francisvillain-blog
Francis Villain
12 posts
Twórca internetowy, "pisarz". Publikuje krótkie bajki/opowiastki z morałem, czasem z nutą dowcipu. francisvillain.wordpress.com
Don't wanna be here? Send us removal request.
francisvillain-blog · 7 years ago
Text
Tumblr media
Szur. Szuru. Szuru buru. Dokładnie to słyszę za każdym razem, gdy wchodzę do popularnej sieci sklepów po świeżą porcję jogurtów i musli. Etap pierwszy: poszukiwania. Usilnie chodzę między kasy i wciskając głowę między ludzi,szukam poręcznych, małych sklepowych nosidełek. Z rozpaczą w głowie i z uporem maniaka szukam, pytam, ale nie. Nie ma. Są tylko, jak to nazywam, “walizki”. Znacznie większe, plastikowe kosze na niewygórowanych kółeczkach z średniej długości rączką. Ni to wysuniętą, ni wysuniętą, bez regulacji. Taką dla ludzi o średnim wzroście. Gdyby tak całość opakować w miły w dotyku materiał tekstylny i nakleić jakieś chromowane logo znanego producenta walizek to można śmiało stanąć w oczekiwaniu na odprawę lotniczą. Nigdzie jednak nie odlatuje, chce kupic tylko kilka poręcznych rzeczy, a taszczenie “walizki” wydaje mi się niepotrzebne. Etap drugi: Uświadomienie. Wciąż między półkami dopadał mnie ten dźwięk. Kilka szatańskich promocji i chińskich chwytów marketingowych zweryfikowało moje tragarskie zdolności. Szybko musiałem wyrównać do reszty i wrócić po swoje “szuruburghini”. Oczywiście 4 rzeczy w moim nowym motoryzacyjnym nabytku wyglądały komicznie, ale teraz do sedna. Kiedyś w tej samej sieci sklepów można było używać nosidełek na szybkie, małe i przemyślane zakupy oraz wózki sklepowe za kaucją na całotygodniowe zakupy. Nosidełka stają się coraz częściej niedostępne, a przed wyborem wózka odstrasza pan Heniek z ekipą. Tak własnie zostajemy skazani na “to”. O ile walizki na kółkach są całkiem praktyczne w podróży, a Lamborghini całkiem komfortowe na długie trasy po autostradzie, o tyle w sklepie niekoniecznie. Mimo niezłej pojemności naszego “średniaka”, zgrzewka wody to już przeszkoda nie do przejścia, ze względu na nieregularny kształt. Dlaczego o tym piszę? “Szurburghini” zdaje się być świetnym przykładem uśredniania wszystkiego co tylko się da. I tak nasz średniak jest jak średnia pensja, średnie spalanie paliwa i wiele innych uśredniaczy naszego życia, które podporządkowuja naszą unikalna osobowość pod uśredniony wzorzec człowieka, którego jeszcze nikt nie spotkał. Starannie wpychane i wmawiane, że to dla naszego dobra… Przy okazji obcinając wszystko co piękne, inne, niespotykane, rzadkie i wyjątkowe.
0 notes
francisvillain-blog · 7 years ago
Text
Tumblr media
Trwał prestiżowy konkurs recytatorski. Po wcześniejszych kwalifikacjach i przez szereg zamkniętych eliminacji, ćwierćfinałów i półfinałów, jury wyłoniło dwójkę finalistów. Podczas bezpośredniej konfrontacji mieli oni wyjść z przeciwnych stron sceny i zaprezentować się szerokiej publiczności. Według zza kulisowych plotek w dotychczasowej punktacji szli łeb w łeb. Zaczęło się. Finaliści wyszli zza kurtyny i po stopniach wychodzili na scenę.
Z prawej strony ukazała się nienaganna wyprostowana pewnie krocząca sylwetka w lśniąco wypastowanych oxfordach i w szytym na miarę garniturze. Wszystkiego dopełniała biała, jedwabna koszula wraz z czarną perfekcyjnie zawiązaną muchą
Natomiast z  lewej strony zaczęła się wyłaniać niechlujna fryzura i nieogolonę lico. Całości dopełniał niechlujny wygląd ubrań w postaci niesfornie wymiętej i powyciąganej koszuli oraz za dużej i nieodpowiadającej odcieniem do spodni, marynarki.
