Text
Wiesz, co jest największą siłą?
Nie krzyk.
Nie walka.
Nie zemsta.
Ale to ciche "dość".
To spokojne odejście.
To eleganckie zamknięcie drzwi
bez trzaskania nimi.
Bo nauczyłem się,
że niektórych bitew
nie warto toczyć.
Że niektórych ludzi
nie warto przekonywać.
Że niektórych relacji
nie warto ratować.
Wybieram spokój.
Nie dlatego, że jestem słaby.
Nie dlatego, że się boję.
Ale dlatego, że wreszcie
nauczyłem się cenić
własną energię.
Własną ciszę.
Własny spokój.
Odchodzę.
Bez dramatu.
Bez wyrzutów.
Bez tłumaczeń.
Od tych, którzy nigdy
nie próbowali zrozumieć.
Od tych, którzy brali,
nie dając nic w zamian.
Bo zrozumiałem,
że nawet wygrana wojna
zostawia blizny.
A ja już nie chcę
więcej blizn.
Wybieram ciszę.
Wybieram spokój.
Wybieram siebie.
I tych nielicznych,
którzy zostają
bez konieczności
proszenia ich o to.
~ R. Wicijowski
24 notes
·
View notes
Text
“Może ty mnie ukradłaś? Bo z pewnością pamiętam, że kiedyś należałem do siebie, ale teraz jestem tylko twój.”
— Kiera Cass – Królowa i Faworytka
190 notes
·
View notes
Text
“Czas płynie, rzeźbi nas i demoluje, mimo że nam się wydaje, że się nie zmieniamy.”
— Jerzy P i l c h “Zawsze nie ma nigdy”
138 notes
·
View notes
Text
Gdy odszedłeś moje sny przejęła konkurencyjna firma. Nie ogłaszałam jednak żadnego oficjalnego przetargu, bo w zasadzie było mi wszystko jedno. Nie chciałam zostawiać ich całkowicie bez opieki, ale jednocześnie ich los w najbliższym czasie malował się raczej marnie. Zajmowali się wszystkim. Projektowaniem, wdrażaniem, pisaniem scenariusza, castingiem na aktorów i statystów, a nawet efektami specjalnymi. U Ciebie ceniłam sobie to indywidualne podejście. Dobierałeś mi najpiękniejsze wschody, kolorowałeś zimową trawę na zielono i z ogromnym namaszczeniem nakładałeś detale. Tego nie miałam uzyskać już w żadnej innej firmie. Nie zrozum mnie źle - ta teraz, ona nie jest zła, ale nie mają tam czasu na podejście indywidualne. Na projekt, wizualizację, poprawki, nanoszenia w nieskończoność wszystkich zasugerowanych przeze mnie detali. Nie ma czasu na personalizację. To osobiste uczłowieczenie. Tutaj otrzymuję 3 opcje i muszę się na którąś z nich zdecydować, bez poprawek. Wybieram zatem tą o uniwersytecie morskim i wielorybach. Fajne, tak, ładne wizualnie. Zostawia mnie jednak z poczuciem niedosytu i myślą, że mój uniwersalny sen wybrać mogło przecież jeszcze tysiąc innych klientów, więc dokładnie tysiąc razy stać się mógł każdy, tylko nie mój. Sny z wcześniej przygotowanej puli również nie oddawały takiego ciepła. Po akcepcie docierały do mnie one letnie lub zupełnie zimne. Pakowali je co prawda w torby próżniowe i odsysali z nich wszystkie cząstki dnia, by nie straciły na jakości, ale ten proces niestety nie wpływał na utrzymanie pożądanej temperatury. Takie sny odhaczałam mechanicznie. One były jak szybki obiad z twojego sklepu osiedlowego - czy zdarzyło ci się zjeść go na zimno, pomimo posiadania mikrofalówki? No, no właśnie. Swoje obecne sny śniłam na zimno i dzień w dzień próbowałam przekonać siebie, że takie są zaledwie odrobinę gorsze. Twoje sny... one napędzały mnie do działania. Były tak bezczelne, że trafiały we wszystkie moje najczulsze punkty. Nigdy nie pozwalałeś mi rozespać się komfortowo w sympatycznych historiach. Zawsze miałeś dla mnie coś wyjątkowego i równie wymagającego. Mojego. Te sny nigdy nie miały stać się czyjeś. Nie były one także uniwersalne ani wielokrotnego użytku. Były dedykowane. Do oczu własnych. Do jednorazowego, prywatnego odśnienia, uszyte na miarę moich zamkniętych powiek.
