#bartw
Explore tagged Tumblr posts
Text
Bartwe DA-7JU System
Bartwe DA-7JU II - a
This was a small Eden planet, and I was very curious since does that mean it’s good for a colony? I do dream of multi-colonies. Not sure why.
It is a very lovely planet, though.
I’m definitely thinking of a sweet lil slice of heaven.
Trade Station
Though the shop didn’t have what I’m lookin for (to make a mech repair gun) I was able to get my own tool to make my own space station- which could be extremely beneficial.
0 notes
Photo
Batman Incorporated
Vol 2 6-9
2013
Writers: Grant Morrison
Pencils: Chris Burnham, Andres Guinaldo, Jason Masters
Inks: Chris Burnham, BIT, Jason Masters
Covers: Chris Burnham, Nathan Fairbairn
Featured Characters: Batman Incorporated (Batman, Batwing, The Knight, Nightwing, The Outsiders, Red Robin, Robin, Squire, Wingman, The Hood)
Supporting Characters: Commissioner Gordon, Harvey Bullock, Alfred Pennyworth, Leviathan, Talia al Ghul, Bat-Cow
#dc comics#batman#batman incorporated#grant morrison#chris burnham#bartwing#the knight#nightwing#the outsiders#red robin#robin#squire#wingman#the hood#Talia al Ghul
2 notes
·
View notes
Text
Go with the flow Bart W #2
A potem… Po prostu się obudziłem. Nie było żadnej dziewczyny, nie było przystanku. Nie było w zasadzie nic. Deszczowy poranek, chwilę przed dziesiątą, w moim domu na przedmieściu. Miejscu do którego wielu chciałoby uciec, by choć jedną krótką chwilę odpocząć od codzienności. Pomimo tego, że sen już minął, a ja coraz bardziej przekonywałem się o tym jak depresyjny będzie to dzień, to moje myślenie w zasadzie się nie zmieniło. Być głosem pokolenia, sprawić by cała masa ludzi rozpoczęła myślenie z tego samego punku i perspektywy co ty. Pisanie zawsze łatwo mi przychodziło i mogłem pisać o wszystkim. Wytworzenie nowej generacji beatników nie powinno zatem być problemem. Wszystko co do tej pory stworzyłem wydawało mi się tak gównianym wytworem, jak gówniany tylko być może. Kontakty ograniczone w zasadzie do minimum, opierające się na chwilę obecną tylko i wyłącznie na snapchacie, były tylko jakimś - jakby to ubrać w ładne słowa – Apapem bijącym się z heroiną o uśmierzenie bólu.
Za oknem wciąż widać było mgłę, powoli znikającą z pól w kierunku lasu. Wszystko zdawało się jakby martwe. W domu byłem sam. Rodzina wyjechała, a ja wykorzystałem ten moment, by wrócić do siebie i ostatecznie zdecydować o tym by rzucić poprzednie życie w pizdu i zacząć wszystko od nowa.
Zacząć od nowa. To łatwo powiedzieć. Te początki zawsze są najtrudniejsze w praktyce i najłatwiejsze teorii. Nie ma nic prostszego niż znaleźć gdzieś literatkę, a potem wypełniać ją raz po raz wódką albo czymś mocniejszym. W moim przypadku był to też absynt, ale nie taki sklepowy, który ma jedynie nazwę i smak. Mówię tu zdecydowanie o tej prawdziwej nalewce Witkiewicza, która powodowała prócz przyjemnego stanu upojenia, również bardziej psychiczne efekty.
Tak jak już wspomniałem, dzień od początku zapowiadał się depresyjnie. Wielu tak ma. Budzisz się i myślisz - Kurwa dlaczego tu jestem? A potem wstajesz, zakładasz kapcie na nogi, lub idziesz zupełnie boso. Możesz iść w piżamie, lub nago, lub po prostu w szlafroku, i podchodzisz bliżej okna, by sprawdzić, czy to rzeczywiście ten świat, w którym udało Ci się zasnąć, czy raczej coś nowego. Śmierć i apokalipsa. Albo sama apokalipsa, bo jednak czasem warto żyć. Warto żyć dla pewnych chwil.
Stoisz tak nago przed oknem, rozglądasz się po okolicy, po pokoju, szukając fajek. Chwilę potem przypominasz sobie, że ciężko Ci brać to świństwo do ust jeśli wcześniej nie napijesz się czarnej i najlepiej gorzkiej, jak życiowe niepowodzenia – kawy.
Ten codzienny rytuał, jaki przez sporą część dotychczasowego życia codziennie odbywałem, teraz zdawał się być jedynie pustym wspomnieniem albo nawet jakimś fragmentem, klatką snu, który jeszcze chwilę temu śniłem. Teraz moim celem było po prostu leżeć. Gapić się w sufit ciemnego pokoju, i leżeć w bezruchu, obmyślając kolejne plany na nadchodzący dzień. Może inaczej – trwający. Ten dzień już się zaczął. Przyszedł nie pytając nawet o zgodę.
Leżąc tak pośrodku wielkiego łóżka, w białej pościeli, będąc nagim przed sobą i światem. Nagim fizycznie i psychicznie, zbierałem myśli, by wykrzyczeć je sobie w twarz, ale nawet do tego brakowało mi odwagi. Skąd tą odwagę czerpać, jeśli dotychczasowe życie, choć w czasie jego trwania niewątpliwie powodujące dumę i wzwód ego, ostatecznie okazywało się marną podróbką i fałszem obleczonym w cudownie połyskujące łaszki.
I nagle w głowie zaczyna grać znajoma muzyka. Pierdolone, zajebiste Radiohead. Melodia ulotna ale tak adekwatna do mojej sytuacji, że bardziej się nie da. You are all I need
Porażka. Pięć słów, które dały mi większego kopa w dupę niż wszystkie moje byłe, poczynając od tej pierwszej, które nie była ponoć gotowa na związek. Dość powiedzie, że gotowość przyszła chwilę po tym kopniaku. Na urodziny dostałem od niej jej nowego fagasa. Nawet nie wiem jak to skomentować, jak do tego podejść. Kolejna myśl do odhaczenia.