Mężczyźni spojrzeli na siebie. Jeden na drugiego. Lewy pomyślał o prawym tak:
– Jak on mógł zmarnować tyle czasu na wygląd i nie poświęcić go w całości na ćwiczenie sztuki recytacji! Tym samym jak on otrzymał taką notę jak ja?
Prawy pomyślał o lewym następująco:
– Jak on śmiał na najbardziej szanowany konkurs recytatorski na świecie przyjść w takim niechlujnym stroju. Pewnie podobny chaos ma w swojej głowie. Nie mam szans  z nim przegrać! Jakim cudem on w ogóle zagościł na tej scenie? To pewnie pomyłka!
Stali tak jeszcze chwilę naprzeciwko siebie. Zrozumieli co uczynili. Skinęli głowami do siebie i tak samo jak razem weszli, tak samo razem zeszli ze sceny.
0 notes
francisvillain-blog · 7 years ago
Text
Tumblr media
Na pewnej dosyć starej łajbie żeglowała załoga. Pływali po oceanie, żywili się tylko rybami i ptakami, które udało im się upolować. Na pokładzie były również kobiety i dzieci. Pływali już wiele lat, a wokół była tylko woda. Ludzie nie robili nic oprócz jedzenia i odpoczynku, czasem płynęli dalej kawałek dalej by łowisko, na którym byli nie było już tak efektywne. Uważali, że nie ma nic oprócz wielkich połaci wody.
Wśród nich był Krzyś. Tenże chłopak, któregoś całkowicie normalnego i niczym nie wyróżniającego się dnia, zapytał swoich kolegów, koleżanki, starszych i młodszych żyjących na statku czy istnieje może jakiś świat poza ich statkiem i tym ogromem wody. Interesowało go cokolwiek innego co nie jest wodą i statkiem, niczego takiego przedtem nie widział, bo urodził się i wychował na łajbie. W końcu spotkał bardzo starego marynarza, który swoją brodę zaczepiał nogami. Marynarz kiedy usłyszał jego pytanie powiedział mu, że nic innego nie widział, a pływa już bardzo długo, ale jego dziadek opowiadał mu, że jest inny świat zwany lądem. Dziadek opowiedział mu też, że podobno ostatni raz ląd widział na północy, więc może jak będzie płynął cały czas na północ to znajdzie coś innego niż wodę. Ambitny i zmotywowany chłopak odcumował łódkę od wielkiego żaglowca i zaczął wiosłowac w kierunku północnym. Wszyscy na statku śmiali się z niego, mówili, że postradał zmysły od Słońca, a mimo to Krzysiek i tak wyruszył. Płynął tak wiele lat dzień i noc bez wytchnienia. Zaczynało już mu  brakować mu jedzenia z polowań, a zmęczenie nie dawało mu spokoju. Wtedy zobaczył, że na horyzoncie znajduje się łódka. Ktoś z północy płynął prosto w stronę Krzysia. Chłopak przyspieszył by spotkać się z nadpływającym. Okazało się, że nowo poznany chłopak również płynie w poszukiwaniu mitycznego lądu, jednak z jego opowieści wynikało, że powinien płynąć na południe. Krzyś szybko go uświadomił, że nie ma po co tam płynąć bo tam też jest tylko woda. Oboje uznali że skoro nie na północ i nie na południe to może w ‘bok’. Zgodnie wybrali zachód za swój kierunek i razem zaczęli wiosłować. Okazało się, że stosunkowo szybko bo po kilku miesiącach na horyzoncie zauważyli coś co nie było wodą a było zbyt duże na okręt. Gdy dobili do brzegu zaczęli podziwiać otaczający ich piękny nowy świat. Pełno w nim było lasów zwierząt, kwiatów czy śpiewu ptaków. Zmotywowani sukcesem wyruszyli w głąb lądu by znaleźć nowe rzeczy, które ich zaskoczą.
