza w niego jak cegła, fakt, że są w bibliotece. Fakt, że są w bibliotece i Liam (pieprzony Liam), próbuje ściągnąć jego jeansy. Następnie, naprawdę, szarpie też za jego zamek, z ręką wsuwającą się w jego bokserki.
 - Czekaj, czekaj – dyszy Zayn. – Liam... - chłopak nagle się odsuwa. Jego policzki są czerwone, a usta spuchnięte, otwarte i mokre. Odsuwa się, gdy mulat wybucha. – Jesteśmy w bibliotece – tłumaczy chłopak, z jakiegoś powodu żałując, że ten już go nie dotyka. Słabo dodaje: - Ktoś może nas zobaczyć.
 Nie jest pewny, co się dzieje, ale Liam nagle jest na nim, znów go całując i odpinając guzik swoich własnych jeansów. Przyciska go do regału, kręcąc biodrami naprzeciwko jego i też jest twardy, jedyna rzecz, która go obchodzi, to fakt, że mogą zostać przyłapani.
 Ktokolwiek, w każdej chwili może podejść i ich zobaczyć. Nie będzie można zaprzeczyć, temu, co robią, a Zayn nie może pozwolić sobie, by zakazano mu wstępu do biblioteki, naprawdę nie może.
 Tylko, że... ręka Liama znów jest w jego bokserkach i ma luźno owiniętą pięść wokół jego kutasa, pompując go wolno, gdy zasysa jego obojczyk. Zdradzieckie ciało Zayna wygina się w stronę dotyku, pchając się w jego rękę, kiedy jęk ucieka z jego ust. Musi to zatrzymać, wie, że musi, ponieważ pierwszy raz był wystarczająco złym pomysłem. To…to jest gorsze, niż pierwszy raz, ponieważ nie tylko ma schadzkę z Liamem, co już samo w sobie jest na szczycie listy ‘Najgłupszych Rzeczy, Jakie Zayn Kiedykolwiek Zrobił’, ale są także w pieprzonej bibliotece.
 Więc to nie ma sensu, gdy Zayn ciągnie ręce na tył spodni Liama, przyciągając go bliżej, równocześnie próbując ściągnąć jego bokserki. Ręka bruneta nagle znika i gumka bokserek mulata uderza w jego brzuch, dopóki Liam nie ciągnie ich trochę w dół, uwalniając jego kutasa, robiąc to samo ze swoimi. Trzyma rękę na plecach Zayna, między regałem a jego ciałem, by utrzymać ich przyciśniętych do siebie, kiedy drugą chwyta go za jego włosy.
 Chłopak jęczy razem z Liamem, kiedy obydwoje sobie obciągają, ale to nie jest wystarczająco dobre. Jasne, mógłby tak dojść, ale to zajęłoby wieczność, a już i tak, jest sfrustrowany. Nie zaskakuje go, gdy Liam mu to robi, doprowadza go do szaleństwa i tak, bardzo go nienawidzi, ponieważ zawsze tak było. Tylko, że teraz, tak jakby zmieniają tą furię na pieprzenie się, zamiast krzyczenia na siebie.
 - Musisz być cicho – burczy Liam. Odsuwa się, opierając czoło o to Zayna, zjeżdżają ręką między ich ciałami. Zawija ją łatwo wokół ich obu, a mulat myśli, że, pomimo swoich słów, chce, by mulat był głośny. – Nie chcesz, żeby ktoś nas usłyszał, prawda?
- N-nie – dyszy, unosząc drżącą rękę, by poprawić swoje okulary na nosie, ponieważ mu spadają. Kiedy chłopak przyśpiesza, mokry dźwięk skóry przy skórze, jest słyszalny w bardzo cichej bibliotece. Ręka Zayna pada prosto na jego ramie i zwija palce, próbując się go złapać, ponieważ czuje, jakby upadał, znów z tym uczuciem w brzuchu. – Kurwa, Liam. 
 Brunet śmieje się nisko i gardłowo. – Powtórz to – żąda. – Jęcz moje imię, znów.
 Zayn próbuje rzucić mu złowrogie spojrzenie, ale kciuk Liama prześlizguje się przez końcówkę jego kutasa i zamiast tego, zamyka oczy, a głowę odchyla do tyłu na regał. – Pieprz się – wciąż nie daje za wygraną.
 Liam szarpie na to mocno za jego włosy. – To cię denerwuje? – pyta, a jego usta znów są na szyi Zayna. – Fakt, że jest ci dobrze. Że to ja ci to robię, a tobie się tak bardzo podoba?
 Mulat uderza głową o grzbiet książki i to boli, ale kurwa. Nie może powiedzieć, czy to słowa Liama, czy jego usta, wysyłające impulsy wzdłuż jego ciała, ale to naprawdę nie ma znaczenia, ponieważ bez względu na wszystko, to nadal będzie Liam. To ciepło w jego brzuchu, to nadal Liam, jego dyszenie jest Liamem i płaczliwe jęki są Liamem; w tym momencie, Zayn jest Liamem. I Liam to wie.
 - Po co gadasz? – jęczy. Nie ma na to innego słowa. – Po prostu... Liam.
 Chłopak chichocze naprzeciw niego, ale jego ręka przyśpiesza, Zayn żałośnie dociska się do jego ręki, a oddech zamiera mu w gardle. Tak, jak za pierwszym razem, zęby bruneta zagryzają jego ramię, gdy dochodzi. Nie przestaje, oprócz nieznacznych pociągnięć, kiedy przez jego ciało przechodzi dreszcz. Dyszy przy szyi mulata, a ten jest bałaganem ze spermą – śliskie palce nad nim pracują. Nawet nie próbuje być cicho w tej kwestii, kiedy jego ręce ściskają krawędź półki, a wolna dłoń Liama podnosi się, by zakryć jego usta.
 To pewnie dobra rzecz, ponieważ Zayn dochodzi sekundę później, tłumiąc żenujący dźwięk, który ściszają, palce Liama. Wyciera on swoją rękę w bokserki mulata, a ten, rzuciłby mu wrogie spojrzenie, jeśli tylko mógłby myśleć.
 Brunet wrednie się uśmiecha, zapinając swoje spodnie, a wtedy nachyla się, by wyszeptać mu do ucha ‘Wyglądasz na porządnie wykończonego’, a potem spokojnie idzie wzdłuż regału, znikając z jego pola widzenia.
 Zayn gapi się na jego plecy, zanim pośpiesznie zapina swoje własne jeansy, robiąc minę na klejący bałagan, który chłopak zrobił w jego bokserkach. Kurwa, teraz będzie musiał się przebrać, ale to naprawdę nie jest teraz najważniejsza sprawa, prawda? Nie, ta cała rzecz, jest dużą sprawą, ponieważ właśnie spiknął się z Liamem. I, kurwa, jeśli to nie była najgorętsza rzecz, która mu się przydarzyła.
 Jego serce wciąż szybko bije, jego oddech wciąż jest nierówny i czuje, jakby jego nogi nie były wystarczająco silne, by go utrzymać. Ale schyla się, by wziąć swój telefon i szybko wysyła Niallowi wiadomość.
 Zapomnij, cokolwiek powiedziałem. Z przyjemnością przyjdę na imprezę. :)
  *
  Louis i Harry idą na mecz, a Zayn zostaję w pokoju. Ale zawsze chodzą na mecze. Tomlinson jest wielkim fanem sportu i odmawia opuszczenia jakiegokolwiek meczu u siebie. A Harry nie jest wielkim fanem sportu, ale jest wielkim fanem szatyna, więc też na nie chodzi. Zayn nie chce. Nie widzi sensu. Po pierwsze, wciąż dokładnie nie rozumie meczów. Po drugie, bycie wciśniętym w twarde siedzenie z tłumem ludzi wokół niego, gdy wszyscy krzyczą, nie jest jego definicją dobrze spędzonego czasu.
 Plus, ma pracę do zrobienia. Więc to robi, kiedy jego pokój jest błogo pusty, ponieważ Liam jest zbyt zajęty na boisku. On też musi to skończyć, ponieważ nie będzie miał czasu, by nad tym wieczorem popracować, nie, kiedy ma już plany.
 Kurwa. Naprawdę ma zamiar przez to przechodzić? Naprawdę ma zamiar iść na tą imprezę? To nie jego obrazek. Nie będzie tam nikogo takiego, jak on. Kolesie, którzy ją wyprawiają, są tym typem, którego Zayn starannie unika przez większość czasu. Nie wspominając o tym, że Liam tam będzie, a…mulat chciałby unikać go do końca życia, naprawdę, ponieważ za każdym razem, gdy patrzą na siebie, chłopak wrednie się uśmiecha, tym zadowolonym z siebie, małym uśmieszkiem, jakby wiedział, że ma Zayna. To okropne.
 To nawet bardziej okropne, ponieważ ma rację.
 To, jakby – za każdym razem, gdy są razem, jest to napięcie w powietrzu, które zawsze było, tylko, że te, jest inne. Nie takie, że ich dwójka , chce wszcząć bójkę, tak jak zazwyczaj. To jest Zayn, chcący i zastanawiający się, kiedy Liam znów go pocałuje, ale lubi myśleć, że tak normalnie, to by na to nie pozwolił. To zdarzało się tylko, ponieważ był zbyt wkurzony na bruneta, ostatnie dwa razy, by myśleć racjonalnie. Pod normalnością, spokojnymi okolicznościami, kiedy jego całe ciało nie czuje się, jakby płonęło ze złości albo czegoś innego, myśli, że odepchnąłby go.
 Zayn potrząsa swoją głową, odpychając te myśli. Zamiast tego, skupia się na swojej pracy, na czytaniu książki na zajęcia i pisaniu ważnych notek, które powinien zapisać na antagonist (od tłum. nie mam pojęcia, co to może być). Nie zostało mu zbyt dużo. Pracował nad tym cały tydzień, jest prawie skończona i przewraca kartkę na ostatnią stronę.
 Z westchnięciem, wstaje ze swojego krzesła i idzie do szafy. Nie jest pewny, czemu to robi, ale przyłapuje się na używaniu żelu, który Louis dał mu nie z innego powodu, niż ‘Nie możesz po prostu ukrywać ich pod beanie przez cały dzień, Zayn’, nawet jeśli, to jest właśnie to, co on sam robi.
 W dziesiątej klasie, Malik zaczął postawiać sobie włosy, ponieważ myślał, że to fajne i siedziało mu to w głowie, aż do dwunastej klasy, kiedy był zbyt zajęty szkołą, zadaniami, dorywczą pracą i samorządem studencki, by spędzać rano czas na wyglądaniu lepiej. Teraz znów, stawia je tak, jak wtedy, próbując nie myśleć o tym, że tak naprawdę wkłada wysiłek, by pójść na imprezę, ponieważ to robi z niego lamusa, prawda? Nieważne.
 Przebiera się też z brudnych spodni dresowych, które ubrał na siebie do łóżka i na zajęcia, ponieważ był wyczerpany. Na koniec, zakłada na twarzy swoje okulary, tak po prostu. Nie potrzebuje nosić ich cały czas. Jego wzrok naprawdę, nie jest taki zły, ale potrzebuje ich do czytania i lubi je.
 Jak można było się spodziewać, ich drużyna wygrywa mecz. Oni zawsze wygrywają. Wie to dzięki kolesiom, latającym w tą i z powrotem po korytarzu, krzyczącym radośnie i świętującym. W przeciągu godziny, ich świetlica będzie wypełniona, a drzwi zostaną otwarte. Tak właśnie, wszyscy świętują, kiedy Zayn zazwyczaj zaklucza swoje drzwi i korzysta z tego, że Liama nie będzie, aż do późnej nocy,  nawalając się, by uczcić ich zwycięstwo.
 Tylko, że dzisiaj, tego nie robi. Dzisiaj zakłada sweter, bierze portfel ze swoim dowodem i jakąś gotówkę, jeśli potrzebowałby zapłacić za taksówkę, i zmierza w kierunku posągu założyciela szkoły. Stoi przed budynkiem wydziału przyrodniczego, budynkiem najbliżej krańca kampusu, gdzie powinien spotkać się z Niallem i resztą.
 Na zewnątrz jest zimno, wczesnolistopadowe powietrze sprawia, że ciaśniej okrywa się swetrem. Harry i Louis już są przy posągu, gdy tam dociera, a Horan jest o niego mocno oparty. Szatyn ma białe i czerwone paski na swoich policzkach, a Harry ma je trochę rozmazane na szyi, jakby Louis o nią potarł, gdy sam nakładał swoje farby.
 - Zayn! – krzyczy głośno Niall i zakopuje go w ciasnym uścisku, jakby była to rzecz, którą robią. A nie jest. – Myślałem, że możesz się nie pojawić, człowieku.
- Powiedziałem ci, że będę – przypomina mu.
- A to wkurzy Liama – mówi Louis. – Więc wiesz, że nie zmarnowałby takiej szansy.
 Niall się śmieje. – Wy dwoje jesteście szaleni – mówi. – Myślę, że tak naprawdę, byście się polubili, gdybyście przestali się kłócić przez dwie sekundy.
 - Myślę, że oni bardziej, niż by się polubili – mówi cwaniacko Louis. Harry popycha go za to, a Zayn jest mu wdzięczny.
 Niall wygląda na zdezorientowanego przez to wyznanie, więc mulat szybko pyta: - Idziemy już? – zanim blondyn zapytałby, co miał przez to na myśli, Louis.
 Ich czwórka idzie wzdłuż ulicy oświetlanej przez latarnie, księżyc wisi już na niebie, zmieniając się z granatowego na ciemno czarny. Kiedy idą, Louis i Harry rozmawiają, a Niall łatwo za nimi nadąża, gdy robią to przez całą drogę. Zayn jest dziwnie nerwowy. Jedyną rzeczą, o której może myśleć, jest Liam, mówiący mu, by nie przychodził.
 Niall nie kłamał, kiedy mówił, że ta impreza będzie inna. Po pierwsze, jest bliżej kampusu, tylko dwie minuty drogi do samotnego domu. Jest mały i z jednym piętrem, a muzyka nie wypływa na ulice. Ludzie nie zataczają się, wchodząc i wychodząc z niego.
 Zayn trzyma się na uboczu, pozwalając wejść Niallowi, jako pierwszemu, ale ten trzyma dla nich szeroko otwarte drzwi, więc nie ma innego wyboru, jak wejść do środka.
 Tym razem, nie ma tłumu. Korytarz jest prawie pusty, zajęty przez jedną parę, obściskującą się przy ścianie. Blondyn prowadzi ich prosto do kuchni. Ta, z drugiej strony, jest dość zatłoczona. Znajduje się tam duży stół kuchenny, z parami siedzącymi wokół niego. Kolesie w drużynowych koszulkach z dziewczynami na ich nogach, i z drinkami w drodze do ich ust. Wszyscy wyglądają się spoglądać w górę, kiedy ich czwórka wchodzi do pokoju.
 - Nialler! – ktoś krzyczy.
- Kto to, kurwa, jest? – ktoś pyta.
- Co tam? – mówi blondyn, potrząsając głową. – To są ludzie, których mówiłem, że zapraszam.
- Co tam, przyjaciele Nialla? – mówi ktoś, a reszta się śmieje. Zayn przesuwa się niekomfortowo.
- Drinki – decyduje Irlandczyk. – Zróbmy sobie drinki. Któryś z was chce piwa albo mamy, uh, wódkę, rum, gin... ew, kto to, kurwa, kupił? To gówno smakuje jak woda utleniona.
- Ja chcę wódkę i colę – mówi Louis. – Dzięki.
 Niall przytakuje i bierze plastikowe kubeczki, napełniając je zawartością jednej z wielu, wielu butelek na ladzie, wszystkie z nich są do połowy puste lub całkiem puste. Kubek zostaje wciśnięty w rękę Zayna, a on nawet nie protestuje.
 Po tym, Horan wyprowadza ich z pokoju. – Nie przesiadujemy w kuchni – tłumaczy. – Jeremy i jego kumple zostają tam przez całą noc i bzykają się przez ubrania na krzesłach. Prawdziwa impreza jest na dole.
 Teraz, kiedy to powiedział, mulat może to poczuć, ogłuszającą muzykę pod jego stopami. Są prowadzeni przez dom do drzwi, które Niall otwiera i w końcu, jest tam muzyka, na którą czekał, schodzą po schodach, dopóki nie zamyka za sobą drzwi.
 Jest tam też wszędzie dym, ciężki zapach trawki w powietrzu. Na dole schodów, mulat zatrzymuje się, rozglądając. Jest tam płaski ekran na ścianie, z rozgrywającym się (oczywiście) meczem. Jest także, stół bilardowy i cała przestrzeń z niczym innym, jak tańczącymi ludźmi i wieżą stereo. Ale jest tam tylko około trzydziestu ludzi, co nie jest nawet połową z poprzedniej imprezy.
 To dobra rzecz i zła. Dobra, ponieważ nie jest tak tłoczno. Zła, ponieważ oczywiście wszyscy się na nich gapią. W większym tłumie jest łatwiej zniknąć. W większym tłumie, nie ma tak dużo indywidualności. Nikogo nie obchodzi to, kim jesteś, jak wyglądasz. Im mniejszy jest tłum, tym ludzie bardziej się przyglądają. Zayn schyla głowę i siorbię swojego drinka.
 W końcu impreza wokół nich znów się toczy, a Niall oplata wokół niego rękę, wciągając go do pokoju. Jest tam kanapa, na której siedzi Liam z drinkiem w ręce, oglądając telewizję. Obok niego jest dziewczyna, która kładzie swoje nogi na jego. Głupio, coś, jak wkurzenie wzrasta w Zaynie, ale obraca swoją głowę, udając, że to się nigdy nie wydarzyło, kiedy brunet unosi swój wzrok i spotyka jego oczy.
 - Widzisz? – mówi, szturchając go delikatnie łokciem. – Lepiej, co? Tutaj nie jest dziko. Tylko się relaksujemy, wiesz?
- Tak – mówi mulat, z suchością w gardle. Przełyka swojego drinka, nawet, jeśli ten go pali.
 Nie ma pojęcia, gdzie Harry i Louis poszli, przecież pokój nie jest taki duży. Jakimś sposobem, ich dwójce zawsze udaje się to zrobić, a on nie ma pojęcia, jak. Wie, że, także tego nie planują. Zostają rozproszeni przez kogoś, kogo znają, przyłapując się na znalezieniu kolejnego drinka, zaczynając rozmawiać z innymi ludźmi i zapominając o Zaynie. Nie obwinia ich o to, odkąd zdał sobie sprawę, że nigdy nie chodzi z nimi na imprezy, a ich duża część, zapomina, że tam jest, z małymi szansami, by sobie o nim przypomnieć.
 Niall zaprasza go do gry w bilard, ale Zayn odmawia, używając pójścia po kolejnego drinka, jako wymówki. On po prostu... nie chce tam być, w tym rzecz. Liam miał rację, nie powinien przychodzić, ponieważ tu nie pasuje. Nie pasuje do napakowanych kolesi, ekscytujących się na mecz na ekranie, z rękoma owiniętymi wokół talii ładnych dziewczyn. Nie pasuje do odurzonej grupy, grającej w śmieszne gry bilardowe. Nie pasuje do tańczących ludzi.
 Nie ma tutaj miejsca dla Zayna.
 Kieruje się w stronę schodów, by zrobić sobie kolejnego drinka, ale grupa na dole blokuje mu przejście i nie czuje się w porządku, by ich ominąć, tylko po to, by dostać się do schodów. Zamiast tego, pochyla się w kierunku ściany i przełyka ostatnie krople swojego drinku, więc wygląda, jakby czekał, aby się przesunęli.
 Jego wzrok przesuwa się dookoła pokoju i ląduje na Liamie. Jest teraz na parkiecie, z plecami jakiejś dziewczyny, przyciśniętymi do jego klatki. Jego podbródek jest na jej ramieniu, a ręka na brzuchu, trzymając ich blisko siebie. ”You got me going crazy, you turn me on, turn me on" gra z głośników, kiedy oczy bruneta spotykają te jego. Ten uśmieszek rozciąga się na jego ustach i Zayn nie może się obrócić, nawet jeśli jego usta są przyciśnięte do jej szyi, a ta odchyla do tyłu swoją głowę. Nawet, gdy jego ręka zjeżdża wzdłu niej, niebezpiecznie blisko paska jej spódniczki. A on wciąż utrzymuje wzrok na Zaynie. "If you think you're gonna get away from me you better change your mind. You're going home, you're going home with me tonight."
 Zayn ciężko tupie w kierunku schodów.Wymija grupę bez mrugnięcia, zmierzając do kuchni, by zrobić sobie drinka, jak powiedział mu Niall.
 Tak, jak za pierwszym razem, jest ona całkiem pełna. Te same pary siedzą przy stole, ale teraz jest grupa, robiąca sobie drinki. Mulat czeka, aż skończą, by sobie też zrobić, ale kiedy znów, kieruje się do piwnicy, ktoś blokuje mu przejście.
 - Zayn, racja? – pyta koleś.
- Uh, tak – mówi wolno chłopak. – Mogę...
- Kto zaprosił kujona? – pyta ktoś za nim.
 Jego policzki palą. To nie tak, że to pierwszy raz, gdy jest na celowniku (co właśnie się tutaj dzieje, nie ma co do tego wątpliwości), ale to trochę zaskakujące. Myślał, że wszyscy wyrośli z tego gówna po liceum, ale najwidoczniej wciąż jest tak samo.
 - Przepraszam – odważa się, pr��bując przejść obok chłopaka, blokującego mu drogę.
 Koleś także się porusza, nie dając mu przejść. Ktoś za nim pyta: - Hej, może mógłbyś odrobić za mnie zadanie dla Benjamina?
 Facet przed nim wyszarpuje jego okulary z twarzy, zakładając je na siebie. Jego ręce zaciskają się po bokach, ale nie porusza się. Nie jest głupi, był w takich sytuacjach niezliczoną ilość razy. Najlepiej jest po prostu to przetrwać, dopóki nie odejdą, ponieważ nie czuje się w nastroju, na posiadanie skopanego tyłka. Wszyscy w tym pokoju przeważają nad nim jakieś czterdzieści kilogramów przynajmniej, i są kolegami z drużyny, co oznacza, że jeśli przejebiesz sobie z jednym, są szanse, że pozostali też się przyłączą.
 - Jak wyglądam? – pyta koleś w okularach. – Myślicie, że wyglądam na mądrzejszego?
- Nie starałbym się tego osiągnąć – mamrocze Zayn.
- Co to, kurwa, było?
- Powiedziałem...
- Ta, słyszałem cię – wypluwa koleś. – Co, myślisz, że jesteś od nas lepszy? To dlatego...
- Odpieprz się, Brad – słyszy Zayn, zanim Liam wchodzi do pokoju. Spogląda między wszystkimi przez dłuższy moment, zanim jego oczy lądują na mulacie, a wtedy szybko się po nim przesuwają. – Oddaj mu okulary.
- Daj spokój, Li – facet-Brad mówi. – Myślałem, że nienawidzisz tego kolesia.
- Oddaj mu okulary – mówi spokojnie i niebezpiecznie. – Teraz.
 Przewracając oczami, Brad to robi. Zayn składa je i ostrożnie zawiesza na swoim kołnierzu, zamiast założenia ich. Jest trochę oszołomiony, gdy omija tego kolesia na swojej drodze do korytarza. Czy Liam przyszedł, by go uratować? Czy to się naprawdę stało?
 Ktoś łapie go za ramię i rozpoznaje rękę bruneta, oczywiście. Na dobrą sprawę, dotykał praktycznie jego całego ciała. – Wszystko w porządku? – pyta, wyglądając na szczerze zainteresowanego. – Oni nie, jak...
 - Jest okej – mówi Zayn. ‘Dziękuję’ powinno być do tego dodane, ale nie może wydobyć tego słowa ze swoich ust.
- Mówiłem ci, żebyś nie przychodził – mówi. – Mówiłem ci, że nie powinieneś. Że tutaj nie pasujesz. I patrz, co się stało.
 Jak może mówić tak bardzo inaczej, po tym, co się stało w kuchni. Zayn tutaj nie pasuje, a wszystko, co się tam zdarzyło, było kilkoma kolesiami, potwierdzającymi to tak, jakby nie był tego świadomy, i musieli mu powtarzać, gdzie jego miejsce, w takiej sytuacji. No i jest Liam, robiący dokładnie to samo.
 Zamiast wylania na niego swojego drinka w sposób, jaki chce, pcha go w jego stronę. Ten bierze go z konsternacją na twarzy, a Zayn obraca się na swoich piętach, kierując się do drzwi. Nie spogląda do tyłu.
 Liam ma stuprocentową rację. Nie powinien przychodzić.
 W drodze do kampusu, wysyła Harry’emu i Louisowi wiadomość, mówiącą, że wyszedł. Niallowi też wysyła, ponieważ jest to winny temu kolesiowi. To nie wina blondyna, że jego przyjaciele i znajomi z drużyny są dupkami. Próbował być tylko miły, zapraszając go. Zayn myśli że, kiedy blondyn, zapytał się go, by przyszedł, nie wydawał się być świadomy tego całego statusu społecznego albo tego, że niektórzy ludzie po prostu się nie spotykają z innymi ludźmi. Po prostu tak to działa, ale nie wygląda to tak funkcjonować w umyśle Nialla.
 Ludzie wciąż świętują, kiedy wraca do akademika, nawet jeśli jest to środa. Przechodzi między nimi przez korytarz, wchodzi do otwartych drzwi z wydobywającą się muzyką i wie, że to musi się niedługo skończyć, aż ktoś nie zacznie narzekać i nastanie błoga cisza. Nie może się doczekać.
 Kiedy dociera do pokoju, zaklucza drzwi i spogląda w lustro, zanim burzy swoje włosy, tak, że wyglądają, jak zawsze, a wtedy gasi światło i kładzie się do łóżka.
 Jego telefon dzwoni sześć razy i wibruje z wiadomością na biurku, ale nie kłopocze się, by odebrać. Zamiast tego, naciąga poduszkę na głowę i obraca się twarzą do ściany, wmawiając sobie, że nie jest mu smutno. Nie przez tych dupków na imprezie, nie przez Liama, będącego dobrą osobą przez pięć sekund tylko po to, by wrócić po tym do siebie. Nie przez Liama migdalącego się z tą dziewczyną, która, według niego, wyglądała, jakby się do wszystkich kleiła.
 Musi być późno, druga albo trzecia, kiedy brunet wchodzi do pokoju. Zatacza się, a drzwi za nim głośno się zamykają i śmieje się z tego, zanim je zaklucza. Wpada na swoją szafkę i wydaje się, że potyka się o nic innego, jak swoje stopy (w każdym razie, tak to brzmi) i rzuca swoje buty w kąt, zanim-
 Kładzie się do łóżka za Zaynem, pachnąc jak pieprzony browar. A ten, napina się, zaciskając ręce na poduszce, by utrzymać ją na swojej głowie. Ale Liam łatwo ją z niego ściąga, nawet jeśli najwidoczniej, jest kurwa, nachlany, że naprawdę myśli, iż to jego łóżko.
 Tylko, że tak nie myśli. Wie, że jest to łóżko Zayna, ponieważ podwija pod głowę jego dodatkową poduszkę, zwija się w kłębek za jego plecami i szepcze ’Wracaj do spania’ z ustami na jego szyi.
 - Co robisz? – pyta cicho mulat. Noga Liama jest przerzucona przez jego uda, a ręka ciasno owinięta wokół jego brzucha w sposób, jaki była na tej dziewczynie, z którą tańczył, przyciągając ich bliżej. – Liam-
- Shh – nakłania go. Jego usta delikatnie pocierają gardło kruczowłosego do miejsca, gdzie jego szyja spotyka się z obojczykiem. – Jestem zmęczony. Idź spać.
 Zayn zamyka oczy relaksując się na to. Wmawia sobie, że to dlatego, że jest zbyt zmęczony. Że dzisiaj wydarzyło się po prostu – o wiele za dużo i może miło jest nie spać samemu, choć jeden raz. By czuć czyjeś bezpieczne ciepło. Więc zostaje idealnie nieruchomy, trzyma swoje oczy zamknięte i zasypia z Liamem za nim.
  *
  Budzi się rano na dźwięk swojego budzika, a Liam jęczy. I Liam leży w połowie na nim. W pewnym momencie w nocy, Zayn musiał się obrócić, a on najwidoczniej, wykorzystał szansę, i wpełznął na niego. Jest ciężki, a jego kończyny go przygniatają i pachnie jak alkohol w najgorszy sposób.
 - Co- Liam podnosi swoją głowę, spoglądając w dół na Zayna i ponownie jęczy. – Oh, Boże, będę musiał przebyć spacer wstydu (walk of shame) do mojej strony pokoju – mówi i zwija się z łóżka, upadając na podłogę. Przebiega ręką przez nieułożone włosy i znów na niego spogląda. – Czemu w ogóle byłem w twoim łóżku?
 Zayn się czerwieni i wie, o tym. To naprawdę dobre pytanie, ale nie wie, jak na nie odpowiedzieć. – Ty, uh, wróciłeś pijany – mówi, gdy Liam wydobywa z siebie niecierpliwy odgłos. – Nie wiem, okej?! Uwaliłeś się na moje pieprzone łóżko i byłem zbyt zmęczony, by cię wykopać.
 Liam patrzy się na niego nieczytelnym wzrokiem. – Więc my nie, wiesz?
 - Nie – mówi Zayn. Podnosi się ze złączonymi brwiami. Jest w złym humorze. Jest cholernie zmęczony. A Liam wkurza go, nawet jeśli nic dzisiaj nie zrobił. Może to pozostałości po wczorajszej złości są odpowiedzialne za jego dzisiejszy nastrój.
- Porozmawiamy o tych razach, gdy robiliśmy? – zastanawia się Liam.
 Zayn zamiera z ręką w połowie drogi do swojej szafki. Zasysa powietrze i otwiera ją, wyciągając czyste ciuchy, a wtedy ją zatrzaskuje. Wciąż jest zwrócony plecami do bruneta, gdy wolno mówi ‘Nie’. Nie chce kiedykolwiek o tym rozmawiać. Dokładniej mówiąc, chciałby się zachowywać, jakby to się nigdy nie wydarzyło. Technicznie rzecz biorąc, to nigdy nie wydarzyło się drugi raz.
 - To po prostu znów się stanie – mówi Liam do jego pleców.
 Zayn obraca się do niego ze zmarszczonymi brwiami. – Nie licz na to – drwi.
 Brunet wrednie się uśmiecha. – Może mnie nienawidzisz – mówi – ale to nie znaczy, że mnie nie pragniesz.
 Pieprzyć prysznic. Pieprzyć przebranie się. Mulat bierze swój plecak i zmierza do drzwi. – Właśnie tak, nie będzie! – krzyczy, zanim nimi trzaska.
 Pojawia się wcześnie na pierwszym wykładzie, ale jest wyprowadzony z równowagi. W prawdzie, to nudne zajęcia, ale zmusza się, by na nich uważać każdego dnia, w szczególności, gdy się zaczynają. Dzisiaj nie ma tego czegoś w sobie, by to zrobić. Ale to nie tak, że może je opuścić czy zerwać się z czegokolwiek, ponieważ nie zna nikogo ze swojej grupy i nie ma nikogo, kto pożyczyłby mu notatki, jeśli zdecydowałby zwiać.
 I odmawia, by dopuścić do siebie tą myśl z Liamem, komplikującym jego studenckie życie.
 Kiedy idzie na swoje drugie zajęcia tego dnia, torba zsuwa się z jego ramienia z wyczerpania. Mija tablicę ogłoszeń i zatrzymuje się. Limonkowo-zielona ulotka przykuwa jego uwagę, będąc zaskakująco jasną w kontraście z resztą czarnych i białych ogłoszeń.
 Charity Art Class, czyta wyraźny nagłówek. Jego oczy szybko skanują słowa tekstu. Najwidoczniej, są to sześciotygodniowe zajęcia artystyczne organizowane przez szkołę między połową listopada a rozpoczęciem się przerwy świątecznej, gdzie studenci uczą się amatorskiego malowania, rzeźbienia i rysowania dwa razy w tygodniu, na koniec których pójdą na aukcje, gdzie końcowa praca każdego studenta, zostanie sprzedana, a cały dochód zostanie przeznaczony na organizację charytatywną
 Nie pozostawili numeru, by zadzwonić, ale jest napisane, że wszyscy zainteresowani są mile widziani pierwszego dnia wprowadzającego, w poniedziałek w sali plastycznej nr 2 we wschodnim skrzydle o siódmej.
 Naprawdę nie ma czasu na coś takiego. Nie ma miejsca w jego planie na kółko plastyczne. Ale i tak, łapie się na wyciąganiu telefonu i robieniu zdjęcia tak, by nie pominął żadnych szczegółów. Byłoby miło zrobić coś tylko dla siebie. Coś, przez co nie musi się stresować. Coś, dla rozrywki.
 Podczas trwania zajęć nie jest co do tego pewny, ale gdy zmierza potem do swojego pokoju, rezygnuje, zamiast tego, zmierzając do Harry’ego i Louisa. Tym razem, na tablicy jest napisane Louis wyszedł, Harry jest w środku i Zayn cicho puka, zanim otwiera drzwi.
 Harry spogląda na niego z nad swojego laptopa, którego ma na klatce, leżąc na poduszkach. – Hej – mówi, a wtedy psika i wypuszcza nędzny dźwięk. – Chodź usiąść.
 Zayn zamyka drzwi i ostrożnie na niego spogląda. – Jesteś chory?
 - Trochę – przyznaje chłopak. Znów psika i sięga po chusteczkę na stoliku obok niego. – Okej, bardzo. Myślę, że mam grypę.
- Więc zostanę tutaj – mówi, opadając na łóżko Louisa. – Potrzebujesz czegoś? Mogę iść kupić ci coś do picia albo jedzenia, albo...
- Nie, jest okej– zapewnia go Harry. – Louis kupuje dla mnie zupę i Advil. Będzie dobrze.
 Zayn kiwa głową i bębni palcami o kolana. Brunet ściąga z siebie laptopa i obraca się twarzą do mulata, gdy ten mówi: - Więc są, jakby zajęcia plastyczne albo coś takiego, zaczynające się w poniedziałek i pomyślałem, znaczy, naprawdę nie mam pieniędzy i muszę jeść tygodniami na stołówce, zamiast – nieważne. Ale brzmi trochę fajnie.
 - Te świąteczne, tak? – pyta Harry. – Z aukcją na koniec? – mulat przytakuje. – Pójdę z tobą, jeśli o to pytasz. Brzmi fajnie.
- Naprawdę?
- Tak – chrypie Harry. – Jak poczuję się lepiej. To tak, jakby pociąg we mnie uderzył. Wczorajszej nocy dobrze się czułem, ale obudziłem się dzisiejszego ranka, czując się jak nieżywy. To jak kac z przeziębieniem i to naprawdę, naprawdę do dupy.
 Zayn poddaje się, przechodząc przez pokój, by usiąść obok Harry’ego, niech zarazki się pieprzą. Odsuwa nieco wilgotne loki z jego twarzy, a oczy chłopaka się zamykają. Jest gorący, jakby się palił i jest blady, oprócz jego jaskrawo-gorączkowych policzków. To martwi Zayna tylko trochę, ale wie, że Louis nigdy nie pozwoli, by Harry’emu stała się krzywda. Nie, żeby naprawdę mógł walczyć z chorobą, ale jest pewny, że niebieskooki i tak, będzie cholernie mocno próbował.
 - Cieszę się, że jesteśmy przyjaciółmi – szepcze Harry. – Jesteś dobrą osobą, Zayn. I myślę, że to głupie, że uprawiasz seks ze swoim współlokatorem.
 Mulat parska śmiechem. – Czy to gorączka przemawia?
 - Może – przyznaje Styles. – Ale to i tak, głupie - ziewa i mruga swoimi jasnozielonymi oczami na mulata. – Rzecz z przyjaciółmi z korzyściami nigdy nie działa.
- Więc dobrze, że Liam i ja nigdy nie byliśmy przyjaciółmi – mówi Zayn. Nie, żeby mieli jakąkolwiek inną relację z jakimkolwiek rodzajem korzyści. Są po prostu dwójką ludzi, dzielącą przestrzeń, którzy nienawidzą się i tak, jakby spiknęli się dwa razy, dając porwać się chwili. To wszystko. Wypadek, który zdarzył się dwa razy, ale nie zdarzy się już nigdy więcej, bez względu na to, co mówi Liam.
 - Okej, Zayn – mamrocze Harry. - Okej.
 Louis wraca do pokoju, zanim mulat może zacząć się z nim o to kłócić. Ma mokre ciuchy zwisające z jego ramion, dwie butelki wody, Advil, pojemnik Styrofoam z pokrywką, łyżeczkę niestabilnie na nim umieszczoną, i wciąż zapakowaną tabliczkę czekolady zwisającą z jego ust. Wydaje wkurzony odgłos przez czekoladę, a Zayn wstaje, by wziąć ją z jego ust oraz zupę.
 - Dziękuję – mówi. – I Harry, nie mieli kurczaka z makaronem, ale zamiast tego wziąłem ci krem brokułowy. Okej?
- Bardziej, niż okej – mówi słabo brunet, trzymając swoją rękę na zamkniętych oczach. – Brzmi idealnie.
 To kłamstwo. Zayn zna Harry’ego tylko kilka miesięcy, ale spędzili wiele czasu, jedząc razem. Harry nienawidzi kremu brokułowego, a wie to przez to, że chłopak marszczy swój nos za każdym razem, gdy mulat go je i odmawia spróbowania, nawet jeśli jest tylko to do zjedzenia. Ale, kiedy Louis ściąga pokrywkę i trzyma miskę, mieszając w niej, chłopak wyczyszcza ją w około minutę. Zayn myśli, że ma to pewnie więcej wspólnego z tym, że nie chce zranić szatyna, ni�� z jego chorobą.
 - Pójdę już – mówi mulat. – Myślę, że Louis się tobą zajmie.
- Do zobaczenia, Zayn – woła za nim Harry. Louis jest zbyt zajęty gruchaniem do niego, by się pożegnać.
- Tak, właśnie – odpowiada.
  Pomimo faktu, że jego przyjaciel jest chory, chłopak jest w świetnym humorze, gdy wraca do swojego pokoju i nawet obecność Liama  go nie irytuje. Pewnie dlatego, że ten śpi, i kiedy jego chrapanie jest wkurzające, jest się z nim o wiele łatwiej pogodzić, niż z odgłosami, które wydaje, gdy jest przytomny.
 Bierze książkę ze swojej półki i rozkłada się na łóżku. Minęło trochę czasu, od kiedy sobie zwyczajnie, trochę poczytał, nic na zajęcia, tylko dla przyjemności. Może niektórzy ludzie nie lubią ponownego czytania tej samej książki, ale tą przeczytał osiem razy i jest tak dobra, jak za pierwszym razem. Kocha czytać książki, szczerze. Lubi wyłapywać te ważne szczegóły, które przeoczył ostatnim razem. Lubi powracać do starych postaci, jak do dawnych przyjaciół.
 Jest na około setnej stronie, kiedy ktoś puka do drzwi. Liam obraca się w swoim łóżku i burczy: - Otwórz, Zayn – zanim zarzuca rękę na oczy. Mulat robi na niego minę, ale zaznacza stronę i idzie do drzwi.
 Louis stoi po drugiej stronie, z zawstydzonym uśmiechem na swojej twarzy. – Harry chciał wiedzieć, czy mógłby pożyczyć jedną z twoich książek. Mówi, że jest zbyt wyczerpany, by oglądać film, a to jest tak trochę rzecz, którą robimy, gdy jest chory. Czytam mu, udaje, że słucha, odpływa. Ale nie mam nic w swoim pokoju, oprócz podręczników z chemii i myślę, że odpłynąłbym przed nim, jeśli bym to czytał.
 Zayn otwiera szerzej drzwi. – Jasne – mówi. – Weź coś z półki.
 Louis przytakuje i staje na łóżku mulata, by ich dosięgnąć. Nie patrzy nawet na tytuł, ani nie czyta opisu z tyłu. Po prostu bierze pierwszą, lepszą książkę i ją wyciąga. – Tak przy okazji – dodaje w drodze do drzwi. – Harry wspominał o kółku artystycznym, na które oboje chcecie iść. Jest jakaś ograniczona liczba osób, by się zapisać? Czy też mogę dołączyć?
 - Ulotka nic o tym nie mówiła – przyznaje Zayn. – Ale powinieneś przyjść. Kurs jest za darmo, więc nawet, jeśli to czas, który wszyscy tracimy, to jest to tylko godzina albo coś.
- Fajnie – mówi radośnie Louis. – Gdzie i kiedy?
- Poniedziałek w sali plastycznej nr 2 o siódmej.
- Świetnie. Dzięki – szatyn klepie Zayna w ramię, zanim idzie wzdłuż holu.
 Mulat zamyka i zaklucza za nim drzwi, wracając do swojej książki. Czyta jakieś pięć stron, zanim Liam stęka i przewraca się. Sześć i Liam znów powraca na drugą stronę łóżka. Dziewięć i Liam wydaje z siebie niski, gardłowy odgłos z tyłu swojego gardła. Piętnaście i Liam jęczy, więc Zayn zatrzaskuje swoją książkę i siada.
 - Obciągasz tam sobie? – żąda.
 Liam dyszy. – Nie. Myślę, że umieram.
 Mulat dobrze mu się przygląda. Czerwone policzki, szklane oczy, obfite pocenie się. Ma skopany z siebie koc i jest skulony w żałośnie wyglądający, umięśniony kłębek. – Cholera – mówi. – Ty też jesteś chory?
 Brunet znów jęczy, ale ma siłę, by warknąć. – Nie, czuję się fantastycznie, kurwa.
