Pierwszy etap sądowych batalii.
Wezwanie do sądu
9 listopada ubiegłego roku otrzymałem wezwanie do stawienia się na rozprawie z powództwa prywatnego, która miała odbyć się 26 listopada 2020 roku w Trzciance, w woj. wielkopolskim. Dotyczyła ona oskarżenia prywatnego wniesionego przez pana Tomasza, policjanta z tego regionu, który założył ją w odpowiedzi na opublikowaną przez mnie na blogu grafikę, mówiącą o tym, że wspiera on i promuje sektę religijną o nazwie Kościół Nowego Przymierza w Lublinie. W grafice tej użyte zostało zdjęcie pana Tomasza (pixele) jego imię i pierwsza litera nazwiska, stopień oraz miejscowość, w której pracuje.
W listopadzie przebywałem na zwolnieniu lekarskim obejmującym także termin wyznaczony na rozprawę, więc po skontaktowaniu się z tamtejszym sądem i wysłaniu im zaświadczenia od lekarza, sprawa została przesunięta. W mailu wysłanym do sądu zaznaczyłem, że nie zgadzam się aby rozprawa odbyła się bez mojego udziału co, jak się ostatecznie okazało, było posunięciem słusznym, gdyż wyrok wydany zaocznie mógłby być przychylny absurdalnym propozycjom złożonym przez adwokata pana Tomasza, koszalińskiego prawnika powiązanego z Kościołem Nowego Przymierza Andrzeja Turczyna, który go reprezentował.
Mimo, że było to pojednawcze posiedzenie sądu, mające za zadanie wypracowanie ugody pomiędzy stronami, zaopatrzyłem się w szereg dowodów potwierdzających moje tezy dotyczące działalności sekty religijnej kryjącej się pod nazwą KNP, oraz dokumentów, w tym zawiadomienie o wpłynięciu aktu oskarżenia przeciwko liderowi sekty Pawłowi Chojeckiemu do Sądu Rejonowego w Lublinie, oraz, na wszelki wypadek, opinię biegłej sądowej z Instytutu Religioznastwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, która dotyczy sprawy mającej niebawem odbyć się w Lublinie (materiały te nie były prezentowane w sądzie w Trzciance, są one objęte klauzulą poufności do czasu rozprawy lubelskiej).
Przygotowałem także, liczący cztery strony formatu A4, opis całej sytuacji na wypadek, gdyby trzeba było wyjaśnić sędziemu z czym tak naprawdę mamy w tej sprawie do czynienia i jakie są moje racje w całym tym zamieszaniu. W pakiecie papierów były także wydruki screenów z programów Idź Pod Prąd, w których prezentowane były moje zdjęcia z komentarzami insynuującymi mi poważne przestępstwa, wydruk rozmowy z czatu podczas programu IPP, w którym członkowie sekty udzielali informacji na temat tożsamości Grzegorza Wysoka, lubelskiego krytyka sekty Chojeckiego, ludziom, którzy składali propozycje napaści na niego i pobicia go.
Przesłuchanie w Stalowej Woli
W sprawie pana Tomasza przesłuchiwany byłem na Komendzie Powiatowej Policji w Stalowej Woli już kilka miesięcy wcześniej. Sprawę tam skierowała komenda, na której pracuje pan Tomasz. Pytany byłem czy to ja umieściłem w internecie grafikę z tymi informacjami, co potwierdziłem. W tym miejscu zaznaczyć należy, że przesłuchujący mnie policjant nie dysponował nawet wspomnianą grafiką (!) więc ode mnie dowiedział się co ona właściwie zawierała. Podczas przesłuchania powiedziałem, że nie zamieściłem w niej żadnych nieprawdziwych informacji, może jedynie zbyt kategoryczne określenie pana Tomasza mianem ekstremisty, który promuje organizację o takim profilu (co podtrzymuje, nie odnośnie pana Tomasza ale organizacji, gdyż uważam KNP / IPP za organizację ekstremistyczną i wyjątkowo szkodliwą społecznie).
Zamieszczone były w niej dość szczegółowe dane pana Tomasza (z pominięciem nazwiska) a stało się tak dlatego, że uznałem, że opisując jakąś informację dotyczącą KNP powinienem uczciwie odnosić się do konkretów pod każdym względem, a osoby występujące w ich programach, nie tylko identyfikują się z ich przekazem, ale występując publicznie w programach publicystycznych docierających poprzez media masowe, jakim jest internet, muszą godzić się na możliwość krytyki takiej działalności i ich aktywności.