0 notes
francisvillain-blog · 7 years ago
Text
Tumblr media
Salomon zawsze był zamkniętym w sobie i niedowartościowanym dzieckiem. Trudno było mu nawiązywać kontakty z rówieśnikami w nowej szkole. Pewnego dnia na lekcji matematyki nauczycielka niespodziewanie poprosiła uczniów by wyciągnęli kartki, bo chce sprawdzić ich wiedzę z dzisiejszej lekcji. Na kartkówce było tylko jedno zadanie, ale przysporzyło ono trudności wielu uczniom w tym Salomonowi. Chłopak wykorzystał cały zadany czas i nie był do końca pewny swoich kroków, a z jego końcowych obliczeń wynikła liczba sześć. Na przerwie po lekcji matematyki Salomon przysłuchiwał się rozmowom swoich kolegów i koleżanek . Bliźniacy Marek i Franek ze swoich obliczeń otrzymali dziewięć. Salomon bardzo się zmieszał i poszedł na drugi koniec korytarza.Tam natomiast stacjonowała grupka dziewczyn, zawsze trzymających się razem, która zgodnie ogłosiła, że prawdziwa odpowiedź według nich to 10. Salomon uwierzył już, że jego marzenie o dobrym początku zostało rozwiane. Zasmucony ze łzami w oczach myśląc, że przecież na pewno ktoś z nich ma dobrą odpowiedź, poszedł do nauczycielki. Matematyczka widząc zapłakanego Salamona pośpieszyłą z husteczką.
- Dlaczego płaczesz? Przecież...
- Proszę pani bo wszyscy mają dobrze, a tylko ja mam źle. Znowu.
- Salomonie, czemu zasięgasz opinii u  tych, którzy nie mają pojęcia o tym czym mówią, a nie u specjalisty, który wie co jest dobre, a co złe? Nie martw się dostałeś piątkę. Jako jedyny.
0 notes
francisvillain-blog · 7 years ago
Text
Tumblr media
W Kamesznicy, na południu Polski, w Beskidach, mieszkańcy mieli problem, którego nie mogli rozwiązać. Otóż zbóje z hersztem Kisonajem na czele napadali trakty kupieckie, które wędrowały między innymi przez Kamesznice. Mieszkańcom tej wioski nie było to na rękę. Mimo, iż osobiście nie cierpieli przez szarże zbójów, to cierpieli na tym kupcy, którzy coraz rzadziej wybierali ten trakt, a przez to traciła wieś, bo nie miała dostępu do miastowych towarów i nie miała komu narzucić cła przez przejazd i handel we wsi.
Wszyscy mieszkańcy wsi zaczęli się naradzać co z tym fantem zrobić. Pierwszy wybrał się ogromny Grzechu. Chłop wielki jak dąb, który powalił już nie jednego zbója obiecał na honor, że pójdzie sam do obozowiska zbójów, porwie herszta i żywego przyprowadzi do wioski. Wszyscy będąc pod wrażeniem odwagi i siły śmiałka przystali na tą propozycję. Wielki Grzechu jednak wyruszył następnej nocy. Minęło kilka dni i wciąż nie wracał, wszyscy mieszkańcy spisali już go na straty. Podczas kolejnego zebrania mieszkańców głos zabrał wójt, najbogatszy człowiek we wsi. Powiedział, że jako wójt czuje się odpowiedzialny za całą społeczność, więc pójdzie i próbuje przekupić herszta Kisonaja, dla dobra mieszkańców. Nikt nie miał wątpliwości, że interesy wójta cierpią we wsi najbardziej jednak wszyscy przyklasnęli tej inicjatywie. Minął cały dzień wójt nie wracał, minął kolejny. Dalej nic. Wtedy młody chłopak, na którego wszyscy wołali Wichrak, bo zdawało się, że może go zdmuchnąć wiatr, wziął sprawy w swoje ręce. Poszedł do osady barbarzyńców. Stanął przed wejściem do obozowiska i zobaczył zbójów pilnujących przejścia. Wichrak przestraszył się, ale szedł dalej, cały drżący ze strachu, ale szedł. Zbóje na warcie wyśmiali jego gabaryty i nie uważając że może stworzyc jakies zagrozenie wpuścili go do obozu. Będąc już na małym placu na samym środku zobaczył uwiezionego Grzecha i targującego się wójta, który nie mógł dojść do porozumienia z hersztem i jego rozbójnikami. Wichrak jednak poszedł bezpośrednio do herszta stanął przed nim i zaczął mówić.
