#podjazd
Explore tagged Tumblr posts
robert7979 · 2 months ago
Text
Ocieplenie zimy na wyciągnięcie ręki! ❄️🔥
Marzysz o podjeździe bez lodu i śniegu, bez konieczności codziennego odśnieżania? 🚗❄️ My mamy na to idealne rozwiązanie! Podgrzewane podjazdy, chodniki, parkingi i tarasy to gwarancja bezpieczeństwa i komfortu zimą. Dzięki nowoczesnym systemom grzewczym możesz zapomnieć o ryzyku poślizgnięcia się na oblodzonej nawierzchni. Dodatkowo, to oszczędność czasu i energii, którą możesz przeznaczyć na coś przyjemniejszego niż machanie łopatą! 😉
W naszym najnowszym artykule na blogu Projekt Ogrzewania opisujemy wszystkie zalety podgrzewanych powierzchni otwartych i wyjaśniamy, dlaczego to inwestycja, która szybko się zwraca. Bezpieczeństwo, nowoczesność i wygoda – wszystko to znajdziesz w jednym miejscu! 💡
🔸 Dowiedz się, jak możesz poprawić komfort zimowy swojego domu. 🔸 Sprawdź, jak działa nasz system ogrzewania powierzchni otwartych. 🔸 Zainwestuj w bezpieczeństwo swojego podjazdu, chodnika czy tarasu!
Nie czekaj, aż śnieg Cię zaskoczy! ❄️ Kliknij link i dowiedz się więcej!
👉 https://projekt-ogrzewania.pl/podgrzewane-podjazdy-chodniki-parkingi-i-tarasy-komfort-zima-ktorego-potrzebujesz/
Hasztagi: #podgrzewanePodjazdy #ogrzewaniePowierzchni #komfortZimą #bezpieczeństwoZimą #innowacyjneOgrzewanie #nowoczesneRozwiązania #projektOgrzewania #bezpiecznyPodjazd #oszczędnośćEnergii #komfortNaCoDzień
0 notes
dawkacynizmu · 4 months ago
Text
Tumblr media
sobota 07.09
۶ৎ podsumowanie dnia
zjedzone — 950 kcal
towarzyszył mi lęk że wraz z powrotem do szkoły zawitają do mnie napady, że w weekend będę zajadać całe nagromadzone w tygodniu napięcie ale całe szczęście nic takiego dziś się nie stało 🙏 jutro też nie powinno, jak przeżyłam sobotę do niedziela pójdzie z górki.
tak jak wczoraj wspominałam, na cały dzień przyjechała do mnie młodsza kuzynka. praktycznie z samego rana, ledwie zdążyłam wstać z łóżka a usłyszałam jak na podjazd wtacza się auto jej mamy. przywiozła ze sobą węgiel do rysowania (jest bardzo plastyczna, robi biżuterię, świeczki, szydełkuje) i sobie rysowaliśmy, zaangażowałam się XD a warto zaznaczyć że w przeciwieństwie do niej jestem raczej manualnym beztalenciem. spodobało mi się to na tyle że chyba jutro włączę sobie jakiś film lub podcast w tle i trochę porysuje, mam paczkę pasteli, poszukałabym jakiejś inspiracji na pinterescie i coś dla relaksu potworzyła. tutaj moja grzybowa chatka i jej grzyb ze ślimakiem.
Tumblr media
+ mój kotek rybak robiony już ołówkiem
Tumblr media
dwie godziny grałyśmy w monopoly, przeszłyśmy się na plac zabaw, zmusiła mnie do zabawy w chowanego naprawdę poziom energii dzieci jest przerażający, ledwie kończyliśmy jakieś zajęcie pytała "i co teraz robimy?". pojechała o 19, od razu poleciałam na spacer z psem i dopiero teraz siadłam w końcu na dupie w ciszy i wyłącznie własnym towarzystwie. czeka mnie nauka na angielski i francuski, trening i planowałam jakieś dłuższe rozciąganie...jak przed północą się wyrobię to obejrzę jeszcze criminal minds, chciałabym pójść wcześniej spać bo z rana będę robić paznokcie, ściąganie starych idzie mi opornie więc potrzebuję sporo czasu.
Tumblr media
teraz pora na powracający co post temat zaparć — wypróżniłam się dziś i uznałabym to za przyzwoitą kupę gdyby nie fakt że nie srałam od tygodnia, ja czuję że tam jeszcze sporo zalega w tych jelitach XD zjadłam owsiankę z jogurtem naturalnym, suszonymi śliwkami, chia, zupę ogórkową, jabłko z cynamonem i śliwki, do kolacji sporo kapusty kiszonej ogółem błonnikowa bomba (ostatnio zwracam uwagę na jego ilość w fitatu i udaje mi się dobić przyzwoitą ilość) więc mam nadzieję że jutro coś się zadzieje. może zaleje sobie kilka suszonych śliwek wodą na noc, słyszałam że wtedy mają lepsze przeczyszczające działanie, ktoś coś się orientuje czy to prawda...?
33 notes · View notes
zgnilabazylia · 10 months ago
Text
Tumblr media
podjazd
50 notes · View notes
kosiorek00 · 3 months ago
Text
5 października 2024
Byłyśmy dwa razy na grzybach dziś xd Pogoda nie sprzyja zupełnie, raz przemoczyłam buty, za drugim razem testowałam moje nowe kalosze 🤭 uzbierałysmy 2 koszyki i reklamówkę, same prawdziwki i czerwone kozaki :D
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Poza tym udało się doprowadzić podjazd pod nowy dom do porządku po tym kopaniu kanalizacji :) Pan który nam to wykonywał chciał wziąć w rozliczeniu od nas płyty drogowe, które wcześniej tam leżały, proponował 150 zł za jedną, na olx są oferty po 300-400 zł,więc stwierdziliśmy, że sami spróbujemy wystawić niz oddawać za pół darmo. Kupowalismy je po 400 zł (uzywane) i 500 zł (nowe) bo mieliśmy i takie i takie.
Salon się maluje, w środę mamy odebrać panele i pewnie nie długo będą układane. Can't wait 🤭
16 notes · View notes
kasja93 · 1 year ago
Text
Hej
Tumblr media
Budzik zadzwonił o 3 nad ranem. Ubrałam się, wypiłam kawę (brawo ja! Zapomniałam zabrać kubek z kabiny stąd brak kawki na drogę). Zapuściłam by ściągały się gale KSW dla taty, zjadłam pączka i pojechałam do roboty. Droga była przyjemna w końcu o tak pogańskiej godzinę rzadko kogo idzie spotkać na szlaku.
Zajechałam na bazę, rozpakowałam majdan i patrze w apke a tam znikło mi zlecenie. Było i nima! Magia kutfa… dzwonię do szefa. Podoba mi się fakt, że o każdej porze dnia i nocy, gdy pojawia się sytuacja kryzysowa idzie się do niego dodzwonić.
