"Wszystkiemu mogę się oprzeć z wyjątkiem pokusy." - Oscar Wilde
Don't wanna be here? Send us removal request.
Text
19.07.2014.
Tata zaprosił całą rodzinę do Sznycelka, z przekonaniem, że dokładnie tego dnia B. mi się oświadczy. Niestety on sam nic o tym nie wiedział. Zanim się pojawił, tata pokazał mi złoty pierścionek. Ucieszona założyłam go na palec. Myślałam, że B. został dokładnie poinformowany co się wydarzy. Niestety o niczym nie wiedział. Gdy przyszedł, ubrany w czarny garnitur, schowałam szybko pierścionek w pudełku. Podałam go tacie, a on wcisnął je B. w rękę. Zrozumiałam, że znajduję się w środku beznadziejnego przedstawienia i nie miałam wpływu na to co się wydarzy. B. otworzył pudełko i zdziwiony zaczął wypytywać o co chodzi. W środku była nawet kartka z rymowanką, którą miał przeczytać. Zapytał czy chcę, żeby mi się oświadczył. Ja zamarłam. Jak on mógł tego nie wiedzieć. Po cichu czekałam aż się oświadczy, ale nie tak to sobie wyobrażałam. Tylko on i ja, gdzieś na plaży, muskani ostatnimi promieniami słońca... B. zniknął.
0 notes
Text
30.03.2014.
Rano trafiłam na porodówkę. Szpital przypominał bardziej psychiatryk niż miejsce przyjazne wydawaniu na świat potomstwa.
Leżałam w sali na starym metalowym łóżku. W oknie wisiała biała firanka. Wszystko było białe. Nade mną stało stado lekarzy i pielęgniarek z przerażającymi uśmiechami wgapiających się w moje krocze. Krzyczeli, śmiali się. Gdy wydałam się z siebie krótki jęk, wszyscy się oburzyli - "Teraz będziesz sobie sama rodzić, idiotko!" Zostawili mnie w tej przeraźliwie pustej sali. Po kilku godzinach, wycieńczona zemdlałam.
Ocknęłam się, kiedy było już ciemno. Wreszcie urodziłam. Ale dziecko nie płakało. Było całe sine. Nie żyło.
Nagle oślepiło mnie światło zapalonej żarówki. Miałam wrażenie, że cały czas mnie obserwowano, jak w głupim telewizyjnym reality show. Pojawili się lekarze z pielęgniarkami. Zabrali je. Nie wiem dokąd.
1 note
·
View note
Text
23.02.2014.
Była wiosna. Przyjechały do mnie dwie najmłodsze siostry. Razem miałyśmy wrócić do domu na święta.
Ale ja nie mogłam wyjechać z Łodzi. Byłam w ciąży. G. i K. dały mi specjalny test ciążowy, który miał potwierdzić, czy urodzę tyranozaura czy normalne dziecko. Siostry były już spakowane, poganiały mnie do pakowania. Ja upierałam się, że nie mogę jeszcze tego zacząć. Nerwowo chodziłam po kampusie uczelni czekając na wyniki testu.
W końcu na maleńkim ekraniku tego magicznego pudełeczka zobaczyłam małą żółtą kaczuszkę. Zadzwoniłam do G., a ona potwierdziła najgorsze.
Kaczka to pierwsze stadium rozwoju tyranozaura.
2 notes
·
View notes
Text
Przemyślenia przy lampce wina.
Zostań dzisiaj. Bez Ciebie boję się nocy.
0 notes
Text
10.11.2013.
Chciałam napić się herbaty z cytryną. Ale cytryny zaczęły się psuć, zielenieć ze złości.
1 note
·
View note
Text
26.10.2013.
Utknęłam na dworcu w Warszawie jadąc do domu na święta. Dworzec zalany, pracownicy strajkują. Byłam zmuszona wynająć na trzy dni pokój w hotelu.
