#przepracowanie
Explore tagged Tumblr posts
Text
Jaką kapibarą widzisz siebie za pięć lat, czyli o rozmowach kwalifikacyjnych
Rozmowy kwalifikacyjne uchodzą za jeden z najbardziej upokarzających etapów szukania pracy. Wielu czytelników zastanawiało się nie raz nad sensem dziwnych pytań zadawanych w ich trakcie. Spróbuję dziś wyjaśnić jaki cel się za nimi kryje. Continue reading Untitled
View On WordPress
#brak motywacji#branża fotograficzna#dlaczego chciałbyś u nas pracować#frustracja#gdzie widzisz siebie za pięć lat#HR#human resources#jaką kapibarą dziś jesteś#niskie pensje#niskie zarobki#praca#prekariat#przepracowanie#rozmowa kwalifikacyjna#wypalenie zawodowe#zarządzanie zasobami ludzkimi#zasoby ludzkie#zatrudnienie
2 notes
·
View notes
Note
Hej, czuje sie samotny, przepracowany, obciazony psychicznie i zagubiony. Przy moich zjazdach emocjonalnych nie biorę pod uwagę możliwości zbudowana poważnej relacji srednio to idzie ;)
Całymi dniami raczej pracuje i ciężko mi się angażować w rozmowę ale często wieczorami czuje sie samotny. Jeśli nie przeszkadza Ci to że nie odpisuje w ciągu dnia zbyt często albo wcale, to że mam 29 lat, mam w głowie wiele różnych kinków i chyba można uznać mnie za geeka.
Mimo to chcesz poznać sie, w niezobowiązującą sposób pogadać o czymś lub o niczym, wyżalić się albo pochwalić tym co działo się w ciągu dnia, popisać, powymieniać się fotami albo poprostu sprawić sobie nawzajem dobrze.
Napisz, wiek nie ma dla mnie znaczenia ale bądź proszę pelnoletnia.
#25
4 notes
·
View notes
Note
Hej, czuje sie samotny, przepracowany, obciazony psychicznie i zagubiony. Przy moich zjazdach emocjonalnych nie biorę pod uwagę możliwości zbudowana poważnej relacjiz srednio to idzie ;) Całymi dniami raczej pracuje i ciężko mi się angażować w rozmowę ale często wieczorami czuje sie samotny. Jeśli nie przeszkadza Ci to że nie odpisuje w ciągu dnia zbyt często albo wcale, to że mam 29 lat, mam w głowie wiele różnych kinków i chyba można uznać mnie za geeka. Mimo to chcesz poznać sie, w niezobowiązującą sposób pogadać o czymś lub o niczym, wyżalić się albo pochwalić tym co działo się w ciągu dnia, popisać, powymieniać się fotami albo poprostu sprawić sobie nawzajem dobrze. Napisz, wiek nie ma dla mnie znaczenia ale bądź proszę pelnoletnia.
4839.
3 notes
·
View notes
Text
Przemiana
1. Zebranie myśli w jedno. Krok po kroku. Jedna rzecz na raz.
2. Skupienie się na sobie. Jesteś swoim priorytetem. Zaprzyjaźnienie się z samym sobą. Wszystko inne jest na drugim miejscu.
3. Dbanie o relacje, na tyle ile się da w danym momencie. Jasne określanie granic.
4. Szanowanie granic innych, ich inności, zachowanie balansu.
5. Akceptacja tego, że ludzie odchodzą. Mogą wrócić, ale ważne, żeby wrócili do lepszej wersji ciebie. Uleczonej. Spokojnej. Chłodnej. Naprawionej. Bogatszej w doświadczenie.
6. Wyciągnięcie lekcji z własnych błędów.
7. Przepracowanie złych wzorców wyciągniętych z domu
4 notes
·
View notes
Text
Podczas złości mogą pojawiać się myśli, część z nich może mieć charakter kompulsywny. W trakcie rozgniewania, proces chłodnego myślenia może zostać zaburzony, co może prowadzić do niepożądanych zachowań. Myśli również mogą przeskoczyć na tory związane z ucieczką - "to mnie przerasta, muszę jak najszybciej się wydostać". Myśli podczas złości mogą być chaotyczne, przygniatające, oraz mogą sprawiać wrażenie, jakbyśmy nie mieli na nie żadnego wpływu. Czasami też zdarza się, że mamy tylko jedną myśl w głowie, np. "nikt nie będzie mnie tak traktować", "co on sobie wyobraża", "ja mu zaraz pokażę, które pół dnia jest dłuższe". Ważnym aspektem jest też ocenianie innych pod wpływem złości, "jak ta idiotka mogła o tym nie pomyśleć". Pod wpływem złości możemy wytknąć czyjś błąd. Jeśli zdarzy się to raz na jakiś czas, może to załagodzić sytuacje, ale już w przypadku ciągłego powtarzania tego zachowania, może doprowadzić do pogorszenia relacji. Same myśli mogą wywoływać złość. Jeżeli w dzieciństwie nauczono Cię, że świat powinien być sprawiedliwy, to doświadczenie niesprawiedliwości może wywołać złość. Sprawiedliwość jest ważna, ale jeśli działamy pod wpływem złości można narobić sobie kwasu.
Myśli, które odczuwamy pod wpływem złości można podzielić na kilka kategorii:
1) Myśli obwiniające - winisz ludzi za własne uczucia oraz za niesprawiedliwości, np. "jesteś przyczyną wszystkich moich problemów", raczej druga osoba nie powoduje wszystkich problemów.
2) Myśli spersonalizowane - myślisz, że wszystko, co ktoś powie, tyczy się Ciebie; traktujesz wszystko zbyt poważnie oraz personalnie. Nie wszystko tyczy się Twojej persony. Wiem, że w Twoim filmie zwanym życiem, jesteś pierwszą postacią, ale nie jesteś księciem ani księżniczką z Anglii.
3) Myśli typu "mam rację" - żywisz przekonanie, że zawsze masz rację, z jakiegoś powodu wpoiłeś sobie zasadę, że Twój sposób postępowania jest najlepszy; na jakiekolwiek inne propozycje jesteś zamknięty.
4) Myśli etykietujące i oceniające - oceniasz wszystkich bez jakiekolwiek wglądu w sytuacje; etykiety przybijane są już po kilku sekundach, przecież nie wszystko jest takie, jak się wydaje na pierwszy rzut oka ;).
5) Myśli oczekiwania - uważasz, że ani Ty, ani nikt inny, nie może Cię rozczarować; musisz być chodzącym ideałem, np. "Nigdy nie myślałam, że on tak się zachowa, nie mogę uwierzyć, że on to zrobił!"
Każdemu z Nas pojawiają się takiego typu myśli. Każdy chce, czy nie, w jakiś sposób ocenia to, co mu się przytrafia. Wszyscy łapiemy się na tym, że mamy poczucie racji, traktowania wszystkiego osobiście, czy obwiniania innych. Jednak to jak na te myśli reagujemy ma kluczowy wpływ.
Kontynuacja na moim blogu, link znajdziesz poniżej.
Moje opracowanie na podstawie "OSWOIĆ ZŁOŚĆ. Jak poradzić sobie z emocjami i odzyskać radość życia dzięki technikom ACT" autorstwa Robyn D. Walser oraz Manuela O'Connel.
5 notes
·
View notes
Text
Co zrobić w życiu po rozstaniu?
Budowanie siebie na nowo. Pogłębianie świadomości, samorozwój, kolejny etap, którego zadaniem jest przepracowanie lekcji.
Eksperymentowanie ze stylem ubioru.
Randkowanie z nowo poznanymi osobami. Odkrywanie ich sposobu patrzenia na świat, podejścia do życia, ciekawe doświadczenia.
Zakochiwanie się w swojej osobie, ogromna miłość do spędzania czasu sam na sam, brak stresu, niepokoju, spokój duszy.
Więcej czasu dla zwierząt, które kochają bezwarunkowo i są lojalne całym sercem.
Odkrywanie nowych pasji, muzyki, miejsc. Tworzenie wyjątkowych wspomnień, otwarcie do ludzi.
Większa koncentracja do nauki, wyższe ambicje, oczekiwania wobec siebie, stawianie celów, realizowanie ich.
Więcej wyjść z przyjaciółmi, którzy poprawiają humor i blokują negatywne uczucia.
Przeznaczenie miłości i energii do bliskich, rodziny. Poczucie bycia ważnym, poprawa relacji.
Eksperymentowanie z włosami.
Cieszenie się każdą drobnostką. Ogromna wdzięczność do wszechświata za małe rzeczy.
6 notes
·
View notes
Text
DUŻOOOO się wczoraj podziało
1.07.2023
Mój szef odjebał teraz teatrzyk - okazało się, że po próbie manipulacji faktami w treści maila z początku czerwca i po mojej odpowiedzi, również w treści maila, prostującej te jego manipulacje xD (lol) nie odpisał mi, bo cytuje "wciąż z Zarządem zastanawiają się jak" xD
ALE w końcu zadzwonił i wyjaśnił, że "przychody nie pozwalają na utrzymanie się" (bullshit - po prostu chce ogłosić upadłość, żeby nie zwracać grantów, które dostali, a do zwrotu których dostali call w maju) i że w związku z tym musi myśleć o moim wynagrodzeniu. Nagle z empatią stwierdza, że ostatnim chujstwem byłoby zostawić mnie bez dochodu (looooool), dlatego na ten moment może mi zapewnić wynagrodzenie za przepracowany czerwiec i zaryzykować, że za lipiec, ALE w związku z miesięcznym okresem wypowiedzenia (bo dostałam wypowiedzenie! YEY! - ale w nowym wątku mailu, nie w kontynuacji tego maila w którym prostuję jego próby manipulacji i półprawd xD) musi stwierdzić, że nie wie co będzie z firmą w sierpniu, a jeżeli przeżyje to zaproponują mi 1/2 etatu...
Kazałam mu to wysłać mailem.
Póki co wysłał wypowiedzenie (w tym też na e-mail prywatny).
A z początkiem tygodnia ma mi przedstawić propozycję pracy od sierpnia...
Ech.
No myślałam, że będę bezrobotna od początku lipca, a tu zaskoczenie - jeszcze jednak miesiąc "pewnego" zarobku.
I maaaasę możliwości.
Nie mam czasu ich opisać.
A z tego co CHCĘ opisać - w końcu mam odzew na CV!!! Pierwsze rozmowy! :D
ORAZ... jestem DUMNA Z SIEBIE jak nie wiem, bo doprowadziłam to do końca. A nie było prosto, bo szukanie moich dokumentów po wszystkich zakamarkach było bezowocne (nadal nie mam tego dysku :/) i skończyło się w OKE, z wydawaniem duplikatów.
A potem z maaaaasą formalności.
Wczoraj po prostu załatwiałam dokumenty i formalności jeżdżąc po mieście w burzy i parnocie...
ALE.... wdech i wydech bo nie dowierzam... i rozpiera mnie duma!
Jestem z siebie cholernie dumna, bo się odważyłam. Jeżeli sytuacja do września się nie zmieni będę musiała OFC zrezygnować, bo po prostu nie będę miała jak tego opłacić i w długi wpadnę, ale zrobiłam więcej na tym polu niż przez poprzednie lata.
Zostałam przyjęta na studia.
Jestem oficjalnie studentką.
Czas na rezygnację mam do 30 września.
BÓJ SIĘ I RÓB!
Więc boję się jak cholera, ale TO ZROBIŁAM!
4 notes
·
View notes
Text
Tytuł eksperta mogą nosić osoby, które spełniają określone wymagania. Oto kluczowe kryteria:
Wykształcenie: Osoba musi posiadać co najmniej wykształcenie wyższe oraz tytuł zawodowy magister, magister inżynier lub równorzędny.
Status nauczyciela: Powinna być nauczycielem dyplomowanym.
Doświadczenie zawodowe: Musi mieć odpowiednie doświadczenie zawodowe, które zazwyczaj obejmuje przepracowanie określonego czasu po uzyskaniu stopnia nauczyciela dyplomowanego.
Dodatkowo, mogą być wymagane inne kryteria, w zależności od specyfiki danej instytucji lub obszaru, w którym osoba chce działać jako ekspert.
0 notes
Text
“Giselle, tańcz!”
Teatr: Teatr Współczesny w Szczecinie / Łaźnia Nowa
reżyseria: Anna Obszańska
Zawsze bardzo się boję iść na spektakl taneczny czy też choreograficzny, bo nie ukrywam tego, nie znam się zupełnie na tym rodzaju teatru. I nawet abstrahując już od tego, czy sam się wynudzę czy też nie i czy zrozumiem co chciano mi przekazać, moim głównym lękiem jest to, że w swojej ocenie potraktuję niesprawiedliwie dzieło kompetentne i naprawdę dopracowane, ale niedające mi się objąć moim małym umysłem. Dlatego byłem dosyć rozdygotany zmierzając na „Giselle, tańcz!” Anny Obszańskiej. Zwyczajnie wypychałem siebie spoza mojej teatralnej strefy komfortu, ale też narażałem bogu ducha winną twórczynię na diss spowodowany moją niekompetencją w danym temacie, a jak wiadomo, niczym prawdziwy Polak muszę się wypowiedzieć w każdym temacie, nawet jeśli nie mam na dany temat zielonego pojęcia. Na szczęście spektakl Obszańskiej obszedł się ze mną bardzo delikatnie nie wrzucając mnie na głęboką wodę.
