diassaveratzanoworld
A Small World of Four Walls
47 posts
Hi, i'm Diassa. This is a small world of mine. I'm 40, mother of 3 children, introvert, with mental health issues. I write in Polish and English. I am a cat lover, birdwatcher, painter, MCU fan and video games specialist.
Don't wanna be here? Send us removal request.
diassaveratzanoworld · 4 years ago
Text
Kocham Thora
Kocham Thora w pierwszym filmie, bo pokazał, jak z narwanego głupka stać się kochaną, współczującą osobą. Odnalazł swój sens życia, skosztował miłości, wiedział, co to poświęcenie i radość, zwłaszcza kiedy na pierwszy plan wchodziła obrona słabszych. Kocham Thora w Avengersach i Avengers 2, kiedy starał się ze wszystkich sił bronić świat, który pokochał. Kiedy potrafił pochylić się nad cierpiącymi i im współczuć. Kocham Thora w TDW, kiedy musiał podejmować trudne decyzje, kiedy musiał zaufać bratu (i słusznie), kiedy dobro królestwa i ukochanej osoby było dla niego najważniejsze. Kocham Thora w IW, kiedy to stracił wszystko i determinacja popchnęła go ku walce. Kiedy potrafił płakać nad stratami i cieszyć się z drobnych sukcesów. Kocham Thora w EG, kiedy pogrążyły go porażki, ale potrafił się podnieść i stawić czoła demonom. Nienawidzę Thora w Ragnaroku. Z całego serca nienawidzę tego manipulatora, sadysty i egocentryka, jakim tam się stał. Nie jest tam moim bohaterem, jest karykaturą, którą antyfani nazywają Chris Odinson. Nie cierpię i nie akceptuję tego jego wizerunku. Nienawidzę Ragnaroka.
2 notes · View notes
diassaveratzanoworld · 4 years ago
Text
“Thor: Ragnarok” - niepopularna opinia...
„Ponieważ – odparł Thor - kiedy coś idzie nie tak, najpierw zawsze myślę, że to wina Lokiego. Oszczędza mi to mnóstwo czasu” - „Mitologia nordycka” - Neil Gaiman
Okej… Przyszedł czas, żeby to zrobić, bo się w końcu uduszę…
Thor: Ragnarok… Gnębi mnie ten temat od wielu miesięcy, właściwie od pierwszego seansu. Potem była kolejna powtórka i kolejna. Z każdą następną czułam coraz większy dyskomfort i zaczęłam czytać – o tle powstania tego „dzieła”, o reżyserze, o tym, co Marvel chciał osiągnąć. I powiem szczerze – jak na film komediowy, wywołuje on u mnie coraz większą depresję.
Uwaga. To będzie baaardzo długi wywód. Jak Wam się nie chce czytać, to okej. Jak ktoś zerknie na ten tekst i postara się zrozumieć moją perspektywę, to będę wdzięczna. Każda chwila refleksji z Waszej strony jest cenna.
Marvel powstał na bazie komiksów. Komiksy są postrzegane jako tania rozrywka. Ale nie zawsze są tanią rozrywką, mogą być bardzo poważne (Thorgal, anyone?). Marvelowskie mają to do siebie, że są dość chaotyczne i trudno je zekranizować. Dlatego filmowego Marvela, zwłaszcza MCU, zwykło się traktować jako oddzielne uniwersum.
Filmy z tak zwanej „Infinity Saga” nie są sobie równe, chociaż większość – z czego zorientowałam się, uczestnicząc na wielu grupach marvelowskich na FB – traktowana jest jak filmy akcji, z płytką i prostolinijną fabułą, z suberbohaterami, których lubisz dlatego, że są… superbohaterami?? Widać to po tym, jak wielką część fandomu stanowią dzieci, młodzież. Sam Marvel jest trochę za to odpowiedzialny. Ktoś w końcu wymyślił, aby np. zrobić dubbing do filmów (po co? - pytam. To jest po prostu bezczeszczenie!), wysłać w świat ten cały firmowy merchandise (mam parę rzeczy, oprócz, oczywiście, zabawek ;)), kreować złoczyńców jako protagonistów (kłania się Thanos i Infinity War, ale o tym będę mówiła kiedyś indziej). Prawie nikt nie bierze pod uwagę, że te filmy mogą być postrzegane poważnie. Że ktoś może czuć emocjonalne przywiązanie do nich. Należę chyba do mniejszości w całym fandomie. Na szczęście znalazłam kilka pokrewnych dusz. O tym też napiszę więcej później.
Czasami Marvel bywa okrutny. Starają się nam „wcisnąć” historie z jedynego oczywistego punktu widzenia i chcą, abyśmy tylko brali pod uwagę bohaterstwo postaci, a nie ich realne odczucia. Dlaczego Marvel chce, żebym oglądała tylko akcję i nic nie czuła do tych postaci?
Dlaczego, na przykład, nie mam czuć zrozumienia do Tony’ego Starka, po tym, jak przeżył piekło w Afganistanie? Dlaczego nie mam czuć sympatii do Capitana Ameryki, po tym jak stracił swoją miłość życia, albo jak stracił najlepszego przyjaciela? Dlaczego ma być mi obojętny Bruce Banner, chociaż jest przesympatycznym i miłym człowiekiem, bojącym się swojego „drugiego ja”, ponieważ wtedy krzywdzi niewinne osoby? I, w końcu, dlaczego nie mam odczuwać współczucia dla Lokiego, którego całe życie było kłamstwem, który zawsze był niżej postawiony od innych, którego wykorzystywano i porzucano, jak stawał się niewygodny? No czemu?!
Mistrzem w mówieniu mi o tym, co powinnam czuć do poszczególnych postaci i jak bardzo olewać ich wewnętrzne dylematy jest chyba Taika Waititi. O tym gościu też będzie więcej za chwilę.
Dobrze… **wdech** ***wydech***. Skupmy się na tym całym Ragnaroku.
Może w pierwszej części wymienię elementy, które mi się podobały. Będzie zapewne łatwiej, bo jest ich stosunkowo mało…
Aktorstwo. Wszyscy się starali, i to bardzo (no, może oprócz Chrisa Hemswortha, o czym napiszę później…). Zważywszy na to, jaki skrypt dostali, dali z siebie wszystko. Cate Blanchett jest cudowna, zawsze się ją miło na ekranie ogląda. Carl Urban, jako Skruge, jest boski. Widać wyraźnie na ekranie dylematy tej postaci, jej wewnętrzne rozdarcie. Jeff Goldbflum bardzo obrazowo przedstawił Grandmastera i uczynił z niego najbardziej przyprawiającego o gęsią skórkę szwarccharaktera. Z nowych twarzy podobała mi się też Tessa Thompson, która jest nie tylko ładna i pełna gracji, ale równie dobrze potrafiła odtworzyć swoją rolę. Ze starych twarzy Idris Elba wypadł prześwietnie, nadając Heimdallowi prawdziwie bohaterskiego oblicza, pełnego determinacji i chęci walki w imię dobra. Ba, nawet małe role cameo, w postaciach odgrywanych przez Matta Damona (aktor!Loki) i Sama Neilla (aktor!Odin) dają radę. No i nasz kochany Stan Lee się pojawił w małej roli. Nie mogę narzekać, aktorstwo jest profesjonalne.
Lokalizacje i design postaci. Co tu dużo mówić. Asgard, jak zwykle, piękny. Sakaar – z całą tą swą chaotycznością i zbiórką „śmieci” - wspaniale oddany, kolorowy, taki, jak zamieszkujący go lud. Muspelheim – ogniste pustkowie, takie jak powinno być, pełne lawy i przerażających potworów. Co do postaci, to fajne jest to, że nie wszyscy są humanoidalni, że mamy do czynienia też z innymi formami życia – szczególnie należy zwrócić tu uwagę na indywidua ze Sakaaru. Warto się przyjrzeć czasami postaciom z drugiego i trzeciego planu i dostrzeżemy nie tylko owadziego Mieka, ale także trzygłowego gladiatora, dziwacznych gości Arcymistrza, że już o Korgu nie wspomnę (chociaż innego mieszkańca Krony widzieliśmy już wcześniej przelotnie w TDW, więc nie jest to oryginalny design z Ragnaroka).  Stroje też są cudowne. Niektórzy narzekali, że zbyt plastikowe, że tendencyjne… Ale na Sakaarze wszystko jest dozwolone i te stroje oddają w pełni charakter tej planety. Zbroja Walkirii jest też jest piękna.
Efekty specjalne. Super! To, jak pokazano Muspelheim, smoka, Surtura… Bitwa na Tęczowym Moście… Fenris i armia umarłych Heli. Po prostu jest na czym oko zawiesić…
Sceny walk. Nie wiem, kto był odpowiedzialny za choreografię, ale wszystko było niesamowicie ekscytujące i dynamiczne. Począwszy od walki Thora z Hulkiem, poprzez walkę Walkirii z Lokim, aż po te sceny na Bifroście.
Skurge. Jedyna i niepowtarzalna postać. Jak na postać poboczną, była bardzo rozwinięta w całym filmie i mogła w pełni zabłysnąć w wielu scenach. Miała swój własny „redemption arc”. Skurge zaczynał jako zwykły sługa, który co najwyżej zamiatał podłogę, starał się zaimponować panienkom, kradł przedmioty z innych królestw (jak sądzicie, jak zdobył karabiny z Midgardu?), przeszedł drogę poprzez egzekutora Heli (piękne było to, jak zawahał się przed ścięciem Asgardianki), a potem do wybawiciela swojego ludu, kiedy się poświęcił dla dobra ogółu. Genialna postać.
Hela. Chociaż można było ją rozwinąć bardziej, i tak rozumiem jej motywacje. Nie wzięła się znikąd, była manipulowana przez Odina, doświadczyła od niego wielu krzywd. To zresztą pierwszy kobiecy villain w MCU. Nie trzeba się z nią utożsamiać, nie trzeba nawet jej współczuć, aby czuć, jaki potencjał ma ta postać. Poza tym jest piękna, seksowna i pełna determinacji :) Oczywiście, była wielką Złą, która chce Zniszczyć Wszystko, ale po tym, co zaprezentował sobą Malekith, można było się tego spodziewać. I tak wypada lepiej od Malekitha, bo ma skomplikowaną historię.
Muzyka. Zupełnie inna, niż w pierwszych dwóch „Thorach”. Wiele elektronicznych brzmień, pasujących klimatem do Sakaaru. No i Led Zeppelin (ciekawe, ile kasy wydano na wykorzystanie ich piosenki we filmie?)
I.. to właściwie wszystko, co w tym filmie się udało lub miało jakikolwiek sens. A teraz przejdźmy do sedna sprawy, czyli, dlaczego Ragnarok ssie po całości, dlaczego to idiotyczna komedyjka bez polotu z ziejącymi dziurami fabularnymi, dlaczego jest uderzeniem w pysk fanów Marvela i powiedzenie im „bujajcie się” i dlaczego niszczy wszystko, co wcześniej widzieliśmy w poprzednich filmach. Będzie to gorzki post, wylewanie wszelkich żali, tak więc zapraszam na prawdziwą jazdę bez trzymanki.
Zacznę od Muspelheim, bo tak właśnie rozpoczyna się film. Thor z powodu wizji o Ragnaroku postanowił nawiedzić obce królestwo, aby wypytać jego władcę o powód niepokojących snów. Oczywiście nasz drogi bóg piorunów nie uznaje dyplomacji, tak więc spotkanie to kończy się krwawą jatką. Hmm… Wtargnięcie na inną planetę, zabijanie jej mieszkańców z błahego powodu (w tym przypadku snów), wypytywanie władcy – czy to Wam czegoś nie przypomina? Tak, dokładnie to samo zrobił Thor w Jotunheim. Ale teraz jest nawet gorzej, bo w dodatku zabija jeszcze króla tego świata (przedtem go obrażając na wszelkie możliwe sposoby). Jednak narracja Ragnaroka przedstawia nam Thora jako Bohatera™ i w przeciwieństwie do kontrowersji, jakie wzbudzało we widzach (i później nawet i w samym Thorze) mordowanie Jotunów w tym znakomitym pierwszym filmie, teraz mamy uznać, że to nasz Bohater™ ma rację i że zawsze tak ma być. Bo on jest biały, a reszta jest czarna. Oj, tylko dlaczego ja nie czuję tej jego „prawowitości” i oddania słusznej sprawie? A to dopiero początek.
Dodam jeszcze, że nie kapuję stwierdzenia Thora, iż ojciec zabił Surtura z jakieś pół miliona lat wcześniej. To kompletnie niekanoniczne (zresztą cały ten film jest niezgodny z kanonem, a powodem tego jest stanowisko Taikiego Waititi). Asgardczycy żyją około 5000 lat, według TDW. Tak więc, jeśli Surtur upadł, to musiało być to zupełnie niedawno, w asgardzkiej oczywiście skali.
Ciekawe też, skąd Surtur wiedział, że Odina nie ma w Asgardzie? W Muspelheim funkcjonuje jakaś poczta pantoflowa? A może ma szpiegów w innych królestwach? A może po prostu ma wszczepiony w tej swojej koronie jakiś odinowykrywacz, który potrafi przeniknąć nawet przez iluzje Lokiego? A licho wie. Ważne, że fabuła wymagała, aby Thor dowiedział się o nieobecności ojca i już.
Zaczynam sobie myśleć, czy aby wszystko, co od początku robi Thor w tym filmie nie jest objawem jakiegoś… szaleństwa, czy postradania zmysłów. W końcu wisiał w tej klatce dość długo, zaczął nawet rozmawiać ze szkieletem. To jedynie by tłumaczyło kolejne idiotyczne posunięcie naszego Bohatera™ (:P). Wiedząc dobrze o przepowiedni i o tym, JAK wywołać Ragnarok, Thor postanowił zanieść koronę Surtura (czy też raczej jego czaszkę) do Asgardu do skarbca ojca, gdzie – i dobrze wie o tym (był w skarbcu już nie raz) – znajduje się Wieczny Płomień – jedyna rzecz mogąca wskrzesić owego ognistego demona, co zapoczątkuje upadek Asgardu. Świetne posunięcie, Thor! Fuck logic...
Oczywiście nie to jest największym w tej chwili naszym zmartwieniem, ponieważ widzowie, podobnie jak Thor, powinni w tym momencie być wściekli, że Loki siedzi sobie na tronie ojca, udając Odina i wystawiając jakieś teatralne sztuki. Powinniśmy być wściekli, że znowu Loki Thora oszukał, że leni się, wcina winogronka i ma wszystkich w czterech literach.
Okej, przyznajmy przez chwilę, że wzniesienie własnego pomnika było trochę… narcystyczne. Jednakże sztukę teatralną jestem w stanie jakoś zaakceptować. Loki nie miał na celu wywyższać siebie i swoich zasług, ta sztuka nie świadczyła też o jego próżności i egoizmie. Wręcz przeciwnie. Ja bym to nawet interpretowała jako w pewnym sensie… namiastkę autoterapii. Zmierzenie się po raz pierwszy z przeszłością i jej demonami. Przedstawienie siebie w lepszym świetle w oczach Asgardczyków – co jest ważne dla Lokiego w obliczu jego zawsze dużej niepewności i nienawiści do samego siebie. Jak widać to trochę skutkuje. Ja wiem, że to było szydzenie z poświęcenia Lokiego w TDW, ale jestem w stanie przymknąć na to oko. Aha, i jak widać, wiedza o pochodzeniu Lokiego jest powszechnie znana i jakoś nikogo to nie oburza. Uff, przynajmniej jeden pozytywny element w tym okrutnie rasistowskim i seksistowskim społeczeństwie. Smutne natomiast jest to, że Odin w sztuce Lokiego przedstawiony jest jako kochający ojciec, a prawda – wiadomo, jak wygląda. Zresztą popis rodzicielstwa Odina jeszcze w tym filmie dostaniemy za chwilę.