W ciągu tego czasu zdążyłam spotkać wielu ludzi, którzy w jakiś sposób zniknęli z mojego życia. Między innymi I., która z chwilą mojej przeprowadzki do Łodzi nagle przestała mnie znać, mimo że kiedyś byłyśmy sobie bardzo bliskie. Zobaczyła mnie w barze mlecznym i przysiadła się do stolika razem z koleżanką. Pracuje w Warszawie w weekendy, w restauracji przy wystawnych bankietach i innych imprezach dla nadętych ludzi. Zarabia na tyle dużo, że może sobie pozwolić na dojeżdżanie z Białegostoku. Ma chłopaka, dalej mieszka z A., wygląda jak milion dolarów i nie musi używać podkładu.
Wpadłam też na byłego chłopaka i okazało się, że z perspektywy czasu bardzo dobrze wyszłam na tym, że mnie zostawił. Pewnie nigdy nie wyjechałabym do Łodzi.
Spotkałam jeszcze parę osób. Czułam się jak na cmentarzu poskładanym z ludzi, którzy odeszli mimo że żyją. Niestety już nie dla mnie.
0 notes
Text
13.10.2013.
Kochaliśmy się z B. wszędzie gdzie się dało. Byliśmy oboje tak siebie spragnieni. Biegaliśmy ukrytymi korytarzami szukając miejsca. Każde było idealne na chwilowe rozładowanie napięcia, które wcale nie mijało. Mimo fizycznej trzeźwości czułam się jak na haju. Każdy bodziec odczuwałam bardziej, mocniej, wyraźniej. Pocałunek złożony na szyi, każdy dotyk, każdy kontakt z jego ciałem, wywoływał nieustający dreszcz rozkoszy. Ledwie przytomna patrzyłam mu w oczy, kiedy dawał mi kolejny tej nocy orgazm. Staraliśmy się szybko zmieniać miejsca. Przez cały czas ktoś próbował nas nakryć. Toaleta, kuchnia, gabinet pielęgniarki, park, taksówka, parking, mieszkanie znajomych, toaleta, park, taksówka...
5 notes
·
View notes
Text
Dlaczego nic mi się nie śni.
Mam Ci tyle do powiedzenia i zdecydowanie za dużo myślę.
0 notes
Text
05.10.2013.
Miałam jechać z mamą i A. do Torunia. Pociąg ruszał o 15.36. A. spóźniła się na pociąg, którego nie można było już zatrzymać. Miała jechać następnym. Ostatecznie została w Białymstoku. Jak się później okazało oprócz mnie i mamy jechała też mała M. i kilkumiesięczne niemowlę - chłopiec. Moje dziecko. Zakwaterowałyśmy się w pensjonacie prowadzonym przez małżeństwo w średnim wieku. Dziwaczni ludzie ze sztucznymi uśmiechami. Stary dom z obskrobanymi złoconymi tapetami. Kiedyś na pewno prezentował się wspaniale, teraz przypominał melinę w złym guście. Ale było tanio i blisko do morza. Z Torunia!
Ostatniego dnia pobytu czekaliśmy w pokoju na właścicielkę, aby wszystko opłacić. Siedzieliśmy na ogromnym drewnianym łóżku w niebieskim pokoju z malowanymi różami i złoconymi stiukami. Mąż właścicielki prosił, żebyśmy się nie denerwowali, bo małżonka bierze kąpiel. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że sufit zaczyna pękać i woda powoli zaczęła wdzierać się do środa. Zdziwaczałe małżeństwo chciało nas utopić w pokoju hotelowym, ale nie wiem dlaczego. Na co komu trupy 40-letniej artystki, młodej studentki z dzieckiem i wygadanej kilkulatki. Jakimś cudem udało nam się uciec.
Wsiedliśmy do samochodu. Droga wiodła przez jasny las. Mama spokojnie prowadziła auto. W pewnym momencie musieliśmy zwolnić, bo na drogę zaczęły wychodzić pręgowane kocięta. Mama powiedziała, że. wszędzie jest pełno kotów, których nikt nie chce. Zatrzymałyśmy się i wysiadłam, żeby bliżej przyjrzeć się kociętom. Wyglądały okropnie. Całe zaropiałe, zakatarzone, brudne, głodne i ledwie żywe. Zaczęły obłazić mnie z każdej strony, miaucząc przeraźliwe. Wróciłam szybko do auta.
