#J.P. Fantastica
Explore tagged Tumblr posts
aneysajanis · 7 months ago
Text
‘W poszukiwaniu siebie samego’
"W Stronę Słońca" to manga autorstwa Moniki Kalinowskiej, która na dzień dzisiejszy
liczy sobie dwa tomy. Wydaniem zajęło się J.P. Fantastica.
Tom drugi czytało mi się o wiele przyjemniej niż poprzedzający go debiut. Fabuła jest
rozwijana w dużo szybszym tempie, ponadto tym razem zostaliśmy zasypani szczegółami
na temat przeszłości postaci. Ta część rozpoczyna się kontynuacją ostatnich scen
ukazanych w tomie pierwszym. Dowiemy się z nich czegoś więcej o Dravenie oraz o
czarodzieju, którego Helion uparcie poszukuje.
Tumblr media
Dużo postaci zostało rozwiniętych za pomocą backstory w formie opowieści. Tym razem na
scenę wchodzi Draven i pokazuje nam swoją łagodną stronę, dzięki historii z jego
przeszłości. To właśnie w niej po raz pierwszy pokazana jest postać Wespazjana, czyli
niesamowitego czarodzieja, o którym nikt nic nie chce mówić. A tak w ogóle czy to tylko ja,
czy Wespazjan i Draven są na prawdę nieziemsko piękni? Gee! Tak bardzo podobają mi się
te postacie!
Jednak wracając do backstory naszych bohaterów... Nie tylko młody Draven uchyla nam
rąbka tajemnicy na temat siebie samego i swoich motywacji. Pod koniec komiksu również
Helion postanawia zwierzyć się nowemu koledze ze swojej przeszłości. Bardzo cieszy mnie,
że autorka postanowiła już dać nam zarys kilku postaci. Po tym, jak dowiedziałam się paru
szczegółów na temat dwóch głównych bohaterów, mam coraz większą ochotę poznać ich
dalsze losy.
Do tej cudownej mangi wkrada się również motyw mitologii. Nie mogę jednak tego rozwinąć,
gdyż pojawia się on dopiero na sam koniec tomu i będzie mieć kolosalne znaczenie dla dalszej części historii. Pozwolę sobie jednak wtrącić, że uwielbiam taką tematykę. Oprócz
tego tytuł ten skrada również moje serce zadeklarowanej fujoshi poprzez umieszczenie w
nim wątku LGBT. Nie sądzę, żeby miało to wpływ na fabułę, ale dla mnie jest fajnym
urozmaiceniem. Poza tym cała manga zawiera sceny demaskujące homofobię i pokazuje ją
w sposób krytyczny za co autorce bardzo dziękuję.
Byłabym zapomniała! W tym tomie znajdziemy cudowny dodatek, na samym końcu. Jest on
w formie krótkiego opowiadania i dotyczy pierwszego spotkania niesamowicie ciekawej
postaci, jaką jest Van z naszym Dravenem. Ponieważ nie było nam dane dowiedzieć się
tego z mangi, gdyż Helion nie miał ochoty o tym słuchać, autorka zostawiła cały opis
specjalnie dla nas, na odwrocie tomu drugiego.
Tumblr media
Zanim zaznajomimy się z kolejną częścią "W Stronę Słońca", polecam zainteresować się
również spin-off'em tej serii, jakim jest light novel o tytule "Nocni Wędrowcy".
Nie spodziewałam się tak przyjemnej lektury po mandze polskiej aktorki. Doskonale
rozumiem, że nie powinnam na to w ten sposób patrzeć, jednak jak zobaczyłam, że "W
Stronę Słońca" zostało stworzone przez Polkę, nie oczekiwałam po tym zbyt wiele, a jednak
bardzo mnie zaskoczyła wyobraźnia Moniki Kalinowskiej. Jestem bardzo ciekawa, co
zostanie zaprezentowane w tomie trzecim i muszę powiedzieć, że teraz mam większe
oczekiwania :). Bardzo polecam, szczególnie fanom fantastyki.
~Aneysa
0 notes
dzikabanda · 8 years ago
Text
Nowy artykuł na Dzika Banda :
Nowy artykuł na http://www.dzikabanda.pl/wieksze-kawalki/teksty/ghost-in-the-shell-krok-po-kroku
Ghost in the Shell krok po kroku
Do kich wchodzi właśnie “Ghost in the Shell” ze Scarlett Johansson, korzystamy więc z okazji i omawiamy krok po kroku całą franczyzę zrodzoną w wyobraźni Masamune Shirow.
“Ghost in the Shell” wkrótce stuknie trzydziestka. Dziś to już potężna marka, na którą składają się komiksy, filmy, seriale i gry, wspomagane dodatkowo przez przemysł zabawkarski. Rolę wiodącą w każdej adaptacji dzierży Major Motoko Kusanagi, kobieta-cyborg, należąca do elitarnej jednostki japońskiej policji. Z kolei wszystkie inkarnacje, choć posiadają podobne motywy, setting, wątki i postacie, różnią się fabułami i generalnie przynależą do osobnych kontinuów. Oto one.
Mangi Masamune Shirow
Gdy Masamune Shirow wpadł na pomysł do “GitS” był już uznanym artystą, mającym na koncie trzy komiksowe hity (Black Magick, Dominion Tank Police i Appleseed), ich filmowe adaptacje i nagrodę Sejun, czyli odpowiednik amerykańskich Hugo. Oprócz malarstwa olejnego, którym się parał zanim zaczął rysować mangi, ciekawiła go biotechnologia, technologie militarne, mitologie i zależności między człowiekiem a maszyną. Zainteresowania te są bardzo widoczne w całej jego twórczości, a swój szczyt osiągnęły właśnie w “Ghost in the Shell”. Seria, w głównej mierze, została zainspirowana książką “The Ghost in the machine” Arthura Koestlera, opisującą kartezjańskie, dualistyczne relacje między umysłem a ciałem. Właśnie ten dualizm Shirow uczynił najważniejszym wątkiem przewijającym się w całej serii, którą dodatkowo dopakował świetną sensacyjną akcją, intrygującymi postaciami, designem maszyn i broni, i hipotetycznymi problemami mogącymi trawić futurystyczne, stechnicyzowane i scyborgizowane społeczeństwo.
