Text
Anna & Teresa
Rojst '97 (The Mire '97) s2e04
872 notes
·
View notes
Photo
KATE WHISTLER & LUCY TARA — NCIS: Hawai'i (2.02, “Blind Curves”)
2K notes
·
View notes
Text
She’s a goddess and she is beautiful.
E.R. is so talented with a camera omg!
244 notes
·
View notes
Photo
LUCY & KATE | NCIS HAWAI'I 2x02
GIRLFRIENDS!
813 notes
·
View notes
Text
“i met someone in minnesota. their name is kai. and they are non-binary, and since i’ve been with them, i have felt opened up in a way i have never imagined. things and people don’t need to be constantly defined in order to be loved unconditionally. and since i started viewing the world that way, i’ve never felt more like myself.”
355 notes
·
View notes
Text
Anna & Teresa
Rojst '97 (The Mire '97) s2e04
872 notes
·
View notes
Photo
Lost Girl - Fae-de to Black S03E04 Hot wet and steamy.
Succubus Doccubus
536 notes
·
View notes
Text
EVERYONE IS PROTESTING. You, dear government, did something nobody else before. You pissed off every single group in this country, excluding church & right-wing politicians. It’s not only a Women’s Strike. You’re going on a war with a whole country and you’re not ready for consequences of your actions. No God will save you, especially not the one you believe in & use to make excuses to humiliate and hate on everyone around who stands up to you.
For the next 24h I decided my platform to talk only about situation in Poland. Polish women(and whole country actually) are on war, 4th day in a row, during peak of pandemic in Poland, where our government took away our rights of safe abortion in case of severe foetal defects, away on 22.10, behind closed doors - making it almost absolute ban on abortion in our country. WE WONT MAKE A GOVERMENT PROPERTY OUT OF OUR BODIES. #WYPIERDALAĆ
4K notes
·
View notes
Text
"I don't have many catholic friends. I have one friend that is and has always been very religious and practicing. She is a mother.
She works in a place where it's safer not to be against the government.
This is her.
Today."
5K notes
·
View notes
Photo
“I love you with everything I am. For so long, I just wanted to be like you. But I had to figure out that I am someone too, and now I can carry you, your heart with mine, everywhere I go.” ― Ava Dellaira, Love Letters to the Dead
532 notes
·
View notes
Photo
Avalance + touch
I can’t shake the feeling that since Ava returned from her purgatory, Sara can’t stop touching her. First, to remind herself that Ava is there with her, that she is real and won’t disappear, that she won’t be taken from her once again. Then, to make sure Ava knows that she is loved and cared for, that she is there for her, no matter what.
3K notes
·
View notes
Text
Handlarze Ksiąg
Bidry - Skinny love
Życie.
Świat.
Historia.
Rzeczywistość to bajka, historia, którą sami piszemy. Początkowo, gdy przychodzimy na ten świat, sami nie mamy pojęcia o niej. Piszą ją za nas nasi rodzice. Z czasem jednak, dorastając coraz nachalniej wyrywamy im pióro z dłoni, próbując pisać ją samemu.
Najpierw koślawo, niewyraźnie z niezliczoną ilością błędów.
Z czasem nabywając coraz to więcej doświadczenia piszemy lepiej. Bardziej estetycznie i poprawniej, ale wciąż z błędami, które czasami popełniamy setki razy nie ucząc się na nich. Sami decydujemy jak akcja w naszych opowieściach będzie się rozwijać. Niekiedy stawiamy kropki gwałtownie, dziurawiąc papier. Momentami mając dość.
Bo boli nas ręka.
Bo nie ma pomysłu.
Bo zakończyć jest łatwiej.
I niektórzy kończą. Szybko, namiętnie bez krzty sensu w ostatnim wersie. Niekiedy to ktoś inny decyduje, że chce zakończyć bajkę danej osoby. Odbierając tchnienie życia. Wbijając gwałtownie pióro w zapisane stronnice, przebijając je na wylot jednocześnie rozlewając przy tym atrament niczym krew na zapisane karty.
