Tumgik
#coś w rodzaju dzieła sztuki
ayanos-pl · 1 year
Text
Tumblr media
横断歩道に壊れた提灯かランプシェードのようなものが落ちていた。美術作品が展示してあるかのように見えた(9月19日)
Na przejściu dla pieszych znalazłam coś w rodzaju zepsutej latarni lub abażuru. Wyglądało to jak dzieło sztuki.
There was something like a broken lantern or lampshade on the crosswalk. It looked like a work of art.
2 notes · View notes
webearmery · 7 months
Text
Ręcznie malowane kurtki jeansowe dostępne od ręki za 60 zł. WHAAT!!
Tumblr media
Omg, dziewczyny! Muszę się z Wami podzielić moim ostatnim odkryciem, bo jestem w szoku! 🤯🎨 Klaudia Kroczek robi wyprzedaż swoich customowych kurtek, jeszcze raz wyprzedaż ręcznie malowanych kurtek jeansowych ( !!! ) i ceny startują już od 60 zł! Tak, dobrze czytacie, ręcznie malowane cudeńka za takie grosze. 🎉
Przeglądałam jej sklep ( customowe kurtki od Klaudii Kroczek ) i powiem Wam, że to prawdziwe dzieła sztuki. Jeśli chcecie dodać odrobiny pikanterii do swojego wiosennego looku, to teraz macie okazję! I serio, za 60 złotych to nawet nie kupicie takiej kurtki w sieciówkach, a co dopiero mówić o czymś unikatowym. 🛍️✨
Każda kurtka jest jedyna w swoim rodzaju, więc jeśli macie ochotę na coś wyjątkowego, to lepiej się pospieszcie, bo coś czuję, że te perełki szybko znikną! 💃💸 Niech żyje sztuka noszona na co dzień! #fashionfinds #customjackets #KlaudiaKroczek #sale
0 notes
Text
Opowieści z Parku Sztywnych cz. I (Felietony z odległej przestrzeni #6)
Znaleźliśmy się u progu wyjątkowego wydarzenia. Zbliża się mianowicie najweselsze, przepełnione pozytywną energią i humorem rzecz jasna święto. Celebracja owa jest jak przedświt nowej nadziei – motywacyjne natchnienie, powiew lepszego jutra, stwierdzenie, że jest „dobrze”, a na pewno będzie „jeszcze lepiej”. Mowa bowiem o Święcie Wszystkich Świętych. Zresztą polska tendencja do ciągłego przypominania samych pozytywnych wydarzeń jest przedziwna. Jak to być może ?
 Wystarczy wymienić:
Narodowy Dzień Pamięci Powstania Warszawskiego
Dzień Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej;
Dzień Pamięci Ofiar Stanu Wojennego;
Rozpoczęcie II Wojny Światowej
Katastrofę w Smoleńsku
Pozytywnie, nieprawdaż ? Rozpamiętujmy tego typu wydarzenia przez stulecia, uczestniczmy w smętnych narodowych uroczystościach i pochodach, skupiajmy się na tym całym złu, które spadło na nasz biedny, niczemu winny naród. Przecie Mesjaszem Narodów jesteśmy jak to Adaś Mickiewicz napisał niegdyś!
Lecz już niedługo wspomnimy czy raczej wypomnimy (od „wypominek”; swoją drogą dobra nazwa na odwykową audycję) „naszych drogich zmarłych”. Bo jeśli ktoś sobie umrze, to jego pomnik wraz z naszą obecnością przy nim staną się jakby wyrazem pamięci i szacunku dla owego martwego już nieszczęśnika.
Nie zapaliłeś znicza na grobie babci ? Jesteś przegranym zerem, nie szanującym ani tradycji ani obyczajów. Jak to być może ? No przecież trzeba pójść na cmentarz, umyć pomnik, chryzantemę zakupić kolorową no i pokazać się ludziom na mszy. Spotkać się z ukochaną rodziną przy grobowcu. Z tym wujkiem i tą ciocią, których nie widziałeś od lat, choć mieszkasz z nimi w jednym mieście... Tak, może to będzie dobre święto by się pojednać i zacząć żyć w pokoju i szczęśliwości. Wyzerować złe doświadczenia i zapomnieć o bólu z przeszłości. Nie pamiętać o "szmatach", "rzyganiu na nas - głupich durniów" i o straszeniu policją, tylko dlatego, że chcieliśmy im pomóc. Znacznie prościej i przyjemniej jest stworzyć utopię, taką komunę szczęśliwości. Pożyczyć sobie „wszystkiego najlepszego”, będąc spuchniętym od obłudy i fałszu, który zewsząd promieniuje. Ale jednak zrobić to, przynajmniej dla zmarłych. Ku ich pamięci! Uch.... No dobra.
Mimo wszystko możesz zanucić po raz kolejny „Anielski Orszak niech Twą duszę przyjmie” (choć to raczej na pogrzebach śpiewają) albo „Wieczny odpoczynek racz im dać Panie...”. Zrozum człowiecze! Czy chcesz czy nie chcesz, musisz wtopić się w tą dekadencką atmosferę; oddać się zadumie i refleksji. Teraz albo nigdy! Pomóc zmarłym - pomodlić się za nich, odmówić litanię do Wszystkich Świętych, aby się za nami wstawiali, wyrecytować paciorek bądź zaśpiewać cokolwiek. Przynieść ulgę duszom czyśćcowym. Pogrążyć się we wczesnobarokowych współbrzmieniach fisharmonii. Przypomnieć sobie te jakże wspaniałe chwile spędzone wraz ze zmarłymi, gdy jeszcze sobie żyli. Potrzeba wam cmentarnych spacerów wśród zdechłych, zżółkłych liści, w towarzystwie sporadycznie spotykanej rodziny, bo normalnie to nie chciałbyś ich nawet widzieć. Złam tę barierę! Myśl pozytywnie, bo to przecież pozytywne święto! Święto Sztywnych w Parku Sztywnych!
Niektórzy pewnie pomyślą, że taka dawka sarkazmu jest efektem mojej emocjonalnej oschłości albo, że Kumak nigdy nikogo nie stracił i się nabija. Właśnie nic podobnego. Widziałem ludzi zmagających się z chorobami, którzy z dnia na dzień słabli aż w końcu ich serce stanęło. Znałem tych, którzy odeszli nagle z dnia na dzień. Byłem na pogrzebie koleżanki, która zmarła na białaczkę w wieku trzynastu lat. I w końcu byłem na pogrzebie znajomej, która popełniła cztery lata temu samobójstwo. Żeby nie być gołosłownym będę kontynuował polską tradycję rozpamiętywania tragedii oraz przykrych wydarzeń- opowiem wam tą historię.
Iwona– tak miała na imię jedna z nauczycielek z mojej szkole. Była polonistką, niemniej nie miała etatu jako nauczycielka, ale jako bibliotekarka. Na oko wyglądała na sześćdziesiąt lat.
Będąc w szkole licealnej dużo siedziałem w bibliotece. Z bibliotekarkami na ogół sporo gadaliśmy. Młoda była pełna wigoru i energii i można było gadać z nią o życiu czy choćby nowych pozycjach literackich. Była normalną dziewczyną, mężatką wychowującą dwójkę dzieci. Iwona natomiast była bardzo samotna, niemniej jednak była polonistką z pasji. Kochała literaturę – pochłaniała masę różnych książek od klasyki po współczesne bestsellery. Dwie powieści Pattersona, które jej pożyczyłem oddawała po dwóch dniach doskonale znając fabułę i wszystkie wątki. Miała szacunek do sztuki, ponieważ znała się na niej i potrafiła bronić swojego zdania na temat tego czy innego dzieła. Miała sporo pomysłów, chciała otworzyć coś w rodzaju koła literackiego, którego członkowie piszą wspólnie powieść. Każdy po jednym rozdziale.
Jako, że zaczytywałem się wtedy w dzieła Edgara Allana Poe'go to opowiadałem swojej znajomej o tajemniczych i przerażających nowelach, które właśnie poznałem. Wcześniej zauważyłem jednak, że z polonistką jest coś nie tak. Okazało się, że nie ma sześćdziesięciu lat, a jest świeżo po pięćdziesiątce. Wyglądała na kobietę doświadczoną przez życie i zniszczoną przez różne tragedie i przykre wydarzenia. Na dzień tamtejszy nie było w niej życia. Miewała gorsze dni i była wtedy niezbyt miła i sympatyczna. Lubiła wówczas docinać i marudzić. Było to jakby zupełne przeciwieństwo jej normalnego charakteru. Jej rozchwianie nastrojów było skutkiem tego, że ciągle na coś chorowała. Jakiś czas temu miała operację usunięcia wyrostka robaczkowego. Lekarz użył niewysterylizowanych narzędzi podczas operacji i zaraził panią Iwo gronkowcem złocistym. Prócz tego miewała częste ataki migrenowe. Młoda powiedziała mi, że nie wierzy w to, żeby na jedną osobę zwaliło się tyle chorób i nieszczęść. Wszystko wskazywało na hipochondrię. Taki stan rzeczy doprowadził do półrocznego urlopu, który pani Iwona wzięła w drugim półroczu mojej drugiej klasy. Czuć było od niej wyraźną, aczkolwiek opanowaną depresję. Dekadentyzm i melancholię - brak nadziei.
Po pół roku Iwo wróciła do pracy. Pierwsze słowa, które powiedziała brzmiały: „Cieszę się, że znowu jestem zdrowa!” Przez pierwszy miesiąc naprawdę sporo gadaliśmy. W klasie maturalnej nie miałem obowiązku chodzenia na przedmioty, których nie zdawałem na maturze, także siedziałem w bibliotece szukając z panią Iwoną tekstów, które mógłbym przeanalizować na egzaminie ustnym z języka polskiego. Prócz tego przynosiłem jej różnorakie wiersze, które pomagała mi analizować i na temat których dyskutowaliśmy. Jednak jej dekadentyzm, a wręcz nihilizm zaczął mnie uderzać. Pewnego dnia pokłóciliśmy się o wartość artystyczną tekstów Grzegorza Ciechowskiego, które wybrałem do analizy na maturze. Pod adresem tego poety i tekściarza padło parę cynicznych i chamskich uwag; moja osoba została również potraktowana z góry, tak jakbym był nic nie wartym śmieciem. Zdałem sobie sprawę, że pani Iwona ma jakieś wygórowane poczucie własnej wartości, tak jakby pretendowała do roli nieomylnego absolutu. Zupełnie tak, jakby jej wiedza i doświadczenie zawodowe dawały jej jakąś klasową przewagę nade mną. Odczułem to do tego stopnia, że w końcu powiedziałem sobie: „W dupie mam jej pomoc. Znam twórczość Ciechowskiego na tyle dobrze, że wszystko do matury zrobię sam. Nie potrzebuję jej łaski, niech spada”. I pogadali ...
