Tumgik
#niedoopisania
myslodsiewniav · 2 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Było super.
Ech. Dużo chodzenia, chociaż po sprawdzeniu na zegarku okazało się, że w Polsce jednego dnia w górach potrafiliśmy przejść więcej jednorazowo. Możliwe, że tym razem pomimo poczucia, że zeszliśmy baaaaaaaaaaardzo dużo tak naprawdę piękna pogoda (słońce, żar z nieba się lał - to podobno problem miejscowych, nie było u nich deszczu od 9 miesięcy :( ) i obciążenie (baaaaardzo ciężkie plecaki - nie za każdym razem, ale jednak) sprawiły, że wydawało się nam, że zrobiliśmy więcej kilometrów. Niemniej - mamy dwa z siedmiu dni podczas których zeszliśmy ponad 20 km, więc jesteśmy zadowoleni. Kroków mniej niż podczas naszego marcowego wyprawienia się na Śnieżkę (tedy było 33 tys, a tutaj mieliśmy najwięcej 29 tys)  - ale i tak nasze ciała były zmęczone i zadowolone.
Poprażyłam dupę - jak planowałam. Chociaż było ciężko czas na tego rodzaju aktywność wygospodarować xD bo jednak mamy z O. różne podejście do słońca i przebywania na plaży. Obydwoje kochamy ciepełko i przebywanie w słońcu, ale w kwestii plażowania różnimy się znacząco. Dla niego idealną porą by popływać i poleżeć na plaży jest poobiednia siesta, najlepiej przy zachodzie słońca lub po nim xD. Dla mnie - 12 w południe do 14, przy największej patelni by poskwierczeć przyjemnie i naładować panele słoneczne. xP Mój chłopak ma skłonność do choroby skóry, więc im mniej ekspozycji na promienie UV tym lepiej. Dlatego pierwszego dnia na plażę poszliśmy o 21 xD i mój wampirek natychmiast poszedł w toń xD. To było zabawne: dopiero co skończyłam czytać książkę o wampirach, a  tu taka sytuacja :D Wtedy równie spragniona morza co mój partner tylko weszłam do wody do kolan (wieczory były chłodne, ale za dnia mieliśmy przez cały pobyt 23-26*C, było cieplutko; woda podobno miała temperaturę 22 stopni, ale dla mnie bez względu na to czy mowa o wodzie z Atlantyku czy z jezior - była lodowata, szczypiąca i trudno w niej było wytrzymać na tyle by popływać dopóki nie założyłam kombinezonu piankowego - dobrze, że go wzięłam, bo bez tego bym nie popływała. :D Fajnie jest pływać!)  - ale plaża była piękna, piaszczysta, oświetlona. Fajnie było nocą. Z mrygającą w oddali latarnią morską. Kolejnego dnia poszliśmy pływać po obiedzie, po zachodzie słońca tj. ja leżałam na betonowym pomoście chwytając ostatnie promienie słońca w swoje osobiste panele słoneczne, a mój facet robił to samo, ale unosząc się na wodzie i od czasu do czasu nurkując aż do dna i podnosząc kamienie (szukał muszelek, ale była posucha). 
