#Pola Dźwigała
Explore tagged Tumblr posts
chojraczek · 7 years ago
Text
Autumn Leaves - Rozdział Piąty
Przez następne trzy dni Harry zrozumiał, że krótka przejażdżka z Louisem była jak dotąd jedyną rzeczą, która dostarczyła mu rozrywki. Gdy w końcu poznał kogoś w swoim przedziale wiekowym, z kim mógłby się dogadać, jak zwykle musiał popisać się swoim brakiem kultury i prawdopodobnie zniechęcił do siebie starszego chłopaka. Przez te trzy dni, chociaż się z nim nie widział, ciągle myślał o tym, jak głupio się zachował. Było mu wstyd, ale mimo namów babci, że powinien się z nim chociaż witać, Harry jedynie kręcił swoją głową i całymi dniami przesiadywał w swoim pokoju na piętrze sam. Czasami tylko zdarzało mu się go dostrzec ze swojego okna w domku na drzewie, gdzie spędzał samotne wieczory. Jednak po tych trzech dniach ciszy z jego strony, Harry w końcu nie wytrzymał. Wczesnym popołudniem, gdy pomagał pielęgnować kwiaty w ogródku, a babcia kończyła piec swoje popisowe ciasto, nagle wstał i otrzepał swoje brudne dłonie z ziemi. - Zrobię sobie przerwę - oznajmił dziadkowi, który odpoczywał właśnie na ławce, robiąc sobie tym samym przerwę od pracy z powodu bolącego kręgosłupa. Wsadził dłonie w kieszenie swoich szortów i niepewnie ruszył w stronę posesji państwa Lancaster, chociaż nie był do końca pewien, co tak naprawdę zamierzał. Nie miał żadnych konkretnych planów, ale czuł, że właśnie powinien tak postąpić. Mógł nie zastać chłopaka w środku, był w końcu weekend i mógł on spędzać sobotnie popołudnie w towarzystwie przyjaciół, ale mimo to Harry chciał spróbować. Jego nogi same poprowadziły go do stajni, która była najbliżej. Zmarszczył swój nos na okropny zapach, jaki dotarł do jego nosa i wszedł niepewnie do środka przez dwuskrzydłowe drzwi, które były szeroko otwarte. - Eee... Dzień dobry? Louis? - zaptał niepewnie, rozglądając się po paskudnie wyglądającym, śmierdzącym, drewnianym budynku. Podłoga była pokryta sianem, a z boksów wychylały się głowy koni, które parskały na jego widok. Dostrzegł otwarty boks nieco dalej, czwarty od lewej, więc niewiele myśląc ruszył w tamtą stronę. - Jesteś piękna, jesteś cudowna. Wiesz to, prawda? Oczywiście, że wiesz. - dobiegł do niego pieszczotliwy głos Louisa. - Och, jak ja cię kocham. Chcesz moją marchewkę? Tylko nie... nie, nie całuj mnie tu! Harry zatrzymał się nagle i otworzył szerzej swoje oczy, gdy tylko dotarły do niego te słowa. - Śmierdzi ci z pyska! Zaraz po tym usłyszał głośne parsknięcie, więc mimowolnie odetchnął z ulgą i próbował powstrzymać rumieńce, właśnie napływające do jego twarzy. Nie wiedział, jak powinien się zachować, więc po chwili wahania zapukał do drzwi boksu i stanął w końcu w progu. Louis opierał się o ścianę i wyciągał swoją dłoń z pokrojoną marchewką ku zwierzęciu. Zwrócił swój zaskoczony wzrok na Harry'ego, gdy tylko go zauważył, a kąciki jego ust powędrowały w górę. - O, cześć. - Hej - odparł nieco zmieszany Harry i przygryzł wnętrze swojego policzka. - Przepraszam, że tak nachodzę, było otwarte... - Wiesz, myślę, że poważnie się naraziłeś za to i powinienem właśnie zadzwonić na policję - zażrtował Louis, kręcąc swoją głową. Wytarł mokre dłonie o swoje uda i wyszedł z boksu, zamykając drzwi. - Chcesz któregoś dosiąść? To była moja klacz, Ella. Jest jeszcze Ricky, Diamond, Hanoko... - Co? Ja? Nie, nawet nie umiem. - pokręcił swoją głową. - W imieniu babci chcę zaprosić cię na ciasto. Niechętnie wypowiedział te słowa z wypełniającym go po brzegi zażenowaniem. Który normalny