Thor, jak tylko zorientował się w sytuacji, przeszedł do gróźb i przemocy fizycznej (jakie to typowe w tym filmie...) i w efekcie zdemaskował Lokiego. Jak zwykle, obwinił go o wszystko – bo, jak motto u góry mówi, zawsze wszystko jest winą Lokiego. Chyba Thor powinien to sobie wydrukować na koszulce.
Ciekawe jest, że jak tylko Thor w tym filmie otwiera gębę i zaczyna robić z Lokiego kozła ofiarnego, wszystko co mówi mija się z prawdą.
Nie, Dziewięć Królestw nie jest pogrążone w chaosie. Nie, Loki się nie lenił. Nie, nie jest złym władcą.
To może przejdźmy do konkretów?
Thora nie było w Asgardzie przez cztery lata. Opuścił dom, by najpierw wieść życie u boku Jane, a później zaczął się uganiać za Kamieniami Nieskończoności po wizji, jakiej doświadczył w Źródełku. A jeszcze potem chyba już zaczął szukać odpowiedzi na temat przepowiedni o końcu świata. Tak czy owak był nieobecny. W tym czasie dobrze wiedział, że Odin po śmierci Friggi był niezdolny pełnić władzę – staruszek bardzo mocno podupadł na zdrowiu, zarówno psychicznym, jak i fizycznym. W TDW Odin zaczął podejmować bardzo złe decyzje. Przypomnijmy. Król w TDW był w stanie poświęcić wszystkich swoich żołnierzy, wielu niewinnych ludzi, pomimo że wiedział, iż Asgard jest bezbronny a Malekith powróci by wyrżnąć wszystkich w pień. Odin zdawał sobie sprawę z tego, jak Eter jest niebezpieczny, wiedział, że to jeden z Kamieni Nieskończoności. Ponadto odmawiał Thorowi prawa do miłości (i to nawet przed tragicznymi wydarzeniami), obrażając dziewczynę swojego syna. Podczas ucieczki Thora i Lokiego z Asgardu ich ojciec był gotów powstrzymać ich używając wszystkich możliwych środków, co dosłownie skończyło się na tym, że armia Asgardu bez ogródek starała się zestrzelić statek elfów i zabić synów Odina. Dodajmy jeszcze, że Odin długo nie zapadał w Odinsleep, był już naprawdę zmęczony i fizycznie u kresu wytrzymałości. Thor to widział. Mimo wszystko odmówił przejęcia tronu (który zaoferował mu Loki-jako-Odin) i poszedł sobie w długą zostawiając „ojca” samego, bez jakichkolwiek następców tronu, czy nawet regentów… Czego się tak naprawdę Thor spodziewał? Bo według mnie mógł się spodziewać tego, że w najlepszym wypadku wybuchnie wojna domowa, a w najgorszym inne światy zaatakują w końcu Asgard usiłując zdetronizować słabego duchem i ciałem króla.
Ale na tronie zasiadł Loki. I to w sumie uratowało sytuację. Dlatego ocena Thora jest tak niesprawiedliwa, bowiem nie było go na miejscu i naprawdę nie miał pojęcia, co Loki zrobił dla królestwa. A co zrobił?
Po pierwsze – wycofał wojska z innych światów. Skończył z kolonizacją rozpoczętą przez ojca (albo nawet przez Bora). Dał innym królestwom autonomię, niepodległość i możliwość rozwoju, co było niemożliwe, kiedy Odin władał twardą ręką. Ten film miał niby krytykować kolonializm i krwawe podboje Odina, a ciekawe jest to, że Thor w swojej hipokryzji nie widzi, że wycofanie wojsk jest początkiem zmian na lepsze.
Po drugie – dzięki temu posunięciu Asgard wzmocnił obronę w przypadku najazdu. Pamiętajmy, że tam w kosmosie czai się wielkie Zło, którego istnienia Loki jest świadomy (*khem* Thanos *khem*).
Po trzecie – Loki rozdzielił dwa Kamienie Nieskończoności. Jak mówiłam przed chwilą, idiotyzmem jest trzymanie w skarbcu obok siebie dwóch przedmiotów, które razem stanowią potężną broń. Tak więc Eter został wysłany przez Lokiego do Kolekcjonera. Była to bezpieczna kryjówka, zważywszy że na pewno Taneleer Tivan nie odda nikomu Kamienia Rzeczywistości za żadną cenę. Zresztą sam Thor w kolejnym filmie mówi, że tylko geniusz mógł umieścić Eter w takim miejscu. Szkoda, że dostrzegł zasługi brata dopiero po jego śmierci…
Po czwarte – Loki zainwestował w sztukę i rozwój kulturalny Asgardu. Obywatele zdają się być zadowoleni, oglądają przedstawienie z zaciekawieniem. W dodatku ileż zapewne miejsc pracy powstało :)
Po piąte – odbudował zniszczenia po ataku Mrocznych Elfów w TDW, zainwestował w infrastrukturę (Bifrost nareszcie doczekał się barierek zabezpieczających!)
Po szóste – ułaskawił Trzech Wojowników (zwanych później przeze mnie w skrócie W3) i Sif.  Kiedy ostatni raz ich widzieliśmy, popełniali w TDW zdradę przeciw koronie (to już trzeci raz i to już im chyba weszło w krew <ironia> ). Najprawdopodobniej zdrada, znając Odina, była karana  śmiercią, albo banicją, ewentualnie więzieniem i/lub degradacją ze stanowiska, a tymczasem W3 chodzą sobie na wolności i nawet swoje etaty zachowali. To samo dotyczy Thora. Też mógł być ukarany za zdradę po wydarzeniach z TDW, a również i jego spotkała amnestia.
Po siódme – chyba naprawdę Asgard przeżywał czasy świetności, lud był zadowolony. Kiedy Loki zrzucił iluzję nikt tak naprawdę… nie zareagował? Nikt nie tęsknił za starym królem? Najwidoczniej. Wszystkim się powodziło. Może jedynie Heimdall miał powody do narzekania, bo jako jedyny został oskarżony o zaniedbania i uciekł jako zdrajca, ale cóż… Dla Lokiego bezpieczniej było pozbyć się wszechwidzącego strażnika mostu, niż ryzykować jego obecność w Obserwatorium.
Tak więc żaden argument Thora odnośnie władzy Lokiego do mnie nie przemawia. Thora nie było cztery lata, a się wypowiada na temat, o którym nie ma pojęcia. Zresztą pamiętajmy, że Thor w TDW sam przyznał, że o władaniu królestwem wie niewiele, że Loki, w jego mniemaniu, zawsze lepiej rozumiał władzę i obowiązki związane z posiadaniem tytułu króla. Skąd ta nagła zmiana zdania? Ach tak, narracja tego dennego filmu, robienie z Bohatera™ wszystkowiedzącego, któremu my, widzowie, mamy przyklaskiwać. Niedoczekanie twoje, Taika!
Uch, to dopiero początek, albowiem Thor i Loki, po „przekonaniu” tego drugiego (jedynym znanym Thorowi sposobem, czyli stosując przemoc fizyczną) udają się razem na Ziemię w poszukiwaniu ojca. Przy okazji, ciekawe jest to jak obaj są w Midgardzie ubrani, co doskonale oddaje ich charaktery i ma chyba jakieś symboliczne przesłanie ;) Thor wygląda jak casualowy obibok, który nie bardzo przejmuje się tym, co zakłada na grzbiet. Loki ubrany w czarny garnitur Gucciego, wygląda naprawdę jak książę, elegancki i pełen gracji. I nie, nie piszę tego dlatego, że Loki mi się podoba, a Thor nie. Wręcz przeciwnie. Zawsze miałam słabość do Thora, jest przystojny, bardzo męski; bożyszcze tłumów. Uwielbiałam też jego dobroć i poświęcenie, bohaterskość – wszystko, co miał wcześniej przed tym filmem, a czego w Ragnaroku nie uświadczycie. Loki natomiast jest śliczny, przyznaję, ale wywołuje u mnie instynkty opiekuńcze. Mniejsza o to. W każdym razie i tak Thor nie powstrzymuje się od obrażania wyglądu swojego brata i traktowania go z wysoka, co jest według mnie nieładnym zagraniem.
Muszę w tym miejscu też powiedzieć o jednej ważnej dla mnie rzeczy. Zabolała mnie bardzo wymiana zdań pomiędzy Thorem a dwiema dziewczynami na ulicy – o tym, jak Jane rzuciła Thora i odpowiedź boga piorunów, że „rzucili się wzajemnie”. To przykre i nawet nieśmieszne. Przez dwa filmy miłość pomiędzy tym dwojgiem rozwijała się, aby zostać sprowadzona do tekstu o „wzajemnym rzucaniu”!? Dlaczego Taika tak nienawidzi poprzednich filmów?
To prawda, że Thor zakochał się w dziewczynie podczas jednego weekendu spędzonego na Ziemi. Ale pasowali do siebie. Nie musi być nawet wielkiej chemii między aktorami, aby nie zauważyć, jak bardzo Thor adorował Jane. On ją kochał całym sercem, cierpiał pod koniec pierwszego filmu i cierpiał w TDW, kiedy ojciec próbował go rzucić w ramiona Sif. Był wierny Jane, nie zapomniał o niej, obserwował ją za pomocą oczu Heimdalla i ruszył jej natychmiast z pomocą, kiedy była w niebezpieczeństwie. Co więcej, ryzykował gniew ojca, ryzykował zdradę korony, aby ocalić ukochaną i wydobyć z niej Eter. Wrócił do niej po TDW i nie wiadomo, ile czasu byli razem, ale na pewno byli. A Ragnarok oferuje mi zerowe wyjaśnienie, dlaczego ze sobą zerwali… To jest okropne, bo Jane była miłością życia Thora.
Przejdźmy dalej… Teraz mamy we filmie małe wystąpienie doktora Strange’a, co jest dla mnie plusem, bo kocham tę postać i kocham Benedicta Cumberbatcha. Nasz mistrz sztuk tajemnych wyraża swoją troskę o to, że Thor wraz z Lokim są na Ziemi, bo, jak sam mówi, Loki jest na jego liście niebezpiecznych indywiduów z kosmosu zagrażających bezpieczeństwu planety. Swoją drogą, ciekawe, kto jeszcze jest na tej liście? I dlaczego skoro śledzi potencjalnie niebezpieczne osoby na tej liście nie ma pewnego fioletowego gościa, który sieje od lat spustoszenie we wszechświecie? Słaby ten czarodziej (na szczęście tylko w tym filmie)… Plusem jest chociaż to, że szybko zlokalizował Odina i wysłał dwóch braci przez portal do Norwegii.
Aha… Warto wspomnieć, że tekst „spadałem przez 30 minut!” nie jest wcale zabawny… Pamiętacie, jak ostatnio skończyło się Lokiego spadanie (z Bifrostu) i w czyje ręce trafił? (*khem* Thanos *khem*)
Odin odnajduje się i daje następnie wielki popis swojego ch...wego rodzicielstwa. Mały acz ważny szczególik – spotkanie ma niby miejsce w Tønsberg, bo to ogólnie miejsce ważne w MCU i pojawia się w sadze 4 razy. Problem tylko w tym, że nie ma tam trawiastych klifów, ba, nawet morza tam nie ma. Ale widocznie beznadziejnym twórcom Ragnaroka nie chciało się nawet odpalić Street View albo Google Earth, aby sprawdzić, jaka powinna być scenografia ostatniego spotkania Odina z synami. Ale co tam, chrzanić realizm! No dobrze, to powróćmy do Odina. Jest chwilę przed dokonaniem żywota (bo tak sobie postanowił) i postanawia wyznać swój wielki sekret. Nie pierwszy i nie ostatni. Mianowicie Thor i Loki mają starszą siostrę, o której nie mieli pojęcia, a którą Odin uwięził, kiedy stała się niewygodna, bo Odin znany jest już z tego, że pozbywa się problemów, zamykając je na klucz. Okazuje się, że nie tylko Lokiego okłamywał przez całe jego życie, ale Thora również. I żeby było gorzej, pierworodna córka Hela zostanie uwolniona z więzienia w momencie śmierci ojca, co następuje dosłownie kilka minut później. Aaa, i nie czuję wcale wzruszenia, kiedy Odin rzuca przed siebie „I love you”, które niby miało być adresowane do synów. Loki wygląda, jak by ojciec po raz kolejny złamał mu serce. Odin nawet na niego nie spojrzał. I jeszcze jedna ciekawa rzecz. Zauważyliście, że podczas całej tej sceny tylko Thor rozmawia z ojcem, Loki w ogóle się nie odzywa ani słowem? Chyba już do tego przywykł, że stoi się w drugim rzędzie, kiedy tych dwoje rozmawia. Widzieliśmy to już w pierwszym „Thorze” podczas rozmowy w skarbcu i później w Obserwatorium. Kiedy tam Loki próbował coś wtrącić, został od razu uciszony przez ojca. Najwidoczniej przywykł już do tego, że jest ignorowany i/lub uciszany, czy to przez Thora czy Odina.
Oczywiście po śmierci staruszka jego przepowiednia się sprawdza i Hela wychodzi przez portal, natychmiast żądając podporządkowania się i ugięcia kolana przed jej osobą. W sumie może dobrze, że ujawniła się tak szybko, bo Thor był gotów sekundę wcześniej złoić Lokiego, ZNOWU obwiniając go o wszystko. Nie wiadomo, jak by to się skończyło, gdyby Hela nie przybyła.
Następuje teraz szybka wymiana zdań i krótka walka, podczas której Hela niszczy Mjolnir. Oczywiście nie jest powiedziane, jak tego dokonała i dlaczego jest taka potężna. Ponieważ Loki panikuje (co jest absurdem, bo znany jest z tego, że nigdy nie okazywał strachu, pomimo że często bywał w niebezpieczeństwie, albo mu grożono), Hela wraz z nim i z Thorem dostaje się w wiązkę Bifrostu. Bogini śmierci szybko pozbywa się konkurencji i ląduje w Asgardzie.
RIP W3… Zła córka Odina bez skrupułów morduje Fandrala i Volstagga, a nieco później również i Hoguna. Wspaniałych przyjaciół Thora, którzy zawsze pozostali mu wierni. Przyjaciół, którzy łamiąc postanowienia króla w pierwszym filmie wyprawili się całą ekipą do Jotunheim. To także przyjaciele, którzy z dobę później zdradzili swojego nowego króla (Lokiego) i polecieli na Ziemię po Thora – pomimo że zgodnie z linią sukcesji to Lokiemu należał się tron (i Frigga mu go dała). I wreszcie – to przyjaciele, którzy po raz kolejny zdradzili Odina, pomagając w TDW w ucieczce Thora i Lokiego z Asgardu. Thor powinien być wdzięczny, że los obdarzył go takimi przyjaciółmi. Czy opłakiwał ich śmierć? LOL, nie! Nawet o nich już nie wspomniał ani razu, po prostu nic, jak by nie istnieli! Taika upewnił się, abyśmy przeszli obojętnie nad ich zgonem, bo wiadomo, że według reżysera poprzednie filmy to kupa i nie powinniśmy się nimi przejmować. Teraz to Heimdall jest najlepszym przyjacielem Thora, chociaż wydaje mi się, że gdyby zginął w Ragnaroku, to też wszyscy by o nim zapomnieli. Dzięki braciom Russo chociaż przez chwilę Thor poczuł żałość po stracie swojego nowego BFF w Infinity War, choćby przelotną, ale zawsze coś.
