#mateooceniafilmy
Explore tagged Tumblr posts
Text
Akademia pana Kleksa (2023)
Te wszystkie Sagale, WOW, Maszyny Zmian, czy nawet Magiczne Drzewo cierpiały na niskie budżety, chałupnicze metody i dużą dawkę umowności. Grało to zazwyczaj dobrze, ale aż prosiło o dofinansowania. Gdy masz 12 lat może to zachwycać, ale z więkiem musisz ubrać okulary konwencji i zrozumienia dla możliwości finansowych. I o to wchodzi Kawulski z workiem złota mówiąc sprawdzam.
Cóż wizualnie jest efektownie, sama storys jak na gatunek nie jest infantylna i cukierkowa, a nawet jest jedna scena prawdziwej grozy. Problem jest inny. Wrzucono za dużo do scenariusza, przez co nie czuć upływu czasu, a także relacji które wytwarzają się między bohaterami. To, co zapewne trwało miesiącami, widz traktuje jak góra tydzień. Zwłaszcza młodszy widz, może tego nie złapać. Za bardzo dbano o z grubsza wierność oryginałowi, co przy o wiele krótszym metrażu musiało oznaczać wyrzeczenia. Ja bym szedł w autorski remix, niż takie przetworzenie pierwowzoru. Co gorsze, całość się wlecze. To przepchanie historii wprowadza nie tylko chaos, ale może też nużyć. Ostatecznie mam wrażenie niedopracowania scenariusza i ostrych cięć już w trakcie realizacji. Kurde, albo nie robić z tego filmu, tylko serial, wtedy mogłoby się to sprawdzić.
Muzyka. Na szczęście nie jest to musical tak jak oryginał, a muzyka jest raczej tłem i nie pcha się nie pierwszy plan. Często oddaje hołd do klasyki z pierwowzoru, a gdy jest autorska to pompatycznie, ale bez zbędnego patosu gra i podkręca klimat świata przedstawionego. Dobra rzemieślnicza robota.
Aktorsko jak na gatunek jest dobrze, Kot jako Kleks jest ok, choć mógł stworzyć coś bardziej autorskiego, niż wariacja wokół Jack Sparrowa. Młodzi aktorzy raczej sprawnie, główna bohaterka nieco wycofana, acz mogło być to zabiegiem celowym.
Scenografie ciekawe, to nie jest moja estetyka, ale doceniam - nie ma wstydu.
Twórca oprócz worka złota przyniósł też trochę sucharów i niskiego lotu dowcipu, co jednak nie razi.
Trochę szkoda, bo wyszedł przeciętniak, który zaraz zapomnimy, a zarówno oryginał jak i samo uniwersum są spektakularne i miały potencjał na globalną franczyzę.
8 notes
·
View notes
Text
Diuna: Część druga (2024, org. Diune: Part Two)
Monumentalne dzieło. Piękne, przytłaczające, bezkompromisowe, agresywne.
Druga część Diuny to mający energie świętych ksiąg traktat o wojnie, władzy, totalitaryzmie, polityce, buncie, nadziei, miłości, manipulacji, kłamstwie, misterium, religii, niesprawiedliwości, zemście, zawodzie i poświęceniu. Te wszystkie ostatecznie prozaiczne wątki wybrzmiewają tyleż nienachalnie co równocześnie brutalnie.
Scenografie 8/10
Reżyseria 9/10
Scenariusz 9/10
Zdjęcia 10/10
Role aktorskie 10/10
Muzyka 20/10
Tak muzyka. Muzyka będzie mi jeszcze długo robić w głowie dużo. Nie miałem czegoś takiego od American Beuty, Extremely Loud & Incredibly Close, Nadzwyczajnych i Czarnobyla. Hans Zimmer zapewnił drugiej części dzieła Villeneuve'a członkostwo w elitarnym gronie 10/10. S��ucham go drugi raz od wyjścia z kina i cały czas mam ciarki.
2 notes
·
View notes
Photo
Suzume (2022, org. Suzume no Tojimari) Piękna, współczesna baśń z olbrzymim onirycznym Ghibli vibes. O traumie straty w kraju trzęsień ziemi. Jest tu co prawda masa kliszy, ale tak doskonale je zremixowano dając nową jakość że można to traktować tylko w kategorii zalet. Wizualnie top tego co Japonia oferuje. Serdecznie polecam.
