#moja jedyna radości
Explore tagged Tumblr posts
Text
To czego nie umiem powiedzieć na głos. Poza nielicznymi osobami, nikt o tym nie wie.
Problemy z autoagresją
To, że dzień w dzień byłem bity różnymi przedmiotami, paskiem, kablem lub kijem do czternastego roku życia przez matkę, do momentu aż się nie postawiłem. Zostawiło to trwałe skazy na mojej psychice. Dla kilkuletniego mnie był to niewyobrażalny ból, gdy kazała mi leżeć na łóżku a ja dostawałem raz za razem. Gdy ja chciałem jedynie odrobiny jej ciepła.
Że brat z którym zamieszkałem ćpał i robił imprezy. Do tej pory pamiętam jak młody ja był na jednej z nich, i młoda dziewczyna w moim domu niemal przedawkowała, zamknęła się w łazience, tak że brat musiał wywazac drzwi, aby się do niej dostać.
To, że ojciec, silniejszy ode mnie, wynosił mnie z domu na siłę, gdy mówiłem, że nie chce do niego jechać. Że przy najmniejszym niepowodzeniu również zdarzało mu się stosować wobec mnie przemoc. Zawsze byłem ten gorszy, bo środkowy, zawsze było coś. Bo dziecko z pierwszego małżeństwa, bo to i tamto.
Że gdy jechałem do niego, noc w noc płakałem, bo tak bardzo nie chciałem tam być.
Że zamykałem się w pokoju, często wpatrując się w sufit i modląc się do Boga, aby mnie zabrał. Lub zamykałem się w świecie książek, które dzięki temu pokochałem. Chce komuś opowiedzieć te wszystkie fajne rzeczy, o książkach które przeczytałem, o ich fabule, historie o wakacjach, o tych przyjemnych momentach. Ale ciężko gdy w mojej głowie jest tyle mroku zakazanych rzeczy i przykrych sytuacji.
Że macocha obrażała mnie, spiskowała przeciwko mnie, obwiniała o wszystko, szczuła mojego własnego ojca na mnie, rzuciła się na mnie z rękoma i dusiła, a gdy ja popchnąłem w samoobronie, twierdziła, że to ja ją zaatakowałem. Że ta sama kobieta goniła mojego brata przyrodniego krzyczac, że go zabije. Że potrafiła osmieszac mnie przy ludziach ze szkoły, że jestem nieudacznikiem.Jednak o dziwo jako jedyna z rodziny przeprosiła mnie za to. I to z nią wbrew pozorom mam teraz bardzo dobry kontakt. I jest mi bliższa niż moja własna matka.
W wieku prawie pełnoletnim uciekłem z domu i już do niego nie wróciłem przez długie lata, bo moja macocha obwiniła mnie za wszystko i kazała wypierdalać. więc tak zrobiłem.
Że ucieklem przez okno swojego domu do kogos kogo kochałem, bo chciałem ją zobaczyć tylko na jakiś czas, pomimo zakazow. Dla miłości jestem gotów do każdego poświęcenia, oddam siebie za ciepło, zrozumienie i troskę.
Że musiałem wyjechac za granicę, aby godnie żyć. Bo gdy matka sprzedała dom rodzinny, zalatwila dach nad głową mojemu bratu i sobie, a ja zostałem bez niczego. Oczywiście nie chciałem się domagac, zawsze wolalem być samodzielny. Więc wyjechałem zaznać dorosłości w innym kraju. I były to ciężkie 4 lata, lata smutkow ale i radości.
Że ta właśnie, która mnie urodziła po 14 latach przemocy zostawiła mnie samego z bratem, który mnie utrzymywał. Wyprowadzila się i nigdy nie wróciła. Po części ja rozumiem, choć na to zrozumienie przyszedł czas później. Przechodziła depresję i załamanie nerwowe po rozwodzie z ojcem. Musiała go bardzo kochać. Gdy ich małżenstwo się skończyło, przesypiala całe dnie. Mimo że była wobec mnie jaka była, to i tak byly dobre momenty. Sam zwykle przychodziłem do niej i kładłem się obok wtulony. Z pewnością mnie kochała, na swój sposób. Skłonności do depresji musze mieć po niej.
