#kubek z logo
Explore tagged Tumblr posts
Text
Tak się bawił, tak się bawił WOŚP Berlin!
Przebieżenie w ciągu 17 godzin ponad 18 kilometrów, czyli około 30 tysięcy kroków, może przyprawiać o ból nóg na samą myśl. Ale jeśli taka bieganina jest w szczytnym celu, to adrenalina i hormony szczęścia zagłuszają niedogodności. Tyle właśnie przemierzyłam podczas 28. Finału WOŚP w Berlinie, który odbył się w sobotę, 11 stycznia 2020 roku.
fot. Paweł Sokołowski (materiał z Fb WOŚP Berlin)
Wraz z grupą ponad 100 wolontariuszy przygotowaliśmy pełen atrakcji program. Po ilości gości wnioskuję, że nasze propozycje przypadły im do gustu.
fot. Gabriela Falana (materiał z Fb WOŚP Berlin)
Oprócz - tradycyjnych u nas: Siemashopu, pchlego targu, quizu, kiermaszu książek, plastycznego programu dla dzieci, malowania buziek,
fot. Gabriela Falana (materiał z Fb WOŚP Berlin)
stanowiska informacyjnego DKMS (baza dawców szpiku), aukcji charytatywnych, koncertów, pokazu pierwszej pomocy, przygotowaliśmy warsztaty programowania, eksperymenty naukowe, warsztaty tańca latino i zumby, możliwość wykonania tatuaży z henny,
fot. Gabriela Falana (materiał z Fb WOŚP Berlin)
stanowisko informacyjne Pokojowego Patrolu - wolontariuszy obecnych podczas festiwalu Pol'and'Rock a także fotobudkę. Wyposażyliśmy ją nie tylko w typowe w fotobudce gadżety, takie jak papierowe okulary czy naszyjniki z kwiatów, ale także m.in. w kapitańskie czapki, nawiązujące do tematyki aktualnego Finału "Wiatr w żagle".
fot. Gabriela Falana (materiał z Fb WOŚP Berlin)
Całą naprzód wyruszyliśmy już w grudniu, kiedy postawiliśmy skarbony stacjonarne w 31 lokalach w Berlinie. Udało nam się również zorganizować wośpowe Mikołajki, pchli targ a dzień przed Finałem - before party, na którym wystąpił lokalny zespół Buskima.
Na finałowe wydarzenie publiczność zaprosiliśmy w godzinach 12 - 22. Zadbaliśmy, aby nasza scena była różnorodna, kolorowa, rozśpiewana i przyjazna. Wystąpili na niej artyści śpiewający po polsku, angielsku, francusku i niemiecku - tak, aby każdy z gości - także ci niepolskojęzyczni, mógł bawić się równie radośnie. Udało nam się zaprosić artystów z przeróżnych gatunków muzycznych, mających zróżnicowaną publiczność. Odwiedzili nas lokalni - Przemysław Walkowicz z rodziną, Celina Muza i Wedge, ale także goście z Polski - Wszyscy Byliśmy Harcerzami i Robert Kudelski.
fot. Paweł Sokolowski (materiał z Fb WOŚP Berlin)
"Fantazja" w wykonaniu WBH zrobiła furorę, gdyż każdy wie, że fantazja jest od tego, aby bawić się na całego!
fot. Paweł Sokolowski (materiał z Fb WOŚP Berlin)
Aksamitny głos Roberta Kudelskiego w utworze "Prócz Ciebie nic" rozbujał damską część publiczności, ale przy "Final Countdown" śpiewała już cała, wypełniona po brzegi sala. Ogromną radość sprawiły nam słowa Roberta Kudelskiego, który stwierdził, że jesteśmy świetnym sztabem.
fot. Paweł Sokolowski (materiał z Fb WOŚP Berlin)
Na deser wystąpiło rock'n'rollowe trio, którego szalona energia porwała słuchaczy do tańca.
Nasze licytacje ze sceny wystartowały bardzo dobrze. Pierwszy licytowany przedmiot - poduszka w kształcie serca, którą ręcznie wykonał 11-letni, chory na białaczkę chłopiec, poszła za kwotę 100 Euro! Po raz pierwszy w trakcie działania naszego sztabu, licytowaliśmy Złote Serduszko WOŚP. Po raz pierwszy wylicytowaliśmy też tło z fotobudki z naszym własnym logo. Dwóm osobom z naszego sztabu udało się wylicytować poprowadzenie audycji w lokalnym radiu COSMO, którego dziennikarze byli, jak już od wielu lat, konferansjerami w trakcie naszego Finału. Jednej z naszych sztabowiczek udało się także wylicytować grafikę Marty Frej. Ze sceny wylicytowana została również ostatnia koszulka z naszego SiemaShopu.
Nieodłącznym elementem Finałów jest Światełko do Nieba. Wiedzieliśmy, że w tym roku musi być wyjątkowe. Mając w sercu wydarzenia sprzed roku, nasza sztabowiczka Blanka Maruszewska wygłosiła po polsku i niemiecku mowę, w której podziękowała panu Pawłowi Adamowiczowi i zapewniła, że Jego tragiczna śmierć jeszcze bardziej nas złączyła. Nas, sympatyków WOŚP. Nas, wolontariuszy berlińskiego sztabu, którzy pochodzą z Polski, Niemiec, Japonii, mówią różnymi językami, mają różne religie, poglądy, którzy wszyscy razem mówią "hejt mi nie gra".
Po tych wzruszających słowach, które niejedną osobę przyprawiły o łzy, zaprezentowaliśmy gościom ekologiczne i przyjazne zwierzętom Światełko do Nieba w formie pokazu laserowego.
Na koniec Finału ogłosiliśmy zebraną kwotę: 12 277,30 Euro i 1 976,62 zł! W tamtym roku uzbieraliśmy łącznie 17 882 Euro, więc liczymy na pobicie naszego rekordu. Póki co wiemy, że kwota urosła już do ponad 16 tysięcy Euro!
fot. Jakub Mikos (materiał z Fb WOŚP Berlin)
Kwota jeszcze urośnie, gdyż cały czas trwa nasza zbiórka na Facebooku, można wpłacać przez PayPal, pozostały nam do zliczenia pieniądze z 22 skarbon stacjonarnych, puszek wolontariuszy, którzy przemierzyli 12 stycznia Berlin wzdłuż i wszerz a także do 31 stycznia mamy do zaoferowania dużo na Allegro Charytatywnie.
Świetnie licytują się scrapbookingowy ozdobny notes z paryskimi motywami, nieśmiertelniki TEDE, płyta "Brak Równowagi" zespołu Transgresja (który podczas tego Finału wystąpił w aż trzech miejscowościach!) oraz ręcznie wyszydełkowane kolczyki, których Dziergane przekazała nam w ilości aż 80 par! Na naszej aukcji świetnie radzi sobie też koszulka z autografami gwiazd, która była z nami na Festiwalu w 2018 r. Podczas Finału w 2019 r. została zlicytowana za kwotę 170 Euro... i przekazana nam ponownie! Podpisali się na niej Jelonek z Huntera, Poparzeni Kawą Trzy, Czesław Mozil, Maciek Wasio, Extrema, PPNOU, Krzyś z Nocnego Kochanka, Chorzy a nawet Anja Rubik!
Wciąż uzupełniamy listę fantów do zdobycia na naszej aukcji. Znajdą się tam m.in. książki, na przykład autorstwa Marty Kisiel czy bardzo wyjątkowy kubek. Zanim znalazł się na naszej aukcji, pokonał 3800 km i zwiedził 3 kraje. Jest pamiątką z Najpiękniejszego Festiwalu Świata - Pol'and'Rock i dowodem przyjaźni, która powstała właśnie tam. Został mi podarowany przez kolegę z sąsiedniej "Wioski Libiąż", której mieszkańcy przyjęli ciepło naszą "Wioskę Sztabów Zagranicznych", powstałą z inicjatywy Jurka Owsiaka. Bywalcy festiwalu tworzą siedliska namiotów, tzw. wioski, gdzie spotykają się co roku. Kubek przewędrował z festiwalu aż do Birmingham, gdzie mieszka mój kolega. Następnie w trakcie świąt Bożego Narodzenia przyleciał do Krakowa, skąd zabrałam go do Berlina. Tak oto zwykły plastikowy kubek wzbogacił naszą puszkę WOŚP o kilkadziesiąt Euro. A to jeszcze nie koniec, gdyż... szczęśliwy nabywca podarował mi go po aukcji! Kubek trafia więc na nasze Allegro i mam ogromną nadzieję, że zapełni się złotówkami po brzegi!
Mam równie wielką nadzieję, że oprócz pobicia ubiegłorocznego rekordu zbiórki Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, wszyscy razem będziemy solidarnie krzyczeć "hejt mi nie gra" i reagować na choć najmniejsze przejawy agresji. To będzie najpiękniejszy wyraz naszej wdzięczności dla Fundacji WOŚP, która tak fenomenalnie nas łączy. SIEMA!
#wosp2020#wośp#wielkaorkiestraświątecznejpomocy#siema#wośpberlin#berlin#aukcja#przemekwalkowicz#celinamuza#wszyscybyliśmyharcerzemi#robertkudelski#wedge#dkms
2 notes
·
View notes
Text
Dzisiejszemu testowaniu, analizowaniu i ocenianiu poddam napój kawowy Starbucks CAPPUCCINO.
Zacznijmy od tego, że zakupiłam produkt w sklepie Stokrotka za 7,45 co jest raczej wysoka cena w porownaniu do konkurencji, ktore ceny wyznaczyly na 2,50-3,50, niczym jogurty. Tutaj oczywoście trzeba zapłacić za Logo. Sam kubek wyglada atrakcyjnie, ale jest mało funcjonalny. Jedyna opcja to picie przez słomkę, ale tego papierowego czegoś słomka nazwać nie można, nawet nie idzie przebić wieczka, sama nakrętka ma dziure nie tak jak w firmie Zott, która wlasnie z powodu braku tej dziury omijam. Ale kiedyś trzeba bedzie ja wyprobowac. Wrocmy do analozy produktu Starbucks. Po cappuccino spodziewalam sie terazniejszego cappucino, czyli wiecej kawy mniej mlecznego smaku. Co prawda nie zerknelam na sklad przed zakupem, tylko bam i w reku, bam i do kasy, bam i w pracy. Jakbym zerknela to pewnie bym sie zastabowila przed zakupieniem tego smaku bo okazuje sie ze w skladzie znajduje sie kakao, to bardziej takie cappucino jak to babcia miala w szawce, zeby wnukom cos zrobic na miare kawy co kawa nie bylo, to wlasnie cappuccinem sie nazywalo, choc kto pracowal jako barista maly czy duzy dobrze wie ze cappucino to espresso, pianka i troche mleka. Cappuccino to mocniejsza siostra latte i tego sie spodziewalam po Starbucksowej wersji cappuccino. Troszke sie rozczarowalam tym zakupem, ta marna słomka, cena, opakowanie, a smak taki sobie, dla kogoś kto nie pije kawy regularnie może wydać się wystarczajaca lecz dla smakosza to łyk i do kosza. Ogólnie to więcej tego smaku napewno nie zakupie. Pod względem napojów kawowych, czy mlecznych w podobnej formnie podania z popularnych marketów Starbucks mi nie leży. Tania wersja z Biedronki mimo bardzo słodkiego smaku, wyczuwalna jest w niej kawa, a espresso z mlekiem rewelacja, opakowanie z nakrywka idealna do uzytku. Taka tansza wercja kawy na wynos z kawiarni. A koszt 2,50 to cena wrecz idealna na mala chwilke zapomnienia.
Ocena:
Smak: ❤️🤍🤍🤍🤍
Wyglad: ❤️❤️❤️❤️❤️
Użytkowość: 🤍🤍🤍🤍🤍
Godność polecenia: ❤️🤍🤍🤍🤍
Ogólna ocena: Określiłabym ten napój jako produkt dla dzieci i małych dorosłych, albo produkt wdrażajacy w smaki kawyowych trunków.
0 notes
Text
Gadżety reklamowe przydatne do biura – zobacz, w co koniecznie warto zainwestować.
Nowoczesny marketing stawia na pojęcie „user experience”. Jest ono o tyle ważne, że aby kontakty z konsumentem były jak najlepsze konieczne jest zadbanie o jego własne odczucia powiązane z marką – im marketing okaże się lepszy, tym będą one przyjemniejsze dla obydwu stron. Pozwoli to poprawić prosperowanie firmy oraz jej markę, a nawet zarobki. Nawet jeśli jest to inwestycja dla firmy – opłaca się ona, ponieważ gadżety reklamowe stawia się niemalże na równi z innymi formami marketingu, jak na przykład reklamy w Internecie, czy tradycyjne.
Czy warto inwestować gadżety reklamowe?
Aby wspomóc swoje kontakty z konsumentami, zaleca się zaznajomić się marketingiem. Wyjątkowo powszechne stają się ostatnio gadżety reklamowe. Czy tak właściwie opłaca się w nie zainwestować i na czym to szczegółowo polega? Gadżety reklamowe to podstawowa forma reklamy polegająca na obdarowywaniu konsumentów praktycznymi gadżetami, na których znajduje się logo lub grafika powiązana z naszą marką. Artykuły te nie są zazwyczaj drogie, dlatego też nawet nieco mniejsze firmy mogą je kupić. Jakie są najpopularniej wybierane gadżety reklamowe?
Aby odnieść sukces w marketingu, przy kupnie gadżetów warto zwrócić uwagę na kilka ważnych czynników. Po pierwsze nie bez znaczenia jest trwałość gadżetu. Jako sprzedawcom, powinno zależeć nam na jak najdłuższym czasie stosowania produktów przez konsumentów – wtedy reklama pozostanie na dłużej w użytku i istnieje szansa, że większa ilość potencjalnych klientów zauważy dane naszej firmy. Kolejnym ważnym aspektem, jest wygląd produktu. Jako iż wielu potencjalnych obdarowanych odbiera wygląd produktu na pierwszym miejscu warto zadbać, aby podarunek był dla nich atrakcyjny. Nie należy pomijać także praktyczności gadżetu reklamowego. Jedynie praktyczny przedmiot będzie później używany. Z tego właśnie powodu tak dużą popularnością cieszą się kubki, długopisy i pióra, ubrania oraz elektronika.
