#Człowiek z marmuru
Explore tagged Tumblr posts
Photo
Solidarity
22 notes
·
View notes
Text
“Człowiek z papieru. Antyopera na kredyt”
Teatr: Teatr Powszechny m. Zygmunta Hübnera
reżyseria: Jakub Skrzywanek
Z teatrem Jakuba Skrzywanka miałem styczność wielokrotnie i nie byłem w stanie jasno sobie określić co jest czynnikiem powodującym, że niektóre z jego spektakli bardzo mi się podobały, a duża część z nich była mocno rozczarowująca. Pamiętam do dziś jak piorunujące wrażenie zrobił na mnie jego „Kaspar Hauser” z Teatru Współczesnego w Szczecinie albo „Śmierć Jana Pawła II” Teatru Polskiego w Poznaniu (ten spektakl nawet wylądował w 2022 na mojej liście „7 wspaniałych”, czyli najlepszych spektakli danego roku). Jednocześnie na skraj obłędu z rozczarowania doprowadziły mnie na przykład „Spartakus. Miłość w czasach zarazy” lub „Mein Kampf”. Dlatego z dozą niepokoju kupowałem sobie bilecik na „Człowiek z papieru. Antyopera na kredyt” i dumałem do której kategorii Skrzywanków ten spektakl trafi i nie ukrywam: trzymałem bardzo mocno kciuki za przedstawienie z Teatru Powszechnego, bo realnie lubię warszawski zespół aktorski i nie śmiałbym im nigdy życzyć flop ery.
Za libretto tej antyopery odpowiadali Piotr Grzymisławski oraz Jakub Skrzywanek, którzy do pomocy przy pisaniu songów zaprosili Jasia Kapelę. Spektakl z Powszechnego wpisuje się w cykl spektakli skupionych na sprawach społecznych (zupełnie jak szczeciński „Spartakus…”) bierze pod lupę realne problemy, budując na bazie reportaży czy też stenogramów posiedzeń rady miasta, kolażową opowieść publicystyczną skupioną w pełni na problemach społecznych dotyczących kryzysu mieszkaniowego, kredytów, landlordów i nielegalnych wysiedleń. Całość zostaje spięta bardzo mocną, pretekstową klamrą opowiadającą o tym jak współcześnie Agnieszka z „Człowieka z marmuru” postanawia nadal być zaangażowaną społecznie twórczynią i stara się zrealizować spektakl poświęcony wrocławskiemu konfliktowi pomiędzy mieszkańcami bloków deweloperskich a nielegalnie żyjącym pod ich oknami Romom. Niestety okazuje się, że nikogo poza nią ten problem nie interesuje, a dyrektor teatru w którym chce zrealizować swój projekt wręcz jasno daje jej do zrozumienia, że nie ma zamiaru odebrać tego spektaklu i nie dopuści do premiery, jeśli Agnieszka nie skupi się bardziej na czymś wesolutkim i niewprowadzającym widzów w przygnębienie. Finalnie jej starania zostają sprowadzone do stworzenia gali na kredyt, która ma zabawić gości i podpasować sponsorom całego przedsięwzięcia, czyli deweloperom, mafii i bankom. Więcej nie zdradzam, bo może ktoś będzie ciekaw co dalej; plus niewiele więcej się dzieje, co w moim odczuciu jest sporym problemem „Człowieka z papieru”.
Skrzywanek kolejny już raz sięga po chwytliwy, dość istotny temat i – podobnie jak we wspomnianym przeze mnie wcześniej „Spartakus. Miłość w czasach zarazy” – daje od siebie niewiele. Bez samego materiału reporterskiego przez prawie 2 godziny działoby się prawie nic. I, podobnie jak przy szczecińskim spektaklu, mam wrażenie, że jest to bardzo leniwe, bo nie jest wielką sztuką przepisać to, co zostało powiedziane w reportażu i dodać do tego muzyczkę. Jak już jesteśmy przy temacie piosenek – nie czaję zupełnie po co zaproszono Jasia Kapelę do współpracy, chyba jedynie po to, by dodać kolejne znane nazwisko do listy twórców, bo teksty songów brzmią jakby odpowiadał za nie średnio rozgarnięty 14-latek; ani nie są specjalnie odkrywcze, ani nie wnoszą za dużo do samej treści mówionej (podobny case jak przy ostatnim filmie „Joker” – songi powtarzają to, co zostało już powiedziane i mogłoby ich w ogóle nie być). Same utwory też nie zapadają w pamięć i słuchanie ich nie sprawia specjalnej przyjemności przez ich arytmiczność. Szyku nie dodaje fakt, że Powszechny nie jest teatrem muzycznym, więc aktorzy w nim pracujący niekoniecznie są najlepszymi śpiewakami (może poza Karoliną Adamczyk – piosenka w jej wykonaniu o tym, za ile można się sprzedać, przypadła mi mocno do gustu, za co jej chwała). Połączenie tych 3 części składowych powoduje, że ciężko czerpać przyjemność z tego przedstawienia.
