#dywanik
Explore tagged Tumblr posts
Photo
Moonphases🌕🌖🌗🌘🌑 Dywanikowe podkładki albo dekoracje na ścianę w formie faz księżyca (i wreszcie coś co nawiązuje do mojej nazwy) #moon #moonphases #księżyc #rugs #rugtufting #tuft #tuftinggun #dywanik #moondecor #yarnart #tufttheworld #tuftedrug #interiordesign #wnętrza https://www.instagram.com/p/CoC499QIq_I/?igshid=NGJjMDIxMWI=
#moon#moonphases#księżyc#rugs#rugtufting#tuft#tuftinggun#dywanik#moondecor#yarnart#tufttheworld#tuftedrug#interiordesign#wnętrza
3 notes
·
View notes
Text
babcie narzekajace ze nie ustepuja im miejsca ale jak zapytasz to one mowia ze nie zwracaja uwagi/pytaja czy moga usiasc.... nikt nie bedzie ci paly ssal sory jak chcesz miejsce to mozesz poprosic . doslownie tak entitled
#to mnie tak wkurwia... moze dywanik i poduszeczke chcesz jeszcze#nikt nie odmowi starszej pani pytajacej o miejsce...
1 note
·
View note
Text
15-11-2024
Nie mam czasu, więc cały tydzień robiłam ekstra aplikację do wniosku o stypendium dla mieszkańców Wrocławia działających na rzecz zrównoważonego rozwoju. 🤡🤡🤡🤡🤡🤡
I spotkanie online z Panią "czuwającą" przebiegło spoczko. Naprawdę. Co prawda robiła wszystko by nie dopuścić mnie do głosu xD, ale odniosła się do opóźnień, do tego, że ona o niektórych rzeczach też nie wie dopóki się nie wydarzają (jak zasady rozliczeń księgowości) i że, cytuję "chce być z wami w dialogu". Wyznała, że regularnie przez moje maile do różnych instytucji jest wzywana na dywanik i obrywa się jej po prostu, że mam ją informować najwidoczniej o podejmowanych krokach. No ok. Mam nadzieję, że przepływ informacji od teraz się poprawi. Faktury niemniej mam opisać jeszcze raz i wysłać pocztą - w tym tygodniu ZUPEŁNIE nie miałam na to czasu.
Pani "czuwająca" przyznała, że największy problem z nami, zwycięzcami grantu, przedstawiciele uniwersytetu mają w związku z RODO - podobno jakiś hur-dur po administracji uczelni przesypał się, bo my czegoś z RODO nie dopełniliśmy. Ha. Odparłam, że dopełniliśmy już po pierwszym feedbacku, bynajmniej nie dlatego, że mnie ktoś o tym informował na wstępie (duh!), a dlatego, że sama mam doświadczenie z pracy zawodowej jak takie sytuacje rozwiązywać - to specjalistka od RODO nie odpisała jeszcze na moje pytania [najlepsze jest to, że odpisała turbo obszernie dosłownie 2 dni później, trochę chwaląc podjęte przeze mnie kroki, dając feedback w sprawie poprawy treści zgód dla uczestników warsztatów, dając propozycje rozwiązań (które zaimplementowane we wrześniu TAK BARDZO BY NAM POMOGŁY, a które na tym etapie są po prostu mylące, wymagają zmian w masie treści, które już przygotowaliśmy i rozesłaliśmy do potencjalnych partnerów... nie wiem jak to obejść, bo dla nas wsio rybka jaka by miała być domena, a dla uniwersytetu to bardzo ważne by nie była to domena obca, więc jest problem jest - a wszystkie inne działy - w szczególności marketing - mówiły nam, że nie możemy np: prowadzić maila projektu, że maila może prowadzić wyłącznie osoba zatrudniona na etacie w uniwersytecie, więc mamy sobie znaleźć wykładowcę, który na potrzebę zbierania zapisów będzie liderem projektu - bardzo mi się to nie podoba, bo JA JESTEM liderką projektu i ja ten cyrk prowadzę, nie będę się dzielić zasługami z figurantem, nawet jeżeli jest super kompetentny i pomocny; tym czasem okazało się, że pani z RODO pozwoliłaby mi założyć maila dla mnie - jako studentki. I co teraz? Nie wiem...)
Mega mi miło, bo okazało się, że równe osoby pracujące na uni, które poznałam przelotnie podczas organizacji eventu otwartego w październiku same z siebie do mnie napisały w tym tygodniu - jeden Pan proponując rozwiązania marketingowe, druga Pani zapisała nas na zajebisty warsztat dla przedstawicieli uczelni - totalnie za free mieliśmy szkolenie, warsztaty, wykład i jeszcze obiad w hotelu. No świetna opcja.
Ale w tym tygodniu tak dużo czasu mi zjadło zbieranie zaświadczeń, przygotowywanie wniosku i prezentacji do tego stypendium, którego okres aplikacji upływał dziś, że po prostu... nie miałam czasu jeszcze edytować dokumentów związanych z RODO, wysłać opisanych faktur do Pani Czuwającej, ani napisać sensownego listu polecającego do Włoch (chociaż zdążyłam już w tej sprawie spotkać się ze specjalistą, który dał mi masę cennych wskazówek i zrobić research możliwości jakie mamy w ramach wniosku - gdy tamten uni z Włoch do mnie odpisał miałam takie "uf, przynajmniej ktoś", ale gdy sobie wlazłam na ich stronę i komunikację to taaaaaaaak się zajarałam! Wypieki z ekscytacji mam.)
Mocy pinga trzymajcie kciuki za to stypendium! :D
Działo się tak dużo fajnych rzeczy... pracowałam, ten wniosek robiłam, pływałam kajakami śpiewając hymn Polski xD (tj. w pon 11 listopada była taka akcja), byłam w Zabrzu na zwiedzaniu sztolni - meeegaaaa wycieczka. Naprawdę świetne to było - teściowa nas zaprosiła jako prezent na mikołajki. Ech. I znowu miałam to takie dziwne uczucie, że mają ze mną problem... Albo to mój problem rzutuje na tą relację? No nie wiem.
Od początku - stęskniłam się za nimi strasznie.
Wspominałam o tym zresztą - bardzo chciałam się z nimi zobaczyć. Anyway teściowa odbiera nas z dworca, nasz pies pierwszy raz na jej widok zamiast reagować wściekłym ujadaniem ze strachu (typowa reakcja małej, musi się zwykle oswoić z ludźmi, nawet jak ich trochę zna) zareagowała radosnym piskiem i merdaniem ogona (reakcja mojego psa, gdy widzi ludzi, który się nią opiekowali dłużej niż dobę, u których spała przynajmniej jedną noc). No piękna reakcja. Dotąd tak nasza psinka reagowała tylko na moich rodziców i teścia. Teraz już wszyscy rodzice są zaakceptowani. <3
A mama O. od wstępu pyta czy możemy jutro pojechać do Krakowa (no tak, tak się umawialiśmy, nawet mamy kupiony bilet z Kraka), a potem czy możemy zwrócić nasz bilet powrotny, bo wracamy własnym samochodem! Mówiła to patrząc na mnie, radośnie, jakby oczekiwała wybuchu szczęścia na niespodziankę. Z szerokim uśmiechem i uśmiechniętymi radośnie oczyma. A mnie zatkało, sparaliżowało, nie wiedziałam gdzie uciec spojrzeniem. Jej syn się ucieszył dziękował, przyznał, że podejrzewał, bo podczas ostatniej rozmowy telefonicznej jego mama albo tato coś sugerowali i tak myślał właśnie, że z tych odwiedzin wrócimy własnym pojazdem.