Myślę, żę w tym kurewskim dołku nie jestem sam. Bo ile osób na co dzień ubiera uśmiech albo chociaż uśmiechopodobny grymas i idzie do ludzi. W zasadzie to nie jest tak, że uśmiecham się, a w sobie zgniatam pustkę i smutek. Ja zwyczajnie odczuwam wrażenie wyjałowienia z jakichkolwiek emocji, odczuwania tego. Są rzeczy które mnie cieszą i są to rzeczy nawet małe. Sytuacje gdy ktoś udzieli Ci pochwały. To jest sprawa z której można się cieszyć. Ale jednak… jednak te większe uczucia i emocje jakby nagle wyparowały.
I tak leżę w tym łóżku i myślę. Przed oczami przechodzą mi kolejne osoby, które kiedyś, gdzieś, w jakimś czasie spotkałem. I zastanawiam się, jak wiele z nich w środku jest już zniszczona. Jest wewnątrz martwa i tylko pozuje na szczęśliwych. Jesteś wszystkim czego potrzebuję. Ty człowieku który poznajesz moje myśli, bo nieciężko je poznać, jeśli wręcz wypluwam je w twoim kierunku, bez względu na to jak źle i ohydnie to brzmi.
To taki myślowy wylew, bo muszę gdzieś wylać te targające mną emocje. Bo idę ulicą nagi, a przynajmniej taką wizję mam w głowie. Bo chcę być prawdziwy, chcę być sobą. Nie ukrywać się za maską jakichkolwiek fałszerstw.
Ty natomiast myślisz, dlaczego on mówi to wszystko w pierwszej osobie, dlaczego nie ukryje się za kimś nieistniejącym. A no właśnie dlatego. Poza tym, wiem, że też chcesz być tą nagą osobą w tłumie. Nie kryć się za kimś. Nie stawać się kimś kim nie jesteś. Nie pozować na siłę, bo tak trzeba bo jest moda i ogólnie chuj w dupe prawdzie, bo to prawda jest dziś fałszywa i niepopularna.
W życiu każdego człowieka zdarzają się sytuacje, kiedy to nie jest od do końca świadomy sytuacji w jakiej się znalazł. Sytuacje te pomimo swej pierwotnej i mglącej oczy prostoty po kolejnym rzuceniu oka stają się zawiłymi układankami, z których wyjście może okazać się trudne bądź nawet nie wykonalne. Człowiek będąc już przekonany o istocie konkretnej sytuacji odpada z gry, zostając w miejscu lub cofając się, choć oczywiście zdarzają się również tacy, którzy wbrew wszystkiemu prą na przód za nic mając nastawienie innych i swe własne bolączki, które ich poprzednikom krzyżowały plany. Nie istnieje dla nich takie stwierdzenie jak nie mogę, nawet śmierci można uniknąć, jedynie na chwilę, lecz nawet to pozwala rozkwitnąć i pozostawić po sobie więcej niż kupa kości i trochę zmarnowanego czasu grabarzy.
Ale kurwa jak. Jak wyrzucić z pamięci setki pięknych pośladków jakie minąłem na ulicy, jakie pojawiały się w snach, bliżej mnie niż mogłem sobie wyobrażać. Jak wyrzucić z pamięci te wszystkie osoby, które tak bardzo chciałem poznać, wrzucić do mojego życia, ale okazywałem się tak marnym człowiekiem, że zwyczajnie panikowałem, chociaż miałem pełną świadomość tego, że one są takie twarde tylko z zewnątrz, bo w ich wnętrzach rozlewała się delikatność i takie same pragnienie bliskości jak we mnie. Dlaczego ani ja, ani ktokolwiek inny nie potrafił się otworzyć i choć przez chwilę przestać grać na deskach życiowego teatru. Dlaczego nie mogliśmy przenieść naszego internetowego życia do rzeczywistości i naprawdę poczuć to za czym każdy z nas tęskni. Miłości, ciepła, bliskości, wspaniałego seksu właśnie z miłości, a nie z nudów czy upojenia, zwykłej rozmowy i przytulania, albo po prostu milczenia we dwoje czy troje czy nawet dziesięcioro jeśli była by taka ochota. Dlaczego po prostu nie możemy przestać dławić się konwenansami i być ludźmi. Prawdziwymi , w pełnym wymiarze godzin bez zbędnego pierdolenia i życia na lewym rachunku.
0 notes
Text
[grant proposal] notes
TIMELINE
1 YEAR PROJECT
RESEARCH
Postcolonial theorist:
Edward said
PREPRODUCTION - COMMUNICATION - PARTNERS - INSTITUTIONS / | | INDIVIDUALS
PHYSICAL MATERIAL BUREAUCRACY
Partners:
Galeria Sledzinskich
Miasto Bialysok
Galeria Arsenal
Uniwersytet w bialymstoku
Lecture speaker
Schools
Hotels?
theater
ARTWORK CONTRACT
ORDERING PROVIDING
DATE
PROJECT
ACTIVITY
DATE/PERIOD OF TIME EXHIBITION
FEE/ BARTWE COLLABORATION(NONPAID)
BANK TRANSFER
GDPR
SIGNATURE
3. PRODUCTION - PROCESS BEFORE PUBLIC PRESENTATION
Meetings with curators and artists
If possible bring them here if not have works send
4. PUBLIC PRESENTATION
Pop-up exhibitions in urban space of Bialystok
Workshops with high school students
Open lecture/conference
5.POST-PRODUCTION-DOCUMENTATION, FINANCIAL REVIEW
FINAL REFLECTION ON PROJECT
PROCESS
DATA
VISITOR
MEDIA COVERAGE
ACCESSIBILITY
WEBSITE LIKED BY GRANT COMMITEES, BECAUSE OF CONTINUITY OFEVENT
FINANCIAL REPORT
NO OF TITEM
NAME OF ITEM
WHERE YOU GOT IT
COST
CARD/CASH
DATE
MEDIA REPORT *OPTIONAL (POSTERS…)
0 notes
Video
vimeo
INTERLOOP Meaning Lies Inter/views /Loves from Paul Jacques Yves GUILBERT on Vimeo.
A single channel (1080p) HYPER-T/A/V proposal. 12mn50s. 2018.
“It's a virtual interview with augmented scribbles, it's totally “meta”, it deals with meaning, tropical house, slow mix, pop and red carpets.”
more infos on is.gd/INTERLOOP
Credits:
3D MODELAGES
Hannah Montana Wig by zzz03246 (uploaded 01/28/2014 on 3dwarehouse.sketchup.com)
Justin Bieber's Severed Head by CalmTom (uploaded 12/10/2013 on thingiverse.com)
Bieber by Ilove3D2 (uploaded 11/27/2012 on turbosquid.com)
Miley on a base by BartW (uploaded 12/10/2013 on thingiverse.com)
Eva at mexico df by Enric Sant Marcus (123dapp.com)
SOUND FOOTAGES
What Do you Mean? by Justin Bieber (07/28/2015), Def Jam.
