#fabularnie
Explore tagged Tumblr posts
Text

Pan Samochodzik i templariusze (1966) - w zeszłym roku obejrzałem 2 różne adaptacje Pana Samochodzika, a teraz przeczytałem jeszcze pierwowzór literacki dla porównania na ile były wierne i czy sama książka w ogóle się do czegoś nadaje.
Książka - takie przyjemne, antyczne czytadło z innej rzeczywistości. Nie ma tu wielkiej przygody na miarę Indiany Jonesa. Wyprawa po skarby templariuszy przypomina tu raczej wycieczkę szkolną. Historyk z grupą dzieciaków zwiedzają różne miejsca i poznają lokalne historię i legendy. To znaczy głównie dzieciaki poznają, bo o większości opowiada sam Samochodzik. Nie licząc dwóch trochę mroczniejszych momentów bliżej końca, całość ma dość beztroski wydźwięk.
Adaptacja Netflixa (2023) - nie dość, że całkowicie ignoruje istnienie książki, to jeszcze jest po prostu okropnym filmem. Najgorszy polski film, jaki widziałem na Netflixie, choć mogę się założyć, że jakbym chwilę poszukał, łatwo znajdę coś jeszcze gorszego. Występujące tu postacie są bardzo luźno inspirowane tymi z książki (wystarczy wspomnieć, że jednemu harcerzowi zmienili płeć), a fabularnie to udający sensację jeden, wielki krindż.
Adaptacja z Mikulskim (1971) - ta adaptacja jest całkiem wierna, ale przez to jest nieciekawym filmem. Jak już wcześniej mówiłem, ta przygoda bardziej przypomina wycieczkę szkolną, która sprawdza się jako dobre czytadło, ale już nieszczególnie jako dzieło audiowizualne. Wprowadzono tu kilka zmian względem oryginału, które trochę umilają oglądanie. Np. z postaci Kozłowskiego uczyniono jeszcze większego gamonia i dodano wątek jego rywalizacji z harcerzami na psikusy. Ogólnie w filmie nie dzieje się za wiele, tak samo jak w książce, więc dla mnie ten wątek to wartość dodana.
Szczerze mówiąc książka nie wzbudziła we mnie wielkiej chęci do dalszego obcowania z tą serią, więc templariusze raczej na pewno pozostaną jedyną częścią Pana Samochodzika, którą przeczytałem. Nie polecam i nie odradzam.
73 notes
·
View notes
Note
#fiction \ poznajmy się -> Ulubiony gatunek książek lub filmów? 💬
Lubię większość gatunków książek pod warunkiem, że są dobrze napisane i potrafią wciągnąć fabularnie. Co do filmów - preferuję filmy akcji i sensację.
37 notes
·
View notes
Text
"I still see THE BLOOD OF GOD"
Hades to dla mnie strasznie ważna gra. Może nie sprawiła, że stałam się gejmerem ale powiedzmy, że odblokowała mi taki przełącznik w głowie. Dzięki któremu zaczęłam się powoli oswajać z myślą, że granie w gry video nie jest niczym złym. Hadesa kupili mi rodzice (to było jakieś 3 lata temu), po wielu błaganiach i obietnicach, że nie opuszczę się w nauce i że przemoc w komputerze nie odbije się na moim zachowaniu. Myślę, że przekonał ich aspekt mitologii greckiej (byłam od niej uzależniona). Mam z tą grą tyle wspomnień. Na nudnych lekcjach rysowałam Zagreusa czy Hypnosa w zeszytach, robiłam karty Mafii inspirowane dizajnem postaci z Hadesa, w dzień kiedy kończyłam główny wątek fabularny dostałam pierwsze leki. W końcu zdobyłam też 100% osiągnięć na steamie (im so proud). A gdy wyszedł wczesny dostęp Hades 2 kupiłam go jak tylko wyrównali ceny w Polsce (czy ktoś pamięta w ogóle tę dramę?).
Nie wiem do czego tu dążę w sumie, po prostu bardzo lubię Hadesa. To naprawdę świetna, zabawna i czasami upierdliwa gra. Zagrajcie w Hadesa pls, tęsknię za tym uczuciem
o, łapcie piosenkę od KULT, bo to w sumie ona była moją inspiracją dla tej ilustracji:
#hades game#hades supergiant#hades 2#zagreus hades#hades melinoe#artists on tumblr#polska#supergiant games#hades fanart#video games#gaming#greek mythology#Spotify
25 notes
·
View notes
Text

Jeżeli miałbym wybierać swój ulubiony nurt w fantastyce, to byłby to z pewnością cyberpunk. Dlatego "Jednorękiego i Sześć palców" ze styczniowych nowości Lost in Time zostawiłem na koniec. To miała być taka wisienka na torcie. I była, ale nie ze względu na cyberpunka. Choć założenia wynikające z definicji nurtu bez problemu tu odnajdziemy, to nie jest to cyberpunk Williama Gibsona. Nie ma tu "Niebo nad portem miało barwę ekranu monitora nastrojonego na nieistniejący kanał" z Neuromancera, czy "Widziałem rzeczy, którym wy ludzie nie dalibyście wiary" Roya Batty'ego z filmu "Łowca androidów". "Jednoręki i Sześć palców" to przede wszystkim mroczny i bezkompromisowy thriller w estetyce cyberpunka i sci-fi pokroju "Matrixa". Czyli jednak cyberpunk? I tak, i nie, bo "Iednoręki i Sześć palców" wyraża swój charakter poprzez nietuzinkowe ujęcie narracji. Na tym polu to mistrzostwo, śledztwo prowadzone przez gliniarza w pomiętym prochowcu i perspektywa zabójcy jest traktowana równorzędnie. To mistrzowski zabieg (za chwilę o nim dokładniej), dla mnie absolutnie spektakularny w komiksowym medium. Z pewnością ten motyw nie jest opatentowany i być może znacie podobne przypadki, ja jednak byłem całkowicie zaskoczony pomysłem rozbicia narracji na dwóch scenarzystów i dwóch rysowników. Tak, komiks to przeważnie praca zbiorowa, ale ta tutaj wchodzi na inny poziom.


