Szept pająka cz. 2
Normalny człowiek nie ma tylu zębów i nie uśmiecha się tak szeroko. Czerń nie wypełnia jego oczu, nie wylewa się na białka jak atrament. Włosy nie powinny poruszać się, jakby żyły własnym życiem, a z tułowia raczej nie wyrastają rachityczne, pajęcze odnóża.
Rozerwany płaszcz zwisa z V w strzępach, ukazując zmaltretowane, pokrwawione ale jakimś cudem wciąż trzymające się w pionie ciało. Blada skóra mocno kontrastuje ze smugami krwi i czarnymi tatuażami. Jego klatka piersiowa unosi się w rytm wolnego, ciężkiego oddechu.
Przed chwilą jedno z odnóży odtrąciło pas z szablami daleko poza zasięg rąk kobiety. Wojowniczka siedzi na ziemi, i, zdjęta grozą, patrzy na istotę, z którą jeszcze przed chwilą całowała się namiętnie. V, czy cokolwiek to teraz jest, robi chwiejny krok w jej stronę, odnóża poruszają się i wspierają o ziemię, stabilizując jego postawę. Spomiędzy jego warg dochodzi syk, który stopniowo przechodzi w słowa.
-Nie uciekaj, piękna. – głos to wygładza się, przyjmując miękkie, typowe dla V tony, to przechodzi w charkot, jakby ze strunami głosowymi działo się coś dziwnego. – Czuję, że mój… gospodarz? Tak, to odpowiednie słowo. Czuję, że on chciałby cię lepiej poznać. To ciało – mówi, kładąc dłoń na kroczu i zaciskając palce – Jest gotowe. Obiecuję, że to przeżyjesz.
Coś poruszyło się pod skórą nad obojczykiem i, ku zgrozie patrzącej na to wszystko kobiety, przez skórę przebijają się dwa ostrza, krótsze od tych, które wystają z boków i pleców mężczyzny. Dwa symetryczne, krótkie, zakończone paskudnymi kolcami odnóża układają się lekko na barkach, tworząc coś na kształt kołnierza.
Mężczyzna obraca lekko głowę, jeden ze szponów zbliża się do jego ust. Spomiędzy ostrych zębów wysuwa się długi, czarny język, który przesuwa się wzdłuż końcówki szponu w lubieżnym i jednocześnie odrażającym geście.
-Niedobrze, że próbował się opierać – mówi, przymykając lekko oczy – Ohh, jakie to urocze. Słyszę go, jak krzyczy, tam w środku. Jak próbuje zrobić coś, wezwać jakąś moc. Siedź cicho, magu.– Ostrze raptownie wbija się w skroń i powolnym ruchem tnie w dół. Krople krwi spływają po policzku, wzdłuż krawędzi szczęki, na szyję i niżej.
Kobieta nagle odzyskuje władzę nad ciałem. Zrywa się i szybkim ruchem dopada do mężczyzny. Chwyta w dłonie dwa wystające z obojczyków ostrza i z krzykiem próbuje je wyłamać. Chwilę siłuje się z nimi – spodziewała się, że pajęcze kończyny będą kruche jak gałązki – aż osiąga tyle, że wygina je do tyłu, z dala od jego twarzy. I zaraz potem jego ramiona zamykają się wokół niej, a podtrzymujące go odnóża prostują się, unoszą ich nad ziemię i wystrzeliwują wysoko.
Świat rozmazuje się w oczach kobiety i zaraz potem czuje silne uderzenie w plecy. Przez moment oszołomiona zwisa w jego ramionach. Czuje intensywny zapach krwi zmieszany z czymś jeszcze – z nieznaną ziemistą, prawie bagienną wonią. Dotyk czegoś chłodnego na szyi otrzeźwia ją momentalnie.
-Zostaniesz moją królową – słyszy przy uchu szept, w którym pobrzmiewa prawie czułość. Długi czarny język wpełza jej do ucha, nie jest w stanie przed nim uciec – Będziesz mi rodzić śliczne dzieci. Tak długo jak to ciało się nie rozleci, będziesz je przyjmować co noc. Czekają nas wspaniałe chwile.