Pewnego dnia miałem sen. Śniło mi się, że idę gdzieś z Iwoną i że jest ona w tym śnie bardzo samotna jakby potrzebowała, żeby czasem ktoś ją odwiedził. No tak, bo ta kobieta była bardzo samotną osobą. Jej matka ojciec i brat nie żyli, a z pozostałą rodziną nie utrzymywała kontaktów. Do tego doszedł fakt, że jest egzystencjalną ateistką.
Minął może tydzień i schorzenia Iwo wróciły. Miewała migrenowe bóle głowy i często nie przychodziła do pracy. Któregoś dnia wszedłem do biblioteki i Młoda zapytała się mnie, czy wiem co się dzieje z panią Iwoną. Kobieta miała jedynie telefon domowy. Nie posiadała żadnej komórki czy internetu. Odpowiedziałem, że nie wiem co może się z nią obecnie dziać. Poszedłem na angielski i zacząłem myśleć... „A co, jeśli ona nie żyje i nie daje znaku życia ? Leży gdzieś martwa na dywanie To by się narobiło...”. Zacząłem się nakręcać, a jednocześnie martwić. Na przerwie bałem się iść do biblioteki, bo coś się już mogło wyjaśnić. Perspektywa tego, że nauczycielka nie żyje stała się realna i możliwa.
Okazało się jednak, że wszystko jest w porządku, a Iwona zapomniała po prostu dać znać, że jeszcze jest chora. Wróciła zresztą do pracy kilka dni później.
Był piątek. Dzień Nauczyciela – szkolna uroczystość. Moja znajoma polonistka siedziała w bibliotece. Wszedłem tam w garniturze i usłyszałem z jej ust komplement, coś w stylu „Ale się odstrzeliłeś, kawał przystojniaka jesteś”. WTF ? Pani Iwo wydawała się jakby nowo narodzona. Zmieniło się u niej wszystko. Kiedy poszliśmy do szkolnej auli zdziwiło mnie, że porusza się z takim luzem i energią jednocześnie, bez tego wiecznego zmęczenia i utrapienia w tym ziemskim łez padole. Wróciły jej siły i była w znacznie lepszej formie niż na początku roku. Jeśli znacie osoby zmagające się z ciężką depresją, to możecie sobie wyobrazić jaki szok wywołuje tak nagła zmiana. Coś mi nie pasowało, bo każda terapia psychologiczna daje efekty po długim czasie leczenia, nigdy po trzech dniach!
W poniedziałek siedziałem w czytelni ucząc się i robiąc jakieś notatki. Iwo przyszła do mojego stolika i usiadła na chwilę. Zaczęła mi opowiadać historię remontu szkoły i przekształcenia Liceum w tzw. Zespół Szkół. Powiedziała mi też, że jest pewna, że z mojej matury ustnej dostanę sto procent. Na drugi dzień zauważyłem, że polonistka zmieniła tapetę w nauczycielskim komputerze. Ustawiła obrazek przedstawiający aleję pełną złotych liści. Wpatrywała się w nią jakby rozmarzona, mówiąc jednocześnie: "Jak ja lubię jesień, to taka piękna pora roku". Przyniosłem jej wtedy wiersz Poe'go pt. "Milczenie" z prośbą, czy mogłaby mi pomóc go przeanalizować. Miałem wtedy cały tomik jego poezji, więc czytałem sobie raz na jakiś czas jego wiersze. Oto tekst:
Są takie bezcielesne rzeczy, są zjawiska, Co mają byt podwójny jak bliźnięca owa Moc, co razem z materii i ze świata tryska - I razem tworzy bryłę, i cień w sobie chowa.
Tak dwulice Milczenie: razem brzeg i morze, Ciało i duch. Pustynne kocha rumowiska, Świeżą porosłe trawą. Są w nim jakieś zorze, Jakieś ludzkie pamiątki, więc się go nie trwożę, Choć łzy mi płyną. N i g d y - dźwięk jego nazwiska.
To Milczenie cielesne: żadna zła potęga Nie tkwi w nim, więc spokojny bądź u jego progu, Lecz jeśli kiedy z losów woli nieodmiennej Stanie przed tobą jego cień - elf bezimienny, Co nawiedza samotne miejsca, gdzie nie sięga Ludzka stopa - natenczas duszę poleć Bogu!
Wyszło na to, że tekst opisuje moment śmierci człowieka i w gruncie rzeczy był to ostatni tekst, który z tą nauczycielką przeanalizowaliśmy ... Pani Iwona miała jechać bowiem w środę do szpitala na jakiś zabieg. Miała wrócić w piątek. W sobotę z rana dostałem telefon.
"Ty znałeś tę polonistkę Iwonę z Liceum ?"
"No znam się z nią przecież, widzieliśmy się we wtorek"
"Bo podobno nie żyje"
"A co się stało ?"
"Wiesz co, nie wiem, ale ludzie mówią, że się powiesiła"
Zadzwoniłem do młodej i okazało się, że pani Iwona rzeczywiście nie żyje. Nie przyszła w piątek do pracy i wszyscy zaczęli się zastanawiać dlaczego. Młoda pojechała do niej do domu i kiedy nikt nie otwierał zadzwoniła na policję. Iwonę znaleziono martwą leżącą pod kołdrą jakby spała ...
Koniec części I
-------------------------------------------------------------------------------------------
W drugiej części opiszę skutki tych wydarzeń i to jak one wpłynęły na moją psychikę i chrześcijańską wiarę. Nie zabraknie też refleksji na temat samobójców i umarłych.
0 notes
Art-obiekt: kontekst
Sara Nowicka
Projekt „Pola widzenia książki – kontekst”, dzięki zrealizowanemu przez Małgorzatę Jabłońską, Marka Kusia i Piotra Szewczyka art-obiekcie, został wpisany w kontekst sztuki w przestrzeni publicznej. Miasta wypełnione są instalacjami, rzeźbami i obiektami, które opowiadają ich historię lub skłaniają do dialogu na ważne tematy. Umieszczony na terenie Biblioteki Śląskiej art-obiekt jest realizacją, która współgra z charakterem instytucji i podkreśla wspólnotowy wymiar sztuki. To mieszkańcy regionu zdecydowali o tym, że na obiekcie pojawił się cytat z „Podróży z Herodotem” Ryszarda Kapuścińskiego. Projekt  integruje różne grupy społeczne, zarówno przez połączenie pracy artystów, instytucji i mieszkańców, jak i przez umieszczenie obiektu w miejscu dostępnym dla każdego.
W Polsce sztuka nowoczesna pojawiała się w przestrzeni wielu miast i w przeróżnych kontekstach. Gerard Kwiatkowski, inicjator i kurator pięciu edycji Biennale Form Przestrzennych w Elblągu (1965–1973), pisał: „dzieła sztuki wyjdą z ciasnych ram muzeów i sal wystawowych, staną się naszą codziennością, by kształtować i uwrażliwiać współczesnego człowieka”. Istotą pomysłu było połączenie koncepcji artystów, fizycznego wysiłku robotników i materialnego wkładu państwa oraz wywołanie ogólnopolskiej dyskusji o sztuce. Miasto stało się otwartą galerią, dostępną dla każdego, w którym większość z ponad pięćdziesięciu obiektów stoi do dziś. Podobnym przykładem jest działający od 2009 roku Park Rzeźby na Bródnie. To miejsce także powstało jako efekt współpracy różnorodnych podmiotów: rzeźbiarza Pawła Althamera, władz dzielnicy Targówek i Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Co roku w przestrzeni pojawiają się nowe prace, stale odbywają się działania performatywne i malarskie. Park ma charakter społeczny – lokalni mieszkańcy oraz inicjatorzy, m.in. domy kultury, wspólnie angażują się w organizowane wydarzenia. 
Na Śląsku inicjatywą mającą zintegrować użytkowników przestrzeni publicznej przez sztukę był rozpoczęty w 2012 roku projekt „MIASTO – PRZESTRZEŃ DLA SZTUKI” według pomysłu Doroty Pociask-Frącek. W katalogu projektowym Marek Krajewski odwołuje się do stworzonej przez Hannę Arendt metafory przestrzeni publicznej jako stołu: „jest ona tym, co łączy i dzieli jednocześnie. To miejsce, w którym mogę zauważyć, że oprócz mnie są też inni i że choć są bardzo różni ode mnie, to nie przeszkadza nam to być ze sobą razem, koegzystować w pokojowy sposób. Co więcej, to doświadczając ludzkiej różnorodności jestem w stanie odpowiedzieć kim jestem”. Umieszczenie sztuki w przestrzeni publicznej niweluje jej elitarny charakter, sprawiając, że jest prawdziwie demokratyczna – nie tylko dostępna dla wszystkich, ale też przez nich współtworzona.
Realizacją najbliższą idei stworzonego w ramach projektu „Pola widzenia książki – kontekst” art-obiektu jest park rzeźby i obiektów artystycznych nad Jeziorem Strzeszyńskim w Poznaniu. Miejsce funkcjonuje jednocześnie w przestrzeni publicznej i wirtualnej, tak jak art-obiekt, który nie jest przytwierdzony do konkretnego miejsca, a obejrzenie go jest możliwe on-line. Kiedy ze względu na pandemię zostaliśmy pozbawieni możliwości wspólnego przebywania w przestrzeni publicznej, jej rolę przejął świat wirtualny. Sztuka, która ma być dostępna dla wszystkich, musi być osiągalna również w internetowej rzeczywistości. Ideę art-obiektu zainicjowała Ewa Kokot, nawiązując do powyższych dokonań sztuki polskiej, a jednocześnie łącząc sztukę wizualną i literaturę w wieloznaczeniową jedność. O efemerycznej formie art-obiektu tak opowiada jego współautorka, Małgorzata Jabłońska: „założenie od początku było takie, że to będzie coś, co będzie mogło migrować. Sądzę, że jest to korzystne dla odbiorców, którzy, żeby go zobaczyć, nie będą musieli znajdować się w konkretnym miejscu. Obiekt, na zasadzie peregrynacji, przyjdzie i wejdzie w zupełnie nieprzewidzianą przez nas wcześniej relację z otoczeniem. Możemy tylko i wyłącznie decydować o tym, w jaki sposób wejdzie on w relację z miejscem swojej premiery, natomiast potem będzie to proces dla nas zagadkowy i będą mogły pojawiać się nowe konteksty”.
