Tumgik
#POLSKI LEK NA COVID
zyciestolicy · 4 years
Photo
Tumblr media
Polski lek na COVID-19 jest gotowy! W środę w Lublinie odbyła się specjalna konferencja prasowa, podczas której ogłoszono wyniki badań i zakończenie produkcji pierwszej serii polskiego leku na COVID -19.
0 notes
blognews · 3 years
Text
Apel Ordo Medicus o wstrzymanie szczepień dzieci i młodzieży przeciwko COVID-19
Tumblr media
21.08.2021r
Prezydent Andrzej Duda
Premier Mateusz Morawiecki
Minister Zdrowia dr Adam Niedzielski
Minister Edukacji i Nauki dr hab. Przemysław Czarnek
Izby lekarskie
Dyrektorzy szkół
Biskupi
Księża
Rodzice
Rekomendowanie szczepień przeciwko COVID-19 dzieciom i młodzieży jest nieuzasadnione z medycznego, populacyjnego (odporności zbiorowiskowej) i etycznego punktu widzenia. W tej grupie wiekowej ryzyka zgonu, hospitalizacji, ciężkiego przebiegu i powikłań związanych z COVID-19 są znikome i nie uzasadniają zastosowania ryzykownej, słabo przebadanej i kontrowersyjnej profilaktyki opartej na inżynierii genetycznej, którą po raz pierwszy stosuje się na masową skalę.
Wśród dzieci i młodzieży zgony z powodu COVID-19 raportuje się niezwykle rzadko: kilka przypadków na milion osób (wskaźnik śmiertelności jest bliski zera). Szansa, że dziecko zachoruje i będzie miało ciężki, przeważnie kończący się wyzdrowieniem, przebieg COVID-19 to jeden przypadek na kilkadziesiąt tysięcy. Zdecydowana większość dzieci z dodatnim wynikiem testu w kierunku SARS-CoV-2 nie wykazuje objawów lub przechodzi zakażenie łagodnie. Tylko nieliczne przypadki są hospitalizowane, a wśród nich stosunkowo rzadko zdarzają się poważne objawy i powikłania. Niemal połowa wszystkich objawowych przypadków COVID-19 wśród dzieci miała rozpoznanie co najmniej jednej z chorób współistniejących, w tym głównie astmy, specyficznego opóźnienia rozwoju, padaczki, wrodzonej choroby serca, choroby układu pokarmowego.
Według większości doniesień naukowych dzieci i młodzież mają stosunkowo niewielki udział w rozprzestrzenianiu wirusa SARS-CoV-2, a na obecnym etapie tzw. pandemii większość populacji może mieć już utrzymującą się odporność na COVID-19. Z uwagi na powyższe, szczepienie dzieci i młodzieży nie jest konieczne do uzyskania odporności populacyjnej. Prawdopodobnie jednak, ze względu na tempo mutacji SARS-CoV-2, pełna odporność na COVID-19 jest nieosiągalna i choroba będzie nam towarzyszyć w postaci przeważnie łagodnej infekcji sezonowej, podobnie jak grypa. Uzasadnianie szczepień dzieci przeciwko chorobie, która ogólnie nie stanowi dla nich zagrożenia, preparatami obarczonymi ryzykiem w celu ochrony starszych grup wiekowych jest wysoce nieetyczne. Ponadto najnowsze dane wskazują, że szczepionki nie zapobiegają wystarczająco transmisji wariantu delta SARS-CoV-2, a ich skuteczność systematycznie spada.
Z drugiej strony mamy do czynienia z preparatami genetycznymi, które nie są klasycznymi szczepionkami i zostały dopuszczone jedynie w trybie warunkowym, co oznacza, że nie są dostępne pełne dane dotyczące ich bezpieczeństwa, zwłaszcza średnio i długoterminowych negatywnych skutków poszczepiennych, w tym zgonów. Fazy badań rzeczonych preparatów genetycznych zostały drastycznie skrócone (tzw. teleskopowanie), co oznacza, że nie były one prowadzone zgodnie z dotychczasowymi, rygorystycznymi regułami, które stosowano wobec klasycznych szczepionek. Z uwagi na powyższe, mamy do czynienia z trwającym eksperymentem medycznym, którym poddane zostały całe społeczeństwa.
Biorąc pod uwagę znane (m.in. zapalenie mięśnia sercowego i osierdzia) i potencjalne ryzyka związane z przyjęciem eksperymentalnych preparatów genetycznych oraz niewielkie i niepewne korzyści, uważamy za karygodne i godne potępienia, aby poddawać dzieci i młodzież eksperymentowi medycznemu, który budzi tak wiele uzasadnionych naukowo wątpliwości. Również prawo polskie zabrania przeprowadzania eksperymentów medycznych na zdrowych dzieciach.
Warto w tym miejscu przypomnieć kazus „pandemii świńskiej grypy” w latach 2009/2010, która okazała się fałszywym alarmem i była jedną z najłagodniejszych fal grypy w historii o wskaźniku śmiertelności (IFR) zaledwie 0,02%. Zaszczepiono wówczas dzieci i młodzież, a szczepionki doprowadziły do wielu przypadków nieuleczalnej choroby – narkolepsji. Nie ryzykujmy zdrowia tych, którzy mają całe życie przed sobą.
Ordo Medicus opowiada się za ponowną i niezależną oceną korzyści i ryzyka związanego z programem szczepień przeciwko covid-19 dla poszczególnych grup wiekowych i stanów klinicznych. Zgłaszalność niepożądanych odczynów poszczepiennych (NOP) w Polsce jest prawie 50-krotnie niższa niż w Holandii oraz prawie 9-krotnie niższa niż średnia dla UE (Polska jest na ostatnim miejscu w UE w zakresie zgłaszalności NOP). Już w 2007 roku badania w USA wykazały, że „raportowanych jest mniej niż 1% zdarzeń niepożądanych związanych ze szczepieniami”. Z uwagi na powyższe, wiarygodna ocena ryzyka związanego z programem szczepień w warunkach rzeczywistych jest niemożliwa. Powszechnie wiadomo, że profil bezpieczeństwa interwencji medycznych zazwyczaj wypada gorzej w warunkach rzeczywistych niż w kontrolowanych badaniach klinicznych, na podstawie których dopuszcza się je na rynek. Badania kliniczne tzw. „szczepionek” przeciwko COVID-19 obejmowały zbyt małą i niereprezentatywną próbkę populacji nastolatków, dlatego rzetelne monitorowanie skutków ubocznych szczepionek przeciwko COVID-19 powinno być priorytetem.
W pracy opublikowanej 15 lipca 2021 w New England Journal of Medicine podsumowującej cząstkowe wyniki badania skuteczności i bezpieczeństwa „szczepionki” przeciwko COVID-19 u dzieci i młodzieży, na podstawie której dopuszczono warunkowo preparat do stosowania u osób poniżej 15 roku życia, nie zarejestrowano ani jednego przypadku zapalenia mięśnia sercowego i osierdzia, co tylko unaocznia, iż proces oceny bezpieczeństwa nie zakończył się, a wręcz przeciwnie, powinien być nadal ze wzmożoną uwagą prowadzony.
Ordo Medicus otrzymuje niepokojące sygnały o zaniedbaniach w obowiązku zgłaszania niepożądanych odczynów poszczepiennych przez lekarzy. Pomimo znacznie zaniżonej zgłaszalności już w tym momencie w bazach europejskiej, brytyjskiej i amerykańskiej łącznie zgłoszono prawie 35 tysięcy zgonów i ponad 5,5 mln powikłań w następstwie czasowym szczepień przeciwko COVID-19.
Konkludując, Ordo Medicus stoi na stanowisku, iż bagatelizowanie powyższych danych jest niedopuszczalne i należy pilnie powołać interdyscyplinarną komisję, która niezależnie od agencji regulatorowych i wpływów politycznych oceni poziom zgłaszalności niepożądanych odczynów poszczepiennych, skalę powikłań oraz zweryfikuje stosunek korzyści do ryzyka programu szczepień przeciwko COVID-19. Ponadto należy z naciskiem podkreślić, że tzw. szczepionki przeciwko COVID-19 stanowią profilaktykę stosowaną u osób zdrowych, w tym młodych, a więc tolerancja na jakiekolwiek powikłania, nawet rzadkie, powinna być niska. Nie ulega wątpliwości, że szczegółowe rejestrowanie, badanie i rzetelnie przekazywane opinii publicznej informacji na temat powikłań poszczepiennych jest niezwykle istotne dla zdrowia publicznego i powinno odbywać się niezależnie od agencji regulatorowych i producenta. Biorąc pod uwagę wymienione wyżej argumenty, Ordo Medicus opowiada się za zasadą ograniczonego zaufania do krajowych i międzynarodowych urzędów nadzorujących skuteczność i bezpieczeństwo „szczepień” przeciwko COVID-19.
W opinii Ordo Medicus, obecna i przewidywana sytuacja epidemiologiczna nie uzasadnia tak silnej presji na szczepienia dywanowe i nie jest argumentem do zaniechania bieżącej, obiektywnej i wolnej od nacisków różnych grup interesu oceny stosunku korzyści do ryzyka stosowanych preparatów w poszczególnych grupach wiekowych i stanach klinicznych. Należy podkreślić, że w aktualnej sytuacji wysokiego ryzyka niekorzystnego bilansu zysków i strat, należy wstrzymać program szczepień do czasu opublikowania raportu powołanej komisji.
Prof.dr hab. n. farm. Maria H. Borawska, Białystok
Dr hab. n. med. Andrzej Bugaj
dr hab. W. Julian Korab-Karpowicz, prof. UO, Przewodniczący „Wolne Wybory”
Prof. dr hab. Jakub Z. Lichański
Prof. zw. dr hab. n. med. Maria E. Sobaniec-Łotowska, Białystok
prof. zw. dr hab. n. med Krystyna Lisiecka- Opalko
Prof. dr hab. med. Ryszard Rutkowski
dr hab. Marek Szczepaniec, prof. UG
Prof.zw. dr hab. Ryszard Zajączkowski
Dr n. med. Marek Błażejak
Dr Mariusz Błochowiak
Dr Zbigniew Hałat
Dr Michał Lewandowski
Dr n. med. Zbigniew Martyka
dr n. med. Dorota Sienkiewicz
Dr n. med. Piotr Witczak
Lek. Artur Bartosik
Lek. Paweł Basiukiewicz
Radca prawny Katarzyna Tarnawa – Gwóźdź
Hieronim Kiezik, architekt
Lek. med. Anna Prześlica-Martynowska
Lek. dent. Daniel Mazur
Radca prawny Paweł Nogal
Lek. Piotr Rubas
Lek. Wojciech Węglarz, specjalista anestezjologii i intensywnej terapii
Lek. med. Ireneusz Wojcik, Specjalista Położnictwa i Ginekologii
Uzasadnienie naukowe wraz z listą publikacji naukowych, na którym bazuje oświadczenie znajduje się na stronie 
https://ordomedicus.org/szczepienie-dzieci-przeciwko-covid-19-niewielkie-korzysci-istotne-ryzyko/
Apel został opracowany przez lekarzy i naukowców w ramach niezależnego Intytutu Ordo Medicus.