A swoją drogą ciekawe, co się stało z Sif. Wiem, że aktorka nie mogła uczestniczyć w ekranizacji tego filmu, bo trzymały ją inne terminy, ale także smutne jest to, że nigdy w życiu nie dowiedzieliśmy się, gdzie Sif się podziała. Ślad po niej zaginął, w tym filmie i we wszystkich kolejnych. Wielki plothole. A wystarczyło wspomnieć, że wykonuje jakąś misję na Ziemi lub gdziekolwiek indziej.
Uch, zostawmy na razie Asgard i przenieśmy się na Sakaar, gdzie dzieją się nawet okropniejsze rzeczy…
Okazuje się, że Thor i Loki przeżyli wypadnięcie z Bifrostu i trafili na tę paskudną planetę w kilkutygodniowym odstępie czasu. Planetą rządzi maniak En Dwi Gast, zwany powszechnie Grandmasterem, czyli Arcymistrzem. Jest bardzo creepy, zarówno z wyglądu, jak i z charakteru. Znany jest z tego, że uwielbia organizować turniej gladiatorów, gdzie on i jego publika patrzą jak wojownicy wzajemnie się zabijają, ponadto organizuje również seksualne orgie, osobliwe przyjęcia i publiczne egzekucje. Aż boję się pomyśleć, co zrobił Loki, aby wkupić się w jego łaski… To znaczy, fandom ma swoje domysły i niestety film daje jakieś hinty – i wcale mi się to nie podoba, bo to jest bardzo paskudna insynuacja, jakoby Loki sprzedawał się, aby uzyskać swoją pozycję. Pamiętajmy o jednym – Grandmaster ma kijek do topienia nieposłusznych mu ludzi i w dodatku ma bardzo chętną do używania tego narzędzia prawą rękę, pomocnicę (Topaz); według mnie Loki jest takim samym więźniem jak Thor, o ile nie gorzej, a jeśli cokolwiek było między nim i Arcymistrzem, to na pewno nie za obopólną zgodą. Brr…
Ciekawym faktem jest też to, że Grandmaster nie słyszał nigdy o Asgardzie. Owszem, siedzi na jakimś zapomnianym zadupiu ale, po pierwsze, jest starożytną istotą, a po drugie, jego brat – Taneleer Tivan doskonale zna Asgardczyków i przyjął od nich Eter w TDW. W życiu nie uwierzę, że Arcymistrz nie ma pojęcia o istnieniu Wiecznego Królestwa czy królewskiej rodziny...
Na Sakaarze poznajemy też jeszcze jedną nową postać. Walkirię, czyli Brunnhildę, handlarkę niewolnikami, która niszczy życia innych, sprzedając ich za niezłe sumy Grandmasterowi, aby ci służyli mu w rozlicznych rozrywkach. Tak zresztą Thor trafia w ręce władcy Sakaaru. W ogóle Walkiria ma poważny problem i traktowanie jej jako comic relief jest bardzo niesmaczne. Dziewczyna straciła wszystkie swoje towarzyszki, w tym ukochaną (word of god tak mówi), uciekła z Asgardu, aby za zarobione na handlu niewolnikami pieniądze upijać się do nieprzytomności i zapomnieć o przeszłości. Ma wyraźne cechy PTSD i depresji i robienie z tego żartów jest co najmniej nie na miejscu, a tymczasem widzimy ją najczęściej beztrosko zataczającą się z butelką w ręku. Przykre.
I jeszcze jedna adnotacja odnośnie Brunnhildy. Skoro Walkirie były legendarnymi wojowniczkami, o których odwadze i sile Thor słyszał już w dzieciństwie, dlaczego Sif musiała tak usilnie udowadniać, że kobiety też potrafią walczyć? Pierwszy „Thor” dał nam do zrozumienia, że Asgard to nie tylko rasistowski naród, ale także seksistowski, gdzie są wyraźnie zaznaczone role obu płci. Wojownikami mieli być mężczyźni (im silniejsi i bardziej wyszkoleni tym lepiej), a kobiety nadawały się na uzdrowicieli i znawczynie seidr. Sif jakoś wyszła z tych schematów, ale widać, że nie było jej łatwo przekonać zdominowane przez mężczyzn społeczeństwo wojowników o swojej wartości...
A’propos jeszcze robienia sobie żartów z poważnych tematów – szlag mnie dosłownie trafił, jak Thor po raz pierwszy zobaczył Lokiego na imprezie u Grandmastera i Loki opowiadał tam historyjkę o swoim upadku z Bifrostu, jak gdyby to był dobry żart, mający na celu rozśmieszyć towarzystwo. Czaicie? Żartował z własnej próby samobójczej! To jest kompletnie chore i Taika umieścił to w swoim filmie, mając w głębokim poważaniu to, przez jakie piekło przeszedł Loki i dlaczego w ogóle postanowił w pierwszym „Thorze” zakończyć swoje życie. Kurde, to nie jest normalne. Czy ktoś z Was, kto kiedykolwiek zmagał się z poważnymi problemami psychicznymi i emocjonalnymi, jak Loki, z kryzysem tożsamości, z poczuciem bezcelowości, żartowałby o tym na jakiejś imprezie? A to właśnie jest w tym cholernym filmie! Aaa, trzymajcie mnie…
Thor prosto z imprezy trafia następnie do okrągłej celi dla gladiatorów, gdzie poznaje skąd inąd sympatycznego Korga i jego przyjaciela Mieka. Bóg piorunów wie tylko tyle, że ma walczyć z czempionem Grandmastera na arenie i prawdopodobnie będzie to walka na śmierć i życie.
Thor więc siedzi w więzieniu, a jego brat przychodzi go odwiedzić… Co mi przypomina wydarzenia z TDW, gdzie to Loki był zamknięty w celi i Thor nie odwiedził go ani razu przez rok. Loki natomiast nie tylko przyszedł do brata, ale także próbuje z nim rozmawiać w cywilizowany sposób. Stracili obaj niedawno ojca, może dobrze by było przeżyć żałobę razem (zresztą Loki dokończył wspólnie z Thorem modlitwę, co sugeruje, że poruszyła go ta śmierć)? Loki jest też empatyczny, wie dobrze, jak Thor się poczuł, kiedy dowiedział się, że również był oszukiwany przez Odina przez całe życie… Przy okazji próbuje przemówić do rozsądku Thorowi, wyjaśnić, dlaczego nie bronił go przed Arcymistrzem. Chce również wspólnie ułożyć plan ucieczki (pomysł z niby „wypadkiem” Grandmastera brzmi całkiem spoko i mógłby się udać), wyraża też swoją obawę przed powrotem do Asgardu, gdzie Thor bez młota nie ma żadnych szans w starciu z siostrą. Na ten czas powrót oznaczałby pewną śmierć. Argumenty są więc całkiem słuszne, ale co na to Thor? Otóż Thor zbywa brata karzącym milczeniem (tak, milczenie również jest formą przemocy), a następnie rzuca kolejną porcję oskarżeń i niesprawiedliwie zwala na Lokiego winę dosłownie o… wszystko...
Naprawdę, Thor, dlaczego jak już otwierasz gębę w tym filmie, lecą z twoich ust kłamstwa, pomówienia, dlaczego traktujesz wszystkich z góry i uważasz się lepszy od innych? Dlaczego uważasz się za wszystkowiedzącego, który ma rację i tylko jego punkt widzenia jest słuszny? Bo co? Bo jesteś Bohaterem™? Nie, tak się nie postępuje…
Zacznijmy od początku, bo się naprawdę wściekłam na tę scenę.
Nie, Loki nie upozorował swojej śmierci. Ile razy można to mówić, a ludzie dalej tego nie pojmują?! Może trzeba podać angielską definicję słowa „fake”? Wg słownika Cambrige to znaczy: „to retend, to make [object] look real”. Brzmi tak, jakby specjalnie Loki udał, że umiera, albo wręcz użył jakiejś magicznej sztuczki.
Nie, iluzje Lokiego są niematerialne (i na tym polega zresztą jeden z głupich gagów Ragnaroka, kiedy Thor rzuca w brata różnymi przedmiotami, aby sprawdzić, czy ten jest prawdziwy), więc naprawdę został przeszyty w TDW ostrzem Kurse’a (Algrima). Nie mógł mieć pojęcia, że to przeżyje. Co więcej, kiedy uruchamiał grawitacyjny granat na plecach wroga, nie mógł wiedzieć, że Kurse go odrzuci i że czarna dziura nie pochłonie ich razem. Zatem jedyną winą (?) Lokiego było to, że przeżył w Svartalfheim i nie poinformował o tym fakcie nikogo. I miał ku temu ważne powody. Co obiecał mu Thor w zamian za pomoc? Powrót z powrotem do celi i przebywanie tam do końca swoich dni, czyli z jakieś 4000 lat… Pamiętajmy, że Odin skazał Lokiego na kompletną izolację, bez możliwości widzenia kogokolwiek (jedynie Frigga sprzeciwiła się rozkazowi króla). Może nie wszyscy o tym wiedzą, ale taka forma uwięzienia kogokolwiek jest zakazana przez ONZ i uznana za formę tortury, która ma poważne następstwa, łącznie z trwałym uszkodzeniem mózgu u ofiary takiego nieludzkiego traktowania. Loki, delikatnie mówiąc, nie był już wtedy w najlepszej kondycji psychicznej, miał objawy ciężkiej depresji, PTSD, był przepełniony nienawiścią do siebie i miał poczucie niskiej własnej wartości, sięgającej absolutnie dna. Nie wierzę, że gdyby wrócił do tej celi, pożyłby zbyt długo… Po drugie, któż wie, czy w ogóle by tam wrócił? Odin dał jasno do zrozumienia na tej farsie zwanej procesem, że tylko dzięki Fridze Loki żyje i kara śmierci została zamieniona na więzienie. Frigga zginęła, a więc równie dobrze Odin mógł zmienić wyrok, zwłaszcza, że wyraźnie widać było na procesie, iż Lokiego nienawidzi (w komiksie „TDW Prelude”, który uznawany jest za kanon MCU, nazywa nawet Lokiego Laufeyson, wyrzeka się go) i dlatego tym bardziej nie wierzę w to żałosne „I love you” na wybrzeżu Norwegii, a tym bardziej w to, że Loki po powrocie do Asgardu w TDW byłby w jakikolwiek sposób bezpieczny. Thor również nie mógłby pomóc bratu, sam byłby oskarżony o zdradę i w najlepszym przypadku wygnany. Sprawa była więc co najmniej stracona. To jeden powód, dla którego Loki nie poinformował o swoim przetrwaniu. Drugi powód jest taki, że domniemana śmierć Lokiego pomogła mu się ukryć przed niebezpieczeństwem, z którego zdawał sobie sprawę (*khem* Thanos *khem*), a ta głupia sztuka wystawiana na deskach teatru w Asgardzie mogła mu tym bardziej pomóc w rozszerzaniu po kosmosie wieści o swoim bohaterskim poświęceniu, aby nie wpaść w ręce dawnego oprawcy, który mu obiecał coś gorszego niż śmierć… Jak jeszcze ktoś ma wątpliwości co do tego, co zaszło w Svartalfheim, to wystarczy posłuchać komentarzy twórców TDW, gdzie dokładnie mówią o tym, że Loki był ciężko ranny, ale przeżył.
Nie, Loki nie wysłał Odina na wygnanie, skazując go na śmierć. Umieścił ojca w domu opieki, do diaska! To Odin zdecydował się podróżować do Norwegii, zostać na Ziemi, to Odin nie chciał wracać do Asgardu. I to Odin zdecydował, że chyba na niego już czas i postanowił sobie umrzeć, zostawiając swoich synów w całym tym bagnie, które powstało z jego winy.
Nie, Loki nie pozbawił ojca mocy. Skąd ten pomysł? Owszem, rzucił na Odina jakieś zaklęcie, ale już dawno Odin (zapewne korzystając właśnie ze swojej mocy) to zaklęcie złamał, co sam przyznał. Logika Thora (czy raczej jej brak) jest porażająca…
Nie, Loki nie ukradł tronu. Ile razy można mówić – Loki nie chce tronu! Pod koniec TDW jako Odin zaoferował tron Thorowi. To Thor odmówił! Jak to szło? „Wolę być dobrym mężczyzną, niż wspaniałym królem”...
Nie, Loki nie uwolnił Heli z więzienia. Rany to już jakiś absurd. Hela wydostała się bo Odin, jak już to ustaliliśmy, postanowił sobie umrzeć, nie przygotowując synów na taką sytuację…
I nie, te wydarzenia nie miały miejsca w przeciągu ostatnich dwóch dni. Większość wydarzyła się na przestrzeni czterech lat! Więc daruj sobie Thor to wylewanie swoich żali i frustracji z szybkością karabinu na Lokiego…
Uch, lecimy dalej… Dochodzimy do wielkiej imprezy, czyli pojedynku gladiatorów, a dokładniej Thora z (surprise!) Hulkiem. Chcę tylko napomknąć, że panika Lokiego po zobaczeniu po raz pierwszy Hulka na arenie jest co najmniej dziwna, a co bardziej – niekanoniczna. Jasne, że Hulk w „Avengersach” totalnie Lokiego sponiewierał, poważnie uszkadzając, ale zarówno „Avengers”, jak i  „Endgame” pokazują, że na Lokim większego wrażenia to i tak nie zrobiło. Skąd więc ta reakcja w Ragnaroku? Ktoś tu chyba bardzo chciał zdegradować Lokiego do roli tchórza i, co gorsza, oszusta.
A swoją drogą jestem ciekawa, jakim cudem Loki, przebywając koło Arcymistrza od kilku tygodni, nie zorientował się, kto jest tym czempionem? I nie mówcie mi, że to jakaś wielka tajemnica, ponieważ wieżę Grandmastera ozdabia wyraźna rzeźba facjaty Hulka, a lud skanduje jego imię na ulicach. Kolejny absurd.