Struktura to podział historii na dwóch scenarzystów (Ram V, Dan Watters) i dwóch rysowników (Laurence Campbell, Sumit Kumar). Dwie ekipy, czyli dwa zespoły które ścigają się ze sobą opowieścią. Wątki rzecz jasna się zazębiają, ale sposób opowiadania i przede wszystkim styl rysunku znacznie od siebie odbiegają. I jest to genialne.
Fabularnie to brudny procedural w świecie, który przelatuje przez palce. Dosłownie. Tym, który próbuje trzymać się ostatkiem sił czegoś rzeczywistego jest detektyw Ari Nassar. Zbiegiem, mordercą, który stoi na granicy szaleństwa (a może już przeszedł na drugą stronę) jest Johannes Vale, student archeologii. Ta dwójka mija się w kolejnych rozdziałach, a czytelnik próbuje za nimi nadążyć. Dosłownie. Detektyw depcze po piętach złoczyńcy, jest świadkiem dramatycznego incydentu lub zbrodni. Rozdział dalej historia jest opowiadana od strony mordercy i znowu trafiamy na wspomniany incydent, tylko że przedstawiony jest w nowej optyce. Powtarzam, genialne.


Ja oczywiście widzę ten zapał autorów i jasne odniesienia do twórczości Philipa K. Dicka. Czuć tutaj też inspirację "Łowcą androidów" w stylistyce. To wątki detektywa, metropolia w deszczu, światło sączące się przez żaluzje. To dobre tropy, w kontekście rozmowy o komiksie nawet znaczące.
Neo-noirowa udręka detektywa jest zajmująca, droga seryjnego mordercy intrygująca, natomiast świat bacznie przygląda się tej dwójce. Wszyscy wydają się być tylko trybikami w jakimś bezwzględnym procesie.
Patryk Karwowski
23 notes
·
View notes
Text
Star Trek: Discovery - finał pięciu sezonów serialu cz.2
Nierecka, Star Trek Discovery
Autor: xetnoinu. Reblog, 1.06.2024, Discord Star Trek
Link do pierwszej części artykułu.

Strażnik Wieczności nie podziela zwyczajów odrodzonej Federacji. Lubi sobie czasem normalnie posiedzieć na mrozie, z użyciem zestawu szwedzkich mebli ogrodowych.
W piątym sezonie są strasznie głupie rzeczy. Są wyścigi po wodę w miseczkach z Ikei, złolka Moll jest dosłownie bladerunnerowym cieniem ładnej laski, co strzela z ... zielonej laski Breenów. A Michasia przebija Proroków i jest jasnowidząca, wszechwiedząca i po prostu wszechwszystka – niczym jakaś wróżka z różowych seriali dla dziewczynek.
Kiedy w pewnym odcinku, w jednym z dialogów Michasia wykrzykutje, że nie jest chyba w jakiejś pastelowej holoprojekcji, to człowiek przed ekranem krzyczy: taaaaak! Jesteśmy w niej! To jest pastelowa holoprojekcja, to się nie dzieje. To miał być serial dla dorosłych i rodzin, jak złota era Treka, tak zaczął, a jest na koniec produktem z pogranicza marvelozy i miernot gwiezdnowojennych, jakie teraz hurtem są produkowane.

Hmmm, przecież żyjemy w pastelowej holoprojekcji z pada Neelixa. Nie? Dla niepoznaki po namyśle Memory Alpha wyrzuciła very Short Treks z listy seriali.
Michael nie może się dowiedzieć, że ma rację.
Czy ten piąty sezon, który nie miał być ostatnim, ale w trakcie już realizacji nim się okazał, ale z szansą na poprawki w czasie jego produkcji, uniósł zakończenie całej tej serii?
O dziwo jako tako tak. To obok odcinka z pluskwą czasu (też ogromnie fabularnie dziurawego logicznie ale jednak przyjemnie oglądalnego) – dał radę. O ile ów epizod z czasorobalem to dalekie echo finału TNG (skoki w alternatywne przeszłe i przyszłe linie czasu) to finał serialu Discovery garściami czerpie z zakończenia DS9 (z cepową ponownie finezją).
Jest to tak samo długie, to podwójny czas ekranowy. I tak samo jak tamten finał wieńczy jedynie sezon a nie cały serial. (Finał TNG nawiązywał do pierwszego epizodu serii). Są tu dosłowne aluzje. W pożegnaniu z Kirą Odo na pstryk zmienia swój strój na smoking. Ma to mocne uzasadnienie emocjonalne. Tu senior Michasia na pstryk zakłada mundur admirał, co sensu poza kopią pomysłu nie na żadnego.

W odcinku z robakiem czasowym, jak i w całym sezonie, błyszczy postać zdegradowanego w nagrodę za rzetelne wykonywanie Czerwonej Dyrektywy kapitana Gwiezdnej Floty. Dzięki niemu wreszcie biomasa z mostka przemówiła po dwadzieścia słów na gębę. Jest piekielnie inteligentny, jak pewien cylon. Sam doszedł do tego, że stanie jest głupie. Nie zdzierżył finału, usiadł.
Od tych zapożyczonych tropów popkultury wsadzonych do finału, to aż się nogi uginają. Jest monumentalny obraz czarnych dziur z Nolanowskiego Interstellara. Jest z tegoż filmu geometryczny nieskończony jakby wielościan z charakterystycznymi oknami poglądowymi oraz z bardzo zauważalnym motywem unoszenia się, u Nolana piasku/kurzu, tu listków w kierunku siły ciążenia danego okna/portalu.
Jest wreszcie kulminacyjna poklatkowa sekwencja nawiązująca do słynnej trylogii Qatsi, gdzie akt stworzenia natury jest przeciwstawiony dziełom człowieka, miastom wreszcie, świadectwom antropocenu: ludzkiego wyścigu do gwiazd, startu rakiety. Tylko czy kopiujący ten pomysł scenarzyści pamiętają, że w tamtej trylogii ta interwencja człowieka w naturę to powód do wstydu, to akt niszczenia. Przyroda w trylogii Qatsi musi zwyciężyć, my ludzie to niczym jesteśmy. Rakieta Ariane w finale potoku obrazów do hipnotycznej muzyki Glassa ... eksploduje. Trylogia Qatsi to antytrek!