Petycja
https://www.petycjeonline.com/apel_ordo_medicuso_wstrzymanie_szczepie_dzieci_i_modziey_przeciwko_covid-19?uv=37886582&fbclid=IwAR0rX9JzCSLss0nA2MLNdhtbiwGj3WVxnDCKFraX4udsGgbXhde5ZtzlJvA
Szanowni Państwo, zjednoczeni, możemy więcej.. Prosimy podpisać petycję - Krzyk dzieci https://www.petycjeonline.com/szanowni_pastwo_-_zjednoczeni_moemy_wicej_potrzebujemy_drobnego_wsparcia
1 note · View note
timitum · 4 years
Text
Eksperci, dajcie szanse amantandynie
CEZARY PAKULSKI23 LISTOPADA 2020 Eksperci, dajcie szanse amantandynie  – apeluje specjalista intensywnej terapii   Lekarz z Przemyśla twierdzi, że amantandyna pomaga chorym na COVID-19. Eksperci mówią w mediach, że tylko tak mu się wydaje. Tymczasem prof. Cezary Pakulski, który na intensywnej terapii leczy amantadyną inne schorzenia, wzywa, by nie stosować w jej przypadku podwójnych standardów
Każdego dnia wirusem SARS-CoV-2 zarażają się dziesiątki tysięcy Polek i Polaków. Znaczna część spośród nich chorobę przechodzi lekko, czasami wręcz bezobjawowo. Inni chorują ciężko, jeszcze inni umierają. Spośród tych, którzy chorowali ciężko, ale udało im się przeżyć, u większości jakość życia nie wróci do tej sprzed zachorowania. Rozległe i nieodwracalne pozapalne zmiany w płucach, które dokonują się w trakcie trwania choroby, nie ustępują.
COVID-19 zaskoczył wszystkich. Nie było i nie ma czasu na poszukiwanie nowych leków i sposobów leczenia zakażenia wirusem SARS-CoV-2. Całą uwagę przesunięto na poszukiwanie wskazań do leczenia COVID-19 już wcześniej znanymi preparatami. Chlorochina, hydrochlorochina, azytromycyna, favipiravir, famotydyna, interferon, kaletra – ogromnie wierzono w ich terapeutyczną skuteczność. Powszechne ich stosowanie w leczeniu COVID-19 było możliwe dzięki uznawaniu tych terapii za dozwolony eksperyment medyczny.
Po krótszym lub dłuższym okresie fascynacji okazywało się, że kolejne z wymienionych leków nie kreują żadnego pozytywnego efektu terapeutycznego, jednocześnie wywołując związane z ich farmakologicznym profilem działania niepożądane. Jeden po drugim był wykreślany z listy leków stosowanych eksperymentalnie.
Podawanie tocilizumabu, osocza ozdrowieńców i przeciwciał monoklonalnych do dzisiaj pozostaje eksperymentem medycznym.
Na początku byliśmy bezradni Wybór stosowanych leków nie był i nie jest dowolnym pomysłem lekarzy. W kwietniu 2020 roku Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji (AOTMiT) opublikowała dokument „Polskie zalecenia diagnostyczno-terapeutyczne oraz organizacyjne w zakresie opieki nad osobami zakażonymi lub narażonymi na zakażenie SARS-CoV-2”. Podlega on stałej aktualizacji i został przygotowany przez polskich ekspertów wielu dziedzin medycznych w oparciu o dostępne wyniki badań naukowych.
Na samym początku jego autorzy terapeutycznie kluczowe decyzje podejmowali na podstawie wyników fatalnie zaprojektowanych, wzajemnie się wykluczających i wykonanych na niewielkich grupach chorych badaniach porównawczych lub pozbawionych randomizacji pracach obserwacyjnych. Tylko takie były wtedy możliwości.
Dokument poraża widoczną w nim bezradnością wobec wirusa. Wynika z niego, że w walce z COVID-19 możemy liczyć tylko na tlen, respiratory i leczenie zmianą ułożenia ciała (naprzemiennie pozycja ciała na plecach i na brzuchu). Promowana jest również technika pozaustrojowego natleniania krwi (vvECMO). Dla tych, którzy wierzą, pozostaje jeszcze modlitwa.
Kolejne tygodnie i miesiące przynoszą kolejne rozczarowania.
Dzisiaj nie mamy żadnego leku, o którym moglibyśmy powiedzieć, że jest skuteczny w leczeniu zakażenia wirusem SARS-CoV-2.
Remdesivir też nie działa Nawet remdesivir, lek, który jeszcze kilka tygodni temu był tym jedynym skutecznym w leczeniu COVID-19, według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) nie zapobiega śmierci z powodu COVID-19. Nie zapobiega również przejściu choroby w fazę ciężką oraz konieczności rozpoczęcia terapii oddechowej respiratorem, zatem… nie działa. Czekamy jeszcze na opublikowanie wyników badań prowadzonych w polskich oddziałach chorób zakaźnych. Jak wstępnie poinformowano, wyniki prowadzonych badań mają potwierdzić skuteczność leczenia remdesivirem, ale wyłącznie, jeśli zostanie zastosowany na bardzo wczesnym etapie choroby. Tym wczesnym etapem leczenia ma być konieczność włączenia do leczenia tlenoterapii.
To zła wiadomość, bo oznacza, że leczenie remdesivirem powinniśmy rozpoczynać u wszystkich chorych przyjmowanych do leczenia szpitalnego. Nigdy przecież nie wiemy, z jak agresywnym przebiegiem choroby będziemy mieli do czynienia. Koszt leczenia jednego chorego to niemal 10 tysięcy złotych, ale nawet gdybyśmy jako kraj posiadali wystarczające środki finansowe, i tak do końca roku polskie szpitale otrzymają 96 tysięcy opakowań leku, co oznacza możliwość leczenia maksymalnie 16 tysięcy chorych.
Aktualnie trwa kilka dobrze skonstruowanych wieloośrodkowych badań, które ostatecznie zdecydują o skuteczności, lub braku skuteczności leczenia azytromycyną, osoczem ozdrowieńców, tocilizumabem, czy przeciwciałami monoklonalnymi. Należy się niestety spodziewać, że wszystkie wymienione zostaną uznane za nieskuteczne w leczeniu zakażenia SARS-CoV-2.
Podsumowując, całą tą część dotyczącą farmakoterapii chorych na COVID-19 trzeba zakończyć złowieszczą konkluzją, że zakażenia SARS-CoV-2 nie mamy czym leczyć. Nie posiadamy leku na tę infekcję, wciąż nie mamy dostępu do szczepionki. Leczymy tylko objawy.
Wyjątkami, które zmniejszają ryzyko wystąpienia powikłań w przebiegu ciężkiego przebiegu zachorowania na COVID-19, są działające przeciwzakrzepowo preparaty heparyny, a u chorych wymagających już leczenia na oddziale intensywnej terapii dodatkowo lek z grupy steroidów (deksametazon).
System ochrony zdrowia w zaniku W tym samym czasie pandemia nabiera prędkości. Rosną liczby osób zakażonych, chorych leczonych w domach, w szpitalach, chorych wymagających wsparcia czynności oddechowej respiratorem, wreszcie tych, którzy w szpitalach umierają. Z powodu wyczerpania lokalowych i kadrowych możliwości systemu chorzy umierają również w domach i w drodze do szpitala. W szpitalach powstają kolejki chorych czekających na możliwość podłączenia do wolnego respiratora i w tym samym czasie szpital tymczasowy w Warszawie okazuje się najdroższym w Polsce Narodowym Izolatorium.
Systemu ochrony zdrowia w wielu miejscach po prostu już nie ma. W takiej rzeczywistości przychodzi funkcjonować ludziom chorym i ich rodzinom. Przy przepełnionych pacjentami szpitalach, trudno dostępnych telefonicznie poradniach POZ i coraz większej liczbie medyków przebywających w izolacji z powodu zakażenia SARS-CoV-2, zdrowym żyje się trudniej, a chorzy przestają dawać sobie radę.
W prasie popularnej jest coraz więcej opisów sytuacji, w których chorzy na COVID-19 lub rodziny osób chorych skarżą się, że państwo i system ochrony zdrowia ich porzucili. Na przykład lekarz POZ tłumacząc się bzdurnymi procedurami odmawia przyjścia na wizytę do będącego się w kiepskiej kondycji chorego z potencjalnym COVID-19. Mówi, że nie ma możliwości zorganizowania pobrania wymazu w miejscu pobytu chorego i proponuje w zamian wezwanie karetki pogotowia. Jeśli już uda się dodzwonić na numer 112, dyspozytor mówi, że pogotowie takich wizyt nie realizuje, a wizyta u ciężej chorej osoby to obowiązek lekarza POZ. Ponowny telefon do poradni POZ w najlepszym razie kończy się zleceniem telefonicznej antybiotykoterapii „na wszelki wypadek”. Wtedy okazuje się, że tego antybiotyku nie ma kto wykupić.
Zespoły ratownictwa medycznego pozostawiają chorych w domu, twierdząc, że tam mają większe szanse na przeżycie. Nie wiadomo bowiem, jak zniosą wielogodzinny pobyt w karetce w trakcie poszukiwania i/lub oczekiwania gdzieś na wolną leżankę w oddziale ratunkowym. W samym szpitalu liczba kadr medycznych nie daje gwarancji profesjonalnego zaopiekowania się wszystkimi potrzebującymi. Chorzy i potencjalnie chorzy wykupili ze sklepów internetowych pulsoksymetry, zaczyna brakować koncentratorów tlenu.
Cudowny lek potrzebny od zaraz Jeżeli zestawimy ze sobą trudny dostęp do systemu ochrony zdrowia, brak rzeczywistych możliwości skutecznego leczenia zakażenia SARS-CoV-2 i sączące się z mediów i na ulicy hiobowe wieści, chorzy mają w zasadzie tylko dwie możliwości wyboru. Mogą karnie czekać na to, co przyniesie los, licząc, że obejdzie się z nimi skąpoobjawowo. Alternatywą jest chwytanie się każdej informacji o potencjalnie skutecznym, niszczącym wirusa działaniu jakiejś kolejnej substancji chemicznej, suplementu, czy leku.
Dla chorego nie jest ważne, czy działanie to pozostaje w zgodzie z charakterystyką produktu leczniczego (chpl), czy jest wynikiem stosowania środka farmaceutycznego poza wskazaniami medycznymi (off-label), czy będzie to tylko tzw. efekt placebo. Ważne, żeby przyniósł zadowalający – według chorego – skutek terapeutyczny. Pośród kilku leków, których ewentualne zastosowanie w leczeniu zakażenia wirusem SARS-CoV-2 wzbudza szczególne zainteresowanie wymienić możemy famotydynę (lek zmniejszający wydzielanie kwasu solnego w soku żołądkowym), witaminę D3, złożone mieszaniny witaminowe, kwas acetylosalicylowy oraz amantadynę.
Amantadyna w ostatnich tygodniach wywołuje najwięcej nadziei, emocji i kontrowersji. Należy postawić pytanie, czy słusznie?
Na kłopoty… amantadyna Amantadyna pierwotnie została zastosowana jako lek przeciwwirusowy w leczeniu zakażeń grypą typu A. Jej działanie przeciwwirusowe miało polegać na blokowaniu replikacji wirusa. Niestety szybko zatraciła swoją skuteczność przeciwko temu typowi grypy. Jak wykazały późniejsze badania, okazała się również zupełnie nieprzydatna w leczeniu zakażeń wirusem grypy typu B i paragrypy.
