#dość już ja nie chcę więcej nic z tego bo tylko dzień za dniem mi przykro i tak się żyć nie da
Explore tagged Tumblr posts
persistent-wallflower · 7 months ago
Text
Czasem najlepiej żyć sobie nieświadomie w swoim małym świecie i nie wiedzieć o tym, co wszyscy mają, a ty no chyba nigdy nie będziesz mieć
2 notes · View notes
winterdayy · 4 years ago
Text
Dawka czegoś co może pomóc gdy jest się głodnym 🦋
🌻Droga Ano i mio czy już mnie lubicie?
🌻To po prostu styl życia, jestem szczęśliwa.
🌻Jedzenie jest moim wrogiem
🌻Jedz mniej, waż mniej.
🌻Kto by pomyślał, że z wesołej dziewczynki z zainteresowaniami zrobi się poważna dziewczyna liczącą każda kalorie i ćwicząca do upadłegom
🌻Kiedyś się głodziłam, dzisiaj już nie jestem głodna
🌻Chce posmakować perfekcji, chce nie jeść
🌻Nifdy nie jest się dość szczupłym
🌻Nie chcę już jeść
🌻Dobrze wiesz że jesteś gruba, przestań szukać wymówek
🌻Zapierdole się jak jeszcze raz zobaczę moje odbicie w lustrze
🌻Czuję głód ale się nie poddam
🌻Nikt nie znał sekretu który ukrywała, głodówka dla perfekcji, nienawiść do własnego ciała
🌻Chudniesz żeby spodobać się samej sobie, dla innych nie warto i tak będą krytykować
🌻 Jednym słowem pchneliscie mnie w ramiona any
🌻Ty i zaburzenia odżywiania? Przecież jesteś gruba
🌻Znowu przytyłaś. Kiedy w końcu coś że sobą zrobisz?
🌻Każdy dzień trzymania się tej cholernej diety zbliża cie do twoich marzen
🌻Stoję przed lustrem ana krzyczy żebym schudła
🌻Powinnaś ważyć o wiele więcej patrząc na to ile wpierdalasz gdy nikt nie patrzy
🌻Nikt nie zna mojego sekretu, ale z każdym dniem coraz trudniej jest mi go ukryc
🌻Dlaczego nikt mnie nie ostrzegł, że będzie to takie trudne
🌻Patrzyłaś dzisiaj w lustro?
🌻Wystające obojczyki, wystające zebra, możliwość obiecia dłońmi ud - to to czego chce
🌻Kiedy patrzę w lustro, czuje się jak wielki pączek, który jest przesiąknięty tym obleśnym tluszczem
🌻Bo ona nie uznawała odżywiania za funkcje życiowa
🌻Dzisiaj żałuję każdej kalorii, każdego kęsa i każdej minuty przeznaczonej na jedzenie
🌻Na początku mało regorystycznie jadłam ale mniej niż zwykle
🌻Biegnij za marzeniami nawet jeśli ich nie dogonisz przynajmniej schudniesz
🌻Kto powiedział że będzie latwo
🌻Talia osy potem patyk a na koniec grób i kwiatek
🌻Będę się głodzić aż do smierci
🌻 Nie poddawaj się przed nami jeszcze dużo pracy tluscioszku
🌻Nie głodzę się, jem wystarczająco dużo
🌻-jak możesz nie być głodna?
- zwyczajnie
🌻Jeśli mówię, że jestem gruba to tak jest. Mówię tak bo tak jest a nie po to byś mi kłamał że wcale nie
🌻Nie mogę jeść. I to nie z obawy przez przytyciem, ale dlatego że dusi mnie ten smutny świat i nie pozostawia miejsca na jedzenie
🌻Jedzenie to kalorie. Kalorie to tłuszcz, a tłuszcz to coraz grubszy ja
🌻Lubię uczucie pustki w żołądku, a nie w sercu
🌻Nie jedz jeśli nie musisz
🌻Jedz mniej bramy raju są waskie
🌻Obudziłam się, ana znowu jest przy mnie
🌻Hektolitry herbaty przelane na brak apetytu, godziny ćwiczeń znienione na stracone kilogramy
🌻Ona nie jadła ponieważ chciała być delikatna jak kwkatek
🌻Kości są piękne a anoreksja jest moim narkotykiem z wyboru
🌻What did you eat last night? (co jadłaś wczorajszej nocy?)
🌻Popatrz jak perfekcyjnie się niszczymy
🌻Nie chciała jeść, mimo że była glodna
🌻Zwykle nie dziękuję staje się codziennością
🌻Mówiąc że masz ochotę coś zjeść, mówisz że masz ochotę przytyć
🌻Jeśli zjesz to głupie ciastko to ty przytyjesz, nie ja. To ty będziesz pieprzonym grubasem, a na będę perfekcja - ana
🌻Limit 500 zjadasz 300 w końcu będziesz przezroczysta
🌻Gdy mijasz lustro odwracasz głowę by na nie nie spojrzeć
🌻Może to dziwne ale boję się umrzeć gruba
🌻Nie chodzi o bycie zdrowym, chodzi o perfekcje i doskonałość
🌻Głód szczeka mi w gardle, a zeby w gwoździe zaluje
🌻Czuje jak z dnia na dzien moja kontrola i motywacja do chudnięcia jest coraz wieksza
🌻Powiedziałeś mi że przytyłam teraz pokaże ci jak bardzo potrafię schudnac
🌻Dlaczego oni kłamią? Mówią że znikam że jestem za chuda a ja widzę w lustrze jak wyglada
🌻Zrozumcie wszyscy ja jem, mało ale jem, jeszcze żyje. Przestańcie mówić że nie jem i przestańcie się martwic
🌻Marnujesz miejsce, schudnij przypadkiem w drzwiach się nie zmiescisz
🌻I ta walka w głowie, kiedy masz na coś ochotę ale boisz się że najmniejszy kawałek spowoduje że Twoja waga pójdzie w gore
🌻Obiecuje ze juz nie zjem bez wyrzutów sumienia
🌻Wymioty po ćwiczeniach są oznaką słabości. Mój organizm jest za słaby na moje ambicje
🌻Jedz mniej bramy raju są waskie
🌻Nienawidzę rozmawiać o swoim ciele nawet jeśli ktoś je komplementuje czuje obrzydzenie
🌻Czym jest mały głód? Mogłabym o wiele dluzej
🌻Dziś poniedziałek. Zacznijmy w końcu jakąś skuteczna dietę grubasie
🌻Ciało grubasa umysł anorektyczki
🌻Chciałabym usiąść na krześle i nie czuć tłuszczu rozlewających się ud
🌻Patrzy w lustro, nie lubi tego co widzi
🌻Twoje powiedzenie do mnie grubas trwa sekundę a moja głodówka tydzień ale przecież ci tego nie powiem
🌻Chwila przyjemności lata otyłości
🌻Muszę dojść do perfekcji musze
🌻Mam kurwa dość jestem gruba mam ochotę się zabić kurwa jak ja wyglądam muszę się ogarnąć muszę przestać jesc
🌻Karmiony nadziejami chyba wolę nie jesc
🌻Kiedy zrozumiesz ze jedzenie cie tylko niszczy?
🌻Nigdy nie żałuj że weszłaś w ane
🌻Niedługo będziecie mogły pocałować mnie w moje piękne odstające zebra suki
🌻To ja mam kontrolę nad jedzeniem. Ja decyduje kiedy jem a kiedy nie, ile zjem czy zjem. Ono nie ma kontroli
🌻Anoreksja zaczyna się w głowie nie wygladzie
🌻Nic nie smakuje lepiej niż chudosc
🌻Jeśli chcesz się poddać przypomnij sobie dlaczego zaczelaw
🌻Głodna pusta zagubiona w swoim bólu nie może wam powiedzieć więc powoli znika
🌻To tylko dieta zostaw to dla siebie, nawet gdybyś powiedział całej jej rodzinie i przyjaciołom nikt by Ci nie uwierzyl
🌻Tłuste kompleksy wykrzywione w szkielet rzeczywistości
🌻Anoreksja kiedy śmierć w teatrze grozu karami pustymi talerzami
🌻Ja już nie widzę jedzenia. Widzę kalorie
🌻Jedzenie nie jest źle, źle jest to co z wami robi
🌻Ana:tak będzie Ci łatwiej. Widzisz? Ukrywaj..
Ja:nie przezywaj
Razem niech nie wie nikt
🌻Wolę płakać z głodu niż z zjedzonych kalorii
🌻0 kalori 0 problemow
🌻Chciałam jeść ale bałam się, one krzyczaly
🌻Czemu każesz mi jeść? Nie widzisz że jestem gruba?
🌻Z jednej strony przeraża mnie to jak się wymiszczam a z drugiej strony wiem że to konieczne
🌻Czasami będąc motylkiem czuje się jakbym należała do jakiejś chorej sekty... Ale chyba mi się to podoba
🌻Muszę przyznać że chudość wręcz mnie podnieca
🌻Uklękła przed sedesem, podniosła klapę i wetknęła sobie palce do gardła aż odruch wymiotny wyrzucił jedzenie z jej zoladka
🌻Ty masz ane ja mam mię wiec tego nie zjem i nie wypije
🌻Jak mało miejsca mogę zajmować?
🌻Patrz na mnie kiedy wsuwam z łatwością biodra w mniejsze rozmiary ale nie proboj zerknąć gdy klecze z rozmazanym tuszem nad ubikacja
🌻Patrzę na swoje ciało i już wiem dlaczego nie mam nikogo
🌻Czuje się jakby większość mnie zajmowała anoreksja. Ale ja też tam jestem, słyszysz przecież szepcze o pomoc?
🌻Pierwsze na co zwróciłem uwagę były jej oczy. Patrzyły w dal. Były spuchnięte, smutne i z sińcami pod nimi. Jej usta poranione od gryzienia warg że stresu były otwarte ledwo wypuszczające powietrze. Nie miała siły. Opierała się dretwo o ścianę, chwytała się poręczy robiła małe i wolne kroki. Nosiła długa bluzę widać że o 3 rozmiary za duża-nie miała apetytu.
🌻Kuca nad kiblem i dwa palce wyciąga. Myśli przez chwile i na nie spoglądaZamyka oczy i pcha głębiej. za każdym razem nieco pewniej. Łza za łzą spływa. A ona jest coraz mniej żywa
🌻Wolę ból z głodu niż z przejedzenia.
🌻Nazywajmy rzeczy po imieniu. Głodzisz się. Katujesz. Wciskasz palce do gardła i rzygasz. To nie jest piękne, ani urocze. Nie jest do kurwy. Ale to robisz, bo chcesz być piękna. Śmieszne, co?
🌻Nieważne ile razy się mnie spytasz, moją odpowiedzią zawsze będzie: "Nie, nie jestem głodna." A Ty nawet nie pomyślisz że mogłoby być inaczej. Bo kto kłamie że nie jest głodny, prawda? Ale tak się składa że ja. Ja jestem głodna, jest mi cholernie zimno, nawet kiedy leżę pod trzema kocami. Włosy mi wypadają i jak jeszcze raz w moim życiu będę musiała pić zieloną herbatę to chyba ją od razy zwrócę. Panikuje kiedy widze większą liczbe na wadze niż wczoraj i od razu w głowie pojawiają mi się sto sposobów jak mam siebie ukarać. Pociąć się czy głodówka 40 godzinna? Lecz to wszystko jest nie ważne, bo : "Nie, nie jestem głodna."
🌻Dziwisz się że cię nie chce? On jest ideałem, a ty? Z mordy nie za bardzo, a na dodatek gruba. Może zrzuć kilka kilogramów, to chociaż będzie kilka procent szans że mu się spodobasz.