Miałem trudności w szkole, gorzej radziłem sobie z nauką, ciężko było mi zawierać nowe przyjaźnie. Nie ufałem. Bujałem się ze zlym towarzystwem, lub siedziałem sam. Głównie byłem sam. W samotności odnajduje swój spokój. Lubię zamknąć się w czterech ścianach bez towarzystwa ludzi, którzy czasem mnie męczą. Mimo, ze tego towarzystwa czasem brakuje.
Wiele zmiennych miało wpływ na mnie i moją osobowość i to jak trudno mi się przed kimś otworzyć. Często zajmuje to długie miesiące nim zaufam, a nawet lata.
W dodatku wiele toksycznych relacji, które często sam zapoczątkowałem, narkotyki i sytuacje, których można było uniknąć. Ci którzy mieli mnie wspierać robili mi testy na narkotyki, zamiast spytac czemu tak robię, co się dzieje, wesprzeć mnie.
Robiłem dużo złych rzeczy, wiele zła wyrządziłem i jak nie wierze w karme tak chyba coś mnie dopadło. Nie wiem jakie będą moje dalsze losy, gdzie zaprowadzi mnie przyszłość, chciałbym aby była swietlana u boku kogoś kto będzie mnie kochał, a ja będę mógł spełniać się dając rodzaj miłości i jej pokłady jakie w sobie mam komuś wyjątkowemu. Choć w gruncie rzeczy nie wiem czy miłość istnieje. Czasem w to nie wierzę, że jest gdzieś ta czystość, piękna naiwność, słońce w dzień i księżyc w nocy.
Są też rzeczy, o których nie jestem gotów mówić, bo są w nie zamieszane inne osoby, a to mogłoby narazić ich na konsekwencje.
I sam nie byłem ideałem, miałem i mam wady i zalety.
Zgrywam chuja, który jest nieczuły, ale w gruncie rzeczy mam empatię, i biorę na siebie problemy innych, chce pomagać, a jak nie mogę to czuję się bezsilny. Jestem problemem, którego należy unikać. Mam w sobie zbyt wiele wrażliwości na świat i widzę za dużo. A to nie zawsze wróży coś dobrego.
Więc owszem jestem straumatyzowanym przez świat chlopcem, zagubionym. Ale staram się, i chce być oparciem, chce dawać komfort, chce dać swoją miłość komuś kto nie będzie patrzył na mnie jak na potwora. Mam swoje cienie i blaski, jak powiedział ktoś bardzo mądry. Tak bardzo chciałbym nic nie psuć, ale moja przeszłość sprawiła, że dużo zepsułem do tej pory. Bo ja potrzebuje czasem się posklejać, potrzebuje trochę więcej czasu.
Jestem silny. Może nie jak Jack Reacher ani jak pseudo Hak Hobie,który uciekł z samolotu ledwo zywy,nie jestem agentem sił specjalnych, ani nie mam wyjątkowych zdolności ratowania z opresji. Ale przetrwałem wiele lat gnojenia mnie, znęcania psychicznego i fizycznego, lata porażek, wzlotów i upadków. I jestem tutaj. Jestem dla kogoś, kto pokocha mnie właśnie takiego o. Z rysami uszkodzonego z kilkoma elementami do naprawienia, z potencjałem.
Chce kogoś kto pojedzie ze mną na comic con, kto ułoży ze mną te cholerne puzzle, kto po prostu będzie, jakich błędów bym nie popełnił, kto mnie nie przekreśli, nie zostawi na pastwę losu, kto da mi pewność.
