Tumgik
#odmienne strony świadomości
revelstein · 4 months
Text
Profesor, a czasem idiota
Oddajmy na chwilę głos księdzu Stephenowi J. Rossettiemu:„Istnienie osobowego zła, tj. Szatana i jego sług, jest prawdą mocno zakorzenioną w Piśmie Świętym, Tradycji i nauczaniu Kościoła oraz w doświadczeniu Kościoła na przestrzeni wieków. W rzeczywistości jest to prawda szeroko akceptowana w wielu innych religiach na całym świecie. Tylko nowoczesny, sceptyczny umysł ją odrzuca. Jako egzorcysta…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
anna-lacina · 2 years
Photo
Tumblr media
#nonfiction Neurochirurg Eben Alexander, absolwent chemii na UNC-CH i medycyny na Duke Univ. - 11 lat studiów i rezydentury, stypendium w dziedzinie chirurgii naczyniowej mózgu i 15 lat pracy jako profesor nadzwyczajny na Harvardzie. Syn i ojciec neurochirurga. Zakładam więc, że jeśli pisze, że bakterie zniszczyły jego korę mózgową, to wie, co pisze. Jeśli twierdzi, że jego mózg nie funkcjonował, że zniszczona została część odpowiedzialna za myślenie, świadomość, pamięć itd - to tak było. Jako biolog przeczytałam całą tę medyczno-biologiczną część z zainteresowaniem i nie mam się do czego przyczepić🤷 A jednak - po początkowym okresie bycia "tam" jako byt zupełnie bez wspomnień i świadomości kim jest, zafascynowany odkrywaniem nowego świata, w końcu przypomniał sobie, kogo zostawił "tu" i powrócił po tygodniu śpiączki Z czegoś takiego, o ile się przeżyje, wychodzi się długo, latami pozostając na etapie wegetatywnym - on wrócił do pełnego zdrowia i sprawności A do tego przyniósł wspomnienia "z tamtej strony". Część pokrywa się z tym, co opisał R.Moody w "Życie po życiu" - inne są odmienne ale nie będę Wam odbierać przyjemności samodzielnego sprawdzenia Dla mnie najciekawszy jest fakt, że po powrocie do zdrowia odzyskał pamięć i świadomość (mimo wcześniejszego zniszczenia mózgu) - trochę tak, jakby jego świadomość została "przepisana na dysk zewnętrzny", a po wyleczeniu i regeneracji mózgu - wgrana z powrotem. Ciekawe jest też spostrzeżenie, że "myślenie nie jest domeną mózgu" - materialny mózg według autora jest raczej filtrem, który więcej przesłania niż rozjaśnia. Trochę tak jakbyśmy zamiast narwać owoców prosto z krzaka, całe życie byli zmuszeni jeść je w postaci dżemów, a kształt, kolor, smak i zapach truskawki wyobrażali sobie tylko na podstawie obrazka na etykiecie. Jeśli jednak liczycie, że książka odpowie na Wasze pytania egzystencjalne, to nie - nie odpowie🙂 Nie wyjaśni też, gdzie podziewa się świadomość osób z demencją, ani czy odnajdują ją one "po tamtej stronie". Mogę mieć nadzieję, że tak, ale... cóż, nie o tym opowiada🤷 Polecam, jeśli lubicie #książkidającedomyślenia Nawet jeśli myślimy tylko za pomocą naszego niedoskonałego materialnego mózgu🤭 https://www.instagram.com/p/CcsgUneoTS_/?igshid=NGJjMDIxMWI=
0 notes
rymowski · 3 years
Text
Zło mogłoby kroczyć swoją własną drogą, pozbawione skrupułów swego szlachetniejszego bliźniaka. Dobro mogłoby pewnie i silnie odbywać swoją drogę wzwyż i czynić dobrze, nie będąc narażone na hamulce ze strony bliźniaczego zła. To jest klątwa ludzkości - myślałem - że te dwie nierówne istoty są złączone, że w jednej świadomości tkwią i zwalczają się tak bardzo odmienne siły.
,,Doktor Jekyll i pan Hyde" Robert Louis Stevenson
0 notes
Progresja dla laików.