Na leżenie tak jak ja lubię wybraliśmy się piątego i siódmego dnia. Piątego dnia byliśmy w Parku Narodowym, nad jeziorem. Było bajecznie. Prawie w ogóle ludzi (pierwszego dnia spotkaliśmy 9 osób w grupach 2-3-4, drugiego dnia około 11 osób, w tym pary niosące dzieci w nosidłach... tylko tyle mijanych twarzy podczas 10-8h wędrówki po szlakach, wow! Czuliśmy się nierealnie, jak w raju! Ta bliskość natury! Tylko powroty do naszej wioski przypominały, że jest tu cywilizacja (droga cywilizacja - dobrze, że zakupy spożywcze zrobiliśmy w Splicie i przywieźliśmy je ze sobą na południe). Włączając w to poczucie bycia w raju organizowanie sobie posiłków-pikników - chyba jedno ze zdjęć powyżej pokazuje w jakich okolicznościach przyrody jedliśmy śniadanie. :D No i tak wyszło, że tamtego dnia najpierw przeszliśmy sie jednym ze szlaków, a potem skręciliśmy nad brzeg jeziora i próbowaliśmy pływać - dla mnie było za zimno na siedzenie w tej wodze dłużej, więc wyszłam na skałkę i się prażyłam (topless, bo w zasadzie byliśmy sami), a mój partner pływał uchachany od ucha do ucha :D Potem siedzieliśmy razem na skałce - w cieniu (dla niego) i milczeliśmy. Odprężenie niedoopisania. A obraz rajskości się dopełnił, gdy po tej długiej chwili ciszy mój partner znowu ześliznął się do turkusowej wody, a z krzaka obok którego siedział (dosłownie w zasięgu NASZYCH rąk) wystrzelił zimorodek. Leciał nisko nad wodą, w słońcu, jego niebieskie pióra odbijały się jaskrawie na tle turkusowej tafli, długi dziób mignął nam i ptaszek poderwał się w górę i zniknął. Trwało to może sekundę. Ale my patrzyliśmy na siebie z wytrzeszczem, bo ZIMORODEK! Łoooo! Co za magiczne miejsce! Ja się przeniosłam na maksymalnie doświetloną skałę i się opalałam... Było cudownie. A potem się osuszyliśmy, ubraliśmy i wróciliśmy na szlak - a było w Parku maaaaaasę szlaków. Cudowne miejsce! Trudno mi ubrać w słowa jak pięknie tam było poza zapewnieniem, że kolejnego dnia oglądałam zdjęcia i nie wierzyłam, że naprawdę tam byłam. Wszystko wygląda jak z photoshopa! 
Siódmego dnia byliśmy już w Trogirze. Czekała nas przeprawa z hotelu do miasta na ustalone wcześniej zwiedzanie... ale nie czułam się. Okazało się, że nie czułam się, bo miałam tego dnia dostać okres (jestem rozregulowana, to było 3 tygodnie po terminie) . Zmięliśmy więc plany - poszliśmy na plażę. I to był hit - szliśmy o tej 10 rano, po śniadaniu, przygotowani na zwiedzanie miasta, ale z rzeczami do wody w zanadrzu. Już poprzedniego dnia byliśmy na najbliższej plaży by obejrzeć zachód słońca, więc wiedzieliśmy gdzie idziemy... ale mój O. wygoolał, że odrobinę dalej na zachód jest plaża nudystów. Czy idziemy? No ba! Idziemy! Najwyżej będzie trochę krypnie, ale to niepowtarzalna i dla każdego z nas pierwsza okazja by pobyć na plaży nudystów! I co? Pierwsza plażą, ta znana, była zasypana przez niemieckojęzycznych emerytów. Przesympatyczni ludzie, ale bardzo głośni. Urządzali sobie konkurs na rzucenie kaczek i głośno dopingowali swoich faworytów. Nie odpoczełabym tu przez hałas, chociaż uczciwie przyznaję, że było na tej plaży bardzo przyjaźnie. Potem doszliśmy na plażę nudystów i nas zatkało. Byli ludzie - owszem. O.O Młodzi ludzie, dużo młodych ludzi na maleńkiej plaży: wszyscy w pełni ubrani. Gang tekstylny. Skołowani nie wiedzieliśmy co robić: wracać? Ale mój O. wygooglał, że jeżeli przebędziemy dokładnie taki sam odcinek, jak już zrobiliśmy od hotelu licząc dojdziemy do kolejnej plaży. Nie zwrócił uwagi tylko na ukształtowanie terenu xD lol. No więc na poprzednie plaże szliśmy piękną ścieżką szeroką na 3 dorosłe osoby. Ani nie było dużych stromizn, ani błota/piachu. Taka idealna droga z