#larry ff pl
Explore tagged Tumblr posts
skepticalarrie · 2 years ago
Note
https://www.tumblr.com/twopoppies/713259024234201088/hi-im-a-larrie-and-ive-been-reflecting-and-im
https://www.tumblr.com/skepticalarrie/713258320485564416/hii-im-a-larrie-and-ive-been-reflecting-on-the
Most of the time I just scroll my dash, I don't ask unless I'm looking for something or I know I can't figure out on my own.
Anyway, seeing these similar asks made me think that one day you won't be able to trust to answer any question, can people stop doing this weird thing pls ffs?
It’s not exactly the same question but yeah it’s quite obvious it came from the same person. I’m totally fine with people asking questions, what I don’t like is when people think they’re entitled to demand answers or the solution to what they’ve been worried about, and that includes thinking 3 different people should be writing ~you~ the answer to the same question just because ~you~ can’t bring yourself to actually think for yourself. I’ve been questioning myself as to what path I want to take with my blog lately, because I’m pretty tired of people forming their opinions based on what other people say rather than actual facts. Masterposts are great, theories are great fun, but some of you really need to go to the bottom of things before relying so much in those kind of things. It’s a bit fucked up, and all I end up with is with trolls and lazy people in my inbox instead of nice and relevant discussions, you know? It has been bothering me for a while.
Anyways, I haven’t had too much time to answer my asks this week and it sucks that the ones I did spend some time were repeated ones my friends also answered, I could be answering other people 🤷‍♀️
13 notes · View notes
kivanne · 7 years ago
Text
hidden beauty: rzeczywistość
Pieniądze wystarczyły na tani nocleg w motelu, trochę nawet zostało. Harry wszedł po schodach na pierwsze piętro i pchnął drzwi do pokoju z numerem siedem. Zmarszczył nos, gdy poczuł smród stęchlizny. Nie było to wymarzone miejsce do spędzania nocy, ale w ostateczności było ono lepsze niż ławka na dworcu. Usiadł nieufnie na łóżku i westchnął, ściskając lekko nos. Musiał coś wymyślić.
*
Praca na budowie nie była taka zła; owszem, może nie był pracownikiem miesiąca ani kumplem, którego chcianoby zabrać na piwo po ciężkim dniu, ale radził sobie. Pieniędzy wystarczało na (wciąż ten sam) obskurny pokój w hotelu i najpotrzebniejsze rzeczy, takie jak środki czystości. Jego dłonie były obdarte, a on sam nie był przyzwyczajony do tak wielkiego wysiłku fizycznego; w Niebie nie musiał nic dźwigać ani przenosić. Na budowie dawał jednak z siebie wszystko. Nie chciał znowu być rozczarowaniem. Separacja od domu wywoływała w nim coraz czarniejsze myśli. Był na Ziemi już dwa miesiące i nie otrzymał żadnego sygnału, że ktokolwiek go szuka. Z jednej strony było to pocieszające, bo skoro anioły go nie szukały, to demonom pewnie też było ciężko. Z drugiej strony miał nadzieję, że ktoś po niego wróci. Był gotów na każdą karę, jaką miałby otrzymać od aniołów. Jednej doświadczył już wcześniej i nie mogła ona równać się z tęsknotą i bólem, który czuł w Londynie. - Styles, weź się wreszcie do roboty! - krzyknął ktoś za nim i Harry otrząsnął się, wracając do pracy. Uniósł ciężki wór z cementem i zapakował go na taczkę, idąc z nim kilkadziesiąt metrów dalej. Gdy dotarł do celu mógł wreszcie otrzeć pot z czoła. Ten dzień był wyjątkowo ciepły i parny, niemal nie było czym oddychać. Właściwie cała jego koszula w kratę była przepocona, ale nie miał jej nawet na co przebrać. Postanowił rozpiąć ją do połowy i wrócić do pracy. Przez ten cały czas nie wiedział, że pozostawał pod czujną obserwacją. Na ławce nieopodal siedział już drugie popołudnie szatyn ze szkicownikiem i próbował przelać na papier każdy detal ciała Harry'ego. Louis zauważył go całkiem przypadkowo, kiedy wybierał się do Tesco na zakupy. Niemal podskoczył ze szczęścia, bo nareszcie się na niego natknął; przez wiele tygodni nie słyszał od Harry'ego żadnej wieści. Miał głupią nadzieję, że może, może, pewnego dnia magicznie zjawi się na jego progu, ale tak niestety się nie stało. Na początku czuł zawód, że chłopak nie chciał ani razu go odwiedzić, ale uznał, że musiał mieć dużo pracy. Właśnie dlatego siedział teraz na ławce i rysował go, chcąc zatrzymać jego wspomnienie na dłużej. Wiernie odwzorował chustkę w jego włosach i krople potu błyszczące na ramionach. Spodnie brudne od kurzu i zmęczone spojrzenie. Harry zdecydowanie nie był ideałem, ale Louis nie bał się tego. Chciał namalować go jeszcze raz, właśnie takiego, brudnego i przyziemnego. O szesnastej Harry kończył zmianę. Zostawił taczkę na boku i skierował się do kranu, by obmyć choć twarz. Cieszył się, że ich prowizoryczna toaleta nie ma zamontowanego lustra, bo zdecydownie nie wyglądał teraz pięknie. Wyplątał bandankę z włosów i zmoczył ją lodowatą wodą, przytykając ją do czoła. Ciche westchnienie opuściło jego popękane usta. Harry jednak spiął się w sobie i opuścił plac budowy, żegnając się ze wszystkimi po cichu. Dzisiaj chciał pójść inną drogą, dłuższą, ale taką, na której mniej osób by go zauważyło. Właśnie kiedy obierał tamten kierunek, spostrzegł Louisa siedzącego na ławce. Zatrzymał się w pół kroku i zarumienił, orientując się, że wciąż jest w swoich roboczych ubraniach. Zaczął nerwowo przestępować z nogi na nogę, bo Louis obserwował go, był uparty i nachalny. Harry otworzył usta by coś powiedzieć, lecz szybko zrezygnował z tego pomysłu i ruszył do przodu, chcąc go jedynie wyminąć. Louis jednak nie poddał się tak łatwo. - Harry! - zawołał i podbiegł do niego, dorównując mu kroku. - Gdzie byłeś przez ten cały czas? - zapytał i spojrzał na niego w górę. Harry odwrócił wzrok i przyspieszył kroku. - Nie mam czasu, przepraszam. - Hej! - sprzeciwił się Louis i stanął przed mężczyzną. Położył ręce na jego klatce piersiowej, by zatrzymać go choć na chwilę. - Nie zbywaj mnie w ten sposób. Nie przyszedłeś ani razu. Dobrze wiesz, że byłeś mile widziany. - Nie chciałem przychodzić - syknął Harry i odtrącił jego dłonie, idąc przed siebie jeszcze żwawszym krokiem. Louis westchnął tylko z frustracją i zatrzymał się w miejscu, obserwując oddalające się plecy Harry'ego. - Kłamca! - krzyknął i przeklął pod nosem, kręcąc głową na tego niedorzecznego faceta. - Jesteś samotny, Harry, wiem to! Harry tylko zagryzł mocno wargę i udał, że tego nie słyszy, znikając za rogiem. Nie jestem samotny, nie jestem samotny, nie jestem samotny, myślał, próbując odciąć się od słów Louisa. Wrócą po mnie...
3 notes · View notes
wonderfulcinderella · 3 years ago
Text
Tumblr media
Iceberg post: larry edition
84 notes · View notes
lovely-bumblebee · 2 years ago
Text
Birds in Gilded Cages - Rozdział 16
Tumblr media
Tytuł i link do oryginału: Birds in Gilded Cages
Autor: Graveyardwitch
Zgoda: jak najbardziej obecna
Pairing: Larry Stylinson
Rating: +18 (!!!)
Tłumaczenie: Agreed
Opis:
W Londynie znajduje się hotel, gdzie piękni, młodzi mężczyźni i kobiety trzymani są jak ptaki w złotej klatce, jak więźniowie, których obowiązkiem jest spełnianie twych najskrytszych, najmroczniejszych pragnień…  
Będąc uprowadzonym jako nastolatek, Harry Styles został zmuszony przez diabolicznego Pana Cowella do uprawiania prostytucji wśród kręgów najwyższej elity. Louis Tomlinson ma w przyszłości przejąć korporację swojego ojca oraz odziedziczyć wielomilionową fortunę���. mimo to jest głęboko nieszczęśliwy i zaręczony z kobietą, której nie kocha. Kiedy poznają się na przyjęciu, między nimi zaczyna iskrzyć - rozpoczynają pasjonujący, niebezpieczny związek… Ale czy to może być prawdziwa miłość, jeśli jeden z nich dostaje zapłatę? I czy Louisowi kiedykolwiek uda się uratować Harry'ego z hotelu Klatka Dla Ptaków?
Ostrzeżenie: historia opowiada o prostytucji, więc będzie zawierała TONĘ seksu. One Direction nie należy do mnie, itd., itp. Shippuję Larry'ego, ale nie obchodzi mnie, czy jest prawdziwy, po prostu lubię czytać i pisać fanfiction.
Za nagłówek dziękuję serdecznie niezastąpionej Ani!
Uwaga od Tłumaczki: rozdział nie został zbetowany, mogą pojawiać się błędy. Do powrotu po latach do tego tłumaczenia zmotywowała mnie czarownicasol :)
***
Noc była czarna jak smoła, gdy Gemma jechała wolno samochodem, a jedynym słyszalnym dźwiękiem było skrzypienie wycieraczek o szybę. Wyglądała przez zalane deszczem okna, próbując powstrzymać lodowatą panikę, która pulsowała w jej żyłach. Gdzie on się podziewał?!
Wtem światła reflektorów padły na postać na poboczu drogi, kulącą się przed deszczem. Gemma odetchnęła z ulgą i zjechała na bok, wychyliwszy się nad siedzeniem pasażera, żeby otworzyć drzwi.
- Wsiadaj, zmokła kuro!
- Hejka, Gem! – Szesnastoletni Harry wskoczył do auta. Jego pucołowate policzki były zaróżowione od zimna, czekoladowe loki upchnął pod szarą czapką. Chłopiec był wprost uroczy. – Już myślałem, że nie przyjedziesz.
- Nie oddałabym cię nikomu.
Harry uśmiechnął się, ukazując dołeczki w policzkach, które Gemma od zawsze sekretnie kochała, a potem zaczął majstrować przy włączniku ogrzewania. Patrzyła na chłopaka z czułością, świadoma tego, jak bardzo go uwielbia. Był idealny.
- Jak poszła próba zespołu?
- Świetnie. Will prawie już potrafi zagrać solówkę do ,, Teenage dirtbag”, więc niedługo będziemy mogli wystąpić.
- Cieszę się. Zapnij pas.
- I wyprostuj plecy!
- Oj spadaj – trzepnęła go lekko w tył głowy, słysząc jego śmiech. Uruchomiwszy silnik samochodu, wyjechali na ciemną ulicę. Prowadząc, Gemma zerkała na Harry’ego, który przysypiał na sąsiednim fotelu z wydętymi wargami. Jego szkolny mundurek był przesiąknięty deszczem. Znalazła go. Tym razem odebrała go po próbie, więc był bezpieczny. Wszystko miało być dobrze.
Wjechała na podjazd przed ich domem i lekko potrząsnęła ramieniem chłopaka.
- Harry, jesteśmy na miejscu.
Otworzył turkusowe oczy; takiego koloru tęczówek nie widziała u żadnej innej osoby. Były przepiękne.
- Och, dobrze – Harry usiadł i ziewnął. Potem pochylił się, żeby dać jej buziaka w policzek. – Kocham cię, Gem.
Typowy Harry… bywał irytujący do granic możliwości, a jednocześnie przesłodki. Gemma obserwowała, jak wysiada z samochodu, zanim sama nie poszła w jego ślady.
- Pospiesz się, jesteśmy już spóźnieni – ponagliła.
Chłopak zarzucił sobie plecak na ramię i odwrócił się do siostry, rzucając jej bezczelny uśmieszek… A potem rozpłynął się w powietrzu.
Nie! Nie tak miało być! Tym razem zrobiła wszystko poprawnie, odebrała go! PRZECIEŻ GO NIE ZOSTAWIŁA!
Sparaliżowana lękiem podbiegła do drzwi pasażera, gorączkowo szukając chłopaka, a serce w jej piersi biło tak mocno, jakby w miało wyskoczyć na zewnątrz.
- NIE! Proszę nie, nie róbcie mi tego drugi raz! Harry! Harry, gdzie jesteś?! Harry!
Jej krzyk był desperacki, dochodził z głębi trzewi… Jednak nie doczekała się odpowiedzi, nie było śladu po Harrym… Został tylko jego plecak z urwanym paskiem porzucony na ziemi. Gemma porwała go, obracając się i krzycząc w ciemność:
- HARRY!
Drgnęła, budząc się ze łzami płynącymi po policzkach. Nie mogła złapać oddechu, leżała ze wzrokiem wbitym w sufit. Minęły cztery lata, a wciąż prawie każdej nocy śnił jej się ten sam koszmar… Znajomi na uniwersytecie dziwili się, że ma takie problemy ze snem. Gemma skopała z siebie pościel, która zawinęła się wokół jej nóg i podniosła się łóżka. Stanęła przed drzwiami, za którymi czas się zatrzymał. Przez chwilę rozważała, czy wejść do środka, jednak ból po stracie był zbyt duży. Wiedziała, że ich matka czasami tam zagląda… kładzie się na jego niepościelonym łóżku, zaciągając się zapachem poduszek, gdzie wciąż był wyczuwalny jego zapach, muska palcami ubrania w szafie, próbując sobie przypomnieć, kiedy miał je na sobie po raz ostatni – jak w nich wyglądał, co robił… Gemma nie potrafiła z nią o tym rozmawiać.  
Zeszła schodami na dół do kuchni i napełniła czajnik wodą, stawiając go na gazie, a potem wyjęła kubki z szafki. Poruszała się na autopilocie, wrzucając do każdego torebkę z herbatą i dolewając mleka… Aż nagle zamarła.
Znowu to zrobiła.
Na blacie kuchennym stały cztery kubki. Jeden dla niej, drugi dla matki, trzeci zarezerwowany dla ojczyma, a czwarty… dla kogoś, kto mógł nigdy nie wrócić do domu. Widzicie, w tym tkwił problem. Kiedy wyjeżdżała na studia, mogła udawać, ze wszystko było tylko złym snem, że Harry jest w domu z mamą i Robinem, chodzi do szkoły, gra w piłkę nożną i śpiewa w tym głupim zespole, który założyli z kolegami… Potem wracała w rodzinne strony i Harry’ego nie było, a wtedy żałoba miażdżyła ją z siłą rozpędzonego pociągu. Gorsza od urojeń była wyłącznie niewiedza, ponieważ człowiek, który nie wie na pewno może wciąż mieć nadzieję, że Harry odnajdzie się cały i zdrowy, że któregoś dnia pojawi się w progu – jeśli nie dzisiaj, to jutro albo pojutrze, albo jeszcze dzień później… Tego rodzaju nadzieja mogła doprowadzić do szaleństwa.
Nie chciała, aby matka zauważyła czwarty kubek, więc porwała go i wylała zawartość do zlewu w tej samej chwili, w której rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzyła je szarpnięciem i wybałuszyła oczy na widok mężczyzny o piaskowych włosach i nerwowym uśmiechu.
- Niespodzianka!
- Chris! C-co tu robisz? Jest ósma rano w sobotę, jak w ogóle…
- Mieszkam w sąsiednim hrabstwie, zapomniałaś? I tęskniłem. Dlatego poprosiłem Sarah o twój adres. Chciałem ci zrobić niespodziankę.
Pochylił się, żeby ją pocałować, jednak Gemma uchyliła się szybko.
- Mówiłam, że chcę spędzić czas z rodziną… - zaczęła.
- Gemma? Z kim rozmawiasz? – Za plecami Gemmy stanęła matka ubrana w szlafrok. Kiedyś była piękną kobietą, jednak smutek nieodwracalnie zmienił jej rysy. Wyglądała starzej, a jej oczy straciły dawny blask i zaszły mgłą; niegdyś gładkie czoło i okolice ust poorały zmarszczki, ciemne włosy zwisały brudne i przetłuszczone… Dzięki lekom zaczęła przynajmniej sypiać.
- Ach, to mój chłopak ze studiów, Chris… Chris, a to jest moja mama Anne.
- O, jak cudownie! Gemma nie wspominała, że ma chłopaka! – Matka zepchnęła ją z drogi. – Wejdź do środka, no wchodź!
- Nie, Chris… Nie trzeba… Mamo…
Matka zignorowała jej słowa, wciągając chłopaka do środka. Ojczym Gemmy, Robin, pojawił się na schodach w piżamie.
- Co tu się dzieje? Kto to?
Matka posłała mu maniakalny uśmiech.
- Rob, poznaj chłopaka Gemmy! Znają się ze studiów i przyjechał w odwiedziny!
Robin i Gemma wymienili zaniepokojone spojrzenia. ,,Pomóż” – powiedziała bezgłośnie do ojczyma, który zbiegł po schodach.
- Kochana, może damy im chwilę dla siebie…?  
Ale Anne zdążyła już go popchnąć do salonu.
- Siadaj, siadaj! Gemma, kochanie, nie bądź niegrzeczna i przynieś herbatę!
Chris wydawał się zaniepokojony jej dziwnym zachowaniem, ale może jeśli usiądzie, dadzą radę odciągnąć kobietę… Gemma nabrała głęboko powietrza do płuc, chcąc się uspokoić.
- Dobrze… pójdę nastawić wodę w czajniku,
Ruszyła do wyjścia, rzucając Robinowi znaczące spojrzenie. 
- Spróbuj ją uspokoić – szepnęła, na co mężczyzna skinął głową.
Wtedy usłyszeli wrzask.
- NIE SIADAJ TAM, TO JEGO MIEJSCE! NIE TWOJE!
Gemma obróciła się na pięcie, a w tym samym momencie Chris poderwał się z fotela w rogu, na oparciu którego wciąż wisiała kurtka Harry’ego. Obok leżały rozrzucone trampki, dokładnie tak, jak je zostawił chłopak…
- P-przepraszam, ja…
- NIE SIADAJ W TYM MIEJSCU! NIKT NIE MOŻE TAM USIĄŚĆ!
Robin pośpiesznie złapał Annie za przedramię, zamykając w objęciach wyrywającą się kobietę.
- To JEGO krzesło! Nie można nic zmieniać! Musi być tak, jak teraz, gdy wróci! On wszystko popsuł, Robin!
- Cichutko – Robin ujął jej twarz w ogromne dłonie, żeby ją uspokoić. – Ciii, Annie, już dobrze. Uspokój się.
Chris obserwował z wyraźnym przerażeniem scenę, która się przed nim rozgrywała.
- B-bardzo przepraszam, nie chciałem… - zająknął się, a wtedy Gemma przemaszerowała przez pokój, żeby złapać go za rękę.
- Chodź, Chris. Spadajmy stąd.
Poprowadziła go na korytarz, po drodze zrywając płaszcz z wieszaka i zarzucając go na swoją piżamę. Potem wyszli na dwór.
- Gemma, czy z twoja mamą wszystko w porządku? Gemma!
- Jesteś samochodem?
- Tak, stoi tam – Chris wskazał niedużego Forda Fiestę w kolorze czerwonym, który stał zaparkowany na chodniku po drugiej stronie ulicy. – Gemmo, odpowiedz.
Zatrzymała się, odwracając do niego z westchnięciem.
- Odpowiem, tylko… najpierw mnie stąd zabierz, dobrze?
Na to przytaknął.
Po drodze nie było chwili, w której mijane miejsca w niedużym miasteczku nie przywodziłyby wspomnień o jej bracie, dlatego kazała Christowi zatrzymać się nad rzeką nieopodal mostu kolejowego. Na jednym z filarów tego mostu wciąż wyryte było imię Harry’ego. Gemma zapadła się głębiej w oparcie siedzenia.
- Masz fajkę?
- No. – Przeszukał kieszenie, żeby podać dziewczynie paczkę papierosów i zapalniczkę. Zapaliła jednego, otwierając okno, przez które wypuściła dym na lodowate powietrze poranka. Siedzieli w milczeniu przez kilka minut.
- To dlatego nigdy nie zapraszałaś mnie do domu – westchnął w końcu Chris. – Twoja mama jest chora.
- Ma chorobę dwubiegunową – przytaknęła. – Załamała się kilka lat temu.
- Och. Bardzo mi przykro. Szkoda, że mi nie powiedziałaś.
Odwróciła się do niego. Chris i te jego wielkie, niebieskie oczy i miły uśmiech. Chris, który był uprzejmy, zabawny, słodki… Który budził ją pocałunkami i śmiesznie tańczył, żeby ją rozbawić… Ten, który kiedyś przejechał cały szmat drogi do Kornwalii w sobotę, aby mogła popluskać się w morzu… Był jej ostoją w ciemności, gdzie nie czuła żalu i bólu, jedną z nielicznych osób, które nie znały prawdy i chciała, aby tak pozostało… Ale wiedziała, że to niemożliwe. Ponownie zaciągnęła się papierosem.
- Okłamałam cię. – Chris wpatrywał się w Gemmę wielkimi oczami. – Nie jestem jedynaczką… nie do końca. Miałam kiedyś brata… miał na imię Harry.
- Ile miał lat?
- Szesnaście.
- Jak umarł?
- On nie… znaczy, nie wiem…
- Nie wiesz, jak umarł twój brat? – Chris patrzył ze zdziwieniem.
- Nie, nie wiem CZY umarł. – Dokończyła papierosa i wyrzuciła peta przez okno, a potem opatuliła się mocniej płaszczem, zagryzając usta. – Widzisz… on zaginął.
- Zaginął? Masz na myśli…?
- Szesnastego lutego dwa tysiące dziesiątego roku Harry wyszedł z domu swojego kolegi po próbie zespołu… i nigdy nie wrócił. Ja… - Zawahała się na ułamek sekundy, rozważając wyznanie mu prawdy; najgłębszego, najmroczniejszego, najtragiczniejszego sekretu, jaki ukrywała… Ale co jeżeli przestanie ją kochać? A Gemma potrzebowała jego miłości, jako odskoczni od bólu. – Sąsiad zauważył go stojącego przed sklepem, pisał do kogoś w telefonie jakieś dziesięć minut po wyjściu od Willa. A potem zniknął. Odbyły się poszukiwania na szeroką skalę, cała wieś przyszła z pomocą. Koleżanka mamy pracuje w telewizji, więc zaangażowano media: pojawiały się reportaże, konferencje prasowe i wiele innych. Znaleźliśmy jego szkolny plecak w żywopłocie przy drodze, ale ani śladu Harry’ego. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek zapomniała o dniu, w którym policja przyszła nam powiedzieć, że przeszukają rzekę, bo może ktoś wyrzucił do niej ciało.
- Och, Gemmo. – Chciał złapać ją za rękę, a Gemma nie zaprotestowała.
- Ale w rzece nic nie znaleźli, żadnego ciała. Jakby rozpłynął się w powietrzy. Tamtego dnia odwiozłam go do szkoły i wtedy widzieliśmy się po raz ostatni. Sprawa jest w toku, nie zamknęli poszukiwań. Kiedyś często przychodzili z nowymi tropami, ale żaden do niczego nie doprowadził. Teraz już nie przychodzą.
- Jaki on był?
Niespodziewanie Gemma zalała się łzami.