Artystka podkreśla również relację, w jaką art-obiekt wchodzi z przestrzenią miejsca swojej premiery: „tego rodzaju instalacja musi bardzo dobrze funkcjonować z przestrzenią, która ją otacza. Nie może tam być jakichś przypadkowych interferencji, inne obiekty nie mogą wchodzić z nią w niechcianą relację, dlatego wraz z pracownikami Biblioteki dokonaliśmy oglądu miejsca, w którym ta praca będzie oglądana. Art-obiekt znajduje się tam, gdzie pracownicy wchodzą i wychodzą z Biblioteki, przy tylnym wejściu. To jest ukłon w ich stronę –  osób, które przychodzą do biblioteki nie tylko jako użytkownicy, ale też pracownicy”. Istotny jest również dobór materiałów, jak dopowiada współautorka: „instalacja, wykonana z drewna i stali, będzie przebywać w warunkach zewnętrznych. Będzie niszczeć i my się godzimy na to, żeby proces naturalnej przemiany współpracował z obiektem”.
Jednak najważniejszym kontekstem art-obiektu jest, jak podkreśla Marek Kuś, ten osobisty. Człowiek jest najważniejszym elementem sztuki – przecież dzieło, jak mówi twórca, jest stwarzane przez ludzi dla ludzi. Koncepcja art-obiektu, zainspirowana cytatem z reportażu Kapuścińskiego, powstała z założenia, że naprawdę liczą się właśnie kwestie osobiste, indywidualny głos. Dlatego art-obiekt łączy w sobie elementy twórczości trojga różnych artystów, gdzie każdy z materiałów odpowiada ich osobnym zainteresowaniom. Współautor tłumaczy, że żadna z technik nie jest przypadkowa: Małgorzata Jabłońska, ponieważ nie mogła stworzyć rysunku, tworzy „obrazy” w przestrzeni za pomocą rurek, Piotr Szewczyk, pracuje obecnie w drewnie, więc ten materiał jest dla niego charakterystyczny, natomiast postać, znana z wielu prac Marka Kusia dopełnia wypowiedzi trojga autorów, nadając jej ludzkiego akcentu i podkreślając kontekst osobistego przeżycia. Małgorzata Jabłońska dopowiada, że „zarówno forma, jak i idea to trójstronne porozumienie pomiędzy nami, artystami zaangażowanymi do tego projektu. Ponieważ każdy z nas ma obszar, w którym na co dzień działa, to ta forma musi być wiarygodna dla każdej ze stron. Nie chcę powiedzieć, że kompromisowa, bo to tak nie jest – żaden z nas nie musiał z niczego rezygnować”. Artystka wskazuje, że na trójgłos art-obiektu składają się: element abstrakcyjny (instalacja z metalowych rurek), element ludzki (postać stworzona przez Marka Kusia, która może być czytana jako postać w relacji do tekstu) i element typograficzny (cytat wyszlifowany w drewnianej desce). W sposób metaforyczny dzieło scala nie tylko indywidualności trojga artystów, ale też różne porządki, współistniejące w tkance miasta. 
Mimo tego, że dynamika działania art-obiektu jest inna niż dzieł umieszczonych w Elblągu, Bródnie czy Parku Budnioka, to jego kontekst oraz idea są takie same – podkreślenie wartości wspólnego działania artystów i mieszkańców miasta. W trudnym czasie, kiedy przestrzeń publiczna przestała być naszym „wspólnym stołem”, to właśnie wzajemne wsparcie oraz integracja jest najbardziej potrzebną wartością, przekazywaną przez sztukę.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
0 notes
arrowstheory · 4 years
Video
youtube
Teoria Strzałek INSTYTUCJE TS047
INSTYTUCJE
Po czym poznać, że organizacja chyli się ku upadkowi? To proste. Po wspaniałych budowlach. Wspaniałe są drzwi a na ścianach dzieła sztuki. Stopa tonie po kostkę w głębokim dywanie a szerokie schody dają posmak wielkości i kunsztu doskonałości, i potęgi. Po tym poznajemy upadek. Po doskonale dokończonych i funkcjonalnie skończonych wejściach, przejściach, uzasadnionych dystansach i punktach sprawdzania. Jeśli w strukturze wszystko jest zaprojektowane, przemyślane i dokończone, to taka struktura nie rozwija się dalej. Osiągnęła apogeum dla swej funkcji a nic już następnego nie tworzy. Wtedy przez jakiś czas, rozpędem bezwładności, działa jeszcze, po czym następuje spadek. Cała organizacja, struktura lub firma, a także cząsteczka i całe państwo jako instytucja a nie idea, znajduje się w stanie upadku. Nie da się namalować dzieła sztuki, gdy się przygotuje wokół wszystkie rodzaje nowiutkich pędzelków i najlepsze, wszelkiego rodzaju, nowiutkie komplety farb. Jeśli to leży obok malarza, to umarł w butach. Nic już nie stworzy. Najlepsze decyzje podejmuje się w prowizorycznej latrynie, lub w baraku gdzie chwilowo przeniesiono parlament. Nie może być w walce nic skończonego i doskonałego. Dlatego nazywa się walką, aby czegoś dokonać. Ale jak długo trwa, nie osiąga doskonałości. Kiedy osiągnie cel, przestaje walczyć. To samo dotyczy doskonałego państwa, jak i doskonałej molekuły. Każdej instytucji. Z tego wniosek sam się nasuwa, że doskonały człowiek musi być martwy. A jeśli nie, to przynajmniej zmartwiony śmiercią. Nie potrzeba doskonałego budynku, stołu, napoju. One jak cienie u Platona pokazują tylko migotliwy zamysł prawdy na ścianie, a my zwróceni ku takiej rzeczywistości nie umiemy się odwrócić do tyłu , by poznać prawdziwe rzeczy. Ale do walki nie potrzebne są prawdziwe rzeczy, tylko ich archetypy. Są to doskonałe przeciętności. Mają tylko idealne imię ale reszta jest super przeciętna. To jest najbardziej potrzebne w walce. Zanim śmierć obejmie ideał.
Każdy głupek ma swój słupek, oraz maskę przeciwgazową i różowy miękki wacik. To nie przemija. Nekrosmok wydaje się za jeden awans i dziesięć gróźb. Dlatego losujesz potwora a on niesie dodatkowe dwa życia w plecaku. I elixir smoczych oparów.
-Pacjent i chirurg nie powinni być tą samą osobą. Powiedział Tarik do Isztar, gdy ta wreszcie próbowała coś zrobić ze swoimi włosami. - Toteż Ludzie nie powinni zmieniać samych siebie...od tego są inni. - Stwierdziła incydentalnie. – Poza tym sztuka podejmowania decyzji, to przede wszystkim wiedzieć, jakie się ma wybory. A ludzie nigdy nie widzą wszystkiego. Jakże więc mogą zapamiętać lub zapomnieć to, czego nie widzieli, nie wspominając już o podejmowaniu wyborów, czy rozsądzaniu między nimi? To śmieszne. - No tak .... to .. jak mamy być lepszymi? – Jęknął Tarik zaciskając kleszczykami rurki mosiężne na swych warkoczykach na zausznicach. – Przecież musimy coś próbować? - Oskarżony, który podejmuje się bronić sam siebie, musi wiedzieć, że jego adwokat ma głupiego klienta. A ty jesteś Człowiekiem. Waszą jedyną sprawą jest nie cofać się ku zezwierzęceniu, bo wtedy was wytępię. Tylko jedno waszym zadaniem: zachować pamięć mojej miłości. Włosy dotykały wciąż piachu nie dając się rozczesać. Isztar pomalowała je szarym błotem. - I Filistyni przestaną istnieć... – Mówiła a generał nie widział jej twarzy a tylko szare błoto. Zbladł. Boska Isztar rozwinęła pięć skrzydeł i udając skrzydlatą, włochatą larwę odfrunęła na drugi koniec placu by osuszyć szare błoto. początek na www.kuby.pl w rozdziale TS001.
