Tumgik
#newutopiapress
newutopiapress · 1 year
Photo
Tumblr media
https://newutopiapress.bigcartel.com/product/slady_gdn-traces_gdn
Bombing już nam spowszedniał, ludzie się przyzwyczaili, ale istota pozostaje ta sama. Antysystemowa postawa pokazująca społeczeństwu, że nie posiada kontroli. Bombing jest irytujący i chyba najbardziej drażni zwykłego Kowalskiego. Kolorki jak wiadomo luz, nawet panele ujdą, jak są pod okna. Czy myślałeś, kiedy się to wszystko zaczęło, że graffiti, że bombing to wielopoziomowa gra? Poza wyśmienitą zabawą, kryją się w nim spore dawki intelektualnych koncepcji?
Dair: Kiedy to się wszystko zaczynało nie myślałem o tym wielopoziomowo. Do momentu, w którym zostałem z moim kumplem złapany na gorącym uczynku. To było w dziewięćdziesiątym szóstym, tagowaliśmy przystanek i podjechała policja. Kazali nam zmazywać tagi na miejscu, a farby wrzucić do kosza. Czyściliśmy tagi paznokciami i bluzami. Poszło nam całkiem sprawnie. Na nasze szczęście wcześniej padało i cały przystanek był mokry. Policja nas spisała, a na odchodne dodali, że jak rano nie będzie farb w śmietniku to odwiedzą naszych rodziców i o wszystkim powiedzą. Mieliśmy wtedy po 16 lat, także się trochę przestraszyliśmy. Od tamtego czasu staliśmy się bardziej ostrożni.
Było kilka akcji na rympał, jednak przeważająca większość została mocno przemyślana. W życiu złapali mnie dwa razy. Przystanek był na gorącym, a drugi raz było domniemanie malowania. Gdzieś za granicą, na rooftoop’ie, gdzie zanim przyjechała straż pożarna z drabiną i z telewizją zdążyliśmy po sobie posprzątać. Dwadzieścia cztery godziny na dołku i kartoteka z odciskami palców. Kilka lat później, w tym samym kraju i mieście, policja zatrzymała nas jak wracaliśmy z bombingu. Mój przyjaciel, który prowadził auto skręcił bez kierunkowskazu i zatrzymali nas tajniacy. Zajrzeli do bagażnika i znaleźli tam resztki farb, końcówki, kominiarki itp. Zrobiliśmy tamtej nocy w centrum miasta po trzy srebra. Było nas trzech. Mi zwrócili uwagę, że już jestem notowany w tym temacie, a kumplom, że jeżeli jakieś obrazki zostaną zgłoszone z tej nocy, to ich odwiedzą.
Mojego przyjaciela odwiedzili po trzech miesiącach, a w jego mieszkaniu znaleźli masę materiałów związanych z graffiti. Okazało się, że wszystkie 9 obrazków zostało zgłoszonych. Wydał wtedy ogromne pieniądze na najlepszą prawniczkę, która zajmowała się głównie sprawami grafitti i żadnej nie przegrała sprawy mojego przyjaciela też nie przegrała, a rozchodziło się o całokształt jego twórczości, który został wyceniony na ok 100 000 euro.
Wracając do pytania: tak, graffiti nielegalne wymaga nie lada rozkminki, chyba że chcesz łatwo wpaść. Profesjonalny bomber niczego nie trzyma w domu. Żadnych szkiców, zdjęć, farb itd. Samo przeprowadzenie akacji to często wielodniowa rozkminka miejsca, czasu oraz planowanie ewakuacji. Czasami plan A i plan B to za mało. Zwłaszcza na mieście gdzie jest dużo więcej możliwość bycia zaskoczonym niż na jardzie.
Masz racje, miasto to nieskończony zbiór możliwości przypału. Przy obecnym podejściu do monitorowania miasta, trzeba się nieźle nagłowić, by zrobić takie miejscówki, jakie robiliście w latach dziewięćdziesiątych.