- Harry był idealny, aż doprowadzał mnie tym do szału… Dobry we wszystkim, czego spróbował. Łatwo nawiązywał przyjaźnie i był naprawdę popularny w szkole. Wszyscy go uwielbiali. Powinnam go była nienawidzić, ale nie potrafiłam. Kochałam go na zabój. Oczywiście kłóciliśmy się czasami… ale był moim młodszym bratem. Zazwyczaj dogadywaliśmy się bez problemu, był moim najlepszym przyjacielem i tak bardzo za nim tęsknię. Na samo jego wspomnienie nie mogę oddychać, więc wolę nie myśleć o nim w ogóle…
- Może wciąż żyć, tego nie wiesz.
- To samo twierdzi moja matka i planuje jego powrót: co poda do herbaty, co mu powie, jak będzie się zachowywać. Chce, żebyśmy udawali, że nigdy nie zaginął. Nie przyjmuje do siebie myśli, że Harry mógłby nigdy nie wrócić do domu.
- Cóż… a jakie jest twoje zdanie?
- Mam nadzieję, że umarł.
- Co? – Chris wypuścił jej rękę, zszokowany.
- W-wiem jak to brzmi, jakbym była potworem. – Potarła twarz – Ale posłuchaj. Harry był szczęśliwy, miał wielu przyjaciół, osiągał świetne wyniki na egzaminach… Nie było powodu, dla którego chciałby uciec z domu. A kiedy zniknął, znaleźliśmy wiele śladów… Mama i Robin nie mogli sobie z tym poradzić. Urwany pasek plecaka, jakby ktoś siłą zerwał mu go z ramienia. Telefon leżał rozgnieciony na chodniku. Krew. Niewiele, kilka kropel, ale należała do niego. Były ślady walki… Na skraju trawy w błocie odbite podeszwy trampek w rozmiarze 11… takie nosił Harry. I ślady męskich butów roboczych.
- Został porwany.
Gemma przytaknęła.
- Zaczęłam szukać informacji. Większość dzieci w wieku od pięciu do siedemnastu lat zostaje porwana w celach seksualnych… Harry, jak na swoje szesnaście lat, był dosyć niepozorny i naiwny. Po prostu nie mogę znieść myśli, że coś takiego mogło go spotkać, że jest tam gdzieś i przechodzi przez to sam. To zabrzmi strasznie, ale wciąż mam nadzieję, że z kimś się pokłócił i doszło do tragedii, albo ktoś go potrącił samochodem, spanikował i ukrył ciało… A jeśli porwali go, żeby zrobić mu krzywdę, to mam nadzieję, że szybko było po wszystkim, nawet jeśli faktycznie został zabity dla wyciszenia sprawy. Większość pedofilów krzywdzi i zabija swoje ofiary w przeciągu czterdziestu ośmiu godzin… Wolę, żeby był martwy, niż musiał znosić takie coś bez końca. – Nie zdawała sobie sprawy, że płacze, dopóki Chris nie otarł jej łez rękawem. Bez słowa przygarnął Gemmę do siebie, a dziewczyny szlochała w jego sweter, dopóki nie miała już siły dalej płakać.
- To jak… zobaczymy się za dwa tygodnie.
- Pewnie… Przepraszam. Jak już wspominałam, potrzebuję spędzić czas z rodziną. – Chris skinął głową i pocałowali się na pożegnanie, zanim nie odprowadził jej do drzwi domu. Otworzył im Robin, wciąż w piżamie. – Co z mamą?
- Nie za dobrze – westchnął.
- Gdzie ona jest? – zapytała Gemma, strząsając z siebie płaszcz.
- A jak ci się wydaje?
Skinęła, na krótko przytulając Robina. – Jasne. Kocham cię. – A potem weszła na piętro, gdzie znajdował się pokój Harry’ego.
Matka leżała na łóżku przykryta kołdrą, z twarzą wciśniętą w poduszkę. Słychać było, jak mocno zaciąga się zapachem. Podniosła wzrok, kiedy Gemma weszła do pokoju; po policzkach płynęły jej strugi łez.
- Już prawie go nie czuję. Niedługo zniknie.
- Och mamo. – Gemma przecięła pokój i wspięła się na łóżko, otaczając matkę ramionami i głaszcząc ją po włosach. – Nie zniknie. Nie stąd. – Musnęła opuszkami palców skroń kobiety.
Kiedy leżały, Gemma wodziła wzrokiem po przedmiotach należących do młodszego brata – było tam kilka plakatów The Rolling Stones, fotografie przyklejone do ściany, stosy płyt CD, tenisówki, brudne ubrania… Książki, długopisy i notatki z ostatniego sprawdzianu wciąż zaściełały biurko, a obok stała niedokończona herbata w kubku, teraz pokryta warstwą pleśni. Wspomnienia życia chwilowo zatrzymanego… lub przerwanego na zawsze.
- On żyje, wiem to na pewno… czuję go, wciąż go czuję. Jego pocałunki w policzek każdego wieczora. Matka wie, kiedy umrze jej dziecko, a on nie umarł. Ale gdzie jest? Dokąd poszło moje maleństwo? – Annie brzmiała na zagubioną, zdziwioną i bezradną.
- Nie wiem, mamo – Gemma pocałowała ją w policzek, żałując, że nie ma innej odpowiedz. – Po prostu nie wiem.
~*~
Komendant Główny Policji Stuart Carlin niecierpliwie czekał, aż młodsza inspektor postawi kawę na stoliku przed nimi.
- Coś jeszcze, proszę pana? – zapytała, odgarniając krótkie blond włosy z twarzy, a Komendant pomyślał, że choć nie należała do najbystrzejszych, to zdecydowanie była niebrzydka. Trzeba by było nad nią popracować…
- Nie, to wszystko, inspektor Morrow – odprowadził ją wzorkiem do wyjścia, a potem obrócił się do młodego mężczyzny, który siedział naprzeciwko niego w pokoju przesłuchań.
A więc to był ten słynny Louis Tomlinson, przyszły spadkobierca miliardowej fortuny swojego tatusia. Przyglądał się młodzieńcowi o perfekcyjnie ułożonych włosach i wyprasowanych ubraniach, stwierdzając gorzko, że jego markowe spodnie prawdopodobnie kosztowały więcej, niż sam zarabiał w miesiąc. Oczywiście chłopak miał kartotekę, jak wszyscy rozpuszczeni gówniarze z bogatych domów, jednak nic poważnego. Ot posiadanie przy sobie trawki i bójki po pijaku… nic, co można by było wykorzystać przeciwko niemu. Z pewnością nie wiedział, w co się wpakował, w przeciwnym wypadku nie wszedłby na komisariat z taką bezczelną pewnością siebie, żądając rozmowy z Komendantem Głównym. Zapewne ukończył jedną z państwowych szkół, do których można się wkupić, co oznaczało, że prawdopodobnie był tępy jak szpadel. Komendant postanowił zacząć od ataku. Wychylił się nad stołem, machając chłopakowi przed nosem telefonem komórkowym.
- Myślisz, że to zabawne?
- Co? – tamten nie zrozumiał.
- TO! Przychodzisz tu z jakąś wyssaną z palca historyjką o uprowadzeniu, prostytutkach, handlu ludźmi i jakimś wymyślonym sutenerem…
- Nie jest wymyślony! Podałem jego nazwisko! – Louis rzucił mu wściekłe spojrzenie.  
- Tja, Simon Cowell… a więc mam dla ciebie nowinę, cukiereczku… Ktoś taki nie istnieje! Tak samo jak ta cała ,,Klatka dla Ptaków”. Nie ma żadnego śladu, że ktoś o tym nazwisku mieszka w Londynie, tak samo jak pod adresem nie ma tego wymyślonego miejsca. Wierz mi, gdyby istniało w Chelsea, wiedzielibyśmy o tym.
- To jakiś żart? – Irytacja chłopaka przerodziła się w zdziwienie. – Nie, zaczekaj… może to nie jego prawdziwe nazwisko, ale… - Louis zmarszczył brwi. I dobrze. Komendant Constable Carlin go zagiął.
- A co z tym dzieciakiem, z którym niby rozmawiałeś? Tym Harrym Stylesem? Skąd wziąłeś to imię, z jakiejś strony internetowej? Jesteś zboczeńcem, który interesuje się takimi sprawami i robi sobie dobrze do wiadomości o zaginionych dzieciach? Może to przestało ci już wystarczać, więc wymyśliłeś tę porąbana historię, żeby zaspokoić chore fantazje?!
- Nie! Jezu Chryste…
- Ten dzieciak ma rodzinę, wiesz? Może do nich zadzwonię? Powiem, że się odnalazł żywy w Londynie, narobię im nadziei? Poczułbyś się źle… czy może zrobiłoby ci to dobrze?
- Nie! Co do chuja? – Louis był całkowicie wyprowadzony z równowagi i zdezorientowany, jego policzki zrobiły się czerwone. Och, robi się coraz zabawniej…
- Uważaj na język, mały, albo każę cię zakuć za obrazę policjanta! To jakiś chory żart? A może dziwny sposób na zwrócenie na siebie uwagi, bo tatuś nie kocha cię wystarczająco? Hę? ODPOWIESZ?
- To… to nie jest żart, ja nie kłamię! – Louis zerwał się na nogi, przewracając krzesło na podłogę. Uderzył ręką w plastikowy stół. – Przesłuchaj moje nagranie!
I oto nadeszła ta chwila. Komendant rzucił telefon na blat.
- Nie ma żadnego nagrania.
Cisza. Chłopak wpatrywał się w urządzenie, a następnie podniósł przerażony wzrok na policjanta.
- Przecież to sprawdziłem, wszystko się nagrało! – Porwał telefon, gorączkowo stukając w ekran. – Sprawdzałem, na pewno! Było tu… - Nagle zrobił się biały jak ściana. Przeniósł spojrzenie z wyświetlacza na mężczyznę, potem z powrotem na telefon, a jego niebieskie oczy rozszerzyły się z niedowierzania i niezrozumienia sytuacji. – Wiem, że to nagranie tu było, musiało zostać usunięte…
Komendant ponownie wychylił się ponad stołem, tym razem zbliżając do siebie ich twarze. Kiedy przemówił, upewnił się, że mówi niskim, groźnym głosem:
- Co właściwie sugerujesz? Że starszy oficer prawa manipulowałby dowodami? Że usunąłbym dowód w sprawie? JAK ŚMIESZ!
- NIE! – Louis gwałtownie potrząsnął głową. – Nic takiego nie mówię… Słuchaj, nie kłamię… Znam Harry’ego od miesięcy i powiedział mi…
- Znasz dzieciaka, którego nikt nie widział w ciągu ostatnich czterech lat, widziałeś mężczyznę, który nie istnieje oraz byłeś w miejscu, które prawdopodobnie powstało w twojej własnej głowie. NIE MASZ ŻADNYCH DOWODÓW! – Ostatnie zdanie wywołało pożądany efekt. Louis Tomlinson stanął z otwartą buzią, niezdolny nic powiedzieć, bo uświadomił sobie, że policjant ma rację.
- Ale… Ale nie musicie chociaż sporządzić protokołu? – wymamrotał z nadzieją.
Komendant wyprostował się, mierząc go autorytatywnym spojrzeniem.
- Panie Tomlinson, dam panu radę: proszę wracać do domu. Teraz, zanim każę pana aresztować za marnowanie czasu policji.
Przez kilka chwil tylko na siebie patrzyli, potem chłopak wstał, zabierając swój telefon.
- To jeszcze nie koniec. Wrócę tu z dowodami, a wtedy będziecie musieli coś zrobić.
- Jestem tego pewny. – Komendant upewnił się, że chłopak dotrze do wyjścia, obserwując jak wsiada do Porsche, za które najprawdopodobniej zapłacił jego tatuś. Następnie wrócił do środka, mamrocząc pod nosem ,,arogancki bydlak”. Wtedy zauważył, że nowa policjantka przygląda mu się w zamyśleniu zza swojego biurka.
- Na co się patrzysz, Morrow?
- O co chodziło, sierżancie?
- To tylko jakiś świr. Pamiętaj, chcę mieć te raporty do godziny jedenastej.
- Oczywiście – kobieta posłusznie spuściła głowę.
Wmaszerował do swojego biura i zamknął za sobą drzwi, wyciągając jednorazowy telefon komórkowy z kieszeni i wpatrując się niego. To głupie, naprawdę – pomyślał. Nie interesował się chłopcami, ale widywał tego całego Harry’ego na przyjęciach, wiedział, że jest popularny i zarabiał dla Cowella dużo pieniędzy. I że był bardzo młody. Cowell prawdopodobnie kazałby go za to zabić. Ale jeśli nikomu nic nie powie, a Tomlinson uda się na inny posterunek policji opłacany przez Cowella, sam straciłby sporą część miesięcznego wynagrodzenia. Był winny bukmacherowi zbyt dużo, aby sobie na to pozwolić, poza tym, to nagranie sprawiłoby, że biznes Cowella upadnie… Być może mógłby spędzić noc z jedną z jego kobiet w ramach podziękowania. Wybrał odpowiedni numer.
- Cześć, z tej strony Carlin ze Scotland Yardu. Z przykrością przekazuję złe wieści, ale jeden z twoich chłopaków puścił parę z ust.
~*~
Louis zaparkował samochód i wyjął telefon, przyglądając mu się z bijącym sercem. Nie chodziło o samo nagranie, były tu też zdjęcia, muzyka, filmy, które teraz zniknęły… Telefon został wyczyszczony ze wszystkiego, tylko w jaki sposób? Ten gliniarz go zabrał tylko na kilka minut… Czy tyle mogło wystarczyć? A jeśli tak, dlaczego to zrobił? Nie miał powodu. Louis był zmuszony znowu zapłacić za zobaczenie Harry’ego, nakłonić go do rozmowy i tym razem nagrać go na czymś porządnym… może użyje dyktafonu?
Odpalił samochód i włączył się do ruchu, czekając na zmianę świateł, kiedy nagle drzwi od strony pasażera odtworzyły się i do środka wsiadła jakaś kobieta.
- Hej, co…
- Proszę na mnie nie patrzeć, panie Tomlinson, niech się pan zachowuje całkowicie naturalnie, jakby właśnie pan po mnie przyjechał. – Coś w jej tonie kazało mu posłuchać. Światło się zmieniło, więc wrzucił bieg i ruszył prosto, nie spuszczając wzroku z drogi, ale w jego głowie wirowało. Co tu się właśnie wydarzyło? Czy to najuprzejmiejsza kradzież auta w dziejach ludzkości? Przełknął ślinę.
- Kim jesteś?
- Nazywam się Catherine Morrison, jestem detektywem ze Specjalnych Służb Operacyjnych.
- Co? Słuchaj, nic złego nie zrobiłem! Przyszedłem na posterunek ZGŁOSIĆ przestępstwo.
Zachichotała.
- Wiem o tym, panie Tomlinson… Ale przeczuwam, że ma pan ważne informacje dla toczącego się aktualnie śledztwa.
Louis zerknął na nią, wydawała się znajoma… Chwileczkę…
- Ej, a nie ty przyniosłaś kawę?
- Proszę nie odrywać wzroku od drogi, właśnie przejechał pan na czerwonym.
- Och, przepraszam, niech mnie pani nie aresztuje. Więc… Dokąd nas wiozę?
- Czy w twoim domu jest bezpiecznie?
- Tak sądzę.
- Więc tam.
Resztę trasy pokonali w ciszy, a myśli Louisa wirowały. Zaparkowali w garażu, gdzie kobieta obróciła się w jego kierunku.
- Nie kłamię - pokazała mu swój identyfikator, który wyglądał na prawdziwy.
- Uch, okej.
Poprowadził ją do kuchni, gdzie w końcu na nią spojrzał. Była drobną, smukłą kobietą, ale coś w jej wyglądzie uległo zmianie. Na posterunku wydawała się potulna, teraz biła od niej taka pewność siebie, że Louis czuł respekt.
- Herbaty? Kawy? -  zaproponował nie wiedząc, co powiedzieć.
- Herbaty, ale bez mleka.
- Jasne. Usiądź.
Usiadła przy stole, a chłopak poszedł nastawić wodę. Pięć minut później postawił przed nią kubek parującej cieczy i usiadł naprzeciwko, a serce waliło mu w piersi.
- Wpadłem w kłopoty?
- Nie, panie Tomlinson – odpowiedziała, pociągając łyk herbaty. – Ale to, co zamierzam panu powiedzieć, jest ściśle poufnie. Jeśli komuś pan coś powie, życie wielu osób będzie zagrożone. Rozumie pan?
- Może mi pani zaufać – przytaknął, czując się trochę tak, jakby wniknął do filmu szpiegowskiego.
- Mam nadzieję. Należę do zespołu prowadzącego śledztwo w sprawie elitarnego kręgu handlarzy ludźmi na terenie Londynu, na czele którego stoi mężczyzna znany jako Simon Cowell. Mamy powody by wierzyć, że porywają młode osoby na terenie całego kraju i zmuszają je do prostytucji, a następnie udostępniają je członkom Parlamentu i nie tylko. Wierzymy, że doszło do poważnej zmowy między siatką przestępczą, politykami oraz samą policją, aby sprawa nie wszyła na jaw. Zgłoszenia nie zostają zapisane, raporty giną, ślady są niszczone…
- Tak jak moje nagranie. – Pochylił się do niej, zaintrygowany. – Czyli mówi pani, że działa pod przykrywką?
- Dokładnie. – Pogrzebała w torebce i wyjęła z niej dyktafon oraz teczkę, która po wewnętrznej stronie miała przypiętą fotografię. – Czy to z tym chłopakiem rozmawiałeś? Mówił, że nazywa się Harry?
Louis przyjrzał się zdjęciu, temu samemu, które widniało na stronie internetowej poświęconej zaginionym osobom. Przytaknął.
- Tak, ale nie znałem jego nazwiska. Nie mogą ich używać.
- Dziękuję, to bardzo interesujące.
- Dlaczego?
- Bo to oznacza, że posługują się dziećmi. – Westchnęła, upijając kolejny łyk swojej herbaty. – Harry’ego porwali, gdy miał szesnaście lat.
- Harry powiedział, że normalnie biorą siedemnastolatków, ale chcieli sprawdzić, czy młodsze dzieciaki nie będą bardziej posłuszne.
- I udało się?
Louis wzruszył ramionami.
- Ciężko powiedzieć, Harry ma dość skrzywioną psychikę… Robi, co mu każą, bo się ich boi.
Detektyw bez słowa włączyła dyktafon i wyjęła z torebki długopis i notes, który otworzyła. Wygładziła czystą kartkę ręką.
- Więc co jeszcze powiedział ci Harry?
W milczeniu słuchała jego opowieści, notując w zeszycie, a ich napoje powoli zrobiły się zimne. Opowiedział o wszystkim, co usłyszał od Harry’ego – o jego żartach, że sypia z połową Izby Lordów, okaleczaniu, co widział na przyjęciu kilka dni wcześniej. Mówił tak długo, aż jego gardło się zdarło. Przewertował wspomnienia, aby na pewno niczego nie pominąć.
- To chyba wszystko – oznajmił wreszcie.
- Dobrze, dziękuję. Te informacje będą szalenie pomocne. – Kobieta odchyliła się na krześle, wertując notatki.
- Co teraz będzie? Uratujecie go?
- Niestety potrzebujemy więcej dowodów, niż pańskie oświadczenie – westchnęła. – A na ten moment wszyscy świadkowie uginają się pod groźbami i zastraszaniem, rezygnując z zeznań.
- Ja nie zrezygnuję, będę zeznawał, jeśli zajdzie taka potrzeba. – Rzucił jej zdeterminowane spojrzenie, a ona kiwnęła głową.
- Cieszy mnie to. Od jakiegoś czasu toczy się śledztwo w sprawie komendanta Carlina, naszym zdaniem korzysta on z prostytutek i przyjmuje łapówki od Cowella, aby go kryć. Jeśli powie Cowellowi o twoich zeznaniach, wtedy na pewno nie będziesz mógł się zobaczyć z Harrym, co stanowi problem, bo uniemożliwia zdobycie zeznań kluczowego świadka.  
Serce Louisa zacisnęło się żałośnie, wypełniając się przerażeniem. Wyrzuty sumienia uderzyły go w brzuch niczym pięść. Uniósł drżącą rękę do czoła.
- O cholera! Jeśli Cowell dowie się, że Harry opowiedział mi swoją historię, zabije go!
- Harry Styles przynosi Cowellowi największe zyski – kobieta pokręciła głową. – Ten chłopak jest dla niego wart dosłownie miliony funtów, nie ma mowy o morderstwie.
- Ale pani nie rozumie, tamci ludzie… są potworami. Zemszczą się na nim!
- Cowell nie zrobi niczego, co zmniejszyłoby dochody z usług Harry’ego. A my go dopadniemy, to ci mogę obiecać, Louis. Potrzebujemy jedynie adresu. – Wpisała coś w telefon i wstała, sięgając do kieszeni, skąd wyjęła wizytówkę. – Zaraz podjedzie po mnie samochód. Słuchaj, jeśli o czymś usłyszysz, proszę skontaktuj się ze mną, pora dnia i nocy nie ma znaczenia. To działa w obie strony. Mam twój numer, będziesz na bieżąco informowany.
Po tym wyszła, a Louis dopadł do zlewu, aby opróżnić do niego zawartość swojego żołądka, gdy zrozumiał, jak wielki popełnił błąd.
~*~
- AŁAAAAA!
Cowell zaciągnął się po raz ostatni papierosem i obrócił nonszalancko w kierunku, z którego dochodził krzyk.
- Okej, na razie wystarczy. Podnieś go.
Pan Jack wycelował ostatnie kopnięcie w bok Harry’ego, po czym podciągnął jego nagie ciało do pionu.
- STAŃ PROSTO, NIEWOLNIKU.
Pan Cowell stał w miejscu, wyciągając z szuflady biurka ząbkowany nóż myśliwski. Zbliżył się do Harry’ego, który wisiał bezwładnie w uścisku Jacka, z jego ust, nosa i głębokiego rozcięcia nad lewym okiem sączyła się krew, spływając szkarłatnym strumieniem po podbródku na dywan.
- Harry, Harry, Harry… I co ja mam z tobą zrobić?
- N-nic nie… proszę, Sir… - mówił niewyraźnie z powodu spuchniętych warg.
- Skończ już, Harry, przecież wiesz, że nienawidzę kłamstw. Tylko źli chłopcy kłamią. Hmm… zabić cię, czy nie? Jesteś podstępnym, kłamliwym Judaszem, który nie potrafi trzymać języka za zębami… Jednakże – sięgnął ręką między jego nogi, boleśnie wykręcając penisa i jądra, uśmiechając się na dźwięk krzyku – dzięki temu zarabiasz dla mnie dużo pieniędzy. Ciężka, bardzo ciężka decyzja… -  Złapał Harry’ego za szczękę, mocno wciskając palce w poranione policzki, czym zmusił go do otwarcia buzi i wysunięcia języka. – Może po prostu utnę ci język?  - Podniósł nóż, a ostrze błysnęło w świetle lampy. Cowell uśmiechnął się, gdy Harry pisnął z przerażenia, desperacko próbując się uwolnić. – Ale dziwka bez języka pozbawiona jest pewnych atutów. – Wypuścił jego szczękę i przycisnął ostrą krawędź noża do szyi. – Niemniej, Harry, starzejesz się… Niedługo skończysz dwadzieścia jeden lat. Większość moich najbogatszych klientów już cię posiadła, może wkrótce się tobą znudzą. Zastanawiam się, czy nie osiągnąłeś już szczytu swojej wartości, może będzie lepiej, jeśli pozbędę się ciebie właśnie teraz? – Docisnął nóż, którego ostre ząbki przecięły skórę… Harry sapnął, jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu i z bólu…
Rozległ się dźwięk wody uderzającej o ziemię. Cowell zerknął w dół, gdzie równomierny strumień bursztynowego moczu spadał na dywan.
- TY BRUDNA, ŻAŁOSNA KREATURO! – Jack walnął Harry’ego w twarz, rozbryzgując wodospad krwi na tapecie. – POWINIENEM WYSMAROWAĆ CI TYM TWARZ, JAK PSU! – Złapał go za obrożę, gotowy zmusić go na klęczki i zrobić dokładnie to, co powiedział.
