#opowiadanie sf
Explore tagged Tumblr posts
Photo
Inne nieba wciągają, straszą i zadziwiają ... Przedstawiam wam Polską analogię ze świata fantastyki i SF. Tam są emocje, które na długo zostaną w waszych głowach i z opowiadania na opowiadanie robi się coraz dziwniej. Nie wiem które opowiadanie lepsze, co prawda sięgnęłam po tę książkę dla opowiadania Anety Jadowskiej, ale reszta też była dobra. 2 opowiadanie zaskoczyło mnie nieźle i miałam mętlik w głowie, gdzie potem miałam takie „WTF” , kolejne były wciągające i zarazem szokujące. Zdarzyły się takie, które były dziwne gdzieś z kanonu SF za którym nie przepadam ale nie były złe. Widać, że autorki się świetnie bawiły, a całość była zebrana całkiem nieźle. Zobaczycie, że wiedźmy i wilki też mają prawo do miłości, a w czasach pandemii nie jeden już wariował i blisko było do szaleństwa. Odkryjecie wizję naszego świata za kilkaset lat i jak wiele osób chciałoby uciec do natury. Tutaj macie wizję różnych światów, różne nieba i ludzi, którzy mają swoją wlasną walkę i przygodę. Polecam przeczytać jako coś takiego innego, w przerwie pomiędzy wielkimi dziełami 😉 Zauważyłam, że Aneta Jadowska mogłaby znowu popełnić kolejną książkę z tego opowiadania 😂 Takie mocne 8/10, nie jest złe ale nie tak wciagające jak książki czytane do tej pory w tym miesiącu. Jednak jako coś luźniejszego do poczytania to czemu nie. #antalogia #opowiadania #innenieba #recenzja #blog #fantastyka #SF #maratonlistopadowy #september #anetajadowska #aleksandrazielinska #ewabiałołęcka #krystynachodorowska #agnieszkahałas #annahrycyszyn #aleksandrajanusz #annakańtoch #magdalenakubasiewicz #annanieznaj #martynaraduchowska #milenawójtowicz #jakubróżalski #read (w: Torun, Poland) https://www.instagram.com/p/ClR70oLsjWq/?igshid=NGJjMDIxMWI=
#antalogia#opowiadania#innenieba#recenzja#blog#fantastyka#sf#maratonlistopadowy#september#anetajadowska#aleksandrazielinska#ewabiałołęcka#krystynachodorowska#agnieszkahałas#annahrycyszyn#aleksandrajanusz#annakańtoch#magdalenakubasiewicz#annanieznaj#martynaraduchowska#milenawójtowicz#jakubróżalski#read
0 notes
Text
Idy marcowe i Cthulhu, czyli Udaremniony Koniec Świata
|Eony temu| -Marzec! -Kwiecień! -Aaaaaaaaaaarrrrrgggggghhhhhhhhh! Marzec! -Haaarrrrrhhhhhrrrrrhhhhaaaarrrrhhhaarrrrrr! Kwiecień! -Mmmmmaaaaaaarzrzrzrzrzeeeeeecccccccc!
|Dzisiaj|
- Co tu się dzieje – zapytał Zorg w swoim zorgiańskim języku Borga, który nie był Zorgianinem, ale znał tę mowę, a latał z Borgiem, bo Prawo Wspólnych Lotów nakazywało parować pilotów Dwóch Ras, gdy tylko mieli rymujące się nazwiska.
- Nie mam pojęcia – odpowiedział z tym charakterystycznym borgiańskim zaśpiewem Borg. - Nie było nas zaledwie chwilkę, a tu taka niespodzianka.
- No właśnie – przytaknął Borg. - A przecież nie dostaliśmy żadnych niepokojących sygnałów od naszych agentów. Toż to niepodobna! - wykrzyknął.
Obaj zamilkli i tylko patrzyli już swoimi wielkimi, czarnymi, pozbawionymi widocznych źrenic oczami na puste, wyludnione ulice miast nad którymi właśnie lecieli swoim przypominającym katowicki Spodek spodkiem. Nie myśleli jeszcze nad tym, co zrobią, bo wręcz bali się tej myśli. Wiedzieli jednak, że sprawa jest poważna. Program Masowej Depopulacji został przygotowany eony temu, a jego początek wyznaczono właśnie na teraz. Gdzie więc do cholery podziała się ta cała owłosiona, małogłowa banda!
- Zostało już tylko kilka dni i jeżeli teraz nie zaczniemy psikać nieprzenikającymi cegieł, pustaków, keramzytobetonu, betonu i oczywiście również betonu zbrojonego promieniami PSI, wszystko trafi szlag, a gniew Cthulhu będzie straszny – rzekł wstrząśnięty Zorg, ale nawet jeżeli spodziewał się jakiejś odpowiedzi, to i tak nie miał co na nią liczyć, gdyż przerażony Borg zemdlał.
|Jakieś dwa ziemskie miesiące wcześniej z małym hakiem|
- To pewne? - zapytał popijający kawę Kopi Luwak z filiżanki z białej porcelany pokrytej kobaltowym wykończeniem z epoki Kangxi Tajny Prezydent Tajnego Ponadnarodowego Rządu z siedzibą w Tajnych Podziemiach Davos .
- Niestety tak – odpowiedział będący Tajnym Agentem i zdrajcą swych zielonych ziomków w jednym chuderlawy ludzik z wielką głową, malutkimi ustkami i ogromniastymi oczami.
- Właśnie mijają eony od dnia, w którym nasze służące Cthulhu rasy z planety Cthulhu-Lulu przyjęły zlecenie na eksterminację ludzkości, które ma nastąpić właśnie podczas marcowych id. Promieniami PSI mamy psikać...
- Ale Dlaczego akurat wtedy, Ufoludku! – drobinę teatralnie zdziwił się Tajny Prezydent spoglądając na swój wyposażony w liczne komplikacje, w tym wieczny kalendarz zegarek Patek Philippe Grandmaster Chime jak gdyby chciał się upewnić, czy aby na pewno mamy teraz trzeci miesiąc 2020 roku.
