#mroki
Explore tagged Tumblr posts
tylko-slowa · 1 year ago
Text
Patrzyłem na ciebie i wydawało mi się, że urodziłem się tylko po to, by móc przeżyć ten wieczór.
Mroki, Jarosław Borszewicz
13 notes · View notes
a-b-erracja · 2 years ago
Text
— I nie po to mam serce, by mi pękało na środku pustej ulicy milionowego miasta.
~borszewicz „mroki”
27 notes · View notes
ahosia3 · 2 years ago
Text
Chciałbym
zrozumieć człowieka,
który skacze z szesnastego piętra
i w locie krzyczy:
– Śmierci nie ma!
Chciałbym
zrozumieć drzewo,
które w samym środku lata
próchnieje.
Chciałbym
zrozumieć mordercę,
który klęczy nad swoją ofiarą
i płacze.
Chciałbym
zrozumieć Einsteina,
który na łożu śmierci mówi:
– Umieram
i nie wiem, co to wiatr.
Chciałbym
zrozumieć mężczyznę,
który stoi na czubku Everestu
i mówi:
– Nie wiem,
jak stąd zejść.
Chciałbym
zrozumieć kroplę rosy,
która mówi:
– Boję się deszczu.
Chciałbym
zrozumieć króla,
który w chwili koronacji mówi:
– Tak oto
traci się wolność.
Chciałbym
zrozumieć chłopaka,
który podciął sobie żyły
w stacji honorowego krwiodawstwa.
Chciałbym
zrozumieć przyjaciela,
który umarł dwa tysiące lat temu
i do tej pory jeszcze nie wrócił.
Chciałbym
zrozumieć siebie,
kiedy gapię się w lustro mamroczę:
– To nie jestem ja!
~Jarosław Borszewicz: "Mroki"
19 notes · View notes
stokrotkimutanty · 9 months ago
Text
Mroki
Jarosław Borszewicz
Wydanie z 1983r. vs wydanie z 2015r.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
0 notes
mrwickk · 13 days ago
Text
Gdyby mi ktos powiedział:
- Idz do parku i siedz tam dwa lata, a po dwóch latach
Ona przyjdzie na spacer z psem, ale bedziesz ja widzial tylko przez minutę...
To pobiegłbym do tego parku i czekał dwa lata!
“Mroki”~J.Borszewicz
48 notes · View notes
nicdozycia · 1 year ago
Text
(...) chciałbym dostać zaniku pamięci. To najdoskonalsza forma zmartwychwstania.
~ Jarosław Borszewicz - MROKI
56 notes · View notes
olipolixoxo · 4 months ago
Text
Tumblr media
Mroki
Jarosław Borszewicz
2 notes · View notes
destroyed33 · 5 months ago
Text
Wiersz skierowany do mojej kobiety.
(nie zobaczy tego.)
Twoje oczy, jak niebo błękitne, przejrzyste,
Gdy patrzę w nie, marzenia stają się oczywiste.
W ich głębi odnajduję spokój i ukojenie,
Jakby całe moje życie miało jedno pragnienie.
Twoje spojrzenie ciepłe, pełne blasku i słońca,
Rozgrzewa moje serce od rana do wieczora.
W twoich oczach widzę świat, piękniejszy, barwniejszy,
Każdy dzień przy tobie staje się bardziej radosny, weselszy.
Twój uśmiech jest jak promień w deszczowy dzień,
Rozjaśnia mroki, przeganiając cień.
Niebieskie oczy twoje, pełne magii i czaru,
Są dla mnie jak przystań pośród życia gwaru.
Każda chwila z tobą to jak piękny sen,
Niebieskich oczu blaskiem oczarowany jestem.
W twoim spojrzeniu miłość, nadzieja, szczęście,
Przy tobie, ukochana, odnajduję swoje miejsce.
2 notes · View notes
fairycruenta · 1 year ago
Text
W sercu mroki głębokie
Cichy smutek płynie
Czy to łzy deszczem spadają?
Czy serce me krwawi?
Opadają liście jesienne
Jak dni przemijają
W pustej przestrzeni
Gdzie i mój uśmiech przeminął
13 notes · View notes
nobody-important-in-life · 2 years ago
Text
„Miałem ochotę przestać istnieć. Nie, nie popełnić samobójstwo, nie umrzeć ale przestać istnieć. Zamienić się w nic.”
