#proszę oddać mi mój weekend
Explore tagged Tumblr posts
osheck · 4 months ago
Text
ogólnie to dzisiaj powinna być sobota nie niedziela
2 notes · View notes
myslodsiewniav · 1 year ago
Text
Wybory i kontakty z rodzicami.
16.10.2023
Lepiej jest, ale muszę do gina się umówić.
Coś złego się ze mną dzieje...
Piesek teraz ma niagarę - przez chwilkę wczoraj była bez majteczek (zmienialiśmy podpaskę w majteczkach) i zostawiła na panelach czerwoną smugę. Pierwszy raz to widziałam - Lucynka zostawiała kropelki za sobą, a nie kałużę porównywalną do rozlanej szklanki herbaty. Biedne maleństwo. :(
W dodatku rośnie jej coś na nosku i wygląda na to, że szykuje się nam operacja - najpierw będzie biopsja, ale to po tym już jak zakończy się cieczka.
Mega się cieszę możliwością oddania głosu we wczorajszych wyborach! Wyszliśmy na wybory po śniadaniu (a było to późne śniadanie, poprzedzone porządnym masażem - bez kitu, po tylu latach życia solo TERAZ, pomimo tego, że zaczęliśmy wspólnie 3 rok ja wciąż się zachwycam i niedowierzam, że obecnie żyje mi się tak fajnie z tym facetem, życiem o którym marzyłam). Nie staliśmy w kolejce do samego lokalu, ale do członkini komisji obsługującej naszą ulicę owszem. Potem okazało się, że powinniśmy stać w innej kolejce: dla osób, które nie są na stałe zameldowane pod danym adresem. Tam już szybko poszło. Pani bez problemu odnotowała, że nie chcemy brać udziału w referendum, wydała nam dwie karty do głosowania i oddaliśmy głosy. Mega wzrusz wczoraj czułam. A po 17 przyjaciele informowali, że stali w kilkugodzinnych kolejkach do samego lokalu. Podobno wczoraj na Jagodnie ostatnia osoba weszła oddać głos po 2 w nocy. WOW.
Najgorsze jest to, że to co będzie się działo dalej to jedna, wielka niewiadoma, bo nie ufam naszym politykom. xD Ale cieszę się, że odsunęliśmy PIS od próby rządzenia totalitarnego i rozwalania demokracji. I że nie wyjdziemy z UE. Gdybyśmy mieli jako kraj wyjść z UE to emigrujemy natychmiast.
W piątek kupiłam sobie zeszyt na studia. Pewnie i tak będę częściej korzystać z lapka lub tabletu, ale chciałam mieć jeden zeszyt. Póki co przynajmniej. W ogóle jestem ciekawa wiedzy jaką zdobędę! :D Bardzo się tym jaram. Sprawdziliśmy też nasze plany - jestem w opór ciekawa przedmiotów, jakie mój chłopak ma w tym roku! Po prostu JARAM SIĘ JAK POCHODNIA, bo sama chciałabym takie zajęcia mieć. ALE ja mam póki co wyznaczony plan tylko na najbliższy weekend, a tam "Historię sztuki i designu" i NIGDY DOTĄD tak bardzo się nie cieszyłam na myśl o 4h wykładów z historii. Mam nadzieję, że będzie ciekawie (ok, na poprzednich studiach KOCHAŁAM przedmiot "Historia Architektury", ale o była zasługa prowadzącego, który prowadził te wykłady fascynująco, jednak pierwszy raz patrząc na plan raczej rozpatrywałam ten przedmiot w kategoriach "przetrwać i zaliczyć" niż "jestem ciekawa KAZDEGO ASPEKTU jaki zostanie poruszony" :P ). I mam takie przemyślenie - póki co - że faktycznie zbyt wcześnie w swoim życiu wybieramy kierunek studiów. Może faktycznie WARTO dać sobie czas na odkrycie co nas jara i sprawdzenie czy to jest TO.
Sprawdziłam też plan na pierwszy semestr z poprzedniego roku na moim kierunku. I znowu się zatrzęsłam z ekscytacji - będę miała wykłady i ćwiczenia z prowadzenia audycji i ustawiania dźwięku. Do filmów, do radia, do podcastów - NIE WIEM JAK TO ROBIĆ, próbowałam, uczyłam się sama z sieci metodą prób i błędów próbując nagrywać, a tu proszę: będę miała kogo zapytać, gdzie próbować, prosić o wskazówki, uwagi, poprawki, krytykę konstruktywną. MEGA się jaram!