Celem tej publikacji nie była więc jakaś perwersyjna chęć zaszkodzenia komuś, jak ma to miejsce w przypadku wściekłych ataków "pastora" Chojeckiego na jego oponentów, ale udokumentowanie konkretnej sytuacji, dlatego też nie miałem większych oporów by sprawę załatwić polubownie, nawet własnym kosztem. Postrzegam to bowiem jako pewien etap w walce ze szkodliwą organizacją, nie zaś prywatne rozgrywki przeciwko np. panu Tomaszowi, którego nawet nie znałem. Chodziło o wykazanie możliwości zasięgu szkodliwej sekty.
Zniesławienie
Złożone przez pana Tomasza, z pomocą mec. Andrzeja Turczyna powództwo dotyczyło tzw. zniesławienia / pomówienia, które to jest występkiem polegającym na pomówieniu innej osoby, instytucji lub grupy osób. W myśl polskiego prawa "nie popełnia przestępstwa zniesławienia, kto publicznie podnosi lub rozgłasza prawdziwy zarzut, który służy obronie społecznie uzasadnionego interesu lub dotyczy osoby pełniącej funkcję publiczną".
W tym przypadku rozbiło się więc o moją interpretację występowania pana Tomasza w programach Idź Pod Prąd, które w mojej ocenie są szkodliwe społecznie na wielu polach. Przyjąłem bowiem, że występując w ich programach publicznie promuje ich przekaz polityczny, który cechuje ekstremizm i radykalizacja ich odbiorców, oraz uwiarygadnia je autorytetem służby w policji. Nie występował tam bowiem jako gość czy ekspert "z zewnątrz" ale ich świadomy członek / sympatyk. Faktycznie pan Tomasz występował w ich programach, ale jedynie tych dotyczących sfery religii / wyznania (świadectwa wiary itp.), które na swoim blogu poruszam jednak bardzo rzadko i nie wchodzę w spory natury teologicznej nie posiadając ku temu, podobnie zresztą jak "pastor" Chojecki, żadnych kwalifikacji.
Nie krył się z tym, że jest policjantem, a moja interpretację oparłem na tych wystąpieniach a także tym, że jego praca w policji była później wielokrotnie eksploatowana przez lidera sekty Pawła Chojeckiego w celach polityczno-propagandowych. Pan Tomasz nie musiał więc utożsamiać się z ich politycznymi poglądami, choć ja tak właśnie to odebrałem, co było przyczyną publikacji owej grafiki. Odbierało je tak, moim zdaniem, także wielu odbiorców audycji IPP.
Dlatego też skłonny byłem do ugody, a jak zauważyłem w trakcie rozprawy panu Tomaszowi zależało głównie na tym, żeby nie wpłynęło to na jego pracę zawodową, gdyż, jak twierdził, w związku z tym podjęte zostały jakieś kroki wyjaśniające w miejscu jego zatrudnienia.
Jeśli chodzi o inne aspekty spraw o zniesławienie to podejmowane jest ono z oskarżenia prywatnego, w niektórych przypadkach może wnosić o nie prokurator (w tym miejscu musi wymagać tego interes społeczny, ale w tym miejscu, jak widzimy, nie miało to miejsca).
Wyjazd na rozprawę
21 stycznia 2021 roku wyruszyłem ze Stalowej Woli by wziąć udział w rozprawie mającej odbyć się następnego dnia o godzinie 9:30 rano w Trzciance. W związku z tym zmuszony byłem wziąć trzy dni urlopu, gdyż połączenia kolejowe oraz układ zmian w pracy zmuszał mnie do tak wczesnego wyruszenia w podróż.
O godz. 12:10 wyruszyłem busem do Rzeszowa, gdzie zjadłem śniadanie, spędziłem chwilę w moim ulubionym przybytku czyli Centrum Taniej Książki znajdującym się tuż obok dworca PKP (polecam), jednak mimo upatrzenia sobie kilku pozycji nie nabyłem ich z powodu ograniczonej objętości, i tak już wypchanego, plecaka. O godzinie 15:25 wsiadłem w pociąg relacji Przemyśl - Poznań i w stolicy Wielkopolski wylądowałem krótko przed godziną 23. Pierwotny plan zakładał szybką przesiadkę do miejscowości Krzyż Wielkopolski, ale z uwagi na opóźnienia pociągu podjąłem decyzję, że jednak lepiej będzie spędzić tę noc w Poznaniu.