- Marta Kostrzyńska
56 notes
·
View notes
Text
Lubił się tak ze mną drażnić. Lubił łowić moje spojrzenie na niewidzialną nitkę i sprawdzać, jak blisko brzegu swoich źrenic zdoła je dociągnąć. Myślał pewnie, że tego nie widzę, ale gdy tylko mój wzrok znajdywał się na trasie prowadzącej prosto do jego oczu, źrenice rozszerzały mu się tak bardzo, że stawały się dla tęczówek niczym czarna dziura. Dzień w dzień zastawiał na mnie mini pułapki jak na dziką zwierzynę, a ja dzień w dzień tylko odrobinę dawałam się w nie złapać. Tu nic nie miało wydarzyć się szybko. Tu wszystko jeszcze długo miało zostać nieokreślone. Dystans między nami zmniejszał się o milimetr dziennie. Wieczorami fantazjowałam o wydarzeniach milowych każdego pokonanego między nami centymetra. Lubiłam strasznie to wszystko, co pozostawało między nami nienazwane. Lubiłam sobie w ciągu dnia uciekać myślami, a następnie ukrywać dreszcze pod rękawami obszernego swetra. Lubiłam wyobrażać sobie, że posiada w swojej głowie wygodną kanapę, na której panoszę się bezczelnie, nie zostawiając już miejsca na nic innego. Lubiłam sobie tak grzecznie czekać na wielki dzień, wyjeżdżając jednocześnie w międzynarodową trasę z trzyaktowym spektaklem o jego wargach.
- Marta Kostrzyńska
33 notes
·
View notes
Text
Było gdzieś między 3 a 4 rano, kolejny dzień z rzędu nie spała. Nic nie pozbawiało ją snu tak bardzo jak niewiedza. Wolała znać najgorszą prawdę, ale wiedzieć na czym stoi i z czym się mierzy. Wtedy cierpiała, ale chociaż mogła spać. Tu nie mogła. Od ponad tygodnia wątpliwości dosłownie zalewały jej głowę, tworząc gęstą zupę znaków zapytania. Naprawdę nic się tu nie kleiło. Nic. Nie mogła odnaleźć żadnego logicznego wyjaśnienia jego zniknięcia. Przecież nie wymyśliła sobie tego, co się między nimi zdarzyło. Przecież pamięta dobrze, co do niej mówił, więc dlaczego teraz milczy? Mieliła to już szósty dzień i końca nie było widać. Przecież wszystko szło dobrze. Przecież nie miał podstaw, by się tak nagle ulotnić... Dźwięk sms'a.
"Śpisz?" No na pewno. Jak zabita.
"Nie."
"Będę pod Twoim domem za 15 minut. Wybierz, co chcesz zrobić z tą informacją. Jeśli mogę coś jednak zasugerować, byłbym szczęśliwy, gdybyś zechciała wysłuchać tego, co mam Ci do powiedzenia."
Wahania dopadły mnie od razu. Bo dlaczego o 3 rano, do cholery, a nie w dzień jak cywilizowany człowiek. Plus do tego, oczywiście, książę znów zjawia się, o której mu pasuje, a ja burzę się, po czym i tak wstaję i wychodzę. Oburzyłam się. Następnie wstałam i wyszłam.