Od czasu kiedy się poznali, ona zapuściła włosy, splotła warkoczyki i mniej płacze. On sprawił sobie płaszcz na dożynki i nosi ze sobą kawał korzenia. Trzyma go w pudełeczku, koło ... łóżka 🙂 Działa. Mają syna.
Ale twórcy liczą, że nastoletnia widownia zna z memów czarną dziurę z Interstellara a o trylogii Qatasi nie słyszała. A może i oni sami nie wiedzą, do czego się odwołują. Z finału DS9 wzięto jeszcze pomysł na niezwykle szybkie zakończenie wątku wojennego. W DS9 były dwie sceny. W jednej nagle się dowiadujemy, że w zemście zniszczono dwumilionowe miasto a w drugiej, że giną miliony Kardasjan na rozkaz Założycielki. To tu poszło nawet szybciej. Też na dwie sceny. Jest udany występ negocjacji bojowego Saru (to ta infantylizacja) i potem nawet pomysłowe egzorcyzmowanie jednej frakcji Breenów grzyboskokiem w miejsce odległe ale z nazwy znane starym fanom. Pan Bogu (młodej widowni) świeczkę a diabłu (dinozaurom fandomu) ogarek.

I tradycyjne, stojące federacyjne wesele. Nie trzeba krzeseł to i stoły niepotrzebne. Przyszłość ma mocne nogi.
Z finału DS9 jest też pomysł na nieme przywołanie obrazów retrospekcyjnych bohaterów i potoku uścisków. Sztampowe ale w sumie działa. Innowacją scenarzystów jest koniec po końcu na końcu (piętno finału Władcy Pierścieni i Endgame ale tego nie z VOY) czyli tu senioralne sceny z życia Michasi (z różowymi zwierzątkami z kreskówek dla dziewczynek, infantylizacja po raz enty).
Mamy też próbę uzyskania efektu cudzej aureoli. Czyli nawiązanie do najlepszego odcinka związanego z tym serialem ale formalnie z Short Treks czyli Calypso. Zrobiono to jednak tak prymitywnie, że aż boli, ale chciano bardzo skorzystać ze światła humanizmu jaki ten epizod z samotną Zorą, która za 1000 lat uratuje bezimiennego żołnierza i uleczy jego duszę. Echhhhh. Ten jeden szort bardziej zaświecił ideałem Treka niż cały serial Disco i chyba to dostrzeżono, podpinając się do niego. Tylko że nas oszukano. Bo w tym epizodzie uratowanie żołnierza nie jest celem misji a przypadkiem.

Oto cel misji Zory, żołnierz Craft z Short Treks: Calypso. Finał serialu ukazał prawdziwe oblicze Michael. To złolka nad bezduszne złolki. Wysłała czułą, inteligentną istotę - Zorę na dziwaczną misję, na tysiąc lat cierpienia, samotności i izolacji. Jak Sojusz Życia Syntetycznego (serial Picard) się dowie, to bez wezwania nas wyjałowi. I to zasłużenie.
Napisałem, że mimo wszystko ten finał dał radę. W tym znaczeniu dał, że nie jest najgorszym możliwym zakończeniem i jest w dwójce najlepszych epizodów tego sezonu i daje jakieś uczucie nikłej, bardzo nikłej ale fanowskiej katharsis dla samobójczych jego miłośników jak ja. Otóż chodzi mi o to, że nie popsuli do końca wątku Protoplastów. Ale to wywód nerdowski (co go pewnie max siedem osób przeczyta, a może z jedna dotrze do końca tego tekstu) więc trochę muszę się nagimnastykować, aby to wyjaśnić 😉 .
Disco przywołało dwa pojęcia z absolutnego początku trekowej chronologii. Przywołało Protoplastów oraz Strażnika Wieczności. Samo Disco dopisało też element nawet ich poprzedzający czyli grzybnię. Ale grzybnię rozumianą jako strukturę siejącą podstawę życia (język biochemii, aminokwasów, DNA, cegiełek życia grzybów potem roślin i zwierząt). Dzięki temu Trek to jedyna franczyza s-f, która spójnie wyjaśnia, dlaczego wszędzie jest życie oparte na tym samym abecadle biologii (w każdej galaktyce, w każdym czasie alternatywnym i w mirrorze).
Wątek ten wprowadzał Stamets ale fatalnie napisanym dialogiem w pierwszych sezonach on umknął. Umknął ale tak bardzo, że teraz o nim zapomniano. Grzybnia to w piątym sezonie tylko świetliki, które mrugają przy skoku i fruwają nad kwiatkami na poletku siewnika humanoidów (tak, wypatrywałem i takie migotliwe punkciki tam fruwają jeden raz, jak zgasło światło).
Budowano na fałszywej logice cały sezon, że Protoplaści mają technologię tworzenia pierwotnych czarnych dziur, tworzenia życia od podstaw ogółem i wskrzeszania umarłych – na szczęście nie wlepiono tych zdolności Protoplastom. To jest spójne z kanonem, którego podstawowa reguła to to, że boga o wszechmocy w Treku nie ma. Jeśli coś dla nas jest boskie, to po prostu tylko technologia, jakiej nie znamy. I to się w tym finale udało: być w tej naukowej tradycji szkiełka i oka. Nie wszystko zawdzięczamy Protoplastom.

