#Władze
Explore tagged Tumblr posts
Text
for the people confused about “terminating your own pregnancy” being legal in Poland: it’s not prohibited to take abortion pills, for example if you bought them for yourself in another country. if you got them from a friend they could be charged with helping you in performing an abortion.
abortion here is legal only in the cases of 1) rape/incest and 2) serious health risk for the pregnant person. in reality it still doesn’t work in most cases, since it’s difficult to prove one was raped in general, and especially before the 12th week mark; health risk is also quite vague and rarely used (e.g. check out the notorious Tysiąc v. Poland case from the European Court of Human Rights)
another pregnant woman died in poland because the doctors waited for the fetus to die on its own while ignoring her sepsis symptoms (there was NO CHANCE of the fetus surviving, but they didn’t want to get charged with performing an illegal abortion). but yeah women around here don’t have many kids cause they just... uuuh *checks notes* party all the time
#abortion#polskie władze się odwołały od tego wyroku XD#po tym jak przegrali w strasburgu#w gościu niedzielnym porównywali ją do nazistów#rencistka z najwyższym stopniem niepełnosprawności samotna matka trójki dzieci#miłość bliźniego czy coś
13K notes
·
View notes
Text
Burdel w Kłykciach Lewych - znamy datę otwarcia!
Patrycja Łuczak, 10.10.2024
Została ogłoszona data zakończenia prac nad, realizowaną w ramach Programu Rozwoju Wsi, budową burdelu na rogu ulic Fajnej i Słonecznej. Wójt ogłosił, że firma Zbinex, która wygrała przetarg na budowę burdelu, zakończy ją w marcu przyszłego roku. Przewidywana data otwarcia to maj 2025. Władze nie podały jeszcze żadnych innych szczegółów, jednak gdy to się stanie, będziemy państwa informować na bieżąco.
#Kłykcie#Kłykcie Lewe#Polska#Wieś#Polska wieś#Poland#polish#polblr#polski tumblr#polishposting#polskaposting#polish tag#oc#oc writing#mockumentary#parody#unreality#polishcore
25 notes
·
View notes
Text
19.09.2024
Nie kminię dlaczego w tym kraju jedyną opcją pomocy w obliczu kataklizmu są pożyczki. To jest błędne koło wpadania w długi, i w długi, i w długi jeszcze większe. Kurde.
Za granicą po prostu ma się budżet na pomoc. I tyle. Bez napędzania klientów bankowi jako jedyne dostępne podejście. Co jest z tym krajem!?
Druga sprawa: teorie spiskowe. Kuzyni z Opolskiego przesłali mi screeny z grupek na fejsie (grupki ich miejscowości) i sami są przychylni tym wyjaśnieniom. I ręce mi opadły...
Otóż od zeszłego tygodnia mądre głowy z Wrocławia informują, że po '97 mamy więcej rozwiązań, różne scenariusze działania i generalnie wiemy jak sobie radzić z powodziami jakby co. Ja to słyszę od tygodnia - że chociaż nic nie można obiecać na 100%, to miasto jest przygotowane na wypadek powodzi (dla udowodnienia - jeszcze do poniedziałku mówiono, że nic się nie stanie, tłumaczono jak fala powodziowa zostanie rozciągnięta i rozpłaszczona, wysoka woda będzie płynąć przez miasto dłużej, bo kilka dni, ale w ten sposób nie wedrze się do miasta; podawano po kolei jak to osiągną. Przynajmniej ja to czytałam, do takich artykułów dotarłam z łatwością. A od pon lub wt, nie pamiętam, kiedy było już wiadomo, że wody będzie więcej zaczęto mówić o konieczności działa wg. scenariusz nr 6 w razie powodzi - mnie to uspokaja, mają różne scenariusze, wiedzą co robią na ile wiedzieć mogą). Tym czasem mieszkańcy miast w Opolskim policzyli wysokość wody u nich pon-śr i nie zgadza im się, że u nich poziom wody jest ledwie o 20 cm niższy niż w 1997 roku, a we Wrocławiu o kilka metrów niższy. I nie dociera do nich (do moich kuzynów), że fala do Wrocławia jeszcze nie dotarła, że kulminacja była dziś w nocy i przewidywana jest do piątku/soboty. Teorie spiskowe głoszą, że Wrocław pozamykał jazy, aby potopić opolskie kosztem ratowania miasta Wrocław. Że to co się dzieje w opolskim to jest cofnięcie fali z powrotem do opolskiego. I nawet zamieszczają mapki z poziomem wody godzina po godzinie i ze strzałkami.
No kurcze, woda jako ciecz działa tak jak działa,, a u nich nie wylało na zabudowania mieszkalne (tj. u żadnego z moich kuzynów, tych którzy przesyłają wiadomości). Ludzie są wciąż bezpieczni. Nie wiem jak się wydłuża fale powodziowe, ale za całkiem prawdopodobne uważam przetrzymanie i zwolnienie strumienia - wtedy woda może faktycznie odbić się od progu, zahuśtać w amplitudzie, ale przecież nigdzie nie wylewa... Poza jednym miejscu we Wrocławiu...
Anyway - metodą zdartej płyty powtarzałam, że fali we Wro się spodziewamy dziś w nocy (tj wczoraj w nocy), że nikt nie bagatelizuje sytuacji, że układamy wały przeciwpowodziowe, że Wrocław nie ma wcale pewności, że wyjdzie suchy z tego co nadciąga. Wysłałam im zdjęcia miejsc odległych o kilkadziesiąt metrów od mojego domu. Wejścia do budynków zastawione workami z piaskiem, foliami itp. A! Bo jeszcze ich uruchomiło, że sama nie zabezpieczam się ucieczką na wyższe kondygnacje. Jeszcze poprzedniego dnia ich uspokajało, że jestem daleko od wody i bezpieczna, a teraz uważali to za podejrzane, bo przecież w 97 cały Wrocław pływał, a ja twierdzę, że jestem bezpieczna. Pokazałam im jak wyglądał Wro w 97 (na zdjęciach w sieci, na mapach), gdzie ja mieszkałam i że nie cały Wrocław pływał... Ech.
A kuzyn - i jeden i drugi - uważają, że jeszcze się okaże czy Wrocław nie poświęci opolszczyzny... Podesłałam im te artykuły, które czytałam w pon i które mnie uspokajały. Ale jakoś ich nie przekonało to co wyjaśniali hydrolodzy, dla nich to wciąż podejrzane, bo jednak śledczy z grupek miejskich/wiejskich operują strzałkami i cyferkami...
Ech.
Być może mi jest bezpieczniej, bo Wrocław (władze miasta, specjaliści) jednak dał znać o wiele wcześniej, że na wypadek różnych wydarzeń ma opracowany plan, różne scenariusze. Że były prowadzone konkretne badania, ulepszenia - wiadomo, coś może nie wytrzymać. Wiadomo. Ale byli świadomi jakie spustoszenia miały miejsce w 1997 i w 2010. I wiele mądrych głów latami pracowało jak zabezpieczyć miasto by to się nie powtórzyło. A walka z żywiołem to nierówna walka.
Jestem pod wrażeniem organizacji i sprawności z jaką miasto informuje mieszkańców o dynamicznie zmieniającej się sytuacji.
A z tego co wiem takiego zaopiekowania, takiej przekminy, takiej komunikacji, takich konkretów, również w sferze zarządzania nie było ani w moim rodzinnym mieście, ani w innych gminach. Nie wspominając nawet Nysy - tam było dramatycznie.
Więc z jednej strony rozumiem, że moi krewni na podstawie swoich doświadczeń z kontaktem z władzami miasta (czyli uspokajania lub jak w Nysie - bagatelizowania i wyśmiewania słusznych obaw ludzi o swoje życia) mogą uważać, że Wrocław kłamie. Oni nie śledzą komunikacji mojego miasta przecież. I oczywiście, że politycy kłamią, ale to nie tylko politycy, ale również hydrolodzy i inni specjaliści wypowiadają się w mediach, prosto z wałów, z brzegów rzeczy itp. Oni są tam, gdzie się dzieje akcja.
Ech.
Dziś i jutro fala, jest już na ten moment wysoko. Po pracy skoczę z pieskiem na spacer. Nie nad rzekę. Nie byłam w okolicach rzeki od tygodnia - kazali się nie kręcić, to się nie kręcę. Mój narzeczony jadąc do pracy przejeżdża przez kilka mostów - relacjonuje mi codziennie jak jest. Wczoraj mówił, że miejsce w którym byliśmy niedawno na spacerze jest pod wodą. Zobaczymy...
12 notes
·
View notes
Text
/EDZIO
'Wspominam ten moment nasze spotkanie pierwsze już wtedy obiecałem sobie że tego nie spieprze i może to bardzo głupie albo chociaż troche śmieszne ale dalej łudze sie że może coś z tego będzie choć nie znaliśmy się długo byłaś bliską mi osobą i przez ten okres nie widziałem świata poza tobą i dalej go nie widze, niewiem jak sobie poradze znasz ten ból gdy uczucia biorą nad tobą władze? Mogłabyś być moją jedyną bo byłaś ideałem a najgorsze jest to że jesteś nim dalej.. każdy twój ból czułem na sobie kiedy cie pocieszałem i mogłem go czuć podwójnie żebyś ty go nie czuła wcale..'
Udostępnij
#polski rap#rap cytaty#rap#rap music#cytat po polsku#wspominam#wspomnienia#moments#śmieszne#smutna prawda#smutne zycie#smutno#smutne cytaty#smutny cytat#smutne#ból#ból życia#samotność#ideał#mam kurwa dość#kurwa#kurwa mać#cierpienie#zycie to kurwa#jebać#jebać życie#jebacszlaufy#jebać ludzi#jebac wszystko#jebać miłość
8 notes
·
View notes
Text
TW: WOJNA XD TRCH TRCH NIS
Boję się tej kurwa wojny, dziewczyny mówią mi że dramatyzuję że napewno puszczą głośny alarm itp może alarm może uratować nas w ten sposób żeby spierdolić a może nie? Może ktoś wbije mi do chaty przestrzeli łeb i zgwałci pół martwą w mim własnym pokoju? Może mój tata albo brat albo ktoś z rodziny zginie w bardzo brutalny sposób? Co alarm może mi dać więcej jak nie powiedzienie "spierdlalaj albo zginiesz" ile osób zginęło na tej wojnie? A co jeżeli nie puszczą alarmu a oni spuszczą poprostu ma nas bąbę? Wiem jak dziwnie i dziecinnie to brzmi ale to widać że na to się szykują te wszystkie władze i strasznie mnie to dobija.