0 notes
Text
Przemyślenia przy lampce wina, albo butelce szampana.
Tak bardzo poszłabym z Tobą do łóżka.
Tak bardzo.
0 notes
Text
26.09.2013.
Jadłam właśnie muesli na śniadanie. Tata wpadł do kuchni z dorosłym dalmatyńczykiem i dwoma szczeniakami. Powiedział, że ktoś je wyrzucił z domu.
Parę godzin później pojechaliśmy do Stańczyków. Słońce zdawało się prześwietlać wszystko na wylot. Wyszłam z A. na spacer. Miała osiem lat, krótkie blond włosy i czerwoną sukienkę, tę samą, którą często mama zakładała jej w dzieciństwie na rodzinne uroczystości.
Tonem dorosłej i poważnej osoby powiedziała, że musimy zagrać w lotka. Szłyśmy przez wieś szukając punktu lotto. Na miejscu A. skreśliła swoje numery, a ja swoje. Pamiętam jedynie dwunastkę.
0 notes
Text
19.09.2013.
Byliśmy z B. zaproszeni do G. i Karola na kolację. Oprócz nas był też Javier Bardem i jakaś blondyna. Wydaje mi się, że było to już po studiach. G. mieszkał z Karolem w Krakowie. Gdzieś niedaleko starówki. W bardzo ładnym mieszkaniu z mnóstwem kwiatów. Jedliśmy bardzo dobre jedzenie, piliśmy wino. W tle sączyła się muzyka, a my rozmawialiśmy o sztuce i prawdziwej miłości. Gdy trochę się już spiliśmy zaczęliśmy budować namioty z prześcieradeł, kołder i koców. Zakończyliśmy wieczór bitwą na poduszki.
Nad ranem przebudziliśmy się z B. Javier i Karol rozmawiali głośno w kuchni. Zaczęli tańczyć. Kiedy Javier znalazł się niebezpiecznie blisko ust Karola on uderzył go w twarz. W tej przypominającej taniec szamotaninie Karol próbował zrozumieć sytuację w jakiej się znalazł. Javier powiedział, że razem z G. należą do tej samej subkultury.
Karol był zaskoczony, że mieszkał z gejem przez dwa lata i nawet się tego nie domyślił. Zapytał Javiera dlaczego w takim razie nie są razem skoro tak dobrze się znają. Powiedział mu, że G. nie jest w jego typie w przeciwieństwie do niego.
Javier pocałował go wtedy mocno przyciskając do siebie. Ja i B. uspokojeni zasnęliśmy ponownie.
3 notes
·
View notes
Text
17.09.2013.
Poznałam gdzieś modelkę. Magdalenę Frąckowiak. Przesympatyczną dziewczynę. Miałam wrażenie jakbyśmy były przyjaciółkami od dziecka. Zaprosiła mnie do siebie na weekend. Pomogła się spakować. Ja odkryłam na dnie swojej szafy ubrania, których nigdy tam nie było. Poczułam nagłą ochotę zostania hipisem. Nałożyłam długą spódnicę, bluzkę z szerokimi rękawami, kamizelkę i szeroki kapelusz. Znalazłam gdzieś małą torebkę wyszywaną koralikami i muszelkami. Spakowałam ręczniki i ubrania do dużej bordowej torby. I ruszyliśmy do domu Magdy. Ona, ja i mój chłopak. Duży dom znajdował się na plaży w Maroko. Na miejscu było już trochę naszych znajomych, między innymi moja kochana G. Ciekawa sytuacja miała miejsce pewnego wieczora, kiedy siedząc przy stole opowiadałam G. o moim śnie, w którym wystąpiła. Poza tym całymi dniami pływaliśmy w oceanie, czasem też w basenie, tańczyliśmy, śmialiśmy się, piliśmy słodkie drinki i jedliśmy owoce morza. Któregoś poranka wybrałam się z moim chłopakiem na targ. Okazał się być Marokańczykiem. Opowiadał mi o swojej kulturze, kupiliśmy parę rzeczy. Parę też ku mojemu zdziwieniu ukradł. Zachowywał się jakby było to dość normalne. Wróciliśmy z wielkim materacem do pływania i dmuchanym różowym fotelem.