Swoje drugie życie jako leku amantadyna zawdzięcza rozpoznanym neuroprotekcyjnym działaniom na komórki nerwowe w mózgu. Jest to do dzisiaj wykorzystywane w leczeniu chorych po ciężkim urazie i udarze mózgu, w chorobie Parkinsona i w niektórych innych chorobach mózgu.
Z pojawieniem się zakażenia SARS-CoV-2 ponownie odżyła koncepcja zastosowania amantadyny w leczeniu choroby wywoływanej przez wirusy. Nie stało się to automatycznie z chwilą ogłoszenia pandemii. Ani na świecie, ani w Polsce nie zostały zaplanowane ani wykonane badania, na podstawie których przydatność tego leku zostałaby zweryfikowana w sposób jednoznaczny. Nawet te najnowsze, duże projekty randomizowanych badań wieloośrodkowych z podwójnie ślepą próbą nie rozważały jej użycia.
Pomysły zbadania skuteczności amantadyny w leczeniu COVID-19 były skutecznie blokowane przez lobby naukowe, w tym lekarzy chorób zakaźnych na całym świecie.
Amantadyna nie została uwzględniona w żadnych zaleceniach jako lek posiadający potencjał w terapii zakażenia koronawirusem – ani WHO, ani włoskich, amerykańskich, czy polskich zaleceniach AOTMiT, wytycznych Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych (PTEiLChZ) do terapii zakażenia wirusem SARS-CoV-2.
Alergia na lek na literę „a”? Obserwując reakcje lekarzy wirusologów i specjalistów chorób zakaźnych tu w Polsce można odnieść wrażenie, że sama nazwa leku wywołuje silną odpowiedź alergiczną. Mimika twarzy pojawiająca się już w trakcie zadawania pytania o amantadynę mówi wszystko. Trudno takie postawy zrozumieć. Być może chodzi o wciąż obecne rozczarowanie brakiem skuteczności tego leku w przypadku grypy. Być może o przeświadczenie, że ze względu na mechanizm działania lek nie może być skuteczny w leczeniu zakażenia koronawirusami, a może o zwykłą frustrację, że promowany przez lekarza pracującego w podstawowej opiece zdrowotnej lek, który kosztuje 30 złotych, mógłby się okazać skuteczniejszy niż wszystkie inne środki farmaceutyczne razem wzięte.
Już na samym starcie, jeszcze przed rozpoczęciem ewentualnych badań amantadyna jest ona co najmniej tak samo dobra, jak te inne dotychczas stosowane w leczeniu COVID-19 i niedziałające leki. Może więc być tylko lepiej. Od kilku miesięcy o amantadynę w Polsce trwa spór, którego język szczególnie w ostatnich tygodniach się zaostrza.
Wszystko zaczęło się od opublikowania przez dr. Włodzimierza Bodnara w mediach społecznościowych informacji, że „można wyleczyć COVID-19 w 48 godzin” oraz że „w ciągu 48 godzin można ustabilizować co najmniej 99 proc. ciężkich przypadków COVID-19 w Polsce przebywających obecnie w leczeniu szpitalnym”.
Pod względem naukowym jest to wnioskowanie nieuprawnione, ale dopiero taki sposób komunikacji wywołał zainteresowanie wirusologów i lekarzy chorób zakaźnych. Wcześniej, gdy informacje o potencjalnej skuteczności leku były przedstawiane w stonowany i mniej krzykliwy sposób, żadnej reakcji nie było. Po ogłoszeniu, że COVID-19 można wyleczyć w 48 godzin, po wezwaniu świata nauki i Ministerstwa Zdrowia do natychmiastowych badań nad amantadyną pod hasłem „czas negacji się skończył”, niemal natychmiast powstał front oponentów deprecjonujących osoby, które proponują dać amantadynie i innym podobnie działającym lekom szansę na poddanie ich naukowej weryfikacji.
Podwójne standardy? W tym miejscu trzeba zwrócić uwagę na stosowanie podwójnych standardów wobec oceny działań doktora Bodnara i działań własnych. Dowody wyzdrowienia płynące od osób, które w trakcie COVID-19 były leczone amantadyną, są pomijane jako mało wiarygodne. Jednocześnie jeden z wątpiących, profesor Robert Flisiak, prezes PTEiLChZ, mówi: „W Polsce od początku stosowany był tocilizumab, choć inne towarzystwa naukowe nie wymieniają go w swoich zaleceniach. My jesteśmy jednak o tym przekonani. Każdy lekarz, który widział ozdrowienie po tym leku, będzie przekonany, że należy go stosować. Nie zawsze, ale w wielu przypadkach uratował on życie chorych”.
Na kolejne pytanie: dlaczego w wytycznych PTEiLChZ do terapii zakażenia wirusem SARS-CoV-2, w przeciwieństwie do wytycznych obowiązujących w świecie i w Polsce (zalecenia AOTMiT) u chorego wymagającego rozpoczęcia wentylacji zastępczej respiratorem konieczne jest stosowanie deksametazonu w niebezpiecznie wysokiej dawce, profesor Flisiak odpowiada: „Jesteśmy za to krytykowani, ale na tym etapie trzeba intensywnie działać, tym bardziej w sytuacji, gdy nie można chorego umieścić na oddziale intensywnej terapii. To taki krzyk rozpaczy z naszej strony.
Ogłoszono, że leczenie chorych z COVID-19 amantadyną ma charakter niedozwolonego eksperymentu medycznego, oraz że „ilość skutków ubocznych specyfiku jest przerażająca”. Jednocześnie lekarz przepisujący swoim pacjentom off-label amantadynę mógł przeczytać w prasie, że „może mieć poważny problem prawny”, a osobiście usłyszał, że „w przypadku śmierci choć jednej osoby, której leczenia się podjął, zostanie pociągnięty do odpowiedzialności”.
Wiadomo jakiej, bo w tym samym czasie Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej OIL w Krakowie ogłosił, że na skutek zgłoszenia skargi będzie badał, czy doszło do propagowania postaw antyzdrowotnych, stosowania metod, które nie są zweryfikowane naukowo lub są szkodliwe. To poważne oskarżenia, na podstawie których można próbować zawiesić lekarzowi prawo wykonywania zawodu. Z planów oskarżenia szczęśliwie zrezygnowano, co pozwoli samorządowi lekarskiemu uniknąć śmieszności.
Zupełnie niezrozumiałe jest straszenie poważnymi skutkami ubocznymi amantadyny. „Przerażała mnie ilość skutków ubocznych specyfiku”, „amantadyna ma szereg działań ubocznych, z których na pierwszy plan wysuwają się zaburzenia nerwowo-mięśniowe czy objawy psychotyczne, ale zdarzają się również przypadki prób samobójczych”, „z leczenia grypy amantadyną zrezygnowano nie tylko ze względu na znikome efekty terapeutyczne, ale też dość poważne powikłania neurologiczne (psychozy, omamy, drgawki), obrzęk płuc i inne objawy ciężkiej niewydolności układu krążenia, niewydolności nerek, do tego nie mamy odtrutki”.
Naukowe autorytety w przypadku amantadyny z taką łatwością wyrokują „absolutnie nie stosować, bo stosowanie leków o nieudowodnionej skuteczności i bezpieczeństwie nigdy nie jest dobre. W COVID-19 przerabialiśmy to już kilkukrotnie. Amantadyna może mieć poważne skutki uboczne”. Jeszcze nie tak dawno te same osoby w leczeniu chorych COVID-19 (opierając się na obowiązujących wtedy wytycznych) ryzykowały wystąpieniem naprawdę niebezpiecznych działań niepożądanych promując np. wspólne stosowanie chlorochiny (lek przeciwmalaryczny) i azytromycyny (antybiotyk). Zdecydowanie obojętne dla chorego nie są też obecnie stosowane remdesivir, tocilizumab i deksametazon.
Czy amantadyna faktycznie jest tak niebezpieczna? Jako lekarz intensywista stosuję ten lek u krytycznie rannych i ciężko chorych przez wiele dni w naprawdę wysokich dawkach i dotychczas nie zaobserwowałem poważnych działań ubocznych. Nie słyszałem też, żeby chorzy z zespołem Parkinsona, którzy lek przyjmują przewlekle, mieliby umierać z jego powodu. Nie słyszałem, żeby z powodu działań ubocznych leku trzeba przerywać terapię.
Z objawów niepożądanych, które występują częściej, wymienić można: pobudzenie psychomotoryczne, bezsenność i utrudnienia koncentracji. Większość pozostałych zacytowanych działań ubocznych leku może się również wydarzyć po wielu lekach stosowanych zgodnie ze wskazaniami. Podejmując się rozpoczęcia leczenia amantadyną, jak w przypadku każdego leku, trzeba wykluczyć chorych, u których podanie leku będzie przeciwskazane, a w pozostałych przypadkach wykonać obowiązkowe badania kwalifikujące i dokonać ocenę zysków i strat towarzyszących terapii lub wynikających z odstąpienia od terapii.
Opór wobec amantadyny ma miejsce przy jednoczesnej postępującej bezradności terapeutycznej w leczeniu COVID-19, która powinna skutkować realizacją hasła „wszystkie ręce na pokład”. Naprawdę nie ma się co dziwić, że w tak kryzysowej sytuacji podejmowane są próby odkrycia „cudownego” leku. Ktoś przecież na świecie z jakiegoś powodu po raz pierwszy u chorego z COVID-19 zastosował chlorochinę czy remdesivir.
Najpierw wszyscy jesteśmy lekarzami, dopiero w drugiej kolejności myślimy o naukowej legalności naszych działań. W konsekwencji, jeżeli prowadzony przez nas sposób leczenia uważamy za skuteczny, często się nawet nie zastanawiamy, czy lek podajemy zgodnie, czy niezgodnie ze wskazaniami. Jeżeli w naszej ocenie podanie leku jest relatywnie bezpieczne, nie mamy żadnej farmakologicznej alternatywy i jest spełniona zasada „po pierwsze nie szkodzić”, dlaczego mamy zaniechać leczenia?
Warunkiem zastosowania u chorego leku poza wskazaniami wymienionymi w charakterystyce produktu leczniczego jest wcześniejsze poinformowanie chorego o możliwych działaniach ubocznych i uzyskanie jego zgody na piśmie. Konsekwencje zdarzenia niepożądanego spadają na lekarza i w każdym takim przypadku lekarz powinien wystąpić do właściwej terytorialnie komisji bioetycznej o wydanie zgody na podanie leku w ramach eksperymentu terapeutycznego.
Tyle że o tym trzeba pamiętać. Na studiach i w czasie szkolenia specjalizacyjnego zagadnieniom prawnym i podstawom prowadzenia badań naukowych poświęca się zdecydowanie niewystarczającą ilość czasu. W takiej sytuacji można się było spodziewać pomocnej dłoni wyciągniętej przez Okręgową Izbę Lekarską, która powinna pomóc lekarzowi, który nie pamięta o zasadach prowadzenia eksperymentu badawczego.
Żadnej zgody nie będzie Pomoc przyszła, ale bardzo późno i nie taka, jakiej można było oczekiwać. „Zaproponowałem mu pomoc, bo widzę, że zachowuje się jak dziecko we mgle. Jakby w ogóle nie rozumiał zasad funkcjonowania badań klinicznych. Postaram się pomóc w jego przygotowaniu (wniosku), ale dr Bodnar jest lekarzem rodzinnym, a nie naukowcem. A komisja ocenia możliwości badacza. Jeśli stwierdzi, że dr Bodnar nie spełnia wymagań stawianych naukowcom i nie ma żadnych narzędzi do badania tych ludzi, to może pojawić się problem”.