 Zayn przegryza swoją wargę. Wygląda całkiem żałośnie. Tak bardzo, że nawet on czuje się trochę źle z tego powodu. Tylko, że Liam nie jest jego przyjacielem, Liam nie jest kimś, kogo chociaż trochę lubi; Liam jest naprawdę, naprawdę nie jego problemem. – To naprawdę, do dupy, Liam – mówi apatycznie, zanim powraca do książki.
 - Kurwa, nienawidzę cię – jęczy. – Myślę, że nienawidzę cię bardziej, niż kogokolwiek w całym moim życiu.
 Mulat rzuciłby mu wrogie spojrzenie, ale to byłoby wysiłkiem, więc zamiast tego, mruczy pod nosem w zgodzie i przewraca stronę. Dziesięć minut później, brunet wraca do snu, a Zayn staje, by się rozciągnąć. Liam przewraca się, ale nie wygląda, jakby się obudził i Zayn zaklucza w sobie winę w malutkim pudełku i wyrzuca kluczyk, odmawiając jej uwolnienia.
 Opuszcza pokój, tylko po to, by uciec od niedorzecznych jęków bólu, które Liam wydaje co minutę, jak w mechanizmie zegarkowym. Ale nie może iść wzdłuż korytarza, by odwiedzić Louisa i Harry’ego, ponieważ zdaje sobie sprawę, że brunet próbuje teraz zasnąć. A świetlica jest wypełniona ludźmi, gdy tam dociera, więc idzie po schodach i wychodzi na świeże powietrze.
 Po chwili kończy swojego papierosa, idzie prosto do kawiarni i zamawia sobie picie, a wtedy prosi o miskę jakiejkolwiek zupy mają, zanim zdaje sobie sprawę, co robi. Naprawdę nie ma pieniędzy. Jego budżet jest całkiem mały, ale…
 - Na wynos czy na miejscu? – pyta kobieta za ladą.
- Na wynos.
 Zayn ‘żongluje’ gorącym opakowaniem zupy i kawą przez całą drogę do swojego pokoju. Liam wciąż śpi, więc mulat odkłada obie rzeczy i potrząsa nim, by się obudził. – Liam – namawia. – Liam, obudź się.
 Oczy bruneta powoli mrugają, otwierając się. Są zaczerwienione i zmęczone, a troska kipi w środku Zayna, zanim może się powstrzymać. Kładzie rękę na jego czole i krzywi się na to, jak gorące jest, a palce bruneta zataczają kółeczka na jego nadgarstku, zostawiając je tam przez chwilę, zanim opadają. – Zabij mnie – jęczy. – Wiem, że o tym myślałeś. Po prostu to zrób. Błagam cię.
 Zayn przewraca oczami na dramatyczność. – Przyniosłem ci zupę – mówi. – Jeśli chcesz, jest na biurku.
 Liam nie porusza się, a mulat wraca do książki, nie czując się dłużej winny. Spełnił swoją część. Liam, po raz kolejny, nie jest jego problemem. Śmiertelnie chory, czy nie.
 W końcu brunet siada, burcząc opryskliwe – Dzięki – zanim je zupę. Pachnie dobrze i Zayn pluje sobie w brodę, że oddał ją, zamiast zatrzymać dla siebie. A w szczególności, za danie jej Liamowi, ponieważ siorbie i wydaje z siebie denerwujące odgłosy przez cały czas, gdy je; Zayn po prostu chce czytać swoją cholerną książkę.
 Piętnaście minut później, Liam pyta: - Myślisz, że mógłbyś – mam na myśli, nie musisz, ale…
 Zayn jęczy i zatrzaskuje swoją książkę. – Co chcesz?
 - Na mojej szafce są drobne – tłumaczy brunet. – Myślisz, że mógłbyś, um, przynieść mi napój z automatu?
 Zayn waha się, ale i tak wstaje, przemierzając pokój, by wziąć dolara z pieniędzy na szafce. – Co chcesz?
 - Mountain Dew – odpowiada Liam. – Możesz wziąć pieniądze, by dla siebie też coś wziąć.
 Zayn tak robi. Zapłacił za tą zupę ze swojej kieszeni i nie czuje się winny z powodu dwóch bucksów, które bierze, by kupić sobie coś z automatu. Plus, automaty są na parterze. To trzy piętra. Zayn na to zasługuje.
 Bierze Liamowi napój, a sobie paczkę chipsów, zanim powraca do pokoju. Brunet jest teraz zakopany w kocu, jakby z ognistego upału do mrożącego zimna. Wyciąga trzęsącą rękę po napój, a Zayn mu go podaje. – Dzięki.
 - Cokolwiek – mówi Zayn.
 Kiedy myśli, że to wszystko, że Liam znów zasnął, w końcu pozwalając mu, na trochę ciszy i spokoju, słyszy: - Myślisz, że mógłbyś…
 Zayn siada. – Co tym razem? – warczy.
 Liam nie wygląda nawet na zawstydzonego. Ma koc podciągnięty do brody, owinięty wokół swojej szyi i znów jest zwinięty w kłębek. – Mój���mój sweter – mówi, szczękając zębami. – Zamarzam tutaj.
 Zayn przemierza pokój i otwiera pierwszą szafkę, a wtedy drugą. – Który? – pyta. – Masz ich, z jakieś dziesięć.
 - Obojętnie – odpowiada słabo Liam. – Jest mi tak zimno.
 Mulat bierze najcieplejszy, jaki może znaleźć i rzuca go w kierunku bruneta. – Teraz, idź, kurwa, spać – mówi. – Chyba, że chcesz iść do szkolnej pielęgniarki-
 - Nie – jęczy chłopak. – Powiedzą mi tylko, żebym spał i pił ciecze. Mogę robić to tutaj, bez potrzeby chodzenia piętnaście minut.
- Rób co chcesz – mówi Zayn. Wraca, by usiąść na swoim łóżku, ale w ostatniej sekundzie oferuje, ponieważ ma nadzieję, że jeśli Liam poczuje się lepiej, będzie mniej irytujący. – Mogę iść do Lou po Advil, jak chcesz.
- Naprawdę? – Liam brzmi na tak wdzięcznego, że sprawia, iż Zayn czuje się jak kutas. – Nie musisz.
 Mulat jest za drzwiami, zanim może odpowiedzieć. Idzie wzdłuż korytarza, lekko pukając do drzwi, ponieważ są zakluczone, a na tablicy jest teraz napisane ‘Harry jest chory. :(‘. Louis otwiera je sekundę później, już uciszając Zayna, zanim ten cokolwiek powie.
 - Śpi – szepcze szatyn. – Co chcesz?
- Advil – mówi Zayn. – Liam też jest chory.
 Łagodna ekspresja Louisa, przemienia się we wredny uśmieszek. – Więc opiekujesz się swoim chłopakiem?
 - Po prostu daj mi dwie tabletki, Louis – mówi Zayn, bez emocji.
- Oh, okej – chłopak zamyka drzwi i znika na chwilę. Kiedy powraca, trzyma buteleczkę z odkręconą nakrętką i mulat wyciąga rękę, więc ten, wysypuje mu na nią kilka tabletek. Kiedy palce Zayna zamykają się, Louis dodaje: - Mell z 209 mówiła, że jej współlokatorka też to miała dwa dni temu. Powiedziała, że jutro przejdzie. Powiedz Liamowi, jeśli chcesz.
 Zayn przytakuję i dziękuje mu, zanim powraca do pokoju. Brunet siedzi, czekając na niego, a mulat wręcza mu tabletki, nie patrząc, gdy podrzuca nimi i połyka je, bez popijania. – Jutro powinieneś się lepiej poczuć – mówi Zayn. – Ty i Harry najwidoczniej, nie jesteście jedynymi. Ale, jeśli mnie zarazisz, będziesz chciał, by to ta rzecz, cię zabiła.
 - Okej – mamrocze Liam. Wtedy, ciszej: - Dziękuję ci, Zayn. Naprawdę.
- Cokolwiek – mówi znowu mulat.
 Tym razem, brunet już mu nie przeszkadza, a Zayn kończy książkę, zanim będzie późno i jest zmęczony. Przed tym, jak wyłącza światło, pochyla się nad Liamem i znów sprawdza jego czoło. Wciąż śpi i poci się, ale nie jest już taki gorący.
 Chłopak gasi światło i kładzie się do łóżka.
  *
  - Będziemy się spotykali w poniedziałki o siódmej i w środy o ósmej w tym pokoju – kontynuuje instruktor, a Zayn poprawia się na swoim siedzeniu, próbując znaleźć więcej komfortu na plastikowym krześle Naprzeciwko niego, Louis odchyla się na swoim, by zobaczyć kobietę z przodu sali, ale nie słucha. Zayn może to powiedzieć. Ma ten zdystansowany, znudzony wyraz twarzy. – Opłata za zapisanie się to czterdzieści dolarów, ale wszystko pójdzie na zaopatrzenie, którego będziecie używać podczas trwania zajęć. Dla klasy, będę waszą przełożoną, kiedy trójka moich najbardziej utalentowanych studentów będzie was prowadziła przez różne gatunki sztuki, ucząc was na zajęciach. Jeśli-
 Drzwi do sali się otwierają, a ktoś zerka, wyglądając na trochę zawstydzonego. – Przepraszam za spóźnienie – mówi. – I przepraszam za przerwanie.
 - Nie martw się Liam – mówi miło instruktorka z uśmiechem tylko dla niego. – Ładnie grałeś na ostatnim meczu, jeśli mogę dodać.
 Kilka ludzi wydaje z siebie odgłosy zgody, a Zayn wkłada tak dużo, pogardy do swojego wrogiego spojrzenia, jak może, kiedy Liam szybko przemieszcza się w stronę stołu, który mulat dzieli wraz z Louisem, Harrym i jakąś dziewczyną z kolczykiem w nosie i włosami dłuższymi, niż Zayn kiedykolwiek widział. Wślizguje się na krzesło obok mulata z szerokim uśmiechem i z nogami głośno podskakującymi na podłodze.
 -…praca będzie waszym wyborem, każda z nich, będzie odpowiadała jednemu z trzech etapów nauczania na tych zajęciach. Dziewiętnastego grudnia będziemy prowadzili aukcję, w czasie corocznych obchodów świąt i-
 - Co ty tutaj robisz? – syczy Zayn, pochylając się bliżej ku Liamowi, ale nie spuszczając swojego wzroku z przodu sali.
 Chłopak wzrusza ramionami. – Pomyślałem, że mogę uczęszczać na dodatkowe zajęcia oprócz futbolu – mówi zwyczajnie. – Sprawdziłem i żadne z tych zajęć nie są w dni, gdy mam treningi, więc – kolejne wzruszenie ramionami, a Zayn naprawdę, odmaszeruje na tył sali, gdzie są materiały, weźmie pędzelek i włoży go do pieprzonego gardła Liama.
 - Nawet nie lubisz tego gówna – argumentuje. – Jak się w ogóle o tym dowiedziałeś?
- Nie wiesz co lubię, a czego nie – odpiera brunet. – I wspomniałeś o tym Louisowi, gdy byłem w pokoju.
 Mówi z uśmieszkiem, potwierdzając podejrzenia Zayna. Tylko on go tutaj irytuje. To jedna rzecz, którą robił, by się zrelaksować, którą robił dla przyjemności i oczywiście, Liam musiał to zrujnować. Oczy-kurwa-wiście. Ale spieprzy, jeśli nie będzie się o to kłócił z Liamem. Odpuści na teraz, ale tak szybko, jak wyjdą z tej sali, zabije go. Brutalnie i niechlujnie. Przyjmie dożywotni wyrok, nic go to nie obchodzi.
 Teraz stara się zrelaksować i skupić. Ale ledwo co słyszy kolejne słowa instruktorki, ponieważ jest zbyt zajęty kipieniem ze złości i próbowaniem nie zwracania uwagi na Liama, kiedy równocześnie zauważa każde jego mrugnięcie. -…potrzebuję to na środę, tak jak opłaty zapisania się w postaci czterdzieści dolarów. Jest tylko trzydzieści wolnych miejsc, więc im szybciej złożysz aplikację, tym większe szanse dostania się. Jakieś pytania?
 Kilkoro ludzi podnosi swoje ręce, ale Zayn obniża się na swoim siedzeniu, prawdopodobnie dąsając się jak dziecko. Nie może na to nic poradzić. A kiedy dostają formularze zgłoszeniowe w drodze do wyjścia, jest pierwszym, by wyjść z sali, nawet jeśli siedział z tyłu. Składa formularz na dwa razy i wsuwa go do kieszeni, zanim popycha drzwi na korytarz.
- Wszystko w porządku? – pyta Louis, gdy on i Harry wychodzą z sali.
 Zayn krótko przytakuje. – Jest okej.
 - To czemu wyglądasz, jakbyś miał kogoś uderzyć w jaja?
 Zayn krzyżuje swoje ramiona na klatce i ignoruje ich. – Jest okej. Złapię was później.
 Louis wygląda, jakby chciał zostać w miejscu, ale Harry chwyta go za ramię i przyciąga. Mulat patrzy, jak reszta przeciska się, wydostając się z sali, niektórzy w grupach lub parach, niektórzy samotni. Liam wychodzi ostatni, jego formularz jest mocno ściśnięty w ręce. Przechodzi tuż obok Zayna, jakby go tam nie widział, z uśmieszkiem na swoim miejscu.
 Zayn truchta za nim. – Nawet nie będzie ci się podobało – mówi. – No weź, robisz to tylko, by mnie wkurzyć.
 Brunet wzrusza ramionami. – Może mi się spodobać – zaprzecza. – Kto wie, może odkryje w sobie nowy talent.
 - Liam – jęczy wkurzony Zayn. – Pozwól mi na tą jedną, pieprzoną rzecz. Naprawdę musisz wtrącać się, do każdego aspektu mojego życia?
- Do jakiego innego aspektu twojego życia się wtrącam? – zastanawia się brunet, gdy otwiera drzwi, by wyjść na zewnątrz.
 Drzwi prawie uderzają Zayna w twarz, ale przytrzymuje je ręką w ostatniej sekundzie i śpieszy za Liamem. – Wiesz co w ogóle znaczy to słowo? – nie może się powstrzymać, by zapytać.
 Liam rzuca mu spojrzenie. – Biorę te zajęcia, Zayn, i nie możesz z tym nic zrobić.
 Mulat sięga, chwytając jego ramię. Szarpie za jego koszulkę, a ten natychmiastowo odwraca się, przybliżając się bardziej, niż to konieczne. Mruga na niego, a słowa zamierają mu w gardle. Ale wtedy widzi wystający z jego kieszeni formularz, więc bierze go gotowy, by rozerwać go na kawałki. Tylko, że palce Liama zawijają się na jego nadgarstku, zatrzymując go i przyciągając nawet bliżej.
 - Wiesz, jak bardzo atrakcyjny jesteś, gdy się wkurzasz? – pyta brunet. Pochyla swoją głowę, z ustami muskającymi ucho Zayna i rękoma jeżdżącymi po jego plecach. – Teraz, przestań się ze mną kłócić i wróćmy do pokoju. Nie mogę się doczekać, aż będę cię miał-
- Nie wydarzy się (Not happening) – mówi Zayn. Odpycha ramiona Liama i odchodzi. – Ostatni raz był ostatnim razem. To się kurwa, nie wydarzy.
 Brunet łatwo za nim nadąża. – Naprawdę? – chichocze. – Czemu mam wrażenie, że mówisz to, by poczuć się lepiej?
 - Pieprz się – wypluwa Zayn.
 Idą tak całą drogę do akademika. Mulat ciężko tupiący, mijający wszystkich ze złączonymi brwiami i schyloną głową, a Liam dumnie idący obok niego, jakby rozkoszował się tym, jak wkurzony jest mulat. Zayn chce go udusić. Chce przytrzymać go przy trawie i świętować w miejscu, gdzie jego plecy uderzają o błoto, a wtedy Zayn by-
 Potrząsa głową, wyrzucając fantazję, kiedy pociąga za drzwi do ich akademika, otwierając je szeroko, wystarczająco szeroko dla Liama, by łatwo się za nim wślizgnąć. Obydwoje uderzają stopami o schody, a Zayn chce się obrócić i znów na niego nakrzyczeć, ale tylko idzie. W górę schodów, na ich piętro. Mijają ludzi na korytarzu, dwójka z nich wykrzykuje Liamowi gratulacje, tak, że odwraca się radosny i zadowolony.
 Oczywiście, ich drzwi są odkluczone, coś co jest nawykiem Liama, nieważne jak wiele razy, Zayn za to na niego krzyczy. To tylko dolewa oliwy do ognia. Szybko podchodzi do biurka przy oknie, gdy tylko wchodzi do pokoju, a wtedy odwraca się, gdy Liam zaklucza drzwi.
 - To się nie wydarzy – mówi stanowczo. – Okej? Nie wydarzy.
 Liam wzrusza ramionami ze środka pokoju. – Okej.
 Przez moment, Zayn nad tym debatuje. Sprawdza wszystkie możliwe opcje. Mierzy wszystkie za i przeciw. To zły pomysł, kolejny raz poddać się Liamowi. To okropny pomysł. Głupi i bardzo żałuje tych ostatnich dwóch razów. Nie ma mowy, że nawet rozważałby ponowne tego zrobienie. Nigdy w przeciągu miliona lat.
 Zayn podchodzi do Liama, chwytając go za biodra. Chciałby móc spalić go swoimi palcami, tak jak on pali go razem z jego duszą. – Nie wydarzy – powtarza, kiedy podciąga jego koszulkę. Ramiona bruneta posłusznie się unoszą, gdy zszarpuje z niego ubranie, rzucając je byle jak, na jego łóżko. – Nie mam zamiaru znów się z tobą przespać.
 - Jasne – mówi Liam. Jego usta sięgają na szyję Zayna, a ten odrzuca głowę do tyłu. – Możesz to powtarzać, jeśli to ci pomaga.
 Mulat drapie swoimi paznokciami wzdłuż jego pleców. – Nie wydarzy – jęczy. – To jest – to jest ostatni raz.
 - Mhm – Liam pochyla się, jego ręce wędrują pod uda Zayna, łatwo go podnosząc. Nogi chłopaka automatycznie owijają się wokół jego talii, a brunet dodaje: - Biurko. Będę cię pieprzył na biurku, okej?
 Ten przytakuje. – Tak.
 Normalnie, jego laptop byłby na biurku, ale przełożył go, zanim wyszedł. Wszystko, co teraz na nim jest, to książki, blok papieru i długopis. Liam skopuje krzesło i trzyma Zayna jedną ręką, kiedy zamachuje się, oczyszczając biurko, zwalając wszystko na podłogę, jak w naprawdę, złym porno.
 To właściwie nie jest delikatne, sposób, w jaki Liam mocno odstawia go na biurko. Ale nie jest to także sposób, w jaki mulat mocno drapie jego plecy czy gryzie jego skórę, kiedy zszarpuje jego jeansy i bokserki, wpychając w niego śliskiego palca. Tym razem, brunet to przeciąga, tłumiąc chichot naprzeciwko jego skóry, kiedy powoli go otwiera, Zayn słabo próbuje go pośpieszyć, kiedy gryzie pulchne miejsca jego dłoni, by nie wydawać z siebie dźwięków.
 Kiedy brunet się w niego wbija, mulat utrzymuje się na wewnętrznej stronie swoich dłoni, z nogami wokół jego talii, a ten ma dłoń w jego włosach, ciągnąc za nie za mocno. Plecy mulata wyginają się w łuk, a jego głowa próbuje się na czymś oprzeć. Kiedy dochodzi, brudząc spermą drewno biurka, ciało Liama zakrywa jego.
 Po tym, wychodzi z niego, ostrożnie podnosząc go z biurka, delikatnie kładąc go na łóżku. Zayn pada na nie, zmęczony na śmierć, by zrobić coś więcej. Z tyłu swojego umysłu, myśli, że prawdopodobnie powinien się okryć, dopóki leży na nim z rozwalonymi kończynami, kompletnie odkryty, ale musi się wyczyścić, zanim okryje się kocem.
 Liam rzuca mu ręcznik przez pokój, a Zayn męczy się, by go złapać. Siedzenie sprawia mu wysiłek. Poruszanie swoimi nogami, które są jak galareta, nie wystarczająco mocne, by go utrzymać, sprawia mu wysiłek. Liam, z drugiej strony, wygląda miewać się dobrze, gdy zakłada swoje bokserki plecami do mulata.
 - Powinniśmy zrobić z tego nawyk – mówi brunet, próbując kompletnie zwyczajnie, nawiązać rozmowę
- Naprawdę, nie powinniśmy – burczy Zayn. – Powiedziałem ci, to był ostatni raz.
 Liam odwraca się, a wtedy mulat podciąga pod siebie koc. - Ciągle to powtarzasz, ale myślę, że obydwoje wiemy, że nie masz tego na myśli. Ale, naprawdę, powinniśmy…mam na myśli, zamiast kłócenia się. Co jeśli po prostu – wyładowywalibyśmy frustrację w taki sposób? Wydaję się, że mogłoby to całkiem dobrze wypalić.
 Zayn patrzy na niego, marszcząc brwi. – Sugerujesz, żebyśmy pieprzyli się, zamiast kłócenia?
 - Myślę, że to lepsze od uderzenia cię w twarz – wzrusza ramionami brunet, sięgając po swoją koszulkę. – To wydaję się być dobrą alternatywą.
- Jak…przyjaciele z korzyściami? – wyjaśnia Zayn. – Minus część z przyjaciółmi.
- Dokładnie – Liam zapina swoje jeansy. – Przemyśl to. Ja wychodzę.
- Gdzie? – pyta, zanim może się powstrzymać.
 Liam rzuca mu dziwne spojrzenie. – Jeśli byłby to którykolwiek z twoich interesów, powiedziałbym ci – mówi, w drodze do drzwi.
 Naprzeciwko pokoju, telefon Zayna wydaje z siebie dźwięk i wibruje w kieszeni jego jeansów. Siada, rozglądając się dookoła i znajdując swoje porozrzucane rzeczy. Jedna z jego skarpetek jest na łóżku bruneta, a druga na jego szafce. Bokserki zwisają z krawędzi łóżka mulata, a jeansy są na podłodze obok koszulki. Kurwa.
 Powoli wyczołguje się z łóżka, napinając uda. Kiedy ma na sobie bokserki, wyciąga swój telefon z jeansów i otwiera wiadomość od Harry’ego.
 Po prostu upewniam się, czy jest okej?
 Zayn jęczy i wysyła mu: prawie nagi i smutny, ale jest okej.
 Odpowiedź jest niemal natychmiastowa. Mulat nie może zrozumieć, jak chłopak miał wystarczająco czasu, by napisać słowa: mówiłem ci, żeby nie pieprzyć się ze współlokatorem. Potrzebujesz, żebyśmy przyszli cię z Louisem pocieszyć? w tak krótką ilość czasu.
 Zayn mówi mu, że nie i wyłącza swój telefon. Harry ma rację, mówił mu, żeby tego nie robić. I on mówił sobie, by tego nie robić. Więc, dlaczego zrobienie tego jeszcze raz, brzmi jak bardzo wspaniały i świetny pomysł?
  *
  - Fajna alpaka, Louis.
 Szatyn rzuca Harry’emu złowrogie spojrzenie i zakrywa swój obraz. – To pies – syczy. – Dupek.
 Ołówek Zayna przesuwa się po kartce, bardziej cieniując, niż tworząc coś z ostrymi krawędziami. Zajęcia są tak, jak oczekiwał, niezłą zabawą. To nie do końca jest dla niego wyzwaniem tak, jak jest to dla, powiedzmy, Louisa, ale wciąż mu się podoba. I to tylko godzina, dwa razy w tygodniu, która nie pierdoli mu jego planu tak bardzo, jak martwił się, że będzie. Plus, ma okazję spędzić ten czas przy stoliku z Harrym i Louisem, śmiejąc się z nieudanych prób malowania szatyna i dopingując niepewne, ale dość utalentowane prace Harry’ego. Próbując zignorować fakt, że Liam siedzi dokładnie obok niego.
 Brunet jest tak beznadziejny, jak Louis. Wyglądał na kompletnie zagubionego przez instrukcje i demo. Wyglądał na kompletnie zagubionego, kiedy student sztuki, który został przydzielony im do pomocy z tą częścią zajęć, próbował mu pomóc. Właściwie, to jest możliwie gorszy, niż Louis, ale kiedy ten, wkurza się i jest uszczypliwy, Liam robi się…kapryśny i sfrustrowany.
 - To takie głupie – mamrocze brunet.
 Zayn uśmiecha się do niego szyderczo. – Tylko dlatego, że nie umiesz, nie czyni tego głupim.
 - Łatwo ci mówić – narzeka. – Naprawdę, mogę powiedzieć, czym będzie twoja praca. Jestem bezradny.
 To prawda. Stu procentowa prawda. Nawet instruktorka, próbowała pomóc Liamowi, zanim zrobiła minę i błądziła wzrokiem, kiedy zdała sobie sprawę, że nie ma dla niego nadziei. Cokolwiek teraz rysuje, wygląda, jak jakaś krzywa plama z nosem. Albo myśli, że to nos. To równie dobrze mógłby być penis.
 - Zgadzam się z Liamem – postanawia Louis. Odkłada swój ołówek. – Rysowanie jest głupie. Nie mogę doczekać się piątku, kiedy zaczniemy rzeźbić.
 - To nie jest całkiem głupie – argumentuje Harry. – Mam na myśli, nie całkiem, prawda?
 Louis bierze od zielonookiego jego rysunek, podnosząc go do swojej twarzy. – Okej, nie całkiem – łagodnieje. – Ale to dlatego, że jesteś utalentowany. Naprawdę utalentowany, Harry. Właściwie, to powiesimy to w pokoju. Może zawiesimy go na drzwiach obok tablicy, żeby wszyscy mogli podziwiać.
 Chłopak uśmiecha się promiennie, a Zayn patrzy obrazek, otwiera swoje usta, a Louis uderza go pod stołem, zanim ten może coś powiedzieć. To nie tak, że powiedziałby coś złego. To wcale nie jest zły rysunek. Jest całkiem dobry jak na kogoś, kto przyszedł tu, bez znajomości tego, jak się to wykonuje. Ale nie jest wystarczająco dobry, by potwierdzić reakcje szatyna.
 Liam wydaje z siebie odgłos wkurzenia i pociąga szorstko swoim ołówkiem na papierze, bazgrząc na ćwiczeniowych rysunkach, którym im dano, by nad nimi popracować.
 - Przestań tyle myśleć – łapie się Zayn na mówieniu do niego. – Tak bardzo próbujesz być w tym idealny, ale to nie wydarzy się, tak po prostu.
 Liam spogląda na niego z rozdziawionymi ustami. Potrząsa głową i jego wyraz twarzy znika. – Jestem w tym okropny, jestem pewien, że to wiesz i tylko czekasz na właściwy czas, by się roześmiać.
 Czemu to sprawia, że czuje się źle? – Jesteś okropny – przyznaje Zayn, a Liam marszczy brwi. – Ale nie gorszy, niż Louis.
 - Niegrzecznie – mówi Louis z naprzeciwka. – Faktycznie, ale niegrzecznie.
 To nie wydaje się pomagać Liamowi, który zrzuca swój ołówek na stół. – To upokarzające – mówi. – Ne jestem tylko zły, to jest...
 Mulat bierze nową kartkę papieru i podsuwa mu ją. – Więc zacznij od początku – brunet bierze od niego ostrożnie kartkę. – Szczerze myślałeś, że możesz po prostu, jak, wziąć ołówek i być w tym magicznie perfekcyjny?
 - Może – przyznaje. – Jeśli nie jestem dobry za pierwszym razem, prawdopodobnie nigdy nie będę. Jestem gówniany w uczeniu się nowych rzeczy.
 Zayn prycha, zanim może się powstrzymać. – To nie jest ani trochę zaskakujące.
 Mulat jest zajęty skupianiem się nad swoim rysunkiem ptaka (próbując odzwierciedlić kawałek klatki Harry’ego na swoim papierze), by zobaczyć wyraz twarzy bruneta, ale nie przegapia Liamaniskiego i wkurzonego: - Racja. To po prostu kolejna rzecz, która sprawia, że jesteś lepszy ode mnie.
 W końcu Zayn spogląda w górę, ale brązowooki ma teraz oczy na swojej własnej kartce, skupiając się ze zmarszczonymi brwiami i z dolną wargą wciągniętą do ust. Mulat nie jest pewny, jak odpowiedzieć na ten komentarz, więc nie odpowiada. Wraca do rysowania. Liam kontynuuje pracę nad swoją, a Louis przez cały czas nie przestaje chwalić Harry’ego, kiedy kiepsko próbuje stworzyć coś na swojej kartce.
 W końcu instruktorka przechadza się dookoła. Uśmiecha się miło do Harry’ego, marszczy czoło na ‘psa’ Louisa, który szczerze, bardziej wygląda jak alpaka, niż cokolwiek innego, a wtedy komplementuje ptaka Zayna, zanim przechodzi do Liama.
 Liam, który ukrywał swój rysunek przez ostatnie dwadzieścia minut, zasłaniając go ręką, by Zaynnie był w stanie zobaczyć. Teraz, instruktorka podnosi go, a oczy Liama zostają na stole, kiedy spogląda z nad niego, zanim przesuwa swój wzrok na Zayna. – Kontury tej twarzy są całkiem precyzyjne – mówi. – Zarost na jego szcz��ce jest trochę za mocny, ale jest trudne do zrobienia. Gdyby trochę poćwiczyć, to byłoby świetne.
 Liam robi się czerwony, biorąc od niej obrazek, zanim wpycha go pośpiesznie do kieszeni. Kiedy odchodzi, odpycha się od stołu i idzie do drzwi, z Zaynem patrzącym za nim.
 - Co przegapiłem? – pyta Louis, patrząc pomiędzy mulatem a drzwiami.
 Harry nie przestaje rysować, ale mówi z dużym uśmiechem na swojej twarzy. – Liam po kryjomu rysował Zayna i nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział, ale Malerie to zauważyła, a teraz ciężko tupał, ponieważ jest zażenowany – jego język wystaje spomiędzy zębów, a oczy skanują jego pracę. – Naprawdę myślisz, że to jest dobre?
 - Jest wspaniałe – mówi automatycznie Louis, ale jego oczy są na Zaynie, z wyrazem na twarzy, którego nie do końca rozumie.
- To nie dlatego jest wkurzony – mamrocze Zayn. – I nie rysował mnie. Jest po prostu nadęty, ponieważ ma nadchodzącą grę. Zawsze się taki robi.
- Mówiąc o tym – mówi szatyn. – Idziesz z nami na mecz.
- Nie, nie idę – mówi mulat. – Wiesz, że nie...
- Popatrz – Louis rozkłada swoje ręce płasko na stole i rzuca Zaynowi to spojrzenie, w którym mówi, że ma się nie sprzeczać. – Dołączył na te głupie zajęcia dla ciebie, więc przynajmniej możesz pójść na jeden z jego meczy.
 Usta mulata otwierają się. – Nie dołączył na te zajęcia dla mnie! – protestuje.
 - Proszę, uciszcie się tam z tyłu – dochodzi z przodu klasy.
 Zayn rumieni się na czerwono i zniża swój głos, sycząc  – Dołączył, by mnie wkurzyć, to wszystko – kiedy rzuca szatynowi wrogie spojrzenie.
 - Bez różnicy – mówi Louis. – Więc pójdź na jego mecz, by go wkurzyć. Ale idziesz.
- Mam zadanie domowe – argumentuje. – Nie mam czasu.
- Możesz spędzić kilka godzin mniej w bibliotece – mówi Louis, tak wymawiając słowa, że Zaynserio żałuje sprzeczania się z nim o to. I tego, że i tak pociągnie go ze sobą na mecz, nawet jeśli nie chce iść.
- Dobra – warczy. – Ale biorę ze sobą książkę. Będę czytał, gdy będziecie oglądać.
- Zgoda – mówi szczęśliwie szatyn.
- Może rzucę szkołę i zostanę artystą ulicznym – mówi Harry, jakby nie usłyszał słowa z tej wymiany argumentów. Louis i Zayn obydwoje na niego parskają.
  *
  Jednym z nieliczny dni, gdy Liam naprawdę wstaje rano, wtedy gdy Zayn, są dni meczu. W pozostałe dni tygodnia, narzeka na ‘głupi, pieprzony alarm’ mulata i wraca do spania. Soboty nie są wyjątkiem od tej zasady, ponieważ mulat uderza swój alarm, przewraca się na drugi bok, a Liamajuż jest poza łóżkiem, robiąc brzuszki.
 - To w pewnym sensie gorące –mamrocze Zayn, ze zbyt zamglonym umysłem od spania, by się powstrzymać. Pociera swoje oczy i rozciąga się. – Jak w ogóle możesz to teraz robić.
- Muszę–się–rozbudzić – sapie.
 Zayn mruga na niego, przyjmując nieco maniakalny wyraz twarzy, ukrywając się pod rumianą czerwienią i potem, okrywającym jego policzki. – Spałeś w ogóle wczorajszej nocy?
 - Nie – mówi Liam przez urywane oddechy. – Zbyt zajęty – wariowaniem.
- Z powodu gry – mówi, tylko dla wyjaśnienia. Nie chciał brzmieć oskarżycielsko, ale to trochę nałogowe, według niego. Brunet naśmiewa się z niego, robiącego swoje zadania domowe i chodzącego do biblioteki, Zayn naśmiewa się z niego, nie robiącego swoich zadań domowych i wkładającego całe swoje skupienie w głupią grę.
- Nie – zrozumiałbyś, oczywiście – Liam patrzy na niego wilkiem, gdy się podnosi. Zanim Zaynmoże mu oddać spojrzenie, obniża się w dół na podłogę.
- Oczywiście – spogląda pogardliwie. – Nieważne. Idę wziąć prysznic.
- Nie będzie mnie tutaj, gdy wrócisz – mówi, wciąż będąc na podłodze.
- Nie pamiętam pytania się, o twój plan zajęć -  docina Zayn. Zbiera swoje rzeczy pod prysznic i idzie do drzwi. – Nie musisz mi mówić tego za każdym razem, gdy opuszczasz pokój. Ale do zobaczenia dzisiejszego wieczora na meczu.
 Liam zamiera, a jego ręka pada na podłogę, by się podtrzymać. – Przychodzisz na mecz? – pyta, całkowicie bez emocji.
 Chłopak wzrusza ramionami. – Nie mam wyboru. Louis jest natarczywy i powiedział mi, że idę z nimi.
 - Racja – przytakuje brunet, z ekspresją wciąż nie do odczytania.
 Zayn otwiera drzwi, ale zanim się zamykają słyszy łomot i spogląda do tyłu, by zobaczyć chłopaka płasko leżącego na podłodze, z rękoma zarzuconymi na twarz, kiedy wydaje z siebie wyczerpany, przepełniony stresem jęk.
 Gdy wraca do pokoju, jest on w tej samej pozycji, tylko, że śpi. Zayn przygryza wnętrze swojego policzka, zastanawiając się, czy go tak nie zostawić. Nie jest niańką Liama, okej? Ale i tak, podchodzi do niego i kopie go lekko w goleń. – Liam – mówi. – Musisz przynajmniej, położyć się do łóżka.
 Oczy chłopaka powoli się otwierają, z ciężkimi powiekami. Wyciąga rękę, gdy ziewa, nie zakrywając swoich ust. – Pomóż mi wstać?
 Zayn jęczy. Serio? Wyciąga rękę, a wtedy zostaje pociągnięty na podłogę. Liam zaburza jego równowagę, a on ląduje prosto na nim. Ale nie zostaje tam na długo, ponieważ brunet łatwo ich przewraca, przyciskając go do ziemi. Prześlizguje swoją ręką przez jego włosy, szeroko się uśmiechając, i nagle jest całkowicie obudzony. – Wciąż jesteś mokry.
 - Właśnie wyszedłem spod prysznica – mówi Zayn, z za małą ilością powietrza w swoich płucach. – Teraz, zejdź ze mnie. Muszę iść do biblioteki. Mam projekt grupowy, nad którym muszę popracować i nie mogę się spóźnić.
 Liam przewraca swoimi oczami. – Nie mogę nic zrobić, by cię przekonać? – pyta.
 - Nie – mówi stanowczo Zayn. – Teraz, zejdź ze mnie – popycha ramiona Liama, dopóki jego ciężar nie znika. Bierze nie pewny wdech i wstaje, gdy chłopak bierze swoją torbę z rzeczami pod prysznic, zanim głośno tupie, wychodząc z pokoju i zatrzaskując za sobą drzwi. Co to, kurwa, spowodowało?
 Nieważne. To nie jego problem, cokolwiek to jest. Musi się śpieszyć, by uczesać swoje włosy i przebrać się, zanim wybiega z pokoju i nie ma czasu, by martwić się o Liama. Plus, on nie martwi się o Liama, w ogóle, bez względu na to, czy ma czas czy nie. Prawda?
 Ugh.
 Nieważne, jak bardzo się śpieszy, jakimś sposobem i tak, spóźnia się na grupowe spotkanie. I jakimś sposobem, to dopiero początek. Gdy się spóźnia, reszta odsyła go po kawę, co nie ma dla Zaynasensu, ponieważ, jakby, ktoś nie powinien powiedzieć mu tego, co przegapił, zamiast sprawiania, że ominie go jeszcze więcej? Ale nie kłóci się, ponieważ mają rację, powinien być tam na czas, tak, jak reszta.
 W kawiarni, barista chrzani jedno z zamówień i musi się cofnąć, a kolejka jest tak długa, że, gdy dostaje nowy napój, pozostałe są już zimne. A wtedy wraca, by wejść do biblioteki z kawami, ale Nancy zatrzymuje go ze współczującym, przepraszającym: - Pamiętaj o zasadach, Zayn.
 - Żadnego jedzenia i napoi – mówi, z kamienną twarzą. Nie ma mowy, że grupa, z którą miał się spotkać nie wiedziała tego, więc jaki, kurwa, był ich cel, w wysyłaniu go po picie?
 Z wkurzonym odgłosem, Zayn wychodzi i pisze do Lisy, jedynej osoby z grupy, od której pomyślał, by wziąć numer. Mówi, że zapomnieli o zakazie picia i mówi mu, by po prostu zostawił napoje.
 Około dwudziesto-dolarowe napoje, zostawia je tam i wchodzi do biblioteki, co było wielką stratą czasu, sprawiając, że zwija swoje ręce w pięści. I kiedy wraca do stolika na tyłach biblioteki, wszyscy chichoczą, gdy udają, że pracują. To sprawia, że Zayn chce krzyczeć, naprawdę, ale czuje także, jakby miał się rozpłakać z jakiegoś absurdalnego powodu. To tak, jakby zdecydowali, że jeden z nich musi być dzisiaj dupą do robienia sobie żartów i odkąd mulat się spóźnił, on nią jest.
 Ale nie mogą go tak po prostu wykluczyć za nic, nie kiedy grupowy projekt jest tak, ważną częścią ich oceny końcowej. Więc, kiedy rozdzielają osobom rzeczy do zrobienia, Zayn zostaje przy szukaniu informacji, ale przynajmniej, pozwalają mu pomóc. – Musimy mieć to zrobione na jutro, gdy się spotkamy – mówi Jason. – Szukanie informacji jest nieodłączną częścią, by dokończyć projekt. Bez tego, nie możemy ruszyć dalej.
 Zayn mruga na niego. – Kazałeś mi przeczytać trzy, różne książki – mówi cicho. – To nawet nie możliwe.
 - Więc spraw, by było możliwe.
 Mulat otwiera usta, ale ich czwórka rzuca mu wyczekujące i wyzywające spojrzenia, jakby z jakiegoś powodu chcieli, by to spartaczył. Jakby chcieli, żeby przyznał, że nie da rady tego zrobić. I kiedy nie ma pojęcia, co zrobił, by zasłużyć na takie traktowanie, nie mieszkał z Liamem przez miesiące, bez uczenia się, jak szkoła może wkurzać. Więc bierze uspokajający wdech, bierze książki i resztę rzeczy, które ze sobą wziął, i szorstko przytakuje. – Zrobię to na jutro.
 Czuje się jak w piekle, gdy wraca do swojego pokoju. Wszystko, co chce zrobić, to wiecznie spać, ale nie może. Musisz zacząć teraz pracować, jeśli chce to kiedykolwiek skończyć. I musi skończyć to do wieczora tylko, by pokazać tym dupkom, że może.
 Do czasu, gdy Louis puka do drzwi, zanim wpada do pokoju. Głowa Zayna go zabija, a on ma skurcz ręki od robienia notatek. – Co chcesz? – chrypi. – Jestem zajęty.
 Szatyn rzuca mu znaczące spojrzenie, unosząc swoje brwi. Prawie całą minutę zajmuje mu, by zauważyć pomalowane paski na jego policzkach. Koszulkę w kolorach szkoły, którą ma na sobie. – Mecz – dodaje Louis w razie, gdyby Zayn był zbyt wolny, by sobie przypomnieć. – Ten, na który zgodziłeś się przyjść.
 Chłopak pociera ręką swoją twarz. – Nie mogę – mówi. – Naprawdę, naprawdę nie mogę, Lou.
 - Czemu nie, do cholery? – zażąda. – Wiedziałeś o tym od dni.
- To było, zanim utonąłem w pracy – warczy. – Nie mogę. Muszę przeczytać trzy pieprzone książki na jutro na dziewiątą, i nawet nie wiem, jak zdołam to zrobić, nawet jeśli non-stop pracuję. Nie mam czasu, by iść na głupi, pieprzony mecz futbolowy.
 Louis mruga w zaskoczeniu. – Ale powiedziałeś Liamowi, że przyjdziesz – próbuje nieudolnie. – Będzie zawiedziony.