#motylki#motylki any#chce byc lekka jak motylek#i wanna be perfect#chce widziec swoje kosci#chude ciało#grube uda#dobranoc#nie chce być gruba#i wanna lose weight
18 notes
·
View notes
Text
Niemiecka antyfaszystka wydana Węgrom!
Mai T. grozi teraz 24 lata więzienia za atak na neonazistów w Budapeszcie.
Pomimo miesięcy starań prawnych i demonstracji solidarnościowych niemiecka antyfaszystka Maya T. została ekstradowana na Węgry, gdzie grozi jej 24 lata więzienia. Aktywistka niebinarna została aresztowana w Berlinie w grudniu 2023 r. i oskarżona o rzekome utworzenie „organizacji przestępczej” w związku z atakami na wiec neonazistów w Budapeszcie w lutym 2023 r.
28 czerwca Federalny Trybunał Konstytucyjny wydał tymczasowy nakaz wstrzymania ekstradycji Mai do czasu rozpatrzenia skargi konstytucyjnej. Jednak Maja została już wcześniej tego ranka przekazana węgierskim władzom, zaledwie pięćdziesiąt minut przed wydaniem nakazu sądu . To działanie niemieckich władz skutecznie obeszło decyzję sądu.
Władze niemieckie (więzienie w Dreźnie, Krajowy Urząd Policji Kryminalnej Saksonii, Prokuratura Generalna w Berlinie) spotkały się z ostrą krytyką za naruszanie praw człowieka Mai oraz za odmowę udzielenia rodzinie informacji na temat miejsca pobytu córki, co oznacza w gruncie rzeczy pozbawienie jej podstawowych praw .
Planowana ekstardycja Mai doprowadziła do fali protestów w całych Niemczech. W grudniu ubiegłego roku 200 demonstrantów protestowało w mieście Jena , domagając się wolności dla Mai i innych więźniów politycznych oskarżonych w procesie w Budapeszcie. Oprócz wsparcia i przemówień z Hamburga ojciec Mai oświadczył, że jest „dumny, gdy Maja staje przeciwko faszystom” . W sobotę (29.6), po deportacji Mai, ponad 100 antyfaszystów demonstrowało w mieście Erfurt, a w weekend w innych miejscach Niemiec miały miejsce akcje solidarnościowe.
German anti-fascist extradited to Hungary!
Maja T. is now facing 24 years in prison for attacking neo-Nazis in Budapest.
Despite months of legal efforts and solidarity demonstrations, German anti-fascist Maya T. was extradited to Hungary, where she faces 24 years in prison. The non-binary activist was arrested in Berlin in December 2023 and charged with allegedly creating a "criminal organization" in connection with attacks on a neo-Nazi rally in Budapest in February 2023.
On June 28, the Federal Constitutional Court issued a temporary order suspending Maja's extradition until it considers the constitutional complaint. However, Maja had already been handed over to Hungarian authorities earlier that morning, just fifty minutes before the court's order was issued. This action of the German authorities effectively circumvented the court's decision.
The German authorities (Dresden Prison, Saxony's National Criminal Police Office, Berlin General Prosecutor's Office) faced severe criticism for violating Maja's human rights and for refusing to provide her family with information about her daughter's whereabouts, which essentially means depriving her of her basic rights.
Maja's planned extradition led to a wave of protests throughout Germany. Last December, 200 demonstrators protested in the city of Jena, demanding freedom for Maia and other political prisoners accused in the Budapest trial. In addition to support and speeches from Hamburg, Maja's father declared that he was "proud when Maja stands up against fascists". On Saturday (June 29), after Maja's deportation, over 100 antifascists demonstrated in the city of Erfurt, and solidarity actions took place in other places in Germany over the weekend.
#europe#fortress europe#germany#hungary#freemaja#majat.#budapest#class war#morals#ethics#antinazi#killnazis#killneonazis#anti capitalism#antiauthoritarian#anti colonialism#anti cop#161#1312#ftp#all cops are bastards#all cops are bad#all cops are pigs#allcopsarenazis#allcopsarefascists#fuck the cops#fuck the police#fucknazis#antifascist#antifascismo
8 notes
·
View notes
Text
What pisses me off is the Zionists' narrative to antagonize Muslims and Poles that "They didn't save enough Jews", it's sick on many levels!
Poles were also victims of the Third Reich, so they lived in fear and danger at every turn, and rescuing people from concentration camps meant that the Nazis could murder the entire family when they discovered that you were hiding a Jew!
This is so damn disgusting that I don't believe in you, rescuing people from concentration camps was risky, and the Nazis had no qualms about shooting the child of a family that hid a Jew!
This is literally blaming the victim for not doing something in a situation where she and her family could have been murdered!
And the worst thing is that Americans and people from other countries believe Zionists about this when it is a disgusting method of blaming the victim!
The Nazis murdered Poles, so when I read disgusting propaganda that Poles collaborated with the Nazis, it makes me want to puke
Especially since it comes from Zionists who have a history of cooperation with the Nazis, they are fucking hypocrites using propaganda to distort the truth about the Holocaust!
Why do many people believe Zionist propaganda on this subject? Why do people ignore historical facts? Why do they buy their propaganda about Palestinians? Why the fuck do people still believe Zionist propaganda?
The Zionists lied and continue to lie, they hate Holocaust survivors because they say something that is inconsistent with their propaganda, and these Holocaust survivors live in poverty and poor conditions!
I hate that people from the US say Israel is lying but believe everything the Zionists said about the Holocaust, it's sick!
If the price of killing you and your family isn't too great for you, then you're a fucking sadist pretending to care about people
The price was too great here, and pretending it wasn't there and saying that "Not many Jews were saved" is disgusting
People have put their lives and the lives of their loved ones at risk and now you have the nerve to say it's not enough? Can you fucking hear yourself?
There's something wrong with your head if you say so!
I'm pissed off how Zionists lied about the greatest tragedy in human history and blamed the victims for complicity in the Holocaust because "They didn't save enough people!" Seriously, all I want to do is beat the crap out of you for this way of thinking because you're a piece of shit
Poles were victims, and Jews were not the only ones murdered by the Nazis! Finally understand it!
If you believe that the Holocaust was only Jewish, then you are queerphobic, xenophobic, ableist and racist because you erase LGBT+ people, Roma, people with disabilities and Poles who were murdered in cold blood!
It's disgusting that you do this to other victims who were murdered by the Nazis! Zionists erase other victims for profit and it's sick!
They also erase those who saved them to justify the genocide of the Palestinians! Why do you Americans still believe Zionists? They don't care about Jews and historical facts, but about manipulation for their own benefit! They don't believe in other Holocaust victims, but you don't care! As people who talk about other holoacust victims, you should be concerned about this!
"Po ataku Niemiec na Polskę oddziały niemieckiego SS, policji i armii rozstrzelały tysiące polskich cywili, w tym wielu przedstawicieli polskiej arystokracji, kleru i inteligencji. Wiosną 1940 r. niemieckie władze okupacyjne rozpoczęły Akcję AB zaplanowaną jako systematyczną eliminację Polaków uważanych za członków „klasy przywódczej”. Celem akcji było usunięcie tych Polaków, których uznano za najbardziej prawdopodobnych przywódców ewentualnego oporu wobec niemieckiej władzy, oraz zmuszenie polskiej ludności do uległości poprzez zastraszenie. Niemcy dokonali masowych rozstrzelań tysięcy nauczycieli, księży i innych intelektualistów. Kolejne tysiące ludzi wysłali do Auschwitz, Stutthof i innych obozów koncentracyjnych w Niemczech, gdzie do marca 1942 r. Polacy (nie-Żydzi) stanowili większość więźniów. "
"After Germany attacked Poland, German SS, police and army units shot thousands of Polish civilians, including many representatives of the Polish aristocracy, clergy and intelligentsia. In the spring of 1940, the German occupation authorities began Operation AB, planned as the systematic elimination of Poles considered to be members of the "leading class". The aim of the action was to remove those Poles who were considered the most likely leaders of possible resistance to German power, and to force the Polish population into submission through intimidation. The Germans carried out mass shootings of thousands of teachers, priests and other intellectuals. They sent thousands more people to Auschwitz, Stutthof and other concentration camps in Germany, where until March 1942, Poles (non-Jews) constituted the majority of prisoners."
"Hitler miał zamiar „zgermanizować” Polskę zastępując polską ludność niemieckimi osadnikami. W kraju miano zatrzymać tylko tylu Polaków, ilu było potrzebnych przy pracy fizycznej, reszta miała zostać wypędzona albo zabita. Jako pierwszy krok nazistowscy namiestnicy zaanektowanych terytoriów (np. Arthur Greiser w Kraju Warty i Albert Forster w Gdańsku-Prusach Zachodnich) deportowali setki tysięcy Polaków do Generalnej Guberni, następnie przesiedlając na te tereny ponad 500,000 etnicznych Niemców. W latach 1942-43 SS i policja przeprowadziły akcje germanizacyjne w okolicach Zamościa w Generalnej Guberni, usuwając stamtąd siłą około 100,000 polskich cywili, w tym 30,000 dzieci. Rozdzielano rodziny: wiele ofiar wysłano do obozów koncentracyjnych albo na roboty przymusowe, a ponad 4,000 dzieci trafiło do Rzeszy, jako nadające się do germanizacji. Ogółem co najmniej 20,000 polskich dzieci odebrano rodzinom, przeniesiono do Rzeszy i poddano procesowi germanizacji.