To słowa dr. Pawła Grzesiowskiego, eksperta Naczelnej Rady Lekarskiej do walki z COVID-19 z wywiadu dla gazety o szerokim zasięgu. Po pierwsze bez zawodowego szacunku dla drugiego lekarza, po drugie żadnej zgody nie będzie. Żeby powstała prawna możliwość leczenia chorych COVID-19 amantadyną nie trzeba planować szczegółowych badań naukowych. Wystarczy pozyskać zgodę komisji bioetycznej na podanie leku w ramach eksperymentu terapeutycznego. Na takiej samej podstawie chorzy otrzymują osocze ozdrowieńców, czy tocilizumab.
Eksperci są przekonani, że koncepcja, iż amantadyna mogłaby działać w przypadku COVID-19, została zbudowana na fałszywym założeniu. Dr Włodzimierz Bodnar na podstawie dostępnych wstępnych wyników laboratoryjnych badań doświadczalnych przyjął, iż amantadyna może hamować proces zakwaszania lizosomów (struktura w komórce ludzkiej, którą atakuje wirus) i tym samym wnikania wirusa SARS-CoV-2 do wnętrza komórki. Drugim możliwym mechanizmem działania ma być hamowanie aktywności białka E działającego jako kanał jonowy. Białko E ma odgrywać kluczową funkcję w zdolności wirusa do replikacji i uruchamiania w komórce reakcji zapalnej.
„Nie ma żadnych podstaw merytorycznych ani naukowych do stosowania amantadyny w zakażeniach wywołanych przez koronawirusa SARS-CoV-2” – mówi profesor Robert Flisiak. Profesor Tomasz Dzieciątkowski przekonuje, że „koronawirusy SARS-CoV-2 mają zupełnie inny mechanizm wnikania wirusa do komórki niż wirusy grypy, a w związku z tym amantadyna jako taka nie będzie na nie działała”. Profesor Krzysztof Simon dodaje „po prostu nie wiem, jaki miałby być punkt uchwytu terapeutycznego amantadyny, jeśli chodzi o replikację wirusa SARS-CoV-2″. Według doktora Pawła Grzesiowskiego „sugerowany mechanizm polegać miałby na tym, że amantadyna może przenikać do lizosomu działając w nim jako środek zmieniający pH, co zapobiegałoby uwalnianiu wirusowego RNA do komórki, ale wiele leków o podobnym działaniu było już bez powodzenia testowanych”.
Jak zauważył profesor Krzysztof Pyrć, „w przypadku wirusów takich jak SARS-CoV-2 do zakażenia dochodzi w płucach pacjenta, gdzie wirusy ulegają fuzji na powierzchni komórek, zatem mechanizm działania amantadyny w praktyce nie jest w stanie zapobiec fuzji SARS-CoV-2 z komórkami pacjenta, czyli teoretycznie nie może zadziałać. Jest to artefakt związany z modelem in vitro”. Jednocześnie Profesor Pyrć zwrócił uwagę, że „nie udało się potwierdzić, jakoby amantadyna hamowała aktywność białka E jako kanału jonowego, tym samym drugi z proponowanym mechanizmów działania amantadyny również jest chybiony”.
Badania naukowe cały czas trwają i kilka dni temu opublikowano wyniki kolejnych laboratoryjnych badań doświadczalnych, które jednak potwierdziły, że amantadyna może być słabym inhibitorem blokującym aktywność kanału białka E, co ostatnią wątpliwość profesora Pyrcia czyni nieaktualną. Trzeba jednak podkreślić, że wszystkie dane, na podstawie których definiuje się lecznicze działanie amantadyny w COVID-19 pochodzą z badań doświadczalnych prowadzonych w laboratoriach. Nie ma niestety pewności, że w warunkach „in vivo”, u ludzi rozpoznane mechanizmy działania się potwierdzą.
Oczy szeroko otwarte? Naukowcy powinni patrzeć na każdy problem szeroko otwartymi oczami. Powinni mieć maksymalnie poszerzone pole widzenia, a nie skupione tylko na własnym, w tym przypadku zakaźno-wirusologicznym fragmencie wiedzy. Ja również uważam, że znanymi już mechanizmami działania na wirusy grypy amantadyna nie poradzi sobie z koronawirusem. Inne, zdecydowanie nowsze leki przeciwwirusowe badane wcześniej nie pokonały koronawirusa SARS-CoV-2, dlaczego zatem stara amantadyna miałaby okazać się skuteczna?
A może dzieje się tak dlatego, że amantadyna jest lekiem, który potrafi blokować receptory NMDA w układzie glutaminergicznym, a wszystkie inne, nowe leki przeciwwirusowe takiej cechy nie mają.
Może więc prawdziwy mechanizm działania amantadyny jest zupełnie inny niż ten dotychczas brany pod uwagę i polega na działaniu blokującym receptory układu glutaminergicznego w pniu mózgu, w komórkach śródbłonka naczyniowego, w limfocytach, w obrębie bariery naczyniowo-pęcherzykowej w płucach, na makrofagach pęcherzykowych i w drogach oddechowych?
Wiele badań doświadczalnych pozwoliło na stwierdzenie bezpośredniego związku pomiędzy stymulacją układu glutaminergicznego, a uruchomieniem odpowiedzi zapalnej w płucach, hamowaniem funkcji limfocytów T, wywoływaniem zespołu ostrego uszkodzenia płuc, czy uszkodzeniem płuc jako efektu stresu oksydacyjnego. Z tymi wszystkimi sytuacjami mamy do czynienia w obrazie COVID-19. Czynnikiem spustowym w każdym z tych działań jest pobudzenie receptorów układu glutaminergicznego.
W badaniach doświadczalnych wyhamowanie aktywności glutaminergicznej i zablokowanie receptorów NMDA zapobiegało wymienionym zmianom lub ograniczało gwałtowność tych zmian. Być może możliwe są również inne mechanizmy działania leków blokujących receptory NMDA. Wiemy, że receptory NMDA u ludzi blokują amantadyna, jony magnezowe i ketamina. Zostało też dowiedzione, że do niepożądanego pobudzenia układu glutaminergicznego mogą prowadzić dostarczane z zewnątrz w formie np. preparatów żywieniowych tzw. aminokwasy pobudzające (badania: „Zastosowanie leków blokujących receptory NMDA (amantadyna, ketamina, magnez) w leczeniu chorych z objawowym zakażeniem SARS-CoV-2”.
Nie mamy alternatywy, więc czemu nie spróbować? Może warto podjąć decyzję o zawieszeniu na dwa miesiące badań z innymi lekami, o których wiemy, że i tak nie działają i zrealizować badanie, które wykaże skuteczność lub brak skuteczności amantadyny i innych leków blokujących układ glutaminergiczny w COVID-19? Może warto pójść za przykładem Wielkiej Brytanii. Właśnie ktoś wpadł tam na pomysł, że zwykła i tania aspiryna może okazać się lekiem skutecznym albo w leczeniu COVID-19, albo chociaż w leczeniu powikłań towarzyszących COVID-19. Ktoś pomyślał i zaproponował, a The UK COVID-19 Therapeutics Advisory PANEL (brytyjski panel doradczy ds. COVID-19) od razu przyjął jako obowiązującą rekomendację.
Przecież nie mamy żadnej medycznej alternatywy. Możemy tylko czekać i patrzeć lub patrzeć i czekać. Do brytyjskiego badania prowadzonego jako część projektu RECOVERY zrekrutowanych zostanie 2000 chorych. Za 2-3 miesiące będziemy wiedzieli, czy kwas salicylowy jest w zakażeniu SARS-CoV-2 skuteczny. Czyli się da. Czy tylko w Wielkiej Brytanii ? Czy Rada Medyczna przy Głównym Doradcy Prezesa Rady Ministrów profesorze Andrzeju Horbanie, o której Mateusz Morawiecki mówi, że są w niej „najlepsi z najlepszych, najwspanialsze umysły, jakie polska medycyna ma do zaoferowania” będzie potrafiła się zachować jak The UK COVID-19 Therapeutics Advisory PANEL?
Nie wszystko, co kiedyś było lekiem przeciwwirusowym, musi działać jak lek przeciwwirusowy. To przecież żaden problem zebrać dzisiaj grupę 1000-2000 objawowo zakażonych wirusem SARS-CoV-2. Do rekrutacji można włączyć również chorych ze szpitala tymczasowego, tego, który jest i z kolejnych uruchamianych. W przypadku badania obejmującego 1000 chorych koszt pełnej dawki amantadyny i preparatu magnezu dla 500 chorych to jedynie 20.000 PLN (równowartość dwóch kuracji remdesivirem). Dojdą na pewno koszty placebo dla pozostałych 500 chorych, koszty kierowania badaniem, randomizacji chorych, obserwacji przebiegu leczenia włączonych do badania. Wszystkie pozostałe koszty: badania obrazowe, laboratoryjne są elementem hospitalizacji i obowiązek ich kilkukrotnego wykonania wynika z dokumentu „Polskie zalecenia diagnostyczno-terapeutyczne oraz organizacyjne w zakresie opieki nad osobami zakażonymi lub narażonymi na zakażenie SARS-CoV-2” wydanego przez AOTMiT.
Jeżeli okazałoby się, że amantadyna i inne leki blokujące receptory NMDA nie działają, będzie to jedynie kolejne rozczarowanie. Jeżeli jednak wynik badania byłby odmienny, w krótkim okresie czasu możliwe stanie się odblokowanie miejsc do leczenia chorych na schorzenia inne niż COVID-19, bo zapotrzebowanie na miejsca covidowe zasadniczo się zmniejszy.
O czymś takim, jak zmniejszenie stopnia ciężkości niepełnosprawności oddechowej ozdrowieńców czy obniżenie wskaźnika śmiertelności z powodu COVID-19 i przez COVID-19, nawet strach myśleć. Ale pamiętajmy, że pandemia będzie z nami nawet trzy lata.
1 note · View note
wiadomosciprasowe · 3 years
Text
Jak poradzić sobie z ukąszeniami owadów u dzieci?
Zobacz https://www.guwernantka.pl/jak-poradzic-sobie-z-ukaszeniami-owadow-u-dzieci/
Jak poradzić sobie z ukąszeniami owadów u dzieci?
Tumblr media
Data publikacji: 2021-06-24 Oryginalny tytuł wiadomości prasowej: Jak poradzić sobie z ukąszeniami owadów u dzieci? Kategoria: LIFESTYLE, Dziecko
Wraz z cieplejszą temperaturą pojawia się więcej owadów, a użądlenia stają się jednym z najczęstszych urazów u dzieci o tej porze roku. Lekarz pediatra tłumaczy, jak poradzić sobie z ukąszeniami u najmłodszych.
Tumblr media
Letnie dni zachęcają do zabawy na świeżym powietrzu. Niestety, wraz z cieplejszą temperaturą pojawia się również więcej owadów, a użądlenia stają się jednym z najczęstszych urazów u dzieci o tej porze roku. Lekarz pediatra tłumaczy, jak poradzić sobie z ukąszeniami u najmłodszych.