Kolejnym aspektem który bardzo mnie uwierał jest fakt, że temat wybrany za motyw przewodni jest już potwornie zajechany, jest ogólnie znany i sam „Człowiek z papieru. Antyopera na kredyt” nie wnosi nic nowego do dyskusji i jednocześnie nie jest odkrywczy, bo wszystko co prezentuje zostało już z grubsza przegadane w społeczeństwie. Nie sprawdza się to przedsięwzięcie ani jako przedstawienie interwencyjne, a jednocześnie nie sprawdza się jako przedstawienie rozrywkowe. Stoi w ogromnym rozkroku, a ja przepływam między tymi rozkraczonymi nogami zupełnie niewzruszony, a wręcz odrobinę zirytowany miałkością proponowanych wątków.
Niestety nawet turbo zdolni aktorzy Teatru Powszechnego nie są w stanie poprawić mojego odbioru, bo jak wiadomo: z gówna bata nie ukręcisz – nieważne jak by się starali, z tak słabym tekstem nie są w stanie dowieźć więcej. A szkoda, bo na scenie mamy najpiękniejszego jak zawsze Michała Czachora czy Klarę Bielawkę, która – mimo upływu lat od kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz na scenie – nadal mnie fascynuje swoją autentycznością (nie będę się już rozpisywał o Andrzeju Kłaku czy Annie Ilczuk, których śledzę od czasów Teatru Polskiego we Wrocławiu). Szkoda, bo są to naprawdę jedne z moich ulubionych rodzynek w polskim teatralnym serniku.
Na cieplejszy uśmiech z mojej strony zasługuje projekt kostiumów Tomasza Armada – to, jak pięknie dresy przeistaczają się w cekinowe musicalowe kreacje w ciągu sekundy, zasługuje na uznanie; modułowe ubrania niczym ikoniczna sukienka Violet Chachki z 7 sezonu RuPaul’s drag Race, totalnie przywołały mi uśmiech na twarz w tym ciężkim momencie jakim było obcowanie z „Człowiek z papieru. Antyopera na kredyt”.
Podsumowując, oglądanie tego spektaklu nie było może najgorszym doświadczeniem tego roku, ale sami wiecie, że 2024 postawił poprzeczkę dosyć wysoko przez całe swojej globalne dramaty i kryzysy. Jest to ewidentnie flop era i przykro mi jest, że taki spektakl będzie dla mnie tegoroczną reprezentacją Teatru Powszechnego. Ewidentnie twórcy wzięli sobie do serca, aby ich przedstawienie utrzymywało spadkowa formę filmów Wajdy na których się wzorowali, bo doświadczenie było niemalże tak przygniatające jak oglądanie „Człowieka z nadziei”. Na obecnym etapie mojej teatralnej histerii zaczynam się martwić, że te przedstawienia Jakuba Skrzywanka, które mnie urzekły, mogły wyjść mu przypadkowo i jest mi zwyczajnie z tego powodu niefajnie. Jeśli kiedyś przyjdzie mi jeszcze mieć szansę iść na jakiś jego spektakl to najpewniej to zrobię, bo nadzieja umiera ostatnia (niekoniecznie dla ludzi z kredytem we frankach szwajcarskich).
0 notes
Video
youtube
Sothoris - Człowiek z marmuru
1 note
·
View note
Photo
El hombre de mármol / Człowiek z marmuru - Andrzej Wajda [1977] Poland
#Człowiek z marmuru#el hombre de marmol#andrzej wajda#1977#poland#polonia#cine#me#oroymierda#peliculas#films#movies#cinema
8 notes
·
View notes
Photo
Krystyna Janda and Director Andrzej Wajda on the set of Man of Marble.
42 notes
·
View notes
Text
#885: ‘Man of Marble’, dir. Andrzej Wajda, 1976.
There’s a number of levels at work in Andrzej Wajda’s Man of Marble, even without taking into account the circumstances of the film’s production. Man of Marble is about a student filmmaker, Agnieszka (Krystyna Janda), looking to make a film about a folk hero from the Polish Communist era. The folk hero, Mateusz Birkut (Jerzy Radziwiłowicz), disappeared from the public record, seemingly in some kind of disgrace, and Agnieszka has to pursue a number of weak leads and scour cinema archives to find information about Mateusz. The film has a lot of structural similarities to Citizen Kane, because Agnieszka proceeds through interview after interview, each of which reveals more information about the main figure (but not the answer to the most important question). Each interviewee is able to illuminate only some sections of the subject’s life, and each illumination is subject to the interviewee’s own positioning and biases.
In other words, when Agnieszka interviews Witek (Michał Tarkowski), a former saboteur arrested by the state and ‘rehabilitated’, his conversation frequently veers away from discussing Mateusz towards the refinery he is now in charge of. Any insights we get into the history of Mateusz are buried beneath twenty years of re-education. Mateusz’s wife is reduced to tears by the humiliation of her treatment, and any information we get about the folk hero loses any sense of proportion.