0 notes
marcinczerkasow · 4 years
Photo
Tumblr media
Wyjątkowa konsekwencja, z jaką Katarzyna Sobczuk tworzy od lat swoje papierowe rzeźby, pozwala zastanowić się nad znaczeniem szerzej zakrojonego projektu, przekraczającego działanie w wymiarze wyłącznie prywatnym i przenikającego dzięki temu w pole praktyki artystycznej. Konstruowane przez nią obiekty to przeważnie zorganizowane w postaci wielowarstwowych dioram, starannie oświetlone, trójwymiarowe kolaże. Oprócz obiektów papierowych, artystka tworzy również filmy wideo, stanowiące zarówno formę dokumentacji, jak i osobne, w pełni samodzielne prace. Starając się określić energię towarzyszącą procesowi twórczemu, stwierdza w jednym ze swoich autokomentarzy, że „[w]ycinanie to czynność dwoista: medytacyjna i rewolucyjna jednocześnie. Uspokaja, pozwala na maksymalną koncentrację, a jednocześnie jest w niej coś przyjemnie destrukcyjnego: pociąć! Pociąć te głupie pisma, zniszczyć! Jest w tym coś pierwotnego i anarchistycznego. Bardzo przyjemne”. Ta w dwójnasób rozumiana czynność odnosi się zatem także do pewnego rodzaju dyskretnej subwersji, dzięki której powszechnie dostępne obrazy świata mediów i konsumpcji przetworzone zostają w nową, poddaną subiektywnej formie kontroli, rzeczywistość. W istocie, jest coś na rzeczy w kontekście kontroli, kiedy myślimy o świecie miniatur, wnętrz domów, mieszkań i pojedynczych pomieszczeń, z pietyzmem wyposażanych w stoliki, krzesła, półki z książkami, a także często i misy pełne naprawdę niewielkich owoców, pieczywa, czy drobnych, lecz precyzyjnie odwzorowanych butelek Coca-Coli. Część tych elementów została wyprodukowana przez specjalizujące się w tego rodzaju asortymencie specjalistyczne pracownie, część to zabawki stanowiące zazwyczaj dekoracje domków dla lalek, lecz przeważająca większość przedmiotów umieszczanych w realizacjach Sobczuk to powycinane z rozmaitych źródeł meble, książki i postaci odgrywające swoje istotne role w jej miniaturowym imaginarium. W tym świecie destrukcja zostaje połączona z rekonstrukcją, odzyskaniem często przypadkowych, powierzchownych detali pochodzących ze znacznie większego, zewnętrznego porządku i przekształceniem ich w osobną, uporządkowaną według nowych zasad, rzeczywistość. Ten sposób myślenia wydaje się doskonale współgrać ze słowami innego „kolażysty”, Jiříego Kolářa, który w tekście dotyczącym tworzonej przez siebie „sztuki wadliwej” nadał specyficzne znaczenie tego rodzaju praktyce: „Weź reprodukcję ulubionego dzieła sztuki i rozerwij ją w najistotniejszym miejscu albo rozerwij ją na pół, a następnie sklej zwykłą taśmą. Przekonasz się, że reprodukcja nie straciła wiele ze swojego pierwotnego wyglądu i że – gdy wpatrzeć się w nią uważniej – zyskała pewną dodatkową jakość, stała się w pełni twoja, ponieważ sposobu, w jaki ją rozerwałeś, nie da się powtórzyć idealnie tak samo. Pamiętaj jednak, że nawet rozdzierania, przebijania, gniecenia, bazgrania, przypalania itp. trzeba się wpierw nauczyć”. Materialny charakter prac Katarzyny Sobczuk można przedstawić w następujący sposób: płaskie obrazy pochodzące z gazet i kolorowych magazynów zostają przekształcone w elementy trójwymiarowej scenografii, umieszczone w starannie zakomponowanych architektonicznie pudełkach, imitujących rzeczywiste wnętrza budynków czy pojedynczych mieszkań. W powstałe w ten sposób przestrzenie wprowadzeni zostają równie papierowi aktorzy, charakterystyczni lub przypadkowi, multiplikowani czasem w różnych układach, jakby chodziło w tym również o ujawnienie tej radykalnej umowności obrazów, powielanych bez umiaru w nakładach przekraczających pojęcie przeciętnego czytelnika. Aktorzy biorą udział w scenach, które stanowią reprodukcje same w sobie: są to sceny z powieści (Vernon Subutex), programów telewizyjnych, życia znanych postaci (otoczony papierowymi meblami Houellebecq na rzeczywistej plaży, przy stoliku zaimprowizowanym z plastikowego pojemnika, na którym leżą prawdziwe winogrona, to dość intrygująca i niezwykle zabawna atrakcja), czy parodie artystycznych wystaw, jakby żywcem wyjętych z poważnej scenerii współczesnego artworld’u. Skonstruowany na tej zasadzie Pałac Bibliotek kojarzyć się może z obrazem pozbawionej ściany frontowej kamienicy z powieści La Vie mode d’emploi Georgesa Pereca, gdzie w całej okazałości, w jednym momencie, odsłonięte zostaje całe jej skomplikowane wnętrze. W przeciwieństwie jednak do powieści Pereca, przestrzenie Sobczuk zostają zanimowane, obdarzone ruchem odtwarzanym zarówno przez niektóre elementy inscenizacji (ruchome elementy instalacji z wystawy w Biennale), jak i przez podróżującą po tych wnętrzach kamerę, odsłaniającą przy tym czasem techniczne kulisy całej konstrukcji — coś na zasadzie dyskretnego mrugnięcia okiem, przełamującego czwartą ścianę przed obserwującym te sceny odbiorcą. To nieustanne przekraczanie wymiarów, ruch ukazujący wnętrze i załamującą się perspektywę, przywodzi na myśl efekt trompe l’oeil – dwuwymiarowe obrazy symulują tutaj przecież pewne warianty przestrzeni. Przestrzeń staje się pretekstem dla budowania krótkich form narracyjnych, które czasem rozrastają się w znacznie większe cykle, jak to ma miejsce w przypadku Asylum, od którego wzięła tytuł niniejsza wystawa. Podzielona na epizody opowieść została sfilmowana, przez co iluzoryczny wymiar tych układów zostaje ponownie sprowadzony do płaszczyzny, tym razem nagrania wideo, które artystka zilustrowała sekwencjami popularnych utworów muzycznych, co w montażu daje często niezwykle komiczny efekt. Przywodzi to na myśl jakąś nieco bardziej zaawansowaną technologicznie parodię alegorii platońskiej jaskini, gdzie cienie zarysowane na ścianach zastąpione zostają przez papierowe sylwetki odgrywające swój niemy spektakl we wnętrzu kartonowych pudełek, a następnie przenikają do większego, rzeczywistego świata. Mieszkańcy tej części uniwersum trapieni są przez rozmaite dolegliwości, które sprowadzić można głównie do nerwowego zmęczenia, nudy, rozpaczy. „Papierowi przyjaciele” artystki poddawani są tutaj rozmaitym formom terapii, czytają antypsychologiczne książki, podróżują, także w rzeczywistym wymiarze: za pomocą ciągniętego przez artystkę-reżyserkę wózeczka zwiedzają okolice Zalewu Zegrzyńskiego, okolice Wisłostrady, Parku Fontann. To przetwarzanie świata złożonego z kalek, klisz, obrazów medialnych i scalanie go na nowo w postaci starannie skomponowanych scenografii może w pewnym sensie posiadać wymiar terapeutyczny, pomaga uporządkować świat spraw, nad którymi przeważnie trudno uzyskać pełną kontrolę. W świecie stworzonym przez Katarzynę Sobczuk wszelkie problemy zostają sprowadzone do znacznie bardziej dostępnej i zrozumiałej skali, dzięki czemu wydaje się, że również porządek i sens w tej znajdującej się poza nim rzeczywistości zostaje ustanowiony na nowo. Marcin Czerkasow https://magazynszum.pl/asylum-katarzyny-sobczuk-w-galerii-ego/
0 notes
Text
Zendaya i Simone Leigh wychodzą poza piękno.
Tumblr media
W rozmowie z Thelmą Golden, dyrektorem i głównym kuratorem The Studio Museum w Harlemie, artyści Simone Leigh i Zendaya spotykają się, aby stworzyć nową wizję czarnej kobiecości. Fot.: Ryan McGinley.
Thelma Golden: Cieszę się, że rozmawiam z wami obiema. To od czego chcę zacząć to poprosić Was obie, abyście powiedziały o swoich oczekiwaniach, nadziejach i pragnieniach tej współpracy.
Simone Leigh: Wciąż myślałam o [Isamu] Noguchi i Marcie Graham oraz o sposobie, w jaki on stworzył dla niej rzeźbę, która od jakiegoś czasu jest dla mnie interesująca. Tworzyłam różne prace z moją długoletnią współpracowniczką Aimee Meredith Cox i myślałam o tego rodzaju współpracy z inną artystką, gdzie rzeźba poszerzy jej ciało, ale dla mnie w tej sesji ważne było, aby rzeźba nie stała się tłem lub dekoracją. Byłam również bardzo zainspirowana rolą jaką Zendaya pełni teraz w naszym świecie, co jest bardzo istotne.
Zendaya: Kiedy nadarzyła się okazja byłam oczywiście bardzo podekscytowana. Nawet jeśli zajmujemy się sztuką w różnych formach jest tyle inspiracji, że można by ją zebrać tylko poprzez spotkanie z kimś i zobaczenie jego sztuki, zobaczenie dzieła i bycie w stanie stanowić jego małą część. Chyba nie miałam żadnych oczekiwań, po prostu czułam, że to będzie inspirujące i odświeżające. Nie wydaje mi się, że znam zbyt wielu ludzi, którzy robią to, co ona robi, więc spotkanie z Simone i zobaczenie jej pracy i poczucia, że w jakiś sposób staję się częścią jej twórczości było magiczne i wyjątkowe. Czułam się tym bardzo poruszona i podekscytowana, że jestem częścią czegoś, co jest inną formą sztuki niż moja własna, trochę się uczę, cofam i po prostu jestem częścią tego, co widzi w swoich dziełach. Nigdy wcześniej nie robiłam czegoś takiego.
Tumblr media
TG: Wy dwie - Zendaya w rolach, które wybrałaś i, jak powiedziała Simone w roli, którą zajmujesz na świecie; i oczywiście Simone na twojej drodze jako artystka - wyraźnie czerpiecie inspirację z rzeczywistego zamieszkiwania w poczuciu czym są i mogą być role dla kobiet. Czy możesz trochę o tym powiedzieć?
Z: Jestem aktorką, więc mam dar opowiadania ludzkich historii i brania na siebie bólu i szczęścia ludzi i tego przez co przechodzą tak, że może to zostać odzwierciedlone i ktoś na świecie może zobaczyć siebie w tych postaciach, które jestem w stanie zagrać. Może pomyśleć: "O mój Boże, nie jestem jedyną osobą na świecie, która to czuje". To sprawia, że czujesz się mniej samotny. Myślę, że to coś naprawdę, naprawdę wyjątkowego, coś z czym stałam się bardziej zgodna dla “Euforii”. Dla mnie ta rola miała tak wiele warstw i tyle głębi, tak wiele rzeczy, którymi mogę się bawić. Myślę, że to samo w sobie było dla mnie ekscytujące.
TG: Zendaya, gdybyś mogła wybrać jakąkolwiek osobę do przedstawienia, czy jest jakaś rola, którą absolutnie byłabyś podekscytowana, gdybyś miała okazję zagrać?
Z: Nie wiem. Ludzie często o to pytają i myślę, że piękno bycia aktorem polega na tym, by być dosłownie kim się chce. W tym momencie chcę szukać rzeczy, które nadal będą mnie popychać na różne sposoby czy jest to popychanie w sposób komediowy, czy jest to popychanie w sposób dramatyczny. Chcę się dalej rozwijać i zobaczyć do czego mogę być zdolna i w kogo mogę się przekształcić. To straszne, trudne i przerażające i to, jak sądzę jest w tym wszystkim piękne.Chcę pozostać poza moją strefą komfortu, ponieważ komfort jest wrogiem postępu.
TG: Wydaje się, że to co mówisz to fakt tego, że bierzesz na siebie wszystkie możliwości, a także skłaniasz się ku ryzyku w odniesieniu do swojej kreatywności. To coś czym dzielisz się z Simone, którą miałam przyjemność oglądać od czasu, gdy była artystką mieszkającą w Studio Museum. Zawsze była nieustraszona w swojej zdolności zarówno wyobrażania sobie, jak i wykonywania swoich prac w pełnym zakresie możliwości. Powiedziałabym, że jest to przestrzeń, którą obie zajmowałyście jako artystki, która przejawia się w dziele, które znajduje się w świecie reprezentującym was obie.