Jednak dopóki trwała wojna, Niemcy potrzebowały polskiej siły roboczej. Nazistowscy urzędnicy narzucili obowiązek pracy wszystkim zdolnym do niej Polakom – z czasem zaczęło to oznaczać nawet 12-letnie dzieci. Niemieckie władze decydowały o zatrudnieniu Polaków i mogły zaciągać ich do pracy w Rzeszy. Żeby zaspokoić wymogi pracy przymusowej, policja organizowała łapanki na ulicach i w pociągach, na targach i w kościołach, a także podczas ataków na wsie i dzielnice miast. Niemieccy urzędnicy wysyłali do obozów koncentracyjnych Polaków próbujących uniknąć robót i wymierzali kary ich rodzinom. W latach 1939-1945 deportowano na roboty przymusowe na terenach niemieckich co najmniej 1,5 miliona polskich obywateli. Setki tysięcy uwięziono też w nazistowskich obozach koncentracyjnych."
"Hitler intended to "Germanize" Poland by replacing the Polish population with German settlers. Only as many Poles were to be kept in the country as were needed for physical work, the rest were to be expelled or killed. As a first step, Nazi governors of the annexed territories (e.g. Arthur Greiser in the Wartheland and Albert Forster in Danzig-West Prussia) deported hundreds of thousands of Poles to the General Government, then resettled over 500,000 ethnic Germans there. In 1942-43, the SS and the police carried out Germanization operations near Zamość in the General Government, forcibly removing about 100 000 Polish civilians, including 30,000 children. Families were separated: many victims were sent to concentration camps or forced labor, and over 4,000 children were sent to the Reich as candidates for Germanization. In total, at least 20,000 Polish children were taken from their families, transferred to the Reich and subjected to the Germanization process. However, as long as the war lasted, Germany needed Polish labor. Nazi officials imposed compulsory work on all Poles who were able to work - over time, this included even 12-year-old children. The German authorities decided on the employment of Poles and could recruit them to work in the Reich. To meet forced labor requirements, the police organized roundups in the streets and on trains, at markets and churches, as well as during attacks on villages and city districts. German officials sent Poles trying to avoid labor to concentration camps and punished their families. In the years 1939-1945, at least 1 were deported to forced labor in German territories, 5 million Polish citizens. Hundreds of thousands were also imprisoned in Nazi concentration camps."
Zionists are disgusting and lie even about it
"szacowanie liczby osób zabitych wskutek nazistowskiej polityki jest trudnym zadaniem. Ocenia się, że w czasie II wojny światowej Niemcy zabili pomiędzy 1,8 a 1,9 miliona polskich cywilów nie będących Żydami. Ponadto Niemcy zamordowali co najmniej 3 miliony żydowskich obywateli Polski."
"estimating the number of people killed as a result of Nazi policies is a difficult task. It is estimated that during World War II the Germans killed between 1.8 and 1.9 million non-Jewish Polish civilians. In addition, the Germans murdered at least 3 million Jewish citizens of Poland."
Do you see how many fucking victims there are? And they are evil and collaborated with the Nazis? Can you guys fucking stop lying?
There were millions of non-Jewish victims!
Poland was a victim of colonization (like Palestine today), the Third Reich wanted to erase our national identity and culture, but no, we cooperated in the holocaust, because the Zionists there said, it is so disgusting and on many levels
Forgetting that Poles were victims of the Nazis is distorting history to your advantage
#free palestine#zionist#zionistterror#zionistcensorship#antizionism#antisemitism#anti zionisim#poland#germany#polska#jewish history#jewish#Zionists distort history to their advantage#holocoust
10 notes
·
View notes
Text
Jazu zakupowy
Żeby Was.... Jak dajemy się robić. Posłuchajcie:
Piękny dzień. Wyjeżdżasz i wieszasz pranie. Wracasz i ściągasz. A teraz do rzeczy.
Kupiłem tego pada. Cena standardowa internetowa, chociaż idzie kupić 50zł taniej. Problem w tym, że ten tańszy wygląda na tańszy, znaczy badziewiasto pod względem wykonania. Chyba lepiej już wziąć taki standardowy. Chociaż swędzi mnie te 5dych.
//
Wyobraźcie sobie byłem w Playu. Spytałem grzecznie o dokładny dzień i miesiąc końca mojej umowy. No, zgadnijcie kiedy "już" kończy mi się umowa? No? ... ... ... Macie jeszcze chwilę. No moment. Wiecie już? Za pół cholernego roku!!! Za pół roku kończy się umowa, a ja już jestem nagabywany, że to niby za chwilę. Czas leci szybko, ale bez przesady. Znowu zamiast płacić mniej płaciłbym więcej. Człowiek uczy się na błędach portfela. Czekam na kolejnego, pechowego tm razem, konsultanta, który odsłucha solidną litanie.
//
Biedra pcha się w gips. Pojechałem do innej, bo moją ulubioną tak zagracili, że zrobiłem manewr niedozwolony i zawróciłem na pasach. Kurwa mać! Jebany Lębork i jego władze! No ale, mniejsza. - Duże masło 18,69zł. Czyli za dwa mniej więcej 36zł Ale małe po 6,19zł jak weźmiesz 5 czy tam 6. Jak ładnie napisali - dwa gratis. Znaczy 4+2 gratis. Tak napisali. Tylko potem wyszło, że to masło 8zł stoi i te 6,19 to wychodzi jak te 6 weźmiesz. I to za każdą sztukę. - Ale to chuj. Cena majonezu bez żadnego oznaczenia promocyjnego stoi 8,99zł. Na paragonie 10,99zł, ale 2zł promki z karty. Czyli bez karty jesteś jebany na 2zł i płacisz 10,99zł mimo oznaczenia zwykłego 8,99zł. - Jebana Biedronka.
// Z innych rzeczy to zjeby już zebrałem XD I chuj. Kiero się wkurwiła, ale spłynęło to po mnie. Znaczy cała sytuacja ze Starą Babą. Powiedziałem niczym MMK. Nikt się moimi zadaniami nie przejmuje, ja nie mam zamiaru przejmować się cudzymi. Pracuję jak mój współpracownik. Robi on, robię ja. Nie robi on... Cóż. Może donieść SWS, już mu to mówiłem. W dupie to mam. - Idę się wykąpać, otwieram browar i biorę się za sprzątanie.
7 notes
·
View notes
Text
mam 23 lata, po zajęciach na studiach jak mi się nie chce jeszcze wracać a nie mam nic lepszego do roboty to wchodzę do Hebe zobaczyć co jest na promocji, chociaż nie zamierzam nic kupować
od ponad 2 lat trwa wojna w Ukrainie i wkurwia mnie że uniwersytet (ale też inne instutucje) w Polsce malo przybliżają wschód na poziomie kulturowym żeby doszło do jakiegoś dialogu
o tle Palestyny dowiedziałam się z Twittera i Historycznychciekawostek zamiast ze szkoły
zdawałam maturę w czasie pandemii i prawie nic już z tego nie pamiętam
nie wiem co będę robić w życiu i nie chce mi się nic robić w życiu, nienawidzę deweloperów i władz rektorskich, kocham ludzi porytych przez życie
jak byłam w gimnazjum, to chciałam wierzyć, że nie mam nerwicy, tylko jestem ofiarą opętania demonicznego
i to nie są żale, ja pisać muszę, bo się, kurwa, uduszę
dobranoc dzienniczku
6 notes
·
View notes
Text
Gadaj zdrów: Azja Środkowa shrouded by riddles (2018, quatlwork)
„Człowiek cieszy się wędrówką do nieznanych miejsc, oglądaniem nieznanych rzek, a trudy wynagradza mu pasja poznania”. Owidiusz
Azja Środkowa jest geograficzną krainą skrajności, gdzie surowe góry z ich fauną i florą przetrwałymi w refugiach w epoce lodowcowej oraz pustynie z oazami, formy botaniczne i zoologiczne na obszarach wodno-błotnych oraz dzikie parki natury konfrontują się z rozumem człowieka. Takie zwracanie się w stronę środowiska naturalnego mobilizuje do optymistycznego widzenia życia i egzystencji na Planecie Ziemia, co wg. Gasparda Igarhana jest wyznacznikiem nowych standardów. Przezwyciężyliśmy to, tzn. uparte odcinanie się od całościowego rozumienia środowiska naturalnego. Wciąż niewiele wiemy i żadne inicjatywy nie będą wartościowe bez wcześniejszego przewertowania zasobów w publikacjach i przekopania się przez światowe odniesienia. Świat zwierzęcy (animaux) i roślinność (végétation) to w dalszym ciągu wiedza hermetyczna, ale miejscowi oraz raporty podróżników np. takich podróżujących na rzekach tej krainy dzięki skuterom wodnym w 1959 r. – wskazują nam, że pozostały zagadki do wyjaśnienia (1934, Turkestan Solo). Jest opis przebywania w mieście Korla, w tym charakterystyka organicznego batonu, ziela bagiennego oraz opis tarczy Achillesa z rodu ujgurów. Są więc dzikie ssaki drapieżne, ale ich populacje zdają się wykazywać pewne prawidłowości dla gatunków odrębnych-taksonomicznie (cryptic ones). Postrzegamy tam rodzaj zwierząt podobnych do ludzi (biaban-guli, azerski), gady z rodzin waranowatych (Varanus griseus), agamy oraz „gatunki” kryptozoologii, płazy ogoniaste (nieznane nauce mega-traszki, które okazały się być defraudacją) lub formy kserotermiczne z innych organizmów. Poszukiwacz przygód i dziennikarka oraz asystent techniczny biorą udział w ekspedycji naukowej w wysokogórskim stepie hindukuskim (płn. Afganistan), a ich targetem jest okiełznanie tamtejszych zwierząt, niektórych czworonogów, opisanych w zoologii jako gatunki o niejasnym statusie lub te przeoczone. Selective breeding mieszańcowy, czyli budowanie owego Cuon sylvestris, dla którego funkcjonują różne scenariusze, hipotetycznego zwierzęcia, o którym już kiedyś pisałem (dla tien-szanu lub dla hisarskich gór) nigdy nie było naszym priorytetem – jak opisuje to później szalony naukowiec radziecki – stąd taki plan nigdy się nie ziści (sięgamy do literatury; Aleksěj I. Levšin · 1840). Wyprawa na obszary wodno-błotne Pamiru Wschodniego jest już opisana przez polskich biologów (2012, UW), natomiast niewiele da się powiedzieć o okolicach Jeziora Lop Nur i gatunkach, które tam się zdarzają. Dobrze jest coś wiedzieć o Bogda-shanie oraz Wzgórzach Kazachskich (high-lands). Obserwacje z samolotu turystycznego oraz podróże wierzchowcami po tych ziemiach, są dzisiaj prostsze niż kiedyś, ale świat ten w dalszym ciągu jest niewiele znany ………………….