Wprowadzenie
Z odłamami muzyki progresywnej jest dość dziwna sprawa. Z jednej strony istnieją artyści, który w ramach tego gatunku potrafią tworzyć melodyjne, angażujące słuchacza utwory, z drugiej zaś są twórcy tworzący tak pokrętne, przekombinowane dzieła, które spokojnie można nazwać sztuką dla sztuki. W tym artykule postaram się Ciebie, drogi czytelniku wdrożyć nieco w temat, gdyż jest na tyle szeroki, że na pewno znajdziesz w nim coś dla siebie.
Z czym to się "je" ?
Aby zrozumieć koncept stojący za słowem "progresja" w muzyce, trzeba sobie uzmysłowić ważną rzecz. Tak na dobrą sprawę termin ten jest bardzo szeroki i w praktycznie żadnym stopniu nie ogranicza wolności twórczej pod względem wykonywanego stylu i brzmienia. Jest pełno zespołów nie mających brzmieniowo nic wspólnego, a jednak będących pod sztandarem muzyki progresywnej. Pierwszym lepszym przykładem może być zestawienie Electric Light Orchestra i Periphery. Wystarczy posłuchać po ułamku jednego utworu i różnice są widoczne jak na dłoni. Zatem co w takim wypadku stoi za tym enigmatycznym słowem? Przede wszystkim "muzyka progresywna" to pojęcie głównie odnoszące się do konstrukcji utworów. Utwory progresywne są z reguły dość długie, płynnie zmieniają napięcie oraz nastrój w ich trakcie oraz z czysto technicznych rzeczy, często żonglują różną rytmiką oraz tempem. Zabiegi te sprawiają, że utwór można odbierać jako kilka pomniejszych gładko między sobą przechodzących.
Osobista legenda
Na początku wspominałem o swoistym podziale pomiędzy artystami tworzącymi melodyjne angażujące emocje utwory, momentami podchodzące pod monotonny ambient (można tu za przykład podstawić Pink Floyd'ów), a artystami tworzącymi czysto techniczną, przekombinowaną pod względem rytmiki, tempa itp. sieczkę. Jest jednak pośród tych wszystkich zespołów jeden, który moim zdaniem znalazł idealny balans pomiędzy harmonią a techniką, dzięki czemu jako jeden z nielicznych zespołów progresywnego nurtu, przebił się do szerszej świadomości i swego rodzaju popkultury. Mowa w tym miejscu o Dream Theatre. Amerykański zespół tworzący rzecz jasna progresję, a konkretnie metal progresywny. Sprawa z nimi wygląda tak, że albo się ich kocha, albo nienawidzi. Ja jestem zdecydowanie w tej pierwszej grupię i bardzo mi z tym dobrze. To oni wprowadzili mnie do tego gatunku i dzięki nim przełamałem swoje muzyczne ograniczenia. Pierwsze super długie utwory, które przesłuchałem od początku do końca, były właśnie ich autorstwa. Jeszcze kilka lat temu na propozycję przesłuchania 24 minutowego molocha, odpowiedział bym przecząco, zaś teraz sam zajmuję się tworzeniem podobnych.
Dlaczego właśnie to ?
Progresja przede wszystkim urzekła mnie swoim poziomem rozbudowania. Tym, że można po kilkanaście razy słuchać jednego utworu i za każdym odkrywać w nich coś nowego. Tym, że utwory tego nurtu można nazwać rollercoaster'em emocji(polecam w tym celu przesłuchać The Best of Times wspomnianego przed chwilą Dream Theatre). W tej muzyce można przebierać, praktycznie każdy bardziej popularny zespół w tym nurcie ma do zaoferowania odmienne doświadczenia. Doświadczenia, których doznania życzę każdej osobie, która zainteresuje się tematem i postara się w niego wdrożyć i choć próg wejścia jest dość duży, to po jego przekroczeniu zostajemy z ogromem możliwości i ogromem muzycznych połaci do eksplorowania.
0 notes
kasiamagiera · 7 years
Text
Krzysztof Czeczot- człowiek orkiestra
Tumblr media
“To co dla mnie najważniejsze, to wymyślać i realizować pomysły z kręgu „tego jeszcze nie było” czy też „to się nie uda”.”