A ja dalej - wycofana, zdystansowana, bo przecież to nie jest dla mnie, tylko dla ich syna, że w tym w ogóle nie chodzi o mnie, więc nie powinnam w ogóle zabierać głosu. Okay, będę korzystać z tego samochodu, ale nie jest formalnie mój i nie powinien być mój. Więc dlaczego patrzyła na mnie? I ta fala uczuć: czy uraziłam ich brakiem głośnej, radosnej reakcji? Jak się zachować by okazać wdzięczność poza tym, że powiedziałam, że jestem wdzięczna i bardzo doceniam gest? Jak i czy w ogóle wyjaśniać, że trudno mi przyjmować tak drogie prezenty, które przecież nie są formalnie dla mnie - to dla ich dziecka, więc czemu czuję presję, że to ja powinnam była okazać radość? Jak i czy w ogóle wyjaśnić, że nie mogłam nigdy liczyć na podobne wsparcie ze strony swoich rodziców, wiec momentalnie czuję przepaść miedzy sobą, a moim partnerem (bo co ja mu mogę zaoferować? Co ja do tego związku mogę wnieść? Nie wiele, tyle co mam...), ani na takie hojne gesty, więc nie wiem jak się zachować? Jak i czy w ogóle wyjaśniać, że we mnie takie wielkie podarunki wywołują masę mieszanych uczuć: przede wszystkim poczucie, że jestem komuś coś winna i że muszę się cieszyć, bo takie mam doświadczenia - pojadę do Londynu, ale nie jako ja, nie dlatego, że coś mnie w tym mieście fascynuje i ciekawi, nie jako wycieczka dla mnie, a jako rzecz, jako prezent dla czującej się samotną kuzynki od jej ojca i nie mam prawa wybrzydzać, oczekiwać czegokolwiek, mówić o swoich potrzebach czy nadziejach, bo jestem dodatkiem do kogoś innego, bo to moja jedyna szansa by polecieć do Londynu. Chociaż jestem dorosła i widzę różnicę między wspomnianą wycieczką do Londynu, a samochodem dla nas, pary, to i tak odczuwam tak drogie i hojne prezenty jako w jakimś sposób zagrożenie dla mojej autonomii.
I sama nie wiem czy to ja mam się cieszyć - bo tego oczekuje osoba obdarowująca mnie prezentem? Czy może właśnie bycie fair wobec siebie to nie robienie czegoś co ktoś oczekuje tym bardziej, że to dla mnie trudne. Czy to po obydwu stronach leży akceptacja tego, że rzecz się wydarza, ale być może z inną odpowiednio: intencją i reakcją niż ta spodziewana? Czy stronie osoby obdarowującej leży ustalenie co się dzieje, że reaguję inaczej?
Nie wiem...
A wsiedliśmy pod dworcem do nowego samochodu mamy O. (kupili jej nowy, bo ten, którym jeździła był dla niej zbyt duży - dostaliśmy go my) i pojechaliśmy po babcię i zostawić psiaka w domu.
W domu też się wydarzyły rzeczy, ale o tym zaraz, chcę zostać tematycznie przy samodzie i rozkminach podarunkowych.
Więc po obiedzie znowu wsiedliśmy w auto i pojechaliśmy tym nowym samochodem do Zabrza, gdzie mieliśmy się spotkać z siostrą mojego partnera i odbyć wycieczkę-niespodziankę mikołajkową. Tuż przed wyjazdem dowiedzieliśmy się, że razem z nami, również w celu mikołajkowym jedzie cała rodzina szwagra nr 2. Jego mama, tata, a także jego starszy brat z partnerką, którzy również, jak my, przyjechali do Śląskiego tylko w celu tej wycieczki. Więc się zrobiło tak...
Nie wiem. Nie wiem co chcę powiedzieć, bo nie wiem co o tym sądzić. Bardzo stęskniłam się za rodziną mojego partnera i bardzo chciałąm ich wyściskać, zobaczyć, ale ta powiększona grupa i kontekst tej grupy sprawił, że czułam się trochę... taka "na dokładkę", ale to chyba moja stara rana, bo przecież byłam naprawdę bardzo mile widzianą gościnią. Nie byłam tam "na dokładkę". Po prostu tak jakoś... dziwnie mi było, chociaż racjonalnie uważałam całą sytuację za bardzo naturalna i z perspektywy siostry mojego chłopaka: pieczącą dwie pieczenie przy jednym ogniu (rodzina Szwagra nr 2 pochodzi z tej samej miejscowości co rodzina mojego narzeczonego, ich dzieci znają się jeszcze ze szkoły; rodziny od 2 lat wpadają do siebie na grille i jeżdżą na koncerty po Polsce itp).
Czyli na kilkugodzinną wycieczkę w podziemiach wyruszyliśmy grupą 10 osób. A w grupę zabraną przez przewodnika na miejsce rozpoczęcia wycieczki chyba wchodziło 20 osób max. Mogło być nas 18? Jakoś tak. Jak wszyscy zjechali ze swoich zakątków kraju, zeskanowaliśmy bilety, a przewodnik nas zaprosił do zajęcia miejsc w autokarze, który miał nas zabrać na miejsce startu. Jechaliśmy może 20 minut, może 30 minut w tej max 20 osobowej grupie z której połowa to znajomi.
Ja jestem z tych, którzy siadają z przodu autobusu, a mój chłopak odruchowo leci na sam tył - pociągnął mnie do tyłu przekonując lepszymi widokami do podziwiania śląskiej architektury (było co podziwiać - piękne budynki). Razem z nami usiadł teściu, a reszta się rozproszyła dokładnie po całym autobusie, ale nie przeszkodziło to im w prowadzeniu głośnych rozmów, których musieli słuchać wszyscy. Podczas tej podróży odpaliło się to, co podejrzewałam, że się odpali, gdy tylko teściu miesiąc temu dał znać synowi, że chce mu dać stary samochód - o akcji przekazania auta dowiedziała się jego córka i zaczęło się "dlaczego on ma, a ja nie!?". I chociaż te pretensje rozumiem (na jej miejscu też bym takie miała), to bałam się tego, że ona zamiast rywalizować z bratem skupi się na rywalizacji ze mną. I miała rację, bo te pretensje zgłosiła do ojca z połowy autobusu, ale mówiąc przeszywała mnie takim spojrzeniem, że nie miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Odwróciłam wzrok - i czułam się choooooolernie obserwowana podczas całego procesu - ale we mnie cała sytuacja z przyjmowaniem tak drogiego prezentu jest tak cholernie trudna i wywołuje tyle sprzecznych, skomplikowanych emocji, że wcale nie chciałam brać w tym udziału. Mój chłopak w atmosferze żartu cisnął siostrze "Widzisz? Dlatego, że od kilku lat utrzymuję się sam." - albo dodając jakieś absurdalne, śmieszne teksty "bo jestem od ciebie wyższy", albo "No, widzisz? Trzeba było jeść też ziemniaczki z koperkiem, to może byś dostała..." - i tak się kłócili, gdy ja drżałam ze stresu, bo ja tak na luzie nie potrafiłabym rozmawiać o tak hojnym prezencie od rodziców, wiedząc ile taki samochód kosztuje i na jakie wydatki ich narażam, i jak wielka odpowiedzialność by na mnie spadła, i w jak wielu sytuacjach byłoby mi wypominane, że dostałam samochód więc teraz powinnam robić to, co osoba obdarowująca oczekuje, że powinnam...
Tym czasem Szwagier nr 2 podpuszczał partnerkę "walcz o swoje!", a do własnych rodziców od razu na forum autobusu wyszedł z propozycją, aby zasponsorowali mu opony zimowe, co jego partnerka też podchwyciła "chcemy w takim razie dostać opony zimowe!" zażądała od ojca.
NIKT oprócz mnie ewidentnie nie czuł się przedmiotem tej rozmowy zestresowany - wszyscy żartowali, rzucali hasłami luźno i spokojnie.
Ja tak nie potrafię - w tamtym momencie poczułam taką przepaść między bliskimi mojego partnera, a moimi. Mentalność bogaczy vs mentalność biedaka. Byłam zestresowana tak, że myślałam, że rzygnę. Czułam się jak oszustka - że zaraz mnie zdemaskują i nigdy nie zaakceptują. Że ja tu tak bardzo nie należę i należeć nie mogę... I chyba do teraz nie potrafię dobrze opisać tego, jak dla mnie było to trudne by słuchać te rozmowy, bo coś mi cały czas umyka, jakaś warstwa, której nie potrafię uchwycić. Mówiłam o tym mojemu narzeczonemu, ale on chyba nie potrafi zrozumieć, albo to po prostu nie zmienia nic z jego perspektywy i nie rozumie dlaczego dla mnie to jest taki big deal... A dla mnie jest to big deal. Nie potrafię tak luźno mówić o pieniądzach - bo ich nie mam, nigdy nie miałam... nie na tyle by kupic samochód czy mieszkanie... Boję się, że gdy jego rodzice odkryją, jak mało mam i jak mało wnoszę do związku to tym bardziej mnie znielubią... może to idiotyczne? Bo to nie dla ich akceptacji jestem w związku z ich synem... ale widzę, że oni go kochają i chcą dla niego dobrze i ja też się dla niego dobrze... No, lęk jest...