- Ukłon w stronę tego kretyna Marsa, boga wojny. Uparł się na te idy marcowe i kropka. No i Cthulhu z natury swej raz na eon spolegliwy i łagodny, postanowił mu ustąpić, choć sam wolałby oczywiście kwiecień – z irytacją w głosie wyjaśnił nielubiący, gdy nazywa się go infantylnie Ufoludkiem Kosmita.
- Kwiecień? - nie wiedzieć dlaczego zdziwił się Tajny Prezydent sięgając widelczykiem z kompletu pozłacanych sztućców marki Clive Christian po irański kawior z bielugi „Almas”.
- Tak. Kwiecień, bo Cthulu. Nie ma przecież innego miesiąca zaczynającego się na ka niż kwiecień – z lekką naganą w głosie odrzekł zniecierpliwiony Kosmita.
- Aha – mocno na odczepnego odburknął Tajny Prezydent, choć ani trochę nie rozumiał, dlaczego pisane przez ce Cthulhu nie upierało się przy czerwcu i w ogóle dlaczego taką estymą darzyło akurat polski alfabet. Jako człowiek praktyczny machnął jednak na to ręką.
- Zatem co? - podwijając mankiety swojej inkrustowanej złotem koszuli z kosztującej 700 euro za metr egipskiej bawełny nachylił się nad Tajnym Agentem – co począć?
- To proste – marszcząc czoło, ale nie mrużąc powiek, bo takowych nie posiadał odrzekł chyrze Kosmita. - Ogłosimy, że pojawiła się śmiertelnie niebezpieczna mutacja jakiegoś wirusa i jedynym ratunkiem jest pozostanie w domach - płynnie wyrecytował.
Tajny Prezydent aż się zakrztusił dopijaną właśnie resztką siorbanej z filiżanki z białej porcelany pokrytej kobaltowym wykończeniem z epoki Kangxi kawy Kopi Luwak i gdy odzyskał zdolność artykułowania dźwięków wydukał:
- Ale jak to? Przecież oni nas nie posłuchają. W życiu sami od siebie nie zamkną się w domach – nie bez słuszności wykrzyknął.
- Cóż, trzeba będzie jakąś ich ilość poświęcić, wtedy się zlękną – odparował z udawanym smutkiem Kosmita. - Właściwie to musimy tylko ustalić, na kogo wskaże nasza karząca ręka... - dodał.
Tajny Prezydent zamyślił się głęboko. Zamknął oczy i rozparty na wartym blisko 28 milionów dolarów fotelu Fauteuil aux Dragons wydawał się spać. Nagle ocknął się, spojrzał na kieszonkę kosztującej 700 euro za metr koszuli i z obrzydzeniem skonstatował, że krztusząc się najdroższą kawą świata pobrudził ją w tym miejscu. Ściągnął ją i już miał zmiętą rzucić w kulkę, gdy uwagę jego przykuła metka. „Made in China” - niedowierzając temu co widzi pod nosem odczytał.
- Co!? - wrzasnął. - Co? - już trochę spokojniej powtórzył. - Dobra – jak człowiek, który wreszcie wie co ma trzeba zrobić wysapał. Wstał gwałtwnie z fotela i na domiar złego, właśnie wtedy z Patka Philippe’a Grandmaster Chime’a odpadła zwisając smętnie wskazówka...
- Żeż w mordę, też podróbka?! – z trudem powstrzymał się, by nie zakląć i zwracając się w stronę zielonokiego stworka wysapał: - Postanowione! Tę niby epidemię zaczniemy od tych cholernych Chińczyków!
Mężczyźni – choć to eufemizm, bo kosmita był transpłciowy – spojrzeli po sobie z radosną ufnością. Nie mieli wątpliwości, że to musi się udać. Wiedzieli też doskonale, że Tajny Ponadnarodowy Rząd nie robi tego wcale z miłości do ludzi, a po prostu nie znosi, gdy ktoś z zewnątrz wybija jego osobistą, bezwolną i co najważniejsze tanią siłą roboczą.
Ale tego – choć prawdy domyśla się kilku prawicowych publicystów z Polski - nie dowie się nikt. Przez eony. Jest to bowiem najbardziej na świecie strzeżona tajemnica...
*** „Nowelkę” tę dedykuję wszystkim zwolennikom teorii spiskowych, którzy z jednej strony entuzjastycznie podchodzą do tego, co na temat historii i zależności w niej występujących pisze Coryllus, a z drugiej i tak zawsze sprowadzą wszystko do Tajnego Rządu Światowego, Globalnych Spisków, Celowej Depopulacji i Masonów. Proszę, dziś specjalnie dla Was. Podajcie dalej, Cthulhu poleca.
http://przemsa.szkolanawigatorow.pl/idy-marcowe-i-cthulhu-czyli-udaremniony-koniec-swiata
#chulhu#koronawirus#sf#opowiadanie sf#teorie spiskowe#kosmici#ufo#szkoła nawigatorów#szkołanawigatorów#coryllus
0 notes
Text
“Fatalne jaja” Michaił Bułhakow
"Fatalne jaja" Michaiła Bułhakowa, a konkretnie to wydanie, to książeczka, którą przetrzymuję już od roku, od kiedy mój profesor, widząc, że czytam na zajęciach "Mistrza i Małgorzatę", pożyczył mi ją. Nie mam pojęcia, czemu trzymał to przy sobie, ale dobrze się składa, bo w końcu zmotywowałam się do przeczytania i skończyłam właściwie w dwa wieczory. Nadszedł czas, żeby książkę oddać! To wydanie zawiera trzy utwory: "Fatalne jaja", "Szkarłatna wyspa", "Przygody Cziczikowa". "Fatalne jaja" to (jak przedstawia opis) zjadliwa satyra SF na radziecką biurokrację. Chyba nie trzeba nic więcej dodawać. Opowiadanie rozwija się dosyć wolno, z początku nie do końca wiadomo do czego to wszystko zmierza. To chyba taka przypadłość pióra Bułhakowa, aczkolwiek to przyjdzie mi jeszcze zweryfikować przy spotkaniach z jego innymi dziełami. Bohaterowie, oprócz Persikowa, nie są specjalnie rozbudowani, ale za to charakterystyczni. Nie powinno to też raczej czytelnika dziwić, krótka forma utworu z założenia nie pozwala na szczegółowe rozwinięcie psychiki każdej z pojawiających się postaci. To, co podobało mi się najbardziej to chyba Rokk (gra słów - rosyjskie rok to, jak twierdzi przypis, los lub fatum) i jego znaczenie. Aby nic nie zaspoilerować, zdradzę tylko, że do kłopotów w finale doprowadził faktycznie w dużej mierze przypadek oraz wspomniana biurokracja radziecka. W każdym razie tytuł oddaje treść. "Szkarłatna Wyspa" nie przypadła mi do gustu. Bohaterowie średnio rozbudowani, mało wyróżniający się z tłumu poza imionami, forma za krótka i za bardzo poszatkowana jak na taką fabułę. Doceniam walor artystyczny, ale na tle dwóch pozostałych tworów, ten wypadł dosyć blado... "Przygody Cziczikowa" to groteska w konwencji snu. Dzieje się dużo i szybko, ma się wrażenie tłoku i zawrotu - i o taki efekt chodziło. Psychologia jednostek raczej tu nie występuje. Autor skupia się bardziej na ukazaniu pewnego zjawiska. I to wychodzi świetnie. "Przygody Cziczikowa" nie posiadają takich początkowych dłużyzn jak "Fatalne jaja", ale ma to też swe powody. Generalnie podobało mi się, ale nie powaliło mnie.