Czy gadżety reklamowe są skuteczne? Wbrew powszechnej opinii taka forma reklamy sprawdza się wręcz idealnie. To wszystko za sprawą pozytywnego wrażenia, jakie wywieramy na obdarowanej osobie. Wręczenie nawet drobnego gadżetu umożliwia stworzenie przyjaznej relacji z klientem, bez konieczności spędzenia dużej ilości czasu. Dodatkowo w osobie obdarowanej pojawiają się pozytywne emocje, które nieświadomie łączy z naszą firmą.
Gdzie można wykorzystać gadżety reklamowe?
Gadżety reklamowe doskonale sprawdzają się przy rozmaitych okazjach – szczególnie na różnego rodzaju wydarzeniach jak przykładowo targi, spotkania, imprezy, czy konferencje. Zwykle mamy wtedy dostęp do większej ilości osób, rozdając darmowe gadżety z naszym logo oraz dodatkowymi danymi powiększamy szansę dotarcia do nowej grupy odbiorców i ewentualnych konsumentów.
Rozdane przedmioty są w prawdzie inwestycją (należy je na początku zamówić) jednak po czasie stają się także wizytówką firmy, która na dłuższy czas zostanie pozytywnie skojarzona z naszą firmą.
Gdzie zamówić gadżety reklamowe?
Jak można zamówić wykonanie gadżetów reklamowych? Najlepiej skontaktować się z wybranym dystrybutorem oferującym takie usługi. W dalszej kolejności wystarczy już tylko zaprojektować szatę graficzną lub zlecić to zadanie profesjonalnemu grafikowi i dostarczyć grafiki te do firmy. Kluczowe jest również wybranie, jaki gadżet planujemy kupić – różnokolorowy notes z gumką, piłeczkę przeciw stresowi z logotypem, klasyczny długopis, czy praktyczny kubek. Do biura poleca się wybór prostych designów produktów przydatnych w biurze. Ten rodzaj gadżetów reklamowych jest stosunkowo uniwersalny i prawie zawsze jest na niego popyt – obecnie prawie każdy korzysta z tego typu przedmiotów, czy to w pracy, czy też w domu. Inną kultową opcją jest wybór gadżetów elektronicznych – w tym przypadku liczy się jednak jakość, produktów. Można wybrać wszelkiego rodzaju głośniki, kalkulatory, ładowarki, powerbanki, czy słuchawki. Zamówienie wcale nie musi być duże, a przy tym oferowane artykuły są zazwyczaj bardzo tanie – dzięki temu nawet małe przedsiębiorstwa mogą pozwolić sobie na zakup gadżetów reklamowych.
Kupując akcesoria zaleca się uwzględnienie, o jakiej tematyce powinny one być. Najczęściej wybierane są gadżety reklamowe biurowe. W wielu przypadkach są to notatniki z logo, kolorowe kartki samoprzylepne, czy wizytowniki. Zaletami tego typu gadżetów jest głównie niewysoka cena oraz fakt, że praktycznie każdy je stosuje. Można zdecydować się na przedmioty do pisania – ponadczasowe pióra kulkowe, praktyczne długopisy, czy ołówki ekologiczne. Kolejną dziedziną, na którą decyduje się coraz więcej osób są gadżety elektroniczne – głośniki, pendrive’y, czy powerbanki.
0 notes
Text
Parasole reklamowe - mobilna reklama twojej firmy
Koszulka z własnym nadrukiem jak zrobić
T-shirty z nadrukami dla par, są jednocześnie niesłychanie pomocne. Pasują również do wewnętrzni kiedy również spódniczek, czy spodenek. Na znacznej liście upominków są między innymi pendrive’y o innych wzorach pamięci, ale zdecydowanie z logiem Twojej firmy. Świetnym programem są również kubki, mogą być banalne, lub termiczne, właśnie z zamkniętą nazwą Twojego biura. Szukamy rozwiązań w necie, czytamy teksty, książki, słuchamy podcastów i wskazówek lekarzy z marketingu.
Przygotowane kampanie reklamowe planują na planu dojście do jako najzdrowszej miary kupujących, lecz i uważają zbyt zajęcie sprawić, aby raport był uczciwy oraz objęty. Warto również pomyśleć o parasolach i saszetkach.
Jedną z korzyści gadżetów jest owo, iż oprócz zmysłu wzrokowego, poddają one również zmysł dotyku. Te najwyższe potrafią istnień w stanie loga Twojej firmy. Uczyni to, że stanie zdecydowanie ono zapamiętane.
youtube
Dlaczego kubek reklamowy to dobry wybór
Obecnie technologie drukowania są tak rozwinięte, iż nadruk na tkaninie nie stanowi żadnego wysiłku, co niewiele stanowi ostatnie strasznie znane, popularne i niedrogie. Nadruki potrafią stanowić równe humoru, zabawne, gdyż jednakże o czasem potraktować klub z przymrużeniem oka. Gadżety pozostawiają silny znak rozpoznawczy a także służy na opanowanie informacji.
O wspomnieć więcej o gadżetach reklamowych dla polskich świadomych konsumentów. Dobrze teraz nie tylko koszulki, ale ubrania dla par są w chwili obecnej dużo na topie.
Nie od rzeczywistość wiadomo, że działania marketingowe przechodzą na charakterze jak najbardziej skuteczne promowanie firm, i co wewnątrz tym dąży przyciąganie klientów. Teraz istnieje niewiele poglądów na reklamę, która złapie się w minimalnym koszcie finansowym. Absolutnie wszystek gadżet zajdzie w rodzaj dawanego klienta.
Obecnie gadżety reklamowe zakładane są za jakieś z najsilniejszych form reklamie firmy. Warto także pomyśleć o parasolach a także saszetkach.
Gadżety reklamowe po co
Bluzy dla par i koszulki radują się coraz ważniejszą marką. Dlatego gadżety reklamowe świetnie zbierają się w obecnej lokacie. Dlaczego się tak dzieje? A dlatego, możesz sprawdzić tutaj że są one po prostu skuteczne.
Dzięki nim możesz wziąć ogromną rzeszę mężczyzn i pozyskać ich przyznanie a także sympatię. Robić żebym się mogło, ze smycz z logo firmy, to częsty nic nie znaczący gadżet. Dlaczego się tak dzieje? A ponieważ, iż są one po prostu skuteczne.
Wiele zalet przemawia za wykonaniem koszulki z własnym nadrukiem. Kolejnym dobrym planem są niewątpliwie koszulki z nadrukiem, jaka będzie składać Twoją firmę.
Zapewne ostatnie być jednocześnie napis swego programu. Potrafią wówczas być założenia służbowe, lub pamiątki dla użytkowników.
0 notes
Photo
Kubek z Twoim logo Bum! 💣 Bum! 💣#mug #houseoffighters #yourdesign #logo https://www.instagram.com/p/B2PypbDlUCx/?igshid=le2dhizlrm7l
0 notes
Text
Your Guardian Angel - Rozdział Siódmy
To była całkowicie spontaniczna decyzja, którą podjął tak nagle, że niemal zerwał się ze swojego siedzenia.
- Amber, muszę załatwić coś szybko - oznajmił, schodząc pospiesznie na dół. Jak na zawołanie, w korytarzu zjawili się prawie wszyscy: Amber, Kim, Dorothy, Martha, a nawet Carlo. - Nie przejmujcie się. Będę na telefon, jakby coś się działo.
Starał się ignorować ich badawcze spojrzenia, gdy wychodził. Ssał swoją dolną wargę, aby powstrzymać cisnący się na jego twarz uśmiech i zaczął miąć w dłoni jakiś papierek z czystych emocji. Był piątek, niby nic szczególnego, w końcu praca czekała na niego każdego dnia, ale jednak... dziś czuł się jakoś inaczej. Nabrał energii do życia, przez ostatnie dwa dni rozmyślając, zamknięty w swoim gabinecie z projektami Carlo, towarzysząc mu od czasu do czasu przy projektowaniu. Ale tak naprawdę, w głowie projektował zupełnie coś innego.
Harry, co prawda, myślał o tym wcześniej. Nie tak intensywnie, jak zazwyczaj, ale dziś wszystko nasiliło się do takiego stopnia, że postanowił spróbować - w końcu co mu szkodziło? To Louis zaprosił go na smoothie, i chociaż nie kontaktował się z nim od kilku dni, nie pisał i nie spytał nawet o zgodę, oraz o to, czy będzie tego dnia obecny w pracy, to chciał po prostu tam pójść i złożyć zamówienie. Chciał przy okazji zobaczyć, jak pracował Louis i czy nosił te śmieszne czapki z daszkiem z logo firmy, które zazwyczaj nosili ludzie w budkach z lodami i koktajlami.
Najbliższa galeria oddalona była o kilka mil. Nie obeszło się bez transportu swoim autem, chociaż podróż ta zajęła mu przez to prawie pół godziny przez panujące korki. A gdy wreszcie dotarł na miejsce, rozpiął guziki swojego płaszcza i ruszył przed siebie, rozglądając się wkoło w poszukiwaniu stoiska z kolorowymi napojami, o którym mówił mu Louis. Tak naprawdę było tu pełno stoisk z niezdrową żywnością, z lodami, śmiesznymi lizakami lub ze świeżo parzoną kawą. Cel miał jednak tylko jeden i miał dziwne przeczucie, że był coraz bliżej.
Nim się obejrzał, ujrzał przed sobą czuprynę gęstych, karmelowych włosów i białą koszulkę polo. Rozmawiał właśnie z jednym ze współpracowników i uśmiechał się lekko, a Harry niemal od razu ruszył w tamtą stronę. Nie sądził, że znalezienie go będzie takie proste, ale kiedy w końcu się to stało, nie mógł wyjść z podziwu. Był na tyle zdeterminowany, aby naprawdę go tutaj znaleźć, i tylko w połowie w celu zamówienia sobie smoothie.
- Banan i mango, poproszę.
Louis niemal podskoczył, słysząc głos Harry'ego za swoimi plecami. Odwrócił się do niego, spoglądając nań z dołu, a jego błękitne oczy zaiskrzyły się dziwnym blaskiem. Po chwili uśmiechnął się bardzo szeroko, jakby widok Harry'ego sprawił mu radość.
- Cześć.
- Hej.
- Ja... Chciałbym coś jeszcze powiedzieć, ale chyba muszę zrobić ci koktajl.
- Jasne.
Obserwował go rozbawiony, jak krzątał się w tę i z powrotem, wyglądając, jakby wypełniał właśnie bardzo ważną misję, a przyrządzenie smoothie Harry'emu było czymś, od czego zależały losy wszechświata.
- Nie spytałem jakie, więc będzie średnie - powiedział w pośpiechu, między szykowaniem kubka a kontrolowaniem pracy blendera.
Kiedy przelał w końcu napój do kubka, potrząsnął nad nim palcami dłoni i dopiero wtedy podał go Harry'emu, wsadzając uprzednio do środka różową słomkę.
- Co to było?
- Dosypałem magicznego składnika i rzuciłem czary, żeby ci smakowało - zażartował, przypatrując się mu w oczekiwaniu na jego reakcję. Wyglądał prawdopodobnie tak samo, jak Harry kilka dni temu, gdy zamówił mu swoją ulubioną kawę.
Napój nie wyglądał zbyt zachęcająco - kolorem przypominał zblendowane wymiociny, ale posiadał przyjemny zapach. Bez wahania pociągnął łyk ze słomki i niemal od razu złapał się za głowę, gdy chłód uderzył do jego czaszki.
- Niedobre? - Louis zmartwił się, widząc grymas na jego twarzy. - Chyba dałem za dużo...
- Zimne!
Słysząc to, Louis znów szeroko się uśmiechnął.
- Najwyraźniej bardzo się różnimy. Ja sercem jestem na Arktyce, a ty na Saharze. - rzekł rozbawiony, obserwując, jak twarz Harry'ego wykrzywiła się z bólu. - Wszystko dobrze? Może powinienem zamówić ci grzejnik? - przytoczył jego własne słowa z kawiarni, tym razem zmieniając kilka szczegółów.
Harry niemal od razu zwrócił na to swoją uwagę, gdy chłód, który przeszył go do szpiku kości, zaczął ustępować.
- Ty gnoju.
- Przykro mi, ale mam klienta - rzucił wymijająco, chociaż na jego ustach wciąż błąkał się delikatny uśmiech. Gestem pokazał Harry'emu, aby się odsunął.
- Poczekaj, zapomniałem zapłacić.
- Na koszt firmy. To znaczy na mój koszt, nie jestem swoim szefem, tu akurat nie mogę ci zaimponować.
Nim mógł zareagować na jego słowa, usłyszał chrząknięcie za swoimi plecami, więc zmuszony był, aby odejść na bok. Zawiesił swoje spojrzenie na Louisie, podczas pociągania łyków ze słomki, ponieważ jego gardło przyzwyczaiło się do zimnego koktajlu. Myślał o tym, jak Louis zaskakiwał go z dnia na dzień, ze spotkania na spotkanie, coraz bardziej i bardziej. Był szalony, ale też zabawny, bo zdążył zaobserwować, że potrafił wywołać uśmiech nie tylko u siebie samego siebie, ale u swoich klientów lub współpracowników.
Gdy miejsce przy ladzie nieco opustoszało po kilkunastu, ciągnących się w nieskończoność minutach, wreszcie podszedł ponownie, już z pustym kubkiem i oparł się łokciami o blat.
- Więc... Fajna koszulka.
Louis podniósł na niego wzrok, który wcześniej wbijał na karteczki samoprzylepne, poprzyklejane do każdego kawałka ścianki, za którą pracował. Jego rzęsy wydawały się być jeszcze dłuższe i niezwykle pociągające. Były gęste, długie i minimalnie zakręcone. Harry'emu zaschło w ustach na ten widok, bo nigdy jeszcze się z tym nie spotkał, aby dostrzegł coś pociągającego w mężczyźnie.