Prawda, teraz to większe wyzwanie intelektualne. To dobrze, bo im poprzeczka jest wyżej postawiona, tym emocje są głębsze i zabawa ciekawsza.
Z kim najczęściej wychodziłeś na miasto? Ciekawy jestem, co dla Ciebie było najistotniejsze, zaufanie do osoby, te same wibracje czy bardziej styl danego zawodnika?
Blockbustery EWC zazwyczaj robiliśmy ze SPECIAL’em i BITCH’em. Wspólne akcje w latach dziewięćdziesiątych mocno nas ze sobą połączyły. Cały czas utrzymujemy kontakt i się kumplujemy. Te wspólne akcje zabetonowały naszą przyjaźń. 
Na miasto wychodziłem z moim kumplem, który ma ksywkę Mały. Mały był super czekerem, miałem do niego i cały czas mam, duży szacunek i zaufanie. Jednak wydaje mi się, że najwięcej sreber na mieście zrobiłem samemu. Kiedy jesteś sam na mieście i możesz polegać tylko na sobie, to wchodzisz w pewien stan rozszerzonej świadomości. Twoje zmysły wyostrzają się do maksymalnych możliwości. To jest bardzo ciekawe doświadczanie, przy którym malowanie legali to totalna nuda. 
Czasami chodziłem z różnymi kumplami z którymi wibrowaliśmy na podobnym poziomie, to były bardziej pojedyncze akcje. Styl nie miał aż takiego znaczenia. Liczy się wnętrze - osobowość danej osoby. Styl czasami potrafi być powierzchowny, jak uroda. Żeby nie było, nie robiłem niewiadomo ile sreber na mieście. Bardziej skupiałem się na dobrej miejscówce i posadzeniu dobrego styla niż na ilości zbombionych ścian - jakość ponad ilość. To się przekłada też na filozofię i podejście do mojego obecnego życia. Staram się być minimalistą ceniącym jakość w życiu, relacjach i pracy, którą wykonuję. 
Często wracasz do tamtych dni? Chodząc po mieście udało mi się udokumentować style, które kiedyś widziałem w Ślizgu. Przetrwały ponad dwadzieścia lat. 
Teraz w tej rozmowie mam mocną retrospekcję, a tak to prawie w ogóle nie myślę o przeszłości, chyba że w kontekście analizowania teraźniejszości i przyszłości, która jest jej konsekwencją. Staram się żyć osadzony w teraźniejszości. Dlatego nie mówię: „kiedyś to były czasy”. Teraz też jest ciekawie, lecz inaczej, nie gorzej, nie lepiej, zależy, z której strony się patrzy i co się z życia wyciąga. 
Czy miasto było dla Ciebie równoważne z bla- chami, jaka była twoja hierarchia? 
Blachy są na pierwszym miejscu w graffiti, ale miasto bywa trudniejsze do zrobienia poprzez większą ilość niewiadomych. Jak idziesz malować blachy, to analiza ewentualnych przypałów jest dużo łatwiejsza niż w przypadku street bombing’u. Licho nie śpi na mieście, trzeba być przygotowanym na opcje, której zupełnie się nie spodziewasz. Dzięki technologii można minimalizować ryzyko przypału, nie chce o tych pa- tentach publicznie się wypowiadać, kto ma wiedzieć, ten wie. Generalnie nielegalne malowanie miasta i pociągów to coraz większe wyzwanie dla writerów. 
Hierarchie w graffiti można porównać do kastowości w Hinduiźmie. Malarze robiący pociągi to najwyższa kasta kapłanów, niżej mamy bomberów miasta, jeszcze niżej malowanie linii. Malowanie legali to już niższe kasty, na samym dole kast mamy toy’ów. Poza kastami są wykluczeni, czyli ci, którzy robią murale i street art – to nie jest graffiti. Graffiti jest antysystemem, a street art i murale to jest mainstream i pop kultura, komercja z marszałkami, prezydentami itp. w tle. Największą wartością w graffiti jest to, że jest poza materialnym światem – tutaj są inne wartoś- ci niż siano. W obecnych czasach jest to unikatowe. O tych wartościach trze- ba pamiętać i je pielęgnować. 