Twórczyni wykorzystuje ramę fabularną XIX wiecznego baletu „Giselle” (historia młodej dziewczyny, która zostaje królową winobrania i zakochuje się w myśliwym, który okazuje się być przebranym księciem. Giselle w rozpaczy zabija się, gdy dowiaduje się o tej maskaradzie i potem zamienia się w nocną zjawę, która zatańcowuje chłopów w lesie, jeśli są niewierni. Koniec streszczenia premium). "Giselle" uchodzi za wyjątkowo wymagającą technicznie do wytańczenia sztukę, Obszańska używa ją, aby przyjrzeć się swoim młodym okiem temu jak wyczerpującą formą sztuki jest balet i jak bardzo patologiczny potrafi być w swoich założeniach, narzucając tancerkom niemalże nieosiągalne standardy wyglądu, ale też umiejętności. W trakcie pochłaniania tego spektaklu mój mały mózg wjechał na główne 3 tory, jeden bardzo dosłowny i oczywisty i dwa bardziej podskórne. W głównej mierze spektakl skupia się nad tym, jak wyniszczająca jest sztuka baletowa, zwłaszcza kiedy postawimy główne bohaterki przed możliwością zagrania Giselle, co bardzo często stanowi ukoronowanie marzeń baletowych wielu tancerek. Na tej płaszczyźnie bez wątpienia przedstawienie oddaje tę opresyjną wręcz atmosferę i nieludzki nacisk na przekraczanie kolejnych granic aż do pęknięcia (które w finale w końcu się dzieje, co jest jednocześnie smutne, ale też do przewidzenia. Dodatkowego shock-factoru dodaje to, gdy okazuje się ze całość ma podparcie w warstwie biograficznej reżyserki).
Drugą istotną sprawą, która zwróciła moją uwagę, była kwestia uprzedmiotowiania kobiet i ograniczania ich jedynie do strefy cielesnej; w moim odczuciu było to bardzo mocno widoczne, nawet w scenie otwierającej spektakl, w której główne bohaterki wiszą na drążkach niczym szynki u rzeźnika i im dłużej ta scena trwa tym bardziej zatracają swoją ludzką formę i coraz bardziej przypominają jedynie kawałki mięsa. W podobnym wydźwięku również odbierać można scenę w której baletnica (Magdalena Malik) jest przestawiana po scenie niczym figura lub pudło przez pana technicznego (granego przez Adama Kuzycz-Berezowskiego) i przewożona na ruchomej platformie. Podobnie wybrzmiewa scena w której Kacper Kujawa wcielający się w „księcia” poddaje surowej ocenie kandydatki na Giselle, zwracając uwagę na to, jakimi odrzutami są proponowane aktorki (swoją drogą super było zobaczyć Kujawę w takim tanecznym wydaniu, bo znam go jedynie z ról dramatycznych i byłem pod wrażeniem jak jednocześnie umie sobie radzić w obu kategoriach).
Trzecią płaszczyzną na jakiej odbierałem ten spektakl to obserwowanie ogólnej pracy twórczej i tego jak może wyglądać tworzenie spektaklu. Obszańska kreuje na scenie za pomocą aktorów figury, które mogą być bardzo dobrze znane ludziom ze środowiska – egzaltowany reżyser, który bebla pod nosem i nikt do końca nie wie o co mu chodzi (ale chodzi mu o to bardzo mocno); przepracowani, zmęczeni aktorzy, którzy godzą się na pracę ponad swoje siły, a nawet na rzeczy bardzo ryzykowne dla ich życia i zdrowia (doskonała scena w której omdlałe z wysiłku baletnice wynosi się za kulisy w skrzynkach jak winogrona czy ziemniaki). W to wszystko jest jeszcze uwikłany pan techniczny, który do końca chyba też nie wie co się dzieje ale jest na każde skinienie reżysera, wykonuje wszystkie polecenia, bo nie jest dopuszczony do glorii rozumienia tego, co się dzieje na scenie. Natomiast na samym końcu wszyscy muszą spotkać się na winobraniu i zbierać owoce swojej wspaniałej współpracy i udawać jak to wspaniale się dochodziło do tego momentu.
Pomijając warstwę znaczeniową chciałbym zwrócić uwagę na fenomenalne kostiumy Mateusza Jagodzińskiego, jest to robota pierwsza klasa. Moją uwagę przykuł głównie kostium pana technicznego, który składał się wyłącznie z kieszeni; świetne nadanie charakteru postaci i opisanie kim musi być w tej historii za pomocą tego właśnie kostiumu. Jednak top of the top to stroje, które w finale pojawiają się w scenie szpitalnej: plątaniny wenflonów, kroplówek i igieł, ludzie przebrani za reflektory, boże święty, co za faza, co się dzieje. Dawno nie było tak ciekawych propozycji na moim radarze. Za to ogromne brawa, spokojnie można by pokazywać te prace w muzeum sztuki współczesnej lub muzeum włókiennictwa.
Nie byłem w stanie przestać porównywać "Giselle, tańcz!" z "Fortissimo". Spowodowane to było bardzo podobnym wydźwiękiem i tematem, jednak mam wrażenie, że spektakl Libera (skupiający się na wycieńczającej pracy uczestników konkursu Chopinowskiego) pokazywał problem bardziej uniwersalnie, dzięki czemu pozwalał przyłożyć matrycę zapracowywania się niemal do śmierci na inne dziedziny zawodowe. W spektaklu Obszańskiej ciężko było mi popatrzeć na ten problem z perspektywy innej niż baletowej.
„Giselle, tańcz!” była dla mnie przeżyciem mocno frapującym. Jednocześnie znalazłem tam sporo tematów dla siebie, które mnie zaciekawiły, ale z drugiej strony przez swoją formę z pogranicza teatru tańca momentami byłem nazbyt znużony. Wiem jak to zabrzmi w kontekście spektaklu o balecie, ale mogli tańczyć tak z kwadrans krócej, może to oszczędziłoby mi kilku kryzysów, które przeszedłem w trakcie oglądania. Dodatkowo, sam główny wątek, czyli balet znajduje się na liście top 10 nieinteresujących mnie tematów, zaraz za budowaniem modeli z patyczków do uszu i hodowli termitów. Więc cytując wielka polską poetkę Taylor Swift: „hi it’s me, hi, i’m the problem, it’s me” – bo to nie jest wina ani twórców ani spektaklu, że jest o temacie, który mnie nie interesuje; dlatego staram się to oddzielić od mojego całościowego odbioru tego przedstawienia. W ogólnym rozrachunku „Giselle, tańcz!” mocno stoi na własnych nogach i może być interesującym doświadczeniem oraz porusza istotne tematy w sposób dosyć niecodzienny. Niestety ten spektakl pozostawił mnie odrobinkę obojętnym przez wsobność swojego głównego motywu i, kurczę, mogłoby chyba być to odrobinkę krótsze.
-Czy możemy kupić „Czarnego Łabędzia”?
-Mamy „Czarnego Łabędzia” w domu.
„Czarny Łabędź” w domu:
0 notes
Text
Czy to ma sens, żeby szkolenie z podstaw trwało aż 3 dni?
Ma i to bardzo duży.
Tak wiem, że inni szkolą w jeden dzień.
A ja wydłużyłam to szkolenie na maxa.
Komponując program szkolenia Start Mani przemyślałam każdy detal.
🔹️Wiem, jak duże znaczenie ma znajomość budowy skóry i aparatu paznokciowego
🔹️Wiem, jak ważna jest umiejętności przygotowania płytki i dobór preparatów.
🔹️Wiem, jak ważna jest duża ilość praktyki pod okiem instruktora.
🔹️Wiem, jak ważne jest przepracowanie każdego błędu.
Czy taką ilość wiedzy i praktyki da się przepracować w 1 dzień?
Nie sądzę.
Szkolenie START MANI daje kompleksową wiedzę teoretyczną i praktyczną dla początkujących i samouków.
W tej rolce prezentuję efekty pracy kursantek.
Jestem dumna z moich dziewczyn i trzymam mocno kciuki za każdą z nich ✊🏻✊🏻✊🏻.
instagram
0 notes
Text
Przepis na (nowy) start
"Waitress" Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina
Premiera: 18 maja 2024
Libretto: Jesse Nelson
Muzyka i słowa: Sara Bareilles
Reżyseria: Jacek Mikołajczyk
Kostiumy: Paulina Skowrońska
Scenografia: Bartek Szrubarek
Kierownik Muzyczny: Krzysztof Jaszczak
Choreografia: Santiago Bello
Tłumaczenie: Michał Wojnarowski
Występują: Paulina Mogielska, Paulina Mróz, Maria Cynk-Mikołajewska, Maria Anna Leszczełowska, Filip Zakrzewski, Angelika Kurowska, Wojtek Bieleń, Krzysztof Chorzelski, Ringo Todorovic, Łukasz Czyż, Ela Węgrzynowska, Alicja Wejer
Tekst pisany na podstawie spektaklu z 18 czerwca 2024
Film “Kelnerka” opowiadający o piekącej tarty kobiecie i jej walce o niezależność w obliczu niespodziewanej ciąży miał swoją premierę w 2007 roku. Osiem lat później, zespół kreatywny złożony całkowicie z kobiet zaprezentował na Broadway’u jego musicalową adaptację, która przez ostatnie kilka lat podbija sceny na całym świecie, a od 2023 też ekrany, dzięki sfilmowaniu broadwayowskiej realizacji. Natomiast Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina (UMFC) zdecydował się wystawić skróconą wersję “Waitress” jako przedstawienie dyplomowe drugiego roku studiów magisterskich.
Po niefortunnym, zakrapianym wieczorze Jenna (Paulina Mogielnicka) zachodzi w ciążę ze swoim agresywnym mężem Earlem (Ringo Todorovic). Jenna pracuje w podającej tarty restauracji razem z Dawn (Maria Cynk-Mikołajewska), Becky (Maria Anna Leszczełowska) i Calem (Wojek Bieleń). Pieczenie to jej całe życie, a jednocześnie sposób na przepracowanie problemów. Tymczasem do miasteczka przybywa z żoną nowy ginekolog, doktor Pomatter (Filip Zakrzewski), który zaczyna prowadzić ciążę Jenny. Zafascynowani sobą pacjentka i lekarz wkrótce zaczynają romans.
UMFC zaprezentował nieco okrojoną wersję muscialu. Wycięto niektóre piosenki, skrócono inne. Najbardziej ucierpiała na tym postać starego Joe, którego udział został ograniczony do jednej sceny na początku spektaklu i krótkiej wypowiedzi pod jego koniec. Tym samym relacja między nim a Jenną nie została odpowiednio zarysowana, a wątek spadku pojawia się nie wiadomo skąd. Szkoda też aktora, który nie ma zbyt wiele do zrobienia, podczas gdy jego koledzy dostają co najmniej jedną, lub nawet dwie piosenki.
To powiedziawszy, Paulina Mogielska jest wspaniałą Jenną. Cudownie odgrywa różnice w zachowaniu bohaterki zależnie od tego w czyim towarzystwie się znajduje. Przerażona w obecności męża, może pokazać co naprawdę czuje tylko przy przyjaciółkach, a przecież buzuje w niej multum emocji. Jej wykonania “She Used To Be Mine” nie da się porównać z żadnym innym. Jeszcze nigdy nie słyszałam takiej interpretacji i jestem nią zachwycona. Szkoda tylko, że obecnością Pomattera podczas jej konfrontacji z Earlem odjęto Jennie nieco sprawczości.
Maria Anna Leszczełowska zachwyca jako Becky. Jest wspaniale złośliwa, cudownie pewna siebie i piekielnie charyzmatyczna. Powala też mocnym głosem, dzięki któremu “I Didn’t Plan It” staje się jedną z najlepszych piosenek spektaklu.
Maria Cynk-Mikołajewska wyśmienicie sprawdza się jako Dawn. Jej piosenkę przepełnia nerwowa energia osoby, która boi się zacząć wreszcie żyć. W trakcie spektaklu obserwujemy, jak przemienia się z samotnej dziewczyny w zadowoloną z życia młodą kobietę.
Doktor Pomatter to postać, która balansuje na granicy uroku i dziwactwa. W wykonaniu Filipa Zakrzewskiego jest nieco poważniejszy, przez co i jego interakcje z Jenną malują się inaczej, odchodząc od tonu komedii romantycznej, w której czasem utrzymuje się ten spektakl.
Ringo Todorovic w fascynujący sposób gra Earla, dając mu dwie, zupełnie odmienne twarze. Zaczyna spektakl jako zwyczajny luzak, który może niespecjalnie nadaje się na partnera, ale nie powinien budzić w żonie takiego przerażenia. Gdy jednak zostają sam na sam, pokazuje swoje prawdziwe oblicze i nie cofnie się ani przez manipulacją emocjonalną, ani przez przemocą fizyczną.
Krzysztof Chorzelski perfekcyjnie sprawdza się jako Spox. W każdej piosence daje z siebie wszystko, zarówno głosowo jak i ruchowo. To rola dość antypatyczna i dość niepokojąca, ale Chorzelski wkłada w tę nietypową, przerysowaną postać całe serce.