Jak to zwykle bywa w podróżach pociągami, które nawiasem mówiąc, od dziecka uwielbiam, czasem trzeba podejmować decyzję szybko. Dlatego też nie zawracałem głowy znajomym z Poznania w kwestii noclegu a postanowiłem zrobić sobie nocny spacer po centrum miasta, w którym nie miałem okazji nigdy gościć. Udałem się więc spacerowym krokiem pod pomnik Czerwca '56, ulicą Św. Marcin na rynek, następnie pod pomnik powstańców wielkopolskich i spokojnie wróciłem na dworzec, gdzie w przerwach między rozdziałami książki, obserwowałem utarczki dwóch starszych ochroniarzy z czterema pijanymi Ukraińcami zagubionymi gdzieś w trasie, które to trwały kilka dobrych godzin.
O godzinie 5:30 wsiadłem w pociąg do Piły, gdzie miałem sześć minut na przesiadkę w szynobus do Trzcianki. Dotarłem tam kilka minut przed godziną siódmą. Wysiadałem na przygnębiającym dworcu PKP i od razu udałem się na spacer w celu zlokalizowania sądu, który z pomocą Google znalazłem kilkanaście minut później. Do rozprawy pozostało jeszcze 2,5 godziny więc zrobiłem sobie spacer po Trzciance a w poczekalni sądu zasiadłem kilka minut po godzinie ósmej (wcześniej robiąc podróżniczą, prowizoryczną toaletę w ciasnej ubikacji sądu, i przebierając się tam). Podróż tam liczyła 580 km czyli 17 godzin pociągami z czterema przesiadkami.
Rozprawa i niedorzeczne żądania mec. Andrzeja Turczyna
Sędzia zaczął od spytania mnie czy wiem dlaczego się tutaj znalazłem. Odpowiedziałem, że podejrzewam, choć w wezwaniach nie został określony paragraf.
W tym miejscu zaczyna się rzeczywista opowieść o czymś, co w zasadzie nie było sednem rozprawy. Pan Tomasz, będący w mundurze policjanta (więc zapewne w czasie pracy) wraz z adwokatem, który był pełnomocnikiem jego faktycznego adwokata czyli mec. Andrzeja Turczyna, zasiedli naprzeciwko mnie i wtedy po raz pierwszy usłyszałem coś, na co mogłem zareagować w najlepszym wypadku, salwą śmiechu, czyli propozycję ugody przygotowaną przez odrealnionego Andrzeja Turczyna, który sprawę Tomasz B. vs Paweł Bieganowski chciał zamienić w proces KNP / IPP vs Klub Idź Pan Stąd.
Pan Tomasz, któremu, jak się domyślam, sekta Pawła Chojeckiego zaoferowała usługi jej prawnika czyli pana Turczyna, odczytał propozycję ugody. Domagano się w niej abym przeprosił pana Tomasza za nazwanie go "ekstremistą w policji" oraz człowiekiem, który "promuje sektę", zamieścił takie przeprosiny na swoim blogu oraz Twitterze oraz wysłał je mailowo do dyżurnego komendy policji, w której pracuje, co miało załatwić jego problemy w pracy (dopytał sędziego czy takie oświadczenie wystarczy aby miał wreszcie spokój). Jak na razie jest ok. A następnie...
... abym przeprosił sektę KNP za nazywanie ich sektą i stwierdził, że sektą nie są, złożył pisemne zobowiązanie do zaprzestania pisania na ich temat w przyszłości, abym usunął swojego bloga (zawierającego kilkaset tekstów na ich temat, któremu nie mogą zarzucić nic od strony prawnej i dlatego nigdy takich działań nie podjęli) opisującego ich działalność, wygłosił przeprosiny w stosunku do KNP / IPP w ich telewizji internetowej („Bieganowski i Chojecki na żywo”?), po prostu abym stwierdził, że jestem winny opisywania ich działalności i nie drążenia ich konszachtów, działalności, źródeł finansowania (jednym z dokumentów którym dysponowałem przy sobie był screen ze strony internetowej, w którym jedna z amerykańskich organizacji religijnych przyznaje się do współfinansowania KNP / IPP, choć do dziś twierdzą oni, że utrzymują się wyłącznie z wpłat około tysiąca swoich widzów; ich wydatki miesięczne to około 200 tysięcy zł). Chcieli oni po prostu, w iście komunistycznym stylu zamknąć mi usta... przy okazji sprawy pana Tomasza.