🌻Czuję jak się duszę. Powoli ten sekret mnie zabija. Chciałbym powiedzieć komuś. Ale ona mi nie pozwala. Kiedyś zastanawialam się jak wygląda piekło. Myślę że dziś już wiem. Słucham waszych teori na mój temat nie podejmując wysiłku by się bronić. Jaki jest sens? Patrzę przed siebie i zaciskam zęby. Przecież i tak nikt nie zrozumie. Chciałabym wrócić do momentu kiedy waga nie wpływała na moje samopoczucie. Teraz tak bardzo wstydzę się swojego ciała że nie jestem w stanie iść do szkoły i pokazać się ludziom. Brzydzę się sobą. Ciągle słyszę tę głosy, jesteś gruba dlatego nikt cię nie lubi, śmieją się bo jesteś gruba, nikt cię nie pokocha bo jesteś gruba, zasługujesz na cierpienie bo jesteś gruba. Każda minuta dnia dłuży się w nieskończoność. Przepraszam ale nie jestem w stanie sobie już radzić. Poddałam się. Pragnę śmierci, spokoju. Oczywiście że chciałbym żyć ale nie umiem. Trudność sprawiają mi najprostsze czynności. Patrzę na tych wszystkich ludzi i zastanawiam się skąd w nich tyle pasji, zapału i entuzjazmu. Ból rozsadza mi głowę. Nie ogarniam szkoły chociaż naprawdę się staram. Zawód w oczach rodziców już mnie nie boli. Nie jestem w stanie przyjąć więcej cierpienia. Nienawiść do ludzi odbiera mi powietrze, nie jestem w stanie oddychać. W sercu czuję rozrywający ból. Kiedy patrzę w lustro pragnę się zabić. Lustro... Dlaczego mi to robisz?
🌻Bulimia jest jak przycisk który ucisza ból. Dlaczego nie mogę go naciskać kiedy mi źle? Chwila jedzenie jest zapomnieniem. Choć na chwilę daje poczucie sensu i czegoś czego nie umiem opisać słowami. Potem wraz z wyrzutami sumienia zbierają się wszystkie negatywne emocje, które rozrywają ci serce i odbierają powietrze. Wystarczy że zwymiotujesz. Nie tylko kalorie, ale całe cierpienie, złość, gniew, frustrację i niezrozumienie. Czujesz się lekka, pusta. Nie czujesz już nic poza spokojem. Dlatego kocham bulimie.
🌻Ano, nie wiem co powiedzieć. Przepraszam, od tego chyba zacznę. Jak mogłam myśleć że ktoś poza tobą mnie kocha? Oddaje się w twoje ramiona, jestem świadoma konsekwencji. Powierzam ci moje życie. Już nie mam innych marzeń poza chudością, kośćmi. Urodziłam się by być twoja. Poddaje się twoim zasadą. Będę głodować, będę cierpieć w imię naszej przyjaźni. W ramach przeprosin zaczynam dietę 500 kcal. Zabierz zbędne kilogramy a wraz z nimi moje uczucia. Chce być lekka, chce czuć pustkę. Poświęcam ci moje życie. Szkoła, oceny, znajomi, rodzina, nic poza tobą już nie ma dla mnie znaczenia.
🌻Waga spada, ale ta liczba jest nadal kurwa za duża
🌻Chce nosić spódniczki żeby pokazywały moje piękne chude nogi, a nie ukrywały moje ulane wielkie uda
🌻Pije energetyki nie tylko dlatego że mi smakują ale i dlatego że mi nie wolno na chore serce i mam nadzieje że w końcu stanie
🌻Motylku, ja Ci tylko chcę przypomnieć że nadal jesteś ulana jak świnia, zrób wreszcie coś z sobą i przestać wymyślać wymówki.
1K notes · View notes
urokliwe · 6 years ago
Text
Zawsze chciałam upublikowac coś szczerego, coś zupełnie mojego jednakże nie miałam na to zbytnio odwagi lecz stwierdziłam iż to mój blog i moje myśli. Ten post będzie długi i jeżeli nie jesteś zainteresowany tym co mam do powiedzenia po prostu go przewiń. Zawsze chciałam wypowiedzieć się na wiele tematów, dość poważnych jak i tych troszkę mniej bo uważam, że mam dużo do powiedzenia. Myślę, że nie każdy się zgodzi z tym co będzie tutaj napisane lecz każdy z nas ma osobiste zdanie na dany temat i nie należy go negowac czy ośmieszać. Może nie jestem osobą pełnoletnia, nie mam własnego domu i nie posiadam dowodu osobistego oraz nic na tym świecie nie jest moje i również nic nie osiągnęłam, nie pisali o mnie w gazecie ani nie wystąpiłam w telewizji. Nie mam wielkiego talentu i nie jestem dobra z każdego przedmiotu w szkole lecz śmiało mogę powiedzieć, że ludzie to kurwy.
Zapewne teraz myślicie sobie, że co ja mogę wiedzieć o życiu przecież mam 14 lat i jestem jeszcze tylko dzieckiem. Dzieckiem, które nie wie nic i nawet nie zaczęło żyć jak dorosły człowiek. Macie rację, jestem dzieckiem w dodatku mam zaledwie 14 lat i zgadzam się z tym, że nie zylam życiem dorosłego człowieka. Lecz nie zgodzę się z tym, że nic nie wiem o życiu. Tutaj wiek nie ma znaczenia i znam osoby, które mają nawet i po 12 lat, które przeżyły więcej niż nie jedna osoba dorosła. Wiecie co, w swoim życiu zdążyłam porozmawiać w cztery oczy z osobą, która próbowała podciąć sobie żyły gdyż była w tym samym szpitalu psychiatrycznym co ja. Gdy zapytałam jak się czuje odpowiedziała, że dobrze mimo iż tak nie było. Nawet nie wiecie jak bardzo ta osoba była zniszczona, jak śmiała się śmierci prosto w oczy i gdy widziałam ją z dnia na dzień byłam przekonana, że pewnego dnia po prostu jej nie zobaczę. To był wrak człowieka nigdy nie zobaczyłam kogoś tak smutnego. Od tamtej pory dokładnie od dnia 20.01.2019 starałam się zmienić swoje życie. Wiecie co? Nie udało mi się. Powoli stawałam się takim samym wrakiem człowieka co Daria (nie pamiętam czy tak miała na imię jednak wydaje mi się, że tak) i powiem wam, że mimo iż sama próbowałam się zajebac to nigdy nie było ze mną aż tak źle jak od dnia 20 stycznia. Brałam leki, które szczerze chuj dawały lecz brałam bo miałam nadzieję, że pomogą. Że pewnego dnia obudzę się i będę cieszyła się z tego, że żyje. Powiem wam, że nie pomagały i z dnia na dzień miałam coraz więcej ran i blizn. Moja ręka obecnie jest cała w bliznach na, które patrzą się moi znajamoi, ludzie z autobusu i osoby w moim wieku, którzy myślą, że robiłam to dla atencji. Usłyszałam może kilka razy jak ktoś zapytał się dlaczego to robiłam, co się stało i dlaczego. Reszta nie reagowała i nie przejmowała się tym, że pewnego dnia mogę nie przyjść do szkoły gdyż będę leżała martwa pod torami czy z podcietymi żylami w łazience. I tak by było do dziś gdybym nie poznała osoby, która odmieniła moje życie. Nie wiem czy zwrociliscie uwagę lecz daty 20. 1.2019 nie ma już w moim opisie. Pojawiła się tam nowa data 8.06.2019, która jest najważniejsza data w moim życiu.
Poznałam wtedy człowieka w, którym się zakochałam i czuję do niego miłość, która jest mocniejsza niż cała nienawiść do świata. Nie znam kogoś lepszego, kogoś kto mógłby go zastąpić gdyż on jest nie zastąpiony. Jest niesamowity.
Zaczęłam się uśmiechać, śmiać, cieszyć. Zobaczyłam, że świat ten ma kolory. Że nie wszyscy ludzie to szmaty i nie każdy będzie mnie wyzywał czy osądzał po tym co mówią inni.
Przez te kilka miesięcy stałam się największą szmata, największa suka i najgorsze co może być jednak powiem wam, że znalazła się osoba, która mnie pokochała. Która ceni mnie za to jaka jestem i nie muszę udawać kogoś innego, która całkowicie mnie akceptuje.
Nie będę mówić wam co przechodziłam, co mnie dokładnie spotkało i dlaczego byłam w takim stanie lecz powiem wam, że dziś jest dobrze. Bardzo dobrze.
Jestem szczęśliwym człowiekiem, który mimo blizn potrafi się cieszyć z każdego dnia tak jakby miałby byś on ostatnim dniem w moim życiu.
Pogodzilam się z przeszłością.
Ona jest i będzie, gdyż popełniłam w niej dużo błędów z, których wyciągnęłam wnioski, które są potrzebne mi w dalszym życiu. Zmianilam date gdyż data 20.1.2019 nie jest już wazna. To przeszłość i nigdy więcej nie będę próbowała zrobić sobie krzywdy czy odebrać sobie życia. Nigdy więcej.
A teraz powiem wam, że wy chcecie to zniczyc. Pisząc jakieś anonimy, pisząc cokolwiek starcie się zniszczyć szczęście, które nastąpiło. Nie możecie się pogodzić z tym, że miłość istnieje, zazdrościcie i chcecie aby wszyscy byli samotni bo przeciez wy jesteście. Myślicie, że zniszczycie miłość dwóch osób przez pisanie jakis żałosnych rzeczy czy podbijając do chłopaka, który ma dziewczyne. Ta dziewczyna jestem ja i powiem wam, że ten chłopak do, którego się dobieracie jest osoba, która trzyma mnie przy życiu. Kimś kogo kocham i bez tej osoby bym nie żyła.
I zastanawia mnie dlaczego wy nie możecie dać nam spokoju? Dlaczego albo wyzywacie go jako anonimy albo piszecie coś dosłownie z dupy do niego oczywiście też jako anonimy. Bo nie macie cywilnej odwagi przyznać się, że jesteście zazdrosni.
Aż tak bordzo boli was szczęście innych?
Chciałabym abyście sobie to przemysleli i zastanowili się dlaczego i po co chcecie zniszczyć coś co jest piękne. Nie uda wam się to naprawdę więc chcę abyście skończyli robić rzeczy, które ranią innych. Jesteście zalosnymi kurwami, które myślą tylko osobie i o swoim szczęściu. Jednak dam wam jedna radę. To że zniszczycie komuś innemu życie nie znaczy, że staniecie się szczęśliwi. Będziecie dalej gnić w tej waszej chorej nienawiści do wszystkiego. Staniecie się złymi ludźmi. Rozwalajac czyjeś życie nie będziesz bohaterem. Będziesz powodem do samobójstwa osoby, która chciała być szczęśliwa.
12 notes · View notes
uczuciowa-i-naiwna · 6 years ago
Text
Wchodząc do autobusu odwróciłem się na chwilę i zobaczyłem jak biegnie blondyna. Piękna blondyna o brązowych oczach, wyglądała schludnie i pięknie się uśmiechała. Zatrzymałem autobus, a właściwie coś mnie tknęło, bo chciałem, aby wsiadła. Uśmiechnęła się i wsiadła. Na sekundę miałem tysiąc myśli, a może warto zagadać? Mój głos mówił w głowie, abym się w końcu odezwał. Patrzyłem na nią i się uśmiechałem, a uśmiech to miała cholernie piękny. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić i za ile może mi zniknąć z oczu. Byłbym idiotą jak bym nie zagadał i zagadałem wiecie? Właściwie to starałem się wydusić słowo, ale w końcu wydusiłem.