3 notes
·
View notes
Text
Deadpool & Wolverine (2024)
Post Marvel jest jak post modernizm. Krzykliwy, kiczowaty, krotochwilny. Gdy wrzucasz w to naczelnego łamacza czwartej ściany - działa to jeszcze mocniej. I udało się nawet w to wpasować nieco bardziej konwencjonalnego Wolverina jakimś cudem. Czy z korzyścią dla jego postaci? Ciężko powiedzieć. Wysoko budżetowa kompilacji bestof-ów, zabawnych dialogów, autoironii i mnóstwo fan serwisu. Nic więcej tu nie ma, ale tu chodzi o rozrywkę wyłącznie, bez ambicji na opowiadanie wielkich historii. To takie Fast & Furious z okresu największego dystansu do samego siebie. I to wszystko się sprawdza. Może czasami nieco klęka dynamika, ale to pokłosie jej ogólnego tempa. Gdy wszystkiego jest dużo, ciężej przebić się z "momentami".
0 notes
Text
Obcy: Romulus (2024, org. Alien: Romulus)
Jeszcze raz to samo, ale skupiamy się na warstwie wizualnej, zapominając, że najbardziej boimy się tego, czego nie widać. I że Xenomorf to mądry drapieżnik.
Siłą klasycznego Obcego była świadomość, iż Xenomorf przeraża głównie tym, że "jest gdzieś w pobliżu", a nie ciągłym eksponowaniem go na ekranie. Romulus tymczasem eksponuje go i potrafi to robić całymi minutami, a straszy głównie prostymi jump scare-ami. W ten sposób film traci bardzo dużo z potencjału.
Sama historia, wydaje mi się tak mało oryginalna, że aż banalna i niemająca żadnego innego celu jak być pretekstem do spotkania bohaterów z Xenomorfem. Przez to zawiązanie akcji wydaje się rozwlekle nudne. Przy czym zaznaczyć trzeba, iż całość z tempem radzi sobie dobrze i nie nuży od momentu dotarcia na statek. Nie mniej, mamy wręcz niewybuchające strzelby Czechowa (choćby historia ojca Rain i jego przekazania Andyego).
Cieszy poszanowanie estetyki i klimatu oryginału w warstwie wizualnej, choć pewne niekonsekwencje potrafią rzucić się w oczy. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego zdecydowano się użyć filtrów snapchata to faceswapa Rooka. Wygląda to fatalnie.
Film zagrany jest poprawnie, ale może z wyłączeniem Andyego nikomu z postaci nie udało się wzbudzić żadnych prawdziwych emocji. Może to być jednakowoż winą scenarzysty.
Romulus to próba opowiedzenia jeszcze raz tej samej historii, skupiając na warstwie wizualnej, a zapominając o tym co Obcego definiowało. Przewidywalność brak głębokiej grozy, brak zaniepokojenia, brak zaangażowania widza w historię. To karygodne błędy.
A Xenomorf to piekielnie inteligentny drapieżnik, o czym autorzy chyba również zapomnieli, robiąc z niego przeciwnika przewidywalnego.
Dlaczego twórcy, którzy chcieli powtórzyć klasyczne dzieło, wykładają się właśnie tam, gdzie seria była najmocniejsza? Nie potrafię tego zrozumieć.
0 notes
Text
#18 | Civil War (2024)
Kolejny świetny film antywojenny. Idąc do kina obawiałem się polaryzującej publicystyki, ale Alex Garland zgrabnie tego unika, skupiając się na pokazaniu bezsensowności wojny jako takiej, jej okrucieństwa i chaosu jaki wprowadza.
Najmocniejszą stroną „Civil War” jest paradoksalnie nie historia, a warstwa estetyczna. Coś do czego A24 przyzwyczaiło - tu jest wręcz wybitnie. Podobnie jak zdjęcia reporterów wojennych, które z założenia mają dokumentować zdarzenia, a często są wbrew przedstawianym sceną piękne, tak i tu dramat bohaterów pokazany jest wysoce estetycznie. Tak jak zdjęcia filmowej Jessie. To stanowi o artystycznym poziomie tego filmu i windują ocenę. Lekkości dodaje zgrabna gra soundtrackiem, nienachalne efekty specjalne w oraz napisane dość prosto i bazujących na znanych kliszach literackich, jednak zagrane naturalnie, dając postaciom autentyzm, główne role aktorskie. To wszystko składa się na bardzo wysoką ocenę rzemiosła i warstwy estetycznej.