1 note
·
View note
Text
Wiedźmin
New Post has been published on https://movies-vod.pl/tvshows/wiedzmin-2/
Wiedźmin
“Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy od bramy Powroźniczej. Szedł pieszo, a objuczonego konia prowadził za uzdę. Było późne popołudnie i kramy powroźników i rymarzy były już zamknięte, a uliczka pusta. Było ciepło, a człowiek ten miał na sobie czarny płaszcz narzucony na ramiona. Zwracał uwagę” – tak rozpoczyna się opowiadanie “Wiedźmin” Andrzeja Sapkowskiego, które dało początek siedmiotomowemu cyklowi przygód tytułowego bohatera. Przygód, które zyskały sobie ogromną, międzynarodową popularność, a wśród licznych zwolenników literatury sf wręcz kultowy status. Książki Sapkowskiego zaczęto nawet porównywać do prozy Tolkiena, absolutnego mistrza i niekwestionowanego prawodawcy gatunku fantasy. Znaleźli się tacy (i nie jest ich wcale tak mało), którzy sagę o Wiedźminie cenią bardziej niż “Władcę Pierścieni”.
Wiedźmin
0 notes
Text
Zostań Wikipedystą czyli Twój wkład do Wikipedii!
Zostań Wikipedystą czyli Twój wkład do Wikipedii! Tak, zachęcam Ciebie do tego byś z biorcy stał się dawcą. To świetne uczucie. Sam często tylko "brałem" - informacje, zdjęcia. Ale postanowiłem coś dodać. Może dla uspokojenie sumienia? Kto wie. Nie pamiętam sam przyczyny już teraz. Niemniej zostawiłem malutką cegiełkę by każdy mógł skorzystać.
Zostań Wikipedystą
Rejestracja jest prosta. Trudne jest kilka innych rzeczy (przynajmniej dla mnie) które mogą bardzo zniechęcić. Już wyjaśniam:
Dla większości najtrudniejsze będzie po prostu coś napisać. Ha, to nie jest takie łatwe - używany jest prosty język (coś w stylu BB code). Jeżeli ktoś robił szablony do różnych CMS, pisał w C++, często udzielał się na forach z zaawansowanym formatowaniem lub miał styczność z czymś podobnym to powinien sobie poradzić. Świetny jest brudnopis gdzie można sobie pisać i sprawdzać efekty - bez modyfikowania głównych informacji w Wikipedii i bez narażania się na "pisemną naganę" od kuratorów czyli pilnujących jakości wpisów innych użytkowników (są różne rangi). Ja polecam metodę "kopiuj i wklej". Tak się nauczysz najszybciej (php się tak nauczyłem). Podoba ci się coś na jakiejś stronie Wikipedii (wpis, informacje o użytkowniku itp) to to kopiujesz (jako użytkownik masz dostęp do źródła kodu). Wycinasz niepotrzebne ; doklejasz z innych wycinek. Po jakimś czasie sam już z pamięci piszesz (zresztą są liczne gotowe schematy).
Bardzo trudne jest trzymanie się reguł pisania - mówimy już o tekście który widzi internauta (poszukiwacz wiedzy). Ja mam ( i wielu z Was) manię pisania "blogowego". Takie opowiadanie. W Wikipedii potrzebne jest pisanie "bezosobowe", "suche", "encyklopedyczne". Podajesz informacje bez cienia własnego zdania na ten temat.
W wpisach potrzebne jest odwoływanie się do tekstu źródłowego. Bez tego każdy mógłby pisać bzdury. Dlatego każdy tekst opatrzony jest "przypisami" czyli linkami do informacji na podstawie których pisałeś. I mówię tu do odwoływania się do poważnych, szanowanych stron internetowych (zwykły blog nie wystarczy). Zaznaczę iż jeżeli już CNN jest lepsze od wSieci. Najlepsze są uniwersyteckie (lub podobne) źródła wiedzy. To weryfikuje Twój wpis na Wikipedii.
Wszystko trwa długo. A w zasadzie weryfikacja Twojego wpisu. Czasem trwa to pół roku. Czyli dopiero po tym czasie Twój wpis widoczny jest dla każdego. Wolniutko ci kuratorzy chodzą po wpisach, analizują i akceptują.