- Dzięki. A ty masz golf, znowu. - wskazał palcem na smoliście czarny golf Harry'ego. - Podoba mi się.
- Mój golf? - serce Harry'ego zaczęło bić szybciej na tę miłą uwagę. To oczywiste, że Louis nie mógł powiedzieć, że ten golf podobał mu się na nim. Ależ skąd.
- Taa, lubię golfy - zaśmiał się, spoglądając na zegarek.
Każda czynność, jaką wykonywał, Harry widział w dwukrotnie zwolnionym tempie, tym samym zwracając uwagę na każdy, najdrobniejszy szczegół. Widział jego piękne rzęsy, przydługie włosy z tyłu głowy, jego spękane, zaczerwienione usta. Uważał, że był naprawdę ładnym człowiekiem.
- Jest czwarta. Kończę niedługo. Co tak właściwie tu robisz?
- Ja? Przyszedłem na zakupy. - skłamał. Nie widział innego wyjścia, Louis mógłby uznać go za głupca, gdyby dowiedział się, że przyszedł tu tylko po ten głupi koktajl.
- I co? Kupiłeś coś?
- Nie do końca. Jeszcze nie. - wyznał nieco zakłopotany, gdy zdał sobie sprawę, że przecież niczego nie kupił. - Jestem wybredny. Ale powiem ci coś, ale to sekret. Chodź tutaj.
Nachylił się w jego stronę, a Louis przechylił głowę w bok, nadstawiając ucha, jak gdyby miał wyznać mu jakiś bardzo ważny sekret.
- Tak. Zdecydowanie robisz najlepsze smoothie, jakie piłem.
- Harry, nigdy nie piłeś smoothie - zachichotał pod nosem, kręcąc swoją głową. Nie wiedząc, co zrobić z rękoma, zaczął przecierać wilgotną ścierką i tak już czysty blat. - Tak przynajmniej mi mówiłeś.
- Wiem. Ale to najlepsze, jakie kiedykolwiek wypiję. A z racji tego, że twoje jest najlepsze, żadnego innego już nie spróbuję.
Louis posłał mu kolejne, rozbawione spojrzenie i założył kilka przydługich kosmyków włosów za ucho. Gest ten skradł serce Harry'emu, ale tylko odrobinę.
- Jasne. Nie powinieneś kontynuować swoich zakupów?
- Taa, powinienem - mruknął niechętnie, spoglądając na swój pusty kubek. - Racja. Dzięki za smoothie.
Wycofał się powoli, opierając się silnemu pragnieniu, aby obejrzeć się przez ramię i rzucić Louisowi chociaż jeszcze jedno spojrzenie. Tak naprawdę nie miał przecież w planach zakupów, nie za bardzo lubił wycieczki do centrów handlowych, więc nie wiedział, co mógłby robić przez te dwie godziny. Włóczył się zatem bezcelowo długimi alejkami, mijając wysepki i szyldy sklepów, i tylko raz czy dwa przejechał się ruchomymi schodami w górę i w dół z czystego znużenia.
Kilka minut po szóstej siedział już na ławce za wielką donicą z jakimś egzotycznym kwiatem nieopodal wyjścia i wpatrywał się w czubki swoich butów. Nie był pewien, czy robił dobrze, ale to było silniejsze od niego. Zdecydowanie było to lepsze niż siedzenie w swoim mieszkaniu i rozmyślanie, a na pracę nie miał ochoty. Z resztą, salon był już dawno zamknięty, a on zapomniał zabrać dokumentów do domu. Zdarza się.
Gdy zauważył, jak Louis już przebrany kieruje się w stronę wyjścia, poderwał się na nogi i natychmiast się przy nim znalazł.
- Hej - zawołał, dotykając jego ramienia.
Louis podskoczył wystraszony i odwrócił głowę. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie, ale gdy ujrzał twarz Harry'ego, odetchnął z ulgą.
- Och, to ty.
- Ja. Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć. - spojrzał na niego z poczuciem winy. Nie wiedział, jak się zachować lub co powiedzieć, bo dokładnie tego nie przemyślał. - Idziesz do domu?
- Tak - Louis odpowiedział bardzo powoli, przyglądając się mu badawczo. - Byłeś tu cały czas?
- Tak, robiłem zakupy, ale cóż... Znów nic nie kupiłem.
W myślach błagał, aby Louis mu uwierzył. Nie powiedziałby mu przecież, że siedział tutaj prawie dwie godziny i na niego czekał.
- Właśnie wychodzę.
- Możemy wyjść razem, będzie miło - chłopak zaproponował, wciskając ręce w rękawy kurtki, po czym zapiął jej ekspres po samą szyję. Wokół szyi owinął kilka razy butelkowy zielony szalik, włosy zakrył czapką, a na dłonie nasunął rękawiczki. - Chciałem pojechać rowerem dzisiaj, ale było zbyt zimno. Chyba bym umarł, gdybym miał trzymać nagie dłonie poza moimi kieszeniami.
Ruszyli razem do wyjścia. Harry czuł się dziwnie podekscytowany, że szedł obok Louisa i mógł rozmawiać z nim. Czuł się tak, ponieważ odzwyczaił się od wspólnych wędrówek, spacerów i rozmów, odzwyczaił się od takiej bliskości z drugim człowiekiem. I nigdy nie sądził, że tak za nią tęsknił, ale teraz się właśnie o tym przekonał.
- Aż tak ci zimno? - rzucił okiem na rękawiczki i szalik, sam poprawiając swój szal, który wcisnął wcześniej wewnątrz płaszcza. - W końcu jesteś z Arktyki.
- Tylko sercem - parsknął, kręcąc swoją głową.
Już za chwilę znaleźli się na zewnątrz i oboje zadrżeli na panujący mróz.
- Jak się miewasz, Harry? - zapytał po chwili.
- Dziękuję, że pytasz. W porządku. - odparł po chwili namysłu. - Pracuję, um... Pracuję.
- A oprócz pracy?
- Pracuję.
Louis znów zaczął się śmiać, przykuwając uwagę Harry'ego. Mogło to zabrzmieć nieuprzejmie, ale nie kłamał, bowiem praca wypełniała jego grafik każdego dnia. Ale nie chciał dłużej o tym myśleć. Chciał móc patrzeć na niego, gdy się śmiał, bo nigdy dotąd nie widział jeszcze tak silnych emocji, które wypełniały drugiego człowieka. Wraz z nim śmiały się jego oczy, błękitne i błyszczące. Zawsze, gdy się śmiał, odchylał głowę w tył, a wokół jego oczu tworzyły się małe, kurze łapki. Wydawał się być szczęśliwy, i właśnie zaczął mu tego zazdrościć.
- Zrób sobie przerwę od pracy. Zrób, no nie wiem... Idź na spacer. Chyba, że robisz to każdego dnia i po prostu o tym nie wspominasz.
- Nie chodzę na spacery. Nie lubię za dużo myśleć.
- Nie musisz wtedy myśleć, wtedy po prostu zachwycaj się widokami, ciesz się chwilą, doceniaj to co cię otacza. Ja tak robię. - rzekł z uśmiechem. - Byłeś kiedyś w ogrodach miłości?
- Ogrody miłości? - Harry zmarszczył swoje brwi - Nigdy nie słyszałem o takim miejscu.
- Nie słyszałeś? - zdziwił się Louis. - To podobno naprawdę piękne miejsce. Nigdy tam nie byłem, ale słyszałem wiele. Podobno ma magiczną moc, aurę. Ale nie możesz iść tam sam, i przede wszystkim, jeśli nie czujesz się gotowy, to również nie możesz.
- Nie mogę? Głupota. - stwierdził oburzony. - To nie tak, że chciałbym tam iść, nie mam pojęcia, co to jest. I jestem pewien, że znam o wiele piękniejsze ogrody.
- Przekonasz się pewnego dnia.
- Dobrze, w takim razie czuję się gotowy. Czy mogę tam już iść?
Louis w odpowiedzi pokręcił jedynie głową, ale milczał. Harry zirytowany stawiał ciężkie kroki, myśląc o jego słowach i o tym, dlaczego ktoś wymyślił coś takiego jak ogrody miłości. Jeśli chodziło o ogrody, szklarnie lub kwiaciarnie, był osobą, która wiedziała o nich najwięcej, ale nigdy w życiu nie słyszał o nazwie przytoczonej przez Louisa. Starał się nawet powiązać tę nazwę z jakąś inną, pokrewną, ale nic z tego, chłopak musiał sobie to po prostu wymyślić. Ewentualnie była to jakaś instytucja bezmyślnie nazwana ogrodami.
- Stwierdziłem, że nie chcę iść jeszcze do domu. Jest dopiero siódma.
To nie tak, że zazwyczaj o tej godzinie robił coś ciekawszego niż siedzenie w mieszkaniu i pracy.
Zwrócił tym uwagę Louisa, który od kilku minut również wydawał się być zamyślony. Co więcej, szli obok siebie chodnikiem, w nieznanym im kierunku. Szli po prostu tam, gdzie niosły ich nogi.
- Proponujesz mi spacer? - Louis uśmiechnął się nieśmiało i odgarnął rękawiczką kilka kosmyków przydługich włosów z twarzy. - No dobrze. Ale jest bardzo, bardzo zimno.
- Zaproponowałbym ci, abyśmy poszli gdzieś, ale... - urwał, gdy nagle sobie coś uświadomił. - Możemy przecież iść do mojego salonu. Jest najbliżej.
- Salonu? Salonu wielkiego Harry'ego Stylesa? - uśmiech Louisa samoistnie się poszerzył. - Zawsze chciałem go zobaczyć, tak serio od środka.
- W takim razie, chyba będę w stanie spełnić twoje małe marzenie.
Ekscytacja zaczęła narastać w jego ciele, gdy zmierzali szybkim krokiem wąskimi uliczkami w stronę salonu sukien ślubnych. Chciał pokazać mu, jak pracował i jak wyglądała jego świątynia, która była jego drugim domem. Budynek miał dwa piętra oraz parter, ale najbardziej podekscytowany był przygotowaniem mu swojej ulubionej herbaty, którą pili wszyscy w jego salonie.
- Piękny szyld - skomentował Louis, przyglądając się budynkowi z zewnątrz, gdy dotarli na miejsce. Objął ramiona rękoma z zimna i spojrzał na Harry'ego, który przeszukiwał kieszenie swoich jeansów. - Coś nie tak?
- Nie wiem, czy zabrałem klucze... - wymamrotał, coraz bardziej zdenerwowany. Był pewien, że miał je ze sobą, w końcu były doczepione do kluczy od mieszkania. Ale ich również nie miał. - Kurwa mać.
Nagle przypomniał sobie, że wybiegając dzisiejszego dnia z salonu, klucze zostawił w gabinecie na biurku. Salon zamknęła najprawdopodobniej Amber, ale nie chciał teraz do niej wydzwaniać.
- Trudno. Damy jakoś radę, w końcu to mój salon. - założył ręce na biodrach, spoglądając na drzwi wejściowe. - Poczekaj tu.
Wspiął się po schodkach, dla pewności szarpiąc za klamkę, ale gdy ta nie ustąpiła, ponownie przeklął pod nosem. Zaczął przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu czegoś ostrego.
- Wiesz, możemy po prostu innym razem - zaproponował Louis, stając obok. Nerwowo rozglądał się po okolicy, pocierając o siebie swoje dłonie w rękawiczkach. - Co jak ktoś posądzi nas o włamanie?
- Daj spokój, włamanie do własnego sklepu? To niedorzeczne. Zrób mi przysługę, Louis. Masz coś ostrego?
- Mam... Mam swoje klucze, ale chyba nie będą pasować.
Wyjął posłusznie pęk kluczy i podał mu je ze zwątpieniem.
Harry szybko odnalazł wśród kilku par kluczy cienkie kółeczko, z którego mógłby zrobić użytek. Niemal od razu wygiął je kilka razy i zaczął grzebać ostrą końcówką w zamku.
Louis przyglądał się temu w ciszy, choć jego twarz wyrażała wiele. Prawdopodobnie nie był zachwycony tym pomysłem, ale Harry był zbyt zdeterminowany, aby pokazać mu swój salon w tym momencie.
- Chyba gotowe - powiedział po chwili, zadowolony z siebie, gdy usłyszał ciche kliknięcie. - Nie wierzę, że to się udało. Mógłbym zostać zawodowym włamywaczem.
Tym razem, drzwi ustąpiły. Pchnął drewnianą powłokę, przepuszczając Louisa pierwszego. Ale Harry nie spodziewał się jednego. Zapomniał o czymś istotnym, o czym powinien pamiętać, ponieważ był tutaj szefem i znał każdy zakamarek tego miejsca. Zdał sobie sprawę z tego dopiero wtedy, gdy Louis przemówił:
- Czy nie macie tutaj jakiegoś alarmu?
To właśnie wtedy, gdy oboje znaleźli się w środku, rozbrzmiał głośny, ogłuszający alarm. Jego serce niemal podskoczyło mu do gardła, a panika zalała całe jego ciało. Gdy spojrzał na Louisa, dostrzegł, że chłopak był jeszcze bardziej przerażony, niż on.
- W porządku - spróbował go uspokoić, mimo wyjących w oddali syren policyjnych. - Nie przejmuj się, jestem tu właścicielem, z całą pewnością nic się nie stanie.
- Nic? - Louis spanikowany dłonią dotknął swojej lewej piersi, prawdopodobnie po to, aby zobaczyć, czy jego serce jeszcze biło. - Jedzie tutaj policja, to włamanie!
- To nie może być włamanie, skoro to mój salon.
- Ale policja już tu jedzie, pójdziemy do więzienia, Harry! - krzyknął bezradny, oddychając szybko. Rozglądał się wkoło w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby ich uratować, ale na marne. Jego przerażenie rosło z każdą sekundą. - Zachciało mi się z tobą chodzić.
- Słucham?! - Harry wybałuszył na niego swoje oczy. - To ty chciałeś iść tutaj ze mną! Nikt ci nie kazał, a teraz tak po prostu...
- Tak, zrzucam całą winę na ciebie, ponieważ nie mogłeś odpuścić i musiałeś grzebać tym cholernym drutem w zamku!