Shirow, by móc realizować swój sztandarowy projekt, porzucił posadę wykładowcy na uniwersytecie w Kobe. Dwanaście rozdziałów składających się na pierwszy tom “Ghost in the Shell” ukazywało się od maja 1989 r. do listopada 1990 r. w tygodniku Young Magazine. Seria nosiła tytuł “Kōkaku Kidōtai” (co w przenośni oznacza „Armored Shell”, a dosłownie „Mobile Armored Riot Police”), który został narzucony przez wydawcę ze względu na bardziej mainstreamowy wydźwięk. Ghost in the Shell było jedynie drobno zapisanym podtytułem, który wymusił Shirow i który bardziej odzwierciedlał jego zamysł, a przy okazji był hołdem dla powieści Koestlera. Poza Japonią manga została wydana z tytułem, za którym od początku optował autor. Poza tym sceny lesbijskiego seksu zostały ocenzurowane w USA (dwie strony wycięto, a kadr do nich wprowadzający Shirow przerysowywał) ze względów komercyjnych, co spotkało się z wielkim niezadowoleniem wśród czytelników. Wersja nieocenzurowana została wydana dopiero w 2004 r. (w Polsce wydano wersję nieocenzurowaną)
W latach 1991-1997, również na łamach Young Magazine, Shirow realizował luźną kontynuację “GitSa”. Z materiału jaki powstał złożono dwa tomy. Pierwszym bym “Ghost in the Shell 2: Man/Machine Interface”, który ukazał się w dwóch wersjach. W 2000 r. był to tzw. short-cut, w którym znalazły się dwie sceny erotyczne, a w 2001 r. wersja standardowa, z większą ilością kolorowych stron, przerysowanymi niektórymi kadrami, dodatkowymi stronami i przypisami oraz 24-stronicowym epilogiem. Różnice można podejrzeć na tej stronie. Album koncentrował się na Motoko i jej pracy jako ekspert ds. bezpieczeństwa w korporacji Poseidon Industrial, co miało miejsce po jej odejściu z Sekcji 9 i połączeniu się z Władcą Marionetek. Drugą był wydany w 2003 r. “Ghost in the Shell 1.5: Human-Error Processor”, album zbierający 7 epizodów koncentrujących się na śledztwach pozostałych członków Sekcji 9. Ich akcja rozgrywała się między pierwszym a drugim tomem oraz w trakcie drugiego. Do wydania była dołączona płyta z cyfrową wersją komiksu i dodaną muzyką.
Filmy Mamoru Oshii
W 1995 r. Mamoru Oshii wyreżyserował film będący adaptacją mangi Shirowa. Na jego potrzeby zaczerpnięto jedynie wątek Władcy Marionetek i rozbudowano aspekty psychologiczno-filozoficzne. “Ghost in the Shell” przetarł kilka ścieżek: był jednym z pierwszych filmów, w których zastosowano połączenie tradycyjnej animacji z animacją cyfrową, był też pierwszym anime, które jednocześnie miało premierę w Japonii, USA i Wielkiej Brytanii, co mocno przyczyniło się do spopularyzowania japońskiej animacji na Zachodzie. Na potrzeby wersji amerykańskiej nagrano nowy utwór, który pojawił się w trakcie napisów końcowych – była to piosenka “Passengers” U2 i Briana Eno. Zresztą nie były to jedyne gwiazdy firmujące ten obraz swoim nazwiskiem. Również James Cameron przy każdej możliwej okazji zachwycał się animacją mówiąc m.in.: Pierwszy film animowany dla dorosłych, który osiągnął poziom literackiej i wizualnej doskonałości. Na jego produkcję wydano 10 milionów dolarów, a wyniki finansowe box office niestety okazały się mierne, i obraz ledwo na siebie zarobił, pomimo niezwykle przychylnych recenzji krytyków. Film cieszył się znacznie większą popularnością w USA niż samej Japonii, a drugie życie otrzymał dzięki wydaniom na VHS i DVD. W 2008 r. “GitS” został wydany w wersji 2.0, z odnowioną, cyfrową animacją, przearanżowaną i na nowo nagraną muzyką.
W roku 2004 premierę miał “Ghost in the Shell 2: Innocence”, również w reżyserii Oshiiego. Film miał budżet 20 milionów dolarów, w box office zarobił połowę z tego. W samej Japonii, ze względu na umiarkowaną popularność poprzedniej części, film promowany był bez przedrostka “Ghost in the Shell 2”. Sam reżyser utrzymuje, że było to podyktowane faktem, że nie traktuje on “Innocence” jako typowego hollywoodzkiego sequela, a jako samodzielną, niezależną produkcję. Tworząc ją posiłkował się epizodami “Robot Rondo” i “Phantom Found” z oryginalnej mangi. Film posiada prequel w postaci książki Masakiego Yamady pt. “Innocence: After the Long Goodbye”.
Seriale I.G. Production
W latach 2002-2006 powstał serial telewizyjny “Ghost in the Shell: Stand Alone Complex” składający się z dwóch sezonów po 26 odcinków i filmu tv pt. “Solid State Society” zamykającego wątki. Produkcja wizualnie nawiązywała do filmu Mamoru Oshii, ale fabularnie bliżej jej było do mangi Masamune Shirow. Reżyserią zajmował się Kenji Kamiyama, scenariusze pisał Kamiyama wspólnie z Shirowem, który oprócz przygotowywania fabuł, tworzył design postaci, maszyn i pojazdów oraz miał ostateczne słowo co do finalnego wyglądu skryptów. W drugim sezonie do ekipy scenarzystów dołączył Mamoru Oshii. Serial składał się pojedynczych, samodzielnych epizodów dotyczących zróżnicowanych działań cyber-kryminalnaych, budujących świat i rozwijających bohaterów oraz wątku głównego. W pierwszym sezonie dotyczył on Laughing Mana a w drugim terrorystycznej grupy Individual Eleven. Oba wątki zostały wyedytowane i przemontowane w dwa osobne filmy telewizyjne. Każdy z 52 odcinków kończył się krótkimi humorystycznymi epizodami pt. “Tachikomatic Days” traktującymi o inteligentnych, wielozadaniowych mini-czołgach wykorzystywanych w Sekcji 9.