Pomimo, że Loki mówił, że postawił przeciwko Thorowi sporą sumę, widać, że jednak jest zmartwiony, kiedy Thor dostaje łomot od swojego „przyjaciela”. Grandmaster w dodatku nie zamierza grać fair i gdy Thor prawie wygrywa, postanawia użyć na nim Dysku Posłuszeństwa. Aha ten nieszczęsny Dysk… Napiszę o nim więcej za chwilę. Warto nadmienić tyle, że jest to paskudne urządzenie mające na celu zadawanie bólu po to, aby kontrolować nieszczęsnych niewolników…
Tymczasem w Asgardzie dowiadujemy się więcej o działaniach Heli i jej mrocznej przeszłości. Uważam że ten film może i chciał skrytykować kolonializm, ale zrobił to bardzo nieudolnie. Hela byłą tak naprawdę tylko narzędziem w rękach Odina, który miał ambicję sprowadzenia na kolana wszystkich dziewięciu światów. Asgard był potęgą zbudowaną na krwi i trupach, a Hela była osobistym katem w rękach Odina. To oznacza, że zabijała na jego rozkaz. Jej wadą było to, że okazała się ambitniejsza od ojca i chciała podbić więcej światów, niż tylko te w gałęziach Yggdrasila, a to już się ojczulkowi nie spodobało. Co postanowił zrobić? To, co ten starzec najlepiej potrafi. Zamknął Helę, wymazał ją z pamięci i historii Asgardu (nie mam pojęcia, jakim sposobem, ale powiedzmy, że przy użyciu Odinforce). Po prostu się jej pozbył, zatajając jej istnienie. Stare freski w sali tronowej pokrył nowymi przedstawiającymi swoją nową „idealną” rodzinkę, której istnienie również zostało zbudowane na kłamstwach. Nie wiem jak Wy, ale mi trochę żal Heli, a tym bardziej żal Thora, bo poznał się na ojcu. Najgorsze jednak, że Thor nadal jest zapatrzony w Odina i po wszystkich krzywdach nadal uważa go za najlepszego i najpotężniejszego, czego dał wyraz pod koniec filmu? WTF?! Już miałam ochotę trzasnąć go w pysk pod koniec pierwszego „Thora”, kiedy nazwał Odina najlepszym ojcem tuż po tym, jak widział na własne oczy, jak Odin odrzuca Lokiego, uważając go za niegodnego uwagi i akceptacji, doprowadzając go do samobójstwa… Z tą rodziną jest naprawdę sporo nie tak, wszyscy są tu dysfunkcyjni i czasami mi się wydaje, że Loki jeszcze najmniej z nich wszystkich…
Hela spędza czas w Asgardzie najpierw pozbywając się najbardziej upartych przeciwników, w tym wszystkich Einherjar (według TDW było ich z jakieś dziesięć tysięcy…), później zaglądając do krypty pod pałacem, gdzie nawet była całkiem ciekawa scenka komentowania przez nią skarbów Odina. Rękawica Thanosa okazuje się fałszywką (nadal nie wiem, co twórcy Ragnaroka chcieli mi przez to powiedzieć…), Szkatuła Starożytnych Zim jest słabym reliktem (akurat...), za to Tesserakt ciekawym, na co warto zwrócić uwagę. Prawdziwym celem Heli jest jednak grobowiec pod podłogą, gdzie spoczywają starzy wojownicy. Szybko ożywia ich Wiecznym Płomieniem, tworząc własną armię draugrów, ożywia także Fenrisa, całkiem milutkiego i puchatego wilczka – oczywiście jeśli jesteś po jego stronie ;) I z tą armią u boku siać zamierza spustoszenie we wszechświecie. Oczywiście nie jest tak łatwo i Hela spędza pół filmu szukając Hofunda, miecza Heimdalla, aby móc otworzyć Bifrost. No i mamy kolejną dziurę fabularną. Po co ona się ugania za tym mieczem, skoro Gungnir potrafi zrobić z tęczowym mostem to samo? Taika z pewnością nie oglądał pierwszego „Thora”, że takie babole produkuje…
Tymczasem na Sakaarze Thor próbuje zmusić innych, aby towarzyszyli mu w jego drużynie i odbili z nim Asgard. Robi to w bardzo egoistyczny sposób. Naprawdę nie wiem, jak można było z niego zrobić takiego manipulującego innymi dupka. Ma uczucia innych w głębokim poważaniu. Walkirię wyzywa od tchórzy, chociaż kompletnie nie wie nic o jej przeszłości i o bólu, jaki przeżyła. Hulka najpierw próbuje zabajerować, a później obraża. To samo robi nieco później z Bannerem, najpierw wmawiając mu, że woli go od Hulka (przed chwilą mówił to w odwrotną stronę…), a później próbując wmanewrować w walkę i zmianę w zielonego potwora.
Jeśli chodzi o Bannera, to również uważam, że ten film bardzo go skrzywdził. To nie jest Banner, którego znaliśmy przedtem. Bruce zawsze był wrażliwym, lekko niepewnym siebie naukowcem, o bardzo lotnym umyśle, ale mrocznej drugiej stronie. Odnoszę wrażenie, że w Ragnaroku tylko ciągle panikuje. Bruce zawsze też przejmował się osobami, które mógł  skrzywdzić jako Hulk. W poprzednich filmach był empatyczny i pełen obaw o to co robił, kiedy siebie nie kontrolował. Teraz wiedział, że spędził w zielonej skórze dwa lata i walczył na arenie, ale ani przez chwilę nie martwił się, kogo mógł zabić lub zranić… W ogóle w tym filmie różne osoby robią różne złe rzeczy i jakoś nikt z nich nie poświęca nawet chwili na autorefleksję i wyrzuty sumienia. Może jedynie Scurge jest tu chlubnym wyjątkiem, gdyż na końcu wybiera poświęcenie w imię Asgardu, aby odkupić swoje winy.
Podczas gdy Thor i Hulk uciekają z wieży Grandmastera i wywołują rewolucję, uwalniając więźniów (przy okazji wyłączając system tych okropnych Dysków Posłuszeństwa), władca Sakaaru wysyła Lokiego i Walkirię na poszukiwanie zbiegów. Przy okazji stawiając ich przeciwko sobie w niezdrowej konkurencji, kto pierwszy ich złapie. Pamiętajmy, że chwilę przedtem Arcymistrz groził publiczną egzekucją. Odnoszę wrażenie, że już wtedy Loki postanowił nawiewać z Sakaaru, bo, jak sam stwierdził, wyszedł z łask GMa. Walkiria nie ma nadal skrupułów i po krótkiej wymianie zdań i ciosów Loki nawiedza jej umysł, wyciągając z niego najbardziej skryte i bolesne wspomnienia. Tak, uważam, że to było bardzo nieczyste zagranie i grzebanie w czyichś myślach bez zgody tej osoby jest po prostu niemoralne, ale wydaje mi się, że Loki zrobił to nie tyle z ciekawości, tylko żeby otrząsnąć Brunnhildę z jej pijackiego torporu. Terapia szokowa zdała się zadziałać i dziewczyna wreszcie zmieniła zdanie, przy okazji biorąc Lokiego w niewolę jako zapłatę za wejście do drużyny Revengersów. Heh, co ona ma z tymi zapłatami? (<ironia>)
Thor oczywiście nie wierzy, że Loki jest prawdziwy i sprawdza to, rzucając w głowę związanemu i bezbronnemu nieszczęśnikowi pierwszym przedmiotem, jaki chwycił. Cha cha, bo przemoc fizyczna jest taka śmieszna…
Walkiria przy okazji pyta Lokiego, od kiedy postanowił zrobić coś dobrego. Uhm… Przypominam, dziewczyna jakieś dziesięć minut wcześniej sprzedawała jeszcze niewolników w ręce szaleńca, a ona ma prawo oceniać innych? Jakiś słaby ten jej kompas moralny...
Teraz kolejna rzecz, która mnie niezmiernie wkurza i która nie ma najmniejszego sensu. I nie wiem,   czemu ludzie tak się jej trzymają, jak prawdy objawionej, skoro jest zupełnie niekanoniczna. Chodzi o tę nieszczęsną historię z wężem.
Po pierwsze – MCU Loki to nie jest Loki z komiksów, ani tym bardziej z mitologii. Nie ma żadnych dowodów na to, że jest zmiennokształtnym. To nie Star Trek i Odo, na litość boską. Loki potrafi rzucać jedynie niematerialne iluzje, względnie iluzje na siebie i innych, co zademonstrował w TDW, ale nie zmieni się w żadne zwierzę – nie w tym uniwersum. I na razie nic nie wskazuje na to, żeby to potrafił. Gdyby mógł zmieniać postać, co by stało na przeszkodzie, żeby w młodości, przykładowo, przybrał postać jakiegoś silnego jasnowłosego Asgardczyka? Nie, nie zrobił tego, zawsze odstając od reszty, jako ten słabszy, mniej umięśniony, chociaż zawsze czuł, że nie pasuje do tego świata i inni dawali mu to do zrozumienia, nim w ogóle wiedzieli, skąd pochodzi.
Po drugie – Ragnarok paskudnie insynuuje, jakoby Loki dźgał nożem Thora dla zabawy, co jest kompletną bzdurą. Nigdy, ale to nigdy w przeszłości Loki świadomie nie zranił Thora. Kiedy był zmuszony z nim walczyć, albo kiedy zaatakował go na wieży Starka, zawsze robił to ze łzami w oczach. Pierwszy film pokazuje jasno, że obaj bracia byli sobie bardzo bliscy. Loki był wręcz zapatrzony w swojego starszego brata, chodził za nim krok w krok. Wystarczy spojrzeć, jak bardzo się ucieszył, kiedy Thor zaproponował, aby mu towarzyszył w Jotunheim. W tym pięknym szekspirowskim filmie Loki dwa razy mówi, jak bardzo kocha Thora. To nie są wyznania osoby, która rzekomo rani brata dla zabawy! Jest jeszcze jedna sprawa – jakkolwiek W3 i Sif nie bardzo przepadali za Lokim, tak zastanawiając się wspólnie w pierwszym filmie, czy aby Loki nie wpuścił Jotunów do Asgardu zgodnie stwierdzają że nie, to niemożliwe. Loki lubił psoty, ale kompletnie niewinne i ta akcja z Jotunami to była tak naprawdę pierwsza poważna sprawa i poważne jego przewinienie – i nawet przyjaciele Thora byli w szoku, że mógłby coś takiego zrobić.
Dodam tylko jeszcze, że ta opowiastka o wężu to wymysł Chrisa Hemswortha, któremu reżyser dał wolną rękę, żeby sobie improwizował na ekranie i opowiadał bzdury. A że Hemsworth nie ma bladego pojęcia ani o postaci którą gra, ani o Lokim i ma to w głębokim poważaniu, stąd wychodzą takie kwiatki. I ktoś mi jeszcze powie, że Ragnarok może być uznany za kanoniczny?
Niespecjalnie mnie też śmieszy nazywanie tunelu podprzestrzennego Odbytem Diabła. Widocznie ten film jest dla młodej gawiedzi i stąd taki kloaczny humor, którego nie cierpię. O wyciętej scenie z toaletą to już nawet nie wspomnę, bo to po prostu żałosne i pokazuje jasno poziom tego reżysera…
Jak by nie patrzeć, Loki jest kluczem do ucieczki drużyny z Asgardu, dlatego zostaje przyjęty do Revengersów. Wraz z Thorem torują sobie drogę do hangaru, gdzie Grandmaster trzyma statki. I właśnie w tym momencie Thorowi zbiera się na to, żeby sobie z bratem porozmawiać.
Śmiech na sali. Loki podsumował to dobrze, mówiąc, że otwarta komunikacja nie była mocną stroną tej rodziny. Thor nigdy przedtem nie miał zamiaru dyskutować z Lokim, chociaż to Loki próbował do niego dotrzeć kilka razy. Chociażby w TDW w celi. Albo później na Skiffie w Svartalfheim. W Ragnaroku próbował także, o czym już wspominałam, kiedy odwiedził Thora w więzieniu, a tamten zbył go milczeniem. I teraz mi chcecie wmówić, że to THOR chce gadać? Ręce opadają.
Jakoś jednak zaczynają tą trudną rozmowę i co dostajemy w zamian? Scenkę we windzie, która jest paskudną manipulacją i stosowaniem odwróconej psychologii w wykonaniu Thora. Thor chciałby pewnie Lokiego przy sobie, ale na SWOICH warunkach. Wniosek z tej rozmowy dla Lokiego jest jeden. Nie, nie będziesz wystarczająco dobry dla mnie, chyba, że się podporządkujesz i będziesz robił jak ja chcę… Inaczej się rozstajemy, a ty bądź sobą gdzieś indziej, z dala ode mnie. Tak dokładnie można przetłumaczyć słowa Thora. Nawet nie chcę mówić o tym, jaki wyraz szoku i niedowierzania malował się w tym momencie na twarzy Lokiego. A, i jeden mały drobny szczególik. Ta cała rozmowa we windzie miała na celu umieszczenie na plecach Lokiego narzędzia tortur. Jaki ten Thor jest czarujący!
I nie mówcie mi, że akcja „Get help” jest wesoła. To pomysł Thora i Loki wyraźnie wypowiedział swoje zdanie na ten temat, że sobie tego nie życzy, że to poniżające (bo było…). Ale nie liczą się potrzeby Lokiego, liczy się to, co Thor chce, jego samozadowolenie. Po całej tej akcji nawet Thor mówi, że nie, DLA NIEGO nie jest to poniżające. Nosz kur…., weź Thor schowaj to swoje wybujałe ego, bo mam ochotę cię dosłownie udusić…
Jak by tego wszystkiego było mało, film nam stara się teraz pokazać, jakoby Loki „znowu” zdradził Thora. Jest to kompletnym absurdem. Powody też są niedorzeczne. Loki nigdy nie wykazywał żadnego zainteresowania dobrami materialnymi, a teraz chcecie mi wmówić, że wyda swojego brata dla kasy?! Pamiętajmy, że w oczach Grandmastera był już spalony i jedyne, co by go czekało to być może odroczenie egzekucji. Loki w tym filmie nie raz dawał do zrozumienia, jaką niechęcią darzy Arcymistrza i jak bardzo chce zniknąć z tej planety. Zupełnie coś innego, niż Thor sobie o nim myślał. Ta zdrada miałaby jeszcze jakikolwiek sens, gdyby podano za powód a) że Loki poczuł się zraniony słowami Thora w tej windzie (miał prawo) albo b) chciał zatrzymać brata przed samobójczą misją w Asgardzie. Ale nie, lecimy po linii najmniejszego oporu, bo co tam kanon i to, ile Loki zrobił wcześniej dla Thora…
I teraz następuje coś, co przekreśla ten film w moich oczach całkowicie. Zapomnijcie o moich wszystkich powyższych narzekaniach, bo one powodują jedynie, że ten film uważam za głupi i niekanoniczny. Ale teraz dostajemy bombę, która czyni Ragnaroka kompletnie niestrawnym. Na samo wspomnienie tej sceny zbiera mi się na wymioty.
Chodzi oczywiście o scenę, w której Thor torturuje własnego brata do całkowitego podporządkowania!
Mam wiele problemów z tą sceną. Przede wszystkim nie jest wcale śmieszna, tylko bardzo wzbudzająca negatywne odczucia. Chyba tylko sadystów jest w stanie rozśmieszyć cierpienie jakiejś osoby na ekranie. Do tego wszystkiego to Thor jest zadającym ból i wyraźnie jest z tego zadowolony. To już jest przerażające. Najgorsze, że Thor ostatecznie zostawia w tym stanie Lokiego, bezbronnego, sparaliżowanego bólem i oddala się, dodatkowo upewniając się, że Loki sam się nie uwolni (wyrzucił pilota). Nienawidzę tego, nienawidzę Thora w tym filmie z każdą sceną coraz bardziej. To nie jest mój ukochany Thor, którego podziwiałam i pokochałam w poprzednich filmach. Mój Thor był zawsze współczującą osobą, co prawda nieco narwaną, ale o bardzo dobrym sercu. Był szlachetny, dobrze wychowany. Nigdy nikim nie manipulował i nigdy nie zadawał cierpienia innym. A przede wszystkim – nigdy nie zrobiłby krzywdy własnemu bratu! Nawet w pierwszych Avengersach bronił Lokiego, starał się wytłumaczyć jakoś jego postępowanie, widział, że brat nie jest sobą. W TDW zaufał Lokiemu w pełni. Tutaj natomiast widzimy tylko objawy przemocy fizycznej i psychicznej, gaslighting, wieczne obwinianie i tortury! Nie zgadzam się na takiego Thora. Mój Thor to ten szlachetny Asgardczyk o gołębim sercu, nie manipulator i przemocowiec!