Wrecking Ball by Miley Cyrus (08/25/2013), RCA.
George Cukor speaking at UCLA 4/9/1971, UCLA Communications Studies Department. Digitized 2013.
(uploaded on freesound.org) neon by randomroutine (10/25/2006) cloth waving by nextmaking (12/19/2009) Clock Tick by Zermonth (05/16/2011) neontube by sepal (06/14/2011) 16mm_projector by al_sub (07/23/2011) Kill Switch (Large Breaker Switch) by Alvinwhatup2 (10/18/2011) light_bulb_switch_on2_44_16 by Suz_Soundcreations (03/11/2013) mhak Kick 61 E by triangelx (05/23/2013) Mouse Clicks by joebro10 (02/17/2014) Cinema-Projector by Dr. Macak (11/04/2014) Marker2 by Deathbygeko (05/05/2015) Cloth Flapping On A Clothesline Gently by leonelmail (12/09/2015) Cloth Flapping On A Clothesline Thickly by leonelmail (12/09/2015) fluorescent lamp flickering by arseniiv (02/12/2017) marker_open_and_close by MrFossy (09/30/2017) Breaker-1 by Deathscyp (10/08/2017) Film Projector - Long Run with Finish by Stefan021 (11/29/2017)
VIDEO FOOTAGES
The Philadelphia Story by George Cukor (12/26/1940), MGM.
justin-bieber-meaning-of-life-speech-new-jersey-concert by @hannespurpose (uploaded 07/16/2016 on twitter.com)
(uploaded on youtube.com) Over Board Miley Cyrus and Justin Bieber Madison Square Garden(MSG) 8/31/10 by NIckiiii459 (09/01/2010) Justin Bieber and Miley Cyrus @ Madison Square Garden by drasticFantastic1 (08/31/2010) Clip of Miley singing Overboard Justin Bieber Concert 8/31/10 by Rachel Finkelstein (08/31/2010) Miley Cyrus And Justin Bieber Peforming At MSG In NYC by 5Meleya5 (08/31/2010) Overboard- Miley Cyrus & Justin Bieber- MSG 8/31/10 by mileyyyamazing (08/31/2010) Overboard (live)- Justin Bieber & Miley Cyrus by eastcoastbabygurll (08/31/2010) MSG concert- justin bieber and MILEY CYRUS- OVERBOARD by petunia690 (09/01/2010) Overboard - Miley Cyrus and Justin Bieber. 8-31-10 by bigfootgurl (09/01/2010) OVERBOARD - JUSTIN BIEBER WITH MILEY CYRUS!!! - JUSTIN BIEBER CONCERT - MSG - 8.31.10 by meliissaax0x (09/01/2010) Miley Cyrus and Justin Bieber - OverBoard FRONT ROW by MileyyCyrusIsMyIdol (09/01/2010) Overboard- Justin Bieber & Miley Cyrus Madison Square Garden Concert 8/31/10 (My World Tour) by jlpluvsu96 (09/01/2010) Overboard-Justin Bieber Ft Miley Cyrus by BieberNR (09/01/2010) Justin Bieber Madison Square Garden by justsayingtv (09/01/2010) Justin Bieber Concert August 31 2010 Miley Cyrus Overboard by JonasBieberL0ve (09/01/2010) Overboard Justin Bieber and Miley Cyrus Live on (MSG) 03 by Johnny Inacio (09/01/2010) Miley Cyrus & Justin Bieber singing OverBoard at MSG by amandadebessx0x (09/01/2010) Justin Bieber with Miley Cyrus LIVE at MSG 8/31/10 -- Overboard by biebsgrl94 (09/01/2010) justin bieber - overboard with miley cyrus LIVE @ MSG by daniella nogina (09/01/2010) Miley Cyrus & Justin Bieber Overboard My World Tour 8.31.10 MSG by Alyssia Douglas (09/01/2010) Overboard - Justin Bieber & Miley Cyrus - August 31st 2010 by itsallaboutbieber96 (09/01/2010) Justin Bieber and Miley Cyrus- Overboard MSG by amandaluvsbieber (09/01/2010) Overboard - Justin Bieber MSG 8/31 by stinababyx3 (09/02/2010) Justin Bieber concert in NYC-MSG- / Miley&Justin OVERBOARD! by alelushy (09/02/2010) Miley Cyrus- Overboard at MSG 2010 by jb2ski33 (09/02/2010) And more...
Performance footage captured at ENSPC, Cergy (FR), (01/29/2018).
0 notes
Text
Go with the flow #1 Bart W
Leżałem na łóżku. W głośnikach grała na przemian Nirvana i The Stone Roses. Na dworze był niemiłosierny skwar. W mieszkaniu jakie zajmowałem w tej obskurnej, pamiętnej kamienicy pod numerem 21, było mimo wszystko dość chłodno. Z sufitu zwisał koślawy żyrandol wiatrak. Ze ściany spoglądał na mnie Krzyk. Nazywajmy go w taki sposób jak nazywają go wszyscy. Nie mam pojęcia kim jest postać którą uwiecznił Munch.
Od kilku dni byłem sam. Leżałem na wielkim łóżku, co raz odpalając kolejnego papierosa. Wokół mnie piętrzyły się puszki po piwie, opakowania papierosów i świerszczyki. Miałem ambitny plan, by załatwić sobie szybkie bzykanko, ale to wszystko jednak było tylko pustym pragnieniem wiecznego-kurwa-onanisty. Potrzebą nieistotną. Prawdziwe zapotrzebowanie miałem na coś innego.
Od zawsze chciałem być znany. Znany, ale nie przez danie dupy bandzie murzynów, jak zrobiły to dwie babki. Chciałem nieśmiertelności jako twórca. Cholera to tak boli, gdy zdasz sobie sprawę, jak wiele pragniesz i jak niewiele musisz zrobić by to osiągnąć. Czymże jest podnieść swój kościsty tyłek z łóżka, usiąść do biurka i pozwolić słowom by płynęły przez ciebie. To chyba nie takie trudne.