Odnóża przygważdżają ją do ściany, blokują ruchy rąk i nóg, a chude ciało V napiera na nią biodrami. Kobieta zatrzymuje spojrzenie na czarnych oczach.
-Mam dla ciebie coś wręcz przeciwnego.
Zamyka oczy i wypowiada słowo. Z medalionu na jej szyi bucha jasne, niebieskie światło, które obejmuje całą jej postać niczym błękitny całun. W miejscu, gdzie dotykają jej odnóża, pojawiają się iskry. Pająk-człowiek wydaje z siebie skrzek i odskakuje jak oparzony. Pajęcze nogi podrygują, drobne wyładowania przebiegają w tę i z powrotem wzdłuż nich, a ciało V zwija się z bólu i pada na ziemię. Czarne tatuaże zaczynają dymić, a z nosa i ust cieknie krew.
Kobieta ma nadzieję, że nie zrobiła mu krzywdy. Musi pozbyć się demona, ale nie zamierza zabijać swojego towarzysza. Przerażenie i jednocześnie ulga przepełniają ją, gdy zauważa, że człowiek szybko dochodzi do siebie. Wierzchem dłoni ociera krew z twarzy i unosi głowę.
-Moja laska. – mówi, koncentrując wzrok na wojowniczce – Zdobądź moją laskę. Jest na górze. – oczy znowu zaczyna zalewać mu czerń, a dłonie zaciskają się w pięści – Szybko! Nie daj jej.... nie pozwól...
Kobieta nie czeka, aż przemiana się dokończy. Pędzi w stronę schodów i w kilku susach dociera na balkon. Tam na moment przystaje i obrzuca spojrzeniem pomieszczenie. Jest! Laska leży pod ścianą. Rusza w jej stronę, ale kątem oka dostrzega wznoszącą się nad poręczą postać.
Demon już tu jest, przerzuca ciało nad balustradą i ląduje z impetem przed kobietą, blokując jej drogę. Długie ramiona sięgają w jej stronę, ale ona uchyla się i wykonuje ślizg, o włos mijając odnóża, które z trzaskiem wbijają się w podłoże, próbując ją przyszpilić.
-Za szybka jesteś, kochana – warczy demon – Nie podobasz mi się jednak.
Wojowniczka ląduje przy ścianie i chwyta laskę. Co teraz? – zastanawia się, odwracając się w stronę demonicznej postaci. Cztery pajęcze kończyny wspierają się na ziemi, dwie unoszą jak do ciosu. Widać, że demon coraz lepiej kontroluje ludzkie ciało, które robi kilka miękkich, prawie kocich kroków i wyciąga w jej stronę ramię.
-Właściwie mogę teraz przyzwać te dwa demony, jestem prawie pewna, że by mnie posłuchały. – nienaturalnie szeroki uśmiech rozszerza jej/jego usta. Tatuaże na ramionach poruszają się, pojedyncze czarne płaty odrywają się od skóry i unoszą w powietrze.
Do kobiety dociera, że nie da im wszystkim rady. Nie poradzi sobie z pająkiem, panterą i gryfem. Musi coś zrobić, i to teraz! Zaciska dłonie na lasce. Wybacz, ale to jedyny sposób – szepcze i rzuca się w stronę potwora, mierząc ostrym końcem laski prosto w pierś człowieka.
Demon nawet nie zdążył się osłonić. Ostrze z chrzęstem wbija się między żebra. Szpony muskają ramiona kobiety, zostawiając na skórze krwawe pręgi, ale szybko tracą siły. Nie są w stanie jej oderwać.
-Nie... –tuż nad uchem kobiety rozlega się jęk. Nie chce unosić głowy i patrzeć na jego twarz. Zamiast tego wydaje z siebie okrzyk i napiera całym ciałem na rękojeść laski, aż ostrze przebija go na wylot i wychodzi pod łopatkami. Ciało demona drży, opada na kolana, pociągając kobietę za sobą.
-Zabiłaś go... – mówi cichym, miękkim głosem. Czuje, jak jego ramiona obejmują ją prawie czułym gestem. Do oczu napływają jej łzy, ale wie, że to jeszcze nie koniec.