7 notes
·
View notes
Text
Nie muszę nikomu , niczego udowadniać… wiem co potrafię… ile mogę… co jest moją słabością… ile mam sił… jak daleko sięgają horyzonty mojej wytrzymałości i cierpliwości… wiem , ile jestem warta… nie potrzebuje szukać atencji i dowartościowania siebie , połechtania próżnego ego u innych ludzi… oczekiwanie komplementów to nie moja bajka… wręcz przeciwnie , powodują u mnie dyskomfort i niezręczność… zdecydowanie bardziej preferuję skromność i pokorę… nie bojąc się konstruktywnej krytyki… wiem , że wiele mogę… nie wszystko muszę… bo i nie zawsze musi mi się chcieć… ale i wielu rzeczy nie przeskoczę , choćbym bardzo chciała… znam doskonale swoje wady i zalety… nie potrzebuje , aby wytykać mi je palcami… nauczyłam się siebie… zaakceptowałam siebie… polubiłam siebie… jedyna osoba , której mogę cokolwiek udowodnić jestem ja sama… tylko siebie mogę przekonywać , że potrafię lepiej , więcej , szybciej… nie potrzebuje testerów swojej osobowości , charakteru… bo życie testuje wystarczająco uparcie mój hart ducha , waleczności , siły i wytrzymałość… nie jestem równaniem , aby rozkładać mnie na czynniki pierwsze , analizować , rozliczać… doradcom i opiniodawcom mojego życia mówię stanowcze NIE… ze swoich błędów sama siebie rozliczę , poniosę konsekwencje podejmowanych decyzji… moje sukcesy i radości będę dzielić wyłącznie z tymi , którzy szczerze pragną dobra i szczęścia dla mnie… z tymi , dla których nie jestem zadrą w oku… nie wchodzę do czyjegoś życia wnosząc błoto do jego "domu"… tym samym już nie pozwolę , aby ktoś wniósł śmieci do mojego życia… zawsze daje drugą szansę , bo każdy człowiek ma prawo do błędu… ale jeśli poczuje się wykorzystywana i manipulowana , oszukiwana , moje drzwi już na zawsze pozostaną zamknięte , zatrzaśnięte dla tego człowieka… bez wyrzutów sumienia… jakikolwiek ból by to niosło dla mojego serca… nie zmienię decyzji… bo doszłam do etapu , gdzie spokój jest dla mnie najważniejszy , najcenniejszy… jeśli nie generujesz go razem ze mną… a jedynie zaburzasz… to nasze ścieżki w tym momencie dalece się rozbiegają , rozmijają… tak po prostu… utrzymując zdrowy dystans , zachowujemy spokój myśli i lekkość serca…
0 notes
Text
To jest bardzo ciekawa rzecz. Przeglądałam na facebooku, tak z głupia frant, starych znajomych. Ludzi, wokół których kręciła się kiedyś moja egzystencja. Ludzi, bez których nie wyobrażałam sobie rzeczywistości, ludzi, którymi chciałam być, ludzi, których wykorzystywałam, aby poczuć się lepiej z samą sobą. I nie czułam nic. Zupełnie. Te dziecinne relacje rozpadły się, zniknęły, nie przetrwały ani próby czasu, ani próby odległości, ani właściwie żadnej próby. W międzyczasie zmieniłam się, w moim życiu działy się nieopisane rzeczy, przeszłam przez góry i doliny. Koniec końców nauczyłam się trzymać sztamę z sobą samą. I osiągnęłam pewne wewnętrzne zen. Gdyby ktoś mi powiedział 10 lat temu, że będę patrzeć na twarze osób, które uważałam za przyjaciół i nie poczuję nic, ani smutku, ani radości, ani nostalgii, gdyby ktoś rzekł - oni znikną kiedyś, ale świat się nie skończy, będziesz żyć dalej i to szczęśliwie, na twojej drodze będą pojawiać się raz po raz nowe miejsca i ludzie - powiedziałabym, że bzdura. A jednak. Przeglądam i przeglądam, pojawia się jedna twarz, która niesie ze sobą ładunek emocjonalny. Jedna, jedyna osoba z mojej przeszłości, spośród tylu różnych. Patrzę na to zdjęcie i momentalnie czuję słońce na skórze, delikatny wiatr, dźwięk przejeżdżających po moście pociągów. Nikt więcej. Raptem jedna osoba, która zdołała pozostawić po sobie coś. Ciekawa rzecz."