 Zayn drwi. – Byłby szczęśliwszy, gdybym nie poszedł – mówi. - O wiele szczęśliwszy. I skąd w ogóle wiesz, że mu powiedziałem?
 - Nie twój interes – mówi szatyn z szerokim uśmiechem. – A teraz serio, odłóż to gówno i się uszykuj. Mamy jakieś pięć minut. Harry zajmuje nam miejsca, a zejdzie nam trochę czasu, by tam dotrzeć, a nie chcemy ominąć początku.
 Czemu nie mógł zaprzyjaźnić się i mieszkać z kimś bardziej podobnym do niego? Kocha Louisa, szczerze, ale ten tego nie kapuje. Jest prawie tak bardzo wyluzowany jak Liam, przez większość czasu. Nie rozumie tego, że on po prostu nie może zrezygnować z pracy i zrobić ją później. To nie jest opcja dla niego. – Nie idę – mówi wykończony i skruszony. – Naprawdę nie mogę.
 Może to przez to, na jak zestresowanego wygląda, może to, na jak wymęczonego brzmi, albo może to po prostu Louis, będący dobrym przyjacielem, ale drugi chłopak wolno mu przytakuje, już wycofując się z pokoju. – Okej – mówi. – Jeśli będziesz czegoś potrzebował, napisz do mnie. I jeśli zmienisz swoje zdanie, zajmujemy ci miejsce.
 - Nie zmienię – mówi – ale dzięki.
 Louis zamyka za sobą drzwi, a Zayn opiera swoja głowę na otwartej książce, wydając z siebie długi, przeciągły jęk frustracji. Gdy kończy, unosi swoją głowę i wraca do pracy.
 Tylko, że im dłużej pracuje, tym bardziej wkurzony się staje. Czemu to zawsze on, musi być tym, który coś poświęca? Dlaczego zawsze musi poddawać się czemuś, by skupić się na szkole i pracy, i w ogóle, gdy wszyscy wokół niego dobrze się bawią? Jak to jest sprawiedliwe? I może nawet w ogóle nie chce iść na ten mecz. Może gówno go to, kurwa, obchodzi, ale to główny z powodów, prawda?
 I pociąg myśli, dlaczego Zayn, łapie się na wciskaniu w niekomfortowe, czerwone siedzenie, ściśnięty między Louisem a jakimś kolesiem, który nie wygląda na szczęśliwego, widząc go tutaj. – Przyszedłeś! – mówi szczęśliwy szatyn. Zarzuca rękę wokół jego ramienia. – Wiedziałem, że przyjdziesz.
 - Będę miał przez to jutro naprawdę przejebane – przyznaje. – Ale tak, jestem tutaj.
 Louis przyciąga go bliżej, a Harry pochyla się ku jego siedzeniu, szeroko się uśmiechając i mówiąc. – Liam ma numer siedemnasty na wypadek, gdybyś się zastanawiał.
 Oczy Zayna przebiegają przez boisko. Nie ma pojęcia, co się, kurwa, dzieje, szczerze, ale z daleka zauważa Liama, drużynowa koszulka jest rozciągnięta nad jego ochraniaczami, a spodnie jego stroju ciasno go ściskają. Zayn, właściwie, nigdy przedtem, nie widział go w pełnym stroju, ale jest, uh. Właściwie, to dobrze na nim wygląda. – Dlaczego miałoby mnie to obchodzić? –  mówi i tak. – Nie jestem tu dla Liama.
 - Jasne, że nie – dokucza mu Louis.
- Jestem tutaj, ponieważ nie dałeś mi za dużego wyboru – przypomina mu. – I byłem gotowy wyrwać sobie włosy z głowy przez tą pracę. Potrzebowałem przerwy.
 Pomimo tych słów, jego oczy utrzymują się na Liamie przez całą grę. Ludzie świętują, ludzie wygwizdują, a Zayn nie może powiedzieć, co sprawia, że robią jedno lub drugie. Wszystko, co wie, to rozmazany biało czerwony Liam i w pewnym momencie, ktoś mocno w niego uderza i nagle cały stadion robi się cichy. Mulat wstaje, nie do końca pewny, dlaczego, a jego dłonie są zaciśnięte w pięści. Nie siada, dopóki Liam z powrotem nie jest na swoich nogach. Kiedy cala drużyna zbiega się blisko trybun, brunet podbiega do drużyny, ściągając swój kask. Jest pełno ludzi na trybunach i nie ma mowy, że zauważy Zayna spośród ich wszystkich, ale patrzy w jego kierunku, z szerokim uśmiechem na swojej twarzy, dopóki Niall nie szturcha go w bok.
 W pewnym momencie, więcej, niż połowa ludzi na trybunach wstaje, wybuchając radosnymi okrzykami, a mulat rozgląda się dookoła oszołomiony, gotowy, by zakryć swoje uszy przed szumem. – Co się, kurwa, stało? – krzyczy do Louisa.
 - Wygraliśmy!
 Może chodzenie regularnie na mecze, nie jest czymś, co Zayn ma zamiar zrobić, ale musi przyznać, że jest, w tym coś…ekscytującego. Poszuka potem w internecie, by zobaczyć, co przegapił, by dowiedzieć się, co stało się na boisku pod nim, więc następnym razem (jeśli będzie następny raz) będzie się czuł trochę bardziej w temacie.
 Ale wydostanie się z trybun, nie jest właściwie, zabawą. Jest tam tyle ludzi, wszyscy śpieszący się, by wyjść, jako pierwsi. Ręka Louisa jest na jego ramieniu, ale on wciąż ma trudności z poruszaniem się przez natłok ludzi. Ale jakimś sposobem tego dokonują, a Zayn wzdycha z ulgą, kiedy już dłużej nie musi się martwić o bycie zdeptanym.
 - Więc? – pyta Louis. – Fajnie, czy co?
 Wzrusza ramionami, a jego usta drgają. Zapina swój sweter wyżej i mówi: - Jest tutaj  przeraźliwie zimno.
 - Ale co z grą? – pyta Harry. – Podobało ci się?
 Znów wzrusza ramionami. – Naprawdę nie wiem, co się wydarzyło.
 - Ja też – przyznaje Harry. – Przesiedziałem niezliczoną ilość meczów i wciąż jestem zagubiony.
- Tłumaczyłem ci grę setki razy – mówi Louis, marszcząc brwi. – Jak możesz wciąż tego nie łapać?
- Trudno jest cię słuchać, kiedy mówisz o rzeczach, które lubisz – odpowiada. – Ekscytujesz się i jestem zbyt zajęty patrzeniem na sposób, w jakim wymachujesz swoimi rękoma albo, jak twoje oczy się rozjaśniają, to urocze.
 Louis patrzy się na niego wrogo, a Zayn się śmieje. – Jeśli myślisz, że przebaczę ci ignorowanie mnie – mówi Louis – tylko dlatego, że nazwałeś mnie uroczym, jesteś niestety w błędzie.
 - Muszę wrócić do swojego pokoju – mówi Zayn, zanim zrobi się z tego prawdziwy kłótnia. Albo, zanim zaczną robić tą obrzydliwą rzecz, kiedy dokuczają sobie nawzajem i zachowują się, jakby nie było nikogo innego na świecie, oprócz ich dwójki. – Mam pracę do zrobienia.
- Okej – mówi szatyn, ale jego oczy są na Harrym. – Myślę, że pójdziemy coś zjeść. Jeśli będziemy mieli pizzę, podrzucę ci później kawałek.
- Dzięki – mówi Zayn. – Do zobaczenia.
 Louis i Harry ledwo trudzą się, by mu pomachać. Idą w przeciwnym kierunku, kiedy Zayn zmierza do swojego akademika. Tak jak zawsze, ludzie na korytarzach są głośni, świętując i imprezując (nawet jeśli technicznie rzecz biorąc, jest zakaz wnoszenia alkoholu do akademików, ale to nie wydaje się kogokolwiek powstrzymywać). Nie dopuszcza tego do siebie, kiedy idzie korytarzem ze spuszczoną głową. Tak szybko, gdy dociera do swojego pokoju, znajduje swojego iPada i słuchawki, i pogłaśnia go tak, że wszystko, co słyszy, to muzyka, zanim wraca do pracy.
 Zayn radzi sobie dobrze do nocy, dopóki wraca Liam, a on nigdy nie wraca wcześnie w dni meczów i czuje jakby pracował od dni nad tym głupim czytaniem. Ale kiedy patrzy na budzik, jest tylko trochę po dziesiątej. Co jest naprawdę dziwne, ale mulat nie ma czasu, by zastanawiać się, czemuLiam tutaj, kurwa, jest. Nie ma czasu, by nawet potwierdzić jego obecność, więc tego nie robi.
 Dopóki ten nie wyciąga jego słuchawek, kiedy pada na jego łóżko. Zayn podskakuje przestraszony i patrzy się na niego gniewnie. – Czego chcesz? Czemu to w ogóle jesteś?
 Liam ziewa. – Zmęczony – tłumaczy. – Chcę spać. Nie mogę dzisiaj imprezować.
 - Więc śpij – syczy. Naciąga swoje słuchawki z powrotem, ale Liam znów po nie sięga. Mulat jęczy, bardziej do siebie, niż do Liama. – Naprawdę nie mam teraz czasu na twoje gówno, okej? Jestem zawalony.
 Liam podnosi się na łokciu. – Z czym? – pyta.
 - Z tym gównianym, grupowym projektem – mówi Zayn. – Dali mi tyle rzeczy do pracy, ponieważ nie wiem, wszyscy mnie nienawidzą albo coś. Nie mam teraz czasu, by mrugnąć, a co dopiero z tobą rozmawiać. Więc, jeśli idziesz spać, to idź. Ale jeśli tak naprawdę masz zamiar być całkowicie obudzony i mnie wkurzać, przysięgam, zabiję cię.
- Okej, dobra – Liam upada na łóżko, jakby naprawdę, miał zamiar zostawić Zayna w spokoju. Ale, wtedy pyta: - Dobrze się bawiłeś na meczu?
- Co? Ja - ja nie wiem. Chyba – Zayn potrząsa swoją głową. – Zostaw mnie w spokoju.
 Sekundę przed tym, jak zakłada swoje słuchawki z powrotem, słyszy miękki szept. – Cieszę się, że przyszedłeś – ale nie ma czasu, by o tym myśleć. Nie ma czasu, by rozwodzić się nad tym, co to oznaczało, dlaczego Liam miałby to powiedzieć. Wraca do swojej pracy i zapomina o wszystkim, co dotyczy Liama Payne’a.
  *
  W niedzielę, Zayn nie wstaje, gdy budzi go jego alarm. W niedzielę, Zayn budzi się przez kogoś, delikatnie potrząsającego jego ramieniem, kiedy jego twarz jest przyciśnięta do środka książki, zaginając jedną ze stron. To zajmuje mu długi, dezorientujący moment, by zdać sobie sprawę kim jest, gdzie jest i kto go dotyka.
 - Zayn – mówi miękko Liam. – Twój alarm zadzwonił półtora godziny temu. Myślę, że nie miałeś zasypiać.
 Mulat patrzy na niego niewyraźnie, a wtedy kicha. To kichnięcie, go budzi. Ma tylko czas, by zakryć swoją twarz, zanim to się dzieje i wydaje się zbić z tropu jego cały mózg, co sprawia, jakby ważył dziesięć razy więcej, niż wczoraj. Wczoraj, kiedy zasnął w środku swojej pracy. Pamięta zamykanie swoich ucz o czwartej, tylko na sekundę i...
 - Nie – jęczy Zayn. – Nie, nie- - jego oczy przecinają budzik, czytając mrugającą 9:13. – Jestem spóźniony, jestem kurwa, spóźniony. Muszę- - podskakuje, spychając ze swojej drogi Liama, gdy zbiera swoje rzeczy. – Kurwa, jak ja zaspałem?
- Wyglądasz na wymęczonego – mówi delikatnie Liam. Kładzie rękę na jego ramieniu, uspokajając go. – Myślę, że powinieneś wrócić do łóżka.
- Wrócić do łóżka – powtarza Zayn. – Ta, jasne, dokładnie to zrobię – przewraca oczami i przemierza pokój, biorąc swoją torbę. Jego rzeczy są w środku. – Ja nie mam wyboru. Wiem, że cię, kurwa, nic nie obchodzi to gówno, ale niektórzy z nas po prostu obijają się, bo są dobrzy w rzucaniu piłki albo czegoś. Niektórzy z nas, naprawdę, muszą pracować, Liam, okej? Wiem, że to musi być, kurwa, niesamowite w świecie, gdzie tylko śpisz cały dzień i nic nie robisz, ale ja nie mogę-
 Brunet wraca do łóżka, naciąga na siebie koc i obraca się plecami do Zayna, bez słowa.
 Śpieszy się, by założyć czapkę na jego okropnie wyglądające włosy, a wtedy biegnie do drzwi, nie rzucając pojedynczego spojrzenia w kierunku Liama. Kiedy dociera do biblioteki, jest spocony i bezdechu, nawet jeśli na dworze jest przeraźliwie zimno, ma tylko czas, by unieść swoją rękę i pokiwać Nancy, zanim śpieszy do pokoju, idąc do stolików na tyłach.
 Cała grupa już tam jest, pochylona nad książkami, kartkami i pracami. Zayn ślizga się, zatrzymując i torba zsuwa się z jego ramienia, a wszyscy na niego spoglądają, zanim pierwszy łamie się, tłumiąc w sobie śmiech. A wtedy wszyscy się śmieją, patrząc na niego, jakby był szalony.
 - Chryste – jeden z nich mówi. – Naprawdę próbowałeś zrobić całą tą pracę wczorajszego wieczora?
- Żartowaliśmy, Zayn! – mówi kolejny. – Nikt właściwie nie oczekiwał, że zrobisz to wszystko.
- Myśleliśmy, że zdałeś sobie z tego sprawę – dodaje Lisa, jedyna, która wygląda na trochę winną. – Nie myśleliśmy, że naprawdę spróbujesz to zrobić.
 Zayn na nich mruga. – C-co?
 - Musimy to mieć do następnego tygodnia – tłumaczy Lisa. – Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda? Wczoraj tylko wymienialiśmy się numerami, naprawdę. Rozmawiając w skrócie o tym, co będziemy robić. Nikt jeszcze niczego nie zaczął, na dzisiejszym spotkaniu, mieliśmy skupić się nad szukaniem informacji, a we wtorek wszyscy mieliśmy się spotkać i połączyć to razem.
 Zayn po prostu – Co? Ale ja... ja nie spałem do czwartej, ponieważ...
 - Cholera, on naprawdę to zrobił! Rzeczywiście próbował to zrobić.
 Powoli, Zayn upada na siedzenie. Trójka z nich nie przestaję się z niego śmiać, a Lisa klepie jego ramię i rzuca mu przepraszające spojrzenie. – To był tylko żart – mówi. – Przepraszam, jeśli zaszło to za daleko.
 Ale oni w ogóle nie wydają się żałować, naprawdę. Zayn jest kurwa, zbyt wymęczony, by smucić się z tego powodu. Więc zamiast tego, obniża się na swoim krześle i próbuje skupić uwagę nad wszystkim, co mówią. Tak szybko, jak może, wychodzi, nie żegnając się z żadnym z nich.
 Jest tak, dopóki nie wraca do pokoju, zamykając za sobą drzwi, tak, że trzaskają. Zmierza do łóżka, zrzucając swoją torbę na środek pokoju, gdy idzie, a wtedy rzuca się na nie. Chowa swoją głowę w rękach i próbuje powstrzymać pieczenie swoich oczu, z gulą w gardle. Kurwa, czuje się jak idiota. A może jest po prostu tak przemęczony, że robi się emocjonalny. To się zdarza, czasami, ale to naprawdę, nie ma znaczenia, dlaczego. To, co się liczy, to to, że to się dzieje. Płacze.
 - Zayn.
- Nie teraz, Liam – błaga. – Po prostu... miej ze mnie ubaw później, okej?
 Łóżko Zayna ugina się, a następną rzeczą są delikatne ręce, zataczające kółeczka na jego plecach. – Co się stało?
 Nie ma pojęcia, dlaczego to robi, ale łapie się na odkrywaniu swojej twarzy i odpowiadaniu na pytanie. – Oni po prostu... po prostu zrobili ze mnie idiotę.
 Ekspresja Liama zmienia się na obojętną. – Niefajnie, kiedy to się dzieje, co?
 Teraz oczy Zayna są mokre i czerwone, jego głos jest cienki przez stłumione łzy, a wina kłębi się w jego brzuchu. – Liam ja...
 - Nie przepraszaj, jeśli nie masz tego na myśli – mówi ostro. Wstaje z łóżka, a Zayn drży, chcąc, by te ręce nadal pocierały jego plecy. – Muszę... potrzebuję wyjść.
- Wyjść gdzie?
- Gdziekolwiek – mówi ledwo słyszalnie Liam, zanim opuszcza pokój.
 Zayn gapi się na zamknięte drzwi, próbując uporządkować to, jak się czuje. Ale nie może, teraz jest zbyt zmęczony, więc naciąga na siebie koce i modli się, by sen przyszedł, zanim zacznie się zastanawiać nad tym, co się dzisiaj zdarzyło.
  *
  Tygodnie przed przerwą świąteczną są trochę stresujące dla wszystkich, najwidoczniej, nawet dlaLiama. Harry spędzał tyle czasu w bibliotece, co Zayn i nie byli jedynymi. Jest bardziej zatłoczona podczas tygodni przed egzaminami i przerwą, niż przez cały rok. Po drugie, nawet Louis opada na krzesło przy ich stoliku i jeden raz, nawet Liam to robi.
 Zayn i on, także się pieprzą. Dużo. To tak, jakby po cichu się godzili na sugestie bruneta, by się spiknąć, zamiast walczyć, co do końca nie jest takim dobrym pomysłem. Złą rzeczą (albo dobrą, aleZayn odpycha od siebie takie myśli) jest to, że obydwoje wiedzą, jak pociągać za sznurki. Wiedzą, jak się nawzajem irytować. I to tak, jakby robili to teraz specjalnie. To tak, jakby wkurzali się, by mieć wymówkę, aby zerwać z siebie ubrania. Raz jest dlatego, że Zayn za głośno przewracał strony, gdy czytał; kolejny raz, dlatego, że Liam zostawił nie zamknięte drzwi. Jeśli o to chodzi, nie mają nawet prawidłowych wymówek. Ściągają z siebie ubrania za najgłupsze rzeczy. A to, nieuchronnie kończy się nimi spoconymi, dyszącymi i nagimi.
 Co nie do końca pomaga zestresowanemu Zaynowi, ponieważ spędza więcej czasu jako nagi zLiamem, niż mógłby sobie na to pozwolić.
 W rzeczywistości, jedyny czas, kiedy wydają się relaksować, jest na zajęciach artystycznych. Idą na przód od swojego rysowania do rzeźbienia i jest to niezła zabawa. Jest to też niedorzeczne, Zaynopuszcza każdy swój dzień z zaschniętą pod paznokciami gliną i nawet obecność bruneta, nie pogarsza mu humoru. Nie, kiedy jest najbardziej beznadziejnym artystą, którego mulat kiedykolwiek spotkał.
 Rysowanie zdecydowanie nie było jego specjalnością, ale nie jest nią też rzeźbienie. Tylko, że Zaynmu współczuje, trochę. I łapie się na oferowaniu mu pomocy z rzeźbieniem, ale nie wie, dlaczego.Liam pokazuje mu, co próbuje zrobić, a mulat próbuje pokazać mu, co robi źle.
 Pomijając to, że Zayn jest w prawdzie tak, jakby bezradny, jeśli chodzi o rzeźbienie. – To wygląda gorzej, niż na początku – dokucza za którymś razem, kiedy Zayn próbuje mu pomóc. – Co to w ogóle jest?
 - Powiedziałeś, że miała to być wiewiórka – argumentuje. – I wygląda, jak wiewiórka!
- Wygląda, jak penis – chichocze Louis. – I wiem, odkąd próbuję wyrzeźbić penisa.
- Mój też wygląda, jak penis – dodaje Harry. – Ale to dlatego, że miał to być banan.
- Zrujnowałeś całą moją rzeźbę, Zayn – żartuje Liam. Szczypie też jego bok, a ten piszczy, jak mała dziewczynka, zanim uderza go w rękę.
- Popatrz na nich, flirtujących – grucha Louis. - Aww.
 Po tym, mulat już nie oferuje pomocy. A oni w końcu przechodzą z rzeźbienia do malowania. Jak można było się spodziewać, Liam jest w nim tak okropny, jak był we wszystkim innym. Zayn, z drugiej strony, jest świetny w malowaniu. Cóż, nie świetny. Ale jest lepszy, niż wszyscy innymi, siedzący obok niego. Zakres zdolności artystycznych Harry’ego, ogranicza się tylko do rysowania. Louis poddał się ze staraniami w byciu dobrym w jakiejkolwiek z tych rzeczy, w drugim tygodniu.Liam bardziej maluje siebie i stół, niż robi to na swoim płótnie, a to, co na nim uzyskuje, jest bałaganem. Wygląda trochę, jakby zrobiło to dziecko.
 Zanim Zayn się orientuje, zajęcia zbliżają się do końca. Na ostatniej, oficjalnej lekcji, instruktorka stoi na przodzie klasy i dziękuje im za ich starania, a wtedy wyjaśnia, co będzie później. – Do wtorku, musicie dokończy jedną pracę, by wystawić ją na pokaz. Macie wolną rękę, by wybrać jeden z rodzajów, których uczyliśmy się na zajęciach. We wtorek rano spotkamy się tutaj, każdy z was ze swoją skończoną pracą, i zrobimy z tego małą galerię dla wszystkich uczestniczących w imprezie gwiazdkowej, na którą wszyscy jesteście zaproszeni. Później pod wieczór, damy gościom szansę, by złożyli oferty. Wy też możecie licytować każdą pracę, która nie jest waszą. Potem, osoba, której praca sprzeda się za najwyższą cenę, dostanie małą nagrodę. Jakieś pytania?
 Louis podnosi rękę, a ona kiwa głową, by mówił. – O jakiej nagrodzie mówimy? Będą to pieniądze, czy pięcio-dolarowa karta upominkowa do kawiarni na kampusie?
 - To dobre pytanie Louis – uśmiecha się pogodnie do nich wszystkich. – Nagrodą będą dwa bilety na dowolny film, popcorn, napoje i słodycze w lokalnym kinie, jak również koszyk pyszności. Jakieś inne pytania?
 Kilka osób podnosi swoje ręce, ale Zayn wyłączą się, zbyt zajęty wyglądaniem przez okno. Na zewnątrz padają duże, mokre płatki śniegu i uśmiecha się. Może nienawidzi, gdy jest zimno i jest zima, ale musi przyznać, że jest ładny, śnieg. Tak długo, jak patrzy na niego z ciepłego pomieszczenia.
 - Zdecydowałeś, co chcesz zrobić? – szepcze do niego Liam.
 Zayn mruga, odwracając swój wzrok od okna. – Obraz – odpowiada automatycznie. – Tak myślę.
 - Obraz czego? – ciągnie.
 Zayn myśli nad tym. Ma zarys od tygodni, ale nie jest do końca pewny, dlaczego. To nawet nie jest dobry pomysł. To takie głupie, ale nie chce mu wyjść z głowy. – Myślę, że naszego pokoju – mówi, ponieważ wie, że nie będzie w stanie zrobić niczego innego. Nie ze sposobem, w jaki prześladuje go to, odkąd po raz pierwszy o tym pomyślał.
 - Nasz pokój – powtarza. – Huh.
- A ty?
 Liam wzrusza ramionami. - Nie mam pomysłu – mówi. – Jestem tak, jakby w tym okropny, wiesz? Więc i tak, będzie brzydkie.
 - Nie jesteś- - Liam rzuca mu znaczące spojrzenie i ten ucina. – Okej, jesteś okropny.
 Brunet nawet nie wygląda na obrażonego. Wzrusza ramionami, ignorując to pewnie dlatego, że obydwoje wiedzą, iż to prawda i nie ma żadnego sensu, by z tym argumentować.
  *
  W poniedziałek przed imprezą gwiazdkową, Zany wchodzi do pokoju, by ujrzeć go kompletnie zasyfionego. Ale nie tak, jak wtedy, gdy kolesie z przeciwnej drużyny zaśmiecili go, zostawiając wszędzie głupie sznurki i krem do golenia. To bardziej zaplanowany bałagan.
 Na szafce Liama jest ta chropowata glina. Są zwinięte kulki papieru, porozrzucane wokół pokoju. I jest gazeta, pokrywająca każdy centymetr ich podłogi, pomiędzy końcami ich łóżek a drzwiami. Gazeta, która jest ubrudzona różnymi farbami, trzy różne pędzelki, jedno duże płótno i wyglądający na pokonanego, Liam.
 - Co ty robisz? – pyta Zayn. – Co zrobiłeś z naszym pokojem?
 Chłopak spogląda na niego swoimi dużymi, brązowymi oczami. – Nic nie mogę zrobić – mówi. – Nie mogę – muszę skończyć to do jutra, a wygląda, jakby zrobił to pięciolatek.
 Zayn zamyka drzwi, próbując nie wyglądać na tak zaskoczonego, jak w rzeczywistości jest. – Wciąż pracujesz nad tą wystawą na jutro?
 - Jutro - jęczy. – Boże, mam tak przejebane.
- Um – mulat toruje sobie drogę przez pokój, omijając bałagan Liama. Rzuca swoją torbę na łóżko i siada na jego krawędzi. – Co właściwie próbujesz zrobić?
 Brunet wzdycha. Ciągnie za swoje włosy i wskazuje na szafkę. – Próbowałem znów rzeźbić, ale to – to po prostu się nie wydarzy. Więc próbowałem rysować, ale jest prawie tak samo brzydkie. Więc to moja ostatnia szansa: malowanie. Tylko, że jestem tak bardzo zły w malowaniu, jak we wszystkim innym, jeśli pamiętasz.
 - Bardzo dokładnie – przyznaje.
 Liam patrzy się na niego wrogo. – Więc, co mam zrobić? Muszę to namalować, żeby mogło wyschnąć i mam tylko jedną szansę. Jeśli to spieprzę, nie mam innych płócien.
 Zayn żuje swoją wargę. Jego praca na wystawę jest w sali plastycznej, gdzie ją zostawił. Jest gotowa od dwóch dni i jest z niej tak, jakby dumny. Dumny z kontrastu, który zdobył pomiędzy jego aLiama częścią pokoju, różnicą między ścianą bruneta z plakatem Jessici Alby i półką z trofeami sportowymi z obrazkami futbolowymi na nich. Z jego niechlujnie ułożonymi ubraniami, zwisającymi z krawędzi łóżka i jego jasnoczerwoną kołdra. Kontrastując z gładką, czarną pościeląZayna i z jego nienagannie zrobionym łóżkiem. Z półką Zayna z książkami i komiksami, z i brakiem pozostawionych dookoła ubrań
 A wtedy centrum obrazu, biurko. Z Zaynem przy nim pracującym, ale z jedną z bluzek Liama, zwisającą z tyłu krzesła, która jest wyciągnięta i nie schludnie złożona. Lubi to, sposób, w jaki biurko jest jedyną rzeczą w pokoju, którą dzielą i sposób, w jaki obydwoje mają swoje oddzielne sposoby jego użytku.
 Nie wysilał się z nim za bardzo, ale Liam ewidentnie wysila się ze swoim. – Co chcesz namalować? – pyta go.
 Brunet wzrusza ramionami. – Nie wiem. Ma to w ogóle znaczenie? Pamiętasz, kiedy próbowałem namalować miskę owoców? Wyglądało, jakbym zrobił to palcami.
 Wyglądało. Było to mnóstwo nierównych, kolorowych plam umieszczonych na jednej dużej, kolorowej plamie. Był najgorszy na zajęciach, łapki w dół, i Zayn śmiał się z tego, dopóki Liam nie zaczerwienił się, a wtedy przestał, ponieważ czuł się jak dupek. Ale w ogóle nie wyglądał, jak miska owoców, z której brał inspirację. I miał rację, wyglądało trochę, jakby dziecko to zrobiło.
 - Może to twój problem – mówi wolno Zayn. – Może to dlatego, że próbujesz zbyt za bardzo coś odzwierciedlić.
 Liam robi minę. – Więc, co sugerujesz, bym zrobił? Po prostu polecieć?
 - Nie – potrząsa głową i pada na łóżko, na gazetę, by usiąść obok bruneta. – Po prostu –to nie musiwyglądać, jak coś, wiesz? Nie przestajesz narysować czy namalować jakieś szczególnej rzeczy, ale sztuka nie zawsze działa w ten sposób. Czasami musisz to po prostu poczuć, wiesz? Po prostu rób i nie martw się o końcowy efekt, bo może się okazać, że będzie milion razy lepszy, jeśli tak zrobisz.
 Liam wygląda na zgubionego. – Nie mam bladego pojęcia, co powiedziałeś.
 Zayn przewraca oczami i sięga po pędzelek i czerwoną farbę. Wyciska trochę czerwonej farby na gazetę obok niego, zamaczając w niej pędzelek i wręczając go brunetowi. – Po prostu nim maluj, nie myśl.
 - Chcesz, żebym po prostu malował – wyjaśnia. – Mając pustkę w głowie. Żadnych wytycznych.
 Zayn przytakuje. – Zrób chaos. Kogo to obchodzi. Po prostu maluj, jak chcesz. Użyj jakichkolwiek kolorów chcesz. Użyj swoich rąk, jeśli chcesz. Jeśli próbujesz, żeby wyglądało to jak chaos, nikt nie może cię osądzać, jeśli będzie tak wyglądać, ponieważ w tym rzecz.
 Ma wrażenie, że im więcej mówi, tym bardziej skonsternowany robi się Liam. Ale patrzy, gdy niepewnie przyciska czerwono-zakończony pędzelek do płótna, a wtedy robi na nim długą, ukośną kreskę. Kiedy kończy, spogląda na mulata. - Co teraz?
 - Mogę pomóc? – pyta. Brunet przytakuje, więc otwiera niebieską, zieloną, a także żółtą farbę, wyciskając na gazetę trochę z każdego koloru, więc będą mogli ich użyć, a wtedy bierze swój własny pędzelek. – Po prostu maluj, Liam.
 Brązowooki maluje, a Zayn mu pomaga. Mulat nakłada ciemniejsze kolory jak granatowy, ciemnoczerwony i rdzawo pomarańczowy. Drugi chłopak nakłada jasnożółty i trawiasto zielony.Zayn pociąga swoim pędzelkiem niedbale po płótnie, z kolorami mieszającymi się z tymi Liama. Za to on, robi ostrożne i niepewne pociągnięcia. Dopóki mulat nie bierze jego pędzelka, strzepując włosie i pryskając czerwoną farbą na cały obraz.
 - Ty po prostu-
- Yep – mówi szczęśliwy mulat.
 To trochę…interesujące. Nie do końca ładne, ale nie do końca brzydkie. Ale to chaos. Ale może w abstrakcyjny sposób, który ktoś, będzie uważał za naprawdę interesujący. Ludzie będą interpretować znaczenie i głębokość, ponieważ, tak właśnie robią ze sztuką, nawet jeśli artysta nie chciał, żeby było to interpretowane w taki sposób. Ale zmiana kolorów działa. A także sposób, w jaki obydwoje mieli w nim tak różny udział, ponieważ to tak, jakby część obrazu walczyła z drugą, jedna strona jest jasna i szczęśliwa, a druga ciemniejsza.
 - Podoba mi się – decyduje Zayn.
- Mi też – przyznaje Liam. Ostrożnie go podnosi, opierając o szafkę, by mógł wyschnąć. A wtedy opada na gazetę obok Zayna, nabierając trochę zielonej farby i wcierając ją wzdłuż szczęki drugiego.
 Mulat sapie, a jego ręce podnoszą się, by dotknąć twarzy. Farba jest zimna, a jego palce robią się zielone. Co oznacza, że to naprawdę się wydarzyło. Liam po prostu ubrudził go farbą. – Za co to, kurwa, było?
 Brunet śmieje się i pochyla, podpierając się na swoich rękach. – Powinieneś zobaczyć swoją twarz – wydobywa z siebie przez śmiech. – Wyglądasz tak – i zielony-
 Mulat zamacza swoją całą dłoń w czerwonej farbie, i wtedy wciera ją w bluzkę Liama. – Powinieneś zobaczyć swoją twarz – ripostuje.
 Brunet rozdziawia na niego usta. – Nie obsmarowałem ci tym ubrań! – mówi ożywiony. – To nie zejdzie!
 - To ty zacząłeś – przypomina mu. – Następnym razem, nie zaczynaj czegoś, czego nie możesz skończyć, Liam.
 To prawdopodobnie była zła rzecz do powiedzenia. Brunet siada, jego dłonie przejeżdżają przez czerwoną, zieloną i żółtą farbę, zanim ich wewnętrzne strony są całe w nich umazane, a wtedy klepie nimi uda Zayna. Kiedy je unosi, są na nich perfekcyjne, tęczowo-kolorowe odciski, odbarwiające jeans na jego udach.
 - Już nie żyjesz – ostrzega, idąc najkrótszą drogą po najbliższą butelkę farby. Tylko, że Liamzdobywa ją pierwszy i wyciska zawartość, zanim pozbywa się jej całej na mulacie. Spływa po jego ramionach, trochę dociera do jego włosów, a jego ubrania są zdewastowane. Nie ma mowy, że ujdzie mu to na sucho. – Liam!
 - Ten kolor dobrze na tobie wygląda – wrednie się uśmiecha. – Lubię niebieski.
 Zayn przyciska go do gazety. Ale chłopak jest od niego silniejszy i to tylko kwestia czasu, zanim go przewraca, a jego plecy pokrywają się w farbie z gazety. Brunet nad nim góruje, łatwo podpierając całą swoją posturę tak, że nie miażdży chłopaka i uśmiecha się. To nie jest już dłużej wredny uśmiech; nie jest drażniący, czy złośliwy. To jest po prostu pogodny, niesamowicie szczęśliwy uśmiech.
 Może poczuć ten uśmiech, gdy brunet go całuje. Jest delikatny, miękki, usta Liama muskają te jego. Jego oczy także są zamknięte, a rzęsy ocierają się o policzki drugiego chłopaka. A Zayn ulega temu, przechylając głowę i rozdzielając swoje usta. Ale nie ma pośpiechu. Nie ma złości czy czegokolwiek innego buzującego w nim. To po prostu, przyjemne, utrzymujące się ciepło, które sprawia, że palce u jego stóp się zwijają, kiedy język Liama ostrożnie wślizguje się do jego ust.
 Kiedy się odsuwa, rzuca Zaynowi szybkie spojrzenie, zanim kontynuuje pocałunek, w trochę bardziej odważny sposób, kiedy przyciska swoje usta do mulata, ale nigdy nie robiąc tej bolesnej, prawie agresywnej scenerii, jak zawsze. Nie ma żadnego ciągnięcia za włosy, drapania, czy popychania siebie nawzajem. Ręce Liama podnoszą się, by chwycić szczękę Zayna, kciuk ślizgający się na farbie, która pokrywa jego kilkudniowy zarost.
 Mulat przyciska swoje biodra do drugiego chłopaka, chcąc, by się poruszył, jeśli idą w tą stronę. Jęczy też nisko w razie, gdyby Liam nie dostał wiadomości, a ten odsuwa się, ale tylko na sekundę.
 Tym razem, jego usta poruszają się na szczęce ciemnookiego, na stronie bez farby. Jego zęby muskają ją, ale to wciąż bardziej delikatne ukąszenia, niż normalne, szorstkie, ostre ugryźnięcia, których doświadcza. – Boże, jesteś taki- - Liam milknie w przyjemności całowania szyi Zayna.
- Wkurzający? – dokańcza mulat. – Albo myślę, że to jest zawsze ogromnie irytujący, słowa, które używasz.
- Mhm – jedna z rąk Liama dostaje się pod jego koszulkę. – Właściwie, myślę, że słowo, którego szukałem, to piękny.
 Zayn próbuje się odsunąć, ale nie ma miejsca. Jego głowa uderza o pokrytą gazetami, podłogę, a ból przez to spowodowany, jest, jak kubeł zimnej wody, podczas snu. Budzi go, oczyszczając jego umysł. Liam wciąż całuje jego szyję, wydając z siebie odgłosy zadowolenia. Kiedy wraca do jego ust, na jego brodzie jest niebieska farba z miejsca, gdzie wycisnął ją na ramiona Zayna.
 - Co? - pyta brunet. – Wyglądasz-
 Mulat potrząsa swoją głową. Nie może myśleć o słowie ‘piękny’ w kółko rozbrzmiewającym w jego głowie. Liam naprawdę to powiedział? Nie, nie mógłby. To nie miałoby sensu. To nie o to w tym chodzi. Nie chodzi tu o nich, lubiących się nawzajem. To nawet nie jest o nich, będących atrakcyjnymi dla siebie nawzajem (którymi muszą być, wie, na jakimś poziomie, ale wciąż), tu zawsze chodziło o fakt, że wkurzają siebie nawzajem. Co jest powodem, dla którego zawsze ciągną za włosy, gryzą i drapią. Delikatne dotyki i miękkie uczucie ust Liam, poruszających się na jego. To sprawia, że czuje się wytrącony z równowagi.
 Brunet znów go całuje, a Zayn wędruje swoimi ubrudzonymi w farbie rękoma w górę jego pleców. Chce zdjąć jego koszulkę, chce ozdobić jego skórę szeregiem kolorów, więc wkłada pod nią ręce i pociąga za nią dopóki nie znika, a Liam znów go całuje. Zayn wyciąga swoją rękę, szukając butelki farby. Wyciska jej zawartość na gazetę i zamacza w niej rękę, zanim powraca nią do pleców brązowookiego.
 - Możemy – myślisz, że mógłbyś – mam na myśli, że może moglibyśmy się tym razem zamienić? – jąka się brunet z policzkami tak czerwonymi, jak farba rozmazana na ramionach Zayna.
 Mulat marszczy brwi, przenosząc wzrok na ręce, maluje małą, radosną buźkę na skórze Liama, ponieważ może. – Co mówiłeś, kochanie?
 Wciska głowę w miejsce zgięcia szyi drugiego chłopaka, tego, które jest bez farby (jak na razie, ale ma przeczucie, że farba będzie pokrywać ich obu, jego i Liama, kiedy już skończą). – Chcę, żebyś tym razem mnie pieprzył – mamrocze. – Okej?
 Zayn drży pod nim. Szczerze, nigdy nie myślał, że drugi chłopak go o to zapyta. Mają pewną rutynę. Po kłótni i pozbyciu się ubrań, Liam kładzie się na obojętnie jakiej powierzchni, którą lubi (to łóżko, łóżko Zayna, dwa razy łóżko, co utrudnia jego pracę, ponieważ to wszystko, o czym może myśleć, kiedy na nim siedzi) i pieprzy go, i to po prostu sposób, w jaki to robią. – Ja nigdy, jak… - przerywa zażenowany mulat. Nie chce przyznać się przed Liamem, że nigdy nie górował, ale boi się, że będzie w tym kiepski. – Po prostu powinieneś-
 - Chcę, żebyś to zrobił – jęczy. – Proszę.
 Zayn zamyka swoje oczy i wdycha powietrze trochę oszołomiony. Też chce. Boże, chce. Czasami, to wszystko, o czym śni, o pieprzeniu bruneta. Kiedy nie śni o pieprzącym go Liamie. – Mam farbę na całych moich rękach - mówi, i tak.
 - Idź je umyć – zagania go, odsuwając się, by rzucić mu poważne spojrzenie, ze zbyt wieloma emocjami. Z o wiele za dużą ilością emocji. – Ale resztę zostaw. Podoba mi się
- Okej – mówi wolno Zayn. – Więc po prostu – zaczekaj tu.
 Chłopak przytakuje i schodzi z niego. Mulat podrywa się na swoje nogi, niemal biegnąc do drzwi. Prawie się przewraca, łapie się i zamyka je za sobą, zanim może sprawdzić, czy Liam zauważył czy nie.
 Kręci mu się w głowie przez całą drogę do łazienki. Śpieszy, by wyczyścić farbę ze swoich rąk, w niektórych miejscach jest już sucha, ale większości z niej jest nadal mokra. Wygląda, jakby miał poczuć duży ból, i jeśli być fair, to się właśnie dzieje.
 Ale lepiej jest myśleć o plamach na jego rzeczach, niż o tym, co wydarzy się w pokoju. Ponieważ, gdy o tym myśli, robi się nerwowy. Nie chce się denerwować. To są złe strony sypiania z kimś, kogo się nienawidzi. Kiedy robi się to z kimś, kogo się lubi, martwisz się o to. Martwisz się o to, czy będzie im się podobało czy nie. Martwisz się, czy znienawidzą sposób, w jaki wyglądają nago twoje uda, albo, czy będą marszczyli swój nos na najmniej pociągające części twojego ciała. Czy znienawidzą sposób, w jaki całujesz, czy w jaki ich dotykasz. Martwisz się o bycie niewystarczająco dobrym, ponieważ wszystko czego chcesz, to zadowolić ich. Ale seks z kimś, kogo nie możesz znieść, jest o wiele prostszy, ponieważ, jeśli nie podoba im się coś w tobie, kogo to, kurwa, obchodzi? Nie starasz się ich zadowolić. Po prostu starasz się sobie ulżyć.
 I tak, to było z Liamem, tylko ich dwójka, potrzebująca ujścia, używająca siebie nawzajem. Albo tak powinno być, prawda? Zayn nie może udźwignąć tego, będącego czymś innym.