Usiadałem do klawiatury po raz kolejny. Wszystkie wypociny jakie do tej pory ze mnie wyciekły, uznawałem z całym szacunkiem do siebie i czytelników jako rzadkie gówno. Historie wyssane z palca, pełne kosmicznego seksu, ćpania i innych spraw których nigdy nie przeżyłem, choć tak zajebiście chciałem. Owszem zdarzały się epizody, że mogłem poczuć się jak Bukowski. Ale w tym całym życiowym zgiełku widać było, że wszystko to, to całe płynięcie z prądem było wymuszone. Mimo wszystko usiadłem po raz kolejny, bo wiedziałem, że chyba tym razem mi się uda. Chciałem opisać to co przeżyłem. Swoje własne wspomnienia, sytuacje w których brałem udział. Bo wiedziałem, że ta kwestia, może zmienić dużo. Wiedziałem, że jeśli zrobię to dobrze, to cały splendor z tym związany wyrzuci mnie z prędkością światła, w odmęty płynnej, kosmicznej kontemplacji. W świat tanich przyjemności i drogich decyzji. Drogich, a jednak pożądanych.
Czasem, by wydarzyło się coś konkretnego wystarczą trzy dni. Nie inaczej było i w tym przypadku. Mam jakieś szczęście do sytuacji, które zmieniają się w tak dynamiczny sposób.
Nie jestem taki jak inni ludzie w moim wieku. Pokolenie przełomu WTF (Dla mnie Ci ludzie to dokładnie definicja WTF, bo nie mam kurwa pojęcia co z nimi jest). Banda rozwydrzonych dzieciaków z mefedronem i resztą tego chemicznego syfu w krwioobiegu. Jak ja mam się czuć, gdy praktycznie codziennie kręcę się wokół tej orbity. Outsider bo jaram zielsko i nie pakuje w nos. Czasami zastanawiam się dlaczego nie działam jak wszyscy. Parę razy miałem okazję puknąć laskę, która wcześniej ostro dawała z różnymi specyfikami. Euforia jaka ją ogarniała tylko wzmacniałaby orgazmy jakie przez jej ciało przepływałyby na mnie. Mógłbym je liczyć jeden za drugim, aż do chwili gdy kończyły mi się palce, które mogłem obdarować kolejnymi chwilami ekstazy. Mógłbym gdybym wtedy tylko podjął decyzję odrzucając możliwość późniejszego porzygu w razie spojrzenia po wszystkim w lustro.
Zabawne, z jaką łatwością przychodzą mi wspomnienia, będące zarówno trofeami jak i powodami do załamania. Załamania wynikającego z tracenia tych szans, na dłuższe związki. Jestem młody, czy chciałbym cofnąć czas, wycofać się z pewnych wydarzeń? Sam siebie o to pytam i tak naprawdę nie wiem. To kim jestem, to właśnie wypadkowa każdego zdarzenia w jakim brałem udział. To nawet nieco budujące. Ale i przerażające.
Spisanie tych kilku zdań sprawiło, że poczułem się dobrze. Spisywałem prawdziwe przemyślenia i własne doświadczenia. Taka forma pisania była chyba najczystszą z możliwych. To mi się podobało. Dawało podnietę. Głupią podnietę. Ta chęć płynięcia z prądem sprawiła, że w moich żyłach płynąć zaczął jakiś nieznany nikomu hormon. Ta euforia i pobudzenie jakie wywołało wspomnienie kilku odważnych sytuacji, było chyba lepsze niż prochy które setki tysięcy łykają setkami ton każdego dnia. Zabawne, jak niewiele trzeba by osiągnąć stan katharsis. Rozliczenie się z przeszłością w tej formie jaką tutaj przyjąłem, będzie chyba jedną z najlepszych rzeczy do jakich jednak, mimo wszystko udało się przysiąść. Mieszanka wybuchowa. Połączenie rzeczywistości i tego co jest jedynie wspomnieniem albo pragnieniem. Mgnieniem oka, wobec istnienia nieskończonego wszechświata. Materii i czasu poza jakimkolwiek wyobrażeniem.
Spisywanie pierdół, choć być może na pewien sposób kształcących ducha innych, zawsze przychodziło mi dużo łatwiej niż spisywanie spraw istotnych, obarczonych deadlinem. To dużo wygodniejsza forma przelewania myśli. Mogę pisać co chcę i wkładać swoje myśli i słowa w głowy i usta bohaterów.
Wstałem rano. Jan Kowalski, z nazwiskiem tak szarym i często spotykanym, że w zasadzie niezauważalnym, gdyby spojrzeć z boku. W życiu zawsze miałem tendencję do robienia rzeczy, a dopiero w następnej kolejności myśleniu na temat tego czy postępuję prawidłowo. Dwa tygodnie temu, jeśli by liczyć od dzisiaj poznałem dziewczynę. Wiadomo, taka cukierkowa z zewnątrz, a w środku smutna i wiecznie napalona, marząca tylko o porządnym pieprzeniu. Dużo dzisiaj takich. Ciężko w to uwierzyć? To popatrzcie na ich blogi spod jakiejkolwiek popularnej egidy. Każda z tych panienek, pod płaszczykiem cnotliwości i czystości myśli, w rzeczywistości jest tak perwersyjnie nastawiona do świata, że na samą myśl człowiek dostaje chcicy. No może przesadzam, nie każda ale spora ilość. Pruderia na każdym kroku, no kurwa.
Pierwotnie patrząc w jej oczy nie sądziłem, że coś popchnie mnie do tego, by wywrócić zarówno swój czysty jak i jej zaćpany świat. A jednak stało się. Patrzyłem jak stacza się na dno i kurwa naprawdę nie wiedziałem co robić. 3 dni. 78 godzin. 4680 minut. I w chuj więcej sekund niż chce mi się wymówić czy napisać. Wybaczcie, że tak klnę. To już chyba siedzi za głęboko we mnie. Zamiast używać przecinka, rzucam łaciną i nikogo nie powinno to dziwić, bo ja tak mówię i tak jest, choć wcale nie musi.