W większości jednak ciągniemy nasze historie do końca naturalnego. Widząc, że pozostała nam już tylko sztywna okładka, zamykająca książkę jeszcze raz wracamy do przeszłości do pierwszych stron, rozdziałów opowieści. Niektóre jej fragmenty chcielibyśmy zapomnieć. Lecz one zawsze w niej będą. Będą w nas.
Blanka też chciała zapomnieć. Wyrwać kilka stron. Ba! Rozdziałów. Mimo wszystko tak się nie da. Nie ma takiej możliwości. Bóg stwarzając życie każdego człowiek, nawet grzesznej oraz morderczej panienki Beckett a właściwie teraz Doyle, sprawił, iż jej książka jest niezniszczalna, nieśmiertelna.
Jednakże z perspektywy czasu i miejsca, dziękuje Jemu za to. Mu. Najwyższemu. Bowiem dzięki nieśmiertelności ludzkiej historii ma Edana.
Jej życie wciąż jest trudne. Koszmary nigdy się nie kończą, krew nigdy nie znika z jej rąk. Twarz każdej osoby, każdego dzieciaka, którego śmierci była przyczyną a potem i świadkiem, wciąż tkwią w jej pamięci. Zawsze będą tkwić w jej głowie, absolutnie nigdy nie znikną. Lecz Blanka nie chce zapomnieć. Chce oddać im hołd.
Chce ich spotkać pod Wisielczym Drzewem.
* * * * * *
12 lutego 2004 roku, godzina 11.32
Cmentarz East Highgate, Londyn
Pogrzeby zawsze w jakiś niewyjaśniony sposób ją bawiły. Jedna wielka maskarada. Parada dwulicowości i kłamstwa. Mydlenia oczu, wazeliniarstwa. Komedia.
O zmarłych nie mówi się źle.
Szczególną parodią są pogrzeby członków wysoko postawionych rodzin. Były farsą, cyrkiem. Komiczne zjawiska wśród społeczeństwa, które uważa się za wykształcone. Oświecone.
I to oni uważają się za cywilizowany zachód! Są 500 lat za Afryką.
Pogrzeb wuja Egona jest taki sam. Komedia i jednocześnie dramat. Setki ludzi: rodzina, sąsiedzi, znajomi, politycy oraz tłumy tępych gapiów rozpaczali nad jego śmiercią. Nad jego kolejną przegraną z butelką, która po wielu, wielu latach toczonych bitew, wygrała wojnę. Pchnęła go pod rozłożysty dąb na tyłach jego domu, zakładając mu przy tym naszyjnik z liny.
Zresztą z nim wszystko i wszyscy wygrywają. Zawsze wygrywali. Wuj Egon był mordercą i alkoholikiem.
Życzono mu śmierci. Nie setki a miliony razy. Ten śmieć, zbrodniarz tylko na to zasługiwał. Miał na rękach krew ludzi. Trójki młodych, niedojrzałych ludzi zaledwie szesnastoletnich, którzy nigdy nie zasłużyli na taką śmierć. Na tę kropkę w ich historii. Ledwie trzymający się w fotelu kierowcy, wuj „ściął” ich czarnym sedanem z nóg. Pod starym dębem nadal palą się znicze. Od prawie dekady.
Morderca nigdy nieukarany, pił dalej. Przeklinany każdego dnia przez rodziców tych chłopaków.
Niewierny mąż, który przez piętnaście lat małżeństwa zdradzał żonę nawet się z tym nie kryjąc. Nie próbując być dyskretnym, aby nie ranić uczuć żony. Wynajmował pokoje hotelowe na prawdziwe nazwisko, czasami dotaczał się do domów publicznych. Jednak zazwyczaj zapraszał je do samochodów, które kupował dziadek Wilhelm, gdy poprzednie nadawały się jedynie do kasacji. Od czasu śmierci trójki chłopaków jeździł tylko z szoferem a od chwili pociągnięcia za spust przez ciotkę Kilian już tylko pił. Nie potrzebował prostytutek.