Na dworze nie było jeszcze mrozu, ale temperatura nie przekraczała 7-8 stopni. Mżyło. Mikrokrople osiadały mi na włosach i rzęsach. Podjechał, otworzył drzwi od strony pasażera i rzucił "Wsiadaj". Wsiadając pierdolnęłam drzwiami auta tak mocno, jak tylko mogłam. Zniósł to w ciszy i z godnością.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam.
- To akurat mało istotne. Wa��ne, co powiem ci po drodze.
Ruszył. Przejechał z 5 kilometrów, zanim zdołał się odezwać. Widziałam, że to co właśnie robi ogromnie dużo go kosztuje, pomijając, że można było to wszystko załatwić inaczej...
- Słuchaj... Ja chcę. Chcę. Chcę ciebie i nas. Wiem, że niekoniecznie miałaś skąd to wiedzieć. Chodzi o to, że... z nikim nie czułem się tak, jak z tobą. Chodzi o to, że przebywam z tobą i zapominam o tym, że powinienem się pilnować z tym, kim jestem. Zapominam, że powinienem pilnować swoich min i używanych wyrażeń. Zapominam się i dociera do mnie, że to wszystko wcale nie jest aż tak śmiertelnie poważne. Jest mi szczerze z tobą doskonale i to właśnie tej doskonałości tak bardzo się boję, rozumiesz? Jest mi z tobą doskonale. Idealnie. Nieziemsko. Jednocześnie panicznie boję się prawdy. Panicznie. Ty się jej nie boisz wcale i m.in. za to ogromnie cię podziwiam. Nie wiem, czy zdołam osiągnąć kiedykolwiek identyczny poziom. Zresztą przerastasz mnie w wielu tematach. Nie wiesz o tym, prawda? Nie wiesz, że tak uważam. Uważam. Żadnej kobiety nie podziwiałem tak, jak ciebie. Masz moc. Niesamowitą. Elektryzującą. Chce się w ciebie wpadać z pełną prędkością i siedzieć tak godzinami jak w gorącym jacuzzi. Lepiej znoszę szarości, kumasz? One nie wymagają ode mnie zbyt wiele, po prostu są, łatwo je zinterpretować. Ty jesteś eksplozją barw, a ja stoję skołowany z pędzlem w dłoni i mam ochotę powtarzać, że nie jestem dobrym wyborem do tej roli. Zawsze chciałem takiej, jak ty. Reszta się nie wyróżniała. Reszta wtapiała się w tłum jakby z automatu, a ja chciałem doświadczyć w końcu czegoś odmiennego. Czegoś prawdziwego. Ty mi to dałaś. Tę prawdę.Tak bardzo o niej marzyłem, że jej obecność dosłownie mnie sparaliżowała. Siedziałaś owinięta kocem na moim fotelu i mówiłaś mi o tym, jak bardzo wkurza cię świat. Byłaś szczerze rozżalona tym, jak jest on skonstruowany. Na zmianę burzyłaś się, smuciłaś i ekscytowałaś, a twoja twarz zmieniała się jak w kalejdoskopie. Mówiłaś z taką... pasją. Nie wiem, czy kiedykolwiek słyszałem coś takiego. Nie widziałem od dawna człowieka tak zafascynowanego wszystkim, co go otacza. Tak zafascynowanego eksploracją siebie samego. Zdajesz sobie sprawę jak ogromne masz jaja, dziewczyno? Ty bierzesz na klatę wszystko, bez wyjątków. Wylewasz na siebie prawdę jak garnek wrzącej wody i konsekwentnie opatrujesz rany, wiedząc, że każda z nich to efekt twojej decyzji, a nie jakiegoś zrządzenia losu. No właśnie, "efekt twojej decyzji". Jesteś w pełni za siebie odpowiedzialna i absolutnie tego świadoma. Twoja świadomość mnie przerosła. Nie, ale naprawdę. U ciebie się nie dzieją przypadki. No tak czy nie? No tak. Ty zawsze wiesz, dlaczego znalazłaś się w takiej sytuacji oraz co konkretnego możesz zrobić, by sobie pomóc. Nie, ludzie tak nie potrafią. Nie potrafią tak czasami przez całe życie... Przepraszam, że dałem się przygnieść tym, co o tobie uważam. Czuję, że to żenujące. Jeśli czekasz na coś całe życie to robisz wszystko, by to z tobą zostało, a nie uznajesz, że to jednak nie ten poziom. To bzdura. Kompletna głupota. Zasługujesz na to, by ktoś bez reszty oddał się dogłębnej eksploracji całego twojego kontynentu. Całego twojego "ja". Bardzo chciałem, lecz jak widać umiałem być tylko pieprzonym tchórzem. Przepraszam cię za to. Przepraszam...