Dziwna oaza gdzieś w Kopet-dag jest opisana oraz jest tam w niej ulokowana karczma – na środku pustyni, gdzie zasięgamy informacji o tamtejszych warunkach naturalnych, jest info o jaskini ngadzary oraz o błotnych środowiskach na Amu-Daryi, będących tylko legendą. Jak się okazało te informacje zasadniczo to falsyfikat, ale jakiejś prawdy się tam dopatrzyliśmy. To już inna historia ……………. Członkowie organizacji Dzika przyroda bez barier, naukowcy radzieccy i włoscy, karakałpacy nie czekając na działania władz, w 1988 roku, sami podjęli trudną decyzję odkrywania metodami tradycyjnymi oraz innowacyjnymi nieznanych gatunków zwierząt w zachodnich partiach Gór Turkiestańskich i wszędzie gdzie się tylko da, ci pierwsi w literaturze jak i in-situ, pozostali głównie w terenie. Odbywało sio to wszystko na dzikich ziemiach i wśród niegdysiejszych ośrodków muzealnych, w zasobach myśliwskich daleko na odludziu, na targowiskach oraz w opuszczonych ogrodach zoologicznych (Animals of Central Asia, 1967; Eberhart Guide, 2002). Tatarzy opowiadali o surowcach takich jak ropa, węgiel kamienny, gypsium na terenach dotąd nie-eksploatowanych oraz swoich dzikich pobratymcach na bagnach Kulyagash i stepie rosyjskim, znajdującym się koło tychże obszarów, zaś ludy hunza z ich tantrycznymi dźwiękami o środowisku naturalnym muzykują w samych superlatywach (i.e. Central Asia Atlas of Natural Resources, 2010) . Ktoś wspomniał o ostatnim traperze z Kaukazu, następcy Nicolasa Vaniera oraz o społecznej sprawiedliwości, o rzeczach, które dziś wydają się być jak z kosmosu, a nawet niedorzeczne. Bez precedensu są konsultacje grupy zrzeszonej: szkoleń dla szwadronów globu, takich, które walczą ze zmianami klimatu, utratą różnorodności biologicznej i radykalizacjami stosunków pomiędzy narodami światowej wioski, a te postępują i owe należy zastopować.
I jest jeszcze o nieustraszonych oddziałach rządowych i pozarządowych tzw. courage department, którzy chronią tarczą ludność i dobytek przed siłami natury (ang. forces of nature). Kiedyś było coś o remote sensing, sejsmografach, ogrodzeniach z drutu kolczastego przeciwdziałającego wtargnięciom dzikich zwierząt w biedniejsze dzielnice miast Wołoszczyzny czy na Nieznanej Azji Środkowej oraz innych, dość przydatnych technikach, w tym architekturze przeciwpowodziowej, takich użytecznych w odmiennych sytuacjach. Manuskrypty mają charakter moralizatorski, który uwzględnia i uzdrawia relacje pomiędzy jednostkami i społeczeństwami, a nawet wywindowuje człowieczeństwo na wyższy poziom. autor: Tomasz Pietrzak ID artykułu: rc049cn3v2xjwq date: april 2018.
2 notes
·
View notes
Text
Kłykcie Środkowe?
Patrycja Łuczak, 26.06.2024
Wielu czytelników może pamiętać dwa związane z ptakami incydenty, jakie miały miejsce w Kłykciach Lewych w ostatnich miesiącach. Chodzi, rzecz jasna, o ucieczkę papug z manufaktury pasztetów G.Z. PADALECKI & CO SP. ZO.O., oraz proces o zniesławienie wytoczony kawce o imieniu Grzegorz przez lokalnego speleologa Lamberta Sójkę. Przypominamy, że zbiegłe papugi całą zimę i wiosnę spędziły w stodole pana Klemensa w Kłykciach Prawych, natomiast kawka o imieniu Grzegorz nie stawił się na swoją rozprawę i od pewnego czasu był uznany za zaginionego.
W ostatnich dniach, cała ptasia ferajna schroniła się na opuszczonej działce przy przystanku autobusowym, na granicy Kłykciów Lewych i Prawych. Dziś rano, Grzegorz oraz Alejandro (przywódca papug) ogłosili, skrzecząc z dachu okupowanego przez siebie pustostanu, że zakładają Kłykcie Środkowe. Uciekinierzy stwierdzili, że w ich "nowej, autorskiej wsi" panuje anarchia i nie obowiązują żadne prawa. Jeżeli ktoś chciałby uzyskać obywatelstwo, będzie musiał udowodnić swoją lojalność. Nie podali niestety, w jaki sposób.
Póki co, żaden z przedstawicieli władz Kłykciów Lewych i Prawych nie skomentował sytuacji.
#kłykcie#kłykcie lewe#kłykcie środkowe#polska wieś#polska#wieś#poland#polish#polblr#polski tumblr#polish tag#polishcore#polishposting#polskaposting#polandposting#oc#oc writing#mockumentary#parody#unreality
19 notes
·
View notes
Text
Zmęczenie
30.09.2024
Jestem w opór zmęczona. Ostatnie dni to fokus/skupienie na maksa + stres. A podświadomie, gdzieś tam "z tyłu" wciąż procesowałam ten wieloaspektowy brak bezpieczeństwa w moim życiu. Na moje emocje przez ostatnie 5 dni miało wpływ też to, że byłam sama. Nie samotna. Sama. I naprawdę chociaż z jednej strony to było SUPER, bardzo mi się podobało, ba! Potrzebowałam tego! Pobyć sama, bez mojego chłopaka, bez mojego pieska.
Pierwszy raz od 1,5 roku od kiedy mamy psiaczka byłam w takiej sytuacji: byłam na więcej niż dobę bez towarzystwa obydwu członków mojej małej rodziny - zwykle mój psiaczek towarzyszy mi wszędzie, czasem jedzie z moim partnerem, czasem z rodzicami, ale zwykle wtedy albo ja i mój O. jedziemy gdzieś razem, albo on wyjeżdża, a ja zostaję z piulkiem.
Fajnie było pobyć po prostu sama ze sobą, wsłuchać się w siebie, sprawdzić co się u mnie zmieniło przez te 1,5 roku, kim jestem.
To było super i jestem wdzięczna za to, że teściowa wzięła moją sunię na 5 dni. Dzięki temu mogłam codziennie jeździć na saunę (póki mam dostęp do karty multisport to korzystam, skończy się w listopadzie, razem ze stosunkiem pracy mojego partnera) - nie byłam tam codziennie xD bo w weekend miałam znowu 13h zajęć w sobotę i 9h w niedzielę.
Byłam w odwiedzinach u siostrzeńca, spotkałam się u siostry w domu nie tylko z siostrą, ale też z mamą <3. To było bardzo miłe tym bardziej, że z jakiegoś powodu moja mama NAGLE uznała, że sytuacja w której nie ma mojego narzeczonego przy mnie to jest właśnie ten moment gdy trzeba do mnie dzwonić by upewnić się czy żyję (jak była powódź to przecież miała to gdzieś) - być może te nasze rozmowy z zeszłego tygodnia, kiedy perswadowaliśmy mamie, że warto się odezwać kurde, jednak coś dały, jakąś zmianę przyniosły. Zobaczymy.
A! Bo chyba nie miałam przestrzeni by pisać o imbie rozpętanej przez ciocię. xD Jak była powódź pisałam do cioci, do kuzyna. Generalnie pisałam do wszystkich krewnych, którzy mieszkają na zagrożonych zalaniem terenach. Ciocia i jej syn byli w podróży, więc to mnie bardziej martwiło: czy zdążą przejechać przez most i czy zdążą zabezpieczyć dom. No i wszystko ok. Ciocia - to chyba pisałam - w przeciwieństwie do mojej mamy codziennie dawała mi znać jak wysoki jest poziom wody, jak wygląda sytuacja w mieście, uspokajała, że jest zabezpieczona i prosiła, abym ja też się odzywała. No i ok. Doceniałam to. Kuzyn mnie początkowo ignorował, bo pracował na wałach, jego partnerka odpisywała mi raz dziennie i krótko "wszystko ok, jesteśmy bezpieczni" - i to mi wystarczało, chciałabym wiedzieć więcej (np: czy ogród jest cały, czy ich wieś zalało itp), owszem, ale ona nie miała albo czasu, albo potrzeby o tym pisać i to okay. Pytałam czy potrzebują pomocy - ani ciocia, ani kuzyn&jego partnerka pomocy nie potrzebowali. I luz. Jak fala docierała do Wro to kuzyn (i inny kuzyn też, niezależnie od siebie) wysłali mi te teorie spiskowe o "zawracaniu fali na opolskie", ech. W odpowiedzi przesłałam im screeny komunikacji władz mojego miasta - nie komentowali tylko przekonywali, że te ich teorie mają więcej sensu. A kiedy fala kulminacyjna dotarła do Wrocławia oczywiście dawałam znać tak, jak ciocia przez poprzednie dni, czyli "dzień dobry ciociu, smacznej kawusi xD żyjemy, jesteśmy bezpieczni, mamy bieżącą wodę, jedzenie, nie wylało w mieście, mamy przesiąki w jednej dzielnicy, ale poza tym sucho." i dodawałam screeny poziomów wody i innych faktów podawanych w mediach. Dodawałam też zdjęcia z miasta - wszystko obłożone workami, relację z pracy wolontariackiej przy ładowaniu piachu do worków. To samo wysłałam do rodziców, do kuzynów, do siostry. Czasem dostawałam tylko okejkę, a czasem rozmawialiśmy sobie z rodziną o emocjach i zniszczeniach w ich okolicy. Anyway TEN kuzyn (syn siostry mojej mamy) odpowiedział na moje poranne wiadomości krótkim "ale są minusy mieszkania w dużym mieście". Eeeee... No i trochę mnie to zaskoczyło, bo na moje "jesteśmy cali, udało się, nie zalało nas" dostałam "ale są też minusy!". No... Było mi dziwnie. Zdecydowanie to była jedna z najdziwniejszych wiadomości jaką dostałam, to była nieudana komunikacja - wysłałam komunikat na jeden temat, a po drodze nastąpił szum informacyjny, bo mój kuzyn ewidentnie odpowiedział na coś innego. Ja założyłam pisząc wiadomość, że on się o mnie martwi tak, jak ja martwiłam się o niego, a on ewidentnie wszedł w tryb obronny, interpretując moją wiadomość jako info do porównania sytuacji jego i mojej "u mnie jest lepiej niż u ciebie". Ech. Nie miałam siły na wyjaśnianie tego i swoich intencji, tylko napisałam "przecież nigdy nie mówiłam, że płyną z tego same plusy <emota zakłopotanej buzi> daję po prostu znać, że z nami wszystko ok, żebyś się nie martwił".