Tak jak przypuszczałam - anulowali nam ładunek. Po 10 min szef oddzwonił z planem. A jakim? Kutfa sprytnym.
Tumblr media
O 8 miałam się stawić na amazonie, zostawić swoją naczepę i zabrać dwie inne na myjnie… nie żartuje! Spędziłam łącznie od 8 do 14:30 robiąc dwa kółka na myjnie xD później na dosłownie minuty doleciałam na Amazona w Łodzi. Cel: załadunek w Łodzi, rozładunek w Sosnowcu.
Tumblr media
Udało się zrealizować plan. Wyjechałam dopiero co z Amazona i stanęłam sobie w pobliskich krzakach, aby odebrać odpoczynek dobowy.
Jak rozmawiałam z szefem ten przeprosił mnie, że poprzedni wyjazd robiłam same nocki. Stwierdził, że ten tydzień powinnam jeździć w świetle słońca. Odpowiedziałam, że ja tam lubię nocki - mniej debili kamikadze na drodze oraz łatwiej znaleźć miejsce parkingowe. Był zaskoczony i się uśmiał z mojego stwierdzenia. Ja wiem, że jestem na tzw ochronnym i zawsze podczas takiego stanu wszyscy starają się być zajebiści, abym na okresie próbnym nie wjebała kluczyków do baku karząc wszystkim się chędożyć… Jednak nie wiem… Atmosfera jest tutaj… spoko. Taka na luzie choć czas nieraz goni co pokazał mój dzisiejszy podjazd na załadunek 5 min przed oknem awizacyjnym. Nikt nie krzyczał, nie poganiał. Fakt faktem były pytania czy się wyrobie i jak to widzę, ale to było wypowiedziane tak lekkim, wyrozumiałym tonem. Chce wierzyć, że później, gdy przejdę na umowe na czas nieokreślony, będzie tak samo. Jednak tyle razy robiono mnie w wała, że ciężko mi o optymizm. Jednak staram się jak mogę może nie zaufać, ale zachować powściągliwość.
Kiedy położyłam się na drzemkę (miałam 3 godzinne okienko jak zjawiłam się na bazie i plany diabli wzięli) znów nawiedziły mnie koszmary. Kilka razy w różnych sceneriach kładłam zestaw do rowu… udało mi się też przestawić magazyn o kilka metrów, gdy w niego przywaliłam… conajmniej dwa razy też wrąbałam się w jakiś ślepy zaułek i musiał przyjeżdżać po mnie holownik. Pracowite miałam te dwie i pół godziny snu… Jak biorę leki na spanie (jestem wtedy „nieprzytomna” przez przynajmniej 6 godzin) nie nawiedzają mnie żadne sny. Muszę podmienić, że jestem z tych co zawsze o czymś śnią. Lubię sny, mniej zaś koszmary - zwłaszcza te, które dotyczą mojej pracy. Budzę się wtedy przerażona bo nie wiem czy to się wydarzyło naprawdę. Tak realne i szczegółowe są moje sny…
Jutro mam e wizytę u mojej pani doktor. Czuje się, że ją zawodzę tym, że znów jest źle choć było już dobrze… Płakać mi się chce bo wiem, że znów oblepia mnie ten mrok. Jak wychodzę do ludzi udaje, że jest super. Jestem wtedy otwarta, uśmiechnięta i serdeczna. Idę prosto starając się emanować pewnością siebie i profesjonalizmem. Udaje mi się to nad wyraz dobrze. Chciałabym taka być naprawdę a nie jedynie taką siebie kreować. Co z tego, że słyszę pochwały od obcych ludzi, że świetnie a wręcz znakomicie sobie ze wszystkim radzę skoro to tak jakbym była rozszczepiony na dwie osoby. Dwa różne oblicza….
Generalnie dziś nie było źle. Dobrze też nie, ale serdeczność napotkanych osób mi pomaga. Kolejny dzień gdzie wszyscy byli dla mnie mili. Może dlatego, że aż do porzygu staram się być pogodna? Choć przez tą chwile być normalna.
Jedzeniowo dziś:
Pączek, 3x kawa z mlekiem, dwie kiście winogrona (takie jak na zdjęciu czyli nie duże).
Ruchowo?
Było sporo chodzenia i nieco fizycznej siły (sześć razy rozprzęgałam i zaprzęgałam zestaw)…
Fali miesiąca: byłam przekonana, że kabel do ładowania zegarka mam w kabinie. Nie ma go. W domu również. Chochliki zapewne zarąbały. Jak dostanę kasę to kupię sobie kabelek i znów będę mogła napatrzeć się na bardzo niską ilość kalorii jakie spałam będąc w trasie.
18 notes · View notes
happyg-olucky · 1 year ago
Text
Jakiś total nieogar dziś mam. Nie wyspałam się, bo Mieszko w nocy milion razy chciał pić. Potem rano go nie mogłam dobudzić, jak dobudziłam zakaszlał jak stary palacz i juz wiedziałam, ze dupa z przedszkola. Mogłam nie budzić.
Ale i tak musiałam go ciągnąć, jak zawoziliśmy starszego do szkoły, do przedszkola zawieźć kasę na Mikołajki, mam (nadzieję, ze do środy będzie lepiej nie gorzej) i jeszcze paczkomat, bo D. miał rano paczkę wysłać, ale go taśma klejąca pokonała :D
Jak już wytoczyliśmy się na śnieg to poodśnieżałam trochę chodnik i podjazd. Kot jest zachwycony śniegiem, pracował razem ze mną. :)
Poza tym szukam magii świąt, odkąd przestałam oglądać true crime o seryjnych mordercach, a włączam świąteczne filmy na Netflixie jest lepiej :) Chociaż wszystkie wydają mi się takie same o tym samym, to jednak klimat jakiś jest :).
Muszę się zebrać i pójść do piwnicy w końcu po ozdoby, to dzieci może sobie chociaż małe choineczki w pokojach ubiorą.
9 notes · View notes
opoana · 10 months ago
Text
rozdizal 4
Jechaliśmy karetką bez sygnału przez jakieś totalne odludzie. Wokół otaczał nas las z wysokimi drzewami, a droga wiła się i skręcała jak wąż. Podróż trwała ponad godzinę, a ja cieszyłam się, że mam powerbanka, bo siedziałam na telefonie. Napisałam do mamy SMS-a, że wyjechałam na wycieczkę i nie będzie mnie jakiś czas w domu. Próbowała się do mnie dodzwonić, ale nie odebrałam. Wiedziałam, że się martwi, nawet odchodzi od zmysłów, ale sama nie wiedziałam, co mogłabym jej powiedzieć.
W końcu zatrzymaliśmy się w środku lasu. Okazało się, że przed pojazdem znajduje się potężny budynek, niby willa z wysokim ogrodzeniem i masywną, żelazną bramą, która automatycznie otworzyła się, abyśmy mogli przejechać.