Moll i cała ferajna przez cały piąty sezon uganiają się za technologią, co może wskrzeszać zmarłych. Stamets zapomniał, że już za pomocą grzybni ożywił swojego męża, a ten za pomocą technologii pozytronowego golema wskrzesił ukochanego ich przybranej córki Adiry. Ale co tam. Nie powiemy tego Moll.
Rozwinięto też projekt panspermii. Bo jeśli się nad nim zastanowić, to niby jak wymarła rasa zasiała życie humanoidalne po swoim wymarciu i to w układach gwiezdnych powstałych miliony, jak nie miliardy lat po swoim wyginięciu? Jakimś przebłyskiem nie wiadomo którego ze scenarzystów odpowiedzi na te pytanie tu są.
Oto jest maszyna o nieskończonej strukturze okien portali do światów, gdzie teraz odbywa się sianie życia humanoidalnego. Okna są otwarte. Czyli możliwy jest nadzór projektu i jego kontrola. Jest też łatwość owego zasiewu. Z klasycznego kanonu Treka wiemy, że Protoplaści stosują technologię, która jest ukryta w zjawisku ewolucji konwergentnej. Czyli kształt oka i jego struktura czy ogona itp może wyewoluować w środowisku u różnych gatunków tak samo. Pływające ssaki i ryby mają cechy wspólne. W finale Disco dowiadujemy się, że ów projekt działa tak, że można regulować jego szybkość, czyli można go zamaskować w naturalnym procesie ewolucji na planetach. I to zrobiono.
Urządzenie, ów obiekt siewnik wymaga obsługi, strażnika. Protoplaści obsługują go ... zza grobu. Bo przybyła na wezwanie Michasi Protoplastka obecnie istnieje martwa w innym poziomie egzystencji. A to z kolei jest nawiązaniem do finału TNG. Tam Q poucza Picarda, że celem ludzkości i (celem prób jakie Continuum prokuruje) jest to, czy ludzie są już gotowi przejść z prostej eksploracji mgławic czy planet na eksplorację innych wymiarów egzystencji. Bo to jest wyzwanie. Tak oto Michasia stanęła przed taką możliwością. To już nie jest propozycja jaką kiedyś dostał Riker, aby zostać Q. To etap wyżej, bohaterka Discovery mogła wejść jako strażniczka/operator maszyny na poziom egzystencji jaki osiągnęli Protoplaści. Zgodnie z duchem Treka i doświadczeniem Rikera odmówiła. I mimo fandomowej krytyki tej sceny, to ma ona głęboki sens sama przez siebie bez łzawych wywodów, że tu Book mnie kocha i woła a koledzy walczą w bitwie. To pył przy perspektywie tej ascendencji. Sisko się na to połasił i zostawił żonę w ciąży, patol! Na plus że kapitan Michael Burnham nie uciekła z naszego wymiaru.

Syn Voqa. Jak przystało na trekowego syna, zgodnie z tradycją Kirka, Worfa, Sisko. Picarda i innych z ojcem mu nie było po drodze. Ba, nawet z matką. Przeszkadzał jej w karierze kanclerskiej, więc urodzony był przez surogację, upozorowano jego śmierć i bezimiennie zesłano przesyłem do klasztoru. Teraz pilnuje kamieni.
Hmmm. Szczęśliwy syn Booka? Korzeń korzeniem, ale to na pewno jego ojciec?
W serialach serii SG w prosty sposób zaoferowano wyższe poziomy bytu w fabułach. Jednak jedyna seria space opera, która głębiej się nad tym zastanawiała i ciekawie wplotła to w wydarzenia – to zabytek telewizyjny czyli serial B5 z całą hierarchią pierwszych i ze sceną przejścia ludzkości na niematerialny etap rozwoju. Ale to nie ta liga.
Wielka szkoda, że wraz ze słowami Protoplastów, że ich rodzaj nie stworzył siewnika humanoidów i być może oni są też jej tworem, nie wspomniano zagadnienia, jak powstała grzybnia, siejąca alfabet tego stworzenia.
Na ogromny plus należy podać, że Protoplastka przywołuje koncepcję cykliczności wszechświata. To klasa pomysłów teoretycznych, w których nie ma punktu stworzenia ani stwórcy. Noblista Penrose promuje jedną z jej odmian – konforemną, cykliczną teorię kolejnych eonów rozwoju wszechświata. Serial Discovery właśnie prowadził do kanonu Treka nowoczesny nurt myśli z zakresu fizyki teoretycznej. Prawie spadłem z fotela.