Nieco gorzej jest w warstwie opowieści. Duże ambicje i powściągliwość w publicystyce nie zmieniają tego, że główna historia jest naiwna i wiele razy potyka się o własne nogi. Choć nie jest to nachalne, nie razi i nie psuje ogólnego odbiór filmu jednak należy to odnotować. Tak jak wizualnie bywa hiperrealistyczna, tak scenariusz flirtuje z mniej obytym widzem i bazuje na - nie zawsze prawdziwych - założeniach i uproszczeniach w tematach, o których opowiada. Zdecydowanie można było wyciągnąć ze świata przedstawionego więcej. W głównych tematach - reportażu wojennego, wojnie jako takiej i relacjach między ludzkich w ekstremalnych sytuacjach nie wnosi za wiele nowego, ale dzięki odwadze i surowości w pokazywaniu brutalności wojny oraz estetyzacji pracy reportera, daje ostatecznie bardzo dobry antywojenny manifest.
Seria scen z szturmowania Kapitolu i Białego Domu w finale, wysoce satysfakcjonujące, choć symbolicznie pokazują wszystkie problemy, o których pisałem wyżej. Wizualnie wiarygodne, ale wydarzenia wymyślone przez autora, gdyby faktycznie miały mieć miejsce, wyglądałyby w rzeczywistości z pewnością znacząco inaczej.
Warto go obejrzeć możliwie na dużym ekranie. Jak każdy film od A24 jest artystycznie bardzo dobry, a fabularnie pozostawi widza z miejscem na przemyślenia.
0 notes
Text
0 notes
Text
#16 | Biała Odwaga (2024)
Parę zjawiskowych ujęć, dobrzy aktorzy i potencjał na ciekawą opowieść. Niestety potencjał niewykorzystany. Film wypala się w pierwszym wątku, dalej gubiąc rytm i idąc w nijakość.
Doceniam niuansowanie opowieści - tu nawet młody "Mengele" - bawiący się w eugenikę von Richthofen – nie jest postacią złą. Doceniam starania szczegółowego zarysowania motywacji bohaterów. A jednak finalnie, dostajemy bezpłciową opowieść o dramatach drugiej wojny światowej. Problemem jest niewątpliwie tempo opowieści. Najciekawszy jest początek, gdzie autor rozprawia się ze skutkami powielania głupich tradycji i zwyczajów oraz handlem małżeństwami. Ten wątek ciągnie się przez całą opowieść, jednak jego intensywna gęstość w pierwszych minutach przysłania całą resztę opowieści, zostawiając widza bez konkretnego zakończenia. Nie byłoby to nawet złe, gdyby nie fakt, że niemal wszystkie misternie plecione wątki wydają się być urwane. Brak puenty, równocześnie brak niedopowiedzenia, czy brak miejsca na własną interpretację. Po gęstym początku wolne niespuentowane historie nużą. Szkoda, bo samo zderzenie Górali i faszystów jest ciekawą i stosunkowo mało znaną historią. Można obejrzeć, warsztatowo jest jak to ostatnio w polskim kinie – dobrze. Autorzy jednak nie wykorzystali potencjału dostarczając jedynie jeden z wielu filmów o tamtych czasach, niczym szczególnym niewyróżniający się.
0 notes
Text
Biedne istoty (2023, org. Poor Things)
Zacznijmy od strony techniczno-artystycznej. Wybitne zdjęcia, brawurowe decyzje techniczne autora zdjęć Robbiego Ryana (Faworyta, C'Mon C'Mon, czy American Honey) definiują ten film. Podkreślają surrealizm. Surowy surrealizm z domieszką oniryzmu. Obserwujemy zafascynowanie rzadko wykorzystywanymi w fabule obiektywami (sprawdziły się już w Faworycie tego samego reżysera) i teledyskowymi najazdami, które wraz z pracą scenograficzną i jakże przesmacznym retrofuturyzmem tworzą od pierwszych sekund świat znajomy, lecz odrealniony. Sama scenografia i wizja alternatywnego świata (zwłaszcza kraje nadmorskie) estetycznie przywodzą na myśl świat wykreowany w Disco Elysium przez Roberta Kurvitza i spółkę. Z tym, że tam są tłem do historii możliwie dosłownej i realistycznej, a tu stanowią doskonałe tło dla kolejnej wykręconej opowieści od Yórgosa Lánthimosa.
Reżyser tym razem nie wziął udziału w pisaniu scenariusza i aż trudno w to uwierzyć. Podobieństwo tropów, narracji i historii do Lobstera czy Kła jest uderzająca. No może jest nieco bardziej onirycznie, niż jak zazwyczaj - dosadnie. Właśnie to może powodować niezmiernie cieszącą mnie masową popularność tego filmu, bo opowieści Lánthimosa bywają odrzucające - zresztą czasem nie ma się temu co dziwić.