Ich wrzaski przerwał pisk opon i uderzenie w drzwi, które otworzyły się gwałtownie, prawie wypadając z zawiasów.
- Jak dobrze, że dotarliście, ale nie ma potrzeby... - zaczął spokojnie Harry, ale nie dane mu było dokończyć. Jeden z policjantów chwycił go za nadgarstki i wykręcił mu je za plecy, przez co jęknął z bólu. - Za co to?!
Louis po prostu stał i dał zakuć sobie ręce w kajdanki, nawet się nie sprzeciwiając. Wyglądał teraz na całkowicie opanowanego, chociaż jego klatka piersiowa wznosiła się i opadała nierównomiernie.
- To jest mój salon, ja nic nie zrobiłem! - próbował się obronić, szarpiąc nadgarstkami, chociaż wiedział, że nie miał szans. Nie powinien się opierać, ale wiedział również, że był niewinny. - Jestem Harry, Harry Styles!
- Wyjaśnimy sobie wszystko na komisariacie.
Funkcjonariusze nie słuchali więcej jego próśb i narzekań. O wszystkim została poinformowana również Kim, która była zastępczynią szefa, oraz ojciec Harry'ego, u którego mężczyzna wiedział, że otrzyma kolejną reprymendę. Ale oprócz tego wiedział, że bardzo go zawiódł, choć w rzeczywistości nie zrobił nic złego. Jeszcze zabawniej zrobiło się wtedy, gdy o całym zajściu chcieli powiadomić właściciela, którym przecież okazał się Harry.
- Idioci - splunął, siedząc na tylnym siedzeniu radiowozu, tuż obok Louisa. Na jego twarzy widniał grymas z powodu chłodnego metalu, wbijającego się w skórę na nadgarstkach. - Naślę na was swojego prawnika.
Przez całą drogę wściekły próbował uwolnić swoje dłonie, ani razu nie spoglądając na Louisa. Było mu po prostu wstyd, że wciągnął go w to wszystko, a po części wciąż nie mógł w to uwierzyć i wciąż kurczowo trzymał się przekonania, że był niewinny, a to, że akurat zapomniał klucza i zapomniał o zabezpieczeniach antywłamaniowych było tylko drobnym szczegółem.
- Nie przejmuj się, ja to załatwię - powtórzył po raz kolejny w stronę Louisa, zanim został wyciągnięty z auta i szarpnięciem podprowadzony na komisariat.
Zacisnął swoje zęby, z całej siły starając się nie wybuchnąć. Oglądał się kilka razy przez ramię, aby dostrzec, czy Louis szedł za nim, a gdy upewnił się, że oboje zmierzali w tym samym kierunku, nieco się uspokoił. Chciał jeszcze dziś to wszystko załatwić i wszystko mu wyjaśnić. Czuł się jak dupek.
- To mój salon - zaczął od razu, gdy w końcu jego kajdanki zostały zdjęte. - Jestem Harry Styles, niech ktoś mnie, do cholery, wysłucha! To jest mój salon, wszyscy o tym wiedzą!
Policjantka wbijała w niego swoje spojrzenie, bardzo zmieszane i niedowierzające.
- Jeśli nie wierzycie, ja... uch, mam w kieszeni dowód tożsamości. - bardzo ostrożnie wyjął go ze swojego portfela z tylnej kieszeni spodni i położył na stole przed sobą.
- Ustalimy to.
- Oczywiście - parsknął bez krzty humoru, podrygując nerwowo swoimi kolanami. - Gdzie jest Louis? Louis, Louis Tomlinson. Nie zawinił niczemu, to mój przyjaciel. Wypuśćcie go.
Harry nie sądził, że tak to wszystko się potoczy. Jego dokumenty, wraz z kartami kredytowymi oraz jego telefon zostały zabrane, a on siedział w celi za przestępstwo, którego nie popełnił. Dodatkowo nie wiedział, gdzie jest Louis i to sprawiało, że jego żołądek wywracał się na drugą stronę.
Nie wiedział, ile tak siedział, ale z całą pewnością było już po dziewiątej. Spędził w areszcie dokładnie godzinę i odchodził od zmysłów bez jakichkolwiek wieści, bo nikt nie chciał mu nic powiedzieć, a tym bardziej nikt nie chciał go wysłuchać. To jakiś obłęd.
W końcu jednak po kolejnej godzinie, mógł być przesłuchany ponownie. Tym jednak razem, wszystko, co mówił do tej pory, zostało potwierdzone, a jego dokumenty zostały zwrócone. Ale to nie było usprawiedliwieniem, Harry usłyszał zarzut włamania i próby napaści na własną posiadłość z celu uzyskania odszkodowania, co było oczywiście kłamstwem, więc gdy tylko o tym usłyszał, zaśmiał się im wszystkim w twarz.
Dzisiejszy dzień był jakimś żartem. Wyszedł z aresztu równo o dwudziestej drugiej, wykończony i przemarznięty. Nie miał już siły na złość i przejmowanie się wpisem do kartoteki policyjnej, oraz groźbą o karze finansowej. Myślał o tym, aby znaleźć Louisa i przeprosić za wszystkie krzywdy, jakie mu wyrządził. Najpierw potrącił go w aptece, później na pasach, a teraz wsadził go do aresztu.
Gdy opuścił budynek, nie spodziewał się, że zastanie na zewnątrz Louisa, ale tak się właśnie stało. Siedział na schodkach przed budynkiem, tyłem do drzwi w kompletnej ciszy.
- Louis?! Louis, o mój Boże - wymamrotał, spiesząc w jego stronę.
Usłyszawszy to, chłopak natychmiast wstał i odwrócił się do niego przodem. Pocierał palcami swoje nadgarstki, a z jego dłoni zniknęły ciepłe i grube rękawiczki.
- Całe szczęście, tak bardzo mi przykro, ja nawet nie wiem co powiedzieć. Tak bardzo, bardzo przepraszam, czuję się jak dupek, ja po prostu... po prostu... - potrząsnął głową z ciężkim oddechem w piersi. - Słuchaj, nigdy w życiu to się już nie wydarzy. Prawda jest taka, że ja wiem, że już nigdy nie będziesz chciał mnie znać ani zobaczyć, wpakowałem cię w takie gówno, ten cały stres, kartoteka, te niewygodne kajdanki...
Przez cały ten czas Louis słuchał go w skupieniu, nie odzywając się. To dało Harry'emu nieme potwierdzenie, że zgadzał się z każdym jego słowem.
- Nie chcieli mnie wypuścić wcześniej, nic powiedzieć, wysłuchać, mieli mnie po prostu gdzieś! Potraktowali mnie niepoważnie, to jest mój salon, mój, a ty na dodatek nic złego nie zrobiłeś.
Musiał przerwać na moment, aby wziąć kilka głębszych oddechów. Potarł palcami swoje skronie, gdy przeraźliwy ból rozpostarł się po jego czaszce. Teraz był po prostu załamany jak nigdy. Jednak nie czuł się tak ze względu na całą tę sytuację - tak naprawdę jedynym powodem był Louis, któremu tak bardzo winien był przeprosiny. Czuł, że właśnie stracił w jego oczach, a nie chciał być przez niego znienawidzony. Nigdy.
- Harry - w końcu cichy głos przebił się przez ciężką atmosferę i świszczący w oddali wiatr.
Słysząc go, Harry natychmiast wbił w niego swoje spojrzenie pełne smutku i żalu. Ale zamiast ujrzeć w tęczówkach czegoś na kształt złości, zawiści, zawodu, ujrzał ten sam piękny, błękitny blask. Kąciki jego ust drgnęły, zaskakując tym Harry'ego tak bardzo, że musiał zamrugać kilka razy.
- Nie wiem, czym się tak przejmujesz. Żyjemy. Nic się nie stało.
W końcu miękki uśmiech rozciągnął się na jego ustach, z każdą chwilą poszerzając się, co było kompletnie niezrozumiałe. Wydawało się przecież, że było źle.
- Wiesz, jak śmiesznie panikowałeś? Myślałem, że się popłaczesz. - niespodziewanie zaczął się śmiać, z początku cicho, zakrywając dłonią usta, ale po chwili nie mógł się powstrzymać, a jego śmiech rozniósł się echem po opustoszałej okolicy.
- Co? - spytał głucho, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Był sparaliżowany wewnętrznie i wciąż trząsł się jak galaretka, a Louis tak po prostu się śmiał. - To jest dla ciebie śmieszne?
- Tak - wykrztusił chłopak, kiwając głową. Śmiał się coraz głośniej, odchylając głowę w tył i trzymał się za brzuch. - Zabrali mi dokumenty, telefon i klucze, a później stwierdzili, że jestem twoim zakładnikiem, Harry. Zakładnikiem.
- Zakładnikiem? - powtórzył za nim jak idiota. - Louis, to nie jest śmieszne, ja naprawdę byłem przerażony. Bałem się, że będą cię torturować i w końcu przywiążą cię do pryczy. Miałbym cię na sumieniu.
Nie wiedząc czemu, sam uśmiechnął się, gdy śmiech Louisa ani na chwilę nie ustawał. Złapał go za nadgarstek, próbując zwrócić na niego swoją uwagę.
- Nie śmiej się, no Louis.
- Nie mogę, po prostu czuję się taki szczęśliwy - wyznał, uśmiechając się tak szeroko, że Harry zaczął obawiać się, czy jego pulchne, zaróżowione policzki zaraz nie pękną. -
- Szczęśliwy? Mamy przesrane.
- Wiem to - odparł, jak gdyby nigdy nic. Oblizał swoje usta i otarł łzy z kącików oczy, ani na chwilę nie przestając się uśmiechać. - Też się bałem, ale po wszystkim to wydaje się być takie śmieszne. Przyznaj sam. Krzyczałeś, że jesteś Harry Styles, jak gdybyś był Królową Elżbietą.
- Przepraszam, że chciałem nas wyrwać z rąk oprawców? - zaśmiał się cicho, puszczając jego dłoń i rozejrzał się. - Jest bardzo późno. Jutro rano czeka mnie rozmowa z moimi współpracownikami o tym, co miałem w głowie i z ojcem, który będzie chciał mnie wysłać na leczenie.
- Nie martw się. Też jestem nienormalny, możemy iść na leczenie razem.
Louis zaskoczył go, pociągając lekko za ramię, aby ruszyli. Następnie schował dłonie w kieszeniach kurtki, więc Harry poszedł w jego ślady.
- Dziękuję za propozycję, chętnie skorzystam. Przynajmniej będę wtedy wiedział, że leczę się z bardziej nienormalnymi ode mnie.
Jak gdyby wydarzenia w ostatnich kilku godzinach nie miały miejsca, szli dalej ramię w ramię ciemną ulicą. Może w tym momencie było to niezrozumiałe, było w końcu za wcześnie, ale Harry miał wrażenie, że to wydarzenie miało zmienić wiele.
- Jak się czujesz? - zapytał nagle, gdy pomyślał o prawdziwym leczeniu. Nie chciał wnikać w ten drażliwy temat, jeśli nie chciał tego Louis, ale był nie tyle, co ciekawy, był zmartwiony. Chciał wiedzieć tylko, jak się czuł. - Będąc chory. Przepraszam, jeśli to nie na miejscu.
- To miłe - odrzekł Louis niczym niezrażony. Zawahał się chwilę, zanim kontynuował. - Nie czuję się za dobrze, w końcu jestem chory i to zrozumiałe. Ale nie myślę o tym. Wiem, że zadręczając się nie żyłbym tak, jak żyję teraz. Żyłbym w skorupce.
Nic z tego nie rozumiał. Czy to znaczy, że było dobrze?
- I nie, nie leczę się, Harry - dodał szybko, zanim otrzymałby pytanie. - Ale jednocześnie chcę, aby ludzie wiedzieli, na czym stoją. Może moje ciało przechodzi zmiany, może wydawać się, że zostało mi już niewiele, ale na razie czuję się po prostu zbyt dobrze na ostateczne leczenie. Nie chciałbym spędzić swoich ostatnich lat życia w szpitalu, mam tylko dwadzieścia jeden lat.
Harry'emu na jego słowa w gardle urosła wielka gula. Nie powinien się tak tym przejąć, ale trochę go to dotknęło. Minimalnie. W końcu na samym początku wiedział, że Louis był poważnie chory. To nie było nic nowego.
- Ale dzisiejszy dzień był zdecydowanie najlepszym lekarstwem. Szczęśliwe chwile nim są. - powiedział nieco ciszej, wzdychając szczęśliwie. - To jest właśnie to, co ludzie nazywają chwytaniem dnia, chwili. Nie chcę żyć ze świadomością, że mogę umrzeć jutro albo za tydzień, ale jednocześnie chcę spróbować wszystkich rzeczy, o których zawsze marzyłem i nie wstrzymywać się przed niczym, bo nie mam ku temu powodów. Chcę po prostu żyć.
Wbrew wszystkiemu dotarło do niego właśnie, że mimo tego, że był zdrowy i miał wiele lat życia przed sobą i możliwości, on sam nie potrafił tak po prostu żyć. Nie miał marzeń, które mógłby zrealizować, nie było miejsc, które zawsze chciał zwiedzić, ludzi, których zawsze chciał poznać. A może miał, ale jeszcze o tym nie wiedział.
Chciał powiedzieć Louisowi, że bardzo go za to podziwia, jak lekko podchodzi do swojej choroby i mimo wszystko potrafi prowadzić normalny tryb życia, ale nie umiał. Był zbyt wielkim tchórzem.
- Przepraszam, że krzyczałem na ciebie. Strasznie mi głupio. - spojrzał na niego ze skruchą, przypomniawszy sobie całe zajście przed przyjazdem policji. - Mogę powiedzieć, że też trochę spanikowałem.
- Trochę? - Louis zaśmiał się cicho. - Ja też przepraszam, że zrzuciłem na ciebie całą winę. Spanikowałem i to strasznie, a oni zabrali mi moje rękawiczki.
Harry dopiero co zauważył, że rzeczywiście dłonie Louisa nie były odziane w grube rękawiczki. Zatrzymał się nagle i zmarszczył brwi, przyglądając się jego skostniałym palcom, gdy Louis wyciągnął ręce z kieszeni, aby rozgrzać je, pocierając je o siebie.