Dom, w którym miałam zamieszkać, był naprawdę duży i ładny. Beżowe ściany, czerwony dach i wypielęgnowany ogród. Wjechaliśmy na podjazd, a z willi wyszła jakaś pani. Miała czarne, krótkie włosy z krzywą grzywką na lewe oko. Uśmiechała się, miała na sobie ubrudzony fartuch.
– Pani musi nazywać się Ofelia – powiedziała na przywitanie, kiedy wyszłam z karetki. – Ja jestem Renata, zajmuję się opieką nad podopiecznymi ośrodka.
– Dzień dobry – przywitałam się trochę z niechęcią. Wciąż nie byłam przekonana co do mojej decyzji. Uważałam, że była ona nieco wymuszona.
– Od razu proszę, abyśmy przeszły na ty, dobrze? – spytała, a ja kiwnęłam głową. – Super, chodź, oprowadzę cię po ośrodku. Weź swoje rzeczy.
– Mam tylko plecak, przyjechałam tu bez bagażu – odpowiedziałam. Nie miałam żadnych ubrań na zmianę, nawet bielizny. I nie wiedziałam, na jak długo tu zostanę. W ogóle nie powinno mnie tu być.
– To nic, wszystko dostaniesz od nas. Czy mamy kogoś poinformować o twoim pobycie tutaj? – Renata objęła mnie ramieniem i powoli prowadziła do drzwi. Karetka zawróciła i pojechałą kamienistą drogą w stronę bramy, która zamknęła się zaraz po tym, jak wyjechali.
– Nie, nie chcę. Rodzina nie wie, że tu jestem – powiedziałam.
– Zastanów się jeszcze nad tym, przecież nie możesz tego ukrywać całe życie.
Czy faktycznie nie mogę? Nie widać po mnie, że jestem chora, więc po co miałabym o tym komukolwiek mówić? Nie chciałam martwić rodziny. Miała wystarczająco dużo problemów. Nie chciałam dokładać swojej cegiełki.
Kiedy weszłyśmy do środka, uderzył mnie zapach gotowego obiadu. Dawno nie czułam tak aromatycznej woni posiłku. Korytarz, w którym się znalazłyśmy, był przytulny i wysoki. Naprzeciw wejścia piętrzyły się drewniane schody. Po obu stronach znajdowały się kolejne drzwi. Renata zaprosiła mnie do wyjścia na górę.
– Pokażę ci twój pokój, a potem uzgodnimy szczegóły – powiedziała. Schodów nie było dużo, ale zdążyłam się zmęczyć. W głowie trochę mi się kręciło.
Na górze ciągnął się długi korytarz z wieloma drzwiami. Do mojego pokoju prowadziły drugie po lewej. Pomieszczenie, do którego weszłyśmy, było bardzo przyjemne. Jasnożółte ściany, drewniana podłoga i wielkie okno wychodzące na ogród. Pod jedną ścianą stało łóżko, obok szafka i komoda. Naprzeciw okna była wielka szafa, a obok niej biurko z krzesłem. Byłam zdziwiona poziomem tego budynku, ale przypomniałam sobie, że to prywatna placówka.
– Jak ci się podoba? – szepnęła mi zza pleców Renata. Drgnęłam, bo zapomniałam, że ona tam w ogóle stoi.
– Jest śliczny – odparłam zgodnie z prawdą.
– Zostaw tu plecak i chodźmy do gabinetu.
Biuro Renaty było stylowe i profesjonalne. Ogromna ilość książek piętrzyła się na szafkach, które zajmowały całą wolną przestrzeń. Potężne, masywne, drewniane biurko stało na środku pokoju, a po obu jego stronach były fotele. Renata usiadła na tym porządniejszym, a mnie zostało takie zwykłe, niezbyt wygodne.
– Dzień rozpoczynamy od ważenia. Później jest śniadanie i odsiadka, potem terapia i zajęcia, obiad, odsiadka, zajęcia i czas wolny, kolacja i odsiadka, cisza nocna o dziesiątej. Między posiłkami jest drugie śniadanie i deser. Podpisując ten kontrakt, który zaraz ci dam do przeczytania, zdajesz się całkowicie na nas. Bierzemy za ciebie pełną odpowiedzialność, więc musisz się nam podporządkować.
Nie uśmiechało mi się to, o czym Renata do mnie mówiła. Mam być grzeczna i wciskać w siebie jedzenie, mimo że jestem dorosła i najwidoczniej tego nie chcę? Patrzyłam na kobietę spod wpół przymkniętych oczu. Czy naprawdę chciałam wyzdrowieć? I przede wszystkim: czy było z czego zdrowieć? Przecież nie byłam chuda! Wkurzało mnie to wszystko. Wmawiali mi chorobę, mimo że nic mi nie było.
– Wiem, że to może ci się nie podobać, ale oddanie nam kontroli ułatwi ci proces zdrowienia.
– Widzisz, wydaje mi się, że nie mam od czego zdrowieć – powiedziałam z zaciśniętymi zębami. Czułam, że niepotrzebnie podpisywałam ten durny formularz ginekolożki.
– Tak ci się może zdawać, ale to normalne przy tej chorobie. Wmawia ci, że wszystko jest w porządku, a twoje narządy powoli przestają pracować. – Renata patrzyła mi prosto w oczy, a ja unikałam tego wzroku. – Poddaj się nam, a pomożemy ci.
Dała mi do przeczytania papiery, z których wynikało, że wypuszczą mnie, kiedy moje wyniki badań się poprawią. Niechętnie czytałam formularze i zastanawiałam się, czy je podpisać. Skoro nie jestem chora, to dlaczego mam tyle niedoborów? Myślałam nad tym dość długo, a Renata nie przerywała mojej burzy myśli.
– Jak długo tu zostanę? – spytałam w końcu.
– Zobaczymy, jak będzie zachowywać się twoje ciało. Najszybciej za miesiąc. Wydaje mi się, że nieco dłużej.
Westchnęłam z rozpaczy i podpisałam te nieszczęsne papiery. Chciałam to już mieć z głowy. Nie zamierzałam do końca słuchać tych ludzi, w końcu byłam pełnoletnia.
– Zdążysz jeszcze na obiad – oznajmiła Renata, kiedy poukładała dokumenty.
3 notes · View notes
nasze-zd · 1 year ago
Text
Mam rower!
Kupiłem przedwczoraj rower - wracam do dojazdów do pracy!
Scott Metrix 30. Smukła, szybka maszyna. W sam raz dla mnie - nie za bardzo pochylona, jak szosówka (nieodpowiednia na mój sponiewierany kręgosłup), ale wystarczająco sportowa. Biegi 2x8, więc łańcuch można zmieniać i nie zbankrutować no i normalny zakres przełożeń (nie rozumiem tej debilnej mody na 1 kółko z przodu).