Coś co mnie "@#@#$!!!" na Wikipedii. Wiem,że to może niesprawiedliwe ale to moje odczucia. Jeżeli tylko radośnie chcesz coś napisać to nie będziesz miał/a z tą sytuacją do czynienia. Niemniej. Na Wikipedii są różne "odznaki". Niektóre z nich możesz uzyskać tylko jako nagrodę za coś. Często to jest konkurs. Ja osobiście uczestniczyłem w konkursie SF. Napisałem opis do mojej ulubionej książki. Ale dziwnym trafem akceptacja wpisu trwała dłużej niż konkurs (jakoś u niektórych Wikipedystów nie widziałem tego problemu). Jak dla mnie za dużo już "kółek wzajemnej adoracji" zawiązało się na Wikipedii (mówię tylko o wąskich tematach w których ewentualni uczestniczysz). Ale jak podkreślam. To moje subiektywne zdanie.
Zostań Wikipedystą nie zważając na moje grymasy. Zresztą i tak uważam mimo tego mojego zgryzu,że napisanie na Wikipedii to jedna z fajniejszych rzeczy którą zrobiłem w internecie.
Jeżeli chcesz zrobić sobie przerwę to zapraszam na blog podróżniczy
NAJPIĘKNIEJSZE ZABYTKI W POLSCE
GDZIE NA WEEKEND?
CIEKAWE MIEJSCA W POLSCE
NAJPIĘKNIEJSZE MIEJSCA W POLSCE
5 notes
·
View notes
Text
Ghost In The Shell (2017), recenzja.
Anime w Polsce to typ filmu wciąż uchodzący za pośledni, niszowy i nieprzystojący “prawdziwemu” kinomanowi. Dziwne, i to bardzo, jeśli ktoś by mnie zapytał. Kiedy w okolicach roku 95 ubiegłego stulecia oglądałem po raz pierwszy oryginalny film Ghost In The Shell w reżyserii Mamoru Oshii, bylem prawie pewien rychłego rozkwitu popularności japońskich animacji również w kraju nad Wisłą. Dużo się zmieniło przez te ponad dwadzieścia lat, przyznaję: wielu polskich wielbicieli kina zna już tytuły takie jak Cowboy Bebop czy Grobowiec Świetlików, nieobce jest im nazwisko Hayao Miyazakiego (nazywanego, bez krztyny przesady zresztą, japońskim Disney’em). Słowem, oswajamy nieco anime. Ciągle jednak, mimo rosnącej popularności tego medium (zwłaszcza wśród ludzi młodych), ciężko znaleźć jakiś konkretny tytuł w takim empiku czy już tym bardziej na afiszu kinowym. Zwykle tez przeciętny, polski samozwańczy znawca kina zagadnięty o cos z japońskiego animowanego podwórka nabierze wody w usta i jedynie uśmiechnie z politowaniem. Ewentualnie skwituje temat lakonicznym „sorry, nie oglądam chińskich zboczonych bajek”.
Szkoda i to spora, czego nie musze tłumaczyć miłośnikom i znawcom anime. Jest to bowiem nieprzebrana skarbnica fascynujących i niesamowicie oryginalnych pozycji, z każdego możliwego do wyobrażenia gatunku, od komedii, przez dystopijne SF na romansie kończąc. Jednym z najbardziej znamienitych reprezentantów anime i jednocześnie świetnym filmem inicjacyjnym, jeśli jestesmy całkiem zieloni w temacie, jest Ghost In The Shell z 1995 roku.
Jak wspaniałym, głębokim i nietuzinkowym obrazem jest dzieło Mamoru Oshii opowiem w oddzielnej recenzji, tu nadmienię jedynie, ze to mój absolutny top wszechczasów, dumnie stojący na polce obok Blade Runnera czy Matrixa. Jak wypadło przeniesienie tej niezwyklej animacji na język hollywoodzki? O tym poniżej.
Oglądając trailery GITS 2017 miałem naprawdę mieszane uczucia. Z jednej strony, wszytko wyglądało w nich pięknie: wnętrza, postacie, futurystyczne miasto, sceny akcji z przytupem i matrixowym zacięciem. Malo tego, przekonująco wypadła również obsada, o co przy adaptacji zawsze niełatwo. Co ciekawe, już na etapie trailerów po głowie zebrało się odtwórczyni głównej roli, Scarlett Johansson. Fani oryginalu, jak rowniez inni naczelni internetowi malkontenci, wymyslili sobie, ze obsadzenie w roli Major Motoko Kusanagi białej, amerykańskiej gwiazdy to potwarz i tak zwany „whitewashing”, czyli niejako rasistowskie zagranie. Według mnie lamenty to bezpodstawne, ScarJo wczuła się w role naprawdę niezłe, a całość podsumować można by krótko: haters gonna hate. Co jednak zaniepokoilo mnie juz na tym wczesnym etapie zwiastunów, to przeładowanie scenami akcji i zdawkowo tylko zaznaczony aspekt filozoficzny i moralny, tak przecież fundamentalny w oryginale.
Niestety, obawy okazały się być jak najbardziej słuszne. Dostaliśmy wiec film naprawdę przepiękny, urzekający wizualnie ale rozczarowująco płytki i pozbawiony głębi. Skupmy się jednak najpierw na pozytywach. Po pierwsze, wspomniana już wcześniej obsada spisała się naprawdę dobrze. Może nie fenomenalnie, nie zaznamy tu ról na miarę Rutgera Hauer’a z Blade Runner’a, ale mimo wszystko przekonująco i z sercem. Scarlett to bardzo fajna Major: trapiona wewnętrznymi rozterkami, odpowiednio „sztywna” (w końcu wciela sie w cyborga) ale tez kopiąca tyłki kiedy zachodzi taka konieczność (czyli raczej częściej niż rzadziej). Umówmy się, pani Johansson to niezwykle zdolna bestia, umiejętnie odnajdująca się zarówno w rolach słodkich idiotek (choćby w Don Jon) jak i skaczących po dachach heroin (Avengers, of course). Tutaj więc nie zaskoczyłem sie zbytnio, w jej kompetencje ufam bowiem dość mocno. Szkoda mi wręcz, ze Scarletka nie dostała ciekawszych scen do odegrania i dialogów do wypowiedzenia. Scenariusz kuleje bowiem na całej linii, serwując nam dość sztampowa koniec końców historie. Co boli w tym wypadku w dwójnasób zważywszy na wyborny materiał źródłowy. Szkoda…
Reszta bohaterów równie sympatycznie prezentuje się na ekranie. Prym na drugim planie wiodą tu Batou (Pilou Asbæk), czyli mięśniak o gołębim sercu, mający słabość do bezpańskich psów oraz Aramaki (świetny Takeshi Kitano), dowódca Sekcji 9, specjalnej rządowej grupy uderzeniowej, ktorej czlonkiem jest rowniez Major. Pozostala czesc grupy spisuje sie dobrze lub przynajmniej poprawnie, włączając w to Juliette Binoche.