There are also some telling absences in the stories. Like many propaganda heroes, Mateusz’s claim to fame is built on something vague and almost mythic: he is a bricklayer who was chosen to demonstrate the benefits of Communist work strategies, leading a team that lays a seemingly impossible number of bricks. The way this particular story is told by those who were there makes it seem like there were contingencies to artifically inflate the number of bricks laid - the ends justifying the means. To Wajda’s credit, his film leaves this ambiguity open: while Mateusz’s team is lagging behind with two hours to go, they somehow manage to blow past their target nonetheless.
Wajda also pins down the more nuanced workings of propaganda throughout the film. Agnieszka’s first interaction with a relic of Mateusz’s story is the statue of the film’s title, buried in the storage facility of a museum. In order to access any information about what has been lost, she needs to literally go underground, accessing fragmentary materials in archives and locating sources through word-of-mouth. The most interesting parts of the film are these moments of discovery, with the not-so-subtle subtext being that the methods by which the Polish regime erased Mateusz’s story were as effective as the methods by which they created it.
This is also the film’s weakest aspect, though: it creates a subtext so compelling that by the end of Man of Marble the film has fallen victim to its own subtext itself. Any analysis of a period of previous propaganda has to acknowledge that the propaganda was a tool for immoral ends. Propaganda has to be effective in order to convince a populace of an otherwise untenable idea: if the idea weren’t untenable, the propaganda wouldn’t be necessary.
In rejecting the propaganda of a previous era, though, Man of Marble tends on occasion towards making its own propaganda. This is at its most apparent in its establishing shots, weirdly enough: each arrival in a new town is accompanied by shots of bucolic mountains and happy urban dwellers, like some traveler’s orientation video from the 1970s. The message is uncomfortably clear: the life people are experiencing now is dramatically better than the world under the previous regime. In itself, this is propaganda too, just for a more acceptable idea. It seems deliberate that our arrival at the plant where Witek works is by helicopter, just so we can get sweeping aerial shots of this new age of industry, as well as an acknowledgement of how far society has come that helicopters are now in the hands of the citizens!
Wajda probably didn’t intend this to be the case: he just wanted to examine Poland’s past and the scars it left behind. But the further we get from any period, the more glaringly obvious its propaganda becomes, and Man of Marble is no exception. The film’s final reveal, that Mateusz was killed in a worker’s riot, was ultimately cut by the censors (it’s odd that that was what was cut when so much other damning stuff was left in). Wajda would come back to this topic a few years later, though, with Man of Iron, and I’ll be curious to see if this propagandising was a fluke or a trend.
4 notes
·
View notes
Photo
Krystyna Janda as Agnieszka in Man of Marble (Człowiek z Marmuru), 1977
#hello my friends I hope you're used to my unpredictable activity#polish actress#actress#krystyna janda#polish actresses#prl#1970s#1977#man of marble#człowiek z marmuru#andrzej wajda#jerzy radziwiłowicz#gif#poland#polish movie#polish cinema#beautiful#aesthetic#vintage#retro#polska#socialism
284 notes
·
View notes
Text
Posters polacos.
En orden descendente:
1-3. Andrzej Pagowski. 1. Stan Posiadna, 1898. 2. Macbeth, 1623. 3. Linterna Magica, 1987.
4-5. Jerzy Czerniawski. 4. Hamlet, 1603. 5. Er ging aus dem Hause, 1978.
6. (No reconozco al Artista). Człowiek z marmuru, 1977.
7. Olbinski Rafal. Człowiek z żelaza, 1981.
8. Stasys Eidrigevicious. W zawieszeniu, 1987.
9-10. Wieslaw Rosocha. 9. Satyrykon '96. 10. Nie Sabijaj.
#wieslaw rosocha#stasys eidrigevicious#olbinski rafal#jerzy czerniawski#andrzej pagowski#polish poster
55 notes
·
View notes
Photo
El compromiso, la integridad y los conformismos
Człowiek z marmuru (El hombre de mármol, 1976) Andrzej Wajda
2 notes
·
View notes
Note
Hi! Could you recommend some polish movies, that could be good for practise? I'm a at a really beginner level so... thank you!!!!!!! p.s. cartoons are great too.
Titles with * are my favourite ones.