- Słyszałem, że jesteś kimś bardzo wielkim, kimś bardzo szanowanym, że ludzie podobno tak cię szanują , że aż się ciebie boją. Chciałbym cię prosić o jedna rzecz, otóż chciałbym żebyś nie napadał na trakt kupiecki wędrujący do naszej wsi, która popada przez to w ruinę, bo na pewno jesteś bardzo szlachetnym człowiekiem.
Kisonaj nigdy nie słyszał, żeby ktoś do niego mówił z takim szacunkiem i też nigdy go nikt o nic nie prosił. Pewnie dlatego, że ze wszystkimi walczył i nikt go o nic nie prosił. Gdy usłyszał słowa Wichraka niespodziewanie przystał na propozycję i dodatkowo wypuścił Grzecha i wójta.
1 note · View note
francisvillain-blog · 7 years ago
Text
Tumblr media
W całkiem znośny poranek Scarlett skończyła czytać kolejną książkę. Rozmyślanie nad tym co autor chciał jej przekazać spowodowało narodzenie się pytania, na które nie znała odpowiedzi, a bardzo chciała. W takiej sytuacji zawsze zwracała się do swojej świątyni mądrości, czyli swojej ukochanej mamy, która właśnie zbierała brudne ubrania do prania.
- Mamo! Mamo, co muszę zrobić, żeby być szczęśliwa?
- Hmm, zróbmy tak: pomożesz mi zrobić pranie, a ja odpowiem na twoje pytanie.
Lekko zbita z tropu Scarlett przyjęła propozycję. Zaczęła zbierać ubrania wymagają odświeżenia. I wrzuciła je do pralki.
- Weź proszę, proszek do prania i dodaj.
Dziewczynka bez entuzjazmu, lecz z niecierpliwościa na odpowiedź wykonywała kolejne czynności.
- Masz wszystko co ci potrzebne - powiedziała na końcu mama Scarlett i włączyła pralkę. Dziewczynka natomiast obserwowała jak bęben napełnia się wodą, a ubrania zostają wprawione w ruch wirowy.
- Mamo, możesz teraz mi odpowiedzieć?
- Nie. Zaczekaj do końca - powiedziała wychodząc.
Już lekko zirytowana Scarlett patrzyła na wiejacą nudą pralkę, przeczuwała, że pewnie mama ją zbywa i nie otrzyma satysfakcjonującej odpowiedzi. Po kilkudziesięciu minutach mama wróciłą i jednoznaczneiwskazała ręką, żeby dziewczynka otworzyła klapę i wyjęła ubrania. Scarlett zobaczyła czystą i śnieżnobiałą bluzkę, która wcześniej nie wyglądała zachęcająco.
- Już rozumiem mamo!
1 note · View note
francisvillain-blog · 7 years ago
Text
Tumblr media
Kiedyś oglądałem scenę w pewnym filmie. Młody chłopak w starym, wytartym ubraniu czyścił buty kolejnemu klientowi. Zawód pucybuta stał się synonimem początku drogi w przedsiębiorczości, co znalazło wyraz w popularnym sloganie Od pucybuta do milionera.
Wymachiwał swoimi szczotkami, pocił się nad ścierkami. Wszystko to by pomóc rodzinie. Mimo to w swojej biedzie utrzymywał niewyobrażalny spokój. Spokój płynący z miłości.
Pastowanie butów. Co się z tym kojarzy? Na pewno tradycjonalizm, konserwatyzm trzewików. Nie ukrywajmy nawyk czyszczenia i pastowania obuwia zatraca w wyniku zarazy wszechobecnego sportowego obuwia.
Szkoda, bo to nie tylko trywialne oczyszczanie z brudu, kurzu, niewdziecznego błota pośniegowego i destrukcyjnej dla skóry soli drogowej, polerowanie do blasku i zabezpieczanie przed czasem.
To uczy. To coś można potraktować znacznie głębiej niż mogłoby się wydawać. Uczy postaw, które nie pozostają bez znaczenia w  relacjach międzyludzkich. Cierpliwość, wytrwałość, dokładność, estetyzm.
Śmiem powiedzieć, że tak proste czynności są w stanie realnie wpłynąć na nas jako ludzi. Miłość wypływająca z puszki pasty do butów. Brzmi idiotycznie,ale i intrygująco, bo przecież nigdy nie będziemy kochać, jeśli się tego nie nauczymy.