nastolatek w tych czasach chciałby jeść ciasto u babci? - Naprawdę? Chętnie. - Louis zgodził się, nie widząc w tym najmniejszego problemu i wzruszył swoimi ramionami. - Teraz? - Myślę, że tak, właśnie je upiekła.. - Chyba znajdę chwilkę czasu. Kocham ciasto twojej babci. - Mojej? - Harry zmarszczył swoje brwi. - No cóż, jest... dobre. - Fantastyczne. Zawsze częstuje nimi mieszkańców, a na kiermaszu ciast daje niezły popis. Harry stał jeszcze dłuższy czas i przyglądał się, jak Louis wymienia wodę w wiadrach i czyści czapraki, nawet przez chwilę nie narzekając, że musiał zmusić się do takiego wysiłku, dźwigać te wszystkie, ciężkie rzeczy i wykonywać nawet najbardziej skomplikowane czynności. - Lubisz jeździć konno? - Kocham, ale niestety przez pracę nie mam zbyt wiele czasu. Zwykle przebywa tu stajenny, ale zajęcia prowadzi tutaj tylko w okresie od jesieni do późnej wiosny. - westchnął z rezygnacją. - Boję się, co tutaj będzie, gdy wyjadę. - Czy twój brat nie może się nimi zająć? - Zajmuje w tygodniu, gdy ja prowadzę sklep. Harry chciał zapytać, czym w takim razie zajmowali się jego rodzice, ale nie chciał być zbyt wścibski. Zamiast tego zacisnął swoje usta i poczekał na Louisa, stojąc niezręcznie na boku i gdy ten w końcu skończył odkładać wszystkie rzeczy na miejsce, niespecjalnie się przy tym spiesząc, razem z Harrym udał się w stronę domu jego dziadków. Szli w ciszy, przerywanej jedynie podmuchami wiatru, szelestem liści, szumem traw i owadów, ale cisza ta była zadziwiająco kojąca. Harry rzucał starszemu chłopakowi ukradkowe spojrzenia i nagle poczuł do niego szacunek za to, jak dojrzały i odpowiedzialny się wydawał. Zdał sobie również sprawę, że powinien wziąć z niego przykład i być milszy nie tylko dla niego, ale również dla babci, dziadka, swoich rodziców i sióstr, oraz reszty mieszkańców. Jedynym wyjątkiem mógłby być Adam. - Dzień dobry - Louis przywitał się uprzejmie, dostrzegłszy panią Branson na ganku, która właśnie dźwigała pokaźną donicę ze storczykami. Kobieta spojrzała w ich stronę i przywołała ich gestem głowy z małym uśmiechem, zanim zniknęła w środku. Chłopcy podążyli za nią, a Louis przepuścił Harry'ego pierwszego w drzwiach. - Idźcie umyć ręce, dziadek zaraz wróci z miasta - oznajmiła Judith, spiesząc się do salonu. - Chodź, tam jest łazienka. Ponownie w ciszy udali się do łazienki, aby umyć ręce, a podczas tego Harry przyglądał się jego smukłym palcom i złocistej opaleniźnie. W porównaniu z jego bladą skórą tworzyła niezwykły kontrast, dlatego stwierdził, że powinien więcej przebywać na słońcu. Zgodnie za namową babci, zajęli miejsce przy stole na ganku, skąd mieli idealny widok na rozciągające się w oddali pola. Harry siedział obok Louisa, przeglądając wiadomości w swoim telefonie, jakie dostał od swoich przyjaciół dzisiejszego poranka. Ściskało go w żołądku na wieść o nowej dziewczynie jego przyjaciela, którą udało mu się poderwać na imprezie zeszłego wieczoru. Gdyby tylko nie wyjechał na wieś, teraz to mogło spotkać jego. - Harry, odłóż telefon, proszę - poprosiła go babcia, nakładając każdemu po kawałku ciasta. Chłopak niechętnie podniósł wzrok znad ekranu smartfona i dostrzegł wpatrującego się w niego Louisa, który opierał policzek na dłoni. Zarumienił się i natychmiast odłożył urządzenie, spuszczając wzrok na swój talerz. - Gdy Harry był mniejszy, non stop piekłam ciasto jagodowe dla niego i dla Alice, jego siostry - rzekła kobieta uśmiechnięta, gdy wszyscy już zajadali się deserem. - Nawet na jego ósmych