I tyle było komunikacji z kuzynem.
A po tym jak woda zeszła, ciocia zadzwoniła do swojej siostry tj. mamy by powiedzieć jej, że jest jej w opór przykro, bo mama nie dzwoniła do niej, nie matrwiła się o jej dobrostan, nie okazała troski, ani wobec siostry, ani wobec kuzyna. Że dawała znać (moja mama swojej siostrze), że tata i Szwagier pojechali do brata taty umacniać wały, a do jej syna NIKT nie przyjechał pomóc, ani nie zadzwonił. Ciocia powiedziała, że jest im przykro i czują, że są dla nas nieważni. OFC dodała, że tylko ja się kontaktowałam i tylko ja okazałam zainteresowanie rodziną.
Na to moja mama zareagowała tak samo, jak na mój telefon w środę 18.09.2024 kiedy przeszła wysoka fala. Z totalnym zaskoczeniem, bez jakiejś takiej empatii w tej sytuacji oznajmiła, że przecież ani dom cioci nigdy nie był zalany, ani tereny na których dom ma jej siostrzeniec nigdy dotąd nie był zalany, więc o co miała się bać? Albo troszczyć? Przecież było wiadomo, że każde z nich jest dorosłe, odpowiedzialne i bezpieczne? Moja mama się w ogóle nie bała o swoje bezpieczeństwo, ani bezpieczeństwo dzieci, wnuka, więc niby dlaczego miałaby bać się o siostrę lub siostrzeńca? xD
Ciocia widziała to inaczej, zakrzyczała mamę pretensjami, żalem, swoim poczuciem krzywdy. Ech. A potem, roztrzęsiona mama zadzwoniła do mojej siostry (bo w narracji cioci ja byłam tą "dobrą", a mama i sis tymi "złymi") opowiedzieć o sytuacji. Siostra się wkurzyła bardziej, że ciocia kręci imbę i nakrzyczała na mamę niż racjonalnością argumentów cioci. Więc zadzwoniła do cioci wkurzona na wyżywanie się na mamie, ale z całkiem spokojnym, racjonalnym skonfrontowaniem faktów. Wyjaśniła cioci, że telefon działa w dwie strony: brat taty zadzwonił prosząc o pomoc przy układaniu wałów, WIĘC tata i Szwagier pojechali układać wały (a potem jeździli nieproszeni na kawę xD ech, jakby to był normalny dzień po prostu). Była informacja to była reakcja. Kuzyn nie dzwonił, więc skąd mogli wiedzieć? Na to ciocia, ze mogliśmy zadzwonić. xD Na to siostra, że ciocia też mogła zadzwonić i przypomniała jej, całkiem racjonalnie, że z całej rodziny o której mowa, spośród wszystkich członków, wliczając w to kuzyna, ciocię, kuzynów ze strony taty to właśnie ona, moja siostra mieszka NAJBLIŻEJ rzeki i była de facto najbardziej zagrożona, bo ma do brzegu Odry jakieś 400 metrów i to zawyżając. Czy kuzyn albo ciocia do niej dzwonili zapytać czy potrzeba pomocy? No nie. I akurat się dobrze złożyło, bo nie trzeba było pomagać, wszystko było umocnione. Ale sami przenieśli rzeczy z garażu i ogrodu do mieszkania, też się przygotowywali na powódź.
Ech.
A potem siostra do mnie zadzwoniła opowiadając to wszystko i pytając czy miałam od cioci jakiś pełen-żalu-vibe skoro byłam z nią w kontakcie przez czas, gdy przepływała fala. Bo ciocia też siostrze wytknęła, że ja zapytałam, a nikt inny nie. Przyznałam siostrze, że miałam miły kontakt z ciocią, szczególnie przy porównaniu tego jak bardzo fatalny i frustrujący był dla kontakt z mamą i tatem xD (przypominam: nie odbierali telefonów godzinami, a jak odbierali to byli zdziwieni dlaczego jestem zestresowana i zaniepokojona, bagatelizowali to, że mieliśmy klęskę żywiołową w najbliższym sąsiedztwie), a tak właściwie to kuzyn mi odpisał dziwnie na moją wiadomość na temat mojego bezpieczeństwa, ale nie mam o to bólu dupy, raczej mnie zaskoczyło, że tak dziwnie zinterpretował moją wiadomość. :/
Siostra moja, jak to moja siostra, wyjaśniła mi, że całą sytuacja jest dla niej absurdalna, że faktycznie nie pomyślała by zadzwonić do cioci i kuzyna, bo przecież oni mieszkają daleko od rzeki, na terenach, które nigdy nie były zalane, że do mnie też nie potrzebowała dzwonić, albo się o mnie martwić, upewniać się czy jestem bezpieczna, bo cytuję "ty to sama z siebie piszesz, codziennie jakieś wiadomości wysyłałaś o stanach wody, ty to zawsze wszystko zbyt przeżywasz pierdoły większe i mniejsze". Eeeee...? Ech.
No, jesteśmy różnymi ludźmi, z różną emocjonalnością. I fakt, moja siostra dopiero jak fala zeszła z ich obszaru zadzwoniła do mnie NAGLE ogarniając, że ominęło ich olbrzymie niebezpieczeństwo, które bagatelizowała za pewnik uznając, że są bezpieczni, bo w 97 byli. Wtedy przeżywała nagłą świadomość, że przecież naprawdę mogło ich zalać. A już tydzień później, relacjonując rozmowę z naszą ciocią, nie pamięta o tym, jak była wstrząśnięta własną ignorancją wobec faktycznego niebezpieczeństwa.
Anyway - nie dałam się wciągnąć w imbę rodzinną. Nie mam do nikogo o nic żalu. Nie mam na to przestrzeni. Cieszę się, że wszyscy są cali.
Ech.
Wracając do ostatnich dni: SIOSTRZENIEC! <3
Kocham typa, a on uwielbia mnie. xD Mega chłopczyk. Nie czuję bynajmniej instynktu czy czego tam się wmawia, że kobietą niby się włącza przy dzieciach. Cieszę się, że to cudze, nie moje, ale zarazem CZUJĘ tak bardzo, że to moje stado, moja krew. No... Cudowny malec. Obecnie więksość rodziny malca - od strony ojca i od strony matki - zgadzają się, że chłopiec to skóra zdarta z dziadka (mojego taty). To strasznie wkurza siostrę, bo ona jest do ojca podobna i całe życie słuchała, że to ona jest skórą zdartą z taty. xD Młody jest blondynkiem, jak sis, jak nasza babcia. I ma loczki - jak mój pradziadek (ojciec babci), jak babcia, jak tata, jak ja i siostra. <3 I niebieskie oczy. Wiem, że to jeszcze nie jest coś przesądzonego, że barwy mogą się zmienić (ojciec chłopca jako dziecko był popielatym blondynem, a teraz Szwagier jest czorny jak węgiel :P ), ale nie mogę nie widzieć podobieństwa z moją rodziną. Jest zbyt oczywiste (dla równowagi - chociaż kształt buzi dziecka, kolory, uśmiech są kropka-w-kropkę jak u mojej sis, to kształt oczu i brwi to copy-paste Szwagra, tylko w innych barwach :P). Młody nakarmił mnie plackiem ziemniaczanym (a ja jego swoim plackiem), potem kazał sobie czytać książeczkę o BOBRACH (xD zdechłam xD nieświadomie wstrzelił się w najbardziej memiczny trend), tańczyliśmy, myliśmy warzywka. No i jeszcze zrobiliśmy jedną rzecz: z siostrą i mamą, w harmonii, zaczęłyśmy śpiewać piosenki dla dzieci. Siostra właśnie na to się skrażyła: że tylko ona dziecku śpiewa, że nasz tata jeździ z gitarą robiąc prywatne koncerty dziecku kuzynki (młody jest totalnie muzykalny), a do wnuczka nie zabiera gitary, bo woli się z nim bawić, gadać, biegać z nim. A szkoda, bo może by młody też zajarał się gitarą? Może też jest muzykalny? Stwierdziłam "sprawdźmy" i zaczęłam śpiewać. Mama i sis dołączyły. A młody siedział na dywanie i gapił się na nas z otwartą buzią. Nie mam pojęcia co z tego wynika (czy muzykalny jest czy nie), ale chyba mu się podobało. :D
W ogóle to brakuje mi śpiewania. I słuchania gitary taty w niedzielę rano...
Byłam też na spotkaniu z kumplem - było świetnie.
Odpoczęłam na saunie. Duuuużo milczałam.
Byłam zaskakująco bardzo zmęczona. Chyba nadal jestem.
Z pozytywnych rzeczy: napisałam do tych ludzi od kursu, że chcę go realizować, ALE wolałabym, aby te odrabiane, odwołane zajęcia przez powódź odbyły się w tygodniu niż w weekend, bo w weekendy mam zjazdy na studiach, że mam zamiar w najbliższy weekend (ten, który skończył się wczoraj) wykorzystać jedyną dostępną nieobecność na studiach, więc na kolejną nie mogę sobie już pozwolić. I zaskoczyła mnie odpowiedź.
TOTALNIE.