 Kiedy wraca do pokoju, chłopak jest kompletnie nagi, wciąż leżący na podłodze. Tak, jak mulat, jest pokryty w różnych kolorach. To miesza się z jego opalenizną, a Zayn bierze delikatny wdech, gdy zamyka drzwi, w pełni go podziwiając. Nie może nic na to poradzić. Rzecz w tym, że przywykł go dotykać. Przywykł do całowania go i przebiegania opuszkami palców przez płaszczyznę jego brzucha, przez jego smaczne uda. Przywykł do drapania swoimi paznokciami jego pleców i przygryzania tej jego niedorzecznie pulchnej, dolnej wargi. I nigdy, do tego momentu, nie uświadomił sobie, jakim jest szczęściarzem.
 - Pośpiesz się – jęczy. – Czemu tam tak po prostu stoisz?
- Racja, przepraszam – Zayn pędzi w stronę biurka, depcząc i przewracając butelki farby i omijając ciało bruneta. Otwiera dolną szafkę, biorąc lubrykant i kondomy Liama, a wtedy waha się. Co powinien zrobić? Jak powinien zacząć?
 - Czemu tylko ja jestem nagi? – zastanawia się, unosząc brwi.
 To dobre miejsce, jak każde inne, myśli Zayn. Odrzuca lubrykant i prezerwatywy na jedno z niewielu miejsc bez farby, a wtedy ściąga swoje jeansy i koszulkę, kiedy drugi chłopak mruga na niego, z wargą pomiędzy zębami. Jego oczy skanują ciało mulata, a wtedy on, ściąga także swoje bokserki, a wtedy brunet się pochyla, przeciągając pomalowane ręce po skórę Zayna.
 - Myślę, że będę świetnym artystą – mówi, a jego ręce ślizgają się po udach mulata, nigdy nie docierając za wysoko – jeśli zawsze mógłbym tak malować, zamiast na płótnie.
- Więc będziemy się pieprzyć na podłodze? – pyta, próbując brzmieć na mniej drżącego przez sposób, w jaki drugi chłopak go dotyka, niż jest.
 To jest – intymne. To nigdy przedtem nie było intymne. Kurwa, Liam nakłaniał go do wielu okazji,bez uczucia intymności. Więc, jak po prostu – dotyka Zayna lekko, o wiele mocniej, niż zwykle?
 - Tak – mówi cienkim głosem. – Na podłodze.
 Zayn pada na swoje kolana i nie jest to do końca wygodne. Ale za każdym razem, kiedy jeden z nich przesuwa się, ból odchodzi w niepamięć, a mulatowi to się podoba, nawet, jeśli nie jest to praktyczne.
 Liam przyciąga go do kolejnego pocałunku, łatwo ustawiając go pomiędzy swoimi rozstawionymi nogami. Farba z ud chłopaka pojawia się na brunecie, zakrywając włoski, które pokrywają nogi ich obydwu. Są bałaganem, ich dwójka, a Zayn myśli, że jest to coś więcej, niż tylko farba. Ta cała rzecz, którą robią, jest bałaganem.
 - No dalej – popędza brązowooki, kładąc się nas swoje plecy. – Pośpiesz się.
 Drugi chłopak całuje go, tak po prostu, kiedy ślepo szuka lubrykantu. Znajduje go, kiedy nakłada go na swoje palce, poruszając się w dół klatki Liama, torując ścieżkę, ponieważ…tak lubi, prawda? Może nigdy tego nie doświadczył, nigdy nie miał czyiś ust, smakujących każdy centymetr jego skóry (nie tylko od Liama, ale – nie, nie będzie teraz o tym myślał), ale tak on lubi, jeśli musiałby rozkazywać za każdym razem, gdy do tego dochodzi.
 Ten moment niepewności, kiedy wkłada swoje mokre palce, między pośladki Liama, ale ten, jest pomalowany, patrząc na niego oczekująco w dół i wsuwa je. Nawet jeśli wie, głęboko w środku, że teraz się coś zmienia. Może nie dokładnie w tym momencie, ale kontynuując to, coś się załamie. Ta niestabilna równowaga, którą mieli, przechyli się na jedną stronę i nie jest pewny, co to oznacza. Niepewny, co się wydarzy. Wszystko, co mulat wie, to to, że coś się wydarzy.
 I tak, wkłada w Liama jeden ze swoich palców. Jest ciasny, zaciskający się wokół palca. Zaynspogląda w jego oczy zmartwiony, że zrobił coś źle, ale wtedy brunet wydaje z siebie niski jęk i kołysze swoimi biodrami, a mulat bierze to za znak, by nie przestawać. Trochę nim kręci, nie tak w pośpiechu i z łatwością, kiedy Liam mu to robi. Ale zawsze był cichy w łóżku, nawet kiedy drugi chłopak jęczy i skomli, ma głowę przechyloną do tyłu i jest taki głośny, jęcząc, zachęcając Zayna na każdym kroku.
 Wygląda pięknie w ten sposób. Jest zakryty farbą i z pokrytą w pocie, skórą. Oczy ma zaciśnięte, a usta otworzone w cichym jęku. Mięśnie brzucha napięte, palce u stóp zwijające się pod gazetą. Uda szeroko rozstawione, często drgające po obydwu stronach chłopaka. Dwa palce mulata powoli wsuwają i wysuwają się z niego, jego długość jest zaniedbana, wyginająca się przed jego brzuchem, twarda i prawie boleśnie wyglądająca.
 Zayn ostrożnie skręca swoje place, próbując znaleźć to miejsce wewnątrz Liama. Wie, kiedy mu się udaje, ogląda, jak jego szczęka rozluźnia się i jego całe ciało drży. – B-Boże – jęczy. – Zrób to jeszcze raz.
 Próbuje, i kiedy odnosi sukces, drugi chłopak ciężko opada na gazetę. Mulat musi sięgnąć ręką w dół i owinąć wokół siebie ciasno rękę, by ulżyć sobie tego nacisku, ponieważ czuje, jakby miał wybuchnąć, a nie jest jeszcze nawet w Liamie.
 Brunet jest pod nim taki uległy. Zayn nigdy taki nie jest. Jest władczy i sukowaty, jęcząc, gdy drugiemu za długo to zajmuje, narzekając, kiedy się nie śpieszy, próbując mu nakazać, jak go pieprzyć, ponieważ taki, po prostu jest. Liam, z drugiej strony, zadowala się, gdy mulat zwalnia, układając swoje palce w nożyce, wolno je wyciągając. Lamentuje, gdy Zayn przyśpiesza, rozciągając go kolejnym palcem, godząc się na cokolwiek mu da, jęczący bezwstydnie przez cały czas.
 - W porządku? – pyta mulat. Jeśli byłoby inaczej, jeśli nie chodziłoby o ulżenie sobie nawzajem tak szybko, jak to możliwe, by mogli się wyczyścić, ubrać, udawać, jakby to się nigdy nie zdarzyło (w sposób, w jaki zawsze to robią) i jeśli mulat nie byłby taki zdesperowany, by pieprzyć Liama, dokładnie w tej sekundzie, myśli, że chciałby pokazać mu jak długo, zajęłoby dojście brunetowi, w taki sposób. Albo jak długo, dopóki w końcu nie powróciłby do siebie i zawładnąłby nim, popychając go na plecy i ujeżdżając.
 - Chodź tutaj – mówi Liam, zamiast odpowiedzenia na pytanie. Zayn najpierw bierze prezerwatywę. Ma trudności z otworzeniem jej i tak się ,kurwa, denerwuje, że ma też problem ze założeniem jej. Ale udaje mu się i wspina się na bruneta, ustawiając się idealnie pomiędzy jego nogami. Otwiera swoje usta, ale brązowooki odzywa się przed nim. – Wiem, co chcesz powiedzieć i powiem ci, jeśli mnie zaboli.
 - Okej – mulat całuje jego czoło, zanim wchodzi w niego, ale wtedy zamiera, z szeroko otwartymi oczami. To nie jest coś, co robią, prawda? Nie całują się w taki sposób. Całują się, jakby jeden drugiego chciał zranić. Jakby chcieli pozostawić siniaki swoimi ustami i rysować zębami krwią. Całowanie bruneta w czoło, jest…delikatne. To nie w taki sposób to robią. – Przepraszam-
 - Za co? – pyta Liam.
 Za całowanie cię, jakby miało to znaczenie. Ale nie może tego powiedzieć, więc zamiast tego, potrząsa swoją głową. Podnosi się z ciałem chłopka, a ten, owija wokół niego swoje nogi. Twarz bruneta jest napięta, gdy Zayn w niego wchodzi, ale nigdy nie mówi mu, by przestał, więc nie przestaje, zagłębiając się za jednym, gładkim ruchem.
 Nie rusza się przez długi moment, obydwoje próbują się uspokoić. Kiedy mulat myśli, że może się poruszyć bez skończenia w jakieś dwie sekundy, a Liam już dłużej nie wygląda, jakby miał się popłakać, Zayn powoli porusza swoimi biodrami do tyłu. Jest taki kurwa, ciasny, zaciskając się wokół niego.
 Kiedy mulat jest pewien, że nie rani Liama albo nie spieprzy tego, staje się odważniejszy. Porusza się trochę szybciej, wchodzi w niego trochę mocniej, a brunet pociąga za jego włosy, przyciągając go w dół do mokrego pocałunku. Zayn ustawia swoje biodra pod innym kątem, a wolna ręka Liamasięga po nic, kiedy wydaje z siebie takie odgłos, który zawstydziłby, nawet najlepszy instrument.
 Jego oczy rozszerzają się, ale on na niego nie patrzy. Zayn odwraca swoją głowę, a spocone włosy opadają mu na czoło. Są bliżej szafki, niż myślał, a ręka drugiego chłopaka ślizga się po wciąż schnącej farbie. Zayn ma idealny widok na Liama, uderzającego swoimi palcami w farbę i ścieżkę, gdzie nimi ciągnął, zanim je odsunął.
 - Kurwa – jęczy.
- Nie obchodzi mnie to – zapewnia go brunet, brzmiąc na prawie rozszalałego. – Nie obchodzi mnie to, po prostu...
 Mulat pośpiesznie przytakuje, ręce ściskają uda brązowookiego. Zakrywa jego ciało swoim własnym, usta odnajdują drogę do szyi Liama, kiedy pieprzy go, już dłużej nie próbując znaleźć rytmu, nie myśląc już o czymkolwiek, ale o tym, jak kurewsko dobre jest to uczucie, i jak dobrze brzmi pod nim Liam.
 Dochodzi, zanim Zayn może podnieść się i owinąć wokół niego rękę, jakby próbował to zrobić. To takie nieoczekiwane, sposób, w jaki przechodzą go ciarki i zaciska się niemal boleśnie, wokółmulata, tak, że ten dochodzi sekundę później, próbując znaleźć coś, czego może się przytrzymać. Ale nie może. Więc zamiast tego, gryzie ramię Liama, w sposób, w jaki zawsze on mu to robił, a przez Zayna przechodzi orgazm.
 Powoli wychodzi z chłopaka, wciąż bojąc się o zranienie go. Jeśli byłoby na odwrót, Liam wstałby teraz i odszedł, wyrzucając kondoma i ubierając się. Zayn nie może. Zamiast tego, przewraca się na podłogę obok bruneta, którego klatka unosi się i gwałtownie opada.
 Obydwoje łapią wciąż swoje oddechy, kiedy ręka chłopaka chwyta jego własną. Splata razem ich palce, lekko je ściskając. To za dużo.
 Szybo siada, ręka bruneta natychmiastowo uwalnia tą jego. Następne dziesięć minut jest naprawdę niezręczne. Obydwoje czyszczą swoje ciała, a wtedy mulat ubiera się, kiedy drugi chłopak zbiera gazety. Zayn nie może zostać, by na to patrzeć, nie kiedy Liam wciąż jest w większości goły, oprócz bokserek.
 - Potrzebuję prysznica – mówi. Wykręca się, serio. – Mam wszędzie farbę. Ja, um, wrócę później.
 Liam macha na niego ręką. – Wciąż będę sprzątał, kiedy wrócisz, więc.
 Zayn przytakuje i wymyka się przez drzwi. Nie mógłby nikomu spojrzeć w oczy w drodze do łazienki i tym razem, nie spogląda na swoje odbicie w lustrze. Po prostu rozbiera się ze swoich ciuchów i wchodzi pod gorącą wodę, pozwalając zmyć farbę, pot i Liama.
 Problemem oczywiście, nie jest to, że uprawiał z nim seks. Nawet, jeśli zmienili to, zamieniając się rolami, to nie jest problem, ponieważ myśli, że to nie powinno mieć znaczenia, naprawdę, kto pieprzy kogo. To wciąż jest seks, który powinien nic nie znaczyć.
 I w tym problem. Nie powinien nic znaczyć. Nie powinno być…uczuć. Ale są. Są. Straszą i dusząmulata, przecinając powietrze. Pochyla się ku kafelkom prysznicowej ściany, próbując je odepchnąć, próbując je ominąć. Nie potrafi.
 To niemożliwe, by kontrolować swoje uczucia. Nie możesz wmawiać sobie, że ich nie posiadasz, nie możesz udawać, założyć maski obojętności i mówić światu, że ich tu nie ma, bo są. To niemożliwe, by przed nimi uciec, nieważne jak desperacko, być chciał.
 - Kurwa – jęczy. Pociąga za swoje włosy, ale to tylko sprawia, że myśli o Liamie, robiącym to. Co tylko sprawia, że myśli o jego delikatnych ustach, przyciśniętych do jego własnych. Że myśli oLiamie nazywającym go pięknym. Że myśli o Liamie, Liamie, Liamie. Nie może wyrzucić tego kolesia ze swojej głowy, ale to nic nowego. Brunet zawsze taki był, zawsze wpraszał się do myśliZayna, tylko tych myśli, które powinny być pełne nienawiści.
 Więc dlaczego już dłużej nimi nie są?
  *
  Zayn wyjeżdża do domu trochę wcześniej, niż planował. Technicznie rzecz biorąc, wszystkie egzaminy są już za nim, ale planował wyjechać w piątek, ponieważ Harry i Louis też, wtedy wyjeżdżają. Ale budzi się we wtorek rano, nie tak wcześnie, ale też nie późno, ponieważ nie muszą być w sali plastycznej przez kolejne kilka godzin, by znaleźć farbę wciąż zaschniętą pod jego paznokciami, nie może oddychać.
 A kiedy Liam wstaje chwilę później, po tym, jak mulat wykąpał się i ubrał, mówi: - Hej, myślisz, że moglibyśmy porozmawiać dziś wieczorem? Po aukcji? – Zayn czuje, jakby się dusił. Jakby brunet owinął te swoje ręce z długimi, silnymi palcami ciasno wokół jego szyi.
 - Porozmawiać o czym? – pyta uważając, by utrzymać neutralny ton.
 Liam wzrusza ramionami. – Po prostu o czymś. Wezmę twój numer od Nialla i napiszę do ciebie.
 Zayn chce zaprotestować, ale naprawdę nie ma do tego powodu, prawda? Ani jednego, oprócz dużego ciężaru na jego klatce. – Okej.
 Brunet przytakuje, a drugi chłopak bierze swojego iPada i pogłaśnia go, więc może udawać, że go ignoruje, dopóki nie będą musieli się zjawić w sali artystycznej, by ustawić swoje prace. Ale on nigdy nie był dobry w ignorowaniu Liama, bez wyjątku, nawet teraz. Szczególnie, kiedy wstaje z łóżka kompletnie nagi. Wciąż ma trochę farby na poszczególnych częściach swojego ciała i trochę zadrapań, które przypominają mu, co się stało. Idzie do swojej szafki, a mulat przygryza wargę, nie patrząc ostentacyjnie, w szczególności nie na jego tyłek – okej, patrzy. Kurwa.
 Powoli, Liam zakłada swoje bokserki. Robi to celowo, ciągnąc je w górę nóg, lekko kręcąc biodrami. Oczy Zayna zwężają się, jego głowa przechyla się na bok, a drugi chłopak sięga po parę jeansów, robiąc tą samą rzecz i skrupulatnie oraz wolno je zapinając. Gdy kończy, rezygnuje z koszulki i zmierza w stronę łóżka. Pada na nie, biorąc telefon z biurka i leży na nim, podpierając się na swoimi boku, wyglądając kurewsko niedorzecznie.
 Niedorzecznie atrakcyjnie, ale Zayn nie chce o tym myśleć, więc podnosi się ze swojego, zostawiając słuchawki i wychodzi.
 Louis i Harry wciąż śpią, kiedy dociera do ich pokoju. Szatyn otwiera drzwi w jednej z koszulek Harry’ego (tak myśli, ale ich dwójka dzieli się tak, często, że to prawie niemożliwe, by to określić) i parzę bokserek, przecierając oczy ze snu. – Co – jęczy. – Co chcesz? Jest dla mnie za wcześnie, by cię lubić. Wróć później.
 I tak, wpycha się do pokoju. Harry znajduje się w łóżku w połowie przebudzony i przeciera swoje oczy tak, jak Louis. Tylko, że próbuje słabo się do niego uśmiechnąć, na co starszy chłopak się nie trudził, a także nie wykopuje go. Więc Zayn opada się na łóżko obok niego i przykrywa się kocem.
 Łóżko Harry’ego pachnie jak on; jak woda kolońska, którą codziennie się psika, ale także zupełnie jak cynamon (dziwne, ale pyszne). Mulat kładzie swoją głowę na jego klatce i zaciąga się nim, kiedy ten, pociera jego plecy, nie pytając nawet, co robi albo co jest powodem, dla którego przyszedł tutaj dla niego, a nie dla Louisa. Szatyn by zapytał. Ale Styles tylko automatycznie się relaksuje i pozwala mu samemu to powiedzieć.
 - Nie powinienem sypiać z moim współlokatorem – jęczy naprzeciwko niego.
- Zdecydowanie nie powinieneś – zgadza się.
- Myślę, że go lubię – odsuwa się, spoglądając na chłopaka błagalnym wzrokiem, by powiedział mu, że to nie prawda. Nie może lubić Liama. Nope. Niemożliwe. Niepojęte.
 Ale Harry jedynie sympatycznie przytakuje. – Wiemy.
 - Jak to się stało? – zastanawia się mulat. – Jak mogłem pozwoliłem, by do tego doszło?
- Myślę, że nie miałeś w tym za dużo do powiedzenia – mówi Louis z przeciwnej strony łóżka. – Jest nawet całkiem świetny, jeśli go poznasz, Zayn. I jest kurewsko wspaniały. Jak model prosto z okładki GQ.
- Nie pomagasz – narzeka chłopak. – I nienawidzę go, pamiętasz? Nienawidzę go. Boję się go nie nienawidzić. Co się stanie, jeśli nie będę go nienawidził? Co wtedy?
- Już się pieprzycie – zauważa Louis. – Jesteś w połowie drogi.
- W połowie drogi do czego?
- Do związku.
 Zayn wstaje z łóżka Harry’ego i tupocze w kierunku drzwi. Związek z Liamem. Boże, nawet nie może o tym myśleć. Nawet, jeśli – nie. Nie może. To nie może się zdarzyć. To nie może się udać. I to, że jego uczucia się zmieniły, nie oznacza, że bruneta także. Czemu miałyby? Naprawdę, co ma mu do zaoferowania Zayn, oprócz seksu?
 Nic.
 - Nie wychodź – woła za nim Harry – Zayn!
 Mulat zamyka drzwi i prawie wraca do swojego pokoju, ale zamiast tego, idzie wzdłuż korytarza, wybierając wyjście na zewnątrz i zapalenie papierosa, zanim będą musieli iść do pracowni. A kiedy już tam jest, dzwoni do Doniya’i i pyta się jej, by po niego później przyjechała. Nie miała go odebrać przez piątkiem, ale teraz musi wrócić do domu.
 - Mogę być tam o około dziewiątej – mówi. – Okej?
 Zayn krzywi się, to wciąż oznacza, że będzie musiał iść na przyjęcie świąteczne, ale przynajmniej będzie mógł wyjść wcześniej. – Tak, w porządku. Dzięki.
 - Wszystko okej? – brzmi na trochę niepewną, jakby się bała, że może się na nią zdenerwować przez pytanie o to.
 Zawsze mieli trudna-miłość relację, on i Don. Wobec swoich pozostałych sióstr jest maksymalnie opiekuńczy. Kocha je ponad życie. Ale dla niej zawsze był głupim, małym bratem, a ona zawsze była dla niego sukowatą, starszą siostrą, która miała wkurzających przyjaciół i nigdy nie pozwalała mu oglądać programów telewizyjnych, które chciał. Ale wciąż ją kocha, a ona go. Po prostu nie troszczą się o siebie w ten sam sposób, co o pozostałe rodzeństwo.
 - W porządku – mówi Zayn. – Po prostu chcę wrócić do domu.
- Okej – nie naciska dziewczyna i wiedział, że nie będzie. – Ale niech ci nie zajmie jak, wieczność, by spakować swoje gramoty, okej. Nie będę zawracała sześć razy, ponieważ zapomniałeś wziąć książki, której potrzebujesz do uczenia się albo do jakiegoś innego gówna.
 Zayn szeroko się uśmiecha. – Nie zajmie.
- Okej, dobrze. Do zobaczenia.
 Mulat czuje się trochę lepiej po tej rozmowie, ale wciąż dręczy go coś w środku. Te emocje dręczą go, domagając się, by je poczuł. Nie chce czuć ich albo czegokolwiek. Chce wrócić do czasów, gdy on i Liam po prostu siebie nienawidzili. Przed seksem, ponieważ seks w końcu prowadzi do emocji, co nie? To zawsze się zdarza w takich sytuacjach. Jedna osoba wpada na zły pomysł, zaczyna czuć więcej, niż powinna i wszystko się burzy.
 Ale wtedy przypomina sobie sposób, w jaki usta i ręce Liama działały na niego i nie może odnaleźć siebie, szczerze żałującego, jakiejkolwiek z tych rzeczy.
  *
  Mulat jest trochę spóźniony, gdy wchodzi do sali plastycznej, ale tak planował. Wszyscy inni są w środku i już ustawiają swoje prace. Pani Kensington (”Proszę, nazywajcie mnie Malerie” – powiedziała im na początku zajęć) podchodzi do niego tak szybko, jak przechodzi przez drzwi.
 - Naprawdę powinieneś pomyśleć o przejęciu moich zajęć, Zayn – mówi mu. – Jesteś bardzo utalentowany, jeśli wyostrzysz trochę krawędzie.
- Dziękuje – mamrocze, a jego oczy są już na Liamie. Jest po przeciwnej stronie pracowni, próbując położyć swój obraz na jednym z wystawionych stołów.
- Szczególnie podobają mi się kontrasty – kontynuuje, nieświadoma jego dyskomfortu. – Jak osobiście je tworzysz. Te bardzo małe szczegóły dotyczące twojego życia, jak i twojego współlokatora.
- Dziękuję – mówi znowu.
- Właściwie, to jest bardzo podobna do pracy Liama – dodaje.
 Mulat marszczy brwi. – Tak? – pyta, ponieważ te dwie prace nie wyglądają na cokolwiek podobnego. W ogóle.
 Ale przytakuje. – Kontrast stron, który spotyka się po środku. Oczywiście, jego jest abstrakcyjna, a twoja trochę bardziej realistyczna, ale wciąż. To bardzo interesujące, by zobaczyć sposób, w jaki wasza dwójka wspólnie pracuje.
 - Um – chłopak przebiega ręką przez swoje włosy. Nie chce o tym rozmawiać. – Nie powinienem teraz iść, żeby, jakby, ustawić mój obraz?
- Tak, oczywiście! – mówi szybko. – Obok Liama. Myślę, że będą ładnie obok siebie wyglądały. Ale naprawdę rozważ to, co powiedziałam ci o wzięciu zajęć, Zayn. Chciałabym cię mieć.
- Rozważę – obiecuje tylko, by się stąd urwać.
 Bierze swój obraz z tyłu klasy, gdzie zostawił go kilka dni temu, by wyschnął. Wygląda tak, jak go zapamiętał, jak dokładna replika ich pokoju z przed kilku tygodni z jego podpisem nabazgranym białą farbą w prawym dolnym rogu. Ostrożnie niesie go w kierunku wystawionego stołu, przy którym nadal stoi Liam, przyglądający się swojej pracy.
 Ostatniej nocy spieprzyli jego obraz swoim bazgrołami, ale…w opinii Zayna, wygląda teraz lepiej. Nawet, jeśli przywodzi ciepło na jego policzkach, dokładnie przypominając sobie, jak smugi tych palców tam się znalazły. Odkłada obok niego swoją pracę i naprawdę nie widzi tego, jak podobnie do siebie wyglądają, ale nieważne. Nie jest nauczycielem sztuki, więc.
 - Twoja wygląda wspaniale – mówi brunet, przyglądając się jego obrazowi. – Naprawdę świetnie. Moja wygląda jak-
- Dziękuję – mówi trzeci raz w przeciągu jakiś, pięciu minut, zanim odchodzi, podchodząc do Louisa i Harry’ego.
 Końcowa praca zielonookiego to rysunek szatyna. Jest bardziej karykaturalna, niż cokolwiek innego, ale Zaynowi bardzo się podoba. – Ładna – mówi. – Bardzo dobrze, Harry.
 - Zobacz, kto na niej jest – docina Louis. – Oczywiście, że jest dobra. Ja i moja idealnie wyrzeźbiona szczęka, w pełni przypisujemy sobie to arcydzieło.
- A gdzie twoja praca? – pyta go mulat.
 Chłopak szeroko się uśmiecha. – Myślałem, że nigdy nie zapytasz - bierze Zayna pod ramię i prowadzi go do stolika z rzeźbami. – Zgadnij, która jest moja. Nazwałem ją – A Midnight Escape.
 - To rzeźba tyłka – mówi z kamienną twarzą mulat. – W stringach.
- Boże, jestem taki utalentowany – mamrocze Louis.
 Mulat prycha i przewraca oczami. – Jesteś obłąkany – poprawia. – Ale, uh, zanim weźmiesz ją, by pokazać wszystkim, by doceniali…to, chcę tylko, żebyś wiedział, że dziś wieczorem wyjeżdżam.
 Louis otwiera usta. – Myślałem, że nie wyjedziesz do piątku!
 - Zmiana planów – wzrusza ramionami chłopak. – Moja siostra będzie wtedy zajęta, więc zapytała się, czy byłoby okej, jeśli dzisiaj by po mnie przyjechała – nie chciał kłamać, tak jest po prostu prościej, niż przyznawać, że tak naprawdę, to ucieka, ponieważ nie może znieść swoich myśli i liczy, że będzie mu łatwiej, jeśli wróci do domu.
 Szatyn mocno go przytula. – Będę za tobą tęsknić – mówi. – Nie mogę uwierzyć, że wyjeżdżasz tak wcześnie. Ale obiecujesz, że zadzwonisz w moje urodziny?
 - Obiecuję.
- Teraz, idź powiedzieć Harry’emu. Ten dzieciak jest do ciebie niedorzecznie przywiązany, nie przyjmie tego dobrze. Nie zrobię tego za ciebie.
 Louis nie żartował. Harry wygląda jak zranione zwierzątko ze smutnymi oczami i: - Czemu nie możesz zostać do piątku tak, jak planowaliśmy? Mieliśmy oglądać świąteczne filmy w świetlicy i miałem zrobić nam specjalny obiad z mikrofalówki.
 - Możemy to zrobić, gdy wrócimy – proponuje mulat. – Nawet, jeśli będzie po świętach.
 Harry przez chwilę marszczy brwi, a wtedy szeroki uśmiech pojawia się na jego twarzy. – Tak, racja. Brzmi jak plan. Ale będę za tobą tęsknić.
 - Też będę za wami tęsknić – mówi szczerze Zayn.
- Powiedziałeś Liamowi? – pyta, a��mulat natychmiast się cofa. Może nie będzie tęsknił za Harrym, nie, jeśli zadaje takie pytania.
- Nie – mówi stanowczo. – Czemu miałbym?
 Chłopak wzrusza ramionami. – Nie wiem. To brzmiało jak sensowne pytanie, dopóki na twojej twarzy nie pojawił się ten morderczy wygląd.
 - Liam nie jest moim przyjacielem – przypomina mu Zayn. – Nie będzie go obchodziło, jeśli wyjadę i to, i tak, nie jest jego interes.
- Okej – mówi Harry, unosząc swoje ręce w obronie. – Muszę pamiętać, by już cię o niego nie pytać. Najwidoczniej, jest to teraz drażliwy temat.
- To zawsze był drażliwy temat – przypomina mu Louis. – Tylko, że teraz, zamiast psioczenia na tego kolesia, panikuje jak złapane w klatce zwierzę.
 Zayn rzuca im obu wrogie spojrzenie, ale nie protestuje, gdy Harry owija ręce wokół jego talii. Nie protestuje, gdy Louis owija ręce wokół jego ramion. Nie protestuje, kiedy ich dwójka wyprowadza go z pokoju, śmiejąc się i składając obietnice kupna lunchu, żeby mu to jakoś wynagrodzić. Ale ogląda się za swoje ramię, tylko raz, by zobaczyć Liama, gapiącego się na nich z zagubionym wyrazem twarzy.
  *
  Cała sala plastyczna wygląda inaczej na przyjęcie gwiazdkowe. Po tym, jak wyszli, ktoś przyszedł i zawiesił lampki dookoła pokoju. Rzucają delikatny blask, kiedy inne są umieszczone na stołach, by oświetlać wystawione prace. Są także rzędy plastikowych krzeseł ustawionych na aukcję na środku sali, z wystarczającą ilością przestrzeni między stołami, by dać wszystkim miejsce, by mogli przechadzać się dookoła i zobaczyć, co stworzyli.
 Zayn jest wyczerpany. Po lunchu, Louis i Harry, zaciągnęli go do akademika, by się ubrać. Był zmuszony, by założyć jedną z zapinanych na guziki, białych koszuli Louisa i pary swoich własnych spodni i zostawili go, by ułożył swoje włosy, obiecując, że zrobią mu bolesne rzeczy, jeśli zostawi je roztrzepane i opadające na czoło tak, jak zawsze.
 A on trochę się denerwuje. Kiedy ludzie wypełniają salę, ubrani w czerwień, biel, czerń i zieleń, wszyscy dopasowani kolorystycznie do świąt, jego brzuch robi salta. Wszyscy poruszają się dookoła pokoju, przyglądając się pracom. Zayn patrzy jak ludzie zatrzymują się i patrzą na tą jego, ale nie może tego robić, ponieważ próbuje odczytać wyraz ich twarzy, czy lubią to czy nienawidzą, i to sprawia, że jest zaniepokojony. Więc obiera sobie najkrótszą drogę do drzwi, kierując się do pokoju z przekąskami naprzeciwko korytarza.
 Liam jest oczywiście w środku. Ubrany w pełny garnitur, w przeciwieństwie do Zayna. Ma ułożone włosy i jest dokładnie ogolony, co odejmuje mu lat. I dobrze. Wygląda dobrze.
 - Truskawki w czekoladzie – mówi, trzymając jedną w swoich palcach. – Chcesz jedną?
- Pewnie – mówi Zayn. Sięga do talerza, ale brunet trzyma jedną przy jego ustach. Nagle, nie wydają się być takie apetyczne, jak wydawały się być sekundę temu. Ale i tak, ją bierze, rozgryzając czekoladową skorupkę, by dostać się to soczystego owocu pod nią. – Dobre.
 Wzrok Liama ciemnieje, a jego oczy opadają na usta Zayna. – Tak – potrząsa szybko głową, jakby przeczyszczał swoje myśli. – Więc wszyscy już tam są? Zaczęli już aukcję?
 - Myślę, że zaczną w przeciągu kilku minut – przyznaje mulat. – Dlatego tu jestem.
 Liam przytakuje. – Też zdenerwowany?
 - Trochę.
- Chodź – mówi brunet, wskazując głową na drzwi. – Miejmy to za sobą. Plus, dostaniesz najwyższą ofertę, wiesz.
- Nie dostanę – mówi stanowczo. – Inni zrobili to o wiele lepiej, niż ja.
- Po prostu przyjmij cholerny komplement – dokucza mu chłopak. – Ale, jeśli nie chcesz iść, powiem ci, jak poszło.
 Zayn potrząsa swoją głową. – Nie, idę – podbiera jeszcze jedną truskawkę w czekoladzie i podąża za brunetem do sali. Louis i Harry są teraz w środku, siedzą na samym końcu i rozmawiają ze sobą.Zayn idzie do nich, wciskając się na wolne miejsce. Liam siada natychmiast obok niego. – Kiedy zaczynają?
 - Za pięć minut – odpowiada zielonooki.
 Mulat przytakuje i przełyka ślinę.
 Pięć minut mija okropnie szybko. Wszyscy usadawiają się na swoich siedzeniach, a pani Kensington wychodzi na przód sali. A wtedy się zaczyna.
 Pierwsza praca sprzedaje się za pięćdziesiąt dolarów. Druga za trzydzieści. Trzecia za sto trzydzieści. Rysunek Louisa idzie za trzydzieści do Louisa. Jego wyrzeźbiony tyłek idzie za ogromne sto dwadzieścia.
 Kiedy pojawia się obraz Zayna, pani Kensington go licytuje. Nie wiedział, że miała taki zamiar. A także wygrywa, obraz idzie za sto czterdzieści pięć dolarów. Za, jak na razie, najwięcej. Wzrasta w nim duma, a Liam i Louis, obydwoje podekscytowani, trącają go łokciem.
 Kolej na obraz Liama, a ten, nerwowo przesuwa się na swoim siedzeniu. Wiele ludzi go licytuje, a cena tylko wzrasta, wzrasta i wzrasta, dopóki łysy mężczyzna nie kupuje go za całe dwieście dwadzieścia dolarów.
 Zayna wkurza się. Nie przez to, że jego cena podbiła tą mulata (i wszystkich innych), ale przez to, że jakiś mężczyzna zabierze ją do domu. Ktoś, kto nie ma pojęcia, jak te smugi palców się tam znalazły. Ktoś, kto nie ma pojęcia, jak to było wykonane, co reprezentuje. Zayn chcę obraz. Zaynchce go podbić, chce wziąć go do domu i zatrzymać dla siebie. Ale nie ma wystarczająco pieniędzy, a pani Kensington mówi: - Sprzedane! – i obraz znika.
 - Czy to się właśnie stało? – pyta Liam po tym, jak wszystkie prace zostały już sprzedane. – Czy... czy ktoś naprawdę zapłacił dwieście pieprzonych dolarów za mój obraz?
- Wygląda na to, że Liam ukrywał to przed nami – mówi Louis. – A ja byłem pod wrażeniem, że jesteś gorszy niż pierwszoklasista.
 Zayn myśli, co powiedzieć, jak skomplementować Liama, ale jego telefon wibruje w kieszeni. Wyciąga go i czyta wiadomość od Doniya’i i prawie rozrywa swoją twarz szerokim uśmiechem, ponieważ nareszcie. – Muszę iść – mówi, już nie siedząc.
 - Gdzie? – woła za nim brunet, ale chłopak jest już za drzwiami.
 Przytulił wcześniej Harry’ego i Louisa na pożegnanie, powiadamiając ich, że będzie musiał się wcześniej wymknąć, więc to nie tak, że musi się cofać. Idzie prosto do swojego pokoju, nie oglądając się za siebie. Kiedy tam dociera, szybko pakuje wszystko, czego potrzebuje, głównie kilka integralnych części garderoby i książkę albo dwie, a wtedy wychodzi, gasząc światło i zakluczającza sobą drzwi.
   *
  Po skończonej aukcji, wszyscy powoli wychodzą z sali. Liam też wstaje, podążając za Harrym i Louisem, obydwoje są pochyleni ku sobie, szepcząc z podekscytowaniem. Wciąż nie jest pewny, czy się nie umawiają. Tak myślał, ale im więcej czasu z nimi spędza, tym mniej jest tego pewny. Nigdy nie widział, jak się całują albo trzymają za ręce, albo zachowują, jakby się umawiali.
 - Liam.
 Chłopak obraca się z uniesionymi brwiami, by ujrzeć panią Kensington, patrzącą na niego z niecierpliwością, a wtedy sobie przypomina. – Oh, racja – szybko do niej podchodzi, a ona wręcza mu pozostałe pieniądze z trzystu dolarów, które dał jej, by zalicytowała pracę Zayna. – Dziękuję.
 - Wciąż do końca nie rozumiem, dlaczego sam nie mogłeś kupić tej pracy, ale to nie sprawa – mówi, gdy macha ręką. – Możesz wziąć swój obraz, kiedy tylko będziesz chciał.
- Będzie w porządku, jeśli zostawię go tu do środy? – nie chce brać go do pokoju i dać Zaynowi do zrozumienia, że go kupił. To byłoby nadaremno, ta cała fatyga, żeby to ona za niego licytowała. – To zostawię ją tutaj, bo nie chcę jej trzymać w pokoju.
- Oczywiście, mój drogi.
- Dziękuję – dodaje raz jeszcze, Liam.
 Tym razem, tylko mu macha, odchodząc, by z kimś porozmawiać. Brunet wkłada swoje pieniądze do kieszeni i idzie do pokoju.
 Na szczęście, jest pusty, gdy tam dociera. Tak, jak planował, więc jest wdzięczny, nawet, jeśli przeszkadza mu to za każdym razem, gdy przychodzi do domu, a łóżko Zayna jest puste albo nie siedzi przy biurku. To nie tak, że musi czekać na bruneta, by wrócił do domu, jak jakiś posłuszny szczeniak lub zostawać dla swojego chłopaka czy coś, ale za każdym razem, gdy mulat tam jest, kiedy Liam wraca, sprawia, że coś ciepłego buzuje w środku niego.
 Trochę się denerwuje, kiedy porusza się po pokoju, zawieszając świąteczne lampki, które pożyczył z sali plastycznej, te, które nie były potrzebne do dekoracji. Włącza także radio, po prostu odrobina delikatnej muzyki w tle, jedna z płyt Zayna, którą dużo razy słuchał (i wie, że chłopak nienawidzi, gdy dotyka jego rzeczy, ale myśli, że ten jeden raz, mogłoby być to w porządku). Kiedy podłącza lampki i wyłącza światło, pokój rozświetla się w delikatnym blasku. To wygląda romantycznie albo coś. Nie, żeby Liam był dobry w romansowaniu, ale próbuje, a to się liczy, prawda?
 Kiedy kończy, wyciąga swój telefon, przeszukując swoje ostatnie kontakty. Dostał od Nialla numer Zayna tygodnie temu, nie używał go. Blondyn wciąż dokucza mu z tego powodu, a Liam przestał się z nim spierać, ponieważ jego zachowanie jest uzasadnione.
 Pamiętasz, jak chciałem porozmawiać? Możesz przyjść do pokoju? liam, btw.
 Wysyła, a jego ręce tylko trochę się trzęsą. Ale nie będzie się za bardzo ekscytował z tego powodu. To słabe. Jest zajęty wyciąganiem prezentu dla Zayna z szafki, trzymając go ciasno w swoich rękach.
 Nie jest drogi. To po prostu jedna z tych lampek, którą przyczepiasz do góry swojej książki, byś mógł czytać w ciemności. Liam zauważył, że to ułatwi jego życie, odkąd on i mulat ciągle kłócą się przez Zayna, nie gaszącego światła, by pracować, kiedy brunet próbuje zasnąć. I to także, nie wydaje się być ekstrawaganckim prezentem. Jak coś, nad czym wyborem, zastanawiał się przez tygodnie (nawet, jeśli się zastanawiał).
 Mija piętnaście minut bez odpowiedzi czy Zayna, powracającego do pokoju, a brunet zaczyna niepokojąco zagryzać swoją wargę zębami. Dwadzieścia minut i zaczyna chodzić po pokoju.
 Czterdzieści cztery minuty później i dostaje krótką wiadomość, która mówi Przepraszam, nie mogę. Moja siostra po mnie przyjechała. Jestem w drodze do domu. Wesołych świąt.
 Liam powoli mruga na ekran. A wtedy wstaje, wrzucając prezent Zayna do dolnej szafki biurka, zanim zrywa światełka i kładzie się do łóżka, odmawiając, by być przez to smutnym. Powinien wiedzieć, że coś takiego mogło się zdarzyć. Liam zawsze jest taki głupi. Zayn to wie i on, także. Czemu tym razem miałoby być inaczej?
  *
  Bycie w domu dla Zayna jest jak bycie zdolnym, by znów oddychać. Nawet jeśli jazda do domu nie była do końca przyjemna. Cztery godziny w samochodzie z Donyią, jej gównianą muzyką i częstym sms-owaniem, sprawia, że mulat konfiskuje jej telefon, ponieważ to nielegalne i niebezpieczne dla wszystkich. Ale tak szybko, jak jest w domu, jego matka przytula go, wynagradzając mu to.
 Idzie się położyć. Nieważne, jak bardzo wygodne jest łóżko w akademiku. To nie to samo, co bycie w swoim. Posiadanie całego pokoju dla siebie. Bez Liama, chrapiącego obok niego. Błogo, szczęśliwie, wspaniale, całkowicie sam. Nie może wyobrazić sobie niczego lepszego.
 Przynajmniej, tak sobie wmawia, ale w pierwszą noc, nawet, jeśli nie wrócił do domu przed pierwszą, leży przez czas, który wydaje się być, jak godziny, cisza w pokoju jest nie do zniesienia.
 - Jak poszły egzaminy? – pyta matka przy śniadaniu.
  Zayn ziewa i bierze łyk swojej kawy, o wiele lepsza, niż rzeczy, które serwują w kawiarni na kampusie. – Lepiej, niż myślałem. Wciąż się stresuje, ale myślę, że dobrze mi poszły.
 - Oczywiście, że tak – mówi, z dumą. Szczere przekonanie, na które stać tylko matkę. – A jak twoi przyjaciele? Ta dwójka, o których mi mówiłeś.
- Są szaleni – mówi, uśmiechając się do kawy. – Ale dobrze. Może odwiedzą mnie latem.