https://youtu.be/IIW1CsLuuNM
Średni jest niestety główny bad guy, Kuze (Michael Pitt). Jego motywy, mimo, ze obdarzone pewnym twistem i dwuznacznością, nie zaskakują ani nie wstrząsają widzem. Bronie się tu od porównań z wersja animowana, bo Władca Marionetek z tejże był po stokroć ciekawszy i wielowymiarowy. Kuze to postać ledwie naszkicowana charakterologicznie, bez specjalnych ambicji na wpisanie się do panteonu wielkich.
GITS 2017 błyszczy najjaśniej, kiedy skupimy się na warstwie AV. Wspomniałem juz o dopieszczeniu warstwy wizualnej, niezwykle cieszącej oczy. Kadry są tu bardzo plastyczne i wysmakowane, kolory żywe i wręcz wylewające z ekranu. Urzekający jest projekt miasta, tętniącego życiem, pełnego zgiełku, futurystycznych budynków, pojazdów, skrzącego neonami. Opowiadanie obrazem wypada wiec na piątkę, szczególnie podczas spokojniejszych, bardziej melancholijnych momentów. Warto zaznaczyć w tym miejscu, że naprawdę sporo scen jest tu przeniesionych niemal klatka po klatce z animowanego oryginału. Fani wychwycą te momenty natychmiast, niezaznajomieni z animacją zapewne również, są to bowiem zwyczajnie najlepsze, zdecydowanie wyróżniające się chwile.
Muzyka idzie w GITS ramię w ramię z wizualiami, prezentując naprawdę świetną ścieżkę dźwiękową. Clint Mansell, naczelny kompozytor chociażby Aronofskiego, odwalił kawał naprawdę dobrej roboty, pięknie ilustrując wydarzenia rozgrywające się na ekranie. Króluje tu synth, ostatnio wyraźnie powracający do łask, co mnie osobiście cieszy niezmiernie, jako zagorzałego fana takiego typu dźwięków.
Z poleceniem GITS mam niemałą zagwozdkę. Z jednej strony, nie rekomenduję go raczej nikomu, kto nie zna oryginału. Fabuła wyda się bez znajomości uniwersum na tyle płytka i niezobowiązująca, że o filmie zapomnimy zanim skończą się napisy końcowe. Zapoznawszy się z wersją oryginalną poczujemy dużo większe przywiązanie do bohaterów, lepiej zrozumiemy ich motywy i reguły rządzące światem przedstawionym. Słowem, będzie nam cokolwiek zależeć na tym co się dzieje. Z drugiej strony, anime jest tak zdecydowanie lepsze pod absolutnie każdym względem, że oglądając wersję aktorską będziemy nieustannie zawiedzeni obniżeniem lotów. Ciężka sprawa i swoisty paradoks. Osobiście, z całego serca polecam zarówno anime z 1995 roku jak również dwa sezony serialu GITS: Stand Alone Complex, to małe dzieła sztuki w swojej klasie. A film ze Scarlet obecnie goszczący na ekranach kin… Tylko dla miłośników klimatu cyberpunk, wizualnie dopieszczonych futurystycznych krain SF oraz talentu panny Johansson.
2 notes
·
View notes
Photo
11 kwietnia trafia do księgarń powieść Lindy Nagaty Ciężkie próby. To drugi tom, po Czerwieni, doskonałej trylogii SF tej autorki.
https://www.rebis.com.pl/pl/book-ciezkie-proby-linda-nagata,SCHB07617.html
Nagata przedstawia fascynujący obraz wojen w bliskiej przyszłości, w których nanotechnologia i sztuczne inteligencje decydują o losach żołnierzy, bitew i konfliktów.
Porucznik James Shelley i jego Oddział Apokalipsy walczyli o sprawiedliwość, kiedy przeprowadzili nieoficjalną misję o kryptonimie „Brzask”. Po powrocie do Ameryki stają przed sądem wojskowym. Pragną ujawnić korupcję wśród elit politycznych i biznesowych, ale nie jest to takie proste. W kraju, który wciąż dochodzi do siebie po nuklearnym zamachu terrorystycznym z Dnia Komy, sala sądowa staje się kolejnym polem bitwy.
Kiedy społeczeństwo obiegają wieści o tajemniczej zbuntowanej sztucznej inteligencji zwanej Czerwienią, narasta nowa fala przemocy, a Shelley znowu znajduje się w samym centrum wydarzeń. Nękany przez wrogów postanawia działać. Czy jednak sam podejmuje decyzje, czy manipuluje nim Czerwień? I czy ma to jakieś znaczenie, kiedy miliony ludzi mogą zginąć w wojnie jądrowej?
Linda Nagata (ur. 1960 r.) od dziesiątego roku życia mieszka na Hawajach. Jest czołową przedstawicielką nanopunku, opisującego połączenie zaawansowanej nanotechnologii z ludzkim mózgiem. W 1995 roku opublikowała rewelacyjną powieść Struktor Bohra, za którą otrzymała nagrodę Locusa za najlepszy debiut, a w 2000 roku odebrała Nebulę za opowiadanie Boginie. Napisała kilkanaście powieści oraz wiele opowiadań science fiction i fantasy. Ciężkie próby to kontynuacja powieści Czerwień. Misja „Brzask” (REBIS 2016), za którą autorka otrzymała nominację do nagród Nebula i Johna W. Campbella.