Ugryzienia owadów przeważnie wiążą się z bólem i dyskomfortem spowodowanym uszkodzeniem tkanki skórnej oraz wprowadzeniem do krwioobiegu obcych substancji. Zazwyczaj ukąszenia nie są groźne, a ich charakterystyczne objawy, takie jak opuchlizna i swędzenie, znikają po kilku dniach. Warto być jednak przygotowanym na ewentualne ugryzienia, zwłaszcza u najmłodszych, kiedy często nie możemy być pewni, że dziecko nie jest uczulone na jad danego owada. Należy pamiętać, że silna reakcja alergiczna może doprowadzić nawet to wstrząsu anafilaktycznego, który zagraża życiu.
– Jeśli wiemy, że nasze dziecko jest uczulone na jad owadów, zawsze powinniśmy mieć przy sobie zastrzyk z adrenaliną (tzw. EpiPen), który należy podać niezwłocznie po ukąszeniu. Warto zaopatrzyć się także w leki przeciwhistaminowe, które co prawda nie zastąpią zaaplikowania adrenaliny, ale w sytuacjach awaryjnych złagodzą objawy wstrząsu do czasu przyjazdu karetki. W momencie, gdy ukąszenie zdarza się po raz pierwszy i nie wiemy, czy u dziecka może wystąpić poważna reakcja alergiczna, kluczowa jest obserwacja. Najczęstszymi objawami wstrząsu anafilaktycznego jest przyspieszone tętno, zawroty głowy, wymioty i biegunka, a czasem także trudności z oddychaniem i utratą świadomości. W takiej sytuacji powinniśmy natychmiast wezwać pogotowie – radzi Grażyna Jędrzejczyk, lekarz pediatra z Centrum Medycznego CMP.
Nawet jeśli u naszego dziecka nie wystąpiła silna reakcja alergiczna, warto wiedzieć, jakie kroki należy podjąć tuż po ukąszeniu. Odpowiednie działania nie tylko przyniosą ulgę, ale także zapobiegną rozprzestrzenianiu się chorób przenoszonych przez niektóre owady.
Ugryzienie komara
Ugryzienia komara zazwyczaj nie są niebezpieczne, ale pojawiające się uczucie dyskomfortu – swędzenie i opuchlizna – mogą świadczyć o lekkim uczuleniu na ślinę owada. W takiej sytuacji warto posmarować skórę maścią zawierającą pantenol lub aloes. Ulgę mogą przynieść także chłodne okłady. Dobrym rozwiązaniem są również żele blokujące wydzielanie histaminy, jednak nie wszystkie preparaty są odpowiednie dla dzieci, dlatego przed ich użyciem warto skonsultować się z lekarzem.
Użądlenie osy
Użądlenie przez osę należy do najbardziej uciążliwych z ukąszeń owadów, ponieważ nawet niewielka ilość jadu może wywołać ogromny ból. Ponadto, osy potrafią być agresywne, a ponieważ nie pozostawiają żądła w ciele ofiary, mogą ukąsić kilkakrotnie. Jeśli użądlone dziecko nie wykazuje żadnych niepokojących sygnałów, wystarczy przemyć miejsce ugryzienia wodą z mydłem. Jad osy ma charakter zasadowy, dlatego można zneutralizować jego działanie kompresem z roztworem octu.
Użądlenie pszczoły
Użądlenie pszczoły często mylone jest z ukąszeniem osy, ze względu na dość podobny wygląd owadów. Sposób żądlenia jest jednak zupełnie inny – podczas gdy osa może ugryźć wielokrotnie, pszczoła może zrobić to tylko raz, zostawiając jednocześnie w ciele ofiary swoje żądło, z którego wydzielają się toksyny.
– W przypadku użądlenia dziecka przez pszczołę powinniśmy jak najszybciej usunąć żądło podważając je płaskim przedmiotem (np. zdezynfekowaną kartą kredytową lub dowodem osobistym) i delikatnie wysuwając je ku górze. Absolutnie nie wolno nam uciskać skóry dookoła żądła i używać pęsety. W żądle pszczoły znajduje się dodatkowy zbiorniczek z jadem, którego naruszenie powoduje uwolnienie większej ilości toksyn – przestrzega Grażyna Jędrzejczyk z Centrum Medycznego CMP.
Po usunięciu żądła miejsce ukąszenia należy przemyć wodą z mydłem i złagodzić opuchliznę zimnym kompresem. Warto też obserwować dziecko przez kolejną godzinę, aby rozpoznać ewentualne objawy reakcji alergicznej.
Ugryzienie kleszcza
Kleszcze najczęściej bytują w krzewach i wysokich trawach. Ich ugryzienie jest bezbolesne, za sprawą wprowadzanej pod skórę substancji znieczulającej, dlatego po powrocie ze spaceru lub zabawy na zewnątrz powinniśmy dokładnie obejrzeć skórę dziecka. Jeśli znajdziemy na ciele intruza, należy przede wszystkim jak najszybciej go usunąć – zmniejszymy w ten sposób ryzyko zakażenia przenoszoną przez kleszcze boreliozą lub zachorowania na kleszczowe zapalenie mózgu.
– Powszechnym błędem dotyczącym usuwania kleszczy jest posmarowanie pajęczaka tłustą substancją, która ułatwi jego wyciągnięcie. Opity krwią kleszcz może wtedy zwymiotować i wprowadzić do organizmu dziecka zakaźne patogeny. Usuwając intruza lepiej jest skorzystać ze specjalistycznych przyrządów, w które warto zaopatrzyć się w aptece. Wyciągając kleszcza chwytamy go jak najbliżej skóry dziecka i zdecydowanym ruchem wyrywamy ze skóry. Nie należy go wykręcać – wtedy istnieje ryzyko, że część pajęczaka zostanie w ciele. Po usunięciu, miejsce ugryzienia należy zdezynfekować, a samego kleszcza dokładnie obejrzeć na kartce papieru, aby upewnić się, że został wyciągnięty w całości – tłumaczy Grażyna Jędrzejczyk z Centrum Medycznego CMP.
Jak zapobiegać ukąszeniom?
Całkowite uniknięcie ukąszeń w letnich miesiącach jest bardzo trudne, ale istnieje wiele możliwości zminimalizowania takiego ryzyka. Bawiąc się z dzieckiem na świeżym powietrzu, zadbaj o to, aby nie miało na sobie jaskrawych, kolorowych ubrań przyciągających owady. Postaraj się też, żeby nie chodziło po trawie boso, a na wycieczki do lasu czy na łąkę staraj się zabierać odzież wierzchnią, chroniącą odsłonioną skórę. Co jeszcze możemy zrobić?
– Dobrym sposobem na uniknięcie ukąszeń jest użycie specjalnych preparatów odstraszających owady. Należy jednak uważać, ponieważ nie wszystkie z nich są odpowiednie dla najmłodszych. Przykładowo, jednymi z najskuteczniejszych substancji są DEET i ikadryna, których nie wolno stosować u dzieci poniżej 2 roku życia, ze względu na niepokojące efekty uboczne. Z kolei substancja zwana IR3535 może być używana na skórze dzieci, które ukończyły roczek. Przed użyciem każdego takiego środka należy koniecznie zapoznać się z treścią dołączonej do niego ulotki, a w razie wątpliwości skonsultować swój wybór z lekarzem – wyjaśnia Grażyna Jędrzejczyk z Centrum Medycznego CMP.
Jeśli chcemy mieć gwarancję, że nasze dzieci nie są uczulone na jad owadów, warto wybrać się do alergologa, który przeprowadzi testy alergiczne, a w razie potrzeby – również odczulanie.
– Jeśli spędzamy dużo czasu na świeżym powietrzu warto zaszczepić pociechy przeciwko kleszczowemu zapaleniu mózgu, które może być dla nich bardzo niebezpieczne. Szczepionkę zaleca się wszystkim dzieciom, które ukończyły pierwszy rok życia – podsumowuje Grażyna Jędrzejczyk z Centrum Medycznego CMP.
Wybierając się na wakacje na łono natury, dobrze jest wziąć ze sobą zestaw leków i sprzętów przydatnych w przypadku ukąszenia. Ważne jest także, aby w sytuacji awaryjnej przede wszystkim postarać się uspokoić dziecko. Sami również musimy zachować zimną krew, ponieważ nasze zdenerwowanie może jeszcze bardziej zestresować najmłodszych.
O ekspercie ​Lek. med. Grażyna Jędrzejczyk, pediatra w Centrum Medycznym CMP – Absolwentka Śląskiej Akademii Medycznej, gdzie ukończyła kierunek lekarski i uzyskała II stopień specjalizacji z pediatrii. Posiada ponad 35 lat doświadczenia w pracy z dziećmi w wieku 0-18 lat. Pracowała na oddziałach pediatrycznym, laryngologicznym i noworodkowym, m.in. w Wojewódzkim Szpitalu im. Kopernika w Łodzi. Nadzorowała liczne projekty ogólnopolskie, w tym „Europejski Program Edukacyjny” (EPE) dla lekarzy czy „Niech życie nie boli – ból możemy pokonać wspólnie”. Wieloletnia dyrektor programów o tematyce medycznej (m.in. TVN Med), a obecnie ekspertka, wypowiadająca się w mediach na tematy związane ze zdrowiem.
Centrum Medyczne CMP to sieć przychodni posiadających obecnie 17 oddziałów na terenie Warszawy, Piaseczna, Łomianek i Józefosławia. Jest polską, rodzinną firmą, która powstała w 2002 roku. Jej misją jest dostosowanie się do potrzeb pacjentów i ich zaspokojenie, a także wyjście naprzeciw oczekiwaniom rynku i rozwój oferty biznesowej. CMP oferuje prywatną opiekę specjalistyczną, a także realizuje wizyty z zakresu Podstawowej Opieki Zdrowotnej w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia. Na stałe współpracuje z ok. 400 podwykonawcami na terenie całej Polski i ok. 700 specjalistami. Od 2019 r. firma prowadzi badania kliniczne m.in. w zakresie leczenia grypy czy chorób z obszaru pulmonologii, kardiologii i ginekologii, a obecnie również leków na COVID-19.
Źródło wiadomości: Biuro prasowe Załącznik:
Tumblr media
Hashtags: #LIFESTYLE, #Dziecko
0 notes
niecodzienne · 4 years
Link
Dr Bodnar przekonywał, że leczenie przyniosło pozytywne efekty, a stan jego pacjentów - osoby, które nie trafiły do szpitala - poprawiał się w krótkim czasie. Ponieważ Dr. Bodnar bez efektów próbował podzielić się zdobytą wiedzą z Ministerstwem Zdrowia, postanowił opublikować na swojej stronie internetowej informacje o przeprowadzanym leczeniu pacjentów z COVID-19, nadając publikacji sensacyjny tytuł "Można wyleczyć COVID-19 w 48 godzin". Okazało się jednak, że zamiast wzbudzić zainteresowanie środowiska medycznego, publikacja wywołała oburzenie i niedowierzanie grupy lekarzy i ekspertów zajmujących się obecną epidemią. Komentowali, iż amantadyna - przestarzały lek - nie zadziałałaby na koronawirusa. By mówić o jej skuteczności w leczeniu COVID-19, należałoby przeprowadzić odpowiednie badania kliniczne.