A już szczytem wszystkiego było, gdy teściu, aby ukrócić - z humorem - te próby wymuszenia drogich prezentów przez córkę oznajmił głośno, na cały autobus, że prawda jest taka, że syn dostał samochód, bo o niego nie jojczył, bo od kilku lat utrzymuje się zupełnie sam i dlatego, że podjął poważne kroki: zaręczył się z Vill. [i tu niemal na zawał zeszłam, bo nagle zostałam z imienia wywołana w środek tej dyskusji w której nie chciałam uczestniczyć tak bardzo, że próbowałam zniknąć jak kameleon wtopiony w kolor siedzenia autokaru od dobrych 15 minut], ale jedocześnie poczułam, że przynajmniej jakiś aspekty roli społecznej lub oczekiwań społecznych spełniam w sposób zadowalający... Ale nim zdążyłam ogarnąć ten miszmasz w uczuciach i chociażby odetchnąć z ulgą, to teściu kontynuował: że jego córka może i by dostała jakiś samochód czy mieszkanie (szok), gdyby w końcu Szwagier nr 2 podjął jakieś sensowne kroki i oświadczyłby się jej jakimś ładnym pierścionkiem. OMG znowu dostałam zawału czując skalę presji i krindżu, bo większość pasażerów autobusu odwróciła się w stronę Szwagra nr 2 wwiecając się w niego spojrzeniem (jego partnerka również, bardzo zadowolona), a jego brat i ojciec zaczęli buczeć z wrednymi uśmieszkami na ustach "uuuuuuu".
No.
Typ nic nie powiedział, a siostra mojego narzeczonego usiadła ukontentowana zostawiając nękanie ojca, a przerzucając się na szeptanie do chłopaka "no widzisz!".
Ja na miejscu szwagra nr 2 to bym chyba jednak przyhamowała po takim czymś. A może typ coś planował? A po takim tekście to jednak nie chce tego w życie wdrożyć, bo PRESJA olbrzymia? Poza tym to olbrzymia decyzja... jeżeli się waha to faktycznie może by warto przemyśleć to... Bo co z tego, że są razem od 8 albo 9 lat? Zaczęli być razem jako dzieci, a teraz są parą jako dorośli. Wiele mogło się zmienić i co więcej może się zmieniać, nawet powinno w tym wieku... No nie wiem.
Dla mnie baaaaardzo stresująca sytuacja...
[Dla kontekstu: gdy mój narzeczony oświadczył mi się w maju zadzwoniliśmy min. do jego siostry by podzielić się nowiną. Ona zareagowała najpierw niedowierzaniem, a potem groźnym wołaniem swojego chłopaka do telefonu, wyjaśnieniem mu co się stało, a on na to piskliwym głosem krzyknął "COOO!?" i zaraz zaczął jęczeć do kamerki i do nas, szczęśliwych i zapłakanych z wzruszenia "bracie, no nieeeee! Nieeeee.... Nie wierzę. Jak mogłeś mi to zrobić! Teraz nie da mi żyć! Wiesz jak moje zycie będzie teraz wyglądać? Nieeeee.... Dlaczego to zrobiłeś!? Jak mogłeś mi to zrobić?" dopiero chwilę później kapnął się, że w sumie to warto by pogratulować xD ... Dla kontrastu moja siostra zaczęła od gratulacji, a potem domagała się konkretnych danych: jaka próba złota, ile karatów o ile w ogóle, jaka waga rubinu i jaka cena xD - to było dla niej tak ważne, że mi było niezręcznie xD, aż w tle Szwagier nr 1 krzyknął "kochanie, pogratulowałaś im chociaż!? Czy tylko jubilerstwo cię interesuje!?" xD]
No... Emocje wielkie... =/
Potem było spoko. Bardzo! Wycieczka była super! Bawiłam się świetnie wtedy, kiedy można było się bawić i byłam wstrząśnięta, gdy poznawałam historię. I mam nowy przedmiot zainteresowań - włókna węglowe i ich zastosowanie. Muszę i chcę zgłębić temat produkcji i jego wpływu na środowisko.
Anyway...
Tak myślę czy temat wrócił.... hymmm... tak wrócił: okazało się, że siostra mojego chłopaka tą kłótnie w autobusie rozpętała chyba dla zasady, albo dlatego, że chciała coś innego wymusić (?), bo podobno już dawno temu dogadała się z tatem, że dostanie od niego samochód ten, który zakupił do firmy w sierpniu. Ustaliła z tatem, że przerobi to auto na minikamper (mowa o tym samochodzie, który latem kupował teściu z porwanym niespodziewanie do innego województwa O., a który mierzyli systemem "czy zmieści się tu na stojąco Vill" oraz "czy i ile leżących Vill się tu zmieści razem z materacem" - od razu planowali możliwość przekazania auta na kampera). Teściu przypominał o tym podczas jazdy powrotnej wyjaśniając córce, że nie może jej tego auta juz teraz oddać, bo z niego korzysta, że dostanie tak jak brat - samochód używany po kilku latach. Teściu przypomniał jej, że mają do dyspozycji z jej partnerem samochód jej partnera, który z tego co mówią im w zupełności wystarcza. A ona już na luzie oznajmiła, że chce dostać opony zimowe, a także jakąś super-duper modna walizę. Teściu był zbyt zmęczony by z nią rozmawiać, więc mama przejęła rozmowę chcąc się dowiedzieć od "maleństwa" co to za walizka.
I tyle - tak po prostu.
I obecność przy tak sprowadzonej rozmowie w ogóle mnie nie stresowała. Ale w autobusie byłam posrana...
Po prostu nie mieści mi się w wyobraźni wymuszanie kupna przez rodziców czegoś - ja pytałam wprost. Wiedziałam, że mamy mało... co sie da: dostanę. Jak coś jest zbyt drogie - nie dostanę. Ale nie robiłam takich awantur (chociażby humorystycznie) w autobusie, przy innych ludziach (to w ogóle dla mnie najbardziej niekomfortowe) mając 24 lata (chyba tyle ona ma).
I nie wiem czy to mnie rusza, bo chodzi o porównywanie? Nie wiem. Mam wrażenie, że ją rozczarowałam, bo nie weszłam w kłócenie się o auto...
Potem kilka razy w trakcie wycieczki przyłapywałam ją jak się na mnie gapiła - szybko odwracała wzrok. I potem ja też, łapiąc stresa też czułam napięcie ile razy na nią patrzyłam...
Nie chcę się z nią kłócić wolę z nią budować pozytywne relacje, w obrębie naszych granic... Nie czuję, aby którakolwiek z nas przekroczyła te granice przynajmniej słowem. Ale COŚ jest w atmosferze...
To tyle mniej-więcej jeżeli chodzi o przyjmowanie podarków - nie wiem czy po 1- w ogóle chcę wyjaśniać teściom dlaczego tak reaguję (bo się boję, że wywołam w nic strach i będą mnie odrzucać, jako kogoś maksymalnie nieodpowiedniego dla ich syna), a w teorii wyjaśnienie usprawniłoby komunikację i dało pole do lepszego dialogu w przyszłości, nie? Po 2 - nie wiem czy w ogóle ktoś tak serio to zauważył - moze to wzięli za moją dziwność i antypatyczność po prostu? Po 3 - jak przedstawić temat mojemu partnerowi by poczuł, że dlaczego to dla mnie tak duzy problem i trudność...
A druga sprawa, która się działa w domu po przyjeździe z dworca...