    Kino jest nieprzewidywalne i wielokrotnie można zadać sobie pytanie dotyczące zauważalności aktorów w świadomości widza po zagraniu określonych ról przez niego. Dlaczego jeden aktor zostaje wybrańcem publiczności i wystarczy jedna rola, aby był na ustach wszystkich, a inny, który zagra podobną postać do pierwszego pozostaje nadal w cieniu? Jaki czynnik warunkuje to, że jednemu się udaje zwrócić na siebie dużą uwagę, a drugi nawet całe życie zawodowe pozostaje na drugim planie mimo, że bywa nawet aktywniejszy zawodowo niż ten pierwszy? Moje zaciekawienie tą kwestią wynika z zaskakującej sytuacji jaka nastąpiła w 2016 roku w przypadku dwóch aktorów: Krzysztofa Czeczota i Sebastiana Fabijańskiego (o tym aktorze duży tekst napisałam). Obydwaj zagrali w nowym PITBULLU w 2016 roku. Pierwszy wystąpił w PITBULL. NOWE PORZĄDKU, drugi natomiast w PITBULL. NIEBEZPIECZNE KOBIETY. Obydwaj zagrali role czarnych, psychopatycznych charakterów, ale to Sebastian Fabijański stał się po tym filmie ogromnie popularny oraz został okrzyknięty aktorskim odkryciem 2016 roku, a Krzysztof Czeczot utrzymał swoją stałą pozycję aktora kojarzonego z codziennymi serialami TVN-u.
Jak na razie odnajduję jedną odpowiedź na moje wcześniej postawione pytanie oraz prowadzone rozważania powyżej. Mianowicie sytuacja prezentuje się następująco: w PITBULL. NOWE PORZĄDKI  wiodąca postacią jest jednak postać grana przez Piotra Stramowskiego, czyli Majamego. W tej części PITBULLA widz miał się zapoznać z nowym policjantem, nowym pozytywnym protagonistą, po tym jak z horyzontu zniknęła postać Despera (Marcin Dorociński). W PITBULL. NOWE PORZĄDKI podążamy za stróżem prawa, a nie za przestępcami, jak to będzie mało miejsce w dużej części fabuły PITBULL. NIEBEZPIECZNE KOBIETY. W PITBULL. NOWE PORZĄDKI  widz nie ma tyle czasu co w PITBULL. NIEBEZPIECZNE KOBIETY, aby dokładnie zapoznać się z negatywnym bohaterem jakim jest Zupa.
    Filmy Patryka Vegi zawsze mają nadmiar wątków i bohaterów oraz niezmiernie dynamiczne tempo- są one ewidentnie materiałem na serial, a nie na ponad dwugodzinny film. Przez to, że reżyser chce pokazać dużo, to zawsze ktoś zostaje “pokrzywdzony”. Aktorzy nie są w stanie zaprezentować się w pełni, choć zostają im powierzone ciekawe, trudne i rzadkie w kinie polskim role. W moim odczuciu  takim “pokrzywdzonym” aktorem w PITBULLU właśnie jest Krzysztof Czeczot. Pomimo tego, że mógł u Patryka Vegi zagrać mocną postać, to ten jego nieszablonowy bohater rozmył się wśród innych, nowych, mocnych postaci. Krzysztof Czeczot jako Zupa jest na ekranie tylko do połowy filmu, a do tego czasu widz jest w stanie tylko zasmakować jego mrocznego charakteru. Gdyby zacząć analizować postać graną przez Krzysztofa Czeczota, czyli Zupę i postać, którą kreuje Sebastian Fabijański, czyli Cukra można dojść do wniosku, że Zupa jest jednak bardziej przerażający niż Cukier. Zupa jest zimnym psychopatą i sprawia mu to przyjemność. Sam w jednej rozmowie z bohaterem kreowanym przez Bogusława Lindę mówi, że to co robi, to nie robi tego dla pieniędzy tylko dla sławy. Zupa jest bezwzględny i brutalny, a przemoc stosuje z zimną krwią. Dla jego postępowania i działania nie ma takiego wytłumaczenia jakie ma Cukier, czyli walka o kobietę i dziecko. Jak również Cukier naznaczony jest śmiertelną chorobą, która go zaburza.