41 notes
·
View notes
Text
Change part 5/Zmiana część 5
Od przyjazdu Tomka do Warszawy minęły dwa tygodnie. W tym czasie, będąc pod troskliwą opieką Norberta, jadł za czterech i niemal nie ruszał się sprzed telewizora i komputera. Taki tryb życia odcisnął by swoje piętno na wadze i wymiarach każdego dorastającego chłopaka i Tomek nie był wyjątkiem. Jego silne i twarde mięśnie nóg i ramion pokryły się warstwą tłuszczu, który trząsł się nieco przy każdym ruchu. Zmiany zaszły również w wyglądzie jego pośladków, które niegdyś duże i jędrne, stały jeszcze większe i miękkie. Tomkowe slipy ledwo mogły je w sobie pomieścić, i ilekroć wstawał z kanapy, musiał je poprawiać, ponieważ materiał knilując się pomiędzy nimi, odsłaniał z dnia na dzień coraz więcej. Najbardziej jednak Tomek zmienił się od pasa w górę. Jego trzy niewielkie fałdki na brzuchu przeobraziły się w 2 pokaźne fałdy, zwisające już nie tylko z przodu ale i po bokach. Jego sześciopak, który był jeszcze nieco widoczny przed dwoma tygodniami, zniknął całkowicie pod rozrastającą się tkanką tłuszczową, która nie ominęła też klatki piersiowej. Niedawno wyglądała jak u każdego nastolatka uprawiającego sport - płaska i lekko umięśniona. Teraz otłuszczona i coraz bardziej przypominająca piersi. Co ciekawe, twarz Tomka zdawała się opierać inwazji sadła, nie licząc lekkiego zaokrąglenia w okolicy podbródka. Sam Tomek zdawał się być w stanie totalnego wyparcia, i mimo że spędzał całe dnie prawie nago, nie zauważał dość drastycznych zmian zachodzących w jego młodym ciele. Nadał był absolutnie pewien, że ta tymczasowa nadwaga spadnie sama po paru treningach. Problem w tym, że wcale nie chciało mu się trenować. Chciało mu się jeść.
T: Kuzyyn! Kiedy dzwoniłeś po te kebsy?
N: Yyy... 15 minut temu?
T: Serio? Myślałem że z 40. Masz jeszcze chipsy z wczoraj? Muszę czymś oszukać głód...
N: Wszystkie wczoraj wrąbałeś. Dwie duże paki jak oglądaliśmy film. Pod koniec już prawie odpływałeś ale i tak łapa ci kursowała między michą a paszczą.
T: Bo to były cebulowe, wiesz że to moje ulubione i że mogę je jeść bez przerwy. Nie idziesz może do sklepu?
N: Nie, sam sobie idź. Masz jeszcze dobre 20 minut zanim przjdzie żarcie.
T: Yyych... Nie chce mi się... ale w sumie picia też już nie mamy.
N: No co ty, w lodówce jest 2L Sprite'a przecież.
T: Na nas dwóch? Do końca dnia? To przecież do obiadu całe pójdzie. Daj kasę to już skoczę do tego sklepu, znaj moje dobre serce.
Norbert rzucił okiem na Tomkowe sadło i uśmiechnął się zadowolony.
N: Moja wdzięczność nie ma granic. Masz tu 50 i kup jeszcze jakieś lody.
T: Staary, czytasz mi w myślach! Ubieram się i lecę.
Tomek pobiegł do pokoju. Ku radości Norberta, wstając z kanapy nie poprawił majtek na tyłku, i jego dwa pulchne poślady podskakiwały miarowo przez całą drogę. "Ubieram się i lecę" - ostatnio Tomkowi łatwiej to powiedzieć niż zrobić. O ile jego T-shirty pasowały bez problemu i po prostu nieco inaczej leżały, to jego spodnie były już nieco mniej skore do współpracy. Jego aktualna jedyna czysta para, opinała się na tyłku, podkreślając jego krągłości. Wcześniej musiał mieć do nich pasek zeby mu nie zjeżdzały z dupy przy chodzeniu, a dziś musiał się trochę nagimnastykować żeby je w ogóle dopiąć.