Tradycyjna tabliczka ze ściągawką, których twórców warto rzadziej zatrudniać 😉 , w kolejnych produkcjach Treka.
Ten odcinek finałowy mądrze, bo małymi kroczkami rozwinął wspaniały koncept trekowej panspermii z TNG i dał mu serio ciekawe i spójne perspektywy. Finał tworzy też bardzo ciekawe pojęcie (już treknologiczne) ale w nawiązaniu do prawdziwej nauki i kreuje byt: przestrzeni liminalnej, czy samej liminalności (liminality, patrz angielska Wiki).
To punkt życia/bytu/przestrzeni?, w którym Burnham ma możliwość rytualnego (odkupionego próbami z pozyskania poszlak) przejścia na inny poziom egzystencji w jakim są Protoplaści i nawiązania kontaktu z istotami, które w naszym rozumieniu wyginęły. Próg poznania, o którym mówi Q Picardowi w finale TNG. Przywołanie nieopatrzonego w popkulturze terminu liminalności z jego naukowym kontekstem oraz sensowna rozbudowa panspermii i teorii istnienia samego wszechświata w tym uniwersum, świadczą, że jednak ktoś w tym Discovery czuł Treka i dał mu coś, z czego go kiedyś dobrze wspomnimy.
Bo, moim zdaniem, najważniejsze co pozostanie z czasem uznanym wkładem tego finału do kanonu, jest to właśnie rozszerzenie wiedzy o kosmogonii w Multiwersum Star Trek.
youtube
Fragmenty piątego sezonu ST: Discovery.
.
Powrót do serialu
.
Powrót do listy nierecek :)
.
Link do pierwszej części artykułu.
.
10 notes
·
View notes
Text
tbh jestem prawie pewna że Maciek to nie jest żaden chłop
to jest z pochodzenia szlachcic - change my mind
albo bękart może jakiegoś szlachcica i chłopki czy coś.
a bo i po pierwsze, dlaczego by chłop z Litwy miał w ogóle mówić po polsku? (no ale dobrze, jasne, to po prostu komedia i trzeba było, żeby się dogadywali bez przeszkód), a szlachcic litewski to jasne że po polsku zna
dwa: pal licho ten polski, ale skąd by chłop znał nazwy miesięcy po łacinie??
a trzeci argument jest taki, że fabularnie rzecz ujmując to cały ten romans skazany jest na sromotną porażkę (a ze to jest komedia to nie wypada dawać tragicznego zakończenia przecież), CHYBA że nagle się okaże że to jest jednak syn magnata jakis. i wtedy simple wszyscy się cieszą i kochają (tyle że umarła by teza o jakimś między stanowym porozumieniu nieco jasne jasne) (ale to jest Netflix czy kogoś by to zdziwiło?)
jak to się stało ze jest teraz w adamczysze?
a. uciekł (no można wiele powodów wymyślić)
b. został wygnany (j.w.)
c. [moja ulubiona] jest bękartem szlachcica z jakąś chłopką, a że szlachcic jakiś dobry/honorowy/zakochany, to go najpierw w pewnym stopniu jak prawowitego syna chował, ale potem coś się zesrało (stary umarł, stary zachorował, zmienił się rozkład sił i Maciusia wyrzucili, zdegradowali do chłopa)
papatki :*
[+edit]
jeśli by się dalej nad tym zastanawiać to chłop z Litwy - chłop prawosławny to w ogóle się nie spotykał z łaciną, ponieważ msze prawosławne były odprawiane w starocerkiewnoslowianskim, więc o ile chłop katolicki coś tam mógł „liznąć” łaciny w kościele i się nauczyć dwóch czy trzech słów, to chłop prawosławny tym mniej?
za to szlachta litewska się polonizowała. co prawda nie wiem, bo się nie znam i Google wprost nie chce powiedzieć, czy przechodzili na katolicyzm czy nie, no ale na pewno łacinę bardziej.
dlatego jestem zasadniczo zwolenniczką teorii, że jest bękartem, bo wtedy wiara po matce chłopce, prawosławny, a gdzieś tam wychowanie jakieś czy inna edukacja podstawowa po polsku i łacinie
#ja się nie znam na historii first of all#czuję się jakbym wywolywal wilka z lasu#1670 netflix#1670#1670 maciej#1670 teoria#czy Maciek jest synem magnata????#not a clickbait#proszę mi to inaczej wytłumaczyć#aniela 1670#jak by to miało wszystko się złożyć w całość gdyby on był nieślubnym dzieckiem szlachcica to troche nie wiem#chyba coś w stylu: nagle wszystkiego jego dzieci umarły na dżumę#i teraz Maciek jesteś jedynym dziecięcym hip hip hura#1670 rant
132 notes
·
View notes
Text
Chwilowo bywam tutaj w zawieszeniu.
Ano poddaje się nałogom i fabularnie kończę jeden ważny temat, a gdy go skończę zagoszczę tutaj.
Cierpliwości.
#kilgrave#fikcja#rpg#horror#david tennant#rivals 2024#nk#marvelヽsuperheroes#jessica jones#fabuły#kreatywne pisanie#kryminał#dramat#psychology#lovecraft#roleplay#tony baddingham
8 notes
·
View notes
Text
Ok siema randomowy polski post ale zrobiłem serwer na TTRPG z PM po polsku, zakładam swobodniejsze sesje luźno powiązanie fabularnie, więc każdy może wstąpić i wystąpić przy dowolnej sesji


7 notes
·
View notes
Note
Wybacz że ci przeszkadzam ale teraz do mnie dotarło skoro Rose powiedziała earl and steven że ziemia była kolonią pink diamond dlaczego żaden z nich nie zadał pytania co się z nią dokładnie stało ? Czy to będzie temat na następne sezony ? PS. Nie poddawaj się jesteś naprawde dobry w tym co robisz i nie martw się
Eng: Sorry to bother you, but now it dawns on me that if Rose told earl and steven that the earth was a pink diamond colony, why didn't any of them ask what exactly happened to it? Will this be a topic for the next seasons? PS. Don't give up, you are really good at what you do and don't worry Thank you!
At that point in time, Steven was only beginning to learn about the colonization, and the way Rose framed everything made him (and Earl) assume that the Rebellion basically drove Pink Diamond away. Rose frequently talks about 'the Diamonds' instead of a specific one, and Steven at that time didn't question it more than that.
It's definitely going to come up in Season 5 though. :)
W tym czasie Steven dopiero zaczynał dowiadywać się o kolonizacji. Sposób, w jaki Rose o wszystkim opowiadała, sprawił, że (Steven i Earl) założyli, że Rebelia właśnie wypędziła Różowy Diament. Kiedy Rose mówi, zwykle mówi „Diamenty”, zamiast wymieniać imię konkretnego. Steven w tamtym czasie tego nie kwestionował.
Będzie to jednak punkt fabularny w sezonie 5
69 notes
·
View notes
Text
Jogging
26-11-2024
W końcu wstałam o 6 i poszłam biegać. Ale suuuuuuper. Muszę się teraz umyć - maska na włosach podczas bieganka, może regeneracja będzie. :D
Źle spałam - brzuch bolał. Staram się lepiej jeść. Powoli. Powoli to idzie, bo przy takim stresie i natężeniu rzeczy po prostu trudno o czas na bardziej świadome podejście do jedzenia.
Poza tym - chyba nie pisałam - mam kontuzję od ponad tygodnia: nie mogę ruszać lewą ręką. Mogę ją podnieść w górę tylko jeżeli podnoszę równolegle prawą rękę, samej nie mogę podnieść - jakby była zaciężka i bark nie daje rady. Odczuwam ból przy podnoszeniu nią czegokolwiek. Podobnie z lewą stopą - jakby boli mnie...? A bardziej jakby ruszanie nimi było wielkim wysiłkiem, jakbym przy najmniejszym ruchu miała potężne zakwasy. Lekarz kazał mi iść prywatnie na fizjoterapię... może jak dostanę stypendium, bo póki co nie stać mnie.
Może w grudniu...
Oglądałam ostatni 3-odcinkowy set Arcane - KOCHAM. TO JEST TAK NIEZIEMSKO PIĘKNE!!!! Mam trochę zastrzeżeń i niektóre rzeczy mi się nie podobają fabularnie (za mocne słowo, po prostu niektóre rozwiązania są dla mnie wątpliwe jeżeli chodzi o ich sens, chociaż fabularnie się zgrywają, a inne wydarzyły się tak szybko, że muszę to chyba obejrzeć jeszcze z dwa razy by wyrobić sobie zdanie, bo mam wiele pytań, a nie dostałam na nie odpowiedzi. Albo dostałam, ale pojawiły się na ekranie i zniknęły zbyt szybko), ale wizualnie to jest perełka.
SPOILERY
I o ile czekałam na "Boy Savior'a" to się ucieszyłam ogromnie z tego ostatniego aktu, tak chyba mimo wszystko naj-naj uwielbiam dynamikę Jinx i Vi. Ale też innych duetów. Na potrzeby tej historii pojawia się tyle duetów, które są służą za przewodników różnych aspektów tej historii. Bajka po prostu.
Zrobiłabym tę maskę - uwielniam sowy.
10 notes
·
View notes
Text