Jak już pisałam, Łukasz Czyż w roli starego Joe nie ma zbyt wiele do zagrania, a szkoda, bo chciałabym usłyszeć “Take It From an Old Man” w jego wykonaniu. Sprawdza się jednak jako marudny człowiek o sercu ze złota. Dobrze też gra ciałem oddając sposób poruszania się seniora.
Angelika Kurowska w roli pielęgniarki kradnie większość scen, w których się pojawia. Jej złośliwości i dowcipne komentarze dotyczące relacji Jenny z Pomatterem sprawiają, że szybko staje się ulubienicą widzów.
Wojtek Bieleń zrobił z często pomijanego Cala najmilszą postać męską w całym spektaklu. Choć bywa opryskliwy i wciąż zagania bohaterki do pracy, potrafi też wesprzeć w potrzebie i dać dobrą radę. A jego interakcje z Becky są wprost zachwycające.
Jeśli chodzi o aspekty techniczne, to ta realizacja ograniczyła scenografię do trzech parawanów, które można przestawiać wedle potrzeby. Atmosferę budują głównie meble i rekwizyty. Kostiumy są bardzo realistyczne i często pokazują charakter, stan społeczny czy wiek postaci. Choreografia nawiązuje do wcześniejszych wersji “Waitress” i została naprawdę świetnie zatańczona. Widać mocne inspiracje baletem, które pojawiają się też w innych realizacjach. Użyto tłumaczenia przygotowanego dla Teatru Roma przez Michała Wojnarowskiego, które w większości piosenek sprawdza się bardzo dobrze.
Studenci drugiego roku studiów magisterskich Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina wybrali sobie na spektakl dyplomowy musical wymagający nie tylko umiejętności wokalnych, jak i aktorskich i bez trudu podołali zadaniu. Stworzyli musical świetnie zagrany i zaśpiewany, pokazując przy tym, że warto śledzić rozwój kariery każdego z nich. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby ich nazwiska niedługo pojawiły się na afiszach największych teatrów muzycznych w kraju.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna
0 notes
Text
Wydarzył sie taki butny wpis, jest poniżej.
Jest to informacja o historii mojego życia do tej pory, w skrócie wycinek doświadczeń wybranych. Latem 2012 podczas pracy w Kaliszu jest mowa o byciu poważnym oraz o zrównoważonym wykorzystaniu źródeł energii (wg. licznika). Jesienią właściciel firmy budowlanej wskazywał mi, że uczyć się należy szybko tzn. dużo, ale też zaistniałaby sytuacja jakiejś krótkiej piłki w razie jakichś pretensji. Praca na budowie w Niemczech to również wystawienie na próbę wytrzymałości psychicznej. Ale pytanie, "do czego zmierza człowiek" wspomniane chyba nie przypadkiem na kazaniu, pozwala nam to rozumieć na wspak, że polacy i europejczycy stoją przed podobnymi wyzwaniami (patrz ParkM, spring 2015). Natomiast ciekawe pytanie skierował do mnie normalny właściciel zakładu wulkanizacyjnego "jak żyjesz", też takie padło. Ja bym to powiedział swoimi słowami "Jak przebiega twoje życie, a jak twoje życie ma wyglądać". Jesienią 2015 roku jeden z pracowników tam stwierdził przy wymianie opon, przecież się nie "cos-tam-cos-tam". Podczas mojej pracy w firmie InPost (january 2023) jeden z pracowników, którego znałem jeszcze z DK-Prof stwierdził "żebym nie przesadzał i był przy zmysłach healthy", poprawiał mnie wręcz i jest właściwym stwierdzić, żeby mógł nawet powiedzieć tak jak i przed nim wielu "nie wymyślać kurde mać". Opowiada się chociażby za tym, by wyrwać się ze swojego własnego świata. Podzielam jego opinie.
Szanuję swoją przeszłość i ludzi, których widzę oczami wyobraźni.....świadomy jestem, że wiele rzeczy mnie określa jako człowieka. Znam takich ludzi, których cenię, ale nie zawsze za to kim są D. Jędrzejka, Śmiałka czy Leona Morzywołka. Zwracam na nich większą uwagę za ich niezmierzone dążenie do uczciwości. R. Iwan, D. Wnękowicz czy A. Sułkowski to mieszkańcy Łukowicy lub Limanowej raczej nieinspirujący, a nawet jeśli, to nie dla każdego. Wystarczy wspomnieć też o innych mniej lub bardziej pozytywnych lokalsach, o Wiktorze Jakimś i M. Twarogu z firmy w Limanowej (wy prawdopodobnie znacie ich), u Sławomirze, o Pietrzakach z Łukowicy Dolnej - starszy jego brat pracuje w wulkanizacji, o K. Gądkowskim, który kieruje busem można mówić godzinami. Człowiek na właściwym miejscu, odpowiedni. A pamiętacie Grześka Więcławka i Arielę Niegoc? Dużo niegdysiejszych znajomych pracuje za granicą (Maciek Zaczyk?). Nawiązuję też do studentów z Krakowa. Powodzenia (chyba) w pracy zawodowej i życiu prywatnym. Superowi są Marek Dżyż z Myślenic oraz znajomy z Krynicy, M. Domino. Parę razy pisałem gdzieś o A. Sieczce oraz o Adamie Szołtysie, ludzie wystarczający i ciekawscy świata, zresztą tak jak L. Kisiały oraz K. Klimczak, a nawet E. Świder. Swe piętno odcisnęła na mnie praca jako pomiarowy geofizyczny (early spring 2017).
Zwracali mi uwagę, "bym siebie widział" na mnie także faceci i panie z firmy prowadzącej działalność w chemii gospodarczej (2018-2020), ludzie na ulicy oraz niektórzy politycy (nie wiem którzy, nie znam ich in-personus) ........ Natomiast czasami mam do czynienia z niefajnymi filmikami na youtubie, ale istnieją jeszcze głupsze booki, które są wierutną bzdurą. A więc liczą się dobre książki oraz pożyteczne video w mediach internetowych.
Nie zagadujcie mnie lub coś w tym stylu. Czuje się ponadto zobowiązany to przedstawienia innych. Kojarzycie listonosza, sklep budowlany we dworze, złom oraz firmy w Podegrodziu oraz w Szczawie? Istnieje takie cosik. Warto nawiązać do pracowników z DK-Prof, z racji trwania pracy nie pamiętam ich nazwisk, ale ludzi znam np. wiking, czy Andrzej oraz Tomek z działu rolet (pisze tylko imiona, nie znam ich nazwisk, ale pewnie ich znają ludzie tamtejsi). Superowi ludzie, nie zawsze oczywiście, ale to już było. Odkryjcie też prawdziwą naturę brygadzisty oraz ludzi w średnim wieku z trzeciej sekcji, ich nazwiska są znane wiadomym ludziom.
Przepracowanie traumy niezależnie oraz resocjalizacja poprzez pisanie dobrych książek praktycznych definiuje naszą wartość. Nie ufać ślepo innym, and then life is like riding on vehicle.
wprowadził: league-scientifique autor: Quatl Pietrzak, ale numeru pesel nie podaje. tego robić nie wolno.
^na zdjęciu po lewej stronie, (po prawej tłum) idzie znany mi kurier z InPostu.
0 notes
Text
Kondolencje po śmierci
Kondolencje są wyrazem współczucia i wsparcia, które ofiarowane są osobie dotkniętej stratą bliskiej osoby. Po śmierci kogoś bliskiego, otaczamy tę osobę troską i wsparciem, a kondolencje są jednym ze sposobów wyrażenia naszych uczuć. Jest to delikatny moment, który wymaga odpowiedniego podejścia i wyrażenia wsparcia dla osoby w żałobie.
Więcej Kondolencje po śmierci
Przede wszystkim, ważne jest, aby wyrazić swoje współczucie w sposób szczery i serdeczny. Może to być w formie osobistej rozmowy, listu, czy też wiadomości SMS lub e-maila. Kluczowe jest pokazanie, że jesteśmy obok osoby żałującej w trudnym czasie. Niektóre przykładowe zwroty, które mogą być użyteczne przy wyrażaniu kondolencji, to:
"Z głębokim smutkiem dowiedziałem/ dowiedziałam się o śmierci twojej [nazwa zmarłej osoby]. Moje serce jest z tobą w tej trudnej chwili."
"Nie ma słów, które mogłyby złagodzić ból, jaki teraz przeżywasz. Jednak chcę, abyś wiedział/ wiedziała, że jestem tutaj dla ciebie, gdybyś potrzebował/ potrzebowała wsparcia."
"Świat stracił wspaniałą osobę, ale pamięć o niej pozostanie z nami na zawsze. Moje myśli są teraz z tobą i twoją rodziną."
Niezależnie od formy wyrażenia kondolencji, ważne jest, aby być empatycznym i delikatnym w swoich słowach. Każda osoba żałująca potrzebuje czasu i przestrzeni na przepracowanie swojego smutku, dlatego ważne jest, aby być obok niej i oferować wsparcie, kiedy będzie tego potrzebowała.
#Kondolencje#najpiękniejsze kondolencje sms#moje kondolencje#kondolencje sms#krótkie kondolencje#kondolencje tekst#Kondolencje po śmierci
0 notes
Text
"(...) rzeczywistość nie jest taka piękna, że inni czytają w naszych myślach i są emanacją naszych marzeń. Są nieuważni, zmęczeni, przepracowani, mają swoje sprawy i własne potrzeby. Jak nie powiesz, czego chcesz, to mała szansa, że to dostaniesz".
1 note
·
View note
Text
Jaki jest najlepszy sposób na wygranie dużego bonu pieniężnego w kasynie online?
🎰🎲✨ Darmowe 2,250 złotych i 200 darmowych spinów kliknij! ✨🎲🎰
Jaki jest najlepszy sposób na wygranie dużego bonu pieniężnego w kasynie online?
Strategie gry w kasynie online są niezwykle istotne dla graczy, którzy pragną zwiększyć swoje szanse na wygraną i zarządzić swoim kapitałem w inteligentny sposób. Istnieje wiele różnych strategii, które gracze mogą zastosować podczas gry w kasynie online, aby zwiększyć swoje szanse na sukces.
Jedną z podstawowych strategii jest ustalenie budżetu i trzymanie się go. Gracze powinni określić, ile są gotowi zainwestować w grę i nie przekraczać tej kwoty, nawet jeśli przegrywają. Ważne jest również określenie limitów wygranej, aby uniknąć chciwości i utraty wszystkich pieniędzy.
Kolejną popularną strategią jest stosowanie systemów obstawiania, takich jak system Martingale lub system Fibonacci. Te strategie zakładają zmianę wysokości zakładów w zależności od wyników poprzednich gier. Ważne jest jednak pamiętanie, że żadna strategia nie gwarantuje wygranej i zawsze istnieje ryzyko utraty pieniędzy.
Inną popularną strategią jest wybieranie gier z niskim marginesem kasyna, co daje graczom lepsze szanse na wygraną. Gry takie jak blackjack czy poker mogą dać graczom przewagę nad kasynem, jeśli znają zasady gry i potrafią grać z głową.
Ważne jest również pamiętanie o odpowiedzialnej grze i unikanie nadmiernego ryzyka. Gry w kasynie powinny być traktowane jako rozrywka, a nie sposób na szybkie wzbogacenie się. Zastosowanie odpowiednich strategii może pomóc graczom cieszyć się grą i zwiększyć swoje szanse na sukces.
Jednym z najpopularniejszych narzędzi motywacyjnych stosowanych w firmach są bonusy pieniężne. Istnieje wiele różnych typów bonusów pieniężnych, mających na celu zwiększenie zaangażowania pracowników oraz motywację do osiągania lepszych wyników. Warto poznać różne rodzaje bonusów pieniężnych, aby wybrać te najbardziej odpowiednie dla danej firmy.
Pierwszym typem bonusu pieniężnego są premie wynikowe. Premie te są przyznawane pracownikom za osiągnięcie określonych celów lub wyników. Mogą być one stałe lub zmienne, w zależności od strategii firmy. Bonusy te motywują pracowników do pracy efektywniej i skupienia na realizacji założonych celów.
Kolejnym popularnym rodzajem bonusu pieniężnego są premie za staż pracy. Pracownicy otrzymują dodatkowe pieniądze za każdy przepracowany rok w firmie. Jest to forma docenienia lojalności pracownika oraz motywacji do dalszej pracy.
Innym typem bonusu pieniężnego są premie za wyjątkowe osiągnięcia. Przyznawane są one za szczególne sukcesy pracowników, takie jak zdobycie nowego klienta, wprowadzenie innowacyjnego rozwiązania czy osiągnięcie rekordowych wyników sprzedażowych. Premie te zwiększają poczucie uznania i motywują pracowników do dalszego rozwoju.
Ważne jest, aby bonusy pieniężne były sprawiedliwe i przejrzyste, motywując pracowników do wysiłku i zaangażowania. Dobrze dobrany system bonusów może przyczynić się do poprawy efektywności firmy oraz satysfakcji pracowników.
Jednym z klasycznych sposobów na wygraną w kasynie online jest stosowanie strategii gry. Jedną z popularnych metod jest strategia obstawiania stawką stałą, która polega na obstawianiu tej samej kwoty przy każdym zakładzie. Dzięki temu gracze mają kontrolę nad swoimi wydatkami i ryzykiem straty dużych sum pieniędzy.