Sytuacja od początku wydawała się abstrakcyjna. Budząc się rano wlepiłem oczy w sufit. Cholera, znowu zaspałem. Po omacku, z jeszcze sklejonymi oczami, zacząłem szukać fajek na szafce. Ostatni fajek i rzucam palenie. Powtarzałem to sobie każdego dnia rano, a zaraz potem leciałem do sklepu po kolejną fajkę i kubek czarnej kawy z automatu. Tym razem nie było na to czasu. Narzuciłem na siebie zmięty t-shirt, który wydawał się być tym najczystszym z całej leżącej sterty. Szybkie pranie z pomocą dezodorantu. I byłem gotowy do wyjścia, jeszcze tylko umyć zębiska. Nienawidzę rozmawiać z ludźmi, którym wali z ryja jak by właśnie skończyli robić rimming.
Droga na przystanek, z którego zazwyczaj jeździłem na uczelnię, różami usłana nie była. Rozpadające się kamienice, syf widoczny nawet przez zaciśnięte powieki. Typki w bramach, niekiedy podgrzewający towar na łyżkach. To wszystko tworzyło obraz jakiś dziwnie chaotyczny, a jednak przyciągający. Specyficzna woń unosząca się nad dzielnicą sprawiała, że miejsca tego nie sposób było pomylić z jakimkolwiek innym.
0 notes
Text
Zielona Gęś - Scenariusz
Zielona Gęś – B.W. scenariusz / lista dialogowa
Scena I – Karol i Kama w łóżku
(Oboje nadzy od pasa w górę, Od pasa w dół pod kołdrą)
[Karol, stara się odpalić papierosa, ale zapalniczka nie chce działać.]
Karol: Pieprzona zapalniczka. Tak samo gówniana jak Ci pierdoleni artyści za dychę.
Kama: O co Ci znowu chodzi. Przynajmniej w łóżku mógłbyś się mniej wściekać.
Karol: Wybacz ale to nie daje mi spokoju.
Kama: To? To znaczy co? [Chwila milczenia]
Karol: Inspiracja a w zasadzie jej brak. [chwila przerwy] Cholera (ponownie próbując odpalić fajka)
Karol: Chodzi o to, że nie widzę nic co mogło by mnie zainspirować. Co stało by się pożywką dla mojej twórczości. Nie znasz tego uczucia.
Kama: Oj nie przesadzaj. Seks jest chyba dość inspirującą sprawą.
Karol: Owszem, ale sama wiesz jak jest.
Kama: Nie wiem czy wiem. Powiedz, podobam Ci się?
Karol: Jasne, że mi się podobasz. Ale seks jest dla mnie zbyt metaforyczny. Tu nie chodzi o pisanie o pożądaniu, o fajnym seksie babkach alkoholu i zbyt szybkich epizodach w życiu. Kama: Więc o co chodzi?
Karol: Sama wiesz… O naturalność. Chcę pisać o rzeczach wzniosłych, wspaniałych. O wojnie i pokoju. Ale nie znam tego uczucia. Nie rozumiem strachu tamtych chwil.
Kama: To jak mogę Ci pomóc? (Tuląc się do piersi Karola)
Karol: Nie mam pojęcia, zainspiruj mnie jakoś.
Kama: Hmm (wchodzi pod kołdrę w celu wiadomym)
[W tym momencie ujęcie Karola, od piersi w górę. Nie widać kołdry ani tego co tam się dzieje. Wreszcie odpala papierosa. Na twarzy rysuje się błogi nastrój, czego efekt jest wzmocniony przez wypuszczenie dymu w ust]
Scena II
Karol wychodzi z mieszkania/bloku/domu Kamy
Monolog w głowie Scena przedstawia idącego Karola, w różnych momentach tj na parkingu dachu centrum handlowego, na bulwarach, na moście, na stacji kolejowej, w pubie, w tramwaju, idącego ulicą, przez park (na koniec) itp. itd. W tle mogą rozgrywać się różne inne sceny np. bicie jednego człowieka przez innych (sceny statyczne – metafora bicia się z własnymi myślami) etc.
Kama… Fajna z niej dziewczyna. Dobrze, że mam z nią taki układ. Piękne ciało – cycki, dupcia. Coś niesamowitego. Aż dziwne, że sama to zaproponowała. Bądźmy kochankami. Zabawne… ostatnia dziewczyna jaką miałem okrutnie mnie potraktowała. Byłem załamany i w sumie myślałem, że do końca życia zostanę onanistą, a tu taki szok. Cholernie mi się podoba, ale jednak sam seks to nie wszystko. Jasne jest bardzo inspirujący i wypełnia mnie emocjami, które rzeczywiście mogłyby być paliwem dla twórczości.
To coś zupełnie nieprawdopodobnego, że tak nienawidząc realiów dzisiejszego świata, sam się w nim obracam i korzystam z całą mocą z tego co on oferuje. Daleko mi do pruderii. Kiedyś było zupełnie inaczej, ale ten luźny związek z Kamą. Zależność w pełni i jedynie seksualna… to coś co sprawia, że odczuwam pewnego rodzaju dysonans. Z jednej strony potępiam i nienawidzę czasów obecnych, a z drugiej nie chcę od nich uciec, bo boję się… No właśnie, czego się boję. Chyba tylko tego, że znowu pozostanie mi jazda na ręcznym.
Ale tak… strasznie irytuje mnie to co dzisiaj się dzieje. Artystów, twórców jest od groma. Każdy z nich inny. Każdy chce imponować, zdobyć sławę, być kimś, tak naprawdę nie pracując nad tym upragnionym sukcesem dość ciężko. W żyłach buzuje zamiast erytrocytów cała tablica mendelejewa.