W tym miejscu warto jeszcze wspomnieć o samym Dysku Posłuszeństwa. To narzędzie tortur, mające na celu kontrolowanie więźniów Grandmastera. Skrypt wyraźnie opisuje, że jego działanie polega na podgrzewaniu naczyń krwionośnych. Thor doskonale o tym wiedział, sam był torturowany dyskiem. Wie również, że Loki jest Jotunem. Jak najłatwiej zadać ból Jotunowi? Przez wysoką temperaturę… I Thor postanowił to zrobić! <rzyg>
Zastanówmy się, dlaczego w ogóle Thor w tym filmie jest zupełnie inny, nie do zniesienia, chociaż narracja nadal usilnie przedstawia go jako Bohatera™? Sprawa jest prosta. Na arenę wkroczył Taika Waititi.
Ten człowiek znany jest z reżyserowania komedii i każdy film w komedię stara się obrócić, nieważne jakich środków do tego użyje. Do Marvela dostał się po znajomości. Jest dobrym kumplem Chrisa Hemswortha i to właśnie CH przedstawił go władzom Marvel Studios, a oni go zatrudnili. Przeglądając wywiady z nim łatwo zauważyć, jaką jest osobą. Przede wszystkim megaloman zapewniony o swojej zajebistości. Potrafi obrażać i wyśmiewać w wywiadach osoby z zaburzeniami psychicznymi. Rzuca niewybredne żarty w kierunku innych członków ekipy. CH nazwał kawałem mięsa do pokazywania na ekranie (w kontekście chodzenia bez górnej części odzieży i pokazywania klaty), Tessę Thomson uważa za kogoś z męskimi cechami a nie ładną, o Lokim mówi, że ma tylko chodzić i ładnie wyglądać. TW zniszczył MCU poprzez to, że jego „dzieło” (tfu) jest zupełnie niekanoniczne. Sam przyznał, że nie zrobił żadnego researchu przed powstaniem filmu. Nie obchodziły go dzieła poprzedników, nie szanował pracy Branagh i Whedona, którzy włożyli wiele serca w stworzenie tych postaci, nie przejrzał nawet komiksów Marvela, żeby cokolwiek wiedzieć o bohaterach. Jego film to swoisty reset, gdzie wszystko jest nielogiczne i postawione na głowie, a postacie zachowują się OOC tak mocno, jak tylko to możliwe. TW jest po prostu egocentrycznym prześmiewczym ignorantem. Nie szanuję go w żaden sposób, dla mnie jego reżyserka to katastrofa.
Po części za ten stan odpowiada też Hemsworth, bo to on był niezadowolony z postaci Thora, mówił w wywiadach, że się w tej roli „dusi”. Cóż, nikt mu nie kazał starać się dostać szekspirowskiej roli, sam wiedział, na co się pisze, idąc na casting do pierwszego „Thora”. Dzięki tej postaci zdobył rozgłos i szacunek, a mimo wszystko postanowił ją w Ragnaroku doszczętnie zniszczyć, za zgodą TW. Obaj przyznali, że w Ragnaroku więcej widzimy na ekranie CH niż Thora, bo to aktor chciał się popisywać komediowymi gagami. Dlatego nawet postać w tym filmie często jest przez antyfanów nazywana nie Thor, a Chris Odinson. Jak by tego wszystkiego było mało, TW oprócz zmiany Thora na Chrisa postanowił też zdegradować Lokiego. On tej postaci kompletnie nie rozumie i ją olewa. Cóż, nie widział jej walki o tożsamość w poprzednich filmach (bo i po co, jak tylko ma ładnie wyglądać), nie wie, jak bardzo skomplikowany to bohater. W tym filmie Loki służy tylko do poniżania i torturowania, właściwie cały czas obrywa. W poprzednich filmach był mistrzem iluzji, świetnie walczył magią i sztyletami, potrafił chociażby pokonać pięciu Elfów w walce wręcz. W Ragnaroku pokonuje go zwykły ziemski czarodziej, który praktykuje magię, no nie wiem, kilka lat? Niedorzeczność.
Warto dodać jeszcze, że oryginalny skrypt „Ragnaroka” jest nieco lepszy. Został on później przełożony na Junior Novel i czyta się to z mniejszym cringem niż ze zmianami wprowadzonymi przez Taikę. Tak, ta scena tortur to wymysł TW. W oryginalnym skrypcie obaj bracia wracali razem do Asgardu, a nawet pogodzili się (Thor: „Because I want to change. I want to be better. And I think you can, too. Helping us escape has shown you can take strides toward that. Make a fresh start, brother. It’s time.”).
Idźmy dalej. Tymczasem we filmie, po tym jak Thor zostawia w hangarze Lokiego  (nie przejmując się, że może go znaleźć GM, Topaz albo ktoś ze strażników i zostanie wykonana egzekucja, o której wcześniej Arcymistrz wspominał, a co było najbardziej prawdopodobnym scenariuszem. Tylko niebywały zbieg okoliczności sprawił, że na Lokiego natrafił wpierw Korg i gladiatorzy. Zwróćmy też uwagę na to, że Dysk Posłuszeństwa nie powinien w ogóle zadziałać, po tym, jak Thor wyłączył całą sieć. Następny plothole), postanawia z Bannerem i Walkirią uciec z Sakaaru. Nawet specjalnie nie mogłam się skupić na tych scenach ich ucieczki, wciąż nie dowierzając, że przed chwilą byłam świadkiem, jak Thor TORTUROWAŁ własnego brata, ciesząc się przy tym i jeszcze wygłaszając niby pouczającą przemowę.
Ach tak, przemowa… Wspomniałam już, że wszystko co Thor mówi w tym filmie to kłamstwa i oczernianie? Z jakieś dwa razy. Teraz też daje popis kompletnej ignorancji.
Co to niby znaczy, że zataczają wciąż kółko, że Loki zdradza wciąż Thora, a ten mu potem znowu ufa (and on and on and on...)?! Loki NIGDY nie zdradził Thora! Przepraszam, niby kiedy, bo sobie nie przypominam? Jedyne co mi przychodzi do głowy to to wpuszczenie Jotunów do skarbca w pierwszym „Thorze”. Ale to nie była zdrada per se, nie była wycelowana w Thora. Wręcz powiedziałabym, że to były środki zapobiegawcze, a Loki przedłożył dobro ogółu nad dobro własnej rodziny. Widział, że Thor nie jest gotów objąć tron, czego nie widział ich ojciec, a ponieważ Loki kocha Asgard i zawsze robi wszystko dla jego dobra (patrz: liczne przykłady na początku tej recenzji) postanowił uchronić królestwo przed głupim i porywczym władcą, który by doprowadził tylko do wojen (czego Thor dowiódł niedługo później…).
A może mówimy o jakichś innych sytuacjach? W innych sytuacjach albo Thor i Loki ze sobą walczyli, albo udawali że walczą i nie było mowy o żadnej zdradzie!
Słów jakoby Loki się nie rozwijał i był niczym więcej jak tricksterem już nawet nie skomentuję obszerniej. Loki wciąż się zmienia, Loki się dostosowuje, daje radę przetrwać w najróżniejszych sytuacjach, nie raz udowodnił, że ma dobre serce. O ile sobie dobrze przypominam, to jak się ostatnio Thor i Loki widzieli, to Loki starał się ocalić dziewczynę Thora w Svartalfheim (i to dwa razy) oraz uratował tam Thora!
Aaarrrggghhh, jak mnie ten film wkurza. I niech się Thor lepiej zamknie, bo naprawdę wyjdę z siebie…
W Asgardzie niestety Thor daje jeszcze po raz kolejny popis swojej ignorancji i nie stara się jakoś przemówić siostrze do rozsądku. Aha, oskarżał Lokiego o to, że ten ukradł tron, ale kiedy pojawia się prawowita spadkobierczyni tronu Asgardu, odmawia jej? Wiedział doskonale, jaki bałagan pozostawił ich ojczulek, nie starał się jednak nic a nic negocjować z Helą. Thor, którego znam i którego pokochałam, starałby się rozwiązać konflikt inaczej.
Jedyne, co się da spokojnie w miarę oglądać, to następująca bitwa na Bifroście. Efekty specjalne, choreografia, muzyka, wszystko tu jest cacy. Aaa i oczywiście pojawia się Loki z wielkim statkiem, żeby ocalić Asgardczyków. Szczerze mówiąc miał pełne prawo iść sobie w cholerę po tym, jak go Thor potraktował na Sakaarze… Ale Loki kocha brata i nie zostawił by go na pastwę losu (o słodka ironio…)
Taika Waititi nie ma nawet na tyle przyzwoitości, żeby nie zażartować sobie w tragicznej dla naszych bohaterów chwili, kiedy ich dom zamienia się w kosmiczny pył… Bo pewnie, co tam Asgard! TW mówił, że to nudne miejsce, no i że ludzie nudni… Co tam, że nasi bohaterowie wychowali się tam, że było to miejsce może i skrywające mroczne tajemnice, ale i piękne, pełne bogatej kultury… Wszystko w tym filmie trzeba sprowadzić do głupiego żartu…
Na koniec jeszcze mamy wspaniałe pojednanie braci, tylko tego uścisku nam zabrakło. TW twierdzi, że Asgardczycy się nie ściskają. Oh, really? Widziałam nieraz, plus nawet w jego własnym filmie! Ale nie, uścisku nie dostajemy.
Chociaż, tak szczerze, na miejscu Lokiego nie chciałabym jednak wchodzić w żaden kontakt fizyczny z przemocowcem…
Po napisach dostajemy jeszcze przykład tego, jakim Thor jest egoistą, kiedy rozmowa schodzi na temat Ziemi gdzie naszego Bohatera™ lubią i do diabła z tym, że Loki czuje się niepewnie… Rozmowę (nie)stety przerywa pojawienie się Sanctuary II i wiadomo, że obietnica, którą kiedyś Other złożył Lokiemu stanie się rzeczywistością…
Okej, tak wygląda cały film.
Podsumowując, jest to niezły przykład tego, jak w Marvelu filmów NIE robić. TW niech się zajmie swoimi komedyjkami, a Thora i Lokiego zostawi w spokoju. Reżyser pokazał, jak łatwo ponaśmiewać się z bardzo poważnych tematów. „Ragnarok” jest nie tylko prześmiewczy i pełen dziur fabularnych, jest wręcz szkodliwy społecznie. Uczy, że fajnie jest manipulować innymi dla własnych zysków. Pokazuje Bohatera™ uprawiającego przemoc i gaslighting (jak dobrze, że bracia Russo w IW trochę tego Thora naprostowali, chociaż damage is done). Nie krytykuje kolonializmu i jego konsekwencji. Tym bardziej nie krytykuje Odina i jego A+ parentingu (Thor ZNOWU pod koniec jest zapatrzony w ojca i niewidzący jego licznych błędów), nie uczy niczego ani o współczuciu ani o tym, jak być dobrym. Naśmiewa się z chorób psychicznych, traumy, z prób samobójczych! Przedstawia wszystkich bohaterów w złym świetle. Propaguje tortury jako metodę wychowawczą w celu podporządkowania sobie kogoś. Jedno wielkie DNO!
Jaką ocenę bym wystawiła? Może kiedyś dałabym 5 punktów. Ale po tym, jakie stany depresyjne u mnie ten film wywołuje, moja ocena to 3/10. Kilka punktów zyskuje za scenografię, efekty, muzykę, aktorów. Solidny minus za scenę w hangarze. Czy poleciłabym komuś? Może tylko mającym wylane na wszystko nastolatkom, bo widzę, że u nich ten film jest popularny. Dla dorosłego, inteligentnego widza, który niejedno już w życiu przeszedł, jest to niestrawna papka. To, jak trudny jest to temat, niech da do zrozumienia chociażby to, że recenzję tę pisałam przez niemal rok czasu.