Jedną rękę wspiera na jego piersi, a drugą wyrywa laskę z jego ciała. Cienka strużka krwi podąża za ostrzem, a pajęcze odnóża rozpadają się na tysiąc drobnych kawałków. Ciało mężczyzny wiotczeje i opada do przodu, opierając się na niej. Wygląda teraz zupełnie jakby zasnął z głową na jej barku.
Jest cicho. Słychać tylko jej urywany oddech, niebezpiecznie zbliżający się do łkania. Laska z brzdękiem upada na kamienną posadzkę. Kobieta drżącą ręką dotyka włosów V, jakby bojąc się, że on też rozpłynie się w powietrzu. Ale nie. Jego czarne włosy są lepkie od krwi i potu, a wsparte na niej czoło gorące. Może to być złudzenie, ale chyba jego ramiona lekko drgnęły, gdy ich dotknęła.
-Zrobiłaś to – mówi z ustami przy jej obojczyku. Kobieta zastyga w bezruchu. Czyżby to jeszcze nie był koniec? V prostuje się i unosi głowę. Zielone oczy są dosłownie centymetry od jej twarzy. I tym razem nie ma wątpliwości, że to on na nią patrzy, nikt inny. Żaden podstępny demon czy upiór. –Udało ci się. –uśmiecha się słabo. – Uratowałaś nas oboje.
Kobieta nie wie, co odpowiedzieć, więc tylko przytula go mocno. Trwają tak przez chwilę, wyczerpani i przepełnieni wręcz obezwładniającą ulgą. Po paru minutach dźwigają się na nogi, pomagając sobie nawzajem, poprawiając postrzępione ubrania i zmierzwione włosy.
– Skąd wiedziałaś, że to nie może mnie zranić? – mówi V, sięgając po laskę. Zawija nią w powietrzu ze świstem i ociera z krwi. Po jego ranach faktycznie nie ma śladu. Kobieta zagryza wargi, nagle zakłopotana.
-Prawdę mówiąc, nie wiedziałam.
-Hmm... – V mruga oczami i przez jego twarz przebiega grymas. Chyba właśnie przyznała, że była gotowa go zabić. Nie jest to zbyt pocieszająca myśl, ale z drugiej strony, alternatywa wcale nie była lepsza. Mężczyzna odchrząkuje i posyła jej krzepiący uśmiech. – Cóż, można chyba uznać, że mieliśmy oboje szczęście, prawda?
Wojowniczka wzrusza ramionami.
-Obawiam się, że od dziś mam arachnofobię.
-Obawiam się, że od dziś będę cię z tego leczyć terapią szokową. – mówi cicho. Kobieta marszczy brwi.
-Co masz na myśli?
V wspiera się na lasce i pochyla w jej stronę. Milczy przez parę chwil, zbierając myśli. Po czym odzywa się, powoli ważąc słowa.
-Ona nie została zniszczona. Wchłonąłem ją. – patrzy na nią badawczo, czekając na wybuch wściekłości albo strachu, ale jej twarz pozostaje nieruchoma. – To jednak nie działa tak jak z Gryfem czy Cieniem. Nie na zasadzie dobrowolnego paktu. Raczej na ... przejęciu pewnych zdolności.
Podchodzi do barierki i unosi dłoń. Kobieta spodziewa się, że z tatuaży uformuje się Gryf lub Cień, ale nic takiego się nie dzieje. Zamiast tego znad ramienia z wywołującą dreszcz gracją wysuwają się długie półprzezroczyste odnóża, które wbijają się w kamień i przenoszą V między sobą na sam dół pomieszczenia. Wygląda to dziwnie, bo pajęcze kończyny nie łączą się z jego ciałem, tylko materializują wokół, z powietrza.
Wojowniczka podchodzi do poręczy i patrzy w dół. V wykonuje ręką zawijający gest i odnóża składają się jak nietoperze skrzydła, po czym znikają. Mężczyzna unosi wzrok i patrzy na kobietę, która ledwo zauważalnie kręci głową.
"A myślałam, że ten dzień już nie może stać się dziwniejszy".
0 notes