- Świnie. Odkupię ci je. Będą lepsze, niż te, które ci zabrali. Mogą sobie nimi najwyżej podetrzeć...
- Nie musisz - przerwał mu. - Nie musisz wszystkiego mu kupować.
- Ale zazwyczaj wszystko, co się dzieje, dzieje się z mojej winy.
- To brzmi jak kolejka wymówka, aby mnie zobaczyć.
Tak było? Harry z całej sił starał się przekonać sam siebie, że tak nie było. To nieprawda. Po co miałby wymyślać wymówki, aby ujrzeć Louisa każdy, kolejny raz, skoro wszystko to, co się działo, działo się wbrew jego woli? Mimo to nie ukrywał, że nie czuł się z tym źle. Widok Louisa nie był dla niego nieprzyjemny, wręcz przeciwnie, mógłby nawet powiedzieć, że cieszył się, gdy go widział. Był on pierwszą osobą z zewnątrz, z którą w końcu nawiązał bliższy kontakt, wskutek czego nie przesiadywał już tyle w swoim gabinecie i w salonie.
Louis po chwili spuścił wzrok na swoje buty, a Harry obserwował go cały ten czas. Mimo późnej pory i panującej ciemności, mógł dostrzec przez światło latarni jego długie rzęsy, które zapierały dech w piersiach. Dosłownie go hipnotyzowały.
- Jest już bardzo późno i zimno. Chyba będę musiał już iść, w soboty też pracuję, od samego rana. - odezwał się ponownie po chwili, spoglądając na Harry'ego z dołu.
Styles obawiał się, widząc drobne i kruche ciało Louisa, że wiatr porwie go z mocniejszym podmuchem. Pierwszym jego odruchem było złapanie go w pasie, gdy tylko tak się stało, ale szybko zauważył, że ten wciąż stał i wpatrywał się w niego, całkowicie bezpieczny.
- Rozumiem. Ja również mam kilka ważnych spraw... - potarł dłonią swoje czoło i zmrużył oczy, ponieważ powietrze było jeszcze bardziej mroźne. - Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co się dzisiaj wydarzyło. Chore.
- Z całą pewnością - Louis roześmiał się głośno, kołysząc się na swoich stopach. - Ale chciałeś pokazać mi salon, to miłe. Doceniam to.
Mały uśmiech uformował się na twarzy Harry'ego. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nie wiedział co. Zazwyczaj brakowało mu słów, gdy przychodziła pora na rozstania. Może po prostu nie chciał, aby nadchodziły, bo polubił spędzanie czasu z mężczyzną. Jeszcze tego nie rozgryzł.
- Więc... Skoro już tak zaproponowałeś, to czekam na moje rękawiczki. Ale pospiesz się, bo zamarznę.
Skinął swoją głową na jego słowa na znak, że się zgadzał. Sekundy mijały, a oni wpatrywali się w siebie, jakby w oczekiwaniu na reakcję drugiego. Zdawało się, jakby żaden z nich nie chciał się już żegnać, bo noc ta była prawdopodobnie najlepszą w ich życiu.
Harry dostrzegł, że Louis drgnął. Najpierw bardzo niepewnie przysunął się bliżej, prostując palce swoich dłoni. Jego ruchy były bardzo powolne i ostrożne, jakby w obawie, że nagle rozmyśli się i wycofa. Ale nie wycofał się. Uniósł się kilka centymetrów, gdy stanął na palcach swoich stóp, zrównując się z Harrym wzrostem. Wstrzymał oddech i czekał, z oczami utkwionymi w zielonych tęczówkach.
A później pochylił się, zmniejszając odległość, jaka dzieliła ich twarze. Harry nie poruszał się, po prostu stał i czekał, nie wiedząc nawet, co dokładnie w tym momencie czuł - ekscytację, oszołomienie. Był zbyt przejęty rzęsami Louisa, które mógł w tym momencie policzyć co do jednej, ale jego serce prawie wyskoczyło z jego piersi, a myśli zostały rozwiane, gdy poczuł jego oddech na swojej twarzy i miękkie, aksamitne usta, przyciśnięte do jego własnych. Sam musiał wstrzymać oddech przez pierwsze kilka sekund, nie będąc w stanie myśleć.
Zatrzepotał rzęsami, gdy trwali tak kilka sekund, a po chwili zamknął powieki. Myślenie było zbędne. Zbędne były okoliczności, fakt, że był to mężczyzna, nic w tej chwili nie było tak ważne jak to, że całował teraz najbardziej słodkie i finezyjne usta, jakie miał okazję całować. Czuł że to uczucie przeszywało go całego, a on nie mógł temu zapobiec. I choć przez pierwsze chwile nie wiedział, co robić, czy powinien go objąć czy oddać pocałunek, kiedy w końcu chciał zrobić obie rzeczy na raz, Louis oderwał się od niego, cofając się krok.
Louis nie wyglądał na zadowolonego. Louis wyglądał na zawstydzonego i przerażonego. Dotknął palcami swoich ust, oddychając szybko.
- Przepraszam, tak bardzo przepraszam - wydukał, kręcąc swoją głową. Rumieniec oblał jego twarz aż po szyję. - Nie chciałem, przepraszam.
Harry wyciągnął dłoń, aby chwycić tę należącą do niego i poprosić, aby się uspokoił. Nie był chwilowo w stanie nic powiedzieć, bo w przeciwieństwie do Louisa, pławił się w uczuciu, jakie go ogarnęło, a było ono zdecydowanie pozytywne. Jego serce wręcz szalało w jego piersi.
- Louis... - wykonał kolejny krok w tył, unikając jego dłoni. Unikał również jego wzroku.
- Przepraszam. Naprawdę muszę iść.
Nim Harry zdołał go powstrzymać, odwrócił się i zaczął oddalać się w przeciwnym kierunku. Szedł tak szybko, jakby bał się, że Harry mógłby go dogonić.
A Harry? Stał w miejscu i wpatrywał się w jego oddalającą się sylwetkę oniemiały. Oblizał swoje usta i gdy poczuł czekoladowy smak, musiał dotknąć palcami swojej dolnej wargi. Zaczął skubać ją i pocierać, otulony głuchą ciszą, bez śladu żywej duszy wokół. Starał się po prostu zrozumieć, co się stało, dlaczego, i przede wszystkim dociec, czy to normalne, że jego serce przyspieszyło swoje bicie, gdy Louis go pocałował.
Louis go pocałował.
Z tą myślą szedł w stronę swojego mieszkania, z myślą, że Louis dzisiaj go pocałował i uciekł, kompletnie przerażony. Prawdopodobnie zrobił to, nie mogąc się powstrzymać i wystraszył się tego, co Harry sobie o nim pomyśli. Niepotrzebnie, bo mimo początkowego zaskoczenia, mimo niespodziewanego obrotu akcji, Harry nie mógł oprzeć się myśli, że od tej pory usta Louisa będą tym, o czym niewątpliwie będzie śnił.
I śnił, właśnie tej nocy. Myślał o jego słodkich ustach, nie przejmując się już więcej tym, że nie powinien.
#larry stylinson#harry styles#louis tomlinson#polish#fanfiction#gay#your guardian angel#one direction
2 notes
·
View notes
Text
Nadruk marketingowy lub ewentualnie firmowy na gadżecie
Niemalże każda innowacyjna, pusta oraz dostępna powierzchnia, może pozostać skutecznie wyeksploatowana do celów marketingowych, promocyjnych i wizerunkowych. Niektóre rozwiązania bezsprzecznie są bardziej kosztowne, jak chociażby umieszczenie reklamy wielkogabarytowej swojej firmy na nośniku zewnętrznym. Mimo to przy chęci nabycia pięćdziesięciu kubków z nadrukowanym logo swojej firmy, możliwe jest skuteczne negocjowanie ceny oraz pozostałych warunków komercyjnych.
--- Zapraszam do odwiedzenia strony: koszulki bez nadruku - znajdziesz tutaj dużo ciekawych rzeczy.
Taki kubek z nadrukiem ma okazję stanowić idealny prezent dla pracowników z okazji lub bez okazji, ale przy okazji jest też krokiem w domenę ujednolicenia wizerunku przedsiębiorstwa i drobnym gestem akcentującym profesjonalizm w jego prowadzeniu. Kierowanie firmą może zostać ocenione jako znacznie bardziej zaangażowane oraz skupione na detalach, jeżeli dodatkowo pracownicy posiadają inne akcesoria z nadrukiem firmowym czy logiem własnego pracodawcy. Znakomicie do takich celów nadają się choćby długopisy, notatniki lub kalendarze - ścienne czy też biurkowe.
--- Zapraszam na naszą stronę: koszulki tulzo - Na pewno znajdziesz tutaj sporo wartościowych informacji.
Prócz gadżetów z nadrukami, które trafić są w stanie do pracowników lub ewentualnie na bezpośrednie wyposażenie firmy, warto także pomyśleć o tym, jakie przedmioty z nadrukiem firmowym zdołałyby trafić ewentualnie do klientów bąd�� też normalnych przechodniów, jako forma reklamy i promocji swojej korporacji. Osoby zatrudnione do promocji, które na ulicy mają za zadanie wręczać podarki oraz służbowe gadżety przechodniom, naturalnie także muszą być ubrane w odzież z nadrukami własnego pracodawcy lub reklamowanego miejsca. Dzięki temu całość akcji promocyjnych będzie o wiele bardziej czytelna, spójna i kompletna.
0 notes
Text
Kubek reklamowy popularny gadżet dla każdego
Sitodruk na szybie jak usunąć
Drinkom z wyjaśnień są drobne upominki, lub ulotki, a ponad smycze reklamowe. Gadżety pozostawiają dobry znak rozpoznawczy a także realizuje na opanowanie informacji. Można napisać, że gadżety reklamowe to substancja.
Szukamy wyjść w necie, czytamy teksty, książki, słuchamy podcastów oraz informacji profesjonalistów od marketingu. Potrafią ostatnie być ubrania służbowe, lub pamiątki dla odbiorców. Dalej to codziennie znane ludziom długopisy, a ponadto smycze oraz breloki. Zdarzy to, iż pozostanie doskonale ono zapamiętane.
Prawdopodobnie obecne być i napis własnego pomysłu. Kolejnym wspaniałym wpływem są oczywiście koszulki z nadrukiem, która będzie udostępniać Twoją markę. Dlaczego się naprawdę dzieje? A stąd, iż są one po prostu skuteczne.
youtube
Warto także pomyśleć o parasolach oraz saszetkach. Nie jakikolwiek gadżet dojdzie w format obdarowywanego klienta. W chwili obecnej, w dobie Netu a także Instagrama zakochane pary oprócz hasztagów pragną podkreślić nasz układ i wyrazić szczęście przez inny, unikalny także żywy sposób. Są użytkownicy, jacy są dla nas niesłychanie ważni, czerpiemy z nimi umowy już z dużo lat również chcemy okazać im indywidualny szacunek, lub ocieplić stosunki. Warto wspomnieć też o gadżetach reklamowych dla własnych specjalnych klientów.
Gadżety reklamowe po co
Genialnym wpływem są również torby na paskach, torby papierowe i latarki. Jeśli określasz się na place specjalistyczne, konferencje, albo będziesz występować swój wynik docelowo u konsumenta, warto przechodzić ze sobą upominki w osób gadżetów reklamowych.
Są faceci, którzy są dla nas bardzo istotni, nosimy z nimi zgody już od wielu lat także wolimy pokazać im mocny szacunek, lub ocieplić stosunki. Dlatego świetnym zwolnieniem są wszystkiego rodzaju gadżety reklamowe. Duży nacisk plasuje się na reklamę w środowiskach oraz portalach społecznościowych, gdyż stanowią wspaniały wpływ, ale drukowane materiały promocyjne, wciąż pasą się ogromnym zaangażowaniem. Jednak nim zwiększymy swoją czynność potrafimy posiadać mały budżet.
Robić żeby się mogło, ze smycz z logo firmy, to codzienny nic nie znaczący gadżet. Warto jeszcze pomyśleć o parasolach oraz saszetkach. Nadruki mogą być gęste humoru, zabawne, gdyż jednakże warto czasem potraktować ruch z przymrużeniem oka. Poszukując inspiracji, znajdziemy sporo projektów na podarunek dla konsumenta.
Pewnie więc żyć portfel, lub pokrowiec. Obecnie gadżety reklamowe przyjmowane są za jakieś z najlepszych strategii reklam firmy. Nie od teraz wiadomo, że działania marketingowe narzekają na planie gdy daleko skuteczne promowanie firm, oraz co wewnątrz tym idzie pozyskiwanie konsumentów.
Następnie to ogólnie uznane każdym długopisy, i więcej smycze i breloki. Dlaczego się tak dzieje? I dlatego, że są one po prostu skuteczne.
0 notes
Text
0: Odcinek pilotażowy
Dotknęła bosą stopą zimnej ściany i przeszły ją ciarki, bo tak bardzo nie znosiła zimnych ścian w tym domu. W sumie nie było tam rzeczy, na którą przez ostatnie cztery lata by nie narzekała, ale miała dziś dobry humor. Czyli odkąd wróciła z dalekiej podróży, z naładowanymi bateriami i z pustym portfelem.
Momentami nie dowierzała, że by odkochać się w facecie, który siedział w jej głowie przez ostatnie miesiące, musiała zacząć słuchać popularnej piosenkarki z gitarą. Ale dorosła i dorosła też jej muzyka, obie więc były siebie warte. Chociaż przez trzy minuty przeboju o rozstaniu.
Dostała wczoraj e-maila, a potem zazdzwonii do niej, że chętnie spotkaliby się na rozmowie kwalifikacyjnej i zaaranżowali tour po biurze, jeżeli wszystko wypadnie pomyślnie. O dziewiątej rano była więc gotowa do wyjścia na autobus, a potem do przesadzenia się w metro. I w coś jeszcze. Ale podobno się opłacało.