Polish cartoons:
* Reksio (This is absolutely MUST WATCH - there is no spoken dialogue, but this is the best Polish cartoon of all time), 1967-1990
Jacek i Agatka (I think it’s the oldest Polish cartoon, from 1962, but it is quite easy to understand), 1962–1973
* Miś Uszatek, 1975-1987
* Przygody kota Filemona, 1972-1981
Przygód kilka wróbla Ćwirka, 1983-1989
Przygody Baltazara Gąbki, 1969-1970
Bolek i Lolek (not every episode has dialogues), 1963-1986
Plastusiowy pamiętnik, 1980-1981
Polish TV series:
* Alternatywy 4, 1983-1986
* Czterej pancerni i pies, 1966-1970
Zmiennicy, 1987-1988
* Stawka większa niż życie, 1967-1968
* Lalka, 1977-1978
* Ranczo, 2006-2016
* Czterdziestolatek, 1974-1977
Polish short-movies:
* Legendy polskie (Modern versions of Polish legends - brilliant actors, great realization, one of the best Polish short-movies), 2015-
Katedra (no spoken dialogue, but it is MUST WATCH - because of Bagiński and his inspiration of Beksiński’s paintings), 2002
Polish full-movies (they may be difficult to understand, but I highly recommend them):
* Bogowie, 2014
Najlepszy, 2017
* Pianista (It has little Polish dialogues but it is made by Polish director Roman Polański with great music by Wojciech Kilar. A story of a Polish-Jewish pianist, Władysław Szpilman), 2002
* Miś, 1980
* Seksmisja, 1983
Ostatnia rodzina, 2017
Chce się żyć, 2013
Popiół i diament, 1958
Człowiek z marmuru, 1976
Serce miłości, 2017
Polish TV advertisements (no joke):
Biedronka (These advertisements are unconventional because of language-related jokes - they mostly use idioms in non-metaphorical way)
475 notes
·
View notes
Photo
Sinfonietta Cracovia filmowo zainaugurowała 24. MFM
Zaczęło się! Sinfonietta Cracovia pod dyrekcją Jurka Dybała zainaugurowała 24. Mielecki Festiwal Muzyczny fantastycznymi wykonaniami m.in. muzyki z filmów Andrzeja Wajdy. Na koncert złożyły się utwory: Wojciecha Kilara, Karola Szymanowskiego, Krzysztofa Pendereckiego, Witolda Lutosławskiego, Andrzeja Korzyńskiego i Arnolda Schonberga.
24. Mielecki Festiwal Muzyczny zapowiada się filmowo nie tylko z racji inauguracyjnego koncertu. Wątki muzyki filmowej będą obecne podczas kilku innych koncertów, aby w finale Festiwalu wybrzmieć w całej krasie podczas koncertu „Polskie przeboje wielkiego ekranu” w wykonaniu Warsaw Impressione Orchestra.
Trzeba przyznać, że Sinfonietta Cracovia wysoko zawiesiła poprzeczkę dla pozostałych wykonawców 24. MFMj. Zasługa w tym zarówno znakomitej, znanej melomanom na całym świecie orkiestry, poprowadzonej brawurowo przez Jurka Dybała, jak i świetnego skrzypka Macieja Lulka, który zachwycał w partiach solowych.
Publiczność miała okazję wysłuchać muzyki m.in. z takich filmów jak: „Ziemia Obiecana”, „Smuga cienia”, „Człowiek z żelaza” i „Człowiek z marmuru”.
Odbiorcy długą owacją podziękowali muzykom za dwugodzinny koncert, który poprowadzili: Joanna Kruszyńska, dyrektor Samorządowego Centrum Kultury oraz Piotr Wyzga, muzyk Mieleckiej Orkiestry Symfonicznej.
Sinfonietta Cracovia dla festiwalowej publiczności zagrała 11 września w sali widowiskowej Domu Kultury SCK.
0 notes
Text
Kroniki Agrewannaru, “Wewnętrzne demony” Rozdział I
Tej nocy chmury przesłaniały niebo. Nawet światło Księżyca nie było w stanie przebić się przez gęstą barierę. Miasto Skjoldr spowite było w mroku.
Nie inaczej było w komnacie Gregora Bransona – zaufanego rycerza lorda Haraldsona. Jedynym źródłem światła była świeca, której płomień nadawał blatowi stołu ciepły odcień. Język ognia był także obiektem uważnej obserwacji mężczyzny, który zamyślony przesiadywał w fotelu niedaleko swojego łóżka. Skupiał na nim całą swoją uwagę w nadziei na to, że mroczne myśli opuszczą jego umysł. Nie ważne jak długo wpatrywał się w ognik, cały czas miał przed oczami twarz jarla. Wykrzywione, pełne gniewu, podejrzliwości i manii oblicze nie pozwalało mu na spokojny odpoczynek. Zastanawiał się, co mogło spowodować taki stan u jego z reguły łagodnego pana. Nie potrafi znaleźć odpowiedzi na postawione przez siebie pytanie.
Godziny mijały, a on w dalszym ciągu nie potrafił zebrać myśli. Zmęczenie zaczęło przejmować nad nim kontrolę, lecz zanim zdołał zasnąć drzwi do jego komnaty otworzyły się. Pomieszczenie zalał blask pochodni, a na podłodze pojawiły się rzucane przez dwóch strażników cienie.
- Czego? – zapytał zimnym tonem. Wiedział, że dzieje się coś złego. Przeczuwał zbliżającą się burzę. Pomimo niechęci do rozmowy, pytanie machinalnie wypłynęło z jego ust.
- Jarl Haraldson żąda twojej obecności. – odpowiedział jeden z mężczyzn. W jego głosie dało się wyczuć nutkę satysfakcji. Coś naprawdę było nie tak. Spojrzał na wyszczerzone zęby drugiego z nich i bez słowa wstał i dał się zaprowadzić do komnaty swojego pana.
Prowadzony przez korytarze zamku przyglądał się mijanym posągom i obrazom. Z każdym przebytym metrem narastało w nim uczucie niepokoju. Droga wydawała się dłuższa niż zwykle, jednak chwilę później, na końcu korytarza dało się zauważyć spowite w słabym blasku Księżyca drzwi, za którymi znajdowała się komnata jarla.