Jarosław Borszewicz, Mroki
14 notes · View notes
thetweety004 · 11 months ago
Text
Czasem lubie się przewietrzyć, nie lubię ciasnych pomieszczeń
Nienawidzę tego uczucia kiedy czuję że w nich jestem
Nienawidzę pośród ludzi czuć się jakoś tak nieswojo
Nie rozumiem tego co sie wtedy dzieję z moją głową
Nie rozumiem tego, serio, przecież nie mam klaustrofobii
Tylko ciężej się oddycha i trudniej się stawia kroki
Albo czasem widzę mroki, ale nic mi przecież nie jest
Tylko czasem jak tak stoję to się lekko gdzieś zachwieję
3 notes · View notes
tylko-slowa · 1 year ago
Text
Żyję tak, jakby świat miał się skończyć jutro lub najpóźniej pojutrze.
Mroki, Jarosław Borszewicz
3 notes · View notes
a-b-erracja · 2 years ago
Text
Ojciec mówił nie zwracając uwagi, czy w ogóle go słucham.
— Tobie musi się udać — mówił nie patrząc mi w oczy, — Musi, rozumiesz? Czy chcesz, czy nie. Ja przegwizdałem życie, matka też. Ale ty nie możesz przegrać. Musisz sobie odbić i za mnie, i za matkę. Tu nie ma prawa serii. Mnie się nie udało, matce się nie udało, ale tobie musi się udać.... Musi! Napijmy się...
Napełniłem kieliszki.
Wypiliśmy.
~Jarosław Borszewicz „Mroki”
5 notes · View notes
swistki · 2 years ago
Quote
Wiesz, co było moją największą troską w dzieciństwie — pyta Wiktor. — No? — Martwiłem się, że mój ojciec nie chodzi do kościoła, a co gorsza, nie wierzy w Boga i że po śmierci nie spotkamy się w niebie. Byłem do ojca bardzo przywiązany i myśl ta przez kilka lat nie dawała mi spokoju. Ale z czasem wpadłem na fantastyczny, moim zdaniem, pomysł... Postanowiłem być tak złym człowiekiem, żeby pójść za ojcem do piekła...
Jarosław Borszewicz, “Mroki”
19 notes · View notes
sancti-magistri · 2 years ago
Text
I
Wtorek
25 października
Ujrzałem Cię
Wchodzącą do sklepu
Serce przyspieszyło
Endorfiny uderzyły do głowy
Mózg tylko szepnął
,,J. kasuj szybciej tych ludzi''
Gdy stanęłaś obok mnie
Z trudem wiązałem słowa
Bo w myślach miałem tylko
Ciebie
Idąc z Tobą do auta
Łańcuch który mnie trzymał
Zaczął mnie parzyć
Nie wiedząc o nim
Zaczęłaś go niszczyć,
Karteczką papieru z zaklęciem
Skruszyłaś całe ogniwo,
Którego uszkodzić sam nie potrafiłem
Parę dni później
Przypomniałem sobie że
Kolor zielony nigdy mnie
Nie uspokajał
Jakże zdziwiony byłem
Gdy zieleń Twych oczu
Ukoiła moje nerwy
I nerwy
Kilka dni walki o siebie
Walczyłaś wtedy ze mną
Szczerością mnie wzmocniłaś
Dla Ciebie zaryzykowałem
Niedziela była ciężarem
Który miałem udźwignąć,
Lecz szybko spostrzegłem
Że ciężki był łańcuch
A ciężar był zaledwie
Bryłą gliny z napisem GIŃ
Którą butem wolności
Rozgniotłem wniwecz
II
Wtorek
1 listopada
Jakże szczęśliwy byłem
Poznając Twych najbliższych
A Ty poznałaś moich rodziców
W zabawnych okolicznościach
I moją kuzynkę
I moją historię
Pierwszy raz gdy splotły się
Nasze dłonie
Wtedy też splotły się
Nasze serca
Godziny później
Moje serce i mózg
Walczyły ze strachem
Jednak gdy
Splotły się nasze ramiona
We wspólnym uścisku
Splotły się nasze usta
W miłosnym tańcu
Obawy ustąpiły
Nastał spokój
Przeszłości mroki zniknęły
NAStały jasności
Śpiewając kapslem
Pytając z Arctic Monkeys