Nawiązka finansowa w wysokości 1000 zł wedle pierwszej wersji ugody, miała być wpłacona na konto Fundacji Twój Ruch, należącej do sekty Chojeckiego (jej twarzami są dzieci członków sekty i jest ona organizacją fasadową mającą przyciągać nowych wyznawców; jest to wykorzystywana od lat na całym świecie forma działalności sekt, tych dużych i mniejszych). Stanowczo sprzeciwiłem się temu pomysłowi i podkreśliłem, że nie ma możliwości abym w jakikolwiek sposób wsparł sektę Pawła Chojeckiego, jedyną nawiązkę finansową mogę wpłacić bezpośrednio na rzecz pana Tomasza, co zrobi z nią dalej to już jego sprawa, ale nie zgadzam się na sytuację, w której w jakikolwiek sposób przyznaje się do winy w stosunku do sekty KNP i nie wchodzi w grę jakakolwiek zasądzona na ich korzyść kara, czy to finansowa czy związana z przeprosinami wobec nich.
Sekta Pawła Chojeckiego oferując usługi jej adwokata, chciała też "coś z tego mieć". Ups... nie wyszło.
Na propozycję pierwszej wersji ugody zareagowałem stanowczo mówiąc, że wykluczonym jest to, abym w jakikolwiek sposób odnosił się do KNP / IPP a tym bardziej przepraszał ich za cokolwiek. Sędzia usłyszał, że uważam ich za szkodliwą społecznie, apokaliptyczną sektę religijną, która próbuje zamknąć mi usta i ocenzurować a dodatkowo zamierzam nadal opisywać ich działalność, a kiedyś cały opis tej, ciekawej ze względów społecznych, zwłaszcza w dobie internetu, sprawy wydać w formie książki.
Powiedziałem więc, że nie wchodzi w rachubę aby kwestia ugody zawierała cokolwiek wykraczające poza moja publikację dotykającą osobiście pana Tomasza. Dodałem także, że jest to próba cenzury a dodatkowo w tej chwili pozostaje w konflikcie prawnym z liderem sekty (sprawa w Lublinie).
Sędzia od razu odrzucił pierwszą propozycję ugody (nie jest to pierwszy raz, gdy totalną kompromitacją okrywa się mec. Andrzej Turczyn), stwierdzając, że nie ma kompetencji aby nakazywać mi usunięcie strony internetowej ani, tym bardziej, ograniczać moją wolność słowa odnośnie opisywania czy komentowania publicznie dostępnej publicystyki IPP.
Pokazuje to jak interesowna jest sekta nawet w stosunku do swoich sympatyków. Nie ma nic za darmo. Zapewniamy prawnika, ale my też chcemy mieć z tego korzyści. Jednocześnie pokazuje to odcięcie się sekty od realnego świata i postrzegania rzeczywistości oraz cenzorskie zapędy, wyniesione prawdopodobnie z domu przez jej lidera Pawła Chojeckiego. Jej nadworny mecenas Andrzej Turczyn, wystosowując takie rozwiązanie ugodowe, udowodnił to, że jest człowiekiem skrajnie zideologizowanym a dodatkowo prawnikiem, któremu nie zapłaciłbym nawet 30 złotych, nie mówiąc o 1230 zł, za reprezentowanie mnie w jakiejkolwiek sprawie. Po konsultacji telefonicznej natychmiast zgodził się on na odpuszczenie wszystkich, dotyczących sekty, absurdalnych żądań, dotyczących ugody. Prawdziwy prawniczy tygrys, który prawdopodobnie miał nadzieję, że ma do czynienia z przestraszonym internetowym trollem, który zgodzi się na jego absurdalne żądania i nie odniesie się do nich w żaden sposób.
Sędzia od razu stwierdził, że przedstawione w tej propozycji rozwiązania są po prostu... nierealne. Nie leży w kompetencji jego, ani sądu, nakazanie mi usunięcia mojego bloga, ani żądanie tego bym nie opisywał i nie komentował działalności publicystycznej. W tym miejscu możemy uświadomić sobie zamordyzm panujący w tej sekcie i jej cenzorskie zapędy, które charakteryzują programy IPP właściwie od początku jej istnienia.
Po wygłoszeniu tej formułki przez pana Tomasza, zabrałem głos. Wyprostowałem to co powiedział. Mówił on, że zniesławiłem go z powodu przynależności do grupy religijnej i jego religijnych przekonań, dodatkowo robiąc mu problemy w pracy. Tylko to ostatnie stwierdzenie ma cokolwiek wspólnego z prawdą.