Tym razem pod obraną przez autorów opowieści estetyką i konwencją, dotykamy spraw egzystencjalnych, wręcz zderzających się z mitami założycielskimi nowoczesności. Choćby jungowska psychoanaliza w wątku ojca (ach to zdrabnianie przez Bellę imienia Godwin, do God) lub wiara w potęgę umysłu i jej etyczne granice, czy zerwanie obyczajowego gorsetu – razem podane w bulionie z patriarchatu. Oczywiście poruszanych wątków i tematów jest znacznie więcej. Niektóre być może celowo groteskowo uciekają od sedna (tj. socjalizm, czy nawet hedonizm), ale wspomniane wcześniej wybrzmiewają najmocniej. Pojawia się wręcz zamierzenie groteskowa scena powołania do życia Belli, będąca wprost kolejną, acz bardzo ciekawą polemiką z opowieścią o Frankensteinie.
Cóż. Mnogość tropów, wątków, buntu i polemiki mogą doprowadzić do bólu głowy i porwać do napisania dużej rozprawy filozoficznej, więc wobec ram - tutaj zakończę, licząc, że pobudziłem zainteresowanie ciekawych. Surrealizm zderza się z realizmem, metafora z dosłownością, profanum z sacrum. Wszystko w zdrowej dawce erotyzmu. Wracając jeszcze do strony artystycznej, docenić należy dobór ról i prace aktorskie. Odważna, nieco przerysowana - o czym za chwile - rola Stone, a nawet epizodyczne Qualley, Schgulli czy Carmichaela to prace wybitne, oddające wartość całego filmu. Napisałem, że główna rola jest przerysowana i to fakt, ale wszystkie takie są i wynika to z konstrukcji filmu i opowieści. Choćby każdy z patriarchów-oprawców Belli jest skrajny - albo teatralny (Youssef, Abbott), albo satyrycznie groteskowy (Ruffalo), albo - tu już sama charakteryzacja krzyczy - demonicznie-symboliczny (Dafoe). Choć autor stawia na niejednoznaczność w swoich opowieściach, to równie często lubi dodatkowo rozmyć zagadnienia tworząc postacie jednoznaczne w zachowaniach, czy fizjonomii, paradoksalnie jeszcze bardziej niuansując opowieść. Biorąc pod uwagę mnogość i ważkość podejmowanych tematów z artystyczną otoczką, to film zdecydowanie na sesję z dużym ekranem.
Mam nadzieje, że bez spoilerów rzuciłem światło na to jak szerokie, wybitne i niejednoznaczne dzieło omawiam, bo jak to u Lánthimosa jest dużo dyskomfortu, zarówno w wizualnie, scenariuszowo jak i meta. Naprzemiennie i równocześnie - pięknie i odpychająco, pociągająco i brzydko, jak choćby w wybitnej scenie tańca, czy sekcji zwłok z Bellą i szpikulcami. Zresztą nawet główna bohaterka, której kibicujemy, w samym finale zdaje się zadawać pytanie czy sama nie stała się cynicznie-demonicznym God-em w zgodzie z góry zaplanowanych celów na mniej lub bardziej symbolicznych trupach swoich wrogów. Kino nie dla każdego, ale jeśli lubisz ambitne rozprawki filozoficzne, piękne wykreowane światy i do tego jeszcze nieszablonowość - koniecznie obejrzyj.
1 note
·
View note
Text
Chłopiec i czapla (2023, org. Kimi-tachi wa Dō Ikiru ka)
Miyazaki maluje trudny w odbiorze dla postronnych, piękny list-testament dla wnuka. Wizualnie to opus magnum, ale fabularnie niestety rzecz trudna do zrozumienia.
To prywatna opowieść pełna zrozumiałych tylko dla nich metafor. Hayao nigdy jeszcze nie był tak surrealistyczny, ale też bełkotliwy dla szerszego grona.
Ale piękny. Wizualnie, muzycznie jak i w samym świecie przedstawionym. Fani do kin, debiutanci niech zaczną od "Mój przyjaciel Totoro" albo "Zrywa się wiatr".
#MateoOceniaFilmy#Mateo ocenia filmy#Ghibli#Studio Ghibli#Chłopieci czapla#Kimi-tach wa Do Ikiru ka#Hayao Miyazaki
0 notes
Text
Ferrari (2023)
Banał, choć zagrany świetnie, a wizualnie mistrzowski.
Choć chwilę po zawiązaniu akcji wiemy doskonale dokąd to zmierza, choć życie prywatne włoskiego producenta samochodów w latach 60-tych i to dość szablonowe nie ma potencjału na ciekawą opowieść, a film jest nieco za długi to... warto obejrzeć choćby dla świetnych zdjęć.