W internecie pseudo artyści starają się za wszelką cenę epatować swoją siłą oddziaływania. Zarzucać nas, ludzi całą masą gówna. Dlaczego chcę należeć do tego syfu? Syfum gdzie by dowiedzieć się co siedzi w głowie dziewczyny musisz wejść na jej tumblra. A tam spotykasz ostry seks, narkotyki i całą masę innych spraw, o których żadna powierzchowna cnotka nawet nie wspomni. Gdzie podziali się Ci wszyscy artyści, których wciąż obrażano. Których wyśmiewano. Których wyzywano. Gdzie te czasy kiedy śmiano się ze mnie, bo interesowało mnie coś innego niż piłka na blokowisku. Dziś wszystko jest jakieś dziwne, dziewczyny opakowane do granic możliwości w ciuszki, podkreślające ich oczywiste walory. Sytuacje gdy nie wiesz, czy laska nie ma przypadkiem prokuratora w plecaku bo wygląda dojrzalej niż mogłoby się wydawać. To straszne, że proces tworzenia, to intrygujące zjawisko, epatujące do pewnego czasu nawet tajemnicą, stało się rzeczą normalną. Dlaczego całe życie stało się performensem, w sytuacji gdy jedyne czego tak naprawdę potrzebujemy jest święty spokój i czerpanie z tego spokoju radości. Dlaczego chcąc być pisarzem, być artystą, być twórcą, musze dołączyć do tego zakonu wzajemnej adoracji, gdzie wchodzi się w szczegóły tak intymne jak seks w domowym zaciszu, ale nie taki zwyczajny, a raczej ten z grupy spraw prywatnych pełną gębą, skropiony odrobiną miłości i wzajemnego zaufania o jakim chyba każdy z nas marzy, lub marzył niegdyś. Kurwa to takie niesprawiedliwe, jak to wyjaśnić. Co zrobić. Gdzie szukać inspiracji. Jak doprowadzić do tego, by być kimś ale jednocześnie być ponad bagnem w którym taplamy się z uwielbieniem, w zasadzie każdego dnia. Co zrobić by jednak osiągnąć coś, co stanowić będzie pomnik dla potomnych. Jak odnaleźć to coś, co pomoże wejść na szczyt i zapisać się kartach historii. Cała frustracja wypełniająca ciała pobudzonych młodych ludzi. Kurwa… sam jestem młody ale jakoś inaczej na to patrzę. Czy zazdroszczę tych łez na policzkach, albo makijażu rozmazanego na twarzy dziewczyn, szczęśliwych tylko na pokaz? Czy zazdroszczę wymuskanym ananasom tych ich nabrzmiałych kutasów wślizgujących się raz za razem, w te piękne ciała smutnych dziewczyn? Nie kurwa nie zazdroszczę. Pogardzam tym całym eroblichtrem. Gdzie być to znaczy ćpać. I ćpa się tu wszystko, prochy, seks, powietrze, wodę, myśli, słowa. Spija się to jak nektar, zraszając wszystko wódką albo whisky. I to chyba właśnie idealny wstęp do krótkiej opowieści, którą być może kiedyś napiszę, kto wie? To wszystko mnie frustruje. Bo chciałbym kochać, ale ciężko kochać coś co jest martwe. Bo ten świat jest martwy. I choć jestem szczęśliwy, to jednocześnie jestem wściekły, naburmuszony i z chęcią zniszczyłbym ten porządek. Nie tyle co jebał system jak to kiedyś było, a raczej zrestartował go. Bo na miłość boską, co może być piękniejszego niż ideologiczne ćpanie życia i wykorzystywanie tego życiowego haju do tworzenia. Kurwa to wszystko jest takie zagmatwanie. Sam w sobie się miotam i mam ten problem, że nie jestem w stanie określić kim tak naprawdę jestem, a tego określenia tak bardzo teraz potrzebuję.
Scena III
Karol idzie przez park Kasprowicza, w pobliżu tego nagromadzenia kaczek, chce je karmić i chwilę je karmi. Zaczyna koło niego kręcić się jakiś facet, wyglądający nieco dziwacznie być może nawet staromodnie jak na dzisiejsze czasy. Prosi Karola o ogień (Karol odpalił chwilę wcześniej papierosa).
Z początku facet jest ignorowany jednak zaczyna mówić o dzisiejszych czasach w podobnym tonie co Karol. Nawiązuje się rozmowa. Pierwotnie facetem miał być Gałczyński (z 1948 roku bo o Ironio mieszkał w Szczecinie), ale w sumie cykam się oskarżenia o bezprawne wykorzystanie wizerunku. Roboczo nazywać się będzie zatem Konrad Duch – Konrad od Mickiewicza i Duch bo w sumie umarły
[Karol karmi kaczki, podchodzi duch poety/ artysty jak zwał tak zwał]
Duch: Przepraszam, ma pan może zapalniczkę?
Duch: Przepraszam bardzo ma Pan może zapalniczkę? (tym razem mówi to wyraźniej i nieco głośniej)
Karol: A no mam, proszę bardzo.
(Duch bierze zapalniczkę od Karola i zaczyna się nią bawić na co karol nie zwraca uwagi tylko wciąż karmi kaczki, w zębach trzymając papierosa).
Duch: Nie sądzi pan, że dzisiejsi twórcy trochę ugrzęzli w tym całym bagnie jakim jest twórczość.
Karol: Hmm… Dziwne, że o tym wspominasz. Jest tak… niestety (chwila ciszy) Sam nie wiem jak tworzyć ale moje bagno jest trochę inne (zaciąga się papierosem).
Duch: Jakie to bagno? Mi szczęśliwie już udało się z niego wydostać. Karol: Tak? Jakim cudem?
Duch: A no najprostszym. Zwyczajnie sobie umarłem.
Karol: A no tak umarł Gustaw narodził się Konrad. Kiedy to było?
Duch: A który to już mamy rok?
Karol: 2017
Duch: No to będą 64 lata, jak to mówiąc po waszemu gryzę piach.
Karol: Po waszemu? Przecież też chyba jesteś Polakiem, więc lepiej brzmiałoby po naszemu.
Duch: Może i tak, ale wy dzisiaj różnicie się od nas wtedy. Rozumie Pan o co mi chodzi?
Karol: No właśnie kurwa nie bardzo.
Duch: Jak by to Panu jasno nakreślić…. (chwila ciszy)
Karol: No czekam czekam (odpalając drugiego papierosa)
Duch: Przejdźmy się. Chodząc jakoś lepiej zbieram myśli.
Karol: no niech będzie
(idą w kierunku jasnych błoni)
Duch: Otóż widzi Pan. Trochę się od nas różnicie. Są to w zasadzie dość proste różnice.
Karol: Proste to znaczy jakie?
Duch: No cóż, najważniejszą kwestią jest to, że wy pretendujecie do miana artysty - na siłę. Chcecie pokazać jacy to z was twórcy jak pięknie potraficie tworzyć, jak obrazoburczy jest wasz obraz. To śmieszne. Nie jest tak?
Karol: Ciężko zaprzeczyć, ale przecież to jest istotne. By ludzie nas zauważyli. Duch: Zdawało mi się, że wcześniej myślał Pan nieco inaczej.
Karol: A skąd niby wiesz co myślałem.
Duch: Skąd wiem, skąd wiem. Jak Pan może się domyślić umarli wiedzą nieco więcej o życiu i pewnych procesach myślowych jakie macie w głowie wy, ciągle żyjący.