0 notes
mysowa · 4 years
Video
youtube
Die Gründer ÄRZTE FÜR AUFKLÄRUNG zur ENTSTEHUNGSGESCHICHTE und GROSSDEMO...
Od: [email protected] <[email protected]> Wysłano: wtorek, 18 sierpnia 2020 14:47 Do: [email protected] Temat: Biomed Lublin beginnt mit der Produktion eines Arzneimittels gegen Covid-19. Pressekonferenz, von Stefan Kosiewski Frankfurt
Tumblr media
Sehr geehrte Damen und Herren, so schnell und einfach macht man die Geschäfte in der eh. Volksrepublik Polen. Mit freundlichen Grüßen Stefan Kosiewski [email protected] Polnischer Schulverein OSWIATA in Frankfurt am Main e.V.
Postfach 800 626 65906 Frankfurt am Main Europäisches Magazin SOWA [email protected] https://gloria.tv/mysowa
https://issuu.com/kulturzentrum Polnisches Kulturzentrum e.V.
Biomed Lublin beginnt mit der Produktion eines Managements Flagge von Polen gegen Covid-19. Glauben https://twitter.com/PLInst_Paris/status/1295656060552978434 PLInst_Paris @PLInst_Paris Biomed Lublin Lance la Production d'un Médicament Flagge von Polen contre le Covid-19. Conférence de presse
https://twitter.com/BiomedLublin/status/1295646226583437314 _______________________ Vor 3 Stunden beendet Produktionsstart des polnischen Arzneimittels für COVID-19 | Konferenz https://www.pscp.tv/w/1DXGyAreLOEGM
------------------------ https://www.medonet.pl/koronawirus/koronawirus-w-polsce,polska-firma-o-krok-od-stworzenia-leku-na-koronawirusa--co-o-niej-wiemy-,artykul,57618219. html "Wir sind die ersten auf der Welt, die mit der Herstellung eines COVID-19-Arzneimittels beginnen." Was wissen wir über das Medikament und den polnischen Hersteller? Karolina Świdrak Karolina Świdrak | Datum der Veröffentlichung: 18.08.2020, 12:05 Uhr
Wir sind die ersten auf der Welt, die mit der Produktion eines COVID-19-Arzneimittels beginnen
Am 18. August 2020 begann bei Biomed Lublin die eigentliche Produktion der ersten Serie polnischer Arzneimittel gegen Coronavirus aus dem Plasma von Rekonvaleszenten, die IgG-spezifische Antikörper gegen SARS-CoV-2 enthielten. Die Autoren des Wirkstoffkonzepts sind: Dr. med. Grzegorz Czelej, Senator der Republik Polen aus der Region Lublin, und Präsident Waldemar Sierocki, Mitglied des Aufsichtsrats von Biomed Lublin S.A.
Tumblr media
- Wir sind die weltweit ersten, die mit der Herstellung eines Arzneimittels für COVID-19 beginnen - gab der Senator von Lublin, Dr. Grzegorz Czelej, einer der Mitautoren des Projekts, bekannt.
(...)Wie auf der heutigen Pressekonferenz erläutert, kann das Medikament auf Basis von Humanplasma allen Patienten verabreicht werden, nicht nur denen, die eine Blutverträglichkeit zwischen Spender und Empfänger aufweisen. Das Produkt wird in Form einer Ampulle vorliegen, die den Patienten durch Injektion in einen Muskel verabreicht wird. Höchstwahrscheinlich wird es nur stationär und stationär angewendet.
(...)Behandlung und Vorbeugung
- Wir haben bereits Pläne für die Zukunft: Neben der Vorbereitung zur Behandlung von COVID-19-Patienten wird sie auch als vorbeugende Maßnahme eingesetzt. Immunglobulin wirkt sofort, wenn es beispielsweise nach Kontakt mit einer infizierten Person eingenommen wird, kann es vor Infektionen schützen, erklärte Piotr Fic. - Es wird also möglich sein, es präventiv einzunehmen - fügte er hinzu.
   Plasmatherapie für Rekonvaleszenten bei COVID-19-Patienten. Was wissen wir über seine Wirksamkeit?
- Ich möchte den Bergleuten danken: Von den 150 Litern Blut, die für die Herstellung der aktuellen Dosen des Arzneimittels verwendet werden, stammen 120 Liter von Bergleuten aus Jastrzębska Spółka Węglowa. Heute Morgen um 8 Uhr wurden die Arzneimittelproduktionsanlagen eingeschaltet. Die Wirksamkeit von Plasma wurde zweifelsfrei nachgewiesen. Dies wird durch die Forschung der Amerikaner, die japanischen und polnischen Beobachtungen bestätigt. Dies ist derzeit die einzige echte und wirksame Methode zur Bekämpfung von COVID-19. Selbst wenn ein Impfstoff entwickelt wird, wird dieses Medikament den Impfstoff ergänzen, erklärte er. Er appellierte auch an die EU-Stellen und die nationalen Behörden, Plasmabanken einzurichten. Wie er betonte, ist es wichtig, schnell Plasma von Patienten zu sammeln, die sich von COVID-19 erholt haben. - Nach 2-3 Wochen sinkt der Antikörperspiegel so stark, dass die Plasmasammlung sinnlos wird. Daher sollte Plasma unmittelbar nach dem zweiten negativen Coronavirus-Test entnommen werden. - Dann bekommen wir das meiste Plasma, es ist das wertvollste - erklärte er.
----------------------------
http://sowa.mystrikingly.com/blog/apolak
================================
Biomed Lublin beginnt mit der Produktion eines Arzneimittels
Flagge von Polen
gegen Covid-19. Pressekonferenz
https://twitter.com/PLInst_Paris/status/1295656060552978434
PLInst_Paris
@PLInst_Paris
Biomed Lublin lance la production d'un médicament
Flagge von Polen
contre le Covid-19. Conférence de presse
 https://twitter.com/BiomedLublin/status/1295646226583437314
_______________________
Zakończono 3 godziny temu
Start produkcji polskiego leku na COVID-19 | konferencja
https://www.pscp.tv/w/1DXGyAreLOEGM
 ------------------------
https://www.medonet.pl/koronawirus/koronawirus-w-polsce,polska-firma-o-krok-od-stworzenia-leku-na-koronawirusa--co-o-niej-wiemy-,artykul,57618219.html
"Jako pierwsi na świecie startujemy z produkcją leku na COVID-19". Co wiemy o leku i polskim producencie?
Karolina Świdrak Karolina Świdrak | data publikacji: 18.08.2020, 12:05
 Jako pierwsi na świecie startujemy z produkcją leku na COVID-19
 18 sierpnia 2020 roku w firmie Biomed Lublin ruszyła faktyczna produkcja pierwszej serii polskiego leku na koronawirusa z osocza ozdrowieńców, zawierającego przeciwciała specyficzne IgG przeciwko SARS-CoV-2. Autorami koncepcji leku są: dr n. med. Grzegorza Czelej, senator RP z ziemi lubelskiej oraz prezes Waldemar Sierocki, członek Rady Nadzorczej Biomed Lublin S.A.
 - Jako pierwsi na świecie startujemy z produkcją leku na COVID-19 - ogłosił lubelski senator dr Grzegorz Czelej, jeden ze współautorów projektu.
(...)Jak wyjaśniono podczas dzisiejszej konferencji prasowej, oparty na ludzkim osoczu lek będzie mógł być podawany wszystkim pacjentom, a nie tylko tym, którzy mają zgodność krwi dawca-biorca. Produkt będzie miał formę ampułki, która zostanie podana pacjentom w formie zastrzyku domięśniowego. Najprawdopodobniej będzie stosowany wyłącznie w leczeniu szpitalnym, zamkniętym.
(...)Leczenie i profilaktyka
 - Mamy już plany na przyszłość: oprócz wykorzystania preparatu do leczenia chorych na COVID-19, będzie też wykorzystywany jako środek profilaktyczny. Immunoglobulina działa od razu, na przykład przyjęta po kontakcie z osobą zakażoną będzie mogła chronić przez zakażeniem - tłumaczył Piotr Fic. - Będzie więc można przyjmować ją zapobiegawczo - dodał.
     Terapia osoczem ozdrowieńców dla pacjentów z COVID-19. Co wiemy o jej skuteczności?
 - Chciałbym podziękować górnikom: ze 150 litrów krwi, jakie wykorzystano w produkcji dotychczasowych dawek leku, 120 litrów pochodzi od górników z Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Dziś o 8 rano zostały włączone urządzenia do produkcji leku. Ponad wszelką wątpliwość jest udowodniona skuteczność osocza. Potwierdzają to badania Amerykanów, Japończyków i obserwacje polskie. To jedyna realna i skuteczna na tę chwilę metoda walki z COVID-19. Nawet jeśli powstanie szczepionka, ten lek będzie miał działanie uzupełniające do szczepionki - tłumaczył. Zaapelował też do do organów UE oraz władz krajów o utworzenie banków osocza. Jak podkreślił, ważne jest szybkie pobieranie osocza od pacjentów, którzy wyzdrowieli po przechorowaniu COVID-19. - Poziom przeciwciał po 2-3 tygodniach spada do tak niskiego, że pobieranie osocza staje się bezcelowe. Dlatego osocze należy pobierać bezpośrednio po drugim teście na koronawirusa, którego wynik był ujemny. – Wtedy uzyskujemy najwięcej osocza, jest ono najbardziej wartościowe - tłumaczył.
-----------------
https://ligon.wordpress.com/2020/08/18/tak-szybko-i-latwo-robi-sie-na-covid-19-geszefty-w-bylej-prl-20200818-von-stefan-kosiewski-an-arzte-fur-aufklarung/
https://mysowa.tumblr.com/post/626793023122161664/
Tumblr media
http://sowa.mystrikingly.com/blog/zamach
0 notes
zyciestolicy · 4 years
Text
Polski lek na koronawirusa zakończy pandemię COVID-19?
Polski lek na koronawirusa zakończy pandemię COVID-19?
We wtorek 18 sierpnia rozpoczęto produkcję pierwszej partii polskich leków na koronawirusa z osocza tzw. ozdrowieńców. Osocze to zawiera swoiste przeciwciała IgG przeciwko SARS-CoV-2. Proces produkcji pierwszej partii leków będzie trwać około 1,5 miesiąca. Pobieranie osocza od ozdrowieńców trwało do końca ubiegłego tygodnia.
Proces wytwarzania leku obejmuje wiele etapów. Produkcja, czyli…
View On WordPress
0 notes
blognews · 3 years
Text
Dr Roszkowska: Zaniechanie leczenia COVID-19 skazało na śmierć kilkadziesiąt tysięcy Polaków!!
Tumblr media
30/10/2021r/ Dodano 05/10/2021r
– Z ciężkim sercem, stawiam oskarżenie, że w majestacie prawa, nasza grupa zawodowa polskich lekarzy, z powodu śmiercionośnych wytycznych dotyczących terapii pierwszej fazy, zaniechania badania i leczenia, skazała na śmierć kilkadziesiąt tysięcy Polaków – mówi w rozmowie z DoRzeczy.pl dr Marta Roszkowska.
Olivier Bault: Czy mogłaby Pani powiedzieć kilka słów o sobie tytułem wstępu do naszej rozmowy o pandemii COVID-19?