Sporty motorowe i kino mają jakąś niewytłumaczalną chemię. W Ferrari kluczowa jest ryzykowna decyzja, by wyścigi ogrywać surowo i brawurowo "z ręki". Efekt jest spektakularny. Dodajmy do tego świetne scenografie, poszanowanie detalu oraz najwyższej próby role aktorskie. Tym sposobem warto zmęczyć niezbyt ciekawe story, bo aktorsko i wizualnie nawet banał może zachwycić.
0 notes
Text
Aquaman i Zaginione Królestwo (2023, org. Aquaman and the Lost Kingdom)
Jest trochę jak prequele gwiezdne wojny i typowy niedorobiony DC - niepotrzebny. Już pierwsze sekundy pokazują, że ambicje ma co najwyżej na direct to vod i to takie nie premium.
W przeciwieństwie do pierwszej części wygląda często groteskowo, bardziej efekciarsko niż widowiskowo. Do tego ordynarnie wygodnicki scenariusz i sposób narracji - bez żadnego trybu bohaterowie mówią do siebie o podstawowych zasadach świata przedstawionego. Zero finezji. To trochę kino młodzieżowe w rozumieniu pobłażliwości do inteligencji widza.
Nikt tak wulgarnie nie wykorzystał tematu globalnego ocieplenia. Zresztą nawet tu nie wiadomo za bardzo czy film chciał coś powiedzieć, czy tylko szukał wymówek dla akcji.
Jakieś plusy? Cóż, ogląda się to ostatecznie nieźle, bo gospodarka czasem i napięciem działa, mimo prostackiego scenariusza, który przewidywalny jest wręcz karykaturalnie. Także główny bohater oraz jego relacja z bratem, ciągną całość i jako tako bawią w festiwalu nieśmiesznego slapsticku.
Efekty specjalne, które są niepotrzebnie podstawą wizualnej strony filmu, wąchają się od poprawnych po bardzo słabe (rzadziej), a muzyka jest tak bardzo tłem, że jej nie pamiętam.
Wiem, że film nie miał szczęścia i okoliczności powstawania były trudne, ale może lepiej było go zwyczajnie nie robić?
0 notes
Text
Chłopi (2023)
Niech Welchmanowie co jakiś czas się bawią w malowanie filmów. Wydawałoby się, że to przerost formy nad treścią, a tu drugi raz wychodzi to zaskakująco dobrze.
Jeszcze nigdy tradycje, mizoginia i patriarchat nie wyglądały tak pięknie, a wieś, choć opowiadana rzetelnie, skrzyła się magią. Rzetelność jest tu kluczem, i wyczucie - bez walenia kijem po głowie. Forma z treścią dobrze się klei, a całości dopełnia muzyka razem dając rzecz ponadprzeciętną zdecydowanie do oglądania na wielkim ekranie.
Ale błagam, niech nikt tą drogą już nie idzie.
1 note
·
View note
Text
Duchy w Wenecji (2023, org. A Haunting in Venice)
Najciekawszy z tej współczesnej serii. Mocno wychodzi z własnej strefy komfortu i balansuje na granicy między korzenną dla siebie logiką, a odległą i nielogiczną strefą spirytystyczną. Może plot twist nie zaskakuje, może i łatwo rozszyfrować supły intrygi, a jednak klimatyczność i brak wtop fabularnych zapewnia przyzwoitą rozrywkę bez momentów zażenowania. Miejscami irytują decyzje operatorskie, drugi plan dość płaski - nie przysłania to jednak odbioru całości.
0 notes
Text
Ukryta sieć (2023)
Kompetentny polski kryminał, bez kompleksów. Dobre zdjęcia, muzyka i świetne prowadzenie narracji. Ciekawe tropy fabularne flirtującej z rzeczywistością. Nieco nordycki w smaku. Ponownie wybitna Koleśnik. Pomniejsze błędy i zbędne uproszczenia w detalach wybaczalne. Może nie jest jakoś zbyt ambitnie, a intryga jest przewidywalna, jednak ostatecznie reżyser dowozi rasowe kino gatunkowe. Brawo.
0 notes
Text
Cicha dziewczyna (2022, org. An Cailín Ciúin)
Przepiękne pocztówki w każdym kadrze, a co kilka scen prawdziwe wizualne perełki. Do tego doskonale wyważona, niespieszna narracja i wielkie poszanowanie detalu.
Te małe wielkie historie zawsze angażują najmocniej. Piękny film.
0 notes