Z: Myślę, że jako ktoś kto podziwia sztukę nawet nie wiem, czy jestem wystarczająco kreatywna. Jestem aktorem, więc mogę sprawić, że rzeczy, które są już na papierze ożywają. Potrafię to dobrze wykonać, ale możliwość pozwalania sobie na kreatywność, a następnie wykonywania jej jest nieustraszona. Ten akt sam w sobie, ta nieustraszoność wystawiania swojej sztuki jest po prostu przerażająca. Mogę ukrywać się za tym, że gram postać. Gram kogoś innego. Ktoś inny to napisał. To co innego, ale to, jak sądzę jest innym poziomem wrażliwości.
TG: Zendaya, dorastałaś w Oakland. Czy możesz powiedzieć o tym, w jaki sposób to konkretne miejsce i jak twoje poczucie wspólnoty wpływa na twoją pracę?
Z: Myślę, że jest tyle kultury i historii w Oakland. Wiele z moich ciotek były Czarnymi Panterami, odbywały spotkania w domu, w którym dorastałam. Znając samą historię, będąc tego świadomym i ucząc się jej, staje się ona wyjątkowa. Myślę, że to coś co ludzie, którzy pochodzą z Oakland lub dorastają w Oakland i mają te korzenie i te historie, to coś, co nosisz ze sobą. Mam szczęście, że mam tę wiedzę, która została mi dana. To tylko bardzo szczególne miejsce. Przeszło wiele zmian. Dużym problemem w moim rodzinnym mieście jest gentryfikacja i to jak to wpływa na wszystko. Kiedy wracam ledwo rozpoznaję, gdzie mieszkałam; społeczności i ludzi już tam nie ma. Staram się jak mogę i chcę nadal mieć kontakt z Oakland i moimi rówieśnikami w Oakland, z których wielu jest aktywistami i naprawdę pracuje w terenie. Myślę, że dla mnie moja praca jako kogoś stamtąd polega na oddaniu się mojej społeczności, ale także na podniesieniu moich rówieśników, którzy tam są. Osobiście uważam, że bycie z Oakland jest fajne. Wiesz o co mi chodzi? Masz w sobie coś fajnego, bo pochodzisz z tego miasta.
TG: Wygląda na to, że byłaś głęboko, kreatywnie pielęgnowana. Wspomniałaś o aktywizmie, a ci z nas, którzy są świadkami twojej pracy rozumieją, że idea aktywizmu jest dla ciebie ważna. Czy możesz zdefiniować trochę przestrzeni, w której definiujesz swój własny aktywizm poprzez swoją pracę i życie? Wiem, że to dużo. Możesz to przyjąć w dowolny sposób.
Z: To duże pytanie. Wracam tam i z powrotem ze słowem "aktywista", ponieważ czasami nie czuję, że zasługuję na ten tytuł. Aktywiści to ludzie, którzy wykonują swoją pracę każdego dnia i to jest ich życie. Czuję się jakbym była platformą, pomocą, narzędziem lub zasobem. Naprawdę zmagam się z terminem "aktywista", ponieważ po prostu nie czuję, że na to zasługuję będąc szczerą. Pochodzę od dwóch rodziców, którzy są wykształceni, którzy są nauczycielami i którzy nieustannie coś dają. Na przykład moja mama dawała przez całe swoje życie i karierę - wszystko, co robiła jako nauczyciel to dawała i dawała i dawała. Dla mnie to właśnie powinien robić aktywista. Ludzie powinni nieść dobro. Masz pomagać ludziom, kiedy możesz. Poprzez moją pracę pozwalam tylko na opowiadanie ludzkich historii. Mam nadzieję, że pewnego dnia będę mogła znaleźć się w sytuacji, w której będę mogła otworzyć drzwi dla ludzi, którzy wyglądają jak ja - i dla ludzi, którzy nie wyglądają jak ja.
Na przykład byłam na panelu z Avą DuVernay, gdzie rozmawiała o swojej pracy i o tym, co jest w stanie zrobić. Mam nadzieję, że będę na stanowisku, na którym będę mogła otworzyć te drzwi, ponieważ [problemem] nie jest brak talentu, ale brak możliwości. Wiemy, że talent istnieje w naszej społeczności i wśród naszych ludzi. Jest to po prostu brak możliwości, aby nawet przejść przez drzwi. Dla mnie nie jest to nic innego jak tylko właściwe postępowanie. Wiesz o co mi chodzi? Dla mnie jest to właśnie to, co powinieneś zrobić. Chcę, aby moja sztuka mówiła sama za siebie, abym nadal była, robiła projekty i rzeczy, które kocham. Czasami wydaje mi się, że celem posiadania platformy, tych wszystkich ludzi i zwolenników jest zrezygnowanie z niej i pozwolenie innym ludziom z niej korzystać. Znalazłam więcej mojego celu w ten sposób, ponieważ czuję, że wszystko co robisz zwłaszcza jeśli chodzi o tę branżę; musisz mieć jakiś cel i musisz mieć powód, dla którego to robisz, bo inaczej po prostu oszalejesz.
Tumblr media Tumblr media
"Chcę dalej badać każdy aspekt moich możliwości, jak tylko mogę. Chcę być popychana. Chcę nadal wypychać się poza moją strefę komfortu, ponieważ wygoda jest wrogiem postępu".
Tumblr media
TG: [...] Myślę, że obie jesteście świadome tego jak pracujecie i jak wasza praca oddziałuje w świecie. Czy jest coś o co chcecie zapytać siebie nawzajem?
Z: Jak mówiłam, że wszystko musi być zrobione, czy Ty też musisz wykonywać dane rzeczy po coś? Jak się czujesz ze swoją sztuką i tym co tworzysz, jaki jest twój cel? Myślisz, że świat lub ludzie będą w stanie połączyć się z twoją pracą? Czym czujesz, że to oddziaływanie jest i czym chcesz, aby to oddziaływanie było?
TG: To jest dobre.
SL: Myślę, że ostatnio, kiedy moja praca stała się dużo bardziej widoczna, a także dzięki moim mentorom, takim jak Thelma i Peggy Cooper Cafritz w Waszyngtonie byłam bardziej świadoma odpowiedzialności, która przychodzi z sukcesem. Próbowałam stworzyć przestrzeń dla innych artystów, kiedy tylko mogłam i rzucić światło na innych artystów i intelektualistów, kiedy mogłam. Problemem jest opisywanie czegokolwiek jako pierwszego, ponieważ wymazuje to całą pracę, którą ludzie już wykonali. Czuję się bardzo odpowiedzialna i to czysta przyjemność. Nie czuję, aby to było uciążliwe dla mnie. Czuję, że to jest praca, do wykonania której tutaj jestem. W miarę upływu czasu czuję się coraz bardziej tak jakbym odnalazła swoje miejsce, które jest dla mnie naprawdę piękne, ponieważ zawsze byłam bardzo niezręczną czarną kobietą. Jestem naprawdę szczęśliwa, że mam jakąś użyteczność i coś do zaoferowania.
Z: To jest piękne.
SL: Moje pytanie do Ciebie, Zendaya brzmi: Kiedy zdajesz sobie sprawę z odpowiedzialności za reprezentację i oczekiwań jakie, w szczególności kobiety w kolorze mogą wnieść do swojego życia, to co czujesz lub jak możesz nam pomóc, popchnąć nas do przodu. Jak sobie z tym radzisz, aby nie stało się to przytłaczające i nie tłumiło twojej kreatywności?
Z: Ponieważ nadal mam 22 lata jest to coś w czym się poruszam i myślę nad tym jak idę, ponieważ chcę być świadoma. Chcę być orędownikiem i chcę być twórcą zmian. Chcę być częścią aktywnej zmiany, którą chcę zobaczyć. Ale mam też kroki, które muszę podjąć, aby te rzeczy się wydarzyły. Muszę dotrzeć do miejsca, w którym mogę dokonać tych zmian. To jedna z tych rzeczy, z których wewnętrznie chcę, aby wszystko wydarzyło się na raz i szybko. Muszę być w zgodzie z podejmowaniem kroków, aby tam dotrzeć co jest trudne dla każdego, zwłaszcza że jestem Panną (zodiakalna panna). Chcę, żeby tak się stało. Chcę zmiany. Chcę móc to zrobić. To niekoniecznie dzieje się tak szybko i nie mogę pozwolić, aby to powstrzymało mnie przed kreatywnością.
Po prostu pozwalam sobie na odrobinę przestrzeni. Myślę, że wielu młodych ludzi w moim wieku czuje, że jest prawie tyle rzeczy, które musimy teraz naprawić, że może to być przytłaczające. Myślę, że jest w tym pewna warstwa ciężaru. Może to być trochę beznadziejne, jak "O mój Boże, teraz wszystko wydaje się nie tak". Jest tyle pracy do wykonania, a moje pokolenie musi ją wykonać. Staram się znaleźć równowagę pomiędzy byciem w stanie przy każdej nadarzającej się okazji otworzenia tych drzwi i rozpoczęcia rozmowy, a także wykonywania pracy od wewnątrz. Chodzi o to, aby móc dostać się do tych pomieszczeń i zacząć wprowadzać zmiany od wewnątrz i otwierać te rozmowy, ponieważ to właśnie należy robić. Ale chodzi również o to, by nie pozwolić, by to uczucie chęci naprawiania wszystkiego przez cały czas i sprawiania, by wszystko było lepsze zbyt mocno nie obciążyło mnie tam, gdzie nie mogę się niczym cieszyć. Wiesz o co mi chodzi? To rodzaj równowagi, którą szczerze mówiąc wciąż staram się odnaleźć i zrozumieć, ponieważ to jest trudne.
TG: Nie mam wątpliwości i jestem pewna, że Simone zgadza się, że to zrobisz.
Tumblr media
Wypowiedzi z Simone zostały przeze mnie wycięte, jeśli chcesz przeczytać wywiad w całości zapraszam Cię tutaj: GARAGE.
Twitter: @InfoZendaya
Ask.fm: @zendayacolemanpoland
/Daya ♡
0 notes
modalna · 4 years
Text
Wprowadzenie
Matthieu Ricard
W jaki sposób żyć? Jak funkcjonować w społeczeństwie? Gdzie znajdują się granice mojego poznania? Niewątpliwie te trzy pytania wyznaczają nasze główne egzystencjalne cele. Ideałem byłoby urzeczywistnienie takiego stanu, w którym każda chwila byłaby przeżywana w pełni, inspirowałaby nas i gdybyśmy w momencie śmierci nie odczuwali żadnego żalu. Wspólne życie z innymi ludźmi w społeczeństwie opierałoby się na zmyśle uniwersalnej odpowiedzialności, a zdobyta wiedza całkowicie odkryłaby przed nami naturę otaczającego nas świata oraz naszego umysłu.