0 notes
francisvillain-blog · 7 years ago
Text
Tumblr media
Mały John wraz z rodzicami przyszedł z wizytą do ich nowych znajomych. Spotkanie zaczęło się od gościnnej herbaty. U nowych znajomych rodziców znalazł się również rówieśnik Johna o imieniu Remi. Oboje szybko zmyli się z salonu przepełnionego oficjalizmem i patosem do pełnego koloru ogrodu.  Uwagę chłopca przykuło jednak to co zauważył na zewnątrz. Zauważył czarnego człowieka, który przycinał krzewy. John szybko zapytał nowego kolegę o tą sytuację.
- Kto to jest?
- To nasz niewolnik, zajmuje się ogrodem i innymi pracami.
- Skoro jest w niewoli czemu nie ucieknie? Przecież na pewno dałby radę takiemu małemu płotu. - mały John zwrócił na to uwagę nie bez kozery. Płot nie miał więcej niż dwa jardy.
- Bo jest wytresowany - pospieszył z wyjaśnieniami Remi. Chłopcy poszli się bawić, jednak Johnowi ta sprawa nie dawała spokoju. Uważał, że skoro jest wytresowany to i tak nie ucieknie. Rodzice zbywali go i nie dawali mu satysfakcjonującej odpowiedzi.
Gdy następnym razem gościł u Remiego, zauważył kolejna osobę. Była to starsza kobieta w kuchni. John przyglądał się jej. Ta zauważyła go i zaproponowała mu ciasteczkami. John nie będąc dłużnym poczęstował ją pytaniem.
- Czy pani jest jak ten mężczyzna z ogrodu?
- Nie kochany, jestem wolna. Pracuję tutaj u rodziców Remiego z własnej woli.
- Dlaczego ten mężczyzna  nie ucieknie, skoro jest w niewoli? Przecież płot jest niski!
- On urodził się tutaj, jego matka umarła przy porodzie, a ojca nie zna. Od małego, zanim jeszcze pracował, próbował się stąd wydostać jednak nigdy mu się to nie udało. Tracił na to cały zapał i  energię. W końcu doszedł do wniosku, że nie da rady. Skoro próbował tyle dni i mu się nie udawało to wiedział, że to go przerasta. Ten płot był zbyt dużą przeszkodą, żeby ją pokonać. Teraz kiedy jest dorosły nie próbuje, bo ciągle pamięta, że ten płot jest nie do przeskoczenia. Już nie traci na to energii, bo w jego głowie jest pamięć, że próbował latami i to się nie udawało. Teraz już nie próbuje...
0 notes
francisvillain-blog · 7 years ago
Text
Tumblr media
W małym nieznanym mi miasteczku mieszkało bardzo zżyte i kochające się rodzeństwo. Ich rodzice nie byli zbyt zamożni. Dzieci wiedziały o tym i nigdy nie wychodziły przed szereg jeśli chodzi manifestowanie swoich marzeń i zachcianek. Często jednak rozmawiali między sobą co chcieliby dostać albo jaką wielką i bogatą osobistością będą w przyszłości. Nie inaczej było tym razem. Młodszy brat zwierzył się starszej siostrze, że bardzo by chciał dostać na gwiazdkę nowe buty do gry w piłkę. Siostra wiedziała, że było to dla niego wszystkim. Jedyną odskocznią od codzienności i utrapień losu. Chłopak zbierał monety do skarbonki, które udało mu się zarobić przez pomoc sąsiadom i inne drobne prace. Brat bardzo nalegał, żeby ona też mu powiedziała o czym marzy na gwiazdkę. Na początku nie chciała obciążać go swoimi problemami, ale po namowach uległa. Siostra bardzo chciała dostać pewną droga książkę, która bardzo trudno było dostać. Dziewczyna miała w tym roku kończyła szkołę i chciała się przygotować jak najlepiej do egzaminów wstępnych na studia aby móc rozpocząć lepsze życie i pomóc odciążyć rodziców.. Po zwierzeniach oboje poszli spać.
W nocy, z łóżka, najpierw wstała starsza siostra. Nie mogła zasnąć myśląc o swoim młodszym bracie, którego bardzo kochała i chciała dla niego jak najlepiej. Wzięła z szuflady trochę pieniędzy, które zbierała na swoją wymarzoną książkę. Uznała, że skoro i tak nie ma pełnej kwoty to nie zaszkodzi pomóc bratu w marzeniach. Wróciła do łóżka.