Właśnie. Ale przecież wszystko idzie w obie strony. Bombing jest dla naprawdę kreatywnych. Słyszałeś na pewno o koszulkach, które przez swój nadruk, kompletnie rozwalają system rozpoznawania twarzy? 
Nie słyszałem. Muszę zrobić aktualizację nowych rozwiązań kamuflażu. 
Opowiedz o początkach, o latach dziewięćdziesiątych i o wielkim boomie graffiti w Gdańsku. Pamiętam, że końcówka lat 90 tych była arcymocna. 
Lata 90-te w Polsce nazywam „Meksykiem Europy” - to były dzikie czasy. Komuna upadła na 4 łapy. Na mieście było niebezpiecznie, szalały gangi, dresiarze, skini, policja była bardziej skorumpowana. To były złote czasy dla graffiti. Ludzie walczyli o przeżycie, nie było monitoringu, a samo graffiti było czymś tak egzotycznym, że niewiele osób zwracało na nie uwagę. Te czynniki były sprzyjające do jego boom’u, który miał miejsce pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Zainteresowałem się graffiti na wakacjach w Hamburgu. Jako małolat podróżujący S i U - bahn’ami, wpatrywałem się w pomalowane ściany z zaciekawieniem, nie mając pojęcia, co to jest. Kiedy w dziewięćdziesiątym piątym dostałem się do liceum, wylądowałem w ławce z moim kumplem, który jeździł na snowboardzie i rolkach oraz szkicował graffiti w zeszycie. Zacząłem robić to samo. Wtedy wiadomo było, że chodzi o wymyślenie sobie ksywki i malowanie jej sprajami na ścianach. Nie mieliśmy wtedy pojęcia, że są specjalne końcówki do farb, w sumie to prawie nic nie wiedzieliśmy. Niedługo później poszedłem w nocy na ścianę mojej podstawówki sam namalowałem pierwszego wrzuta na ścianie od sali gimnastycznej. Był to napis FEIS, gdzie „I” było sprayem. Byłem wtedy totalnie zesrany ze strachu, zwłaszcza że ściana jak i przylegające boisko były dość dobrze oświetlone. Co kreskę obczajałęm, czy nikt mnie nie widzi i się nie zbliża. To były takie emocje, że po upływie 27 lat od tamtej akcji bardzo dobrze ją pamiętam. Tego samego roku na tej samej ścianie razem z moimi sąsiadami zrobiliśmy napis THC. Wypełnienie było w moro z czarnym outlin’em. Później ta ściana stała się moim prywatnym hall of Fame’em. Brudnopisem, gdzie trenowałem techniki malowania. Z czasem malowałem tam w dzień, pokrywając starsze prace. Szkoda, że nie mam zdjęć pierwszych obrazków. 
Nie miałem wtedy aparatu i w ogóle nie myślałem, żeby te wrzuty fotografować. Brakuje mi sporo zdjęć z okresu 95-97. Te, które mam, zrobili kumple, z czego i tak cześć przepadła. Wiele fotek nie wróciło kiedy je udostępniłem do albumu GGE - całe szczęście mam ten album, a tam część zgubionych obrazków. Najważniejsze w tych czasach były dla mnie emocje i nie myślałem o uwiecznianiu wrzutów na kliszy - one zostały w mojej duszy. Z tamtych czasów mam wiele zachowanych szkiców. Wracałem z nimi do domu i chowałem do pudełka, które z czasem zmieniło się w karton, w którym mam obecnie chyba kilka tysięcy szkiców. Jak wychodziliśmy na akcje, to moja Mama wiedziała, że jak nie wrócę do domu przed 12:00 to ma schować szkice w piwnicy. 