Rzeczpospolita babska – polski czarno-biały film fabularny | Komedia o czasach tuż po II wojnie światowej. Film miał premierę 8 lipca 1969 roku.

Aleksandra Zawieruszanka jako porucznik Krystyna Gromowicz
Film zrealizowany w 1969 roku przez Hieronima Przybyła.
5 notes
·
View notes
Text
Fabularny Wawer i Star Trek
Zobaczcie ile Star Treka będzie na Wawerskim dniu z grami fabularnymi!
Co najmniej 4 sesje, prelekcje, spotkania z wydawcą polskiej edycji, konkurs!
Strona wydarzenia: https://sites.google.com/fabularnywawer.pl/fabularny-wawer/wdgf2?authuser=0
Program: https://docs.google.com/spreadsheets/d/1J3m4ZLLFmc_q6vwIdNmMlLnZE5YuiqJIOPzBYCms0FM/edit
2 notes
·
View notes
Text
W ogóle pisze książkę często na telefonie zamiast na laptopie bo mogę sobie leżeć na kanapie albo w tramwaju coś dodać. I główny bohater to chłopak, pisze tez z jego pierwszoosobowej perspektywy i mój telefon trochę głupieje z odmianami… -am i -em
I tez gdy używam bardziej artystycznych słów to mi zmienia na jakieś inne.
Ale mimo wszystko lubię to ze telefon się uczy tego zgadywania słów. Jak miałam tem sam telefon pare lat go mogłam stukać losowe literki w okolicy właściwego miejsca i wiedział o co mo chodzi. Aż mnie kiedyś ktoś spytał jak ja tak szybko pisze, a wychowałam się na klawiaturze. Jak moja siostra już szybko stukała to ja nie nadążałam odpisywać rozmawiając z kimś.
I napisałam dziś prawie 2000 słów :3 co prawda aktualnie mam mega cringe bo główny bohater ma ochotę na seks i muszę to opisywać 😭 ale z drugiej strony próbuje to zaakceptować ze fabularnie to jest potrzebne. No a najwyżej usune
3 notes
·
View notes
Text

Jan Kabaciński rzucił granat na czystą kartkę papieru. Co pozostało po wybuchu? Samo najtisowe dobro. Gruba krecha wychodząca prosto z zinowych oparów sprzed kilku dekad, rysunki z ostatnich stron w Twoim zeszycie od gery i polaka. W tle wielkie draby z giwerami, k i ch w dymkach.
Fabularnie zatem wchodzimy do wehikułu czasu i przenosimy się do lat 90. Jesteśmy wciąż w naszym pięknym kraju nad Wisłą. Zmienił się tylko nurt, zachodzą zmiany ustrojowe. Gangsterzy nie wiedzą w co włożyć ręce, toną w robocie. Zewsząd pojawiają się okazje, a policja musi decydować się na coraz to brutalniejsze zagrywki.


U Kabacińskiego dzieje się tyle, co na dobrej dyskotece w Mielnie w 1997 roku. Jest głośno, niebezpiecznie, pewnie ktoś po mordzie dostanie. Taki to komiks, oferuje sporo dobrej zabawy. To również komiksowa zadyma, bo scenariusz, moim zdaniem, jest trochę pretekstowy. Chodzi tutaj głównie o tę artystyczną nonszalancję, w dzisiejszym rozumieniu nawet groteskę.
To nie jest do końca moja bajka, nie będę ściemniać. Szanuję jednak całą drogę, którą przebył autor od pierwszej do ostatniej strony. Nie ugiął się, z żelazną konsekwencją wyciąga artefakty z czasów mojej młodości, zarzuca tekstami z "Psów", wykańcza awangardą. "Paradisio" nosi w sobie tego nieskrępowanego niczym ducha komiksu niezależnego, który krąży w drugim obiegu. Abstrakcja u autora wychodzi mocno poza kadry, te są wręcz rozszarpywane. Wkrada się tu jednocześnie chaos. Gdy Jan Kabaciński wyrusza na wojnę, zacząłem się gubić.
Wizualnie to jest styl, który trzeba kupić z całym bagażem. Nie ma tu półśrodków. Postaci mają bicepsy, które rozsadzają odzież, tła są dość proste, wciąż największym atutem jest tempo. Szalone lata 90. w "Paradisio" to właśnie to poczucie wezbranej fali przemian. Jeżeli kupicie od pierwszej strony styl autora, wyjdziecie z tego wehikułu w pełni usatysfakcjonowani. Ja jednak traktowałem "Paradisio" z dystansem. Raczej jako ciekawostkę. Może prolog?
2 notes
·
View notes
Text
Star Trek: Discovery - finał pięciu sezonów serialu cz.1
Nierecka, Star Trek Discovery
Autor: xetnoinu. Reblog, 1.06.2024, Discord Star Trek