urodzinach go nie zabrakło. - Babciu... - Harry westchnął zawstydzony, niechętnie przeżuwając ciasto. Uważał całą sytuację za niezręczną, szczególnie, gdy babcia zawstydzała go przed Louisem opowieściami z jego dzieciństwa. - Ósme? - zaciekawił się Louis. - Ja to pamiętam. To było w czerwcu w „Gospodzie u Seana", prawda? Harry posłał mu zaskoczone spojrzenie. - Byłeś tam? - Tak. Niewiele pamiętam, ale byłem tam z rodzicami. Twoja babcia nas zaprosiła, tam poznałem Alice. Co się z nią teraz dzieje? - Wyjechała na studia w Cambridge, mądra dziewczyna - odezwał się dziadek dumnym głosem. Młodszy chłopak odsunął od siebie talerz, zostawiając tym samym niedojedzone ciasto, ale jedynym, co teraz krążyło po jego głowie, była myśl, że Louis znał go wcześniej. Próbował przywołać do swojej głowy wspomnienia ze swoich ósmych urodzin, ale naprawdę niewiele pamiętał. Niczego nie ułatwiała świadomość, że Louis znał również jego starszą siostrę, z którą teraz jego kontakty były bardzo ograniczone. Mieszkała poza rodzinnym miastem i przyjeżdżała tylko na święta, więc rozmawiał z nią tylko raz do roku. - Było naprawdę pyszne - skomentował posiłek Louis, gdy tylko skończył jeść. Przez pół godziny rozmawiał z dziadkami Harry'ego, zdając się dogadywać z nimi o wiele lepiej, niż sam Harry. Chłopak zrzucał to jednak na mentalność tutejszej wsi. - Tak, jak zwykle - dodał Harry, chcąc chwycić swój talerzyk, ale babcia go w tym wyręczyła. - Nie, ja posprzątam. Cieszę się, że wam smakowało. Harry odprowadził go do drzewa, na którym znajdowała się jego huśtawka. Oparł się ramieniem o pień drzewa, przyglądając się Louisowi, jakby czegoś oczekiwał, chociaż sam nie wiedział czego. - Bujasz się? - Louis uśmiechnął się i trącił dłonią sznurek od huśtawki. - No coś ty, za duży jestem. - No dobrze. No to co tu robisz? Masz jakieś fajne, ciekawe miejsca? - Ja... - Harry zawahał się, nie będąc pewien, czy mógłby powiedzieć Louisowi o swoim ulubionym miejscu. Jak na razie uważał, że był bardzo miły i godny zaufania, którym właśnie teraz zamierzał go obdarzyć. - Mam... mam domek na drzewie. Jest za tymi dwoma drzewami. Wskazał palcem ponad ramię Louisa na drewniany domek, a chłopak w odpowiedzi pokiwał swoją głową, spoglądając w tamtym kierunku. - Wiem, który to. Przebywasz tam? - ponownie zwrócił swój wzrok na Harrye'ego, oblizując swoje różowe usta. - Czasami... - Świetnie, no to co powiesz... co powiesz na małe spotkanie? Jest godzina... - wyciągnął swój telefon z kieszeni jeansów, aby zobaczyć, która była godzina. To była kolejna rzecz, która zaimponowała Harry'emu, jak i bardzo go zaskoczyła: ludzie tutaj posiadali smartfony! - Skoro jest piętnasta, co powiesz na to, abyśmy spotkali się za dziesięć godzin? Muszę jeszcze wyprowadzić konie na padok, skosić trawę i mam coś do załatwienia w mieście. - O pierwszej w nocy? - jęknął Harry. - Dziadkowie chodzą spać już o dziewiątej, a schody skrzypią tak, że nie wyjdę. Nie wypuszczą mnie. - Cóż, jak nie dotrzesz, to trudno - Louis wzruszył swoimi ramionami i wyciągnął do Harry'ego dłoń. - Do zobaczenia? Harry wpatrywał się przez chwilę w jego zadbane, mimo ciężkiej pracy, dłonie i przybił mu w końcu piątkę, już zaczynając obmyślać w głowie plan, jak wymknąć się z domu po zmroku. Wiedział, że nie było to łatwe, ale czego się nie robi dla przygody. - Do zobaczenia. *** O godzinie dwudziestej, gdy tylko Judith i Carl szykowali się do spania, Harry stanowczo zadecydował już, jak będzie wyglądała jego ucieczka z domu dziadków. Od kilku