0 notes
Text
Jeleń na rykowisku
Robiłem nad ranem - nie pytajcie dlaczego - porządki w szufladzie i znalazłem stary pendrive. Myślałem, że nie będzie działał, on jednak zaskoczył bez problemu. Znajduje się na nim sporo różnych dokumentów, w tym napisane w październiku 2007 opowiadanie SF. Pamiętałem, że coś takiego kiedyś wyprodukowałem i byłem bardzo ciekaw, jak odbiorę je po ponad dziesięciu latach. Zacząłem czytać i zarumieniłem się z zażenowania tylko trochę, ale na pewno nie aż po same uszy, zatem nie jest najgorzej. Pomyślałem więc, że podzielę się nim tutaj z Wami.
Strzelista hala z napisem “Najnowsza Klasyka” błyszczała światłem laserów. Dziwnie kontrastowało to z zaniedbaną i szarą dzielnicą murowanych domów z przełomu wieków. Czuło się, że z całym swoim nowoczesnym blichtrem, budynek nie pasuje do tego zapadłego miejsca. Mada niby wiedział dlaczego tu przyszedł, jednak w decydującym momencie zabrakowało mu przekonania i zwyczajnie odwagi. Przemógł się i zdecydowanym ruchem odgarnął zasłaniającą wejście kotarę i pewnym krokiem wszedł do środka. Od razu przystąpił do rzeczy.
- Chcę zagrać w Amiezi. Mam pieniądze - powiedział.
Jeżeli spodziewał się jakiejś reakcji, musiał poczuć się zawiedziony. Przesadnie upudrowana kasjerka po sześćdziesiątce, beznamiętnym ruchem drobnej, pasującej raczej do kilkuletniej dziewczynki dłoni, przeliczyła gotówkę i wyciągnęła spod stołu pudełko. Ukryte wewnątrz pionki nieprzyjemnie zagrzechotały. Przesuwając pakunek w jego stronę powiedziała:
- Jeden sala. Pukać trzeba niekoniecznie. Pan wchodzi.
Udał się do wskazanego pomieszczenia. Tam, w nikłym świetle jarzeniówki, ujrzał kucającego na krześle karła, który nie podnosząc głowy, niedbałym gestem wskazał mu miejsce za stołem. Mada usiadł i w milczeniu zabrał się za rozkładanie pionków.
- Zasady z grubsza znam, chcę jednak zagrać sposobem – zaczął rozmowę.
Karzeł nie odpowiedział. Puste oczodoły odwróciły się tylko w jego stronę, a pomarszczone usta wykrzywiły w drwiącym uśmiechu. Wybuchnął śmiechem.
- Zasady zna mówi. Dobre. Mi opowie.
Niezmieszany lekceważącą postawą karła Mada zaczął wywód.
-Zasadniczo zabawa jest prosta, chodzi tylko, żeby pionki się pozabijały. Ale proszę by mi Pan wyjaśnił, jak to EFEKTYWNIE zrobić. Bo przyznaję, że nie wiem tylko jednego. Jak nimi sterować, by się jak najskuteczniej wzajemnie eliminowały.
- No, no. Ciekawe. Mówi dalej.
Mada rozparł się wygodniej na swoim siedzisku i przyciszonym głosem kontynuował.
- Rozumiem, ze najlepiej podpuścić jednych przeciw drugim. Tyle można wyczytać wprost z instrukcji. Ale pionki działają tak, że do zabijania potrzebują powodu. A gdy już go znajdą, to walczą aż do rozstrzygnięcia sporu i później znów jest zgoda. I tak do następnego konfliktu. To mało efektywne. Wiem, że można jakoś przyspieszyć tę zabawę.
-Sporo pan słyszał – podsumował wywód z fałszywą nutą podziwu w głosie karzeł. -Powinienem teraz powiedzieć, że sposób to tylko plotki. Ale powiedzmy, że pan mi się podoba – zachichotał. - Oczywiście, można – kontynuował nie czekając na odpowiedź - ale to nie jest do końca uczciwe. Niby formalnie jest wszystko w porządku, jednak sam pan rozumie, niesmak pozostaje – szyderczy grymas, który wykrzywił twarz karła zdawał się raczej nie potwierdzać autentyczności skrupułów. Mada to zauważył.
- Nieważne, ja naprawdę nie chcę marnować pana czasu. I chociaż to stosunkowo mała plansza, zdecydowałem się zapłacić za grę tylko dlatego, ze nie da się nie słyszeć plotek iż ktoś odkrył sposób, jak ją skończyć w szybki terminie. I na dodatek z wielkim hukiem –dodał podniesionym tonem. - Naprawdę nie musi pan udawać, właśnie na ciekawskich na tym zadupiu przecież żerujecie!
Karzeł zawarczał nieprzyjemnie wysuwając do przodu nieforemną głowę.
Mada uniósł w ugodowym geście dłonie - Proszę się nie złościć. To naprawdę przestało być tajemnicą. Dorzucam pięćset i gram sposobem. Wiec jak?
Karzeł przybrał miły ton i postawę. Wyglądało, że są to tylko gesty ma pokaz, wystudiowane.
- Cóż, naprawdę nie powinienem tego robić. Zasoby są na wykończeniu, a statystyczna plansza służy średnio czterem i trzem dziesiątym gracza. Pan chce całą dla siebie. To będzie ZNACZNIE więcej kosztowało.
A więc tylko o to chodzi - pomyślał Mada. Głośno jednak powiedział - Dobrze więc. Place potrójnie, ale już zaczynajmy!
Pięknie – zatarł dłonie karzeł – jesteśmy umówieni. - Tak wiec zasady niby pan zna… - zawiesił głos. - Na wszelki wypadek jednak je podsumujmy. Pionki mają się pozabijać, a że z natury są dla siebie przyjazne i mordują tylko w razie pojawienia się nieuniknionych przecież, ale jednak bardzo ograniczonych konfliktów interesów, to mamy problem. Szczególnie, że zasadniczo robią jednak wszystko, by waśni unikać, a gdy te już wystąpią, to najmniejszym możliwym nakładem sił dążą do pokoju. Taki mają algorytm, nazwijmy go naturą – zachichotał- Tym samym działają wbrew naszym celom.