Nigdy nie pozwolił posprzątać ich domku letniskowego, w którym ciotka odebrała sobie resztki tchnienia. Ściany ochlapane krwią i resztkami mózgu nadal starszą każdego, kto odważy się go odwiedzić.
Kilian Adams-Beckett nie wytrzymała psychicznie. Początkowo myślałam, że nie wytrzymała zdrad męża i jego alkoholizmu. Myślałam nawet nad tym, że ją bił. Jednakże prawda była dużo, dużo gorsza.
Odbezpiecz, wymierz, strzel.
Książka zatrzaśnięta.
Najbardziej zadziwiające w tym wszystkim jest milczenie mediów. Prócz wzmianki o śmierci najpierw pani Beckett, a potem Egona Thomasa Becketta nie napisano nic.
Cyrk się kończy. Stojąc w ciasnych grupkach ludzie na cmentarzu, od czasu do czasu podchodzą do seniora rodu lub/i mojego ojca składając kondolencję. Większość z nich głośno mówi, wręcz krzyczy, jaki to biedny był wuj Egon. Żona: wariatka, niewdzięcznica, ladacznica swoją śmiercią zabiła również i jego.
Egon zawsze był cudownym, kochającym mężem. A ta szuja Adams nie potrafiła tego docenić! Miała wszystko! Ale zawsze była uparta, wyrachowana. Nic nie warta! Biedny Egon!
Śmieszne. Z chwilą opuszczenia cmentarza, oddalając się od wszystko słyszących uszu pana hrabiego Wilhelma B. Becketta znów będzie się mówić o jego synu, jako mordercy i najbardziej obrzydliwej szumowinie. Najgorszym zbrodniarzu na miarę nazistów.
Mimo to Blanka kochała go. Kochała wuja. Kochała go bardziej aniżeli własnego ojca, o dziadku nie wspominając. Jej matka zmarła przy jej porodzie a macochy nienawidziła ze szczerego serca. Zresztą ze wzajemnością. Jedyną osobą w tej nienormalnej i niemoralnej rodzinie, którą zawsze kochała oraz mogła liczyć był wuj Egon. Jest też Al-Art, starszy brat Blanki, ale on nie rozumie. Prawdę mówiąc ona oraz wuj mieli niepisaną zasadę, cel w swoich parszywych, grzesznych życiach: zrobić wszystko, aby to Arthur Albert Beckett został głową rodu tuż po śmierci dziadka Wilhelma. To on miał wyciągnąć rodzinę na prostą drogę, oczyścić ją ze śladów niewinnie przelanej krwi.
* * * * * *
18 maja 2000 roku, godzina 21.47
Bar Prześladowca
- Cóż tak urodziwa dziewczyna robi sama w takim miejscu? – Rozległ się tuż przy jej uchu męski głos. Zapach jego perfum na chwilę ją otumania mimo to już po kilku sekundach zdaję sobie sprawę, kto właśnie zamawia jej kolejnego drinka. Momentalnie trzeźwieje i wpatruje się w Lectera jak w obrzydliwego karalucha. – No proszę cię, Beckett. Nie patrz tak na mnie, chcę się tylko z tobą napić. – Złośliwy błysk w oku – I zapytać czy zmieniłaś zdanie.
Gdy Blanka wypowiada następne zdanie, nie patrzy na bruneta tylko na bransoletkę, która kiedyś należała do jej matki. Skromna, zrobiona z rzemyków, do których przywiązany był srebrny krzyżyk. Obietnica, że mama ciągle przy niej jest. A Bóg wciąż będzie przy niej mimo jej wyborów.
- Zgadzam się.