           Patryk Vega pytany w jednym z wywiadów o inspiracje dla postaci Zupy wyjaśnił jej antropologię “jeden z członków gangu "obcinaczy palców" pochodził z bogatego domu. Dla niego pieniądze nie były motywacją, zależało mu raczej na prestiżu, sławie i poważaniu na tzw. ulicy. Jednocześnie wydawał się w tym światku najbardziej zdeprawowany.”
Zupa jest wyprany z emocji, jego twarz ani drganie, czy jest świadkiem strzelaniny na siłowni, czy sam dokonuje krwawego samosądu na chłopakach, którzy znęcają się nad jego bratem. Nie ma dla niego żadnych granic. Gdy ma zebrać haracz to zrobi to bez względu na to, czy jest to właściciel dochodowego lokalu na Mokotowie, czy dorabiający sprzedażą miodu staruszek na ulicy w jego dzielnicy. Dla Zupy nie ma taryfy ulgowej.
Fascynuje go widok krwi oraz zbrodni, a przy tym wszystkim jego mimika pozostaje beznamiętna. Scena, w której Babcia (postać kreowana przez Bogusława Lindę) wchodzi na siłownię i zabija serią strzałów z karabinku szefa gangsterów jest tego najlepszym dowodem. Zupa kompletnie bez emocji nachyla się nad “podziurkowanym” człowiekiem, zanurza palec w jego krwi, wącha ją i przechodzi w spokojny sposób do rozmowy z Babcią, automatycznie stająć się jego człowiekiem. Wobec szefa jest uległy, grzeczny, wykonuje dokładnie jego polecenia. Natomiast przy wykonywaniu swojej “pracy” jest okrutny wobec ludzi.
Duże wrażenie robią sąsiadujące ze sobą dwie skrajnie odmienne w swoim tonie sceny ujawniające dwoistość Zupy. Pierwsza to scena śniadania, gdy Zupa (a tak na prawdę w tej scenie to przecież rodzinny Oscar) wraz rodzicami i dwójką młodszego rodzeństwa je śniadanie- jest grzecznie, miło i idealnie. Taki obraz sielankowej idylli niszczy już kolejna scena z udziałem Zupy, w której to on wraz ze Strachem pokazują “kto tu rządzi” ludziom na jednej z ulic Mokotowa. Widz czuje zaskoczenie, bowiem z wychowanego synka nagle Zupa zmienia się w brutalnego gangstera- jest nieobliczalny, a na jego twarzy nie ma emocji. Ta postać kreowania jest w sposób “jestem i tylko przecież patrzę”.
Zupa pozostaje w bezpośredniej “zawodowej” relacji ze Strachem (ta postać jest świeża i zabawna tylko w PITBULL. NOWE PORZĄDKI, bo w kolejnej części już się nie sprawdza). Ta relacja jest bardziej naturalna i logiczna niż relacja jaką później ze Strachem ma Cukier. Zupa jest mężczyzną twardo stąpającym po ziemi, więc prostolinijność Stracha dobrze się z nim komponuje. Zaś Cukier jest “odklejony” od rzeczywistości, jest natchnioną duszą (pomijając fakt, że jest też bezwzględnym psychopatą), dlatego jego relacja z prostym i wulgarnym Strachem jest wydumana, sztuczna i kompletnie niepotrzebna.
    Bardzo mocną i dosadnie pokazująca psychopatyczne oblicze Zupy jest cała sekwencja w domu publicznym, gdzie Zupa poznaje Kurę (świetna rola Agnieszki Dygant), która okazuje się równie bestialska jak on. Zupa i Kura są jak mordercza para Miki i Mallory z filmu URODZENI MORDERCY. Zapatrzeni w siebie, chłonący swoje okrucieństwo, odkrywają więź, która ich łączy, na przekór całemu światu. Nieokiełznani, wyzwoleni i kochający siebie na swój szybki intensywny sposób.