Na podstawie serialu powstały trzy powieści autorstwa Junichi Fujisaku z oryginalnymi fabułami – “The Lost Memory”, “Revenge of the Cold Machines” i “White Maze”; dwie serie komiksów: jedna autorstwa Yu Kinutani będąca wierną adaptacją pięciu pierwszych epizodów serii, a druga autorstwa Mayasuki Yamamoto pt. “Tachikomatic Days” będąca rozszerzoną wersją mini-epizodzików – do tej pory powstało 8 tomów; oraz trzy gry, dwie przeznaczone na platformy Play Station (PS2 i PSP) i jedna na PC pt. “Ghost in the Shell: Stand Alone Complex – First Assault Online”.
W roku 2013 I.G. Production postanowiło zrewitalizować franczyzę i stworzyło serię pięciu filmów OAV pt. “Ghost in the Shell: Arise”, będących prequelem do oryginalnej mangi i wyświetlanych w kinach na terenie całej Japonii. Na potrzeby telewizji filmy podzielono, tworząc dziesięcioodcinkowy serial, przemianowany na “Ghost in the Shell: Arise – Alternative Architecture”. Fabułę całego kontinuum zamyka film “Ghost in the Shell: The New Movie” (dystrybuowany również pod tytułami “Ghost in the Shell: The Rising” oraz “New Ghost in the Shell”), który został specjalnie przygotowany z okazji dwudziestej rocznicy premiery filmu Mamoru Oshiiego.
W ramach tego uniwersum powstała jeszcze 7-tomowa manga “Ghost in the Shell: Arise ~Sleepless Eye~” do scenariusza Junichi Fujisaku i z rysunkami Takumiego Ōyamy, opowiadająca o pierwszym spotkaniu Major i Batou podczas wojny domowej.
1 note · View note
dzikabanda · 8 years ago
Text
Nowy artykuł na Dzika Banda :
Nowy artykuł na http://www.dzikabanda.pl/literatura/komiks/milosne-cierpienia-umarlych-lagodniejsza-twarz-junjiego-ito-recenzja
Miłosne cierpienia umarłych - łagodniejsza twarz Junjiego ito [recenzja]
“Miłosne cierpienia umarłych” to kolejny udany zbiorek z Kolekcji Horrorów Junjiego Ito. A ciekawy o tyle, że autor straszy w nim w sposób zupełnie inny niż dotychczas.
Na tytułową opowieść składa się kilka samodzielnych rozdziałów tworzących jednak zwartą całość. Jej bohaterem jest młody chłopak, który po latach wraca do rodzinnej miejscowości, gdzie tradycją są uliczne wróżby. I to w podobnej tradycji zakorzeniony jest utwór, który sposobem opowiadania i budowania napięcia garściami czerpie z klasycznych historyjek grozy spod pióra Lafcadio Herne’a. Tajemniczość, niedopowiedzenia, ponura atmosfera, zwodzenie czytelnika i obyczajowy szkielet fabularny, dający interesujący wgląd w japońską mentalność, to mocne strony tej nawet wciągającej miłosnej przygody.
Kolejna opowieść, “Przedziwne rodzeństwo Hikizurich”, to zabawna groteska łącząca horror z czarnym humorem, z czytelnymi nawiązaniami do “Rodziny Addamsów”. I tutaj Ito daje się poznać z zupełnie innej strony, oswajając strach smolistym dowcipem, absurdalnymi sytuacjami i przede wszystkim galerią cudacznych, zróżnicowanych bohaterów, do których można poczuć nawet sympatię. Niemniej niepokojąca atmosfera i niepewność towarzyszą nam przez cały utwór i są niezbędnym jego elementem.
Tomik zawiera jeszcze trzy krótsze historyjki stylistycznie zbliżone do poprzednich, ale w większym stopniu wykorzystujące chwyty, które Ito stosował w “Uzumaki” czy “Gyo”. Nieporozumieniem jest jednak “Wspomnienie o prawdziwej kupie”, ani to straszne, ani zabawne, ani refleksyjne.
“Miłosne cierpienia umarłych” to solidny zbiorek, narysowany w absorbujący sposób – wyrazista kreska autora podkreśla ważne dla opowieści elementy, buduje fantastyczną atmosferę – w którym nie uświadczymy żadnych mocnych i obrzydliwych scen. Zamiast nich dostaniemy sporą dawkę podskórnej i nieoczywistej grozy, którą aplikować potrafią wyłącznie prawdziwi mistrzowie horroru.
0 notes
dzikabanda · 8 years ago
Text
Nowy artykuł na Dzika Banda :
Nowy artykuł na http://www.dzikabanda.pl/literatura/komiks/one-punch-man-3-licencja-na-superbohaterstwo-recenzja
One-Punch Man #3 - licencja na superbohaterstwo [recenzja]
“One-Punch Man” to taki mały fenomen – komedia ze sztukami walki w duchu “Dragon Balla”, która jednak bardziej stawia na rozwijanie świata i bohaterów niż bijatyki i pojedynki.
Owszem, efektowna naparzanka jest tutaj niezmiernie ważna, wokół niej rozgrywa się cała fabuła i to ona napędza bohaterów, ale nie da się nie zauważyć, że jest też sprowadzona, w pewnym sensie, do marginesu. Ważniejsze jest wszystko to, co toczy się dookoła samej walki, czyli codzienne egzystencjalne perypetie Saitamy, który próbuje ułożyć sobie życie dzięki działalności superbohaterskiej i cyklicznym przecenom w supermarketach oraz poboczne historie wszelkiej maści złoczyńców, potworów i innych herosów, których ścieżki krzyżują się z głównym bohaterem. W efekcie sztuki walki okazują się być niezwykle przyjemną wisienką na torcie, dodatkiem umilającym i tak fenomenalnie podaną fabułę.
W trzecim tomie One jeszcze bardziej brnie w parodię, nabijając się ze smakiem z superbohaterskich drużyn, sposobach rekrutacji i panujących w nich zasad. Dzięki temu jeszcze bardziej eksponuje zagubienie Saitamy, który choć jest najsilniejszy i z palcem w nosie pokona herosa nawet z najwyższą rangą, tak naprawdę superbohaterem być nie potrafi, choć z całego serca tego pragnie. Z tymże w serii jest różnica między byciem bohaterem działającym na licencji i należącym do Związku, a bohaterem z powołania, walczącym dla wyższych idei. Ten dysonans generuje całe mnóstwo zabawnych i nieprzewidywalnych sytuacji oraz wywołuje przyjemne uczucie obcowania z bardzo nieschematyczną opowieścią spod znaku lateksowych majtek na spodnie. Scenarzysta wyłamuje się z utartych torów, stosuje proste, ale w tej prostocie genialne, chwyty i udowadnia, że do tego skostniałego gatunku można jeszcze dorzucić parę cennych groszy. Z kolei tytułowy Saitama, nieco zagubiony, naiwny lekkoduch, to jedna z najoryginalniejszych postaci w superbohaterskim panteonie na przestrzeni ostatnich lat.