Jestem wdzięczny mojej Mamie za wolność, którą mi dała, kiedy nie byłem jeszcze pełnoletni. Widziała, że jest to moja pasja i żyję tym na 100%. Czasami nawet dawała mi na farby, mimo że pieniędzy w domu było mało. W dziewięćdziesiątym siódmym sprzedałem całą swoją kolekcję płyt CD w komisie, żeby mieć na farby. Przez całą tę sytuację nie mogłem sobie pozwolić na dużą ilość obrazków. Zdecydowałem wtedy, że idę w jakość, a nie ilość.
1 note · View note
newutopiapress · 1 year
Photo
Tumblr media
https://newutopiapress.bigcartel.com/product/slady_gdn-traces_gdn
Rozumiem że tego nie planowaliście. Po prostu w waszym życiu jest graffiti i tak wyszło. Jak to się stało, że się tak zgraliście? Co miało wpływ na to, że akurat wam udała się taka ciekawa realizacja?
S: Czyli jednak wyszło spoko hehe. Miło słyszeć. Sam to oceniam dopiero z perspektywy czasu a, może jakbyś nie zadał mi pytań, to nawet bym się nie zastanowił. Do momentu, jak zaczęliśmy działać, to ja w zdecydowanej większości malowałem sam, więc byłem otwarty na kooperacje. No i muszę przyznać, że ziomal jest niezłym świrem, bo ja to raczej należę do tych, co lubią poleniuchować. Dwie osoby to bardzo optymalny składzik do sprawnego działania.
B: „Realizacja” to dosyć ciekawe określenie w stosunku do naszego wspólnego działania :D. Największy wpływ na to, że się zgraliśmy, na pewno mają nasze osobowości, podobne poczucie estetyki, chęć eksperymentowania i interferowania. Wspólne kwestie koncepcyjne przynoszą nam dużo zabawy. Każdy dorzuca pomysły do działań czy to w warstwie taktycznej, czy artystycznej: wyszukuje miejscówki, wymyśla motywy produkcji, dobiera kolory czy organizuje materiały. Wzajemnie się nakręcamy, nawet teraz mieszkając w innych miastach.
Czy Gdańsk jako taki miał na to duży wpływ? W sensie geograficznym, ale też klimatu? Z tego co zdążyłem zauważyć, jest tu dosyć fajnie zgrane środowiskowo. Sporo się dzieje.
S: Myślę, że w przypadku naszego działania miasto nie miało tutaj znaczenia. Gdziekolwiek byśmy się spotkali, to by się to wydarzyło. Zresztą dalej się dzieje, ale już trochę spokojniej. Natomiast Gdańsk ma oczywiście duży wpływ, ale w kontekście ogólnym... życia, pracy, zajawki. Dla mnie jako miejscowego miasto jest niepowtarzalne i pomimo tego, że nie jest duże, ma specyficzny układ, można pokombinować jak się chce. Trochę blokowisk, trochę starej architektury, trochę infrastruktury wodnej, która robi fajny klimacik. Optymalny miks. No i właściwie zawsze się tu dużo działo. Starszaki zadbali dobrze o to, żeby zajawić małolatów w latach dwutysięcznych, no i jakoś tak falowo to idzie, raz więcej, raz mniej. My chyba wstrzeliliśmy się akurat w lekki przestój jeśli chodzi o miasto. Co do środowiska to nigdy nie byłem ściśle z nim związany, ale nigdy też nie słyszałem żadnych patologicznych historii między ludźmi jak w innych miastach w kraju. Wiadomo rywalizacja jest nieodłącznym elementem, ale miejsce jest dla każdego.
B: Myślę, że bardziej adekwatne jest określenie wpływu nie tyle Gdańska, ile całego Trójmiasta. Wyjątkowość i unikalność linii SKM sprawia, że ludzie koncentrują się wokół malowania kolejek i infrastruktury wokół torów. Sam też byłem, a może dalej jestem tym pochłonięty i zafascynowany. Jeśli chodzi o malowanie na mieście, to w moim odczuciu od dawna jest to tutaj jakoś na drugim planie. Środowisko jest na pewno bardziej przyjazne, chociaż nie wiem czego to kwestia. Może jest spowodowane tym, że tort jest duży i dla każdego wystarczy, a może dlatego, że mieszkając nad morzem, jest się bardziej wyluzowanym. Nie wiem. W każdym razie Trójmiasto to świetny plac zabaw i na pewno sprzyja twórczemu fermentowi.