- Z chęcią – pewnie dlatego, że Zayn, tak naprawdę, nigdy nie przyprowadził nikogo do domu, przenigdy. Oprócz Maxa, raz albo dwa, ale zawsze się skradali, a on nigdy nie chciał poznać rodziny mulata, bez względu na to, ile razy ten, go o to błagał. Co, patrząc wstecz, nie jest takie zaskakujące.
 Tak, jak zawsze, Zayn odmawia, by pociąg myśli, zajechał jeszcze dalej. Przecina tory, wyrzuca je i zapomina, że Max, kiedykolwiek przeszedł przez jego myśli.
 - A co z twoim współlokatorem? – kontynuuje jego matka. – Pogodziliście w końcu swoje różnice?
 Jeśli pogodzenie różnic, oznacza wypieprzenie z siebie nienawiści, dopóki przypadkowo w Zaynie zaczynają rozwijać się uczucia do Liama, uczucia, o których wciąż nie chce myśleć, ponieważ sprawiają, że boli go brzuch, to tak. Pogodzili swoje różnice, wszystko jest w porządku. – Coś w tym stylu – mamrocze mulat.
 - Cieszę się to słyszeć – mówi jego mama. – I cieszę się, że jesteś w domu.
- Ja też – przyznaje Zayn. – Bardzo się cieszę.
 On i jego mama zawsze wstają jako pierwsi, ale nie mija długo czasu, zanim jego siostry depczą po schodach, przecierając sen z ich zaczerwienionych oczu. Jego ojciec jest już w pracy, ale wróci później. Ich czwórka spędza poranek i południe na jedzeniu śniadania, a potem na robieniu małych zakupów w sklepie spożywczym (Zayn oferuje, by iść, tylko po to, by wyjść z domu i mieć coś do roboty), a wtedy Safaa porywa go, by pokazać mu prace, które zrobiła w szkole.
 Wieczór spędza w kuchni, pomagając gotować swojej mamie, a wtedy przy stole, jedząc duży, rodzinny obiad tak, jak zawsze to robią. Po tym, tata Zayna proponuje mu oglądanie sportu, a on prosi go, by wytłumaczył mu futbol (co robi, ale mulat wciąż jest prawie całkiem zagubiony).
 Kiedy kładzie się do łóżka tej nocy, nie śpi przez godziny, dopóki w końcu nie wyciąga jednej ze swoich książek. Kiedy zasypia, światło jest zapalone, a książka leży otwarta na jego klatce.
  *
  W Boże Narodzenie dzwoni do Louisa tak, jak mu obiecał. Ale szatyn jest trochę pijany i spędza całą sześciominutową rozmowę na chichotaniu z jego siostrami i mówieniu Zaynowi, jak bardzo go kocha, jak bardzo cieszy się, że są przyjaciółmi, i jak nie myślał, że kiedykolwiek stanie się, tak dobrymi przyjaciółmi z kimś ze szkoły, ale jest szczęśliwy, że tak się stało. Mulat spędza prawie całą rozmowę na wydawaniu z siebie niezobowiązujących odgłosów i skubaniu swojego małego palca.
 Dzwoni także do Harry’ego przez dobry takt, by życzyć mu wesołych świąt. Oczywiście, brunet, właściwie, to jest z Louisem, z czego Zayn nie zdał sobie sprawy i jest niedaleko jego tyłka, dlatego mulat wcześnie kończy rozmowę.
 Po tym przejeżdża po swoich kontaktach, decydując się wysłać Niallowi krótkie wesołych świąt, na które dostaje odpowiedź tobie też! :D, co powoduje, że zastanawia się, czy jest teraz jedynym, który jest trzeźwy.
 Jeśli nie byłby trzeźwy, znalazłby wymówkę na to, co robi później. Ale jest, i z pełna świadomością, otwiera swoją skrzynkę, znajdując wiadomość od Liama, i dzwoni do niego.
 Dzwonienie sprawia, że podskakuje, jakby ktoś inny nacisnął ‘zadzwoń’ i nie oczekiwał tego. Przy drugim sygnale chce, żeby odpowiedziała mu poczta głosowa. Przy trzecim panikuje. Przy czwartym jest gotowy, by się rozłączyć, nawet, jeśli wie, że Liamowi pokazuje się I.D rozmówcy i będzie wiedział, że to on.
 - Halo?
 Zayn krzywi się, mrugając na swój sufit. Jego usta są suche i czuje, jakby jego język był za ciężki, i z trudnością, wydobywa z siebie: - Hej.
 Oszołomiony myśli, że Liam się rozłączył. Mijają sekundy bez słowa, ale w końcu brunet mówi: - Czego chcesz, Zayn? – i brzmi tak, jak zawsze, gdy mulat go denerwuje. Krótko, ostro, ze złością. Tak, jak zawsze, z niedorzecznością, prawie liczył na to, że brunet będzie szczęśliwy, że do niego zadzwonił. Ale jest oczywiście, daleko od tego.
 - Nie jestem pewny – przyznaje mulat. – Po prostu - pomyślałem, że zadzwonię. Życzyć ci wesołych świąt albo coś.
 Liamowi znowu zajmuje wieczność, by odpowiedzieć. -  Nie ma świąt do jutra.
 - Racja, tak, wiem. Po prostu-
- Naprawdę nie rozumiem, po co w ogóle do mnie dzwonisz – mówi, całkowicie go ignorując. – Nie jesteśmy przyjaciółmi, Zayn. Nigdy nie byliśmy, więc nie czaje, co ty próbujesz osiągnąć.
 Mulat mruga, gdy uderza w niego ból. Ale nie zajmuje mu dużo czasu, by go odepchnąć, zamieniając go na złość. – Oczywiście, że nie jesteśmy – mówi z pogardą. – Pieprz się, Liam. Pomyślałem, że zadzwonię tylko, by zobaczyć- - po drugiej stronie linii słyszy jakieś trzaśnięcie. Natychmiastowo z wkurzonego zmienia się na zaniepokojonego. – Wszystko w porządku?
 - Cholera – jęczy chłopak. Słyszy ruchy, drżący głos bruneta i odgłos głośnych kroków, śpieszących w dół schodów. – Prosiłem was o dwie minuty!
- Ale Liam – ktoś jęczy. – Obiecałeś, że upieczesz z nami piernikowe domki. Chcemy je teraz zrobić.
 Zayn marszczy brwi na sufit. – Czy to - nie myślałem, że masz młodsze rodzeństwo.
 - Nie mam – mówi. – Jestem - Jessie, lukier jest - po prostu, pozwólcie mi dokończyć rozmowę, proszę?
- Rozmawiaj przez telefon i rób domki z pierników – mówi ktoś inny. – Proszę Liam. Czekamywieczność.
- A po tym, chcemy znów pobawić się w przebieranki – mówi trzecie dziecko.
 Brunet jęczy. – Ale nie będę znów miał makijażu. Wciąż próbuje zmyć cień do powiek.
 - Ale księżniczka musi mieć pomalowane oczy!
- Jeśli zgodzę się pomalować oczy, będę mógł najpierw dokończyć moją rozmowę? – pyta brunet.
 Panuje krótka cisza, zanim chór mówi: - Okej.
 Chłopak jęczy w uldze. – Przepraszam za to.
 - Księżniczka? – prycha Zayn. – Liam, masz jakiś interesujące hobby, o którym nie wiem?
- Ha, ha – mówi szorstko. – Niańczę. Moi rodzice i ich przyjaciele poszli na coroczne przyjęcie gwiazdkowe, a ja zawsze jestem udupiony, niańcząc dla wszystkich.
- Próbujesz mi powiedzieć – mówi powoli mulat – że ty, Liam Payne, szkolny skrzydłowy-
- Biegacz – poprawia chłopak. – Jestem biegaczem. Nie ma nic specjalnego w byciu skrzydłowym.
- Naprawdę mnie to nie obchodzi – mówi mulat. – Ale mówisz, że ty właściwie to, spędzasz swoje święta robiąc chatki z pierników i pozwalając dzieciom przebrać się za księżniczkę? – nie może nic na to poradzić, ale się śmieje. – Tiara też jest w to włączona?
- Myślałem, że wiesz – mówi chłodno Liam – że tiara, jest niezbędnym elementem tego stroju, Zayn.
- O, mój Boże – chichocze. – Chcę zdjęcia.
- To się nie zdarzy.
- Okej, w porządku – przyłapuje się na głupkowatym uśmiechaniu do sufitu z jakiegoś powodu. To po prostu... nie myślał, że Liam może taki być. Nie myślał, że Liam może być dobry z dziećmi i to jest…zaskakujące, w dobrym tego słowa znaczeniu. – Wciąż nie mogę uwierzyć, że tak, spędzasz święta.
- I Nowy Rok – przyznaje. – Zawsze niańczę.
 To jest... Nie ma mowy – mówi mulat. – Nie ma mowy, że poświęcasz swój Nowy Rok, by niańczyć.
 - Zawsze poświęcam – mówi Liam, całkowicie poważny. – Odkąd skończyłem trzynaście lat. Moi rodzice mieli wielu przyjaciół z dziećmi i wymyślili, że będzie łatwiej mi je wszystkie podrzucić do domu, niż brać niańki. A ja naprawdę nie mam nic przeciwko.
- Ale co tak, jakby z twoimi przyjaciółmi i tym całym gównem? Nie zastanawiają się, dlaczego nie przychodzisz na ich imprezy?
- Biorąc pod uwagę, że wszyscy mieszkają godzinę drogi stąd, nie.
- Co?
- Ja, tak naprawdę, nie zostaje um, zapraszany tutaj na wiele imprez – mówi cicho Liam.
- Czemu nie?
 Brunet jęczy. – Byłem naprawdę nudny, gdy dorastałem, okej? I jestem z małego miasta. Ludzie naprawdę, nie zapominają tutaj o takich rzeczach. Więc naprawdę, nie mam wielu przyjaciół, gdy wracam do domu, by zapraszali mnie na imprezy, dlatego nie mam nic przeciwko niańczeniu. Jeśli miałbym, prawdopodobnie spędziłbym noc, oglądając Iron Mana albo coś. Zadowolony?
 To nie ma żadnego sensu w głowie Zayna. Liam jest w szkole ekstremalnie popularny. Wszyscy wiedzą kim jest, ponieważ jest w drużynie i chodzi na wszystkie duże imprezy. Nie może wyobrazić sobie bruneta z przyjaciółmi, nie zapraszającymi go na żadne przyjęcia, który spędza noce, oglądając filmy o superbohaterach lub niańcząc, zamiast narąbania się i szerokiego uśmiechania się do każdej ładnej dziewczyny, która tej nocy przykuje jego uwagę.
 - Szczerze, to nie ma żadnego sensu – mówi głośno Zayn.
- Dlatego lubię szkołę – przyznaje Liam. – To był dla mnie nowy początek. Wszyscy znali mnie, nie głupiego dzieciaka, który samotnie jadł lunch, i którego wszyscy nazywali pupilkiem nauczyciela, ponieważ lubił robić swoje zadania domowe i nie lubił plątać się w kłopoty.
- Ja - wow – oddycha Zayn. Nigdy nie rozważał, że może życie Liama było całkowicie inne od tego, które znał. Że może była tam pod nim inna osoba, z którą dzieli pokój. – Ale-
 W tle po drugiej stronie, mulat słyszy stłumione odgłosy, które robią się coraz głośniejsze, kiedy w końcu może usłyszeć skandowanie. – Pier-ni-ki! Pier-ni-ki!
 - Muszę iść – mówi Liam. – Robią zamieszki.
- Racja. Um.
- Do zobaczenia – mówi brunet, zanim może dokończyć. Rozłącza się sekundę później, nie czekając, aż mulat się pożegna.
 Po tym, Zayn przez długi czas gapi się na sufit, z telefonem wciąż przyciśniętym do jego ucha, jakby oczekiwał, że Liam magicznie wróci. Oczywiście, nie wraca i w końcu mulat odkłada swój telefon i wstaje z łóżka.
 Schodzi po schodach tylko po to, by się czymś zająć. Jest dla niego za wcześnie, by spać, ale jest zbyt zmęczony, by czytać. Więc zamiast tego, zwija się na kanapie i ogląda telewizje z rodziną, dopóki rodzice nie wysyłają jego sióstr do łóżka, a chwilę później, robią to samo, zostawiając Zayna samego z telewizorem.
 Ogląda trzy świąteczne filmy, włączając Grincha (ten film akcji) i jakiś film, gdzie mała dziewczynka zaprzyjaźnia się z reniferem. Gdy jego powieki są zbyt za ciężkie, by zostać otwarte, idzie z trudem po schodach. Zanim kładzie się do łóżka, bierze swój telefon i sprawdza, czy ktoś wysłał mu sms-a (co jest głupie, wie, ponieważ nikt, nigdy tego nie robi, naprawdę, nawet Louis czy Harry).
 Ma jedną nieodczytaną wiadomość i otwiera ją. To zdjęcie od Liama. Ma na swoich ustach różową szminkę, mocny róż na swoich policzkach, sztuczne rzęsy i dużo cienia do oczu. A na jego głowie znajduje się tiara, która jest na niego o wiele za mała. Zdjęcie przychodzi ze zwyczajnym podpisem, który mówi mówiłem ci, że to ważna część stroju.
 Zayn dusi śmiech, żeby nikogo nie obudzić i odkłada swój telefon.
  *
  Kiedy przerwa była miła, to po prostu: przerwa. W końcu musi się spakować i iść do szkoły, ale nie obawia się tego tak bardzo, jak myślał, że będzie. W rzeczywistości, jest mała część jego, nieważne jak bardzo temu zaprzecza, która…nie może się doczekać. Nie tylko powrotu na zajęcia, czy zobaczenia Harry’ego i Louisa. Jest część niego, która nie może się doczekać powrotu do swojego pokoju. By opaść na łóżko i możliwości znalezienia w swoim, Liama.         
 Ale jego pokój jest pusty, gdy tam dociera. Najwidoczniej, brunet jeszcze nie wrócił, ponieważ w powietrzu można wyczuć nieświeżość, co oznacza, że nikt nie przebywał w nim od dni. Zayn zapala światło, rzuca swoją torbę na łóżko, i z wysiłkiem otwiera okno. Na parapecie jest śnieg, a lód na oknie sprawia mu trudności, ale udaje mu się je otworzyć na centymetr, czy dwa, i tak je zostawia, nawet, jeśli wlatujące powietrze jest lodowate. Zamknie je później.
 Harry i Louis nie wrócą do wieczora, więc mulat zajmuje się odkładaniem rzeczy, a wtedy sprząta pokój, nawet stronę Liama. Koleś z naprzeciwka, Jeremy, ma miotłę, którą Zayn od niego pożycza i zamiata pod obydwoma łóżkami (znajdując kilka podejrzanych rzeczy pod tym, Liama), a wtedy je ścieli, ponieważ brunet nie robi tego dobrze i wciąż wygląda niechlujnie. Zbiera kilka ołówków i długopisów, które pod nim znalazł, niektóre z nich są jego, niektóre nie. Jest całkiem pewny, że nigdy nie widział Liama trzymającego ołówek lub długopis, więc to trochę dezorientujące, znaleźć ich tak dużo porozrzucanych po pokoju, kiedy nie są jego, ale nieważne.
 Otwiera dolną szafkę biurka, chcąc włożyć ołówki i długopisy do piórnika, ale zatrzymuje się, gdy znajduje w środku owinięty prezent. Nie jest duży, ale jego opakowanie jest ogromne. Prawie zamyka szafkę, ponieważ to duże naruszenie prywatności, ale wtedy jego oczy lądują na małej karteczce z nabazgranym na niej Zayn.
 Ostrożnie, chłopak go wyciąga, odkładając długopisy i ołówki luzem do szafki. Zamyka ją swoją stopą i opada na łóżko bruneta, spoglądając na pakunek w swoich rękach. Testowo, potrząsa nim. Nic się nie dzieje. Możliwe, że pod opakowaniem jest plastik. I jest dziwnie niezgrabny w niektórych miejscach.
 Liam kupił mu prezent. Liam kupił mu prezent na święta.
 Zayn nie wie, co zrobić z tą informacją. Nie może rozgryźć, dlaczego miałby to zrobić, ponieważ, z tego, co wie, nie lubi go. Ale najwidoczniej lubi, wystarczająco, by dać mu prezent. Mulat nawet nie rozważał, by dać jakiś Liamowi. Czy to robi z niego dupka? Nie, nie sądzi tak. To takie niespodziewane, nigdy nie pomyślałby, że to nadchodzi. W rzeczywistości, gdyby nie trzymał teraz prezentu, nie uwierzyłby w to.
 Drzwi do pokoju się otwierają, a Zayn natychmiast spogląda w górę. Liam wchodzi do środka, torba spada mu z ramienia. Jego oczy powoli padają na prezent w rękach mulata i upuszcza torbę z głuchym dźwiękiem, przemierzając pokój w sekundę. Wyrywa go z pomiędzy jego palców, a jego policzki robią się ciepłe.
 - Czy to - naprawdę coś dla mnie kupiłeś? – pyta zagubiony, z szeroko otwartymi oczami. Zbyt zszokowany, by ukryć ten ton w swoim głosie.
- Nie – wypluwa brunet. Jego twarz zmienia maskę zażenowania na maskę złości. – Zawsze mówisz mi, żebym nie dotykał twoich gówien. Nie dotykaj moich.
- Nie-
- Więc jak to znalazłeś? – żąda.
- Sprzątałem – broni się słabo Zayn. – Nie miałem zamiaru tego znaleźć.
 Brwi Liama się marszczą. Obraca prezent w swoich dłoniach i obraca, zanim upuszcza go na podołek chłopaka. – Nieważne, weź go. Miałem ci go dać w noc przyjęcia gwiazdkowego, ale wyjechałeś.
 Mulata zaczyna dusić wina. – Nie wiedziałem – mówi. – Ja-
 - Nie martw się o to – mówi brunet. – To - to nawet nie jest dla ciebie, naprawdę. To dla mnie. Zawsze mnie wkurzasz, zostawiając zapalone światło, kiedy próbuje zasnąć, więc wymyśliłem, że ułatwiłoby mi to życie. Jeśli naprawdę, byś tego użył, ale - nieważne.
 Zayn rozdziera papier. Pod nim, znajduje jedna z tych lampek, które możesz przyczepić do książki, czy innej rzeczy, by móc późno czytać. Właściwie, to dostał ich więcej od swoich rodziców, ale zawsze były tanie. Ta na taką nie wygląda.
 I nie jest to najlepszy prezent na świecie, ale wciąż. – Dziękuję – mówi, próbując brzmieć na tak szczerego jak potrafi, ponieważ naprawdę ma to na myśli. Przeczyszcza swoje gardło. – Ale ja, um, nie, jak - nic dla ciebie nie mam.
 - Nieważne – mówi znów Liam. – To nie to, o czym chciałem z tobą porozmawiać tamtej nocy.
 Zayn mruga na niego. Tak, jak w dzień z farbą. Mulat może to wyczuć, może wyczuć zmianę, która ma nastąpić. To nie jest dosłownie rzecz, to to instynktowne, skręcające uczucie. – To o czym?
 Liam wygląd, jakby czuł się niezręcznie, jedna z jego rąk przebiega przez włosy. – Nie możemy - nie możemy już dłużej chodzić ze sobą do łóżka.
 To tak, jakby uderzył go w brzuch, tylko, że jest zbyt daleko od Zayna, żeby było to możliwe. – Czemu nie? – pyta spokojny i opanowany. Jest z siebie za to dumny.
 - Nie sądzę, by moja dziewczyna bardzo doceniała, gdybym pieprzył się ze swoim współlokatorem – mówi bez emocji. – Myślisz, że mógłbyś teraz zejść z mojego łóżka?
- Dziewczyna? – mulat marszczy papier, ściska go i swój prezent mocno w dłoniach, kiedy wstaje. – Kiedy to się stało?
- Niedawno – mówi ogólnikowo Liam. – Nie, żeby był to twój interes.
 Zayn krzywi się na ton w jego głosie, ale wtedy wraca do siebie. Zanim kiedykolwiek rozważał, że może mógłby go polubić. Zanim kiedykolwiek przestał patrzeć na niego, jak na kogoś, kogo nienawidzi i zaczął patrzeć na niego, jak na kogoś innego. – Jakby gówno mnie obchodził twój związek – prycha.
 - Domyśliłem się, że by cię nie obchodził – mówi, wzruszając ramionami. – Tylko pomyślałem, że cię powiadomię.
- Nie, żebym kiedykolwiek zainicjował to gówno – łapię się Zayn na mówieniu tego. Rzecz w tym, że jest zraniony. Nie przypuszczał, że którakolwiek z tych rzeczy nadchodzi, a emocjonalny rollercoaster z ostatnich kilku minut, uderza w niego. Kurwa, pięć minut temu był ślepo szczęśliwy (jeśli nie trochę skonsternowany), ponieważ obchodził Liama na tyle, by ten dał mu prezent. A teraz, czuje się tak okropnie, a w brzuchu czuje uścisk, ponieważ go już dłużej nie potrzebuje. Ma kogoś innego. I chce tak samo zranić bruneta. – To zawsze byłeś ty, prawda? Jak, to ty zawsze całowałeś mnie pierwszy. To ty, zawsze to zaczynałeś. Po prostu się na to godziłem, ponieważ – przerywa, wzruszając ramionami, nie pewny, jak to dokończyć.
 - Masz rację – twarz Liama jest pusta, bez emocjonalna maska. – To ja zawsze to inicjowałem. Więc zgaduje, że nie ma dla ciebie znaczenia to, że to odwołam.
- Ani trochę.
- Nie myślałem, że by mogło – brunet przemierza pokój, skopując swoją torbę z drogi i szybko wychodzi przez drzwi.
 Mulat jest tak, całkowicie skonsternowany. Ale nie chce się przejmować. Nie, nie przejmuje się. Liam z nim skończył i wiesz, co? Zayn skończył z Liamem. Skończył kurwa. Nie może uwierzyć, że była chociaż sekunda, w której mógł chcieć – nie. Nigdy więcej. Może iść do piekła. Mulat i tak, go nie potrzebuje.
  *
  Rzeczy wracają do normalności. Nie do tej, sprzed przerwy świątecznej, ale do tej, podczas pierwszych tygodni szkoły. Zayn wrócił do nienawidzenia Liama za każdą, pojedynczą rzecz, którą robi, a Liam wrócił do nienawidzenia Zayna za każdą, pojedynczą rzecz, którą robi. Za każdym razem, kiedy jeden z nich otwiera usta, drugi na niego warczy. Za każdym razem, kiedy rzeczy bruneta przekraczają linię w połowie ich pokoju, mulat dostaje ataku. Za każdym razem, kiedy Malik jest w pokoju, gdy wraca Liam, ten szyderczo się uśmiecha i wychodzi.
 Tak jest lepiej.
 -…widzisz, czemu po prostu nie może posprzątać swojego pieprzonego gówna? – narzeka Zayn. – Jak, czy to tak trudno, by podnieść skarpetkę raz na jakiś czas?
- Zapytaj się Louisa – uśmiecha się wrednie Harry. – Jeśli by mnie nie miał, jego pokój byłby śmietnikiem.
- To prawda – zgadza się szatyn. – Harry jest moim aniołem stróżem.
- Ale myślicie, że jestem niedorzeczny? – pyta mulat, ignorując ich. – Jak, czy to zupełnie przekracza granicą, by wkurzyć się, ponieważ jest nierobem?
- Zależy – odpowiada Louis. – Pytasz go grzecznie, czy może mógłby posprzątać swoje rzeczy raz na jakiś czas? – mulat robi na niego minę, odpowiedź na to jest całkiem, kurwa, oczywista. – Więc nie możesz go winić. Zdajesz sobie sprawę, że prawdopodobnie robi to tylko po to, by cię wkurzyć, prawda?
- Tak, jestem tego świadomy – Liam robi wiele gówien, żeby go tylko wkurzyć. I vice versa.
- Naprawdę zrobiliście bałagan – mówi mu Louis. – Co nie?
- Tak, jestem tego świadomy.
 Nagle, bez ostrzeżenia, Zayn ma dwie pary ramion, oplatających go. Louis ściska go mocno, a Harry pociera jego plecy i to miłe, nawet, jeśli nie może oddychać. Ciepłe i komfortowe. Co zrobił, że zasłużył na tą dwójkę? Naprawdę nie jest pewny.
 - Zayn.
 Obydwoje uwalniają go tak nagle, jak zaczęli go przytulać. Mulat spogląda w górę, marszcząc brwi, kiedy znajduje Nialla, stojącego przed kanapą, którą zajmuje ich trójka. – Tak?
 - Mogę z tobą chwilę porozmawiać? – blondyn ma swoje ręce głęboko wciśnięte w kieszenie swetra oraz nędzny wyraz twarzy. To ogromny kontrast w stosunku do jego zwyczajowego wyglądu, całego w pogodnym uśmiechu i przyjaźnie otwartego. Teraz jest zimny i zamknięty.
- Um – Zayn przez chwilę spogląda między Louisem a Harrym, zanim wzrusza ramionami. – Jasne.
- Na osobności – dodaje.
 Mulat znów wzrusza ramionami i wstaje z kanapy, podążając za blondynem przez świetlicę, wychodząc na klatkę schodową. Niall opiera się o ścianę z rękoma skrzyżowanymi na klatce, a Zayn stoi tam trochę niezręcznie. Dziewczyna z jednych z jego zajęć śpieszy się po schodach, zatrzymując się, gdy ich mija, zanim wraca na swoją drogę.
 - Lubię cię – mówi blondyn – wiesz to, prawda? Myślę, że jesteś dobrym kolesiem, Zayn.
- Uh, dziękuję – chłopak marszczy brwi i trochę niezręcznie porusza się na swoich nogach. – Też cię lubię.
- Więc może mógłbyś mi powiedzieć, co się, kurwa, dzieje między tobą a Liamem – mówi ze złością. – Może. Ponieważ jestem całkiem cholernie skonsternowany i nienawidzę, widzieć go smutnego.
 Zayn bierze krok w tył ze zdziwienia. – Co?
 - Nie udawaj głupiego, okej? Wiem, że wy dwoje ze sobą spaliście.
 Mulat przełyka ślinę. Powiedział Louisowi i Harry’emu, więc nie jest zdziwiony, że Liam powiedział Niallowi. Miał do tego prawo, racja? Tak bardzo, jak on miał prawo, by powiedzieć swoim przyjaciołom. – Ale już tego nie robimy – mówi szybko.
 - Wiem o tym – może powiedzieć, że cierpliwość Nialla się kończy, porusza niecierpliwie swoją stopą na podłodze, z rękoma skrzyżowanymi na swojej klatce. – To, co chcę wiedzieć, to dlaczego. I co zrobiłeś, ponieważ nie chce ze mną o tym rozmawiać, i przez ostatnie kilka tygodni, jest całkiem spierdolony. Odkąd wróciliśmy z przerwy świątecznej.
- To on to odwołał – mówi Zayn bardziej, niż trochę defensywnie. Szczególnie, biorąc pod uwagę to, że zwykle ma przy sobie swoją dziewczynę. Przez co mulat nie dopuszcza zazdrości. Nie jest przez to zazdrosny. Nawet wtedy, gdy wchodzi, a Liam jest bez swojej koszulki, a ona go obmacuje i - nie obchodzi go to.
 Tylko, że obchodzi. A co gorsze, jest miła. Jest dla Zayna słodka i uprzejma, i zawsze proponuje, że może wyjść, gdy chłopak wraca do pokoju, ponieważ szanuje to, że jest to pokój Liama, jak i zarówno Zayna. A mulat ją naprawdę, kurwa, lubi, ale chciałby jej nie lubić. Chciałby, żeby potrafił ją nienawidzić.
 - Nie ma mowy, że to zrobił – mówi stanowczo Niall. – Liam, by tego nie odwołał. Za bardzo cię lubi.
 Te słowa nie powinny skręcać go od środka, z nadzieją i odrobiną tęsknoty, ale to robią. Więc zdusza je w sobie i mówi: - Tak, cóż, zrobił to.
 - To nie ma sensu – blondyn wygląda na szczerze zaskoczonego. – Czemu miałby to zrobić?
- By mnie pokonać – wzrusza ramionami Zayn, sięgając do drzwi. – I tak, naprawdę, mnie to nie obchodzi. Mogę teraz iść?
 Niall nie wydaje się go słyszeć. Jest zbyt zajęty, wyciąganiem swojego telefonu i szybkim wciskaniem guzików. Zayn bierze to jako znak, by odejść.
 Kiedy wraca na kanapę, Louis i Harry rzucają mu pytające spojrzenia. Zayn potrząsa na nich głową i obniża się na kanapę między nimi. – Po prostu chciał wiedzieć, co zdarzyło się między mną a Liamem.
 - Właściwie, to tak, jak my – mówi szatyn.
 Tak, jak Zayn. – Tak, cóż – mówi, kończąc rozmowę.
 Ale Louis i Harry nie przestają po tym na niego spoglądać. Patrzą na niego, jakby był kruchy, tak bardzo, by rozpaść się na setki, nie możliwych do pozbierania, kawałków.
 - Mam pracę domową – mówi nagle. – Prawdopodobnie nie powinienem odkładać jej na jeszcze później. Zobaczymy się potem.
- Jesteś pewny, że nie chcesz zostać? – pyta Harry. – Za chwilę będą Criminal Minds.
 Mulat potrząsa swoją głową. Kocha ten program, ale bardziej woli być sam. – W porządku. Następnym razem, okej?
 Ponieważ Zayn ma najgorsze szczęście (i współlokatora), pokój jest zajęty, gdy przychodzi. Pociąga za drzwi bez pukania i znajduje Liama oraz jego dziewczynę na łóżku, która go obmacuje. Serce mulata opada mu do żołądka i przez chwilę, stoi jak zamrożony. To nie pierwszy raz, gdy to się dzieje, i domyśla się, że nie ostatni. Ale oczy bruneta spotykają się z tymi jego ponad jej ramieniem, kiedy ta całuje jego szczękę i szyję, a jego otwarte usta, wydają ciche jęki.
 To więcej, niż zazdrość. To ten miażdżący, okropny ból w jego klatce, ponieważ nawet nigdy nie miał tego, co ona ma. Tak naprawdę, nigdy nie miał Liama. Jasne, pieprzyli się, ale to nie to samo, co związek. To nic nie znaczy. Seks nic nie znaczy, jeśli po wszystkim, nie możesz trzymać tej osoby. Jeśli nie możecie się całować, tak po prostu, bez potrzeby, by rzeczy się rozwinęły.
 Tak cicho, jak może, Zayn cofa się i zamyka drzwi, czując, że jego oczy pieką. Jest w połowie korytarza, kiedy Liam wychodzi z pokoju i woła go.
 Mulat obraca się, znajdując go dyszącego bez koszulki i stojącego na środku korytarza. – Co? – żąda Zayn. Modli się, by nie brzmiał na tak smutnego, na jakiego się czuje, ponieważ wojna, którą on i Liam zaczęli miesiące temu, nadal się toczy. Walka jest inna, ale przeciwne strony są takie same. A Zayn odmawia, by brunet go pobił. Odmawia, by przyznać się do porażki. Rezygnuje.
 - Kiedykolwiek pukasz? – krzyczy na niego. – Boże, masz najgorsze wyczucie czasu.
- Sorry, ale nie wszyscy żyją według twojego planu, Liam! – odkrzykuje mulat. Przeciera swoje oczy tak dyskretnie, jak może, ale piekące łzy płyną, jakby były bardziej przez frustrację, niż przez cokolwiek innego.
 Drzwi obok Zayna się otwierają, a koleś wychyla swoją głowę z pokoju. – Świetnie – mamrocze. – Kolesie obok znowu się kłócą.
 - Przynajmniej, znowu się nie pieprzą – ktoś z pokoju, zasłonięty drzwiami, odpowiada.
 Mulat robi się czerwony, a jego ręce, zaciskają się w pięści. I, tylko dlatego, że może, tupie, idąc wzdłuż korytarza, mija Liama i wchodzi do pokoju. Rzuca się na łóżko, całkowicie ignorując ładną dziewczynę, leżącą na tym bruneta, wyglądającą na trochę zagubioną, jakby nie była do końca pewna, co się dzieje.
 - Co ty robisz? – zażąda Payne.
 Zayn wzrusza ramionami. – Leżę na moim łóżku, oczywiście.
 - Mam towarzystwo – syczy.
- Naprawdę? Nie zauważyłem.
- Zayn – jęczy Payne. – Odpieprz się, naprawdę.
 Mulat siada, wyciągając rękę do dziewczyny na łóżku. – Wiesz, myślę, że nie zostaliśmy sobie oficjalnie przedstawieni – mówi, ponieważ nie zostali. Rozmawiali, ale zawsze, gdy się mijali, nic, oprócz kilku uprzejmości. – Jestem Zayn, tak przy okazji.
 Dziewczyna przyjmuje jego rękę i śmieje się. – Wiem to. Wiesz, jak często o tobie mówi? – wskazuje swoim kciukiem na Liama, który jest tak czerwony, jak Zayn, gdy stał na korytarzu, tylko, że mulat miał na sobie ten kolor przez zażenowanie, a brunet wygląda na wściekłego. Jak wulkan, który chce eksplodować i zabić setki cywilów.
 - Nie zniechęcaj się nim – mówi Liam. – A ty, Zayn, wynoś się stąd, kurwa.
- Myślę, że chciałby zostać – mówi radośnie. Ale to gra. Wciąż jest zły, smutny i zazdrosny, ale łatwiej się z tym pogodzić, kiedy wie, że w ten sposób, Liam czuje się tak okropnie, jak on.
- To w porządku – mówi jego dziewczyna . – I tak, muszę iść. Obiecałam mojej współlokatorce, że zrobimy obiad – wstaje, przyciskając pocałunek do ust Liama, który zostawia ślad kleistego błyszczyka. – Zadzwonię do ciebie później, okej?
- Nie musisz wychodzić – mówi cicho. – Po prostu ignoruj go. Ja ignoruję.
- Miło się z tobą rozmawiało, Zayn! – woła nad swoim ramieniem.
 Liam zaklucza za nią drzwi i zostaje tak do nich obrócony przez długi, długi czas, a kiedy w końcu się odwraca, ma na sobie ten wyraz twarzy, który właściwie to przez chwilę przeraża Zayna. On i brunet dużo się kłócą, ale tak naprawdę, nigdy nie myślał, że Liam mógłby go uderzyć. Ale tylko przez sekundę myśli, że to może się zdarzyć. Myśli, że jeden z nich naprawdę, popchnąłby drugiego za mocno, sprowadzając ich na krawędź.
 Chłopak przemierza pokój, a jego ręce zaciskają się na koszulce Zayna. Ten, zamyka swoje oczy, chcąc tego, ale on, najpierw pociąga jego koszulkę w dół. A wtedy…nic.
 Mulat mruga oczami i otwiera je, trochę się otrząsając. – Co ty - ?
 - Nie inicjuje tego tym razem – oświadcza. – Jeśli tego chcesz, rób to.
- Ty – ty nie masz zamiaru mnie uderzyć? – pyta zaskoczony.
 Intensywny wzrok Liama zmienia się na ten, kompletnego niedowierzania. – Nie – sapie. – Boże,nie, Zayn, nigdy. Kurwa. Ja nigdy – nie zrobiłbym tego. Okej? Nigdy, przenigdy nie podniósłbym na ciebie ręki. Może sprawiasz, że chcę wyrwać sobie włosy z głowy i krzyczeć, i rzucać rzeczami, ale ja…nie zrobiłbym tego.
 Nie zrobiłby. I mulat czuje się jak dupek przez w ogóle myślenie o tym, że mógłby. - Okej. Nie powinienem zakładać, że mógłbyś.
 - Nie powinieneś – zgadza się, oczywiście wkurzony. Jego czoło opiera się o to Zayna, a ręką jeździ po jego włosach, a on to przegapia. Przegapia sposób, w jaki Liam ciągnie za jego kosmyki, dopóki nie zaczyna to niemal boleć, ale nigdy specjalnie, nie przekracza tej linii. Wydaje się robić to tylko wtedy, gdy zostają przyłapani na poważnych rzeczach, ponieważ, z jakiś powodów, jest zawsze ostrożny w stosunku do mulata, nawet jeśli jest szorstki. – Jesteś najbardziej frustrującą osobą, jaką kiedykolwiek poznałem.
 - Tak samo, ale - w drugą stronę – Liam oczywiście, skorzystał z tak dużej ilości wyższej edukacji.
- Zamknij się i mnie pocałuj – błaga.
 Wzrok Malika pada na jego usta, ale zauważa rozmazany błyszczyk na jego policzku. – Masz dziewczynę, Liam.
 - Będę się czuł winny z tego powodu później.
 Więc mulat go całuje. Całuje go w sposób, w jaki chce, w sposób, w jaki powinni całować się wcześniej. Nie jest to szorstkie przyciskanie ust, jest to delikatne, niezdecydowane i niepewne. Jeśli mają to robić, Zayn zrobi to w sposób, w jaki chce. Ponieważ brunet, już raz to odwołał i to oczywiste, jak cholera, że ma zamiar brać to pełnymi garściami, dopóki ma szansę.
 Usta Payne'a się rozdzielają, a mulat wślizguje do nich swój język, delikatnie pocierając o ten jego, a wszystko co czuje, to przesłodzony, sztuczny smak truskawki. – Smakujesz, jak ona – jęczy, odsuwając się. Jego oczy się zwężają i nie powinien tego mówić, nie powinien pokazać Liamowi, jak bardzo się tym przejmuje, ale robi to.
 Chłopak ponownie go przyciąga, z rękoma stanowczo przyciśniętymi do jego szyi. – Więc całuj mnie, dopóki nie będę – wyzywa go. – Całuj mnie, dopóki nie będę smakował, jak ty.
 Mulat mocno go do siebie przyciąga i trzyma ręce na jego ramionach, by pozostawić go nieruchomym. Liże wnętrze jego ust, dopóki ten słodki, truskawkowy smak nie jest już taki wyczuwalny. Dopóki jego głowa nie porusza się płynnymi ruchami i ciągnie za włosy Payne’a, już dłużej tylko ich nie pocierając. Dopóki obydwoje są bez tchu, a mulat jest twardy w swoich jeansach, próbując popchnąć ich na łóżko, ponieważ lubi całować bruneta - nie, kocha to - ale chce więcej.
 Liam wiedzie ich w przeciwnym kierunku, twardo opuszczając ich na łóżko Zayna. Mulat ma wystarczająco czasu, by trochę się poruszyć i wygodniej się ułożyć, zanim brunet go całuje. To nieoni, całujący się nawzajem. To całujący go brunet, jakby dokładnie wiedział, jak pracuje głowa Malika. Jakby dokładnie wiedział, jak poruszyć swoimi ustami i językiem, by doprowadzić go do szaleństwa. Mokro i dokładnie, i perfekcyjnie.
 To były tygodnie. Tygodnie ich, marnujących czas, gdy zamiast tego, mogli to robić. Byli tak, tak głupi. Jak w ogóle mogli pomyśleć, że przerwanie tego, będzie dobrym pomysłem?
 Usta Liama odsuwając się od jego własnych, torując sobie ścieżkę wzdłuż jego szczęki do szyi tak, jak zawsze robią. Ręce Zayn poruszają się w dół i w górę jego pleców, z palcami ugniatającymi ciało, kochając, jak zawsze ciepła i delikatna jest skóra chłopaka. Ale jego usta wciąż schodzą w dół. Gryzie obojczyk mulata, ciągnąc za kołnierz jego bluzki, by pocałować środek jego klatki nad tatuażem.
 - Bez koszulki – mamrocze Liam. Odsuwa się, ciężko siadając na mulacie i górując nad nim. – Ściągnij ją, Zayn.
- R – racja – przytakuje chłopak i podnosi się, próbując ściągnąć koszulkę swoimi trzęsącymi się palcami. Brunet robi się niecierpliwy, ściągając ją z niego, a gdy znika, znów całuje jego klatkę, wysyłając iskierki wzdłuż jego ciała z niczym, oprócz szeptu. – Kurwa, Liam.
 Chłopak porusza się niżej, muskając go zębami, jeżdżąc językiem po jego skórze, jakby nie miał jej dość. Odpina guzik jeansów mulata, ściągając je za jednym, łatwym pociągnięciem, ponieważ jego biodra uprzejmie się podnoszą, a wtedy zęby chłopaka skubią jego kość biodrową, ale jego podbródek naciska trochę dalej na jego bokserki. To ciężkie uczucie osiedla się w jego klatce piersiowej, sprawiając, że trudniej jest mu oddychać, ale z zupełnie innego powodu. Ponieważ Liam patrzy na niego z szeroko otwartymi oczami, z palcami zahaczającymi o gumkę jego bokserek, ściągając je w dół, dół, dół.
 - Liam – mówi szorstko.
 Brunet wrednie się do niego uśmiecha, z ustami po zewnętrznej stronie jego uda. – Tak jest okej?
 To jest prawdopodobnie, najgłupsze pytanie w całym, pieprzonym świecie, myśli. – Tak, jest okej – mówi.
 Liam przytakuje, trąc swoim rozpalającym, kilkudniowym zarostem o jego uda, co wysyła sygnały do jego kutasa. Chce zacisnąć pięść we włosach bruneta, chce przycisnąć go do miejsca, gdzie mulat go potrzebuje, ale szczęśliwy czeka. Szczęśliwy za wszystko, co chłopak mu w tej chwili daje.