- Witam, proszę siadać. - W korytarzu powitała ją sekretarka fimy. Zaleciła usiąść na kanapie i czekać, jak idiotka, aż przyjdzie ktoś, kto zajmuje się rekrutacją i jednym spojrzeniem oceni, czy kandydatka ma chociaż cień szans na nudne stanowisko w ich firmie.
Gdy usiadła, zajęła bezpieczną pozycję ze skrzyżowanymi nogami i wyprostowała się. Chciała udać profesjonalistkę, chociaż z daleka wyglądała jak sztywny trup, z bladą twarzą i zimnymi dłońmi. - Pani Julia? Witam i zapraszam. - I wskazano jej kolejne pomieszczenie.
Po pierwszym tygodnu pracy nauczyła się palić papierosy. Nie robiła tego nałogowo, nauczyła się tego raczej dla własnego interesu, by biegać z nowymi koleżankami wyjściem ewakuacyjnym na dach budynku i palić tam cztery cienkie i dwa grube. Oczywiście nie naraz. Dzięki nowej umiejętności nauczyła się pukać do gabinetu szefa o odpowiednich porach, wciskać mocniej guzik z napisem “cukier” w automacie z kawą i kupiła własny kubek z modnym logo kawiarni. Wszystko dla własnego interesu.
Kiedy praca okazała się dość przyjemnym sposobem zarabiania pieniędzy, postanowiła po raz pierwszy płacić czynsz za coś swojego - wynajęła więc mieszkanie gdzieś na Muranowie, obok świetnej restauracjiz tajskim żarciem.
I pewnego ranka obudziła się w białej pościeli, zamyślona snem, jaki właśnie ją nawiedził. Snem, który nasunął jej jedną, dość istotną myśl, którą pomijała dotychczas we własnej głowie szerokim łukiem;
- Muszę sprawić, by ktoś obudził się obok mnie.
#książka#warszawa#nowa#fanfic#polska#literatura#proza#czytam#czytampolsko#autor#pisarz#nowelista#przygoda#romans#kryminał
0 notes
Video
Dla Troglodyty 😊 Kubki zwykle, magiczne oraz z fantastycznym motywem w środku 😍 Na zewnątrz kubka niezmiennie Wasze zdjęcie, dowolny tekst, grafika bądź logo 😊 Dokładnie takie jak chcesz i dla kogo tylko chcesz 😊 Inne nasze prace do obejrzenia w galerii zdjęć 😊 Zamówienia i szczegóły - zapraszam na priv. #kubek #kubeczki #kubki #troglodyte #jaskiniowiec #dlaniego #dlameza #kochamcie #kochanie #dzieńchłopaka #serca #serce #miłość #love #magiczny_kubek #ms_engraving https://www.instagram.com/p/BoB1gYFlILk/?utm_source=ig_tumblr_share&igshid=1wb0vapia8s8j
#kubek#kubeczki#kubki#troglodyte#jaskiniowiec#dlaniego#dlameza#kochamcie#kochanie#dzieńchłopaka#serca#serce#miłość#love#magiczny_kubek#ms_engraving
0 notes
Text
Nadruk reklamowy lub firmowy na gadżecie
Niemalże każda pionierska, pusta oraz dostępna przestrzeń, ma okazję zostać skutecznie wykorzystana do celów marketingowych, promocyjnych i wizerunkowych. Co poniektóre rozwiązania naturalnie są znacznie bardziej kosztowne, jak chociażby umieszczenie reklamy wielkogabarytowej swojej korporacji na nośniku zewnętrznym. Jednakże przy chęci nabycia pięćdziesięciu kubków z nadrukowanym logo własnej firmy, dopuszczalne jest efektywne negocjowanie ceny i pozostałych warunków komercyjnych.
--- Kliknij tutaj: grafika śmieszne - znajdziesz tutaj dużo ciekawych rzeczy.
Taki kubek z nadrukiem ma okazję stanowić idealny podarek dla pracowników z okazji bądź też bez okazji, lecz przy okazji jest także krokiem w witrynę internetową ujednolicenia wizerunku przedsiębiorstwa i drobnym gestem uwydatniającym profesjonalizm w jego prowadzeniu. Zarządzanie firmą może zostać ocenione jako znacznie bardziej zaangażowane i skupione na detalach, jeśli oprócz tego pracobiorcy posiadają inne akcesoria z nadrukiem firmowym czy logiem własnego pracodawcy. Nienagannie do takich celów nadają się chociażby długopisy, notatniki lub kalendarze - ścienne albo biurkowe.
--- Zapraszamy na stronę WWW: koszulki dla taty - Na pewno znajdziesz tutaj sporo ciekawych rzeczy.
Prócz akcesoriów z nadrukami, które trafić są w stanie do robotników bądź na bezpośrednie wyposażenie firmy, należałoby również pomyśleć o tym, jakie przedmioty z nadrukiem służbowym mogłyby trafić ewentualnie do konsumentów bądź stereotypowych przechodniów, jako odmiana reklamy oraz promocji swojej korporacji. Osoby zatrudnione do promocji, jakie na ulicy mają za zadanie wręczać prezenty oraz firmowe gadżety przechodniom, naturalnie też muszą być ubrane w odzież z nadrukami własnego chlebodawcy lub reklamowanego miejsca. To naturalnie dzięki temu całość przedsięwzięć promocyjnych będzie bardziej czytelna, spójna oraz kompletna.
0 notes
Text
Kubki reklamowe z nadrukiem
Bardzo dużo firm ma własne kubki z logo firmowym, które rozdaje pracownikom i swoim klientom. Jest to tania forma reklamy, ale zarazem bardzo skuteczna.
Zamawiając kubki reklamowe z nadrukiem można wybierać dowolny wzór, który ma się na nich znaleźć. Najważniejsze to żeby było to wszystko czytelne i żeby kojarzyło się dobrze z naszą firmą. To oznacza, że nie może to być byle, jaki materiał, z którego kubek jest wykonany i nie może być byle, jaki nadruk. Musimy tego dopilnować, a wtedy taki kubek będzie służył klientowi długie lata. Codziennie będzie mógł sobie pić w nim kawę czy herbatę.
Do wyboru mamy różne kubki, które warto zobaczyć i oceni, który rodzaj jest najlepszy. Najbardziej popularne są kubki ceramiczne, ale też są najmniej trwałe. W każdej chwili taki kubek może się potłuc i będzie po reklamie. Może lepszym rozwiązaniem będzie kubek metalowy? Prezentuje się bardzo dobrze i wytrzyma długie lata. Można również rozważyć zamówienie kubków termicznych z nadrukiem. Są one o wiele droższe, ale bardzo przydatne i latem i zimą. Klienci, którzy otrzymają od nas taki kubek będą bardzo zadowoleni. Reklama musi być pozytywnie odbierana przez klientów, a kubkami właśnie tak jest. Każdy chciałby mieć w pracy albo w domu taki kubek i my musimy to wykorzystać już teraz zamawiając dużą ilość kubków.
0 notes
Text
Przerwa na kawę - część 2
Po odjeździe ambulansu z Kirtsin oraz samochodu policyjnego z mało usatysfakcjonowanymi zeznaniami świadków funkcjonariuszami o minach tak znudzonych, jakie potrafią mieć tylko policjanci z małych miasteczek w Kansas, gdzie przeważnie nie dzieje się nic poważniejszego od pijaka rozrabiającego przed monopolowym, czy grupki nastolatków mażących sprayem po ścianach, do parku w Coffeyville powrócił spokój pięknego, jesiennego dnia. Jednak Miranda była tak roztrzęsiona, że po zmyciu z kontuaru ślady krwi, nie wspominając o wyrzuceniu zbezczeszczonych talerzyków z szarlotką, wywiesiła na kafejce karteczkę z napisem „nieczynne”, zamierzając zamknąć ją na cztery spusty i odjechać w siną dal, to jest na podwórze niewielkiego domu przy Moon Street. Gdy tylko się pozbiera. Kiedyś. Za chwilę. Za momencik. Kiedy przestanie się trząść jak osika na wietrze, na co się w najbliższym czasie nie zanosiło.
Dean, czyli zielonooki przystojniak we flanelowej koszuli stwierdził autorytatywnie, że aby w ogóle myśleć o jeździe na rowerze, w dodatku popychającym ciężką budkę z ekspresem i przyległościami, dziewczyna musi najpierw dojść do siebie. Po czym posadził ją przy stole piknikowym i oddał własną kawę, hojnie dolewając do niej whisky z piersiówki. W przypływie rozsądku Miranda pomyślała, że po wzmocnieniu czymś mocniejszym, tym bardziej nie powinna wsiadać na rower, ale nie zaprotestowała, gdy wciskał jej kubek w dłonie. Dobrze, że nałożył wieczko, bo ręce jej się trzęsły i wylałaby wszystko na miodowy sweter i krótką spódniczkę w szkocką kratę.
Drugi z braci chciał ją okryć własną koszulą, ale zreflektował się, że jest cała we krwi, więc tylko wymownie spojrzał na Deana, który przewrócił oczyma i ściągnął swoją. Mirandzie zrobiło się cieplej, a braciom chłodniej, bo znad jeziora zerwał się silniejszy wiatr, sypiąc w oczy piaskiem z brzegu i wirując wśród stert podeschłych liści. Czerwone, rozcapierzone liście z pobliskiego klonu litościwie zakryły rozbryzg krwi na trawniku przed „StrixCoffee”, ale i tak trzęsąca się dziewczyna nie mogła oderwać od niego wzroku.
Gapie, którzy zawsze pojawiają się tam, gdzie coś się dzieje – a migające światła karetki i radiowozu przyciągnęły ich jak pszczoły do miodu, zdążyli już rozejść się po parku, utyskując, że niewiele zdołali zobaczyć. Szczęściarze. Miranda zdecydowanie wolałaby być na ich miejscu i nie widzieć, jak ktoś wyszarpuje sobie oko plastikowym widelcem, ale co się zobaczy, nie da się odzobaczyć.
- Myślicie, że wszystko będzie dobrze? – spytała drżącym, nieswoim głosem, doskonale wiedząc, że to mało prawdopodobne i dla ukojenia nerwów upiła spory łyk wzmocnionej kawy. Uch, wciąż była gorąca jak lawa – hurtowo zakupione przez nią kubki termiczne nieźle trzymały ciepło.
- O tyle, o ile – odpowiedział Dean dyplomatycznie, rozcierając prawe ramię, bo zaczynało mu się robić chłodno. – Dziewczyna przeżyje, jeśli o to pytasz, ale oka raczej nie odzyska. Z kolei jak nie odzyska rozumu, znowu będzie próbowała się zabić.
- Może odzyska – bąknął Sam, nie uściślając, czy ma na myśli oko, czy rozum. Podał bratu swój kubek z kawą latte z przyprawami, by ten się trochę rozgrzał w porywistych podmuchach wiatru, chociaż i on czuł, że na odsłoniętych ramionach pojawia mu się gęsia skórka. Słońce chwilowo skryło się za smużystymi chmurami przypominającymi duże kleksy śmietany rozmazane na niebie, chociaż dzielnie usiłowało się zza nich wydostać.
- Może – prychnął zielonooki, próbując kawy brata i krzywiąc się nieznacznie. Tyle dobrego, że przynajmniej była gorąca. – Ja jej specjalnie nie rokuję.
- To rokuj – poradził Sam, ruchem podbródka wskazując nadal dosyć roztrzęsioną Mirandę i piorunując Deana wzrokiem. Więcej empatii, do cholery, mówił zniesmaczony wyraz jego twarzy.
Dean jakby nie zrozumiał sugestii.
- Nie wiem, czy dobrze pojąłem, ale panna usiłowała się zabić i to za pomocą plastikowego widelczyka, bo znienacka pocałowała ją inna dziewczyna? - spytał, wysoko unosząc jedną brew i rozkręcając się na całego. - Ja bym z tego powodu samobójstwa nie popełniał...
Miranda spojrzała na niego ze zmieszaniem, nie do końca pojmując, jak ktoś mógł zażartować z niedoszłego zejścia biednej Kirstin w kilka minut po odjeździe karetki. Tym bardziej, że ostatnio w Parku Waltera Johnsona zaczynało to wyglądać na jakąś epidemię – najpierw ten starszy pan z kółka szachowego, później chłopak od Kaminskich, a teraz Kirstin. O czym, co musiała sama sobie uświadomić, przyjezdni nie mieli zielonego pojęcia.
Już nabrała tchu, by powiedzieć braciom o klątwie wiszącej nad parkiem w Coffeyville, ale okazało się, że niełatwo wejść im w słowo.
- Domyślam się – skwitował wyznanie brata Sam, za karę odbierając mu kubek i gniewnie upijając łyk latte. – To wyobraź sobie, że to ja ni z tego ni z owego całuję cię w usta. Z języczkiem. Chyba nie chciałbyś…
- Nie, ale nadal nie przyszłoby mi do głowy wbijanie sobie widelca w oko – zlekceważył go Dean, walcząc o odzyskanie styropianowego pojemniczka z logo sowy i zapominając, że jest w nim kawa z mlekiem, a nie czarna jak smoła i mocna jak uścisk Kupidyna. - Mógłbym ewentualnie wbić go tobie, tak z rozpędu. Przypominam ci, że jesteśmy braćmi, a wincest mnie nie interesuje.
„Co to jest wincest?” pomyślała spłoszona Miranda, przerzucając niepewne spojrzenie z jednego Winchestera na drugiego i stwierdzając melancholijnie, że za chwilę kubek termiczny przeciągany niczym lina między dwoma zapaśnikami, źle skończy, a kawa chluśnie na stół piknikowy. I jej miodowy sweter. Uratowała go przed rozbryzgiem krwi biednej Kirstin, a teraz zaplami kawą. W sumie nie pierwszy raz, bo obsługując ekspres zdarzało jej się pochlapać i musiała stosować niezawodny sposób babki, czyli jajko z kilkoma kroplami alkoholu i odrobiną ciepłej wody, by wywabić plamy. Boże, o czym ona rozmyśla, kiedy przed chwilą…
- W takim razie Castiel – zaproponował Sam, nadal dążący do zobrazowania Deanowi, o co mogło chodzić niedoszłej samobójczyni, ale odsuwając się odrobinę, niby od niechcenia, bądź po to, by wyrwać kawę z rąk brata. - Wyobraź sobie, że pocałowałby cię Cas.