odcinkami betonowymi, pośród wapiennych głazów i korzeni rosnących przy niej gajów oliwnych... A od plaży nudystów począwszy zaczął się cholerny survival. Wspinaczka, uskoki, stromizny, zjeżdżanie niemal na tyłku, podciąganie się po głazach takiej wysokości, że musiałam improwizować wspinaczkę ściankową xD Gdzieś w połowie tej drogi, bojąc się o własne życie, już wiedząc, że tą drogą nie wrócimy do hotelu chociażby nie wiem co (google podpowiadał, że z naszej plaży-celu możemy wrócić inną drogą), czując się nadal słaba i ociężała jak to przed okresem wpadłam w histeryczny śmiech - bo poproś mojego chłopaka o dzień odpoczynku, bo się nie czujesz, a tym zorganizuje Tobie cardio, a potem na 200% zapewni cudowną plażę - bo jakoś byłam przekonana, że ta ostatnia plaża będzie cudowna. xD No i doszliśmy - jak myślę o tym momencie, gdy widzimy morze, TĄ PLAŻĘ ze szczytu klifu i obmywajace ją fale, w tle majaczy niebieski zarys sąsiedniej wyspy i jakaś łódź, a mój chłopak ciężko wzdycha, poprawia na głowie kapelu i zaczyna schodzić w dół okropecznie stromym, piaszczystym podejściem po którym się ślizga - serce mi zamiera, bo oczami wyobraźni widziałam jak się potyka i ześlizguje się na sam dół, na tę plaże łamiąc wszystkie kończyny. Ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca... Doszliśmy na plażę - była cudowna. Myśleliśmy, że będziemy ją dzielić z dziewczyną backpackerką z Hamburga (mój chłopak zamienił z nią kilka słów podczas, gdy ja udałam się za potrzebą), ale dziewczyna zdecydowała, że spędziła tutaj cały poranek i zostawia nam plażę, a sama idzie zwiedzać wyspę... Przez te 2-3h prażenia się na plaży mieliśmy plażę dla siebie. ZUPEŁNIE dla siebie i było to boskie! Założyłam piankę i poszłam wraz z moim chłopakiem PŁYWAĆ w Adriatyku. Było cudownie. Był czas na rysowanie, na czytanie książek... było super! Tęskniłam za czymś takim. Była taka intymność na tej plaży... ech. No cudo. Ale powrót był ciężki, bo jednak po 1 - dostałam okres (miałam przybory higieniczne ze sobą, ale bolało po prostu), 2 - wracaliśmy inną drogą, drogą “miejscowych” przy której ludzie po prostu wyrzucają z aut śmieci. Straszne to było, śmieci rozciągnięte na kilometrach z rozerwanych worków. Tak piękne miejsce i taka niedbałość - ciekawe jak tu wygląda zarządzanie odpadami? Czy są za to jakieś kary? Czy jest coś takiego jak “limit śmieci” itp? 
Kapelusz: wzięłam kapelusz pamiętając moje przeżycia z Grecji. Okazało się nie tylko, że było to świetne posunięcie, ale do tego mieliśmy o cały jeden kapelusz za mało xD Bo mój O. z jego unikaniem promieniowania UV i ograniczaniem się do baseballówek to moim zdaniem nie dość dobra ochrona, a mój kapelusz w stylu “jestem ze słomy, ale mógłby mnie nosić kowboj” pasował zarówno jemu, jak i mi. Z racji, że każde z nas miało przynajmniej jeden dzień w którym ewidentnie odczuwało skutki uboczne gotowania mózgu w pełnym słońcu (byliśmy przed udarem słonecznym - kiedyś miałam, znam pierwsze symptomy) przydadzą się na przyszłość dwa kapelusze... i to bez względu na to jak niewygodnie się je transportuje samolotem. 
Jedzenie: poszliśmy do knajpy polecanej przez Makłowicza i zjedliśmy jedzonko polecane przez Makłowicza (czarny ryżot) - kurcze, cuuuuuuudo. Pychotka taka, że słów brak! Najlepsze risotto jakie jadłam. Spróbowaliśmy również tam gniochi z gulaszem z ośmirnicy i również był nieprzyzwoicie smaczny! Gdzieś tak w połowie pobytu zaczailiśmy, że żadne z nas nie jadło nigdy w miejscowości nadmorskiej zupy rybnej. W sensie, ze zupy ze świeżej ryby. Uznaliśmy, że to świetna okazja i... o dziwo... Okazało się, że w kartach ta pozycja jest, ale w wielu miejscach się jej nie