- Dość. Dziękuję ci, Jack, ale to nie będzie konieczne. – W oczach drugiego mężczyzny Cowell ujrzał rozczarowanie, ale miał to gdzieś. Dla niego liczyło się wyłącznie wzbudzenie strachu. Odsunął nóż i usiadł za biurkiem, stykając ze sobą opuszki palców dłoni i przyglądając się dokładnie Harry’emu. Obie wargi miał rozcięte, oczy podbite, a to rozcięcie nad lewym będzie wymagało szwa lub dwóch… Ale nos prawdopodobnie nie był złamany, co stanowiło dobry znak. Twarz, klatka piersiowa i ramiona chłopaka pokrywały sińce i nacięcia, ale wszystko zagoi się z biegiem czasu. Sposób, w jaki stał skulony, pomimo uścisku Jacka, sugerował połamane żebra, co z kolei mogło być problematyczne, ale nie wykluczy go na długo. – Później zadecyduję, jaką karę dostanie Harry. Tu i teraz bardziej nagląca jest kwestia Louisa Tomlinsona.
- Zabiję go – odpowiedział Jack, niewzruszony.
- Byłoby wspaniale, ale chłopak jest ważny, jego ojciec posiada fortunę. Mark Tomlinson wie, jak działa nasz świat. Jeśli Louis zniknie, będzie w stanie zapłacić wystarczająco, żeby nas zniszczyć.
- Czy mógłbym coś zasugerować, Sir?
- Tak?
Pan Jack wkręcił palce w zlepione krwią loki Harry’ego, szarpnięciem odchylając mu głowę i uśmiechając się radośnie na dźwięk jego zbolałego sapnięcie.
- Dlaczego nie użyjemy Harry’ego jako przynęty?
Zaintrygowany, Cowell zmrużył oczy:
- Nie rozumiem.
- Moim zdaniem pan Tomlinson przywiązał się uczuciowo do tego niewolnika.
- Zakochał się? – Brwi Cowella wystrzeliły w górę.
- Jestem tego pewny. Widziałem wielokrotnie jak na niego patrzył, a sposób, w jaki się komunikują mówi sam za siebie. Znam się na ludziach i jestem pewny, że zrobiłby wszystko, aby ochronić tę dziwkę, którą… kocha.
Cowell spojrzał na Harry’ego, który próbował wyswobodzić się z uścisku Jacka, a łzy wymieszane z krwią wypływały z jego oczu.
- A czy nasz Brudny Harry odwzajemnia uczucie?
Jack wzruszył ramionami, jakby niewiele go ta kwestia obchodziła.
- Prawdopodobnie. Na pewno lubi się z nim spotykać. Tak czy siak, nie widzę związku.
- Bo go nie ma. – Pan Cowell uśmiechnął się. – Po prostu mnie to bawi. Dobrze, umyj Harry’ego odrobinę, nie chcę żeby zakrwawił cały samochód. Myślę, że nadeszła pora, aby złożyć Louisowi Tomlinsonowi krótką wizytę. – Znowu wstał, przecinając pokój, żeby położyć rękę na ramieniu wyższego mężczyzny. – Jeśli jego droga siostra Gemma nadal przebywa w Cheshire, moglibyśmy zdobyć kolejną ładną dziewczynę… Ale wiesz co, Jack? Cielesne kary to twoja broszka. Po zakończeniu wizyty wykorzystaj noc na ukaranie go w najodpowiedniejszy sposób.
Pan Jack wyszczerzył zęby w zadowoleniu. A kiedy ponownie rozległ się dźwięk świadczący o tym, że Harry się zmoczył, Cowell odwzajemnił uśmiech.
~*~
Nie mogąc spać, Louis godzinami szwendał się po nocnych ulicach Primrose Hill, wypalając papierosa za papierosem w próbie stłumienia paniki, która pulsowała w jego żyłach. Szedł tak długo, aż jego nogi zaczęły boleć, a buty otarły do krwi pięty. Zaszedł do całodobowego sklepu monopolowego po butelkę whisky, żeby upić się po powrocie do domu. Wrócił po swoich własnych śladach, pociągając z butelki, a kiedy zatrzymał się przed drzwiami w poszukiwaniu klucza, otworzyły się zanim dotknął klamki.
Zachwiał się, cofając o krok, patrząc ze zdziwieniem na ramę drzwi. Farba była odrapana, drewno popękane… tak jakby ktoś je wyrwał lub wyważył kopnięciem. Myśląc szybko, Louis wylał resztę alkoholu i ostrożnie zakradł się do środka, podnosząc pustą butelkę nad głowę, gotowy użyć jej jako broni.
Korytarz ginął w ciemnościach, ale ze szczeliny w drzwiach do salonu sączyło się światło wraz z dymem papierosowym. Stąpając w tamtym kierunku, Louis powoli otworzył drzwi.
- Ach, Louis! Zastanawialiśmy się, kiedy wrócisz! – Simon Cowell rozsiadł się na fotelu stojącym frontem do drzwi, w palcach trzymał tlącego się papierosa. Uśmiechał się lekko. Obok stał ten przypominający wampira dozorca Jack. Po ich prawej, na sofie, leżała skulona postać z rękami skutymi na plecach i z kapturem szarej bluzy zaciągniętym na głowę, tak że nie dało się dostrzec twarzy. – Masz piękny dom… a może należy do twojego ojca? – Mężczyzna upuścił papierosa na podłogę, gasząc go podeszwą buta na dywanie. Potem sięgnął do kieszeni płaszcza, z której wyjął spluwę i wycelował nią w pierś Louisa. – A teraz odłóż butelkę i dołącz do nas. Musimy porozmawiać.
- O czym? -  Louis ostrożnie odstawił butelkę, nie chcąc pokazać po sobie strachu.
- O nim. - Pan Cowell powstał i podszedł do zwiniętej na kanapie osoby, która wzdrygnęła się pod jego dotykiem. Zerwał szary kaptur, a Louis cofnął się, zszokowany, na widok znajomej twarzy.
- Harry – sapnął z przerażeniem.
Jasnym było, że Harry został dotkliwie pobity. Ciemnofioletowe sińce pokrywały jego spuchnięte policzki. Wokół dziurek w nosie i przy głębokiej, rozwartej ranie na skroni miał zaschniętą krew. Spośród podbitych oczu tylko jedno było otwarte. Dolną połowę twarzy zakrywał dziwny knebel wykonany z czarnej skóry, zawiązany ciasno za głową. Szyję Harry’ego okalała gruba, czarna skórzana obroża, do której przymocowany został łańcuch, teraz zwisający od frontu i boku chłopaka.
Harry wykonał ruch i Louis zauważył, że kajdanki, którymi spętano mu ręce za plecami, zacisnęły się na tyle mocno, że metal przeciął delikatną skórę na przegubach i krew zaczęła ściekać po palcach na sofę.
- Ummm! – rozbrzmiało stłumione błaganie o pomoc. Po policzku Louisa spłynęła pojedyncza łza. Rzucił się do Harry’ego, żeby mu pomóc, ale został zablokowany przez Cowella, który ponownie wycelował w niego z pistoletu.
- Nawet o tym nie myśl. – Usiadł na sofie, owijając sobie łańcuch wokół pięści i pociągając Harry’ego do przodu. Zignorował zdławione pojękiwania i przyłożył lufę pistoletu do jego głowy. – Widzisz tę dziwkę? Należy do mnie. Jest moją własnością, tak jak wiele innych podobnych do niego. Jestem człowiekiem interesu i zbudowałem prosperującą firmę od zera, która obecnie warta jest miliony. Dzisiaj zagroziłeś mojej firmie… Usiądź. – Pistoletem wskazał Louisowi miejsce, a ten powoli opuścił się na fotel, niezdolny do oderwania wzroku od Harry’ego, który kulił się przed mężczyzną, drżąc z przerażenia. – Relacja między sutenerem a jego dziwkami jest skomplikowana. Owszem, zatrudniam Harry’ego, to prawda… ale nie tylko. Jestem jego właścicielem i strażnikiem… Posiadam całkowitą kontrolę nad jego życiem. To ja decyduję kiedy je, kiedy śpi, kiedy i jak zostaje ukarany, kiedy pracuje, z kim się pieprzy… i ostatecznie kiedy umrze. Dla moich dziwek jestem w zasadzie bogiem.
- Porwałeś go! – Louis skrzywił się. – Nie masz nad nim żadnej władzy!
- Moja obroża wokół jego szyi mówi co innego – uśmiechnął się Cowell w odpowiedzi. – A teraz tak, słyszałem, że w stosunku do naszego Brudnego Harry’ego zacząłeś… jakby to ująć? Zacząłeś żywić ciepłe uczucia. Dlatego mam dla ciebie propozycję. Nie kłap językiem o mojej firmie i trzymaj się z daleka od policji, a ja nie strzelę w jego śliczną główkę.
- Nie… nie zrobiłbyś tego. Nikt nie zarabia dla ciebie tyle, co on. – Louis przełknął, czując suchość w gardle.
Pan Cowell wzruszył ramionami.
- Dziwki są jednorazowe, każdą da się zastąpić. Będę cię miał na oku. Tak długo, jak będziesz się pilnował, Harry zachowa życie… Po jakimś czasie może nawet pozwolę ci go znowu użyć, oczywiście na terenie Klatki. Ale jeśli wywiniesz jakiś numer… - Przeładował broń, czego odgłos zabrzmiał przerażająco  w panującej ciszy. Potem przyłożył pistolet do skroni Harry’ego. – Paff! – Obaj Louis i Harry drgnęli. – Jack, weźmiesz go ode mnie?
- Tak, Sir. – Jack przemaszerował przez pokój, żeby wziąć od Cowella łańcuch, gdy tamten wstawał, zmuszając Harry’ego na poderwania się na nogi. Na oczach Louisa, Jack pstryknął palcami. – Na kolana, niewolniku!
Harry natychmiast uklęknął, spuszczając głowę i wzrok na ziemię, gdy obaj mężczyźni górowali nad nim. Widok ten był wielce niepokojący i łamiący serce. Cowell uchwycił wzrok Louisa.
 - Jego życie znajduje się w twoich rękach, Louisie, to duża odpowiedzialność. Więc jaka jest twoja decyzja?
Harry, JEGO Harry, trząsł się, wykrwawiając, w bólu, zakuty w łańcuchy… W jego głowę wycelowany był pistolet. Louis miał ochotę załkać, błagać ich o przestanie i zostawienie go w spokoju… ale musiał trzymać fason. Przełknął ślinę.
- Zgoda, ale pod jednym warunkiem.
- Nie jesteś na pozycji, na której można o cokolwiek prosić. – Mimo to Cowell słuchał.
- Żądam regularnych wiadomości, połączeń telefonicznych, zdjęć… Wszystkiego, co będzie świadczyło, że Harry wciąż żyje. Gdy tylko przestaną przychodzić, idę na policję i powiadomię media. Powiem o wszystkim.
Ku jemu zaskoczeniu, starszy mężczyzna skinął głową.
- Dobrze.
- Chcę też chwili na osobności. Teraz. Żeby się pożegnać.
Przez chwilę Cowell wyglądał, jakby miał odmówić, w końcu jednak pokiwał na zgodę.
- Jack?
Jack wcisnął Louisowi łańcuch do ręki, a potem opuścili pokój. Louis odprowadził ich wzrokiem, po czym opadł na kolana obok Harry’ego, gorączkowo próbując wyjąć z jego ust knebel.
- Ugh, jak się zdejmuje to chujostwo?! – odkrył malutką złotą kłódkę, która uniemożliwiała zdjęcie uprzęży. – Cholera, co za gnoje bez serca! Och Harry. – Ujął w dłonie jego posiniaczoną twarz, ocierając łzy kciukami, a potem wziął go w objęcia i przytulił, gdy niemy szloch wstrząsnął ciałem chłopaka. – Och Harry, będzie dobrze, wszystko będzie dobrze, wyciągnę cię z tego! Obiecuję, że to zrobię! Jeszcze nie wiem jak, ale pomogę ci!
- Dobra, starczy tego. – Głos Cowella. Niespodziewanie Pan Jack pojawił się za nim, sięgając po Harry’ego, aby wyrwać go z objęć Louisa.
- Nie! Nie! – Ale był zbyt silny. Louis usiadł na piętach, patrząc z przerażaniem, jak opuszczają pokój, ciągnąc Harry’ego za sobą jak psa na smyczy. Kiedy dotarli do drzwi, Harry obrócił głowę i rzucił mu najbardziej wykręcające wnętrzności spojrzenie pełne czystej, bezradnej desperacji… Potem zniknął, wracając do swojego więzienia i niewolnictwa.
Zostawiony samemu sobie Louis padł na czworaka, z trudem łapiąc powietrze, jakby tonął. Przypomniał sobie o tamtej kobiecie z policji, której wizytówkę wciąż miał w kieszeni, a potem pomyślał o siniakach na twarzy Harry’ego i skórzanej obroży… Jak chłopak drżał z pistoletem przystawionym do głowy. Słowa Cowella odbiły się echem w jego pamięci: Dziwki są jednorazowe, każdą da się zastąpić.
Nie miał pojęcia, co zrobić.
9 notes · View notes
alltheselights · 3 years ago
Text
.
6 notes · View notes
1dbewithmesohappily · 8 years ago
Text
I Love You Like A Cup Of Tea - Epilog
Tumblr media
Tytuł: I Love You Like A Cup Of Tea
Autorki: 1dbeithmesohappily & Fitbuthungry
Banner: Fitbuthungry
Paring: Larry, pobocznie Hick i Niam.
Opis: Louis i Harry od 3 lat pracują w firmie na równorzędnych stanowiskach. Louis jest zakochany w Harry’m odkąd pierwszy raz go zobaczył, ale nie ma odwagi do niego zagadać. Oprócz jego wiecznie zaczerwienionych policzków, największą przeszkodą jest Nick Grimshaw - bogaty, przystojny i towarzyski zastępca dyrektora firmy, który w każdej wolnej chwili flirtuje z Harry’m. W końcu Louis wpada na pomysł codziennego robienia lokatemu herbaty, który zmienia relacje między nimi.
Fanfiction możecie przeczytać na:
AO3 - click
Wattpad - click
Epilog
Louis przyglądał się swojemu odbiciu sprawdzając, czy wszystko jest tak, jak sobie zaplanował. Poprawił swój krawat po raz milionowy, stwierdzając, że jak podciągnie go jeszcze raz to się udusi. Przejechał dłońmi po materiale swojego garnituru i zauważył w lustrze odbicie Niall’a, który stanął za nim.
- Dasz radę Louis. – poczuł pocieszające klepnięcie na swoim ramieniu. - Wszystko będzie tak, jak sobie wymarzyłeś. Szatyn jedynie skinął głową, nie będąc w stanie odezwać się ani słowem i już miał ze zdenerwowania poprawić swoją grzywkę, gdy uświadomił sobie, że nie może zepsuć fryzury, nad którą jego siostra długo się męczyła. - Niall... czy ty też się tak denerwowałeś… No wiesz jak brałeś ślub z Liam’em? - spytał przełykając ślinę. - Jasne, że tak, to normalne. – zachichotał, pocierając z uśmiechem złotą obrączkę, znajdującą się na jego serdecznym palcu. Tomlinson westchnął głęboko i razem z blondynem opuścił pomieszczenie. * Zobaczył go na drugim końcu kościoła. Szedł tak powoli, tak lekko... A może to wyobraźnia Louisa płatała mu figle. Pomyślał, że przypomina mu róże, rosnące przed ich domem, o które lokaty tak dba. Harry był piękny, delikatny i taki niewinny. Wyglądał idealnie, zresztą jak zawsze. Jego przydługie loki były starannie uczesane, garnitur doskonale dobrany, a twarz łagodna i piękna - dokładnie tak, jak wtedy, gdy zobaczył go po raz pierwszy. Za nim podążała Gemma, którą ten wybrał na swoją świadkową. Również wyglądała ładnie w pastelowo różowej sukni, sięgającej aż po kostki, ale dla Louisa liczył się tylko Harry. Przez cały czas nie mógł oderwać od niego wzroku. Myśląc, że za chwilę powiedzą sobie sakramentalne tak, Louis czuł łzy szczęścia napływające do jego oczu. Całe życie czekał na ten moment i nie mógł być szczęśliwszy. * Ceremonia nie była długa, ale obojgu bardzo się dłużyła, bo czekali tylko na moment ich pierwszego pocałunku jako małżeństwo. Zaraz po jej zakończeniu udali się do domu przyjęć, aby uczcić ich małżeństwo. Nie była to wielka impreza, bo zaproszonych zostało tylko kilku przyjaciół oraz ich rodziny, ale za to atmosfera była cudowna. Ich matki bardzo się zaprzyjaźniły przez te kilka lat ich związku, a Gemma wspaniale dogadywała się z rodzeństwem Louisa. Gdzieś pomiędzy gośćmi latali, już nie tacy mali Alex i Noah, dzieci, które rok temu udało im się wspólnie zaadoptować, po milionie spotkań z psychologami, a teraz były ich oczkiem w głowie. Louis pomimo tego, że żadne z nich nie było ani jego, ani Harry'ego bardzo je kochał i cieszył się, że udało im się założyć rodzinę, tak jak zawsze tego pragnął. Poczuł szturchnięcie i chwilę później zobaczył Harry'ego z kieliszkami szampana. - Czy Pan Młody się ze mną napije? - spytał dając mu naczynie i stukając w nie lekko. - Nie mogę w to wszystko uwierzyć. Oficjalnie jesteś moim mężem. Jesteś mój i tylko mój. - szatyn spojrzał na niego z dumą i uśmiechem, a potem upił trochę szampana - Zawsze byłem tylko Twój. Jestem w tobie zakochany odkąd tylko pamiętam. – Louis uśmiechnął się szeroko na te słowa, bo mimo, że słyszał je już tyle razy, to i tak robiło mu się ciepło na sercu po usłyszeniu ich. - Kocham cię, Harry. - było jedynym czym mógł odpowiedzieć Louis. - Ja ciebie też kocham Louis. – odpowiedział, chcąc dać mu krótkiego buziaka, ale ich zbliżenie nie uszło uwadze gościom, którzy od razu zaczęli krzyczeć „gorzko, gorzko”. Nie mieli więc wyjścia i ich pocałunek stał się długim pocałunkiem pełnym uczucia. - Resztę zostawmy sobie na noc. – wymruczał Harry zaraz po zakończeniu pocałunku. - Już nie umiem się doczekać. – odpowiedział z rumieńcami na policzkach. - Ja też nie, ale najpierw musimy zatańczyć ten nieszczęsny pierwszy taniec. – jęknął cicho. - Nie będzie tak źle Hazz, ćwiczyliśmy to tyle razy. – cmoknął szybko jego policzek i pociągnął go w stronę parkietu. Razem z pierwszymi dźwiękami piosenki ‘’Thinking Out Loud’’ zaczęli wykonywać rytmiczne ruchy, które ćwiczyli przez prawie dwa miesiące. W połowie piosenki Harry’emu zaczęły mylić się kroki i mimo starań, ich taniec był zlepkiem potknięć, ale nikt nie zwracał na to szczególnej uwagi. - Głupek z ciebie. – zaśmiał się cicho Louis, wtulając w tors Harry’ego, po wykonaniu ostatnich kroków. - Ale twój głupek. – złapał jego twarz w dłoń i złączył ich usta w pocałunku.
---------------------------
To jest już koniec… *cry in gay*. Ciężko mi jest żegnać się z tym fanfiction, bo jest moim pierwszym “dziełem”, ale jak trzeba to trzeba :c Dziękuję wszystkim za zostawienie notki lub komentarza i czekam na następne! Love you all!
Spis rozdziałów
2 notes · View notes
suuggaarr · 6 years ago
Text
SWITCH OUT THE BATTERIES | EPILOG | TŁUMACZENIE
Link do oryginału: Switch Out The Batteries   Pairing: oczywiście Larry Stylinson Autorki: LoadedGunn istajmaal Zgoda: oczywiście! Gatunek: SMUUUT, BDSM Opis ogólny: Harry i Louis spotykają się w sex shopie. To rodzaj który przeradza się w małżeństwo. I jakby, relacje BDSM.
Opis:
Harry unosi brew. - Seks kostki? - Yup.  Wiesz, te które sprzedajemy, jedna z częścią ciała i druga z działaniem, które wykonujemy na tej… części. - Czy to nie jest to, co stare małżeństwa kupują od ciebie, aby dodać trochę pikanterii? Louis marszczy brwi i otwiera usta, by powiedzieć Harry'emu, żeby się zamknął, ale wtedy zauważa ten absolutnie rozmarzony wyraz jego twarzy i może tylko się zaśmiać. - Tak kochanie, jesteśmy dokładnie jak małżeństwo w średnim wieku. Z wyjątkiem tego, że mamy dwudziestki i pudełko pełne zabawek tortur pod naszym łóżkiem.
Dwa lata po ich spotkaniu w sex shopie. Harry wraca do Louisa z miesięcznej trasy w Stanach i ogarniają się z wszelakimi sprawami tworzenia więzi.
Od tłumaczki. Na myśl, że to już koniec jest mi naprawdę dziwnie.
Tumblr media
Osiem miesięcy później
Harry czeka godne podziwu godzinę i piętnaście minut  po pożegnaniu się z Louisem nim nie otwiera do niego wiadomości. Ma dziecko na kolanach, zatyczkę w tyłku i dwadzieścia tysięcy ludzi, którym musi zaśpiewać wieczorem, ale jego  myśli, jak zawsze, są na Louisie.  
Tumblr media
  Lux w końcu zabiera Harry'emu telefon i naciska wszystkie guziki naraz.
- Chce narysować obrazek – wydyma wargi.
Harry prycha i spogląda na Lou. - Będzie domagała się swojego telefonu już za rok, w tym tempie.  
- Już się pytała. - Lou wyciąga iPada z swojej torby i kładzie go na podłodze przed Lux, otwierając aplikację do rysowania. - Co zrobisz?
Harry przygląda się jak dziewczynka rysuje jakieś patyczaki przez chwilę, po czym marszczy czoło.  
- Nie powinnaś się martwić o, jakby, raka mózgu czy coś?
Kobieta wywraca oczami – Zostaw sobie rodzicielstwo na czas jak będziesz miał własnego terrorystę, szukającego rozrywki.  
Harry mruczy wymijająco. Lou żartuje, ale... Harry robi sobie szybkie zdjęcie, całując gruby srebrny pierścionek wokół swojego palca serdecznego i wysyła serię iksów Louisowi. Ma swojego chłopa ze sobą w trasie i pierścionek na palcu. Wszystko jest możliwe.  
*
   To nie była najgorsza rzecz na świcie. Zostawienie Louisa w Anglii kiedy Harry jechał w trasę. Możliwe, że było parę huraganów lub konfliktów wojennych które znajdują się wyżej w książce Harry'ego. Większość klęsk żywiołowych, na przykład, nie chodzi w parze z seksem na powitanie. Mimo wszystko, mienie Louisa z powrotem w swoich ramionach po tygodniach bez siebie było niesamowite, ich pierwsza rozłąka była powodem dla którego Niall wniósł seks kostki do ich życia i Louis z Harrym postanowili upamiętnić rocznicę tego pomyślnego dnia, piekąc ciasto, które jest naturalną wersją Nialla. Ale nie ma na świecie nic porównywalnego do mienia Louisa tutaj, ze sobą, obserwującego z uśmiechem jak Harry rozgrzewa się z trenerem wokalnym, wybierającego zatyczkę którą założy rano, przewracającego oczami na hipsterów i ich kraty, gdy Harry wybiera swój strój na wieczorny koncert z Caroline z garderoby, całującego go w skroń kiedy zaczyna się denerwować ponieważ Paul właśnie powiedział mu że Elton John będzie na widowni.  