- Przepraszam? Czy jest szansa, że pójdziesz ze mną na kawę, czekoladę lub na co będziesz miała ochotę?
Uśmiechnęła się i nic nie odpowiedziała. Napisała mi karteczkę, dała i wysiadła. Zanim zdążyłem się zorientować to autobus zaczął ruszać, a ja otworzyłem karteczkę z napisem. "Pójdę z Tobą na kawę, zostawiam Ci numer, ale to tylko kawa w ramach podziękowań" Byłem w szoku, w totalnym szoku, bo nie spodziewałem się. Napisałem SMSa o której i kiedy mogę ją zabrać. Cholera chciałem ją zabrać, zobaczyć jaka jest poznać i zobaczyć jej oczy.
Mój dzień w pracy minął dość szybko. Cały czas miałem jej uśmiech przed oczami i oczy, ciemne brązowe. Taka mała gapa, która sprawiła, że ten dzień nie był zwykłym dniem, a wyjątkowym. Przez chwilę zastanawiałem się co by się stało jak bym nie zatrzymał autobusu, przecież bym jej nie poznał, nie zobaczył i nic by się nie wydarzyło, a jednak.
Spotkaliśmy się w umówionym miejscu i o umówionym czasie. Zamówiłem dla siebie i dla brązowookiej kawę. Rozmawialiśmy o wszystkim, tak jak byśmy się znali i wiedzieli, albo chcieli się wszystkiego dowiedzieć. Podobało mi się, podobały mi się jej brązowe oczy, grzywka która spadała na jej buzie, uśmiech i cholernie cała Ona. Pociągała mnie. Wypiliśmy kawę, porozmawialiśmy o sobie, o życiu, głupotach. Dogadywaliśmy się, a ja chciałem jeszcze więcej, zresztą Ona też. Zapytałem czy jest szansa, że spotka się ze mną jeszcze raz, uśmiechnęła się i zgodziła. Dopiliśmy kawę i było dość późno, a więc odprowadziłem ją, a sam pojechałem do siebie. Rozmyślałem co będzie dalej, jak to będzie wyglądało i dlaczego się zgodziła. Nie zastanawiałem się, zadzwoniłem. Rozmawialiśmy pół nocy, aż zasnęła. Słuchałem jak oddycha, tylko cholerna szkoda, że jej nie widziałem wtedy, a jestem w stu procentach pewny, że jest urocza jak śpi.
Godzinami rozmawialiśmy przez telefon, masa wymienionych SMS-ów, a jeszcze więcej spotkań. Dobrze mi z nią było. Spacery o której chcieliśmy, kino i romansidła których nie cierpiałem, ale wiecie? Z nią to co innego, z nią nawet pogoda za oknem była cudowna. Polubiłem nawet zakupy, chociaż nie wiem czy jakikolwiek facet to lubi, a ja lubiłem, bo była obok. Potrafiła sprawić, że najgorszy dzień może stać się najpiękniejszym. Kurewsko kochałem spędzać z nią czas, dostawać wiadomości, słuchać jak papla o niczym, patrzeć na nią. Nie mogłem sobie wyobrazić jak tak piękna gapa o brązowych oczach i grzywce, która za każdym razem wpada jej w oczy mogła na mnie spojrzeć. Po dłuższym czasie doszły ciche i cholernie ciężkie dni. Masa kłótni, coraz mniej rozmów, ale za każdym razem gdy widziałem ją, to widziałem wszystko czego chcę. Znosiłem jej humory, a Ona moje. Nie potrafiłem już się nie wściekać. Wszystko mnie w niej denerwowało. Kilka miesięcy było cudownie, wspaniale i pięknie. Gapa która mnie pociągała, uśmiechała się, śmiała z moich głupich żartów, przynosiła mi obiadki do pracy, zabierała na zakupy, które kurwa lubiłem, bo była obok mnie. Kochała, tak kurwa pokochała mnie, ja ją też, ale zaczęło mi to wszystko nie odpowiadać, denerwować. Ona biegała za mną, starała się. Robiła wszystko żeby było jak dawniej, przestało być dobrze. Zaczęło się sypać. Ja już nie chciałem gapy o brązowych oczach, nie chciałem zakupów i tych oczu.
Weszła do mnie do mieszkania, stanęła w drzwiach i powiedziała, że odchodzi. Wykrzyczała mi wszystko. Nakrzyczała na mnie. Popatrzyłem na nią, widziałem w jej oczach, że się poddaje, ale na tamten moment było mi to kompletnie obojętne. Przestała dzwonić, pisać, spotykać się ze mną. Pomyślałem, że spotkam masę takich kobiet, ale już nie spotkałem żadnej takiej cudownej jak Ona. Pomyślałem, że jeszcze się odezwie, a może zadzwoni. Czekałam każdego dnia na telefon od gapy. Jeździłem, dzwoniłem i prosiłem. Ona się poddała.
Do dziś wspominam jej uśmiech i oczy, a najbardziej to, że Ona nie chciała cudów, kwiatów, kolacyjek. Chciała żebym ją kochał jak na początku, chciała ciepła, miłości. Chciała być ważna, ale pomyślałem, że spotkam wiele takich i nie spotkałem. Leczyłem się jakimiś pannami na boku, starałem się zapomnieć o niej, o nas, o jej oczach, włosach, uśmiechu. Miałem przelotne znajomości i jakieś związki, ale to nie było to.
Usiadłem w końcu przy kominku, popatrzyłem na zdjęcia i czytałem rozmowy. Odtwarzałem wszystko w głowie i wreszcie mnie olśniło. Brązowooka chciała ciepła i miłości, tego abym się postarał, tego żebym był kiedy mnie potrzebowała. Tego abym ją kochał.
Chciałbym móc spojrzeć w jej oczy i powiedzieć, że to wszystko nie ma sensu, ale wiem, że Ona już nie potrafi na mnie patrzeć. Chciałbym powiedzieć, że spotkam wiele takich jak Ona, ale nie spotkam i nie spotkałem. Ona była wyjątkowa i jedyna. Była moja, a ja? Ja to spieprzyłem.
15 notes · View notes
wwwbieganizmcom · 7 years ago
Text
O pasji bez obsesji
Tumblr media
Część 1.
Spokój w duszy i w domu rodzi pasję.
Za oknem głośno gwiżdże górski wiatr, wyje mocno jak myśli w mojej głowie. Jestem taka malutka i taka krucha - dumam sobie już dłuższy czas. W skali globalnej niewiele mam do powiedzenia, dla świata jestem bez znaczenia, właściwie kompletnie się nie liczę. Zawsze gdy sobie to uświadamiam, czuję się dziwnie. Dlatego tak istotna powinnam być dla siebie i moich najbliższych. Nic nie jest ważniejsze od zadbania o swoje bezpośrednie otoczenie. O własny dom, dzieci, rodzinę, ukochane zwierzęta. Dopiero potem można zacząć rozszerzać krąg, wychodzić poza niego, zagarniać więcej. Bez spokoju w sobie i wokół siebie, nie zrobię w życiu niczego, co pójdzie w dobrym kierunku. Podobnie jest z pasją. Bez zdrowego otoczenia, pasja wydaje się jedynie ucieczką albo oszukiwaniem siebie. Jest naznaczona, choruje. Nie jest tak dobroczynna jak nam się wydaje. Myślę, że nie można uprawiać żadnego sportu z pasją i w zdrowiu, jeśli nie ma się równowagi w sobie i odprężenia w życiu prywatnym. Podobnie jest z wykonywaniem zawodu. Może dlatego ostatnimi czasy biegałam trochę mniej i mniej pisałam?
Z burzą w głowie, radości w bieganiu nie znajdę, pisać też nie będę potrafiła, i tu nawet góry nie pomogą. Ich piękno nie wystarczy. Jest dla mnie coś, co w tej chwili wydaje się ważniejsze. Ale wracam, bo powoli znów odnajduję harmonię.
Tumblr media
Część 2.
Napiszę więcej, mocniej. Nie odpoczywasz – jesteś nudny.
Żyjemy w czasach, gdzie jeśli nie jesteś aktywny, jeśli czegoś ciągle nie robisz – to nie wzbudzasz podziwu, nie wydajesz się godny uwagi. Brak dynamicznego i kreatywnego życia sprawia wrażenie mało atrakcyjnego. Żyć znaczy być pełnym wigoru, zapału i temperamentu. Takie mocne wnioski wyciągam słuchając i obserwując otaczających mnie ludzi. Na szczęście, od czasu do czasu, natrafiam też na odmienne zdania, które karmią mnie nadzieją, że nie jestem sama z takim myśleniem i ludzie zaczynają mieć refleksje na temat tego, co jest w życiu ważniejsze.
Czasem budzi się we mnie sprzeciw, kiedy czytam, że ktoś rano nie miał ochoty iść pobiegać, bo było zimno, bo nie miał nastroju, bo miał katar, ale w końcu, wbrew wszystkiemu, zmusił i wstał z łóżka, by pobiegać o 5 rano przed pracą. Po wszystkim oznajmia, że teraz ma cudny dzień. Czy aby na pewno? Endorfiny dość szybko opadają, a dusza choruje nadal.
Być dumnym z tego, że się biega 7 dni w tygodniu, albo ma się dwa razy dziennie trening, albo że w całym roku tylko 5 dni nie było się na rowerze... Zastanawiam się, co w tym tak ekscytującego? Co zyskujemy, a co poświęcamy i tracimy? Gdzie jest miejsce na dom, spotkania na obiedzie z przyjaciółmi, z którymi nie poruszamy tematu biegania czy ćwiczeń albo żywienia? Gdzie nasz obligatoryjny czas na odpoczynek? A jeśli w ciągu 365 dni w roku miałam 100 dni wolnego, to już jestem leniwa i nudna? Oznaczałoby to, że czas wolny od ruchu przypadał na każdy weekend w roku. Faktycznie się obijałam. W środku wszystko we mnie krzyczy.
Na około słyszę i czytam: nie zatrzymuj się, pokonaj swoje słabości, walcz ze złym nastrojem, gorszym dniem, wytrzymaj jeszcze 10 przysiadów, przyspiesz, dasz radę, kolanka wysoko, zostało tylko 200 m podbiegu... To jest teraz definicja szczęścia i spełnienia. Jeśli tak robisz to jesteś super. Na koniec jeszcze się porzygaj!  
Ale ja nie chcę czasem wytrzymywać, nie chcę wstać i iść biegać, kiedy mi się nie chce. Przecież mogę nie mieć ochoty! Czasem zwyczajnie pragnę poleżeć dłużej, odłożyć to, co sobie zaplanowałam dzisiaj, na drugi dzień. Nie trzymać musztry, nie mieć harmonogramu dnia, zmieniać plany. Bo to jestem Ja i moja potrzeba. Ta potrzeba, da mi poczucie rzeczywistego szczęścia i kontroli nad własnym życiem i jego odczuwaniem.
Przysłowie “co masz zrobić jutro, zrób dzisiaj” ma sens tylko wtedy, jeśli jutro będziesz miał w tym czasie wolne. No więc: zrobisz sobie jutro wolne?
Tumblr media
Część 3.
Post scriptum. Balans.
Uczyć rozumieć i szanować pasję, jednocześnie swoim zachowaniem pokazując, by tą pasją nie zdominować własnego życia ani życia tych, którzy są obok nas, to według mnie bezpieczna droga. Ważna droga. Zdrowa droga. Piękna droga. Znajdźmy równowagę, bo przecież w życiu najważniejsze jest bycie uczciwym względem samego siebie i swoich bliskich, nawet jeśli ta prawda bywa czasem bolesna. Może się bowiem okazać, że jakaś rzecz, której pragniemy nie jest po prostu dla nas. Nie róbmy nic na siłę, czasem warto jest odpuścić. I to się tyczy każdej sfery naszego życia.