Nauczyciele tej organizacji moim zdaniem nie są dostatecznie kompetentni, ale Pani koordynująca pracą organizacji jest FANTASTYCZNA! Po pierwsze napisała, że mega się cieszy, że nie chcę rezygnować z kursu w mojej sytuacji. Po drugie zaproponowała mi 3 rozwiązania. 3!!!! 3 możliwości mojego uczestniczenia w szkoleniach tak, abym zdobyła wiedzę, zyskała certyfikat i kwalifikację, a przy tym nie musiała robić sobie nieobecności na studiach! Normalnie nich babeczkę ktoś ozłoci! Cudowne! I nagle się okazało, że nie muszę robić sobie nieobecności. Nagle okazuje się, że mogę sobie pozwolić na spokojne uczestniczenie w rozciągniętym w czasie kursie przez kilka następnych tygodni kursach popołudniowych, kilkugodzinnych (jeżeli znowu trafi mi się ten pan nauczyciel co ostatnio to nie zdąży mnie tak zmęczyć i wkurwić) i to w moim mieście zamieszkania. Nie musze dojeżdżać. MEGA SIĘ CIESZĘ!
W ten sposób okazało się, że mogłam w weekend uczestniczyć w całym pierwszym zjeździe na studiach (do piątkowego wieczoru myślałam, że będę na pierwszych zajęciach, potem zrobię sobie 8h przerwy na ten kurs, a po kursie znowu włączę się w jeszcze 3h ćwiczeń - całe szczęście zjazd był zdalny, więc planowałam tak spędzić cały weekend, żonglując między studiami i kursem), a do tego mam więcej czasu na realizację zadania domowego na kurs :D
ULGA!
No i studia... ech... nie odpoczęłam. I czuję się znowu przytłoczona ilością rzeczy. To znaczy zaliczenia. Wiem, że mam czas na wykonanie tych zaliczeń do końca semestru, ale w głowie mam po prostu maaaaasę deadlinów, masę presji, a presja i przytłoczenie ilością rzeczy, jakie mam zrobić jest dla mnie po prostu taka... męcząca. Zmęczyłam się samym spisywaniem zadań/warunków zaliczeniowych na najbliższe 5mc. Niby wiem, że mam 5mc na wykonanie wszystkiego, ale w głowie czuję presję, czuję, że to za dużo, że nie zdążę i nie dam rady. Jestem zmęczona.
I znam to uczucie.
To jest uczucie które towarzyszyło mi podczas poprzednich studiów.
Że tak dużo rzeczy i tak mało odpoczynku między nimi, że mam ochotę się wycofać, bo sobie nie dam rady. I tak myślę, że MOŻE gdyby między kolejnymi rokami studiów była roczna przerwa na jakieś takie ustatkowanie, stabilizację, na odnalezieniu się w nowej sytuacji, na uspokojeniu się po biegu przez poprzedni rok, to może by to dla mnie był wskazany tryb nauki? Bo jestem zmęczona.
ALE.
Jest też fajnie. Jedna Pani, z którą miałam wczoraj 5h wykładu i które mówi w sposób elektryzujący, fajny, pełen energii okazała się być... moją koleżanką ze szkolenia/grupy entuzjastów w którym wraz z O. brałam udział jakieś 2 lata temu. :D Ba! Gdy zapytała na forum grupy "czy ktoś wie co to znaczy XXXX?" (tu nazwa tej profesji w której się szkoliłam), a ja jej odpowiedziałam tylko "tak, mam pojęcie, byłam na szkoleniu u Marcina*"(imię zmienione) i nawet nie dodałam nazwiska naszego nauczyciela i mentora xD, a ona podskoczyła, krzyknęła z radości "JUŻ CIĘ LUBIĘ!!" i zaczęła dopytywać kiedy xD. Fajnie, że nie powiedziała na forum całego roku tego, co tym pytaniem ustaliła - że na tym samym szkoleniu byłyśmy i że prawdopodobnie się znamy xD. Zamiast tego od razu, gawędziarsko i sympatycznie oznajmiła na wykładzie, że TOTALNIE szkoda, że tak późno mamy ten wykład, bo Marcin dopiero co u niej nocował xD, bo jechał na występy, ale już rano wyjechał, gdyby wykład był wcześniej to by go zawołała do komputera, żeby powiedział mi "cześć!" xD xD xD
No CUDOWNIE!
A jak zaczaiła, że nie rozmawia tylko ze mną, ale że mówi do całego roku, niemal 200 osób to wyjaśniła kim jest Marcin i dlaczego w kręgach tej profesji to taki celebryta, że wystarczy imię, aby wiedzieć o kim mowa. xD
Też jestem podekscytowana, bardzo się jaram tymi zajęciami z tą dziewczyną. Będziemy troszkę bardziej, głębiej analizować to, co mnie baaardzo interesuje, a jednym z zadań zaliczeniowych jest wykonanie tego, do czego się szkoliłam już 2 lata temu. :D
Taki kolejny aspekt, jaki z tych trwających 5h zajęć wyciągnęłam to ZNOWU przekonanie, że jestem na właściwych studiach. Że to nie był ślepy strzał, że jestem na kierunku, który łączy aspekty, które mnie żywo interesują.
Kolejna rzecz - język angielski. Nie wiem co w sumie z tym zrobić, walczą we mnie dwa wilki: z jednej strony mam zajęcia za które płacę z doświadczoną i naprawdę fajną lektorką, do tego mam dostęp do aplikacji z fajnym całkiem e-learningu z angielskiego. A w zwiazku z tym, że angielski się przydaje, a czuję, że mój jest zaśniedziały bo go nie używam tak czesto jakbym chciała, nie mam ku temu okazji, a te zajęcia to de facto okazja.
A drugi wilk to ten, który jest sfrustrowany koniecznością zostawania na ćwiczeniach trwających 2h po całym dniu wykładów (11h) z przerwami 15 minutowymi. I to ćwiczeniach na których uczymy się angola na poziomie A2.... ugh... I muszę przeznaczyć dużo wolnego czasu by przeklikać ten e-learning (który wydaje się mega fajny, ale też zjada po 15-45 minut czasu by wykonać lekcję), który też jest na poziomie A1/A2. Ech...
Z drugiej strony pani lektorka kazała nam wykonać test, aby sprawdzić poziom grupy - wyszło mi B1+, więc to naprawdę dobry wynik, jak na osobę, która bez wcześniejszego przygotowania podeszła do testu (a testy w moim przypadku są jedną z tych form, które nie pokazują mojego stanu wiedzy - kolejna rzecz o której WIEM dzięki diagnozie ADHD, gdybym zaznaczała to co mi się wydaje w pierwszym momencie dobrą odpowiedzią, to bym miała wyższy wynik, a z uwagi na to, że mega sobie samej nie ufam i zawsze zakładam, że gramatykę i tak poplączę to zaznaczałam inne rozwiązanie - wciąż z tym walczę, ale to wciąż jest trudne, szczególnie jak robię 1h test składający się 150 pytań). Większość grupy ma poziom B1+ więc jest ok ze mną xP. Pani lektorka powiedziała, że weźmie to pod uwagę, ALE mamy wg. planu zrealizować w tym semestrze A1/A2, w kolejnym B1, a na piątym semestrze B2. Myślę, że gdybym się spięła (jeżeli znajdę siłę i czas) i przypomniała sobie niektóre rzeczy, to spokojnie mogłabym uczyć się już teraz B2, a wolałabym robić kurs C1 i C2. Ale tego na tym poziomie studiów nie ma... Jedynymi wyjściami z sytuacji jest po pierwsze przepisanie oceny z poprzednich studiów - ale nie mam ukończonego lektoratu ang (miałam depresję, nie podeszłam do egzaminu, nie mam oceny), więc tak czy owak będę musiała wejść w 5 semestrze na zajęcia; a drugie rozwiązanie to wykonać certyfikat językowy. No i... Hymmm nigdy nie było mnie na to stać. Po prostu to było dla mnie za drogie. Teraz podobno mogę jako studentka skorzystać z jakiejś zniżki na taki egzamin by pozyskać certyfikat, fajnie wiedzieć, chętnie skorzystam (widziałam, że te certyfikaty w tym momencie są w cenach 700-1400 zł), ALE boje się, bo jak wspominałam testy to nie jest najbardziej wymierny sposób sprawdzania mojej wiedzy, a po drugie - na ten moment na pewno nie mogę podejść do certyfikacji na poziomie B2. Bo po prostu nie czuję, że mój angielski jest tak dobry, jak wiem, że może być, jeżeli go trochę poćwiczę.
No. Dwa wilki. Jeden się cieszy, że się może komfortowo i fajnie uczuć, potrenować i utrwalić wiedzę, a drugi jest zmęczony po 11h zajęć i poszedłby spać, doceniłby ten certyfikat bo mógłby mieć trochę więcej czasu na regenerację... a potem by żałował, że nie ma możliwości poćwiczyć swojego angielskiego, bo nie ma na to czasu i przestrzeni.
Will see.
W tym semstrze na pewno nie zrobię certyfikacji z języka, bo nie mam na to kasy. Ot tak. Wrócę do tematu w marcu.
Odnośnie pozostałych wrażeń i pozostałych wykładowców: WIEM, że będę miała zajęcia z tą panią, która mi rok temu zaimponowała. MEGA się cieszę i nie mogę się doczekać kolejnego zjazdu. <3
Dowiem się też od specjalisty jak dobrze nagrać podcast w tym semestrze. To też mnie jara i cieszy (i znowu: to są studia dla mnie! Totalnie dla mnie!).
Mam też do napisania biznesplan i to mnie trochę irytuje... bo chcę zrobić tak czy owak biznesplan swojego biznesu, tego, który w idealnym świecie miałby już teraz hulać w PUP czekając na dotację, a który muszę odłożyć w czasie z przyczyn niezależnych ode mnie. Więc fajnie, mam wyzwanie, które będzie bardzo pożyteczne i będę mogła skorzystać z wglądu osób, które zajmują się zawodowo pisaniem biznesplanów. Naprawdę się ucieszyłam. ALE wtedy pani doktor walnęła, że mamy robić to zadanie w grupach 4-5 osobowych. No i szlag! To znaczy spoko. Jako zadanie zaliczeniowe spoko. Łatwiej podzielić się na części i złożyć w całość do oceny, ale nie chcę robić projektu swojego biznesu z grupą 4 innych osób. No i w ten sposób robi mi się nagle więcej roboty - jakiś-tam biznesplan z grupą i równolegle biznesplan mojego biznesu. Ble. Napiszę do prowadzącej z pyt czy mogę to zrobić solo, bo i tak potrzebuję to zrobić... Może się zgodzi.