Co więc zrobić? – zapytał najwyraźniej retorycznie, gdyż kontynuował swój wywód - Wywołać sztuczny konflikt, to oczywiste. Pionki są zaprogramowane na działanie, wiec gdy pojawia się problem, muszą zareagować. Pan jako gracz ma cały arsenał środków, które sprowadzają się w gruncie rzeczy do jednego – zmasowanego, ale i przemyślanego przekazu. Po prostu zrozumiałym dla jak największej liczby pionków komunikatem oznajmia pan, co jest w danym momencie prawdą, która dla nich niejako z definicji jest zawsze dobra i już są gotowi za nią walczyć. Czy to jasne?
- To nie wymaga zbytnich ceregieli – zaczepnym tonem odburknął Mada.
- Zgadza się – udawał, że nie dostrzega ironii karzeł - Sęk w tym, ze podaje im pan komunikatem informacje nieprawdziwe. Tylko zachowujące pozory prawdy, albo dla samej prawdy nieistotne. Oni w zdecydowanej większości nie mogą pojąć, ze ktoś w tak bezczelny sposób ich okłamuje. I to jest pierwszy i poważny błąd ich programu, który wykorzystamy. Nie mogą tego zrozumieć, a to stwarza oczywisty dyskomfort i zaczynają w tę fikcję powoli wierzyć. To znaczy większość wierzy, lecz to wystarczy. Dodam, że dzięki licznym upgradom programu gry, osiągana skuteczność przekazu w najnowszych jej wersjach sięga nawet 81% całości pionków na planszy. Czy jak dotąd wszystko jasne? – zapytał.
Mada nie odpowiedział, przytaknął tylko z roztargnieniem głową, zafascynowany obserwując ruchliwe figurki biegające po planszy w kształcie siatki kuli.
Wracając – ciągnął dalej - Wtedy rodzi się konflikt, bo znowu ta pozostała mniejszość nie może pojąć, że inni wierzą w tak oczywistą nieprawdę. Rzecz jasna mają racje, ale jest ich mniej. Dodatkowo tamci też są o swej racji przekonani. Tego sporu nie sposób rozstrzygnąć. Zaczynają na siebie warczeć, a to dobry początek, o który zasadniczo nam chodzi. Podsumowując – karzeł uniósł się na krześle - z technicznego punktu widzenia najważniejsze jest więc by dotrzeć do jak największej liczby pionków, zaprogramować je na kłamstwo i czekać, aż osiągną realną przewagę, czyli będą faktycznie i namacalnie liczebniejsi. W ich jedności siła i to się samo nakręci. Normalni będą cały czas protestować, ale w końcu przerażeni ślepym otumanieniem pozostałych zaczną się bać, a gracz ich w tym strachu powinien utrzymywać. Na marginesie, strach to bardzo ważne narzędzie, ale w grze nie można z nim przesadzać. Punkt 256 regulaminu. Ogólnie mówiąc - wrócił do głównego wątku karzeł - ci którzy nie zatracili z oczu prawdziwego celu, nie będą mieć z czasem wyjścia. Co więcej, nawet do 30 procent z nich przejdzie na stronę oczywistej bzdury, byle przeżyć. Tak silny strach rodzi się tylko z braku wiary i tylko nim może być wytłumaczony. Proszę zapamiętać tę uwagę. Nadąża pan? – z powątpiewaniem zapytał karzeł - Widzi pan pierwsze paradoksy i słabe punkty doskonałego przecież systemu?
- Niespecjalnie, ale proszę kontynuować – szczerze odparł Mada.
- Już doprecyzuje. Nam nie przeszkadza, że część jest świadoma manipulacji, liczy się ilość. Bo gdy normalnych jest już mniej, zaczyna się interesująca nas rzeź. Pod jakimś pretekstem ogłaszamy pionkom potrzebę zagłady. Ponieważ już kiedyś uwierzyli w jedną bzdurę, tę też zaakceptują. Wprawdzie pojawią się wątpliwości, ich działania nie będą przez to idealnie zsynchronizowane, ale kierunek będzie jeden, ten przez nas wskazany. A o to nam przecież chodzi. Sprawdzone wielokrotnie i tak faktycznie działa. Niestety jedna tura załatwia tylko mniejszość, powiedzmy maksymalnie czwartą część populacji pionków. Gra jest wiec czasochłonna z powodu samych ograniczeń systemu. Również ze względu na pamięć w którą pionki są wyposażone, po rzezi trzeba dać im czas. Wymyślić nowy pakiet półprawd i ćwierćprawd, wdrożyć je i tak dalej. To dodatkowo wydłuża rozgrywkę. Cykle trwają średnio ichniejsze 100 lat, czyli nasze 7 minut. Dlatego jest to gra turowa, bo tak właśnie jest zaprogramowana. Po pewnym czasie ich znowu zaczyna przybywać, powoli straty są prawie wyrównane i wtedy znowu można zaczynać.
Karzeł zaczerpnął oddechu i opadł ponownie na krzesło. Po chwili mówił dalej.
- Chyba teraz jasne już jest, że gra praktycznie nie ma końca, bo zawsze cześć z nich pozostanie. Faktycznie nie da się wyplenić ostatecznie tego robactwa. –zaśmiał się nieprzyjemnie.
Mada oderwał oczy od planszy i powiedział - No dobrze, ale ja kupiłem sposób, a pan nie mówi mi nic nowego, a przynajmniej tylko część prawdy. Zapłaciłem za metodę i chciałbym ją dostać - starał się zabrzmieć groźnie, ale nie był przekonany, czy to mu się udało.
- Dobrze. – polubownie wymruczał karzeł - Jednak wyjaśnijmy sobie jedno – nachylił się konfidencjonalnie nad stołem w jego stronę - Obowiązuje pana całkowite milczenie. Powiem teraz, jak za jednym zamachem odwrócić proporcje. By te siedemdziesiąt parę procent ogłupionych zabiło normalnych i jeszcze siebie. Czy dobrze się zrozumieliśmy? Całkowite milczenie!
- Tak przysięgam. Ma pan moje słowo. – z przejęciem wydukał Mada.