- Marta Kostrzyńska
79 notes
·
View notes
Text
Ucieczka była jej ulubioną grzeszną przyjemnością. Od zawsze fascynowała ją myśl, że tak naprawdę nigdy nie zdołają jej złapać. Lubiła wyślizgiwać się z rąk. Lubiła wymykać się niespodziewanie, przekręcając bezszelestnie klucze w zamkach. Czasami wychodziła, by wrócić, inny razem jednak bezgłośnie opuszczała dom i już nigdy do niego nie wracała. Te ucieczki były jak powroty do siebie samej. Uciekała w miejsca, których lokalizacji nigdy nikomu nie planowała zdradzać. Tam siadała, łapała dystans, opracowywała wszystkie nowe informacje o sobie samej, a następnie ruszała dalej. Samotne powroty w towarzystwie nowej wiedzy lubiła najbardziej. Uwielbiała wiedzieć o sobie jak najwięcej. Uwielbiała od razu wykorzystywać to w praktyce. Uwielbiała kopać i grzebać w meandrach własnej głowy. Uwielbiała cyklicznie uświadamiać sobie, że znów wykonała te kilka kroków więcej. Dziękowała sobie wtedy i doceniała swoją siłę tak mocno, jak tylko umiała, starając się nadrobić te wszystkie lata, gdy za grosz nie potrafiła tego zrobić. Lubiła w sobie tę zawziętość. Lubiła to nieustanne droczenie się ze sobą samą. Lubiła sama siebie podpuszczać, że czegoś nie da rady zrobić. Sprowokowana do walki o siebie i ryzykownych wspinaczek po własnych szczytach bywała podobno najbardziej pociągająca.
Chcesz ją złapać, mówisz. Nie będzie łatwo jej zatrzymać, ale jeśli uda ci się porwać ją na długi spływ strumieniem twoich myśli, to istnieje ogromna szansa, że z przyjemnością w nim utonie.
Marta Kostrzyńska
82 notes
·
View notes
Text
Czasami spotykamy się w innych, równoległych rzeczywistościach. Tam miewamy dużo możliwości, z których chętnie korzystamy. Tam stabilizuje się na mnie Twój rozbiegany wzrok. Tam czuję spokój w Twoich słowach. Tam Tobą nie rzuca i tam mną nie chwieje. Tam czuję, że wiesz, co mówisz. Tam mamy możliwość podjęcia innych decyzji. Tam sprzyja nam czas, rytm i okoliczności. Tam zwykle bywa miło. Tam zwykle jest spokojnie. Tam uśmiechasz się, a ja dobrze wiem, co ten uśmiech oznacza. Tam bez ograniczeń obdarowujesz mnie tym, czym szczerze chcesz mnie obdarować, a ja bez ograniczeń przyjmuję to od Ciebie. Tam zawsze uczciwa wymiana szczerych intencji. Tam zawsze uczciwa wymiana szczerych chęci. Tam przede mną nie uciekasz. Tam nie boisz się tego, co odczuwasz. Tam nie pędzimy nocami po donikąd nieprowadzących drogach. Tam bierzesz mnie w swoje ramiona, a otoczenie nie krzyczy. Tam pół świata nie zgłasza, że ma nam coś przeciwko. Tam pół świata chroni nas przed złem.
Tam (nie) gry, złe sny i łzy.
Bo tam Ty, Ja.
My.