Pięć sezonów w siedem lat - piętno pandemii i strajku scenarzystów.
Dobiegł końca serial, który obudził franczyzę i przywrócił Treka do popkultury. Nie dokonał cudu Abramsa i nie przebił Gwiezdnej Wędrówki do głównego nurtu, ale dał mimo wszystko dobre podwaliny pod trzecią - po klasycznej (z Shatnerem) i złotej erze (TNG, DS9, VOY, ENT) - erę nowoczesną, wypączkowaną z Discovery w postaci serialu Strange New Worlds (najlepszym produktem Treka od lat).

Przyszła ekipa serialu Strange New Worlds. Spock wreszcie ogolony ale jeszcze przed zmianą fryzury i protetyki uszu oraz przed lekką korektą mundurów na potrzeby nowej serii.
Powstały też dwa miniseriale Short Treks oraz very Short Treks oraz bardzo udany serial dla dzieci Prodigy, komediowa animacja dla dorosłych Lower Decks, oraz ukłon dla starszego pokolenia Star Trek: Picard.
Ale Discovery zaczynało samotnie w atmosferze echa hejtu na serial Enterprise i faktu stworzenia Abramsowego Kelvin Timeline. ST: Discovery musiało pogodzić ogień z wodą, być produktem i dla młodych i dla starszych odbiorców.

Skazana i osadzona za bunt Michael Burnham przejęta z sytemu penitencjarnego i wprowadzona na pokład przez pozoranta z Mirrora, kapitana Lorcę.
Serialowi wyszło to na dobre. Był przez dwa sezony odważny. Przeprojektowano gigerowsko Klingonów, uzupełniono wstecz historię Imperium Klingońskiego o jego zapomnianą jak Hatszepsut Kanclerz Matkę, odkopano ze wspaniałym komiksowym efektem mirror, tworząc Lorcę i Cesarzową oraz z mniejszym ale sukcesem przywrócono do trekowych opowieści Sekcję 31.

Przyszła Matka Klingonów i zmodyfikowany przez nią fizyczenie i psychicznie Voq, niespełniony ojciec jej dziecka.
Wielka wtopę serial zaliczył w trzecim sezonie, gdy główny pomysł fabularny oparto o Zapłon, czyli uszkodzenie zasobów dilitu w galaktyce. Błąd logiczny poszedł razem z wyparciem z kanonu, że wiele cywilizacji miało inne rodzaje napędów i podstawa ukazania upadku Federacji nie trzyma się żadnych podstaw. A gdy tego dodano wyjaśnienie Zapłonu – płacz straumatyzowanego dziecka wychowywanego przez holopostacie na holodeku – okręt Discovery jako serial ostro zaczął nabierać wody.

Wydoroślały dilitowy chłopiec - sprawca Zapłonu na salonach Federacji. Janeway by go rozstrzelała. W tle pierwsze jawnie queerowe postaci pierwszoplanowe z Ziemi w dziejach franczyzy Treka.
Mimo że trzeci sezon miał bardzo ciekawe pomysły, świat upadku tak wielkiej struktury jak UFP i problemów z jej odbudową jest bardzo w klimacie Treka, to dało się odczuć gwałtowny spadek jakości scenariuszy.

Rada odbudowywanej UFP. W przyszłości wszyscy używają transportu osobistego i z niewiadomych przyczyn mało kiedy używają krzeseł.
To pogłębiło się z czwartym sezonem. Jego ogólny zarys był ciekawy, nawet chyba najbardziej w duchu Star Trek a i jego twórcy. Starcie młodo odrodzonej Federacji z zagrożeniem, które okazuje się lemowskim, niezrozumiałym i trudnym w werbalnym kontakcie gatunkiem niehumanoidalnym. Ale nierówna jakość epizodów zapowiadała to, co nastąpiło w piątym sezonie.

W drodze na spotkanie z niehumanoidalnym gatunkiem 10-C. Wielki problem w porozumiewaniu się w sumie rozwiązano jedną sceną.
Ktoś w Paramount zauważył problem, choć nie rozwiązał go, zatrudniając porządnych scenarzystów, i wymyślił ogólny zarys jako kino nowej przygody czyli najprostszy, jakże doskonale zrealizowany w pierwotnych Gwiezdnych Wojnach i filmowym tasiemcu o Indianie: schemat poszukiwania, ciągłego ruchu i potoku map, artefaktów i zagadek.

Zakochani w sobie złoczyńcy piątego sezonu. Zbuntowany, bo nie używa galaretowatej twarzy, Breen L'ak oraz jego wybranka Moll, wizualna kopia Pris z Łowcy androidów.
Dla zaprawionej starszej widowni miała być wisienka, czyli nawiązanie do słynnego odcinka TNG z bezimienną rasą, która stworzyła, zaprojektowała i zasiała całe życie humanoidalne w uniwersum Star Treka, teraz trafnie nazwana Protoplastami.
No i wdrożono pomysł poszukiwania mapotwórczych wskazówek (nazwanych tu poszlakami) o finezji ... cepa, prosty samograj, w którym chyba ktoś uwierzył, że tego nie da się popsuć.
Otóż dało się. Przede wszystkim kopiowanie Gwiezdnych Wojen, co w pierwszym odcinku jest przeogromne, to czerwona płachta na byka. Ale czy do końca?

Bojowy Saru za chwilę będzie biegał po lesie ostrzeliwany przez starożytne ruiny. Tymczasem gaworzy o niczym z Michael podczas poszukiwań kolejnej poszlaki.
Teraz Discovery nie jest już jedynym produktem franczyzy. Nie jest dla wszystkich. Odnosi się wrażenie, że świadomie zmieniono i doprecyzowano grupę docelową na nastoletnich młodych. Wiele przesłanek na to wskazuje.