robi pomimo obecności w karcie. Nie rozumiem... To taka pyszność! W końcu ostatniego dnia udało się nam spróbować zupy rybnej - okazało się, że to jest zasadniczo rosół, ale z ryby z bardziej wyrazisto smakującą oliwą (tj. tłuszczem bardziej wyrazistym niż w rosole) i z przepyszną rybką! Po prostu mniam-mniam! Będę próbowała odtworzyć w domu jeżeli dam radę. Cztery obiady gotowaliśmy sami - tak sobie zaprojektowalismy pobyt, żeby mieć w lokum aneks kuchenny by spróbować gotować z lokalnych składników. Pierwsze dla dania - ręki mojego chłopaka, kolejne dwa - mojej. WOW! Ryż z Dalmacji jest cudowny! Takiego u nas w Polsce się nie dostanie! Każde z nas zrobiło risotto, bo też to było główne danie królujące w każdej karcie dań jaką przeglądaliśmy - mój chłopak robił swoje wariacje na temat z kalmarami, a ja z krewetkami (tańsze od kurczaka!) i innym rodzajem wina. Wyszło nam przepyszne! Tym bardziej, że hościnie naszych hoteli pozwalałby nam zrywać zioła z ogrodu - pyyyyyychotka! Odnośnie śniadań: już pierwszego dnia narzuciliśmy sobie spontanicznie dietę, której się trzymaliśmy - lokalny chleb, ajvar, mortadela, serek biały, mnuuuuustwo warzyw z lokalnego targu. Tylko chleby mi tu nie smakowały: były wyłącznie białe i suche (tęskniłam chociażby za pszennym i miękkim, sprężystym z polski, albo jeszcze bardziej za moim ulubionym za zwartym i wilgotnym żytnim, który wiem, że syci i mi nie szkodzi, jak te białe). Miały teksturę i sposób wysychania jak bułka wrocławska - jakby się jadło coś miekkiego, ale też dziwnie chropowatego na podniebieniu czym trudno się nasycić, do tego można je rwać jak chałkę, ale ma bardzo delikatny, niezauważany, chlebowy smak... Mam całą rozkminę o tutejszych pomidorach i granatach, ale to opiszę przy innej okazji. W Trogirze jedliśmy coś co nazywało się “tradycyjnymi trogirskimi pierogami z orzechami włoskimi”, jednak mamy wąpliwośći czy to było tradycyjne danie czy chwyt marketingowy, bo tylko w jednej cukierni w mieście je sprzedawano. Niemniej były pyszne. Z łakoci pozwoliliśmy sobie jeszcze na lody (dużo lodów) z równych lodziarni: jadłam chyba pralinę, o smaku orzechów laskowych (kocham) i lawendowe z cytryną - najciekawszy smak od lat. Te orzechowe kupiliśmy we włoskiej lodziarni, gdzie mieli również canoli - oczywiście, że kupiliśmy na spółkę o smaku pistacjowym... i dobrze, że na spółkę, bo okazało się, że o ile słodycz wygląda obłędnie to nie jest to mój smak: za słodkie. Niemniej smaczne, ale w ilości na jednego gryza, porcje są jak dla mnie za duże. Generalnie jestem bardzo zadowolona z jedzonka, ALE już ustaliłam z moim O., że wracamy po urlopie do liczenia kalorii i do pozostania w deficycie. Fajnie było być na wakacjach, ale teraz dbamy o siebie! :D 
Kostiumy: wzięłam ostatecznie 3 kostiumy (biały, czarny i w kolorze sepii, żadnej nie był moim ulubionym) i jedną piankę - okazało się, że jednak to była wystarczająca ilość kostiumów: nie mniej, nie więcej. Kluczowe też okazało się ich dopasowanie do stylówek i dzięki temu uniwersalność. Serio, kompletowanie szafy świadomie to jest COŚ co warto robić. 
Na razie tyle, wracam do pracki po urlopie. 
12 notes · View notes
samsobiewinien · 3 years
Text
Była otwarta i szczera, kiedy po raz pierwszy podała mi rękę.
Gdy w oczy jej patrzyłem, traciłem kontakt z zasięgiem.
Były wielkie oraz piękne, wypełnione czystą barwą bursztynu.
Niedoopisania piękno. Bez niej męczy bezdech, brakuje mi tlenu
Nie wiem czemu, tak to piszę... przecież chyba mnie skreśliła.
Nie potrafię przestać myśleć, znowu w nocy mi sie śniła.
Wiem to moja wina, lecz stale mam tą nadzieję,
że na spacer po życiu, kiedyś się ze mną przejdziesz.