Wyrządzanie innym krzywdy sprawia i Zupie i Kurze przyjemność, ale różnica polega między nimi na tym, że Zupa po prostu taki jest i chce patrzeć na cierpienie innych. Wtedy gdy porwanej młodej dziewczynie odcina z satysfakcją palec pomimo, że ojciec dziewczyny zapłacił okup. Kura natomiast ma potrzebę pokazania swojej władzy, bowiem wcześniej jako prostytutka, była zapewne poniewierana przez klientów. Z chwilą gdy poznała Zupę poczuła, że może się odpłacić światu za to co ją wcześniej spotkało.
    Scena aresztowania Zupy jest osobliwa, ale nie jest wielce oryginalna jeśli chodzi o jej przebieg oraz przedstawienie zachowania bohatera w jego czasie. Choć z drugiej strony rozegranie jej współgra idealnie z postacią kreowaną przez Krzysztofa Czeczota (ta postać gwałtowne emocje okazuje tylko raz w ostatniej swojej scenie, gdy okazuje się, że jednak trafi do więzienia. Nie to jednak go wyprowadza z równowagi, a określenie go mianem “pedała” przez Majamiego). On do samego końca akcji z aresztowaniem nie ujawnia emocji, strachu czy skruchy. W czasie gdy oddział specjalny wybija mu drzwi, on bez zdenerwowania ogląda film pornograficzny i nawet strzały skierowane w zamek drzwi nie wywołują u niego chęci ucieczki, czy ratowania się przed niechybnym aresztowaniem. Kładzie się grzecznie na ziemię i “pod nosem” recytuje pieśń pogrzebową Anielski Orszak. Brygada, która wchodzi do mieszkania jest więcej niż zaskoczona, gdyż zapewne spodziewała się jakiegoś wielkiego zbira. Legendy na temat Zupy dawały im takie mylne wyobrażenie. A tu nagle zastają niewielkiej postury, spokojnego człowieka, który nawet nie ma zamiaru stawiać oporu przy aresztowaniu (zresztą w tym względzie Zupa jest podobny do Cukra, na którym aresztowanie też nie robi wrażenia). Zupa tak jak Cukier wie, że niebawem zapewne wyjdzie z więzienia. Jednak nie mógł przewiedzieć, że Strachu jednak “go sprzeda”. Cukier miał bardziej lojalnych ludzi.
    Patryk Vega przyznaje, że odkąd zobaczył Krzysztofa Czeczota to zapragnął go obsadzić w swoim filmie w dewiacyjnej, mocno pokręconej roli. Reżyser przyznaje “jestem z tej roli szczególnie zadowolony. Uważam, że Krzysiek Czeczot stworzył kapitalną kreację, zwłaszcza że został obsadzony wbrew warunkom fizycznym, bo wygląda raczej na sympatycznego pracownika agencji reklamowej i takie propozycje dostawał dotąd”.
    PITBULL. NOWE PORZĄDKI oglądałam wiele razy, aby móc wyłapać wszelkie niuanse, które Partyk Vega wprowadził poprzez bohaterów i po dokładnej ocenie Zupy oraz Cukra jestem przekonana, że obie role są wyborne i obie zasługują na taką samą uwagę. Niemniej jednak zapewne Cukier jest bardziej spektakularny dla widza, gdyż widać w tej postaci ogromną pracę samego aktora- fizyczną i psychiczną. Po drugie Cukier jest głównym bohaterem PITBULL. NIEBEZPIECZNE KOBIETY, jest go bardzo dużo na ekranie i to praktycznie do samego końca filmu. Ale te argumenty nie oznaczają, że Krzysztof Czeczot wykonał gorszą pracę niż Sebastian Fabijański. Nawet można powiedzieć więcej, ta rola mogła kosztować Czeczota wizerunkowo znacznie więcej, niż Fabijańskiego z tego względu, że do czasu PITBULLA Krzysztof Czeczot ugruntował się konkretnie i wyraźnie w świadomości widzów jako zabawna i pozytywna drugoplanowa postać, głównie z lekkich produkcji. Szczęśliwie, Patryk Vega lubi iść “pod prąd” i daje szansę aktorom udowodnienia, że raz stworzony wizerunek (zwłaszcza w świadomości widzów) jest sprawą do obalenia- jeśli tylko aktor tego chce.