T: O ... pfff... kurwa... Norbeert! Chodź na chwilę!
N: Co?
T: Patrz. Twój płyn do płukania mi skurczył spodnie.
N: Ta, skurczył. Ja obstawiam że raczej to tobie dupa rośnie.
T: Ej, wiem że nieco przytyłem, mówiłem że się z tym liczę, ale no bez jaj, te spodnie ze mnie spadały zanim do ciebie przyjechałem, nikt nie tyje tak szybko.
N: No dobra, moja wina, jutro kupię jakiś inny. Leć już do tego sklepu, bo jak żarcie przjdzie, a ciebie nie będzie, to nie obiecuję że się nie poczęstuję twoją porcją.
T: Dobra, idę! Spróbuj tylko coś ruszyć to... to...
N: Ta, jasne, to mi dowalisz.
T: A żebyś wiedział!
Trzasnęły drzwi, i dało się słyszeć pospieszne kroki na schodach. Norbert zanotował sobie w pamięci, że na Tomka motywująco działa groźba odebrania jedzenia. Zapewne przyda się to podczas realizacji planu, nad którym pracował z Igorem.
Mieszkanie Norberta znajdowało się na drugim piętrze, więc Tomek miał trochę schodów do pokonania. Zbiegając na dół, nie mógł nie poczuć jak jego pasiona przez ostatnie tygodnie opona na brzuchu podskakuje pod koszulką. To było bardzo dziwne uczucie, lecz na chwilę obecną skupiał się na tym, żeby na czas obrócić między sklepem a mieszkaniem zanim zjawi się dostawa. Wyszedł z chłodnej klatki na zewnątrz, gdzie musiało być ze 35 stopni. Szedł dziarsko przez osiedle, lecz wraz z pokonanymi metrami, czuł się coraz bardziej zgrzany, mokry od potu i zdyszany. Był w szoku że kondycja mogła mu spaść tak szybko. Po paruset metrach dotarł do sklepu, gdzie spodziewał się zostać powitany przez zbawienny chłód jego klimatyzowanych wnętrz, lecz tak się nie stało. Na szybie przy kasie zobaczył kartkę informującą kupujących o awarii klimy. Tomek westchnął, otarł pot z twarzy za pomocą przodu koszulki, pokazując swoje zalane ciało paru osobom w kolejce. Normalnie kiedy tak robił, zazwyczaj przyciągał kilka zainteresowanych spojrzeń lub nikt nie zwracał na to większej uwagi, lecz teraz zauważył kpiące uśmiechy dwóch typków, na oko młodszych od niego o 2-3 lata, obydwaj szczupli i zbudowani jak karatecy. Jeden miał shorty i podkoszulek, drugi podwinięte jeansy, a z ich tylnej kieszeni wystawał jego zwinięty t-shirt. Miał lekko wyrzeźbioną klatę i wąską talię, o którą opierał piłkę do kosza. Ich ciała i twarze lśniły od potu, zapewnie po zaciętej grze na boisku. Tomek rzucił na nich okiem i lekko zawstydzony poszedł z koszykiem do działu z nabiałem żeby się ochłodzić przy lodówkach. Wziął stamtąd parę deserów czekoladowych i kilka paczek sera topionego do tostów, następnie w koszyku wylądowały 2 pudła lodów, i na końcu tyle napojów na ile starczyło mu kasy. Dotaszczył swoje zakupy do kasy, zapakował je do plecaka i ruszył z powrotem do domu. W sklepie przez kolejkę zeszło mu więcej czasu niż się spodziewał, więc przyspieszył kroku, czując jak jego spocone uda i pośladki robią się śliskie od potu. Zdyszany wpadł na klatkę, i widząc brak samochodu dostawcy jedzenia przed domem, pozwolił sobie na chwilę odpoczynku w chłodnym korytarzu. Usiadł na schodach. Miał mroczki przed oczami i jedyne co słyszał to dudnienie własnego serca i swój ciężki oddech. Po paru minutach wstał, wspiął się na drugie piętro i wtoczył się do mieszkania. Poszedł prosto do salonu, zdjął plecak po czym zostawił go na podłodze a sam ciężko opadł na fotel obok. Norbert nigdy nie widział go w takim stanie.