Wchodząc do środka poczuł na policzkach podmuch zimnego powietrza. Spojrzał w stronę, z której wydobywało się zimno i ku swojemu zdziwieniu spostrzegł, że okiennica po prawej stronie łóżka była otwarta na oścież. Nie dalej niż w odległości trzech metrów od rycerza siedział jarl Halvor Haraldson. Ze smutkiem spostrzegł, że jest on zaledwie cieniem samego siebie. Jego gęste włosy i broda były niemal siwe po latach stresu związanego z władzą. Twarz pokrywały głębokie zmarszczki podkreślające grymas spowodowany twardo zaciśniętą szczęką i zmarszczonymi brwiami.
- Mój panie. – powiedział, po czym nisko się pokłonił – Chciałeś się ze mną widzieć.
- Siadaj. – rozkazał – Czy wiesz czemu kazałem cię tutaj przyprowadzić?
Gregor ostrożnie podszedł do fotela znajdującego się naprzeciwko władcy Skjoldr i usiadł. Pytająco patrzył się na Haraldsona i nie był pewien jakie myśli przetaczały się przez głowę starca.
- Niestety nie. – odpowiedział – Domyślam się jednak, że nie chodzi o nic dobrego.
- Dobrze myślisz. W zamku są szczury. Nie są to jednak pełzające w brudzie i ciemności, a ludzie, którym szczurzy jad zatruł serca i umysły, ludzie, którzy niegdyś przeze mnie miłowani teraz są moimi wrogami, a ich zepsute dusze odwróciły się ode mnie.
W trakcie wypowiadania tych słów, oczy jarla nie zdradzały nic poza czystym szaleństwem. Wiedział, że jego pan został skonsumowany przez swoje demony, zdecydował się go jednak nie drażnić.
- Mój panie – wykrztusił po chwili ciszy, która zdawała się trwać godziny – dołożę wszelkich starań aby rozbić i zabić spiskowców.
- Ty? – zapytał starzec marszcząc przy tym brwi. Łzy napłynęły mu do oczu, a twarz wykrzywił szaleńczy grymas – Ty! Ty! Ty! Ty! Ty, którego nazywałem synem chcesz aby prowadzony przez ciebie zdradliwy szpon usechł i zgnił także z twojej ręki? Ty kanalio, ty gnoju, ty zdrajco!
Słowa jarla były jak uderzenie w twarz. Oszalały starzec naprawdę wierzył w wymyślony przez siebie spisek, a co gorsza wierzył, że jego najbardziej zaufany człowiek jest odpowiedzialny za jego organizację. Zszokowany rycerz milczał i wpatrywał się w lorda szeroko otwartymi oczami. Otworzył usta aby coś powiedzieć, ale z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk.
- Odezwij się do cholery! – wrzeszczał jarl – Przyznaj się! Przyznaj! Straż, straż! Do mnie! Zabić tego zdrajcę!
Gregor cały czas wpatrywał się w twarz upadającego władcy. Nagle za nim otworzyły się drzwi do komnaty. Patrząc na obłąkańczo śmiejącego się jarla usłyszał Zagrzewające do walki okrzyki. Odwrócił się i jego oczom ukazało się około dwudziestu zbrojnych. Wszyscy byli gotowi do ataku.
- Zdrajca! - krzyknął jeden z nich i wraz z towarzyszami rzucił się do ataku. W tym momencie Gregor zrozumiał, że nie ma najmniejszych szans w starciu i kierowany instynktem rzucił się w stronę otwartej okiennicy i wyskoczył. Lecąc w dół klifu słyszał krzyki i w jednej chwili dotarło do niego, że nie może wrócić do domu. Zrozpaczony spadał aż w końcu uderzył w taflę wody i nastała ciemność.
Otworzył oczy i zerwał się ze swojego prowizorycznego łóżka. Usiadł na piasku i dysząc ciężko zakrył swoją twarz dłońmi. Siedział cały zlany potem i powoli wracał do rzeczywistości. „To tylko sen” pomyślał. „Znowu ten sam cholerny koszmar, to samo wspomnienie.”. Po kilkunastu minutach wstał i otrząsnął się z oblepiającego go pisaku. Wyszedł z namiotu i spostrzegł, że Słońce zaczęło zachodzić. Idealny moment na wędrówkę po pustyni. Zwinął swoje obozowisko i udał się wzdłuż rzeki Ahwir w kierunku miasta Babilon. Szedł tuż obok brzegu od czasu do czasu nabierając wody w ręce i pociągając łyk orzeźwiającej wody. W takim tempie najwcześniej za dwa dni znajdzie się w mieście. Szedł cały czas patrząc się na horyzont. Wiedział, że tuż za nim znajduje się upragniony cel.