Znalazłem na TradeMe, sprzedawał miły Niemiec, doktorant geologii.
Tumblr media
Moja trasa do pracy będzie wyglądać tak: od progu domu szalony zjazd z 200 m n.p.m. na zero w ciągu zaledwie 3,5 km. Potem jakieś 6 km po płaskim, ścieżką rowerową wzdłuż zatoki do Wellington Station, dalej obok siedziby Łysego Pryncypała, który dopiero co objął najbardziej prestiżową fuchę w tym kraju i... w zasadzie wtedy będę już na miejscu.
Z powrotem to samo, z przeciwnym zwrotem wektora i dodatnim delta h. Dam znać, ile mi zajmie ten podjazd. Rowerek zwinny jest, będzie dobrze.
3 notes · View notes
uderzamobeton · 1 year ago
Text
Dzień 6 z 20 do studniówki
Zjedzone: 994 kalorie
Spalone: 705 kalorie
Płyny: 3,1 l
Podsumowanie:
Wstałam o 5 i pierwsze co zobaczyłam to padający śnieg. Musiałam się szybko ubrać i odgarnąć podjazd, bo nie mogłabym wyjechać autem. Chwilę mi to zajęło, ale wkońcu skończyłam. Potem zrobiłam sobie na śniadanie dużą porcję zupy (170 kalorii) z makaronem kojac (12 kalorii) I pieczarkami (45 kalorii). Trochę poparzyłam sobie język, bo się śpieszyłam, ale dość mocno mnie nasyciła. W szkole były same nudy. Ostatnio strasznie ją zawalam i mnie męczą wyrzuty sumienia przez co zawalam ją jeszcze bardziej... gdy wróciłam to na obiad zjadłam jogurt jogobella panna cotta (143 kalorie). Zaraz potem pojechaliśmy na zakupy I kupiłam sobie nareszcie sukienkę i biżuterię na studniówkę. Są cudne, mówię wam. Sukienka czarna, brokatowa, rozmiar 34 ( !!!! Najniższy jaki kiedykolwiek nosiłam !!!! ), a kolczyki i naszyjnik srebrne z krwiście czerwonymi kamieniami i cyrkoniami. Jestem z nich naprawdę dumna. Trochę pochodziliśmy i wstyd mi, ale bardzo zgłodniałam. Na kolację zjadłam dwie kromki chleba (233 kalorie) z kajmakiem (391 kalorii). Trochę zjebałam z tą kolacją, ale przynajmniej miałam sporo energii żeby poćwiczyć i to wykorzystałam. Pisałam też z chłopakiem, który mi się podoba. Hm... chyba muszę mu tu dać ksywkę haha. Od teraz będzie misiem grizli 🐻 haha. Dobra, teraz na szybko zrobiłam podsumowanie i idę spać.
4 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 years ago
Text
Trochę podsumowania spełniania marzeń o weekendzie w chatce w lesie
Zrobiłam wczoraj wszystko co zaplanowałam: zrobiłam pierwszy krok w farbowaniu barwierskim tkanin naturalnych za pomocą kory, szyszek, kotków i patyczków olszy; zrobiliśmy zakupy na weekend (przez następne dwa weekendy mamy gości), zjedliśmy pyszny obiadek (zupa z soczewicy z suszonymi pomidorami i mleczkiem kokosowym - prostota, a jednak ciekawy smak, zaskakujący), umówiliśmy kto z nas za co jest odpowiedzialny w kwestii przygotowania rozrywek i wzięłam ten kredyt, spłaciłam co trzeba. Teraz się cykam, bo jednak przez inflację rata może rosnąć, ale planuję spłacić go wcześniej, a ratę mam niską, celowo ją taką wzięłam, żeby jej za bardzo nie poczuć.
Planuję zakupić materiały dopiero jak goście wyjadą, a my odreagujemy i wrócimy z naszego wydarzenia urodzinowego (dostaliśmy bilety na show) - myślę, że w poniedziałek. 
Słuchałam wczoraj do pracy słuchowiska w którym bohaterka fantazjowała o czymś, co jest mi bliskie. O czymś o czym i ja fantazjowałam, co uważałam za wyjątkowe. A co się właśnie wydarzyło (w ostatni weekend! Świeża sprawa!).
... A na co nie znalazłam przestrzeni by się w tym posadzić, tym pocieszyć, to nazwać i pogratulować sobie z wdzięcznością całą, że wybory życiowe zaprowadziły mnie do miejsca w którym spełniam kolejne marzenie.
Pojechaliśmy do domku w Parku Krajobrazowym. Drewniany, skrzypiący domek o powierzchni większej niż całe nasze wynajmowane na co dzień mieszkanie (to akurat był aspekt ambiwalentny: z jednej strony doceniam, a z drugiej wkurza mnie ten rozstrzał między cenami i możliwościami  zakwaterowania jakie daje miasto i wieś). Przywieźliśmy prowiant, leki dla pieska, leki dla mnie i wypożyczone z biblioteki gry planszowe. Wypożyczałam w piątek i okazało się, że jeszcze czeka mnie kolejna papierologia do wyjaśniania, bo coś tam się źle zaksięgowało i wygląda to tak, jakbym miała opłaconą karę sprzed kilku lat, a zarazem blokadę na koncie przez nieopłaconą karę - sprzeczne komunikaty. Rozwiążę to dziś lub niebawem, wczoraj próbowałam, ale specjalistka z biblioteki, która się tym zajmuje jest na trudnym do oszacowania w aspekcie czasu trwania szkoleniu i po prostu nie mam z kim o tym rozmawiać. Niemniej na weekend zabrałam dwie gry: jedną strategiczną o zombie w Czarnobylu, a drugą ekonomiczną o zakładaniu winnicy w Toskanii. 
To drugi raz w naszym związku jak lądujemy w domku w lesie i drugi raz jest magicznie. Uwielbiam to jak jest lekka głowa w tych okolicznościach, jak smakuje intymność i namiętność, jak podnieca sam fakt bycia w podróży z fajnym człowiekiem (i szczeniaczkiem, który na czas naszych czułości została wystawiona za drzwi i niestety rozszarpała z frustracji kawałek dywanu w przedpokoju, ech, szczeniak... :P zapłaciliśmy za szkodę).
Szykowaliśmy się na pobyt w okolicznościach solidnego przedwiośnia, roztopów i odwilży. Myśleliśmy, że szlaki piesze, jakie wybraliśmy przemierzymy w błocie i dlatego zresztą nasza psórcia miała spakowany zestaw na ewentualną kąpiel całoszczeniaczkową. A ostatecznie okazało się, że dojechaliśmy do krainy zimy.
Zima.