“One-Punch Man” z dynamicznymi rysunkami Yusuke Muraty to obecnie jedna z ciekawszych propozycji gatunkowych na rynku, która wiele serii z Marvela czy DC pozostawia daleko w tyle. Zamiast brnąć w pseudorealizm serwuje po prostu przednią zabawę.
(function() var bbtag = document.createElement('script'); bbtag.type = 'text/javascript'; bbtag.async = true; bbtag.src = "http://www.a4b-tracking.com/pl/buybox/658/9788374715539/_/0/-/-/bb-plugin-wp/bbtag-658-57a1cd07ab1ab"; document.getElementsByTagName('head')[0].appendChild(bbtag); )();
0 notes
dzikabanda · 8 years ago
Text
Nowy artykuł na Dzika Banda :
Nowy artykuł na http://www.dzikabanda.pl/literatura/komiks/drifters-tom-1-hannibal-barkas-kontra-joanna-darc-recenzja
Drifters tom 1 - Hannibal Barkas kontra Joanna D’Arc [recenzja]
Tuż po zamknięciu wątków z serii “Hellsing”, Kohta Hirano rozpoczął publikację “Drifters”, kolejnej energetycznej, napakowanej akcją mangi, która tym razem czerpie z historycznych faktów.
Tytułowi “dryfujący” to grupa doskonałych wojowników i strategów, którzy zostają wyrwani ze szponów śmierci i przeniesieni do tajemniczej krainy wzorowanej na tolkienowskim Śródziemiu. Ich zadaniem będzie obrona fantastycznego królestwa przed najazdem brutalnych i bezwzględnych “odpadów” pod wodzą Pana Ciemności.
Dzięki zabiegowi skopiowanemu wprost z “Freejacka” z Emilio Estevezem autorowi udało się zebrać całkiem interesującą galerię postaci historycznych w jednej czasoprzestrzeni. I tak ramię w ramię stają obok siebie Hannibal Barkas, wielki wódz kartagińskiej armii, Sundance Kid i Butch Cassidy z “Dzikiej Bandy” czy Oda Nobunaga, jeden z pierwszych wielkich zjednoczycieli Japonii. Oprócz nich pojawia się jeszcze cała masa japońskich bohaterów historycznych oraz kilku europejskich. Zastanawiający jest natomiast udział w tym konflikcie Anastazji Romanowej a brak np. Myamoto Musashiego czy Czyngis-chana, ale takie już akurat prawo twórcy.
“Drifters” to wybuchowy, dynamiczny komiks tworzony na amerykańską modłę, gdzie najważniejsza jest ciągła akcja, spektakularne sceny i rozpierducha. Taki też był “Hellsing”, który nie dawał ani chwili wytchnienia, ale tutaj dodatkowym smaczkiem jest jeszcze walor edukacyjny wpleciony w fabułę, bo nie ogranicza się on wyłącznie do postaci, które zresztą charakterologicznie są mocno przerysowane, ale także przybliża (zdawkowo bo zdawkowo) kilka mniej lub bardziej ważnych konfliktów z całego świata. Tak więc Hirano w zmyślny sposób, poprzez efektowną opowieść, zachęca do zgłębienia tajemnic historycznych, a przy tym dostarcza niemałą ilość rozrywki.
Tym co może troszkę drażnić to niezdecydowanie autora, w którą stronę pociągnąć swoje dzieło. W efekcie otrzymujemy historię pół żartem, pół serio, w której klimatyczne, brutalne sceny przełamywane są slapstikowymi żartami bądź humorystycznymi deformacjami.
Plansze z wersji amerykańskiej
Graficznie “Drifters” wypada bardzo ładnie. Hirano prezentuje typowo mangowy styl, z tą różnicą, że bardzo dba o detale: tła nigdy nie są puste, stroje i dekoracje zawsze dopracowane, nie ucieka się do rysunkowych uproszczeń. Mam jedynie problem z kilkoma postaciami, u których nie można odróżnić płci, ale jestem przekonany, że autor rysuje je w ten sposób z premedytacją, celowo wywołując u czytelnika niepewność.
“Drifters” zapowiada się na solidny młodzieżowy letni blockbuster, który dostarczy odpowiedniej ilości satysfakcjonującej rozrywki.
0 notes
dzikabanda · 8 years ago
Text
Nowy artykuł na Dzika Banda :
Nowy artykuł na http://www.dzikabanda.pl/literatura/komiks/blame-tom-1-architektoniczne-porno-recenzja
Blame! tom 1 - architektoniczne porno [recenzja]
Tsutomu Nihei kocha architekturę (posiada dyplom tej dziedziny), dzieła Beksińskiego, Moebiusa i science fiction, a całą tą miłość przelał do komiksowego debiutu jakim jest “Blame!” – mangi tak specyficznej i jednocześnie fascynującej, że nie sposób się od niej oderwać.
Tym co najbardziej hipnotyzuje w “Blame!” są fenomenalne rysunki przedstawiające nieskończone plątaniny konstrukcji, na które składają się ściany, korytarze, szyby, hale, rury, schody, kable itp. Wszystko to pokrywa tak ogromne przestrzenie, że z czasem próba ogarnięcia tej złożonej struktury, jej ogrom przypomina mierzenie się z wielkością nieskończonego wszechświata. Wrażenie potęgują dodatkowo szerokie kadry, na których bohaterowie wyglądają jak zagubione w czasoprzestrzeni robaczki oraz kolejno odkrywane fakty na temat megalitycznej budowli, po której przyszło im się poruszać.