2 notes · View notes
anexsol · 8 years ago
Text
Strict VII Rozdział 16
Tumblr media
Tytuł i link do oryginału: Strict VII
Autor: happilylarry
Zgoda: jest
Korekta: Kayka :D
Pairing: Harry Styles/Louis Tomlinson, Niall Horan/Liam Payne
Banner: Mini, dziękuję :)
Spis rozdziałów: (x)
Słowa Nialla utknęły w głowie Louisa na resztę wieczoru. Powtarzał każde wspomnienie jakie miał w sprawie rozwodu, tygodnie prowadzące do niego i tygodnie po. Jasne, Harry wyprowadził się, ale nie byli w separacji. Albo byli? Był rozproszony tymi myślami, bezmyślnie rzucając dekoracyjne poduszki na podłogę i ściągając prześcieradła. Harry robił swoją rzecz, całkowicie nieświadomy tego o czym myślał Louis.
- Harry. - Louis w końcu się poddał i zdecydował zobaczyć co myśli o tym Harry. Wygładził róg zagniecionego prześcieradła i czekał na odpowiedź Harry`ego.
Harry wystawił głowę z łazienki, brwi podniesione, szczoteczka do zębów w ustach. - Tak? - Zapytał, głos gruby od pasty.
- Byliśmy w separacji? - Zapytał, ręce na biodrach.
Harry spojrzał zdumiony i wyciągnął jeden palec. Louis westchnął i czekał, aż wypluje i wypłucze usta. Kiedy Harry był ponownie w pokoju, miał brwi podniesione. - Byliśmy co? - Usiadł na brzegu łóżka i ściągnął swój zegarek, plecami do Louisa.
Louis prychnął i pomaszerował wokół łóżka. Kiedy był przed Harrym, położył ręce na biodrach. - Byliśmy w separacji? Kiedy...no wiesz. Niall powiedział to wcześniej. Nie byliśmy, prawda?
- Cóż, tak. - Wzruszył ramionami Harry. Odłożył swój zegarek na szafce nocnej i owinął swoje ręce wokół bioder Louisa, patrząc się na swojego męża. - Ale, nie rozumiem dlaczego teraz ma to znaczenie.
Louis skarcił i odepchnął ręce Harry`ego. - Nie byliśmy. - Nalegał.
- Kochanie, wyprowadziłem się. Mieliśmy grafik dla dzieci. Kierowaliśmy się ku rozwodowi. Byliśmy w separacji. - Westchnął Harry. - Nie lubię o tym rozmawiać. Dlaczego to przywołałeś?
Louis wzruszył ramionami i pozwolił Harry`emu manewrować się na  jego kolana. Przewiesił jedną rękę przez szyję Harry`ego i westchnął. - Niall to wspomniał, i to mi przeszkadza. Nie lubię myśleć o naszej separacji. To sprawia, że jest mi smutno.
- Cóż, mi też jest smutno. - Skinął Harry, przyciągając ciasno ciało Louis. - Nie cieszyłem się życiem samemu, wcale. I grafik dla dzieci i tak zawsze był spierniczony. Nigdy się z niczym nie zgadzaliśmy.
Louis pokręcił głową. Nie, nie zgadzali się z niczym. - Nigdy nie chciałem wypełnić, wiesz. - Poinformował cicho Harry`ego. – Wiem, że to koniec tego, ale to było po to, żeby zdobyć twoją uwagę. Nigdy nie planowałem odejść... ja po prostu potrzebowałem żebyś zobaczył, że byłem tak bardzo zraniony. Chciałem żebyś wiedział, że mogło być gorzej.
- Wiem. - wyszeptał Harry. Wina nadal go zjadała, nawet trzy lata później. Nigdy nie pozwoliłby sobie uciec od tych uczuć. Przejechał nosem przez szczękę Louisa i wdychał słodki zapach jego malutkiego małżonka. - Część mnie zastanawia się dlaczego w ogóle ze mną zostałeś. Dlaczego w ogóle ze mną wytrzymałeś.
- A druga część? - Zapytał cicho Louis, bawiąc się lokami przy podstawie szyi Harry`ego.
- Druga część jest w siódmym niebie, że nadal mogę się budzić każdego poranka z tobą. - Odpowiedział Harry trochę później. - Do dnia dzisiejszego, nadal na ciebie nie zasługuję.
- Nie mów tego. - Powiedział ostro Louis.
- To prawda. - Nalegał Harry. - Nie mówię tego żeby być złośliwym. To prawda, Louis. Zraniłem cię, ja - kurwa, sprawiłem, że chodziłeś bez jedzenia, zbiłem cię i zostawiłem samego. Winiłem cię za wszystkie problemy jakie my mieliśmy, ja..
Louis położył swoją rękę na ustach Harry`ego, nie mógł już więcej słuchać. To sprawiało, że czuł się chory, kiedy Harry mówił takie rzeczy. - Posłuchaj mnie dobrze, Harry Edwardzie, dobrze? - Powiedział poważnie, patrząc się prosto w zielone oczy Harry`ego. - Te rzeczy zraniły mnie bardziej niż cokolwiek mogło na tym świece, dobrze? Ale one są przeszłością. To się wydarzyło dawno temu i przebaczyłem ci. Rozmawialiśmy o tym i wybaczyłem ci. Kocham cię każdą częścią mojego ciała i cieszę się, że jesteśmy razem. Nie chcę nikogo innego jak długo żyję. Słyszysz mnie? 
Harry skinął.
- Dobrze. - Louis odsunął rękę z ust Harry`ego. - Nienawidzę tego, kiedy mówisz te rzeczy o sobie.
- Przepraszam. - przerosił Harry. - Po prostu czuję potrzebę ukarania siebie. Boże, Louis. Tak źle z tobą postąpiłem. Tak źle.
- Wiem. - Skinął Louis, ramiona mu opadły. - Ale nie wszystko było twoją winą. To małżeństwo pomiędzy nami, przez chwilę, nie byliśmy w nim razem. To tak, jakbyśmy byli wrogami. Nie wszystko było twoją winą. Ja się dość mocno do tego przyczyniłem
Harry pokręcił pewnie głową. - Nie chcę żebyś.
- Harry słuchaj. - Louis złapał szczękę Harry`ego i sprawił, że jego mąż był twarzą do niego. - Byłem częścią problemu. Podważałem ciebie i kwestionowałem ciebie, i nigdy nie pozwoliłem ci robić tego co potrzebowałeś robić. Nie byłem w ogóle uległym tobie. Teraz rozumiem, dlaczego byłeś tak sfrustrowany przez cały czas. Nie mogłeś zrobić nic bo nie ulegałem tobie. To twoja natura, bycie dominującym, a ja ci nie pozwoliłem wyrazić nic z tego. Ignorowałem cię i walczyłem, i wpuściłem innych w nasze prywatne życie. Zaprosiłem obcych i pozwoliłem oceniać nas, oceniać ciebie.
Wziął głęboki oddech i kontynuował. -  Tak bardzo cię kocham, Harry nie myśl, że nie. Kocham cię każdą minutą, każdej godziny, od czasu, kiedy zostaliśmy sparowani. Miałem nadzieję bo byłeś wysoki i przystojny, i wiedziałem, że zajmiesz się mną. Wiedziałem, że będziesz mnie chronić i kochać, i dasz mi dom i będziesz po prostu dla mnie. Ale nie mogłeś tego zrobić i teraz wiem dlaczego. Nie pozwoliłem ci. Ale nie jesteś tym którego się wini. Zatrudniłem Olly`ego i mówiłem mu rzeczy, prywatne rzeczy, takie które były tylko pomiędzy mną i tobą. Pozwoliłem mu oceniać i dawać mi rady, i nie zdawałem sobie sprawy, że miał ukrytą motywację. Oskarżyłem cię o zdradę, kiedy nie miałem żadnych faktów. Odpychałem cię ciągle i uderzyłem cię Harry. Nigdy nawet nie pozwoliłem ci niczego wyjaśnić i nie wiem dlaczego.
Spojrzał na Harry`ego i przygryzł usta. Harry patrzył się na niego z opadłą szczęką. Przez chwilę, jego serce upadło do jego brzucha. Ale złożył to bo musiał zdjąć to ze swojej piersi. Nigdy nie dostał wszystkich wyjaśnień, przez co czuł to w najdrobniejszych detalach, tak jak robił to teraz. - Kocham cię całym moim sercem i  znosiłem wszystko przed czym mnie postawiłeś, ale nigdy ci nie podziękowałem bo ty znosiłeś wszystko przed czym ja cię postawiłem. Radziłeś sobie z tak wieloma moimi rzeczami i nie wiem jak to zrobiłeś. Naprawdę nie wiem. Ale chciałem żebyś wiedział, że bardzo cię kocham i dzieci cię kochają, i nie masz mnie wystarczająco  tutaj, tak czuję.
Harry był cicho przez kilka długich minut, przechodząc przez wszystko co powiedział Louis, w swojej głowie. Patrzył jak Louis zwiesza głowę, opierając się o jego ramię. Szukał komfortu w Harrym po tym wszystkim. Nie był zawstydzony czy zakłopotany
- Cóż, - W końcu się odezwał, sprawiając, że głowa Louisa podskoczyła. Niebieskie oczy z nadzieją spotkały jego. – Myślę, że jest zbyt  późno żeby teraz zmieniać rzeczy. Mamy tonę dzieci i jestem pod wrażeniem ich mamy.
Największy i najjaśniejszy uśmiech przełamał się na twarzy Louisa i owinął swoje ręce wokół szyi Harry`ego. - Ty głupku. Jesteś taki głupi. Myślałem, że mnie nienawidzisz!
- Nigdy bym nie mógł. - Harry owinął swoje ręce ciasno wokół pasa Louisa i pocałował jego szyję. – Dzień, w którym cię znienawidzę jest dniem w którym złożą mnie do grobu.
- Nie mów o umieraniu. - Powiedział Louis, ściskając mocniej Harry`ego. - Nie cierpię tego. - Odsunął się i wydął usta. - Chcę myśleć  o tobie jak teraz. Młody i żyjący.
Harry wygiął brew. - Tak? A chcesz myśleć o mnie w inny sposób?
Louis uśmiechnął się kokieteryjnie i pchnął Harry`ego do tyłu na łóżko, dwoma palcami. Usiadł okrakiem w pasie i podniósł dół jego (Harry`ego) koszulki do spania, drocząc się. Harry śledził ruchy i pozwolił swoim oczom spocząć na kawałku czerwonej jak krew bieliźnie. Jego oddech utknął w gardle. Zachichotał kiedy zobaczył jak Harry zareagował i upuścił koszulkę.
- Chcesz się pobawić tatusiu? - Zachichotał, kołysząc biodrami w przód iw tył.
Harry wydał zduszony jęk i złapał biodra Louisa. - Kurwa, nie drocz się kochanie. - Jęknął bez tchu. - Tatuś chce się bawić. - Zdołał się podnieść i przewrócił ich delikatnie, tak, że Louis wiercił się pod nim. Przeklął kiedy Louis owinął swoje grube uda wokół jego pasa, koszulka opadła i ukazała gładką, opaloną skórę. - Tatuś się tobą zajmie, kochanie.
Louis wypuścił mały jęk i jego rzęsy zadrgały. Harry był zawsze dobry w tych obietnicach. Nie mógł się doczekać.
  Louis obudził się następnego poranka i natychmiast wybuchnął płaczem.  Bał się tego dnia od tygodni. Nienawidził kiedy jego dzieci miały swoje urodziny, zwłaszcza jego najstarsze dziecko. Będzie przytulał Fasolkę trochę mocniej i całował więcej jego małą twarz, i spędzi cały swój czas ze swoim najstarszym synem, myśląc, że czas ulotni się w nicość. Był tak emocjonalny.
