#polonia1
Explore tagged Tumblr posts
Text
Yattaman
Na początku była wola walki. Nonszalanckie uwolnienie telewizora z szafki zamykanej na wielką kłódkę. Sprawne manewry tak, by nikt nie zobaczył co dzieje się z pilotem w dłoni. Regularne próby uciszania pomruków niezadowolenia, a później własnych myśli, gdy pomruki przekształcały się w coraz głośniejszy jazgot. W końcu spektakularna kapitulacja, którą jedynie honor i stanowisko powstrzymały przed teatralnym trzaśnięciem pilotem o ziemię i ucieczką z pola bitwy.
Tak wyglądało, mniej więcej, każde przedpołudnie w mojej grupie przedszkolnej, gdy nadchodziła godzina telewizyjna. W roli przegranego występowała jedna z pań przedszkolanek. W roli zwycięzców my – waleczne średniaki. A bitwa była o… Yattaman.
Ostatni bal karnawałowy w przedszkolu (kliknij i czytaj). Jak widać nie doczekałam się stroju Yattamana...
Na zakończenie każdego odcinka czarne charaktery Drombo pozostawały w negliżu i uciekały na piechotę, hen za horyzont, przed wstydem i zwycięskimi Yattaman. W tym czasie ich niszczycielski robot dogorywał gdzieś w oddali. Przedszkolanki zdegustowane głównymi bohaterami czasem podejmowały próby nawrócenia placówki na edukacyjny charakter i zamiast na Polonię 1, pstrykały na Jedynkę, gdzie rozpoczynało się właśnie „Domowe przedszkole”. Gwiazdy tej sztandarowej produkcji (dziś wzbudzaliby raczej niepokój politycznie poprawnych obywateli), to aktorzy śpiewający piosenki i ćwiczący dykcję z wiecznie przestraszonymi dziećmi. No i jeszcze Hałabała, walczący o grand prix w kategorii „creepy” z Kulfonem. Jedynym wytłumaczeniem akceptacji tej makabrycznej kukiełki był wciąż drzemiący w nas szczątkowy gen homo sovieticusa. Zresztą, kolejnych dowodów na obecność genu nie trzeba daleko szukać. W końcu na początku lat 90. najlepszym momentem dnia dla dzieci w wieku od 3 do 5 lat było… oglądanie japońskiej anime. Z włoskim dubbingiem. Z końca lat 70. Tak czy siak, przedszkolanki edukację musiały przesunąć na popołudnie, zostawić rodzicom i Panu Tik Takowi, pierwszemu oficjalnemu hipsterowi w Polsce, który wtedy wyglądał po prostu jak pierwszy lepszy wujek z wąsem. Dla dzieci z mojego otoczenia w latach 90. nie liczył się żaden inny kanał, tylko Polonia 1. W mojej grupie przedszkolnej liczyła się tylko Yattaman. I jeśli przedszkolanki chciały, we względnym spokoju, dotrwać do końca dnia pracy, musiały to uszanować.