Marta Kostrzyńska
87 notes
·
View notes
Text
Nie chcesz tutaj ze mną zostać. Gwarantuję Ci, że nie. W moim życiu nic nie jest na stałe, rozumiesz? Nic. I wierz mi, że próbowałem. Próbowałem sprawić, by coś w moim życiu zostało na zawsze. Próbowałem na wszystkie możliwe sposoby przytwierdzić to do ziemi, sprowokować do zawieszenia lub choć zwolnienia czasu i zatrzymania się. Naprawdę próbowałem. W moim świecie niewiele rzeczy ma swoje stałe miejsce. Na próżno szukać tu bezpieczeństwa. Wiem, że brzmię teraz jak te wszystkie typy, które ostrzegały Cię, byś się w nich nie zakochała, ale musisz spróbować uwierzyć mi na słowo, że to, co teraz robię ma na celu uchronienie cię przed destabilizacją. Wiem, jak bardzo potrzebujesz pewnego gruntu. Wiem, jak bardzo potrzebujesz miejsca, do którego będziesz mogła przychodzić, by wyregulować swoje odbiorniki. Wiem, że potrzebujesz miejsca, którego lokalizacja niezależnie od wszystkiego będzie zawsze pozostawać niezmienna. Potrzebujesz godnego zaufania dostawcy spokoju, który zawsze odbierze od Ciebie telefon. Twoje ruchy tektoniczne są tak nieprzewidywalne, że potrzebujesz jednego miejsca, w którym nie będzie Tobą trzęsło. I nie zrozum mnie źle - ja marzę, by Ci to wszystko dać. Chciałbym stać się dla Ciebie niczym korzenie stuletniego drzewa, którego nie jest w stanie ruszyć najgorsza wichura. Chciałbym, żebyś wspinała się po mnie zwinnie na sam szczyt, by odpocząć od palącego słońca lub ukryć się przed bezwzględnym światem. I wiem, że nikt nigdy nic takiego Ci nie powiedział, ale chciałbym być dla Ciebie, dziewczyno, niczym pale żelbetowe dla wieżowca, żebyś opierała się na mnie, czuła pewnie i rosła z każdym dniem bez obaw, że nie dam rady Cię utrzymać. Chciałbym być tym wszystkim dla Ciebie cholernie, ale nie jestem w stanie i wolę Ci to powiedzieć, niż pozwolić Ci prędzej czy później stracić wszystko, co spróbujesz na mnie zbudować. Chciałbym móc zaoferować Ci to wszystko, na co tak jak żadna zasługujesz, ale jedyne do czego jestem zdolny to nieustające, porywiste podmuchy wiatru. Nie obiecam Ci, że kiedyś stanę się tym wszystkim, za to przyrzekam, że spróbuję wszystkiego, by tak się jednak stało. Nie wiem, ile zajmie to czasu. Nie wiem, gdzie wtedy będziesz. Nie wiem, czy przełknę to, że ktoś inny mnie uprzedził i nie wiem, czy zdołam ucieszyć się z Twojego szczęścia bez bolesnego ukłucia w klatce. Nie wiem, czy wyraziłem wystarczająco mocno, jak bardzo jesteś dla mnie ważna, ale właśnie dlatego, że jesteś, na ten moment musisz pozwolić mi odejść. Na ten moment nie dam Ci nic prócz chłodu. Na ten moment, choć pełny jestem miłości do Ciebie, nie zdołam rozpalić dla Ciebie żadnego ognia...