AMEN
Do dalszego i dogłębnego poczytania, jak by ktoś chciał, czyli bibliografia:
W obronie Lokiego:
https://nikkoliferous.tumblr.com/loki
Taika Waititi i jego niechlubne występy:
https://nikkoliferous.tumblr.com/post/185806989955/taika-waititi-sucks-ask-me-how
Chris Hemsworth i jego niechlubne występy:
https://nikkoliferous.tumblr.com/post/185806937900/chris-hemsworth-is-just-loki-without-the-trauma
O Dysku Posłuszeństwa:
https://lucianalight.tumblr.com/post/183170102963/everything-wrong-with-the-damn-obedience-disk
I o torturach:
https://lucianalight.tumblr.com/post/185231036858/spot-the-hypocrisy-4
Analiza thorowego gaslightingu:
https://kaori04.tumblr.com/post/170901922013/loki-i-thought-the-world-of-you-as-a-start
No właśnie, Thor nie jest bohaterem:
https://comicintheheart.tumblr.com/post/184690805378/thor-is-a-hero-but-not-in-ragnarok
0 notes
diassaveratzanoworld · 4 years ago
Text
“Avengers: Age of Ultron” - lepszy, niż się spodziewałam
Niedawno usłyszałam opinię, że drudzy "Avengersi" to taki nic nie wnoszący film, w którym może dużo się dzieje (nawalanka zwłaszcza), ale tak naprawdę film ten jakby przeszedł bez echa w MCU. Tak przynajmniej twierdził Łukasz Stelmach w swoim - skądinąd ładnym i rozbudowanym - materiale o rankingu wszystkich produkcji w tzw. "Infinity Saga". Cóż, ja się z tą opinią akurat nie zgadzam, ponieważ w "Avengers 2" naprawdę mieliśmy do czynienia z wieloma kluczowymi wydarzeniami. Film zaczyna się mocną akcją, czyli bitwą pomiędzy Avengersami i oddziałami Hydry. Oglądając ten film pierwszy raz jeszcze niewiele wiedziałam o istnieniu Hydry, dopiero niedawno oczy mi otwarły chociażby takie filmy jak dwa pierwsze CA. Poza tym dopiero w "Endgame" mieliśmy dokładnie powiedziane jakim cudem Hydra weszła w posiadanie berła Lokiego. No ale nieistotne. Najważniejsze, że nasi bohaterowie są na misji odzyskania tego berła i ogląda się to znakomicie. Jest dużo akcji, każdy pokazuje swoje umiejętności, są cięte dialogi (zwłaszcza pomiędzy Starkiem i Capem), drużyna ze sobą współpracuje, no, po prostu miodzio. I mamy pierwszy pokaz mocy Wandy i Pietro, którzy trochę tyłki naszym superbohaterom skopują. Bardzo ważnym wydarzeniem była też wizja, jakiej doświadczył Tony w bazie Hydry - Lewiatany i poległa załoga Avengersów - mamy tu typowy "foreshadowing", do którego wrócą twórcy dopiero chyba w "Endgame", ale warto tę scenę zapamiętać. Ale przechodzimy do głównego wątku filmu, czyli tworzenie sztucznej inteligencji. Muszę przyznać, że jest to coś, co mnie w tym filmie zaintrygowało. Nie mogę przejść obok tematu obojętnie, zwłaszcza że jest on mi bardzo bliski, zwłaszcza po "Star Trekach", a tym bardziej po tym, jak w TNG przedstawiono wątki androidów, exocompów i innych AI. Stark i Banner robią w tym filmie trochę za takich typowych szalonych naukowców (zresztą sami się takowymi nazywają ;)) i tak naprawdę to oni są kołem napędowym i to ich eksperyment wymknął się spod kontroli. Myślę, że założenie było słuszne - stworzyć program, który będzie chronił pokoju na Ziemi, tylko, że nasi bohaterowie zabrali się za to od d... strony. Na tym etapie nie wiedzieli nawet, czym to nieszczęsne berło jest, jakie algorytmy kryje i - przede wszystkim - nie mieli pojęcia o Kamieniu Umysłu. No i przeliczyli się, stwarzając samodzielnie myślącą, super-inteligentną jednostkę, Osobowość, jaką jest Ultron. Jako główny villain odcinka Ultron sprawdza się nawet całkiem dobrze. Ma motywację. Najpierw jest to walka z Avengersami, których uważa za zagrożenie dla Ziemi i pragnie ich unicestwić. Później jego opinie chyba ewoluują do etapu, w którym uważa każdą inteligentną organiczną istotę za zagrożenie dla planety. Jego plan unicestwienia ludzi urasta do poważnych rozmiarów. Nie jest to pierwszy film o tym, jak AI buntuje się przeciwko swojemu stwórcy, ani nie ostatni, ale rozegrali to w MCU całkiem nieźle. Stark i Banner popełnili faktycznie błąd i, co najgorsze, zrobili to za plecami reszty przyjaciół. Nic dziwnego, że drużyna znów zostaje skłócona. Dochodzi nawet do tego, że Thor chwyta Tony'ego za gardło i unosi go w powietrze, geez! Właściwie niemal w każdym filmie są między Avengersami jakieś sprzeczki i następuje wewnętrzny rozpad, od takich kłótni jak w pierwszych Avengersach (gdzie byli pod kontrolą berła), aż po krwawą jatkę, jak to miało miejsce w Civil War. Tak czy owak nigdy mi się miło nie patrzy, jak pomiędzy przyjaciółmi są różnice zdań i przestają oni sobie wzajemnie ufać. Za to najfajniejsza scena, w pierwszej połowie filmu, to był ich wspólny "bonding" przy drinkach, kiedy po kolei próbowali podnieść młot Thora. To była tak miła dla oka scena, w dodatku prześmieszna, że aż gęba sama się rozwierała w uśmiechu. I znowu mieliśmy malutki "foreshadowing" w postaci CA i Mjolnira - kolejna rzecz rozwinięta w "Endgame". Fajnie wiedzieć, że twórcy powracają po latach do zapoczątkowanych w pierwszej i drugiej fazie MCU tematów. Bardzo dobrze też, że rozwinięto nieco postać Hawkeye'a. Nareszcie dowiedzieliśmy się o nim więcej, poznaliśmy jego rodzinę. I znowu w "Endgame" kontynuowano ten temat. Natomiast trochę szkoda, że to jedyny film, w którym widzimy tak dobrze rozwijającą się relację pomiędzy Natashą i Bruce'm. Podobały mi się ich wzajemne relacje. Począwszy od walki, kiedy to Black Widow jako jedyna potrafi ululać Hulka, aż po ich bardzo znaczącą rozmowę na farmie Bartona. W pierwszych Avengersach myślałam, że to Clint i Natasha mają się ku sobie, ale tak naprawdę oni są tylko przyjaciółmi (bliskimi, ale bez podtekstów romantycznych, Clint ma przecież kochającą rodzinę). Tymczasem okazuje się, że ona i Bruce mają się ku sobie, a ich uczucie rozwija się wraz z trwaniem filmu. Bardzo żałuję, że związek ten nie przetrwał próby czasu i, jak już Bruce wraca na Ziemię w IW po dwóch latach nieobecności, witają się zaledwie jak kumple z pracy. Ech, szkoda, naprawdę. Pasuje mi ta dwójka do siebie. Oboje skrzywdzeni przez los i, ba, nawet oboje uznający, że skrywają w sobie potwory... Coś by z tego fajnego mogło wyniknąć. Z bardzo istotnych jeszcze scen mieliśmy kąpiel Thora w źródełku wiedzy (o, znowu ta piękna goła klata, którą tak kocham <3!) i nareszcie co nieco można się dowiedzieć o Kamieniach Nieskończoności. A że Thor głupi nie jest, od razu wysnuł wniosek, że skoro trzy pojawiły się w tak krótkim czasie, to ktoś tu rozgrywa pionki. Ech, Thor, szkoda że bardziej nie zgłębiałeś tematu w "Avengersach". Nasz bóg piorunów miał jakieś przeczucie, że coś jest na rzeczy, nie zdążył jednak odpowiednio zmaglować brata, aby wycisnąć z niego jakiekolwiek odpowiedzi. A później porzucił wątek, zakładając po prostu (i zresztą niesłusznie), że Loki jest tym złym. No i przechodzimy do Visiona i jego genezy. Ponieważ ja mam jakąś słabość do androidów, to tym bardziej jego pojawienie się w MCU jest dla mnie istotne. Powstały z AI stworzonego przez Starka - Jarvisa, ciała stworzonego przez Ultrona oraz z Kamienia Umysłu - Vision wydaje się mieć naprawdę potężne moce. Na tym etapie mógłby być jednym z potężniejszych Avengersów - obok Wandy i Thora. Bardzo mi się jednak nieprzyjemnie zrobiło na sercu w momencie, jak Vision bez oporu podniósł młot Thora. Nie tylko podniósł, ale i nim wojował. Nie wiem, co twórcy chcieli przez to powiedzieć, ale obawiam się, że wcale nie to, że Vision jest godny. Raczej to, że android nie jest osobą, a przedmiotem. Jak wiemy, Mjolnir bez problemu daje się postawić na stole, a nawet powiesić na wieszaku w przedpokoju (prześmieszna scenka z TDW), tak więc tylko osobom (poza Thorem) stawia opór, gdy ci chcą go unieść i dzierżyć w dłoni. Tak czy owak Visiona bardzo polubiłam, od samego początku, aż do jego (przedwczesnego) końca w IW (:( ) Walka w Sokovii też ma swoją ważną kontynuację w kolejnych filmach MCU, więc jest to wydarzenie, które nie przeszło bez echa. Żałuję, że tak mało mieliśmy bliźniaków. No, troszkę sobie poszaleli, zmieniając przy okazji front, ale tak naprawdę niewiele o nich się dowiedzieliśmy. Szczerze mówiąc wolałabym zobaczyć ich razem więcej, chciałabym też, żeby było więcej o ich wspólnych relacjach - no, może nie w skali komiksowej (sugerowany incest), ale żeby chociaż pozostali razem na kolejne filmy. A tymczasem w tak głupi i szybki sposób wykończono Pietro, że nawet nie zdążyłam przywiązać się do tej postaci... :( No i na samym końcu opuszcza nas jeszcze Banner, jego los nie do końca pozostaje znany - i mamy cliffhanger aż do "Ragnaroka" ;) Zwracałam też szczególną uwagę na Kapitana Amerykę w tym filmie. Podobał mi się, wydawał się jednym z najspokojniejszych ludzi w drużynie. I prawdziwym głosem rozsądku. Co więcej, znów był bohaterem - zwłaszcza w Sokovii, kiedy wszyscy byli pewni, że nie ocalą z miasta cywilów i postanowił zostać wraz z nimi aż do końca (a Natasha się z nim zgodziła). Podobał mi się też występ Nicka Fury'ego, jak przybył na farmę pogadać ze Starkiem, no i później kiedy ocalił dzień (i wielu ludzi) dzięki Helicarrierowi i szalupom ratunkowym. Jak widać, szef Shield potrafi dbać o zwykłych, szarych ludków. Podsumowując... Może to i racja, że w cyklu "Avengers" to najsłabszy film, ale działo się jednak w nim dużo istotnych rzeczy, w kolejnych produkcjach często do wydarzeń tutaj nawiązywano. Była to produkcja chyba z mniejszymi "plot holes" niż TDW i nieco lepsza od TDW. Jak dla mnie solidne 7/10
0 notes
diassaveratzanoworld · 4 years ago
Text
“Thor: The Dark World” - nie tak udany, ale okej.
Dobrze, a teraz kilka słów o The Dark World, bo obiecałam podzielić się moimi przemyśleniami. Hmm... Od czego tu zacząć? Ten film był... dziwny... Obejrzałam go kilka razy (no, mniej razy niż Avengers i pierwszego "Thora"), a i tak nie wszystko z niego rozumiem. Zacznijmy od głównego villaina. Był on dość płytki, nie przekonywał mnie. Po pierwsze - niejasna jest jego motywacja. Albo po prostu głupia. Już chyba tylko gorszy był główny Zły z trzeciego Iron Mana. Tak czy owak Malekith to dziwna postać. Rozumiem, że chciano jakoś wprowadzić do MCU kolejny Kamień Nieskończoności, czyli Eter, ale działanie Mrocznych Elfów nijak nie ma sensu. Co oni tak naprawdę chcą osiągnąć? Bo zniszczenie całego wszechświata, pogrążenie go w mroku, to jakiś taki słaby cel. Już więcej motywacji ma Thanos z tą swoją misją wymazania połowy życia - po historii Tytana można nawet zrozumieć jego postępowanie. Tymczasem Malekith jest miałki. Nie wzbudza nie tylko ciekawości, ale nawet i lęku. Już lepszym od niego Złym jest jego generał - Algrim, znany również jako Kurse. Ten to przynajmniej jest potworem jak się patrzy :) Muszę przyznać, że chociaż Mroczne Elfy i ich statki fajnie wyglądają. To na plus. Na minus - jak zwykle, postać Odina. Znów dał popis swojej ojcowskiej troski. Jednego syna niemal by skazał na śmierć (do dziś zgrzytam zębami na wspomnienie, jak powiedział Lokiemu: "Your birthright was to die!"), natomiast drugiego kompletnie olał - zwłaszcza jego życie uczuciowe. Bo co by powiedział mądry rodzic, widząc, jak jego dziecko tęskni za swoją drugą połówką, jak cierpi i ma złamane serce? Porządny rodzic by pocieszał, zrozumiał uczucia dziecka. Tymczasem Odin dał Thorowi "mądrą" radę, aby ten zapomniał o Jane - i co więcej, Odin najchętniej by zeswatał Thora z Sif :P I na tym nie koniec. Jak Thor przyprowadza Jane do Asgardu, Odin publicznie obraża dziewczynę, wręcz ją poniża. Aż się dziwię, że Thor zareagował na to spokojnie, a miał pełne prawo przyłożyć ojcu w zęby :P Chociaż pewnie po takiej akcji wylądowałby w celi obok Lokiego, ale jaką by miał satysfakcję! Tak czy owak Odin bardzo się wywyższa i myśli, że wszystko co robi i powie jest najmądrzejsze i najlepsze. Jakkolwiek Thorowi życzę dobrze i wkurza mnie postępowanie jego ojca, tak muszę wspomnieć o kolejnym minusie tego filmu. A mianowicie o związku Thora z Jane. Nie wiem czemu, ale widzę tu wyraźne popsucie tego wątku. No oboje nie pasują mi do siebie za bardzo. Chciano na ekranie przedstawić wielką miłość, ale... Kurczę, czy to naprawdę jest miłość? Słabo mnie w każdym razie ona przekonuje. Chwaliłam sobie wątek miłosny w pierwszym Thorze. Rozumiałam nawet, czemu nasz bóg piorunów tak szybko i mocno się zakochał. W sumie podczas swojej banicji na Ziemi to Jane jako pierwsza wyciągnęła do niego rękę, pomogła mu. Ujęła go życzliwości��, mądrością, zaufaniem. Miał prawo chłopak się zakochać. Mogę nawet powiedzieć, że Jane zmieniła go na lepsze. I nawet mi się to podobało. Ale później ten wątek kompletnie zaprzepaszczono. Thor tak rozpaczał po zniszczeniu Bifrostu, ale później był na Ziemi podczas całych "Avengersów" i ani razu nie skontaktował się z Jane, ba, nawet o niej nie wspomniał. Ja wiem, miał ręce pełne roboty, Loki, Teserakt i inne ważniejsze od dziewczyny sprawy, no ale gdzie ta wielka miłość? No i teraz w TDW powracają do tego wątku i znowu starają się przedstawić Thora i Jane jako idealną parę. Tylko już mi to tutaj trochę zgrzyta. Żeby nie było - ja Natalie Portman jako aktorkę bardzo lubię, ale tutaj jako Jane wyszła, no, trochę płytko... W dodatku jakoś kompletnie nie ma chemii pomiędzy Jane i Thorem, zupełnie, jak by spotkały się dwie obce osoby i ktoś próbował sparować je na siłę... Tak to odczuwam. W scenariuszu, czyli na papierze, ta miłość nawet nieźle wychodzi, ale zagrana we filmie jest dość przeciętnie przedstawiona. Dammit, muszę przyznać, że nawet więcej chemii jest między Thorem i Lokim i nie oszukujmy się - jak występują ze sobą w duecie, to kradną cały film. I to właśnie jest wielki plus TDW. Nareszcie są zmuszeni ze sobą współpracować i wychodzi to naprawdę nieźle - aż miło widzieć, że obaj bracia mogą się tak świetnie dogadywać. Szkoda natomiast, że taki smutny koniec spotkał Friggę. Naprawdę ją lubiłam, była przeciwieństwem Odina - kochającym i troskliwym rodzicem. Żałuję w sumie, że we filmach tak mało było pokazanych jej relacji z synami. Przydałoby się więcej. Chociaż przyznać muszę, że więź łącząca ją z Lokim musiała być wyjątkowa - on tak bardzo przeżył jej śmierć. I w sumie ta śmierć była kołem napędowym filmu i z pewnością przyczyniła się do tego, że Loki zaczął się zmieniać i przeszedł z etapu villaina do antybohatera. Co jeszcze... Najbardziej wzruszająca scena to był pogrzeb Friggi oraz "śmierć" Lokiego. Rany, aż mnie coś ściska w gardle, jak sobie przypomnę tę smutną scenę. Aha, z ciekawostek - kiedy to kręcili, naprawdę chcieli uśmiercić Lokiego, dopiero potem w scenariuszu zmienili co nieco, abyśmy mogli dłużej cieszyć się naszym ukochanym bohaterem ^^ Tak czy owak bardzo piękna i pełna emocji scena... Natomiast pewne działania postaci nie mają w tym filmie zupełnie sensu. O motywacjach Malekitha już pisałam. Nie jarzę też kompletnie, o co chodziło Heimdallowi, kiedy zawołał Odina i przyznał się przed nim do zdrady. Nie mógł po prostu siedzieć cicho? Gdyby nic nie powiedział, Thor, Loki i Jane pewnie nie musieliby uciekać przed strzelającą do nich flotą powietrzną Asgardu. Odin to w ogóle dziwnie się zachowywał. Najpierw miał pretensje do Thora, że ten sprowadził dziewczynę do Asgardu, a później, jak Thor chciał ją wywieźć, aby nie narażać pałacu na kolejny atak Mrocznych Elfów, Odin mu odmówił. No to niech się wreszcie Odin zdecyduje - chce zatrzymać Jane (wraz z Eterem) w swoim królestwie, czy nie? Nie pojmuję też zupełnie, jak Thor mógł zostawić Lokiego, martwego czy nie, na tym paskudnym i zimnym pustkowiu... No tak się nie robi swoim bliskim... :( :( Nie wiem też, po co Selvig latał goły po Stonehenge (chociaż wielkie brawa za odwagę dla aktora, bo naprawdę się do tej sceny rozebrał :)) No i jeszcze na końcu Thor odmówił przejęcia tronu... Coś nie bardzo ma ochotę zasiadać na Hlidskjalfie. Dziwne to, zwłaszcza, że w pierwszym filmie tak bardzo pragnął być królem (a nie był na to gotowy tak naprawdę...) Realizacyjnie film był nawet całkiem niezły. Miło zobaczyć Asgard w całej swojej świetności (o, i nawet wiadomo teraz, że i tam czasami bywa zimno...), miło zobaczyć, chociaż tylko przez chwilę, ponownie Jotunheim. Sceny walk i pościgów były nawet całkiem spoko. No i Londyn, moje ukochane miasto :D (przynajmniej raz nie Hameryka stała się obiektem najazdu obcych z kosmosu). Było sporo humoru, było też sporo powagi. Tak czy owak film może nie najlepszy, ale wystarczająco dobry, abym się nie nudziła. Dałabym mu jakieś 6/10 punktów.