Szturchnął Harry`ego, aby obudzić i zwinął się w jego uścisku. - Urodziny Fasolki są dzisiaj. - Wyszeptał smutno. Gdyby zależało to od niego, Fasolka zostałby jego małym dzieckiem na zawsze.
Ręce Harry`ego zacieśniły się wokół niego. - Wiem. - Odpowiedział, całując za uchem Louisa. - Możesz w to uwierzyć?
Louis pokręcił głowę kiedy kolejna fala łez uderzyła. - Nie. Już tęsknię za Fasolką jako dzieckiem. - Pociągnął nosem.
- Założę się, że pozwoli  ci się kołysać. - Zaoferował Harry. - Po prostu zapytaj.
- Nie .- Louis zamknął oczy i odetchnął drżąco. - Pamiętam chwilę, kiedy się urodził. A ty?
Harry nie mógł pomóc uśmiechowi na jego twarzy. - Tak. Oczywiście kłóciliśmy się.
- Racja? Co nowego? - Zachichotał Louis.
- I zacząłeś rodzić w nocy. - Kontynuował Harry. - Pomogłem ci zejść ze schodów, bo byłeś w tak zaawansowanej ciąży.
Serce Louisa bolało na myśl o byciu w ciąży z Fasolką. Nadal wyobrażał sobie Fasolkę jako niemowlaka jakim kiedyś był.-  Tak, byłem. - Westchnął. - Twoja wina.
- Biorę pełną odpowiedzialność za wszystkie grube dzieci, moim nazwiskiem. - Obiecał Harry, pocierając knykciami przez ciążowy brzuch Louisa. - W każdym razie, pamiętam, jak na mnie krzyczałeś podczas jazdy do szpitala. Ciągle mówiłeś, że nie chcesz lekarstw, mimo że miał ważyć ponad cztery kilo
- Miał nawet kilka gram więcej. - Przypomniał Louis Harry`emu.
- Zgadza się, będę o tym słuchać do końca mojego życia. - Skinął Harry. Louis miał zwyczaj przypominania Harry`emu jak duże było przy porodzie każde z ich dzieci. Twierdził, że to sprawiało, że był silniejszy niż Harry, i Harry nie miał zamiaru się z tym sprzeczać. - Błagałeś o lekarstwo kilka godzin później. W końcu ci je dali, a potem nim wiedzieliśmy, mieliśmy małe krzyczące dziecko w naszych ramionach.
Louis pociągnął nosem i zakopał swoją twarz w poduszce. - Chcę mojego niemowlaka Fasolkę z powrotem. - Płakał nieszczęśliwie. Nawet Harry pocieszający i wspierający swoje ręce na jego ciele nie pomogły w złagodzeniu stresu jaki czuł.
- Kochanie. - Harry pocałował wzdłuż ramienia Louisa i jego szyję. - Fasolka jest twoim dzieckiem. Zawsze będzie twoim dzieckiem.
- Wiem. - Czknął Louis. - wiem. Nie wiem dlaczego płaczę. - Otarł swoje łzy i wziął kilka głębokich oddechów, zbierając siebie.
- Płaczesz, bo twój pierworodny robi się starszy. - Dodał Harry. – Płaczesz, bo jesteś ponownie w ciąży. Płaczesz, bo masz tak dużo hormonów.
 - Wiem. - Louis odwrócił głowę i patrzył się na Harry`ego. - Wiem dlaczego płaczę. Nie wiem po prostu dlaczego. Wiedziałem, że nadchodzą jego urodziny. To dzieje się każdego roku. Po prostu tego nienawidzę. Czuję jakbyśmy dopiero co przynieśli go do domu ze szpitala wczoraj.
- Cicho. - Harry gładził ręką w górę i dół pleców Louisa uspokajająco. - Śpij więcej jeśli chcesz. Masz świetny wielki plan na urodzinowe przyjęcie Fasolki.
    Fasolka stanął twarzą z dniem, z chętnym uśmiechem na jego twarzy. Wiedział, że dzisiaj są jego urodziny- jego najbardziej specjalny dzień- i był podekscytowany! Dostanie miłość i uwagę od jego rodziców (głównie od jego mamy), prezenty, jedzenie, które chce i ciasto będzie tylko dla niego! Ledwie pamięta jak zasypiał we wcześniejszą noc, bo podekscytowanie sprawiło, że był roztrzęsiony.
Wyczołgał się z łóżka i spojrzał na łóżko Lucasa. Jego brat nadal spał, z plecami drgającymi w śnie. Prychnął i przeniósł się na łóżko, szturchając swojego brata w policzek.
Lucas obudził się. - Co? - Zapytał, zaspany patrząc się na swojego brata. Dlaczego Fasolka wstał tak wcześnie? - Fasolko Dlaczego wstałeś tak wcześnie? - Odwrócił się plecami do swojego brata i owinął się mocniej pod kocami.
- Wstawaj, Lucas! Dzisiaj są moje urodziny! - Krzyknął, ściągając koce. - Nie mów mi, że zapomniałeś!
- Nie zapomniałem. - Wymruczał Lucas. A potem jęknął. - Fasolko jestem zmęczony. Idź obudzić mamę i tatę.
- Pamiętasz, co tata powiedział. - Fasolka skrzyżował ręce i spojrzał na swojego młodszego brata. – Powiedział, żeby nie budzić mamy kiedy śpi. Bo ma dziecko w swoim brzuchu.
Lucas prychnął i skopał koce ze swojego ciała. - Dobra. - Burknął. - Co chcesz zrobić?
- Po pierwsze, - Uśmiechnął się Fasolka, łapiąc rękę Lucasa i ciągnąc go aby wstał. - Musimy iść i zobaczyć co tata zrobił na moje specjalne urodzinowe śniadanie! Potem, kiedy mama się obudzi, możemy mieć moje przyjęcie!
Wyciągnął Lucasa przez ich drzwi i dalej korytarzem aż do schodów. Wystrzelili w dół jak zawsze to robili i Lucas pozwolił Fasolce wygrać. To były jego urodziny mimo wszystko. Ślizgali się po drewnianej podłodze w przedpokoju, wokół do kuchni, gdzie obaj oczekiwali zobaczyć ich tatę robiącego duże śniadanie. Zamiast tego, było ciemno. Fasolka zatrzymał się i zrobił minę.
- Dlaczego wasza dwójka robi tyle hałasu? - Zapytał ich głos za nimi. To był ich tata, ręce skrzyżowane, ale uśmiechał się. - Nadal jest wcześnie. Dlaczego wstaliście?
Ze smutną świadomością, że jego tata nie potwierdzał, że to jego urodziny, Fasolka wzruszył nieśmiało ramionami i stukał palcami w podłogę. - Byliśmy głodni. - Odpowiedział. – Myśleliśmy, że może będzie duże śniadanie.
Harry zmarszczył brwi . - Dlaczego? Nie ma śniadania tak wcześnie! Może będę mógł waszej dwójce zrobić później tost, ale musimy zaczekać aż wasi bracia się obudzą. Wiecie jacy robią się drażliwi, kiedy jemy bez nich. - Stanął za nimi i zaprowadził ich z powrotem schodami. - Dalej, i bądźcie cicho, kiedy będziecie przechodzić obok pokoju mamy.
-Tak tato - Odpowiedzieli równocześnie. Pobiegli schodami  i Lucas wyczuł, że Fasolka jest smutny. Złapał rękę Fasolki w swoją i trzymał mocno. Kiedy byli poza zasięgiem słuchu, pochylił się do swojego brata.
- Nie martw się. Tata nie zapomniał  o twoich urodzinach. - Zapewnił jego zmartwionego brata.
- Tak, zapomniał. - Wydął usta Fasolka, kiedy przechodzili na paluszkach obok sypialni ich rodziców.
- Cóż. - Lucas nienawidził pomysłu, że ich tata zapomniał o urodzinach Fasolki. - Mama nie! Mamusia by nigdy, nawet za milion lat, nie zapomniał o naszych urodzinach!
- Ale mamusia ma tak wiele do zapamiętania. - Fasolka przypomniał Lucasowi, pchając drzwi ich sypialni. Widzieli wiele razy jak ich mama zapominał proste rzeczy jak pomylił gdzie odłożyć szklani, które były na krawędzi nad jego głową, albo mówił, że potrzebuje mleka, kiedy przechodził obok niego trzy razy.
- Cóż, jesteś pierwszym dzieckiem mamusi. Nigdy nie zapomni. - Lucas wspiął się z powrotem na łóżko i oparł o swoje poduszki. - Może jeśli zaśniesz, a potem ponownie się obudzisz, tatuś będzie pamiętać.
Fasolka westchnął i wspiął się na swoje łóżko. Naciągnął przykrycie w dinozaury i patrzył na sufit. - Może.
      Lucas się mylił. Fasolka dowiedział się o tym, kilka godzin po tym jak się obudził po raz drugi. Nie było dużego śniadania, żadnych dużych uścisków od taty albo długich pocałunków od mamy, żadnych prezentów albo tortu na stole. Nic. Nikt nawet tego nie wspomniał. To było tak, jakby kolejny zwykły dzień w ich domu. To sprawiło, że był smutny, i chciał po prostu leżeć w łóżku i czekać, aż nadjedzie jutrzejszy poranek.
Krótko rozważał pomysł, że może pomylił dni. Może jego urodziny były jutro, nie dzisiaj? Może to dlatego nikt nie mówił wszystkiego najlepszego. Tak, to było to! Był tak skory, że to prawda, że cały jego uśmiech opadł, kiedy spojrzał na kalendarz i zdał sobie sprawę, że rzeczywiście to były jego urodziny. Było to nawet zakreślone jasno zielonym markerem. Były małe gwiazdki wokół i wszystko.
Chodził osowiały wokół, aż mama zdecydował, że pójdą do Liama i Nialla pobawić się przez jakiś czas. Cóż, bardziej jak, on i Lucas szli. Reszta miała zostać w dom i sprzątać, jak zarządził tata. Dzień u Liama i Niall właściwie będzie miły, myślał, kiedy wsuwał buty. Może oni pamiętaj i powiedzą mu wszystkiego najlepszego. Finn nie zapomniałby o jego urodzinach!
Skakał po kilku schodach kiedy szli do Liama i Nialla, i skakał w górę i w dół kiedy dzwonili dzwonkiem do drzwi, i czekali aż zostaną wpuszczeni. To był Niall, który otworzył, i wszystko co zrobił to pomachał do Fasolki i Lucasa, dając im krótki uśmiech. Odrzucony Fasolka zwiesił ramiona i poszedł znaleźć Finna.
Louis patrzył jak odchodził, kiedy Fasolka był poza zasięgiem słuchu, wypuścił wielkie westchnięcie do Niall. - To jest takie trudne. - Narzekał, opierając się o futrynę.
- Co jest? - Zapytał Niall, podnosząc brwi. – Udawanie, że zapomniałeś o urodzinach swojego pierworodnego.
- Opuściłeś część, gdzie Harry jest teraz w domu, ustawiając najlepsze przyjęcie w jego życiu! - Louis zaśmiał się, klepiąc rękę Niall. - Ale serio, nawet nie pokazuj, że wiesz. Nie rzuci żadnych wskazówek o tym, bo ma szacunek, ale nie pozwól żeby jego małe smutne oczy spoczęły na tobie.
- Cóż, pierz mnie. - Marudził Niall. - On ma oczy Harry`ego. Czy wiesz jakie to trudne?