Marta Kostrzyńska
111 notes
·
View notes
Text
Seks dla faktu seksu koszmarnie ją nudził, ponieważ to, co interesowało ją w nim najbardziej nie znajdowało się pod jego ubraniem. Chciała, by zaprosił ją pod swoją skórę i oprowadził jak po muzeum sztuk użytkowych. Chciała, by do niej mówił. Chciała, by opowiadał. Rozgadywał się i przepraszał, że przez ostatnie 30 minut nie dopuścił jej do głosu. Chciała go uważnie słuchać, a z palety wszystkich jego kolorów tworzyć w głowie barwy wszystkich jego twarzy. Chciała przynajmniej raz wyłączyć się w rozmowie, podążając skomplikowaną siecią ścieżek po jego napiętym przedramieniu. Chciała przynajmniej raz rozsiąść się wygodnie w fotelu i w półmroku studiować jego cienie. Chciała zapamiętywać wszystkie jego uśmiechy, by odtwarzać je później nocami w głowie. Chciała się peszyć, rumienić i delikatnie zapominać. Chciała się zawieszać na myśl o nim i dopiero po chwili wracać do rzeczywistości. Chciała patrzeć na niego i być absolutnie pewna, że właśnie rozbiera ją wzrokiem. Chciała dopuszczać go do siebie coraz bliżej, wiedząc, że cała znaczy dla niego więcej, niż ktokolwiek wcześniej. Chciała chować się za pozorną nieśmiałością i niespodziewanie otwierać mu drzwi ubrana w szpilki i pończochy. Chciała pokazywać mu, że potrafi być dla niego wszystkimi tymi kobietami, o których zawsze marzył.
Chciała być jego, ale najpierw wiele razy spotkać się wzrokiem. Chciała być z nim, ale najpierw przeżyć to wszystko u siebie w głowie. Chciała stać się jego, ale jeszcze nie teraz, za chwilę, powoli...
Marta Kostrzyńska
211 notes
·
View notes
Text
Zdołał złapać ją dopiero za trzecim zakrętem. Chwycił ją mocno za ramię i obrócił w swoją stronę.
- Nie uciekaj mi, do jasnej cholery.
Jej zaszklone oczy były bliskie opuszczenia tamy i zrobienia powodzi na całej jej twarzy. Nie była w stanie wydusić z siebie słowa.
- Spójrz na mnie, Mała. Będziesz moja, tak? Będziesz należeć do mnie już na zawsze i wszystko będzie dobrze...
Łzy popłynęły jej po policzku niczym dwie wielkie rzeki. Miała się nie rozpadać. Nie tu i nie z nim. Jej głowa była ciężka niczym ołowiana kula. Wszystko, co czuła spoczywało jej twardo na ramionach.
- Nie, nie będzie dobrze.
- O czym ty mówisz...
Wzięła głęboki wdech.
- Mnie się nie posiada, rozumiesz? Nie jestem własnością, która może do kogoś należeć. Nie możesz sobie mnie przywłaszczyć i postawić na półce. Prawdopodobnie o to w tym wszystkim chodzi, wiesz? W tym tkwi cały problem, że ty chcesz mnie mieć, a ja chciałabym z tobą przede wszystkim być.
Marta Kostrzyńska
108 notes
·
View notes
Text
Chciałabym ci powiedzieć, dziewczyno, że twoja dusza ma zbyt duży potencjał, byś dzieliła ją z kimś, kto się nią nie zachłyśnie. Zasługujesz na to, słyszysz? Jesteś stworzona do zapadania w pamięć. Jesteś stworzona do tego, by twoje imię wracało uporczywie nocami. Masz się śnić. Twój uśmiech rozpraszać ma niezapowiedzianie i wybijać z rytmu. Twój zapach owijać ma się bezlitośnie na jego skupieniu i wodzić go za nos. Masz zostawiać bałagan, którego wcale nie chce się sprzątać. Twoja sukienka zsuwać ma ci się z ramienia sekundę przed tym jak zasypia. Masz robić setki kilometrów po alejach jego podświadomości. Masz przyjść do niego po raz pierwszy i przyglądać się, jak bezskutecznie próbuje ukryć setki twoich śladów, które odbił w swoim dywanie przez ostatnie miesiące. Masz uśmiechać się i pytać, który taniec tyle razy już tutaj z tobą zatańczył. Masz rozpraszać go w trakcie pracy zdjęciami i czekać po powrocie w stroju, którego jeszcze na tobie nie widział. Masz mieć w zanadrzu niespodzianki, których nie robiła żadna poprzednia. Masz wodzić na pokuszenie, a jednocześnie nie mieć dla niego nic prócz ciepła i czystej troski. Masz być tą, o której nie ma nigdy zapomnieć, choćby bardzo się starał. Masz być tą, z którą będzie porównywana każda kolejna. Masz być TĄ i TĄ będziesz. Tą, którą bardzo chciał, by była ostatnią. Tą, którą bardzo chciał, ale sam nie wie, dlaczego nie dał rady.