Karol: Więcej?
Duch: A no więcej. Bo widzi Pan, to że tu jestem to tylko pewien sposób by coś Panu uzmysłowić. Pan potrzebuje określić kim jest. A ja tu jestem po to tylko, by prośbę Pana spełnić. Bo widzi Pan, ja też kiedyś myślałem podobnie jak Pan i dopiero później zobaczyłem, że być twórcą to znaczy przede wszystkim być sobą i nie robić nic na siłę. Kierować się bardziej tym (wskazując na serce) niż tym (wskazując na głowę).
Karol: Ale przecież ja jestem sobą. Duch: Jest Pan tego pewien? Czy może się to tylko panu wydaje? Dlaczego każdy z panu podobnych jest taki sam. Dlaczego każdy musi być rozwydrzony, dlaczego wszyscy palicie, pijecie, pieprzycie się by zapomnieć i żyjecie, nie myśląc tak naprawdę o tym co ważne. By być najzwyczajniej w świecie sobą?
Karol: A bo ja wiem, (chwila zadumy) nigdy tak o tym nie myślałem. W zasadzie strasznie mnie to wkurwia.
Duch: No widzi Pan sam. Zaczyna Pan powoli rozumieć.
Karol: Znakomicie Ci wychodzi opieprzanie mnie w taki sposób bym za bardzo urażony się nie poczuł. Cholera co robić… Duch: Czy ja mówię niewyraźnie? Zastanów się Pan kim jesteś naprawdę i nie pozuj Pan na pseudo artystę, który tak naprawdę jest kopistą innych.
Karol: A co z przyjemnościami?
Duch: Co z nimi? Zna Pan kogoś kto sobie ich odmawiał? Seks, używki to domena nas twórców, żyjących prawem artysty. No ale widzi Pan, to nie powinno być determinujące, chyba, że pozuje Pan na jakiegoś Bukowskiego. Swoją drogą straszny z niego kutas. (chwila ciszy) Oj przepraszam, powinienem zważać na słowa.
Karol: No fakt Bukowski kutas, ale był sobą.
Duch: Doprawdy nie ma w Panu wrażliwości. Nie potrafi Pan pisać przyziemnie o tym co Pana otacza, nie potrafi Pan tworzyć rzeczy zwyczajnych a jednak ujmujących swoją prostotą?
Karol: Chyba potrafię, ale już dawno tego nie robiłem.
Duch: No właśnie z kim Pan przystajesz takim się stajesz. Bądź Pan sobą, a wszystko co Pan stworzysz będzie dość przyjemne dla oka i warte zapamiętania. Ludzie lubią słuchać o sobie i obserwować siebie. Mniej narzekania a więcej pisania.
Karol: W zasadzie ma Pan rację. A tak w zasadzie pali Pan tego fajka?
Duch: Jakiego fajka?
Karol: No wziął Pan ode mnie zapalniczkę.
Duch: No fakt, wziąłem.
Karol: No więc.
Duch: Czy Pan jest normalny? Sądzi Pan że tacy jak ja palą papierosy? Nawet w zębach bym go nie utrzymał. Zapalniczka leży tam przy kaczkach, a Panu się tylko zdaje że mi ją podał.
Karol: Jak to zdaje?
Duch: No normalnie. Znaczy może nie zdaje. Ja Panu pozwalam by panu się zdawało. Powiedzmy, że to taka poetycka opowieść wigilijna, gdzie pojawiam się ja i daję Panu radę co ma pan robić, by płodzić prawdziwie ujmujące dzieła.
Karol: Mam wrażenie, że to ukryta kamera, a ty robisz mnie w konia. Dziwak jesteś.
Duch: A nawet jeśli to co? Miałem dać kilka rad, ale jedna chyba wystarczy. Bądź Pan sobą i przestań Pan się kreować na kogoś kim Pan nie jest. Czuj Pan sercem a nie mózgiem i twórz, to może kiedyś się spotkamy tam na górze.
Karol: Może ma Pan rację. Trafić na szczyt.
Duch: No jasne, że mam. A teraz uciekam.
Karol: No cóż, w takim razie do zobaczenia.
Duch: Do zobaczenia. (Duch stoi w miejscu, natomiast Karol odchodzi w stronę Urzędu. Ujęcie na ducha, po czym wychodzi on z kadru. Karol jeszcze się odwraca jak by chciał o coś zapytać. Jednak nie widzi on już wtedy nikogo. Wzrusza ramionami, po czym odchodzi. Kamera śledzi jego kroki, powoli ekran się zaciemnia. W tle słychać słowa krótkiego wiersza, a potem leci jazz albo chuj wie co innego.)
Scena IV
Występują 3 postacie. Akcja dzieje się w „Pralni” zielony pokój. Rozmowa między Karolem, Michałem a Krzychem. Każdy z nich pretenduje do miana artysty. Wrażliwe dusze. Każdy z nich lubi literaturę, poezję, ambitny film i sztukę. Siedząc przy piwku dyskutują o książkach etc).
Generalnie tutaj będzie scena improwizowana. Dostaną po prostu temat do obgadania i trochę podyskutują o nim. Ogólnie gadka szmatka itp. itd. Będzie to bardziej naturalne. Potem się ewentualnie potnie.
Karol skończy pić piwo. Pożegna się z nimi, mówiąc do zobaczenia i odejdzie. Pojdzie z powrotem do Kamy.
Scena V
Karol pojawia się u Kamy. Już od progu zaczyna jej mówić, jak przytłacza go obcowanie z ludźmi mniej inteligentnymi od niego. Ludźmi którzy nie pojmują wielu kwestii w sposób chociażby zbliżony do tego w jaki on go pojmuje. Opowiada on o spotkaniu z Duchem.
Kama jest w tym czasie zajęta swoją koleżanką (scena lesbijska). Obie w bieliźnie (lub jak chcą xD)
Karol: Spotkałem się dzisiaj z facetem. Naświetlił mi kilka rzeczy.
Kama: To znaczy?
Karol: By być sobą i kierować się sercem. Nie mogę już pretendować do miana artysty i pokazywać wciąż że nim jestem, a raczej po prostu nim być, tworzyć.
Kama: Czyli znalazłeś inspirację?
Karol: Owszem, znalazłem. Będę tworzył jak dawniej, prosto z serca a nie pod publikę. Publiczność zdobędę mimochodem.
Kama: Mimochodem?