Kolejną skuteczną metodą wygrywania w kasynach online jest korzystanie z bonusów i promocji oferowanych przez operatorów. Dzięki nim gracze mogą otrzymać dodatkowe środki na grę lub darmowe spiny, zwiększając swoje szanse na wygraną bez dodatkowych kosztów.
Ostatnią, ale nie mniej ważną metodą, jest dobranie odpowiedniej strategii gry w zależności od wybranego trybu rozgrywki. Niektóre gry kasynowe wymagają skoncentrowania się na umiejętnościach i strategicznym podejściu, podczas gdy inne opierają się głównie na szczęściu. Dlatego warto zaznajomić się z zasadami gry i wybrać odpowiednią strategię, aby maksymalizować swoje szanse na zwycięstwo.
Podsumowując, istnieje wiele skutecznych metod wygrywania w kasynie online, ale kluczem do sukcesu jest odpowiednie przygotowanie, kontrola nad wydatkami i stosowanie odpowiednich strategii gry. Pamiętajmy również, że hazard powinien być traktowany jako forma rozrywki, a nie sposób na szybkie wzbogacenie się. Warto zatem grać odpowiedzialnie i cieszyć się emocjonującą rozrywką, jaką oferują kasyna online.
Analiza warunków obrotu bonusów jest kluczowym elementem dla osób korzystających z ofert bonusowych w kasynach online. Warunki obrotu określają, ile razy należy obrócić otrzymaną premię, zanim będzie można ją wypłacić. Jest to istotne, ponieważ wpływa na to, czy bonus jest opłacalny dla gracza.
Przy analizie warunków obrotu bonusów należy zwrócić uwagę na kilka istotnych kwestii. Po pierwsze, warto sprawdzić wymagany obrót – im mniejszy, tym lepiej dla gracza. Należy także zwrócić uwagę na maksymalny zakład przy spełnianiu warunków obrotu, aby uniknąć ewentualnych problemów z wypłatą wygranej.
Kolejnym istotnym elementem analizy warunków obrotu bonusów jest określenie, jakie gry kwalifikują się do spełnienia wymagań. Niektóre gry mogą być wyłączone z promocji lub przyczynić się mniejszym procentem do spełnienia warunków obrotu, dlatego należy to uwzględnić przy wyborze gry.
Ważne jest również sprawdzenie czasu, jaki gracz ma na spełnienie warunków obrotu. Często bonusy mają określony termin ważności, dlatego warto być świadomym, ile czasu pozostało do zrealizowania wymagań.
Podsumowując, analiza warunków obrotu bonusów jest kluczowa dla skutecznego korzystania z promocji w kasynach online. Gracz powinien dokładnie zapoznać się z zasadami i warunkami danego bonusu, aby maksymalnie wykorzystać swoje szanse na wygraną.
W dzisiejszych czasach granie w gry online stało się popularnym zajęciem, które przyciąga miliony graczy z całego świata. Jednakże, podczas gry online istnieje wiele ryzyk, z którymi gracze muszą się zmierzyć. Dlatego też zarządzanie ryzykiem podczas rozgrywki online staje się coraz bardziej istotne.
Pierwszym krokiem w zarządzaniu ryzykiem podczas gry online jest świadomość potencjalnych zagrożeń. Należy zawsze sprawdzać reputację platformy, na której się gra, aby uniknąć oszustw i nadużyć. Ponadto, ważne jest także korzystanie z silnych haseł i zabezpieczeń, aby chronić swoje konto przed włamaniami i kradzieżą danych.
Kolejnym ważnym aspektem jest kontrola czasu spędzanego na grze online. Uzależnienie od gier komputerowych może mieć negatywny wpływ na zdrowie psychiczne i relacje społeczne. Dlatego należy ustawiać limit czasu spędzanego przed ekranem oraz regularnie robić przerwy, aby zachować równowagę między grą a życiem codziennym.
Innym istotnym elementem zarządzania ryzykiem podczas gry online jest odpowiedzialne korzystanie z płatności i zakupów w grach. Należy uważnie monitorować wydatki związane z grami, aby nie popaść w długi i nie narazić się na problemy finansowe.
Podsumowując, zarządzanie ryzykiem podczas gry online jest kluczowym aspektem bezpiecznego i harmonijnego korzystania z tej formy rozrywki. Świadomość potencjalnych zagrożeń, kontrola czasu spędzanego na grze oraz odpowiedzialne korzystanie z płatności są kluczowe dla zapewnienia pozytywnej i bezpiecznej doświadczania świata gier online.
0 notes
Text
Refleksje zaskakująco głębokie (bo zaskoczyły mnie samą), o niewygodzie wynikającej z braku kontroli w tej chwili i o próbach odsiania, a następnie torowaniu sobie drogi do poczucia spokoju.
29-06-2023r.
Z frustracji, i strachu, i niepewności, i poczucia, że wydatek energetyczny jaki przeznaczyłam na wzmożone działanie Tu i Teraz, dynamiczne i bardzo osadzone w faktach, literze prawa i zdobywaniu wiedzy (cały ten stres, pośpiech, spotkania z radczyniami prawnymi, wyjazdy do PIP, rozsyłanie CV, rozmowy o tym jaki mamy budżet, co robić, jakie są opcje, czy umawiać się do behawiorystki na regularne zajęcia, czy nas stać na to obecnie, jak bardzo zmieni się nasz rytm życia, gdy zmienię pracę na nową) nie pokrywa się z z faktycznymi, namacalnymi efektami dlającymi poczucie sensu i sprawczości, będącymi potwierdzeniem słuszności podjętych dotąd działań (tj. wciąż nic nie ruszyło, odpowiedzi od szefa nie ma, odpowiedzi z PIPu nie ma, zamówionych danych z OKE też nie ma, odpowiedzi w sprawie rozmów rekrutacyjnych tez nie ma, więc też widoków na prędką zmianę miejsca pracy też nie ma, trudno więc mówić o poczuciu bezpieczeństwa, o możliwości przystosowywania się do nowej sytuacji - bo sytuacja się zupełnie nie zmieniła, planowaniu budżetu, bo z racji na brak info od szefa nie wiem czy i kiedy dostanę wynagrodzenie za przepracowany czerwiec, czy jutro składać więc wypowiedzenie? Sytuacja jest niepewna, niejasna, napięta i pozbawiona konkretów). Czuję się tak, jakbym obecnie zrobiła wszystko co mogłam i CZEKAM w napięciu na gwizdek "START" by ruszyć sprintem ku planowi A, B lub C. I tak się czuję już od tygodnia, cała czujna, napięta, analizująca kolejne możliwe kroki i to mnie dobija, ten stres, kompulsywne sprawdzanie i poczucie takiej... bardzo chujowej, smutnej zależności uwięzienia. Bezsilności.
To dziwne, bo przecież, kurde, będę WOLNA - tak wolna, jak się da! Mam kilka planów, mam możliwości, mam też wsparcie! A czuję się tak, jakbym była... nie wiem nawet, jakby mi spadła samoocena, jakby ta sytuacja była potwierdzeniem jakichś wszystkich moich wątpliwości co do słuszności jakichś najgorszych moich wad, najbardziej okrutnych przekonań na własny temat.
Przykład? Dzisiaj - po tylu latach terapii i układania się na nowo z ciałem, po wielomiesięcznej świadomości, że najpierw byłam chora, potem miałam przypały z pieskiem (który poprzewracał nam obydwojgu mocno w życiu), z dobieraniem leków na ADHD by nie czuć skutków ubocznych, z planami wyjazdowymi, z kosmicznym stresem i zmęczeniem, z całym tym okresem, kiedy traktowałam swoje ciało z wyrozumiałością, z łagodnością, z pobłażliwością, z takim uspokojeniem "no okay, dziewczyno, wiesz, że masz tendencję do tycia, jeżeli brakuje tobie luzu, wrócisz do sportu jak zadbasz o siebie, działo się odwdzięczy." - NAGLE uznałam, że mam obrzydliwe ciało. Brzydkie, tłuste - bo patrzyłam na zdjęcia sprzed 2 lat, kiedy miałam nogi tak wysportowane, umięśnione, fajne, akceptowalne, a których mięśnie obecnie, w 2023 roku pomniejszyły się, wyblakły, spulchniły się otoczką miękkie tkanki tłuszczowej i których absolutnie nie znoszę, które mnie brzydzą. Na które - po staremu, po niezdrowemy - jestem ogniście wściekła, do których pałam nienawiścią, wstetem.
I mnie to przeraziło.
Bo to tylko stan moich nóg i mojego ciała odzwierciedlający ten moment życia. Tylko i aż tyle. Te nogi pokazują na co nie mam czasu, a na co mam. Że mam sporo roboty w obszarze życiowych priorytetów do remontu w 2023r. Tylko i aż tyle. One noszą mnie po tej ziemi, są cudowne, podobne do nóg mamy i taty, ślicznie krągłe (i tych krągłości bym na nic nie zamieniła!), nie muszę ich golić, bo nawet z włosami nie widać za bardzo różnicy xP, pozwoliły mi przebiec po Toruniu o poranku, na nich przemierzyłam w ciągu ostatniego miesiąca pół miasta po urzędach i gabinetach radców... Czuję głęboko, że prawidłową reakcja powinno być taka: "kochana V. będziesz od lipca WOLNA, wiesz, że nic Tobie na głowę nie pomaga równie skutecznie jak aktywność fizyczna, więc wykorzystaj ten czas i dbaj o swoje ciało, wróć do równowagi, połącz się na nowo z ciałem i z takim obrazem siebie, jaki akceptujesz. Ciało się odwdzięczy, zadbaj o nie, przecież wiesz to z doświadczenia.". A zamiast tego weszła histeryczna, gorąca, pełna gniewu nienawiść i pogarda do ciała. I obsesyjna myśl o tym, że jestem szkaradna, nic nie warta, że dlatego w życiu mi nic nie wychodzi, bo nawet ciało mnie zdradza. I to mnie przeraziło!
Bez kitu. Aż mnie zawstydza ten pełen agresji głos/uczucie we mnie.
:/
:(
Za dużo wiem, za dużo osiągnęłam na terapii by pozwalać sobie na taką autoagresję i podcinanie skrzydeł pełnym zwątpienia myślą, akurat w tym obszarze, tym, który odpakowałam i któremu się przyjrzałam, opłakałam, i który utuliłam z towarzystwem specjalisty do cholery!
:/
Po wczorajszej rozmowie z moim partnerem, która w ogóle nas zaprowadziła do ciekawych wniosków tj. on zawala, bo też jest w wysokim stresie od miesiąca, też wszystko się na nim odbija, też nie jest obojętny na niepewną i niewyklarowaną sytuację w której jestem (jesteśmy). Opisywał mi swoje emocje metaforą, którą całkiem rozumiem! Że wkurza go, że nie ma na nic wpływu. Że założenia, które obiera, że plany, które tworzy z różnych przyczyn, nie zależnych od niego, nie wypalają. Nie wychodzą. Czuje, że nie dość, że chwieje się jego poczucie bezpieczeństwa to jeszcze traci kontrole nawet nad najmniejszymi sprawami.
I ja to TAK DOSKONALE ROZUMIEM!
Bo to jest coś, na co ja - tyle, że innymi słowami to opisuję, inną metaforą - przeżywam od kilku miesięcy! Nawet lista rzeczy "do zrobienia na dziś" okazuje się często przerastać moje możliwości "na dziś", że oczekuje od siebie wydajności takiej, do jakiej przywykłam, a nie biorę pod uwagę, że od jakiegoś czasu wprowadziłam na orbitę swojego życia nowe satelity, różne! W konsekwencji mam więcej nowych obowiązków, które pożerają moje różne zasoby (uwagę, energię, czas, zdrowie), a ja ich niedoszacowuje, zamiast tego skupiając się na frustracji i złości, że kiedyś wychodziło, a teraz nie wychodzi! Że tracę kontrolę w tym co ogarnęłam! A po prostu stres przytłacza i przelewa czarę emocji.
Rozumiem to, bo obydwoje czujemy to samo w tej sytuacji, chociaż mówimy o tym w inny sposób.
Ustaliliśmy więc, że zostawiamy sprawy na które nie mamy wpływu, w obszarach których zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, a teraz pałeczka leży po reakcji z drugiej strony.
Skupiłam się więc znowu na mojej liście, tej sprzed ogarnianiem pracy, tej, której rozpatrywanie odpuściłam. Uznałam, że nie siądę do niej z czystą głową, jeżeli nie wyjaśnię kilku spraw w obszarze relacji, które budzą moją niepewność, domysły. Wolę wyjaśnić sytuację. Po prostu.
Dziś są urodziny Programisty - przegadałam z przyjacielem godzinę. Tęskni za mną, ale też rozumie sytuację. Czuję się winna, że go zaniedbuję.