Jedyne co mnie martwi to fakt, że mój pierwszy weekend na studiach przypada w dzień ślubu moich przyjaciół. Będzie trzeba to ogarnąć jakoś, jakoś odrobić...
A!
Mówiąc o przyjacielu przypomniało mi się! Rozmawiałam wczoraj min. z przyszłą panną młodą. Oczywiście o wyborach :P i kolejkach przed naszymi komisjami wyborczymi. Napisała mi długą wiadomość o tym, jak to polityka wpływa na relacje. Ona od zawsze ma problem z rodzicami, którzy wierzą w narrację PIS o tych okropnych skrajnościach z lewej strony min. np: jej tata w 2020 podczas Marszu Kobiet przyłączył się do obrońców kościoła, którzy "chronili świątynie" przed tym podobno rozszalałym tłumem złych kobiet (a potem był zdzwiony, że ten tłum kobiet w ogóle nie był zainteresowany budynkiem świątyni, po prostu protest przeszedł obok skandując "Jebać PIS" :P), a mama wydzwaniała do niej oszalała ze złości (na wieść o tym, że córka idzie w proteście) wyzywając ją od najgorszych i wyrokując, że jej - i innych cytuję "ladacznic i kurewek" - działanie niechybnie tego wieczora doprowadzi ojca do śmierci podczas zamieszek (których nie było). W tym czasie - w 2020 r idąc z protestem, gdy kumpelę wyzywała przez telefon jej matka - ja rozmawiałam przez telefon ze swoim tatem, który prosił, abym przekazała wszystkim "dziewczynką" (tj. moim koleżanką z którymi szłam dzień w dzień ulicami miasta), że są dzielne, że jest z nas dumny, żebyśmy tak dalej trzymały.
Więc tu jest perspektywa: moi rodzice są wspierający, a jej nie, jej mają bardzo odmienne poglądy.
Wczoraj właśnie kumpela na wspólnej grupce podzieliła się długą opowieścią o tym, jak poglądy polityczne są skorelowane z wiekiem, jak bardzo "starzy" są skostniali w poglądach, jak konserwatywne wartości zostały wykrzywione i co jest demonizowane w tych środowiskach, a co jest prozą i normalnością już dla nas, Milenialsów. I kurcze... Nie mogę się z tym zgodzić. Nie wiem czy to dlatego, że mam TAKĄ rodzinę? Na pewno dlatego! Ale nie doświadczam empirycznie tego, by te poglądy/sympatie polityczne były skorelowane z wiekiem. Podczas, gdy jej rodzice na wieść o tym, że odmówiła udziału w referendum TRZASNĘLI słuchawką, a potem dzwonili by jej nazwymyślać wtedy moi upewniali się spokojnie, bez presji czy wiem o referendum, czy wiem jak oddać ważny głos, czy wiem jak w razie czego dopilnować by nie wziąć udziału w referendum. Po prostu podczas naszego śniadania zadzwoniła mama by zapytać czy bierzemy udział w wyborach, czy przyjadę do niej by zagłosować. Wyjaśniłam (przełykając kęs śniadania), że wiadomo, że głosujemy, ale dopiero po śniadaniu i że nie przyjadę, że zapisaliśmy się do listy w naszym sąsiedztwie. Mama wtedy - spokojniejsza - odparła, że to bardzo dobrze! I że jest ze mnie dumna, że głosuję (jak zawsze! Zapytałam jej "a kiedy nie głosowałam?" zdzwiona, że nagle dla mamy najbardziej dla mnie normalna i sprawcza sprawa, której nie olałam jeszcze nigdy od kiedy ukończyłam 18 lat jest powodem do powiedzenia mi, że jest ze mnie dumna. 