N: Ej, młody, wszystko w porządku?
T: Uff...huff...ta...jaki skwaaar...
N: No, mówili że dziś będzie pięknie. Ani jednej chmurki i słońce. W sam raz na spacer.
T: Taa, jasne... huff... przyjechało już jedzenie?
N: Nie, masz jeszcze chwilę żeby się ogarnąć. Wyglądasz jakbyś tam biegł.
T: Noo... yyy... bo biegłem. Chciałem obrócić jak najszybciej żebyś wszystkiego sam nie zeżarł.
Norbert oczywiście wiedział że to kłamstwo, bo obserwował Tomka z balkonu, i widział jak upał dawał mu się we znaki. Nie wspominając o tym, że gdyby faktycznie biegł, to rundka do sklepu i z powrotem zajęłaby mu maks 10 minut a nie niemal 20.
N: No to zasłużyłeś sobie na tą lodowatą Pepsi, która się walała na tyłach lodówki.
Podał kuzynowi oszronioną litrową butelkę, a ten bez słowa ją otworzył, wyzerował w paręnaście sekund i głośno i przeciągle beknął.
T: O staary, dzięki. Od razu lepiej. Dobra, w plecaku mam lody i napoje więc wrzuć je do lodówki, a ja zmienię tylko koszulkę.
Tomek mówiąc to, zdjął swój t-shirt, z plamami potu pod pachami i na plecach, a Norbert znów mógł napawać się widokiem jego coraz bardziej zalanego sadłem brzucha, teraz dodatkowo połyskującego w słońcu od potu. Młody poszedł do pokoju, a po kilku sekundach zadzwonił domofon. Tomek wbiegł do salonu, z koszulką zamotaną na ramionach i klatce piersiowej, gibiąc się chaotycznie próbując ją założyć, nieświadomy tego jak jego fałdy na brzuchu falują i podskakują przy każdym ruchu. Norbert poczuł jak mu staje i żałował, że nie założył shortów albo dresów, bo niestety, dobrze dopasowane jeansy może i fantastycznie podkreślają tyłek, ale nie są najlepszym przyjacielem faceta tak hojnie obdarzonego przez naturę jak on.
T: Otworzę!
N: Yyy... co? A, jasne. Ja wezmę te... no, talerze wezmę.
Tomek odebrał, wpuścił dostawcę, i w zanim ten wspiął się na piętro, zdążył wyplątać się ze swojego t-shirta i normalnie go założyć. Po chwili odebrał zamówienie i wrócił do kuchni.
T: Dasz wiarę, że znów dali nam więcej niż zamówiliśmy?! Genialna jest ta knajpa. Mam nadzieję, że damy radę tyle zjeść.
N: Na pewno. Po tym krótkim lecz intensywnym biegu, na pewno masz apetyt, co?
T: No raczej! Dobra, dawaj te talerze i jemy.
Ten posiłek przebiegł dokładnie tak jak niemal wszystkie w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Norbert specjalnie zamawiał coraz większe porcje, a Tomek dzielnie je pochłaniał. Najpierw z trudem, lecz z czasem coraz szybciej znikały z talerza. Norbert jadł tyle ile potrzebował, żeby się najeść i nie zruinować swojej perfekcyjnej sylwetki greckiego boga, i zawsze resztkami dopychał swojego łakomego kuzyna. Dzisiejszy obiad był znów większy niż zazwyczaj, ponieważ ostatnio Tomek skonczył jeść i dalej szukał przekąsek po szafkach, więc tym razem Norbert zadbał o to, żeby młody ledwo mógł się ruszać po odejściu od stołu. Stwierdził, że mu się powiodło, kiedy Tomek z trudem dźwignął się z krzesła, jedną ręką trzymając się za wzdęty brzuch, a drugą szukając pod nim na oślep guzika od shortów. Kiedy go w końcu odpiął, brzuch opadł swobodnie nieco niżej, a shorty zostały tam gdzie były, utrzymywane na swoim miejscu przez uda i tyłek. Jęcząc z przejedzenia, młodszy kuzyn opadł ciężko na kanapę, położył się na boku i masując brzuch, oglądał telewizję przez parę minut, a po chwili, uszu Norberta dobiegło ciche chrapanie. Zadanie wykonane. Młody będzie teraz trawił parę godzin, a on w tym czasie przygotuje równie sytą kolację i zadzwoni po Igora. Czas rozpocząć pierwszą część ich planu.