godzin chodził podenerwowany, obawiając się, że to nie wyjdzie i zostanie przyłapany na gorącym uczynku, a Louis będzie się z niego śmiał. Nigdy jednak nie czuł potrzeby, aby wymykać się w nocy z domu, bo zazwyczaj informował o tym rodziców, że wychodzi i nie wie, kiedy wróci. Gdy tylko wybiła godzina dwunasta pięćdziesiąt, nastał czas wcielenia swojego planu w życie. Przekręcił zamek w drzwiach od swojego pokoju, na wszelki wypadek wepchnął pod kołdrę ubrania i starą, sflaczałą piłkę do nogi i zgasił światło, aby stwarzać pozory, że smacznie spał. Następnie narzucił szarą bluzę z kapturem na swój podkoszulek od pidżamy, żałożył na stopy trampki i uchylił okno, wyglądając przez nie na zewnątrz. Wychylał się za nie już kilka razy dzisiejszego dnia, aby upewnić się, że był w stanie wyjść przez dach, ale gdy tylko nadeszła ta ostateczna chwila, nabrał pewnych wątpliwości. Po chwili wahania wreszcie przecisnął się przez ramę okna i znalazłszy się na dachu, na drżących nogach zaczął zsuwać się w dół prosto do rynny. Czekała tam na niego drewniana drabina, którą podsunął sobie tutaj, gdy dopiero się ściemniało, a dziadek już udał się do domu na kolację. Był wtedy święcie przekonany, że nikt nie zauważy drabiny, która służyć mu miała za pomoc w ucieczce. - Dasz radę, Harry, dasz radę to zrobić - wyszeptał do samego siebie, aby dodać sobie otuchy, stawiając stopy na samym szczycie drabiny. Złapał ją po obu stronach i gdy upewnił się, że była mocno przytwierdzona do dachu, zaczął schodzić powoli i ostrożnie, szczebel po szczeblu, a gdy znajdował się już na wysokości trzech stóp, uśmiechnął się zwycięsko, pewien, że mu się udało. Jednak to właśnie wtedy przydługie spodnie od pidżamy zaplątały się o jego stopę i zanim mógł zareagować, odsunął się po szczeblu drabiny, lądując pośladkami na twardej trawie. - Kurwa mać! Zakrył swoje usta dłonią, gdy tylko przekleństwo wyszło z jego ust, mając nadzieję, że nie powiedział tego aż tak głośno. Szybko wstał z ziemi i kulejąc, cały obolały i brudny od ziemi, zaczął biec w stronę domku na drzewie. Wdrapał się po drabinie i jakby tego było mało, gdy tylko dotarł na sam szczyt domku, w jego dłoń wbiła się drzazga. Skulił się pod ścianą, próbując dostrzec coś w ciemności. Przeklął siebie w duchu za to, że zapomniał zabrać ze sobą telefonu lub chociaż latarki, ale był zbyt przejęty ucieczką, aby o tym myśleć. Musiał zatem czekać na Louisa nieskończenie długo, nie wiedząc nawet, która była godzina. Dlaczego on się w ogóle zgodził, aby spotkać się z nim w środku nocy na domku na drzewie? Niecałe piętnaście minut później usłyszał, jak ktoś wspinał się po drabinie, więc usiadł po turecku i poprawił swoje włosy, a jego serce zabiło szybciej. Już za chwilę z klapy w podłodze wyłoniła się głowa Louisa. - Hej - rzekł cicho Harry, bezwstydnie się na niego gapiąc. Louis skinął do niego głową, lekko się krzywiąc i dopiero po chwili wszedł do domku cały, przytrzymując dłońmi swój ogromny brzuch, schowany pod granatową bluzą. - Jesteś w ciąży? - Głupi jesteś - parsknął, kręcąc swoją głową i w tym samym momencie wyciągnął spod bluzy dwie butelki piwa. - Musiałem to tutaj jakoś przytachać, żeby twoi dziadkowie nie zobaczyli ani moi rodzice. - Dziadkowie śpią, a ty... ty masz już osiemnaście lat... Jego wzrok utkwiony był w butelce, którą właśnie podał mu Louis. Nie potrafił uwierzyć w to, że chłopak właśnie ją tutaj przyniósł, chociaż jeszcze parę dni wcześniej nie chciał sprzedać mu jej w sklepie. - Mam ci może pokazać