Walcząc z lękiem
Zapytałem
Perlisty śmiech
Chwila ciszy długiej krótkiej
,,Ale ten kapsel jest już mój''
,,Jest już dla Ciebie''
Odpowiedziałaś na pytanie
Które mnie nurtowało
Tak było jednym słowem
Które mnie poruszyło
I choć powiedziałaś ,,tak'' raz
To trzy razy tak było
Przechodzisz dalej
Do finału wspólnego życia
Dotarło do mnie
Że we Wszystkich Świętych
Wszyscy Święci opiekują się i czuwają
W tym szczególnie Ona
Wybacz że tak to ująłem
Ale czuję to
Że to Ona właśnie
Nas dla Nas znalazła
III
Sobota
12 listopada
Wieczorna porą idziemy
Na Wolę Krogulecką
Dzień wcześniej nurtowała
Mnie na parkingu
W aucie na tylnich siedzeniach
Po długich rozmowach myśl
Którą zaszczepiłem sobie
I wprawilem w ruch
Nieświadomie
Dnia sobotniego
Czy to już miłość
Czy coś innego
Czy mogę to nazwać
Że Cię kocham
Dałem sobie 3 warunki
Żeby Ci to rzec
3 warunki odległe od siebie
Które tylko przypadkiem (by) nastały
Spadająca gwiazda
Spaść chciała
Spaść miała
Miałem ją ujrzeć
Zadałem pytanie o
Przyszłość, jak ją widzisz
A Twoja wypowiedź namalowała
Obraz wspólnego życia w każdej chwili
I Ty zapytałaś mnie o przyszłość
Odpowiedziałem zgodnie z samym sobą
Sercem i mózgiem
Każdym atomem mego ciała
Nie sądziłem że tak szybko
I ostatni warunek nadejdzie
Sygnały służb mundurowych
Z oddali przyniósł wiatr
Mój wewnętrzny strach
Walczący z obietnicą daną sobie
Skostniały mi ręce i serce
Mówiąc gorące ,,Kocham Cię A.''
A Ty powoli
Się odwróciłaś do mnie
I ujmując moją twarz w swe dłonie
Mając na sobie kocyk
Patrząc łąkami swych oczu
W głębię oceanu moich oczu
Z dozą możliwego szaleństwa
Odpowiedziałaś
,,Czuję do Ciebie to samo''
Rozpaliło me serce
Bardziej niż wcześniej
Niż kiedykolwiek
Gorąca krew wystrzeliła
W każdą żyłę mego ciała
By z oceanu mych oczu
Wydobyć ,,agua de felicidad''
Wtedy zrozumiałem
Jakie jest prawdziwe znaczenie
Tych dwóch prostych
Ale najtrudniejszych słów
I nie bojąc się już więcej
Wkroczyłem z Tobą
Na drogę ku
Wspólnej przyszłości
IV
Czwartek
1 grudnia
Dzisiejszy plan to niespodzianka
Róża czeka na swoją kolej
Uczuć rok już nastał
Chociaż czasu miesiąc minął
Kalendarz liczy czas
Ale serce liczy szczęście
Wychodzę po Ciebie
Róża w Twej dłoni się mieni
Wychodzę z radości z siebie
Twój cudowny uśmiech się perli
A to tylko różyczka
Dana od serca mojej
Różyczce
Piękniejszej od wszystkich róż
Rozmowa w drodze
Ja już się nie utwierdzam
W przekonaniu że Ty
To ta jedyna
Ja już to wiem
Nie muszę się utwierdzać
Że życie swe
Z Tobą chcę spędzać
Tworzymy już historie
Nasze pierwsze sytuacje
Pierwsze drwale
I pierwsze oglądanie mostu
Brakuje tylko szklanego dachu
By ujrzeć gwiazdy na niebie
Ale dobrze że Ciebie nie widzą
Bo byłyby zazdrosne
Mnie cieszy Twoja obecność
Ciebie - obecność moja
W dłoni swej trzymam dłoń Twoją
W głowie mam jedną myśl
,,Bądź dla Niej najlepszym
Co się mogło jej przytrafić
Bądź dla Niej oparciem
Bądź dla Niej zawsze''
Nie odejdę zatem nigdzie
Mówiłem serio śmiejąc się
Że jesteś już na mnie
Skazana
I ja też skazan jest na nagrodę
Bo czy nie ma piękniejszej rzeczy
Czyż nie ma czegokolwiek piękniejszego
Od tego, żeby dać siebie komuś.?