Sędzia usłyszał, że nie rozmawiamy o żadnej grupie religijnej ale zaangażowanej politycznie sekcie, której działalność opisuję od czterech lat na podstawie ich własnej publicystyki, którą konfrontowałem z fachową literaturą dotyczącą tematu, a także świadectwami byłych członków sekty, którzy potwierdzają wszystkie moje obserwacje.
Sprawa ta, mimo, że była posiedzeniem pojednawczym, miejscami przypominała amerykańskie seriale sądowe klasy B, ale była też dla mnie ciekawym doświadczeniem. Gdy zaczynałem pisać o sekcie Chojeckiego, nie mógłbym nawet wyobrazić sobie, że dojdzie do takich zdarzeń.
W tym miejscu dodałem także, że pozostaje w sporze prawnym (zbiorowym) przeciwko sekcie Chojeckiego. Doznane przez pana Tomasza szkody skonfrontowałem z moimi szkodami wizerunkowymi. Pan Tomasz angażując się w publicystykę sekty doznał problemów w pracy. W tym miejscu, wyciągnąłem wydruki zdjęć (ale jednak nie doszło do ich prezentacji, gdyż sędzia upomniał mnie, że jest to sprawa pojednawcza a nie proces, w którym przedstawia się tak szczegółowo dowody), prezentowanych publicznie z komentarzami zawierającymi insynuacje jakobym był "członkiem organizacji terrorystycznej", "powiązanym finansowo agentem chińskiego lub rosyjskiego wywiadu, któremu zlecono zwalczanie KNP / IPP". W tym miejscu wyjaśniłem sędziemu i, widocznie zagubionej lekko (wcale się jej nie dziwię, podobne reakcje obserwowałem u policjantów stalowowolskiej komendy podczas dwukrotnych wizyt na niej w sprawie sekty Chojeckiego) protokolantce, że publicystyka IPP bazuje na dziwacznych teoriach spiskowych, w które wplątują oni osoby publiczne i prywatne (w tym mnie) w ich wyimaginowane wyobrażenie świata. Wspomniałem, że prezentując moje zdjęcia publicznie w swoich programach opisywali mnie jako przestępcę i terrorystę, insynuowali podpalenie samochodu w Janowie Lubelskim, zniszczenie mienia w Siennej pod Nowym Sączem oraz bycia płatnym agentem "siatki agenturalnej powiązanej z zakładami Liu Gong w Stalowej Woli, które to zakłady wg, słów Chojeckiego miały taką siatkę organizować w moim rodzinnym mieście". Wspomniałem, że tego typu oskarżenia publiczne wobec mnie, znacznie przewyższają szkody pana Tomasza jako osoby zaufania publicznego.
Cztery przerwy
Rozprawa pojednawcza zaplanowana na godzinę, przeciągnęła się do prawie dwóch, czym prawdopodobnie zdziwiony był sędzia i sympatyczna pani protokolantka, która cztery razy musiała drukować nam wersje ugody (poprzednie wersje oddawaliśmy z powrotem, w pewnym momencie jedna z nich wydrukowana została na żółtym papierze, który prawdopodobnie w razie zabezpieczenia przed jej upublicznieniem, miał wskazywać, że nie jest oficjalnym dokumentem sądowym).
Z ust pana Tomasza padło na sali rozpraw wspomnienie o tym, że to ja "szkaluje i oczerniam grupę religijną" a jako "dowód" podane zostało zdarzenie wymyślone od początku do końca przez Pawła Chojeckiego czyli rzekome oblanie fekaliami ich siedziby w Siennej, gdzie realizowałem materiał odnośnie ich działalności w tym regionie (od razu po jego emisji na You Tube nieruchomość w Siennej została sprzedana a oni nigdy się już tam nie pojawili, co także daje pewne wskazówki i sugeruje, że jednak mogli mieć co do ukrycia, tym bardziej, że dokładną lokalizację tej nieruchomości trzymali w tajemnicy).
Od razu, na sali rozpraw sprostowałem te twierdzenia nazywając je, nie podpartymi żadnymi dowodami insynuacjami i wytworami chorej wyobraźni guru sekty, po prostu jego majakami. I w tym momencie odniosłem się do innych różnych spraw, które próbuje przypisać mi ta sekta tj. podpalenie samochodu w Janowie Lubelskim, bycia agentem itp. głupoty.