 Ale zawsze był trochę zdystansowany do nieprzyzwoitych ust Liama. Gdy się uśmiecha, są różowe, pulchne oraz małe. Dużo czasu zajęło mu zastanawianie się, jak naprawdę wyglądałyby owinięte wokół niego, z jedną ręką wokół podstawy, by utrzymać go na miejscu. I to jest - to jest przytłaczające, różowy i mocno wokół niego zaciśnięty. Oczy Liama wyglądają na ogromne, gdy mruga na niego niewinnie, ciepła wilgotność ust Liama, pociągnięcia jego języka.
 Zayn nie jest pewny, gdzie może go dotknąć. Czy może chwycić jego włosy? Przeciągnąć kciukiem wzdłuż jego policzka? Śledzić ciągłość jego ust? Nie wie, więc zamiast tego, zaciska w pięści swoje ręce na pościeli i próbuje, ile w jego mocy, by nie pchać się do ust Liama.
 Mulat cofa każde, pojedyncze, złe słowo, które kiedykolwiek powiedział na bruneta w całym swoim życiu. Ten mężczyzna jest prezentem. Jest wspaniały. Niebiański. Robi tą rzecz, gdzie jego usta zaciskają się wokół jego główki, a jego język wiruje wokół niej, gdy jęczy, a jego całe ciało trzęsie się, usta otwierają i zamykają się w cichym sapaniu.
 - Ale co - co z tobą? – Zayn zmusza się, by zapytać tylko, dlatego, że nie załatwiają tak, rzeczy. Nigdy nie skupiają się na jednym z nich. To zawsze ich dwójka, wysilający się, by ulżyć sobie tak szybko, jak to możliwe. Teraz, jest to tylko Liam i cała jego uwaga na nim, by sprawić mu przyjemność. I kurwa, odnosi sukces.
 Jedyną odpowiedzią, którą na to zyskuje, są usta Liama, biorące go głębiej, dopóki nie uderza o ściankę jego gardła. Kiedy wycofuje się, jego ręce zastępują usta i pracuje, by jeszcze raz zrobić tą rzecz z językiem, kiedy obciąga mulatowi szybkimi, mokrymi przebiegnięciami dłoni. A Zayn rozpada się. Takie jest to uczucie. Nie jest to normalne ściskanie w jego brzuchu, zanim dochodzi z uczuciem uwolnionego napięcia i ulgą. To tak, jakby Liam rozerwał go na nierówne, zepsute, małe kawałeczki. Nawet nie ma szansy, by odepchnąć bruneta, zanim dochodzi w dół jego gardła, ze zaciemnionym wzrokiem i wirującą głową.
 Jest chwila lub dwie, kiedy Zayn zatraca się na to doznanie, w sposób, w jaki brunet zmaga się, by go połknąć, z ustami wciąż pewnie owiniętymi wokół niego. Po chwili, to wydaje się być za dużo. Tak dużo, że mulat jęczy, sięgając, by odepchnąć Liama. Ale ten nie przestaje wirować swoim językiem, chłopak czuje podniecenie i zastanawia się, czy nie straci przytomności, gdy ten, w końcu się od niego odsunie.
 Co nie za bardzo pomaga w tej sytuacji, szczerze, ponieważ jego usta są nabrzmiałe i czerwone i śliskie i – Pieprzony Chrystusie – jęczy mulat. Chwyta ramię Liama. – No dalej, pozwól mi-
 Chłopak potrząsa swoją głową. – Jest w porządku – mówi, całując go delikatnie i słodko, pomimo faktu, że Zayn może w nim siebie spróbować, jest gorzki i słony. Kiedy brunet się odsuwa, opada na drugą stronę łóżka, więc leży równolegle do mulata. – Czemu mam wrażenie, że właśnie zrobiłem ci twojego pierwszego loda?
 To nie do końca było to, co oczekiwał, że powie Liam. Zayn czerwieni się, sięgając po swoje bokserki. Naciąga je na siebie i odmawia, by spotkać oczy chłopaka.
 - Oh, mój Boże – mówi. – Serio? – zatrzymuje się, a jego oczy się powiększają. – Czekaj, cholera, czy ty - to był twój pierwszy raz? Mam na myśli, nie tylko z tym, ale…ze wszystkim?
- Nie zabrałeś mi mojej cnoty, Liam, uspokój się – zgrzyta zębami. – Kurwa.
- Więc… - palce bruneta tańczą po brzuchu chłopaka co jakiś czas, lekko go drapiąc – więc nie miałeś nigdy przedtem, robionego loda?
 Naprawdę nie chce o tym rozmawiać. I nie ma pojęcia, czemu się wciąż dotykają, ponieważ nie robią tego. Nie robią tych całych po-seksie przytulanek i rozmawiania. – Mój ex nie - nie robił tego – i tak, łapie się na mówieniu tego.
 - Nie robił tego – powtarza Liam. – Co, masz na myśli, że nie ssał kutasów?
 I śmieje się z tego, ale mulat obraca swoją głowę, nie patrząc na niego, ponieważ tak, właśnie to miał na myśli.
 - Czekaj – brunet się podpiera, unosząc się nad mulatem, ze złączonymi brwiami. – Proszę, powiedz mi, że nie byłeś jednym z tych kolesi Zayn. No weź.
- Jednym z tych kolesi – mówi. – Co to w ogóle znaczy.
- Wiesz, co mam na myśli – uparcie twierdzi chłopak. – Z typem, z którym…chodzi tylko o nich. Z typem, którego nie obchodzisz, wszystko, co ich obchodzi, to oni sami, ulżenie sobie, a po wszystkim, wymyślają wymówkę, by się nie odwdzięczyć. Z typem, który cię wykorzystuje. Zdajesz sobie sprawę, co to jest, prawda? Wykorzystywanie ciebie, by sobie ulżyć i nic więcej. Zasługujesz na więcej niż to. Ty-
- Masz na myśli kogoś takiego, jak ciebie – warczy mulat. Wydostaje się z łóżka, sięgając po swoje jeansy. – Właśnie ty to robisz, więc nie siedź tutaj napuszony, jakbyś był lepszy od niego – zapina szybko spodnie, sekundę później lokalizując swoją koszulkę zwisającą z łóżka bruneta. – Ponieważ to? – Zayn macha dłonią pomiędzy nim a brązowookim. – To jest dokładnie to samo. Więc pieprz się, Liam.
 Mulat prawie wybiega z pokoju. Krew buzuje mu w uszach, sprawiając, że wszystko brzmi na bezwartościowe. Tym razem, ignoruje wołającego za nim chłopaka, śpiesząc w dół korytarza z pochyloną głową, ponieważ nie może sobie z tym poradzić.
 I głęboko w środku wie, że to, co powiedział Liamowi, było prawdą. Podświadomie może to zawsze, dlatego go nienawidził. Jest tak bardzo podobny do Maxa, że to szalone.
 Teraz najwidoczniej, pozwala swoim myślom zejść na ten tor, to goni za nim, goni, dopóki Zayn nie ma już nad tym w ogóle kontroli. Pada na ławkę na dworze i zapala papierosa, kiedy przypomina sobie scenę taką, jak ta, w szkole, kiedy był w jedenastej klasie. Właściwie, to po szkole. Czekał na powrotny autobus do domu tak samo, jak Max, a ten palił, nawet, jeśli nadal był w swoim stroju od rugby. Jego blond-złote włosy były roztrzepane tak, jak zawsze, uśmiechnął się do Zayna i zaoferował mu bucha.
 A on go wziął. Tylko, dlatego, że…chciał mu zaimponować, z jakiegoś powodu. Chciał, wydawać się fajny.
 Następnego dnia, Max znów tam był. I kolejnego. A czwartego, zaprosił go do swojego domu, a Zayn zgodził się, ponieważ nikt, nigdy nie chciał z nim spędzać czasu po szkole, a tutaj proszę, kapitan drużyny rugby, najbardziej atrakcyjny koleś w szkole, poświęcający mu swój czas.
 Jego rodziców nie było w domu, a oni spędzili następne trzy godziny na całowaniu się. Mulat nigdy przedtem nie był całowany i bał się, że będzie w tym zły, ale chłopak przysięgał, że jest dobry. Co było dla niego trochę dziwne, ponieważ już nigdy więcej się nie pocałowali. Ale robili inne rzeczy. Max uczył go w tym łóżku jak stymulować kutasy. A wtedy, pod szkolnymi trybunami, uczył Zayna, jak go brać. A w łóżku mulata, gdy jego rodziców nie było w domu, uprawiali seks.
 Ale nigdy nie gadali w szkole. Na korytarzach Max zachowywał się, jakby chłopak nie istniał. Spędzał czas ze swoimi przyjaciółmi i czasami dokuczał mu, ponieważ to właśnie robili. I miał dziewczynę, Naomi, która była ładną rudowłosą laską z długimi nogami i cały czas całował ją swobodnie i przed wszystkimi. Z Zaynem nigdy tak nie robił.
 Ale nigdy nic nie robił z Zaynem, oprócz uprawiania z nim seksu, kiedy nikogo innego nie było w pobliżu. A kiedy byli ludzie, mulat nigdy nie był wystarczająco dobry, by ten go znał. Za każdym razem, gdy go o to pytał, pytał, czemu nie mogliby zjeść razem lunchu albo czemu nie mógłby przedstawić go swoim rodzicom, wszystko, co robił Max, to przewracał oczami, dopóki Zayn w końcu, przestał pytać.
 Może, dlatego tak łatwo było mu ulec tej rzeczy z Liamem, ponieważ było to, jak powtórka z historii. Cholera, nawet on i Max wyglądają podobnie ze swoimi szerokimi ramionami, opaloną skórą i umięśnionymi ciałami.
 - Kurwa – mówi do siebie chłopak.
  *
  Szczerze, Zayn nie podsłuchuje. Naprawdę, nie robi tego. Po prostu wracał na chwilę do pokoju, by wziąć potrzebną książkę i wrócić do biblioteki, gdzie nawet, zostawił na stole rzeczy z zamiarami powrotu. Tylko, że, gdy ma otwierać drzwi bez pukania (odmawia pukania do swoich własnych drzwi, bez względu na okoliczności), słyszy w środku uniesione głosy i…
 Kłócą się. Są głośno. Nie musi pochylać głowy w kierunku drzwi, by wyraźnie usłyszeć o czym rozmawiają. Co jest powodem, dlaczego nie czuje się tak źle. Jeśli byłaby to rozmowa, którą chcieliby, aby była prywatna, nie sprzeczaliby się tak głośno. (Ale wciąż nie czuje się z tego powodu winny i nie wygląda na to, aby miał przestać.)
 -…jest! – głos jest żeński; to musi być dziewczyna Liama, obydwoje to wiedzą, nawet, jeśli nie słyszał, by mówiła innym głosem, niż słodkim i miękkim. – Po prostu powiedz mi kto to, do cholery, jest!
- To nic nie zmieni – przekonuje chłopak. – Mówiąc ci, kto to był-
- Był – powtarza, przerywając mu. – Używasz czasu przeszłego, ale obydwoje wiemy, że nim nie jest. Boże, mogę to teraz zobaczyć na twojej twarzy. Kim ona, do cholery, jest? Byłą dziewczyną? To ona? Wciąż coś do niej czujesz, prawda?
- To nie jest moja była dziewczyna – mówi powoli, a Zayn musi się pochylić, by usłyszeć. Ale nagle się odsuwa, krzywiąc się na swoje zachowanie. – Przysięgam ci, Sarah.
- Nie kłam, Liam – warczy. – Po prostu bądź ze mną szczery przez pięć sekund, tylko o to cię proszę!
- To skomplikowane.
- Skomplikowane – powtarza, a Zayn wie, że chłopak ma teraz przejebane. – Ludzie zawsze tak mówią, ale to nie prawda! Zdradzanie nie jest skomplikowane! To nie jest rzecz, która się po prostu dzieje. To nie przypadek, Liam! To nie jest zły wybór. Błąd. Ogromny błąd, ale nie pieprzony przypadek. To nie jest niekontrolowane. To nie takie skomplikowane, by zachować swoje części ciała dla siebie!
- Wiem, o tym – uparcie twierdzi Liam. -  Dlatego ci powiedziałem. Zasługujesz, by wiedzieć.
- Właściwie to, na co zasługuje, to chłopak, który mnie nie zdradza – wypluwa.
 Zayn słyszy kroki zbliżające się do drzwi i odskakuje z szerokimi oczami. Cholera. Zakłada kaptur na swoją głowę i zaczyna iść w przeciwnym kierunku, na wszelki wypadek, ze spuszczoną głową.
 - I trzymaj się ode mnie z daleka! – słyszy za sobą przed tym, jak drzwi się zatrzaskują.
 Idzie powoli wzdłuż korytarza. Może ją usłyszeć, gdy idzie w przeciwnym kierunku, ale kiedy kroki są odległe i nie słyszy już dłużej odległości, zatrzymuje się. Powinien dać Liamowi przestrzeń? Czy powinien wziąć swoje rzeczy? Naprawdę potrzebuje tej książki, myśli, i może część niego chce się upewnić, że z chłopakiem wszystko w porządku. Nawet, jeśli wciąż jest na niego wkurzony za wczoraj. Nawet, jeśli skończył ze staraniem się, by unikać patrzenia brunetowi w oczy, odkąd to wszystko się zaczęło.
 Obraca się w miejscu i idzie do swojego pokoju. Wchodzi do środka tylko po to, by ujrzeć Liama, siedzącego na łóżku mulata z głową w swoich rękach. Spogląda na niego, kiedy chłopak zamyka za sobą cicho drzwi, a jego oczy są mokre i zaczerwienione.
 - Ja, um, przyszedłem po swoją książkę – mamrocze. – Mogę wrócić później albo-
- Nie, jest w porządku – Liam wstaje z jego łóżka. – Jest ze mną okej – dodaje.
- Nie pytałem – wydobywa ze swoich ust, zanim może się powstrzymać. To automatyczne, odruchowa odpowiedź. Nienawidzi siebie tak szybko, jak te słowa wydostają się na światło dzienne, a Liam naprawdę się na nie wzdryga tak, jakby Zayn go uderzył.
- Nie, nie pytałeś – mówi szorstko, grubym głosem. – Czemu miałoby cię to obchodzić, prawda?
 Mulat pochyla się, by wziąć książkę z półki, a wtedy stoi tam, przy końcu swojego łóżka z lekturą zwisającą przy jego boku. Chce przeprosić, ale jednocześnie nie chce. To, czego naprawdę chce, przede wszystkim, to to, by się nie przejmować. Ponieważ, jeśli stałoby się to trzy miesiące temu, nie obchodziłoby go to. Gówno, by go obchodziło, gdyby wszedł do pokoju i zastał niemal płaczącego Liama. Po prostu by wyszedł, nie myśląc o tym, nawet przez sekundę. Ale teraz - teraz chce owinąć swoje ręce wokół chłopaka. Chce pocierać jego plecy, dopóki nie będzie już dłużej wyglądał na złamanego i pokonanego.
 I to po części jego wina, dlaczego tak wygląda. Potrzeba dwójki ludzi, by zdradzić, a Zayn miał w tym swój udział tak samo, jak Liam. – Ja-
 Brunet potrząsa głową, a słowa umierają w gardle mulata. Liam powoli toruje sobie drogę przez pokój, mijając bałagan po swojej stronie i kierując się do tej nieskazitelnej Zayna. Ten, z jakiegoś powodu się odsuwa, dopóki nie uderza o szafę, ale chłopak nie przestaje się przybliżać, póki nie łapie go w pułapkę.
 Znów jest szorstko. Nieważne jaką delikatność dzielili przez ostatnie dwa razy, ta znika, kiedy usta Payne’a zderzają się z tymi jego. A on ulega temu, przez chwilę. To takie instynktowne, by warczeć na bruneta, automatycznie oddając pocałunek w odpowiedzi na usta brązowookiego, zderzającymi się z tymi jego.
 Ale jego dziewczyna właśnie go rzuciła i Zayn nie ma wątpliwości, że to dokładny powód, dlaczego to się dzieje. Że mulat jest teraz jego odskocznią. Dopóki znów nie znajdzie kogoś nowego, a wtedy odejdzie od Zayna, a wtedy raz jeszcze, odejdzie od niego z chłodem. A on ma dość. Ma dość bycia niewystarczająco dobrym dla kogokolwiek. Dość bycia zawsze brudnym sekretem, nigdy kogoś pierwszym wyborem. Nigdy tym, z którym chcieliby trzymać się za ręce albo tym, z którym zwinęliby się na kanapie i oglądali filmy, albo tym, z którym poszliby na obiad. Zawsze był tym, którego chcieli za zamkniętymi drzwiami, ale on już tego nie chce.
 Odsuwa od siebie Liama. – Nie – mówi stanowczo. – Nie możesz już dłużej tego tak po prostu robić.
 Brunet bierze krok do tyłu, a wtedy kolejny. Pociera swoje usta, z oczami na podłodze. – Zayn – to brzmi, jak błaganie, ale błaganie o co?
 - Nie mogę tego robić – mówi. – Nie możesz całować mnie, kiedy tylko chcesz. Nie możesz - pieprzyć mi w głowie. Mam dość. Okej? Mam dość.
- Ale-
 Zayn odchodzi. Tak jak zrobił to z Maxem. Ponieważ, jeśliby tego nie zrobił, toczyłoby się to przez Bóg wie, jak długo. Dopóki byłby zrujnowany i potrzebujący naprawy przez ręce Liama. I nie może tak. Nie może tego sobie robić. Nieważne, jak bardzo chce zawrócić, pocałować bruneta i udawać, że wszystko jest okej, nie jest. Nie jest.
 Gdy jest w drodze do wyjścia z akademika, zatrzymuje się przy pokoju Harry’ego i Louisa. Nie ma ich w środku, więc bierze zwisający z tablicy marker i piszę W bibliotece. Potrzebuje was. – Z
 Przechodzi prosto obok biurka, kiedy dociera do biblioteki. Nie ma w sobie tego czegoś, by skinąć głową i przywitać się z Nancy tak, jak zawsze to robi. Zamiast tego, idzie na tyły do biurka, do którego twierdzi, że praktycznie należy do niego. Kilka stolików dalej jest śpiąca dziewczyna z głową w książce, ale, oprócz niej i książek, jest sam.
 Louis i Harry nie przychodzą tam przez jakiś czas, ale gdy w końcu to robią, to z przekąskami i… - Niall?
 - Byliśmy razem – mówi blondyn, wzruszając ramionami. Siada na miejscu zaraz obok Zayna. – Jestem naprawdę dobry w pocieszaniu ludzi, więc pomyślałem, że przyjdę.
- Nie myślę, że chcesz mnie pocieszać – przyznaje mulat. – To ma coś wspólnego z Liamem.
- Oczywiście, że tak – Niall znów wzrusza ramionami, kradnąc chipsa z paczki, którą przemycił Louis (za co gnój, zrobi mu później, gdy poczuje się lepiej) i wsuwa go do swoich ust. – Kiedy Liam płacze na moim ramieniu, to zawsze jest przez ciebie. I zauważyłem, że z tobą jest tak samo tylko, że na odwrót.
 Zayn marszczy brwi. – Kiedy Liam płakał?
 - Cóż, nie płakał – poprawia blondyn. – Nie płakał. On, po prostu, jak, brał dużo głębokich wdechów i pocierał swoje oczy. Jest zbyt męski na łzy albo inne gówno. Nie wiem. To, co wiem, to to, że nigdy nie widziałem tak popierdolonego związku w całym moim życiu, jeśli mam być szczery.
- Tak samo – wtrąca Louis. – Wy dwoje jesteście największym chaosem.
- Nienawidzę tego przyznawać – mówi Harry – ale to trochę prawda.
- To nie był związek – zaprzecza Zayn. – I, cokolwiek to było - odwołałem to tym razem. Liam nie musiał. Po ostatniej nocy…to był ostatni raz. Skończyłem z tym.
- Ostatniej nocy? – docieka szatyn. – Co się wtedy stało? Dlaczego nie zostałem natychmiast poinformowany?
- Uh, Zayn wszedł, gdy Liam był ze swoją dziewczyną i nie chciał wyjść, i skończyło się na Liamie, robiącym mu loda. A wtedy coś powiedział, że Zayn wypadł jak burza z pokoju albo - nie wiem. Ja tak, jakby wyłączam się za każdym razem, gdy dłużej wspomina imię Zayna – mówi z zakłopotaniem Niall. – Sorry, ziom, bez obrazy. Ale tak wiele razy mogę usłyszeć Nienawidzę go, Niall. Jest taki atrakcyjny i mądry, i twardo stąpający po ziem, i wygląda tak gorąco w okularach, ale naprawdę go nienawidzę.
 Mulat mruga w zaskoczeniu. Porywa paczkę chipsów od blondyna, zwyczajnie po nie sięgając, jakby to, co powiedział, nie było czymś wielkim. – Powiedział tak? – docieka. – Liam - powiedział te rzeczy?
 - Uh, tak – chłopak odbiera mu chipsy. – Koleś, jak, uwielbia cię ziom. Nie, żeby to przyznał, ale.
 Nie ma mowy. – To nie prawda.
 - Oczywiście, że nie – mówi blondyn. Przewraca swoimi oczami. – To jak mówienie do ściany z waszą wypierającą się dwójką.
- Naprawdę – mówi Louis. – Są tacy oczywiści w swoich uczuciach.
- Ja tutaj jestem – przypomina im Zayn.
 Szaty rzuca w nim chipsem. – Wiem. Złap aluzję.
 Chłopak go ignoruje. I myśli, że Niall coś pomieszał. Liam nie myśli o nim w taki sposób. Zayn by wiedział.
 - Więc, wy dwoje się umawiacie? – pyta Niall Harry’ego i Louisa.
 Wymieniają się spojrzeniami, zanim wybuchają śmiechem. Zayn wyłącza się, zbyt zajęty zastanawianiem się nad Liamem i nad tym, co powiedział blondyn. I myśleniu, że bardzo, bardzo się myli, ale też o tym, jak bardzo chce, by miał rację.
  *
  Tak jak robił to na początku roku, Zayn unika swojego pokoju tak bardzo, jak jest to możliwe. Spędza cały wolny czas w pokoju Louisa i Harry’ego albo w świetlicy i poświęca, tak dużo czasu w bibliotece, że równie dobrze, mógłby w niej zamieszkać. Ale to tylko dlatego, że Liam ciągle jest w pokoju. Za każdym razem, gdy otwiera drzwi, chłopak siedzi na łóżku z otwartymi ustami, jakby chciał coś powiedzieć. Więc mulat wychodzi, zamyka drzwi i śpieszy się.
 Recz w tym, że nie może się z tym pogodzić. Nie chce wiedzieć, co brunet ma mu do powiedzenia. Nie chce słuchać Nialla, próbującego go bronić (co robi teraz przez cały czas, gdy najwidoczniej został najlepszym przyjacielem Harry’ego i Louisa; zawsze jest tam, by dołożyć dwa grosze o związku, który, tak naprawdę, nie jest związkiem). Zayn chce spędzić następne kilka miesięcy na skupianiu się na pracach domowych i niczym innym. Liam nie zalicza się do tego planu.
 Tak samo, jak pudełko czekoladek, które znajduje na swoim łóżku pewnego popołudnia. Liam, chociaż raz nie jest w pobliżu. Pokój jest błogo pusty, a Zayn ma zamiar z tego skorzystać, biorąc swój laptop i oglądając kilka odcinków telewizyjnego show, gdy się kładzie. Ale jego oczy padają na łóżko i marszczy brwi.
 Powoli porusza się w jego stronę, skopując gówniane bzdety Liama z drogi. To małe pudełko, całe czarne, oprócz czerwonej kokardki. Marszczy brwi, podnosi je i ciągnie za kokardkę, dopóki schodzi nienaruszona. Nie ma żadnego listu, żadnej kartki. Tylko kilka kawałków czekolady w środku. Zanim może się powstrzymać, bierze jeden i umieszczą go na swoim języku.
 Drogie, myśli. Nie jest trudno zauważyć różnicę między tanimi czekoladkami a rzeczami, które kosztują trochę więcej, a ta rzecz jest dobra. Bogata i kremowa, rozpuszczająca się i pokrywająca niewielką warstwą jego język.
 Ostrożnie, Zayn odkłada pokrywkę na miejsce, chowając pudełko do górnej szuflady biurka, a wtedy opada na swoje łóżko, odsuwając swój laptop. Godzinę i odcinek Shameless później, drzwi się otwierają. Mulat zatrzymuje show, unosząc oczy na Liama.
 - Hej – mówi przyjemnie.
- To ty zostawiłeś te czekoladki na moim łóżku? – docieka chłopak.
 Brunet mruga, ściągając brwi. – Może.
 - Dlaczego?
 Chłopak wzrusza ramionami i otwiera szafę. Przeszukuje ją i wyciąga ubrania, a wtedy zbiera swoje rzeczy pod prysznic. Z daleka, mulat zauważa pot pokrywający jego skórę i domyśla się, że chłopak był na siłowni. Jeśli Zayn biegnie do biblioteki, ucieczką bruneta jest siłownia. Już rzadko co, ćwiczy na ich podłodze.
 Gdy jest tuż przed drzwiami, odwraca się i pyta: - Smakowały ci?
 Zayn naciska ‘play’ na swoim serialu i ignoruje jego pytanie.
  *
  - Mogłeś mu po prostu powiedzieć, że nie – wytyka mu Niall. – Nie musiałeś go ignorować.
 Czymś, czego Zayn uczy się szybko o blondynie, w tym krótkim czasie, w którym wcisnął się do trójkąta Zayna, Louisa i Harry’ego, jest to, że nie jest tak naiwny, jak myślał. W rzeczywistości, Niall wydaje się być bardziej wszystkiego świadomy, niż którykolwiek z nich, widzi prosto przez kupę gówna. I na nieszczęście, nie bał się zganić mulata. To nie tak, że nie lubi tego kolesia, bo lubi. Bardzo. Ale lubi żyć w swoim małym, szczęśliwym świecie zaprzeczania, o wiele bardziej.
- Ale co miałem powiedzieć? – docieka. Jest na podłodze w pokoju Harry’ego i Louisa, a oni są na łóżku bruneta rozwiązując rebusy, za to Niall jest rozłożony na łóżku starszego z paczką chipsów. Mulat zastanawia się, dlaczego nie jest on z Liamem. Brunet prawdopodobnie, właśnie traci swojego najlepszego przyjaciela i to niemal sprawia, że Malik chce warknąć na blondyna za porzucanie go.
- Uh, może dziękuję? – sugeruje blondyn. – To jest uprzejme, facet.
- Nawet nie wiem, czemu dał mi tą cholerną rzecz – narzeka mulat.
 To pieprzyło w jego głowie przez cały tydzień. To (teraz otwarte, Zayn nie mógł się powstrzymać) pudełko, wciąż jest w jego szufladzie pod biurkiem i każdego dnia, w pewnym momencie, otwiera ją, patrzy i zastanawia go to na nowo. W co Liam gra? Jaki jest to rodzaj gry? Psychologiczna wojna? Jest wkurzony na Zayna za odrzucenie go, więc teraz udaje, że jest miły, żeby móc się przez to z nim pieprzyć?
 - Ponieważ jest w tobie zakochany, jełopie.
- Jełop! – mówi głośno Louis. – Trzy pionowo, dwa poziomo.
- Jestem całkiem pewny, że słowo jełop, nie jest używane w krzyżówkach – mówi cierpliwie Harry. - Myślę, że tym słowem jest wyrzucać.
 Zayn ignoruje ich i mruga skonsternowany na Nialla. – Czemu miałbyś to powiedzieć?
 - Powiedzieć co?
- Że Liam - że on – chłopak macha ręką niezdolny, by powtórzyć te słowa.
- Jest w tobie zakochany – kończy blondyn. – Może, dlatego, że jest? Mam na myśli, Zayn, no weź. Koleś zerwał dla ciebie z dziewczyną.
- Nie – mulat potrząsa stanowczo swoją głową. – Rzuciła go, ponieważ ją zdradził.
- Z tobą – przypomina mu Irlandczyk. – Ale to nie dlatego, to się stało. Powiedział jej, po tym, jak z nim zerwała, ponieważ zapytała się go, dlaczego się nie układało, a on powiedział, że był z kimś innym i nie widzi siebie, mogącego trzymać się z daleka od tej osoby, i  że nie mógłby z nią być, jeśli nie był wierny.
 Zayn pociera swoje skronie. To wszystko jest za dużo. To po prostu - to o wiele za dużo. – To nie prawda – zaprzecza.
 - Tak, jest – ponieważ to najwidoczniej wydaje się być celem Nialla, nie dawać mulatowi przestrzeni. – Także, poezja czy kwiaty?
 Ta cała konwersacja przyprawia go o ból głowy. – Co?
 - Jeśli ktoś chciałby ci coś dać, chciałbyś dostać poezję czy kwiaty? – wymyśla Niall.
- Nie - nie mam pojęcia – mówi. – Poezja? Nie - skąd to w ogóle wytrzasnąłeś?
 Blondyn wzrusza ramionami i wypełnia swoją buzię, by nie odpowiadać, a Louis podśmiewa się z drugiej strony pokoju, gdy Harry patrzy między ich trójką smutnym wzrokiem, ale jego oczy lądują na rebusie, zanim Zayn może zapytać się go, co znaczył.
 Mulat odpycha na bok to pytanie, myśląc za to o innych rzeczach, które powiedział niebieskooki. O Liamie, prawdopodobnie…ale, jak, nie może być. Racja? Liam nie może być w nim zakochany, ponieważ - naprawdę, dlaczego miałby być? Mulat nigdy nie był dla niego czymś więcej, niż tylko tyłkiem. I nawet, jeśli był miły dla bruneta, naprawdę, nie ma za dużo do zaoferowania, komukolwiek. W szczególności, nie komuś takiemu, jak Liamowi, komuś atrakcyjnemu i popularnemu. Który mógłby wybrać o wiele lepszego kandydata na swoją miłość. Ale-
 Nieważne. Zayn już dłużej o tym nie myśli, bo jeśli tak, to doprowadzi się do szaleństwa. Więc wraca do swojej Jaskini Zaprzeczenia, gdzie szczęśliwie dożyje swoich dni, dopóki nie skończy się rok szkolny. A wtedy, w następnym roku, upewni się, że jego współlokatorem nie jest Liam i nigdy, przenigdy nie będzie musiał go oglądać. Byłoby wspaniale, myśli, i jeśli jego brzuch, skręca się na myśl o zrobieniu tego, cóż, będzie temu szczęśliwie zaprzeczał.
  *
  Pytanie Nialla nabiera sensu, kiedy Zayn idzie do swojego pokoju, po spędzeniu całego popołudnia w bibliotece. Pierwszą rzeczą, którą zauważa od wejścia do pokoju jest to, że ich kosz na śmieci jest pełen papierów, co jest już wystarczająco dziwne. Ale wtedy, jego oczy padają na łóżko, na czystą, czarną kopertę, przypieczętowaną czekoladą.
 Zayn jęczy. Wsuwa czekoladę do swoich ust i rozrywa kopertę, wyciągając ze środka gruby pergamin. W prawdzie pismo na nim jest trochę niestaranne, ale wygląda, jakby było ostrożnie zapisane, prawdopodobnie więcej, niż raz, wnioskując po stanie ich śmietnika.
 Nie tego chciałem. Może zawiodłem, ale kochałem cię od początku, czyta mulat, przebiegając wzrokiem po pochyłych słowach. Wiem, że nie uważasz, że się staram. Wiem, że twoja cierpliwość już się prawie całkiem skończyła. Ale wstrzymaj swój oddech…
 Czyta to ponad trzy razy ze złączonymi brwiami. A wtedy czyta to jeszcze raz, dla dobrej oceny, zanim odkłada ‘poemat’ do koperty i wyciąga swojego laptopa. Wpisuje słowa i potrząsa głową. Wiedział. Są tekstem piosenki. To nie jest nawet plagiatowany poemat, to jest pieprzony tekst piosenki. Jezu Chryste, naprawdę?
 Prycha pod nosem. I kiedy wciąż nie ma pojęcia, co Liam próbuje robić, tym razem nie zamiaru tego tylko zignorować.
 Jest prawie godzina później, gdy Liam wchodzi do pokoju, znów spocony po treningu. Zamyka za sobą drzwi i gryzie wargę, a oczy przemieszcza z koperty na biurku na twarz Zayna, a jego policzki czerwienieją.
 - Co to, do cholery, było? – pyta go mulat.
 Liam oblizuje swoją wargę. – Um.
 - To był tekst Secondhand Serenade – oznajmia.
 Chłopak pociera swój kark, krzywiąc się. – Miałem nadzieję, że nie zauważysz.
 Zayn zamyka swojego laptopa i wstaje. Brunet bierze krok do tyłu, odsuwając się od niego. – Co próbujesz osiągnąć, Liam? Wkładając tandetne teksty piosenek do kopert i dając mi to czekoladowe gówno.
 - Sam próbowałem napisać poezje – przyznaje Liam, trochę się jąkając. – Niall powiedział mi, że to będzie lepsze niż kwiaty, ale najwidoczniej jestem gówniany w pisaniu tak, jak jestem w malowaniu i - nie udało się. Więc pomyślałem, że może…ale oczywiście, zauważyłeś.
- Ale, czemu się w ogóle trudziłeś? – docieka. – Nie czaję tego.
- Jak - jak mówiłem, próbuje – tłumaczy. – Próbuję
- Cóż, skończ z tym – przerywa mu. – To przerażające.
 Wychodzi z pokoju, lecz nie przed tym, jak widzi zraniony wyraz na twarzy Liama. Ale zamyka na to drzwi, zbyt skonsternowany, by zrobić cokolwiek innego. Zbyt skonsternowany uczuciami, które czuje i wszystkim, co robi brunet. Zapala papierosa w drodze do kawiarni i pisze do Louisa i Harry’ego, pytając ich gdzie są i błagając, by przyszli się z nim spotkać.
 Tylko, że tym razem, nie ma pocieszającej części. Kiedy tłumaczy im, co się stało tym razem, zielonooki uderza go w ramię wystarczająco mocno, by go zabolało. – Jesteś dupkiem – mówi. – Lepiej, żebyś tak naprawdę mu tego nie powiedział.
 Zayn rozdziawia na niego usta. – Co? Ale-
 - Nie – mówi chłopak. – Wiesz, przez tą całą rzecz zachowywałeś się, jakby tylko Liam był tym, który zrobił źle. I nie mówię, że nie zrobił, ponieważ zrobił. Obydwoje się ze sobą dużo pieprzyliście, obydwoje robiliście i mówiliście całkiem gówniane rzeczy. Ale nie obwiniasz się za to, Zayn. Zachowujesz się, jakbyś był ofiarą, a Liam był tutaj, by robić z twojego życia piekło, kiedy, w rzeczywistości, zrobiłeś tyle samo, co on.
 Mulat i Louis patrzą na niego w zaskoczeniu. Usta Malika są suche i prawdopodobnie zwymiotuje kanapkę, którą zjadł na lunch. – Harry-
 - Nie – mówi, a Zayn nie ma pojęcia, skąd wzięła się ta jego strona. Nie wiedział, że brunet był zdolny do wyglądania na tak ostrego i złego, z zaciśniętymi w cienką linię,  ustami. I w końcu, nie myślał, że Harry, mógłby kiedykolwiek być taki dla niego. – Wiesz, co wy dwoje musicie zrobić? Przede wszystkim? Musicie siebie, kurwa, przeprosić.
 I z tym, ciężko stąpa, wstając z ławki, na której siedzą, i zmierza w kierunku ich akademika. Zayn jest zbyt sparaliżowany, by go zawołać albo, by za nim pójść. Jest mu zimno i źle, a łzy pieką jego oczy. Ale zasługuje na to, prawda?
 Harry ma racje, wie to. Przez ten cały czas był dla Liama kompletnym dupkiem. I był tego świadomy, jest, ale - może musi do tego dojrzeć. I może, w jakiś dziwny, dezorientujący sposób, właśnie to, brunet próbuje zrobić. Może stara się przeprosić za to całe gówno, które się wydarzyło.
 - Muszę iść – mamrocze Zayn. – Sorry, Lou.
 Szatyn spogląda na niego sponad swojego telefonu. – Naprawdę jesteś kutasem, wiesz?
 - Tak.
- Liam jest z Niallem. Nie będzie go w pokoju.
- Skąd to wiesz? – pyta.
 Chłopak podnosi swój telefon. – To jest nowy, wspaniały wynalazek, sms-owanie. Niall powiedział mi, że Liam właśnie do niego przyszedł i najwidoczniej, przeklina twoje imię w niebiosa, kochanie. Jest na ciebie wkurzony.
 Zayn żuje swoją wargę. Rzecz w tym, że zna siebie za dobrze, żeby myśleć, że wciąż będzie w stanie, by później go przeprosić. Wie, że to przemyśli i znajdzie wymówkę, by tego nie zrobić. Wie, że stchórzy i ucieknie od tego, jakby próbował zrobić to od tygodni, od nocy z farbą, kiedy zdał sobie sprawę, że nie może już dłużej powstrzymywać swoich emocji.
 - Możesz - możesz mu powiedzieć, by odesłał Liama do pokoju? – pyta Zayn, delikatnie i niezdecydowanie, nawet teraz, nie całkiem, czy chce to zrobić.
 Palce Louisa poruszają się po jego klawiaturze, a sekundę później jego telefon wibruje z nową wiadomością. – Niall mówi, że cię lubi, ale teraz, możesz się pieprzyć – przekazuje. Pisze kolejną wiadomość. – Teraz Niall mówi, że Liam mówi, że nie chce z tobą rozmawiać – więcej pisania. – Okej, teraz Niall mówi, że próbuje przekonać Liama, ale Liam go ignoruje. I także-
 Zayn wyrywa telefon z jego rąk i naciska ‘zadzwoń’. Czeka kilka sygnałów, kiedy dzwoni, zastanawiając się, czy blondyn w ogóle odbierze, ale odbiera sekundę później z warknięciem. – Liam nie chce z nim rozmawiać, okej?
 Mulat wstrzymuje swój oddech. – Możesz dać Liama?
 Cisza. A wtedy: - Nie jestem pewny, czy to dobry pomysł. Nie chce z tobą rozmawiać i nie winię go za to.
 Zayn przełyka swoją dumę. – Proszę.
 Słyszy szelest po drugiej stronie i ożywioną rozmowę, której nie może usłyszeć, ponieważ Niall musi zakrywać słuchawkę. Na chwilę coś przerywa, zanim słyszy więcej szurania, a w końcu głos Liama, gruby i cichy. – Czego chcesz?
 - Możemy się spotkać w pokoju? – pyta Zayn. – By porozmawiać. Proszę.
- O czym porozmawiać? O czym jest tu do rozmawiania, Zayn? Naprawdę? Ponieważ nie widzę żadnego powodu, dla którego powinienem i nie widzę żadnego powodu, dlaczego w ogóle, chcesz.
- Proszę – mówi znów chłopak. To wszystko, nic więcej.
- Okej – wzdycha. – Będę tam za minutę.
- I jeśli znów będziesz dla niego jak dupek, Zayn, przysięgam- - połączenie się kończy, przerywając Niallowi w tle. Mulat oddaje telefon Louisowi.
- Więc spotka się z tobą? – pyta.
 Zayn przytakuje. – W każdym razie tak powiedział. Może nie przyjdzie. Nie winiłbym go wtedy.
 Louis wstaje, kładąc swoją rękę na ramieniu Zayna. – Jesteś mile widziany, jeśli rzeczy nie potoczą się najlepiej, okej? Nawet, jeśli Harry na ciebie nakrzyczał, jesteśmy tu dla ciebie.
 - Tak, wiem – mówi Zayn. – Dziękuję.
 Szatyn na niego macha. – Zawsze. Teraz idę po jakąś pizzę. Twoja związkowa drama jestwyczerpująca.
 Droga do jego akademika jest o wiele krótsza, niż miał nadzieję, że będzie. Jego ręce może się trzęsą, tylko trochę, kiedy otwiera drzwi na ich piętro. I idzie wzdłuż korytarza do ich pokoju, zanim zaczyna panikować. Co, jeśli Liam nie będzie chciał go wysłuchać? Co, jeśli zamiast tego, tylko na niego nakrzyczy? Albo co, jeśli będzie, jeśli Zayn nie będzie mógł dobrać odpowiednich słów? Co, jeśli to wszystko wyjdzie, jak pogmatwany bałagan i tylko pogorszy rzeczy?
 Pieprzyć to. I tak, otwiera drzwi. A Liama tam nie ma.
 Zayn żuje swoją wargę, rozglądając się dookoła, jakby brunet mógł się gdzieś tu ukryć. Ale, dopóki nie jest pod łóżkami, nie robi tego. Więc siada przy biurku, twarzą do drzwi, i czeka. I im dłużej czeka, tym bardziej się denerwuje, dopóki jest gotowy, by zeskoczyć z krzesła i wyjść z pokoju.
 Liam wchodzi, zanim może to zrobić. Ma na sobie grubą bluzę i spodnie od dresu, a Zayn jest całkiem pewny, że połowa z tego należy do Nialla. Delikatnie zamyka za sobą drzwi i opiera się o nie ze spuszczoną głową. Wygląda - wygląda na zranionego, tak wygląda. Jakby, to, co Zayn powiedział mu wcześniej naprawdę, głęboko go zasmuciło.
 Więc mulat to przetrawia, zamyka oczy i mówi szczere i prawdziwe: - Przepraszam.
 Kiedy je otwiera, Liam wciąż ma swoją głowę spuszczoną, ale jego spojrzenie spotyka Zayna. Jego brązowe oczy są zwężone i nieufne. – Za co dokładnie?
 Zayn wierci się. – Um, za wiele rzeczy?
 Liam przytakuje. – Powinieneś.
 - Tak, ale ty też – wypomina mu.