Yattaman. Tak naprawdę nikt nie wiedział o co w tej bajce chodziło, ale to nie było ważne. A może najbardziej nęcąca była w niej… powtarzalność? Kiedy biedne dzieci z Domowego Przedszkola musiały męczyć się nad ćwiczeniem rysunku czy lepieniem figurek z plasteliny, my mogliśmy oddawać się zupełnej hipnozie, odłączającej szare komórki. W moim przypadku spotęgowanej głaskaniem po głowie przez przyjaciółkę K. To była wymarzona wersja leżakowania i przedszkolnego podwieczorku. Jestem pewna, że każdy z moich kolegów i koleżanek do tej pory potrafi zanucić jingiel, który pomijając psychodeliczne rytmy na pograniczu disco-polo i monotonny głos lektora, przebijającego się przez tekst piosenki również śpiewanej po włosku, w tamtych czasach interpretowanego przeze mnie jako japoński, tylko podbijał emocje towarzyszące każdej nowej odsłonie. No właśnie, tylko jakie emocje? Wszyscy od początku wiedzieli jak skończy się kolejny odcinek i kto wygra, zdradzała to już piosenka. Jestem pewna, że nikt z nas nie zagłębiał się również w szczegóły odwiecznej walki między Yattaman, a Drombo. O istnieniu tajemniczego kamienia zwanego Dokuro, który dawno temu roztrzaskał się na kawałki rozrzucone po całej Ziemi i ma moc ujawnienia lokalizacji największego złoża złota na świecie, w przedszkolu nie wiedział zapewne nikt. Ale to nie było ważne. Gdybyśmy mieli wtedy czym handlować, prawdopodobnie otworzylibyśmy mini STS obstawiający zakłady i dający w zastaw wszystko, nawet swój ulubiony worek na kapcie, by tylko wygrać zakład o to, na którym robocie do walki ze złem wyjadą dziś Yattaman. No i ten dreszczyk emocji na końcu każdego odcinka, połączony z próbą totalnej samokontroli, by na głos nie wykrzyczeć: GOLASY!!! To mogłoby oznaczać koniec przygody z Yattaman w godzinach pracy przedszkola, dlatego każdy z nas starał się zatrzymać na rubasznym chichocie.
Jak widać w zerówce Yattaman odszedł w zapomnienie. Z kretesem przegrał z... Zorro.
Sama bajka w pewien sposób rozbudzała jednak wyobraźnię. Symulowanie jazdy na Yattakanie, wisząc na prętach zardzewiałego, przedszkolnego płotu, po którym ręce miały wgłębienia od drutów, resztki odłażącej farby i specyficzny zapach rdzy na skórze. Żmudna nauka tańca zwycięstwa z zaangażowaniem nieobecnym nawet podczas rytmiki, do tego stopnia, że podczas prób niejednokrotnie zarobiło się od partnera lub partnerki łokciem. A przede wszystkim przepychanki słowne kto jest bardziej podobny do Yattaman i przed kolejną zabawą karnawałową już na pewno namówi mamę na uszycie ich stroju, by zdeklasować konkurencję. Nie mówiąc już o tym, że patrząc z dzisiejszej perspektywy na głównego bohatera bajki, jestem z stanie wyciągnąć daleko idące wnioski i powiązać jego wygląd z moim idealnym typem mężczyzny. Tylko te dzwony…
Przedszkolna przygoda z Yattaman w zasadzie była moją jedyną wspólną historią z anime. Tak jak w przypadku Mango TV (kliknij i czytaj), pozostałam wierna pierwszej telewizyjnej miłości, dlatego nigdy nie zainteresowałam się królującymi w młodszych klasach Sailor Moon. Krótki epizod z Super Świnką również mnie nie złamał, a kolejne przeprowadzki i zderzenie się z równieśnikami na Podhalu, którzy nigdy wcześniej nie słyszeli o Yattaman, utwierdziły mnie w przekonaniu o słusznym wyborze bycia ich ambasadorką do dziś.
Yattaman
In the beginning there was a will to fight. Nonchalant release of the TV from the locker with a large padlock. Smooth maneuvers so that nobody can see what is happening with the remote control in the hand. Regular attempts to silence the murmur of discontent, and then own thoughts as the murmur was transforming into an ever louder clamor. In the end, spectacular capitulation, which only honor and position prevented the theatrical pilot slamming into the ground and escaping from the battlefield.
That was, more or less, every morning in my kindergarten group when the TV hour was coming. One of the kindergarten ladies played the loser role. We - the brave kids - were winners. And the battle was about... Yattaman.
Last carnival party in the kindergarten (click and read). As you can see, I didn’t manage to become Yattaman...