W trakcie jednej z przerw w rozprawie, podczas której pełnomocnik Andrzeja Turczyna telefonicznie uzgadniał treść zaproponowanej przez sędziego ugody (czyli całkowitego uchylenia jego bzdurnej propozycji), miałem okazję porozmawiać kilka minut z panem Tomaszem. Było to moje pierwsze "bliskie spotkanie trzeciego stopnia" z kimś tak zbliżonym do środowiska KNP / IPP.
Rozmowa z panem Tomaszem
Nurtowało mnie jedno pytanie... odnośnie mojej akcji w Siennej. "Panie Tomaszu. Mogę zadać jedno pytanie? Czy naprawdę wierzy pan w tę akcję z fekaliami w Siennej? Że w ten sposób zniszczyłem ten ich budynek?" Akcja ta jest pompowana do głów wyznawców Chojeckiego, choć jest całkowicie nieprawdziwa, nierealna, no ogólnie głupia z każdej strony.
W odpowiedzi usłyszałem, że mimo tego, że początkowa uznał ją za "jakąś dziwną / głupią" (cytuję z pamięci) to jednak uznał ją za prawdopodobną gdyż... przez cały dzień w Siennej rozdawałem ulotki i rozklejałem je, rozmawiałem z mieszkańcami miejscowości filmując to, następnie swoje zdjęcia i filmy umieściłem w internecie z opisem całej akcji. Po spędzeniu całego dnia w danej miejscowości, nagrywanych rozmowach z ludźmi, zdjęciach i publikacji ich w internecie, dopuściłem się zniszczenia mienia i pojechałem sobie do domu. Przypomnę, że jest to rozmowa z policjantem. Niech każdy w tym miejscu wyrobi sobie zdanie.
Panie Tomaszu, rozmowa z mieszkańcami Siennej, wywiad tam przeprowadzony to standard dziennikarstwa, nawet takiego amatorskiego i hobbystycznego, jakie ja, po godzinach pracy, uprawiam odnośnie sekty Chojeckiego (choć mam nadzieję, że moja praca doczeka się w końcu zainteresowania ze strony profesjonalnych dziennikarzy i nie tylko).
Mimo prób, nigdy nie udało mi się dotrzeć jakoś do głównych zainteresowanych (w naszej rozmowie twierdził pan, że "pastor" Chojecki otwarty jest na rozmowę, więc z tego miejsca proszę, aby spróbował pan zaaranżować takową, przy kamerach), zamiast tego obrzucali mnie fałszywymi oskarżeniami, co utwierdzało mnie w słuszności tego co robię. Mam za to namiary na byłych członków sekty i zamiar przeprowadzenia z nimi rozmów, nawet gdybym miał jechać dalej niż na rozprawę z panem.
Dziesięć minut to mało aby dowiedzieć się czegoś o człowieku, ale jednocześnie dużo by, na podstawie wieloletnich obserwacji danej grupy, móc wyczuć co sie dzieję. Pan Tomasz wydał mi się osobą, która w brednie i propagandę Chojeckiego naprawdę wierzy (nie wiem czy tak dokładnie w jej pseudopolityczne analizy czy jedynie w te od strony religijnej). I to nie jest zarzut, ani ocena. Podczas tej rozmowy, gdy pan Tomasz kierował ją bardziej na tory Biblii niż polityki, przypomniałem mu, że z mojej strony nie było zbyt wielu odniesień teologicznych i nigdy w takie dyskusje nie brnąłem. Podczas tego dnia padło z ust pana Tomasza zdanie, które może uzasadniać jego zaangażowanie w KNP / IPP ale nie wnosi nic do sprawy i jest bardzo osobiste, więc nie warto się nim tutaj zajmować, choć wpisuje się w taktykę działalności sekt.
Tym co zaskoczyło mnie naprawdę to wiara pana Tomasza w to, że możliwa jest rozmowa z "pastorem" Chojeckim na takich zasadach jak rozmawiamy my tutaj, w poczekalni sądu, jego skłonność do jakiegokolwiek dialogu z oponentami. Ostatecznie nie zgodziliśmy się w prawie niczym, ale ta rozmowa wniesie na pewno dużo do mojej analizy sekty, choć jak pisałem wyżej, pan Tomasz jest bardziej akolitą niż kimś mającym tam realny wpływ na funkcjonowanie grupy, doktrynę, czy cokolwiek innego, dlatego mogę przyznać , że przy tej sprawię „dostał rykoszetem”, co oczywiście nie zwalnia jego samego z pilnowania tego w czym bierze udział ani odpowiedzialności za to. Na koniec mogę tylko współczuć, że w trudnej chwili trafił akurat na tak agresywną i szkodliwą grupę a na przyszłość życzyć wszystkiego najlepszego.