Nie długo potem z pod kołdry wysunął się braciszek. Jego marzenie o butach do gry wydawało mu się tak błahe i niestosownie było narzekanie przy siostrze, która marzy o książce by się lepiej uczyć… Nie pozostał dłużny. Wziął kilka monet, ze swojej skarbonki i podrzucił ukradkiem do szuflady siostry.
Następnego dnia, gdy rodzeństwo wstało z łóżek czekała na nich niesamowita niespodzianka. W salonie czekała na nich babcia, która przyjechała z ameryki po wielu latach. Przywiozła dla wnuków prezenty. Zgadnijcie jakie.
1 note · View note
francisvillain-blog · 7 years ago
Text
Tumblr media
Przychodnia
Zawsze spotykały mnie kolejki w wszelkiego rodzaju przychodniach. Przyczyny były różne. Najczęściej nieudolność systemu, ale lenistwo, zmęczenie i sytuacje też się zdarzały Odkąd pamiętam to zawsze nienawidziłem chodzić do lekarzy. Bynajmniej nie ze względu na nich, lecz z powodu naburmuszonych, zarozumiałych i po prostu niegrzecznych pielęgniarek. Pracują w trybie nigdy:coś zrobić, zawsze: coś na przeszkodzie. Przepraszając wszystkie  pokrzywdzone nazwijmy je białymi strażniczkami ciemiężonego urzędu telefonu stacjonarnego i kartotek. W skrócie BSCUTSK. Może posegregujmy sobie litery, dla spełnienia funkcji fonetycznej - TUSKBUC. Może jednak lepiej nie. Zakończmy tą formalizację, na którą właśnie nadaję.
Wracając do meritum. Broń Boże nie chcę posądzać wszystkich pielęgniarek o zło całego świata. Tak jednak potoczyła się moja droga, przez wszystkie przybytki medyczne, ku zdrowiu, że rzadko spotykałem BSCUTSK (ew. TUSKBUC) . Krótka droga. Na szczęście. Pytanie czemu na szczęście? Bo nie cierpiałem bólu fizycznego czy tego psychicznego?
W takiej właśnie kolejce, gdy po 2 godzinach maszerowania, z prędkością dążącą do zera, wpadła mi myśl. Co jeśli ta kolejka to nasze życie, a BSCUTSK stoi na drodze do naszego szczęścia?
1 note · View note
francisvillain-blog · 7 years ago
Photo
Koniec lipca za chwile już znów zima.
Pewnie zaraz będzie biało. #pdk ^
Tumblr media
1K notes · View notes
francisvillain-blog · 7 years ago
Text
Tumblr media
Na krakowskim rynku swoje stoisko miał pewien kupiec. Sprzedawał różnorakie produkty galanteryjne. Ostatnimi czasy nie powodziło mu się i ciągle marzył jak to dobrze by było być bogaty. W jakiś deszczowy dzień do stoiska przyszedł tajemniczy mężczyzna. Zaproponował on kupcowi całkiem spory brylant w zamian za całe stoisko, towar i wszystko co ma. Kupiec szybko się zgodził kamień był równowarty stokrotności jego majątku. Następnego dnia cieszył się niezmierny i rozpowiedział dobrą nowinę wszystkim swoim znajomym. Od tego wszystkiego bardzo zachciało mu się jeść. Podszedł do swojej znajomej z rynku, która miałą stragan z warzywami. Zapytał czy mogłaby mu dać coś do zjedzenia bo jest bardzo głodny. Znajoma powiedziała, że nie ma sprawy, ale będzie go to kosztować jak każdego. Były już kupiec powiedział, że jest mu bardzo przykro, bo wszystko co ma to brylant i nie może go dać za jedzenie. Tak właśnie chodził od straganu do straganu nic nie dostając i nie chcąc oddać drogocennego kamienia. Wszystko to doprowadziło, że został żebrakiem. Nie chciał już bogactwa i tego brylantu. Mimo to wciąż go kurczowo trzymał. Po siedmiu dniach od pozornie udanej transakcji ten sam tajemniczy mężczyzna przyszedł i chciał kupić brylant w zamian za stoisko z galanterią na rynku. Zgadnijcie jaka była reakcja.
0 notes