Śnieg zasnuwał podjazd, skrzył się w świetle latarni rozjaśniającej szarówkę w sobotę, gdy dojechaliśmy. Biały maczek sypał z nieba wprost na chodniki i trawnik - a nasz zimowy piesek wystrzeliwszy z samochodu prosto w nienaturzony przestwór trawnika rozryła śnieg noskiem. Radosny dzieciak skakał, podrzucał śnieg leżący na trawie i z uśmiechem na pyszczku wskakiwał w zaspy, a potem się w nich turlał. :D Ile tutaj było psiej radości! Od kiedy mieszka z nami (w weekend minął nam wspólny miesiąc) nie widzieliśmy tak wysokiego śniegu, a ona, urodzenia w listopadzie, na wsi, spędzająca szczenieco-niemowlęce dni na dworze wraz z rodzeństwem ZNA śnieg i widocznie bardzo lubi zimę! :D To bardzo ciekawy z nas zestaw - my lato-lubni oraz nasza psiula, która wariuje ze szczęścia widząc śnieg (my komentujemy to zjawisko atmosferyczne “o nie, nie patrz przez okno, spadło to białe gówno” xP to oddaje nasze nastwienie do zimy i śniegu ogólnie). Śnieg leżał na dachu, na balkonie, na parapetach i poręczach naszego domku, okrywał ścianę lasu i nawet kładł się bielą na wydmach i porostach Pustyni Błędowskiej do której chodziliśmy na spacery przez Park Krajobrazowy.
Marzły nam nosy i dupki, podziwialiśmy las na spacerach, zbieraliśmy szyszki i pozostałe potrzebne mi do barwierstwa materiały, czasem stąpaliśmy po lodzie, czasem brodziliśmy w błocie. Dużo bawiliśmy się z malutką szarpakiem, biegaliśmy nawet! Znaleźliśmy w śniegu masę śladów mieszkańców lasu - całe szczęście żadnego wilka, ale na prewno ledwie minęliśmy się z rodziną dzików, z sarnami i znaleźliśmy ślady bardzo, ale to bardzo dużych kopy - przecinały pieszą drogę leśną wpół - zastanawialiśmy się czy to po prostu był jeleń czy może łoś (!!!).
W domku piliśmy rozgrzewającego grzańca, zakładaliśmy psiecku kołnierz by się nie lizała i po tym jak nam przygotowałam kącik do gier - zniosłam 3 lampy (pies w kołnierzu to była lampa nr 4), obstawiłam nimi stolik kawowy, rozłożyłam dwa leżaki, zasnułam je wełnianymi kocami tworząc przytulne fotele i przyniosłam jeszcze każdemu po kocu, aby zakryć nogi. Jak marzenie! Drewniana chatka z groszkowo-zielonymi zasłonami, doniczka z sałatą (mój chłopak mi przyniósł jako takie kwiatki xP bo zapomniał zapakować mieszanki sałat, ale znalazł w lokalnym sklepie sałatę w doniczce, urocze to było i smaczne bardzo!), z ciepłym, ale delikatnym światłem lamp. W środku było ciepło (ogrzewanie elektryczne), a jedyne czego brakowało to dżwięku trzaskającego kominka - więc mój chłopak przyniósł głośnik i puścił ambient kominka w tle, a ja rozłożyłam planszę do gry o prowadzeniu winnicy w Toskanii. 
Było bosko.
Pierwszego dnia nie ogarniałam jak grać - trochę jeszcze męczyło mnie przeziębienie i zmęczenie, byłam rozkojarzona i mój mózg założył, że muszę przegrać, bo ja przecież nie potrafie ekonomii, nie potrafię w matematykę. I faktycznie: mój chłopak szybko rozpykał zasady, wygrał tę grę (graliśmy dłużej niż czas szacowany na pudełku). Ale drugiego dnia! OMG! Po nocy mi się śniło, że gram w tę grę: co i gdzie zasiać, co i jak zebrać, jak rozstawić pionki, w co zainwestować. Myślałam o tym tak intensywnie i sprawiało mi to taką przyjemność, taką niespodziewaną dla mnie samej przyjemność - bo chyba odkryłam, że gdy widzę obrazy i efekty, a nie liczby i słupki to ekonomia jest dla mnie nie tylko przyjemna, ale też pociągająca, budząca we mnie kreatywność. I tak kolejnego dnia jak usiedliśmy do tej planszówki to O. nie zorientował się nawet KIEDY, a ja już wygrałam. Serio. To było fascynujące! Jak ogarnęłam te zasady to nie mogłam o nich przestać myśleć, zafiksowałam się na tym. Kurde, ja chcę prowadzić winnicę w Toskanii z moim chłopakiem xD
Drugiego dnia przyjechali do nas w odwiedziny rodzice O. - sami byli w górach, wracając mieli zahaczyć o naszą chatkę, ale trochę się im plany pozmieniały. Wracali z gór, bo w ich ekipie zapanował pogrom jelitówkowy. Jechali do nas zdrowi, przekonani, że ich znajomi pewnie się zatruli czymś ze schroniska/karczmy w którym byli w górach, a jak dojechali to naszego domku teściu po prostu leciał przez ręce. Zostali dosłownie moment by poznać wnuczkę-suczkę, nawet się nie przytulali: wpadli i wypadli. Trochę mieliśmy niedosyt, bo liczyliśmy, że zagramy z nimi w planszówkę :P A podobno kiedy dojechali do własnego domu teściu niekontrolowanie zwracał po ścianach, a teściowa była bliska omdlenia w wysokiej gorączce. No ok... no i jak łatwo zgadnąć: wirus + moja słaba odporność = choroba murowana. 
Więc trzeciego dnia czułam się okropnie. 
Cały czas brałam leki, więc nie walnęło tak spektakularnie jak teściów, ale czułam się okropecznie!
Do tego zmieniliśmy scenerię: po pełnym wypoczynku weekendzie, bliskości, fascynacji, odpoczynku ruszyliśmy raniutko, przed wschodem słońca do Krakowa. Mój chłopak miał tam delegację, a ja planowałam pracować zdalnie. 
OMG!