Fizyczność Krzysztofa Czeczota też nie uległa tak wielkim zmianom jak to się stało w przypadku Sebastiana Fabijańskiego. Ale może to dobrze, gdyż Zupa tym, że był zupełnie normalnym młodym mężczyzną budzi jeszcze większy lęk. Przyglądając się Zupie tylko od strony wizualnej nikt by nawet nie przypuszczał jak zdegenerowany ma umysł, natomiast patrząc na Cukra już z daleka widać, że może nie być zrównoważony.
Psychol pod przykrywką normalności wywołuje realny strach w widzach, gdyż zaczynają sobie uświadamiać, że takiego kogoś można spotkać każdego dnia na ulicy. Widz zdaje sobie sprawę z tego, że psychopata nie jest naznaczony widocznym piętnem, bo gdyby tak było, to wiadomym by się stało, że każdy by go omijał szerokim łukiem. A tak, to każdemu może sie trafić spotkanie z takim degeneratem.
    Krzysztof Czeczot doskonale wykorzystał tę rzadką okazję w kinie polskim do stworzenia tak dwuznacznego bohatera. Ładnie wygrał spokój bohatera, nie dał się ponieś swojej chęci ujawnienia jego psychopatyczności poprzez nadekspresyjne gesty, ruchy czy słowa.  W tej postaci nie ma nadmiaru, o którą łatwo przy kreowaniu takiej postaci. Aktorów często ponosi to, że wydaje im się, że tylko nadmiar i gwałtowność mogą dać najlepszy efekt, aby zaprezentować spektrum okrucieństwa swojej postaci. Krzysztof Czeczot swoim wcieleniem obalił taki sposób podejścia do demonicznych kreacji.
    Fakt jest taki, że gdy pierwszy raz dowiedziałam się, że w obsadzie PITBULL. NOWE PORZĄDKI zagra Krzysztof Czeczot spodziewałam się zobaczyć go ponownie w roli policjanta za biurkiem, czy intelektualisty, bowiem niestety dałam się zwieść jego wcześniejszym wcieleniom. A zostałam ponownie zaskoczona (jak zawsze przy filmach Patryka Vegi) i za każdym razem, gdy Zupa pojawiał się na ekranie zamierałam, śledziłam każde jego słowo i ruch- byłam całkowicie zaciekawiona tym wcieleniem aktora. Aktora, którego wcześniej lubiłam, gdyż był w swoich rolach dobry i poprawny. Jednak tu, u Patryka Vegi wydobył na światło dzienne silny potencjał.
Ciekawe w wypadku Krzysztofa Czeczota jest to, że równocześnie z rolą Zupy występował w serialu SINGIELKA, gdzie kreował postać zabawnego krętacza, który myśli, że zawsze mu się uda osiągnąć swój cel. Muszę przyznać, że choć SINGIELKA (podobnie zresztą jak BRZYDULA) nie była ambitnym i zaskakującym fabularnie serialem, to jednak rola Krzysztofa Czeczota była w nim pozytywna. Ten serial przetrwał na antenie TVN dłużej niż inne podobne produkcje tylko dlatego, że akcenty aktorskie były tam główną siłą napędową.