    Harry zawsze nalegał, że pomimo tego jak pragnął, by Louis był jego sugar tatusiem, to że jego kariera jest tak samo ważna jak młodszego. Utrzymanie sklepu było ważne dla nich obu, nawet jeśli nie potrzebowali za bardzo pieniędzy, i to nie tylko dla wartości sentymentalnej. Ale kiedy Harry spytał się go czy za niego wyjdzie dwa dni przed swoim wyjazdem na następną część trasy, Louis natychmiastowo zatrudnił Perrie na pełny etat i spakował się na podróż z Harrym po całej Europie. I tak, możliwe, że mienie swoich własnych żyć nawet kiedy zaczynają nową fazę budowania swojej relacji jest ważne, ale naprawdę kurwa miło jest mieć zawsze przy sobie Louisa, szczególnie kiedy rozważa pobiegnięcie do łazienki by zwymiotować.  
- Elton jest tym który powinien się denerwować, - Louis mówi, szarpiąc za włosy Harry'ego figlarnie. - To ty jesteś tym gorącym młodziakiem, który go wygryza.  
   - Nawet tak nie żartuj. - Harry chowa głowę w zagięciu swojego łokcia, kiedy Louis opiera swoja dłoń na krzywiźnie jego tyłka, zaledwie kilka cali ponad miejscem gdzie zatyczka rozrywa go na pół. - On jest legendą, ja jestem po prostu – nikim.
Nie jesteś nikim, wtórują wszyscy w pomieszczeniu, ale wszystkim co Harry tak naprawdę słyszy jest Louis szepczący mu do ucha: - Chodź ze mną do pokoju, kochanie.  
   Seks przez telefon, kiedy Louisa nie było z nim w trasie, był dobry. Nawet świetny. Ten jeden raz z spinaczami do ubrań Harry może się posunąć do nazwania odmieniającym życie. Ale bez względu na to jak cierpliwie czekał, aż Louis odpisze mu ze zgodą na dojście, podczas ostatniej trasy, to to nigdy nie mogłoby być tak dobre jak Louis ciągnący go do ich sypialni którą dzielą (zaledwie na jeden tydzień) i obciągający Harry'emu ręką kiedykolwiek on chce zobaczyć jak dochodzi.  
Nawet jeśli rzekomo jest następnym Eltonem Johnem (rzekomo), Harry spędza dużo czasu czując jakby nie miał niczego pod kontrolą, i tylko wtedy kiedy Louis szarpie ostro za jego kutasa i mówi mu by doszedł Harry czuje że nie ma w tym nic złego.  
   Po tym jak tryska w dłoń Louisa, chwytając się ściany i jęcząc głośno, Louis nie rusza się by wyjąć swojego własnego penisa. Harry został wytrenowany by przyjmować cokolwiek Louis mu nie da, i robi to ochoczo, chłosty, drażnienie się i dni zakańczające się bez orgazmu z jego strony, ale kiedy mężczyzna grozi, nie pozwoleniem mu doprowadzić go do orgazmu, kiedy jest tuż obok, to doprowadza Harry'ego do szaleństwa w sposób, jakiego wydawało mu się, że już nigdy nie będzie czuł przy Louisie, po całym tym czasie.  
   - Tatusiu, proszę.
Louis śledzi palcem wargę Harry'ego, brudząc ją jego sperma. Harry wzdryga się kiedy mężczyzna pompuje jego wykończonego kutasa jeszcze kilka razy, utrzymując go twardego. Już jest bezmyślny i przewrażliwiony od orgazmu, więc potrzebuje całego swojego skupienia by nie polizać swoich ust póki Louis nie kiwnie mu głową.
- Proszę – powtarza – Tatusiu… - Nie mają czasu, mieli jeszcze tylko pół godziny przed próbą dźwięku, kiedy wychodzili, ale – może Louis próbuje utrzymać go na tyle twardego by go ujeżdżać. Na to zawsze jest czas.  Louis stworzy czas, jeśli będzie potrzebował. Harry przymila się do dłoni szatyna na swoim policzki i błaga o to, o coś, oczami.
   - Czego potrzebujesz kochanie? - Louis przechyla głowę i posyła mu uśmieszek. - Właśnie doszedłeś.
- Lou – Harry sapie, kiedy Louis puszcza jego penisa, pozwalając mu obić się mocno i dosyć boleśnie między jego nogami. Louis wciąż nie sięga do swojego rozporka. - Nie mogę – przełyka -Nie mogę pójść tak na scenę, pozwól mi, proszę.
- Niektórzy z nas mają samokontrolę, Harry. - Louis brzmi prawie na rozbawionego, ale jego penis nadal napina materiał jego dżinsów i Harry potrzebuje tego, potrzebuje tego o wiele bardziej niż własnych orgazmów. - Jesteśmy odpowiedzialnymi dorosłymi, którzy nie potrzebują dochodzić na pół godziny przed każdym koncertem.
To nie do końca prawda, że Harry był tym który tego potrzebował – zresztą, to Louis go tutaj zaciągnął, ale zdecydowanie potrzebuje tego teraz, i nie boi się tego powiedzieć.  
- Potrzebuje tego. - dłonie Harry'ego zwijają się w pięści jak opada na ścianę. Przygryza wargę i rzuca spojrzenie między twarzą Louisa a wypukłością w jego spodniach. - Potrzebuję twojego kutasa, Tatusiu, potrzebuję sprawić ci przyjemność.
Louis mruczy i kładzie obie dłonie na biodrach Harry'ego, podchodząc bliżej i pocierając swoją erekcję o kutasa Harry'ego, mięknącego bez jego ciągłego dotyku. - Nie możesz nawet pozostać na tyle twardy by mnie wypieprzyć. - cmoka cicho do jego ucha. - Mój głupi chłopiec. Sam się sobą zajmę, kiedy będziesz na scenie. Zwalę sobie do melodii jednej z twoich miłosnych piosenek. Śpiewałbyś lepiej  niż zwykle dla mnie, gdybyś wiedział co robię?  
- Tatusiu – Harry przygryza swoja wargę kiedy Louis odsuwa się delikatnie. - Tatusiu, proszę, proszę, pozwól mi, pozwól mi zobaczyć, pozwól mi sprawić ci przyjemność, ja-
   - Myślisz, że na to zasługujesz, Harry? - Louis teraz się dotyka i Harry jęczy z frustracji, jego palce drgają, żeby go dotknąć, ale on nie powiedział, że może – Myślisz, że zasługujesz na doprowadzenie swojego tatusia do orgazmu?
Harry wypuszcza słaby szloch i zamyka oczy. Louis całuje jego policzek słodko.  
- Tak. - szepcze do ucha Harry'ego – Byłeś taki dobry dla mnie. Ale wiesz, że nie mogę wypieprzyć ci gardła, kochanie. Nie po ostatnim.
Harry nie miałby nic przeciwko powtórki z ostatniego razu. W zasadzie, wchodziłby na scenę ochrypły od ssania kutasa każdej nocy gdyby to miało być jego ciągłym przypomnieniem, że Louis jest z nim w trasie. Ale on już zaczął bawić się zatyczką która była w jego tyłku od samego rana i Harry naprawdę też nie miałby nic przeciwko temu. - Pieprz mnie – mamrocze, wyginając plecy i odwracając głowę w stronę ściany z jękiem, jak Louis pieprzy go lekko zabawką – Tatusiu, pieprz mnie, proszę.  
Louis mruczy – Mój chłopiec, już jesteś mokry i otwarty dla mnie, prawda? - wykręca zabawkę między palcami i Harry uderza pięścią w ścianę, odrzucając głowę do tyłu. To jest zatyczka zrobiona na zamówienie, platerowana 24-karatowym złotem, kosztowała pierdoloną fortunę i jest warta każdego pensa, i nawet więcej, kiedy Louis wykręca ją w nim. Wydaje się jakby znaczyła cały świat.  
- Proszę – Harry mówi, ledwo zerkając na zegar przy ścianie (dwadzieścia dwie minuty do próby dźwięku) – proszę pieprz mnie, proszę wypełnij mnie swoją spermą, Tatusiu ja –
- Chcesz pójść na scenę pełny mojej spermy? - Louis skubie zębami szyję Harry'ego, a jego zarost drażni jego skórę.
- Tak bardzo – Harry szlocha jak Louis znowu wykręca zatyczkę ostro. - Tatusiu, tak bardzo.
- No cóż, kochanie – Wyciąga zabawkę i Harry drga – Skoro byłeś dla mnie taki dobry. - Wyprodukowanie lubrykantu znikąd, zdjęcie spodni do ud i nawilżenie swojego penisa zajmuje mu pół sekundy. Harry szybko się odwraca i dociska policzek do ściany, dłońmi ściskając swoje łokcie za plecami, jak Louis szturcha jego nogi i wsuwa w niego swojego penisa, gorącego i grubego i tak dobrego, że jęki Harry'ego prawdopodobnie są słyszalne w całym budynku, kiedy Louis pieprzy go z palcami wbijającymi się w jego biodra. Nie próbuje go uciszyć, nawet jak Harry krzyczy głośniej niż on sam, kiedy dochodzi w nim, jedynie całuje jego łopatki i mówi kochanie, kochanie, moje kochanie, kiedy młodszy cały się trzęsie.
Jak Louis się wysuwa i znowu zagnieżdża w nim zatyczkę, zatrzymując w nim swoją spermę, Harry wzdycha szczęśliwie i próbuje się otrząsnąć, kiedy mężczyzna głaszcze lekko jego biodro i przyciska pocałunki wzdłuż jego szyi. Penis Harry'ego znowu jest twardy i prawdopodobnie tak zostanie przez dłuższy czas, ale on już się do tego przyzwyczaił. To dziwne spojrzenie jakie Louis posyła Harry'emu jak podnosi swoje spodnie jest tym co przywraca go na ziemie. Naciąga na siebie spodnie jedną ręką, drugą trzymając się kurczowo przedramienia Louisa dla równowagi.  
   - Dziękuję – ściska jego ramię – To było świetne – unosi brew i przygryza wargę jak Louis marszczy nieco czoło.
- Nie musisz nosić jej na scenie. - Przebiega palcami po wystającej końcówce zatyczki przez spodnie Harry'ego – Znaczy – no wiesz, te spodnie są okropnie ciasne, nawet jak na ciebie. Albo, jeśli myślisz, że wibracje będą zbyt mocne –
- Tatusiu – Harry prycha i przewraca oczami. - Będzie dobrze, przysięgam – Louis nie wydaje się zbytnio przekonany, więc Harry szturcha go łokciem. - Zresztą, przecież wiesz, że nie przeszkadzałoby mi gdyby pierwszy rząd sobie zerknął.
Wyraz twarzy Louisa nieco się łagodzi i mężczyzna unosi kącik ust. - Nawet Elton?  
Harry uśmiecha się szeroko, spełniony. - On może i ma pół tuzina nagród Grammy ale ja mam ciebie.  
Louis kręci głową, uśmiechając się – Jesteś taki ckliwy, kiedy jesteś wypełniony moją spermą.  
Harry całuje go w policzek – Zawsze.  
*
   Dobrze, że dżinsy są tak ciasne, że jego erekcja jest przyklejona do jego uda bo Louis spędza cały koncert bawiąc się pilotem wibratora. Pomiędzy hajem performowania, lekkimi ukłuciami bólu w jego penisie i buzowaniem zatyczki przypominającej mu o spermie Louisa wewnątrz niego, to tak w zasadzie jedynie jego surowo sformułowane ostrzeżenie powstrzymuje  Harry'ego od dojścia tuż przed Eltonem Johnem.  
Co jakiś czas Louis łapie jego wzrok zza sceny i podnosi do góry kciuk, jakby się pytał za dużo? Za każdym razem Harry również posyła mu kciuka w górę jakby powiedzieć więcej.
Pod koniec koncertu, po podziękowaniu zespołowi, organizatorom i fanom, zatyczka nadal huczy w tyłku Harry'ego jak przeczyszcza gardło. - Jest jeszcze jedna osoba której chciałbym podziękować, przed naszą ostatnią piosenką. - Harry praktycznie słyszy jęk Louisa zza sceny jak oklaski dla zespołu wyciszają się. - Jest tu dzisiaj ze mną mój chłopak. - Zbiorcze ooo wyłania się z widowni – Cóż, jest tutaj każdej nocy tak w zasadzie. - mówi, drapiąc się w tył głowy i uśmiechając się uśmiechem który na pewno jest idiotyczny. - Właściwie to będzie tutaj każdej nocy, do końca mojego życia, ponieważ bierzemy ślub.  
Nie jest to żadna nowość – byli na okładce każdego magazynu plotkarskiego, kiedy poszli do Rosso i zostali obfotografowani z dwoma pierścionkami – ale całe pomieszczenie i tak wybucha okrzykami jakby to była najlepsza rzecz jaką kiedykolwiek usłyszeli. Harry to rozumie. Odwraca się do Louisa, który kręci głową, jakby nie mógł uwierzyć, że Harry znowu to robi, dokładnie to samo co robił na każdym koncercie tej trasy.  
   - Możesz tu przyjść, Lou?
Louis wychodzi na scenę nadal kręcąc głową, ale jego dłoń jest wyciągnięta by spotkać tą Harry'ego i kiedy przykleja się do jego boku, uśmiecha się przynajmniej tak samo głupio jak Harry.  
- Dziękuje za bycie tu dla mnie, kochanie. - mówi do mikrofonu. Ledwo słyszy tłum jak Louis całuje go w policzek szybko.
- Taki ckliwy, kiedy jesteś wypełniony moją spermą. - syczy mu do ucha, pstrykając kilka razy guziczek wibratora dla podkreślenia. Harry bierze jego twarz w obie dłonie i całuje go.
Louis sztywnieje lekko jak wrzaski widowni dosięgają nowego poziomu przenikliwości i Harry szybko się wycofuje. - W porządku? - mruczy Louisowi do ucha, ściskając jego dłoń.  
Starszy odsuwa się na tyle by pokazać Harry'emu kciuka w górę. - Zielony. Bardzo. - macha krótko do widowni i nadchodzi kolejna fala wiwatów, która staje się jedynie głośniejsza kiedy uderza Harry'ego w tyłek. Oczy chłopaka trzepoczą przez moment. Louis pochyla się i szepcze mu do ucha. - Teraz dokończ swój cholerny koncert, bym mógł dać ci twoją nagrodę. - Opuszcza scenę zanim Harry może się do niego znowu przykleić, poruszając brwiami i wskazując na widownię.  
   Któregoś dnia, przekona Louisa by dołączył do niego na scenie. Nie dzisiaj, ale któregoś dnia. Nawet z tym wszystkim co już razem zrobili (a to jest więcej niż większość ludzi robi ogólnie), jest jeszcze milion rzeczy, które chce zrobić z Louisem. Ale… chodzi o to, że mają czas. W zasadzie, mają wieczność. Na razie, wszystkim co ma znaczenie, kiedy zwraca się do krzyczącego tłumu jest to, że Louis jest za nim, z nim, i w nim, i nadal będzie po koncercie, po tym jak wyliże swoją własną spermę z Harry'ego, po tym jak Harry dojdzie płacząc w poduszkę (lub nie). Światła mogą gasnąć za dwadzieścia minut, ale wibrator w jego tyłku ma gwarancję na całe życie.
___
End
22 notes · View notes
let-us-love-larry · 7 years ago
Text
Just A Little Bit Of Your Heart
Tumblr media
Tytuł: Just A Little Bit Of Your Heart
Autorka: Jill
Opis:  – Harry, dlaczego do diabła miałbym cię zostawić? – zapytał, kładąc ostrożnie dłoń na jego ramieniu. Chociaż chciał w ten sposób dodać mu odwagi, mógł poczuć, jak wszystkie mięśnie Stylesa spięły się gwałtownie na ten gest. - Lou, ja... – zaczął, przymykając na moment zmęczone od ciągłego płaczu oczy. – Spałem z Nickiem – szepnął; tak cicho, że przez moment pomyślał, że tylko to sobie wyobraził, a słowa nigdy nie opuściły jego ust. Tak cicho, że Louis ledwie był w stanie go usłyszeć.
Opowiadanie inspirowane wydarzeniami z życia Louisa Tomlinsona i Harry'ego Stylesa na przełomie roku 2013 i 2014.
Od autorki: Oddając w Wasze ręce to opowiadanie, z całego serca dziękuję za wszystkie słowa wsparcia, które kierowaliście do mnie w trakcie pisania. Dziękuję za codzienną motywację, za cierpliwość i nieustanną wiarę we mnie. Dziękuję za wszelką pomoc, której udzielaliście mi na moich portalach społecznościowych. Wymarzyłam sobie Was.Historia ta jest dla mnie szczególnie ważna, ponieważ po raz pierwszy zdecydowałam się tak dosłownie przełożyć własne doświadczenia i emocje na opowiadanie. Czytając, możecie dzięki temu poznać ten fragment mnie, którego jeszcze nigdy nie pokazałam.
Ostrzeżenia: Wulgaryzmy, angst, rozległe opisy stosunku seksualnego (zarówno Larry jak i Gryles). Opowiadanie może odbiegać od rzeczywistości w drobnych szczegółach, takich jak daty pewnych wydarzeń czy miasta, w których owe sytuacje się odbywały. 
____________________________
LINK DO OPOWIADANIA
48 notes · View notes
hescuurly-blog · 7 years ago
Text
pink skies - larry fanfiction
Tumblr media
Tytuł: pink skies
Pairing: larry stylinson
Opis: Harry to bałagan z burzą loków w chmurach, marzący o nieprzeciętnych rzeczach- przede wszystkim o różowym niebie. Louis to tajemniczy i trochę (bardzo) zagubiony chłopak, który nigdy nie rozumie swojego najlepszego przyjaciela, ale właśnie za to lubi go najbardziej.
Od autorki: Hej :D Do napisania zainspirowała mnie piosenka Lany del rey Never let me go i przede wszystkim piosenka zespołu LANY pink skies. Miłość larry’ego rozwija się od przyjaźni, a reszty dowiecie się czytając dalej to opowiadanie :)! 
prolog
15 notes · View notes
babiebluehes · 7 years ago
Text
Miss You One Shot
Tumblr media
Tytuł: Miss You
Parring: Larry Stylinson
Autorka: pinkyrosehes(ja)
Ilość słów: ok. 3,8k.
Opis: To właśnie ten moment, w którym Louis powoli się zatraca. Szuka on ratunku, jednak nie może, powoli tonąc. Pragnie on rozpaczliwie znowu go dosięgnąć, złapać, a co najważniejsze... Nie pozwolić mu odejść na zawsze. Czy uda mu się znowu zapoczątkować tę historię? Louis Tomlinson i... No właśnie... I kto?
Louis Tomlinson
“Drogi Harry, W dzisiejszych czasach zatracamy się we wszystkim. Próbujemy przekonać samych siebie, że robienie rzeczy niezgodnych z naszą naturą jest w porządku. Łatwo jest oszukać mózg. Wystarczą nam złudzenia, które możemy w prosty sposób wykorzystać. Odrobinę gorzej jest z duszą. Ona odczuwa wszystko mocniej. Ona sprawia, że czujemy. Poniekąd jest to coś niezwykłego, ponieważ wszystkie uczucia są piękne, nawet te najgorsze.
To właśnie Ty zawsze mi to powtarzałeś. Wtedy leżeliśmy na czystym prześcieradle, była noc, a czas płynął tak powoli.. Był leniwy, zupełnie jak nasze pocałunki. Rozmawialiśmy tamtej nocy o wszystkim. O tych najmniejszych rzeczach i tych największych. Jak mogłem być takim głupcem i nie dostrzec piękna tej sytuacji? Byliśmy tacy młodzi..
Pewnie zapytasz, dlaczego zdecydowałem się do Ciebie napisać.. Otóż ja sam nie wiem. Poczułem potrzebę opowiedzenia Ci wszystkiego. Chcę, abyś to przeczytał, ponieważ tylko tak mogę z Tobą porozmawiać, mój ukochany.
Co tak bardzo chciałbym Ci powiedzieć na początku? Może zacznę od tego, że w tej monotonii życia, zatraciłem siebie. Naprawdę nie wiem, jak się to stało, ale teraz jestem tylko pustym naczyniem, które wykonuje wszystkie czynności niemalże automatycznie. Zawsze mnie to śmieszy, gdy moje myśli biją się same z sobą, ale tak to już jest. Nikomu nie mówię o tym, co między nami było. Oni pytają. Nawet ci najbliżsi.. Ale ja nie mówię. Myślę, że nie jestem w stanie mówić o tym, czując taki ból w miejscu, gdzie powinna być dusza i te wszystkie uczucia. Czy to znaczy, że już nie czuje? Nie wiem. Coś mi jednak mówi, że nie byłem w stanie czuć od zawsze. Nie wiem, jak Tobie się to udało.. Wiesz, piszę to i mam na ustach uśmiech. Ty sprawiasz, że się uśmiecham.. Tylko zdradź mi, dlaczego zdałem sobie sprawę z tego tak późno, gdy już nie jestem w stanie Cię złapać?
Muszę odetchnąć, Harry, ponieważ pisanie tego sprawia, iż muszę zapalić papierosa.
Wiesz, co jest zabawne? To, że prawdopodobnie nigdy tego nie przeczytasz. Ja tutaj wylewam siebie. Całego. Wylewam resztki emocji, które pozostały w tej mojej zniszczonej duszy, na nic. Ponieważ będę takim tchórzem i nie wyślę tego nigdy.. Ale cieszę się, że to robię.. Wiesz, jestem teraz w trakcie pisania piosenki, a tak właściwie to albumu. Ale.. Ale najbardziej jestem akurat dumny z tej jednej piosenki. Pewnie wiesz, o której mówię. Zawsze wiedziałeś, że nie jestem pewny w tym co robię. Uważałem, że mój głos nie był wystarczająco dobry, że moja twórczość była do bani.. Ale teraz się zmieniłem. Zacząłem doceniać siebie, ze względu na to, iż pragnę zwrócić Twoją uwagę. Powiedz mi, jak żałosne to jest? Wymagam od Ciebie czegoś, co prawdopodobnie jest niemożliwe, tylko dlatego, że już dawno zapomniałeś..
Przecież to ja opuściłem Ciebie, mój kochany..”