Widoczność to priorytet? Do niektórych waszych miejscówek trudno było dotrzeć. Ale sporo jest na widelcu. W centrum właściwie co parę kroków. Taki był zamysł, czy to czysty przypadek?
S: Tak jak określiłeś na początku „zgraliśmy się” tak, że mieliśmy zajawe na różne klimaty. Bez widoczności działanie nie istnieje. Obrazki na mieście muszą być widoczne, żeby miało to jakiś oddźwięk nawet dla anonimowych przechodniów, ale dla mnie nie jest to priorytetem. Miasto dynamicznie się zmienia szczególnie śródmieście, stara tkanka wymiera, a według mnie jest ona najbardziej klimatyczna więc czasem fajniej zrobić niewidoczną baradachę pod ciekawą fotę nawet jak na następny dzień ma być wyburzona niż jakiś pastelowy blok przy głównym skrzyżowaniu, jakich setki.
B: Przede wszystkim ważną kwestią jest adekwatność obrazków w stosunku do miejsca. Niektóre spoty aż same się proszą o sporego chroma, niektóre zachęcają, żeby zrobić coś bardziej spektakularnego. Na początku robiliśmy co tylko wpadło do głowy. Czasami jadąc po mieście, widzisz jakieś miejsce, ale potem to ulatuje, więc zaczęliśmy robić foty miejscówek, dodając do menu i wybieraliśmy sobie to, na co mamy akurat danego dnia czy nocy ochotę. Z biegiem czasu i zagęszczania się punktów na mapie, zaczęliśmy zwracać uwagę na to, że pomiędzy naszymi produkcjami jest spora odległość i fajnie by było zagęścić oznakowanie terenu.
Na pewno zamysłem było to, żeby dozować swoją obecność w różnych rejonach na przestrzeni czasu. Zależało nam na tym, żeby nie rozpierdalać ostentacyjnie całego kwartału i zwracać na siebie uwagę. Nie tagowaliśmy też za dużo w tych miejscach, gdzie pojawiały się wrzuty. Staraliśmy się w miarę niepostrzeżenie wkradać w przestrzeń to tu, to tam i zagęszczać siatkę jak pająki :D
0 notes
newutopiapress · 1 year
Photo
Tumblr media
https://newutopiapress.bigcartel.com/product/slady_gdn-traces_gdn
0 notes
newutopiapress · 1 year
Photo
Tumblr media
https://newutopiapress.bigcartel.com/product/slady_gdn-traces_gdn
0 notes
newutopiapress · 1 year
Photo
Tumblr media
https://newutopiapress.bigcartel.com/product/slady_gdn-traces_gdn
0 notes
newutopiapress · 3 years
Photo
Tumblr media
Na światło dzienne wyszła nasza pierwsza publikacja. “Radom Teraz”.
150 stron o radomskim graffiti.
Zapraszamy was w podróż po ‘Radomiu Teraz”. Jest to opowieść o teraźniejszości, która styka się i przenika przez przeszłość.
Przedstawiamy koncepcje i historie uniwersalne, które dzieją się wszędzie, lecz przez radomski pryzmat.
Łączymy relacje przede wszystkim z ulic ale i torów z projektami fotograficznymi i treściami literackimi różnej maści i formy. Tak, aby oprócz dokumentacji czy archiwizacji kondycji radomskiego graffiti, publikacja dała czytelnikowi ładunek do refleksji nad światem “graffiti writingu”.
Druk offsetowy. Kreda mat. 21x28x1.2cm. Oprawa miękka, szyto-klejona.
Preview: https://issuu.com/newutopiapress
0 notes