- Cas jest aniołem – mruknął Dean nieco niepewnie, marszcząc czoło i z zaskoczenia dając sobie odebrać kubek. Ba, nie dosyć, że aniołem, to jeszcze aniołem zdesperowanym, który właśnie zadźgał Żniwiarkę Billie, straszącą kosmicznymi konsekwencjami w razie niedotrzymania umowy, a oni naprawdę miewali już do czynienia z konsekwencjami na skalę kosmiczną i – nie da się ukryć, starszy Winchester bał się o swojego skrzydlatego przyjaciela jak jasna cholera. Ale co do jego, hm, orientacji - wolał o niej nie rozmyślać. Na wszelki wypadek. – Nie sądzę, by był zainteresowany…
- Spał z April – odbił piłeczkę Sam, uśmiechając się zwycięskoi czym prędzej korzystając z dobrodziejstwa odzyskanej latte. – Więc jednak był zainteresowany.
- Ha, z dziewczyną! Czyli nawet jeśli, nie chciałby całować mnie – odzyskał grunt pod nogami Dean, wygodniej rozsiadając się na stole piknikowym i odruchowo poprawiając swoją koszulę, bowiem, trzepocząc na wietrze, zaczęła zsuwać się z ramion Mirandy. – Poza tym był wtedy człowiekiem.
„A teraz nie jest?” przemknęło przez myśl nieco ogłuszonej tą wymianą zdań dziewczynie.
- Ale April nie była człowiekiem – przypomniał Sam, nadal zastanawiając się, jak wyjaśnić Deanowi, że też nie byłby zachwycony, gdyby inny mężczyzna ni z tego ni z owego zaczął go całować. W desperacji wskazał ręką na siedzącego nad brzegiem jeziora chłopaka w skórzanej kurtce, z szaleńczo kolorowym, hoghwardowskim szalikiem owiniętym wokół szyi, który niemrawo karmił kaczki, lecz przez cały czas zerkał w ich stronę – co prawda bardziej na Mirandę, niż Winchesterów. – A tamten? Od dłuższego czasu się na nas gapi.Nie wkurzyłbyś się, gdyby cię teraz pocałował?
- A bo ja wiem? – zastanowił się Dean, przymrużonymi oczyma mierząc chłopaka, który, spłoszony, czym prędzej wrócił do karmienia kaczek, ciaśniej owijając się szalikiem jakby spojrzenie Deana zmroziłogo na sopel lodu, mimo że jesienne słońce w końcu przebiło się przez chmury i rozświeciło z nową mocą. Teraz skrzyło się w wodzie, mokrych kamieniach przy brzegu, piórach kaczek, kolorowych liściach na trawie, rudych włosach Mirandy i błyszczącym chromie ekspresu do kawy, nie zapominając o owych przymrużonych oczach starszego Winchestera inadając im barwę dojrzałego agrestu.
- Co? – spytał słabym głosem Sam, nie panując nad zaskoczeniem.
- Co? – powtórzyła za nim Miranda, przestając rozumieć cokolwiek. Ci dwaj gadali jak potłuczeni, ale najgorsze było to, że zielonooki podobał jej się coraz bardziej, gdy tymczasem okazywało się, że jest… może chociaż bi?
- Co chcecie? Ma świetną kurtkę – zaśmiał się Dean, pochylając w stronę stropionej dziewczyny. Więcej potarganych, rudych włosów wymykało się zza zsuwającej się na czubek głowy jasnej beanie, coraz bardziej przypominającej czapeczkę krasnoludka. – Ale całować zdecydowanie wolałbym się z tobą.
- Chwała Bogu – wypsnęło jej się, nim zasłoniła sobie usta ręką, a wyraz twarzy Sama jednoznacznie świadczył o tym, że pomyślał o tym samym. – Chociaż ostatnio całowanie się w naszym parku przynosi same nieszczęścia.
- Tak? – zainteresował się Sam, w blasku jesiennego słońca lśniący jak świeżo wyłupany kasztan – kędzierzawe włosy mieniły się wszystkimi odcieniami brązu, a oczy – bursztynu. Dean nie zareagował, zajęty udowadnianiem całym sobą, że jest zainteresowany piegowatą baristką, a nie młodzieńcami w kolorowych szalikach, choćby nosili najfajniejsze kurtki.
- Kirstin nie była pierwsza – rzuciła dramatycznie Miranda, unikając wzroku Deana, bo czuła, że mięknie przy nim jak wosk. – W zeszłym tygodniu starszy pan grający w szachy też mówił, że ktoś go pocałował, a później zaczął połykać figurki.
- Przełknął? – spytał odruchowo starszy z Winchesterów.
- Nie, zadławił się na śmierć – rozwiała jego złudzenia Miranda, wzdrygając się nerwowo na wspomnienie Kirstin wbijającej sobie widelczyk w oko. Dławienie się drewnianymi figurkami pewnie nie wyglądało lepiej, a przecież był jeszcze ten chłopak od Kaminskich, Victor, czy Vitto, nie pamiętała zbyt dobrze. – I to nie koniec, bo kilka dni temu pewien młodziak usiłował wyciąć sobie serce nożyczkami do manicure, co wierzcie mi, wymaga nieco wysiłku, bo strasznie małe są.
- W parku? – upewnił się Sam, rozglądając dookoła, jak gdyby oczekiwał, że na każdej ławce czai się zagrożenie – kolejna joggerka biegająca z plastikowym widelczykiem do ciasta, starszy pan wciskający przechodniom do gardła figurki szachowe, lub młody szaleniec z malutkimi, maluteńkimi nożyczkami.
Tymczasem wokół, nie licząc chłodniejszych podmuchów północnego wiatru, trwało piękne, babie lato – psy i dzieci buszowały wśród liści, pracownicy parku usiłowali owe liście zgarnąć do worków, nieliczni biegacze mijali ludzi karmiących kaczki nad brzegiem jeziora, a do strony cypla dochodził gwar dzieciaków bawiących się na placu zabaw. Sielsko, anielsko, z nutą jesiennej nostalgii i wszystkich odcieni zieleni, żółci, czerwieni i brązu. Jedynym dysonansem byli spragnieni kawy przechodnie, zatrzymujący się przed mobilną kafejką „StrixCoffee”, zawiedzeni na widok karteczki z napisem „nieczynne”. I niewielka plama krwi nieszczęsnej Kirstin wsiąkająca w trawę i zasypywana liśćmi pobliskiego klonu.
- Nie –odpowiedziała zdetonowana Miranda, odgarniając z czoła kolejny niesforny kosmyk włosów. – Chyba w domu, ale wcześniej czekał w parku na ukochaną, a ona nie przyszła. Chociaż nie wydawał się kimś, kto by się tym przejął – dziewczyn miał na pęczki. Taki nasz miejscowy Casanova.
- Wygląda na to, że wiesz wszystko o wszystkim, co dzieje się w Coffeyville– mruknął nieco rozbawiony Dean, choć w jego umyśle wreszcie zapaliła się mała, czerwona lampka ostrzegawcza. Joggerka, starszy pan z kółka szachowego, młodziak wystawiony przez pannę – co im się nagle stało? I czy młodego też pocałowała tajemnicza „ona”?
Wymienił spojrzenia z Samem, który nieznacznie skinął głową. Zatrzymali się w miasteczku tylko na kawę, ale może warto byłoby nieco bliżej przyjrzeć się tym dziwacznym samobójstwom, czy próbom samobójczym. Mała wprawka po rdzewieniu w więzieniu Secret Service. Drobiazg w porównaniu z namierzaniem pomiotu Szatana, czy też samego Szatana i martwieniem się o brytyjskich Ludzi Pisma, bądź kosmiczne konsekwencje Billie. Swoją drogą musi przeprosić Casa, że ostatnio na niego nawrzeszczał - po prostu bał się o niego, tak? Mary z impetem wróciła do polowań, mogą i oni. Tym bardziej, że chętnie spotkałby się jeszcze z rudowłosą, piegowatą baristką, parzącą znakomitą kawę i piekącą smakowite ciasta – to znaczy wyglądały smakowicie, bo spróbować szarlotki nie zdążył.
- Zamawiając kawę, ludzie lubią sobie pogadać – przyznała dziewczyna, nieświadoma toku myśli Deana, ani jego porozumiewawczej wymiany spojrzeń z bratem, za to z nagłym poczuciem winy zerkając na swoją kafejkę, przed którą stała już trójka ewentualnych klientów, z zaskoczeniem rozglądających się dookoła w poszukiwaniu zaginionej baristki. – Może jednak otworzę? Biedacy chcieliby się napić.
- Ja też – mruknął filozoficznie Dean, zsuwając się ze stołu piknikowego i pomagając Mirandzie wydostać się z ławki. – Ale najpierw idź napoić innych spragnionych. A my z bratem trochę rozejrzymy się po miasteczku. Wydaje się niezwykle… urocze.
Ostatnie słowo było wyraźnie przeznaczone dla rudowłosej, która zarumieniła się z lekka – przekleństwo bladej, piegowatej cery Irlandki, a jednocześnie ucieszyła, że być może znowu zobaczy zielonookiego przystojniaka, chociaż jego rozmowy z bratem brzmiały iście po wariacku.
- Zwykle zamykam kafejkę o piątej – wyrwało jej się dosyć jednoznacznie, więc zarumieniła się jeszcze mocniej, przygryzając dolną wargę. Dean uśmiechnął się uśmiechem obiecującym, że wróci do parku po piątej, choćby się paliło i waliło, a Sam lekko potrząsnął głową, nie komentując.
- Policja? – spytał półgłosem, klepiąc brata po ramieniu, gdy ten zbyt długo zapatrzył się za odchodzącą w stronę spragnionych kofeiny klientów Mirandą. W istocie, nogi obleczone w dzianinowe rajstopy i krótką, wełnianą spódniczkę w szkocką kratę miała warte grzechu, mimo że nie nosiła szpilek, a praktyczne, sznurowane półbuty. Kilkanaście godzin pracy za kontuarem zdecydowanie nie sprzyja wysokim obcasom.
- Nieee – mruknął Dean, z żalem odwracając wzrok od dziewczyny i skupiając go na Samie. – Raptem jedno udane samobójstwo, więc nie będą zbyt wiele wiedzieli. Hm… ichniejszy zakład pogrzebowy? Podejrzewam, że w takim niewielkim miasteczku jest tylko jeden. Być może ktoś jeszcze, o kim ruda nie wspominała, nagle targnął się naswoje życie.
- Chyba, że mu się nie do końca udało, jak tej dziewczynie z plastikowym widelcem, czy chłopakowi z nożyczkami do manicure –mruknął Sam, zakładając za ucho kasztanowy kosmyk, którym pomiatał podmuch znad jeziora, co rzecz jasna było walką z wiatrakami, bo wiatr bawił się jego włosami jak chciał. Ach, czasem miał ochotę ściąć się na krótko jak brat. – Zajrzę do miejscowego szpitala na Izbę Przyjęć i popytam o dziwne samookaleczenia. Podrzucisz mnie?
- Jasne – zgodził się nieuważnie Dean, nadal w większym stopniu pochłonięty myślami o rudowłosej baristce, niż o tajemniczym czymś, co zasmucało ludzi w Parku Waltera Johnstona, i to niemal na śmierć. – Uporamy się z tym do piątej, co?
- Zapewne – zgodził się Sam, przewracając oczyma i godząc się z faktem, że będą musieli wynająć pokój w motelu, choć do Bunkra i czekającego na nich Castiela mieli raptem kilkadziesiąt kilometrów.
Trudno, w międzyczasie, kiedy Dean będzie emablował Mirandę, czymś się zajmie. Może też wyskoczy na miasto, wypije coś mocniejszego niż pump kin spice latte i poderwie jakąś ślicznotkę. Taaa, to cały on. Zapewne skończy się na tym, że zamówi chińszczyznę na wynos, wyciągnie na przykrótkim, motelowym łóżku i poczyta na tablecie Dana Simmonsa, do którego miał ostatnio słabość. Najważniejsze, że nie będzie zamknięty w celi trzy na trzy metry, bo w więzieniu Secret Service powoli dostawał klaustrofobii. Prezydent – cokolwiek nie myślałyby o tym jego służby, przeżył i miał się dobrze, ten cholerny Lucyfer, na wspomnienie którego telepało go w środku, jakby groził mu zawał, wrócił do Klatki (i to bez niego!), mimo gróźb Billie Castielowi nic się nie stało, a mama… Może do niej zadzwoni… Albo do Eileen – wideorozmowy z głuchoniemą łowczynią działały na niego dziwnie kojąco.
*
Przypuszczenia Deana okazały się słuszne. W Coffeyville funkcjonował tylko jeden zakład pogrzebowy. Nosił wdzięczną nazwę „Anubis”, chociaż wystrój firmy w niczym nie przypominał egipskiej świątyni i z całą pewnością na środku holu nie stała waga ważąca pośmiertny los człowieka. Chyba że schowali ją na zapleczu. Albo w prosektorium, gdzie czekała na kolejne ludzkie serce, by można było na przeciwległej szali położyć pióro bogini Maat i poddać je sądowi Ozyrysa. Dean niegdyś spotkał Ozyrysa i mógł zaświadczyć, że jego sądy potrafiły dać osądzanemu nieźle w kość, ale wcale nie były sprawiedliwe. Ani ostateczne. A Ozyrys nie tak nieśmiertelny, jak mu się zdawało.
Więc choć zakład pogrzebowy miał w nazwie kolejnego egipskiego bożka, nie zrobił na nim specjalnego wrażenia. W przeciwieństwie do tandetnych tkanin i dekoracji. Zapewne w zamierzeniu miały nadać wnętrzu barokowy klimat, a sprawiały wrażenie, że przeniesiono je z planu filmowego horroru klasy B, w którym Dracula wstaje z mocno przeładowanej ozdobami trumny. Na szczęście Dean nie miał zbyt wiele czasu, by przyjrzeć się detalom.