Wróciły też wykłady z panią od historii sztuki <3
Moge jej słuchać i słuchać. A na zaliczenie mam opracować temat, który mnie niekłamanie jara. MEGA się cieszę i czuję ekscytację na robienie tego. Strasznie się cieszę. Mam też już fajny zespół - jedna dziewczyna z którą robiłam już prace zaliczeniowe i jest ZAJEBISTA, a także jedna dziewczyna z mojej dawnej grupy, którą całkiem lubię (chociaż słabo ją znam). :D Nasze zadanie jest też ciekawe: bo chociaż mamy do opracowania temat w grupie, to każda z grup/tematów ma swoją grupę analizującą temat antagonistyczny lub z dokładnie przeciwnego nurtu. Czyli to takie komplementarne podejście do tematu, ale skupiając się na innych aspektach, więc w trakcie realizacji mamy nasze projekty też konsultować w tych parach, aby w wyznaczonym terminie zaprezentować reszcie grupy podobny przykład, ale z innej strony. Bardzo mi się to podoba. :D Nie mogę się doczekać realizacji.
No i właśnie: mam nową grupę! :D
Wybrałam specjalność i mam nową grupę i póki co jestem podekscytowana! Mam w grupie takiego fajnego chłopaka (tylko 2 facetów mam w grupie) - z jednej strony pierwszy inicjator każdej imprezy i niezobowiązującego piwka w parku, pierwszy (oprócz mnie xD) który na wykładzie z sali odezwie do wykładowcy stojącego na katerze, nie zgodzi się z nim, podyskutuje, nie boi się mylić. A zarazem - jak się dowiedziałam dopiero w trakcie ostatniej sesji egzaminacyjnej - typ, który pomaga wszystkim studenciakom w kontakcie z milczącymi wykładowcami, z brakiem info w indeksie itp. Dużo osób, które tak jak ja miały przypały z tą jedną panią wykładowczynią w zeszłym semestrze pisało potem do mnie z info, że dziękują za moją chęć pomocy, ale już im pomógł właśnie ten chłopak. A teraz mam go w grupie i naprawdę wydaje się być okay.
W grupie teraz tez mam te dwie dziewczyny, które siedziały za mną na audytorium podczas pierwszego zjazdu ever. To były typiary, które z wyższością mówiły o reszcie grupy, podkreślały swoje doświadczenie w studiowaniu i zasług, doświadczenia z pracą zawodową itp. I wyśmiewały osoby, które nie miały przy sobie iPadów, a już największą krytykę dostawały osoby, które miały tablety rysunkowe innej firmy (bo wiadomo, gorsze niż te ich). Ech.
I zarazem są to te laski z którymi w zeszłym semestrze byłam w grupie zaliczeniowej - te, które mnie zaprosiły do realizacji zadania, które miałam robić indywidualnie, a które potem o tym zapomniały i robiły mi o to problemy, a zakończyły "trzeba było tak od razu mówić" - a ja mówiłam im, na wstępie jak tworzyły zespół, jakieś 3 mc wcześniej, w tej samej konwersacji, wystarczyło przescrollować. No... ech.
Może to są spoko osoby - staram się nie nastawiać. Może to było po prostu nieporozumienie i po prostu każdemu może się przydarzyć, że robi gównoburzę z czegoś co wystarczyło omówić? Może to jak je poznałam na pierwszym wykładzie to był ich system obronny, może czuły się zagubione w grupie i w ten sposób próbowały głupio się odnaleźć? Nie wiem. Ale mam dystans do nich, obserwuję co się dzieje na linii naszych interakcji. Obserwuję uważnie.
A! I one bardzo są zainteresowane podkreślaniem tego, że mają super średnia i chcą dostać stypendium. Gdy podczas zajęć organizacyjnych z opiekunką roku ktoś jeszcze zapytał o stypendium to jedna z tych lasek się odezwała przypominając tonem reprymendy wobec drugiej studentki, że tylko 10% studentów dostanie stypendium naukowe rektora za wyniki w nauce. xD Jakby tak na wszelki wypadek zaznaczała, że stypendium jest jej, a reszta nie ma sensu składać podań. xD LOL. To mnie triggeruje, bo kiedyś takie zachowanie by mnie rzeczywiście "ustawiło" w szeregu w moim "właściwym" miejscu z punktu widzenia tej osoby, która tak mówi (albo precyzyjniej: z mojej interpretacji tego, co ta osoba ma na myśli mówiąc cos w ten sposób, tym tonem) - z moim chujowym poczuciem wartości, szczególnie w konteksicie systemu edukacji i przekonaniem, że na pewno ja się mylę (to typowe dla ADHD - tak często maskujemy się, próbując się dostosować do systemu edukacji neurotypowego, ze nawet te rzeczy lub te pola w ramach których nie ma między nami znaczących różnic i tak odbieram jako "a, no tak, ja na pewno będę w tym gorsza, nie mam siły się o to starać" yeah... NAPRAWDĘ diagnoza tak zmieniła moje życie i swiadomość).
No... musze obserwować tą relację, bo ona mnie silnie uruchamia.
Warto się temu przyjrzeć.
Co jeszcze... zostałam zaproszona do odebrania tej nagrody "zniżki na czesne" na oficjalnej konferencji, z Rektorem. xD Mega fajnie. I mega beka xD
A wieczorem wczoraj odebrałam z dworca mojego chłopaka - odpoczął jednak podczas urlopu, mimo wypowiedzenia, a także mojego psiunia - OMG jak ja za nią tęskniłam. Obydwie piszczałyśmy z radości. :D
Mój chłopak wrócił z perspektywami do domu. Ma kilka pomysłów, jego tata ma pomysły na współpracę z synem.
Też mój chłopak poczuł się bardzo... wolny (?) gdy przyswoił to wypowiedzenie i teraz snuje plany, które ja snułam pół roku temu, a które go wkurzały, bo wymagałby by zmienił pracę. A teraz radosny w jakiejś 15 minutcie po przywitaniu się ze mną wypalił "wiesz, pomyślałem, że moglibyśmy sprobować emigracji, ale potem przypomniałem sobie o tym, ze mamy studia, więc na razie to odpada". No... Eeeee... No szok.
Bo ja mam jasno poukładane jakie kroki i jaki moment w życiu musiałabym osiągnąć by wyjechać za granicę ZNOWU i tam budować życie. Nie jestem na "nie", ale też nie jestem na "tak" w tej chwili życia.
Gdyby wybuchła wojna - spoko. Ne ma o czym nawet mówić.
Ale TERAZ, ogarnianie jednocześnie studiów zaocznie, nowej pracy, przeprowadzki i jeszcze asymilowania się w zupełnie nowym społeczeństwie? NOPE. Za dużo. Pierdolnę mentalnie. Same studia i sytuacja zawodowa mnie obecnie rozwalają tak, ze marzę o przerwie trwającej rok między każdym rokiem xD. Nie chcę teraz wyjeżdżać. ALE gdybyśmy pracowali obydwoje zdalnie i mogli pozwolić sobie na wyjazd na 1-2mc w nowe miejsce, zrobić takie workation. To TAK. Tego bardzo chcę, szczególnie zimą. Gdybyśmy zamieszkali np: w Chorwacji na 2 mc na listopad-grudzień to byłoby cudownie! Pracowałabym sobie zdalnie, on też... Wtedy studia też ogarniemy - zdalnie dołączymy. Ale wyprowadzka z domu to coś konkretnie innego i BARDZO BIG DEAL dla mnie. Na to nie jestem teraz w góle gotowa chyba, żeby chodziło ratowanie życia.
Ja etap emigracji już mam doświadczony i wiem, że to większe i bardziej złożone doświadczenie niż na etapie idei się wydaje.
Zobaczymy jak będzie.
Mam nadzieję, że mój narzeczony znajdzie pracę zdalną, bo... fajnie jest go w domu. :D
A! Jeszcze jedno! xD
O. podczas dyskusji szukał rozwiązań na zniwelowanie siły moich argumentów na "nie" tj. jak to co uważam w emigracji za trudne uczynić łatwiejszym: zaproponował, że jakbyśmy mieli emigrować to do jakiejś kultury, która jest podobna do naszej. Na to ja, już z jakiejś takiej szufladki w mózgu wyciągnęłam, że według jakichś badań, które kiedyś czytałam nasza grupa podobna kulturowo to Ukraińcy i Czesi. No i jakoś ekonomicznie w żadnej z tych grup obecnie nie jest lepiej niż w Polsce. xD I tu sie wywiązała dyskusja - o ile Czesi to bezdyskusyjnie podobna nacja, o tyle Ukraińcy? I zaznaczam, że nie chodzi o jakiś hejt czy znielubienie. Po prostu kulturowo jesteśmy w wyraźny sposób inni - o wiele wyraźniej niż z Czechami. Pismo, wiara, święta, język, model rodziny itp itd. I ja się z tym zgadzam i dziwiłam się też jak czytałam tamte badania o grupach podobnych kulturowo. Na to mój narzeczony, że myślał o Niemcach. Zatkało mnie. Tj. czy ja wiem, czy są podobni? Moi "Niemncy" są, bo to emigranci. xD Ale czy TERAZ kraj Republiki Federalnej Niemiec jest wyjątkowo chetnie nastawiony wobec imigrantów z Polski, eeeee, nie wiem, ale w ogóle do napływowych jest nastawiony nu-nu, bardzo skrajna prawica doszła do władzy...
Trzeba by było zrobić research...
Ale to później, nie na teraz, na po-studiach. teraz realizacja grantu, walka o stypendium, przyjęcie nagrody i MASĘ roboty z wykonaniem prac zaliczeniowych.
Lecę do pracy
10 notes
·
View notes
Text
Pogubiony w codzienności czas
Znajduje już z rzadka
By usiąść z Tobą swobodnie na dłużej
Nie sprawdzając ciągle zegarka
Jedyne formy bliskości
Spojrzenia aż ciężkie od znaczeń
Mówiące wszystko, czego nie wytłumaczę Ci
Czego nie powiem inaczej już
A teraz wracam do domu
I mówię do Ciebie w myślach godzinami
O tym jak bardzo mnie boli, że wciąż się mijamy
Że chciałbym mieć więcej
Czasu
Lecz czy to coś zmieniłoby miedzy nami?
