Text
Kilka dni temu odszedł mój kot. Był moim najlepszym przyjacielem, moja rodzina! Gdy nikogo przy mnie nie bylo on zawsze byl! Nikt nie byl mi tak bliski. Miał tylko 4 lata a juz mi go odebrano! Kocham go całym sercem! Płaczę cały czas. Nie umiem się pozbierać. Odebrano mi cząstkę mnie. Nie umiem żyć, funkcjonować. Juz nic nie będzie jak dawniej. Czuję tylko pustkę, a jednak ogromny ból zjada mnie od środka...
Obwiniam się caly czas za to że sie nie pozegnalam. Codzinnie chodzę tam gdzie został pochowany i rozmawiam. Najgorsze są noce gdzie zawsze jego miejsce było koło mnie na łóżku. A go nie ma.
Pisalam z moją przyjaciółka o tym. A ja nigdy z nikim nie pisze o moich problemach bo strasznie tego nie lubię ale zrobiłam to i to był ostatni raz jak to zrobilam. Jest moja przyjaciolka, uwielbiam ja ale usłyszałam inne slowa niż oczekiwałam, ponieważ zaczęła porownywac od razu do swojej sytuacji że kiedyś miała podobnie itp. A następnie napisała mi że "śmierć jest normalna". Ja rozumiem że nie każdy potrafi pocieszać, ale nie to raczej chce usłyszeć osoba w ogromnej żałobie, która płaczę. Za to ja jestem osobą która wszystkim pomaga, pociesza. Ostatnio usłyszałam od znajomego którego znam tylko z widzenia ze nawet wygladam na taką do której można zgłosić sie o pomoc i pocieszenie...
Nie mniej nie wiem czy wyjde z tego bez szwanku. I tak wiem to tylko kot, ale on byl mi bliższy niż rodzic z dzieckiem...
Nie wiem czy ktoś to przeczytał, ale Wybaczcie za taki nawał smutku.
8 notes
·
View notes
Text
zaczęłam z bólu drapać ściany,
gdy nikt nie widział,że się rozpadam.
i ostro płakałam,
gorzki smak życia poznałam.
serce złamane,
siniaki skórę ubarwiały,
w bliznach nadal krew widziałam,
gdy na nie spojrzałam.
i zawsze siebie błagałam by nie dać się temu co we mnie,
by depresja nie rzucała mną o ziemie.
37 notes
·
View notes