0 notes
diassaveratzanoworld · 4 years ago
Text
“Dr. Strange” - całkiem udany debiut postaci
To teraz napiszę coś odnośnie Dr. House'a... Yyy, znaczy się, dr. Stange'a. Chociaż porównanie nawet całkiem trafne. Obaj byli wybitnymi specjalistami w swojej dziedzinie i liczyły się dla nich statystyki - sukcesy operacji. Bardziej, niż pacjenci. Osobiście nie przepadam za lekarzami, którzy uważają ludzi tylko za "przypadki medyczne" na drodze swojej kariery, choćby nie wiem, jak doskonali ci lekarze byli. No i dr Stange właśnie jest takim lekarzem. Jest butny, arogancki, zadufany w sobie. Jego historia przypomina mi trochę Thora - obaj byli zbyt pewni siebie, aroganccy i obu zmieniła na lepsze kryzysowa sytuacja, w której się znaleźli, na nich obu wpłynęli ludzie, którzy pojawili się na ich drodze i obaj z tej podróży powrócili odmienieni, lepsi. Ten film po raz pierwszy oglądałam dość dawno temu, jak jeszcze nawet Marvelem się nie interesowałam, a to głównie ze względu na trzech moich ulubionych aktorów, którzy się tu spotkali - Benedict Cumberbatch (mam do niego słabość; to moje pokolenie w sumie ;)), Tilda Swinton (urzekła mnie wpierw jako Biała Czarownica w "Narnii") i Mads Mikkelsen (mój ukochany tytułowy zły z serii "Hannibal"). Nie zawiodłam się na nich. Każdy ma ważną i ciekawą rolę, z którą radzi sobie świetnie. Starożytna jest mądra, ale też skrywa swój wielki sekret. Chociaż od początku widać było, że ma plany co do Strange'a i widzi w nim wielki potencjał, traktuje go specjalnie - coś co przykładowo Dumbledore przeczuwał odnośnie Harry'ego. W "Endgame" nawet wyjaśnione było, że od dawna wie, jak się potoczą losy naszego doktora. Moja jedna z ulubionych scen to ta, kiedy zabiera Strange'a w Himalaje i każe mu samemu wrócić przez portal. Była bardzo pewna i spokojna. Fajne też było to, jak Stange dostał swój płaszcz i stał się prawowitym jego właścicielem - to mi znów przypomina, jak Thor odzyskał swój młot i tym samym moce. Główny zły tego odcinka... znaczy się filmu... - zależy, kogo za niego uważamy. Jeśli Kaecilliusa, to wychodzi on całkiem nieźle. Ma swoje motywy, obietnicę nieśmiertelnego życia. Ma też za sobą tragiczną przeszłość. Wszystko to, co powinien mieć dobry villain. Można go nawet polubić. Gorzej natomiast wypada Dormammu, którego motywy są dość niejasne (zawładnięcie Wszechświatem, a w szczególności Ziemią... Phi...). Tak swoją drogą cały seans zastanawiałam się, czy Dormammu mógłby powstrzymać Thanosa? W filmie mamy pokazany wreszcie Kamień Czasu i widzimy, jaką ma potężną moc. Nic dziwnego, że skoro dr. Strange potrafił manipulować czasem, to potrafił to również później Thanos. W ogóle wydaje mi się, że to jeden z potężniejszych Kamieni. Co jeszcze... Jeśli chodzi o walki, to było to mega ciekawie przedstawione. Nie mieliśmy typowej nawalanki, takiej jak w IW czy Civil War, a bardzo ciekawą koncepcję naginania czasoprzestrzeni. Niektóre sceny, jak słusznie fandom zauważył, przypominają obraz ze snów w "Incepcji". Jest też ta psychodeliczna scena, kiedy Starożytna każe doktorowi "otworzyć oko" - i niektórzy nawet domniemywali, że to Cyriak tworzył tę sekwencję. Artysta jednak zaprzeczył. Tak czy owak, ktoś się chyba na nim mocno wzorował. Jestem pod wrażeniem tego filmu, pod względem technicznym, jak i fabularnym. Aktorzy dali z siebie wszystko. Efekty specjalne były super. No i mamy przesłanie - nawet największy dupek, w "niekorzystnych" dla niego okolicznościach, może w sobie odkryć bohatera :) Oceniłabym 8/10. Jedyną wadą tego filmu jest to, że jak na genezę postaci pojawia się zbyt późno. Genezy powinny być w Fazie I, ewentualnie w II. Rok 2016 to stanowcze przegięcie. Jeszcze gorzej potraktowano Kapitan Marvel, ale o tym innym razem
0 notes
diassaveratzanoworld · 4 years ago
Text
O “Avengersach” słów kilka
Dzisiaj tak sobie, od czapy, powrócę w przeszłość i wspomnę o pierwszych Avengersach, czyli - taka mini-recenzja z mojej strony. Cóż, obawiałam się, że filmiki o super-bohaterach to nie moja bajka, ale było całkiem fajnie. Mieliśmy przynajmniej zakrojone ich genezy czyli jak to się stało, że zostali tymi, których ten film nam przedstawił. Wiem, że są tu wielcy zwolennicy Natashy Romanov i się mogę zgodzić z nimi - kobieta wymiata  :) Najlepsza żeńska postać w tym filmie. Styl walki, wygląd, wszystko mi się podobało. Jednak z Avengersów najbardziej lubię Bruce'a Bannera. Wydaje mi się takim trochę zakompleksionym naukowcem, mózg to on ma, ale boi się on swojej drugiej natury, czyli Hulka. Podoba mi się ten kontrast pomiędzy nim a Hulkiem. Thora nie zaliczam jeszcze do Avengersów, bo w sumie przez pół filmu jakoś nie wczuł się w tę rolę, ale kocham go miłością wielką i dozgonną <3 Jak zwykle podobał mi się, ale czegoż tu się spodziewać ppo potężnym bogu piorunów? :> Film był w sumie dość luźny, pełno było gagów i śmiesznych tekstów, chociaż też były poważne wątki (chociażby inwazja Chitauri na Nowy Jork). No i tu przechodzimy do wątku Lokiego. Nie jest już chyba tajemnicą w MCU, że to Thanos go wysłał na Ziemię z misją przejęcia Tesseraktu i że go torturował przedtem. Co zresztą widać po tym, jaki jest umęczony, że nawet potrafił się potknąć i stracić równowagę. Nie wiem, czemu go wszyscy uważają za villaina tego filmu, skoro tak naprawdę już wtedy największym villainem był Thanos wraz ze swoją wielką misją zdobycia wszystkich Kamieni Nieskończoności. Tak czy owak Loki ma swoje naprawdę genialne momenty, na przykład ucieczkę z laboratorium SHIELD, albo walkę na wieży Starka. Było też trochę wzruszających chwil, chociażby konfrontacja Thora z nim w jakimś-tam lesie... Widać, że Thor się wciąż o niego troszczy... Jak już kiedyś mówiłam, lubię wyłapywać takie chwile, bo dla mnie taka braterska miłość jest piękna, nawet mimo tego, że potem w Nowym Jorku lali się po pyskach ;) O Avengersach mogłabym napisać wiele, ale jeszcze tylko parę słów. Bardzo lubię (wręcz uwielbiam) Tonyego Starka, jego "cool" podejście w stosunku do Lokiego też było prześmieszne :) Z początku nie lubiłam Kapitana Ameryki, ale po obejrzeniu trylogii z nim w roli głównej zmieniłam zdanie. Steve ma swoją historię i swoje przekonania, potrafi walczyć i jest dodatkowo dobry i szlachetny. Prawdziwy bohater. Ogólnie rzecz biorąc film oceniam na 8/10. Solidna zabawa, dla mnie tym większa, że z mężem oglądaliśmy w Sylwestra 2018 :D Wiem, wiem, to było ponad 2 lata temu, ale od tego czasu obejrzałam jeszcze kilka razy i nadal jestem pod wrażeniem. To pierwsza „zbiorówka” w MCU, która przetarła szlak następcom (np. genialnemu „Civil War”). Postacie są dobrze napisane, dialogi logiczne, ogólnie reżyser dał z siebie wszystko i potrafił przedstawić świat przekonująco.
0 notes
diassaveratzanoworld · 4 years ago
Text
“Thor” (2011) - kilka słów o filmie
Dzisiaj zaczynam mój cykl recenzji i jako pierwszy na tapetę wezmę film „Thor” Ogólnie nie ma chyba rzeczy, która by mi się w tym filmie nie podobała. Wszystko było zrównoważone - i humor i tragedia, tak samo jak sceny akcji i sceny z dialogami. Najbardziej mnie interesował ten film ze względu na pokazanie dość skomplikowanej relacji pomiędzy braćmi. Coś-tam w sieci poczytałam (na szczęście unikając jakichś większych spoilerów) i wiedziałam, że na to muszę zwrócić uwagę. Jak już wiecie pewnie, dla mnie ten temat jest nieobcy - sama mam w domu wciąż rywalizujących ze sobą dwóch synów, tak też bardzo zwracam uwagę na tego typu wątki we filmach. Stąd też zaciągnęłam dzieciaki do oglądania niegdyś Jurassic World. Dlatego też tak bardzo wyszukuję drobnych szczegółów w relacji Data-Lore. I dlatego zawsze lubiłam dynamikę Dantego-Vergila w DMC. No i tutaj mamy kolejny przykład. Mamy klasyczny przykład jednego brata żyjącego w cieniu drugiego, z jednej strony zazdrosnego i podstępnego, ale mimo wszystko łączy ich silna więź. Thor jest wg mnie postacią bardzo pozytywną, bo traktuje brata na równi z sobą, co widać zwłaszcza w tej wyciętej z filmu scence: https://www.youtube.com/watch?v=P23aKF-694k no i między nimi jest jednak prawdziwa miłość braterska, co się daje odczuć w wielu momentach. Jedyne co, to Loki się trochę pogubił, zwłaszcza, gdy dowiedział się o swoim pochodzeniu i to było już równią pochyłą dla niego. Jest mi tak naprawdę go strasznie szkoda, zwłaszcza że naprawdę chciał zdobyć uznanie ojca :( Szkoda, że doprowadziło go to do autodestrukcji i został przeciągnięty na ciemną stronę mocy. Yyy, nie to uniwersum, sorry ;) Co do innych postaci, to również bardzo pozytywnie je odbieram. Przyjaciele Thora - każdy miał inny charakter, ale jednak potrafili razem stawić czoła największym niebezpieczeństwom. Frigga też widać, że bardzo kocha swoich synów. Odin - jak to Odin, musi zgrywać twardego i bezwzględnego króla, ale stara się być dobrym ojcem dla Thora (co prawda tylko dla Thora, bo ojcem dla Lokiego jest fatalnym, ale pomińmy ten fakt milczeniem). W tym miejscu muszę pochwalić grę aktorką Anthonyego Hopkinsa, naprawdę dał z siebie wszystko (pomimo, że jego postać pół filmu przespała ;)) Jeśli już o aktorach mowa, to wiele osób źle ocenia Natalie Portman jako Jane. A mnie się nawet podobała. Była chemia między nią a Thorem, no, może nie taka wielka jak między Thorem a Lokim, ale mimo wszystko Jane i Thor do siebie pasują i fajna z nich parka. Skoro już o Jane mowa, to czas powiedzieć co nieco o przygodach ziemskich Thora. Było naprawdę wesoło (świetne gagi, jak na przykład trafił do szpitala, albo jak się upijał z Selvigiem) - wszystko związane z tropem tzw. "fish out of water" w przypadku naszego głównego bohatera świetnie się sprawdziło. Były też sceny wzruszające (jak np. Thor nie mógł wyciągnąć Mjollnira, albo gdy myślał, że jego ojciec nie żyje). Podobały mi się też ogólnie jego interakcje z ziemskimi przyjaciółmi oraz z rządowym SHIELDem. W filmie została zachowana równowaga jeśli chodzi o wydarzenia pokazane w Asgardzie oraz na Ziemi, a wszystko się ze sobą pięknie połączyło w finale. Dość tragicznym finale, bo tak naprawdę Thor stracił i Jane i brata... Tak czy owak podobała mi się przeplatająca się przez wątek Asgardu polityczna intryga. Świetnie były pokazane delikatne stosunki dyplomatyczne pomiędzy mieszkańcami Asgardu i Jotunami. Delikatne, bo jak wynika, ani jednych ani drugich lepiej nie tykać nawet kijem, bo wojna wisi na włosku - jedynie roztropność Odina jakoś przeciwdziałała wybuchowi konfliktu. Widać to chociażby po scence, kiedy Laufey nazywa Thora "księżniczką" i to wystarcza, aby obie strony zaczęły się srogo lać ;) Szczerze mówiąc z całego filmu nie zostało jedynie wyjaśnione, jaką drogą Jotunowie dostali się na początku filmu do Asgardu, aby skraść szkatułę, bo to, że nie użyli Bifrostu jest pewne (Heimdall czuwa - BTW, kolejna bardzo fajna postać, pomaga przyjaciołom Thora w - bądź co bądź - rebelii). Wiadomo jedynie, że Loki ich tam wprowadził, a znając Lokiego jestem skłonna przypuszczać, że użył jakichś swoich tajnych dróg. Hmm, co tam jeszcze mogę dodać... Ogólnie postacie super, historia super, relacje pomiędzy bohaterami genialne, no i nie ma bata, Thor musiał pokazać gołą klatę - i to też na plus <3 <3 Z kobiecych postaci najbardziej mi się podobała Darcy - fajna laska i potrafi strzelać taserem :D Podobały mi się też szczegóły i szczególiki, które albo zauważyłam sama, albo doczytałam potem w tv tropes. Były nawet wystąpienia cameo. Aha, no i bardzo się cieszę, że pokazali chociaż przez chwilę Sleipnira (konia Odina). Kiedyś interesowałam się nieco mitologią skandynawską (za czasów jeszcze Sg-1, gdzie Thor, jak może niektórzy pamiętają, był kosmitą), więc od razu zwróciłam na to uwagę. A Loki jest śliczny... Od dzisiaj jestem w #teamloki
Ogólnie wyszła z tego bardzo szekspirowska opowieść (nic dziwnego, w końcu ma znakomitego szeksprirowskiego reżysera) z rewelacyjnie napisanymi postaciami, tymi dobrymi, jak i złymi i niezłą dwuwątkową fabułą. Mój ulubiony film w MCU, jak do tej pory.
Ocena 9/10
0 notes
diassaveratzanoworld · 4 years ago
Text
I HATE when they call him Laufeyson!
What is the reason? Besides his true parentage I don’t see any other. This drives me nuts! Fact 1: Loki despised his biological father, he just killed him. Laufey just abandoned Loki  when Loki was a hopeless infant. Who wants a father like that? Fact 2: In “The Dark World Prelude”, which is considered as a canon for MCU, Odin called Loki “Laufeyson” as a greatest insult.