Owe trzy pytania postawione na początku przyczyniły się do narodzin nauki, filozofii, polityki, sztuki, działalności społecznej i duchowości. Sztuczne rozdzielanie tych aktywności może doprowadzić jedynie do stopniowego zubożenia ludzkiej egzystencji. Kiedy mądrość nie jest poparta altruizmem, nauka i polityka stają się jak obosieczny miecz, etyka – ślepa, sztuka – jałowa, emocje – nieokiełznane, a duchowość – iluzoryczna. Bez wiedzy mądrość marnieje; bez etyki wszystkie działania mogą stać się źródłem niebezpieczeństw, a bez przemiany duchowej są one pozbawione sensu.
Od XVII wieku do dzisiaj dla większości ludzi, pojęcie nauki stawało się stopniowo synonimem wiedzy; jednocześnie łatwo zauważalny proces gromadzenia wciąż nowych informacji nie ulega spowolnieniu. W społecznościach laickich i demokratycznych życie religijne uległo osłabieniu, natomiast w społeczeństwach kierowanych przez religię państwową dochodzi często do jego radykalizacji. To, co powinno normalnie stanowić esencję religii – miłość i współczucie – zostało, jak pokazuje historia, w tragiczny sposób zdeformowane.
Wielkie tradycje duchowe, zarówno te oparte na dogmatach jak i na doświadczeniu, oprócz koncepcji metafizycznych oferowały – czasem na zasadzie dobrowolności, czasem jako obowiązujący system nakazów – także reguły etyczne, które wyznaczały pewne punkty odniesienia dla ludzkich zachowań. Współcześnie punkty te coraz bardziej zacierają się – większość ludzi, nawet tych, którzy formalnie należą do jakiejś religii, nie stosuje się, ani w sferze myśli, ani działań, do zaleceń religijnych. Chętniej ufają „światłu” nauki oraz skuteczności technologicznej, która – jak wierzą – pozwoli w przyszłości rozwiązać wszystkie problemy.
Niektórzy uważają jednak za bezzasadną opinię, według której to dzięki naukom przyrodniczym będziemy w stanie wszystko poznać, opisać i wyjaśnić. Nauka jest ograniczona już u swych podstaw domeną badań, którą sama sobie wyznaczyła. Natomiast odnośnie technologii, to przyniosła ona nie tylko wiele dobra, ale doprowadziła do równie wielkich spustoszeń. Sama nauka nie ma nic do powiedzenia człowiekowi na temat sposobu prowadzenia życia.
Nauka jest tylko narzędziem, ani dobrym ani złym. Wychwalanie czy demonizowanie jej nie ma większego sensu niż pochwała lub krytyka siły fizycznej. Siła ramienia może równie dobrze zniszczyć, jak uratować życie. Naukowcy nie są ani lepsi ani gorsi od większości ludzi i, jak wszyscy, stykają się z problemami etycznymi, które są wynikiem ich własnych odkryć.
Sama nauka nie prowadzi do mądrości. Wielokrotnie pokazała, że może działać w świecie, ale nie jest w stanie nad nim całkowicie zapanować. Wymyka się również nam samym: pewne jej zastosowania nabrały nieprzewidywalnego rozpędu i zaczęły żyć własnym życiem. Dochodzimy więc do wniosku, że jedynie dzięki wyznawaniu głębokich etycznych wartości możemy we właściwy sposób korzystać z możliwości tego świata. Wartości te mogą zostać określone tylko dzięki „nauce o umyśle”. Duchowość nie jest więc tylko luksusem, jest koniecznością. Jeżeli przez kolejne stulecia będziemy koncentrować się wyłącznie na samym prowadzeniu badań naukowych, dokonywaniu kolejnych odkryć i wymyślaniu nowych technologii, to w niczym nie przyczynimy się nawet do minimalnej poprawy jakości życia. Duchowość powinna wiązać się z jasnym naukowym spojrzeniem, ale nauka nie nosi w sobie zalążków duchowości.
W naszych czasach można zauważyć renesans zainteresowania tymi formami duchowości, które kładą nacisk na pragmatyczne aspekty doświadczenia kontemplacyjnego [*Na Zachodzie zwykło się określać buddyjską praktykę mianem medytacji. Jednak etymologicznie słowo to pochodzi z łacińskiego meditatio i oznacza rozmyślanie, zagłębianie się w myślach, czyli coś zupełnie innego niż to, czym faktycznie jest buddyjska praktyka medytacyjna, która odnosi się raczej do intuicyjnego, bezpośredniego postrzegania niż konceptualnej analizy. Właściwsze byłoby tu użycie słowa kontemplacja (łac. contemplatio = przypatrywanie się), z tego powodu, wbrew powszechnie przyjętej nomenklaturze zachowałam terminologię użytą we francuskim oryginale – przyp. tłum.], wolnego od ciężaru dogmatyzmu. Popularność, jaką cieszy się na Zachodzie buddyzm, wznieciła zainteresowanie mediów i doprowadziła do socjologicznych badań, poprzez które próbuje się analizować przyczyny tego zachwytu oraz jego możliwe następstwa. Możemy wskazać tutaj na dwa dzieła Frédérica Lenoira, La Rencontre du bouddhisme et de l’Occident oraz Le Bouddhisme en France1, jak również rozmowy, które prowadził ze mną mój ojciec, filozof Jean-François Revel2.
Warto także wspomnieć o dialogu pomiędzy nauką a buddyzmem trwającym przez ostatnie dwadzieścia lat dzięki Dalajlamie i innym myślicielom buddyjskim. Począwszy od 1987 roku, za sprawą Adama Engle’a i Francisca Vareli, regularnie organizowane są spotkania Dalajlamy z naukowymi autorytetami reprezentującymi neurologię, biologię, psychiatrię, fizykę i zachodnią filozofię3. Z tego cyklu spotkań, które odbywają się pod nazwą Mind AND Life (Umysł i Życie), narodziły się liczne dzieła, jak na przykład: Passerelles, Quand l’esprit dialogue avec le Corps, oraz Dormir, rêver, mourir4. Pojawiły się również bardziej wyczerpujące opracowania, na przykład Science et bouddhisme Alana Wallace’a5. Należy podkreślić, że ta wymiana światopoglądowa nie ma na celu wzajemnego schlebiania sobie oraz pogodzenia obu punktów widzenia, które w końcu są od siebie dość odległe. Nie jest ona również trybuną potwierdzenia metafizycznego nieprzejednania, lecz stanowi kolejny krok w procesie zdobywania wiedzy, poznawania natury zjawisk i świadomości. Taką atmosferą cechują się również rozmowy prowadzone na łamach tej książki.
Zasadnicza różnica między nauką a buddyzmem tkwi w celach, do których dążą. W buddyzmie zdobywanie wiedzy podyktowane jest przede wszystkim celem „terapeutycznym”. Chodzi tutaj o wyzwolenie się z cierpienia, którego przyczyną jest szczególna forma niewiedzy: błędna koncepcja na temat otaczającej nas rzeczywistości oraz utożsamianie się z „ja”, które uważamy za centrum istnienia.
Buddyzm jest jednak gotowy zrewidować swoje idee, jeśli udowodni się mu, że nie ma racji. Nie wynika to z tego, że wątpi w głęboką prawdę swych odkryć. Nie oczekuje też nagłego anulowania rezultatów osiągniętych w trakcie 2500 lat nauki kontemplacyjnej. Postawa taka oznacza po prostu brak dogmatyzmu w naukach Buddy, które przypominają raczej przewodnik turystyczny, ułatwiający poruszanie się po szlakach wycieczkowych. Ta nauka jest całkowicie oparta na doświadczeniu, a nie na objawieniu. Jak mówi Dalajlama: „gromadzenie danych o odkryciach naukowych nie jest oznaką pełnej wątpliwości i sceptycyzmu postawy, wynika po prostu z chęci dysponowania aktualnymi informacjami”6. W swym poszukiwaniu wiedzy buddyzm nie unika konfrontacji z odmiennymi poglądami, lecz rozwija się dzięki nim. Liczne debaty metafizyczne z filozofami hinduizmu, w których buddyzm uczestniczył w ciągu wielu stuleci oraz dialog, jaki utrzymuje z nauką i innymi religiami, pozwoliły mu oczyścić, sprecyzować i rozszerzyć jego własne poglądy filozoficzne, logikę oraz sposób pojmowania świata.
Otwartej postawy buddyzmu nie należy mylić z tanim oportunizmem. Całość jego dorobku filozoficznego jest imponująca, traktaty na temat życia kontemplacyjnego inspirują i poruszają swoją głębią, a sama buddyjska praktyka duchowa wymaga wielkiej wytrwałości. „Nie myśl o szybkiej realizacji, lecz medytuj do ostatniego tchu” – mówił Milarepa, wielki tybetański jogin-pustelnik.
Wewnętrzna przemiana, która ma prowadzić do Oświecenia, jest innego rodzaju procesem niż filozoficzne poszukiwania, czy przyrodnicze badania naukowe. Buddyzm jest w swej esencji nauką o Oświeceniu i patrząc z tego punktu widzenia, kwestia, czy Ziemia jest kulista czy płaska, nie ma żadnego znaczenia.
Prowadzone na łamach tej książki rozmowy nie mają na celu nadawać nauce mistycznych rysów, ani podpierać buddyzmu naukowymi odkryciami. Nie chodzi o sporządzanie listy mniejszych lub większych podobieństw pomiędzy buddyjską tradycją kontemplacyjną a naukowymi teoriami, które nieuchronnie podlegają zmianom, ale o określenie miejsca nauki w szerszej koncepcji życia. Chodzi również o pokazanie, że buddyzm jest zdolny zlikwidować rozbieżności pomiędzy realizmem (zwykły punkt widzenia, według którego zjawiska egzystują w sposób równie realny i solidny, na jaki wyglądają) a odkryciami nowoczesnej nauki, które podważają to uporczywe przywiązanie do immanentnej natury rzeczy. Dzięki temu można też wyznaczyć ramy myślenia i działania odpowiednie do naszych czasów.