Przebiegłem palcami przez swoje włosy. Byłem zdziwiony, ponieważ podczas pisania tego listu nie uroniłem ani jednej łzy. Oblizałem swoje spierzchnięte usta, a potem wstałem od biurka, na którym leżała kartka papieru i czarny długopis. Otworzyłem okno, a potem odpaliłem papierosa, który pozwolił mi na odrobinę odprężenia. Właściwie to nie wiedziałem, dlaczego zdecydowałem się na napisanie tego listu.. Był właśnie grudzień. Londyn o tej porze lekko przysłonił śnieg, ale tylko trochę. Lubiłem taką pogodę. Na ulicach było pusto, ze względu na to, iż paliłem tego papierosa w oknie około godziny trzeciej nad ranem. Nie potrafiłem spać, tak, jak zawsze. Miałem z tym okropne problemy od dłuższego czasu. Było we mnie coś.. Co niepokoiło moich najbliższych. Mianowicie pewnego rodzaju uczucie, którego nie mogłem wyzbyć się od jakiegoś czasu. Śmiesznie byłoby powiedzieć, iż zmagałem się z nim od pierwszego dnia, w którym go ujrzałem. To uczucie było zabijające, a ja zmagałem się z nim codziennie. Ale co mogłem na to poradzić? Mijał właśnie szósty miesiąc, odkąd Harry odszedł. Myślałem o tym każdego dnia. Każdego, pieprzonego, dnia. Moja relacja z tym chłopakiem od początku była znacząca. Już pierwszego dnia, gdy go ujrzałem, poczułem, że będzie bliski memu sercu. Ponieważ jak mogłem oprzeć się tym lokowanym włosom, które skręcały się dookoła jego pięknej, dziecinnej buzi? Kiedy zacząłem coś czuć do Harry’ego, on był jeszcze dzieckiem. Mimo to pozwoliłem sobie na wprowadzenie go w ten dorosły świat uczuć. I dzisiejszego dnia wiem, że był to największy błąd mojego życia. Stawaliśmy się sławni, ja ciągnąłem go za sobą w uczucia, ponieważ byłem samolubny.. Jednak to, co do niego czułem ,przewyższało wszystko. Sława sprawiła, że poznałem drugą stronę medalu. Przez te wszystkie lata, które wypełnione były samymi przykrościami, zagubiłem siebie. Nie byłem już tym samym Louis’em Tomlinson’em, który przyszedł do X-Factora. Mianowicie chodziło tutaj o to, iż pozwalałem na wszystko, co związane było z dobrym wizerunkiem zespołu oraz moim. Wiązało się to z ustawkami, dramatami związanymi z moją osobą, samotnymi nocami i głupotą. To wszystko wpłynęło na mnie, ale także na Harry’ego, którego zniszczyłem. On zawsze nie mówił nic. On zawsze czuł, zupełnie tak, jak ja. To wszystko zaczęło psuć się po tym, jak go zdradziłem. Od zawsze byłem człowiekiem, który uważał zdradę za coś niewybaczalnego. Traktowałem to jako zdradę nie tylko osoby, którą kocha się całym swym sercem, ale także zdradę samego siebie. Było to coś okropnego, ponieważ te uczucia były bardzo złudne. Najpierw przyjemność wypełnia twoje ciało, powoli rozkoszujesz się uczuciem błogości, ale potem przychodzi coś, o czym zapominamy podczas zdrady. Potem przychodzi następny dzień. Wstajemy rano z łóżka, a w naszym organizmie nie ma już alkoholu. Jest tylko pustka i uczucie odrazy do samego siebie. Rzeczywistość uderza nas w policzek, rozkoszując się naszym cierpieniem. Tak właśnie było w moim przypadku. Zdradziłem Harry’ego po jednej z naszych kłótni. Kłótnia ta była chyba naszą najpoważniejszą i ja wmawiałem sobie, że próbuję tylko zapomnieć. Koniec końców wylądowałem w łóżku z dziewczyną. Nie zabezpieczaliśmy się, skutkiem czego rok później miałem syna. Harry to przemilczał. Akceptował mojego syna. Zajęło mu to trochę czasu, aby to wszystko stało się takie... Naturalne. Bawił się z nim, okazywał mu miłość, co było najważniejsze. Traktował go niemalże jak swojego syna. On wiedział, że głęboko żałuję, jednak od tamtego czasu ta nić porozumienia między nami zaczęła zanikać, co przyczyniło się bardzo do jego odejścia. Harry ufał mi całym sercem, on ofiarował mi swoje całe serce na dłoni, a ja je zabrałem i zgniotłem. Od tamtego czasu, brzydziłem się sobą, ponieważ to ja byłem tym, który po świńsku zdradza i nie myśli o konsekwencjach, związanych z utratą osoby, którą kocha najbardziej w całym życiu. Był to dla mnie cios, ale także wielka nauczka, ponieważ przyczyniło się też to do mojej wewnętrznej zmiany, gdyż stałem się ostrożniejszy. Mimo takiego trybu życia, jaki prowadziłem, zwracałem uwagę na wiele maleńkich szczegółów dookoła mnie. Chciałem wyłapać wszystko, aby już nigdy nie popełnić tego samego błędu. Również przez zdradę zacząłem uważać, iż Harry na mnie nie zasługuje. Był on nieskazitelny, a ja byłem dotknięty grzechem. Nie mogłem zarazić go swoją nieczystością, dlatego też to ja sam zacząłem się od niego odsuwać, nie wiedząc do,  czego się przyczyniam. Gdyby wtedy ktoś podszedł do mnie i powiedziałby mi, iż za kilka miesięcy ten rozkoszny mężczyzna o intensywnie zielonych tęczówkach mnie opuści, nie uwierzyłbym. Nadal w to nie wierzę, ale to już inna bajka.
Pokręciłem głową, a potem zgasiłem papierosa o parapet, ponieważ te wszystkie myśli sprawiały, iż chciałem skoczyć z tego pieprzonego okna. Zamknąłem je czym prędzej, ponieważ zamarzałem, będąc tylko w bokserkach i jego bluzie. Gdy już je zamknąłem, sięgnąłem po szklankę z alkoholem, mianowicie z whiskey i upiłem łyk, czując, jak palący trunek poznaje moje gardło.
Po papierosie i łyku alkoholu wróciłem do pisania.
“Właśnie byłem na papierosie. Wiesz, że jestem od tego tak cholernie uzależniony i to mnie niszczy. Byłem... A może jestem tak samo uzależniony od Ciebie, od Twojego zapachu i uśmiechu. Pamiętam, jak powtarzałeś mi, że mam to rzucić, ponieważ pewnego dnia mnie to zabije. Papierosy jeszcze mnie nie zabiły, ale Ty zrobiłeś to i zdaje mi się, że nawet lepiej od nich.
Harry... Ja nie jestem w stanie powiedzieć, jak to się stało, że w tak krótkim czasie, niemalże z dnia na dzień staliśmy się dla siebie zupełnie obcymi osobami. Było to takie nagłe. Kiedy oznajmiłeś mi, że odchodzisz, nie wierzyłem w to. Zdałem sobie z tego sprawę dopiero jakiś czas później. Przyszło to do mnie podczas jednej imprezy. Wiesz, zatracałem się w muzyce i alkoholu, ale już pod koniec, gdy słońce zaczęło wznosić się do góry, a wszystko wokół mnie ucichło, zdałem sobie sprawę, że czegoś mi brakuje. Jakiegoś ważnego fragmentu w moim życiu, który sklejał je w całość, przez co powstawała idealna układanka. Zdałem sobie sprawę, że brakuje mi Ciebie i ta tęsknota jest nie do zniesienia. Czułem, jakbyś mówił do mnie przez wiatr, który delikatnie łaskotał mnie w policzki i wołał „Dlaczego?“. Takie proste, ale w jednym momencie takie bolesne. Mimo to jakoś przywykłem do takiego bólu w sercu. Nie mogłem nic na to poradzić, gdyż wtedy byłem zbyt słaby na jakąkolwiek walkę, co czyniło mnie tchórzem. Wstydziłem się tego, nawet bardzo, ponieważ moja mama zawsze uczyła mnie, iż należy walczyć o osoby, które kochamy. Nawet jeśli nie potrafimy, musimy nieustannie próbować....
Każdego wieczoru ognia mnie ta nostalgia. Tęsknie za tym wszystkim, czego nie mogę mieć. Mógłbym napisać, że jest to piękne, ta cała tęsknota. Jest to coś, co czuje prawie każda osoba na świecie, to uczucie jest tak niszczycielsko piękne.. I w tym momencie, po prostu zabijające. Szczególnie mnie. Ponieważ nie ma chwili, w której tęsknota mnie nie zabija. Ostatnio kręciłem teledysk. Napisałem tę piosenkę o Tobie i jestem z niej dumny, Harry. Wspominałem już o tym wcześniej, więc nie będę się powtarzał. Wylewam w tym liście wszystko, dosłownie wszystko.
Wiem, że zamknąłeś ten rozdział, ale ja nie. Na początku byłem zły. Na ciebie oczywiście.. Gniew wypełniał każdą, nawet najmniejszą część mojego ciała, a ja chcąc zapomnieć o tym obrzydliwym uczuciu, pragnąłem utonąć w świecie używek i złudnie dobrej zabawy. Pragnąłem poznawać świat, ale z innej strony, jednak zupełnie nie zdawałem sobie sprawy z tego, że zniszczy mnie to jeszcze bardziej. Mimo to, podczas imprez, zażywania różnych świństw, Ty znikałeś.. A ja mogłem rozkoszować się tym, iż nie nawiedzałeś mnie w snach..
Harry, gdybym mógł oddać ci wszystko, zrobiłbym to.. Ale przykre jest to, iż zdałem sobie sprawę z tego tak późno, nie będąc w stanie już nic zrobić.
Nie wiem, ile chcę jeszcze pisać, ale na dzisiaj to już chyba koniec. Jestem zmęczony, psychicznie, a także fizycznie.. Na koniec jednak chciałbym jeszcze dodać, iż Cię kocham. Kocham Cię taką czystą miłością, która płynie prosto z serca i chcę, abyś zapamiętał to na zawsze..”
I właśnie tymi słowami zakończyłem ten list. Złożyłem go starannie, wcześniej podpisując się jako L. Włożyłem go do koperty i zaadresowałem właściwie.. To było zabawne, ponieważ kto w tych czasach pisze listy? Pokręciłem tylko głową i włożyłem go do dolnej szuflady, a następnie ruszyłem na łóżko. Położyłem się, a koc nasunąłem na swoje ramiona i owinąłem się nim, ponieważ przeszły mnie dreszcze. Zamknąłem na chwilę oczy, odrzucając od siebie wszystkie myśli, które sprawiały, iż ciężar na moich barkach zdawał się być jeszcze cięższy niż zazwyczaj i uspokoiłem oddech. Będąc szczerym, czułem się wrakiem.. Nie przyznawałem się do tego, ale to czułem. Byłem tak wielkim tchórzem, że nawet nie potrafiłem się do tego przyznać przed samym sobą. Nawet gdy stawałem przed lustrem i patrzyłem sobie prosto w oczy, nie byłem w stanie wypowiedzieć żadnych słów. Patrzyłem tylko na swoje odbicie, to odrażające odbicie. Moje oczy były podkrążone i to dosyć solidnie, oczy bez tego błysku, który był w nich przez większą część mojego życia. Na szczęce i policzkach miałem dwudniowy zarost, którego nie chciało mi się nawet ogolić, a moje włosy były raczej wyblakłym odcienie koloru brązowego. Tak wyglądałem.. Ściśle mówiąc, jak jedna, wielka porażka. Nie myśląc już później o niczym, odpłynąłem w sen. Był on raczej niespokojny jak zawsze z resztą.. Mimo tego niespokojnego snu, tej nocy marzyłem o tych zielonych tęczówkach, które przyciągały mnie tym hipnotyzującym spojrzeniem i o tych malinowych wargach w kształcie serca, które miały intensywnie malinowy kolor i pragnęły być przeciwko moim wargom.. Obudziłem się wcześnie rano, ponieważ ze snu wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Warknąłem tylko pod nosem, czując się jak gówno i ruszyłem pod prysznic. Omijając swoje odbicie, wziąłem długą i relaksującą kąpiel, a następnie ubrałem się w zwykłe jeansy i czarną koszulkę. Zapaliłem papierosa, mając w tylnej kieszeni pozginany list i telefon. Paliłem, przechadzając się przez pustą kuchnię, a potem nastawiłem na kawę i przejrzałem listę swoich kontaktów. Dzwonił do mnie dwa razy Jeff, mój manager. Chciał mi pewnie przypomnieć o dzisiejszym wywiadzie, który odbywał się o godzinie dwunastej. Tchnąłem tylko niechętnie pod nosem i gdy zaparzyłem sobie mocną, czarną kawę, wyrzuciłem peta do zlewu i usiadłem na krzesełku przy wysepce. To mieszkanie wydawało się takie puste. Zupełnie tak, jak ja... Przeszkadzało mi to, nawet bardzo. Te same szare ściany, gdzieniegdzie porozrzucane dziecięce zabawki, a także jakieś drobiazgi moich sióstr. Było czuć w tym wnętrzu coś rodzinnego, ale nadal brakowało jednej rzeczy.. A może raczej osoby, która sprawiała, iż ta atmosfera była zdecydowanie jeszcze bardziej domowa. Podczas tego rozmyślania, wszedłem na twittera, aby zobaczyć co nowego słychać w tym dennym świecie. Na moją twarz wpłynął uśmiech, ponieważ widziałem, że fanki cieszyły się z mojej nowej twórczości. To sprawiało, że na moim sercu rozlewała się fala ciepła, które towarzyszyło mi zawsze, gdy ktokolwiek komplementował moją muzykę. Zmarszczyłem jednak brwi, ponieważ.. Coś przemknęło mi przez oczy. Wszedłem więc na jego profil. Tak.. Zrobiłem to. Znowu. Nic nie mogłem poradzić na to, iż było to silniejsze ode mnie. Zagryzłem swoją dolną wargę, klikając polubione tweety. Nie wiem dlaczego, ale moje serce zaczęło momentalnie bić ekstremalnie szybko, ponieważ pierwszy polubiony tweet był mój. Wziąłem naprawdę głęboki oddech, analizując całą sytuację. Dlaczego Harry miałby lubić mojego tweeta? Och, w porządku, czyli to oznacza, że chłopak śledził mnie na twitterze. Ta wiadomość zdecydowanie sprawiła, iż na mojej twarzy pojawił się niekontrolowany, mały uśmieszek. Było to miłe, ponieważ tweet ten był tytułem mojej nowej piosenki, która była tak właściwie o nim. Byłem przez to taki szczęśliwy.. To był taki najmniejszy drobiazg, ale to właśnie on sprawił, iż zacząłem Myślec o wysłaniu tego listu. Automatycznie wyjąłem go z tylnej kieszeni i wyprostowałem, ponieważ był on zgięty w pół. Czy to byłoby dobre? Czy te wszystkie uczucia, które były we mnie przez te kilka miesięcy powinny ujrzeć światło dzienne? Nie wiedziałem, ale zacząłem to rozważać.. Wiedziałem, że nie porozmawiam o tym z nikim, ponieważ ta decyzja należała w stu procentach do mnie, ale tylko dobry Bóg wie jak ciężkie to było.. Była godzina czwarta po południu. Wiał lekki wiatr, a na zewnątrz było stosunkowo zimno, ale adekwatnie do pory roku. Ja stałem na parkingu, ponieważ paliłem papierosa. To był właśnie ten moment, w którym zdecydowałem się, że wyślę swój list Harry’emu. Sytuacja z dzisiejszego poranka utwierdziła mnie w przekonaniu, iż chłopak tak naprawdę ma mnie jeszcze gdzieś z tyłu głowy. Nawet jeśli nie, to przypomnę mu o sobie, robiąc to w bardzo emocjonalny i gwałtowny sposób. Prawda była taka, że nigdy nie rozmawiałem aż tak głęboko z Harrym. List ten był pewnego rodzaju wyznacznikiem, iż moja osoba całkowicie uległa zmianie. Zmieniałem się tak naprawdę od śmierci Jay, mojej mamy. Bardzo się to na mnie odbiło, ale ja starałem się to dobrze maskować, bo w końcu byłem dobrym kłamcą, gdyż okłamywałem prawie każdego na każdym kroku. Kłamstwo stało się dla mnie czymś na porządku dziennym. -Louis, czy czujesz się w porządku? -Oczywiście, że tak. Miło mi, iż zapytałeś. Tak mniej więcej to wyglądało. Podobno, gdy wmawiasz sobie jakieś kłamstwo, to po jakimś czasie zaczynasz w nie głęboko wierzyć. Tak właśnie da się oszukać nasz mózg. Cóż, na swoim przykładzie mogłem powiedzieć, że była to prawda. Każdego dnia wmawiałem sobie, że nie czuje do Harryego Stylesa czystej i prawdziwej miłości, która jest i była niczym szlachetne złoto. Było to raczej toksyczne, ale ja przywykłem do rzeczy, które sprawiały mi ból psychiczny i drażniły mnie każdej nocy, przychodząc w postaci okropnych koszmarów. Rozmyślając tak, wypaliłem trzy papierosy pod rząd. Owszem, było to niezdrowe, ale miałem to gdzieś. Skierowałem się po skończonych papierosach z powrotem do studia. Nagrałem wywiad, zrobiłem zdjęcia i teraz mogłem już wrócić do domu. Miałem teraz raczej dużo wolnego czasu, nie licząc oczywiście okazyjnych występów czy nagrywania teledysków, dlatego, gdy wróciłem do środka, zaczepiłem swoją znajomą asystentkę, która była bardzo miłą dziewczyną. -Hey, Brie -zacząłem, zatrzymując dziewczynę, ponieważ akurat gdzieś podążała, mając w dłoniach niebieską teczkę -Czy mógłbym mieć do ciebie prośbę? -Louis, witaj, no pewnie. Wiesz, że od tego tutaj jestem -Odparła dziewczyna, posyłając mi lekki uśmiech. Naprawdę ją lubiłem, ponieważ dało się z nią zwyczajnie porozmawiać, co bardzo ceniłem. -Czy mogłabyś załatwić mi książkę Oscar’a Wilde’a „Portret Doriana Graya“? -Zapytałem, unosząc delikatnie brwi w górę. Widziałem zdziwione spojrzenie dziewczyny, co było chyba normalne, bo kto normalny prosi ot tak o taką książkę? -Och ja.. Oczywiście. Zobaczę, co da się zrobić i jak już to załatwię to prześlę ci ją przez kogoś. I po tych słowach najzwyczajniej odeszła. Byłem jej wdzięczny, ponieważ nie zadawała pytań. Dlaczego akurat ta książka? Ponieważ była to ulubiona książka Stylesa. Zawsze przyrzekałem przed nim, że kiedyś sprawię mu nowy egzemplarz, taki specjalnie ode mnie, aby mógł patrzeć na nią i mieć w głowie moją osobę.. Cóż, nie zrobiłem tego wcześniej, ale czułem, że teraz jest odpowiedni moment. Skierowałem się do swojej garderoby, a potem usiadłem na kanapie i wyjąłem list, który towarzyszył mi przez ten cały czas. Wpatrywałem się w niego niczym w obraz, który znajdował się na mojej ulubionej wystawie dzieł sztuki. Czułem się tak, jakbym oddał tam cząstkę swojej rozerwanej na strzępy duszy, co sprawiało, że było to jeszcze cięższe. Nie wiedziałem, czy Harry kiedykolwiek będzie w stanie się do mnie odezwać.. Dlatego rozważałem dwie opcje.. Pierwsza była na moją korzyść.. Ponieważ wmawiałem sobie, że po rozpakowaniu niespodzianki, chłopak przeczyta list i będzie w stanie odezwać się do mnie. Miałem nadzieję, że wtedy moglibyśmy porozmawiać, ja usłyszałbym ponownie barwę jego pięknego i głębokiego głosu, zatonął w nim po raz kolejny, co spowodowałoby to, że trudniej byłoby mi przeprosić. Ale zrobiłbym to, ze względu na uczucia, jakimi darzyłem tego, o włosach poskręcanych niczym sprężynki. Druga opcja była opcją, która łamała mi serce i dobijała, dlatego nie myślałem o niej zbyt wiele.. Wyobrażałem sobie, iż Harry po przeczytaniu listu, już nigdy w życiu nie wypowie do mnie ani jednego słowa. Schowa jego treść w najgłębszych zakamarkach umysłu, tak, by mógł wyrzucić mnie ze swojego życia w stu procentach. W tym scenariuszu chłopak zacząłby myśleć, iż mój list jest przepełniony kłamstwem, skutkiem czego nie dopuściłby mnie do siebie już nigdy więcej. To dlatego ta opcja łamała mi serce. Bałem się odrzucenia ze strony Harryego, mimomimo iż to on opuścił mnie jakiś czas temu. Harry był arcydziełem, którego mogłem zasmakować, ale sprawiło to jego uszkodzenie. Nie chciałem, aby robił on coś wbrew sobie, dlatego wziąłem kilka głębokich oddechów, które pozwoliły trochę opanować rytm mojego serca i drżenie rąk. Jeżeli miał on wybrać dobrą decyzję, zrobi to. Jego dedycje zawsze były dobre, ponieważ on zawsze widział więcej niż inni. On zawsze czuł więcej niż inni, co sprawiało, że był wyjątkową osobą, którą pokochałem całym sercem.
Brie przyniosła mi książkę, a ja siedziałem i spoglądałem na pierwszą stronę, mając w dłoniach czarny długopis, ponieważ tylko nim pisałem. Przygryzałem swoją dolną wargę mocno, przez co po dłuższej chwili poczułem w ustach metaliczny posmak krwi, który niespecjalnie mi przeszkadzał. Moja dłoń drżała, jakbym miał zaraz napisać coś, co uśmierci mnie na milion sposobów. Łapałem gorączkowo oddechy, powtarzając sobie w głowie ten cytat, który tak idealnie wpasowywał się w tę sytuację. W tym momencie nie byłem tchórzem. Powoli i starannie zacząłem pisać cytat Shakespeare’a, który znaczył dla mnie wiele. Gdy już skończyłem, zamknąłem książkę, wsuwając do niej list. Starannie owinąłem ją w brązowy papier, a następnie go podpisałem. Po jeszcze kilku głębszych wdechach i wypiciu szkockiej odnalazłem kogoś z mojej ekipy i wręczyłem mu pakunek, mówiąc niemalże szeptem odbiorcę.  
Harry Styles
Gdy dostałem paczkę od jakieś tajemniczej osoby, byłem w domu. Siedziałem przed kominkiem, pisząc coś w swoim dzienniku. Wieczór był zimny, a śnieg zaczynał delikatnie prószyć, co podbiło moje serce. W skupieniu zacząłem rozpakowywać prezent. Podejrzewałem, że jest to książka. Uniosłem zdziwiony brwi, widząc, iż jest to książka Oscar’a Wilde’a, która była moją ulubioną. Nigdzie nie było napisane, kto jest nadawcą, dlatego bardzo powoli otworzyłem ją i poczułem... Poczułem, jakby ktoś przyłożył mi w twarz. Był tam ten cytat. Ten, który mu przeczytałem, tego jednego wieczoru. Brzmiał on następująco:
„Niech smutek będzie dla nas kiedyś miłym wspomnieniem.“
William Shakespeare był naszym twórcą. Czytałem mu jego dzieła, zachwycając się każdym słowem, nawet tym najbardziej błahym, ponieważ był on idealnie dobrany do zaistniałej sytuacji. Właśnie w tamtym momencie zdałem sobie sprawę, iż list pochodzi od Louis’a. Od Louis’a Tomlinson’a. Od mojego Louis’a. Gula w moim gardle zaczęła się zwiększać, gdy zauważyłem wystającą kopertę. A więc list.. Nie oddychając, odłożyłem książkę, mając mokre oczy. Powoli otworzyłem pożółkłą kopertę i wyjąłem z niej pozwijany papier. Gdy zauważyłem to znane mi tak dobrze pismo, łza spłynęła na podpis, rozmazując literkę L. Wypuściłem więc drżący oddech i z trzęsącymi się dłońmi, zacząłem czytać jego list. Jak niedorzeczne było to, iż Louis wyraził mi tak wiele? Ja.. Nie byłem w stanie nic powiedzieć. Poczułem wyrzuty sumienia, które były jeszcze większe niż na co dzień. Śmieszne było to, jak jedna rzecz mogła zmienić całe twoje życie. Prawda była taka, iż ten mężczyzna ściągnął mnie na dno, ale pozwolił i pomógł mi się od niego odbić, sprawiając, iż zacząłem widzieć i czuć więcej niż zazwyczaj. Pozwalałem sobie na przypatrywanie się i wysuwanie wniosków, które czasem doprowadzały mnie do szału. Uważałem się za dobrego obserwatora, ale w momencie, w którym dowiedziałem się co on.. Co on czuł i czuje, poczułem się źle. To nie on zniszczył mnie, tylko ja to zrobiłem, opuszczając go. Zachowałem się niczym egoista, który zwraca uwagę tylko na własne dobra. Moje własne ja sprawiło, iż go straciłem, ale teraz.. Moja nadzieja zaczęła powoli się odradzać w mym sercu. Zacząłem uwielbiać świadomość, iż mam możliwość odzyskania miłości mojego życia. Zabawne jest to, jak łatwo możemy coś stracić. Żyjemy zwyczajnie, niczego nieświadomi, aż pewnego dnia przychodzi ten kluczowy moment, w którym nasze życie odwraca się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Nie jesteśmy w stanie odnaleźć się w nowej sytuacji, dlatego zatracamy się w życiu codziennym, próbując znaleźć nowy sens naszej egzystencji. To właśnie sprawia, iż musimy myśleć zawsze o tym, co jest teraz, ponieważ chwile są ulotne jak jesienne liście na wietrze. W jednym momencie są u naszych stóp, a zaś w drugim przemieszczają się, popychane delikatnie przez wiatr, opuszczając nas. To, iż do nas wrócą, jest niemalże w stu procentach niemożliwe, dlatego powinniśmy żyć dalej ze świadomością, że straciliśmy grunt pod nogami.. Jednak czasem dostajemy szansę.. Szansę, która zdarza się jedna na milion i daje nam zdolność odnalezienia tego jednego lista, który sprawia, że nasze serce bije mocniej, oddech staje się bardziej płytki a myśli krążą wokół wszystkiego.. To właśnie sprawia, iż nasze życie jest takie piękne. Świadomość drugiej szansy, oddania, a także miłości, która.. Cóż.. Również może być ulotna.