Zrozumiałem kwestię ważną
Że otrzymując wiele
Dbać wielekroć bardziej muszę
I chcę
Więc skoro otrzymałem
Najcenniejszy skarb
Chronić chcę i będę
Za cenę wszelaką
W szczęściu i nieszczęściu
W dobrym i złym
W biedzie i bogactwie
W zdrowiu i chorobie
Bez względu na cokolwiek
Nawet na siebie
Bo za Nią
Oddam nawet siebie.
3 notes · View notes
not-all · 6 days ago
Text
"Kruk" - Edgar Allan Poe
Kiedyś, gdym zmęczony, chory, ślęczał w mroku nocnej pory
Nad ciekawą księgą wiedzy, co w zapomnień legła kurz –
Gdym się schylał nawpół śpiący, jakiś szmer mnie doszedł drżący –
Ktoś cichutko pukający, pukający do drzwi tuż.
«Pewno jaki gość – mruknąłem – stukający do drzwi tuż –
Tylko to – nic więcej już.»
Ach, pamiętam to tak złudnie! było to we mroźne Grudnie;
Każdy płomyk, gasnąc, cudnie cień na ścianę rzucał wzdłuż.
Chciwiem rana czekał w smutku - szukał w księgach swych bez skutku
Leku mego po niej smutku - smutku po tym brzasku zórz,
Co anieli zwą Lenora – po Lenorze, brzasku zórz…
Jej nie nazwę nigdy już!
I jedwabne ciche szmery purpurowych fałd portjery
Rozlewały fantastyczny lęk, nieznany żadnej z dusz;
Tak, iż – by uśmierzyć bicie serca – powtarzałem skrycie:
«To gość jakiś w wichrów wycie do drzwi moich puka tuż; –
Gość spóźniony w wichrów wycie do drzwi moich puka tuż; –
Właśnie to – nic nadto już.»
Pokój wstąpił do mej duszy, nie wahałem się już dłużej.
«Panie – rzekłem – czy też Pani, błagam, racz przebaczyć już;
Ale fakt, żem był drzemiący, Pan – tak cicho stukający
I tak lekko pukający, pukający do drzwi tuż,
Że wątpiłem, czy Cię słyszę.» – Tum odemknął drzwi swe już:
Ciemność tam – nic nadto już.
W mrok głęboko przenikając, długom stał tam drżąc, badając,
Wątpiąc, śniąc sny, jakich przedtem śnić nie śmiała żadna z dusz.
Ale cisza szła bez zmiany, mroki nie pukały w ściany,
I jedyny jęk słyszany, był: Lenoro, brzasku zórz!
To ja łkałem; echo rzekło też: Lenoro, brzasku zórz!
Tylko to, nic więcej już.
Powróciwszy do pokoju z duszą w dziwnym niepokoju,
Znów stukanie usłyszałem, nieco wyraźniejsze już.
«Pewno – rzekłem – wiatr o mało szybę mi nie stłucze całą;
Niechno spojrzę, co się stało, tajemnicę poznam burz;
Niech się serce uspokoi, tajemnicę pozna burz;
Wiatr to i nic nadto już.»
Uchyliłem okiennicy - kiedy z szumem do izbicy
Wleciał Kruk majestatyczny – dawnych, świętych czasów stróż.
Nic przede mną nie czuł trwogi, zmierzył okiem moje progi,
Z miną lorda-dum ny, srogi, przy drzwiach moich usiadł tuż –
Na Pallady białym biuście przy drzwiach moich usiadł tuż –
Wleciał – siadł – nic nadto już.
Do uśmiechu ptak ten czarny przywiódł nastrój mój cmentarny
Swą powagą – i decorum miny, którą przybrał tuż.
«Choć marnemiś okryt pióry, nie lękliwejś jest natury,
Kruku straszny i ponury, wlatujący z nocy mórz!
Powiedz, jaki pański tytuł w kraju masz Plutońskich mórz?*
I Kruk odrzekł: «Nigdy już.»