Ewidentnie organizm walczył z wirusem, był stres, bo byłam w nowym miejscu z maluchem, który się WSZYSTKIEGO BAŁ - chociaż wcześniej znalazłam sobie na mapie miasta fajne miejsce do pracy do którego mogłam zabrać szczeniaczka, to niestety nie przewidziałam, że będzie tam maaaaaaasę ludzi pracujących zdalnie z pieskami. Moja niunia nie może się jeszcze witać, chora jest, a przy tym przestraszona - pieski ją oszczekały, ona ze strachu oszczekała pieski i ciągnęła do wyjścia. Nie dałam rady jej uspokoić (nawet na rękach/na kolanach) piszczała ze strachem patrząc na inne pieski i ciągnąć ku wyjściu. Trudno. Musiałam znaleźć inne miejsce. Nie bylo to łatwe, bo zarówno ZGIEŁK miasta budził w niej kozicę górską (jak jechał tramwaj to ze strachu potrafiła wskoczyć na ledwie wystającą z elewacji płaskorzeźbę lub gzyms), jak i ludzie... eh. We Wrocławiu tego nie zaznałam: niosłam ją w tramwaju i w pociągu w torbie, prowadziłam na smyczy do parku, do lekarza itp. Ona się boi, widać to, a ludzie przeważnie najpierw zagadują mimo wszystko do mnie na jej temat, a nie wyciągają ręce do niej. Doceniam to i bardzo pamiętam o każdej sytuacji, kiedy obcy zaczynają wyciągać do niej ręce, a ja i ona panikujemy, by zapewnić jej komfort. A w Krakowie kurde... ech. No furrorę robiła. Ludzie przychodzili by ją głaskać (jedna pani mnie śledziła 2 ulice, bo chciała ją pogłaskać... w końcu jak ja sama zagadałam do śledzącej mnie babki - bo w paranoję zaczęłam wpadać po przesłuchaniu dziesiątek godzin podcastów kryminalnych xD - kobieta mi wyjaśniła, że ma bardzo podobną trikolorkę w domu, tyle, że moja to blue merle, a pani ma red merle, jakby na odwrót - grzbiet w rude cętki, a łapki w czarne cętki). Najgorsi byli turyści na Kazimierzu... Oni mieli w nosie moje słowa, próbowali przywołać przerażonego pieska, zajść małą od tyłu, pogłaskać ją chociaż się wycofywała między moje nogi. Na moje “please, dont do it” odpowiadali z uśmiechem “okay” i podchodzili bliżej. Ja im na to “no, dont!” a oni znowu z uśmiechem “okay” i przysuwali się o krok bliżej. NO JPDL. Powiedziałam im, że ona się boi i nie chce, żeby ją głaskali, dotykali, a oni znowu “okay”, niby trochę mniej zmieszani, ale znowu się przysuwają do psa, który panikuje i ucieka do mnie. Wzięłam przerażoną małą na ręce i odeszłam.
Najgorsza był babeczka pod synagogą na Szerokiej: umówiłam się tam na spotkanie z siostrą mojego chłopaka na lunch, która bardzo chciała poznać bratanicę. Ona wiedziała, że piesek jest strachliwy, że jest przerażona ilością bodźców, więc jako doświadczona psiara podeszła do tego z głową i sercem. Została na odległość 2m ode mnie, odebrała z moje ręki smaczki, obydwie kucnęłyśmy (psiula trzymała się mojej nogi, z podwiniętym ogonkiem), porozmawiała chwilę ze mną i wyciągnęła rękę ze smaczkiem do pieska. Ja głaskam małą przekonując ją, że to ciocia, że nie ma się czego bać, a NAGLE z tyłu za mną słyszę cmokanie i widzę wyciągnięta rękę DOSŁOWNIE na 25 cm od mojego psa. Pies był zrelaksowany, a teraz momentalnie uczy położyła po sobie i zaczęła się nerwowo rozwracać to w tył to w przód. Patrzę, a turystka, która ogłączyła się od wycieczki i kuca mi za plecami. Odruchowo, zestresowana, przesunęłam się tak, by zasłonić szczeniaka, by zapewnić jej bezpieczeństwo i mówię lasce, żeby tego nie robiła, że straszy mi psa. Ona do mnie oczywiście z uśmiechem “okay” i też się w kuckach przesuwa tak, by do psa się dostać. NO JA PIERDOLĘ. W tym czasie moja szwagierka próbuje zachęcić pieska do przyjścia do niej, aby zbudować zaufanie - bo KURDE, to ona się będzie tym maluchem prawdopodobnie zajmować, kiedy będę jeździć na wakacje (a moja siostra urodzi). To ważne spotkanie i super, że siostra O. się nie zraziła, że wie jak postępować. A ja w tym czasie tłumaczę tej turystce asertywnie, że przeszkadza, że to jest pierwsze spotkanie pieska z jego ciocią i że rozprasza psa, ze w tym momencie chcę, żeby odeszła, bo pies się jej boi. A laska kiwa głową ze zrozumiem, mówi “sorry” i KURWA WYCIĄGA ŁAPĘ, ŻEBY MAŁĄ POGŁASKAĆ (oczywiście pies przestraszony wczołgał się pod moje kolana zamiast bezpiecznie poznawać się z nową ciocią). Ja na to warknęłam “NO” i stanowczo powiedziałm, że nie chce by dotykała mojej suczki i aby wróciła do swojej wycieczki, żeby się od nas odsunęła bo przeszkadza. A laska z uśmiechem “okay” i po protu pochodzi bliżej mnie i próbuje psa mimo wszystko pogłaskać. JAPIERDOLE. Byłam tak zestresowana. Porwałam małą na ręce i odeszłyśmy z siostrą O. po prostu. A laska za nami tylko jęknęła z niesadowoleniem “awwww”. No co jest z tymi ludżmi!?
I tak było z grubsza przez cały dzień.
Raz -już po południu, po zakończeniu pracy, podczas popołudniowego spaceru - pies mi zwiał (to znaczy była na smyczy, ale przeszła tak, że tylko mały szczeniaczek by się tam zmieścił) na trawnik ogrodzony, na plantach. Taki na który nie wolno wchodzić. Oczywiście zrobiło się zbiorowisko, bo “taki słodki piesek, popatrz tylko, zacmokajmy, może przyjdzie”. A piesek po prostu miał dość ludzi, w tym mnie i odeszła na długość smyczy i po prostu zaległa w trawie. Bez jakiejś przekory - po prostu ze zmęczenia. Musiałam po nią wejśc na trawnik i nieść na rękach od tej pory... a gdy byłam na trawniku, obserwowana przez to zbiorowisko patrol policji zainteresował się czy coś się z pieskiem stało xD 
Ja takich przeżyć z pobytu w Krakowie dotad nie miałam...
Po południu, jak już było po pracy, jak ja sama nie mogłam, jak czułam, że ze stresu mózg mi się przypala, jak mam dosyć pytań o psa, osaczenia związanego z psem, troski o psychiczny dobrostan mojego psa zagrożony zainteresowaniem jakie wzbudza - po prostu chciałam spać. 
Mój O. urwał się z pracy o 1h wcześniej i wróciliśmy do domu. NAWET dałam naszemu szczeniakowi awiomarin, aby po prostu przespała drogę powrotną do domu i abym ja mogła odpocząć. ALE NIE KURWA, ona rozpoczęła alkę z nami o kierownicę. Miałam ochotę ją udusić. zachowywała się jak rozemocjonowany bahor, który jest zmęczony i da rodzicom popalić zamiast po prostu zasnać... No i w zasadzie takim bahorkiem była. Naprawdę niewiele nas, ssaki, różni...
Jak już zasnęła po pierwszych 2h jazdy to zbudzić jej nie można było... Ach well...