Dr Marta Roszkowska: Jestem otolaryngologiem, doktorem nauk medycznych z 40-letnim stażem pracy. Przez dwadzieścia kilka lat pracowałam w Szpitalu Bródnowskim w Warszawie w Klinice Otolaryngologii prowadzonej przez pana prof. Jana Jakuba Kusia, wybitnego specjalistę krajowego w tej dziedzinie, dzięki któremu otrzymałam, tak myślę, dobrą „kindersztubę medyczną”. Leczyliśmy bardzo trudne przypadki chorób laryngologicznych prawie z całej Polski. Potem sprawy potoczyły się tak, że wycofałam się do mojego gabinetu. Zabezpieczałam tzw. laryngologiczne „tyły”.
Jak to się stało, że jako specjalista laryngolog zaczęła Pani leczyć pacjentów zarażonych COVID-19?
Infekcje covidowe zaczęłam leczyć mniej więcej rok temu podczas pierwszej fali. Zaczęłam to robić w zasadzie z... rozpaczy. Jako laryngolog w ogóle mogłam się nie interesować tymi pacjentami, ponieważ dolegliwości laryngologicznych podczas pierwszej fali było bardzo mało. Natomiast zaczęli do mnie dzwonić pacjenci, którzy leczyli się u nas od kilkudziesięciu lat, gdyż mój ojciec także był przez 60 lat dość znanym laryngologiem dziecięcym w Warszawie. Ci ludzie mówili mi, że.... umierają! Dosłownie, przecierałam oczy ze zdumienia i nie mogłam pojąć, o czym oni w ogóle do mnie mówią. A oni mówili, że fatalnie się czują, że „mąż leży i umiera”, „żona leży i umiera” lub „oboje umieramy”. Musiałam się wtedy tym problemem szybko zainteresować. Zaczęłam im pomagać, niektórych oczywiście musiałam skierować do szpitala.
Zaczęłam się tej choroby jakby „uczyć”. Atakowała mocno. Dość szybko zorientowałam się, że kluczowe jest uderzenie w pierwszej fazie choroby, w fazie wirusowej. Błędem jest mówienie, że choroba w większości przypadków ma łagodny przebieg i wymaga tylko leczenia objawowego. Nigdy nie wiemy, jak choroba się rozwinie. Można bardzo łagodnie zaczynać a fatalnie skończyć. Choroba może zaczynać się np. od bardzo niskiej temperatury na poziomie 37-37,5 stopni i nagle następuje „załamanie”. Ja osobiście bardziej się boję tych „łagodnych” przebiegów choroby, które jakby usypiają czujność lekarza i pacjenta, co sprawia, że ten ostatni późno zgłasza się po poradę. Wolę silniejsze pierwsze uderzenie, wówczas podaję leki i widzę od razu, czy jest poprawa. Najgorsze jest rozciągnięcie tej choroby w czasie. COVID-19 jest chorobą podstępną, trzeba wykazać się wielką czujnością i rygorystycznie „prowadzić” pacjenta.
Kluczowe jest zatem uderzenie w pierwszej fazie choroby, w fazie wirusowej. I tu zazwyczaj zaczynał się problem „in statu nascendi”. Pacjenci byli osamotnieni, przychodnie stały się twierdzami nie do zdobycia z często odłożonymi słuchawkami telefonów, odległymi terminami teleporad i ewentualnych testów. O badaniu fizykalnym nie można było nawet marzyć. Często o zdrowiu i życiu pacjenta decydował średni i niższy personel medyczny.
Chodzi o wytyczne Ministerstwa Zdrowia, tak?
Wytyczne, jak mamy leczyć, przyszły do nas lekarzy gdzieś „z góry”. Jest tam napisane tak: pierwsza faza – leczymy objawowo – paracetamol lub inne NLPZ (niesteroidowe leki przeciwzapalne bez recepty). Przepraszam bardzo, ale ten paracetamol dla niektórych pacjentów to był wyrok śmierci. „Paracetamol – proszę czekać” – gdy słyszę to zdanie, to wszystko się we mnie burzy. Bardzo się tym denerwuję, bo to może być dla niektórych zabójcze.
Dlaczego?
Dlatego, że jest to lek przeciwzapalny, objawowy. Można go sobie wziąć co najwyżej przez dwa dni, żeby głowa nie bolała i żeby lepiej się spało. Potem na wszystkie dolegliwości należy stosować preparaty leczące, trzeba jak najszybciej wdrożyć prawdziwe leczenie, czyli leczenie przeciwwirusowe, hamujące replikację wirusa. To leczenie jest dostępne, ponieważ co najmniej cztery różne preparaty tego typu używane są na całym świecie.
Wydaje się, że eksperci z Rady Medycznej, mający styczność z ciężko chorymi pacjentami, wymagającymi hospitalizacji, chyba nie za bardzo się orientują, co się dzieje w opiece ambulatoryjnej. Leczą pacjentów w zupełnie innej fazie choroby. W fazie ambulatoryjnej chorzy są w zasadzie skazani na nieleczenie przez wiele dni. A przecież kluczowe jest uderzenie w pierwszym momencie, najlepiej w pierwszych dwóch dniach. Gdy w ciągu pierwszych dni poda się im odpowiedni lek antywirusowy, zupełnie inaczej się tych pacjentów prowadzi później. Przestają gorączkować, lepiej się czują, mijają im bóle. Czasami oczywiście trzeba też podać i inne leki. Monitoruję oczywiście ambulatoryjnie ich stan, samopoczucie, dolegliwości, temperaturę, poziom saturacji czy wskaźnik CRP.
Sam znam takie przypadki. Nawet w jednym z nich interweniowałem, prosząc znajomą lekarkę o przepisanie, w ramach teleporady, antybiotyku koleżance chorej na COVID-19, której przychodnia odmawiała przepisania czegokolwiek i zalecała ciągłe branie paracetamolu. Moja znajoma już od ponad tygodnia czuła się źle i z dnia na dzień czuła się coraz gorzej. Bolały ją nerki, ucho, wysoko gorączkowała i podejrzewała, że pojawiły się już u niej jakieś nadkażenia bakteryjne. Przychodnia odmawiała jej badania w gabinecie lub w domu, ponieważ miała COVID-19, a gdy prosiła o przepisanie antybiotyku w ramach teleporady, usłyszała, że COVID-19 nie leczy się antybiotykiem, bo to przecież wirus.
Pacjent z fazy wirusowej wchodzi bardzo łatwo w fazę bakteryjną. To jest cienka granica i trzeba jej bardzo pilnować. Zdecydowanie lepiej jest zaordynować tzw. „overtreatement”, wyprzedzić pewne niekorzystne zdarzenie niż później „gonić” chorobę. Wówczas najczęściej kończy się to hospitalizacją.
Niestety, najczęstsza informacją, którą uzyskiwali pacjenci od lekarza, co do sposobu leczenia, była porada: „paracetamol - proszę czekać”. Stosowanie się do tej wytycznej doprowadzało wielu pacjentów do ciężkiego stanu zdrowia, a dla wielu było wyrokiem śmierci. Nigdy bowiem nie wiemy, czy znajdziemy się w grupie lekko, średnio czy ciężko chorującej. Paracetamolem „leczy się” w hipermarketach i na stacjach benzynowych. Tak nie leczą lekarze po wieloletnich studiach i praktykach, którzy powinni mieć lepszą wiedzę co do leczenia chorych w obliczu potencjalnie śmiertelnej choroby. Uważam, że leczenie „słynnym paracetamolem” uwłacza godności wykonywania zawodu lekarza! Od wielu lat jest to niestety narracja z wielu europejskich krajach.Leczenie powinno zacząć się natychmiast, aby wszystkimi dostępnymi sposobami hamować replikacje wirusa. Po 7-10-14 dniach może być za późno. Ta choroba wymaga zdyscyplinowanego prowadzenia pacjenta. Daleka jestem od stwierdzenia, że wszystkich uda się nam gadko wyprowadzić z choroby. Ale gdyby zaistniała konieczność hospitalizacji, to chory trafiałby do szpitala w lepszym stanie. Hospitalizacja trwałaby kilka dni a nie kilka tygodni czy miesięcy. Prawdziwy minister zdrowia, zamiast straszyć mandatami i respiratorami, które wzbudzają gigantyczny lęk wśród ludzi, utożsamiany jest bowiem ze śmiercią, powinien stworzyć 3-4 algorytmy leczenia pierwszej fazy choroby i rozesłać je jak najszybciej do lekarzy pierwszego kontaktu.Z ciężkim sercem, stawiam oskarżenie, że w majestacie prawa, nasza grupa zawodowa polskich lekarzy, z powodu śmiercionośnych wytycznych dotyczących terapii pierwszej fazy, zaniechania badania i leczenia, skazała na śmierć kilkadziesiąt tysięcy Polaków. W tym miejscu, chciałabym się też upomnieć o kolegów z pierwszej linii szpitalnej, przyjmujących najcięższych pacjentów. Codzienny zalew kilkudziesięciu nawet chorych w stanach preagonalnych, trwający przez wiele miesięcy, rujnował ich zdrowie fizyczne i psychiczne. Oprócz syndromu wypalenia zawodowego, uważam ze niektórzy cierpieli na zespół stresu bojowego.W pierwszej fazie choroby często nikt nie chciał tych pacjentów nawet badać i to się nadal zdarza. Sam znam takie przypadki, nawet w ostatnim czasie. Lekarka powiedziała mojemu koledze, że chociaż jest zaszczepiona, nie zbada go, ponieważ ma on pozytywny test PCR.No właśnie. Problem jest głębszy, nazwijmy go po części problemem etyczno-moralnym, ale i problemem czysto ludzkiego strachu. Lekarz jest zaszczepiony, teoretycznie ma przeciwciała lub inną odporność, powinien właściwie czuć się bezpiecznie. Ale może ma małe dzieci w domu, starszą osobę, bardzo boi się o siebie lub o swoich bliskich, nie wiemy. Nie oceniajmy tak surowo. Kiedyś trzeba będzie jednak przełamać ten wszechobecny strach nakręcany przez mass media. Telemedycyna może funkcjonować tylko w bardzo ograniczonym zakresie. Aby móc udzielić sensownej teleporady, trzeba mieć ponadto bardzo duże doświadczenie zawodowe.Rozumiem, że pacjenci, którzy do Pani dzwonili, dzwonili właśnie do Pani, bo gdzie indziej odmówiono im pomocy?Tak. Najczęściej tak było. Normalnie nie dzwoniliby do laryngologa. Oni dzwonili do mnie w rozpaczy, że ktoś bliski umiera na ich oczach i nie wiedzą, co mają robić. Znikąd nie maja pomocy, nikt nie chce ich zbadać i nikt nie chce im podać żadnych leków, oprócz paracetamolu, a oni słabną.A czy ta sytuacja się dalej utrzymuje?Tak, ta praktyka trwa nadal, ale wydaje mi się, że powoli sytuacja się poprawia. Niektórzy odważniej przystępują do walki, znacznie częściej badają pacjentów, odważniej ordynują leki itd.Ale wytyczne są nadal te same?Wytyczne są te same. „Paracetamol, proszę czekać”. I to jest wielkie zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi. To szalony błąd. Można korzystać z dostępnych leków antywirusowych. Eksperci oczywiście mówią, że są to leki „niesprawdzone”, choć funkcjonują w medycynie od kilkudziesięciu lat, w wielu krajach były i są dostępne bez recepty. Eksperci chowają się za zasadą „evidence-based medecine”, czyli medycyny opartej na dowodach, ale przecież mamy do czynienia