5 notes · View notes
mbudyjk · 4 years
Text
Zrobiłeś dla mnie wiele, i nie przestaniesz mnie zadziwiać widze że mnie kochasz tak jak ja kocham Cię na świecie najbardziej, wierzę że nasza miłość będzie wieczna bo ja nie przestanę cię kochać. Nie straszne są nam wyzwania, a kłótnie potwierdzają to że nie straszne nam trudności bo miłość jest tak wielka że dzięki niej przetrwamy wszystko. Przed nami całą wieczność. Przypadkowa znajomość bez przyszłości zamieniła się w coś co jest niedoopisania. Nikt by się nie spodziewał że między nami może być coś tak wielkiego. Nie wiemy co będzie jutro ale ja mam nadzieję że będziemy już wiecznie razem bo bez Ciebie gine. Potrzebuję cię jak wody, jak tlenu. To nie zauroczenie, to już jest wielka miłość...
11 notes · View notes
imadehimlonelyboy · 7 years
Text
Nie wiem jak wyrazic w slowach to,jak wiele ci zawdzięczam. Jeju . Poznalam cie w najgorszym momencie swojego zycia a ty obróciłes je o 180°. Dzięki tobie nauczyłam sie znowu zyc pełnią zycia. Dzięki tobie znów mogę kochac i czuc sie kochana. Szczęście które mnie w tej chwili wypełnia jest niedoopisania. Nie czułam sie tak nigdy. Jestem kurewsko szczęśliwa dzieki Tobie. Kocham cię
15 notes · View notes
kwiatjabloni · 5 years
Text
niedoopisania
Tumblr media
0 notes
wczucie · 7 years
Note
Ma duże dłonie które zawsze są gotowe by ogrzać moje. Uwielbia mnie całować oraz przytulać. By za mną w ogień skoczył zresztą ja za nim też. Kocham bawić się jego włosami i patrzeć jak się denerwuje bo jest wtedy przeuroczy. Mam wielkie szczęście że go mam. Jest odemnie starszy, wyższy, ma brązowe włosy zaczesane na bok oraz ciemno niebieskie oczy w które mogłabym patrzeć godzinami. Kiedy śpi wygląda jak aniołek a jego uśmiech gdy mnie widzi odrazu po przebudzeniu jest niedoopisania.
Aaaaaa jeju zazdroszczę..:)
4 notes · View notes
17luty-blog · 7 years
Text
Po policzku spływała mi łza. Nienawidziłam tego uczucia, bo wiedziałam, że jestem krucha i obolała. Bolało mnie w środku, nie dlatego, że jestem słaba. To było coś w rodzaju tęsknoty. Założę się, że nikt by go nie zrozumiał, gdybym zwierzyła sie pierwszej lepszej osobie. To uczucie, które odbywa się aktualnie w moim sercu, jest niedoopisania. Wiecie jak to jest czuć się nie swojo we własnym ciele? Ja wiem, i wiecie co wam powiem? To najgorsze, najbardziej beznadziejne i niewyrafinowane uczucie jakie kiedykolwiek mogłam przeżyć. W zasadzie to nadal je przeżywam. Chciałabym kiedyś znaleźć swoje miejsce i zacząć wszystko od nowa.
1 note · View note
maciejphoto · 3 years
Photo
Tumblr media
Niebo o kolorze pomarańczy 🙈 #koloroweniebo #zachódsłońca #2021 #wiosennapogoda #słonecznydzień #słońce #samochód #klimatycznie #krajobrazypolskie #krajobrazpolski #krajobrazy #fotografiakrajobrazowa #fotopasja #zajawka #photooftheday #widoczki #miastowrocław #zachodsłońcasapiekne #polskawiosna #wiosna #miejskizachod #slonecznechwile #płonie #ogień #naturajestpiękna #niedoopisania #mojezdjęcie #pomaranczowe https://www.instagram.com/p/CPlJEvLric5/?utm_medium=tumblr
0 notes
merymiik · 7 years
Text
Słońce
Byłaś trochę jak wiosna Taka niespodziewana A potem byłaś niekończącym się latem I długo wyczekiwanym uśmiechem Nadzieją też byłaś Ale najpierw chyba pragnieniem Potem po prostu codziennością Ale z tak wielka miłością Słowem niedoopisania Gdy znikałaś byłaś tęsknotą jakiej nigdy nie znałam Nauczyłaś mnie pływać Ale nie wiem po co Bo teraz jest zima i woda zamarzła A obiecywałaś zawsze 30 stopni I chociaż wiedziałam że to nie możliwe To wierzyłam w to jak w nic innego Ale kochanie o jednym zapomniałaś Nie pokazałaś mi jak żyć bez słońca
0 notes