W weekend dziewczyny mi powiedziały wprost, każda z osoba, każda w bardzo emocjonujący sposób, dobitnie, podkreślając, że mają ogląd na sytuację i zrozumienie wobec tego z czym się borykam w swoim życiu obecnie, każda podkreślając, że nie ma żalu czy pretensji, przeciwnie - tęsknią za mną "słuchaj, bardzo brakuje mi ciebie w moim życiu". Łezki w oczach i przytulasy poszły. Wzrusz był i napęd by coś jednak przekminić z tymi moimi możliwościami czaso-przestrzennymi... Bo ja NIE MAM CZASU na to, co lubię i kogo lubię, bo za dużo się dzieje :(
Do tego rodzina moja - moja siostra miała urodziny wczoraj, jej mąż jutro (tak, mam maraton co czerwiec, siostra, przyjaciel, szwagier... i chyba jeszcze synek kuzynki w któryś dzień). Mama zachowuje się jakby nic się nie stało pomimo tego jawnego ataku na mnie by mi dojebać sprzed tygodnia. Tata dla odmiany totalnie na chillu, spotkania Tuska i wszelkie anty-PIS śledzi, by pojechać na nie z transparentem. Poza tym jak to on: spontan i radość, codziennie u któregoś z braci w odwiedzinach, codziennie mecz lub bieganko, codziennie słucha politycznych debat i śmieje się z tego debilizmu (ma pokręcone poczucie humoru). I czeka na umówione spotkanie ze mną, bo też tęskni.
A siostra o dziwo... jest spoko. Zero problemów w komunikacji, zero pretensji. Wręcz w stosunku do rodziców sprawia wrażenie osoby, która gra ze mną w jednym zespole. Za miesiąc będzie rodzić, a ja nie mogę w to uwierzyć... tyle lat starań, bólu, zastrzyków, diet, hormonów i NAGLE trafia mnie świadomość, że "To JUŻ!!???" @.@ Serio, to niesamowite w jak niewielkim czasie ciało kobiety potrafi wykształcić z zygoty nowy organizm, nowe organy, narządy, całe układy, wykarmić i zatroszczyć się o najrozmaitsze potrzeby ulegającego ciągłym podziałom i mutacją płodu. Wow. Jestem pod takim wrażeniem! Że to moja mała siostrzyczka robi takie niesamowite rzeczy! WOW!
Zaskakuje mnie od wczoraj, od jej urodzin, które były dla mnie ważnym punktem w wydarzeniach na kole roku od kiedy pamiętam; że moja siostra... ech...
Tu, przy tych słowach nakładają mi się obrazy: króciutko ścięta blondyneczka odwalająca karate na chłopcach starszych od niej o 2-3 lata, którzy byli niegrzeczni lub jej czymś podpadli, pulchna dziewczynka o bardzo długim, grubym, niesamowicie złotym warkoczu siedząca na podłodze z kuzynem w za dużych T-shircie, z padami w rękach, rycząca gniewnie przy grze w Mortal Combat - bo musi wygrać; ta sama dziewczynka zmieniająca mi kompresy na czole, gdy na kolonii miałam zapalenie płuc, rezygnująca z aktywności dla zdrowych dzieci by być przy mnie, ta sama dziewczynka na tej samej kolonii, której ja teraz zmieniam kompresy, gdy ona zarażona leży w gorączce domagając się bym jej czytała dalej Harry'ego Pottera i Więźnia Azkabanu, którego kupiłam na jakimś straganie - wcześniej nie chciała nawet słyszeć o "głupich książkach", ale w obliczu nudy i strachu o zdrowie na kolonii nagle dała się porwać do Hogwartu; pamiętam jej buzię wykrzywioną w grymasie, gdy się sprzeczamy o pierdoły na plenerach malarskich;
Szczupła, atletycznie zbudowana i wysoka nastolatka wychodząca na scenę by zatańczyć hip hop... chociaż jest na scenie z grupą, jest ich tam może 30, wszystkie tak samo ubrane, ruszają się do tej samej choreografii, to ta laska z blond warkoczem wystającym spod kaptura ma w sobie tyle charyzmy, tyle energii, tyle gorącego gniewu, że nie da się od niej oderwać wzroku - i dlatego tańczy w centrum, fascynuje to, jaką ona walkę toczy z każdym ruchem, a ja i mama z zachwytem podziwiamy te mistrzostwa krajowe z widowni i czujemy, że to jest jakaś bardzo gwałtowna forma poezji poprzez taniec :D; mam przed oczami nieco starszą nastolatkę, która z obrzydzeniem patrzy na mnie, na moją emocjonalną kruchość, na moje obnażenie strachu i tego, że też nie wiem co robić, a która gniewnie wyrzuca mi czego ode mnie potrzebuje NA JUŻ i nie są to moje emocje lub problemy, mówi mi okrutne rzeczy, grozi pobiciem, bo przecież trenuje boks, wie jak, wręcz twierdzi, że czasem uderza w worek myśląc o mnie i wyrzuca, że "nie jesteś moją matką!", gdy ja próbuję być jej opiekunką, bo mama miała wylew, ojciec wyjechał, mamy tylko siebie, bo obydwie czujemy tę stratę, ale mamy tak odmienne potrzeby...
Pamiętam tą młodą kobietę, która twierdziła, że jest za głupia by iść na studia, która w złości odrzucała moje wsparcie, moje zapewnienie, że to jest nieprawda! A którą umówiłam z moimi koleżankami, z różnych kierunków, by one jej pokazały możliwości jakie studia dają - i to ją zainspirowało, dzięki rozmowie z jedną dziewczyną, moją sąsiadką, zdecydowała się startować i została przyjęta, ku własnemu zaskoczeniu, bo chociaż sama miała przekonanie, że jest "za głupia" to wyniki z matury pomimo trudnego okresu w życiu miała znakomite... [a najgorsze jest to, że wiem, dzięki terapii, że ona uważała, że jest "za głupia", bo porównywała się do mnie... bo taka narracja była w rodzinie: ja jestem mądra, a ona sprytna. Każda w swoim świecie i wyobrażeniu, każda nieszczęśliwa z czegoś co w sobie ma, co mogłaby być zasobem w innych okolicznościach, nie świadoma pełni swojego potencjału. Ech... :( Terapia powinna być obowiązkowa, przysięgam, te dwie dziewczyny mogłyby mieć zupełnie inne relacje gdyby wsparcie psychologa otrzymały automatycznie w najbardziej traumatycznym momencie życia rodziny];
Zarazem mam przed oczami ogarniętą i szaloną studentkę, imprezowiczkę :P, szczupłą, z jasnymi, cieniowanymi włosami, z jakąś fajką w kieszeni, uczestniczkę rozmaitych konferencji naukowych, targów branżowych i festiwali muzycznych; biorącą udział w różnych kreatywnych projektach i pełną frustracji i braku zrozumienia wobec mojej depresji (teraz to rozumiem, za dużo przeszła, musiała się dystansować by sama się nie załamać - wtedy było mi trudno, czułam, że się ode mnie wymaga bym była ostoją dla rodziny, rodzicem, ale zarazem straciłam wszystkich bliskich);
Mam przed oczami siostrę w znacznie krótszych włosach, uśmiechniętą, z kocem pod pachą, na progu mojego mieszkania, w pidżamie - przyszła od siebie, rano, z sąsiedniej klatki, gdzie wynajmowała mieszkanie z koleżankami i kolegami, aby zjeść wspólnie ze mną śniadanie i poodgądać "Pamiętniki Wampirów" lub "Naruto" do południa, przed zajęciami, zależy na co będziemy miały ochotę, i pogadać, porysować, zrobić jakiś make up, posłuchać muzyki; pamiętam tą młodą dziewczynę, jak jej trzymam włosy nad kiblem po jakiejś imprezie i kryję ją przed mamą następnego dnia; pamiętam jak dzwonię do niej po tym, jak mój ówczesny chłopak ze mną zerwał, a ona ku mojemu zaskoczeniu się zwalnia z pracy, jedzie do mnie, wchodzi do mieszkania, pakuje bez słowa po moje najpotrzebniejsze rzeczy i mówi z łagodnie "choć, Villuś, dziś śpisz u mnie" i wtedy rozryczałam się tak, że kilka godzin później ona opisze mi moją reakcję jak istną groteskę, będę płakać dalej, ale też dławić się śmiechem siedząc na jej łóżku; mam przed oczami babeczkę w jeansowej kurtce, niebieskich okularach, z wielkim, kudłatym, przyjaznym psem na smyczy, która daje przy ognisku swojej koleżance jakiś rady z dupy, tonem ekspertki, które o dziwo są doceniane przez ich środowisko, ale które będą powtarzane potem jako głupi-mądry tekst mojej siostry, naturalne następstwo głupio-mądrych refleksji naszego taty, a niestety tamta paczka znajomych miała okazję nie raz usłyszeć naszego tatę, więc niektóre teksty mojej siostry funkcjonują jako paolocohelizmy lub po prostu memy xD; mam przed oczami siostrę sprzed kilku lat, w końcu przekonaną do tego by dać włosom szansę bez prostownicy i sprawdzić czy faktycznie ma loki: widzę ją w kręconych, ciemnych pierścionach okalających twarz jak aureolę, a na twarzy odrysowuje się WŚCIEKŁOŚĆ i pluje jadem na mnie nie bardzo wiem dlaczego... chyba dlatego, że nie jestem taka, jaką sobie mnie wyobraziła... którą kocham, która mnie rani, której nieobliczalności się boję, za którą tęsknię, którą wolę trzymać na bezpieczną odległość, bo po spotkaniach z nią sama muszę się zbierać do kupy :( ; mam przed oczami wymizerniałą twarz siostry przechodzącej COVIDA i czuję strach, tak jak wtedy, gdy widzę znaczące zmiany na jej buzi spowodowane terapią hormonalną związaną z procedurami metod pozwalających na zajście w ciążę (nie chcę pisać, że "przed in vitro", bo w PL to wcale nie było takie proste by dotrzeć do in vitro, a te zmiany i blizny po nich zaczęły się pojawiać lata temu... najepierw przeszli masę innych dróg); mam przed oczami szczęśliwą siostrę w dniu jej ślubu; widzę zmęczoną i odprężoną siostrę po wysiłku, po wspinaczce na pionową skalną ścianę i nie mogę się nie rozczulić widząc jak kocha góry...
MAM TYLE SIÓSTR PRZED OCZAMI TERAZ, jednocześnie, gdy myślę o ulotności życia i nieugiętości w spełnianiu marzeń, o mojej siostrze....
Do brzegu: zaskakuje mnie od wczoraj, że moja siostra, ta moja siostrą, którą znam całe życie będzie miała dziecko! @.@ NAGLE to stało się takie... prędkie i oszałamiające! Idzie nowe pokolenie, a nam jest coraz bliżej śmierci... wczoraj ta świadomość mnie przeraziła.
Teraz, dziś, raczej czuję zachwyt i spokój, jaki daje ta myśl: przy wszystkich niepewnych rzeczach, jakie teraz chwieją mi światem pewne jest, że mój siostrzeniec urodzi się za miesiąc i że ja kiedyś umrę. Bo śmierć jest pewna - nie chcę wcale do niej dążyć, albo poświęcać jej rozkminę, nic z tych rzeczy. :) Po prostu świadomość, że narodziny i śmierć to jedyne pewne, gwarantowane wydarzenia w życiu człowieka nadaje moim obecnym rozterką zawodowym i problemom życiowym (które na ten moment są dla mnie trudne i przytłaczające, wyciskające oddech z płuc swoim ciężarem gatunkowym, poczuciem braku kontroli, budzące cichą, ale grząską panikę w obszarze poczucia bezpieczeństwa) takiego zdrowego rozmiaru, zdrowego dystansu, dzięki którym mogę je etykietować jako "chwilowe przeszkody na drodze życia, którą jakoś pokonam" - i też to w jaki sposób ją pokonam będzie ciekawsze niż samo dokonanie pokonania jej. Wręcz obecna chwila mojego życia wydaje się śmiesznie nie ważna, a w zasadzie zwyczajnie śmieszna, malutka po prostu w kontekście Początku i Końca. To bardzo uspokajająca i kojąca myśl muszę stwierdzić.
Nie spodziewałam się, że tak filozoficzna myśl mi z tego co czuję się ułoży i teraz jestem nieco zawstydzona kilkoma poprzednimi akapitami. Z małej rzeczy, wielka, emocjonalna i pełna akceptacji rewelacja (tj. objawienie).
No wow.
Sama jestem tym zaskoczona. Musiałam odejść od klawiatury i to przetrawić, pobyć z tą myślą... i zaskakująco dobrze mi z nią. Budzi spokój.