***
Tomek spał dobre 3 godziny i kiedy się obudził, nadal czuł się ociężały. Usiadł na kanapie i czuł jak jego nabrzmiały brzuch dotyka jego ud. Nigdy się nie spodziewał, że poczuje coś takiego. Wstał powoli i próbował zapiąć shorty, lecz nie był w stanie. Po raz pierwszy poczuł na serio że jest gruby, lecz zapachy dochodzące z kuchni sprawiły, że natychmiast o tym zapomniał. To nie było jedzenie na wynos ani żaden fastfood. Norbert gotował leczo, i do tego podpiekał na patelni ziemniaki. Zapach był absolutnie boski.
T: Wow, jak to pięknie pachnie. Myślałem że po obiedzie już dzisiaj nic nie wepchnę, ale teraz wiem że się myliłem.
N: Nie bój nic, dziś jemy jak normalni ludzie bo wpada mój kumpel Igor. Chcemy zrobić małą sesyjkę jogi, a potem zjeść coś dobrego.
T: Kiedy przychodzi?
N: Niedługo powinien być. Zaraz wstawiam to do piekarnika żeby zostało ciepłe i się idę przebrać. Chcesz do nas dołączyć? Porozciągasz się nieco.
T: Nie, raczej nie. Nigdy nie przepadałem za jogą. Pogram sobie na kompie czy coś.
N: Jak chcesz.
Norbert poszedł do swojej sypialni, a Tomek rozsiadł się w fotelu z laptopem. Usiadł tak, żeby nie uciskać zbytnio brzucha, bo nadał był dość wrażliwy na dotyk. Po paru minutach domofon zasygnalizował przybycie Igora.
N: Ej, otworzysz?
T: Ych... no doobra...
Tomek podniósł się z fotela, wpuścił Igora i wrócił na swoje miejsce. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
T: Otwarte!
Drzwi otworzyły się i po chwili do salonu wszedł Igor. Był niższy od Norberta o dobrych 15cm, lecz równie dobrze zbudowany. Z twarzy był średnio przystojny, ale wyraźnie zarysowana szczęka dodawał mu seksapilu. Jego ciemne blond włosy były podgolone na bokach, a dłuższe pasma opadały na jego prawą skroń. Ubrany był w luźny, czerwony podkoszulek, który odsłaniał sporo jego umięśnionej klaty i czarne obcisłe shorty kolarskie, które nie pozostawiały absolutnie niczego wyobraźni. Postawił swoją sportową torbę koło kanapy i wciągnął umięśnione ramię w stronę Tomka.
I: Hej, Igor jestem.
T: Tomek.
I: Jest twój kuzyn?
T: Tak, u siebie w pokoju, nie wiem co on tam robi tyle czasu.
I: Pewnie się przebiera. To nasz siłowniowy elegant. Zajrzę do niego.
Kiedy Igor się oddalał, Tomek nie mógł nie zauważyć jego wielkich, jędrnych pośladów ledwo mieszczącyc się w shortach, oraz grubych, umięśnionych ud i łydek. Ten facet musi chyba mieszkać na siłowni gdzie każdy dzień jest dniem nóg. Tomek wrócił do grania, zastanawiając się czy po wakacjach też kiedyś dojdzie do takiej formy.
***
Igor wszedł do sypialni Norberta, kiedy ten akurat kończył serię pompek.
N: uff... 48... ngh... 49... 50. Uff... huff... Hej... długo już tu stoisz?
I: Wystarczająco żeby stwierdzić że dupsko ci urosło od tego żarcia razem z tym grubaskiem z salonu.