Bardzom dziwił się ptakowi, który tak wyraźnie mówi,
Choć odpowiedź niedorzeczną dał mi dziwny gość mój z burz:
Bo też każdy przyznać może, iż nikomuś nie dał, Boże,
Widzieć to: podobny zmorze czarny ptak przy drzwiach twych tuż –
Ptak czy zwierzę na rzeźbionym biuście przy drzwiach twoich tuż –
Z takiem mianem: «Nigdy już!»
Lecz Kruk, siadłszy tak samotnie na spokojny biust, stokrotnie
Mówił to - by chcąc w to jedno słowo wlać swą żałość dusz.
Więcej nic już nie powiedział, cicho na swem miejscu siedział,-
Więc szepnąłem: «Czym nie wiedział? jutro zniknie – to i cóż!
Przyjaciele mnie odbiegli – i on zniknie – to i cóż!»
Wtedy ptak rzekł: «Nigdy już.»
Przestraszony stosownością odpowiedzi, jej trafnością,
«Pewno – rzekłem – to co mówi – cała jego mądrość już,
Którą ma od swego pana, co go dola niezbłagana
Wciąż ścigała rozgniewana – aż śpiew jego jęczał już –
Aż śpiew jego jęczał tylko tym refrenem smutnym już –
Tem «Przenigdy – nigdy już.»
Lecz do śmiechu znów ptak czarny przywiódł nastrój mój cmentarny.
Szybkom fotel wtoczył nawprost ptaka – biustu – i drzwi tuż.
Na aksamit się wspierając, długom siedział tak dumając,
Sznur domysłów zestawiając: co złowieszczy grobów stróż –
Co chce rzec ten chudy, brzydki i złowieszczy grobów stróż
Swem krakaniem: «Nigdy już?»
Takem więc w dumaniach siedział, lecz ptakowim nie powiedział
Nic; – żar ślepi jego palił pierś mą jak ognisty nóż.
W sny te byłem pogrążony, wtył niedbale przechylony
Na przez lampę oświetlony fotelowy miękki plusz.
Ach – nie schyli się przy lampie na fotelu miękki plusz
Ona nigdy, nigdy już!
Wtedym, zda się, poczuł miły zapach, który roznosiły
Kadzielnice, przez Serafy kołysane wszerz i wzdłuż.
«Milcz! twe bogi żalem zdjęte ślą ci przez anioły święte
Wypoczynek i nepenthe - więc Lenorę zostaw już!
Pij, nieszczęsny, pij nepenthe i zapomnij zmarłą już!»
Kruk mi odrzekł: «Nigdy już.»
«Wieszczu! – rzekłem – Złego Panie! wieszczu – ptaku czy Szatanie!
Czy Kusiciel cię tu zsyła, czy rzuciły skrzydła burz?
Wątły a niepokonany - na ten step zaczarowany,
W dom przez Strachy nawiedzany, – błagam, powiedz synu burz:
Jest li balsam w Galilei? błagam, powiedz, synu burz!»
Kruk powiedział: «Nigdy już!»
«Wieszczu – rzekłem – złego panie! wieszczu – ptaku czy Szatanie!
Na ten Krzyż – na Boga, co Go obaj czcimy z głębi dusz!
Oświeć duszę mą zbolałą: za krainą chmur wspaniałą
Spotka li tę dziewkę białą, spotka li ten promień zórz,
Co anieli zwą Lenora? spotkaż znów ten promień zórz?*
Kruk powiedział: «Nigdy już.»
«Niech to słowo będzie znakiem rozłączenia z wrażym ptakiem!» –
Zawołałem wstając. — «Idź znów w cień Plutoński, w wichry burz!
Niech cień wszelki zniknie z ściany, gdzie mi kłam twój był słyszany!
Zostaw spokój mój bez zmiany! opuść biust, co przy drzwiach tuż!
Z serca mego dziób swój wyrwij – a sam odleć z drzwi mych tuż!»
Kruk powiedział: «Nigdy już!»
I tak Kruk bez odpowiedzi dotąd siedzi, dotąd siedzi,
Na Pallady bladym biuście przy drzwiach moich siedzi tuż;
Jego ślepie w blaskach marzy, jak w śniącego Djabła twarzy;
Lampa, co się za nim żarzy, jego cień odrzuca wzdłuż;
Dusza ma z nad cieni, które na posadzkę legły wzdłuż,
Nie uleci — nigdy już!
0 notes