Dwa dni minęły niemal identycznie. Nocna wędrówka i dzienny sen zawsze wieńczący się tym samym koszmarem. Podróż okazała się bardziej wyczerpująca niż początkowo zakładał. Jednak gdy na horyzoncie zamigotał kształt miasta poczuł jak wszystkie siły powróciły do jego ciała. Zaśmiał się i po chwili zaczął krzyczeć z radości. Pobiegł w stronę wschodzącego Słońca. Około południa dotarł do miasta. Bramy były otwarte, a w jego oczy od razu rzuciła się roślinność spowijająca mury. Stał na najwyższej kondygnacji miasta zbudowanego na ogromnej oazie. Widok był oszałamiający Budynki stały na swego rodzaju schodach otaczających ogromne jezioro zasilane przez podziemny system rzek. Gdyby nie ono nie byłoby miasta. Otaczała je bujna roślinność wielu gatunków. Części z nich nie potrafił nawet nazwać. Zafascynowany dostrzegł, że na drugim końcu miasta górował piękny, zbudowany w południowym stylu zamek, cel jego podróży.
Przez kilka godzin szedł przez zatłoczone, orientalnie pachnące uliczki. Podobał mu się ten widok. Ludzie byli szczęśliwi i korzystali z dobrodziejstwa natury jakim była stojąca na środku pustyni ogromna oaza. W końcu dotarł do pałacu cesarzowej. Był to wielki reprezentatywny budynek znacznie różniący się od twierdzy w Skjoldr. W całości składał się z białego marmuru z wyjątkiem obitego złotem dachu. Na czterech rogach budowli znajdowały się chude, zdobione wieże, których szpice także były wykonane ze złota. Samo centrum pałacu miało dwa ogromne piętra, z czego drugie, okrągłe, zwieńczone było kopułą zakończoną szpicem z symbolem pochodzącej od boga Ahur- Armana władzy cesarza – otoczonym przez Słońce orłem. Okna były duże i wysokie, nie było w nich szyb jednak obite srebrem framugi robiły wspaniałe wrażenie. Stanął przed ogromnymi, co najmniej trzydziestometrowymi, wykonanymi ze wzmocnionego hebanu drzwiami. Nie spodziewał się miłego powitania, jednak gdy tylko podszedł potężne wrota otworzyły się ukazując wejście do miejsca, które było jeszcze bardziej zachwycające niż jego zewnętrzne warstwy. Białe ściany pokryte były złotą arabeską, wysoki strop podtrzymywany był przez grube marmurowe kolumny. Wzdłuż ścieżki do tronu cesarzowej leżał wykonany z najlepszych materiałów dywan z miasta Al.- Ahrad.
Na końcu pomieszczenia na złotym tronie siedziała sama cesarzowa, Sara Hariri. Gregor szedł wzdłuż pięknej Sali i gdy doszedł do celu, jego oczom ukazała się najpiękniejsza kobieta, jaką kiedykolwiek widział. Drobna władczyni ubrana była w przeplataną srebrnymi nićmi błękitną szatę. Na ramionach miała wykonany z tego samego materiału płaszcz. Na piersiach spoczywał naszyjnik, w którym osadzony był niebieski diament. Jej małe, delikatne dłonie zdobiły srebrne bransolety. Jednak to nie one przykuły najbardziej jego uwagę. Zrobiło to jej oblicze. Jej śniada twarz miała rozbawiony wyraz. Pełne usta układały się w miły dla oka uśmiech, a oczy koloru morza nie zdradzały jej intencji. Czarne włosy swobodnie opadały jej na ramiona, a głowę przyozdabiał srebrny diadem. Widok ten spowodował, że jego twarz pokrył rumieniec, a nogi zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa.
- Witaj Gregorze Bransonie . – Powiedziała, a jej głos był łagodny i kojący niczym wiosenny poranek. W końcu jesteś.
- Pani – odpowiedział skłaniając się nisko. Wiedział po co tu przyszedł. Ona też to wiedziała. Zdecydował się jednak przemówić. – Przybyłem tu aby…
- Wiem. – wtrąciła – Słyszałam o twojej „zdradzie”. Zaszczytem będzie cię tu gościć. Jednak nie szukasz tu tylko schronienia. Szukasz celu, który ci odebrano. Byłeś człowiekiem honoru i byłeś gotów umrzeć za swojego pana. Pragniesz go odzyskać, a każdy cesarz musi mieć obrońcę. Wiele o tobie słyszałam i zaszczytem będzie jeśli zechcesz mnie chronić.
Nagle poczuł jak jego życie odnajduje sens. Jego tułaczka właśnie się skończyła. Miał dla kogo żyć, kogo chronić i za kogo umierać. Przybył u w tym jednym celu, który właśnie się spełnił. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Będę twoim mieczem i tarczą moja pani. – Wypowiadając te słowa przyklęknął na jedno kolano. – Przysięgam cię chronić za wszelką cenę, choćby miało mnie to kosztować życie. Będę twoim cieniem, przyjacielem i obrońcą.
Drobna kobieta wstała i położyła swoją dłoń na jego policzku. Spojrzała mu prosto w oczy i mógłby przysiąc, że ujrzał najpiękniejsze klejnoty pustyni.
- A zatem – jej głos był zdecydowany– Gregorze Bransonie. Przyjmuję twoją przysięgę i wierzę, że będziesz dobrym obrońcą. Zawierzam ci swoje życie i mianuję strażnikiem tronu.