Marta Kostrzyńska
200 notes
·
View notes
Text
"Gdy jesteśmy młodzi wydaje nam się, że poznamy jeszcze wiele osób, z którymi będziemy się doskonale rozumieć. Później się starzejemy i dociera do nas, że to nieprawda. Prawda jest taka, że takich ludzi poznamy w życiu tylko kilku."
Bywało, za byłam bardzo zmęczona. I to nie było tak, że wystawałam niecierpliwie przy drzwiach wejściowych, obserwując horyzont. Nie stałam tam już od dawna. O samotność w tym wszystkim chodziło też, ale to był tylko mały fragment całego krajobrazu. Im starsza byłam, tym trudniej było mi kogoś do siebie wpuścić. Im dojrzalsza byłam, tym mniej skłonna do kompromisów. Im bardziej zmęczona się stawałam, tym mniej byłam w stanie tolerować. Im więcej mijało czasu, tym więcej myśli gromadziło się w mojej głowie i chyba najbardziej obciążająca była ta, która tak dobrze wiedziała już, że bliskość zdarza się w życiu rzadko. Że to prawdziwie intymne bycie z drugim człowiekiem zdarza się tylko kilka razy. Przerażające, prawda? A mi przede wszystkim trudno jest w ogóle kogoś do siebie zaprosić. Trudno jest mi wpuścić kogoś do mojej pieczołowicie budowanej twierdzy ciszy, która jest dla mnie jak święte miejsce. Mimo to, że budując ją brałam pod uwagę także przestrzeń dla drugiej osoby, tak jednocześnie doskonale wiedziałam, że tylko przebywając w niej samemu, mogę mieć 100% pewności, że będzie w niej cisza. Niewielu rzeczy bałam się tak bardzo jak krzyku i wiedziałam, że jeśli ktoś ma tutaj ze mną naprawdę przebywać, to musi to wiedzieć. To było zresztą jedno z moich ulubionych sennych marzeń. Gdy siedziałam na środku dywanu cała w człowieczych łzach, a on patrzył na mnie i słuchał. Mówiłam m.in., że to wszystko było dla mnie takie przygniatająco ciężkie odkąd tylko pamiętam i dzień za dniem uginałam się pod ciężarem samej siebie. Mówilam też, że wiele razy wychodziłam z domu z nadzieją, że do niego nie wrócę. Że nie pamiętam, bym kiedykolwiek gdziekolwiek czuła się bezpiecznie. Że żadne miejsce nigdy nie było moim domem. Że większość życia dawałam się rozpruwać niczym pluszowa lalka, nie oczekując niczego w zamian. Że zrezygnowano ze mnie taką ilość razy, że dopiero od niedawna faktycznie czuję, że naprawdę zasługuję na czyjąś bezkompromisową obecność. Siedziałam na dywanie, zapowietrzałam się i mówiłam, przełykając ciężko ślinę. Patrzył na mnie wtedy tak, jakby faktycznie rozważał, że można pokochać kogoś nawet z tak ciężkim bagażem. Po tej scenie zawsze mocno mnie przytula, a ja zasypiam... Rozumiesz już, o czym mówię? Ilu takich ludzi spotykasz w swoim życiu? Ile jest takich osób, z którymi po prostu jesteś? Ilu jest takich ludzi, którzy dosłownie pochłaniają cię tym, jacy są? Ilu jest takich ludzi, przy których nie cedzisz swoich słów i emocji? Ilu jest takich, z którymi możesz zamknąć mordę i absolutnie komfortowo pomilczeć? Tak, jak wspomniałam - o samotność chodzi tu tylko trochę. Słuchaj, ja bardzo bym chciała, by ktoś mnie przytulił, ale jeśli za tym przytuleniem nie będzie szła powyższa bliskość, to ja tego przytulenia nie chcę. Wiem, że istnieją ludzie, którzy męczą się w relacjach, "byle mieć się do kogo przytulić", a ja nie potrafię przytulić się do kogoś, kto nie sprawia, że uchylam drzwi wejściowe do mojego domu. Taka energia zdarza się rzadko, wiesz? Im starszy będziesz, tym mocniej będziesz to odczuwać. Tych ludzi będzie tylko kilku, słyszysz? Prawdziwie twoich ludzi będzie tylko kilku.