Karzeł aż zakrztusił się ze śmiechu i gdy wreszcie odzyskał normalny oddech kontynuował:
To jest tak trywialne, że aż dziw bierze, że nikt na to wcześniej nie wpadł i kupuje od nas sposób. Ale nieważne – wzruszył ramionami - No więc trzeba tylko zabrać każdemu z nich to, co dla niego jest pięknem i powiedzieć ze jest kiczem, tak jak gdyby faktycznie można to było arbitralnie i uniwersalnie uczynić. Taki niewinny początek, preludium, punkt jeden. Równolegle trzeba odwrócić znaczenie najbłahszych słów. To ważne, bo tak naprawdę tylko takie rozumieją i będą totalnie zagubieni słysząc, ze dobrem nie jest to co czują, ale to, co im się głośno i w kółko mówi. Są bardzo podatni na sugestie, bo zostali zaprogramowani by wierzyć. Co więcej – proszę uważać, bo to bardzo ważne – podniósł głos - MUSZĄ wierzyć by żyć! Z tego prosty wniosek, ze gdy zabierze się im wiarę umrą. Czy widzi pan, że przechodzimy powoli do pointy, do clue zrozumienia całości systemu?
Bezradna mina Mady mówiła wszystko. Karzeł machnął tylko zrezygnowany ręką.
-Nieistotne, może teraz pan zrozumie – kontynuował. - Słuchaj teraz uważnie - dodał głośno wyraźnie podniecony, nie zwracając zupełnie uwagi że się ślini i zwraca do klienta po imieniu. - Oni nie wiedzą tego, ze muszą wierzyć! Obserwowaliśmy to zjawisko od dawna, ale dopiero jakiś czas temu pojęliśmy wszystkie jego konsekwencje! Pojmujesz? Sądzą, ze wiara jest ich wyborem. Widzisz paradoks? Muszą wierzyć, ale nie wierzą, ze muszą. Są święcie przekonani, że tylko przyjmowanie energii i rozmnażanie jest im niezbędne do trwania! Tak wiec gdy się ich oszuka, są gotowi przestać wierzyć w prawdę, bo i po co, skoro ich zdaniem nie ma takiej potrzeby. A ponieważ i tak w coś wierzyć muszą, uwierzą teraz w cokolwiek. Z naszego punktu widzenia istotne jest to, ze nie wierzą już w to co jako prawdą, to co zostało dostosowane do ich możliwości i jako takie im dane. Gubią idealny dla nich kierunek. Są bezbronni i…
No dobrze - przerwał obcesowo Mada - Nie wierzą w coś na kształt naszego Boga, ale co z tego? My musimy wierzyć, gdyż jesteśmy specjalni, ale nie chce mi pan chyba powiedzieć, że również pionki też od tego po prostu umierają…
Tak! – wrzasnął karzeł -Rzecz jasna nie tak szybko, jak bez bardziej namacalnej energii. Ale nie słuchasz uważnie, bo nie zadawałbyś wtedy tego pytania! Zakoduj sobie. One tak samo muszą wierzyć! Rozumiesz, muszą! W końcu zostały zaprogramowane na nasze podobieństwo. Tego nie da się przeskoczyć! – śliniąc się coraz mocniej wrzeszczał karzeł - A my tylko podsuwamy im do wierzenia coś innego! Zupełnie otwarcie i bezczelnie, bo wiemy coś, co wprawdzie nie jest poza ich zasięgiem, ale co nawet najgorliwiej z nich wierzący czasem podświadomie odrzucają. Że MUSZĄ wierzyć! Tylko tyle i aż tyle. Pojmujesz teraz prostotę tego? Prostotę, która jest tak bezwzględnie oczywista, że oni w swojej zakodowanej uczciwości nie są w stanie jej pojąć? Wierzą bo muszą i gubiąc z oczu prawdę przyjmują za pewnik kłamstwo, które im podsuwamy! Są zdani na naszą łaskę i niełaskę, bezbronni – krzyczał wymachując krótkimi rękami.
Mada słuchał w skupieniu starając się zapamiętać każde słowo. Przeszkadzał mu w tym udzielający się coraz bardziej entuzjazm karła. Ten kontynuował.
-Możemy oczywiście dostarczyć im tysiące rodzajów kłamstw, identycznie zresztą jak na normalnym, niepodrasowanym poziomie. Od innych bogów począwszy, po kolor pionka jako wyznacznik cech charakteru. Ale tak naprawdę to mniej istotne i zależy tylko od inwencji gracza. Liczy się raczej skala. Wykorzystujemy masowo to, że przestając wierzyć w prawdę tracą jedyny dobry dla nich punkt odniesienia i są gotowi zrobić cokolwiek. Rozumiesz? Cokolwiek. Wszystko. Są kompletnie zmanipulowani. Dla lepszego efektu najlepiej dostarczyć im kilka różnych, sprzecznych “prawd” dostosowanych do poziomu całych grup odbiorców. To stwarza pozory, że jak dawniej dokonują faktycznego wyboru. Bo przecież pamiętają na przykład to, że kiedyś też bywali skonfliktowani. Nie mając jednak punktu odniesienia teraz już nie odróżniają prawdy od fałszu, i jest to ich faktyczny koniec. Zwróć proszę uwagę, że sami się do tego przyczynili. Doprowadzając do takiego stanu możemy już zrealizować nasz cel - wprowadzić totalny chaos i konsekwencji masową zagładę. Nie bez dumy powiem – karzeł wyciągnął z kieszeni brudny zwitek kartek i wertując go chwilę w milczeniu kontynuował –Powiem, że poprzedni gracz tym sposobem wyeliminował w niedługim czasie 70% pionków na znacznie większej planszy. Niesamowity wynik. Teraz gdy i ty już wiesz, reszty możesz się domyślić. Życzę udanej zabawy - zakończył niespodziewanie monolog. Podniósł się z miejsca rozprostowując nogi. Okazało się, że nie jest specjalnie mniejszy od Mady. Ten chciał zaprotestować, że to nie wszystko, ale ten tylko pogardliwie wykrzywił usta i wychodząc z sali rzucił przez ramię:
- Pamiętaj, jeleń na rykowisku jest kiczem. Powtarzaj. Jeleń na rykowisku… http://przemsa.szkolanawigatorow.pl/jelen-na-rykowisku
0 notes