Werner Heisenberg, jeden z ojców fizyki kwantowej, napisał: „Uważam, że ambicja przekraczania przeciwieństw, która zawiera syntezę zarówno racjonalnego zrozumienia jak i mistycznego doświadczenia jedności, to mythos, jest ona wyrażonym lub nie celem badań naszej epoki.7”
Książka ta przedstawia również fragmenty dwóch biografii: astrofizyka, który urodził się w buddyjskim kraju i który pragnie skonfrontować swą wiedzę naukową z tradycyjnymi źródłami filozoficznymi, oraz zachodniego naukowca, który został mnichem buddyjskim i którego osobiste doświadczenie doprowadziło do porównania tych dwóch obrazów rzeczywistości.
Trinh Xuan Thuan znajduje się pod wpływem trzech kultur: wietnamskiej, francuskiej i amerykańskiej. Urodzony w Hanoi w 1948 roku, w trakcie wojny kolonialnej, sześć lat przed porażką armii francuskiej pod Dien Bien Phu, zdobywał wykształcenie w szkołach i liceach francuskich w Sajgonie. Głęboko naznaczony przez europejską kulturę, zdecydował się w 1966 roku wyjechać do Francji, by tam studiować fizykę. Wydawało mu się, że ta dziedzina nauki może mu dać, przynajmniej częściowo, odpowiedzi na pytania o naturę świata, które sobie zadawał. Jego plany zostały jednak zniweczone. W konsekwencji słynnej przemowy wygłoszonej tego samego roku w Phnom Penh przez generała de Gaulle’a, w której zażądał natychmiastowego wycofania oddziałów amerykańskich z Azji Południowo-Wschodniej, zerwane zostały kontakty wietnamskiego rządu z Francją. Wietnamczycy stracili możliwość wyjazdu na studia do Francji. Po rocznym pobycie na politechnice w Lozannie w Szwajcarii, Thuan udał się do Stanów Zjednoczonych, kierując swe kroki do Mekki astrofizyków, jaką był wówczas Caltech (California Institut of Technology). Caltech dysponował na Mount Palomar teleskopem o pięciometrowej średnicy, był to największy wówczas teleskop na świecie. W 1967 roku kampus instytutu przenikał duch odkrywcy galaktyk, Edwina Hubble’a, który przedstawił także dowody na rozszerzanie się Wszechświata [*Słowo Wszechświat piszę dużą literą jako imię własne, gdy oznacza ono nasz Wszechświat; w pozostałych wypadkach piszę je małą literą, podobnie jak przyjęło się pisać „nasza Galaktyka” i „inne galaktyki” – przyp. tłum.]. Czas studiów Thuana przypadł więc na gorący okres w astrofizyce, był ON świadkiem odkrywania wielu nowych zjawisk. Jak sam powiedział: „Dorastałem w tak burzliwych intelektualnie czasach, że myśl o zostaniu astrofizykiem wydawała mi się coraz bardziej pociągająca.” Odtąd nie przestawał obserwować Wszechświata i stał się jednym z największych specjalistów zajmujących się teoriami powstawania galaktyk. Jest autorem wielu bardzo cenionych dzieł popularnonaukowych8, obecnie wykłada na uniwersytecie w Wirginii.
Ja sam posiadam wykształcenie naukowe, wiele lat spędziłem na badaniach w Instytucie Pasteura, w dziale genetyki komórkowej profesora Françoisa Jacoba, laureata Nagrody Nobla z medycyny. Intelektualna atmosfera tego miejsca była bardzo stymulująca. W 1967 roku wyjechałem do Indii, żeby spotkać wielkich mistrzów tybetańskich. Zostałem uczniem jednego z nich, Kandziura Rinpocze. Przez wiele następnych lat, prowadząc nadal badania naukowe, zanurzałem się podczas każdych wakacji w niezwykłej atmosferze pustelni-klasztoru tego mędrca znajdującej się w Dardżylingu. W 1972 roku, po obronie pracy doktorskiej, zdecydowałem się zamieszkać w Himalajach. Najpierw żyłem w Indiach, potem w Bhutanie i Nepalu, gdzie spędziłem dwanaście lat z moim drugim mistrzem, Dilgo Czientse Rinpocze. Wiele razy towarzyszyłem mu w jego podróżach po Tybecie pomimo tragicznej sytuacji, która panuje tam w wyniku chińskiej okupacji. Obecnie przebywam w klasztorze w Szeczen, niedaleko Katmandu.
Pierwszy raz spotkałem Thuana w 1997 roku w Andorze podczas uniwersyteckiego lata. Odbywaliśmy wtedy długie, pasjonujące dyskusje, spotykając się pośród wspaniałej scenerii pirenejskich pejzaży. Z tej właśnie przyjacielskiej wymiany poglądów, które czasem prowadziły nas do konsensusu, a czasem pokazywały różnicę zdań, narodziła się ta książka.
1 note · View note
thebigbadbrickgang · 5 years
Text
Netflix czy ebd-cda.pl
Więc to ta pora roku. Czas po raz kolejny kupić prezenty dla przyjaciół i rodziny, ponieważ świat na całym świecie świętuje to korporacyjne, komercyjne, żądne pieniędzy, świąteczne i hojne wakacje. Niektórzy z was mogą już zająć się tym wszystkim. Inni mogą być kupującymi w ostatniej chwili, jak ja i sądzą, że nawet teraz to dopiero początek sezonu zakupowego. Bez względu na to, na kogo wpadniesz, na liście będzie co najmniej kilka osób do sprawdzenia. W tym artykule podamy kilka pomysłów na prezenty dla miłośników filmów, które możesz mieć na swojej liście.
1. Filmy
Oczywiście miłośnik kina uwielbia filmy. Jednak wybór prezentów nie jest tak oczywisty, jak niektórzy z was mogą myśleć. W rzeczywistości może to być jeden z najtrudniejszych wyborów dla fanów filmu. Istnieją tutaj wszelkiego rodzaju problemy. Możesz wybrać niewłaściwy format, niewłaściwe medium, niewłaściwe wydanie. Lub możesz po prostu wybrać niewłaściwy film. Lub jeszcze bardziej możliwe, kup im film, który już posiadają (w końcu są miłośnikami kina, istnieje prawdopodobieństwo, że mają mnóstwo TON filmów, dzięki czemu jeszcze bardziej prawdopodobne jest, że kupią coś, co już mają). Dlatego właśnie zalecam trzymanie się z dala od tego wyboru, chyba że ten fanatyk filmów w twoim życiu ostatnio aktywnie sugerował jakiś film. W takim przypadku idź. Filmy są zdecydowanie dla nas miłośników filmów. Ale znowu uważaj na to, co kupujesz. A przynajmniej zachowaj paragon i nie obrażaj się, gdy ta osoba będzie musiała zwrócić Twój prezent.
Tumblr media
2. Netflix
Teraz dla tych z was, którzy chcą polubić swoje filmy, ale nie chcą męczyć się, aby upewnić się, że nie dostaniesz złej rzeczy, Netflix jest twoją odpowiedzią. Netflix pozwala temu filmowi na twojej liście dostęp do wszystkich rodzajów filmów, od starych po nowe, od domowych po zagraniczne, od niezależnych po hity i tak dalej. Świetną rzeczą jest to, że mogą wybrać filmy, które chcą oglądać, a ty po prostu płacisz za subskrypcję. Prezenty Netflix są dostępne w różnych planach i różnych długościach. Możesz dostać dla swojego miłośnika filmu tylko pakiet do przesyłania strumieniowego lub możesz wybrać pakiet, który umożliwia przesyłanie strumieniowe, a także do 1, 2 lub 3 płyt DVD na raz. Wszystkie można kupić w długościach od 1 miesiąca do 1 roku. Na przykład pakiet przesyłania strumieniowego przez 6 miesięcy kosztuje około 48 USD. Lub możesz wypuszczać 2 płyty DVD na raz przez 1 rok za około 180 USD. Bez względu na wybór, z pewnością będzie hitem dla miłośników kina w twoim życiu. Nie ma znaczenia, czy mają już subskrypcję, ponieważ prezent Netflix można po prostu dodać do już istniejącej subskrypcji, a oni otrzymają bezpłatne miesiące swojej usługi.
3. Karta Fandango
Oczywiście każdy miłośnik filmu spędza dużo czasu w teatrze. Tak więc, podobnie jak Netflix, inną opcją jest karta podarunkowa Fandango (lub karta podarunkowa z lokalnego teatru). Daje to Twojemu maniakowi filmu prezent, który będzie dawał przez cały rok, kiedy ponownie odwiedzą teatr. Za każdym razem, gdy będziesz mógł cieszyć się magią dużego ekranu na swoim koncie. Miłośnicy filmów na twojej liście z pewnością pokochają taki prezent przez te miesiące, gdy będą mogli złapać wszystkie najnowsze wydania.
4. Pamiątki filmowe
Twój typowy miłośnik filmów ma obsesję na punkcie filmów w sposób, którego prawdopodobnie nigdy nie zrozumiesz w pełni. Jako takie, oznacza to wszystko o filmach, które lubią. Zatem kolejnym dobrym prezentem dla tego miłośnika filmu na twojej liście są pamiątki po filmach. Obejmuje to plakaty filmowe, koszule, przedmioty kolekcjonerskie, przedmioty z autografem, zestawy w pudełkach, komórki filmowe i dzieła sztuki. Możesz nawet kupować skrypty / scenariusze / rekwizyty z ulubionych filmów online. Wiele sklepów internetowych sprzedających tego typu rzeczy sprawia, że ​​możliwości są nieograniczone, gdy poznasz ulubione filmy lub aktorów swojego fana, itp.