- Tak, Niall. Żyję z tymi dużymi zielonymi oczami i zawsze mam Harry`ego na drodze.- Louis przeklinał te cholerne zielone oczy. Topiły jego matki na nim. - Naprawdę. Nie potwierdzaj mojemu synowi o urodzinach.
- Mama roku. - Niall zaklaskał i zarechotał głośno, kiedy Louisa wycofując się zlekceważył go. 
        Louis pozwolił swoim oczom zeskanować każdą ostatnią rzecz, jaką on i Harry metodycznie ustawiali, po tym jak Fasolka i Lucas wyszli. Potrzebował aby wszystko było idealne za sześć godzin całkowitego ignorowania faktu, że jego pierwsze dziecko miało urodziny. Przygryzł usta i wyprostował trójwarstwowe ciasto i odsunął się, aby je sprawdzić. Jego łagodna forma OCD była na długo nim przyszedł i ją pokazał.
- W porządku, Liam napisał mi i powiedział, że idą. - Powiedział Harry, stając za Louisem. Położył ręce na biodrach Louis i brodę na ramieniu Louis. - Wszystko w porządku?
Louis skinął. - Tak. Czy to wygląda dobrze? Boże, Harry, co jeśli on mnie nienawidzi? Co jeśli jest zły, że udawaliśmy?
- Nie znienawidzi cię, uspokój się proszę. - Harry pocałował szyję Louisa. - Pokocha to i zrozumie, że planowanie zabrało czas i wysiłek. Będzie wdzięczny za rzeczy jak ta, kochanie. Wiesz to.
Louis odetchnął i skinął. - Masz rację. Tak bardzo się martwię. Myślę, że to dlatego, że nie utrzymałem mojego małego solenizanta przez cały dzień. To doprowadza mnie do szaleństwa. - Wkrótce będziesz mógł go trzymać.  - Harry zrobił krok i sprawdził swój zegarek. Kilkoro kolegów Fasolki już tutaj było, siedzieli na zewnątrz z Niallem, który niedawno przyjechał. Trzymał ich zajętych i szczęśliwych podczas czekania. - Nigdy nie pozwolę mu odejść. - Obiecał sobie Louis. Był zdeterminowany nigdy nie puszczać Fasolki, tak długo jak obaj żyli.
- Ty i ja, obaj dobrze wiemy, że to nie prawda. - Zaśmiał się Harry, spoglądając na stół gdzie w szerokim wachlarzu leżały prezenty. Fasolka pokocha swoje przyjęcie. Był tego pewny. Przeczesał wzrokiem pokój i patrzył przez kilka chwil, jak Louis marudzi nas rzeczami. Kiedy drzwi frontowe się otworzyły, serce Louisa zatrzymało się. Zobaczył jak Harry pokazuje na Nialla, który zaczął prowadzić cicho przyjaciół Fasolki do pokoju.
- Dlaczego masz ręce na moim oczach, wujku Liamie? - Słyszeli jak Fasolka chichocze. Serce Louisa zaczęło bić, a potem nagle się rozpłynęło. - Myślałem, że lubisz się bawić w gry? - Zapytał Liam, całkowicie zrelaksowany, kiedy prowadził Fasolkę do pokoju. Zatrzymał ich obu i spojrzał na Harry`ego, który skinął. Liam zabrał ręce z twarzy Fasolki. - Niespodzianka! - krzyknęli wszyscy w pokoju, klaszcząc i podskakując. Oczy Fasolki powiększyły się, kiedy skupił się na wyszukanych dekoracjach pokoju, tacach z jedzeniem i babeczkami, stole pełnym prezentów, balonach unoszących się pod sufitem. Wszystkiego było za dużo, ale miał nadzieję, że to wszystko będzie. Był całkowicie zachwycony, że sprawy poszły w tę stronę, i że nikt nie zapomniał o jego urodzinach. Z wyjątkiem, była jedna rzecz, której brakowało mu przez cały dzień, i zamierzał to zrobić przed wszystkim innymi. Pobiegł z pełną prędkością przez pokój i w ramiona mamusi.
31 notes · View notes
nudnycontent · 6 years ago
Text
ZAKUPY
    Leże na łóżku w samych gaciach licząc ile czasu mogę jeszcze tu spędzić zanim zmuszony będę stawić czoła rzeczywistości i iść do budy.
    Aaaaaa… CHUJ! Najwyżej się spóźnię na niemiecki, ale pooglądam jeszcze dupy na Instagramie. Wszystkie takie same, Barbie tłoczone z formy trendów XXI wieku, wypinające się do obiektywu. No cóż… szmatki, ale jest na czym oko zawiesić. A lekcja niemieckiego? Jakaś miła towarzyszka z klasy na pewno napisze mi usprawiedliwienie podając się za moją matkę… znowu…
    Jeszcze nie wstałem, a już mam ochotę zatłuc się własną pięścią jak myślę, co mnie tam czeka… Tragedia… a matura dopiero za rok…
    Chwilę rozkoszy przy pustych modeleczkach przerywa SMS od ziomka. Wiadomość dostałem od Sowy, a wiadomości od Sowy raczej zawsze są wiadomościami dobrymi, więc moja twarz bezwarunkowo zaczęła się uśmiechać. Słusznie.
 ***
    Starzy wracają dopiero koło 20. Wpadasz na bro?
***
      Piwa co prawda nie lubię, ale jeszcze bardziej nie lubię przebywać w toksycznym środowisku towarzyszy edukacji oraz nauczycieli głęboko zakorzenionych myślami w czasach PRLu, zepsutych jakimś system i psujących tym właśnie systemem młode, kreatywne, pragnące sukcesu jednostki.
    Oczywiście mam tu na myśli siebie, reszta… reszcie i tak wszystko jedno. Według mnie. Nikogo nie interesuje ich życie, nawet ich starych. Pewnie dlatego są tak zepsuci. Pewnie dlatego bardziej cenią koszulki MISBHV, niż znajomych. Ciekawe, czy moi rodziciele się mną interesują, czy tylko czekają, aż się wyprowadzę i nie będę generował problemów…
O CZYM JA W OÓGLE TERAZ MYŚLĘ?!
    Priorytety… Trzeba odpisać, choć treść jest wiadoma.
 ***
Będę za godzinę! Tylko nie mam kasy na balet, ale wezmę coś ze sobą ;)
***
    Po czym wstałem z wyra, podjebałem z lodówki czteropak ojcowskiego Heinekena, bo ojciec piwa nie lubi, tak jak ja, ale chłodzi zawsze kilka pakietów na wypadek, gdyby przyszli do niego znajomi, których nie ma bo jest jebanym gburem uważającym się za pępek świata. Tak więc co by się miało zmarnować, to ja i Sowa (w stosunku 1:3, bo ja nie lubię alkoholi) skonsumujemy.
    Moi rodzice naturalnie byli poza domem, bo oboje pracujący na etat. Mama jako bankier, ale trochę wyższy szczebel niż sprzedaż kredytu na samochód czy pralki na raty, natomiast ojciec ma posadę analityka czegoś tam w jakimś korpo co to się zajmuje sprzedażą powierzchni reklamowych. Nic ambitnego.
    Zegar pokazywał trzydzieści pięć minut po ósmej, a za oknem witał kwietniowy, ciepły poranek. Idealna godzina, idealna pora, idealny dzień na waxy. Mamy połowę kwietnia, więc zaraz zakończenie roku szkolnego, bo koniec czerwca już niedługo!  Poza tym, Ewelinka albo Monia, albo inna piękna Pani z klasy napisze mi te zwolnienie!  
    Do plecaka oprócz czteropaka wsadziłem zupełnie nic! Wciągnąłem skoki na nogi, zarzuciłem plecak na jedno ramie i ochoczym krokiem szedłem do Sowy, omijając szerokim łukiem Specjalistyczny Zakład Karno Opiekuńczy Łączący Analfabetów.
    Jednak widok mojego ośrodka edukacji wywołał pewien niepokój myśli w sercu… A co jeśli właśnie dziś wydarzy się tam coś, czego powinienem być świadkiem? A co jeśli właśnie dziś zdobyłbym cenną wiedzę, która zostanie kluczem do kariery? Jeśli dzisiejszy dzień, byłby dniem przełomowym?    
CO JA TEŻ PIERDOLĘ
    Kogo chcę oszukać? – włączył się w porę głos rozsądku. Porzuciłem więc rozterki idąc marnować czas w sposób wybrany przeze mnie, nie przez dyktaturę nauczycieli .
    Dotarłem kilka minut po dziewiątej do domu Sowy, wchodząc jak do siebie, przez otwarte, przygotowane na moje przyjście drzwi.
    Sowa to mój najlepszy przyjaciel, jest mi jak brat. Oczywiście jak czarny brat, ponieważ mam tylko starszą siostrę i jedyne braterstwo jakie znam, to z filmów o murzynach trzymających sztamę. Nie ważne.
    Ojciec Sowy pracuje w IT, jakaś szycha w firmie ubezpieczeniowej. Nie warto wnikać. Jest typowym informatykiem, typowym nerdem. Sweterek w serek, okulary, przetłuszczone włosy. Wszystko pod postacią ultra miłego i nieszkodliwego, otyłego fana World of Warcaft… Tak… Sowa senior po godzinach nałogowo grał w WoWa. Nie, nie wie co się dzieje w życiu jego syna, jedynego dziecka. I chuj. Sowie Jr jest to na rękę!
Natomiast Mama Sowy… Pracuje w dziale HR banku, w którym pracuje moja stara. Mama Sowy, w przeciwieństwie do jego starego, jest żywiołowa i pełna energii. Siłownia przed pracą, po pracy joga. Fit jedzenie i Ewa Chodakowska na tapacie. Jest naprawdę świetną kobietą. Z szacunku do mojego przyjaciela, nigdy nie powiedziałem mu, że chętnie zostałbym jego ojczymem… Zdecydowanie!
    Wpadam do domu Sowy i już w wejściu czuję silny zapach zielska, którego dym tworzy gęstą zasłonę na schodach prowadzących ku górze. Nieźle. Dopiero wszedłem na kwadrat, a wiem, że czeka nas zajebisty dzień.
    Idę więc do znajdującego się na piętrze pokoju Sowy, kołysząc się w rytmie HUMBLE, kawałka Kendricka Lamara. Na piętrze prawdziwa mgła, mocny bass i krzyki Sowy:
- Kurwy Jebane! To nie możliwe! Co za spierdolona gra!
    Darł japę do monitora, grając w Counter Strike. Naturalnie był upokarzany przez innych uczestników rozgrywki, przez brak skilla, czyli umiejętności. Albo przez to, że się skuł. Wszedłem do zadymionego pokoju, donośnym głosem rzucając:
- Sam jesteś spierdolony, grać nie umiesz i tyle – śmiejąc się z sytuacji na serwerze.
- Zamknij mordę, kurwa! – odpowiedział wyłączając grę.
- Elo! Widzę dzieje się! – przywitałem się zbijając „pione” jak to czarnuchy mają w zwyczaju.
- Elo! No dzieje się! – odpowiedział – Mam już kurwa dość tego wszystkiego. Wkurwia mnie ta szkoła…
- Chujowo… Szczególnie chujowo, bo jest dopiero wtorek! – wtrąciłem.
-… i starzy mnie wkurwiają.