0 notes
Text
16.09.2013.
Formą zaliczenia egzaminu z automatyki u profesora B. było przyrządzenie sera camembert w winie według przepisu z Masterchef Australia. O 13 zabrałam się za przyrządzanie dania na piątkę, ale okazało się, że nie mam sera. Wysłałam tatę do sklepu. Kiedy tylko wyszedł zauważyłam też brak świeżego rozmarynu. Zadzwoniłam do taty, ale oczywiście nie odbierał. Dochodziła już godzina mojego zaliczenia, a taty dalej nie było. Zrozpaczona czekałam na jego powrót w swoim pokoju. Kiedy wreszcie wrócił o 20 zeszłam do kuchni. A on zajada się gotowym daniem. Zapytałam grzecznie gdzie był. Odpowiedział, że zadzwonili do niego z dziekanatu, że nie odebrałam próbki dania, którą on w tej chwili z apetytem zjadał. Wyszłam z domu zdenerwowana i trafiłam do mieszkania Y. Była u niej jeszcze G. i jakiś bezimienny przystojniak. Opowiedziałam im, że uczelnia poszła nam na rękę i przyrządziła próbki naszych egzaminacyjnych dań, o czym oczywiście nikt nas wcześniej nie poinformował. Odebranie próbki było koniecznie do zaliczenia przedmiotu. A nie zrobił tego nikt z naszej grupy. Wyszliśmy na dach kamienicy. Y. zaczęła wyklinać szanowaną uczelnię, po czym na koniec tego nerwowego snu zapaliła fajkę w taki sposób, że aż sama miałam ochotę zapalić.
0 notes
Text
13.09.2013.
Byłam w Białymstoku. Robiłam zakupy na juwenalia. Pomagał mi R., kolega z podstawówki. Mieliśmy ogromną listę potrzebnych rzeczy, z cytrynową galaretką na czele. Kiedy mieliśmy już prawie wszystko R. wszedł do sklepu z męskimi ubraniami przy Pałacowej i kupił ogromną podróżną torbę. Zapakowaliśmy do niej wszystko. I ruszyliśmy w dalszą drogę. Cały czas się spieszyliśmy, żeby zdążyć na czas. Upuściłam listę zakupów. Podnosząc ją zobaczyłam leżący na trawie srebrny wisiorek w kształcie pióra, całkiem spory. Podniosłam go i schowałam go kieszeni. Pojawiła się moja mała siostra M. i zauważyłyśmy, że wokół leżą figurki małym Indian. Powiedziałam M., żeby mi pomogła je pozbierać. Ale okazało się, że to figurki z Dragon Ball’a z bardzo parszywi minami. Wystraszyłam się i kazałam M. wyrzucić je na ziemię. Ruszyliśmy w stronę lasu. Las był piękny, jasny. Leżał na wzgórzu. Szliśmy drogą mijając po drodze ogromny dom z kamienia. Wyszliśmy na polanę, która znajdowała się na skarpie. Byli tam już nasi ludzie. Palili ognisko w dole. Po drugiej stronie skarpy znajdował się żydowski cmentarz. Właśnie chowali kogoś ważnego. Ale nie dosłyszałam kogo. Ruszyliśmy dalej, w stronę pałacu.
0 notes
Text
13.09.2013.
Byliśmy z B. nad morzem. Jesienią, ale taką ciepłą, przyjemną. Taką jak lubię. Staliśmy przytuleni, w wielkich wełnianych swetrach. Czując mokry piasek pod stopami. Wydawało mi się, że to się nigdy nie skończy. Wiatr rozwiewał moje włosy, a on je całował. Także usta, skronie, szyję, ramiona. Dreszcz rozkoszy przebiegał po moim całym ciele. B. Trzymał mnie mocno w talii przyciągając do siebie. Śmiałam się tak, jak chyba nigdy w życiu. Nigdy nie czułam takiego szczęścia. Nie chciałam się obudzić. Nigdy.
0 notes