5. Książki i czasopisma związane z filmami
Jak powiedziałem wcześniej, są szanse, że miłośnik kina w twoim życiu uwielbia wszystko, co związane z filmem. Dotyczy to również książek i czasopism. Biografie ich ulubionych aktorów lub książki związane z filmem to dobre niekonwencjonalne pomysły dla miłośników kina w twoim życiu. Istnieje wiele książek przeznaczonych dla tego rodzaju ludzi. Od 1001 filmów, które musisz zobaczyć, zanim umrzesz, do 1000 filmów, które zmieniają Twoje życie, w 100 najlepszych filmów do wypożyczenia, których nigdy nie słyszałeś, do jeszcze bardziej szczegółowych książek, takich jak 101 horrorów, które musisz zobaczyć, zanim umrzesz. Wszystko to byłaby mile widziana dla miłośników kina w twoim życiu. Podobnie, miłośnik kina w twoim życiu z pewnością lubi nadążać za wszystkimi rzeczami i uzyskać wgląd w branżę, którą tak kochają. Jako takie, subskrypcje czasopism, które spełniają te typy, są również dobrym wyborem. Należą do nich druk i typy online. Chociaż powiem, że chcesz wyjść poza bardziej popularne typy tygodnika rozrywkowego, Rolling Stones itp. Zamiast tego spójrz na takie rzeczy jak „Boxoffice Magazine”, „Hollywood Reporter”, „Premiere”, „Empire” (Wielka Brytania) , „MovieMaker” lub „Filmmaker Magazine”. Podobnie, możesz również uzyskać subskrypcję szmat przemysłowych
0 notes
madaboutyoumatt · 5 years
Text
Josh
- Nie przypominaj mi o tym upale – wymruczał do jego barku, całując go w ślad, który zrobił, zanim Matt nie oderwał go od siebie. Wcale nie miał zamiaru odsuwać się, ale ten miał rację, i upał uderzył w nich od razu, kiedy opuścili hotel. Josh wykrzywił wargi przez krótką chwilę, ale nic nie było w stanie zepsuć mu humoru. Dziarsko złapał go za rękę, pocałował w wierzch dłoni, palcami drugiej przejeżdżając po obroży. Cicho zamruczał, wychylając się po buziaka, zanim nie pociągnął go w stronę transportu.
To wyjście zdecydowanie było bardziej pod niego, i przez cały czas zachowywał się jak dziecko w centrum rozrywki. Dzielnica Art Deco, fakt, ze był weekend i było coś w rodzaju festynu. Josh zamierzał tutaj jeszcze przyjść jutro, bo to był inny poziom wyczuwania klimatu Miami. Muzyka na żywo, foodtrucki, market uliczny, darmowe lekcje tańca czy rysowania, wystawa klasyków.
Oczy mu błyszczały, kiedy tylko zbliżali się do miejsca. Było za gorąco na przytulanie Małego, ale i na to przyjdzie pora. Na razie trzymał go za rękę, co jakiś czas, całując go, nie odrywając się nawet na moment.
Jednak najpierw – uliczna sztuka, która pochłonęła Josha. Zatrzymywał się przed każdą, pochłaniając ją wzrokiem. Trochę czytał o paru rzeczach, inne widział pierwszy raz na oczy. Przy niektórych gadał jak najęty, pokazując coś Małemu, kiedy indziej przyciągał go do siebie, tuląc. Robiąc zdjęcia i każąc to samo zrobić jemu. Zaczepiając parę dziewczyn, aby i one im zrobiły wspólne fotografię.
Nie miał wątpliwości, ze większość będzie się nadawała tylko i wyłącznie do pokazania rodzicom i najbliższym przyjaciołom, bo nie spodziewał się odkrycia nagle talentów fotograficznych.
 - Chryste, spójrz tylko na to – zatrzymał się przed realistyczną ręką, wokół której opleciona była szarfa. – Na początku grudnia jest organizowany Art Basel, kiedy przyjeżdżają artyści z całego świata, aby się popisać umiejętnościami. Wyobrażasz sobie ile tutaj musi być zajebistych talentów? To musiało zająć dni – podniósł głowę, po raz kolejny patrząc na grafikę. Czuł się przy tym mały, ale jednocześnie podekscytowany tym wszystkim. Nie uprawiał ulicznej sztuki, nie bawił się w graffiti, no może poza okresem buntu, kiedy parę rzeczy zbroił, ale przeważnie to nie była jego bajka.
Teraz spoglądał na to dużymi oczami, pełen szacunku i zafascynowania.
Dłonie mu praktycznie drżały z emocji, bo to było niesamowite.
Jeśli Matt zastanawiał się czemu Josh wybrał coś takiego, zamiast jednak starszych miast, bardziej historycznych budynków, zabytków i tego swoistego charakteru, to miał odpowiedź – Josh zakochał się z miejsca w kolorowym akcencie Miami.
- Głodny jestem – podbiegł do niego, przerzucając rękę przez jego barki. Tak się ekscytował wszystkim, że aż się zmęczył. Jego oczy jednak dalej błyszczały, a to był początek ich wycieczki. Czekała ich jeszcze inna dzielnica dzisiaj, a potem jakiś klub. – Ale to zjemy dalej, dobra? Chcę się przejść jeszcze dalej – wskazał na boczne uliczki, gdzie też były dzieła.
0 notes
Progresja dla laików.
Wprowadzenie
Z odłamami muzyki progresywnej jest dość dziwna sprawa. Z jednej strony istnieją artyści, który w ramach tego gatunku potrafią tworzyć melodyjne, angażujące słuchacza utwory, z drugiej zaś są twórcy tworzący tak pokrętne, przekombinowane dzieła, które spokojnie można nazwać sztuką dla sztuki. W tym artykule postaram się Ciebie, drogi czytelniku wdrożyć nieco w temat, gdyż jest na tyle szeroki, że na pewno znajdziesz w nim coś dla siebie.
Z czym to się "je" ?
Aby zrozumieć koncept stojący za słowem "progresja" w muzyce, trzeba sobie uzmysłowić ważną rzecz. Tak na dobrą sprawę termin ten jest bardzo szeroki i w praktycznie żadnym stopniu nie ogranicza wolności twórczej pod względem wykonywanego stylu i brzmienia. Jest pełno zespołów nie mających brzmieniowo nic wspólnego, a jednak będących pod sztandarem muzyki progresywnej. Pierwszym lepszym przykładem może być zestawienie Electric Light Orchestra i Periphery. Wystarczy posłuchać po ułamku jednego utworu i różnice są widoczne jak na dłoni. Zatem co w takim wypadku stoi za tym enigmatycznym słowem? Przede wszystkim "muzyka progresywna" to pojęcie głównie odnoszące się do konstrukcji utworów. Utwory progresywne są z reguły dość długie, płynnie zmieniają napięcie oraz nastrój w ich trakcie oraz z czysto technicznych rzeczy, często żonglują różną rytmiką oraz tempem. Zabiegi te sprawiają, że utwór można odbierać jako kilka pomniejszych gładko między sobą przechodzących.
Osobista legenda
Na początku wspominałem o swoistym podziale pomiędzy artystami tworzącymi melodyjne angażujące emocje utwory, momentami podchodzące pod monotonny ambient (można tu za przykład podstawić Pink Floyd'ów), a artystami tworzącymi czysto techniczną, przekombinowaną pod względem rytmiki, tempa itp. sieczkę. Jest jednak pośród tych wszystkich zespołów jeden, który moim zdaniem znalazł idealny balans pomiędzy harmonią a techniką, dzięki czemu jako jeden z nielicznych zespołów progresywnego nurtu, przebił się do szerszej świadomości i swego rodzaju popkultury. Mowa w tym miejscu o Dream Theatre. Amerykański zespół tworzący rzecz jasna progresję, a konkretnie metal progresywny. Sprawa z nimi wygląda tak, że albo się ich kocha, albo nienawidzi. Ja jestem zdecydowanie w tej pierwszej grupię i bardzo mi z tym dobrze. To oni wprowadzili mnie do tego gatunku i dzięki nim przełamałem swoje muzyczne ograniczenia. Pierwsze super długie utwory, które przesłuchałem od początku do końca, były właśnie ich autorstwa. Jeszcze kilka lat temu na propozycję przesłuchania 24 minutowego molocha, odpowiedział bym przecząco, zaś teraz sam zajmuję się tworzeniem podobnych.
Dlaczego właśnie to ?
Progresja przede wszystkim urzekła mnie swoim poziomem rozbudowania. Tym, że można po kilkanaście razy słuchać jednego utworu i za każdym odkrywać w nich coś nowego. Tym, że utwory tego nurtu można nazwać rollercoaster'em emocji(polecam w tym celu przesłuchać The Best of Times wspomnianego przed chwilą Dream Theatre). W tej muzyce można przebierać, praktycznie każdy bardziej popularny zespół w tym nurcie ma do zaoferowania odmienne doświadczenia. Doświadczenia, których doznania życzę każdej osobie, która zainteresuje się tematem i postara się w niego wdrożyć i choć próg wejścia jest dość duży, to po jego przekroczeniu zostajemy z ogromem możliwości i ogromem muzycznych połaci do eksplorowania.
0 notes
3syringe10-blog · 7 years
Text
Internetowi geniusze
Otórz zastanawiało mnie znaczenie słów, a raczej nadużycia ich znaczenia. W erze dzisiejszych intelektualistów, geniuszy, artystów oraz filozofów mam wrażenie że coś poszło nie tak i zgubiliśmy prawdziwe definicje. Przeglądając różne blogi oraz vlogi zauważyłam że coraz częściej autorzy opisują się w ten właśnie sposób pomimo przeciętnej raczej twórczości. Pomyślałam że może moja definicja artyzmu jest przestarzała, zerknęłam do Wikipedii, która mówi: “Artystą może być każdy, bez względu na stopień profesjonalizmu w uprawianiu sztuki. W zależności od rodzaju uprawianej twórczości, bez względu na to, czy jest ona wykonywana zawodowo czy nie, artysta będzie nosił nazwę związaną ze swoją specjalnością, np.: artysta plastyk, artysta muzyk”. Dla pewności sprawdziłam słownik języka polskiego PWN, który mówi że artyzm jest to “umiejętność tworzenia rzeczy pięknych bądź piękno dzieła sztuki”. Skonfudowana, acz słabo mi się robi gdy słyszę że słowem artysta określa się Salvadora Dali oraz jutubera znanego z robienia pranków typu “Możesz zrobić mi loda?” i  oni obaj stoją w tym samym rzędzie artysów. Przykre. Kolejne szczególnie fascynujące słowo to FILOZOF. Powrót do PWN. “Filozof’ to  twórca doktryny filozoficznej lub specjalista w dziedzinie filozofii”. Tak też nie wystarczy myśleć aby być Fryderykiem Nietzsche. Te wszystkie zwroty tracą swoją wartość, mówiąc komuś że jesteś artystą nie robisz żadnego wrażenia bo to przecież takie popularne,znam tylu artystów, połowa moich znajomych to artyści itd. Warto czasem uciszyć ego i z pokorą spojrzeć na osiągnięcia innych wielkich którzy poprzez sztuke wpływali na życie widzów lub słuchaczy zanim się z nimi porównamy. Sztuka oraz filozofia są ogromnymi siłami które zmienią ludzkie postrzeganie świata i wpływą na emocje, nie osłabiaiajmy tego uczucia przez wyświechtanie ważnych zwrotów.
0 notes