Fact 3: Loki accepted in “Infinity War” that he is a brother of Thor, he is son of Odin. He said with great understanding, adressing himself as “Odinson”.
For me he is an Odinson. I know Odin wasn’t a good father neither but this places Loki in Odinson Family, where he belongs, with his beloved brother (after all he sacrificed himself for Thor...)
If I see now  Loki Laufeyson anywhere, I’m in a killing spree :E
18 notes · View notes
diassaveratzanoworld · 4 years ago
Text
Taika Waititi Sucks, Ask Me How
One of the things those of us who dislike Ragnarok hear more than anything is, “Why does everyone hate on Taika?” More often than not, it’s a disingenuous inquiry by people who either know our reasons already and simply disagree or are unwilling to actually listen, even when provided with the answer. (I don’t mean unwilling to agree with us; I mean unwilling to read what we’ve written on the subject, even though they’re the ones who asked).
For anyone who is genuinely curious why some portion of the Loki fandom is hostile to Taika, however, this page will seek to answer that question.
Because there’s a lot of material to work with here, I’ll try to divide this content into three general categories:
his atrocious misunderstanding and open dislike of Loki’s character
his flawed—and, frankly, insulting—analysis of other aspects of the franchise, and
his history of bullying and/or mocking people
Note: All emphasis will be mine.
Keep reading
3K notes · View notes
diassaveratzanoworld · 5 years ago
Text
Thor is a hero (but not in Ragnarok)
Thor is a hero
But why is he a hero?
It is because of his control over lighting? His superhuman strength? His royal blood? His status as a “god”? His ability with Mjolnir/Stormbreaker?
No. It is because of his heart.
Thor has a noble heart. Despite his beginning as a proud, arrogant and hot-headed prince, Thor always had a good heart. He cares for his family, his people, his friends. He has a sense of honor, of loyalty and duty. And when he is banished to Earth, he learns humility, he learns to respect those who are different from him (from another realm), he learns that his decisions, his choices, what he decides to fight for is what makes him worthy. He learns that his true power, his true strength lies in his choices not in his physical strength or his weapon.
Thor learns and grows on Earth. And even more when the Dark Elves attack Asgard.
In the chaos caused by Malekith, Thor learns that the throne doesn’t have all the answers, that a king (especially his king and father) is flawed. That to be a leader one has to make sacrifices. And even then, he keeps fighting. He goes against Odin orders and takes the danger away from Asgard, putting the woman he loves in the frontline. He puts the safety of his people above everything, above his own wishes, above Jane’s safety. He is marked by the desire of revenge, but he doesn’t let that cloud his vision (unlike Odin).
“Surrender is not in mine [nature]” Thor shows that his strength is in what he believes, in what he desires to do – protect this people. Again, is what is in his heart that makes him strong. And when everything is over, he gives up of the throne because he saw that is not where he belongs, where he wants to be. He prefers to be a good man than a good king. Thor realizes that he didn’t understand all the consequences and sacrifices of the throne (Loki did) and decides to be just a good man. A good man that will protect his people until his last breath. He even gives up Mjolnir – the weapon that became his symbol. Is Odin/Loki that doesn’t let him.
So, until this point, we have a man that was banished and through that learned to be better. That saw his home attacked, lost his mother and his brother, fought to protect Asgard/Midgard (and all the nine realms) and with that learn that he didn’t wanted the throne in the end. That he just wanted to be a good man.
All his journey showed us the strength of Thor’s heart. His experiences and believes shaped his choices, made him grow to be a king at heart.
At the end of TDW, Thor was a king at heart. A boy turned man through banishment, a warrior turned king through lost and sacrifice (he was ready to put Jane in danger and to give up Mjolnir). Thor was a man who respected others, who cared for his people, his friends (both in Asgard and Midgard), his family, his love. He was ready to help everyone who needed him. He preferred peace to violence and the safety of innocents to an open war.
That is Thor. His strength and power are in his heart. A heart that respects and care, protect and defend. That’s also the Thor that we see in Age of Ultron.
A worthy hero. A worthy king. A worthy man. He was perfect? Of course not. He still had issues to resolve. But he was in the right path.
But not the Thor we see in Ragnarok.
The Thor that we see in Ragnarok doesn’t respect his friends/family – he tries to manipulate Valkyrie, Hulk, Banner and Loki to his wishes.
He prefers violence to a peaceful agreement – he attacks Surtur and the fire giants because of dreams, he attacks Hela without even trying to talk, he destroys Asgard without think if another choice could be made or think about the innocent people that could still be in the city.
He relies only in his physical strength and the presence of a weapon – Thor had learned that his strength was more than physical/lighting and was ready to be apart of Mjolnir. But suddenly none of these matters and all is resume to the absence of Mjolnir and his inability to realize he has more in him than what Mjolnir could give him (which he already knew)
He uses violence/torture against his brother – Thor would never hurt Loki this way. They fight? Yes. Can Loki get to Thor’s nerves? Sure. But Thor loves his brother and would never hurt him, he would never use torture (yes, it was torture) against Loki. And he would never cause harm to Loki while smiling. Would hurt Thor to cause Loki pain. The same way that Loki suffers every time he attacks Thor (in the Bifrost and in the Stark Tower).
And no, the explanation that “Loki was going to betray Thor again” doesn’t count:
-   Loki never betrayed Thor.
-   Loki didn’t have any reason to go against his brother for the Grandmaster (a reward was never mentioned).
Beyond that:
-   The disk shouldn’t be active since the mainframe was disconnected.
-    All the scene is problematic in and out of the plot for reasons that other people already discussed and is not the point of this post.
 Thor didn’t confront Odin not get out of his father’s shadow – Thor defied Odin in TDW, he saw his father’s flaws, his thirst for blood and revenge. But even learning about Hela, Thor goes back into worshipping his father. He doesn’t confront Odin, doesn’t question his father’s crimes. He doesn’t even recognize them.
Thor doesn’t learn anything, he doesn’t grow in Ragnarok – In the first two Thor movies, Thor learns and grows. In Ragnarok, there is no learning, no growing.
 In short:
Thor is not a hero in Ragnarok. He doesn’t have a noble heart, a hero’s heart. He is manipulative, violent, dismissive of other people’s feelings, arrogant. He is not the kind, imperfect, caring hero that we saw in the other movies. He is no king – he didn’t confront Odin’s mistake nor got out of his shadow.
He is not Thor in Ragnarok. Thor was worthy in the other movies. He is not worthy in Ragnarok.
“This is what heroes do” – a true hero doesn’t need to say; a true hero doesn’t need the self-affirmation. A true hero lets his actions speak for him. And Thor’s actions in Ragnarok don’t speak of a hero, but of someone too close to be a villain.
 And to know the this is the Thor that Chris Hemsworth wanted and all that played in the background of the movie just make me have one certainty:
 Chris Hemsworth is not worthy of Thor. Taika Waititi is not worthy of Thor.
 Of the two brothers, Loki is my favorite, but I respect and like Thor too much to accept what Ragnarok did to him. And I can’t believe I wrote more than a thousand words on that.
586 notes · View notes
diassaveratzanoworld · 5 years ago
Photo
Tumblr media Tumblr media
You think you could make Loki tell us where the Tesseract is?
637 notes · View notes
diassaveratzanoworld · 5 years ago
Text
“To know what a person has done, and to know who a person is, are very different things.”
— Hannah Kent, Burial Rites (via books-n-quotes)
3K notes · View notes
diassaveratzanoworld · 5 years ago
Text
SDCC: Thor and Loki
Well... I saw the videos of Thor's and Loki's panels and those are my thoughts:
First, I have to admit that I didn't see all the video of Thor's panel. I couldn't. It was so... Cringe
Taika seemed to be trying too hard and Chris seemed... Uncomfortable? I don't know, he joked with Taika and all but I didn't get the feeling that he was truly happy.
And the title... Love and Thunder? Really? It fits more to a fanfic than to a movie.
And Loki... I was so happy when the crowd cheered Loki's name. Tom's seemed very happy too. No matter what Marvel tried to do, Loki is still powerful among the fans.
The crowd seemed more happy in Loki's panel than Thor's and I won't denied that made a little happy. I really can't be excited for Thor 4. There is no Loki and no Thor, so there is nothing for me to be excited.
Not even Amora and Jane. I was surprised to find out that Jane as Thor will be in Thor 4 but as much as I like Jane's Thor I don't believe she'll be well treated by Taika. Not her and not Amora. Even Valkyrie could be handle better, I think she has the potential of be a very interesting and strong character not just "one of the boys"
I'm trying not be too excited about Loki's series. I want to see and then decide. I'm doing the same thing with The Witcher's series. I'll see and then form an opinion about it.
153 notes · View notes
diassaveratzanoworld · 5 years ago
Photo
Tumblr media
You know what’s the saddest part about Thor: Ragnarok? The fact that this is probably the happiest we’ve seen Loki. Stuck in a foreign planet when he was sure all his family had died and he could never go back to Asgard.
And is in that moment when he decides to get rid of the green aesthetic, which has always been Disney’s color for both evil and magic. He lets himself drink and laugh and goes for Prussian Blue and Yellow, which represent royalty and were most common for Frigga and the royal guard of Asgard.
He’s trapped on a planet where no one cares about who he is or whatever he’s done in the past. In Sakaar the Grandmaster has grown fond of him and he can use his silvertongue skills to climb to the top. He goes to parties and talks to people and they don’t side-eye him or wonder about whatever might be his next evil deed.
He’s acknowledged but not questioned. 
He’s not perpetually teary-eyed or spitting hurtful words to people and while he is completely alone and without a family, he seems relaxed for once and happy.
1K notes · View notes
diassaveratzanoworld · 5 years ago
Text
You know, another thing that struck me about Thor: Ragnarok, and this is something I was suspicious and concerned about since long before the film actually came out, just from the news we were hearing about it at the time, and which was horribly confirmed when it actually was released, was that in all the reviews for the film (and I read dozens of reviews), I realized it was the first Marvel film, and certainly the first Thor film, that Loki had appeared in, in which he goes almost totally unmentioned in the reviews.  And across the board, if he was mentioned at all, it’s the first time we don’t see the critics praising Tom Hiddelston’s performance, or talking about how Loki is a more interesting character than Thor.  I knew that was going to happen, because the director kept making it a point, really, shoving in down people’s throats in interviews, that this was going to be “Thor’s film”, that Thor was going to be made front and center.  As if he wasn’t front and center in the last two THOR films, and gee and wow, Loki just happened to be a more powerful and impactful character, despite his far lesser screen time.  I knew the second I heard that, that Taika Waititi’s solution to the Thor problem would be to aggressively make Loki seem inferior to Thor, despite the fact that it would utterly ignore and even destroy previously established characterization for BOTH of them.  Talk about uncreative, lazy writing.  There’s a reason Tom Hiddleston and Loki don’t get even a fraction of the attention each was given in the previous reviews of the first two films, and also even The Avengers film.  It’s because Waititi purposefully wrote a character who was both insignificant and flimsy, who was emasculated and idiotic.  Basically, a character who had nothing whatever to do with the Loki of the first films.  And yet I still see people trying to claim Loki progressed as a character, that he grew, etc…  LOL, no.  It was total character assassination is what it was, because Taika Waititi’s ass had a very real agenda in wanting to steal the spot light from Tom Hiddleston and give it to Chris Hemsworth.  And I guess he succeeded, because again, look back over reviews of this film, and compare them to reviews of “Thor” and “Thor: The Dark World”, and notice the absolutely glaring difference in regards to Loki and how he’s perceived.  In reviews for the first two films, Loki absolutely captivates the critics, many of them talking about how he’s the most interesting and complex character in the whole MCU.  In reviews of Ragnarok, he’s either not mentioned at all, or he’s mentioned as being a wasted opportunity and inconsequential to the plot and story.  That was purposeful on the director’s part.  I absolutely know it was.  
801 notes · View notes
diassaveratzanoworld · 5 years ago
Text
I don’t want to piss off other fans, but I’ve been mulling over this for a while.  The whole “Thor loves Loki and Loki loves Thor” “there is not Thor without Loki & no Loki without Thor” thing – I can’t see it.  From Loki, yes, but not from Thor.
TDW was what really killed this supposed relationship for me.  After Loki is put in his cell – to be locked away for the rest of his life, solitary confinement 24/7 – Thor doesn’t mention Loki at all. We’re not shown someone mentioning him, and Thor reacting with some emotion (hurt, anger, grief, nostalgia, regret, ANYTHING).  Loki is out of sight and out of mind, and it’s easy for Thor to get over him. As I said just before, it would make sense if Thor was deliberately shutting down his emotions with regard to Loki, but we’re not shown that, either.  There’s nothing.
The one exception is the deleted scene of a conversation between Frigga & Thor, after Frigga has been secretly visiting Loki.  And that scene horrifies me even more than Thor’s silence does.
In the MCU, Thor explains that magic = science.  He asks his mother if she regrets educating her son.  Her asks why the “indulgences” of books and visits.  Thor believes that Loki should be locked away and left to rot, for the rest of his entire life, and that even his mother shouldn’t bother about him. There is zero compassion, only confusion.  He genuinely doesn’t understand why Frigga is having anything to do with her son anymore. This shows exactly how Thor is feeling about Loki – he doesn’t care.  You would think they were speaking about a random prisoner whom Thor barely knows.
There’s no relationship there.  There’s no love.  Thor isn’t lost without Loki.  He barely spares him a thought.
It’s not just TDW, though.  I was shocked at how the first Thor movie ended.  The focus is on Jane trying to get back to Thor, not Loki’s suicide.  Like in TDW, Thor spends more energy pining over his girlfriend of three days than his brother of a thousand years.  Yes, he’s anguished and grieving and horrified when Loki lets go.  But he gets past that very quickly.  Hell, Sif shows more emotion over Loki after the initial shock of his fall.
I know a lot of Loki fans don’t like Thor: Ragnarok, but unfortunately, it is canon.  And I don’t think that the way Thor treats Loki is out of character for him at all – it’s got worse, sure, but it’s not much different.  Why should the man who refused to acknowledge Loki’s grief for their mother, care about Loki’s feelings after their father’s death?  Thor has already questioned if Loki has literally any good qualities anymore, and threatens to kill him if he “betrays” him again, so why not the electrocution scene?
You could say – oh, “you don’t understand what you love until you lose it”, but Thor has “lost” Loki 2x before his real death, and didn’t come away from that with any more appreciation for his brother.  And the scenes where he grieves over Loki’s body are moving, but who wouldn’t react that way if a family member was killed in front of them – whether they were close to them or not??  Hell, I suspect I’d react that way if my father was killed like that, and I certainly do not love him.
Grief over a person – even the amount that Thor shows – does not necessarily mean a genuine, heartfelt love for them.  There are all sorts of reasons we mourn a person.  Often, it’s for ourselves rather than for them.
I’m sure that at one point Thor loved Loki.  But he’s mourning for the past, not for Loki himself.  As he says before letting him out his cell, the Loki he once knew is gone.  But that’s always the case – we change, we grow, we become better, we become worse.  I’m not saying Thor has to love Loki.  Sometimes, because people change, we can’t love them any more.  But Thor got over Loki pretty easily – his deaths, his imprisonment, even his relief at finding he was alive after all.  Which suggests to me that his love for Loki wasn’t all that strong in the first place.
Maybe the script-writers didn’t intend it to be that way.  Maybe the intention was to show that close, brotherly relationship that TH goes on about in interviews.  But if so, they failed at making it happen, and this is what we were given instead.
please don’t hate me
474 notes · View notes
diassaveratzanoworld · 5 years ago
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
7K notes · View notes