Więc... mam plan by małą wyleczyć, zapisać do przedszkola dla piesków, aby obyła się z większą grupą psów z ludźmi, a my omówimy jej przypadek z behawiorystą z przedszkola dla piesków :P W tym tygodniu ja zaszczepimy, pozna Lucynkę. I z racji, że dni stają się dłuższe będziemy praktykować dwa razy w tygodniu rodzinne wyjścia z pieskiem do ścisłego centrum, aby obyła się z tłumem. Zobaczymy jak będzie - póki co wiemy, że jest cudownym pieskiem na leśne i górskie wyprawy! Jest kochana! 
7 notes · View notes
piasexpol · 2 months ago
Text
Piaskowanie kamiennego podjazdu – idealny sposób na odświeżenie i konserwację
Kamienne podjazdy to elegancki i trwały wybór wokół domu, jednak po latach mogą stracić swój blask przez zabrudzenia, mchy, czy wykwity. Jednym z najskuteczniejszych sposobów na ich odświeżenie jest piaskowanie – proces, który usuwa zabrudzenia, pozostawiając powierzchnię jak nową.
Co to jest piaskowanie?
Piaskowanie to technika czyszczenia powierzchni przy użyciu sprężonego powietrza i drobnych cząsteczek, najczęściej piasku kwarcowego. Pod wpływem dużego ciśnienia, cząsteczki te uderzają w kamień, usuwając brud, mchy, porosty i przebarwienia. Jest to metoda skuteczna, a zarazem precyzyjna, dlatego sprawdza się w odnawianiu kamiennych powierzchni, takich jak podjazdy.
Dlaczego warto piaskować kamienny podjazd?
Estetyka – Piaskowanie przywraca kamieniom ich pierwotny wygląd, usuwając plamy i przebarwienia. Podjazd staje się odświeżony i zadbany, co pozytywnie wpływa na wygląd całej posesji.
Zwiększenie trwałości – Usunięcie mchu i innych osadów zapobiega ich dalszemu rozrastaniu i niszczeniu kamienia. Czysty podjazd jest mniej podatny na mikrouszkodzenia i pęknięcia, co wydłuża jego żywotność.
Bezpieczeństwo – Mokry mech czy porosty mogą tworzyć śliską powierzchnię, szczególnie podczas deszczowej pogody. Piaskowanie usuwa te niebezpieczne osady, czyniąc podjazd bardziej bezpiecznym dla domowników i gości.
Jak przebiega piaskowanie podjazdu?
Proces piaskowania zaczyna się od przygotowania podjazdu, czyli usunięcia większych zanieczyszczeń oraz zabezpieczenia roślinności wokół. Następnie stosuje się odpowiedni rodzaj piasku i sprzęt, który pozwala kontrolować intensywność uderzeń i dostosować ją do delikatności kamienia. Na końcu często stosuje się impregnaty, które dodatkowo chronią kamień przed wchłanianiem wody i zabrudzeniami.
Czego unikać i jak dbać o podjazd po piaskowaniu?
Aby kamienny podjazd dłużej zachował czystość, warto unikać agresywnych chemikaliów i regularnie go zamiatać, by zapobiec osadzaniu się brudu. Można również rozważyć impregnację, która wzmocni ochronę powierzchni, zwłaszcza przed osadzaniem się mchu i innych organicznych osadów.
Podsumowanie
Piaskowanie to skuteczna metoda przywracająca kamiennemu podjazdowi wokół domu czystość i estetykę. Odpowiednio przeprowadzony proces, połączony z impregnacją, nie tylko poprawi wygląd powierzchni, ale też zwiększy jej trwałość i bezpieczeństwo. Warto zainwestować w ten proces co kilka lat, aby cieszyć się zadbanym otoczeniem domu na dłużej.
0 notes
dawkacynizmu · 5 months ago
Text
wtorek 16/07
୨ৎ podsumowanie
zjedzone ~ 980 kcal
wstałam dzisiaj rano i nie mogłam sobie znaleźć miejsca ani zajęcia przez pierwszą godzinę po wstaniu. zdecydowałam się na pożywne śniadanie szlug + kawa które już w połowie konsumpcji zaoowocowało truchtem w kierunku toalety. miałam nie jeść śniadania, zrobić sobie dzień na mniejszym limicie zjeść tak 500-700 ale zaliczyłam małe obżarstwo na jakiś czekoladowych cukierkach xD zjadłam bodajże 5 (nie chce mi się w fitatu sprawdzać ale tam dokładnie wpisałam) a takie cholerstwo ma od chuja kalorii więc po zjedzeniu owsianki wyszło mi 700 kalorii a była 10 rano 🤡 w planach miałam posprzątanie pokoju ale nagle pies zacząć szczekać i jakieś auto wjechało na podjazd, zdziwiłam się bardzo, okazało się że przyjechała moja siostra. wiedziałam że ma przyjechać we wtorek ale myślałam że w nocy.
pojechałyśmy odebrać moją mamę która coś załatwiała, potem z nią byłam na zakupach spożywczych, a po powrocie do domu zjadłam owsiankę z tubki zalegającą w lodówce i uznałam, że mogę już nic nie jeść do końca dnia. decyzję te zmieniałam jeszcze ze trzy razy, łapiąc za coś do jedzenia, zatrzymując się i odkładając. wtedy był to delikatny głód, ale potem wzrósł na tyle że uznałam że to 250 kalorii nie sprawi magicznie że schudnę, a pewnie i tak nadrobię to następnego dnia rzucając się na coś XD
kalorie dziś szacowane mocniej niż zwykle bo podjadałam baby carrots z samochodu siostry, wzięłam gryza jabłka które okazało się obrzydliwe, więc odkroiłam nadgryzioną część i odłożyłam. wszystkie jabłka na które ostatnio trafiam są takie obrzydliwe... z wierzchu okej w środku mają lekko brązowy kolor i dziwną teksturę, same są miękkie. mam ogromną ochotę na takie twarde i kwaśne, niedługo będą rosły na naszym ogródku więc pewnie takiego zasmakuję. wracając, zjadłam też kilka takich małych ogórków również z ogródka. poszłam tam popracować na godzinkę bo chciałam podcastu posłuchać a ja muszę coś robić aby się skupić :> pieliłam pietruszkę ale to co jest na zdjęciu to marchewka bo te dwa warzywa zawsze mi się pierdolą ze sobą.
na koniec krótki update książkowy — jestem za połową virgins suicides i DOPIERO zaczyna mi się to podobać, jutro dokończę. krótko czytałam też ebooka funny story (szukałam czegoś w miarę prostego po angielsku) którego nazwałam dennym w którymś z poprzednim wpisów, ale dziś czytało mi się przyjemniej niż ostatnio, tak bezwysiłkowo, nie musiałam sprawdzać żadnych słów. zastanawia mnie, czy to dlatego, że wcześniej przez kilka godzin czytałam teorie spiskowe o zamachu na trumpa po angielsku i oglądałam jego debaty polityczne z bidenem, byłam przez to "rozgrzana" w angielskim. btw te debaty to jest lepsza "funny story" nie ubawiłam się tak na żadnym stand upie.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
28 notes · View notes
earlyeed90 · 10 months ago
Text
Kostka Chodnikowa Kamal - Elegancja i Trwałość na Twoim Podwórku
Wprowadź niepowtarzalny urok i solidność na swoje podwórko za pomocą kostki chodnikowej Kamal. Nasze produkty to doskonałe połączenie estetyki i trwałości, idealne do wykorzystania w różnorodnych projektach aranżacyjnych.