dowód? - Nie, teraz nie działam służbowo. - Służbowo? Jesteś sprzedawcą. Obaj chłopcy zaśmiali się cicho na komentarz Harry'ego. Chłopak podciągnął kolana do klatki piersiowej i naciągnął rękawy grubej bluzy na nadgarstki, po czym przycisnął do ust szyjkę butelki, rozkoszując się smakiem swojego ulubionego piwa. - Zimno jest. - Tak - zgodził się, rzucając Louisowi krótkie spojrzenie. - Dzięki. - Nie ma sprawy, ale... nie mów nikomu, jeśli twoja babcia się dowie, znienawidzi mnie! - Nie powiem. Mały uśmiech rozciągnął się na twarzy Harry'ego. - Przepraszam, że wcześniej byłem taki niemiły dla ciebie. Rodzice wysłali mnie na wieś, głównie mama, bo uważa, że jestem okropnym i trudnym nastolatkiem, który potrzebuje odseparowania. - Jest aż tak źle? - brwi Louisa uniosły się w górę. - No... Może tylko czasami. Mam młodszą siostrę, bardzo mnie irytuje i kilka razy zdarzyło mi się zostawić ją samą w środku miasta, aby zrobić na złość rodzicom... - wyznał niechętnie, krzywiąc się na samo wspomnienie. - Gdy raz w życiu wróciłem do domu pijany, dwa miesiące temu, akurat przyłapała mnie na tym matka i było bardzo źle. Mówi, że nie radzi sobie ze mną. Louis milczał, wyglądając na głęboko zamyślonego, gdy przypatrywał się etykiecie na butelce, którą trzymał. - Oczywiście wiem, że to wszystko było złe - kontynuował, czując nagle ogromne poczucie winy za to wszystko, do czego właśnie się przyznał. - Przepraszałem wielokrotnie, ale te moje wybryki chyba przeważyły na decyzji mamy. Tata twierdził, że się nie miesza, ale że wyjdzie mi to na dobre. - Wiesz - zaczął Louis, marszcząc lekko swoje brwi. - Może mają racje. Starszy chłopak rozejrzał się po ścianach domku, a jego spojrzenie zatrzymało się na drewnianej skrzynce w rogu pomieszczenia. - Trzymasz tam coś ciekawego? - Um... - Harry powiódł za nim spojrzeniem. - Jakieś stare zabawki, nie pamiętam. Nie zaglądałem tam długo. Zestresowany zacisnął palce na butelce i syknął cicho, gdy tylko drzazga w jego dłoni dała o sobie znać. Przełożył naczynie do drugiej ręki i zaczął przyglądać się bolesnemu ukłuciu. - Co jest? - Louis zbliżył się do niego, zapewnie zauważywszy grymas na twarzy chłopaka. - Nic takiego, to tylko drzazga - Harry wyznał zmieszany. Mimo tak drobnego podrażnienia, czuł, że wywołało ono drobną opuchliznę. - Jest zbyt ciemno, nie zobaczymy nic. - Daj, może ja coś zobaczę? - Louis wyciągnął do niego swoją dłoń. Harry przypatrywał jej się krótką chwilę, po czym ujął ją bardzo delikatnie. Nie był nawet w stanie opisać uczucia, jakie mu wtedy towarzyszyło - gdy tylko poczuł jego ciepłą i miękką skórę, zadrżał, a jego serce zaczęło bić szybciej. Starał się sobie wmówić, że to była tylko jego ręka, ręka Louisa, i nie powinien reagować w ten sposób. Harry nawet nie był pewien, czy go lubił, nawet jeśli był bardzo sympatyczny. Louis przyglądał się jego dłoni bardzo uważnie i wyciągnął ją w stronę okna domku, aby wychwycić światło księżyca. Wyglądał na skupionego, gdy paznokciami próbował wyciągnąć drzazgę wielkości ziarenka maku z dłoni Harry'ego, co tylko utwierdziło młodszego chłopaka w tym, że niewątpliwie go lubił. Tak, Harry go lubił. - Wiesz, jesteś inny niż twój brat - odezwał się cicho, aby nie utrudnić mu tej czynności. Gdy tak obserwował jego twarz, skąpaną w świetle księżyca, nie myślał nawet o bólu. Co więcej, przyznał sam przed sobą bardzo cicho, że chyba lubił go obserwować. Był interesujący. - No wiesz, jesteś miły. - Jestem po prostu starszy i mądrzejszy. Kąciki ust Harry'ego drgnęły, ale