Gdybym nie wiedziała, że Krzysztof Czeczot zajmuje się też realizacją oryginalnych i niepowtarzalnych audiobooków, genialnych innowacyjnych słuchowisk radiowych, że jest świetnym reżyserem teatralnym oraz autorem kilku dramatów, to bym mogła być rozczarowana tym, że decyduje się na występowanie w takich produkcjach jak SINGIELKA, czy BRZYDULA. Jednak biorąc pod uwagę tę jego wszechstronność i niezwykły talent twórczy, takie serialowe występy traktuję jak zwykły zarobek, pracę, która jest dochodowa i na dłuższy czas pewna. Pracę, która daje możliwości (zwłaszcza finansowe) podjęcia się realizowania nowych projektów, których los w początkowej fazie jest nieznany. Są tacy artyści jak np. George Clooney, który występuje w komercyjnych, nie zawsze super ambitnych produkcjach po to, aby potem stać go było na realizację swojego bardziej kameralnego oraz zgodnego z ambicjami planu. Jedno równoważy drugie i daje obraz artysty, który wie jak realizować siebie i swoje plany. I tu widzę podobieństwo w strategii postępowania u Krzysztofa Czeczota. Gdy zaczynam się aktorowi przyglądać niełatwo oderwać się od jego dokonań oraz osiągnieć. Aktor, który może dla większości nie być znany z imienia i nazwiska (tylko jako twarz z danego serialu) jest mocno skupiony na tworzeniu nowych twórczych przedsięwzięć. W świecie, gdzie rządzi Facebook, Instragrm, Twitter czy inne media społecznościowe on jest skupiony na swoim działaniu. Nie ma go codziennie w sieci, nie publikuje zdjęć, które by obrazowały każdą chwilę z Jego dnia. Może coś na tym traci, ale jak sam przyznaje nie jest to dla niego naturalne i nie czuje potrzeby, aby każda Jego chwila w życiu była “lajkowana”. To ciekawa postawa, którą obserwuję już u kolejnego artysty- sądzę, że ci, co mają plan na życie, na siebie, ci którzy się realizują, nie czują aż tak ogromnej potrzeby, aby być w mediach społecznościowych. Aktor ma być postrzegany jako artysta, który zwłaszcza swoją pracą komunikuje się ze swoją publicznością. To jego praca ma zapewniać mu uznanie i zainteresowanie, a nie zamieszczanie w internecie kolejnych zdjęć posiłków czy etapów podróży, które odbywa wraz z rodziną. 
Jako osoba prywatna posiadam konta na różnych portalach społecznosciowych, jednak uważam, że dla osób publicznych bywają one zwodnicze, gdyż w bezmyślny sposób wykorzystywane są później zdjęcia, czy wpisy przez brukowe media.
Czy kiedyś nie było lepiej, gdy aktorzy pozostawali w głowach widzów artystami, których pracą się delektujemy? Ludzie kina i teatru mieli aurę lekkiej tajemniczości i w świadomości widzów pozostawali swoimi filmowym/teatralnymi wcieleniami, a przez to nabierali heroicznego mistycznego wymiaru. Dziś już prawie nie istnieje taki rodzaj artystycznej aury, twórcy obnażają się i pozwalają aby po nich każdy kto chce deptał.  Dziś wydawać by się mogło, że jak artysta nie ma swojego profilu na Facebooku czy Instagramie to nie istnieje, ale na szczęście jest to nie prawda. Są twórcy, którzy są elitarni, na spotkanie z nimi musimy poczekać aż zrobią coś wartego uwagi w swoim zawodzie. Jeśli się  chce ich poznać trzeba samemu poszukać i dowiedzieć się czegoś na ich temat. Są artyści, którzy nie “wpychają się” z własną prywatną osobą widzom każdego dnia o każdej porze. To są artyści, którzy mają coś do zaprezentowania pod względem zawodowym, ci którzy chcą widzom pokazać, że czekanie na nich opłaca się. 
    Krzysztof Czeczot w swojej karierze zagrał zwłaszcza dwie ważne role (poza PITBULLEM), choć nie są one tak intensywne i dwuznaczne jak rola Zupy. Pierwsza to rola postaci historycznej, czyli Józefa Piniora w filmie 80 MILIONÓW prezentującym wydarzenia z działalności Solidarności. Czeczot doskonale pod względem wizerunkowym stopił się ze stylistyką epoki, a przez swoją grę uwiarygodnił kreowaną postać. Mimo dobrej kreacji Czeczota jednak ten film należy do Piotra Głowackiego. To jego rola i stworzona postać wulgarnego kapitana policji Sobaczaka zdetronizowała wszystkich, mimo że film ten jest naszpikowany prawdziwymi talentami aktorskimi. Drugi obraz, w którym Krzysztof Czeczot zagrał wiodącą rolę jest film ZGORSZENIE PUBLICZNE- sympatyczna śląska komedia. To film pozytywny i przyzwoity, ale przeszedł bez większego echa po ekranach kin. Trudność jaka mogła pojawić się dla aktora w nim to konieczność mówienia gwarą śląską, co zapewne dla Krzysztofa Czeczota było sporym wyzwaniem, gdyż pochodzi z zupełnie innego regionu polski, ale poradził sobie z tym zadaniem bezbłędnie. Niestety ZGORSZENIE PUBLICZNE przepadło gdzieś w świadomości widzów, ponieważ w 2010 roku było sporo ważnych filmów. Poza filmem 80 MILIONÓW, pojawiły się CHRZEST (w tym obrazie także wystąpił Krzysztof Czeczot), WSZYSTKO CO KOCHAM, MATKA TERESA OD KOTÓW, RÓŻYCZKA, SKRZYDLATE ŚWINIE, MISTIFIKACJA czy WENECJA. 