- Co zrobili? – zapytałem
- Nic w sumie, ale mam dość słuchania ich pierdolenia. Stara ciągle jęczy, że wszystko robi w domu sama, że wszystko na jej głowie, mimo że nie gotuje, bo wpierdalamy jakiś dietetyczny catering, który dostała w prezencie na rok od kumpeli, która zajmuje się PRem w tej firmie. Nie sprząta, nie pierze, nie prasuje, bo dwa razy w tygodniu przychodzi do nas Ukrainka, która to wszystko robi! – powiedział oburzony…
- Ukrainka chociaż dobra? - wtrąciłem
- Za chuj nie! Blisko mety, ostro po pięćdziesiątce – odpowiedział kontynuując rozmowę- ale słuchaj dalej. Stara lamentuje ciągle, że nikt jej w tym domu nie szanuje i nie pomaga, a Stary w kontrataku odpowiada swoim leniwym, niskim głosem, że nie jego wina, bo utrzymuje cały dom! Mówi do Mamy, jaki o nie jest zajebany robotą, grając w tym czasie w WoWa!
- No i co Ci do ich kłótni? Co się wkurwiasz? – zapytałem.
- NO WŁAŚNIE! Co mi do ich kłótni?! Po co muszę być uczestnikiem tego wszystkiego? Jak nie przy obiedzie, to w samochodzie, albo kurwa wszędzie indziej! Pierdolca można dostać… - skwitował Sowa.
- Współczuje… - odpowiedziałem, mimo że nie współczułem. – Jakie plany na dziś towarzyszu? – zapytałem szczerząc się szeroko!
    Sowa rolując blanta zmarszczył brwi sugerując, że tworzy w głowie plan! Wielki plan, na spędzenie dnia w genialny i niepowtarzalny sposób, po czym powiedział:
- Co?! Bo się zajebałem w akcji, zapomniałem o co pytałeś…
- Co dziś robimy pytam, zajebańcu! – rozbawionym tonem powtórzyłem, podając mu piwo.
- Aaa… No to… Hm…. Nie wiem?! Przypalimy i napijemy się browara! A później… nie wiem… - wzruszył ramionami.
Głosem pozbawionym nadziei w kreatywność Sowy, zaproponowałem:
- Może plener zaatakujemy? Pogoda kozacka, co? W piłkę pogramy, czy coś… Pójdziemy na deptak, albo do parku, dupy jakieś pewnie spotkamy…
    Wtedy w oczach Sowy zobaczyłem błysk, olśnienie, strumień świadomości!
- FIFE ściągałem całą noc, to pogramy! Wiesz jak kurewsko ciężko było znaleźć? Trzeba sprawdzić co się zmieniło! – pełen euforii prawie wykrzyczał mi w twarz!
- Podobno w tej wersji linie na boisku nie są białe, tylko kolorowe, bo mamy XXI wiek i nie dzielimy kolorów na lepsze i gorsze! – oznajmiłem.
- Co Ty pierdolisz? Serio?!
- Nieee, kurwa! Pojebało? – odpowiedziałem – Wiadomo, że biały kolor to lepszy kolor! – dorzuciłem anegdotycznie!
    Po czym rozbawieni odpaliliśmy FIFĘ i jointa jednocześnie.
Fifa jak to FIFA… Piłka jest jedna, bramki są… bramki też są… i piłkarze też są… nic specjalnego. Jak łatwo się domyślić, nasza rozgrywka była dość chaotyczna, a dużo więcej frajdy niż zwody i spektakularne bramki, dawały kontuzje zawodników oraz ich pokraczne nazwiska, które na trzeźwo nie są aż tak śmieszne.
    Minęła kolejna połowa rozgrywek między nami, a razem z nią ochota na grę. Zajście uwarunkowane było spodziewanym atakiem okrutnego głodu. Nie mogliśmy pozostać obojętni wobec naszych pragnień. Wirtualny sędzia gwizdnął wirtualnym gwizdkiem, oznajmiając koniec wirtualnego meczu. Sugerującym tonem powiedziałem do kompana:
- Ja to jestem głodny…
- A ja głodny! – odpowiedział.
Spojrzałem na niego spod zmęczonych powiek, oczami pełnymi konsternacji i zapytałem:
- Masz coś do jedzenia typie?
- Tylko fit kartony, ale moja stara kocha je bardziej niż mnie, więc proszę o niekonsumowanie ich przyjacielu! Poza tym, nie będziemy jeść teraz pierdolonych brokuł, ogarnij się!
- A masz coś oprócz razowego chleba i…
- Ta! Matkę nazi dietetyczkę! – przerwał mi aktorsko wkurwionym tonem, mówiąc przez pełny frustracji śmiech  - w tym domu wszystko ma zero kalorii, zero cukru i zero kurwa sensu.
- To dlaczego Twój stary jest gruby? – zapytałem szczerze zdziwiony.
- Bo w tajemnicy przed matką żre wszystko słodkie i tłuste co się da. Nie sprawdza go w pracy. Jeszcze.
- Ehhh… Czyli patologia rodzi się nie tylko przez alkohol!- podsumowałem żartobliwie.
- Zamówię pizze!
-…
- Nie. Nie zamówię, jest dziesiąta z hakiem. Dowożą od trzynastej. Czeka nas trip do Stonki.- oznajmił Sowa
- Jeśli chodzi o tripy, zawsze jestem na tak!
Więc ruszyliśmy. Cała ta sytuacja trwała mniej więcej trzy minuty, ale przez zaburzenie percepcji czasu odnieśliśmy wrażenie, jakby trwała trzydzieści minut. Trzy[dzieci] minut nasilającego się bez przerwy głodu. Po tym czasie nic nie miało większego priorytetu jak kupno mrożonej pizzy i chipsów. Poziom obojętności na resztę świata najlepiej obrazuje to, że Sowa do sklepu poszedł ubrany w koszulkę na krótki rękaw, zimowe buty „bo były pod ręką” i okulary przeciwsłoneczne. Drogę umilaliśmy sobie debatą o problemach świata codziennego, braku wrażliwości ludzi na problemy świata codziennego, pomysłach na rozwiązanie problemów świata codziennego, oraz braku znaczenia świata codziennego, bo w skali wszechświata jesteśmy nieznaczącym pyłkiem. Po wielu refleksjach doszliśmy do wniosku, że będziemy ambitni i sami coś ugotujemy!
- Ale niby co? – zapytał Sowa?
- Nie wiem, spaghetti? Lubisz spaghetti?
- A Ty robiłeś kiedyś spaghetti? Wiesz jak to zrobić?
- No kurwa! Typie! – pewny siebie odparłem – znaczy… na youtube widziałem jak się robi, nic trudnego!
- …
Dotarliśmy do sklepu. Uderzająca fala ciepła po wejściu do środka spowodowała, że ponownie zaczęliśmy czuć delikatne, lecz agresywne działanie substancji odurzających. Wtedy Sowa zaczął się śmiać i klepać mnie w bark:
- Mordo! Patrz Kojaka! - wskazywał ochroniarza marketu śmiejąc się z tego, że jest łysy.
Też zacząłem śmiać się z jego fryzury, a raczej jej braku, z tym, że ja nie śmiałem się patrząc typowi w oczy. Karuzela śmiechu powoli się zatrzymywała, a my kontynuowaliśmy zakupy rozdzielając się po sklepie.
Udałem się po makaron.
Zaczęły się schody.
Ja kontra makarony. Dużo makaronów. Cały sklepowy regał makaronów. Różnych makaronów! Nie popadajmy w paranoję! Spokojnie… Przecież nie będę teraz czytał składu każdego z nich! NIGDY TAK NIE ROBIĘ! Spanikowałem, a w tej panice wziąłem paczkę jasnego makaronu w jedną dłoń oraz paczkę ciemnego w drugą, po czym udałem się w poszukiwaniu mojego towarzysza, aby wspólnie dokonać ostatecznego, słusznego wyboru. Przemierzałem marketową przestrzeń, aż ujrzałem Sowę. Zwieszonego przy lodówce z mrożonkami. Intuicja kazała mi zatrzymać się i czekać na rozwój sytuacji, zostać obserwatorem, bo moim kompanem zainteresowała się obsługa. Musiał stać tam kilka długich chwil w takiej właśnie nieruchomej pozycji, skoro ekspedientka postanowiła mu pomóc.
- Mogę Panu jakoś pomóc? – zapytała
- Szukam pizzy! – odpowiedział
Niepewnym głosem pełnym szoku kontynuowała:
-… pizza jest przed Panem… tutaj z pieczarkami, tutaj z szynką, a zaraz obok jest…
- A na co mi ta pizza jak będziemy robić spaghetti?! – przerwał z delikatnym oburzeniem.
Zostawił tak ekspedientkę ze zbłąkanymi, pełnymi dziwnego rodzaju przerażenia oczami, kierując się w moją stronę, po drodze ściągając płynnym ruchem słoik sosu. Nie mam pojęcia, czy zrobił to celowo, czy faktycznie zawiesił mu się system. Jestem pewny, że typiara opowiedziała o tej sytuacji wszystkim, a wieczorem nie mogła spać, myśląc co się wydarzyło w jej życiu, co to miało znaczyć. A my? My wzięliśmy jeszcze paczkę mięsa i ruszyliśmy do kasy.
Nasze zakupy sunęły na taśmie ku sklepowemu skanerowi, a my znowu śmialiśmy się trochę z łysego ochroniarza o wyrazie twarzy sugerującym, że spierdolił z recydywy kilka dni temu.
Nasz kolej do płacenia.
- Gościu, ja nie mam kasy! – przypomniałem
- Luźno!  Ja m... kurwa też nie mam! Ja jebie! Wydałem wszystko w sobotę, a stary nie przelał mi kieszonkowego, bo wolał opłacić abonament World of Warcraft! ja-pier-do-le
Naszej rozmowy słuchała ekspedientka, której mina zdradzała prawdziwe przerażenie tym, co usłyszała. Niestety musieliśmy zostawić ją w obliczu nieopłaconych sprawunków, wychodząc przegrani ze sklepu.
Na odchodne, patrząc jej w oczy, rozkładając ręce w gest bezradności rzuciłem lakoniczne:
- PRIORYTETY!
0 notes
pisanefraza-blog · 8 years ago
Text
“ Na nowo”
Rozdział IV
Kolejne dni mijały cudownie. Pan Joseph rzeczywiście dawał nam wycisk i z każdym dniem bardziej się do niego przekonywałam... 
W sobotę, jako że dzień wolny od szkoły, pozwoliłam sobie na spanie do późna. Gdy z wielką niechęcią otworzyłam powieki, zegar na moim biurku wskazywał za pięć dwunasta. Rozczesałam palcami włosy, przez noc zrobiły mi się okropne kołtuny. Zdecydowałam, że ten dzień rozpocznę od posprzątania w pokoju. Nie pamiętam kiedy ostatni raz robiłam tu porządki, a bałagan świadczył, że było to bardzo dawno temu. Wstałam, po czym znów zapragnęłam wrócić do cieplutkiego łóżka. Ale dość leniuchowania. Zaczęłam zbierać porozrzucane ubrania, segregując je na w miarę czyste i te, które natychmiast potrzebują prania. Wrzuciłam je do kosza na brudy, po czym wróciłam, dalej męczyć się z tym syfem. 
Na dół zeszłam po godzinie, gdy stwierdziwszy, że mój pokój wygląda dosyć dobrze, zapragnęłam coś zjeść. Na kuchennym stole czekała na mnie wiadomość napisana przez mamę, oznajmująca że poszła do pracy, a Ana jest u koleżanki. Otworzyłam lodówkę, mając nadzieję że znajdę w niej coś, co nadałoby się do zjedzenia, lecz oprócz mleka i szynki, po której można było stwierdzić, że leży tu już dobre kilka dni, nic nie znalazłam. Wzięłam do ręki karton z mlekiem i upiłam dużego łyka. Natychmiast poczułam kwaśniawy smak i walcząc z chęcią wyplucia, połknęłam.