Autorowi udało się wytworzyć bardzo specyficzną przytłaczającą atmosferę wzbudzającą niepokojące uczucie osamotnienia, zagubienia i niemocy w obliczu kolosalnych zamkniętych przestrzeni, które zdają się żyć własnym życiem i wciąż rozrastać we wszystkich możliwych kierunkach. Dodatkowo z wielkim pietyzmem zapełnia ten świat ogromną ilością szczegółów i detali, których studiowanie potrafi zatrzymać na dłuższy czas. W tej części najbardziej uwydatnia się fascynacja autora architekturą, którą doprowadza do absolutu tworząc fascynujące architektoniczne porno, ale też i Beksińskim oraz jego wizjami postapokaliptycznego rozkładu – co prawda u Niheia otoczenie zbudowane jest z betonu, stali i plastiku, ale również trawi je degradacja, rdza i rozpad. To świat w runie, zużyty, postludzki, w którym nie ma już nadziei na lepsze czasy, w którym pozostała jedynie marna egzystencja pośród zgliszcz i niebezpiecznych biomechanicznych stworów polujących na resztki pozostałego przy życiu gatunku ludzkiego.
Plansze z wersji amerykańskiej.
To porażające środowisko, jego kolejne poziomy liczone w tysiącach, przemierza uzbrojony w spektakularnie zabójczy emiter grawitonów Killy – ma��omówny gość poszukujący genu terminala sieciowego. Niewiele się o nim dowiadujemy, podobnie jak o celu jego podróży, bardziej odgrywa rolę przewodnika po cudach kolejnych kondygnacji niż pełnoprawnego bohatera opowieści. Fabuły póki co też tu niewiele, ale to nie ona jest tu najważniejsza, tylko genialnie wykreowany świat wywołujący niezwykle mocne uczucia i ukazujący ludzką kreatywność w dążeniu do samozagłady. “Blame!” to absolutny kanon science fiction i lektura obowiązkowa.
(function() var bbtag = document.createElement('script'); bbtag.type = 'text/javascript'; bbtag.async = true; bbtag.src = "http://www.a4b-tracking.com/pl/buybox/658/9788374715713/_/0/-/-/bb-plugin-wp/bbtag-658-576aa9a9b128a"; document.getElementsByTagName('head')[0].appendChild(bbtag); )();
0 notes
dzikabanda · 9 years ago
Text
Nowy artykuł na Dzika Banda :
Nowy artykuł na http://www.dzikabanda.pl/literatura/komiks/green-blood-tom-3-bardzo-dziki-zachod-recenzja
Green Blood tom 3 - bardzo Dziki Zachód [recenzja]
Pocket!function(d,i)if(!d.getElementById(i))var j=d.createElement("script");j.id=i;j.src="https://widgets.getpocket.com/v1/j/btn.js?v=1";var w=d.getElementById(i);d.body.appendChild(j);(document,"pocket-btn-js");
Masasumi Kakizaki w trzecim tomie “Green Blood” domyka miejskie wątki i wyprowadza głównych bohaterów, braci Burns, w dalekie rejony Dzikiego Zachodu.
W Five Points dochodzi do kulminacji napięć. Gangi Żniwiarzy i Motyli ścierają się w krwawej rzezi, a Ponury Żniwiarz, czyli starszy z braci, Brad, wykorzystuje ją by całkowicie wybić członków każdego z nich. Tymczasem w Nowym Jorku pojawia się ich ojciec, obiekt z dawna oczekiwanej zemsty – Edward King, zimny i twardy jak skała drań, który jeszcze bardziej eskaluje wydarzenia w podupadającej dzielnicy. Krwawy i, powiedziałbym nawet, sprawiedliwy finał starcia zmusza braci do wyruszenia w głąb USA, śladem znienawidzonego rodziciela. Po drodze zasmakują odrobinę normalności i wplątają się w intrygę związaną z budową kolei.
Tomik można podzielić na dwie równe części. Pierwsza z nich kończy etap nowojorski, a druga rozpoczyna zupełnie nowy wątek, związany z pościgiem. Jeden płynnie przechodzi w drugi, ale nie mogę się pozbyć wrażenia, że autor wprowadza go bardzo na siłę, niepotrzebnie odwlekając nieuniknione starcie. Powód pojawienia się Kinga w Five Points jest co najmniej tajemniczy – owszem dobił interesu, ale zupełnie przypadkowo – i wydaje mi się, że był tylko jeden – aby bracia mogli ruszyć jego tropem. Można doszukać się tutaj próby zacieśniania więzi między nimi, ale równie dobrze można to było zrobić za pomocą kilku paneli, a niekoniecznie rozdziałów. Tym bardziej, że wątek wykupu ziemi przez kolejowych potentatów jest jednym z najbardziej wyeksploatowanych westernowych motywów i nie wierzę aby Kakizaki miał coś interesującego do dodania w tym temacie. Fabuła wjeżdża więc na z dawna ustalone tory i zmierza do dobrze znanego celu.
W trzecim tomie mamy zatem koniec nieprzewidywalności, emocje gdzieś wyparowują, a losy braci zaczynają nam obojętnieć, bo tak naprawdę doskonale zdajemy sobie sprawę co się dalej wydarzy. Niemniej, o ile fabularnie “Green Blood” przestaje intrygować, o tyle wciąż robi dobrze fenomenalnymi rysunkami, poziomem dopracowania szczegółów i dynamicznymi, brutalnymi scenami. Myślę, że są one, mimo wszystko, dobrym powodem aby dalej sięgać po tę serię, która finalnie zamknie się w pięciu tomach.