Teściowie kupili nowy regał i ramki na zdjęcia. Mój partner JAK ZWYKLE został porwany przez ojca (tym razem na terenie posesji, nie do innego województwa xD - ogarniali w garażu ten samochód do przekazana na nasz użytek). W tym czasie teściowa pokazała mi zdjęcia, które już stoją na regale i te, które przygotowała do zawieszenia. Na regale stało od groma zdjęć jej dzieci, gdy były w wieku 2-7 lat. Takie maluchy. Poza tym zdjęcia dwóch psiaków, jedno zdjęcie babci, jendo dziadka, teściów na jednym zdjęciu oraz dwóch par: ich córki z Szwagrem nr 2 oraz syna ze mną. O ile zdjęcie córki i jej chłopaka było takie bardzo korzystne, bardzo po prostu ładne, wyszli na nim bardzo wyraźnie - to chyba z sylwestera, kadr od góry, obydwoje są odstrzeleni w fajne ciuchy, delikatnie się uśmiechają się z kieliszkami w rękach. O tyle zdjęcie moje i O. to zdjęcie bardziej takie... śmieszne i zrobione na śmieszno. Z Florencji, pod Dawidem. Kadr od dołu. Ja robiłam zdjęcie z ręki (jestem niska, mam krótkie kończyny), więc moja twarz jest wielka, rozciągnięta i zniekształcona, z drugim podbródkiem, a do tego robię głupią minę mrużąc oczy i rozdziawiając buzię, jak do krzyku. Mam na sobie gruby płaszcz, rozwiane, rozczochrane włosy. Stojący za mną O. też robi głupią, przerysowaną minę: mruży oczy, unosi wysoooko brwi (tak, że giną pod czapką), ma zassane policzki, usta wykręca w dziubek na bok twarzy, a palem celuje w krocze stojącej za nami rzeźby Dawida, aby ocenzurować zdjęcie.
No i takie dwa zdjęcia stoją obok siebie... no... nie wiem, czuję się okay z robieniem głupich min do zdjęć i rozsyłaniem ich do bliskich, ale kontekst: że to właśnie to zdjęcie wybrano, wywołano, oprawiono i w sąsiedztwie czego je postawiono sprawia, że mam rozkminę poważną... xD Nie boli mnie ten temat nawet w ułamku skali tak, jak kwestia tego przyjmowania podarunków od osób, które stać na więcej niż mnie. Ale jednak troszkę porusza - poczułam się z lekka zawstydzona widząc akurat TAKĄ swoją podobiznę na nowym regale wśród innych zdjęć członków rodziny.
Ale jednak zastanawia...
Potem mama O. pokazała mi inne zdjęcia, które wywołała. W tym to z sesji zdjęciowej, którą wygraliśmy. To naprawdę śliczne zdjęcie - też nie pozowane, po prostu zdolna fotografka je robiła. W ogóle nie patrzymy w obiektyw, a na coś poza kadrem, na ta samą rzecz w tym samym kierunku (na nasze splecione ręce - ale to wiemy my) przez cos wydaje się takie... intymne. Mamy takie łagodne, zrelaksowane twarze.
A gdy byłam ciekawa innych zdjęć, a teściowa ochoczo mi je pokazała i gdy odkrywałam, że na różnych etapach życia jednak rodzeństwo bywało do siebie podobne (teraz bardziej widać ich podobieństwo do rodziców niż do siebie wzajemnie) to teściowa pokazała mi zdjęcie mojego chłopaka w wieku... hymmm... nie wiem ile miał i nie to było istotne.
Patrzyłam na młodzieńca - już nie chłopca, a młodzieńca, ale nie takiego jakiego poznałam te 3,5 lat temu. Był baaaaardzo, bardzo szczupły (i to powinno było dać mi do myślenia - jak miał te 18+ lat to wszedł w okres siłownia, dziwne fryzury i sylwetka bodybuildera), co widocznie odrysowało się na jego buzi. Ale na zdjęciu ktoś go uwiecznił, jak biegnie: to był portret, wbiegał do zacienionego meijsca, więc na czarno-białym zdjęciu utrwalił się interesujący kontrast. Miał dłuuuugie włosy (jak na niego bardzo długie), słomkowy blond zatrzymany w locie nieco nad ramionami, z przedziałkiem po środku głosy. I ten jego słoneczny uśmiech, który kocham - po prostu to zdjęcie jaśnieje. Piękne. Rozczuliłam się, bo... prawdodpobnie chodziło o to, że mnie jarają faceci o długich włosach i ilość włosa dla mnie wpływa na ocenę atrakcyjności (a na tej focie było maaaasę włosa). Więc zobaczyłam cechę, która mnie jara plus twarz, którą kocham, PLUS uśmiech, który mnie rozbraja ZAWSZE i rozpłynęłam się w "AWWWWW".
I w tym momencie wszedł do domu mój narzeczony z ojcem, teściowa krzynęła, żeby podeszlii bo oglądamy zdjęcia, chłopaki zaczęli ściągać buty i kurtki, mój O. zapytał o co chodzi i co to za zdjęcia, a ja mu w żarcie (we flircie?) odpowiedziałam, że znalazłam nowego narzeczonego, że piękny jest i że chyba zerwę zaręczyny - że sam musi typa obadać. Na to mój narzeczony rozumiejąc ton i kontekst odparł, że jest ciekawy co to za typ, a moja teściowa wyciągnęła mi z ręki zdjęcie, schowała je i odparła, że raczej to nie możliwe, bo akurat to by była z pewnością pedofilia z mojej strony.
No i mnie zatkało.
Bo to mógłby być żart, ale sposób w jaki ona to powiedziała - ze złością chyba nie, ale z napięciem - sprawił, że poczułam wstyd.
I chyba wtedy do mnie dotarło, że pewnie jej dziecko na tym zdjęciu miało maks 17 lat, bo jeszcze nie ogoliło połowy czaszki na łyso, ani nie zaczęło się bujać z chłopakami z mundurówki z którymi w wolnym czasie wyciskał sztangi...
O fuck. I zgrzytanie zębami.
Bo ja chciałam dać mojemu facetowi komplement tylko tyle... I zażartować...
A ja - my (on to potwierdza wielokrotnie) - zapominamy, że między nami jest duża różnica wieku. To znaczy akceptujemy ją, ale nie robimy z tego big deal.
Widzę zdjęcie z przeszłości mojego chłopaka i nie myślę "ja wtedy miałam ponad 20 lat" tylko "o, ja też mam fajne zdjęcia z dzieciństwa".
No i co więcej: myślę, że teściowa i większość ludzi nie rozumieją, że dla mnie gęstość owłosienia gdziekolwiek na ciele mężczyzny wpływa na w ogóle moją myśl o podziwie, zachwycie takim nad drugim człowiekiem - nie jest to bodziec, który powoduje podniecenie fizyczne, ale na pewno decyduje o tym, że myślę, od razu o "atrakcyjny człowiek, chcę go podziwiać, jestem zainteresowana". - i piszę to z pełnią świadomości, bo kilka godzin później teściowa i jej córka wyrażały obrzydzenie wobec mężczyzn, którzy nie golą klaty, że dla nich najlepiej by było, gdyby było uznane za społeczną normę by wszyscy golili nogi, że nie znoszą długich włosów, a już w ogóle włosy rosnace na plecach mężczyzn to jest coś wzbudzającego odrazę tej samej kategorii, co chwycenie gołymi dłońmi odchodów. Szok. Bo ja kocham owłosienie u facetów i u kobiet. Ba! Siedziałam przy nich słuchając tej wymiany zdań myśląc o tym, że nogi goliłam chyba ostatni raz w lipcu - nie mam widocznego, ani gęstego włosia, ale też po prostu lubię futerko. Dla mnie to przyjemne i w dotyki i w wyglądzie. Więc tego...
Ech...
No i ten tekst o pedofilii to mi się śni po nocach - bardzo mnie to zestresowało i w taki szok wprawiło, że nie wiedziałam jak zaregować. I czy powninam była...
Miałam poczucie winy i czułam wstyd...
7 notes
·
View notes
Text
Wczoraj wycieczka, a dziś zostałam wezwana na dywanik przed lekcjami.
Nie ma nudy.
13 notes
·
View notes
Text
W kręgu idiotów
Żeby Was... Nowa księgowa to skrajna idiotka. Posłuchajcie:
Kończę już zakupy. Właściwie tylko ziemia w Brico i do domu. Dzwoni Kiero. Jest hajs. Ale są też kwity do wyjaśnienia. Podobno lecę SWS stówę.