11 notes · View notes
wellthatwasaletdown · 2 years ago
Note
I m absolutely loving the Rotten tomatoes score lmao. But, while H has screwed both the movies, I did get an air that some of the critics r being(maybe unintentionally)insensitive too? They can't just say it's a cliche subject like pls. Not in a world where homophobia is still so prevalent & there is so much ignorance around lgbt. Where I come from, ppl can't even fathom such notions exist! I would have never known infact had I not come across Larry ffs. & It's not like internet was new here.
The reviews I’ve seen are talking about Harry’s terrible acting and the stilted nature of the movie, not the subject matter in a political way.
5 notes · View notes
catb-fics · 3 years ago
Note
Love the fact that larry used to have justin bieber's hair style
Ikr? Spot the difference! They’re even wearing the SAME outfit ffs! PLS 🤣🤣🤣
Tumblr media Tumblr media
21 notes · View notes
kivanne · 7 years ago
Text
Hidden beauty
Tumblr media
Tytuł: Hidden Beauty
Okładka: fergusc
Opis: Harry jest aniołem, który został wypędzony ze swojego domu i nie może wrócić. Jest poszukiwany przez demony ze względu na swoje umiejętności - jako jedyny ze wszystkich aniołów potrafi przywracać życie. 
Zostaje uwięziony w świecie ludzi i chowa się pod przebraniem poparzonego ciała, tak, żeby nikt nie potrafił go rozpoznać. Próbuje włączyć się w normalne życie, by nie ściągać na siebie podejrzeń, a w tym czasie znaleźć drogę powrotną do domu. 
Pewnego dnia następuje jednak drobna zmiana planów, ponieważ poznaje Louisa, artystę, który tworzy niesamowite obrazy oraz portrety i najwyraźniej uważa, że prawdziwe piękno jest ukryte.
Rozdziały:
włócznia
metamorfoza
sierota
piękny i skaza
żywioł
prześwity
dotyk
rzeczywistość
(u)lotny
różowy
rozdarty
odkryty
idealny
1 note · View note
lovely-bumblebee · 5 years ago
Text
Birds in Gilded Cages - Rozdział 15 cz. 2
Tumblr media
Tytuł i link do oryginału: Birds in Gilded Cages
Autor: Graveyardwitch
Zgoda: jak najbardziej obecna
Pairing: Larry Stylinson
Rating: +18 (!!!)
Tłumaczenie: Agreed
Betowała Marta
Opis:
W Londynie znajduje się hotel, gdzie piękni, młodzi mężczyźni i kobiety trzymani są jak ptaki w złotej klatce, jak więźniowie, których obowiązkiem jest spełnianie twych najskrytszych, najmroczniejszych pragnień…  
Będąc uprowadzonym jako nastolatek, Harry Styles został zmuszony przez diabolicznego Pana Cowella do uprawiania prostytucji wśród kręgów najwyższej elity. Louis Tomlinson ma w przyszłości przejąć korporację swojego ojca oraz odziedziczyć wielomilionową fortunę…. mimo to jest głęboko nieszczęśliwy i zaręczony z kobietą, której nie kocha. Kiedy poznają się na przyjęciu, między nimi zaczyna iskrzyć - rozpoczynają pasjonujący, niebezpieczny związek… Ale czy to może być prawdziwa miłość, jeśli jeden z nich dostaje zapłatę? I czy Louisowi kiedykolwiek uda się uratować Harry'ego z hotelu Klatka Dla Ptaków?
Ostrzeżenie: historia opowiada o prostytucji, więc będzie zawierała TONĘ seksu. One Direction nie należy do mnie, itd., itp. Shippuję Larry'ego, ale nie obchodzi mnie, czy jest prawdziwy, po prostu lubię czytać i pisać fanfiction.
Za nagłówek dziękuję serdecznie niezastąpionej Ani!
***
Rozdział 15 cz. 2
W momencie, w którym wyszedł na słabo oświetlony korytarz, dobiegły go odgłosy przyjęcia... Stukanie kieliszków, muzyka klasyczna, dźwięki rozmów i śmiechu oraz kryjące się gdzieś pod tym wszystkim, lecz jakimś cudem głośniejsze, pojękiwanie. Przez szparę w drzwiach wylewało się światło i chłopak zakradł się bliżej, przykucając, żeby zajrzeć do środka. To, co ujrzał, wprawiło go w osłupienie.  
Scena rodem z filmu ,,Kaligula". Deski na podłodze przesłaniały niczym dywan porozrzucane wszędzie garnitury i suknie wieczorowe, a na nich, na fotelach, pod ścianami i na dostępnych powierzchniach znajdowały się nadzy ludzie, w parach lub ménage a tois, kopulujący jak zwierzęta i wijący się z rozkoszy. Liczba odbywanych aktów seksualnych i różnorodność pozycji zawstydziłyby samą Kamasutrę. Na stole ustawiono butelki drogiego szampana, srebrne tace, na których usypano kreski z kokainy i misy pełne prezerwatyw. Powietrze było ciężkie od zapachu trawki i potu. Dozorcy podpierali ściany, obserwując wszystko obojętnie, tak jakby podobne sceny widywali każdego dnia... co prawdopodobnie nie odbiegało wielce od prawdy. Na oczach Louisa powstało swojego rodzaju zamieszanie wśród ludzi, którzy wiwatowali na czyjąś cześć... i wtedy wyłonił się Harry, poruszając się między kopulującymi parami niczym upadły anioł. Był kompletnie nagi, błyszczał od potu, a wokół jego sztywnego członka zaciśnięto metalowy pierścień. Za rękę trzymał blondynkę, z którą Louis widział go wcześniej i ona również nie posiadała ubrań, natomiast jej skórę pokrywał rumieniec, a szminka była rozmazana. Harry poprowadził ją do długiego stołu jadalnianego i posadził na blacie po przeciwległej stronie, podczas gdy widownia dopingowała krzykiem. Popchnął ją do tyłu, nurkując głową pomiędzy jej udami. Chwilę później dziewczyna jęczała, sięgając w dół ręką, aby wpleść palce w jego ciemne włosy, a wokół niej tłoczyli się mężczyźni i kobiety, głaszcząc ją po brzuchu i szczypiąc jej małe piersi. Wtedy Harry wstał, złapał ją za biodra i wszedł w nią, wykonując mocne pchnięcia, w czasie gdy ujadająca widownia wrzeszczała słowa zachęty, muskając rękoma jego ramiona, klatkę piersiową, szczypiąc i klepiąc go po bokach... Lecz Harry zdawał się tego nie zauważać. Wyraz jego twarzy był pusty, oczy pozbawione życia. Pieprzył dziewczynę jak na autopilocie, nawet dojście na szczyt nie wykrzesało z niego nic, oprócz obojętnego chrząknięcia. Po wszystkich wycofał się spomiędzy nóg dziewczyny, którą to pozycję natychmiast zajął inny mężczyzna. Próbował oddalić się od stołu, jednak groteskowo otyły facet w średnim wieku przytoczył się za jego plecy, łapiąc go za kark i pchając twarzą w dół na drewnianą powierzchnię.
- Dokąd się wybierasz, chłopaczku? - Mówił z bogatym akcentem, a Louis był przekonany, że mężczyzna należał do Parlamentu. - Rozłóż nogi.
Harry leżał nieruchomo, gdy jego dolne kończyny zostały kopnięciem rozsunięte na boki. Obrócił głowę, aby złożyć policzek na blacie stołu, i jego wzrok padł na szparę w drzwiach. Wtedy ich spojrzenia się spotkały. Przez kilka sekund patrzył na Louisa z przerażeniem pełnym szoku, a potem...
- CZEKAJ! - poderwał się do góry, wykręcając się z uścisku mężczyzny. - Muszę się wysikać!
- Zrobisz to później! - Mężczyzna z powrotem cisnął nim o blat i użył swej ogromnej masy, żeby przytrzymać go w bezruchu, po czym krzyknął przez ramię do kolegi w zbliżonym wieku, który popijał szampana i oglądał dwie kobiety uprawiające seks. - Ej Seb! Ten tutaj sprawia problemy. Bądź tak miły i przytrzymaj go dla mnie, dobrze?
Mężczyzna podszedł do stołu, łapiąc Harry'ego za nadgarstki i wyciągając je wysoko przed głowę chłopaka, tak aby przylegał on równo do blatu.
- To Brudny Harry!
- Myślisz, że tego nie wiem?! A niby dlaczego chcę go zerżnąć? Trzymaj mocno!
Facet rozsunął bardziej nogi Harry'ego, sięgając po gumkę i jedną z wielu butelek nawilżacza, które zasiewały stół i podłogę. Louis podniósł się, gotowy ruszyć z pomocą, ale wtedy Harry obrócił się z policzkiem ponownie na blacie, żeby na niego spojrzeć... Potrząsnął głową, układając wargi w słowa ,,Nie! Nic mi nie jest! Nie rób tego, proszę!", a jego oczy rozszerzyła panika.  Louis patrzył na niego w pełnym osłupienia przerażeniu.
Resztkami sił zmusił się do pozostania na korytarzu, obserwując, jak mężczyzna wchodzi we wnętrze Harry'ego, a twarz chłopaka wykrzywia się w bólu. Obserwując, jak jego ciało przesuwa się po stole pod wpływem siły pchnięć mężczyzny, który pochylił się, żeby polizać go po policzku grubym, oślizłym językiem, a fałdy tłuszczu rozlały się po wąskich plecach, gdy zwalił się swoim cielskiem na chłopaka. To było straszne... A mimo to Harry leżał w bezruchu jak lalka i przyjmował wszystko, szklanymi oczami patrząc martwo na Louisa. Wreszcie mężczyzna skończył, warcząc mu do ucha:
- Och ty brudny draniu!
Wysunął się z niego i skinął głową na tego, który przytrzymywał nadgarstki chłopaka.
- Chodź coś zobaczyć! - Mężczyzna puścił go i stanął obok przyjaciela, który złapał Harry'ego za pośladki i rozsunął je mocno na boki, odsłaniając posiniaczone wejście. - Widzisz to? Może jest dziwką, ale ta dziurka wciąż jest ciasna jak pizda.
Nowoprzybyły wcisnął czubek palca do środka i przytaknął z aprobatą, ignorując sapnięcie Harry'ego.
- Moja kolej.
- NIE! - Harry z trudem wyszarpnął się z ich uchwytu i wstał. - POWIEDZIAŁEM, ŻE MUSZĘ SIĘ WYSIKAĆ!
Za nimi pojawił się jakiś ruch, gdy dozorca Harry'ego - ten cały Jack - odbił się od ściany i zakradł się w ich stronę. Złapał garść włosów Harry'ego, szarpiąc jego głowę boleśnie do tyłu, żeby syknąć mu do ucha:
- Czy ty sprawiasz jakieś problemy?!
Na oczach Louisa Harry zaczął się trząść, kuląc się z dala od Jacka i wbijając wzrok w ziemię.
- N-nie, sir. J-ja tylko muszę naprawdę do toalety... P-proszę, sir... Jeśli nie pójdę w tej chwili, zeszczę się na podłogę.
Jack wydawał się zastanawiać, aż w końcu...
- Dobra. - Wypuścił chłopaka, popychając go brutalnie do przodu i rzucając mu trzymany przez siebie szlafrok. - Okryj się, w razie gdyby ktoś cię zobaczył!
Harry narzucił na siebie szlafrok i rzucił się do drzwi. Louis cofnął się, kiedy chłopak wypadł na korytarz, zatrzaskując je za sobą.
- Harry...
- Zamknij się! Usłyszą cię! - Złapał go za łokieć i pociągnął korytarzem do małej łazienki, zamykając z hukiem drzwi i ryglując je ze zgrzytem, po czym oparł się o nie i wlepił rozszerzone oczy w Louisa. - Co ty tutaj robisz, Lou?!
Louis zignorował pytanie, w zamian pospiesznie podchodząc do niego i biorąc jego twarz w dłonie, czując dudnienie własnego serca.
- Jezu, Harry! Wszystko z tobą okej? Widziałem, co z tobą zrobili...
Harry wpatrywał się w niego, zagubiony.
- C-co? Nic mi nie jest...
Nie, Harry, nieprawda! Ta kupa łajna cię zgwałciła!
- Co? On? Nie... nie zgwałcił mnie, Lou... To był klient...
Louis uniósł na niego zdumione spojrzenie. Czy chłopak był na tyle zniszczony, żeby nie zdawał sobie sprawy z tego, co go spotkało? Louis delikatnie odgarnął mu opuszkami palców włosy z oczu.
- Harry... Harry, skarbie, spójrz na mnie. Nieważne, czy to był klient. Nie chciałeś seksu... a on cię pomimo tego zmusił. To był gwałt. Kochanie, właśnie zostałeś zgwałcony.
- N-nie, nie, wcale nie był... Czy był? - Chłopak patrzył na niego ze zdezorientowaniem, dopóki nie doszła do niego gorzka prawda. - Muszę...
- Nie, Harry. Nie musisz. Nie musisz tam wracać! Nie musisz zarabiać na życie poprzez oddawanie się na użytek chorych bydlaków jak on! - Niespodziewanie wpadł mu pewien pomysł. - Słuchaj, a może pójdziesz ze mną teraz do domu? Po prostu stąd wyjdziemy. Zaopiekuję się tobą. Załatwię ci pracę w biurze i upewnię się, że wszystko z tobą dobrze.
Harry zmierzył go wzrokiem pełnym łamiącej serce tęsknoty, po czym potrząsnął ze smutkiem głową.
- Nie mogę. Po prostu... nie mogę. M-muszę wrócić...
Zabrał ręce, chcąc wyjść z pomieszczenia i nagle frustracja zawładnęła Louisem. Dopiero co zaoferował mu idealny bilet na wyjście na zewnątrz... Więc dlaczego, do kurwy nędzy, Harry nie chciał go przyjąć? Louis rzucił się do przodu, łapiąc go za ramię.
- Więc tak zwyczajnie wrócisz tam i wyruchasz tamtą dziewczynę przy akompaniamencie ich krzyków?!
Harry odwrócił się, żeby spojrzeć na niego spode łba.
- Ona też jest dziwką, łączą nas ze sobą na siłę. Przecież żadne z nas tego nie lubi... A teraz mnie wypuść.
Louis potrząsnął głowę. Miał tego dosyć, dosyć kłamstw i tajemnic... Zamierzał wreszcie dowiedzieć się prawdy.
- Więc zamierzasz ram wrócić i pozwolić tym chorym, starym zboczeńcom cię gwałcić?! Harry, dlaczego?!
- To nie gwałt... Po prostu muszę. - Próbował się oswobodzić, ale Louis jedynie złapał mocniej. - LOUIS, PUŚĆ!
- Właśnie, że jest, Harry! To zjebane, że tego nie widzisz! Dlaczego? Dlaczego musisz tam wrócić? Dlaczego musisz robić te rzeczy?
- Louis, proszę! Puść mnie! - Harry walczył z nim, starając się wyrwać ramię, desperacko pragnąc ucieczki... Lecz Louis przywarł do niego niczym pijawka.
- Czemu, Harry?! Tylko powiedz mi dlaczego!
Na oczach Louisa twarz chłopaka wykrzywiło cierpienie i strach, a w jego oczach wezbrały łzy przerażenia.
- Proszę! Nie mogę! M-muszę wrócić... Będą mnie szukać...
- Dlaczego jesteś prostytutką?! Dlaczego nie możesz tego rzucić?! Co ci się stało?! Dlaczego musisz zarabiać?! Chodzi o narkotyki? Jesteś na narkotykach?! Harry, powiedz mi. PROSZĘ.
- ZOSTAŁEM PORWANY!
Na ten okrzyk, Louis wypuścił jego ramię i cofnął się, zaszokowany. Harry powoli opadł na kolana, unosząc ręce do ust, tak jakby chciał w ten sposób zatrzymać resztę sekretów przed wypłynięciem na zewnątrz, a całe jego ciało drżało... Nagle wszystko nabrało sensu... Siniaki, wymijające odpowiedzi, nocne koszmary, odmowa udzielania jakikolwiek informacji na swój temat, dozorca eskortujący go w każde miejsce...
- Jesteś niewolnikiem seksualnym. - Była to prawda tak okropna, że zdobył się ledwo na szept.
Harry uniósł na niego spojrzenie, przerażony, i skinął ledwie zauważalnie głową... Louis poczuł mdłości.
- O mój boże! O mój boże... - Odwrócił się do niego plecami, a jego żołądek skręcał się, w głowie się kręciło. Harry był niewolnikiem seksualnym. Louis płacił za niewolnika seksualnego.
Harry podpełznął do niego po płytkach, owijając ramionami jego nogi i błagając go desperacko poprzez łkanie:
- P-proszę, Lou, proszę... Nie możesz nikomu powiedzieć... Proszę... Nie wiesz, jacy oni są... Zabije mnie, a potem pójdzie po moją rodzinę... Zabije wszystkich, których kocham, łącznie z tobą... Obiecaj mi, Lou, proszę obiecaj mi! P-powiedział, że weźmie moją siostrę! Nie mogę mu pozwolić wziąć mojej siostry!
Louis spojrzał na niego z góry. Był przerażony, a po policzkach płynęły mu łzy i chciał tylko, żeby ten koszmar się skończył. Opadł na płytki przed chłopakiem, biorąc w dłonie jego pokrytą łzami twarz.
- Jezu, Harry, nie zostawię cię w takim stanie... z nimi... Nie mogę!
- Możesz! - Chłopak przejechał palcami po jego piersi, łapiąc gorączkowo oddech w przerażeniu. Jego oczy wypełniała panika. - Owszem, możesz! Jeśli Pan Cowell pomyśli, że pisnąłem choćby słówko, zabije mnie... Jeśli spróbujesz mi pomóc, a on się o tym dowie, może zabić ciebie! P-proszę, Louis, błagam cię. Proszę, nie mów nikomu!
- Nie, nie mogę tak po prostu...
- HARRY!
Na dźwięk głosu z zewnątrz Harry zamarł jak królik w świetle reflektorów, rzucając przestraszone spojrzenie na drzwi, po czym obrócił się z powrotem do Louisa.
- M-muszę iść. Muszę wracać... - Chciał wstać, ale Louis złapał go za nadgarstek.
- NIe! Nie, Harry, nie możesz...
- HARRY! GDZIE JESTEŚ?!
- Muszę. - Wtedy schylił głowę i przycisnął usta do ust Louisa w desperackim pocałunku. Odsunął się, badając jadeitowymi oczami twarz szatyna. - Kocham cię, Louis, ale proszę, błagam cię, jeśli mnie kochasz... nie próbuj mi pomóc...
I zniknął, zatrzaskując drzwi od łazienki i zostawiając Louisa chwiejącego się na nogach...
Resztę wieczoru Louis spędził na balkonie, paląc papierosa za papierosem i próbując przyjąć do wiadomości wszystko, co powiedział mu Harry. Każde włókno jego ciała pragnęło wrócić do pokoju na poddaszu i wyciągnąć stamtąd zielonookiego chłopaka, rozprawiając się z każdym, kto spróbowałby go powstrzymać... Jednak Louis nie był głupi. Wiedział, że żaden z nich dwóch nie miałby szans, że budynek tonął od tak zwanych Dozorów na usługach pana Cowella, przez co szatyn prawdopodobnie dostałby w głowę, a potem Harry zostałby ukarany, albo skończyłoby się jeszcze gorzej...
Potrzebował planu.
Zaczekał, aż sznur czarnych SUV-ów stoczy się z podjazdu, po czym przeprosił wszystkich i złapał taksówkę.
W domu otworzył laptopa, wszedł w wyszukiwarkę Google i wystukał w oknie "Osoby zaginione w UK". Skoro Harry został porwany, musiano to odnotować i wszcząć poszukiwania. Łamał sobie głowę, próbując przypomnieć sobie coś na ten temat i czuł wstyd, bo niczego nie pamiętał. Tyle dzieci uznawano za zaginione każdego roku - kiedy fakt ten przestał być szokujący? Louis najechał kursorem na pierwszy wynik wyszukiwania www.missingpeople.police.uk i kliknął. Natychmiast otworzyła się baza osób poszukiwanych. Bez trudu wypełnił pola z płcią i wyglądem fizycznym. Gdzie zaginął? W Cheshire? Pamiętał, że Harry wzdrygnął się, kiedy Louis go zapytał, czy pochodzi ze wsi, dlatego wpisał to w okienko. Imię - HARRY, jednak nie znał nazwiska, ani czasu zaginięcia. Mimo to kliknął na przycisk wyszukiwania, mając nadzieję, że tyle wystarczy... i wystarczyło. Profil natychmiast pojawił się na ekranie.
HARRY STYLES, LAT 15, HOLMES CHAPEL W CHESHIRE
ZAGINIONY 16 LUTEGO 2010 ROKU
Louis spojrzał na słabej jakości fotografię, na której przystojny, nastoletni chłopak stał obok ładnej kobiety o tak samo ciemnych włosach, obejmując ją ramieniem i przyciskając policzek do jej policzka. Oboje uśmiechali się do aparatu. Jego matka, domyślił się Louis. Byli tak bardzo do siebie podobni. Ze smutkiem pomyślał, jak musiała się czuć, jak sobie radziła nie wiedząc, co stało się z jej synem, czy był żywy, czy martwy. Harry wyglądał bardzo młodo z krótkimi, puszystymi lokami i zaokrąglonymi policzkami, jednak Louis wszędzie rozpoznałby ten krzywy uśmiech i dołeczki w policzkach. Skupił się na opisie:
Harry po raz ostatni widziany był na głównej ulicy Holmes Chapel około godziny 18:30. Wracał piechotą od przyjaciela. Ma pięć stóp i jedenaście cali wzrostu, zielone oczy i ciemnobrązowe włosy. Tego dnia miał na sobie szkolny mundurek, złożony z szarych spodni, białej koszulki polo, granatowej marynarki z logo szkoły, czarnych butów i granatowej, wełnianej czapki. Znaki szczególne: Harry ma dwa dodatkowe sutki na klatce piersiowej. Jeśli posiadasz informacje na jego temat, proszę skontaktuj się telefonicznie z posterunkiem policji w Cheshire, nr tel.: 034 566 789 3.  
Louis opadł z powrotem na siedzenie, wpatrując się w zdjęcie dziecka uśmiechającego się u boku swojej matki, a w jego żołądku zagotowało się i żółć podeszła mu do gardła. Szesnaście. Harry miał szesnaście lat, gdy został porwany... Szesnaście lat, kiedy przybył do Klatki Dla Ptaków... Szesnaście lat, gdy zmusili go do prostytucji... Był jeszcze dzieckiem...  