(function() var bbtag = document.createElement('script'); bbtag.type = 'text/javascript'; bbtag.async = true; bbtag.src = "http://www.a4b-tracking.com/pl/buybox/658/9788374715430/_/0/-/-/bb-plugin-wp/bbtag-658-57177c436fb7d"; document.getElementsByTagName('head')[0].appendChild(bbtag); )();
0 notes
dzikabanda · 9 years ago
Text
Green Blood tom 3 - bardzo Dziki Zachód [recenzja]
Green Blood tom 3 – bardzo Dziki Zachód [recenzja]
[infobox]Masasumi Kakizaki w trzecim tomie “Green Blood” domyka miejskie wątki i wyprowadza głównych bohaterów, braci Burns, w dalekie rejony Dzikiego Zachodu.[/infobox]
W Five Points dochodzi do kulminacji napięć. Gangi Żniwiarzy i Motyli ścierają się w krwawej rzezi, a Ponury Żniwiarz, czyli starszy z braci, Brad, wykorzystuje ją by całkowicie wybić członków każdego z nich. Tymczasem w Nowym…
View On WordPress
0 notes
dzikabanda · 9 years ago
Text
Pieśń Apolla tom 2 - Tezuka gorzko o miłości [recenzja]
Pieśń Apolla tom 2 – Tezuka gorzko o miłości [recenzja]
[infobox]Młody Shogo kontynuuje bolesną podróż, której celem jest doświadczenie głębokiego uczucia, mającego wyleczyć go z agresji. Osamu Tezuka nie serwuje jednak ckliwego romansu dla nastolatków, a gorzką uniwersalną przypowieść o miłości.[/infobox]
“Pieśń Apolla” to bardzo ładnie skonstruowana historia posiadająca obyczajową klamrę spinającą kilka opowieści z gatunku science fiction. Za swe…
View On WordPress
0 notes
dzikabanda · 9 years ago
Text
Nowy artykuł na Dzika Banda :
Nowy artykuł na http://www.dzikabanda.pl/literatura/komiks/piesn-apolla-tom-2-tezuka-gorzko-o-milosci-recenzja
Pieśń Apolla tom 2 - Tezuka gorzko o miłości [recenzja]
Pocket!function(d,i)if(!d.getElementById(i))var j=d.createElement("script");j.id=i;j.src="https://widgets.getpocket.com/v1/j/btn.js?v=1";var w=d.getElementById(i);d.body.appendChild(j);(document,"pocket-btn-js");
Młody Shogo kontynuuje bolesną podróż, której celem jest doświadczenie głębokiego uczucia, mającego wyleczyć go z agresji. Osamu Tezuka nie serwuje jednak ckliwego romansu dla nastolatków, a gorzką uniwersalną przypowieść o miłości.
“Pieśń Apolla” to bardzo ładnie skonstruowana historia posiadająca obyczajową klamrę spinającą kilka opowieści z gatunku science fiction. Za swe brutalne czyny Shogo zostaje poddany niestandardowej terapii. Jego jaźń przenosi się w czasoprzestrzeni by raz po raz doświadczać dramatycznego losu człowieka zakochanego. Autor nie zdradza czy mamy do czynienia z podróżami w stylu “Zagubionego w czasie” czy projekcjami wszczepianymi w świadomość – temat ten nie zaprząta jego umysłu, a takie niedopowiedzenie dodaje całości dodatkowego smaczku.
Przyjemne chwile spędzone w miłosnym upojeniu zawsze przeplatają się z jakąś tragedią, która wystawia uczucie na najwyższą próbę. W drugim tomie bohater trafia do przyszłości zdominowanej przez syntetycznych ludzi hodowanych w szklanych tubach, którzy by ulepszyć swe społeczeństwo, wyzbyli się wszelkich uczuć. Shogo trafia pod opiekę ich królowej, pragnącej za wszelką cenę poznać smak miłości. To co wspólnie przeżyją zawstydziłoby nawet Romea i Julię. Po kolejnym tragicznym finale, przenosimy się do “rzeczywistości” i poznajemy ostateczny los bohatera.
Tezuka to mistrz budowania napięcia. Kolejne opowieści wypełnia ogromem akcji, w którą wplata interesujące go kwestie dotyczące człowieczeństwa, sedna miłości, etyki zachowań. W epizodzie “Królowa Sigma” bawi się nawet w futurologa serwując bardzo interesującą antyutopijną wizję przyszłości, gdzie podstawą istnienia jest klonowanie.
“Pieśń Apolla” to w konsekwencji intensywna, przejmująca i trafiająca w czułe punkty opowieść o miłości. Niepozbawiona pewnych uproszczeń, ale za to bardzo obrazowa, nie unikająca brutalności i mocnych scen. Ciężko nie przychylić się do opinii, że Tezuka to bóg mangi – poziom prowadzenia opowieści i jej jakość wciąż jest nieosiągalny dla wielu współczesnych mangaków brnących w dłużyzny i rozmydlanie przekazu w historiach o podobnej tematyce.
(function() var bbtag = document.createElement('script'); bbtag.type = 'text/javascript'; bbtag.async = true; bbtag.src = "http://www.a4b-tracking.com/pl/buybox/658/9788374715386/_/0/-/-/bb-plugin-wp/bbtag-658-57147f30476fc"; document.getElementsByTagName('head')[0].appendChild(bbtag); )();
0 notes
dzikabanda · 9 years ago
Text
[infobox]Tsutomu Nihei (ur. 1971), z wykształcenia architekt, z zawodu twórca komiksów. Karierę rysownika rozpoczął w 1994 r., tuż po rzuceniu pracy w amerykańskiej firmie. Jeszcze w tym samym roku zadebiutował krótką historyjką pt. “BLAME”, która ostatecznie została rozwinięta w dziesięciotomowym “BLAME!”. Wkrótce potem stworzył prequel do tej serii pt. “NOiSE” oraz mini-serię “Wolverine: Snikt!” dla Marvela, która również rozgrywa się w tym uniwersum. Inne znane serie tego autora to “Abara-Żebra“, “Biomega” oraz “Rycerze Sidonii”. Nihei stworzył też wiele shortów i krótszych opowieści, publikowanych w antologiach (“The Halo Graphic Novel”) oraz magazynach, a w roku 2010 narysował kilka concept artów do niepowstałej adaptacji “Neuromancera” w reżyserii Vincenzo Nataliego.[/infobox]
Tsutomu Nihei – oszałmiająca mieszanka horroru i cyberpunka [galeria] Tsutomu Nihei (ur. 1971), z wykształcenia architekt, z zawodu twórca komiksów. Karierę rysownika rozpoczął w 1994 r., tuż po rzuceniu pracy w amerykańskiej firmie.
0 notes
dzikabanda · 9 years ago
Text
Nowy artykuł na Dzika Banda :
Nowy artykuł na http://www.dzikabanda.pl/galerie/autorskie/tsutomu-nihei-oszalmiajaca-mieszanka-horroru-i-cyberpunka-galeria
Tsutomu Nihei - oszałmiająca mieszanka horroru i cyberpunka [galeria]
Pocket!function(d,i)if(!d.getElementById(i))var j=d.createElement("script");j.id=i;j.src="https://widgets.getpocket.com/v1/j/btn.js?v=1";var w=d.getElementById(i);d.body.appendChild(j);(document,"pocket-btn-js");
Tsutomu Nihei (ur. 1971), z wykształcenia architekt, z zawodu twórca komiksów. Karierę rysownika rozpoczął w 1994 r., tuż po rzuceniu pracy w amerykańskiej firmie. Jeszcze w tym samym roku zadebiutował krótką historyjką pt. “BLAME”, która ostatecznie została rozwinięta w dziesięciotomowym “BLAME!”. Wkrótce potem stworzył prequel do tej serii pt. “NOiSE” oraz mini-serię “Wolverine: Snikt!” dla Marvela, która również rozgrywa się w tym uniwersum. Inne znane serie tego autora to “Abara-Żebra“, “Biomega” oraz “Rycerze Sidonii”. Nihei stworzył też wiele shortów i krótszych opowieści, publikowanych w antologiach (“The Halo Graphic Novel”) oraz magazynach, a w roku 2010 narysował kilka concept artów do niepowstałej adaptacji “Neuromancera” w reżyserii Vincenzo Nataliego.