* * * * * *
3 listopada 2001 roku, godzina 2.49
Willa Egona Thomasa Becketta
- Pij. Dopóki masz cokolwiek w żołądku poza żółcią, masz pić. – ostry głos wuja Egona przedzierał się do jej otępiałej świadomości. Nie wiedziała czy to przez wódkę czy adrenalinę a może przez fakt, iż parę godzin temu zamordowała po raz pierwszy w życiu człowieka i to, że wciąż miała na sobie jego krew, sprawiało, że była jakby nieprzytomna. Czuła się jak pasażer we własnym ciele.
- Już. – wycharczała pół godziny później, ledwie trzymając się na nogach. Oparta o framugę drzwi, nie potrafiła walczyć z coraz to bardziej otaczającą ją ciemnością. Nagle ktoś wziął ją na ręce i ułożył w wannie. Otworzyła na chwilę oczy i spojrzała na wuja, który zaczął zdejmować jej buty.
Potem była ciemność.
**
Obudziła się w łóżku. Zadziwiająco miękkie i wygodne było błogosławieństwem dla jej zmaltretowanego ciała.
- Witam z powrotem, księżniczko. – usłyszała delikatny głos wuja Egona tuż obok siebie – Nie próbuj mówić. Pytania później. – spojrzał na nią karcąco. – Teraz słuchaj. To, co się stało wczoraj na zawsze pozostanie między nami. Nikt nigdy nie dowie się, że ty czy ja mamy jakikolwiek związek z oskalpowanym ciałem mężczyzny znalezionym dziś w parku. Nigdy nie powiesz nikomu, że próbowano cię zgwałcić. Absolutnie nigdy nie wyjawisz nikomu, że dzwoniłaś do mnie tamtej nocy. Zawarłaś układ z Handlarzami tak jak ja kiedyś. Zamordowałaś człowieka, oni się o tym dowiedzą. Teraz się to wszystko zacznie i będzie trwać. Kiedyś, zakończysz tą masową rzeź dzieciaków razem z Doylem. Pomożecie w tym komu trzeba, a potem Blanka Beckett i bękart Doyle umrą dla wszystkich, rozumiesz? – złapał ją za ramiona. Wbił w nią twarde spojrzenie, a gdy pokiwała głową, mocno przycisnął ją do swojej piersi.
* * * * * *
13 października 2006 roku, godzina 15.03
Gabinet w willi Egona Thomasa Becketta
- Od tamtej chwili wszystko się zmieniło. Stałam się mordercą i sędzią. To ja wybierałam każdą z ofiar. Agnes Osborne, Edith Peele, Yvonne Fry, Johny Greene, Derek i Philip Bage i tak dalej. Mogłabym wymienić siedemnaście imion oraz nazwisk osób, dla których stałam się sędzią. To ja zdecydowałam, że mają umrzeć. Zwabiłam ich do miejsc porwań. Dwa razy oglądałam Krucjaty. – gdy lewa brew agentki Rendel wędruje w górę, dziewczyna znów przypomina sobie, że tylko ona tam była. Nie ta kobieta z Interpolu.
Blankę trafia jasny szlak. Po raz enty tego dnia.
Wstaje z krzesła zajmowanego dotąd przy stole, po czym wychodzi na taras, zabierając ze sobą paczkę papierosów. Wyciąga jednego z niej i podpala go. Siada na jednym z foteli stojących na tarasie. Zaraz zjawia się agentka. Opiera się o balustradę i daje znak dziewczynie, aby kontynuowała.
- Tak nazywaliśmy czas od porwania do zgonu. Oczyszczenie było okresem pomiędzy poszczególnymi zabiegami. Wiem, że niektórych tuż po porwaniu „wypożyczano” na parę dni. Niektórzy klienci gwałcili lub realizowali swoje inne fanaberie. Jedynym warunkiem był powrót dzieciaka w nienaruszonym stanie fizycznym.