To było przerażające. Nigdy nie wyobrażał sobie czegoś tak złego.
***  
Naznaczony… Tamta recepcjonistka powiedziała, że Harry został naznaczony i zapytała, czy będzie mu to przeszkadzało. Nie wiedział, co miała na myśli, ale wątpił aby było to cokolwiek dobrego, a teraz przez okno obserwował, jak Harry wysiada z czarnego SUV-a z kapturem szarej kurtki naciągniętym z powodu deszczu i podąża za swoim Dozorcą. Zza zasłony widział, że chłopak skulił się, kiedy wysoki mężczyzna o trupiej twarzy złapał go za ramię, szarpnięciem zbliżając do siebie, żeby syknąć mu coś do ucha. Harry skinął głową i zagryzł wargi, a w jego oczach zalśniły łzy.
Ostry dźwięk dzwonka odbił się echem po przedpokoju, więc Louis poszedł otworzyć. Zaczekał, aż Dozorca zniknie, po czym odwrócił się w kierunku Harry’ego, który stał niepewnie z rękoma za plecami i wzrokiem wbitym w podłogę.
- Cześć, Harry Stylesie.
Na dźwięk tych słów głowa chłopaka podskoczyła i nakierował on pełne niedowierzania spojrzenie na Louisa, który przytaknął.
- Jesteś Harrym Stylesem z Holmes Chapel w Cheshire, synem Anne i Robina Twistów i młodszym bratem Gemmy Styles. Uczęszczałeś do liceum ogólnokształcącego w Holmes Chapel, a w wieku szesnastu lat zostałeś uprowadzony w czasie powrotu z domu przyjaciela.
- N-nie używałem tego imienia od lat… niemal zapomniałem. – Na twarzy Harry’ego pojawił się głęboki smutek. Louis podbiegł, żeby przytulić zanoszącego się płaczem chłopaka. – N-nie poddawałem się, walczyłem… Ale było ich dwóch i byli silniejsi…
- Cii, wiem o tym, Harry. To nie była twoja wina.
- Powiedziałeś komuś? Proszę, Lou, proszę nie mów nikomu! Będę miał ogromne problemy! Proszę, Lou, oni mnie zabiją! Porwą moją siostrę i zrobią z niej dziwkę, jak ze mnie. Strasznie się boję!
- Cichutko, już dobrze… Nikomu o niczym nie powiedziałem. – Jeszcze. Gdyby tylko udało mu się namówić chłopaka do opowiedzenia mu swojej historii, gdyby tylko uwierzył, że Louis uwolni go z tego koszmaru… Głaszcząc Harry’ego po plecach, Louis złapał za bawełniany brzeg jego kurtki i podciągnął ją do góry… odsłaniając długą, cienką, czerwoną pręgę. Miał przeczucie, że na ciele Harry’ego mogło być ich więcej i wpadł mu do głowy pomysł. – Chodź. – Złapał go za ramię i pociągnął schodami na górę, ignorując protesty.
W sypialni poprowadził go do wysokiego lustra, ustawiając twarzą do lśniącej tafli.
- Zdejmij kurtkę.
Harry spojrzał na niego ze zdezorientowaniu, zagryzając łzy.
- Co? Nie!
- Więc sam to zrobię. – Rozpiął suwak, zsuwając nakrycie z ramion chłopaka i odrzucając je na ziemię. Potem rozpiął guziki koszuli w kratę, która poszybowała za kurtką, a po niej Louis ściągnął mu przez głowę biały t-shirt, nie zważając na protesty. Przeszedł do spodni…
- Jezu, Lou! Przestań! Proszę, nie rób tego!
Każda utracona warstwa ubrań odkrywała nową porcję siniaków, rozcięć lub pręg. Skończywszy, Louis odsunął się, ledwo oddychając z przerażenia.
Harry skulił się pod jego spojrzeniem, odwracając plecami i zwieszając głowę ze wstydem, objąwszy się ramionami w pasie. Kremowobiałą skórę jego ud, pośladków, pleców i ramion pokrywała sieć soczystych, granatowo-czarnych siniaków oraz długich i zaczerwienionych pręg, przypominających ślady pazurów. Razem tworzyły na jego ciele mapę okrucieństwa i przemocy.
- Jezu Chryste. – Louis złapał go, obracając trzęsące się ciało, żeby rany odbiły się w lustrze. – Spójrz! Zobacz, co ci zrobili! POPATRZ! – Przez chwilę Harry tylko stał, potrząsając głową… a potem zerknął ze strachem przez ramię. Jego oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
- Pan Cowell kazał mnie wychłostać… Mój p-pan powiedział, że zasłużyłem…
- A niby co, u licha, zrobiłeś, żeby zasłużyć na coś takiego?!
- Odmówiłem – dobiegł ledwo słyszalny szept.
- Komu odmówiłeś?
- Tamtym klientom. Chcieli mnie zerżnąć… jednocześnie. Nie chciałem, bo bolało. Odmówiłem i kazałem im przestać. Dziwki nie mają prawa odmawiać.
Louis wziął go pod brodę, żeby móc spojrzeć w te cudowne oczy.
- Nie widzisz, jakie to pojebane? Nie zasłużyłeś na to… Nie zasłużyłeś na to wszystko, co cię spotkało.
Harry rozsypał się pod naporem jego ciepłych słów. Złapał się za włosy i wydał z siebie ryk pełen bólu. Kiedy ugięły się pod nim kolana, Louis był tam, by go złapać, obniżając delikatnie na podłogę, podczas gdy potok słów pomieszanych ze zdławionym łkaniem zalał pomieszczenie.
- Nie zniosę tego dłużej! Nie zniosę! Przez nich mój… mój przyjaciel odebrał sobie życie… Znalazłem go… rozorał sobie ramiona aż krew trysnęła na ściany. Chciałbym być na jego miejscu! Chciałbym m-mieć jaja, żeby zrobić to, co on, ponieważ dłużej tego nie zniosę!
Ta desperacja i mroczne myśli Harry’ego były niszczycielskie.
- Dlatego proszę, Harry błagam cię, proszę pozwól mi sobie pomóc!
- Nie! Nie, bo inaczej zabije wszystkich, których kocham. LOUIS PROSZĘ! NIC NIE MÓW! – krzyknął desperacko.
- Już dobrze, dobrze. Cii.- Louis wiedział, że to nie miało sensu, że Klatka dla Ptaków zbyt mocno więziła Harry’ego. Musiał wymyślić inny sposób. Trzymał go mocno, gdy chłopak płakał mu w ramionach, czekając na koniec łez. – Ale chcę przynajmniej, żebyś powiedział mi prawdę. Opowiedz mi swoją historię.
Harry usiadł na piętach, wycierając łzy ręką.
- Okej… ale nie dzisiaj. Dzisiaj mógłbyś… czy mógłbyś po prostu się mną zaopiekować? Proszę? Czuję, jakbym tonął…
Prośba ta swoim smutkiem łamała mu serce. Louis przytaknął, uśmiechając się pomimo własnych łez.
- Nie dam ci utonąć.
Później, pod prysznicem, woda w brodziku barwiła się na czerwono, gdy Louis ścierał zakrzepłą krew ze skóry Harry’ego, szeptając mu do ucha błahostki, a strumienie cieczy mieszały się z ich łzami.
- Kocham cię… wszystko będzie dobrze… będzie dobrze… Kocham cię… kocham cię… kocham cię…
Kiedy Harry był czysty, Louis wytarł go delikatnie i zaprowadził do łóżka, kładąc na chłodnej pościeli i przystępując do opatrzenia jego ran i siniaków antyseptykiem, który przyniósł z szafki w łazience. Pocałował każde rozcięcie i zasinienie, a Harry drżał pod dotykiem jego ust. Później Louis zgasił światła i nakrył ich obu kołdrą. Przytuliwszy Harry’ego od tyłu, położył mu rękę na ramieniu i wyszeptał mu do ucha:
- Już dobrze. Tutaj jesteś bezpieczny.
- Tamtego dnia poznałem twoją dziewczynę.
- Wiem. Już jej tu nie ma.
- Przykro mi.
- Niepotrzebnie. Nigdy nie pokochałbym jej tak, jak kocham ciebie.
- Kochanie jej byłoby prostsze.
Louis westchnął, całując czule posiniaczony bark.
- Nie uważam, żeby prawdziwa miłość miała być prosta. Myślę, że prawdziwa miłość to bycie gotowym na poświęcenie, bycie gotowym by stawić czoła ciemności bez względu na to, jak nieprzenikniona ta ciemność się stanie. Bo nieważne, jak ciężko będzie kochać tę osobę, nic nie będzie trudniejsze niż nie móc jej kochać w ogóle. Byłem tchórzem, zanim cię poznałem. Żyłem pod dyktando innych. Teraz odwróciłbym się od tych osób bez mrugnięcia okiem, nie zważając na to, czy mnie znienawidzą albo co mi za to zrobią. Pokonałbym dla ciebie lwy.
Harry obrócił się, żeby na niego spojrzeć, a zielone oczy zamigotały niczym rzadkie brylanty w świetle księżyca, które wpadało przez okno.        
- Naprawdę? – W jego głosie czaiło się zwątpienie, jakby nie uważał się za godnego takiego oddania… takiej miłości.
- Absolutnie.
Harry uśmiechnął się i było idealnie. Zbliżył się i pocałował Louisa z oddaniem godnym pielgrzyma zmierzającego do Ziemi Świętej, a jego słone łzy kapały pomiędzy ich złączone wargi. Potem sięgnął po jego rękę, żeby położyć ją sobie na piersi. Louis poczuł pod opuszkami palców bicie serca.
- Czuję ich wszystkich na sobie… Chcę czuć tylko ciebie. Męczy mnie bycie przedmiotem do ruchania… chcę się dowiedzieć, czy jest w tym coś więcej.
Louis skinął głową i popchnął go płasko na poduszki. Każdy dotyk, każdy pocałunek był jak dotknięcie piórkiem: delikatny, mający za zadanie wykreślić wspomnienia o schadzkach, które bez wątpienia wciąż nawiedzały chłopaka we snach. Kochał się z Harrym jakby wciąż był on niepokalany, niewinny, święty. Poruszał się powoli i z pełnym szacunkiem, jednocześnie będąc kochankiem i uzdrowicielem, gdy docierał do głębin jego bólu i zacałowywał z niego blizny.
***
Następnego dnia siedział przy kuchennym stole, obracając w dłoniach komórkę i czując się jak Judasz. Harry usiadł naprzeciwko i oparł łokcie na blacie; popijał herbatę, z ciekawością zerkając na szatyna ponad brzegiem kubka.
- Coś się stało?
- Och, nic takiego – skłamał tamten bez zastanowienia. – Tylko jakieś maile z pracy. – Odłożył telefon na blat pomiędzy nimi i podniósł własny kubek. – Wczoraj mi coś obiecałeś. Chcę teraz usłyszeć twoją historię.
Harry odwrócił wzrok, przygryzając wargę, na powrót nieuchwytny.
- Nie wiem, od czego zacząć.
- Najlepiej od początku. Kiedy cię uprowadzili, jak dokładnie to się stało?
- No cóż, kojarzysz szkolny zespół, o którym ci mówiłem? Mieliśmy próbę w domu mojego najlepszego przyjaciela Willa i kiedy później wracałem do domu, zaczęło padać, więc zatrzymałem się, żeby wysłać wiadomość do Gemmy, czy nie mogłaby po mnie przyjechać. Widzisz, nasza mama zostawiła jej samochód. Wyskoczyli zza moich pleców, odurzyli mnie… Kiedy się obudziłem, znajdowałem się na pace vana. Był tam również mój przyjaciel Zayn… porwali nas tej samej nocy. Tak właśnie działają… jadą w wybraną okolicę, biorą kilku za jednym zamachem, potem odczekują parę miesięcy… różni się czas i miejsce, więc porwania nie są ze sobą łączone… Czasem jeżdżą nawet do Szkocji i Walii.
- A więc… jeżdżą w kółko, dopóki nie zobaczą jakiegoś dzieciaka?
- Nie… to jest bardziej zorganizowane. Pan Cowell ma grupę komputerowych świrów, mówimy na nich Drużyna Techniczna, którzy włamują się do szkolnych baz danych i wyszukują zdjęcia dzieci, które w ich mniemaniu spodobają się Panu Cowellowi. Wysyłają mu fotki, a on decyduje kogo chce. Potem wysyła Dozorców, żeby wyśledzili ich i porwali.
- O kurwa, rzeczywiście jest w tym plan.
- Nawet sobie nie wyobrażasz.
- A po tym, jak cię porwali… co się wtedy stało?
Harry nerwowo napił się herbaty. Kiedy spojrzał na Louisa, zdawał się coś kalkulować w myślach.
- Ile tak naprawdę chcesz usłyszeć?
- Wszystko.
- Uh, dobrze… - Wtedy opowiedział Louisowi ze szczegółami, jak zlicytowano jego dziewictwo na oczach skandującego tłumu, o treningach z Caroline i Benem, pierwszym kliencie, swojej drodze do stania się Brudnym Harrym. Przez cały czas Louis starał się utrzymać beznamiętny wyraz twarzy, gdy tak naprawdę do oczu cisnęły mu się łzy. Skończywszy historię, Harry zwiesił głowę, zawstydzony.
- Powiedział, że co się stanie, gdy komuś powiesz albo spróbujesz uciec?
- Zabiją mnie i w tej kwestii nie pan Cowell kłamał. Niedawno przydzielono mnie do nowego Dozorcy… - Zaczął opowiadać o Jacku. Trząsł się na całym ciele i płakał rzewnymi łzami, gdy opisywał swoje ubezwłasnowolnienie i tortury, którym poddawał go Jack. – Myślę, że Pan Cowel nie wie, co on mi robi… to są jakby jego prywatne perwersje… ale nigdy nie doniosę, bo wtedy Jack by się dowiedział i byłoby tylko gorzej.
- I nikt nigdy nie próbował uciec?
Harry przytaknął, przecierając sobie twarz rękawem.
- Tak, ale zawsze ich łapano i przywożono z powrotem. Na naszych oczach Cowell prał ich na kwaśnie jabłko na scenie… Ale i tak nie da się uciec.
- Dlaczego?
- Dozorcy wszędzie z nami chodzą, jesteśmy przykuwani do łóżek i kneblowani na noc. Pamiętasz bransoletkę, którą nosiłem kiedy zabrałeś mnie na weekend do Doncaster? O której powiedziałeś, że wygląda jak elektroniczna czujka? – Louis przytaknął. – Właśnie tym była, żeby mógł mnie znaleźć, gdybym spróbował uciec… Nie żebym próbował. Zna mój adres domowy. Gdybym tam uciekł, pojechałby za mną… I zabiłby moją rodzinę. Ma… ma zdjęcia mojej siostry Gemmy. Jeśli będę dla niego niedobry, porwie również ją. Kocham moją siostrę, Louis… Wolałbym jej nigdy więcej nie zobaczyć, niż patrzeć, jak robią z niej dziwkę w Klatce dla Ptaków.
Louis pokiwał głową. Jego żołądek zawiązał się w supeł, czuł zawroty głowy… Ale nie mógł dać po sobie poznać, że jest w szoku, aby Harry niczego nie zauważył i nie zamknął się w sobie.
- Harry… Ile osób tam jest?
Harry musiał się zastanowić.
- Od dwustu pięćdziesięciu do trzystu mężczyzn i kobiet. Lubi sprowadzać produkty gdy są w wieku około siedemnastu lat… Ja byłem eksperymentem…
- I jak długo was trzyma?
Harry wzruszył ramionami, a w jego oczach czaił się strach.
- Nie ma produktów powyżej dwudziestego szóstego roku życia. Kiedy tylko zaczyna uważać, że jesteś zbyt stary, następuje twój koniec. Mamy tygodniowe progi do wyrobienia. Jeśli przestajesz przynosić zysk, nie wyrabiasz progów, wtedy Pan Cowell sprawia, że znikasz…
- Muszę zarabiać… Musisz wyrobić próg.
- Dokładnie tak. Ale nie możesz nikomu powiedzieć, Louis! Proszę! On mnie zabije! Ciebie też mógłby! Jeśli chcesz mi pomóc, to cały czas mnie wynajmuj! Bezpieczny jestem tylko przy tobie. – Harry znowu zaczynał się nakręcać; wzrok zaszedł mu łzami, ciałem wstrząsały drgawki. Rozlał herbatę, więc odstawił kubek na stół. – Kurwa. Przepraszam! – Zerwał się, żeby chwycić za ścierkę i zaczął nerwowo wycierać.
- Ciii, nic się nie stało! Harry, nie przejmuj się. – Louis poderwał się razem z nim, łapiąc chłopaka i obejmując go ramionami. – Cii, to tylko trochę rozlanej herbaty. Czy oni cię biją za rozlewanie napojów?
Harry wzruszył ramionami.
- Biją mnie za wiele rzeczy. Widzisz, jestem zły i wyzywający… Pyskuję i za to należy mi się kara.
Sposób, w jaki to powiedział, to całkowite przekonanie co do prawdziwości słów, stawiało włoski na karku. Tak jakby powtarzano mu je wystarczająco często, by uwierzył, że tak jest.
- O nie, Harry, nie… - poprawił go Louis. – Nie, Harry, nie jesteś zły…
I wtedy rozległ się dzwonek u drzwi.
Obaj spojrzeli w tamtym kierunku, a potem na siebie nawzajem.
- Mówię poważnie, Louis. Ani słowa… Po prostu mnie wynajmuj.
- Dobrze – skłamał. – Obiecuję.
Przekazanie Harry’ego w ręce tego potwornego mężczyzny było prawdopodobnie najcięższą rzeczą, jaką Louis kiedykolwiek zrobił, ale pocieszał się myślą, że już wkrótce wszystko się skończy… Że już niedługo wyciągnie go stamtąd. Podniósł telefon ze stołu, klikając w ikonę plików głosowych i wybierając zapisane nagranie. Pomieszczenie wypełniło się głębokim głosem Harry’ego…
- No cóż, kojarzysz szkolny zespół…
Louis uśmiechnął się. Udało mu się wszystko nagrać. Tak, okłamał Harry’ego… ale dzięki temu wyciągnie jego i wszystkie inne produkty z tego piekła.
Naciągnął kurtkę i schował telefon do zapinanej na suwak kieszeni, a potem udał się do samochodu i pojechał prosto do Scotland Yardu.
11 notes · View notes
purpleflyingbat · 7 years ago
Text
I just want you to know who I am | Rozdział VIII
Tytuł: I just want you to know who I am
Autor: Leina
Pairing: Larry
Opis: Rok temu Louis i Harry byli razem, szczęśliwi, nierozłączni. Wszystko zniszczyła jedna chwila. Wypadek samochodowy. Każdego zabrała inna karetka. Louis szukał Harry'ego rok. Cały rok. Gdy go w końcu znalazł, zorientował się, że chłopak ma amnezję, a jego rodzina nie powiedziała mu o Louisie. Zakłada się z ojcem Harry'ego, że jeśli w rok nie przypomni mu, kim jest – odejdzie.
| Wattpad | AO3
Masterpost
_____________________________
Niall obudził się pięć minut przed budzikiem. Nie znosił, gdy tak się działo, bowiem w głowie zawitała mu za każdym razem radosna myśl, że jeszcze sobie pośpi, podczas gdy nie miało to większego sensu. Zwlekając się z łóżka miał nadzieję, że jego przyjaciel przyjemniej spędził tę noc i miał milszą pobudkę. Nawet jeśli jego pobudka była nieco cięższa niż dawniej.
Odrzucił zmiętą kołdrę, wstał z łóżka, po czym poprawił sobie przesunięte przez noc bokserki. Ruszył do łazienki, choć zazwyczaj zaczynał dzień od jedzenia, tak dziś wspaniałomyślnie postanowił nie przeszkadzać przyjaciołom we wspólnej pobudce. Choć był szczerze ciekawy, co działo się, gdy udał się do siebie.
Umyty i ubrany zszedł na dół, standardowo tupiąc po schodach. Na parterze budynku panowała cisza, na co Niall uśmiechnął się pod nosem. Zaczął się zastanawiać czy lepiej zrobić dziś na śniadanie jajecznicę z bekonem czy może stertę naleśników. Po zajrzeniu do lodówki padło na naleśniki.
Kiedy podczas smażenia czwartego (no dobra, piątego, ale Niall musiał spróbować) naleśnika, z salonu nie wyłoniła się żadna postać, chłopak uznał, że musi ich obudzić. Zmniejszył ogień i ruszył do pokoju obok. Aromat jego śniadania był oszałamiający, dlaczego oni nie idą?
Zatrzymał się wpół kroku. Uderzył go obrazek, jaki się przed nim rozgrywał.
Louis spał w najlepsze, przygniatając swoją osobą Harry'ego, mając głowę na jego ramieniu, a rękę przerzuconą przez tors chłopaka. Natomiast Styles siedział wygodnie oparty na kanapie i wgapiał się w brązową głowę ułożoną na nim. Gdy usłyszał Nialla, przekręcił się lekko, rumieniąc się.
Niall uniósł brwi.
- Nie miałem serca go budzić – powiedział cicho Harry.
- Ale ja na szczęście mam serce – szepnął blondyn z cwaniackim uśmiechem. - Loueh, ruszaj tę dupę! - wrzasnął na cały dom.
Louis podskoczył, uderzając głową w brodę żuchwę Harry'ego i obaj odskoczyli od siebie z okrzykiem bólu. Niall zaniósł się śmiechem.
- Coś się przypala – uznał ich gość, kiedy już ból zelżał.
- Moje skarby! - jęknął Horan i pognał do kuchni. Louis zaśmiał się.
- Przepraszam. Nie chciałem cię uderzyć, ale ten wredny krasnal mnie przestraszył – odezwał się po chwili, a ich oczy się spotkały. Louis pokrył się rumieńcem. Harry zresztą też, ale szatyn już tego nie zauważył.
- Jakie było zakończenie filmu? - spytał zielonooki chłopak, gdy już nabrał odwagi.
- Hm? Nie obejrzałeś do końca? - Louis uniósł wzrok i jęknął w duchu. Harry znów na niego patrzył, ale tym razem nie przestał, choć jego policzki poczerwieniały.
- No nie. I chyba tobie też przeszkodziłem... - Spuścił wzrok.
- Nie szkodzi. - Uśmiechnął się lekko Louis. - Byłeś zmęczony, zdarza się...
- Chciałem, Lou – przerwał mu. Znów na niego patrzył. - Coś się stało? Przepraszam, mogłem spytać! - zaczął, zdezorientowany, bowiem oczy Tomlinsona rozszerzyły się gwałtownie.
- I have died every day wainting for you – zaśpiewał cicho Louis, bo do jego umysłu powróciła piosenka, którą kochał Harry, którą śpiewał Harry w dniu wypadku. W chwili wypadku. Kiedy do splótł ich dłonie i powiedział:„Zawsze tylko ciebie chciałem, Lou”.
Zielonooki chłopak zmarszczył brwi, ale nie odezwał się, mimo że potężny dreszcz przeszedł jego ciało, a serce przyspieszyło na moment.
- Naleśniki! - wydarł się Niall z kuchni, co uratowało ich obydwu.
* * *
Śniadanie nigdy nie było tak ciche. Oczywiście pod względem rozmów, bo Niall mlaskał ile wlezie, zadowolony ze smaku swojego dania. Louis jadł bez ochoty, wpatrując się tępo w talerz i gorączkowo myśląc nad tym, co się wczoraj i dzisiaj stało. Dostrzegł w oczach Harry'ego błysk, kiedy zanucił Thousand Years, ale ten nie odezwał się słowem, przez co Tomlinson bał się, że chłopak ponownie zrzucił to na zbieg okoliczności lub pierwszą lepszą logiczną myśl.