0 notes
dzikabanda · 9 years ago
Text
Nowy artykuł na Dzika Banda :
Nowy artykuł na http://www.dzikabanda.pl/literatura/komiks/gra-w-krola-1-zabojcza-rozrywka-dla-licealistow-recenzja
Gra w króla #1 - zabójcza rozrywka dla licealistów [recenzja]
Pocket!function(d,i)if(!d.getElementById(i))var j=d.createElement("script");j.id=i;j.src="https://widgets.getpocket.com/v1/j/btn.js?v=1";var w=d.getElementById(i);d.body.appendChild(j);(document,"pocket-btn-js");
Zbereźne maile, niczym w “Kręgu”, stają nie niekiedy przyczyną tajemniczych zgonów. Czyli rzecz o potędze nowych technologii.
Japończycy uwielbiają wszelkiego rodzaju gry. Shogi, Hanafuda, Go, Mahjong czy Pachinko to tylko niektóre wymyślone przez nich bądź ulepszone tytuły dostarczające emocjonującej rozrywki całym pokoleniom. W zasadzie gry płyną w ich żyłach, bo przecież i na polu cyfrowym często wiodą prym zarówno w produkcji konsol jak i samych gier. Wiadomo też, że lubią popadać w skrajności, a z tych zrodziły się m.in. pomysły na Battle Royale i Duds Hunt, czyli zabawy, w których stawką jest życie. “Gra w króla” niejako wpisuje się w to ekstremum.
Głównymi bohaterami komiksu są licealiści z prefektury Tamaoka, którzy mimowolnie zostają wciągnięci w tytułową rozgrywkę. Codziennie o północy wszyscy otrzymują maila z rozkazem, który musi wykonać wytypowana danego dnia para. Na początku jest dość niewinnie: jeden buziak, polizanie stopy, dotknięcie piersi… toteż uczniowie całkiem ochoczo wykonują polecenia, a te co rusz coraz bardziej naruszają ich nietykalność osobistą. Gdy jedna z par nie wykonuje zadania, następnego dnia zostaje odnaleziona martwa. Rozpoczyna się więc dramatyczna walka o przetrwanie, której nie ułatwiają kolejne rozkazy “króla”.
Scenarzysta, Nobuaki Kanazawa, serwuje w zasadzie prostą opowiastkę o licealistach i ich codziennych problem jakimi są oczywiście szkoła i buzujące hormony. Pierwszy seks, skrywane uczucia i walka w obronie kumpli stanowią osnowę całej historii. Gdy w te utrapienia wkrada się coraz więcej złych emocji, wszyscy starają się dostosować, odkrywając w sobie nowe możliwości. Nie ma tutaj zaskoczenia, bohaterowie to wyciśnięte z szablonu archetypy, które znamy m.in. z “Battle Royale”, a całość jest pisana jakby pod ich charaktery. Wydarzenia układają się w sposób wygodny dla autora i nie zawsze przekonują co do swojej prawdopodobności. Już samo podejście policji do sprawy zgonów śmierdzi dyletanctwem i mocno irytuje.
Grafika Hitori Rendy wyrabia średnią japońską: postacie są smukłe, w kadrach jest mnóstwo dynamizmu i fantazyjnych perspektyw, ale nie ma tu nic co w jakiś sposób wyróżniłoby jego kreskę na tle setek podobnych osiągnięć.
O ile “Gra w króla” to trochę naiwna, wtórna i dość przeciętna opowieść to można ją przeczytać bez większego zgrzytania zębami. A tajemnica tego, kto stoi za treścią e-maili i zgonami uczniów, sprawia że mimo wszystko ma się ochotę sprawdzić kolejne tomy. Co prawda na zasadzie “guilty pleasure”, ale zawsze.
(function() var bbtag = document.createElement('script'); bbtag.type = 'text/javascript'; bbtag.async = true; bbtag.src = "http://www.a4b-tracking.com/pl/buybox/658/9788374715317/_/0/_/_/bb-plugin-wp/bbtag-658-57064a6a97dd9"; document.getElementsByTagName('head')[0].appendChild(bbtag); )();
0 notes
dzikabanda · 9 years ago
Text
[infobox]Zbereźne maile, niczym w “Kręgu”, stają nie niekiedy przyczyną tajemniczych zgonów. Czyli rzecz o potędze nowych technologii.[/infobox]
Japończycy uwielbiają wszelkiego rodzaju gry. Shogi, Hanafuda, Go, Mahjong czy Pachinko to tylko niektóre wymyślone przez nich bądź ulepszone tytuły dostarczające emocjonującej rozrywki całym pokoleniom. W zasadzie gry płyną w ich żyłach, bo przecież i na polu cyfrowym często wiodą prym zarówno w produkcji konsol jak i samych gier. Wiadomo też, że lubią popadać w skrajności, a z tych zrodziły się m.in. pomysły na Battle Royale i Duds Hunt, czyli zabawy, w których stawką jest życie. “Gra w króla” niejako wpisuje się w to ekstremum.
Głównymi bohaterami komiksu są licealiści z prefektury Tamaoka, którzy mimowolnie zostają wciągnięci w tytułową rozgrywkę. Codziennie o północy wszyscy otrzymują maila z rozkazem, który musi wykonać wytypowana danego dnia para. Na początku jest dość niewinnie: jeden buziak, polizanie stopy, dotknięcie piersi… toteż uczniowie całkiem ochoczo wykonują polecenia, a te co rusz coraz bardziej naruszają ich nietykalność osobistą. Gdy jedna z par nie wykonuje zadania, następnego dnia zostaje odnaleziona martwa. Rozpoczyna się więc dramatyczna walka o przetrwanie, której nie ułatwiają kolejne rozkazy “króla”.