Gdy tylko współwłaściciel zakładu, Simon Dahlmann odkrył, że nie jest pogrążonym w żałobie krewnym planującym wystawny pochówek, porzucił maskę przejętego przedsiębiorcy pogrzebowego i zaprosił „pana dziennikarza” na drinka na zapleczu, choć było ledwo wczesne popołudnie. Dean nie oponował, w myślach dziękując Opatrzności, że miał w Impali brązową marynarkę z łatami na łokciach i okulary w drucianej oprawce – znakomite do wcielenia się w dziennikarza lokalnej gazety, piszącego artykuł o dziwacznych samobójstwach w Coffeyville. Niestety, pomijając niezłą irlandzką whisky Bushmills, którą poczęstował go Dahlmann, o samych samobójstwach dowiedział się niewiele, bo po prostu zbyt wiele ich nie odnotowano. W ostatnich kilku tygodniach z samobójców na stole prosektoryjnym zakładu pogrzebowego „Anubis” wylądował jedynie Edwin Hawkins, chociaż według właściciela firmy łatanie jego poharatanego gardła, zamykanie wybałuszonych oczu i przywracanie sino-czerwonej twarzy odpowiedniego wyglądu było prawdziwym wyzwaniem. Podobno Dahlmann lubił podobne zadania, jako że miał smykałkę do mistrzowskiego „odmalowywania” nieboszczyków, po którym wyglądali na żywszych niż za życia. Niestety, ostatnio, z braku mocno pokiereszowanych klientów, jego talent ciut się marnował.
„To już nie to, co kiedyś, panie redaktorze, kiedy mieliśmy w Coffeyville prawdziwą plagę szalonych samobójstw” – perorował samozwańczy mistrz pośmiertnego makijażu, ku podziwowi Deana popijając whisky jak wodę. „Z dziesięć lat temu na wiosnę w tygodniu trafiało się ze trzech sponiewieranych samobójców. A jacy pomysłowi byli! Pamiętam babkę, która wypruła sobie wnętrzności drutami do robótek ręcznych, a że była w trakcie dziergania swetra, trudno było rozróżnić, gdzie się kończą nici, a gdzie jej jelita.I faceta, co zamknął się w zamrażarce – fakt, że był dobrze zachowany, ale cholernie sztywny, że tak powiem, więc ciężko go było rozprostować bez łamania kości. I jednego gościa, który…”
W tym momencie, za co Dean był szczerze wdzięczny losowy, monolog właściciela zakładu pogrzebowego przerwał telefon od Sama. Równie niewesoły i obfitujący w smakowite szczegóły. W ciągu ostatnich trzech tygodni na Izbie szpitala w Coffeyville przyjęto dziewiątkę pacjentów, którzy z niewiadomych powodów popadli w nagłą depresję i próbowali zabić się wszystkim, co im wpadło w rękę, od sekatora i miksera kuchennego po pilniczek do paznokci. Jak na razie żadnemu z nich nie udało się dokończyć dzieła, co nie znaczy, że nie próbowali, więc miejscowy Oddział Psychiatryczny miał pełne ręce (i pasy) roboty. Sam dowiedział się, że poszkodowani bywali w Parku Waltera Johnsona, kilku wspominało o jakiejś „onej”, i - co ciekawe, większość uwielbiała pyszną kawę ze StrixCoffee.
W tym miejscu Dean żachnął się na samą myśl o tym, że baristka z parku miałaby mieć coś wspólnego z nagłymi depresjami i że byłaby owa „oną”. Nie ruda, piegowata i radosna Miranda, po prostu - nie. Nie poprawiło mu humoru, gdy Sam przypomniał, że Strix w nazwie kafejki nie oznacza tylko sowy, a ściślej mówiąc puszczyka, ale także „strzygę”, z którą mieli już do czynienia. Dwukrotnie. Niepomny na przysłuchującego się rozmowie Simona Dahlmanna, Dean odwarknął, że tamta strzyga nie była strzygą, tylko strzygoniem. Poza tym, bez względu na płeć, nie infekowała smutkiem, tylko wysysała siły życiowe z dzieciaków – tu wzdrygnął się lekko na wspomnienie, jak to kiedyś zawiódł młodszego braciszka i jak bardzo mu się za to później oberwało od ojca. Dodał pospiesznie, że Sam ma się trzymać od Mirandy z daleka, bo on już wraca do Parku i z nią porozmawia. Od serca.
Podchmielony właściciel firmy pogrzebowej odprowadził „pana redaktora” do wyjścia, nieco rozżalony, że ten nie wysłuchał go do końca, ani nie nagrywał jego opowieści, ale licząc na kolejne spotkanie. Przecież miał jeszcze tyle do opowiedzenia. Choćby o miejscowej legendzie o Tęsknicy - bladej, chudej kobiecinie w wianku z suchych paproci i chodakach uplecionych z trzciny, siadającej na rozstaju dróg i czekającej z pocałunkiem na kogoś, kto nosi w sercu smutek. Opowiadały mu o niej matka z ciotką, przestrzegając przed całowaniem się z obcymi dziewczynami. Pocałunek niosący śmierć - o, to byłby świetny tytuł artykułu.
0 notes
Text
Pomysły W Prezent Dla Mamy, Babuleńki I Dziewczyny
Witryna korzysta z plików cookies w celu realizacji usług jak i również według Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania albo dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. O ile poszukujesz idealnego pomysłu w prezent, już teraz zapoznaj się z naszą ofertą, a - sam się wmówisz - od teraz sprawianie prezentów Twoim bliskim stanie się dla ciebie przyjemnością jak i również z niecierpliwością będziesz oczekiwał prezent dla przyjaciółki na kolejną okazję do podarowania komuś upominku. Napoje przygotowywane ze nowych owoców i warzyw, dzięki bazie mleka lub nawadniania, są nie tylko smaczne, ale również bardzo zdrowe. Spełnij marzenie każdej kobiety i podaruj jej bon na indywidualne zaprojektowanie torebki! Od degustacji whisky na skok ze spadochronem, rozmaitość oferty przeżyć dla mężczyzn imponuje. Ponadto wydaje się to świetny podarunek na rzecz mamy, firma co na prezent , syna albo córki, którzy czują się wyjątkowo spięci i zestresowani. W porównaniu do upodobań konkretnej kobieta, możemy sprawić niespodziankę dzięki Dzień Kobiet i wybrać się w góry czy przy prezent dla przyjaciółki jakieś inne urokliwe obszar. To wszystko pozostaje w zależności.. jak bardzo jesteście zżyci, na co możecie sobie pozwolić, a na jakie możliwości nie. Jest jednak jedna rzecz, której w pewno solenizant nie wyrzuci i nie zapomni: emocje. Jeżeli po przypadku naszej partnerki jest inaczej, warto wybrać się na mecz ulubionej drużyny. Choćby to - -szybowcem-w-przasnyszu/ Jeśli kupisz gościowi taki prezent to na pewno będzie zadowolony. W danym sklepie odnajdziesz wiele propozycji na unikalne, personalizowane prezenty dla niej. Elegancki zbiór do sprzątania okruchów wraz z stołu, voucher na szkolenie umysłu, kosz owoców przekazany choremu do szpitala lub elegancki zestaw do hodowli obuwia to tylko parę przykładów. Wyjątkowy prezent to taki, który sprawia radość zarówno obdarowanemu, oraz wręczającemu. Prawdziwy gentleman na pewno doceni kubek On jest the best, a kibic z przekonaniem ucieszy się z kubka z logo ulubionej ekipy. Urodziny to idealna okazja, aby wykazać bliskiej osobie, że pani a pamiętamy i jak niesłychanie jest dla nas zasadnicza. Każda przedstawicielka płci pięknej cieszy się z poświęconej jej uwagi, z małego upominku, zaś najbardziej wtedy, gdy podarunek dla żony i panienki jest wręczony z zaszokowania. I nawet jeśli takie podarunki dla żony są użyteczne i na swój środek wyjątkowe, czasami kobieta wolałaby zamienić się z pani domu domowej w księżniczkę, zdjąć fartuszek, założyć koronę. Większość cudownie książek kosztuje mniej aniżeli 50 złotych, więc nie dzierży się co martwić naszym, że nie mamy więcej gotówki na prezent. Wraz prezent dla przyjaciółki z kolei panie, które cenią na co dzień błyszczeć blaskiem biżuterii, będą zadowolone, gdy otrzymają zestaw zbudowany z kolczyków, bransoletki jak i również naszyjnika lub nowego, ozdobnego zegarka. Gwoli krótkich i rzadkich włosów odpowiednia jest suszarka mocy 1000-1400 W, a dla rozwlekłych i gęstych - ta dysponująca przynajmniej 1600 W. Do ważnych elementów wyposażenia trzeba też regulator nawiewu. Pamiętajcie - upominek ma zwłaszcza wywołać uśmiech na swoim twarzy. A może największą namiętnością twojej przyjaciółki jest gotowanie - w zakładce pasja i czas wolny dzięki pewno znajdziesz dla tej dziewczyny prezent doskonały. Pamiętajcie cenne kobiety, jesteśmy jak najmłodszych i dojrzewamy dwa dni po śmierci, co nie znaczy jednak, że nie zaakceptować mamy swoich pielęgnowanych mocno pasji. Światełko torebkowe SOI to wspaniały prezent gwoli prezent dla przyjaciółki tych pań, które cenią sobie luksus i ogromną jakość, ale też są na bieżąco z najnowszymi trendami. Ja swojemu chłopakowi kupiłam coś przez co mam nadzieję że golenie sprawi mu przyjemność a przy okazji nieco zaoszczędzi na naszej codziennej czynności.
0 notes
Text
Tekst marketingowy bądź też firmowy na gadżecie
Praktycznie każda prekursorska, pusta oraz dogodna powierzchnia, może pozostać skutecznie wykorzystana do celów marketingowych, promocyjnych i wizerunkowych. Niektóre rozwiązania naturalnie są bardziej kosztowne, jak choćby umieszczenie reklamy wielkogabarytowej swojej jednostki gospodarczej na nośniku zewnętrznym. Mimo to przy chęci nabycia pięćdziesięciu kubków z nadrukowanym logo swojej firmy, dopuszczalne jest efektywne negocjowanie ceny i pozostałych warunków handlowych.
--- Polecamy: koszulki na urodziny - Na pewno znajdziesz tutaj sporo wartościowych informacji.
Taki kubek z tekstem ma okazję stanowić znakomity podarunek dla robotników z okazji lub bez okazji, jakkolwiek przy okazji jest też krokiem w witrynę ujednolicenia wizerunku przedsiębiorstwa i drobnym gestem uwydatniającym profesjonalizm w jego prowadzeniu. Zarządzanie firmą może zostać ocenione jako znacznie bardziej zaangażowane i skupione na detalach, jeżeli na domiar tego pracownicy posiadają inne akcesoria z nadrukiem firmowym czy logiem swojego pracodawcy. Perfekcyjnie do takich celów nadają się choćby długopisy, notatniki czy kalendarze - ścienne albo biurkowe.
--- Zapraszam do odwiedzenia naszej strony WWW: koszulki z własnym wzorem - Na pewno znajdziesz tutaj wiele wartościowych rzeczy.
Oprócz dodatków z nadrukami, które trafić są w stanie do robotników czy też na bezpośrednie wyposażenie firmy, warto również pomyśleć o tym, jakie przedmioty z nadrukiem służbowym zdołałyby trafić ewentualnie do kontrahentów lub pospolitych przechodniów, jako forma reklamy oraz promocji swojej korporacji. Osoby zaangażowane do promocji, które na ulicy mają za zadanie wręczać podarki oraz firmowe gadżety przechodniom, naturalnie też powinny być ubrane w odzież z nadrukami własnego chlebodawcy lub reklamowanego miejsca. Dzięki temu całość działań promocyjnych będzie znacznie bardziej czytelna, spójna i kompletna.
0 notes
Text
Nadruk marketingowy lub ewentualnie firmowy na gadżecie
Niemalże każda innowacyjna, pusta oraz dostępna powierzchnia, może pozostać skutecznie wyeksploatowana do celów marketingowych, promocyjnych i wizerunkowych. Niektóre rozwiązania bezsprzecznie są bardziej kosztowne, jak chociażby umieszczenie reklamy wielkogabarytowej swojej firmy na nośniku zewnętrznym. Mimo to przy chęci nabycia pięćdziesięciu kubków z nadrukowanym logo swojej firmy, możliwe jest skuteczne negocjowanie ceny oraz pozostałych warunków komercyjnych.
--- Zapraszam do odwiedzenia strony: koszulki bez nadruku - znajdziesz tutaj dużo ciekawych rzeczy.
Taki kubek z nadrukiem ma okazję stanowić idealny prezent dla pracowników z okazji lub bez okazji, ale przy okazji jest też krokiem w domenę ujednolicenia wizerunku przedsiębiorstwa i drobnym gestem akcentującym profesjonalizm w jego prowadzeniu. Kierowanie firmą może zostać ocenione jako znacznie bardziej zaangażowane oraz skupione na detalach, jeżeli dodatkowo pracownicy posiadają inne akcesoria z nadrukiem firmowym czy logiem własnego pracodawcy. Znakomicie do takich celów nadają się choćby długopisy, notatniki lub kalendarze - ścienne czy też biurkowe.
--- Zapraszam na naszą stronę: koszulki tulzo - Na pewno znajdziesz tutaj sporo wartościowych informacji.
Prócz gadżetów z nadrukami, które trafić są w stanie do pracowników lub ewentualnie na bezpośrednie wyposażenie firmy, warto także pomyśleć o tym, jakie przedmioty z nadrukiem firmowym zdołałyby trafić ewentualnie do klientów bądź też normalnych przechodniów, jako forma reklamy i promocji swojej korporacji. Osoby zatrudnione do promocji, które na ulicy mają za zadanie wręczać podarki oraz służbowe gadżety przechodniom, naturalnie także muszą być ubrane w odzież z nadrukami własnego pracodawcy lub reklamowanego miejsca. Dzięki temu całość akcji promocyjnych będzie o wiele bardziej czytelna, spójna i kompletna.
0 notes