Sam Harry jadł, nie podnosząc wzroku znad swoich naleśników.
- Nie podwiozę was, sorry chłopaki – oznajmił Niall, kiedy wszyscy się ogarnęli i stanęli na środku korytarza. Louis i Harry byli spóźnieni już na kolejną lekcję. - Dziś mam najpierw jechać do hurtowni po coś tam – dodał, zakładając buty.
Chłopcy spojrzeli na siebie i wzruszyli ramionami.
- Zdarza się. Nie możemy wziąć jednośladu? - spytał Louis.
- W życiu! - warknął Horan. - Mój jednoślad, nie dotykasz, Tomlinson.
- I tak go nie używasz – jęknął, na co Harry zaśmiał się pod nosem.
- Ale to nie znaczy, że będę go oddawał komu popadnie. Lecę, moi drodzy – pożegnał się i na wszelki wypadek zabrał ze sobą kluczyki od motoru.
Louis spojrzał łagodnie na Harry'ego.
- To co? Spacerek?
Zielonooki chłopak uniósł brew.
- Wagary? - powtórzył pytanie Louis, a na jego usta wkradł się złośliwy uśmieszek. Harry pokiwał entuzjastycznie głową.
- Zresztą i tak nie wziąłem nic do szkoły z domu. Możemy iść do mnie. Rodziców nie ma, nie powinni o nic pytać – zaproponował, a Louisowi zrobiło się ciepło na myśl, że mógłby spotkać państwa Stylesów w ich własnym domu.
Chwilę potem szli spokojnym krokiem, mijając domki jednorodzinne o zadbanych podwórkach. Gdzieniegdzie ktoś hodował kwiaty, a jego sąsiad miał kilkoro dzieci, o czym świadczyły zabawki porozrzucane przed domem.
Ich ramiona czasem się dotykały, ale Louis z satysfakcją zauważył, że Harry'emu to nie przeszkadza. Atmosfera była luźna, a on sam się nie denerwował, dopóki nie dotarła do niego pewna sprawa. Harry wczoraj go pocałował. Pocałował. I rano powiedział, że chciał.
Urwał swoją wypowiedź w pół słowa, bowiem gardło mu się ścisnęło, a serce zatrzepotało tak samo, jak na początku ich znajomości.
Harry się zatrzymał i spojrzał na niego uważnie.
- Coś się stało? Ja naprawdę byłem ciekaw, jak ci się pracowało w tym supermarkecie...
- Pocałowałeś mnie – palnął bez pomyślenia. Chłopak przed nim pokrył się rumieńcem.
- Tak. - To było wszystko, co opuściło jego usta. Louis przeniósł powoli spojrzenie z nieokreślonego punktu przed nim na Harry'ego. Zamrugał.
- Chodź, to tu – odezwał się Styles, nim on zdążył zastanowić się, co chce powiedzieć. Ruszył za młodszym chłopakiem, nie bardzo wiedząc, co zrobić.
Zatrzymali się przed ładnym domem o białych ścianach i drewnianych wstawkach. Podwórko miał zadbane, widać że ktoś tego doglądał. Na podjeździe nie stał żaden samochód. Harry nieco niepewnie ruszył w kierunku drzwi wejściowych, wyciągając z torby klucz.
- Prawdopodobnie nikogo nie ma, bo uznali że się obraziłem i niedługo mi przejdzie. - Westchnął. Klucz szczęknął w zamku. - Nigdy chyba nie potraktują moich słów poważnie, o ile to nie będzie „chcę zostać lekarzem”. Mam nadzieję, że nie masz alergii na koty – dodał, gdy przekroczyli próg. Louis pokręcił głową.
Zdjęli buty i ruszyli w kierunku schodów na górę.
- Ona gdzieś tu się powinna kręcić...
- Dusty! - zaśmiał się Louis, dopadając do zwierzaka, którego namierzył na kanapie w salonie, którą było widać z korytarza. Kotka chwilę go obwąchiwała, nie podnosząc się z pozycji leżącej, po czym zaczęła mruczeć i zmrużyła oczy, co było znakiem, że Tomlinson nie polegnie tego dnia w starciu z dziką bestią.
Dopiero długa cisza ze strony Harry'ego uświadomiła Louisowi, że przecież nie miał prawa znać imienia kota. A kot nie miał prawa kojarzyć go.
- Co tak zamilkłeś? - odezwał się, pilnując, by głos nie brzmiał nienaturalnie.
- Skąd znasz imię mojego kota? - spytał Harry, podchodząc bliżej i przyglądając się starszemu chłopakowi głaszczącemu zwierzaka.
- Powiedziałeś mi kiedyś – skłamał Louis.
- Nie przypominam sobie. Ale okej – mruknął, drugie zdanie mówiąc powoli. Patrzył jeszcze chwilę podejrzliwie, potem jakby mu coś zaświtało w głowie, ale nie odezwał się. Rzucił torbę na kanapę, po czym ruszył  do kuchni. - Chcesz coś do jedzenia?
Louis pokiwał głową, zanim pomyślał, że Harry może tego nie usłyszeć. Wstał i udał się za chłopakiem. Kuchnia Stylesów była mała, ale przytulna. Pełna światła i ciepłych kolorów. Ta w domu rodzinnym Louisa była dokładnym przeciwieństwem tej tutaj, ale krzątający się po niej Harry wyglądał dokładnie tak, jak ten sprzed roku. Dokładnie wiedzący, co chce ugotować i krzyczący na Louisa za to, że wyżera mu składniki.
Zdecydowali się na omlety. Tomlinson, jak to gość, rozsiadł się przy stole, podziwiając gotującego się przyjaciela. Uwielbiał skupienie malujące się na jego twarzy, gdy odmierzał składniki, licząc czy na pewno jest ich odpowiednia ilość, uwielbiał jego duże dłonie białe od mąki, uwielbiał radość wymalowaną na twarzy, gdy próbowana potrawa okazywała się zjadliwa, uwielbiał, gdy Harry podtykał mu pod nos danie, w jego mniemaniu pyszne.
- Jest okej? - Przed nosem Louisa pojawił się widelec z kawałkiem omletu. - Dawno nie robiłem...
Starszy chłopak zerknął na niego, zanim spróbował. Harry był zmartwiony. Autentycznie denerwował się smakiem omletu. Louis podmuchał chwilę, po czym spróbował. Syknął cicho, bowiem kawałek był gorący, po chwili dopiero czując jego smak.
- Bardzo dobry, Hazz. - Uśmiechnął się i przełknął. Na twarzy młodszego chłopaka malowała się ulga wymieszana z dumą.
- Dawno nie robiłem i myślałem, że wyszedłem z wprawy – mruknął chłopak, zabierając widelec. Odgarnął drugą dłonią loki, które opadły mu miękko na czoło.
- Nie robiłeś omletów tak długo, by zapomnieć jak? - zdziwił się jego gość.
- Jakoś... Nie mogłem. Wzbudzało to we mnie smutek. Nie wiem – odpowiedział nieskładnie, powracając do kuchenki. Louis się zdziwił. Fakt, kilka razy jedli omlet, ale Harry nigdy nie wspomniał, że było to dla niego takie ich danie. Prędzej sądził, że to będzie kurczak w szynce parmeńskiej z tą całą resztą. Ile on się narobił przy tym daniu, a potem Harry był z niego tak dumny, że pochwalił się tym wydarzeniem na Twitterze i choć Tomlinson nigdy więcej nie robił potem tej potrawy, ani żadnej innej, to kurczak w szynce parmeńskiej został ich osobistym daniem.
Kiedy Harry nakładał omlety, Louis zaoferował swoją nieocenioną pomoc w parzeniu herbaty, na co zielonooki ze śmiechem przystał. Zjedli drugie śniadanie żartując i narzekając na naukę. Styles pocieszył go, że zostały tylko dwa miesiące i potem już wolne.
- Szukałeś go? - spytał ni z tego ni z owego Harry, gdy skończyli jeść. Wgapiał się w swój pusty talerz.
- Kogo? - zdziwił się Louis. Jego rozmówca podniósł wzrok. Zielone oczy błyszczały.
- Swojego chłopaka. Tego, którego rozdzielono z tobą po wypadku.
Louisa przeszła fala gorąca. Spojrzenie miotało się od Harry'ego do pustych talerzy i widoku za oknem.
- Tak – odpowiedział w końcu.
- I co? - dopytywał Harry.
- I znalazłem. Nie pamięta mnie.
- I tyle? - zdziwił się młodszy chłopak.
Louis pokiwał głową.
- A co miałem zrobić? Stanąć przed nim i powiedzieć... - przerwał na chwilę, bo prawie wymówił jego imię. - „Hej, byłem z tobą przed wypadkiem, ale homofobiczni rodzice nienawidzili naszego związku tak bardzo, że postanowili ci o tym nie mówić. Bądź ze mną. Jestem fajny”?
- „Bądź ze mną. Jestem fajny”? - Kącik ust Harry'ego uniósł się. - Odkrywczy tekst na podryw.
Louis zaśmiał się lekko.
- No ale pomyśl. Co mogłem zrobić? - Czuł się dziwnie. Surrealistycznie. Tak właśnie było rozmawiać z Harrym o Harrym, który niczego nie pamiętał. Czasem Louis miał wrażenie, że w zielonych oczach chłopaka odbija się całkowite zrozumienie sytuacji i lekkie rozbawienie tą grą, jaką prowadził. I całkiem możliwe było, żeby Harry celowo się nie ujawniał tylko po to, by choć raz być tym, który się droczy. Ale po roku rozłąki nie wytrzymałby bez rzucenia się na Louisa i po tym ten wnioskował, że jego chłopak nic nie pamięta. Ale może coś zaczyna mu się układać?
- W sumie nie wiem, jakbym się zachował – odpowiedział Harry, wstając i zbierając ich naczynia. - Czyli nie masz z nim kontaktu?
- Nie taki, jaki bym chciał – odparł Louis wymijająco. Pragnął już skończyć tę rozmowę, bowiem był pewien, że za chwilę powie za dużo. A z drugiej strony chciał już powiedzieć, czuł, że coś między nimi się dzieje. Tylko czy był to dobry moment na odzyskanie wszystkiego?
- Gramy w FIFĘ? - zaproponował Harry, gdy włożył naczynia do zmywarki. Louis z ulgą się zgodził.
Nawet nie wiedział, w którym momencie powiedzenie prawdy stało się tak trudne. Najpierw miał ochotę mu ją wykrzyczeć w twarz, teraz bał się, że może stracić to, co już ma. A pragnął jedynie być przy Harrym, uczestniczyć w jego szczęściu, przyczyniać się do niego. Jako ktokolwiek. Ale jednak Harry go pocałował. W takim razie była szansa.
2 notes · View notes
1dbewithmesohappily · 8 years ago
Text
I Love You Like A Cup Of Tea - rozdział 14
Tumblr media
Tytuł: I Love You Like A Cup Of Tea
Autorki: 1dbeithmesohappily & Fitbuthungry
Banner: Fitbuthungry
Paring: Larry, pobocznie Hick i Niam.
Opis: Louis i Harry od 3 lat pracują w firmie na równorzędnych stanowiskach. Louis jest zakochany w Harry’m odkąd pierwszy raz go zobaczył, ale nie ma odwagi do niego zagadać. Oprócz jego wiecznie zaczerwienionych policzków, największą przeszkodą jest Nick Grimshaw - bogaty, przystojny i towarzyski zastępca dyrektora firmy, który w każdej wolnej chwili flirtuje z Harry’m. W końcu Louis wpada na pomysł codziennego robienia lokatemu herbaty, który zmienia relacje między nimi.
Fanfiction możecie przeczytać na:
AO3 - click
Wattpad - click
Rozdział 14
Po dłuższej chwili Harry oderwał swoje usta od tych Louisa, na co szatyn zawiedziony podniósł na niego wzrok.
- Wracajmy, bo się przeziębisz. Dokończyć możemy później. - powiedział sugestywnie jednocześnie lekko obejmując Louisa w talii i prowadząc go w stronę swojego bloku. - Harry... - zaczął cicho szatyn, a jego szczęka zaczęła drżeć z zimna. - Mhm? – spojrzał na niego, przeprowadzając go bezpiecznie przez ulicę. - Czyli przez cały czas chodziło o mnie? – zapytał, wciąż nie będąc pewny tego, co brunet mu powiedział. - Przecież przed chwilą ci to powiedziałem głupku. - odpowiedział uśmiechając się, ukazując dołeczki. - Chciałem się upewnić. Nie sądziłem, że mógłbym się podobać komuś takiemu jak ty. - wyszeptał, kiedy Harry wprowadzał go do mieszkania, a słysząc te słowa cicho westchnął, ale nic na to nie odpowiedział. - Zrobię coś do picia. Jaką herbatę zazwyczaj pijesz? - spytał brunet kierując się w stronę kuchni. - Um, właściwie to nie jestem miłośnikiem herbat, piję ją bardzo rzadko, a w prawdzie w ogóle. - odpowiedział drapiąc się po karku. - Masz może kawę? - Jakaś się pewnie znajdzie, ale na pewno? Mam dużo rodzajów herbaty, myślę, że znalazłbyś coś dla siebie. – zasugerował, otwierając szafkę i przeglądając kolorowe pudełka herbaty. - W sumie mogę spróbować, ale naprawdę się na tym nie znam, wybierz coś sam. – powiedział, siadając na kanapie w salonie.
Harry zgodził się i chwilę później wrócił z dwoma parującymi kubkami, które postawił na stoliku przed nimi, siadając obok Louisa. Objął go lekko, na co ten wtulił się w jego ramię. - Przepraszam. - Za co? - zielonooki spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami. - No bo, zaplamiłem twój dywan... to się pewnie nie spierze. - powiedział zabawnie marszcząc nosek, przez co brunet uśmiechnął się. - Nie przejmuj się tym. Widocznie czas go wymienić. - po tych słowach na dłuższą chwilę zapadła cisza, Louis mocniej wtulił się w Harry'ego, a ten gładził go po plecach jednocześnie popijając swoją herbatę. - Louis, myślałem o dzisiejszym zachowaniu Nick’a. - powiedział, na co niższy poderwał głowę i spojrzał na niego, wyczekując tego co powie. - Wydaje mi się, że on po prostu wie o nas... w sensie wiedział już dawno, że mi się podobasz, bo sam mu to kiedyś powiedziałem, ale on chyba zdał sobie sprawę, że między nami coś jest. - przerwał niepewny reakcji szatyna. - Wydaje mi się, że on po prostu jest na ciebie zły i emm, nie jestem tego do końca pewien, ale myślę, że to on mógł cię uderzyć wtedy na klatce. - Ale po co miałby to robić? – Louis spytał zdezorientowany. - To Nick... on jest nieobliczalny. - odpowiedział po czym westchnął. - Czyli co powinniśmy zrobić? - zapytał wyciągając rękę po herbatę i niepewnie biorąc pierwszy łyk, na co Harry znowu uśmiechnął się pod nosem. - Faktycznie, jest dobra. - dodał chwilę później. - Cieszę się, że ci smakuje - przerwał na chwilę. - Nie mam pojęcia, wydaje mi się, że moglibyśmy gdzieś zgłosić to, że on się nad tobą znęca, ale potrzebujemy dowodów, których nie mamy. - przetarł twarz dłonią. - Więc jak na razie nie możemy zrobić nic. - Ale coś zrobimy? – spojrzał mu z nadzieją w oczy. - Tak, ale jeszcze nie teraz. Właściwie mam pewien pomysł, ale... muszę go jeszcze dopracować. – zagryzł dolną wargę, myśląc nad czymś intensywnie. - Okej… - powiedział, po czym ziewnął cichutko, przez co Harry'emu zrobiło się cieplej na sercu, bo Louis wyglądał wtedy tak cholernie uroczo. - Chcesz się położyć? - spytał szatyna, ale ten tylko pokręcił głową. - Chcę być przy tobie. - odpowiedział cichutko chowając twarz w zagłębieniu szyi Harry’ego. - Dobrze, ale myślę, że wygodniej będzie u mnie. Poza tym dam ci coś do przebrania, twoje ubrania na pewno są wilgotne, a nie chcę, żebyś się rozchorował. - powiedział po czym wstał chwytając zaskoczonego Louisa i niosąc go do swojego pokoju, gasząc po drodze światło w salonie. Posadził chłopaka na łóżku, a sam podszedł do komody, aby poszukać dla niego jakichś ubrań, a po chwili rzucił mu jedne ze swoich starych dresów i jakąś porozciąganą koszulkę. - Wiesz gdzie jest łazienka.- powiedział, a szatyn przecierając oczy udał się we właściwą stronę, a kiedy niedługo później wrócił, Harry roześmiał się na ten widok, bo jego ubrania były dużo za duże na malutkie ciało Louisa. Następnie sam udał się, aby wziąć prysznic, a kiedy z powrotem wszedł do pokoju zobaczył Louisa, który wieszał właśnie na ścianie zdjęcie, które Harry kilka dni temu zdjął. - Kiedy je zrobiłeś? – Louis zapytał cichutko, słysząc, że Harry wszedł do pokoju. - Nie pamiętam... po prostu wyglądałeś wtedy tak pięknie i musiałem to uchwycić. - Louis na te słowa zarumienił się i lekko spuścił głowę. - Dlaczego je zdjąłeś? – spytał po chwili i obrócił się do brunet przodem. - Um, po prostu… nie wiedziałem czy cokolwiek z nas będzie i nie chciałem, żebyś je zobaczył, ale właściwie chyba coś mi nie wyszło. - dodał lekko zakłopotany. - Oh, okay. - odpowiedział szatyn po czym skierował się w stronę łóżka, aby na nim usiąść, a następnie położyć się. - Przyjdziesz do mnie? – Louis spytał słodkim głosem, a na te słowa uśmiechnięty Harry zgasił światło i ułożył się obok Louisa. - Dobranoc, Harry. – wyszeptał, układając głowę na jego torsie. - Dobranoc - odpowiedział, a niedługo później usłyszał już równy oddech chłopaka, co wskazywało na to, że szatyn usnął. Złożył, więc jeszcze pocałunek na jego czole, po czym sam zamknął powieki. * Następnego dnia Harry obudził się przed Louisem i chwilę przyglądał się jak ten śpi, nie chcąc go budzić. Podobało mu się jak rzęsy Louisa są delikatnie zawinięte przy końcach, niczym u dziewczyny, a usta delikatnie rozchylały się i zamykały, niczym jakby chciały coś powiedzieć. Odgarnął z jego twarzy kilka błąkających się kosmyków włosów i zostawił go na chwilę, aby zrobić śniadanie. W ciągu 15 minut zrobił kilka kolorowych kanapek z sałatą, serem, szynką i pomidorem, a do tego kakao. Ułożył wszystko ładnie na tacy i wrócił do dalej pogrążonego w śnie szatyna. Odłożył ją na chwilę na bok i zaczął go budzić. - Louis, wstawaj. Louuuuuu. - potrząsnął lekko jego ramieniem, na co ten otworzył najpierw jedno, a potem drugie oko. - Która godzina? - spytał zaspanym głosem. - Za chwilę musimy wychodzić. Zrobiłem nam śniadanie. - odpowiedział, a na twarzy Louisa pojawił się uśmiech i po minucie obaj jedli przygotowany posiłek, posyłając sobie uśmiechy. Następnie obaj się przebrali (Louis w ciuchy z poprzedniego dnia, gdyż mimo szczerych chęci Harry'ego, nie dał rady znaleźć w swojej szafie nic w tak małym rozmiarze) i niedługo później wsiedli do samochodu bruneta, aby pojechać do pracy. Harry zaparkował przed budynkiem i odwracając się do Louisa cmoknął go lekko w czoło po czym, sam najpierw wychodząc, otworzył mu drzwi. - Powodzenia dziś z Nick’iem. Oby miał dziś lepszy humor. – powiedział, naciskając odpowiedni przycisk na windzie. - Taaa, i żeby znowu nie nawalił mi tyle roboty. – westchnął wchodząc do windy. - Jakby coś, zawsze masz mnie. - odpowiedział mu Harry, na co Louis znowu zarumieniony spuścił głowę. Weszli razem do budynku i obaj udali się do kuchni, gdzie szatyn zrobił kawę dla siebie i herbatę dla Harry'ego, a potem skierowali się w stronę biura. Każdy z nich zajął się własnymi sprawami i, na szczęście, Nick nie zawracał dziś głowy Louisowi, bo jak się dowiedzieli od blondynki ze stanowiska obok, pojechał na jakieś ważne spotkanie. Przerwę na lunch spędzili razem, a w trakcie niej Louis dostał sms’a od Niall’a z pytaniem, gdzie się przez całą noc podziewał. Wtedy szatyn przypomniał sobie o swoim współlokatorze, więc odpisał mu, że był u Harry'ego i że ich relacje są "całkiem dobre". Nie musiał długo czekać na otrzymanie odpowiedzi, którą były trzy znaki zapytania, ale zignorował je chcąc skupić całą swoją uwagę na Harrym, bo przecież z Niall’em mógł porozmawiać później. O 18 rozeszli się, a Harry na pożegnanie pocałował Louisa w policzek i życzył mu miłego wieczoru, ale Louis w myślach dodał, że bez niego na pewno nie będzie tak miły, jak mógłby być. Następnie obaj wsiedli do swoich samochodów i każdy z nich pojechał w swoją stronę, a Louis kilka minut później już wchodził do swojego mieszkania i zanim jeszcze zdążył zdjąć kurtkę dopadł go Niall. - Louis wreszcie wróciłeś? Gdzie byłeś? Naprawdę nocowałeś u Harry'ego? Co się wydarzyło? Dlaczego mi nic nie napisałeś? Czy ty wiesz jak ja się martwi...? - zaczął zadawać miliony pytań, dopóki do przedpokoju nie wszedł Liam, który skinieniem głowy przywitał się z Louisem, a następnie zatkał ręką buzię Niall’a, aby ten skończył gadać. - Jak tam, Louis? - zapytał po prostu, na co blondyn posłał mu nienawistne spojrzenie, a Tomlinson po prostu uśmiechnął się, bo ci dwoje naprawdę świetnie do siebie pasowali. - Dobrze. Właściwie, jestem trochę zmęczony, więc nie będę wam przeszkadzał i po prostu pójdę do siebie. - odpowiedział uśmiechając się, bo wiedział jak bardzo wkurzy to jego przyjaciela, który już chciał znać wszystkie szczegóły. - Nie możesz mi tego zrobić! - zawołał za nim, ale Louisa niewiele to obchodziło, bo wiedział, że jeszcze chwilę pokrzyczy, a potem da sobie spokój, a Louis po prostu chciał wczorajsze wydarzenia, chociaż przez jakiś czas zachować tylko dla siebie. Wchodząc do pokoju poczuł w kieszeni wibrację i jeszcze zanim odblokował telefon, wiedział od kogo była ta wiadomość. Harry <3: "Jedna noc z tobą, a już nie umiem sam zasnąć :(" Louis uśmiechnął się na tą wiadomość i wystukał szybko odpowiedź. "Nie potrafisz zasnąć, bo ciągle chodzisz mi po głowie ;)" Zachichotał cicho na swój słaby podryw i odłożył telefon, a potem rozebrał się i wszedł pod strumień wody. Umył dokładnie swoje ciało i włosy, a potem wytarł puchatym ręcznikiem. Owinął go dookoła bioder i spojrzał na swój telefon, wyświetlający, że przyszła nowa wiadomość. Harry <3: "To najgorszy podryw jaki kiedykolwiek słyszałem, ale słysząc go z twoich ust jest całkiem seksowny ;) Bierz swoje rzeczy i przyjeżdżaj do mnie, tęsknię xx" Louis uśmiechnął się szeroko i poczuł motylki w swoim brzuchu, bo Harry za nim do cholery jasnej tęsknił.
----------------------------
Następny rozdział >
Spis rozdziałów
3 notes · View notes