Kurwa jak?! - myślę sobie. Przecież o wszystkich mankach wiem i rozliczam je na bieżąco. A odpukać od dawna żadnego tak potężnego nie miałem. Kiero mówi, że są kwity. Przyjadę to wyjaśnię.
Jak byk, kurwa, pisze ładnymi i wielkimi literami - "Mój minus to plus Ani. Źle rozmieniła pieniądze u mnie w kasie." Tępa dzida, o księgowej mówię, oddała bezmyślnie SWS raport, że u mnie był brak. To, że taki sam plus był u kogoś innego to już jej nie interesuje. Jak widać SWS też nie, ale on am powiedział, że po to ją zatrudnił żeby liczyła za niego. - Tak cy inaczej manka nie ma, więc za te stówę kupiłem sobie pizzałę. Za ten stres mi się należy :P
//
Księgowa swoją droga jest upośledzona jak mało, kurwa, kto. Upośledzeni są mniej upośledzeni niż ona, bo oni z natury i wpływu biedni nie mają. Ona ma. I z tej okazji nie korzysta. - Zaciąga faktury z systemu. Mówiąc wprost, bierz gotowca. Bezmyślnie zostawiając jak jest. Ceny mamy więc z kosmosu. Końcówki typu 1,2,3,4..., źle podpięte kody... Cuda na kiju. Tym kijem mam ochotę jej przypierdolić cudownie, bo mówiłem, prosiłem, zgłaszałem, zwracałem uwagę. Równie dobrze mogłaby nic nie robić, rezultat byłby ten sam. - Jak w ten sposób rozlicza kasę w urzędach to SWS pójdzie siedzieć nie ze swojej winy. // KM nie odzywa się do nikogo. Ani do Kiero, ani Manekina, ani Kuca, ani Mnie. SWS będzie, podobno, z nią i Manekinem rozmawiał. No w końcu. Pamiętam jak kiedyś mnie, Madzię i Kiero wziął na dywanik i zjebał. Ale daliśmy sobie po mordzie i potem było normalnie. Może czas najwyższy zrobić zebranie zarządu i kolejne zawody. // Idę opierdolić pizzę, wykąpać się i grać. Tak pizga, że o działce nie ma nawet mowy.
6 notes
·
View notes
Text
zamowilem taki dosrany handmade dywanik z krzyku doslownie TAK SIE CIESZE
6 notes
·
View notes
Text
ja jebie wylalam kawę CALE FISY WYJEBALO NA BOURKO I PODLOGE, POD BIURKO NO WSZEDZIE NAWET DYWANIK SIE ZALAPAL
tragedia, nie wypiłam dziś kawy wiec kupię sobie w szkole może albo strzelę energola (to nie tak że i tak miałam go wypić)
ekspresowo się umalowalam żeby zdążyć bo muszę jeszcze przelać trochę coli zero do mniejszej butelki, nalać wody
ale te fusy to dramat jakiś bo mam je na podłodze i zgarnelam je ścierka tak do łóżka żeby w to nie wleźć, po południu i tak będę tu odkurzac wiec odkufze też dywanik (bo tam też są fusy😀) a akurat wyschnie to wszystko to bedzie odlazic
matka jeszcze mówiła żebym sobie wypiła witaminę c na katar XDDDDD myślałam że się zesram jak to powiedziała ale grzecznie jej wytłumaczyłam że total nie działa i odpuściła na szczęście
zwazylam się i waga 60.4 czyli z soboty chyba wiec mam 6 dyniowe opóźnienie
zwazylam się dziś bo po południu już coś zjem i jutro pewnie waga będzie lekko wyższa bo po fascie będzie trochę słabiej organizm pracował i jedzenie dłużej poleży w jelitach czy żołądku
także dzień rozpoczęty z przytupem, miłego dnia💋
11 notes
·
View notes
Text
Rozdział 1
Nowy rozdział
Piątki od zawsze były czymś, czego z wielką radością wyczekiwałam. Byłam już ogromnie przemęczona swoją pracą. Do niedawna nawet nie zdawałam sobie sprawy ile kosztuje mnie nerwów. W firmie pracowałam już prawie trzy lata, a moje życie zawodowe wciąż stało w miejscu. Nieważne ile bym z siebie dała, miałam wrażenie, jak gdyby szef nie widział moich starań.
Pan Fabian był bardzo wymagającym szefem. Po jego zachowaniu człowiek nigdy nie wiedział czego się spodziewać: ochrzanu, pochwały? Na to drugie od dawna przestałam już czekać, jednak to pierwsze ostatnimi czasy zdarzało się coraz częściej. Tego dnia szef również wezwał mnie do swojego biura na dywanik.
- Pani Mariko, czy wie Pani dlaczego znów Panią wezwałam? - Mocny akcent padł na słowo „znów”, sprawiając, że poczułam się malutka. Jego ciemne brązowe oczy wwiercały się moje wywołując we mnie sprzeczne emocje. Fabian był dobrze zbudowanym i wysokim mężczyzna. Miał ciemne włosy, które codziennie były idealnie wystylizowane. Ciemny garnitur idealnie podkreślał jego muskularne ciało. - Wezwałem Panią ponieważ w raporcie finansowym nie zgadzają się liczby. - Powiedział ogólnikowo.
- Nie rozumiem. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Cały poprzedni wieczór poświęciłam na dokładne przygotowanie raportu. Z dziesięć razy sprawdziłam jego poprawność, by właśnie uniknąć tego typu rozmowy z szefem.
- Właśnie dlatego Panią wezwałem. - Odpowiedział z lekkim uśmieszkiem.
Mimo iż wiedziałam, że jego odpowiedź ma na celu wprawić mnie w zakłopotanie, nie mogłam powstrzymać lekkiego rumieńca. Jego oczy świdrowały moją duszę, a ja naprawdę nie wiedziałam dlaczego po raz kolejny w tym miesiącu mnie do siebie wezwał.
- Raport przygotowałam skrupulatnie, nie ma mowy o jakimkolwiek błędzie, Panie Fabianie. - Starałam się, by mój głos zabrzmiał pewnie.
Przeczesał włosy prawą dłonią, a ja spuściłam wzrok. Mój szef był potworem. Czepiał się mnie miałam wrażenie o byle co, ale jednocześnie nie mogłam nie zauważyć jak bardzo był przystojnym mężczyzną.
- Musi Pani zostać dziś po godzinach. O 16:30 spotkamy się ponownie w moim biurze i wyjaśnimy niezgodne kwestie w raporcie. Dziękuję.
Ręką wskazał drzwi sugerując, że nasza rozmowa dobiegła już końca. Niepewnie wstałam, ostatni raz spoglądając w jego oczy, ale on już się odwrócił w stronę komputerami nie zwracając na mnie uwagi. Wyszłam z jego biura i wróciłam do swojego biurka.
Obok mnie swoje stanowisko miała moja przyjaciółka Daria. Spojrzała na mnie pytająco, ale ja tylko wzruszyłam ramionami. Właśnie w tym momencie przestałam się cieszyć z tego, że był piątek. Naprawdę nie wiedziałam co zrobiłam źle, więc od razu włączyłam na komputerze plik z raportem i zaczęłam go studiować. Oczywiście, nie znalazłam żadnego błędu. Zwątpiłam. Czy szef się na mnie uwziął? O 16 powinnam skończyć pracę, nie miałam jednak wyjścia, zależało mi na tej pracy, więc musiałam zostać.
Gdy zbliżała się już 16:00, część pracowników zaczynała się już zbierać do domów.
- Powodzenia i spokojnego weekendu! - Powiedziała Daria na odchodne i pocieszająco klepnęła mnie po ramieniu. Uśmiechnęłam się słabo.
Nie wiedziałam czego mam się spodziewać po szefie. Może chce mnie zwolnić? Tylko po co trzymałby mnie na nadgodzinach?
Ostatnie pół godziny ciągnęło się niemiłosiernie. Znów studiowałam raport, próbując doszukać się czegokolwiek co mogłoby się nie zgadzać. Wszystkie wartości podane w dokumencie były zgodne ze stanem faktycznym.