At the end of each episode, the villains remained negligee and fled on foot over the horizon from shame and from the victorious Yattaman. At the same time, their destructive robot was dying somewhere in the distance. Preschoolers disgusted with the main characters sometimes made attempts to convert the institution to an educational character and instead of Polonia 1, they picked public TV channel, where the "Home kindergarten" was just beginning. The stars of this flagship production (today they would rather raise the concerns of politically correct citizens) were actors singing songs and practicing diction with eternally frightened children. There was also Hałabała, fighting for the grand prix in the "creepy" category with Kulfon. The only explanation for the acceptance of this macabre puppet was the homo sovieticus gene still dormant in us. Anyway, you don't have to look far for further evidence of the presence of this gene. Finally, at the beginning of the 90s, the best moment of the day for children aged btween 3 to 5 was... watching Japanese anime. With Italian dubbing. From the late 70s. Anyways preschoolers had to leav the education to the afternoon, fror parents and Mr. Tik Tak, the first official hipster in Poland, who at that time looked like every uncle with a mustache. For children from my surroundings in the 90s, no other channel mattered more than Polonia 1. In my preschool group, only Yattaman was important. And if preschoolers wanted to get to the end of the work day in relative peace, they had to respect it.
Yattaman. Nobody really knew what was the story about, but it didn't matter. Or maybe the most alluring was... the repetition? When poor children from the „Home Kindergarten” had to bother with drawing exercises or making plasticine figurines, we could indulge in complete hypnosis, disconnecting gray cells. In my case, intensified by stroking the head by my friend K. It was the dream version of napping and kindergarten afternoon tea. I am sure that each of my colleagues is able to hum a jingle even now, which, apart from the psychedelic rhythms on the border between disco-polo and the monotonous voice of the teacher, breaking through the text of the song also sung in Italian, interpreted by me as Japanese at that time, was only raising the emotions accompanying each new episode. Well, but what emotions? Everyone knew from the beginning how the next episode would end and who would win was already revealed even in the song. I'm sure none of us went into the details of the eternal battle between Yattaman and Drombo. Probably noone in the kindergarten knew in about the existence of a mysterious stone called Dokuro, which long ago shattered into pieces scattered throughout the Earth and has the power to reveal the location of the largest gold deposit in the world. But it didn't matter. If we had something to trade then, we would probably open a mini STS placing bets and pledging everything, even your favorite bag for slippers, just to win on which robot to fight evil will choose Yattaman today. And this thrill at the end of each episode, combined with an attempt at total self-control, not to shout out: naked!!! This could mean the end of the adventure with Yattaman during the kindergarten's working hours, which is why each of us tried to stop on a frivolous giggle.
As you can see, in my last year of kindergarten, Yattaman became forgotten, loosing the fame fight with Zorro.
The fairy tale itself somehow awakened the imagination. Simulated driving on Yattakan, hanging on the bars of a rusty, preschool fence, after which the hands had hollows from wires, remnants of decreasing paint and a specific smell of rust on the skin. The painstaking learning of the dance of victory with commitment not present even during rhythm, to such an extent that during rehearsals often earned an elbow from a partner. And above all verbal scuffles who is more like Yattaman and before the next carnival party will definitely persuade their mother to sew their costume to outclass the competition. Not to mention the fact that looking from today's perspective of the main character of the fairy tale, I am able to draw far-reaching conclusions and associate his appearance with my ideal type of man. Only those flare trousers...
The preschool adventure with Yattaman was basically my only common path with anime. As with Mango TV (click and read), I remained faithful to my first television love, which is why I never got interested in Sailor Moon's junior classes. A short episode with Super Pig didn't break me either, and subsequent removals and a collision with my peers in Podhale, who had never heard of Yattaman before, confirmed my belief in the right choice of being their ambassador to this day.
#yattaman#mangotv#polonia1#lifewithkasia#childhood#memories#carnival#santaclaus#domoweprzedszkole#kulfon#tiktak
1 note
·
View note
Photo
Tiger mask
2 notes
·
View notes
Photo
Tōshō Daimosu - Generał Daimos
0 notes
Photo
Paul no Miracle Daisakusen
0 notes
Photo
Gigi la trottola
0 notes