Scenarzysta, Nobuaki Kanazawa, serwuje w zasadzie prostą opowiastkę o licealistach i ich codziennych problem jakimi są oczywiście szkoła i buzujące hormony. Pierwszy seks, skrywane uczucia i walka w obronie kumpli stanowią osnowę całej historii. Gdy w te utrapienia wkrada się coraz więcej złych emocji, wszyscy starają się dostosować, odkrywając w sobie nowe możliwości. Nie ma tutaj zaskoczenia, bohaterowie to wyciśnięte z szablonu archetypy, które znamy m.in. z “Battle Royale”, a całość jest pisana jakby pod ich charaktery. Wydarzenia układają się w sposób wygodny dla autora i nie zawsze przekonują co do swojej prawdopodobności. Już samo podejście policji do sprawy zgonów śmierdzi dyletanctwem i mocno irytuje.
Grafika Hitori Rendy wyrabia średnią japońską: postacie są smukłe, w kadrach jest mnóstwo dynamizmu i fantazyjnych perspektyw, ale nie ma tu nic co w jakiś sposób wyróżniłoby jego kreskę na tle setek podobnych osiągnięć.
O ile “Gra w króla” to trochę naiwna, wtórna i dość przeciętna opowieść to można ją przeczytać bez większego zgrzytania zębami. A tajemnica tego, kto stoi za treścią e-maili i zgonami uczniów, sprawia że mimo wszystko ma się ochotę sprawdzić kolejne tomy. Co prawda na zasadzie “guilty pleasure”, ale zawsze.
[buybox-widget category=”book” ean=”9788374715317″]
  Gra w króla #1 – zabójcza rozrywka dla licealistów [recenzja] Zbereźne maile, niczym w “Kręgu”, stają nie niekiedy przyczyną tajemniczych zgonów. Czyli rzecz o potędze nowych technologii.
0 notes
dzikabanda · 9 years ago
Text
Nowy artykuł na Dzika Banda :
Nowy artykuł na http://www.dzikabanda.pl/literatura/komiks/one-punch-man-2-cudna-superbohaterska-komedia-recenzja
One-Punch Man #2 - cudna superbohaterska komedia [recenzja]
Nie masz czasu, żeby teraz czytać? Użyj Pocket aby przeczytać ten artykuł potem:  Pocket!function(d,i)if(!d.getElementById(i))var j=d.createElement("script");j.id=i;j.src="https://widgets.getpocket.com/v1/j/btn.js?v=1";var w=d.getElementById(i);d.body.appendChild(j);(document,"pocket-btn-js");
“One-Punch Man” był dla mnie jedną z najciekawszych superbohaterskich propozycji zeszłego roku. To taki przyjemny komiks stojący gdzieś pomiędzy “Supermanem” i “Avengersami” a “Dragon Ballem” i “Power Rangers”.
Scenarzysta o pseudonimie ONE doprowadza w serii do pewnego dysonansu. Z jednej strony mamy do czynienia z opowieścią zakorzenioną kulturowo w japońskim popie, gdzie umowność i nadekspresyjność odgrywają olbrzymią rolę, a z drugiej w amerykańskim micie superbohaterskim, który w ostatnich latach coraz bardziej próbuje dotknąć realizmu. To co ostatecznie udało mu się osiągnąć okazuje się być nad wyraz świeżą, przezabawną  i świadomą swoich wad mieszanką.
Tytułowy Saitama to heros z depresją, której powodem jest jego ogromna siła. Nie trafił jeszcze na żadnego przeciwnika, czy to ziemskiego, czy z kosmosu czy też z samego dna piekła, którego nie pokonałby jednym ciosem. W drugim tomie znudzony, apatyczny ale też niezwykle sympatyczny w swojej naiwności bohater stawia czoła kolejnym pojawiającym się wyzwaniom – Swarożukowi, czyli istocie będącej kolejnym krokiem w ewolucji człowieka, oraz Naddźwiękowemu Sonicowi, czyli wojownikowi ninja o aparycji kobiety. Scenarzysta dba o to, aby każdy pojedynek był interesujący i oryginalny. W zasadzie same starcia trwają raptem kilka ujęć, a ważniejsze staje się to jak do nich dochodzi. ONE buduje interesującą otoczkę wokół kolejnych przeciwników, tworząc dla nich całe fabularne zaplecze, a tym samym swoistą mitologię uniwersum. Dostajemy więc genialnego naukowca z przerośniętym ego, tworzącego humanoidalne hybrydy ludzi i zwierząt, cyborga przydupasa, potężnego i szalonego mutanta, który z powodzeniem zasiliłby szeregi przeciwników Power Rangers, sfiksowanych i opancerzonych bojowników utopii, których celem jest nie pracować, narcystycznego ninja oraz wisienkę na torcie, czyli Rower Rangera, będącego najpotężniejszym ładunkiem śmiechu w całym albumie.
“One-Punch Man” to cudna superbohaterska komedia czerpiąca garściami zarówno z japońskiej jak i amerykańskiej pulpy, robiona z przymrużeniem oka, bez zbędnego patosu i zadęcia. Główny bohater jest diablo ciekawy, a pomysł na to jak zdobył swoje umiejętności jest genialny w swej prostocie – jak cały komiks zresztą.
(function() var bbtag = document.createElement('script'); bbtag.type = 'text/javascript'; bbtag.async = true; bbtag.src = "http://www.a4b-tracking.com/pl/buybox/658/9788374715522/_/0/_/_/bb-plugin-wp/bbtag-658-56f39a8a17165"; document.getElementsByTagName('head')[0].appendChild(bbtag); )();
0 notes
dzikabanda · 9 years ago
Text
One-Punch Man #2 - cudna superbohaterska komedia [recenzja]
One-Punch Man #2 – cudna superbohaterska komedia [recenzja]
[infobox]“One-Punch Man” był dla mnie jedną z najciekawszych superbohaterskich propozycji zeszłego roku. To taki przyjemny komiks stojący gdzieś pomiędzy “Supermanem” i “Avengersami” a “Dragon Ballem” i “Power Rangers”.[/infobox]
Scenarzysta o pseudonimie ONE doprowadza w serii do pewnego dysonansu. Z jednej strony mamy do czynienia z opowieścią zakorzenioną kulturowo w japońskim popie, gdzie…
View On WordPress
0 notes