- Zapraszam. - Usłyszałam Jego głos, a przez moje ciało przeszedł dziwny dreszcz.
Właśnie uświadomiłam sobie, że zostałam w biurze sama z szefem. Poza nami nie było tu już nikogo. Głuche stukanie moich obcasów niosło się echem, gdy szłam do jego biura.
- Proszę usiąść. - Gestem ręki wskazał na krzesło, które znajdowało się tuż obok niego.
Niepewnie usiadłam, czując lekką nutę strachu. Szef oparł ręce o podłokietniki i spojrzał na mnie. Jego twarz była tak blisko mojej, zapach jego perfum, przyjemnie łechtał mój nos. Lekko zawstydzona schowałam kosmyk włosów za ucho, przerzucając wzrok na ekran. Kątem oka zauważyłam jego zawadiacki uśmiech.
- Czy mogłaby mi Pani dokładnie przedstawić raport finansowy? - Zapytał wciąż intensywnie wpatrując się we mnie.
- Oczywiście. Czy mógłby mi Pan podać myszkę? - Poprosiłam, czując jak głos łamie mi się ze stresu.
Sięgnął po mysz i podał mi ją. Za szybko chciałam ją chwycić i poczułam jak moje palce delikatnie musnęły jego ciepłą dłoń. Poczułam elektryzujące prądy przedzierające się przez moje ciało od palców, aż po czubek głowy. Co się ze mną dzieje? Nie był to przecież pierwszy raz jak widziałam tego człowieka na oczy. Jednak nigdy wcześniej nie zostawałam z nim sam na sam w pustym biurze, po godzinach. Musiałam się opamiętać. Z jakiegoś powodu uwziął się właśnie na mnie i musiałam mu udowodnić za wszelką cenę, jak dobrym pracownikiem jestem. Te wymiany spojrzeń, to napięcie musiało być tylko w mojej głowie. Nie było innej opcji.
Spojrzałam ponownie na ekran, z miejsca, w którym siedziałam nie widziałam dokładnie informacji zawartych w moim raporcie. Przysunęłam się lekko w stronę szefa, by móc lepiej widzieć, przy okazji znów lekko otarłam się ręką o jego rękę. Nie zabrał jej. Siedzieliśmy przy sobie bardzo blisko - za blisko wręcz. Dlaczego właśnie w tym momencie mój mózg musiał mi płatać figle? Pan Fabian nie odsunął się ani na centymetr. Czułam na swojej ręce jego ciepło.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam wszystko tłumaczyć, krok po kroku. Jego ciemne oczy z uwagą mnie słuchały i śledziły każdy mój ruch. Jego mimika twarzy nie okazywała żadnych emocji. Przez całą moją prezentację nie odezwał się ani słowem. Bałam się jego reakcji, bałam się kiedy w końcu wskaże mi ten błąd, którego za żadne skarby nie mogłam znaleźć. Gdy skończyłam, odsunęłam fotel, by odzyskać swoją przestrzeń. Szef przeniósł swoj wzrok z ekranu z powrotem na mnie. Zaplótł dłonie na brzuchu i wiercił swoim spojrzeniem we mnie dziurę.
- Dziękuję. - Odparł po paru sekundach, które zdawały się trwać wieczność. - Wygląda na to, że ostatecznie wszystko się zgadza. - Powiedział z zawadiackim uśmiechem. Nic już nie rozumiałam.
- Cieszę się, że mogłam pomóc. - Odparłam wciąż mocno zdezorientowana i odchrząknęłam, gdyż zaschło mi w gardle.
Szef wstał i podszedł do szafki na drugim końcu biura. Wyciągnął dwie szklanki do whiskey oraz butelkę tego napoju. Nalał po trochę do każdej, odstawił butelkę, po czym podszedł do mnie i wyciągnął dłoń ze szklanką w moją stronę. Przez chwilę wpatrywałam się w niego nie bardzo rozumiejąc sytuację, w której się znalazłam. Biorąc łyka, drugą szklankę przysunął bliżej mnie, a ja ją wzięłam od niego. Czułam jak serce mi bije szybciej. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie, było po 17. Pan Fabian tym razem usiadł na kanapie, która znajdowała się po środku pokoju. Obok stały dwa fotele. Patrząc na mnie poklepał jeden, sugerując, żebym na nim usiadła. Nie zastanawiając się, wstałam i zrobiłam to czego chciał. Gdy już usiadłam, znacząco patrzył się na mnie biorąc łyk, znalazłam to jako znak, że też powinnam wypić.
- Skoro już wypiliśmy razem, wydaje mi się, że możemy przejść sobie na Ty. - Znów ten uśmiech pojawił się na jego ustach, a ja delikatnie skinęłam głową również lekko unosząc kąciki ust do góry. Fabian rozsiadł się wygodnie na kanapie i wziął kolejnego łyka. - Wybacz, że ostatnio wzywałam cię tyle razy do siebie, ale musiałem zweryfikować twoje umiejętności oraz sposób w jaki sobie radzisz w stresujących sytuacjach. Mam nadzieję, że nie przestraszyłem cię za mocno? - Nie byłam w stanie dobyć z siebie ani słowa, pokręciłam głową, dając do zrozumienia, że nic się nie stało, znów się uśmiechnęłam i wzięłam kolejnego łyka - tym razem głębszego. - Cieszę się. W każdym razie od pewnego czasu poszukuje asystentki. Możesz zostać stu procentową asystentką, ale możesz również wykonywać swoje obecne obowiązki plus być moją asystentką. Chce, byś wiedziała, że zauważyłem twoje zaangażowanie w firmę, dlatego to właśnie ciebie wybrałem na to stanowisko. Wiążę się ono również z wyjazdami służbowymi, ale oczywiście i również znaczącą podwyżką. Potrzebuje osoby zaufanej, która będzie mi pomagać w wielu kwestiach. A więc co o tym uważasz, Mario?
Wzięłam kolejny głęboki łyk, a Fabian z coraz to szerszym uśmiechem wstał i podszedł do szafki po butelkę. Usiadł bliżej mnie na kanapie i dolał mi napoju do szklanki. Wciąż nie wiedziałam co się dzieje. Szef… to znaczy Fabian męczył mnie tyle czasu, ponieważ mnie sprawdzał na stanowisko swojej asystentki? Ale czy bycie asystentką nie jest pewnego rodzaju degradacja? Aczkolwiek wiąże się to z solidną podwyżką…
- Panie Fabianie, -Spojrzał na mnie wymownie. - to znaczy Fabian, nie bardzo rozumiem co się dzieje. - Przyznałam skołowana.
- Widzę. - Roześmiał się szczerze i sobie również dolał whiskey. - Zastanów się proszę. - Pochylił się w moją stronę, tak, że znów czułam jego perfumy. Wziął kolejnego łyka i poluzował krawat. - Doceniam twoje starania, dlatego to właśnie ciebie widzę w roli mojej asystentki.
- Jest mi naprawdę miło, ale lubię swoją obecną pracę, nie bardzo wiem czym miałabym się zajmować jako twoja asystentka…
- Obecne stanowisko możesz również zachować, widzę, że lubisz to co robisz. - Jego oczy świdrowały moje, a ja poczułam lekkie odurzenie alkoholem - więc wzięłam kolejny łyk. - Jako asystentka pomagałabyś mi planować spotkania, zajęcia, oczywiście również pomagałabyś mi dopilnować porządku w firmie.
Przełknęłam ślinę. Delegację, czyli wspólne wyjazdy, planowanie spotkań Fabiana, dokładniejszy wgląd w życie mojego szefa… Dlaczego ja? Starałam się dobrze pracować, ale moje obecne stanowisko nijak ma się do bycia czując asystentka. Są to dwie totalnie różniące się od siebie pracę. Skąd wziął mu się pomysł na to, iż ja byłabym odpowiednią osobą? Podejmując się tego stanowiska miałabym jeszcze mniej czasu dla siebie, Fabian często wyjeżdża w delegacje - czy miałabym jeździć na nie wszystkie? Sam na sam z Fabianem? Nie znałam go dobrze, ale uczucia jakie we mnie potrafił wywołać.. były co najmniej nie na miejscu, biorąc pod uwagę, że jest on moim szefem. Zależało mi na tej pracy. Nie chciałabym jej stracić. Postanowiłam więc lekko zaryzykować i przeprowadzić mały eksperyment.