 - Wielkie dzięki mamo- Powiedziałam do siebie, wyrzucając i mleko i szynkę do śmietnika pod zlewem. No nic, powinnam chyba wybrać się na zakupy, jeśli chcę zjeść coś porządnego i nie starego. Wróciłam do pokoju. Ubrałam zielony sweter i ciemne dżinsy, a włosy upięłam w wysoki kitek. Ze skarbonki z mamy pokoju wygrzebałam kilka złotych, po czym wyszłam na przystanek. Miałam szczęście, akurat jechał autobus. W środku nie było za wiele ludzi, więc wybrałam z tyłu wolne miejsce i włożywszy w uszy słuchawki, zatonęłam w muzycznym spokoju ulubionych piosenek. 
Wychodząc, kiwnęłam panu Ben na do widzenia, po czym skierowałam się do celu. A moim celem był supermarket. Wzięłam koszyk i zaczęłam chodzić po alejach z produktami spożywczymi, sprawdzając co na pewno będzie potrzebne, ale też tak, żeby nie wydać za dużo pieniędzy. Jak już wcześniej wspomniałam, nasza sytuacja nie była za kolorowa. Wybrałam chleb, masło, coś do tego, takie zwykłe rzeczy, kiedy to sobie przypomniałam że potrzebuję podpasek. W domu została mi jedna, góra dwie, a z tego co obliczyłam okres miałam dostać niedługo, więc lepiej być zabezpieczonym.  Wybrałam zwykłe ze skrzydełkami, po czym skierowałam się do kasy. Kolejka była nieziemsko długa, więc stanęłam na jej końcu i cierpliwie czekałam na swoją kolej. Pomału przysuwałam się do przodu. Zapłaciwszy skierowałam się do wyjścia. Byłam zdziwiona że zapłaciłam aż tak dużo. Szczerze powiedziawszy myślałam że wydam góra dwadzieścia złotych, lecz na rachunku widniało dwukrotnie więcej. Skupiona na paragonie, próbowawszy wyłapać błąd kasjerki, nie zauważyłam człowieka. Wpadłam na niego z impetem, wypuszczając siatkę z zakupami, które wysypały się na chodniku, przed wejściem. Już chciałam przepraszać, gdy podniosłwszy wzrok, zobaczyłam George. Język stanął mi kołkiem w gardle. Dosłownie zapomniałam jak się nazywam. Wyglądał bosko. Miał na sobie dopasowaną koszulkę, przez którą było widać jego mięśnie. Spróbowałam się odezwać, wymyślić cokolwiek co mogłabym powiedzieć, lecz bez skutku. Wtedy on przykucnął i zaczął zbierać moje produkty z powrotem do siatki. Gdy na tyle oprzytomniałam, sama zaczęłam mu pomagać. Sięgnęłam po opakowanie podpasek, w tym samym czasie co on. Nasze palce się styknęły. Poczułam się jak rażona prądem. Czułam jak moje policzki nabierają kolorku. Spojrzałam na niego. Nasze oczy się spotkały. W tej krótkiej chwili czułam się fantastycznie, wprawdzie nie miałam motylków w brzuchu, ale i tak ta chwila była jedną z najlepszych, jakie mnie dotychczas spotkały. Szybko spuściłam wzrok i wzięłam podpaski do siatki. 
- Naprawdę bardzo cie przepraszam - Wydukałam, stając. - Zapatrzyłam się i... - Nie wiedziałam kompletnie co powiedzieć. - Mam nadzieję że nic ci się nie stało. - Nie - Spojrzał na mnie, uśmiechając się od ucha do ucha. Nie wiedziałam dlaczego jest taki szczęśliwy, czy przed chwilą o mało go nie zabiłam? - Jesteś sama?
 - Tak, przyjechałam autobusem  - Również odwzajemniłam uśmiech. 
- W takim razie może wybrałabyś się ze mną na lody? Jeśli oczywiście nie masz żadnych planów - Spojrzał na mnie wyczekująco. Szczerze powiedziawszy, chciałam wybrać się do biblioteki, wypożyczyć jakąś ciekawą książkę. Ale... 
 - Mam ogromną ochotę na lody - Rzuciłam, zdając sobie sprawę co właściwie powiedziałam. Kompletna ze mnie idiotka. Lecz on się tylko zaśmiał, po czym wziął ode mnie siatkę, zanim zdążyłam zaprotestować. Szliśmy obok siebie, co chwila muskając się ramieniami, przy każdym dotyku czułam się nieswojo, ale zarazem szczęśliwa. Żałowałam że nie ubrałam bluzki z krótkim rękawem. Wtedy dotykalibyśmy się skórą o skórę! Jestem pewna że Kylie będzie skakać ze szczęścia, kiedy jej o tym opowiem!
 - Jakie lubisz najbardziej lody? - Spytał, na dźwięk jego głosu, oprzytomniałam. Niestety nie zrozumiałam co powiedział. Spojrzałam na niego, nie wiedząc o co chodzi. Na szczęście powtórzył pytanie. Powinnam być bardziej skupiona! Nie chcę aby pomyślał, że jestem jakaś opóźniona umysłowo. - Jaki jest twój ulubiony smak lodów? 
- Truskawkowe, a Twoje?
Gdy w końcu dotarliśmy do najlepszej lodziarni w mieście, usiedliśmy przy małym stoliku z czerwonym obrusem.
- Nigdy nie mieliśmy okazji porozmawiać - powiedział George, podając mi loda. Był on w przezroczystym pucharku, polany czekoladą. A z boku wystawały dwa ciastka biszkoptowe.
- Wiesz masz dziewczynę... a po za tym... - Przerwałam w połowie zdania, bo w sumie nie wiedziałam jak to uzasadnić. Każde moje słowo wypowiedziane w tym czasie wydawało mi się głupie. Jego błyszczące oczy wpatrywały się w moje, wyczekując dalszej wypowiedzi. Gdy jednak dostrzegł że nic ze mnie więcej nie wyciągnie, uśmiechnął się i zaczął dalszą rozmowę. 
- Smakują Ci? - Zapytał, wskazując wzrokiem na lody. 
- Tak, bardzo. - Postanowiłam być bardziej śmiała. Przypomniałam sobie słowo dane Kylie w stołówce  “stanowczość”. - A jak idą Twoje przygotowania na studniówkę? 
- Powoli... Jemmica już wyszukuję nowego fasonu sukienek, specjalnie na tą okazję. - Roześmiałam się, na co George westchnął. - A Ciebie ktoś zaprosił?
- Nie no.. mnie? - Ponownie wybuchnęłam śmiechem. - Nie bądź śmieszny!
- Dlaczego nie? Nic Ci nie brakuję. Wręcz przeciwnie, od dłuższego czasu bardziej Ci się przyglądam... - Wzrok George utknął w jego łyżce. Ja zaś czułam, jak moje policzki nabierają koloru obrusa. Żaden chłopak do tej pory nie powiedział mi jeszcze nic tak miłego. To zawsze Kylie była w centrum uwagi... A teraz powiedział to o n. George! 
- To miłe George... wiesz... - W tym momencie z jego kieszeni zaczął wydobywać się dźwięk piosenki “ Can't Stop The Feeling ” Justin’a Timberlake. Odebrał. Z telefonu dobiegał głos dziewczyny. Od razu poznałam w nim Jemmę. Krzyczała coś do słuchawki. Z tego co usłyszałam, chodziło o ich niedoszłe spotkanie u niej w domu. George od razu zmienił wyraz twarzy. Wyglądał jak małe dziecko, do którego dzwoni mama, informując że była w szkole i będzie miał rozmowę. Jemma rozłączyła się. George schował telefon do kieszeni. 
- Będę musiał już ... - Spojrzał na mnie z wyrzutem w oczach.
- Już iść? Rozumiem...- Przerwałam mu. Nie lubię gdy ktoś mi się tłumaczy. 
- No właśnie, iść. Wybacz, może nadrobimy kiedyś to spotkanie.
- No dobrze. Nie ma sprawy. - George uśmiechnął się do mnie niepewnie, po czym odszedł, Parzyłam za nim, aż znikł za kolorowymi budynkami. Eh, znów był ktoś ważniejszy ode mnie, musiałam się do tego przyzwyczaić.
Sama wzięłam swoją siatkę z zakupami i udałam się do wyjścia. Dochodziła 16. Kolejny autobus zapowiadał się na 16:10.  Usiadłam na ławeczce i czekałam. Gdy przyjechał, wsiadłam. Mój wzrok padł na siedzącą niedaleko parę. Całowali się. Aż mnie zemdliło. Dlaczego wszyscy byli szczęśliwi, oprócz mnie? Byłam już w takim wieku, w którym chciałam mieć chłopaka, który by mnie kochał... Brakowało mi czułości. 
Mama i siostra, owszem kochały mnie, ale to nie to samo. W każdym razie dzisiejszy wieczór zapragnęłam spędzić z rodziną, żeby wynagrodzić jakoś tą dziurę w moim sercu, z powodu braku miłości.
                                                       * * *
Anabelle włączyła swój ulubiony film, a mianowicie “Gwiazd naszych wina”. Mało z niego zapamiętałam, bo dużo razy wyłączałam się z tego świata. Jedyne co utkwiło mi w pamięci to, to że główna bohaterka znalazła swoją miłość... Poczułam się jeszcze gorzej. Mama natomiast bardzo zainteresowała się filmem, i widziałam jak w niektórych momentach uroniła kilka łez. 
Na kolację mama zrobiła pyszne kluski ze skwarkami. Uwielbiam dodać do nich jeszcze odrobinę cukru, co obrzydza resztę moich domowników. Mama mówi, że mam to za tatą. Sama nie wiem, nie pamiętam co i jak jadł. Ostatni raz widziałam go 10 lat temu, to strasznie duży odcinek czasu dla dziecka. Wtedy też mama przejęła ten dom, w którym teraz mieszkamy i poszła do nowej pracy. Pamiętam, że moje życie wywróciło się wtedy o wszystkie stopnie, jakie są możliwe. Pamiętam, że tata pił, dużo pił i z pewnością nie był to sok pomarańczowy ze sklepu pod naszym blokiem. Pamiętam, jak wysyłał mnie po „siateczkę” do sprzedawczyni, której imienia już nie znam i też to, jak kłócił się z mamą, a ta odprowadzała mnie i małą Anę do sąsiadki, czasami zostawałyśmy tam na noc. Na tamten czas nie wiedziałam, co tak naprawdę się dzieje. Myślałam, że tak trzeba i każde dziecko tak ma. Mama powtarzała, że tatuś jest chory, co jeszcze bardziej utwierdzało mnie w przekonaniu „nic się nie dzieje, tak musi być”. Na tą chwilę jestem bardziej świadoma tego, iż mój ojciec był uzależniony od alkoholu i niszczył naszą rodzinę, a mama chciała nas chronić zostawiając go. Nie wiem, co teraz się z nim dzieje… nie odezwał się do nas ani razu. Annabella nie pamięta go wcale, czasem opowiadam jej, to co pamiętam, ale na niej nie robi to wrażenia. Wiem tylko, że obie bardzo chciałybyśmy mieć ojca. Prawdziwego ojca. Te rozważania na jego temat wpędziły mnie w ogromny dół. Kylie pisała coś o imprezie u Boba w następny weekend, ale nie miałam ochoty jej odpisywać, więc wylogowałam się z facebooka. Dopiero późnym wieczorem zdecydowałam się ponownie wejść na portal i odpisać jej. Ale to chyba był zły pomysł. Na tablicy od razu wyskoczyło mi zdjęcia Jemmy, na którym całowała się z Georgiem. Kolejny cios w serce. Kolejny zawód. Przecież parę godzin temu był dla mnie taki miły… Szybko odpisałam Kylie, że mam doła, a o imprezie pomyślę jutro. Poszłam spać z ogromnym poczuciem smutku i żalu.
0 notes