już po chwili opadły w dół. Poczuł małe ukłucie, gdy tylko Louis pozbył się drzazgi i zacisnął swoją dłoń. Chwycił z powrotem w dłonie butelkę, aby uśmierzyć ból łykiem piwa, a Louis zajął swoje poprzednie miejsce naprzeciwko niego. Ledwo mieścili się w domku we dwójkę, ale żadnemu z nich zdawało się to nie przeszkadzać. - Dzięki, chyba bym umarł bez ciebie. W ogóle głupio wyszło z tym wszystkim... - wyprostował się i odchrząknął, po czym wyciągnął do Louisa wyciągniętą dłoń. - Jestem Harry. Słowa Harry'ego chyba wywarły na Louisie ogromne wrażenie. Najpierw spoglądał na Harry'ego jak na kosmitę, ale kiedy dotarło do niego, o co tak naprawdę mu chodziło, zacisnął swoje usta, układające się w uśmiech i uścisnął jego dłoń. - A ja Louis. Ale nie myśl sobie, że to się powtórzy. Nigdy nie sprzedam ci alkoholu w moim sklepie. - Jak sobie chcesz - Harry potrząsnął swoją głową uśmiechnięty. - Ale mam tutaj kolegę, który mógłby przemycać dla mnie piwo w środku nocy, gdy tylko go o to poproszę. - Wiesz, źle cię oceniłem. Naprawdę wierzyłem tym wszystkim osobom, w tym Adamowi. Nie uważasz się wcale za lepszego od nas. Rozumiem cię, też bym się wkurzył, gdyby rodzice zrobili coś wbrew mojej woli. Rumieńce ponownie zalały policzki Harry'ego, ponieważ Louis miał po części rację. Teraz był już jednak pewien, że to już nigdy więcej się nie powtórzy. Louis zmienił cały jego światopogląd w zaledwie jeden dzień, uchodząc za zwyczajnego nastolatka, takiego jakim był on sam. Dodatkowo chłopak okazał mu zrozumienie i nie pouczał go jak jego rodzice. Odnalazł z nim wspólny język i był pewien, że mógłby się z nim zaprzyjaźnić. Był również pewien, że chociaż się nie zapowiadało, to lato miało przynieść jeszcze wiele, niezapomnianych przygód, których nie zapomni do końca swojego życia. - Nie pamiętam cię na moich urodzinach. - A ja ciebie pamiętam - kolejny uśmiech rozjaśnił twarz Louisa. Palcami odgarnął grzywkę na bok, odstawił na ziemię pustą już butelkę i położył dłonie na swoich udach. - Taki mały, lokaty chłopiec, który płakał, bo był za młody i za niski, aby wejść na kolejkę górską. - Ty naprawdę tam byłeś - Harry wyszeptał z niedowierzaniem. - Byłem tam. Zawsze tu byłem, mieszkam tu od urodzenia. Po prostu ty mnie nie pamiętasz. - Louis wzruszył swoimi ramionami, ale wypowiedział te słowa bez żadnego żalu. Harry przycisnął mocniej kolana do klatki piersiowej i zaczął zastanawiać się, dlaczego Louis pamiętał jego, ale on nie pamiętał Louisa. Jak mógł zapomnieć tak istotnej rzeczy, jego obecności, widoku jego błękitnych oczu i jego imienia, skoro mieszkał tuż obok, a Harry przez te wszystkie, dziecięce lata spędzał każde lato u dziadków. Planował zapytać o to babcię, gdy wybiorą się jutro na wspólne zakupy, ale nie spodziewał się uzyskania satysfakcjonującej odpowiedzi. Chciał jednak dociec, co sprawiło, że poznał Louisa dopiero teraz.
2 notes · View notes
verluste · 11 years ago
Photo
Tumblr media
Photo & Illustration: Bartek Wieczorek Stylist: Sara Milczarek Set design: Dorota Boruń Make-up & Masks: Pola Dźwigała Hair: Michal Bielecki
1K notes · View notes
andrzejsobolewski · 6 years ago
Photo
Tumblr media
ACEPHALA aw 18 Daddy’s Girl campaign
Fotografia: Magdalena Łuniewska Modelka: Magda Nowicka / Model Plus Męskie persony: Paweł Śpiewak, Juliusz Donajski, Adam Lejman, Antoni Sobocik, Krzysztof Górnicki Stylizacja: Andrzej Sobolewski Dyrekcja artystyczna: Ewa Muszkiet Make-up: Pola Dźwigała Włosy: Kamil Pecka Asystent fotografki: Aleksander Balcerek
0 notes