Kostki Chodnikowe Kamal – Wybór Solidności i Estetyki
Kamal to marka, której kostki chodnikowe zdobyły uznanie klientów dzięki doskonałej jakości wykonania i różnorodnym wzorom. Bez względu na to, czy planujesz ułożyć nową ścieżkę ogrodową, taras czy podjazd, nasza kostka chodnikowa doskonale sprawdzi się w każdym zastosowaniu.
Cechy Kostki Chodnikowej Kamal:
Estetyka i Wzornictwo: Oferujemy różnorodne wzory, które pozwalają dostosować kostkę do indywidualnych preferencji estetycznych. Bez względu na styl Twojego ogrodu czy podwórka, znajdziesz u nas kostkę, która idealnie wpasuje się w otoczenie.
Trwałość: Kamal stawia na jakość, co gwarantuje długotrwałą odporność na warunki atmosferyczne, ścieranie i obciążenia. Kostki chodnikowe utrzymane są w doskonałej kondycji nawet przy intensywnym użytkowaniu.
Łatwość Montażu: Nasza kostka chodnikowa cechuje się prostym montażem, co pozwala szybko i efektywnie zrealizować projekt nawierzchni.
Różne Kształty i Kolory: Dostępne są różne kształty i kolory, umożliwiając kreatywne aranżacje przestrzeni.
Kostka Chodnikowa Kamal – Wybierz Doskonałość w Każdym Detalu
Zainwestuj w kostki chodnikowe Kamal, by podkreślić elegancję swojego ogrodu lub podwórka. Nasze produkty to nie tylko funkcjonalność, ale także wyjątkowy element dekoracyjny, który zawsze przyciągnie wzrok. Wybierz trwałość i estetykę razem z Kamal! Skontaktuj się z nami już dziś, by odkryć pełną ofertę kostek chodnikowych dostępnych dla Ciebie.
0 notes
kosiorek00 · 5 months ago
Text
1 sierpnia 2024
Sierpień. Nie wiem dlaczego ten czas tak pędzi.
Powiem Wam,że mam takie przemyślenie,że dobry sąsiad to skarb. Po kilkudziesięciu latach użerania się z sąsiadką obok mojego domu rodzinnego,liczyłam,że obok nowego domu będzie ktoś fajny. Haha. Jak to mówią nadzieja umiera ostatnia. Sąsiad z naprzeciwka od początku nie był duszą towarzystwa choć przywitał nas miło,przyszedł przedstawił się iiii... wyciągnął kartkę do podpisu,bo chciał neta z naszego słupa xd Podpisaliśmy,bo dlaczego nie? Jak dostał co chciał to co najwyżej kiwnął ręką jak nas widział, nigdy nie podszedł nie zagadal,ale spoko,ja też wylewna nie jestem, nie musimy się witać i rozmawiać za każdym razem. Przyszedł czas załatwiania kanalizacji, no nie on się nie zgodzi bo mu podjazd zniszczymy (nie ma kostki), poza tym jak jego ojciec to zobaczy to zejdzie. Myślę sobie grube działa wytacza,odpuszczamy, dziadek miał swoje lata, rzadko kiedy wychodził choćby przed dom, nie daj Boże by umarł i będą pretensje do nas, kuriozalne wiem,no ale po co nam to. 3 lata próbowaliśmy załatwić zgodę od kogoś innego. Udało się. Przyszedł czas kopania, Pan sąsiad z naprzeciwka ma uwagi, bo mu koparka naruszyła troszkę ziemię w granicy. Powiem Wam, że ręce mi opadły. Jeszcze na zapewnienia mojego męża że przepraszamy,poprawimy, zarzucił tekstem "szanujmy się, nie róbmy tak". Oczywiście nie łagodnym tonem,sąsiad napraw to tylko z wielką pretensją. My oczywiście poprawimy, robota nie jest skończona, nic wielkiego się nie stało, można było podejść jak do człowieka i po prostu powiedzieć,a ten z gębą. Szykuje się wspaniale sąsiedztwo. Nie chce sobie wyobrażać co by bylo jakby jakimś cudem doszło do tego, że kopalibyśmy u nich,chyba stałby nad głową i czepiał się wszystkiego. Także czasem wielkie problemy, mogą ustrzec nas przed jeszcze większymi i może dobrze,że nie wyraził zgody 🙈
7 notes · View notes
uprzejmie-donosze · 1 year ago
Photo
Tumblr media
GA5429Y Gdynia --- Pojazd był zaparkowany z dala od krawędzi jezdni (PoRD Art. 47. 2.). Pojazd marki Mercedes-Benz Citan, prawdopodobnie firmy "EKO DYCZKO" stoi zaparkowany na ciągu pieszo-rowerowym przy węźle ulic Śląska — Podjazd — Morska, zasłania widoczność na newralgicznym odcinku.
-- sierpień 2023
0 notes
1vqio2q-es-stuff-blog · 1 year ago
Text
Sprzedam bezpośrednio mieszkanie 47m2 na Saskiej Kępie, ul. Międzynarodowa. Mieszkanie dwustronne, jasne, ciche, 3 niezależne pokoje, oddzielna kuchnia (wszystkie pomieszczenia z wejściem od przedpokoju), łazienka z wanną. Mieszkanie w stanie do wprowadzenia, jak na zdjęciach: wymieniona elektryka, położone gładzie, okna pcv, nowe grzejniki, nowa zabudowa kuchenna, wyremontowana łazienka. Do mieszkania przynależy piwnica 1,5m. 5 piętro z 10. Blok po termoizolacji, klatki po remoncie, nowe piony, dwie windy, podjazd dla wózków. Możliwość wynajęcia strzeżonego miejsca parkingowego przy bloku. Okolica osiedla zadbana, zielona. Obok apteka, sklep, przystanek autobusowy (buspas), nieco dalej (ok 500m) przystanek tramwajowy. 7min spacerkiem do ul.Francuskiej. Spółdzielnia Międzynarodowa, czynsz za mieszkanie 700zł (z zaliczkami na wodę i ogrzewanie na 2 osoby). Pełna własność mieszkania, grunt uregulowany. Pośredników zapraszam tylko z klientami.
0 notes