Krótko mówiąc, Krzysztof Czeczot grał i gra sporo, jest widoczny na ekranach kin czy telewizorów, ale jeszcze najwyraźniej nie pryszedł jego czas, aby stać się centrum danej produkcji filmowej, czy telewizyjnej. Myślę, że jest to kwestia niedługiego czasu, jak ktoś ponownie zdecyduje się na to, aby dać mu rolę inną niż wszystkie, która go wyróżni i pokaże jak wszechstronny może być.
A tymczasem aktor świetnie realizuje się w swojej firmie, a nietuzinkowość Krzysztofa Czeczota leży w tym, że wciąż szuka nowych form. Napisał słuchowisko DUBLIN. ONE WAY, za które dostał nagrodę za reżyserię na sopockim festiwalu Dwa Teatry. Udało się mu się również namówić do współpracy Stanisława Sojkę, który skomponował muzykę do widowiska Jesteś tym, kim będziesz jutro - Pasja Szczecińska, które Krzysztof Czeczot zaadaptował i wyreżyserował. Aktor jest też autorem libretta do PIĘKNEJ HELENY Jacques’a Offenbacha. Tekst napisał trzynastozgłoskowcem, mimo że histeria toczy się współcześnie.
Niezwykłym przedsięwzięciem aktora było wyemitowanie w 2013 roku w radiowej Trójce słuchowiska pt. ANDY. Wykorzystano tam niecodzienny zabieg, a mianowicie grający tytułową rolę Adam Woronowicz rozmawia z Romanem Wilhelmim (!). Doskonale wykorzystano głos Wilhelmiego z archiwów radiowych i stworzono iluzję logiczniej rozmowy pomiędzy dwojgiem bohaterów. Każdy miłośnik Romana Wilhelmiego czuje niezmierną ekscytację mogąc słyszeć go w połączeniu ze współczesnym aktorem, jakim jest Adam Woronowicz.
Na swoim koncie Krzysztof Czeczot ma także realizację audiobooków takich jak np. GRA O TRON (nagrodzona Złotą Kaczką), BLADE RUNNER, ale największym jego projektem jest nagranie słuchowiska BIBLIA AUDIO SUPERPRODUKCJA- całość trwać ma około 110 godzin, a w obsadzie jest ponad 300 aktorów i 200 amatorów. Przeżycie prawie że mistyczne- słuchając fragmentami można zatracić się w treści i całkowicie od nowa odkryć BIBLIĘ. Projekt pochłonął wielkie pieniądze, ale również jest wielkim dziełem, które pozostanie na lata, nie uleci, gdyż zostało zapisane.
Na tym wszystkim nie kończą się osiągniecia i talenty Krzysztofa Czeczota, bowiem spełnia się także w innych przestrzeniach (jest wykładowcą w łódzkiej filmówce). To wszystko co robi ten utalentowany człowiek sprawia, że dochodzi się do wniosku iż brukowa głośna popularność nie jest potrzebna, aby mieć pewność, że robi się coś cennego. Seriale audio, które produkuje Krzysztof Czeczot są wręcz idealnym pomysłem w dzisiejszym czasie, kiedy dla młodego człowieka liczy się głównie przekaz poprzez obraz i słuch. Może jego przedsięwzięcie przekona młodych ludzi do zapoznania się z całością np. KRZYŻAKÓW lub nawet z zaciekawieniem wysłuchają BIBLII.
           Z wielkim zainteresowaniem oczekuję na kolejne pomysły i projekty tego aktora, a w warstwie filmowej liczę na rolę, która "zmiecie" wszystkich, rolę która pozwoli aktorowi na metamorfozę oraz gruntową zmianę w ekranowym wizerunku.
0 notes