 Chłopak znów przytakuje, odsuwając się od ściany. Jego stopy ciągną się po podłodze w drodze do swojego łóżka, jakby był zbyt zmęczony, by je unieść. Opada na nie, pochylając się, by ułożyć swoją głowę w rękach. Zayn nie przeszkadza mu, domyślając się, że brunet potrzebuje chwili i pozwala mu ją mieć. Kiedy w końcu, znów unosi swoją głowę, mówi: - Próbowałem cię przekonać. Z czekoladkami i – wymachuje ręką.
 - Tekstem piosenki – dokańcza Zayn. Jeszcze raz, chłopak cicho przytakuje. – Myślałem, że pieprzyłeś się ze mną, dlatego tak zareagowałem. A Niall powiedział, że nie pieprzyłeś, a Harry na mnie nakrzyczał i-
- Harry na ciebie nakrzyczał? – Liam wygląda na kompletnie zszokowanego.
- Prawda? Też nie myślałem, że to nadchodzi – Zayn przejeżdża ręką przez swoje włosy. – Też mi powiedział, że powinienem przeprosić.
 Chłopak sztywnieje, a jego ekspresja zmienia się na obojętną. – Więc, dlatego to robisz – mówi oschle. – Ponieważ Harry ci tak kazał.
 Zayn wstaje z krzesła w sekundę. Klęka przed Liamem, a ręce niepewnie kładzie na jego udach, w razie, gdyby chłopak nie chciał być dotykany. Ale nie odsuwa się, więc bierze to za zachętę. – To nie dlatego przepraszam – mówi nisko. – Mam na myśli, dlatego robię to teraz, ale to - nie mówię tego, ponieważ Harry powiedział mi, że powinienem. Mówię to, ponieważ mam to na myśli.
 Brunet prycha niedowierzająco. – Racja.
 - Liam – błaga Zayn.
- Więc, za co przepraszasz? – pyta. Siedzi z wyprostowanymi plecami, zaciśniętymi po obydwu stronach łóżka rękoma, i oczami na ścianie ponad głową mulata.
 Zayn żuje wnętrze swoich ust. To sprawia, że czuje się źle, jak wieloma rzeczami może zapełnić tą pustkę. Tak wiele, wiele opcji, za które, bez wątpienia, Liam go nienawidzi. Może mulat też jest usprawiedliwiony w swojej nienawiści do chłopaka, ale to nie sprawia, że wszystko jest okej. Oboje spieprzyli tak, jak powiedział Harry.  – Za nie podziękowanie ci za czekoladki – decyduje zacząć od ostatniego. – I za tekst piosenki. Nawet, jeśli był tandetny jak cholera.
 Liam jęczy. – Możemy udawać, że to po prostu nigdy się nie zdarzyło, proszę? Boże, to jest prawie tak samo złe, jak przyjęcie gwiazdkowe, kiedy zawiesiłem lampki i kupiłem ci prezent, a ty nigdy nie przyszedłeś. Najwidoczniej sprawiasz, że robię wiele żenujących rzeczy.
 - Lampki? – pyta Zayn, kompletnie zagubiony.
 Brunet się rumieni. – Ja, uh, pożyczyłem świąteczne lampki z przyjęcia i je zawiesiłem. Myślałem, że to będzie romantyczne.
 - A ja się nie zjawiłem – oświadcza.
-  A ty się nie zjawiłeś – powtarza Liam. – Czułem się jak idiota. To - to był zdecydowanie jeden z najniższych punktów mojego życia. Byłem tam gotowy, by otworzyć przed tobą serce, a ty nawet nie przyszedłeś. Jak, mogłem znieść odmowę. Nie oczekiwałem, że będziesz czuł coś do mnie tylko dlatego, że ja czuję coś do ciebie. Ale ty się nawet nie zjawiłeś, a potem zdałem sobie sprawę, że nie mógłbyś.
 Zayn może to sobie wyobrazić, jego oczy się na tym skupiają. Liam, zawieszający lampki dookoła pokoju, nerwowo potrząsający swoją nogą, kiedy czekał na przyjście mulata. A wtedy on, siedząc w samochodzie, patrzył w dół na wiadomość, zostawiając ją bez odpowiedzi na prawie godzinę, dopóki nie był daleko od szkoły i Liama, zanim powiedział mu, że wyjechał. Siedział tam przez cały czas, czekając na odpowiedź?
 - Za to też przepraszam – mówi. – Kurwa, Liam. Nie widziałem.
- W porządku – zapewnia Liam. – Zapomniałem o tym.
 Zayn mocno zaciąga się powietrzem, kładąc swoją głowę na udzie chłopaka. – Przepraszam też, za wiele innych rzeczy. Za traktowanie cię, jakbyś był głupi, ponieważ nie jesteś. Albo za spoglądanie na ciebie z góry za to, że lubisz futbol i ćwiczenie.
 - Przepraszam za nabijanie się z ciebie przez to, że naprawdę ciężko pracujesz – odpiera Liam. – I za te razy, kiedy wciskałem drzemkę na twoim budziku, więc byłeś spóźniony na zajęcia.
 Zayn unosi swoją głowę, gwałtownie spoglądając. – Ty co?
 Liam z zakłopotaniem chichocze. – Mogę zliczyć te razy na palcach – broni się. - Tylko dlatego, że naprawdę mnie wkurzałeś, a twój alarm jest denerwujący.
 Mulat wstaje, odpychając chłopaka za ramię. Brunet ląduje na łóżku z dużym, głupim uśmiechem na swojej twarzy. – Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś – mówi Malik, brzmiąc na tak zgorszonego, jak się czuje. Jak wiele razy musiał biec na swoje zajęcia przez Liama? Jak wiele razy budził się skonsternowany, myśląc, że może sam nacisnął na przycisk drzemki? A przez ten cały czas, to był Liam. – Kutas!
 Brunet sięga dłońmi, owijając je wokół talii Zayna. Szuka przez chwilę niepewny jego twarzy, a wtedy znów, spokojnie się uśmiecha i pociąga go w dół na siebie. – Przepraszam też za wtedy, gdy schowałem twoje okulary na godzinę – dodaje.
 - Ty – Zayn rzuca mu wrogie spojrzenie. Albo próbuje. To trudne, gdy Liam wygląda na tak…ślepo szczęśliwego, bez uprzedzenia. – Pojeb – mówi, ale to nie jest w ogóle przykre.  – Przepraszam za wtedy, gdy trzymałem cię przed pokojem przez sześć godzin, udając, że śpię, kiedy zapomniałeś kluczy.
 Oczy bruneta rozszerzają się. – Nie spałeś?!
 - Może – przyznaje Zayn. – Naprawdę podobało nam się takie pieprzenie ze sobą, co?
- Tak – głos Liama mięknie, a wtedy uśmiech przeradza się w poważny wyraz twarzy. Przewraca ich, dopóki nie leży na Zaynie, który ląduje na swoich plecach, z nogami zwisającymi po obu stronach łóżka. Chłopak podpiera się nad nim, a on nie może zrobić nic innego, jak spojrzeć w jego oczy z ciasno zaciskającym się brzuchem. – Przepraszam, że się w tobie zakochałem. Wiem, że to prawdopodobnie nie miało za sobą nieść uczuć albo czegokolwiek, nie, żebyśmy o tym rozmawiali, ale - przepraszam, że wszystko spieprzyłem, zakochując się w tobie.
 Może Niall się nie mylił, zdaje sobie sprawę mulat. Ponieważ sposób, w jaki Liam na niego patrzy, wyraża więcej, niż słowa, sprawia, że wierzy, że może to prawda. Że Liam naprawdę, coś do niego czuje. – Co, jeśli nie chcę, byś za to przepraszał? – szepcze. Przeczyszcza swoje gardło. – Albo co, jeśli przepraszam za to samo?
 Oczy bruneta na chwilę padają na jego usta. – Przepraszam za całowanie cię.
 Zayn prycha, zanim może się powstrzymać. – Kiedy?
 Payne dociska swoje usta do jego, a oczy mulata otwierają się w zaskoczeniu na chwilę, zanim pozwala im się zamknąć. Liam całuje go wolno i dokładnie, delikatnie otwierając jego usta. A wtedy odsuwa się nieoczekiwanie. Zayn podnosi się, próbując ponownie uchwycić jego usta, ale on potrząsa swoją głową i uśmiecha się. – Teraz.
 Chłopak jęczy, chwytając za przód koszulki Liama, pociągając go w dół. – Możemy przestać przepraszać? – błaga. – Możemy przejść do tej części, kiedy po prostu przyznajemy, że już siebie nie nienawidzimy?
 Liam marszczy swoje brwi. – Wciąż cię nienawidzę – mówi. – Wstajesz rano o szalonych porach i kładziesz się do łóżka szybciej, niż mój osiemdziesięcioletni dziadek. Rzucasz swoimi kluczami o wiele za głośno. Robisz tą wkurzającą rzecz, kiedy stukasz swoim długopisem o biurko, gdy myślisz. Jesteś czystym dziwakiem. Ty-
 - Ty chrapiesz – mówi Zayn. – I jesteś leniuchem. Plus, oglądasz sporty, jak, przez cały czas. To niedorzeczne.
- Nie ma nic złego w sportach – argumentuje. – A ty robisz tą pretensjonalną rzecz, kiedy poprawiasz ludzi, gdy używają ‘kto’, zamiast ‘kogo’, nawet, jeśli sam robisz to przez cały czas.
- Raz – mówi mulat. – Poprawiłem cię raz. A ty nigdy nie zakluczasz pieprzonych drzwi, nawet, jeśli mówię ci to milion razy-
- Jesteś zrzędą – uśmiecha się szeroko Liam, z prowokująco pochylonym podbródkiem. – Jesteś gorszy, niż moja matka.
- Zawsze ćwiczysz, gdy się uczę.
- Zawsze się uczysz. I blokujesz biurko, jakby było twoje, a jest nasze.
- Ciągle dotykasz moich rzeczy.
- Zawsze uwalasz się na swoje łóżko.
- Wkurzasz się w dni meczów.
- Zawsze trzaskasz drzwiami.
- Ty też! – mówi oburzony Zayn. – Cały czas!
 Liam łączy swoje brwi. – Nie chce już rzeczy, które robisz, wkurzając mnie – żuje swoją wargę. – Wyglądasz słodko w swoich okularach.
 - Wyglądasz seksownie, kiedy jesteś spocony – przyznaje mulat.
- Lubię twoje włosy, jak ich nie czeszesz po prysznicu i są bałaganem.
- Myślę, że to słodkie, że pozwoliłeś tym dzieciakom nałożyć na siebie makijaż tylko dlatego, że to ich uszczęśliwiło, nawet, jeśli wyglądałeś niedorzecznie.
- Myślę, że to świetne, że nie boisz się lubić tego, co lubisz. Że nie obchodzi cię, jeśli inni pomyślą, że to głupie albo frajerskie, by czytać książki albo komiksy, albo spędzać czas w bibliotece.
- Podoba mi się, że nie rzuciłeś zajęć artystycznych tylko dlatego, że źle ci szło. Poddałbym się, ale ty nigdy tego nie zrobiłeś, nieważne jak bardzo sfrustrowany się stawałeś. I lubię twój obraz. Lubię malować z tobą – przyznaje Zayn.
 Liam mocno zaciska swoje oczy. – Kupiłem twój obraz – wyznaje.
 Mulat zamiera. – Co?
 Chłopak przytakuje. – Pani Kensington go za mnie wylicytowała. Dałem jej pieniądze. Chciałem go, ale nie chciałem, żebyś o tym wiedział, ponieważ jeszcze ci nie powiedziałem co czuję i myślałem, że mogłoby cię to przestraszyć.
 - Liam – dyszy. Jego klatka się zaciska i czuje uścisk w dołku, ale po raz pierwszy czuje, że to dobra rzecz. – Zapłaciłeś za to ponad sto dolarów!
 Wszystko, co Liam robi, to tylko wzrusza ramionami, jakby go to nie obchodziło. – Podobał mi się.
 - Lubię cię – nic więcej. Jasne jak słońce. Najszczersza prawda.
 Brunet wplątuje swoją wolną rękę we włosy Zayna i przytakuje wolno, kiedy delikatnie ciągnie palcami za kosmyki. – Też cię lubię. Bardziej, niż lubię.
 - Przepraszam, że spieprzyłem twoją szansę, żebyś powiedział mi wcześniej – mówi mulat z oczami na własnych rękach, wolno kreśląc kształty na przedramieniu bruneta, zarysowując jego tatuaż i wypełniając go koniuszkami palców.
- Przepraszam, że naprawdę pomyślałem, że odwołanie tego i spotykanie się z kimś innym, wypaliłoby – odpowiada Liam. – Bo nie wypaliło. W ogóle.
 Zayn lekko się do niego uśmiecha. – Więc wracamy do przepraszania?
 - Mamy dużo do przepraszania.
- To prawda – mówi. – Ale zamiast tego, wolałbym cię pocałować.
 Liam szeroko się uśmiecha i pochyla się, dopóki jego usta prawie nie dotykają tych Zayna. Ten siada, kładąc ręce na tyle szyi bruneta, dopóki Liam go nie całuje, rękoma popychając jego ramiona, więc leży płasko na łóżku, dając miejsce brązowookiemu, by się na niego wspiął. Ręce mulata przebiegają przez jego plecy, kiedy jego usta się rozdzielają i może poczuć jego uśmiech przez pocałunek, może poczuć siebie, robiącego to samo.
 - Czekaj – Liam odsuwa się na centymetr, a wzrok Zayna ląduje na jego śliskich, różowych ustach. Właściwie, to czemu przestali się całować? To zły pomysł. Powinni się całować, jak, zawsze. – Czy to znaczy, że nie możemy się już więcej ze sobą kłócić? Bo tak jakby, lubiłem się kłócić.
- I rozgniewany seks? – mulat szeroko się uśmiecha.
- To – mówi Liam, szepcząc naprzeciwko szczęki Zayna – zdecydowanie lubiłem.
 Mulat wzdryga się, poprawiając się trochę pod chłopakiem. – Nie myślę, że damy radę się ze sobą nie kłócić, nawet, jeśli byśmy chcieli.
 - Dobrze – a wtedy Liam pisze słowa na szyi Malika końcówką swojego języka, a gęsia skórka pojawia się na jego skórze. – Jeszcze jedna rzecz – Zayn jęczy na niego. – Możemy robić więcej, niż, um, uprawiać ze sobą seks?
 Zayn podpiera się na ręce. – Na przykład co?
 Liam wzrusza ramionami, nie patrząc mu w oczy. – Nie wiem. Wychodzić, może? Całować się nie tylko przed seksem. Randkować.
 - Pytasz mnie, o bycie twoim chłopakiem? – droczy się Zayn, ponieważ łatwiej jest żartować, niż wzrastać w nadzieje albo pozwolić Liamowi wiedzieć, na jak bardzo słabego, robią z niego te słowa. Właściwie, niedorzecznie słabego i ciepłego. To żenujące, ale nie może na to nic poradzić.
- Możesz mi ułatwić, chociaż raz? – lamentuje. – Czemu muszę cię pytać?
 Zayn przewraca swoimi oczami. – Dobra. Liam, zostaniesz moim chłopakiem?
 - Nie.
 Mulat wybucha śmiechem, trącając ramię bruneta. – Dupek.
 Liam pochyla się tak, że znów prawie się całują. – Ale chcę tego. Chcę móc trzymać się z tobą za ręce. Chcę móc zwijać się z tobą na kanapie w świetlicy, gdy będziemy oglądać gówniany sport, a ty przez cały czas będziesz narzekać. Chcę siedzieć z tobą w bibliotece i patrzeć, gdy się uczysz i rozpraszać cię, dopóki nie zagrozisz mi, że mnie wykopiesz, nawet, jeśli tak naprawdę, tego nie zrobisz. Chcę z tobą spać. Nie uprawiać seks, spać – zatrzymuje się, biorąc drżący oddech. – Chcę tego wszystkiego, Zayn.
 A on nigdy tego nie miał. Nie miał nigdy kogoś, kto chciałby z nim tego. Ale też tego chce. Chce mieć Liama w każdej części swojego życia, nawet, jeśli czasem się sprzeczają. Nawet, jeśli krzyczą na siebie i wkurzają. Chce też szczęśliwych momentów, kiedy się nie kłócą. Kiedy są ze sobą po prostu szczęśliwie skuleni. Chce tego.
 - Jeden warunek – mówi.
- Okej.
- Zaczynasz sprzątać swoją stronę pokoju, Liam – mówi stanowczo Zayn. – Albo to się nie zdarzy.
  *
  - Myślę, że bardziej lubiłem, gdy wszystkim, co oglądałeś, był sport – narzeka Zayn.
 Liam go ucisza. – Laska ze smoczymi jajami gada. Jest moją ulubioną.
 Pokazanie mu Gry o Tron było najwidoczniej, złym pomysłem. Wszystko, co robi przez ostatnie trzy dni to maraton odcinka po odcinku, po pożyczeniu pierwszego sezonu od chłopaka z naprzeciwka. I najwidoczniej, nie są jedynymi, ponieważ cała świetlica jest pełna ludzi, niektórzy ułożeni na podłodze, niektórzy na kanapie obok nich, wszyscy namiętnie oglądający ekran.
 - Jezu Chryste – mamrocze Zayn.
- Kochanie – przyciąga go bliżej Liam, a jego usta łatwo odnajdują czoło chłopaka. – Kocham cię, wiesz to. Ale jeśli się nie zamkniesz-
 Mulat szeroko się uśmiecha, pochylając swoją głowę, a skupienie Liama opuszcza serial po raz pierwszy od czegoś, co wygląda jak dni. – A co, jeśli nie? – szepcze.
 Wzrok bruneta ciemnieje, a jego oczy nieco się zwężają. Zayn wrednie się do niego uśmiecha, wiedząc, że wygrał, zanim nawet Liam zdaje sobie z tego sprawę. A wtedy następną rzeczą, o której wie, jest wstający Liam, ciężko przechodzący obok ludzi rozwalonych na podłodze. Zayn śpieszy za nim, ale chłopak ignoruje go przez całą drogę do ich pokoju.
 Dopóki są w środku, a wtedy popycha mulata na drzwi, z ustami od razu na jego szyi. – Jeden odcinek – warczy. – To ty jako pierwszy chciałeś, bym go obejrzał!
 - Tak, ale nie... nie oczekiwałem, że ty... Kurwa, nie mogę myśleć, kiedy to robisz, wiesz to – jęczy Zayn. - Ale nie chciałem, żebyś mnie ignorował. Nawet nie myślałem, że ci się spodoba!
- Oglądałem to dla ciebie! – Liam ciągnie za jego koszulkę, a ten unosi swoje ręce, by ją ściągnąć. – Nie mogę uwierzyć, że naprawdę się teraz o to sprzeczamy.
- Obejrzałem już wszystkie z sześć razy – mówi Zayn. – Nudziłem się.
- Nie mogę oglądać i zabawiać cię w tym samym czasie – wytyka Liam, rękoma zjeżdżając do jego jeansów. – Boże, jesteś w potrzebie, wiesz o tym?
- Nie nazywaj mnie w potrzebie – warczy Zayn, wtrącając wkurzenie do swojego tonu. – Nie jestem w potrzebie.
- Naprawdę, kurwa, w potrzebie – mówi Liam, lekko gryząc jego obojczyk.
- Pieprz się – mówi, zaciskając palce w jego włosach, by go tam zatrzymać.
- Mmm – zgadza się brunet. – Biurko?
- Tak. Ale tym razem, nie zrzucaj wszystkich moich gówien na podłogę.
 Liam podnosi go łatwo, a Zayn automatycznie oplata swoje ręce i nogi wokół niego, by się utrzymać. – Więc, co chcesz, żebym zrobił? – domaga. – Starannie wszystko wziąć, zanim będę cię pieprzył? – zanim może na to odpowiedzieć, Liam wrednie się uśmiecha i zamachuje się swoim ramieniem nad biurkiem, zwalając wszystkie rzeczy na podłogę, włączając w to pusty kubek po kawie, ołówki, długopisy, zeszyt i w połowie zjedzoną tabliczkę czekolady. – Oops.
 - Później to sprzątasz – mówi Zayn, zanim jego plecy uderzają o biurko trochę brutalnie. Liam całuje go, by mu to wynagrodzić. – Albo mi pomagasz...
 Chłopak całuje go jeszcze raz, by go zamknąć, ale później, kiedy skończą i znów złapie swój oddech, powrócą do rozmowy. I może przeprowadzą jedną o nie demolowaniu pokoju tylko po to, by uprawiać seks, odkąd Zayn, w jakiś sposób, zawsze musi potem sprzątać.
 Usta Liam przesuwają się z jego wolno w dół klatki. – Jeśli obciągnę ci pierwszy, wciąż będę musiał sprzątać?
 Mulat debatuje nad tym przez chwilę. – Nie – decyduje.
 Liam uśmiecha się szeroko, ściągając z łatwością jego jeansy, z prawie natychmiastowo podążającymi za nimi bokserkami. A wtedy podciąga nogi Zayna tak, że są na jego ramionach, odkąd nie ma ich gdzie indziej położyć, naprawdę, chyba, że pozwoli im niekomfortowo zwisać z biurka. I nie mam mowy, że chłopak kiedykolwiek będzie mógł ponownie uczyć się przy tym biurku, ponieważ wie, że nie będzie w stanie myśleć o niczym innym, ale o tym, za każdym razem, gdy tu usiądzie.
 - Kocham cię – mamrocze Liam naprzeciwko jego uda.
 Zayn szeroko się uśmiecha, sięgając ręką w dół, by wplątać ją we włosy mulata. – Przestań gadać.
  *poszperałam trochę i znalazłam, że jest to resident assistant, czyli wyszkolona osoba sprawująca nadzór nad mieszkańcami akademika. 
99 notes · View notes
Text
World Cup - Rozdział 06
Tumblr media
Tytuł: World Cup
Oryginał: x
Paring: Larry
Autor: Sebastian
Zgoda: Jest
Baner: Mini :)
Beta: Victoria :)
Tłumaczka: ja x
Opis: Poleciałem do Brazylii, chcąc przelecieć tylu hetero facetów, ilu mogłem znależć, ale gej turysta z fajnym tyłkiem był wszystkim, co dostałem.
*
BUBU
  Tańczymy i tańczymy do najbardziej gejowskich popowych piosenek na Ziemi. Uważam za zabawne to, jak hetero mężczyżni, bez względu na to, jak bardzo hetero są, wciąż znają teksty do wszystkich piosenek z dyskografii Britney Spears. Błogosławiony wczesny dwutysięczny.
 Żal mi rudzielca, gdy rozgląda się dookoła, próbując znaleźć powód, dlaczego żadna dziewczyna się na niego nie gapi. Ale faceci szaleją na naszym punkcie, na szczęście nie obchodzą oni żadnego z nas. Jestem pewien, że Ed nie ma pojęcia, czym tak naprawdę jest to miejsce i upewnię się, by tak zostało, napełniając za każdym razem jego szklankę, gdy będzie w połowie pusta.
 Czasami przebiegam rękoma przez jego boki, a on tylko się śmieje, tak głośno jak potrafi. Facet serio myśli, że się tylko nabijam.
 - Wygląda na to, że nie mamy powodzenia z Brazylijskimi paniami – krzyczy mi do ucha.
- Wiem, prawda?
- Pójdę do łazienki – zatacza się na pierwszą osobę na swojej drodze i nie mogę pozwolić mu iść samemu, ponieważ to najlepsze miejsce, by odkryć, czym tak naprawdę jest ten pub, więc idę z nim.
 - Hej – wyglądający na Azjatę gej, podchodzi do mnie. – Jestem Calum, a ty?
- Ew – odpycham go. – Jesteś brzydki, koleś. I jestem hetero. Zjeżdżaj stąd, do cholery. Jak w ogóle mógł uwierzyć, że ma szanse z kimś takim, jak ja?
- O co chodziło? – Ed robi się ciekawy przez moją dziwną reakcję.
- O nic. To miejsce jest pełne pedałów – odpowiadam bardzo cicho, aby nikt nie mógł usłyszeć.
 Wchodzimy do łazienki i wszyscy się na nas gapią. Znajduję pustą kabinę, więc wpycham do niej Rudzielca i stoję tuż obok drzwi, by trzymać wszystkich lalusiów z dala od mojej przekąski.
 - Beleza – nawet gorąco wyglądający koleś wita mnie po Portugalsku, ale go ignoruję.
 Słysząc ten język, znów przypomina mi się o Turyście i zastanawiam się, gdzie jest. Cóż, powiedział, że poznał nowe osoby, więc na pewno nie jest sam, więc, dlaczego się o niego martwię?
 - Już – Ed wychodzi z kabiny i kładzie swój ciężar na moich ramionach. Muszę mu dawać mniej alkoholu albo w ciągu kilku godzin będzie bezużyteczny.
 Znów kierujemy się na parkiet i nawet, jeśli umieram, żeby się wysikać, nie zostawiłbym go tam sam, ponieważ to zbyt nie bezpieczne w toalecie gejów.
 - Potrzebuję kolejnego drinka – żąda Ed, ale daję mu tylko Sprite’a. Jest zbyt nawalony, by zauważyć.
- Dobrze się bawisz? – szepcę mu do ucha, tym razem przybliżam się tak bardzo, jak mogę. Nie ważne, jak bardzo hetero jest, taki rodzaj kontaktu musi coś u niego spowodować. Tym bardziej z takim wyglądem, jak mój.
- Tak – przytula mnie nieoczekiwanie. Boże, to idzie tak dobrze.
 Robię sobie kolejnego drinka i tym razem nalewam więcej wódki, ponieważ moja szklanka wciąż jest do połowy pełna i w takim tempie, powinniśmy już niedługo opuścić to miejsce. Rudzielec praktycznie już mnie błaga, bym go przeleciał. Za każdym razem przybliża się co raz bliżej i co raz bliżej, a mi bardzo podobają się jego amatorskie ruchy.
 - Jasna cholera – krzyczy ni stąd, ni z owąd. – Patrz po mojej lewej, dwójka kolesi się obmacuje – wygląda na kogoś pomiędzy zaskoczeniem a zdegustowaniem.
-Ew – przygryzam swoją wargę. – Co do cholery? – i to jest właśnie powód, dla którego go tutaj zaciągnąłem. Chciałem zobaczyć, jaka będzie jego reakcja. Kocham patrzeć na reakcje heteryków, gdy znajdują się w sytuacji, jak ta.
- To dziwne – szepce do mnie. – Nie wiedziałem, że Brazylijczycy są tacy otwarci.
 Po prostu zostaję w ciszy i napawam się tym. Gapi się na nich troszkę za długo, ale próbuje to ukryć. Ci faceci serio świrują, tylko kilka kroków od nas.
 *
 - To się właśnie dzieje, gdy koleś nie może zaliczyć laski – wypowiadam tą myśl, by zobaczyć jaką reakcję otrzymam.
- Więc pośpieszmy się do cholery, bo nie chcę skończyć tak, jak oni – śmieje się, ale widzę, że mówi serio.
 Dodaję trochę więcej wódki do swojego drinka i w końcu zaczynam czuć, jak alkohol bierze kontrolę nad moim ciałem. Jestem obok Rudzielca, ale on nie wydaje się przejmować. Nie przestaję podawać mu sprite’a z odrobinką alkoholu, ponieważ wiem, że tylko tyle jest w stanie przyjąć.
 Dwie dziewczyny wyglądające na Europejki zaczynają tańczyć centralnie obok nas i zaczynam je pasjonująco nienawidzić, ponieważ Ed przybliża się do nich i przybliża.
 - Hej – próbuje poderwać wyższą.
- Sory, nie jestem zainteresowana – przerywa mu.
 Cicho świętuję, ale wtedy zauważam, że obie dziewczyny się na mnie gapią. Biorę swoją szklankę i dłoń Eda i oboje od nich odchodzimy. Nie mam zamiaru poświęcać swojego całego wysiłku na marne przez jakieś obce laski.
 Kilka minut póżniej zdaję sobie sprawę, że idą za nami. Cholera. Nie przestaję skupiać się na Edzie, ale nagle obca ręka przystawia mi szklankę z szotem do ust.
 - Co do cholery  – krzyczę, ale, kiedy jestem nieświadomy, cały palący napoju wypełnia mój system. Yuk! Nienawidzę tequili.
- Co do cholery jest z tobą nie tak? – krzyczę na dziewczynę, która wydaję się żałować i być przestraszona.
- Przepraszam – wtrąca jej koleżanka. – Jest zbyt pijana. Dała ci tequilę, przysięgam. Patrz, to jest butelka – podaje mi butelkę Jose’a Cuervo. Jose Cuervo? Serio? Chciałbym, żeby był to przynajmniej Patron. Szalenie nienawidzę taniego alkoholu.
- Nic mnie to, kurwa, nie obchodzi – kłócę się. – Tak się nie robi.
 Czuję, jak robię się słabszy. To była ostatnia rzecz, której potrzebowałem. Jestem najebany, ale nie mogę przestać brać łyków z mojej wódki, ponieważ to jedyna rzecz, która może złagodzić ból, jaki czuję w moim gardle. Pieprzyć Tequilę.
 - Co się stało? – Rudzielec powraca z dziewiątej chmury, kiedy patrzę jak porąbane laski opuszczają mój teren. Dobry wybór, ponieważ jeśli nie byłbym dżentelmenem, uderzyłbym je. Nienawidzę, gdy laski stają się dupkami, a ty nie możesz im nic zrobić. To nie fair. Kiedy koleś tak robi, natychmiastowo dostaje w twarz.
- Nic – kłamię mu. – Wszystko w porządku – powracam do tańczenia bliżej jego ciała.
- Odsuń się – pierwszy raz tej nocy mnie odpycha i czuję się sfrustrowany. Szybko robię mu mocniejszego drinka, ponieważ widzę, że potrzebuje więcej alkoholu.
- Jesteś zbyt trzeżwy – krzyczę mu. – Wypij trochę więcej.
- Myślę, że mam się dobrze. Jest już za póżno – mówi, ale według mnie wciąż wygląda na pijanego. – Jeden z nas powinien zostać trzeżwy. Cholera. Ja powinienem być tym trzeźwym.
 Światła i głośni pijacy są wszędzie. Wpadam na kilu ludzi na swojej drodze do łazienki i obracam się, by zobaczyć, czy Rudzielec idzie za mną.
 - Jesteś całkiem rudy – mówię mu.
- Co, kurwa? Jesteś spizgany człowieku – śmieje się.
- Serio. Jesteś jakby, gorący Ed – wiem, że powinienem się zamknąć, ale mój język żyję teraz swoim własnym życiem.
- Ty też jesteś ładny, Harry – próbuje wydostać się z mojego uścisku. – Patrz, tam jest sofa. Odpocznijmy trochę.
 Idę za nim, ponieważ sofa wygląda na pustą i wygodną. Jest umieszczona w ciemnym rogu i wystarczająco odosobniona dla mnie, by zrobić pierwszy, duży krok.
 - Gdzie moja szklanka? Cholera! Zostawiliśmy moją szklankę – panikuję.
- Twoja szklanka była już pusta, kolego. To powód, dlaczego się tak teraz zachowujesz – śmieje się. Widzę, że moja pijacka strona go denerwuje, ale wciąż jest takim miłym kolesiem. Takim dopieprzenia kolesiem. Nie przestaję się na niego gapić z pragnieniem w moich oczach, ale nie obchodzi mnie, czy zauważy, ponieważ to czas, by zauważył.
 - Zaczekaj tu – mówi mi. – Wskoczę do łazienki. Nie ruszaj się stąd.
 Powinienem go powstrzymać, ale jestem zbyt zagubiony, więc. Prawdopodobnie odkryje, że jesteśmy w miejscu dla gejów, ale powiem, że nie miałem pojęcia. Jestem dobrym kłamcą. Zaważam laskę, która mnie upiła i decyduję się jej odpłacić.
 - Hej, ty – wołam ją. – Blondi!
- Do mnie mówisz? – marszczy brwi. – Oh, jesteś tym zrzędliwym kolesiem.
- Daj mi kolejnego szota – żądam.
 Śmieje się i nalewa trochę tequili do swojej szklanki. – Tylko dlatego, że muszę opróżnić tę butelkę, zanim opuszczę to miejsce – mówi i odchodzi.
 I to moje ostatnie wspomnienie z tej nocy.
 Otwieram oczy, by znaleźć się w moim hotelowym łóżku. Moja głowa boli, a moje usta są suche, jak Sahara. Ciężki sposób na pobudkę. Patrzę na siebie, by zobaczyć, że nie mam nic na sobie, oprócz moich bokserek i kolesia śpiącego obok mnie. Czekaj, co?
 Zaczynam panikować. Koleś obok mnie jest równie nagi i to zdecydowanie nie jest Rudzielec. Co się do cholery dzieje?
 Pauza. Poznaję ten dobry tyłek wystający z tego szczupłego ciała. Oh, nie! Oh, nie, nie, nie Harold! Nie!
 Co kurde robi półnagi Turysta w BUBU
  Tańczymy i tańczymy do najbardziej gejowskich popowych piosenek na Ziemi. Uważam za zabawne to, jak hetero mężczyźni, bez względu na to, jak bardzo hetero są, wciąż znają teksty do wszystkich piosenek z dyskografii Britney Spears. Błogosławiony wczesny dwutysięczny.
 Żal mi rudzielca, gdy rozgląda się dookoła, próbując znaleźć powód, dlaczego żadna dziewczyna się na niego nie gapi. Ale faceci szaleją na naszym punkcie, na szczęście nie obchodzą oni żadnego z nas. Jestem pewien, że Ed nie ma pojęcia, czym tak naprawdę jest to miejsce i upewnię się, by tak zostało, napełniając za każdym razem jego szklankę, gdy będzie w połowie pusta.
 Czasami przebiegam rękoma przez jego boki, a on tylko się śmieje, tak głośno, jak potrafi. Facet serio myśli, że się tylko nabijam.
 - Wygląda na to, że nie mamy powodzenia z Brazylijskimi kobietami – krzyczy mi do ucha.
- Wiem, prawda?
- Pójdę do łazienki – zatacza się na pierwszą osobę na swojej drodze i nie mogę pozwolić mu iść samemu, ponieważ to najlepsze miejsce, by odkryć, czym tak naprawdę jest ten pub, więc idę z nim.
 - Hej – wyglądający na Azjatę gej, podchodzi do mnie. – Jestem Calum, a ty?
- Ew – odpycham go. – Jesteś brzydki, koleś. I jestem hetero. Zjeżdżaj stąd, do cholery. - Jak w ogóle mógł uwierzyć, że ma szanse z kimś takim, jak ja?
- O co chodziło? – Ed robi się ciekawy przez moją dziwną reakcję.
- O nic. To miejsce jest pełne pedałów – odpowiadam bardzo cicho, aby nikt nie mógł usłyszeć.
 Wchodzimy do łazienki i wszyscy się na nas gapią. Znajduję pustą kabinę, więc wpycham do niej Rudzielca i stoję tuż obok drzwi, by trzymać wszystkich lalusiów z dala od mojej przekąski.
 - Beleza – nawet gorąco wyglądający koleś wita mnie po Portugalsku, ale go ignoruję.
 Słysząc ten język, znów przypomina mi się Turysta i zastanawiam się, gdzie jest. Cóż, powiedział, że poznał nowe osoby, więc na pewno nie jest sam, więc, dlaczego się o niego martwię?
 - Już – Ed wychodzi z kabiny i kładzie ciężar swojego ciała na moich ramionach. Muszę mu dawać mniej alkoholu albo w ciągu kilku godzin będzie bezużyteczny.
 Znów kierujemy się na parkiet i nawet, jeśli umieram, żeby się wysikać, nie zostawiłbym go tam samego, ponieważ to zbyt niebezpieczne w toalecie gejów.
 - Potrzebuję kolejnego drinka – żąda Ed, ale daję mu tylko Sprite’a. Jest zbyt nawalony, by zauważyć.
- Dobrze się bawisz? – szepczę mu do ucha, tym razem przybliżając się tak bardzo, jak mogę. Nieważne, jak bardzo hetero jest, taki rodzaj kontaktu musi coś u niego spowodować. Tym bardziej z takim wyglądem, jak mój.
- Tak – przytula mnie nieoczekiwanie. Boże, to idzie tak dobrze.
 Robię sobie kolejnego drinka i tym razem nalewam więcej wódki, ponieważ moja szklanka wciąż jest do połowy pełna i w takim tempie, powinniśmy już niedługo opuścić to miejsce. Rudzielec praktycznie już mnie błaga, bym go przeleciał. Za każdym razem przybliża się co raz bliżej i bliżej, a mi bardzo podobają się jego amatorskie ruchy.
 - Jasna cholera – krzyczy ni stąd, ni zowąd. – Patrz, po mojej lewej dwójka kolesi się obmacuje – wygląda na kogoś pomiędzy zaskoczeniem, a zdegustowaniem.
- Ew – przygryzam swoją wargę. – Co do cholery? – i to jest właśnie powód, dla którego go tutaj zaciągnąłem. Chciałem zobaczyć, jaka będzie jego reakcja. Kocham patrzeć na reakcje heteryków, gdy znajdują się w sytuacji, jak ta.
- To dziwne – szepce do mnie. – Nie wiedziałem, że Brazylijczycy są tacy otwarci.
 Po prostu zostaję w ciszy i napawam się tym. Gapi się na nich troszkę za długo, ale próbuje to ukryć. Ci faceci serio świrują, tylko kilka kroków od nas.
   - To się właśnie dzieje, gdy koleś nie może zaliczyć laski – wypowiadam tą myśl, by zobaczyć jaką reakcję otrzymam.
- Więc pośpieszmy się do cholery, bo nie chcę skończyć tak, jak oni – śmieje się, ale widzę, że mówi serio.
 Dodaję trochę więcej wódki do swojego drinka i w końcu zaczynam czuć, jak alkohol bierze kontrolę nad moim ciałem. Jestem obok Rudzielca, ale on nie wydaje się przejmować. Nie przestaję podawać mu sprite’a z odrobinką alkoholu, ponieważ wiem, że tylko tyle jest w stanie przyjąć.
 Dwie dziewczyny wyglądające na Europejki zaczynają tańczyć centralnie obok nas i zaczynam je pasjonująco nienawidzić, ponieważ Ed przybliża się do nich i przybliża.
 - Hej – próbuje poderwać wyższą.
- Sorry, nie jestem zainteresowana – przerywa mu.
 Cicho świętuję, ale wtedy zauważam, że obie dziewczyny się na mnie gapią. Biorę swoją szklankę i dłoń Eda, i oboje od nich odchodzimy. Nie mam zamiaru poświęcać swojego całego wysiłku na marne przez jakieś obce laski.
 Kilka minut później zdaję sobie sprawę, że idą za nami. Cholera. Nie przestaję skupiać się na Edzie, ale nagle obca ręka przystawia mi szklankę z szotem do ust.
 - Co do cholery?  – krzyczę, ale kiedy jestem nieświadomy, cały palący napój wypełnia mój system.Yuk! Nienawidzę tequili.
- Co do cholery jest z tobą nie tak? – krzyczę na dziewczynę, która wydaje się żałować i jest przestraszona.
- Przepraszam – wtrąca jej koleżanka. – Jest zbyt pijana. Dała ci tequilę, przysięgam. Patrz, to jest butelka – podaje mi butelkę Jose’a Cuervo. Jose Cuervo? Serio? Chciałbym, żeby był to przynajmniej Patron. Szalenie nienawidzę taniego alkoholu.
- Nic mnie to, kurwa, nie obchodzi – kłócę się. – Tak się nie robi.
 Czuję, jak robię się słabszy. To była ostatnia rzecz, której potrzebowałem. Jestem najebany, ale nie mogę przestać brać łyków z mojej wódki, ponieważ to jedyna rzecz, która może złagodzić ból, jaki czuję w moim gardle. Pieprzyć Tequilę.
 - Co się stało? – Rudzielec powraca z dziewiątej chmury, kiedy patrzę jak porąbane laski opuszczają mój teren. Dobry wybór, ponieważ jeśli nie byłbym dżentelmenem, uderzyłbym je. Nienawidzę, gdy laski stają się dupkami, a ty nie możesz im nic zrobić. To nie fair. Kiedy koleś tak robi, natychmiastowo dostaje w twarz.
- Nic – kłamię mu. – Wszystko w porządku – powracam do tańczenia bliżej jego ciała.
- Odsuń się – pierwszy raz tej nocy mnie odpycha i czuję się sfrustrowany. Szybko robię mu mocniejszego drinka, ponieważ widzę, że potrzebuje więcej alkoholu.
- Jesteś zbyt trzeźwy – krzyczę mu. – Wypij trochę więcej.
- Myślę, że mam się dobrze. Jest już za późno – mówi, ale według mnie wciąż wygląda na pijanego. – Jeden z nas powinien zostać trzeźwy. Cholera. Ja powinienem być tym trzeźwym.
 Światła i głośni pijacy są wszędzie. Wpadam na kilku ludzi na swojej drodze do łazienki i obracam się, by zobaczyć, czy Rudzielec idzie za mną.
 - Jesteś całkiem rudy – mówię mu.
- Co, kurwa? Jesteś spizgany człowieku – śmieje się.
- Serio. Jesteś, jakby gorący, Ed – wiem, że powinienem się zamknąć, ale mój język żyje teraz swoim własnym życiem.
- Ty też jesteś ładny, Harry – próbuje wydostać się z mojego uścisku. – Patrz, tam jest sofa. Odpocznijmy trochę.
 Idę za nim, ponieważ sofa wygląda na pustą i wygodną. Jest umieszczona w ciemnym rogu i wystarczająco odosobniona dla mnie, by zrobić pierwszy, duży krok.
 - Gdzie moja szklanka? Cholera! Zostawiliśmy moją szklankę – panikuję.