#fantastyka#moje opowiadanie#opowieść#opowiadanie#fantasy writing#fantasy#my writing#my story#original character#Chronicles of Agrewannar#Sara Hariri#Gregor Branson#Halvor Haraldson#Wewnętrzne demony
0 notes
Photo
Pierwszy budynek nowego miasta Nowej Huty to blok mieszkalny numer 14, na którym obecnie znajduje się tablica pamiątkowa. Po drugiej stronie ulicy stoi drugi w kolejności budowy budynek numer 23, będący dawniej hotelem milicyjnym. Budowę bloków można zobaczyć na starych kronikach i w filmie Człowiek z marmuru w reżyserii Andrzeja Wajdy. #3dtrip #3dpress #history #nowahuta #krakow #kraków #cracow #malopolska #małopolska #polska #poland #discover #trip #travel #city #cityphotography #cityscape #architekturaprl #architecture #architecturephotography #travelphotography #travelblogger #travelgram (w: Urząd Pocztowy, osiedle Willowe) https://www.instagram.com/p/CJyXAPGHyx7/?igshid=6d7r70iwh8ck
#3dtrip#3dpress#history#nowahuta#krakow#kraków#cracow#malopolska#małopolska#polska#poland#discover#trip#travel#city#cityphotography#cityscape#architekturaprl#architecture#architecturephotography#travelphotography#travelblogger#travelgram
0 notes
Text
Bez znieczulenia (Andrzej Wajda, 1978) & Panny z Wilka (Andrzej Wajda, 1979)
EL estreno simultáneo de dos films rodados el mismo año (1978), por el más celebrado cineasta polaco, es una buena ocasión para tratar de entender la desconcertante trayectoria de Wajda. Laborioso, pero sólido y sincero, Bez znieczulenia me parece aún mejor que Człowiek z marmuru (El hombre de mármol, 1976) y Dyrygent (El director de orquesta, 1979), los otros dos que aprecio; Panny z Wilka, en cambio, sin ser uno de los peores que he visto —Wszystko na sprzedaż (1968) y Smuga cienia (1976), la imperdonable adaptación de The Shadow Line, de Conrad, que se creyó autorizado a perpetrar meramente por ser polaco—, cae de lleno en la académica mediocridad que caracteriza la mayor parte de su obra, histérica y efectista en los primeros tiempos —Kanał ( 1957), Popiół i diament (Cenizas y diamantes, 1958)— y más tarde irritantemente morosa, blanda y esteticista. El punto común entre sus buenas películas es que abordan temas actuales —o cuyas consecuencias llegan hasta el presente y se analizan desde el año en que se filmaron—, mientras que las que suceden en un pasado más o menos remoto —principios de siglo, los años 20, o la Segunda Guerra Mundial— tienden al teatralismo, a regodearse complacientemente en la melancolía eslava más tópica y convencional, al diálogo explicativo (los personajes hablan mucho de sus sentimientos, pero no se ve que los sientan), a la esclerosis maquillada que aflige a Bergman cuando se dedica al sub-chejovianismo (Gritos y susurros o Sonata de otoño, obras muy emparentadas con Las señoritas de Wilko), a convertirse en ejercicios de decorador acrítico y carente de perspectiva histórica (no es Visconti quien quiere), que apestan a naftalina y alcanfor. Por supuesto, hay excepciones: Brzezina (El bosque de los abedules, 1971), pese a ser «de época», no está nada mal, y en cambio Wszystko na sprzedaż, que cuenta una historia contemporánea, es espantosa.
Parece como si Wajda fuese, en realidad, un hombre de teatro, que de vez en cuando —o a partir de cierto momento— sintiese un repentino interés por el mundo que le rodea, por los problemas cotidianos y las repercusiones de la política en la vida de las personas. Entonces, Wajda se convierte en una especie de reportero-editorialista, que hace algo así como un programa tipo La clave, pero dramatizado íntegramente. De hecho, sus películas sobre temas «candentes» son, más que narración o ficción, pretextos para el debate —algo trucado, en general— y la polémica extracinematográfica, vehículos de información o de reflexión sobre la influencia de los medios de comunicación en la sociedad. Pero son, también, lo bastante ricas en datos, peripecias y personajes como para conseguir reflejar con precisión y realismo la situación de su país, motivo por el que suscitan un considerable interés en todo el mundo. Además, como en todas partes cuecen habas y la esencia de las cosas suele ser común a varios —por lo menos— lugares, no es difícil encontrar en España o en Francia funcionarios o artistas equivalentes a los que con tanta fuerza —a veces, también, con cierto esquematismo perdonable— nos presenta Wajda en El hombre de mármol, Sin anestesia o El director de orquesta. No es imposible imaginar al periodista que encarna con serenidad y convicción Zbigniew Zapasiewicz en Sin anestesia con los rasgos de otros actores sólidos —Spencer Tracy, Lino Ventura, Bruno Cremer, Jean Yanne, Michel Lonsdale, Gene Hackman, Luis Politti— o del director, Maurice Pialat —con cuya película No envejeceremos juntos, para mí una de las obras capitales de los años 70, Sin anestesia tiene algo que ver—; y el que interpreta Andrzej Seweryn se me antoja un penetrante retrato de cierto paisano envidioso en el que Borges parecía estar pensando cuando escribió que «el rencor de un hombre tan minuciosamente vil importa un elogio» (¿no es cierto, Manolo?). Son películas muy semejantes a las que Claude Sautet hace en Francia, aunque le salen mejor a Wajda, seguramente porque es menos proclive al melodramatismo —y eso que Sin anestesia podría titularse Las desgracias nunca vienen solas— y consigue, tal vez a costa de dar «una de cal y otra de arena» y de cierta ambigüedad impuesta, un mayor grado de objetividad.