Pominięty motyw pozwu czyli Andrzej Turczyn z bezpiecznej odległości
Przedmiotem pozwu była grafika, w której, oprócz odniesień do zaangażowania pana Tomasza w działalność IPP, była mowa o jego prawniku Andrzeju Turczynie (tym konsultancie przez telefon; żałuję, że nie wystąpił osobiście gdyż wtedy z pewnością podnieślibyśmy tę kwestię przed sądem, ale, podejrzewam też, że Andrzej Turczyn zdaje sobie sprawę z posiadanych przeze mnie na jego temat informacji i nie chciałby konfrontować się ze mną w sali sądowej; co się odwlecze....). Wspomniany był on w rzeczonej grafice z imienia i nazwiska w konkretnej sytuacji. Jak możliwe jest, że domagając się ode mnie całkowitego zaprzestania działalności publicystycznej na ich temat, na rozprawie tej, której był jednak stroną, nie podniósł sprawy swojego w niej udziału? Dlaczego nie oskarżył mnie o zniesławienie? A zarzuciłem mu w niej nie byle co, bo publiczne pochwalanie usiłowania zabójstwa. Dziwne? Co najmniej. Przypomnijmy więc czego dotyczy sprawa.
Pan mecenas Andrzej Turczyn, który jest aktywnym członkiem sekty Chojeckiego a także samozwańczym "trybunem broni palnej" i prezesem Ruchu Obywatelskiego Miłośników Broni (ROMB) komentując na swoim blogu (trybun. org. pl) sprawę awantury domowej, w której policjant użył broni palnej wobec domniemanego kochanka swojej żony, pochwalił jego działania. Napisał na swojej stronie dokładnie tak:
"Jestem w stanie zrozumieć faceta, który (tu dowolnej treści ciąg przekleństw) obłapia mu żonę. Mało kto jest w stanie znieść taką wiadomość spokojnie [adwokat odnosi się więc tutaj do tego, że ktoś coś gdzieś usłyszał i podjął kroki polegające na wystrzeleniu całego magazynka w kierunku osoby, którą podejrzewał on o niestosowne zachowanie względem jego żony - KIPS].
(...)
Tak więc zbyt surowo oceniłem byłego policjanta, dzisiaj rozumiem dlaczego strzelał. Nie rozumiem tylko dlaczego nie trafił... może nie chciał trafić. To by w świetle tego powyżej jest napisane, miało sens. Nie chciał zabić szmaciarza, ale wzburzenie zmuszało go do takiego zachowania" (pisownia oryginalna).
Napisał to na swoim blogu prawnik, który w piątek oskarżał mnie w sprawie przeciwko panu Tomaszowi. A może strzelajmy do "szmaciarza”, który piszę pisze źle o naszej grupie? Dlaczego by nie? Idźmy dalej...
"Tak to sobie oceniam na własne potrzeby. Gdybym ja był sędzią, rozważałbym odstąpienie od wymierzenia kary, a może i umorzenie z powodu znikomego stopnia społecznej szkodliwości czynu. Medal powinien dostać za odwagę, a nie wyrok do odsiadki". (to słowa adwokata, który był stroną w mojej sprawie). A może, w alkoholowym uniesieniu, uznałby że ja też nie mam racji.. a może można do mnie strzelać z tego powodu?
Autor powyższych słów, mec. Andrzej Turczyn z Koszalina (ma także kancelarię adwokacką w Gdyni) był tym, który nadzorował moją piątkową rozprawę. Wydruk z jego bloga posiadałem przy sobie w Trzciance i, szczerze mówiąc, miałem nadzieję na spotkanie go tam, gdyż podniósłbym tę kwestię. Ale ona nie jest jeszcze zakończona i pojawi się jeszcze w procesach przeciwko sekcie Chojeckiego. Czy tam pojawi się pan mecenas Turczyn? Dowiemy się niedługo.