Za miesiąc będę ciocią. Tą laską, która mi się śni sporadycznie od stycznia: śni mi się drobna kobieta po 40-tce, w kapeluszu z dużym rondem, pieląca ogród w jakimś CIEPŁYM (rozkosz sama na myśl o tym) miejscu, bliżej południka znacznie niż Polska, która nachyla się nad kwiatami, pomidorami, dyniami i woła chłopka, którego włosy migają w tym śnie - to są czarne jak u ojca, to blond jak u matki - który ewidentnie się nudzi, snuje się po ogrodzie z gierką w rękach. I ta kobieta, moim głosem, pyta się chłopca o oczach raz chłodno i przeszywająco blado-niebieskich niczym wody lodowca (jak oczy jego babci, teściowej mojej siostry, i jak oczy wszystkich ciotek i kuzynostwa ze strony ojca), a po chwili o oczach takich w kolorze letniego nieba, o kolorze cieplejszym i bardziej nasyconym, w pochmurne dni te oczy przybiorą barwę wyblakle-szarawych lub blado-zielonkawych (jak moje, jak mojej siostry, jak mojego taty i całego jego rodzeństwa, jak większej części naszych kuzynek, jak naszej pochodzącej z Lwowa prababci, tej, która miała świetne poczucie humoru, była ciepła, troskliwa i była "najlepszym co mi się w życiu przydarzyło" wedle jej wszystkich wnucząt) - więc ta kobieta pyta się chłopca czy ma ochotę z nią się udać na przejażdzkę konn��. Zwraca się do niego imieniem mojego siostrzeńca. Tym, które budziło tyle kontrowersji przez ostatnie miesiące. A on się zapala do pomysłu, aż podskakuje na chudych nóżkach. I wsiadają w siodła i pędzą po łąkach letnich Alp rozmawiając o tym, jak chłopcu było podczas roku szkolnego i gdzie był w majówkę z mamą i tatem. I na jaki koncert chciałby się wybrać, to załatwimy dla nas bilety... Chciałabym tak. Widzę się w roli cioci. :D Powiedziałam wczoraj o tym śnie siostrze - a ona ze śmiechem zagroziła "ja ci dam konie! Wystarczy, że go matka i ojciec będą na skałki ciągać, a wujek jakimiś gratami woził!" <3 No, fajnie mi się mościć póki co jest w tych życzeniowych, onirycznych wizjach kontaktów przyszłych z rodziną mojej siostry. :D
A siostra od wczoraj komunikuje się spoko. Gadamy spoko. Różnimy się - chyba to zaakceptowała i w końcu (lub tymczasowo) wypracowałyśmy neutralny grunt do rozmowy. Zobaczymy jak będzie dalej, bo mam w pamięci mocno zarysowane uwagi od mojej terapeutki: "Przecież wiesz, jaka jest twoja siostra!", a powiedziała to w takim momencie naszego życia, gdy mój kontakt z siostrą nagle stał się prosty, łatwy, gdy siostra była empatyczna i przedstawiała swoje spojrzenie na wcześniejsze wydarzenia o które przedtem robiła gorące afery. Żebym nie brała tego za pewnik, że teraz będziemy się zdrowo komunikować, bo nie wiadomo, kiedy i co ją znowu wtłoczy w zachowania, które są po prostu przemocą emocjonalną wobec mnie wynikającą z różnic w priorytetach życiowych...
Ech.
Ale póki co jest mi miło na myśl o siostrze, która NAGLE będzie mamą! Niesamowite! Teraz tylko trzymam kciuki by poszło szybko, łatwo i bez komplikacji.
Siostra powiedziała, że nie chcą nic od nas na urodziny - nie w obecnej niepewnej sytuacji finansowej - ale z O. to przegadaliśmy, wzięliśmy pod uwagę jej zrozumienie i empatię, naszą niestabilną jeszcze sytuację finansową i nieco odleglejszy plan wydarzeń. Przyznaję, zaskoczyło mnie samą (pozytywnie) to, co wymyślił mój chłopak... Zadzwonił do mnie kilka dni temu z pracy z taką bardzo przemyślaną argumentacją by podzielić się pomysłem: zaproponował, abyśmy sprezentowali mojej sis i Szwagrowi na urodziny voucher do hotelu SPA, gdzieś blisko, ale na tyle daleko by nie wpadło im do głowy wracanie do małego. I by w tym voucherze od razu były ujęte posiłki, masaże, inne przyjemności związane ze SPA. A do tego wielkie, wygodne łóżko - takie by mogli się wyspać zapominając o całym świecie. I gwarancja, że ktoś z rodziny (tu mój chłopak przyznał uczciwie, że on się tego na pewno nie podejmie) przejmie na cały weekend małego, żeby świeży rodzice mogli odpocząć. Przedstawiłam tę opcję siostrze od razu pytając czy voucher na październik lub listopad byłby ok - odpowiedziała z zachwytem, że to świetny pomysł, ale niestety nie wie jeszcze jak będzie się czuła po poznaniu swojego synka i tych 3 wspólnych miesiącach z myślą o zostawieniu go pod czyjąś opieką. Przyznała, że teraz nie wyobraża sobie tego, by on do roku zostawał pod czyjąś opieką bez jej obecności, że to jej zbyt wielki skarb, ale ma wrażenie to może się zmienić, kiedy się urodzi xD
Cieszę się...
Fajnie mi na ten moment, na razie, w tej relacji i chyba to słychać/można odczytać :D :D :D
No i wreszcie wrócę do sytuacji z siostrą mojego partnera... Ech.
No i z tym zrobiłam krok, odhaczyłam punkt ze swojej listy i poniekąd czuję dzięki temu spełnienie. :P Zrobiła na tym polu to, od narzekania na co zaczęłam ten wpis! Nad czymś jednak miałam kontrolę, wzięłam odpowiedzialność za swoje zachowanie w danym obszarze, coś mogłam wyprostować, wyjaśnić i teraz mogę przejść do kolejnych punktów na liście, zająć się sobą, planami, powolnym odzyskiwaniem kontroli (nawet pozornej - bo wiem, że to iluzja, że mamy kontrolę nad życiem). Coś mam "z głowy".
Ale nie mam xD - to znaczy CHYBA nie ma JESZCZE możliwości na polu tej relacji (ja-szwagierka) zrozumienia niektórych aspektów tego, co dla mnie było istotne, bo dzieli nas doświadczenie życiowe, wiek (12 lat różnicy), potrzeby... Brakuje tu zrozumienia chyba pomimo oczywistych chęci z obydwu stron xD
Ech, po zasięgnięciu w ostatni weekend porady u mojej przyjaciółki i opisie tego zdarzenia podczas "rodzinnego wyjazdu" w maju i na początku miesiąca (tj. czerwca), najkonkretniej tego mojego faux pas w dyskoncie spożywczym o którym pisałam kilka postów temu itp przyjaciółka tylko spojrzała na mnie xD A to spojrzenie mówiło więcej niż 1000 słów! xD Aż zaczęłam się pocić pod ciężarem oceny i karcenia jakie niosło to spojrzenie... A potem potwierdziła, że z mojej relacji wyglądało to tak, że się im (siostrze O. i Szwagrowi nr2) wjebałam w ważną rozmowę o komunikacji w związku. Dodatkowo z tego co sama wiem od dawna jest to wybijający nie pierwszy raz głęboki problem w ich relacji: tą rozmowę w której padły słowa o poczuciu zaufania, zdrady, a ja na fali impertynenckiej impulsywności odwróciłam kota ogonem, temat rozmyłam, zmieniłam, pożartowałam, a to nie była moja dyskusja. Owszem, wydarzyła się w środku mojej rozmowy z jedną z tych osób, ale miała zupełnie inny ciężar, niosła wielkie napięcie. Powinnam była się wycofać wtedy. To była dyskusja osób będących w wieloletnim związku, którzy mają problem komunikacyjny. Duży jak się okazuje. Ech. Czyli moja przyjaciółka potwierdziła to co ja czułam od kilku tygodni, jednak nie overthinkinguję. Ech.
No i w końcu J. po wysłuchaniu całości, po wzięciu pod uwagę tego co mnie momentami bolało (a czego nie miałam czasu tutaj opisać nawet), co odebrałam jako wykluczenie itp. zdiagnozowała to jako "laska tęskni za bratem, jak cholera i ewidentnie na jakimś poziomie nie kmini twojego pojęcia związku i odrębności, jeszcze sama jest młodziutka i zależna od rodziców, prawdopodobnie uważa, że zagarniasz jej wyjątkowego człowieka dla siebie" - celne, fakt, jakbym miała do tego dojść sama to musiałabym walnąć jeszcze kilka wpisów z rzygiem emocjonalnym, fakt. To takie nazwanie tego czego doświadczałam w punkt: że jednocześnie nie było tak, że ktoś mnie ostentacyjnie nie chciał tam, że mi dawano do zrozumienia, że jestem niechciana, co właśnie próbowano wyciągnąć mojego partnera z roli mojego partnera, a wcisnąć do w rolę znajomą, rozpoznawalną, rolę brata - w rezultacie ja go czułam mniej i czułam, że nie do końca jest tam miejsce dla mnie, ale też, że nie jest to i nie było wymierzone we mnie, ja dostałam rykoszetem po prostu.
J. poradziła by po prostu do laski napisać, zadzwonić i wyjaśnić zamiast snuć domysły.
I pomogła mi odgrodzić to, co dla mnie jest niejasne wciąż w związkowej zdrowej komunikacji ja-partner-rodzina partnera. Bo są rzeczy, które lepiej by wychodziły od O. w komunikacji do członków jego rodziny, a są też takie, które lepiej by wyszły ode mnie. Jeszcze nie czuję które to które. Uczę się.
Okay, to było jednak pole do doprecyzowania komunikacji ja-szwagierka.
Okay, wzięłam odpowiedzialność za swoje trudności w tej relacji i napisałam do niej dziś z pytaniem czy ma przestrzeń na rozmowę telefoniczną. Jej odpowiedź "czy zrobiłam coś chujowego?". xD Eeeee... No kurde, no... Poczułam się dziwnie. Z drugiej strony takie pytanie jest uzasadnione po info ode mnie "chcę z tobą porozmawiać, bo przemyślałam kilka rzeczy, ale wcześniej nie miałam na poruszenie nich przestrzeni, bo trochę jestem przytłoczona obecnenie nadmiarem stresu, czy mogę zadzwonić?" - miało być casualowo, ale sama jestem w napięciu, więc wyszło idiotycznie xD Przyznaję. Napisałam, że w zasadzie, to ja z perspektywy czasu myślę, że zachowałam się nie okay i chcę o tym pogadać.
Zdzwoniłyśmy się po mojej pracy, a przed jej wyjazdem.
I było miło.
Tyle, że.... gadałyśmy pozornie o tym samym, a jednak każda z nas o czymś innym :/ - jak to potem powiedziała J. po wysłuchaniu mojego streszczenia po braku satysfakcjonujących konkluzji (i znowu rozminie "czy ja coś podczas tej rozmowy zjebałam znowu, że czuję się tak, jakbym nie była rozumiana"? Ech...)
Wróciłam do nieszczęsnej sprawy tiramisu. Przeprosiłam. Przyznałam, że moja impulsywność może być poniekąd wytłumaczeniem i przyczyną braku taktu w tamtej sytuacji, ale przyznaję, że było to z mojej strony słabe. Szwagierka śmiała się, jakby z ulgi, wyjaśniając, że ona w ogóle tego nie pamięta. Zapewniała mnie, że wszystko jest ok, że ona pamięta mój żart, że tak to odebrała wtedy, że mamy zespoły 2:2, połowa nutella, połowa tiramisu. Że nie pamięta wcale, żeby prowadziła wtedy jakąś rozmowę ze swoim chłopakiem - co najwyżej, że się irytowała tym, że jej typ znowu coś głupiego odpierdala (!).
Eeeee... OK? Nie tak bym to ujęła, ale chyba teraz czuję z jakiego poziomu startujemy: ja myślałam, że zła komunikacja, że jest w tym przestrzeń na chęć zrozumienia Szwagra nr2 i jego dziwności, a przez telefon, zresztą na żywo też, bo nie pierwszy raz to słyszę, ujmuje jego wyrażone na głos potrzeby i antypatie jako trywialne odpierdalanie głupot.. I tu mam serię refleksji i usprawiedliwień: że oni mają ledwie -chyba - 22 lata (to znaczy on jest starszy, ale w kwestii dojrzałości moim zdaniem zachowuje się jakby był młodszy od niej :P), że to trudny wiek, że sami muszą sobie odpowiedzieć na masę pytań, poznać swoje granice, że w takich wypadkach czasem w ogóle brak przestrzeni na pomieszczenie jeszcze emocji i rozkmin partnera bardziej emocjonalnie, a mniej powierzchownie itp... Ale chyba teraz głębiej w to nie chcę wchodzić, bo mam swój shit do ogarnięcia na polu tej relacji, bo sama nie wiem co czuję i jak lepiej się komunikować...
Anyway - potem w sumie sparafrazowałam uwagę mojej przyjaciółki: że czułam, że rodzeństwo bardzo za sobą tęskni, że to ich kawałek do przegadania i nie mam zamiaru w to ingerować, przeciwnie: wspieram, po prostu w ramach tego wyjazdu miałam pół roku wcześniej umówiony z O. wspólny plan, wspólne i przegadane we dwoje oczekiwania, też w ramach naszych potrzeb i naszych granic. Chciałam, aby ten wyjazd mieścił w ramach moich możliwości i potrzeb, a czułam, że te potrzeby nie zawsze były kompatybilne z ich potrzebami lub oczekiwaniami, których przed wyjazdem nie zakomunikowano nam, więc ich nie znałam, a mogła się tu pojawić frustracja - zarówno u mnie, jak i u nich. I tak to czułam. Czułam, że moje granice i baterie socjalne zostały podczas tamtej wyprawy rozładowane. Że mój chłopak to rozumiał i brał pod uwagę, bo jesteśmy parą, jednym zespołem. I mam wrażenie, że moje potrzeby i granice kłóciły się z jej oczekiwaniami, nadziejami, planami. Głównie przez wzgląd na tęsknotę za kiedyś znajomym, domyślnym sposobem w jaki spędzali czas z O.