- Dlaczego tylko na początku? – pytanie Rendel przerywa wykład dziewczyny. Ta – nieśpiesząc się – zaciąga się dymem papierosowym i po kilku chwilach, wypuszcza jego kłęby w stronę blondynki. Agentka pozostaje niewzruszona.
- Później nie mieli już części organów. Na stałe podłączeni pod kroplówki, pobijani, zmaltretowani. Nie było już chętnych, aby płacić za wraki. W czasie Oczyszczenia zabawiali się nimi pracownicy Ośrodka, czyli przechowalni dzieciaków do wycinki, szeregowi ludzie Handlarzy i podwładni Lectera. Jeśli dziewczyna była urodziwa i w jakiś sposób mu zaimponowała miała szansę na dużo krótszą Krucjatę, większe wygody, szybszą oraz łatwiejszą śmierć. Zajmował się nią tylko Lecter, nikt inny nie mógł jej tknąć.
- Ale mimo to…
- I tak ją zabijano. – chłodny ton Blanki przerwał agentce kolejną próbę wtrącenia się w opowieść. – Nie ważna była płeć. Zabijano każdego. Wycinano im wszystko co można było sprzedać, oprócz serca. Często sprzedawano kawałki mięsa z ich ciał różnym dziwnym gościom. Większość z nich była kanibalami. Części wpuszczano do kostnicy. Sądzę, że każdy z nich był nekrofilem. Klienci też byli różnych płci: zarówno kobiety jak i mężczyźni.
Agentka Rendel zacisnęła usta w cienką linię. Pozieleniała lekko na twarzy. Coraz bardziej ogarniała ją wściekłość na myśl, że ta dziewczyna mówi o tym tak swobodnie kiedy ona, Amanda Rendel...
- Jeszcze będzie pani miała powód żeby pożegnać się z żołądkiem, spokojnie. – zaśmiała się ironicznie dziewczyna. – Pobierano im też krew bo ją też można było sprzedać. Wie pani, gdy Rzeźnik robił operacje wszędzie i tak zawsze było jej pełno. Kiedyś, bodajże przy Philipie, tak bardzo się wkurzył, że podniósł go do pionu, po czym rozciął mu brzuch. Wszystko poleciało na podłogę. Okropny syf.
* * * * * *
12 września 2013 roku, godzina 6.29
Praga, Czechy
Mocne ramiona otoczyły jej drobną talię. Edan skrył swoją twarz w jej rozpuszczonych włosach, zaciągając się mocno jej perfumami. Jego zarośnięty policzek łaskocze ją w delikatną skórę szyi. Stojąc mocno przyciśnięci do siebie, wpatrują się w wschodzące nad miastem słońce. Ciepły jak na tę porę roku wiatr rozwiewa włosy Blanki Elizabeth Doyle, stojącej spokojnie w uścisku swojego męża. Promienie słońca padają na krwistoczerwone dachówki kamieniczek wokół i kobieta ma wrażenie, że znów jest Ośrodku.
- Jesteś bezpieczna. – spokojny głos Edena wyrywa ją z otchłani mrocznych wspomnień. Mocniej wtula się w jego objęcia, a on składa na jej skroni delikatny pocałunek. Oboje przeszli przez to samo, oboje to pamiętają. Razem szukają przebaczenia dla siebie nawzajem próbując oddać hołd tym, których uśmiercili.
- To twoje 25 urodziny. – delikatny uśmiech wypływa na jej wargi. On zawsze pamięta. – Proszę, żebyś mnie nie zostawiała. – mówi i jednocześnie odwraca ją twarzą do siebie. Głaszcze delikatnie jej policzek. – Życie to książka. Nie każdy jej rozdział jest dobry, ale jest nieśmiertelna. I jeśli tylko Jemu, Bogu zaufasz, On sprawi, że w przyszłości będziesz mogła pisać lepsze historię.
11 notes
·
View notes