0.o Dziwne. Nigdy nie rozpatrywałam tego w kategoriach powodów do dumy. Raczej w kategoriach bycia dorosłym członkiem społeczeństwa, jak coś w rodzaju przesłania zeznania podatkowego. Po prostu: jestem pełnoletnia, więc jestem sprawcza, jestem członkinią społeczeństwa polskiego. Tyle. A tu nagle mama nagle z ciepłem w głosie i wzruszeniem "jestem dumna"? Quo Vadis Polska Społeczności, że skorzystanie przez kobietę z praw obywatelskich jest powodem do dumy mojej matki!? Ech...). Potem tata krzyknął z głębi, w tle, by mama zapytała czy mój chłopak głosuje. Znowu zdziwiona zapewniłam, że dopiero co to potwierdzałam. Dlaczego miałby nie głosować? Normalnie jakby nas nie znali... No i wtedy mama opowiedziała o tym, jak głosować, która lista jest która, jak oddany głos jest ważny. Opowiedziała o tym, jak miło było w lokalnej komisji, jak stresowała się w sprawie referendum (bała się, że ktoś jej wyda tę kartę, ale Pan z komisji bez problemu odnotował, że mama i tata odmawiają pobrania tej karty). Tak zwyczajnie opowiedziała o swoich doświadczeniach, potem upewniła się czy wiemy jak oddać ważny głos, czy wiemy co i jak z referendum (tj. dlaczego pytania są źle sformułowane) i na koniec powiedziała nam, która lista to KO. Wtedy ja - na luzie - odparłam, że my nie na KO, a na Lewice. Na co mama powiedziała "aha, to okay córcia, miłej niedzieli". I tle. xD
Rodzice O. nawet nic o tym nie pisali. Jego siostra nam rano tylko wysłała info, że razem z chłopakiem przejechali pociągiem masę kilometrów by dotrzeć do najbliższej komisji wyborczej i oddać głos we Włoszech. A potem poszli na lody.
A my wróciliśmy do pieska, picia herbatki i układania FANTASTYCZNYCH puzzli (obecnie słuchamy do puzzli Chyłki Mroza, nie porywa...). Ustaliliśmy też, że wracamy do zdrowego żywienia, że wchodzi ruch, bo jest nam potrzebny (szczególnie na głowę - z moją głową dzieją się wciąż złe rzeczy).
Wracając:
Kumpela wyleciała na chatcie z takim długim, gorzkim podsumowaniem swoich doświadczeń, że to niesamowite jak bardzo "poglądy polityczne" dzielą rodziny i na pewno jakieś rodziny dzielą. Pisała tak, jakby to miało być wspólne doświadczenie dla wszystkich w naszym pokoleniu. Na pewno dla niektórych rodzin są dewastujące. Ale akurat nie dla mojej - i nie mam zamiaru upierać się, że bardziej dzielą lub nie dzielą. Jej prawda jest jest prawdą, jest prawdziwa. Ale moja prawda jest też prawdziwa - i nie ma co wrzucać wszystkich do jednego worka. Moja rodzina, mam na myśli CAŁĄ rodzinę, również z pokoleniem rodziców jest bardzie w centrum i w lewicę, niż w PIS czy Konfę (chociaż tu nie wiem jak zapatrują się na temat chłopaki z mojego pokolenia - niestety to grzązki grunt). Mój tata przez poglądy nie dogaduje się z jednym z braci (jako jedyny w rodzinie głosuje na PIS), ale nie dlatego, że o tych poglądach często rozmawiają tylko dlatego, że kłócą się co będą oglądać w TV - czy TVP czy TVN24. Banał i głupota. Tata nie chce słuchać propagandy, a wujek "obrzydliwego lewactwa". Reszta wujków ma poglądy zbliżone do taty, do moich. W mojej rodzinie rozmowy o polityce to dyskusje o niuansach zmian, różnic, aspektów, a nie pieniaczenie, wyzywanie się, widzenie jedynie skrajności i zagrożeń chochołami. I to dla mnie warte do zauważenia. Warte do poczucia wdzięczności. Moja "norma" to dla niektórych osób jest "marzenie nieosiągalne" na polu kontaktów z rodzicami. Warto czasem złapać perspektywę.
Mam ciężki - pełen zmian - rok.
Nie mam siły angażować się w rozmowy, w pisanie. Ledwo odpowiadam na smsy - tutaj więcej piszę, bo to mi pomaga. Ale i tak nie piszę tyle ile czuję, że potrzebuję.
8 notes · View notes