Ale i młoda widownia poczuła się nieco zawiedziona, bo pierwszy w Treku niebinarny związek nastolatków w piątym sezonie posypał się. Gray zmężniało i wybrało taplanie się w trillskich jaskiniach.
Dokonano infantylizacji absolutnie wszystkich postaci. Apogeum jest Stamets – geniusz swoich czasów wyprzedzający o 1000 lat epokę w jakiej się urodził, nagle jest trybikiem w maszynowni, gdzie wiele pomysłów rozwiązuje nieopierzona Adira bez wykształcenia i dorobku zawodowego i naukowego, oraz receptą na problemy jest nieomal na dochodne pani od napraw przewodów (kobieta pracująca tego serialu, co żadnej pracy się nie boi) – a sam naukowiec zalicza niziny intelektu i ze zdania, że technologia tworzy życie humanoidalne, wysnuwa niby oczywisty wniosek naukowy wyższego rzędu, że ta technologia ożywia zmarłych. Ojojoj.
Ale za to teraz Stamets jest czułym ojcem paczłorkowej rodziny dla młodej dorosłej postaci z nastoletnimi problemami czyli Adiry. To już nie naukowiec. To wzorcowy czuły ojciec, idylla dla młodych osób oglądających.
To jest drobny ale dowód na to, że ten serial w piątym sezonie jednak wie, co robi. Po prostu nie jest dla nas – a my go oglądamy z fanowskiego obowiązku. Przykro mi się zrobiło, że serial się skończył i że tak mizernie się skończył.
.
Część druga artykułu
.
Powrót do serialu
.
Powrót do listy nierecek :)
.
4 notes
·
View notes
Text

Kilka lat temu widziałem niezbyt znanego animca pt. Gleipnir (2020). Choć scenariuszowo nie był szczególnie górnolotny i chyba był przesiąknięty jakimiś osobistymi fetyszami autora i fascynacją ciasnymi, organicznymi przestrzeniami, dobrze go wspominam. Wyróżniał się ciekawym pomysłem na moc protagonisty i jego projektem. Otóż gdy jedni są super silni, super szybcy, czy super zabójczy w jakiś inny sposób, on zmienia się w wielkiego pluszaka, do którego mogą wchodzić osoby trzecie i zwiększać ich potencjał bojowy. Z czasem okazuje się też, że przy spełnieniu dodatkowych wymagań, potencjał zostaje zwiększony wielokrotnie. A wspominam o tym, bo przypadkiem dowiedziałem się, że mangowy pierwowzór jest już ukończony, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby sprawdzić jaki jest dalszy ciąg historii.
Fabularnie przedstawia się to tak: w nieokreślonym momencie na naszej planecie rozbił się statek kosmiczny. Kosmita, który go prowadził przeżył, ale zgubił swoich pobratymców zahibernowanych w monety. Każdemu, kto odkrył jego istnienie obiecał nadludzkie moce w zamian za odnalezienie monet. Brzmi jak podejrzany przekręt, ale faktycznie za monety ludzie dostają moce. Nasz protagonista, który już posiada swoją moc, ale nie pamięta skąd, dołącza do poszukiwań, gdy już uczestniczy w nich znaczna ilość osób i bardziej przypomina to polowanie. Z czasem poznajemy lepiej wydarzenia poprzedzające amnezję protagonisty, ale animiec zostaje ucięty w dość przełomowym momencie.

Przypadek Grand Blue, o którym pisałem jakiś czas temu pokazuje, że nie należy porzucać nadziei na drugi sezon, ale z drugiej strony nie należy zakładać, że na pewno nadejdzie. Więc jeśli ktoś po obejrzeniu animca czuje niedosyt, manga to dobre rozwiązanie. Tym bardziej, że animiec kończy się mniej więcej w połowie historii, więc nie ma wiele do nadrabiania.
A co sądzę o dalszej części z mangi? Myślę, że historia mogłaby być znacznie lepsza, gdyby autor mniej przywiązywał się do swoich postaci i bardziej poszedł w traumę i dziwność zamiast niestworzone sceny akcji. W końcówce następuje niespodziewana eskalacja spirali nadprzyrodzonej przemocy, która w formie animacji mogłaby przebić niejedną scenę z Ataku tytanów. Ale oprócz tego, wszystko co najlepsze w tej serii, zmieściło się w pierwszym sezonie animca, więc nie będę szczególnie ubolewał nad brakiem drugiego sezonu.
Warte wzmianki jest też to, że dalszy ciąg NIE WYJAŚNIA genezy tytułu. Tako rzecze Wikipedia: „Gleipnir – w mitologii nordyckiej magiczny sznur wykonany przez krasnoludy, z pozoru cienki i słaby jak atłas, ale w rzeczywistości mocniejszy niż jakikolwiek inny. Gleipnir został wykonany za pomocą czarów z tupotu kocich stóp, brody kobiety, korzenia góry, ścięgien niedźwiedzia, oddechu ryby i śliny ptaka. Dopiero nim udało się Azom związać wilka Fenrira. Do Gleipnira dołączony jest łańcuch Gelgia, osadzony w skale Gioll na wyspie Lyngvi”. Szczerze mówiąc nie widzę wielkiego związku między tą definicją, a fabułą mangi, czy mocą protagonisty. Niby jest pluszowym wilkiem, ale to dość naciągane skojarzenie. Jest też tu wątek osoby, która została przywrócona do życia, ale uczyniło to znacznie więcej szkody, niż pożytku. Niezniszczalny sznur ma tu symbolizować więź z życiem? Cholera wie co autor mógł mieć na myśli. Zresztą podejrzewam, że pisząc scenariusz był na jakiś ciężkich prochach, więc może po prostu wybrał jakieś przypadkowe słowo, żeby ludzie się zastanawiali.
4 notes
·
View notes