Bo chyba specjalnie drzwi co nas dzielą zostawiamy wciąż niedomknięte
W niemożliwości pożegnań
Za każdym razem jest we mnie ten ogrom zdziwienia
Czasem co przecieka przez
Oczy, usta, palce
I nie ma we mnie pogodzenia, że
Rzeczy jak gdyby przestawały istnieć
A to malutkie jak gdyby jest tu tylko dla otuchy
Bo nie ma ich, jakby tu były na niby
I wciąż mi jest mało
I ponawiam prośbę
Co kiedyś zdawały się skromne
Pozwól nam dotrwać do końca zimy
Ostatni raz ujrzeć wiosnę
I choć pełniłeś mą prośbę
Bezczelnie ponawiam ją ciągle
To grzech
To źle
Lecz wiem, że rozumiesz to dobrze
Bo wszystko co przyszłe, przeszło tak nagle
A wszystko co przeszłe, wydaje się martwe
I pewnie dlatego nie mógł się za siebie oglądać Orfeusz
A jednak to zrobił
I chyba wiem, czemu
Że nie spotkamy się już
Jedyne, czego sie boje
Naszej niezwykłej miłości
Dom z Tobą będzie musiał odejść
Jak mam pożegnać na zawsze się
Co mogę powiedzieć – nie wiem
Zawsze
Nigdy
To są nieludzkie przestrzenie
Że nasze ręce już się nie splotą, miałbym to zaakceptować
Mogę tylko w osieroconych dłoniach
Chować twarz
Markować uśmiech
Połykać słowa by później
Powtarzać je w głowie raz po raz od nowa
I pragnąc się schować jak w muszlę
W Twoich bezpiecznych ramionach
Że nie spotkamy się już, tego nie umiałbym przeżyć
Od losu dostaliśmy wiele
Czy potrafiliśmy to wszystko docenić?
Ze źródeł czasu pić
I błogosławić nawet najmniejsze krople
Ile przelotnych spojrzeń i chwil umknęło nam w biegu na dobre
Czasem najdroższej osobie nie powiesz
Tego, o czym krzyczy serce
Zostanie to we mnie jak w Tobie
Zostanie to w Tobie i we mnie
Mimo ze wszyscy próbują powiedzieć sobie to samo
To hardcore
Jeżeli wszyscy nosimy w sobie tę samą nieprzetłumaczalność
Niemożliwość pożegnań
Niemożliwość pożegnań
Niemożliwość pożegnań
Niemożliwość pożegnań
Całą Twoją niewysłowioną miłość do mnie
Usłysz jak moje wyznanie
Czujemy to samo
Czujemy to samo tak samo niewypowiedziane
Pozwól mi mówić w głębi Ciebie
Głosem co jeszcze bez barwy
Co czyni go Twoim czy moim
Nie mówi niczego prócz prawdy
Dobrze, że się zazębiamy
Nasze życia to ogniwa
Ja parę dekad po Tobie
A Ty parę dekad przede mną byłaś
Właściwie żyliśmy razem tak blisko
Aż po godzinę ostatnią
I choć rozstanie rozdziera
To nie rozdziela tak bardzo
A wiosną zakwitną kwiaty, które zrywaliśmy latem
To te same kwiaty
A czas swoja władze nad nimi ma tylko tymczasem
Rozstania każą nam żałować
Nieprzerobionych lekcji uważności
Miliard detali płynących drobinami czasu
Nietrwałych, ulotnych
To co pomiędzy palcami przepływa
Między wersami dziś pochwyć
W Niemożliwości pożegnań
W Przeznaczeniu ogniw
Bisz "Niemożliwość pożegnań"
2 notes
·
View notes
Text
Sing, Sing... czyli jazz w piwnicy
"Dziewczyny jazzu" Teatr Syrena
Scenariusz i reżyseria: Iza Natasza Czapska
Kierownictwo muzyczne: Tomasz Filipczak
Reżyseria światła: Gustaw Trzciński
Kostiumy: Paulina Huczyńska
Przestrzeń: Zuzanna Miladinović
Występują: Monika Mariotti, Justyna Gajczak, Izabela Perez
Tekst pisany na podstawie spektaklu z 27 lutego 2024
Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że to nie będzie typowa recenzja, bo i „Dziewczyny jazzu nie są typowym spektaklem. To druga odsłona projektu „Mikromusical” realizowanego przez Teatr Syrena. To przeniesienie na polski grunt praktyki prosto ze Stanów Zjednoczonych, gdzie sztuka teatralna prezentowana jest widowni, by ocenić jej potencjał.
Bohaterkami „Dziewczyn jazzu” są trzy wspaniałe kobiety, które trafiły do powojennej Warszawy z różnych stron świata: Carmen Moreno (Monika Mariotti), Jeanne Johnstone (Justyna Gajczak) i Elizabeth Charles (Izabela Perez). Panie spotykają się w kawiarni i tam zastaje je zakaz słuchania jazzu wydany przez partię. To nie pierwszy raz, gdy Teatr Syrena bierze na tapet postaci historyczne, a poprzednie produkcje napełniają mnie optymizmem co do przyszłości i tego spektaklu. Jednakże, choć to bardzo ciekawy okres, nie jestem pewna czy da się na tym zbudować pełnoprawny musical. Bo niestety na ten moment „Dziewczyny jazzu” są po prostu za krótkie i zbyt pośpiesznie przebiegają po życiorysach swych nietypowych bohaterek.
To powiedziawszy, wszystkie panie zostały zagrane przez bardzo charyzmatyczne aktorki, które świetnie sobie poradziły zarówno aktorsko jak i muzycznie. Mam jednak wrażenie, że dano im za mało do zrobienia. Sztuce wyszłoby na dobre zagłębienie się w historię każdej z bohaterek i bardziej szczegółowe pokazanie relacji między nimi.
Jeśli chodzi o muzykę, to w spektaklu wykorzystano jazzowe klasyki z tego okresu, piosenki, które bohaterki z pewnością znały i śpiewały. To świetny sposób na stworzenie atmosfery i przeniesienie Bistra Syrena do lat czterdziestych. Cała sala świetnie się bawiła słuchając brawurowych, pełnych energii wykonań. Tyle tylko, że na atmosferze i dobrej zabawie wkład piosenek się kończy. Nie popychają fabuły do przodu i gdyby ich nie było narracja zbytnio by nie ucierpiała. Mam nadzieję, że przed oficjalną premierą powstaną oryginalne utwory, które powiedziałyby nam więcej o bohaterkach, jednocześnie zachowując jazzowy styl. W całym spektaklu najwięcej dowiedzieliśmy się o postaciach z narracji prowadzonej w ojczystym języku każdej z nich, z napisami wyświetlanymi na ekranie. W pełnoprawnym musicalu te momenty byłyby piosenkami i ich brak dało się odczuć.
„Dziewczyny jazzu” to spektakl mocno osadzony w realiach wczesnego PRLu, co ma swoje odbicie w kostiumach i scenografii. Bohaterki i muzycy wyglądają jak wyjęte z podręcznika do historii, a połamane płyty winylowe zalegając na scenie sprawiają, że widz całkowicie rozumie ich irytację, gdy zdają sobie sprawę jakie bezpośrednie konsekwencje ma dla nich rządowy zakaz.
Bardzo mi się za to podobało zastosowanie uderzeń młotkiem jako przerywnika. Otóż przedstawiciel władz jest cały czas obecny na scenie, a jego jedynym zadaniem jest uderzanie młotkiem w płyty gramofonowe w kluczowych momentach spektaklu, całkowicie zmieniając wydźwięk sceny, wyrywając postaci i widownię z zamyślenia i przypominając im o wiecznym nadzorze jaki ma nad nimi państwo.
Jak na mój gust „Dziewczyny jazzu” świetnie pasują do Bistra Syrena. Aktorki wchodząc na scenę witają się z widownią jak ze starymi znajomymi, co tworzy niepowtarzalną atmosfer w połączeniu z ich interakcjami z akompaniującymi im muzykami. Całokształt daje widzom poczucie, że na to kilkadziesiąt minut cofnęli się w czasie i sami uczestniczyli w zakazanej sesji słuchania jazzu.
Ciężko jest oceniać „Dziewczyny jazzu” jeśli ma się świadomość jak krótko trwały prace i że to de facto nie ostateczna wersja musicalu. Jestem pełna podziwu dla całego zespołu kreatywnego odpowiedzialnego za ten projekt, wszyscy wykonali kawał świetnej roboty i to w tak krótkim czasie. Stworzyli spektakl rozrywkowy, ale i pełen prawdziwych emocji. Nie jestem pewna jak dokładnie Teatr Syrena zamierza ocenić reakcje publiczności, ale moim zdaniem „Dziewczyny jazzu” to sztuka z potencjałem i na pewno będę obserwować dalsze prace nad tym tytułem.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.
2 notes
·
View notes
Text
Ej jakby co, to to jest bardzo dobry arykuł o zmianach w TVP pod kątem prawnym. Teraz często słyszę i widzę, także od centrum i lewej strony, że nowy rząd złamał prawo przejmując TVP. I ogólnie cieszy mnie, że jesteśmy gotowi krytykować nowy rząd i patrzeć się im na ręce - to bardzo demokratycznie i społecznie z naszej strony <3 Tylko, że nowy rząd prawa nie złamał, a wszystko jest bardziej skomplikowane niż się może wydawać bo polskie prawo od 2016 roku jest w totalnym rozkładzie.
(zainspirowane tym, że jutro ten temat na 100% zostanie poruszony na obiadzie z dziadkami i chciałxm się przygotować. wish me luck.)
3 notes
·
View notes
Text
"Hell in Hell" is a series about the lowest class of demons from hell, "Imps", who tired of their mistreat decided to escape hell to live on earth. But Humans didn't like that, they decided to fight demons, to try and send then back to hell, fbi formed their own team of demon hunters. "There is no place for two inteligent species on earth".
Meet the Protagonists - the demon hunters.
Meet the Villains - The demons.
.
.
.
Read now on wattpad!
#ask blog#ask#send asks#hell in hell#comics#comics art#demon oc#demon hunters#oc#oc artwork#my ocs#original character#artwork#art#artists on tumblr#digital art#digital artist#story#fantasy#angel#demon#human x demon#monster#lgbtqia#roleplay
2 notes
·
View notes