Marta Kostrzyńska
polskie-zdania.pl
121 notes
·
View notes
Text
Ja siebie sama skazywałam na te wszystkie akrobacje, wiesz? Wydawało mi się, że moje gorsze dni sprawią, że przestanę mieć w jego oczach jakąkolwiek wartość. Problem leżał we mnie samej i w tym, że to ja sobie tę wartość zabierałam. Jako dziecko publicznie popłakałam się raz. Wstyd, który mnie wtedy pożarł żywcem pamiętam do dziś. Obiecałam sobie, że już nikt nie zobaczy mnie w takim stanie. I nie zobaczył. Latami. Będę zawsze pomalowana, wyprasowana, pokolorowana i przebrana w najlepszy nastrój, jaki tylko sobie skroję. Będę tą od linijki. Tą idącą zawsze środkiem korytarza. Zarażającą uśmiechem i dobrą energią. Tą zawsze na czas. Tą zawsze w punkt. Tą, która zawsze jest ponad i bardziej.
"Nie widać po tobie, że źle się czujesz, ale... ty po prostu już tak masz, prawda? Ty po prostu jesteś takim człowiekiem."
Wstydziłam się tego, że nie zawsze jestem silna. Latami. Naprawdę. Takim kobietom jak ja to nie przystoi. Takim kobietom jak ja nie drga twarz, a łzy spływają spod ciemnych okularów wprost na szpilki. Nie masz pojęcia, ile razy tak szłam. Mam swoje ulubione kawałki, które grają mi wtedy w tle jak na zamówienie. Nie zobaczysz mnie przynoszącej gdziekolwiek swoje kłopoty. Nie zobaczysz mnie potykającej się i proszącej kogokolwiek o pomoc. Jestem stworzona do wystarczania sobie samej. Jestem stworzona do funkcjonowania ponad stan i swoje możliwości. Jestem stworzona do osiągania szczytów w samotności. Wiedz, że to komplement, jeśli wpuszczę Cię w swoje gorsze dni. Wiedz, że rzadko pokazuję komukolwiek, że bywam inna niż perfekcyjna. Od dawna już sama z siebie w tym temacie kpię, ale według siebie samej - muszę. Według siebie samej - muszę zawsze robić wszystko, by błyszczeć. Nie muszę, prawda? Nie muszę. Mogę uginać się pod naporem tego wszystkiego, co kocham, tego, o co się martwię, tego, za czym tęsknię i tego, na co nie mam wpływu. Mogę uginać się pod naporem tego wszystkiego, co dla mnie tak bardzo ważne i tego, co tak bardzo uwielbiam w tym pełnym kontrastów świecie. Zaprosiłabym Cię do siebie, ale trochę się boję. Nie wiem, czy spodobałoby Ci się to, co zobaczyłbyś we mnie po zdjęciu tych wszystkich perfekcyjnych barw i ciemnych okularów. Oczy, które czasami się boją. Twarz, która czasami szarzeje pod naporem codzienności. Kobieta rakieta, która kuli się w swoim człowieczeństwie.
Marta Kostrzyńska
polskie-zdania.pl
67 notes
·
View notes
Text
Za niektórymi ludźmi
tęskni się inaczej.
507 notes
·
View notes