Wzięłam głęboki oddech, jeśli podejmę tę pracę, będę dużo częściej blisko niego. Nie zniosłabym tego napięcia jakie czuję będąc z nim w jednym pomieszczeniu - szczególnie teraz, wiedząc, że w pobliżu nie ma nikogo innego. Musiałam więc zaryzykować i sprawdzić czy to wszystko dzieje się tylko w mojej głowie.
- Jeśli chodzi o kwestie finansową, - również pochyliłam się w jego stronę. Oparłam łokcie na kolanach w obu dłoniach trzymając szklankę. Obserwowałam każdy jego ruch. Schowałam kosmyk włosów za ucho i delikatnie przygryzłam wargę. Jego brew drgnęła. - O jakiej kwocie mowa?
Fabian przez chwilę wpatrywał się w moje usta, a w jego oczach widziałam małe ogniki. Ale czy na pewno? Pochylił się w moją stronę, znów byliśmy bardzo blisko siebie. Sięgnął po długopis i kartkę na stole i napisał na niej czterocyfrową liczbę. To była bardzo duża podwyżka. Udałam jednak, że nie robi to na mnie wrażenia i z powrotem spojrzałam na niego. Wziął kolejnego łyka i delikatnie oblizał usta z pozostałego na nich napoju.
- Co uważasz? - Zapytał odnośnie kwoty.
- Uważam, że to bardzo szczodrą propozycja, jak za bycie twoją asystentką. - Ostatnie dwa słowa wypowiedziałam z mocniejszą intonacją. Znów zobaczyłam w jego oczach iskierki i delikatny usmiech.
- Zastanowię się. - Wzięłam kolejny łyk i odłożyłam pustą szklankę na stolik.
- Za mało? - Odniosłam wrażenie, jakby obawiał się, że nie przyjmę jego propozycji.
- Nie chodzi o pieniądze. Zastanawia mnie kwestia delegacji. Rozumiem, że mowa tu o wyjazdach z całym zarządem?
- Nie do końca. - Wziął kolejny łyk. - Czasem podróżuje również sam w celach biznesowych. W takich sytuacjach również będę potrzebował asystentki.
- Tylko ja i szef? - Podkreśliłam jego stanowisko, by sprawdzić jego podejście do całej tej bardzo ciekawej sytuacji.
- Zgadza się. - Przez jego twarz przemknął zawadiacki uśmiech. - W celach służbowych.
Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie się działo. Mój szef ze mną flirtował. Człowiek, który uprzykrzał mi ostatnie miesiące życia, robił to po to, by docelowo zaproponować mi stanowisko swojej asystentki. Fabian, ciemne oczy, muskularny, wysoki, nieziemsko przystojny mężczyzna i zarazem mój szef - ze mną filtrował!
- Dziękuję za propozycję. - Wracając do formalnego tonu, odpowiedziałam wstając z fotela. - Zastanowię się, Fabianie.
- Czekam na twoją decyzję, - Również wstał, a w jego oczach widziałam jak iskierki powoli zamieniały się w plomienie. - Mariko.
Nie chciałam wychodzić, byłam bardzo ciekawa jak potoczyły się wieczór, ale to był przecie mój szef! Musiałam zachować zdrowy umysł i przemyśleć tę propozycję bardzo dobrze przez weekend.
Spojrzałam mu w oczy ostatni raz i na pożegnanie podałam dłoń. Fabian uścisnął ją w formalnym chwycie, ale nie puścił mojej ręki od razu. Delikatnie pogładził opuszkiem wierzch mojej dłoni - ledwo zauważalnie - po czym pozwolił mi wyjść.
0 notes
Text
Wpis 65. Torba klębuszków i narzuta Cz. 1
To co widać na foto to mój ostatni wyczyn. Czyli: porządki w domu, i zebranie wszystkich klębuszków do "jednego worka" w moim przypadku torby...
Skąd mam aż około 460 małych klębuszków. Już mówię:
1. Moja babcia (od strony mamy)
Dziergała sobie na drutach z miłością do rodziny: swetry, skarpety, szaliki i kamizelki. Po jej śmierci miałam kilka dużych kłębków. A te duże kłębki kiedyś podzieliłam na male klębuszki z nadzieją że zrobię mały szalik albo chodniczek (dla niewtajemniczonych, chodniczek to mały chodnik, ale nie taki do chodzenia bezpiecznie przy ulicy po mieście. Tylko to taki wytwór najczęściej ręcznie robiony, kuzyn dywanu ale daleki, który jest węższy niż dywan. Najłatwiej sobie to wyobrazić tak: chodnik kładzie się tam gdzie się najczęściej chodzi na "domowych szlakach" jest z reguły około 1 m szerokości a długość zależy od metrażu domu. Jest zrobiony z resztek nitek a służy po to by odkurzacz (czy szczotka) w domu nie chodzil za często.). Te nitki miałam w jednej dużej plastikowej butelce po wodzie mineralnej 3 l włożony w kącie za meblami.
2. Moja babcia ( od strony taty)
Babcia druga nie przepadała za robieniem na drutach. Choć jak już to robiła, to tworzyła chodniczki albo kamizelki. Najczęściej jednak robiła na szydełku. Robiła i taką ją pamiętam.
U babci w domu były chodniki na podłodze w kuchni i w korytarzu (jej roboty) okrągłe na krzesłach koła do siedzenia na nich, by krzesło się nie brudziło. A na pułkach w regałach białe serwetki koronkowe, które sama zrobiła. Od niej miałam mniejszy zapas klębuszków trzymanych w piwnicy w pudełku.
3. Z gazet wysyłkowych o dzierganiu.
Zawsze marzyłam o tym by uzbierać kolejcje do dziergania "deagostini" ("robótki na drutach") jednak finansowo nie udało się stąd mam torbę na wluczkę (w której mam te klębuszki) I trochę kłębków. Kiedyś też kupiłam jedną gazetę ("Rób na drutach!") bo była nie droga, I miała kilka fajnych prezentów: druty, motek włuczki i segregator (solidnej konstrukcji), z zamiarem zbierania ale się nie udało (skromne życie ma swoje ogrniczenia i skupia się na najważniejszych potrzebach, dodatkowe marzenia odkłada).
4. Sklepik z "drugiej ręki".
Mam u siebie taki sklepik gdzie oprócz ubrań są też inne różności, między innymi jest kosz "najtańszych drobiazgow" między innymi w nim znajduję dużo włuczki po 1 czy 0.50 gr i z niej też mam (najwięcej zrobionych) maleńkich klębuszków. Jak powstały z ogromu włuczki maleńkie klebuszki. A no tak: od dłuższego czasu opiekuje sie ciocią z zespołem Downa. Mimo że ma 53 lata jest jak 4 - 5 letnie dziecko. Lubi kolory, zwijanie, wrzucanie. Więc któregoś dnia nie mając jej czym zająć, wzięłam dużą butelkę po wodzie mineralnej, nacieram w kilku miejscach nitkę na każdym kłębki i ciocia zwijała klebuszki a potem wrzucała każdy z nichd o butelki. Miała wielką frajdę aż miło było patrzeć;) I tak powstał drugi pakiet kłębków w dużej butli po wodzie mineralnej.
5. Włuczka z bluzek.
Czasem bluzkę kupiłam z włuczki, a potem nie podobała mi się po pewnym czasie i rozpruwalyśmy z ciocią (zaznaczę, że to też jej ogromna radość) swetr czy bluzkę i zwijalyśmy to na kłębki.
Takim sposobem uzbierała się w końcu taka pękata torba małych klębuszkow (wielkości? Myślę, że są wiejsze orzecha włoskiego).
A co za tym idzie jak postanowiłam wydziergać z tych kłębków narzutę na łóżko, albo chodniczek, zobaczymy jak to będzie wyglądało, jak ładnie to narzuta. Jak średnio to dywanik...