Karol: No tak. Zrobić coś, co da mi rozgłos i sprawi, że wszystko co do tej pory stworzyłem, ze stanu hermetycznego, przejdzie w bardziej intrygujący a może i przerażający stan.
Kama: Co chcesz zrobić?
Karol: Jeszcze nie wiem.
Dziewczyna: Jest takie stare powiedzenie…
Kama: Jakie?
Dziewczyna: Co musisz zrobić, żeby zwrócić na siebie uwagę otoczenia, zabić kogoś?
Karol: To działa?
Dziewczyna: Nie mam pojęcia. Nigdy nikogo nie zabiłam.
Karol: A chciałabyś?
Dziewczyna: To zależy. Nie wiem czy miałabym siły by zebrać w sobie całą nienawiść i zabić. Ale chyba bym się bała.
Karol: W sumie racja. Szanowne Panie, mam coś dla was (wyjmuje strunówkę z kieszeni)
Kama: Pychotka, spróbujemy (stuka się w nos)
Po czym bierze strunówkę od Karola i robi ścieżkę na pośladku Dziewczyny.
W tym czasie Karol zdejmuje koszulkę staje naprzeciw dziewczyn, bierze trochę towaru na palec i wciera w dziąsło. Wszyscy kładą się do łóżka, Karol po środku, dziewczyny po bokach, w jego ramionach. Coś tam mogą poświrować.
Karol: Zrobimy to dziś w nocy. Pomożecie mi.
Dziewczyna: Co zrobimy?
Karol: Zwrócimy na siebie uwagę otoczenia.
Wszyscy zaczynają się całować.
Scena VI
Karol, Kama i Dziewczyna, udają się nocą do mieszkania Michała i Krzycha. Karol jest na tyle przebiegły, że zajmuje miejsce czujki. To dziewczyny dokonają tego makabrycznego ataku.
Obie wchodzą, do pokoju chłopaków, po czym siadają na nich jakby w celu zabawienia się. Panowie nie śpią, ale ochoczo zaczynają się zabawiać z dziewczynami, dotykają ich ud, pośladków itp. itd. Do niczego nie dochodzi. Dziewczyny tylko ich kuszą. Zawiązują oczy, co najwyraźniej nie przeszkadza niedoszłym kochankom. W tym czasie, na korytarzu Karol zaczyna pisać swój wiersz. W pewnym momencie wchodzi do środka i odczytuje ten fragment. Pierwszą zwrotkę. Pytając na zakończenie czy się podoba.
W tej też chwili, dziewczyny zatapiają noże w ciałach Michała i Krzycha. Oni nawet nie są w stanie krzyknąć bo usta również mają zakneblowane.
Finalnie dziewczyny odwracają się w kierunku Karola i patrzą na niego. W pokoju gaśnie światło i nic już nie widać.
Kama: Czołem Panowie. Michał: Co wy tu robicie?
Dziewczyna: A jak myślicie? (Rozpinając bluzkę)
(Michał i Krzychu patrzą po sobie)
Krzychu: Hmm chyba nie będziemy narzekać… (Wstaje w kierunku Kamy)
(Kama popycha Krzycha na łóżko, i siada na niego okrakiem, zdejmuje z siebie koszulkę.
Dziewczyna robi to samo z Michałem)
Kama: Troszkę się zabawimy (wyciąga z tylnej kieszeni coś by zawiązać oczy Krzychowi, drugie coś rzuca dla Dziewczyny, która robi to samo)
Michał: Bardzo mi się to podoba
Dziewczyna: No nie wątpię kochanie… (po czym daje w twarz Michałowi, i spogląda na Kamę).
W tym momencie, do pokoju wchodzi cicho Karol. Patrzy na to co się dzieje. Karol: Czołem Panowie, przygotowałem dla was coś specjalnego. (Chłopcy nie słyszą tego, albo ignorują, zbyt zajęci staraniami o dziewczyny.
Karol zaczyna odczytywać wiersz, Pierwszą zwrotkę… Kończącą się słowami, „aż wreszcie nadchodzi ten czas, by zgasnąć” W tym też momencie, dziewczyny mordują obydwu chłopaków. Krwi za dużo nie ma, bo nie wyciągają noży z ran. Obracają się w stronę Karola i patrzą na niego. Światło gaśnie.
Scena VII:
Karol sam w pokoju, siedzi przy biurku i pisze wiersz. Jego kontynuację. Dziewczyn nie ma. Jest to scena do pewnej chwili niema.
Karol: Znakomicie. To chyba największe co do tej pory stworzyłem. (Zaczyna przeglądać szafki, książki, zagląda do plecaka, portfela). Tam znajduje strunówkę z heroiną czy tam opium czy morfiną, huj wie. Karol: Tego jeszcze nie próbowałem. (Wysypuje część do łyżki, po czym zalewa to wodą i jakimś ułatwiaczem rozpuszczania. Alkohol sok z cytryny czy chuj wie co innego). Karol: To moje zwycięstwo, zatem uczcijmy to jak należy.
Przygotowuje pompkę a w czasie tego recytuje jakiś fragment z ”Buszującego w zbożu” jak najbardziej akcentując i zaznaczając słowa. Po zapakowaniu, kładzie się na ziemi i leży wśród bałaganu ze strzykawką w dłoni. W tej chwili zaczynają przesuwać się przed jego oczami wydarzenia ostatnich godzin. (W zasadzie cały film w dużo szybszym tempie. W pewnej chwili, gdy dochodzi już do momentu gdy Karol leży na ziemi wszystko nagle gaśnie. W trakcie przesuwania się tego filmu, odczytywana jest całość wiersza jaki napisał Karol. Wiersz nazywa się Zielona Gęś i jest hołdem złożonym umarłemu poecie. Wiersz jest w pewien sposób autobiograficzny. Ponieważ, finalnie Karol również umiera z przedawkowania. Wszystko nagle gaśnie. Pojawiają się napisy na czarnym tle. -Tytuł - Reżyser i scenariusz - Wystąpili - Ewentualnie Ci którzy mieli udział w stylu muzyków czy cos. Tablice przesuwają się w zupełnej ciszy. Każda trwa po jakies 3-4 sekundy. Co do zakończenia ma to powodować z deka mindfuck. Przyspieszona akcja i nagłe odcięcie czegokolwiek.
NIE MA NAPISU KONIEC.
*NAPISAĆ TEN WIERSZ*
0 notes