En cambio, Las señoritas de Wilko es una película llena de diálogos seudo-metafísicos y solemnes sobre la muerte, el cuerpo y el alma, que abusa de las metáforas y que carece por completo de empuje y hasta de continuidad: no se mueve por si sola, sino a trompicones, por cambios de escenario dictados por el guión desde fuera. Tiende al flou y a la blandenguería, no sólo por falta de definición visual, dispersión luminosa y cromatismo apastelado, sino por la forma de ocupar el espacio y de desplazarse —sin peso ni dirección— los actores (al contrario de lo que sucede en Sin anestesia). Demasiado atenta a la recreación esteticista de ambientes y decorados, es una película ojerosa y macilenta —a la imagen de su débil y paliducho protagonista (Daniel Olbrychski), de afectada sonrisa ingenua y envarados gestos—, sin elegancia aunque con discreción, fría y pasivamente correcta salvo cuando —como en la escena del baile— confunde el barullo con la animación y las risas tontas con la diversión, y que, más que captar y analizar una vida aburrida, ociosa y amodorrada, se limita a reproducirla, cuando no pierde su tiempo (y el nuestro) en la contemplación de puestas de sol o en desempolvar turbiedades veniales (y banales), tan remotas como carentes de pasión.
El problema de Wajda —cuando se considera «artista» en vez de «comentarista», es decir, en Las señoritas de Wilko— estriba en que aspira a hacer películas «delicadas y refinadas», como de porcelana, lo que le impide enfrentarse directamente, con ritmo y dramatismo, con desgarramientos y rupturas, con unos personajes que parecen de cera, y no de carne y hueso, y que contempla a través del filtro suavizante de unos visillos antiguos. Yo echo de menos en Las señoritas de Wilko el desenfreno sensual, el vigor primitivo y rural, los apasionados arrebatos estéticos, el sentido épico del tiempo y del espacio, que late en cada encuadre —se trate de un jardín o de la estepa, de una mansión campestre o de una choza— de las películas rusas con que podría compararse: pienso, por ejemplo, en las de Andrei Mikhalkov-Konchalovskií que conozco: Siberiada (1979), Dyadya Vanya (1971) o, sobre todo, Dvorianskoie gniesdó (1969).
Miguel Marías
Revista “Casablanca” nº4, abril-1981
0 notes
Text
Usługa konserwacja marmuru
Zapoznaj się z naszymi usługami Marmur jest niezastąpionym, naturalnym budulcem. Jako element zdobniczy wnętrz sprawdza się doskonale, poza tym podkreśla rangę gospodarza domu i tworzy niepowtarzalny wystrój. Marmur jest materiałem naturalnym, a przez to wpływa pozytywnie na środowisko, w którym przebywa człowiek. Warto zainwestować w ten materiał budowlany, bo jest uniwersalny i zawsze modny. Jeśli jednak nie zabezpieczymy go odpowiednio, nie będziemy się długo cieszyć jego pięknem. Należy go poddać konserwacji. Dzięki niej utrwalimy niepowtarzalną barwę i fakturę tego kamienia. Niezabezpieczona zewnętrzna warstwa marmuru może zostać zanieczyszczona lub zniszczona, ulec przebarwieniu, matowieniu, ścieraniu lub zarysowaniu. Konserwacja daje gwarancję długiego użytkowania płyt marmurowych,
Gravit-Renowacja - ponad 20 lat na rynku. W naszej ofercie znajdą Państwo: usługi szlifowania posadzek wykonanych z marmuru, piaskowanie konstrukcji metalowych, czyszczenie cegieł, konserwację marmuru, a także polerowanie kamienia. Oferujemy usługi czyszczenia cegieł, polerowanie betonu oraz odnawianie kamienia. Marmur i jego krystalizacja to nasza specjalność. Gravit-Renowacja ul. Sempołowskiej 17/9 05-100 Nowy Dwór Mazowiecki Tel. 603 669 156 https://ift.tt/2V1U3pA
0 notes
Note
🎥 ☝ :)
Thank you, hon! :*☝ - How tall are you?I'm 167.5 cm/5'5". Though apparently I look as if I was taller.🎥 - Top 5 favorite movies?1. The Pianist2. The Godfather3. The Wizard of Oz4. To Kill the Mockingbird5. Człowiek z marmuru/żelaza
1 note
·
View note