Na to siostra mojego partnera z jakąś taką ulgą, rozczuleniem jęknęła "Nie, no co ty!" i wyjaśniła, że faktycznie bardzo tęskni za bratem. Że tak bardzo ją cieszyło zobaczenie go na tym wyjeździe. Że była z nim bardzo blisko, że razem mieszkali, że był dla niej jak przyjaciel, że mieli ciepły kontakt, a teraz, przez jej wyprowadzkę do innego miasta ta relacja się osłabiła, głównie dlatego, że jej brat jest debilem i nie potrafi rozmawiać przez telefon o życiu xD (tylko rodzeństwo zrozumie ile w takim pełnym złości wyrzucie może być miłości xD). Że dlatego faktycznie ciągnie ją do niego bardzo, nie kryje, że próbuje wykorzystać każdą chwilę z nim, ale przy tym zupełnie nie miała i nie ma odczucia, że to ja go "zagarniam" dla siebie. Że w ogóle nie czuje z mojej strony jakiegoś zagrożenia na linii ich kontaktów, przeciwnie - czuje, że jestem wspierająca i że to min. sprawia, że ona się cieszy z tego, że jej brat ma spoko dziewczynę.
Hymm... no i tu mam wrażenie, że... ale o tym zaraz...
Potem weszła w radosną opowieść o tym, że mają z O. plany na wspólny wypad w czwórkę z rodzicami z okazji ich "piędziesięciolecia" - że zaproszą ich gdzieś. Snuła taka rozmarzona jak to super będzie znowu gdzieś być w czwórkę. Znam te plany, ale jakoś słuchając tego z ust mojego partnera czułam takie "Good for you, zabierzcie z siostrą gdzieś waszych rodziców na weekend i się dobrze bawcie, powodzenia, super zabawy! A ja w takim razie ruszę w odwiedziny do przyjaciół lub moich rodziców, super, na pewno wszyscy spędzimy świetnie czas - ekscytujące możliwości! Wspieram totalnie, o taki związek mi chodziło! Super z ciebie partner!" a jak słucham tego z ust jego siostry to czuję... zazdrość. I bardzo dużą niewygodę, strach, niepokój. I nie wiem dlaczego! Samą mnie to zaskakuje - bo przecież mówiła mi o rzeczach, o których wiem od tygodnia, a czułam się jakbym została postawione przed faktem dokonanym, na który nie mam wpływu. Jakby mnie wykluczono... I dlatego czuję, że ta relacja może też coś we mnie uruchamiać, coś bardzo głębokiego, ale nie wiem co... Istnieje te możliwość, że to siostra O. komunikuje się w taki sposób, że sugeruje coś, naciska jakieś moje triggery, które na tą samą informację z ust jej brata są zupełnie niewzruszone, a gdy słyszę to samo od niej we mnie zasiewa się niepewność i poczucie wykluczenia, odrzucenia, alienacji. Nie wiem i nie potrafię na ten moment zlokalizować czy to mój kawałek do przerobienia, jakieś moje bolesne miejsce; czy może to jej kawałek do przerobienia (a ja mam po prostu taką konstrukcję emocjonalną, że mam wbudowane akurat takie odbiorniki rejestrujące tą konkretną częstotliwość fal, która jest jej kawałkiem do zaopiekowania, jest to po prostu bardziej opowieść o niej niż o mnie, ja to po prostu odczuwam i trochę wtedy głupieję).
Teraz, gdy opisywałam to chyba zaskoczyłam i wiem o co chodzi, o jakiego rodzaju komunikaty... Ona mi przedstawiła mówiąc "nie wiem czy mój brat ci mówił, jakie razem mamy plany..." - niby nic, ale czułam, że zasugerowała mi, że on mi nie mówi o ważnych rzeczach, o swoich planach. Że nie bierze mnie pod uwagę przy tak ważnych ustaleniach. A to dla mnie byłaby czerwona flaga - oznaka rozpadu naszej relacji. I to nie pierwszy raz ona tak do mnie mówi - w takich sytuacjach odbieram to jakby zakładała, że jestem tu na chwilę, że nie jestem członkinią rodziny, której zdanie i opinia wpływa na to, co się dzieje w parze, w planowaniu wolnego czasu, z budżetem itp. Że jakby... żyję z moim partnerem obok siebie, jak obcy ludzie, że się od siebie odsuwamy, jesteśmy niedostępni emocjonalnie zamiast prowadzić wspólne życie, gospodarstwo domowe, dzieląc się trudnościami, emocjami. Odbieram to w takich chwilach jako alarmującą obserwację: jakby nasz związek był bardziej powierzchowny wedle siostry mojego partnera niż jest naprawdę - tak powierzchowny, że wedle mojej definicji związku nawet związkiem nie jest xD I to właśnie we mnie budzi niepokój, rozdrganie i strach, rozglądanie się na boki by sprawdzić czy faktycznie ta relacja jest tak zbudowana, jak sama chcę budować relację. Czy coś się rozpada. Czuję jakby siostra O. nie zakładała, że dynamika ich rodziny będzie się zmieniać też ze względu na nasz związek. I okay - ona mnie może nie znać jeszcze na tyle by wiedzieć jakie są moje wartości lub sama mogła nie doświadczyć takiego związku, jaki ja uważam za satysfakcjonujący, a w jakim obecnie jestem. Ona sama jest w związku w którym kuleje komunikacja, a my opieramy związek na komunikacji (ofc zawodzimy czasem pod wpływem stresu xD, nie jesteśmy idealni, ale po tym, jak emocje ochłoną obydwoje się odsłaniamy i rozmawiamy o naszych uczuciach, bez komunikatu "ty", koncentrując się na komunikacie "ja" i szukaniu wspólnego gruntu do realizacji potrzeb, nawet jeżeli jest trudno póki co udaje się nam mówić o emocjach, potrzebach, uczuciach - obydwoje jesteśmy wdzięczni za sposób komunikacji jaki wybieramy, to jest główna przyczyna tego dlaczego obydwoje czujemy się z sobą bezpiecznie i kochani <3).
A możliwe, że siostra O. mówi w ten sposób, bo jej brat z nią tak nie rozmawia? Bo sama ma doświadczenie, że "nie wiem czy O. tobie wspominał" zwykle kończy się tym, że jednak nie wspominał, bo "jest debilem i nie potrafi rozmawiać przez telefon" =/ I w takich sytuacjach okazuje się, że mi zazwyczaj wspominał, a jej nie - i tu może wychodzić jej zazdrość, nawet pomimo żywionej do mnie sympatii, bo tęskni za tym "debilem" co "nie potrafi rozmawiać przez telefon". Ech...
Ech, tym bardziej, tak teraz myślę, warto by rodzeństwo sobie wzajemnie zakomunikowało potrzeby. Tylko, że w ich rodzinie się tak nie komunikuje - nie przywykli do DZIWNOŚCI najzwyczajniejszego telefonu z "potrzebuję z tobą porozmawiać, bo jest mi obecnie trudno, brakuje mi ciebie i tęsknię za tobą" - i to rozumiem. Będąc w terapii nauka pierwszych takich rozmów i wyznań oblewała mnie PRALIŻUJĄCYM strachem, chęcią wymiotów, grozą zostanie obśmianą i przekonaniem, że to najbardziej niezręczny, odkrywający kruchość, prezentujący delikatny brzuszek w który ta druga osoba może łatwo mnie kopnąć sposób na ośmieszenie się. A praktyka pokazała, że jednak taki komunikat pozwala uzyskać to, czego mi brakuje i działa lepiej niż zalanie kogoś pretensjami, histerią, że za mało jak na nasze standardy dzwoni do mnie. Ech...
Dlatego podczas rozmowy telefonicznej zakomunikowałam siostrze O. by mu powiedziała o tej jej tęsknocie - która dla mnie, z boku jest oczywista, bo typ się sam z siebie nie domyśli. A potem mu to opowiedziałam co on skwitował po chwili milczenia, bo go wzięło szokiem na moja relację z dzisiejszej rozmowy z jego sis "mam wrażenie, że nie rozmawiałaś z moją roszczeniową, rozhisteryzowaną i przemądrzałą siostrą, tylko z jakąś rozsądną kobietą... ona się tak nie zachowuje. Nie znam mojej siostry takiej, jaką znasz ty. To dla mnie zawsze jest zaskakujące, gdy słyszę jak rozmawiacie. Serio!" - i w takich momentach NIE WIEM czy znam dojrzały potencjał jaki osiąga ta 22-latka czy po prostu ona przede mną pozuje na kogoś, kim jeszcze nie jest (to ostatnie sugeruje jej brat - mówi, że ona zawsze próbuje się zaprezentować na bardziej dojrzałą i odpowiedzialną niż jest w rzeczywistości, a tak serio najczęściej trzeba jej ratować dupę i jest osobą, która każdy konflikt lub trudność rozwiązuje poprzez naskarżenie do mamy/taty/babci/nauczycielki/brata/pracodawcy, który w rezultacie upora się z trudnościami w jej imieniu, torując z jej drogi przeszkody, czym ona się będzie chełpić - że tak sobie dobrze zarządziła ludźmi. I dla mnie to brzmi jak opis zachowania mojej młodszej siostry - przynajmniej do niedawna, więc znam to, mogę się domyślać z jakiego typu doświadczeń wynika, ale zarazem brakuje mi własnych obserwacji w tym zakresie, bo nie znamy się na tyle dobrze i na tyle długo. Po prostu WIEDZĘ i SŁYSZĘ, że ona inaczej rozmawia ze mną, a inaczej zachowuje się przy rodzicach). No nie wiem i trudno oceniać. I nie o to chodzi by oceniać - bardziej ja nie wiem jak się komunikować by zadbać o siebie w tej relacji...
Wracając do rozmowy z siostrą mojego partnera: przyznała, że faktycznie nie podzieliła się swoimi oczekiwaniami co do wyjazdu, ale pamięta, że ja podzieliłam się swoimi: mówiłam, że chcę odpocząć. I ona to usłyszała, zaakceptowała i miała chill. Sama wiedziała, że ona na pewno nie odpocznie, że chciała spróbować wszystkiego, jak to jest na tym wyjeździe, bo to był jej pierwszy raz na takiej imprezie. Przypomniała, że trzeciego dnia pojechaliśmy we dwoje na kajaki przecież i ona to uważa za super opcję. Nie czuje tego jako "zagarnianie jej brata", przeciwnie, jako taką formę spójnego z tym co komunikowałam spędzania czasu.
Wydawało mi się, że jest git do tego momentu. Że wszystko wyjaśnione, wątpliwości rozwiane.
xD
ALE...
Wtedy laska powiedziała, że było na wyjeździe super, że bardzo jej się podobało, ale faktycznie miała niedosyt kontaktu z nami, ż przydałby się jeszcze jeden dzień, taki spędzony wspólnie. Tak od początku do końca, bo przecież... I tu zaczęła wyliczać, że zarówno środę od wieczora (gdy nocowali u nas w domu), cały czwartek i piątek (dwa pierwsze dni rajdu spędzone wspólnie, pierwszego dnia odłączyliśmy się od nich na godzinę wieczorem, co opisałam, spacer po Toruniu itp) i w sobotę wieczorem (czyli tego dnia, gdy od śniadania wraz z moim partnerem odłączyliśmy się, spędziliśmy cały dzień tylko we dwoje, aż do wieczora, głównie jedząc lokalne pyszności i pływając po kanałach i rzekach Żuław Wiślanych kajakiem, trochę martwiąc się o to jakie służby zawiadomić, bo znaleźliśmy na rzece martwe bobry :P - musze to opisać, jak znajdę czas) było tak fajnie! Że super byłoby spędzić CAŁY DZIEŃ, od rana do wieczora tak, jak spędziliśmy sobotni wieczór - z grillem, pływaniem, śpiewaniem piosenek, pływaniem w kanale...