Ugoda
Czytelnicy mojego bloga orientują się w sytuacji związanej z działalnością sekty Chojeckiego. Dlatego tez nie zdziwi ich, że sędzia sądu w Trzciance zgodził się ze mną, gdy stanowczo wypowiedziałem się odnośnie nazywania sekty sektą. Spytałem sędziego, czy termin „sekta” jest na tyle zdefiniowany w polskim prawie by zakazać komuś jego używania w stosunku do określonej grupy, jeśli zachodzą okoliczności uprawniające do jego stosowania. Przyznano mi rację w tym temacie.
Ugoda była czterokrotnie konsultowana telefonicznie z Andrzejem Turczynem, którego na Sali rozpraw zastępował pełnomocnik. Spadły wszystkie, niedorzeczne żądania jakie wysunął. Czy wróciłem z tego dalekiego wyjazdu na tarczy? Nie sadzę. Wszystko czego domagała się sekta został oddalone, mógłbym brnąć w proces z panem Tomaszem, wiedząc, że obracająca dużymi pieniędzmi sekta może zapewnić mu wsparcie prawnicze na które mnie nie stać, ale przede wszystkim nie to jest celem tego wszystkiego. Całą sprawę uważam za ciekawe doświadczenie i wzorcowy przykład tego jak niebezpieczna sekta próbowała uciszyć mnie z pomocą zastraszenia procesami, na które jednak nigdy się nie zdecydowała. Domagano się bowiem cenzury prewencyjnej, złożenia przeze mnie pisemnej deklaracji, zobowiązującej mnie do nie wypowiadania się na temat ich działalności. Chyba naprawdę myśleli, że mają do czynienia z „chłopkiem roztropkiem” pokroju Mariana Kowalskiego.
Ostatecznie zawarta ugoda zobowiązuje mnie do zamieszczenia na niniejszym blogu oraz na Twitterze przeprosin w stosunku do pana Tomasza, wysłania maila do oficera dyżurnego komendy, w której zatrudniony jest pan Tomasz, wpłatę na jego konto 1000 złotych oraz poniesienia kosztów procesowych w wysokości 1230 zł. (jak wspominałem już wyżej, nawet tej końcówki 30 zł nie są warte usługi prawnicze Andrzeja Turczyna).
Moje przeprosiny skierowane w stronę pana Tomasza mają być zamieszczone na blogu, który tak bardzo chciała usunąć sekta Chojeckiego, na Twitterze oraz skierowane do dyżurnego komendy w miejscowości, w której pracuje pan Tomasz. Wyświetlą się wam one w najbliższych dniach. Wymogiem ugody jest to, aby widniały na wspomnianych portalach przynajmniej przez miesiąc. Będą tam zamieszczone na stałe, gdyż stanowią element całej historii, której opisywania się podjąłem, a ukrywanie jej epizodów nie przeszło by mi nawet przez myśl, co odróżnia mnie od Pawła Chojeckiego, ukrywającego przed swoimi odbiorcami fakt toczącej się przeciwko niemu sprawy sądowej, której także jestem uczestnikiem (a nie będzie to pierwsze tego typu nasze spotkanie gdyż, jak już wspominałem, publicznie pomawiał mnie o poważne przestępstwa).
Epilog
Sprawa z panem Tomaszem została zamknięta. Sekta Chojeckiego nie ugrała na niej tego na czym jej zależało, za to udowodniła, że cenzura i zastraszanie to jedyne środki jakimi mogą próbować zamknąć usta ich krytykom. W niedalekiej przyszłości czeka ich więcej podobnych problemów, dlatego już teraz „pastor” Chojecki zaczyna propagandowe urabianie swojej trzódki cytatami z Biblii, w których porównuje siebie do św. Pawła a wszelką krytykę ich działalności do prześladowań chrześcijan w starożytnym Rzymie. Taką taktykę stosuje od dawna, teraz wpaja ją wyznawcom tak nachalnie prawdopodobnie dlatego, że może stracić jakąś część ich finansowego wsparcia. W przeciwieństwie do mnie i innych osób zaangażowanych w spory prawne z sektą, nie informował on swoich wyznawców / widzów o fakcie, że takie postępowanie ma w ogóle miejsce. Żyli oni w błogiej nieświadomości tego co dzieje się wokół ich lidera, posłusznie wpłacając pieniążki na jego rodzinny biznes.
Pozdrawiam wszystkich czytelników bloga, nieświadomym sympatykom sekty Chojeckiego życzę aby w porę wydostali się z oślizgłych macek jego żałosnej, wulgarnej propagandy. I do zobaczenia na kolejnej sali sądowej… ;)
1 note
·
View note