- Twoja szklanka była już pusta, kolego. To powód, dlaczego się tak teraz zachowujesz – śmieje się. Widzę, że moja pijacka strona go denerwuje, ale wciąż jest takim miłym kolesiem. Takim do pieprzenia kolesiem. Nie przestaję się na niego gapić z pragnieniem w moich oczach, ale nie obchodzi mnie, czy zauważy, ponieważ to czas, by zauważył.
 - Zaczekaj tu – mówi mi. – Skoczę do łazienki. Nie ruszaj się stąd.
 Powinienem go powstrzymać, ale jestem zbyt zagubiony. Prawdopodobnie odkryje, że jesteśmy w miejscu dla gejów, ale powiem, że nie miałem pojęcia. Jestem dobrym kłamcą. Zauważam laskę, która mnie upiła i decyduję się jej odpłacić.
 - Hej, ty – wołam ją. – Blondi!
- Do mnie mówisz? – marszczy brwi. – Oh, jesteś tym zrzędliwym kolesiem.
- Daj mi kolejnego szota – żądam.
 Śmieje się i nalewa trochę tequili do swojej szklanki. – Tylko dlatego, że muszę opróżnić tę butelkę, zanim opuszczę to miejsce – mówi i odchodzi.
 I to moje ostatnie wspomnienie z tej nocy.
 Otwieram oczy, by znaleźć się w moim hotelowym łóżku. Moja głowa boli, a moje usta są suche jak Sahara. Ciężki sposób na pobudkę. Patrzę na siebie, by zobaczyć, że nie mam nic na sobie, oprócz moich bokserek i kolesia śpiącego obok mnie. Czekaj, co?
 Zaczynam panikować. Koleś obok mnie jest równie nagi i to zdecydowanie nie jest Rudzielec. Co się do cholery dzieje?
 Pauza. Poznaję ten dobry tyłek wystający z tego szczupłego ciała. Oh, nie! Oh, nie, nie, nie Harold! Nie!
 Co kurde, robi półnagi Turysta w moim łóżku?!
16 notes · View notes
Text
World Cup - Rozdział 05
Tumblr media
Tytuł: World Cup
Oryginał: x
Paring: Larry
Autor: Sebastian
Zgoda: Jest
Baner: Mini :)
Beta: Victoria :)
Tłumaczka: ja x
Opis: Poleciałem do Brazylii, chcąc przelecieć tylu hetero facetów, ilu mogłem znależć, ale gej turysta z fajnym tyłkiem był wszystkim, co dostałem.
*
RUDZIELEC
  Gra znów się toczy, tak świetnie, jak dotychczas. Ed i ja dzielimy się kilkoma uwagami. Próbuję komentować grę i wydaje mi się, że idzie mi całkiem nieźle. W zasadzie powtarzam to co usłyszałem, podczas rozmów innych Brytyjczyków, siedzących dookoła nas. Rudzielec nie wydaje się zauważać, więc jest dobrze.
 Jakieś dwadzieścia minut po rozpoczęciu drugiej połowy, Neymar strzela swojego drugiego gola podczas meczu. Ten facet jest rozentuzjazmowany i ja także, ponieważ już zdecydowałem, że wykorzystam szansę, by go dotknąć.
- Świetnie – krzyczy razem z głośnym wiwatowaniem dochodzącym ze stadionu.
- Cholera, tak – udaję wielkie podekscytowanie i obracam się, by go przytulić. Oddaje uścisk i nie mogę nic na to poradzić, ale wącham jego szyję. Pachnie tak seksownie.
 Słyszałem, że Brazylijczycy powinni być najlepsi w piłce nożnej, ale ten mecz zdecydowanie tego nie pokazuje. Wydają się borykać i to dziwnie, ale cierpię razem z nimi. Chcę, żeby wygrali, ponieważ chcę, aby Rudzielec był tak bardzo szczęśliwy i pijany, jak może być.
 - W którym hotelu się zatrzymujesz? – pyta mnie ni z gruszki, ni z pietruszki. Tak!
- W Ibis, kilka minut stąd, a ty?
- Nie mam hotelu – śmieje się. – Planuję iść do baru i poczekać do czasu powrotu na lotnisko.
- Kierujesz się jutro do Rio?
- Tak – cały czas skupia się na grze. – Chcesz wyjść wieczorem?
- Jasne – chowam mój przerażający uśmiech w kubku piwa. – Możesz wbić do mojego hotelu jeśli chcesz. Nie ma żadnego problemu.
- Świetnie, kolego. – uśmiecha się do mnie prawdziwie. Boże, robi się słodszy z każdą minutą.
 Mecz kończy się z golem dla Brazylii w ostatniej minucie. Nie mogłoby być lepiej. Wszyscy cieszą się zwycięstwem o wiele za bardzo, tak jak ja.
 Czuję się pijany przez to całe piwo, które wypiłem, ale wszyscy wydają się być nawet bardziej pijani, niż ja, w szczególności Ed. Ulice są wypełnione ludźmi. Brazylijczycy są dobrymi tancerzami. Miałem rację. Nie wiem co się im stało, podczas ceremonii otwarcia, ale sposób w jaki kobiety, a nawet mężczyźni poruszają biodrami jest zdecydowanie niesamowity. Spoglądam na Eda, gdy patrzy na tańczący tłum i on, oczywiście, ma oczy skupione na tyłku jakiejś laski. Podoba mi się to.
 - Idźmy dalej, by wejść do baru czy coś – mówię mu.
- Myślę, że potrzebuję przerwy od picia na jakiś czas – śmieje się. – Jest za wcześnie, by być tak pijanym.
- Co ty na to, żebyśmy poszli do mojego hotelu i ucięli sobie krótką drzemkę? – szybko żałuję mojego pomysłu, ponieważ potrzebuję go super nawalonego, żebym mógł go zaliczyć.
 - Byłoby świetnie.
 Wchodzimy do mojego pokoju i automatycznie zdejmuje koszulkę. Na pewno koleś nie ma pojęcia, że jestem gejem. Zdecydowanie nie jest typem faceta, o którym zazwyczaj marzę, ale w tej chwili strasznie mnie do niego ciągnie, że nawet nie obchodzi mnie to, że ma kilka dodatkowych kilogramów. Jest bardzo męski i to sprawia, że jest naprawdę, naprawdę gorący. Plus, jest rudzielcem, a ja zawsze miałem słabość do rudzielców.
 Też zdejmuję swoją koszulkę, a on się nawet nie gapi, ale nie przejmuję się tym, kilka szotów więcej i będę wyglądał dla niego lepiej, niż pieprzona Beyonce. Turysta miał rację, ten koleś jest tak prosty, jak słup, ale tak, jak powiedziałem wcześniej, kocham wyzwania.
 - Więc, masz dziewczynę? – sprawdzam moje poprzednie przypuszczenia.
- Tak – wygląda na wkurzonego. – Bombarduje mnie telefonami i wiadomościami, odkąd tu przybyłem.
- Biedak.
- Wiem. A co z tobą? Jakaś dziewczyna w UK?
- Zero dziewczyn – mrugam okiem. – Wolny jak ptak.
- Dobrze. Więc zdobędziesz dzisiaj jakąś dupę.
- Mam nadzieję – jestem szczery, mam nadzieję, że także jest zainteresowany. – Więc masz zamiar mi powiedzieć, że jesteś wiernym facetem?
- Tak, ale to się nie liczy, gdy jesteś na innym kontynencie, co nie?
- Amen.
 Budzę się z naszej krótkiej drzemki i sprawdzam rudzielca, który wciąż śpi na kanapie. Wygląda na to, że ma erekcję i rozmyślam o rozmiarze tego wybrzuszenia. Wziąłbym go teraz, ale żeby wykonać ten krok, potrzebuję go nawalonego.
 Opuszczamy hotel i kilka minut później wchodzimy do pierwszego, rozrywkowo wyglądającego baru, który znaleźliśmy. Zamawia piwo, a ja decyduję się na wódkę ze Sprite'm, jeden z moich ulubionych drinków i prawdopodobnie jedyny, po którym nie mam okropnego kaca, tak długo, jak jest to oczywiście Ciroc. Nie radzę sobie z tanim alkoholem.
 To długo nie zajmuje Edowi, by znów wyglądać na nawalonego. Rozglądam się dookoła i nie ma tutaj za dużo dziewczyn, więc przychodzi mi do głowy świetny pomysł. Wchodzę do męskiej toalety i sprawdzam Google na moim telefonie. Najbliższy gejowski bar jest tylko dwie przecznice dalej od miejsca, gdzie jesteśmy i to jest nasze przeznaczenie.
 - Hej, Ed, słuchaj – podchodzę do niego. – Czemu stąd nie pójdziemy? Nie ma tutaj dziewczyn.
- To jest dobre nastawienie, ziom – odpowiada i ściska moje ramiona. Silne ręce.
- Pozwól, że wezmę kilka szotów, zanim pójdziemy – obracam się do barmana. – Alkohol wydaje się być tutaj tańszy – kłamię. – Cztery kolejki Jaggermeistera.
- Jaggera? – rudzielec wygląda na zaskoczonego. – Nie robisz sobie jaj, Harry. Podoba mi się to.
 Biorę tylko po łyku z każdego szota i upewniam się, że rudzielec wypija swoje dwa szoty w całości. Robi to i praktycznie muszę go wyprowadzać z tego klubu.
 Wcale nie jest trudno wziąć go tam, gdzie chcę. Nie zadaje żadnych pytań i nie udzielam jakichkolwiek odpowiedzi. Bubu. Zauważam moje wybrane przeznaczenie i nie mógłbym być szczęśliwszy z tego powodu. Nie ma żadnej kolejki, ale z zewnątrz miejsce wydaje się być wystarczająco zatłoczone.
 - Co ty na ten? – pytam się go.
- Wygląda fajnie – mamrocze. Jest taki spizgany i czuję się jak potworny diabeł, ale to nie tak, że planuję go zranić. Cóż, może trochę, ale spodoba mu się, gdy się przyzwyczai. Świetnie mi idzie z początkującymi.
 Wchodzimy i, gdy widzę dużo dziewczyn dookoła, nie boję się, że wkrótce dowie się, jaki jest mój plan. Ruszam, by przyprowadzić nas do baru, by pozostawić go w nastroju i każde męskie oczy są na nas. Geje mogą wyczuć męskość z kilometrów. Nie łapię z żadnym z nich kontaktu wzrokowego, i tak samo Ed.
 Napełniamy swoje szklanki jeszcze większą ilością alkoholu i zaczynam się nieśmiało do niego przyciskać. Kierujemy się w stronę parkietu i wydaje się bawić tak dobrze, jak ja. Oczywiście wie, gdzie jesteśmy i jest przekonany, że także jestem prosty jak słup, więc nie przeciwstawia się, kiedy przychodzi do wspólnego tańczenia.
 - Dwójka kolesi tańczących razem doprowadza kobiety do szaleństwa – niewinnie komentuje.
 Śmieję się, ale czuję się źle z tego powodu. Jestem złą osobą, ale nie mógłbym się mniej przejmować.
 Obaj jesteśmy pijani, Ed bardziej, niż ja. Mogę przysiąc, że jest napalony, tak jak ja zawsze. I jesteśmy w Bubu. Nic nie może pójść źle.
  Ponieważ to, co dzieje się w gejowskich barach, zostaje w gejowskich barach.
20 notes · View notes
Text
World Cup - Rozdział 04
Tumblr media
Tytuł: World Cup
Oryginał: x
Paring: Larry
Autor: Sebastian
Zgoda: jest
Baner: Mini )
Beta: Victoria :)
Tłumaczka: ja x
Opis:  Poleciałem do Brazylii, chcąc przelecieć tylu hetero facetów, ilu mogłem znależć, ale gej turysta z fajnym tyłkiem, był wszystkim, co dostałem.
*
TURYSTA
 - Jak mnie w ogóle znalazłeś? – pytam,  patrząc na niego bez emocji. Po prostu tam stoi, mając na twarzy ten swój wkurzający uśmieszek, który wydaje się nigdy nie znikać.
- Zauważyłem cię jakiś czas temu, ale nie chciałem zacząć wołać na ciebie Homo przed wszystkimi – tłumaczy, ale oczywiście jest skupiony na grze.
- Dobra decyzja – decyduję się być dla niego miły. Wszyscy wydają się z kimś być i, nawet jeśli to dziwne, słyszeć to z moich ust, to nie chcę być już dłużej sam. To sprawia, że czuję się żałośnie.
 - Wiem – znów się do mnie obraca. – Gejostwo nie jest za mile widziane na tego typu wydarzeniach.
- Shh – wariuję, ponieważ nie chcę, by ludzie dookoła nas usłyszeli jakie są moje preferencje seksualne.
- Boże, jesteś tak bardzo w szafie, co nie? To dziwne, ponieważ wyglądasz na tak odważnego, ale wtedy znów, wydaje się, jakbyś nie był – zmienia temat.
- Cokolwiek – staram się wyglądać na skupionego na grze, kiedy kończę mój trzeci kufel piwa. – Świetnie, znów jestem bez piwa.
- Możemy się podzielić moim – wręcza mi swój kubek. Jego uprzejmość jest w jakimś stopniu denerwująca. Nie rozumiem miłych ludzi. Mam na myśli, że to dobrze być miłym, ale nie możesz po prostu wszędzie chodzić, dzieląc kubek z nieznajomymi. – Oh, masz coś jak OCD*  z tą rzeczą? – śmieje się. – Powinienem wiedzieć, że to nadchodzi.
- Po prostu wezmę kolejne – udaję uśmiech. – Gdzie siedzisz?
- Tam – wskazuje na lewo. – Próbowałem wszystkiego, by zdobyć twoją uwagę, ale nic nie działało. To było w pewnym sensie smutne widzieć cię tutaj samego.
- Ty też nie jesteś przypadkiem sam?
- Poznałem nowych ludzi – znów uśmiecha się cwaniacko. - Korzyści z bycia miłym. Powinieneś kiedyś spróbować.
- Próbuję – uśmiecham się, ale tym razem naprawdę.
- Byłoby łatwiej, gdybym znał twoje imię...
- Harry – przerywam mu.
- Co? – wygląda na zaskoczonego.
- Moje imię. Harry.
- Aw – znów zaczyna być denerwujący. – Nie myślałem, że powiesz mi, jak się nazywasz. Czy teraz jesteśmy przyjaciółmi?
- W pewnym sensie – żartuję i zaczynam zaskakiwać samego siebie. Zawsze próbuję unikać bycia przyjaciółmi z otwartymi gejami.
- Nie wyglądasz na Harry’ego – cały stadion szaleje, gdy Neymar strzela pierwszego gola dla Brazylii. Turysta też świruje i udaję podekscytowanie. Wygląda, jakby chciał mnie przytulić, ale, na szczęście, nie robi tego. Nienawidzę, gdy przypadkowe osoby przytulają się podczas zawodów sportowych. – Czy to nie cudowne? – krzyczy, bym mógł go usłyszeć.
 - Ta – nie kłamię, to jest w jakimś stopniu cudowne. – Jesteś za Brazylią?
- Oczywiście – marszczy na mnie brwi. – Nie zasługują, aby przegrać na ich własnej ziemi.
- Jak to nie wyglądam na Harry’ego?
- Ta – ogląda mnie od stóp do głów. -  Harrowie powinni wyglądać uroczo i miło. Jak książę – kończy najbardziej gejowskie zdanie, jakie kiedykolwiek usłyszałem.
- Jestem przecież uroczy.
- Jesteś gorący, a to różnica – obraca się w moją stronę, a potem znów patrzy na grę. Mogę powiedzieć, że podoba mu się moja dziwna reakcja. – Ale wiem, że gdzieś tam, pod tymi tatuażami jest słodycz. Harrowiezawsze są uroczy, bez wyjątków.
Znów się śmieję i nie mam pojęcia, dlaczego ten koleś sprawia, że się śmieję, ponieważ właściwie, to nie jest zabawny. – Jesteś idiotą.
- Aww – nienawidzę, gdy mężczyźni mówią Aww, ponieważ tylko dziewczyny powinny móc używać tego wyrazu. W momencie, kiedy myślę, że nie mógłby mnie już bardziej przerazić, przebija samego siebie. – Masz dołeczki – nagle trąca mój lewy policzek swoim palcem wskazującym.
- Hej – ostrzegam go z poważnym spojrzeniem, ponieważ nienawidzę, gdy ludzie naruszają moją przestrzeń osobistą.
- Przepraszam – mówi ironicznie. – Mam słabość do dołeczków.
- Za dużo informacji – nie patrzę na niego, by ten niezręczny moment przeminął i oglądamy przez jakiś czas mecz w ciszy. – Pójdę po kolejne piwa.
- Nie, zostań tutaj -  gwiżdże na mężczyznę, który je sprzedaje. Czemu nie widziałem go wcześniej? Nie mam pojęcia. – Duas cervejas – pokazuje dwa palce, więc mogę zrozumieć, że poprosił o dwa kubki.
 - Czy to możliwe, żeby zdobyć normalnie piwo na stadionie?  - pytam ze strachem, że się upokorzę, ale umieram, by się dowiedzieć.
- Nie chodzisz na mecze tak często, co nie? – śmieje się. – To naprawdę normalne, szczególnie na World Cup, ale to Brazylia, więc nie było innej opcji i kocham to.
- Ja też – możliwość picia piwa zdecydowanie sprawia, że to jest o niebo lepsze.
- No dalej, Neymar – nagle krzyczy i nienawidzę tego, ale muszę przyznać, że jest coś w turyście, będącym strasznie wielkim fanem piłki nożnej, co mnie podnieca. Ale nie jakoś bardzo, tylko trochę. – Co jest nie tak z Brazylią? To nie oni – komentuje, ale mogę powiedzieć, że nie próbuje nawiązać ze mną rozmowy.
 - Nie wiedziałeś, że to nadciąga, kolego? – jakiś obcy koleś obraca się, by do niego zagadać. – Nie byli sobą od dłuższego czasu.
- Wiem, ale to jest Croatia, a oni są u siebie, no dalej. Tak na marginesie, jestem Louis – widzę, że jest dobry w zdobywaniu nowych przyjaciół. Ja jestem beznadziejny.
- Jestem Ed – nieznajomy facet ściska rękę Louisa. Jest rudy i trochę grubiutki, ale jego tatuaże i oczy dodają mu kilku extra punktów.
- To mój przyjaciel Harry.
- Wszystko dobrze, kolego? – rudzielec obraca się w moją stronę.
- Wszystko dobrze – podajemy sobie dłonie i zostaję w ciszy. Chciałbym móc skomentować mecz, ale nie jestem zainteresowany ośmieszeniem się.
 Kiedy rudzielec już się na nas nie patrzy, turysta obraca się do mnie ze swoim zwyczajowym uśmieszkiem. – Popatrz na siebie, będącego miłym dla nieznajomych – żartuje.
 - Zamknij się.
 Kończy się pierwsza połowa meczu i nie mogę uwierzyć, że to tak szybko przeminęło. Biorę piąty kubek piwa i przez to, wszystko jest lepsze. Muzyka jest głośna i wszyscy są tacy podekscytowani. Boże, kocham to.
 Turysta odchodzi, by pójść do łazienki i znów jestem sam. – Skąd jesteś? – rudzielec przybliża się do mnie.
 - Hej, jestem z Cheshire, a ty? – ćwiczę moje społeczne zdolności.
- Framlingham, ale mieszkam w Londynie.
- Oh, ja też – uśmiecham się uprzejmie. – Przyjechałeś tutaj sam?
- Yup. Trochę żałosne, co nie? Ale za nic bym tego nie przegapił.
- Też przyjechałem tutaj sam – śmieję się. – Powiedziałbym, że nie tak żałośnie.
 Rudzielec też się śmieje. – Ale co z Louisem?
 - Poznaliśmy się tutaj. Właściwie to podczas lotu z Londynu – poprawiam się.
- Świetnie – bierze łyk piwa. – W ogóle nie jestem dobry w poznawaniu nowych ludzi.
 Wygląda na to, że rudzielec i ja mamy coś wspólnego, ale zawsze jestem idiotą, więc nie przyznałbym się do tej wady. – Dobrze sobie radzisz – mrugam na niego.
 - Co tam, panie? – turysta powraca z łazienki.
- Hej – telefon Eda zaczyna dzwonić. – Długa jest kolejka do łazienki? – pyta, zanim odbiera telefon.
- Niesamowicie długa – odpowiada turysta i zaczyna ze mną rozmawiać, ale jestem zbyt skupiony, by usłyszeć rozmowę Eda. Rozmawia z laską i po doborze słów, zgaduję, że rudzielec ma dziewczynę.Interesujące.
 - Harry?
- Oh, przepraszam – przypominam sobie, że turysta do mnie mówi.
- Nie słuchałeś.
- Nie, przepraszam – nie mogę przestać obczajać rudzielca. Zaczyna do mnie przyrastać, więc muszę się pozbyć tego pedała. – Hej, Louis, słuchaj.
- Co jest?
- Mógłbyś może wrócić na swoje miejsce? Spróbuję zaliczyć dzisiaj tego rudzielca – ściszam głos.
- Oh – turysta marszczy brwi i wygląda na trochę obrażonego, ale nie mogłoby to mnie mniej obchodzić. – Jest prosty** jak słup, ale dobra. Powodzenia – obraca się i kieruje w stronę swojego siedzenia.
 - Gdzie poszedł? – Ed odrzuca połączenie i przybliża się do mnie. Tak przy okazji, jego woda kolońska pachnie naprawdę dobrze.
- Wrócił do przyjaciół – odpowiadam, zanim cały stadion szaleje, gdy zaczyna się druga połowa.
 Obracam się w lewo, by obczaić turystę i jako pierwsze, gapię się na jego tyłek, oczywiście. Cholera, jeden z najlepszych, jakie widziałem, ale zostawię go na jakiś inny dzień. Wiem, że zdobędę go, kiedy tylko będę chciał. Bez wątpliwości.
 Znajduje swoje miejsce i patrzy na mnie z czymś, co wygląda jak zawiedzenie. Co, kurde? Nie byłem niemiły. Właściwie to było uprzejme z mojej strony, by tak miło zapytać się go, by odszedł. Znów patrzy na grę i ignoruje mnie do końca meczu.
 Dlaczego czuję się winny z tego powodu? Nieważne, w ogóle mnie nie obchodzi. Jestem lepszy.
 Ale był dla mnie taki miły. Czasami nienawidzę siebie za bycie takim dupkiem.
  *OCD – zespół zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych, co nie ma sensu, ale…
**straight – oznacza ‘hetero’, jak i ‘prosty’
21 notes · View notes
Text
World Cup - Rozdział 01
Tumblr media
Tytuł: World Cup
Oryginał: x
Paring: Larry
Autor: Sebastian
Zgoda: jest
Baner: Mini )
Beta: Victoria :)
Tłumaczka: ja x
Opis:  Poleciałem do Brazylii, chcąc przelecieć tylu hetero facetów, ilu mogłem znależć, ale gej turysta z fajnym tyłkiem, był wszystkim, co dostałem.
LOT
- Tomlinson, pan Louis Tomlinson. – Jakaś dziewczyna non-stop powtarza przez głośniki na lotnisku, kiedy biegnę do bramki do wejścia na pokład. – Ostatnie wezwanie do wejścia na pokład linii lotniczych the Oceanic Airlines, lot numer 2202 do Rio de Janeiro.
Docieram do celu i wręczam moją kartę pokładową kobiecie za kontuarem. – Czy ta osoba opóźni nasz lot?
- Tomlinson, pan Louis Tomlinson. – Powtarzają. - Ostatnie wezwanie do wejścia na pokład linii lotniczych the Oceanic Airlines, lot numer 2202 do Rio de Janeiro.
- Gdzie jest ten koleś?
- Niech się pan o to nie martwi, panie Styles. – Mówi z takim samym nadmiarem uprzejmości, jak do każdego innego pasażera. – Wszystko jest pod kontrolą.
- Mam nadzieję. – Zakładam moje okulary przeciwsłoneczne, próbując ukryć moje zdenerwowanie. – Jeszcze raz, jaki jest mój numer siedzenia?
- Chwileczkę, panie Styles. – Mówi mi, gapiąc się na ekran. – Właśnie coś sprawdzałam i...- Nie przestaje szybko pisać. – Teraz to oficjalne.
- Co?
- Jest nowe uaktualnienie, jeśli chciałby pan przenieść się do biznesowej klasy.
- Nie wydam na to ani grosza. – Odpowiadam bez emocji.
- Jest pan dla nas ważnym klientem, panie Styles. Nie ma potrzeby dopłacania. Uaktualnienie jest na koszt lotniska. Byłby pan zainteresowany?
- Oczywiście.
- Idealnie. – Wręcza mi nową kartę pokładową. – Siedzenie 3C. Miłego lotu, panie Styles. - Nigdy nie słyszałem mojego nazwiska wypowiadanego tyle razy.
Wszedłem na pokład samolotu i poczułem to samo głupie uczucie, jak za każdym razem, kiedy mam lecieć. To mieszanka strachu i różnych emocji. Właściwie, to nie potrafię tego wytłumaczyć, to po prostu mi się przytrafia. Ufam planom, ale wiesz... Chciałbym, żeby były jakieś zobowiązania od chmur czy coś, żeby sprawić pewnym, że nie spadniemy.
Właśnie to, to są myśli, które przychodzą do mojej głowy, kiedy wchodzę na pokład samolotu i nienawidzę ich.
Kiedy jestem w środku, znajduję swoje siedzenie i nie mogę nic na to poradzić, ale czuję się szczęśliwy przez rozmiar tych siedzeń. Zapowiada się świetna podróż. Obracam się, żeby zobaczyć czy mogę dostrzec jakieś bobasy albo małe dzieci wokół mnie i nie widzę ich, co mnie uszczęśliwia. Nienawidzę latać z płaczącymi dziećmi dookoła mnie.
Mój nastrój nagle się zmienia, kiedy dostrzegam otaczającą mnie fantazyjność i nie mogę się skupić. Będę spał czy oglądał jeden z tych filmów? Cóż, jest dwanaście godzin lotu przede mną, więc prawdopodobnie skończę, robiąc obydwa.
Piętnaście minut minęło i wciąż jestem ostatnią osobą, która weszła na pokład. Zastanawiam się, co powstrzymuje nas przed odlotem.
Kilka minut później wchodzi kolejny pasażer. Niebieskooki, naprawdę niski. Wygląd twinka (od tłum. – młody, ładny gej), co jest jakby interesujące, ale pewnie dziwak. Ma plecak, kilka toreb ze sklepu wolnego od cła* i ogromną kurtkę. Lecimy do Rio de Janeiro, nie ma potrzeby, by brać płaszcz, na miłość boską.
Nienawidzę turystów. Czy ludzie nie wiedzą, że jeśli masz lecieć, powinieneś wyglądać tak fajnie, jak to możliwe? Wszystko, co powinieneś ze sobą mieć to mały bagaż podręczny i okulary przeciwsłoneczne. Nic innego. Tak jak ja.
Koleś zmaga się, by przejść bez uderzenia czyjeś głowy swoim bagażem. Ma na sobie sweter angielskiej drużyny pod jeansową kurtką i, na szczęście, zmierza do klasy ekonomicznej, co oznacza, że miejsce obok mnie będzie wolne. W końcu mamy startować.
- Przepraszam panią.
- Jak mogę panu pomóc?
- Moim siedzeniem miało być 9C, ale ktoś inny tam siedzi. – Obracam się, aby zobaczyć turystę, stojącego tam ze zmartwieniem na twarzy.
- Pozwoli mi pan zobaczyć swoją kartę pokładową?
O nie, to będzie trudne. Przez hałas wiem, że mam rację. Prawdopodobnie siłuje się, żeby wyjąć bilet ze swojej kieszeni albo coś. Co za frajer.
- Pozwoli mi pan pomóc. – Mówi kobieta.
- Mam. – Odpowiada.
- Chwilkę, panie Tomlinson.
To był koleś, który nas tutaj zatrzymywał. Turysta jest powodem, dlaczego moje obawy cały czas rosną. Fajnie.
- Faktycznie, zaszło nieporozumienie z pańskim siedzeniem, panie Tomlinson.
- Proszę mi tego nie mówić, muszę tam dotrzeć przed ceremonią otwarcia. – Błaga.
- Niech się pan nie martwi, przeniesiemy pana miejsce. Proszę za mną. – Oboje zatrzymują się przy moim siedzeniu. – 3B, to jest pana nowe miejsce.
- Nie, nie, nie, nie mogę sobie pozwolić na pierwszą klasę.
- To był nasz błąd, więc niech się pan nie martwi o wydatki. Miłego lotu.
Turysta spogląda na mnie, zanim zaczyna rozkładać milion swoich toreb w półce nad głową. – Cześć. – Wita mnie. – Przepraszam. – Mówi, kiedy przechodzi przeze mnie, aby zająć miejsce przy oknie. – Boże, nie mogę uwierzyć, że tego dokonałem. - Trudzi się by oddychać. Ta, miałem rację. Turysta jest gejem.
- Louis, przy okazji. – Macha głupio dłonią.
- Louis Tomlinson, wiem.
- Jak? – Marszczy brwi. - Znamy się?
- Mówili twoje imię milion razy. – Odpowiadam i zakładam swoje słuchawki. Międzynarodowy znak ‘Nie mów do mnie’.
- Przepraszam za to. – Jego głos znika, gdy Arctic Monkeys zaczynają odwalać swoją robotę. Zrobię tak, że start samolotu będzie tak relaksujący, jak to możliwe.
Ostatnią rzeczą, którą widzę przed tym, jak zasypiam jest stewardessa dająca instrukcję w razie wypadku. Takie negatywne. Linie lotnicze powinny to ponownie przemyśleć. Nikt i tak nie zwraca na nich uwagi, więc.
Nie wiem ile czasu minęło, odkąd opuściliśmy Londyn, ale budzi mnie głośny śmiech. Świetnie, turysta ogląda Przyjaciół. Rozciągam się i patrzę dookoła, by zobaczyć czy ktoś już je. Przegapiłem obsługę.
- Hej, witaj z powrotem. – Turysta gapi się na mnie. – Zapytałem się ich, czy mogliby ci zostawić jedzenie, ale powiedzieli, że możesz ich zawołać, gdy się obudzisz.
- Wiem, to nie mój pierwszy raz, gdy latam, ale dziękuję.
- Zrzęda. – mamrocze, ale nie mam zamiaru się tłumaczyć.
Chwilę później stewardessa przychodzi z moim lunchem. Wybieram film i jestem gotowy, by jeść.
- Czy to przez to, że jestem tu, a nie zapłaciłem? – Turysta znów przemawia.
- Co? – Ściągam słuchawki, by spojrzeć na niego.
- Myślałem, że byłeś niemiły, bo byłeś śpiący, ale spałeś przez prawie cztery godziny i wciąż jesteś, cóż, niemiły.
Boże, ten koleś gada o wiele za dużo. Przewracam oczami i próbuję znaleźć dobrą odpowiedź. Nie ma mowy, że powiem mu, że też nie zapłaciłem. – To może być to, ta... – mówię, zanim ponownie zakładam słuchawki.
- Cóż, przepraszam. – Brzmi ironicznie. – Nie oglądaj tego filmu, jest do bani.
- Co znów? – Próbuję brzmieć na tak bardzo udręczonego, jak potrafię.
Wskazuje na ekran. – Film, który chcesz obejrzeć jest do bani. Skończysz żałując tego, wierz mi.
- Mówisz poważnie?
- Cóż, tak. Strasznie mi się nie podobał. – Ciągle próbuje nawiązać konwersację, co jest całkowicie wkurzające. Decyduję zignorować go i kontynuować oglądanie filmu, który wybrałem.
Dwadzieścia minut później poddaję się. Nienawidzę, że muszę to przyznać, ale turysta miał rację.
- Mówiłem ci. – Śmieje się nawet bez obracania się w moją stronę. Widzę, że czyta książkę Gwiazd Naszych Wina. Nie mogę pomyśleć o niczym bardziej gejowskim od tego. Mam nadzieję, że nie skończy płacząc obok mnie, kiedy zacznie się smutna część. Przeczytałem to w zeszłym miesiącu, ale nie w miejscu publicznym, oczywiście.
- Nie powiedziałeś mi, jak masz na imię. – Spogląda na mnie.
- Koleś, jestem hetero. – Rzucam mu intensywne spojrzenie. Oh, i to kłamstwo. W razie, gdybyśzapomniał…
- Co kurde? – Po raz pierwszy w ciągu lotu, wygląda na obrażonego. Ja to wywalczyłem.
- Nie jestem zainteresowany, jestem hetero.
- Jesteś niemożliwy. Nieważne człowieku, zapomnij.
W końcu. Było trudniej, niż myślałem, ale to było wszystko, co sprawiło, by pozostał cicho przez resztę lotu.
Wylądowaliśmy w Rio de Janeiro i nie mogłem czuć się bardziej podekscytowany. Członek załogi mówi po portugalsku i to działa perfekcyjne, by wprowadzić mnie w nastrój. Nie mogę się doczekać, by być na plaży z caipirinhą w mojej dłoni.
Turysta śpieszy się, by wyjść pierwszy z samolotu i nie mam nic przeciwko. Bierze wszystkie swoje rzeczy i zaczyna iść do drzwi. Kilka kroków później obraca się, by wrócić.
- Oh, i przy okazji to było naprawdę słodkie, by zobaczyć, jak próbujesz grać rolę macho, ale dla twojej wiadomości, faceci hetero zazwyczaj nie zauważają różnicy między gejem, a hetero. Ale, i tak, niezła próba. Dobrze baw się na mistrzostwach, homo – mówi z nastawieniem i opuszcza samolot.
Zostaję tam w ciszy, wciąż próbując wymyślić odpowiedź. Za późno. Biedni ludzie już idą obok mnie, a ja muszę się męczyć, by opuścić siedzenie.
Jestem wkurzony i obrażony. Nikt nigdy mnie tak wcześniej nie nazwał.
Świetnie, pieprzony turysta zrujnował mój Rio humor.
* w oryg. „duty dree”, co wszędzie oznacza wolny od cła, więc jeśli ktoś ma pomysł, jak to przetłumaczyć, to niech napisze, a poprawię.
11 notes · View notes
Text
World Cup - Rozdział 00
Tumblr media
Tytuł: World Cup
Oryginał: x
Paring: Larry
Autor: Sebastian
Zgoda: jest
Baner: Mini
Beta: Victoria
Tłumaczka: ja
Opis: Poleciałem do Brazylii, chcąc przelecieć tylu hetero facetów, ilu mogłem znależć, ale gej turysta z fajnym tyłkiem, był wszystkim, co dostałem.
Od tłumaczki: Strasznie przepraszam Was za ten prolog, naprawdę ciężko mi się go tłumaczyło.
*
WPROWADZENIE
  Zdecydowałem, że uczestniczenie w World Cup będzie niezłą zabawą. Nie interesuję się tak bardzo piłką nożną, lubię oglądać grę Anglii i jestem podniecony, ponieważ ludzie są zdecydowanie czymś, co bardzo lubię, ale muszę przyznać, że sam nic nie wiem o sporcie.
 Dwójka moich przyjaciół powinna ze mną polecieć  i moja obawa sprawiła, że kupiłem bilety rok temu, kiedy zaczęliśmy planować wycieczkę, ponieważ myślałem, że to sprawi, że Zayn i Liam też to zrobią. Oczywiście, że to sprawiło, nie pozwoliliby mi się tam rozerwać. Są moimi przyjaciółmi. Ale, niestety, to ich nie obchodzi. Dwa miesiące przed rozpoczęciem, powiedzieli mi, że nie jadą ze mną.
 Nie będę kłamał, na początku byłem w złym humorze. Myślałem nawet, żeby odwołać tą całą rzecz i wymienić bilety na jakąś dłuższą podróż. Wiedziałem, że mogłem użyć tych, ale nie chciałem zaakceptować faktu, że coś, co planowałem, nie wyszło. Po prostu nie mogłem znieść porażki. Nigdy. Nawet, kiedy chodzi o głupią sprawę.
Zdecydowałem, że i tak polecę, sam. Podróżowałem sam wcześniej i wszystko dobrze się skończyło. Sprzedałem online bilety Zayna i Liama na mecz i zarezerwowałem możliwie najlepszy hotel w każdym mieście, w którym się zatrzymam. Pierwszy, krótki pobyt w Rio. Drugie, Sao Paulo. Trzecie, Manaus. Czwarte, znów Sao Paulo. I piąte, Belo Horizonte. Właściwie to nie mam nic do innych miast, jestem podekscytowany Rio. To jest miejsce, które chcę zobaczyć najbardziej.
 Dwa tygodnie przed podróżą, rzeczy wymknęły się spod kontroli. Moje podekscytowanie było w każdym miejscu. Nie mogłem się doczekać daty wylotu i nawet przekonywałem siebie, że wyjazd tam samemu jest najlepszą rzeczą, jaka mogła mi się przytrafić. Jeśli mam być szczery, pomysł bycia otoczonym tonami heteroseksualnych chłopaków, wszystkich pijanych i podekscytowanych, było w pewnym sensie kuszące. I przez w pewnym sensie mam na myśli więcej kuszące.
 Hetero mężczyżni. Zawsze byli moją słabością. Nie uważam gejów za ekscytujących. Dlaczego miałbym? Są zbyt łatwi. Wiem jak wyglądam. Nie jestem męskim kolesiem. Męskim. Powtarzam tak, ponieważ, moi kochani czytelnicy, tak otwierają się drzwi do Gay Lane (od tłum. - Gejowskiej Drogi). Geje zakochują się we mnie na co drugiej przecznicy. Mógłbym wybrać jednego z kolejki i pieprzyć go nieprzytomnie w mgnieniu oka. Za to mężczyżni hetero są wyzwaniem.
Kolejną rzeczą, którą powinniście o mnie wiedzieć jest to, że stawianie samemu sobie wysokich wymagań jest najlepszą rzeczą w historii. Cóż, moją drugą ulubioną rzeczą. Pierwszą jest seks i, oh stary, będąc daleko od skromności, jestem w tym bardzo dobry. Talent mógł nie być mi dany kiedy się urodziłem, albo kiedy byłem młodszy, ale od mojego pierwszego razu zacząłem dawać użytek mojej, cóż, chłopięcej części.
 Jest to zajęcie, które opanowałem do perfekcji przez lata. Brałem i biorę każdą radę, oglądam wszystkie reakcje, ponieważ za każdym razem, gdy to robię, chcę więcej. Nie, potrzebuję więcej. Zadowalanie mężczyzn jest najlepszym sposobem, który znam, by zostać wiecznym. Niezapomnianym, niezaprzeczalnym.
 Zacząłem z kobietami, starszymi kobietami.  Były doświadczone. Były pewne siebie i świadome każdej komórki swojego ciała. Były spragnione mojej młodości i, co najważniejsze, były chętne, aby nauczyć siedemnastolatka wszystkiego, co potrzebował wiedzieć o sztuce uprawiania miłości. A ja byłem spragniony, by się nauczyć.
 Kiedy stałem się dobry i wystarczająco pewny siebie, zdecydowałem trochę zmienić rzeczy.  Zdecydowałem się sięgnąć po rzecz, której łaknąłem najbardziej. Mężczyznę. I jeśli myślałem, że byłem wcześniej dobry. I jeśli wierzyłem, że nic nie może zadowolić mnie bardziej niż rzeczy, których doświadczyłem do tego czasu. Myliłem się. Jestem gejem, ludzie. Co mogę powiedzieć? To moja rzecz i nie zamieniłbym tego na nic w świecie.
 Jedyną rzeczą, którą zawsze wiedziałem, było to, że musi mnie obchodzić to głupie, małe gówno reklamowe, które mężczyzna wynalazł, by sprzedawać milionom, jak Don Draper zwykł mówić. Nie zakochałbym się, moi przyjaciele. Jestem zbyt mądry, by zrujnować siebie w taki sposób, jestem zbyt rozsądny. Za szybki, by biegać przed śniadaniem z tacą. Za bardzo intuicyjny, by rozpoznawać  jasność w oczach ludzi, zanim to się stanie. Ten moment, kiedy gapią się na ciebie w ciszy. Ten moment, kiedy ich głowy mówią im, że mogłoby być z tego coś więcej. To właśnie ten moment, kiedy wiem, że muszę wiać tak szybko jak potrafię, nie zostawiając po sobie śladu.
I teraz jestem tutaj, siedząc na wygodnej kanapie, w jakiejś VIP-owskiej loży. Czekając, aż hostessa zawoła moje imię. Czekając na sygnał, by wejść na pokład samolotu i nie mogę nic poradzić, ale zastanawiając się, co Rio dla mnie przygotowało.
 Kocham to uczucie niewiedzy co się stanie dalej. To ja i moje przeznaczenie. Nic więcej.
 - Styles. – młoda pani patrzy na mnie. – Pan
Harold Styles?
- To muszę być ja. – odpowiadam grzecznie.
  Uważaj, Brazylio. Bo właśnie nadchodzę.
13 notes · View notes
Text
World Cup - fanfiction (tłumaczenie) - Masterpost
Tumblr media
Tytuł: World Cup
Oryginał: x
Paring: Larry
Autor: Sebastian
Zgoda: Jest
Baner: Mini :)
Beta: Victoria :)
Tłumaczka: ja x
Opis: Poleciałem do Brazylii, chcąc przelecieć tylu hetero facetów, ilu mogłem znależć, ale gej turysta z fajnym tyłkiem był wszystkim, co dostałem.
Od tłumaczki: W końcu zaczęłam tłumaczyć to ff haha. Jest to pierwsze fanfiction, które tłumaczę i mam nadzieję, że spodoba się wam, tak bardzo, jak mi :)
Rozdział 00
Rozdział 01
Rozdział 02
Rozdział 03
Rozdział 04
Rozdział 05 
Rozdział 06
Rozdział 07
Rozdział 08
Rozdział 09
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18 cz.1
Rozdział 18 cz.2
64 notes · View notes