I pode mną się nogi ugięły... bo to jest właśnie ta granica, którą przekroczyłam daleko-daleko w ramach tej środy, czwartku, piątku i soboty wieczór. Ja chcę w przyszłości więcej takich interakcji jak w sobotę - tylko wieczorem, tylko z naładowanymi bateriami, tylko uwzględniając mój komfort i siły. :( Ech, bo w sobotnie wieczór czułam się znacznie lepiej, naładowałam baterie tą ciszą i spokojem zaczerpniętym z wody po której pływałam cały dzień, byłam nastawiona bardzo pozytywnie do wspólnych interakcji, bardzo chciałam intensywnie spędzić wieczór w gronie ekipy wyjazdowej - a właśnie wtedy, kiedy chciałam nie było dla mnie miejsca. xD Tj. tamtego dnia bardzo się poczułam wykluczona z ich grona, wtedy akurat, gdy chciałam w komfortowy dla mnie sposób dołączyć i to było trochę przykre. Takie oczekiwania vs rzeczywistość - i chociaż rozumiałam co się tam podziało to trudno mi było tamtego wieczoru, samotnie bardzo. Po takiej wspólnej, miłej zabawie i kolacji, chłopaków poskładała alergia. Weszliśmy do domku, siostra O. zakropiła im oczy, mieli tak leżeć przez 10 minut zanim znowu wyjdziemy... Wspominali w trójkę wspólne wypady, ten podczas, którego kiełkował nasz związek, ten podczas którego spędzili pół miesiąca na wyprawie. Śpiewali piosenki, które wówczas wspólnie śpiewali nawiązując do tego z jakimi widokami czy sytuacjami z tamtego wypadu te piosenki im się kojarzą, śmiali się do jakichś wspomnień "Pamiętasz jak Patryk wziął paluszki..." i tu śmiech, taki składający człowieka na bok, a rozmówca tylko kiwa głową, tak-ta-pamiętam, też składając się ze śmiechu na bok, bo pamięta Patryka i paluszki, cokolwiek to oznaczało, bo nie dowiedziałam się. A jak w podobnych sytuacjach -wracających cały wieczór - dowiadywałam się, bo O. mi streszczał je to mnie nie to specjalnie bawiło i chyba nie to był cel, a bardziej "przeżywanie na nowo" tamtych fajnych wspólnych chwil... I o ile cieszę się, że mają fajną relację i mase wspólnych wspomnień, o ile zwykle nie jestem zazdrosna o przeszłość mojego faceta (przeciwnie, uważam, że ta przeszłość i umiłowanie podróżowania to jedna z cech, którą w nim kocham), to byłam z każdą godziną (bo te 10 minut leżenia zmieniło się w godziny) coraz bardziej zła, że TERAZ, kiedy możemy wszyscy czworo tworzyć wspomnienia, które będziemy po latach wspominać, że teraz oni wybierają być w świecie w którym mnie nie było, a w którym było im fajnie i chociaż by mi pokazali zdjęć miliony to nie zmienię tego, bo to przeszłość, nie pojawię się w ich wspólnych wspomnieniach, nie zjem w tej niesamowitej restauracji chociaż by mi odmalowali atmosferę, zapachy, smaki i serdeczność gospodarza! No tam mnie nie było - i to jest po prostu zwykły fakt. Tam byli oni w trójkę: mój chłopak z siostrą i jej chłopakiem. Dwa lata temu. A teraz, w czerwcu 2023 roku jesteśmy wszyscy czworo TU, w pięknym domku na Żuławach Wiślanych i możemy stworzyć nowe wspomnienia... ale wybieramy być w przeszłości. W której mnie nie ma i nie opcji, że nawet po najciekawszych opisach czy retrospekcjach, prezentowanych galeriach zdjęć się pojawię. Jestem TU, a oni byli TAM. Przykro mi było... zwyczajnie. Kilka razy wspomniałam, że wolałabym teraz wspólnie coś zrobić innego, albo zmieniałam temat, ale oni wracali do swojego świata. Siostra O. wciąż wracała do tamtego wyjazdu... Potem to omówiłam z moim chopakiem - powiedział mi, że bynajmniej nie chciał mnie alienować, że chciał, abym mogła z nimi uczestniczyć w tej rozmowie, we wspomnieniu, że przecież mi wszystko opowiadał, streszczał. A kieddy mnie wysłuchał i przemyślał to co mówiłam, jak to wyglądało z mojej perspektywy, a potem przyznał, że rozumie i przeprasza. Że zachował się chujowo, chociaż nie takie miał intencje...
I tam poszedł jeszcze jeden gwóźdź do trumny - tak teraz o tym myślę - bo mój facet jak skończyli wspominać ich wyprawę sprzed dwóch lat, a ja już byłam zmęczona milczeniem w tym domku, w którym mieliśmy pierwotnie spać tylko w trójkę, a plany się tak pozmieniały (teściu spał gdzie indziej, a siostra O. i Szwagier nr2. w domku z nami) i posypały, że mnie przytłoczyło to, że nic nie wychodzi tak jak planuję. Jak czułam rozgoryczenie i zarazem małostkowy wymiar tego problemu, który tak bolał mnie w tamtym momencie. Że nie mogę sobie zapewnić bezpieczeństwa i do tego czuję się odepchnięta i niechciana, chociaż przecież dopiero tamtego wieczoru miałam siły i chęci na zbiorowe interakcje... No więc gwóźdź: mój facet nagle wstał i zaprosił Szwagra nr2 na wspólny spacer. Tylko we dwóch. Zaczął wsuwać buty. Szwagier nr 2 zaczął flirtować "myślałem, że nigdy mnie o to nie zapytasz!" xD I z radością się zawinęli, bo mają tyle do nadrobienia, muszą pogadać o tym co u nich obecnie słychać. Atmosfera radości w tęsknoty ich rozpierała! No i chuj, ja się czułam wtedy tak bardzo zła i miałam do niego tyle żalu, złości i przekonania, że kurde, nie chcę tu być. Nie na tych zasadach. Z drugiej strony spędziłam z nim cały dzień na świetnej aktywności - więc niech idzie i spędzi czas z kimś innym, super dla niego. Zamiast iść w złośći poczucie zgorzknienia skupiłam się na odpuszczeniu, "no dobra, porozmawiam z nim o tym później ,o tym co tego wieczoru się odjebało, a teraz ja wypocznę najlepiej jak potrafię". Stwierdziłam, że jak tak to też "pierdolić wszystkich", biorę książkę na taras, kocyk i sobie wypoczywam tak, jakby to były moje wakacje, nie biorąc nikogo pod uwagę. Ale nie wstałam jeszcze z miejsca w którym siedziałam od kilku godzin, jeszcze dając szansę mojemu facetowi na refleksję xD Tym czasem to jego siostra mnie spojrzała - bardzo smutna (teraz myślę, że to tą tęsknotę za bratem chodziło), milczała chwilę. Ja też. Odebrałam to wtedy jako takie jej nagłe zdanie sobie sprawy z tego, że zostanie ze mną sama (bo wtedy było mi przykro i odczytywałam to jako historię o mnie, jako kolejne zranienie, odrzucenie, jako przejaw niechęci wobec mnie - ale z perspektywy czasu wiem, że tak nie musiało być. Ale mogło. To mogło TEŻ być z jej strony uczucie zazdrości, że ten brat za którym tak tęskni woli iść na solo spacer z jej chłopakiem... I to fakt. Z siostrą na spacer nie wybrał się... a cały dzień spędził ze swoją dziewczyną...). Nagle się zerwała, złapała jakąś bluzę i krzyknęła "czekajcie, idę z wami". I poszli. W chwilę drzwi zatrzasnęły się za nimi I wtedy mi było tuuurbo przykro... Potem O. mówił mi "mogłaś iść z nami", a ja zauważyłam, że zaprosił na spacer jedną, konkretną osobę. Szanuję jego wybory, ale niech nie przerzuca na mnie odpowiedzialności za to, że odleciał i przestał zachowywać się jak mój partner. Przeprosił mnie za to - po prostu z jego perspektywy ten wieczór wyglądał inaczej, inne emocje budził, nie zauważył, że we mnie wcale nie musiał... Ech. Wrócili do godziny, potem okazało się, że chłopaki pływali w kanale, a siostra O. robiła im zdjęcia... I to jest to wspomnienie, które już teraz razem stworzyli i które już teraz wspominają świetnie: wspólną kąpiel w kanale o niebieskiej godzinie z siostrą pokrzykującą z pomostu, że im jaja od zimna odpadną... To wspomnienie w którym też mnie nie ma... w którym nie uczestniczę...
No i ostatnia rzecz: ja robiłam zdjęcia (duuuuużo zdjęć) i wrzucałam na wspólny kanał i na stories zdjęcia wszystkim uczestników naszej ekipy. A siostra O. nie zrobiła żadnego zdjęcia ze mną... i to może być przypadek, to może być wybór kadru po prostu, coś nieistotnego. Ale to wizualne zaprezentowanie na jej stories - a wrzuciła je dopiero po tym, jak rajd się zakończył, z całości "przygód" kilkudniowych - bardzo mnie to upewniło w tym, że jednak coś jest nie tak. Tym bardziej, że zdjęcia ze stories usunęła po kilku godzinach, 4 bodaj. Z drugiej strony to może być pierdoła. Przypadek, któremu dopisuję jakieś uczucia żywione wobec mnie... A jednak w serii -nastu lub -dziestu zdjęć ze spędzonych wspólnie 4 dni na ani jednym nie ma mnie... Byli chłopaki pływający w kanale o niebieskiej godzinie, był ten grill, wjazd na metę, chillowanie na plaży nad morzem, postoje, domki... i można by uwierzyć, że w rajdzie uczestniczyło raptem 6, a nie 7 osób w naszej ekipie... :(
I dlatego min. chciała z nią pogadać.
Ale przyznaję, że głupio i wręcz wstydliwie dla mnie brzmiała sama próba sformułowania takiego pytania "ej, masz coś do mnie, bo nie dodałaś mojej gęby na żadnym stories? Trochę jest mi przykro i dlatego chciałabym o ty z tobą pogadać?" - brzmi to głupio i próżnie. I w rezultacie nie zadałam TEGO pytania podczas rozmowy.
I myślę, że teraz zotaje obserwować i ewentualnie reagować w przyszłości, bo nie wiem jak do tego się odnieść...
Jak mogłabym to lepiej zakomunikować nie czując się jak próżny głupek, bo chodzi o stories na IG? :/
Próbowałam jakoś tak delikatniej, że tamtego dnia czułam, że tęskni za bratem, że to ich pole do zakomunikowania tego i że znowu dla mnie sobotni wieczór wiązał się z poczuciem dużej alienacji, pomimo chęci na interakcję wtedy. Że to są moje granice i nie chciałabym więcej dni w których spędzamy czas wspólnie od rana do wieczora - przeciwnie, że takie spotkanie na kilka godzin jak to w sobotę by mi znacznie bardziej odpowiadało. Inna sprawa, że wtedy poczułam się wykluczona, chociaż chciałam tego dnia, po zadowalającym czasie solo, takim na regenerację, uczestniczyć w czymś wspólnie.
Ona się zdziwiła, że o tym wspominam i zbagatelizowała to. Powiedziała, że rozumie totalnie, przytoczyła, że ona też tak ma, że czasem potrzebuje godzinę posiedzieć sama. Na co ja już stresuję się, że mam jednak inaczej: ja muszę większość dnia "posiedzieć sama" by komfortowo spędzić z nimi kilka godzin. Na co ona, ze zrozumiem, że to totalnie rozumie, bo też tak, tak miała na Wielkanoc, dlatego właśnie brakowało jej jeszcze jednego dnia, który wszsycy moglibyśmy spędzić wspólnie razem.
I chuj.
Nie dogadamy się.
W teorii mówimy o tym samym, ale ona i jej brat NIE ROZUMIEJĄ (wiem z doświadczenia, bo on twierdzi, że ROZUMIE, ale dopiero zaczaił o co jest dla mnie komfortowe w momencie, kiedy słuchał jak o tym rozmawiam z przyjaciółmi, którzy naprawdę rozumieli... Słuchał i był zły, że do niego tak nie mówię, że nie wiedział, że bardziej ufam przyjaciołom niż jemu. A jak mu przypomniałam kiedy mówiłam i jak często o tym mówiłam, jak cholernie byłam bliska histerii przez to, i ile razy on moje komunikaty odbijał "przecież byliśmy na spacerze solo", to go wzięło przestrachem, gdy do niego dotarło, że ja potrzebuję pełnej niezależności, że to nie ma być spacer solo, bez innych na chwilę, tylko ewentualne spotkanie z innymi na chwilę, żeby nie musieć się pod nikogo dostosowywać i dopasowywać. By być w pełni autonomicznym, tworzyć własną, niezależną komórkę rodzinną. Z tej obserwacji wyniknęła bardzo poważna rozmowa o tym, że mój komfortowy sposób spędzania wspólnie czasu z naszymi rodzinami to dla niego rzecz trudna, nieosiagalna na ten moment, bo sam jest na etapie odcinania pępowiny, startu w dorosłość, więc będziemy musieli chodzić na jakieś ustępstwa, by każde z nas czuło się komfortowo podczas spotkań z ludźmi, którym na nas zależy... Najbardziej wkurzające jest to, że mówiłam mu to tyle razy, ale sam jeszcze tego nie zaznał, nie doświadczył, jest młody, tu wychodzi różnica wieku po prostu i jak do niego w końcu dotarło czego od niego w naszej relacji oczekuję to poczuł strach, sprzeciw i "kochanie, ja na tym etapie czuję się jak obcy we własnej rodzinie. Daj mi czas by moi bliscy i ja mogli się tej nowej dynamiki nauczyć" - no i dobrze, luz, to sensowny komunikat, ale już nie będę się dostosowywać i kopka: po potem zamiast lubić jego rodzinę jestem na nich zła, bo są wszędzie i nie dają mi potrzebnej przestrzeni, niezależności, autonomii - a robią to z sympatii, która tylko dla nich jest komfortowa. No i jak ja mam ich lubić w takich warunkach!? Albo być przez nich lubiana, jeżeli czuję, że przekraczane są moje granice i jestem bez ustanie w trybie obrony!? O. w końcu zrozumiał, i to nie dzięki obserwacji mojej rozmowy z przyjaciółmi... jego siostra ewidentnie nie)
Więc mam silne poczucie, że chociaż zrobilam prawie wszystko co mogę, że wszystko okay podczas tej rozmowy zakomunikowałam, to komunikacja zwrotna dała jasno do zrozumienia, że odebrano moje uwagi, jakby o czymś innym.
Niby gadamy o tym samym, ale każda o czymś innym...
Kijowo...
4 notes
·
View notes