0 notes
Text
Zupa krem z dyni piżmowej
Zupa z dyni pizmowej na jesiennie wieczory
Zupa krem z dyni piżmowej z marchewką, ziemniakami i cebulą
Potrzebne Składniki : ----------------------------
1 dynia np. piżmowa 3-4 marchewki 2-3 ziemniaki 2 cebule 2 ząbki czosnku Mleczko kokosowe Bulion Zioła ulubione np. Rozmaryn Tymianek Pietruszka Przyprawy: Sól Pieprz Do podanie na talerzu : Nasiona dynii i słonecznika, orzechy ulubione posypać na wierzch Mini grzenki
Sposób przygotowania : ----------------------------- Wszystkie jarzyny obieramy ze skóry. Dynia jest twarda musimy bardzo uważać by nie przesunęła nam się deska do krojenia by tego uniknąć wystarczy podłożyć pod deskę wilgotny kawałek ręcznika papierowego. Dynię kroimy na pół i wycinamy całe gniazdo nasienne. Jarzyny kroimy drobno w kostkę i marchewkę w plasterki układamy na blasze do pieczenia wyłożonej papierem do pieczenia Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 °C na 30 minut Przygotowujemy bulion Upieczone jarzyny wkładamy do garnka i ucieramy dodajemy bulion i mleczko kokosowe i wszystko razem ucieramy. Jak się składniki połączą mamy gotową zupkę krem z dyni. Posypujemy pestkami dyni pestkami słonecznika dajemy grzanki i gotowe.
Składniki: Dynia, marchewki, ziemniaki, cebula, czosnek, zioła ulubione i mleczko kokosowe.
Dynię obieramy i przekroić na pół
Pestki wyciągamy i oczyszczamy dynię
Wszystkie jarzyny kroimy w kostkę albo w plasterki, układamy na blachę na papier do pieczenia i wkładamy do piekarnika na 30 minut 180 stopni C.
Upieczone jarzyny wyciągamy z piekarnika
Przekładamy do garnka
Będziemy miksować wszystko razem
Po trochu dodajemy mleczko kokosowe i bulion i miksujemy
Wszystko zmiksowane możemy podawać z grzankami, z nasionami
Zupa krem z dyni z grzankami, nasionami, orzechami ulubionymi dodałam suszone owoce goji
Porada ---------- Warzywa pieczone do zup układamy na blasze wyłożeonej papierem do pieczenia, a oprócz tego robimy dywanik z świeżych ziół np. rozmaryn, pietruszka, tymianek i troszkę soli którą przyprawiamy jarzyny powodując ona także wydobywanie się wilgoci z tych warzyw i ich karmelizację. Młodych tzw. baby jarzyn nie musimy nawet obierać wystarczy dobrze je umyć. Warzywa pieczemy około 30-40 minut przykryte folią aluminiową błyszczącą stroną zawsze do góry. Matowa strona izoluje ciepło. Bardzo mocno uszczelniamy folie aluminiową na blasze tak żeby uprażyć te jarzyny. Idealnie byłoby od dołu podgrzać zioła na palniku kuchennym na blasze przez 30 sekund by zioła zaczęły parować na jarzyny, jak słyszysz trzaski ściągasz z palnika blachę i dajesz do piekarnika.
♥ Smacznego Bon appétit ♥
CIEKAWOSTKI: ----------------------------- Dynia piżmowa jest twarda i bardzo niewygodna do krojenia trzeba wpierw odciąć jej górę i dół by otrzymać płaskie miejsce do postawienia dyni, następnie przekroić ją w poprzek na pół i teraz postawić na płaskiej powierzchni i giętkim małym nożykiem od góry ścinać skórę, giętki nóż układa się zgodnie z wygięciem dyni piżmowej Dynia piżmowa po ugotowaniu rozpada się na pasemka jak nitki i ma charakterystyczny zapach piżma słodkawa o orzechowej nucie. Zawiera dużo witaminy A, błonnik i potas K W starożytnym Rzymie jadano ją z smażoną miodzie lub utartą w zalewie z winem. Francuzi nazywają dynię "patiron" - duży grzyb, Anglicy zaś - "pumpkin".
Zupa krem z dyni piżmowej plus marchewka, ziemniaki, cebula, czosnek i mleko kokosowe, jesienny pomarańczowy przysmak
THE END <><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
#Dynia#DyniaPiżmowa#ZupaZDynii#JesienneSmaki#KuchniaWęgetariańska#ZupaDyniowa#ZupaKrem#ZupaBezmięsna#KuchniaZdrowegoŻwienia#DyniaPieczona#ZdroweGotowanie
0 notes
Text
Wishlist:
jedzonko z list, rocco, dolina noteci, chrupki gastrointestinal,
poroże jelenia (hard XL)
swiecace szelki rozm L 50 pln
piłka chuck it swiecąca w ciemności
kurtka na deszcz (ozzy - 50 $ )
czarny dywanik ok 120x90
szelki normalne
szelki sledy
ubezpieczenie
kleszczolapki
kong classic L
kong wobbler
pluszaki second hand
drewniana podsatwka pod miski
odrobaczanie
odkleszczanie
plecak dla psa na wycieczki
pas bezpieczenstwa do auta
przyciski do gadania
test genetyczny
takie wodoodporne cos do auta
szczotka
olej z lososia
0 notes
Text
Co jest gorsze
Kiedy kot narzyga ci do buta, czy kiedy kot posika sie na dywanik w lazience, czy kiedy kupa mu sie przyklei do dupska i rozetrze na caly korytarz probujac ja zdjac?
Czyli zupelnie jak z dzieckiem ;)
0 notes
Text
Tak, jesteśmy paranoikami
MSZ wzywa ambasadora USA na dywanik (potem dopisali, że jedynie “zaprasza”), bo władzy nie spodobał się reportaż o mecenasie pedofilów Wojtyle, w będącym amerykańskim biznesem TVNie. MSZ uznaje bowiem – tu zacytuję, żeby nic nie uronić z kuriozalnego brzmienia – iż “potencjalne skutki działań (tej stacji) są tożsame z celami wojny hybrydowej mającej na celu doprowadzenie do podziałów i napięć w…
View On WordPress
0 notes
Photo
ENG below| Cześć🙌 miałam otworzyć sklep we wrześniu, niestety nic z tego nie wyszło. Jak to się dzieje, że końcowe etapy kiedy wydaje się, że wszystko już jest prawie dopięte na ostatni guzik trwają najdłużej? Czy tylko ja tak mam🙃 Ale! Oficjalnie ogłaszam, że sklep ruszy 8 października. Daję sobie tydzień i nie ma bata, inaczej się nie zmotywuję. Jak znacie jakieś dobre sposoby na motywację to się podzielcie! . . . Hi there, I know I was going to open my web shop in September, it’s not going to happen though. It’s the law of nature that last stages of work, where everything seems almost ready, last forever. Or is it just me🙃 I’m giving myself a week, so the final deadline is October 8th. Any good motivation tips? #dywan #handmade #flowerrug #rugs #tufttheworld #dywanik #fiberart #creative #abstract #rugtufting #instarugs #homedecor #yarnart #tuftart #tuftedrug #tuftowanie #tuftinggun #art #abstractart #interior #minimalist #memphisstyle #creativemind #fiberartist #thisiswhatido #tufted #tufting #shopupdate #stairs #showyourwork https://www.instagram.com/p/CjGTulUL7PR/?igshid=NGJjMDIxMWI=
#dywan#handmade#flowerrug#rugs#tufttheworld#dywanik#fiberart#creative#abstract#rugtufting#instarugs#homedecor#yarnart#tuftart#tuftedrug#tuftowanie#tuftinggun#art#abstractart#interior#minimalist#memphisstyle#creativemind#fiberartist#thisiswhatido#tufted#tufting#shopupdate#stairs#showyourwork
3 notes
·
View notes
Text
Dywanik wykonany metodą punch needle 🗡🕊
Ig: nalesnikart
5 notes
·
View notes
Photo
Jeszcze parę zdjęć na nowy dywanik. Rozkrecam się powoli, powoli tworzą sie nowe rzeczy . Wszystko powoli. A jak u Was Nowy Rok się zaczął? #carpetcrochet #crochet #carpet #mint #grey #flower #dywanik #szydełkowy #sznurekbawełniany https://www.instagram.com/p/B7icF4NBbP_/?igshid=1v13qah49aprx
0 notes