z sytuacją nagłą, sytuacją zaskakującą. Nie mamy czasu.Znamy pewne grupy leków przeciwwirusowych, są one do naszej dyspozycji, możemy nimi walczyć. Osobiście wypracowałam dla moich pacjentów dwa schematy leczenia, wcale nie mowę, że najlepsze, modyfikuję je w zależności od sytuacji: jeden schemat dla młodych do 30 roku życia i drugi dla starszych i tzw. „spóźnionych”. Nie chcę wchodzić w szczegóły, bo nie będę tym wywiadem leczyła pacjentów. Krótko mówiąc nie możemy się poddawać reżimowi leczenia paracetamolem. Paracetamolowa narracja zaczęła się już dużo wcześniej. Ona przyszła do nas jakby „z zewnątrz”. Stosowały je głownie Anglia, Irlandia i Skandynawia, ale też i inne kraje europejskie. W laryngologii miałam do czynienia z tzw. „spadami paracetamolowymi” co najmniej od 15 lat. Chodzi o pacjentów leczonych paracetamolem wiele tygodni na schorzenia, w których istnieje wręcz przeciwskazanie jego stosowania.Ilu ludzi uniknęłoby hospitalizacji, gdyby nie „leczono” ich tylko paracetamolem w pierwszej fazie choroby COVID-19?Możemy się tego tylko domyślać. Amerykanie obliczyli, że 75-80 proc. pacjentów nie musiałoby wcale trafić do szpitali, gdyby byli oni wcześniej właściwie leczeni. Jest to informacja, która nie przebija się do mainstreamu. Błąd w zarządzaniu pandemią pojawił się na samym początku. Tu minister zdrowia powinien uderzyć, dać wytyczne lekarzom domowym. Powinien powiedzieć: Słuchajcie…macie cztery sposoby leczenia, zawsze bowiem trzeba zostawić lekarzom pewną przestrzeń wolności w podejmowaniu decyzji. Trzeba za wszelką cenę wyhamowywać replikację wirusa takim czy innym lekiem. Zresztą badania skuteczności leków przeciwwirusowych powinny być prowadzone w pierwszej fazie choroby a nie w fazach późniejszych, gdzie pojawiają się zupełnie inne procesy zapalne, powikłania wielonarządowe itd. Uważam, że badane są złe grupy pacjentów. Bada się chorych hospitalizowanych, a tam podawanie leków przeciwwirusowych w zasadzie mija się z celem.O tym samym mówi profesor Raoult we Francji.Tak, on leczy hydroksychlorochiną i od tego nie odstąpi, choć i jemu, światowej klasy profesorowi, chciano odebrać prawo wykonywania zawodu! Ale Marsylia kiedyś postawi mu pomnik, bo uratował życie tak wielu. Już rok temu pojawiły się bombki na choinkę z jego wizerunkiem.Mówi, że trzeba podawać ją na początku choroby, a badania we Francji obejmowały fazę końcową i oficjalni eksperci stwierdzili, że jej podanie jest szkodliwe.Zapewne jest tak jak Pan mówi, że w zaawansowanej fazie Covid lek ten nie może już pomóc.Pani pochodzi z rodziny lekarskiej z tradycjami, prawda?Tak, jesteśmy rodziną bardzo medyczną, ale podkreślam, wypowiadam się tylko w swoim własnym imieniu. Nawet mój mąż nie wie, że udzieliłam tego wywiadu. Wiem tylko, że mój śp. ojciec dr Eugeniusz Grzegrzółka, który był przecież „zwykłym” lekarzem laryngologiem, no i oczywiście mój śp. teść profesor Ireneusz Roszkowski, który był wybitnym ginekologiem, krajowym konsultantem Ginekologii i Położnictwa, który prowadził kliniki w Gdańsku, w Poznaniu i w Warszawie, nigdy nie pozostawiliby pacjenta w potrzebie. To był ich wspólny mianownik, chociaż nie nosili tych samych tytułów naukowych. Cieszyli się wielkim szacunkiem i wdzięcznością pacjentów, czego ja za ich życia i i jeszcze wiele lat po ich śmierci zbierałam i zbieram dowody.Czy można powiedzieć, że fakt, iż Ministerstwo Zdrowia przez tyle miesięcy nie zmienia swoich wytycznych, to głównie kwestia niewłaściwego grona doradców, bo wszyscy oni to lekarze szpitalni?Są wśród nich i ci nadzorujący lekarzy domowych i ci także powtarzają „paracetamol”. Przeprowadzenie badań np. nad amantadyną, o których się mówi, z tak zwaną „podwójną ślepą próbą”, to w obecnej sytuacji kontrowersyjne działanie. Wie Pan, ja osobiście nie chciałabym się znaleźć w „ślepej próbie”, potencjalnie śmiertelnej choroby, mają ponad 60 lat, będąc w grupie zwiększonego ryzyka. Skoro zachorowałam, to chcę być leczona. Możemy dyskutować o doborze i wyższości konkretnego leku nad innym, ale nie nad tym czy zastosować czy też nie jakąś terapię. Dlatego trudno będzie
zorganizować odpowiednie grupy do badań. Ta choroba przebiega szybko, nie ma w niej czasu na zwłokę. Bomby lecą na głowę i trzeba bronić się i walczyć. Słowacy na przykład sprowadzili iwermektynę. Może od nich powinniśmy się uczyć, może powinniśmy się uczyć od profesora Raoulta z Francji, kiedy podawać hydroksychlorochinę i jak nią leczyć chorych, albo posłuchać doktora Bodnara z Przemyśla, jak leczyć amantadyną. Wielką jego zasługą jest, że dał sygnał, iż lek ten działa i że ustalił jego nowe dawkowanie! Osobiście amantadynę zapisuję od ok 30 lat na zespół Ramsaya-Hunta z bardzo dobrym efektem. Trzeba pilnie wypracowywać coraz to lepsze algorytmy leczenia, a nie tylko te „jedynie słuszne”Tylko doktor Bodnar ma dziś kłopoty. Nie boi się Pani, że i Pani będzie miała nieprzyjemności po tym wywiadzie?Trudno. Wiem, że mogę mieć kłopoty i że mogę być nawet pozbawiona prawa do wykonywania zawodu. Bardzo bym chciała, ale na razie nie mogę zmienić zdania.Czyli w Polsce lekarz nie ma już prawa wypowiedzieć swojej opinii.Niektórzy się wypowiedzieli i byli wzywani na wyjaśnienia przez Izby Lekarskie. Ja tego nie rozumiem, przecież na różnych zjazdach lekarskich, sympozjach, zawsze ścierały się, nawet na ostro, diametralnie różne opinie co do leczenia, rodzaju operacji itd. To powodowało, że medycyna się rozwijała, czas weryfikował teorie. To było fascynujące.Czyli nie ma dziś normalnej, naukowej debaty na temat leczenia COVID-19?Nie przypominam sobie takowej. Są pojedyncze webinaria, ale one promują „jedynie słuszne” wytyczne. Była debata krótkotrwała, „popularno-naukowa” w TVP, zaproponowana przez pana redaktora Pospieszalskiego, ale jego program został zlikwidowany.Dlaczego nie ma takiej debaty?(cisza)Rozumiem, że to pytanie zbyt polityczne.(śmiech) Tak, chyba tak. Czas pokaże.
Źródło: DoRzeczy.pl
0 notes
radiorampa · 4 years
Video
Wiadomosci Dnia 5-26-20 from RAMPA on Vimeo.
Słuchaj wiadomości dnia od poniedziałku do piątku poprzez urządzenie Alexa – dodaj Radio RAMPA i powiedz: Alexa, play my news. SPONSOREM WIADOMOŚCI DNIA JEST firma Allstate – kupując razem ubezpieczenie na dom i samochód, możesz zaoszczędzić nawet do 25%! Zadzwoń w języku polskim: 718 389 5533. MullenAgency.com
POLONIA – tegoroczne festiwale polonijne nie mogą odbyć się jak tradycyjnie z udziałem tysięcy osób, ale odbędą się internetowo za pośrednictwem Radio RAMPA! Już 7 czerwca Polish-Heritage Festival, który zawsze odbywa się w Middlesex County Grounds, a 21 czerwca 12. Polski Festiwal Staten Island! Szczegóły na stronie Radio RAMPA.
NOWY JORK – we wtorek ponownie otworzony został parkiet nowojorskiej giełdy, który zamknięty został 23 marca. Maklerzy wrócić mogą do pracy na dolnym Manhattanie, ale na parkiecie obowiązują nowe zasady – zmniejszona ilość pracowników, zakrycia twarzy, zachowanie dystansu społecznego. Symbolicznego otwarcia dnia na giełdzie dokonał gubernator Andrew M. Cuomo. Wskaźniki giełdy również były pozytywne, a wszystko w związku z wiadomością, że prace nad szczepionką przeciwko koronawirusowi idą w dobrym kierunku, a szczepionka może być dostępna jeszcze do końca tego roku.
USA – statystyki po minionym Memorial Day Weekend ukazują jak koronawirus wpływa na zachowania Amerykanów – ruch lotniczy w tym roku wyniósł zaledwie 12% tego co lotniska zanotowały rok wcześniej; mimo wszystko TSA oświadcza, że w ciągu ostatnich dni z lotnisk korzystała największa od przynajmniej dwóch miesięcy liczba podróżujących – Amerykanie wracają do podróżowania. Miniony Memorial Day przynisół również obrazki zatłoczonych plaż, wbrew temu, że w wielu stanach wciąż obowiązują zasady utrzymywania społecznego dystansu.
ŚWIAT – Światowa Organizacja Zdrowia wstrzymała testy kliniczne hydroksychlorochiny. Chodzi o lek przeciwmalaryczny, co do którego przypuszczano, że może łagodzić przebieg COVID-19. Najnowsze badania pokazały, że jest zupełnie inaczej i związek chemiczny może pogorszyć stan chorego. / Aplikacje na telefon, które m.in. na podstawie danych o lokalizacji użytkownika pozwalają na określenie zagrożenia ewentualnym zakażeniem, odegrały istotną rolę w ograniczaniu epidemii koronawirusa w Chinach. Agencja Reutera zauważa, że technologie mające zastosowanie w trakcie walki z patogenem mogą być wykorzystywane przez władze także po zakończeniu pandemii.(IAR)
POLSKA – Marszałek Sejmu Elżbieta Witek zaapelowała do marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego i wszystkich senatorów o przyspieszenie prac nad ustawą wyborczą. Dziś trzy senackie komisje do poniedziałku przerwały prace. Marszałek Sejmu apelowała o to, żeby posiedzenie odbyło się jeszcze w tym tygodniu. Elżbieta Witek powiedziała, że wybory muszą się odbyć w konstytucyjnym terminie. Marszałek Sejmu przypomniała, że na ogłoszenie terminu wyborów ma 14 dni od momentu, kiedy w Dzienniku Ustaw zostanie opublikowana uchwała Państwowej Komisji Wyborczej. Senackie komisje pracują nad ustawą wprowadzającą mieszany tryb głosowania - tradycyjnie w lokalach wyborczych i korespondencyjnie po złożeniu wniosku (IAR)
0 notes
n-s-w-2 · 4 years
Video
youtube
Polski lek na COVID-19. Prof. Pyrć: Jest bardzo obiecujący.
0 notes