N: Hehe, pierdol się, moja dupa ma się nijak do tego potwora którego sobie wyhodowałeś pod plecami.
I: Dobra, dobra, komplementy na bok. Stary, ale żeś go spasł.
N: Nadal ma po prostu brzuch wywalony po obiedzie. Ale dziś przeszedł samego siebie, muszę przyznać.
I: Ok, to jak chcesz teraz to rozegrać?
N: Proste, idziemy tam i pokazujemy młodemu jak wygląda ciało mężczyzny który dba o siebie. A potem kolacja. Zrobiłem jak zawsze więcej żarcia, zobaczymy czy nasz żarłok znów zje wszystko ze stołu.
I: Ok, przebieraj się i idziemy.
N: Jestem przebrany przecież.
I: O nie, stary. Nie będę sam paradował w tych ciasnych shortach. Wyskakuj z tych spodenek i wbijaj się w swoje.
N: Przyznaj że chcesz po prostu sobie popatrzeć.
I: Chyba ty, ja mam dziewczynę.
N: Ta, niezła przykrywka, chłopaki w szatni mi mówili że lubisz sobie zerkać tu i tam pod pryszni-
I: Zamknij mordę i przebieraj się w końcu.
Norbert z uśmiechem zdjął swoje luźne shorty do koszykówki i stał nago przed Igorem. Podrapał się po bardzo krótko przyciętych włosach przy swoim długim i grubym - mimo spoczynku - penisie i jego ręka powędrowała niżej, chwytając wielkie, zwisające między potężnymi udami jądra. Widział, że Igor odwrócił wzrok, ale nie wyszedł z pokoju. Norbert otworzył szufladę i wyciągnął parę kolarskich trykotów z zeszłego roku, i z trudem naciągał je na swoje umięśnione nogi i pośladki. Gdy już skończył, poprawił tylko ułożenie swojego sprzętu i wychodząc z pokoju, klepnął Igora w tyłek, aż ten wzdrygnął się zaskoczony.
I: Czasami cię na serio nienawidzę.
N: Wiem.
***
Norbert i Igor weszli do salonu. Tomek już prawie leżał w fotelu, ze stopami na stoliku i laptopem na klacie. Kiedy zobaczył dwóch wyrzeźbionych facetów, zaczynających rozgrzewkę i schylających się żeby rozłożyć maty, zapomniał że na ekranie komputera właśnie zginęła jego postać. Patrzył jak Norbert i Igor się rozciągają, a wraz z nimi, ich przyciasne shorty, sprawiające wrażenie jakby zaraz miały pęknąć, lecz nie wiadomo czy na tyłku, udach czy kroczu. Zdumiewające było też to, że nie wpijały się w ich ciała, co oznaczało że poziom ich tkanki tłuszczowej był zdumiewająco niski. Z zadumy wyrwał go głos kuzyna.
N: Młody, w zakładkach mam radio z muzyką do jogi, odpal jeśli to nie problem.
T: A-aha, spoko, już odpalam.
Z laptopa zaczęła płynąć spokojna melodia grana na sitarze. Norbert wraz z kumplem zaczęli wykonywać miarowe gesty i przyjmować pozycje które wyglądały dziwniej niż się nazywały i z minuty na minutę stawały się coraz bardziej skomplikowane. Niemniej, panowie zdawali się całkowicie zrelaksowani. Ich mięśnie grały pod skórą, poddając się całkowitej kontroli. Wieczór był gorący, i pomimo otwartego na oścież okna i drzwi balkonowych, dwa perfekcyjne ciała lśniły w wieczornym słońcu, w miarę jak ćwiczenia stawały się coraz bardziej wymagające. Pokój wypełnił się męską wonią potu zmieszanego z zapachem dobrych perfum o piżmowej nucie. Ta fala feromonów połączona z widokami i odgłosami wydawanymi przez dwóch ćwiczących mężczyzn, poruszyła strunę w umyśle Tomka. Może ich nie pożądał, ale na pewno pragnął kiedyś wyglądać tak majestatycznie. Odstawiając laptopa na stolik, wychylił się do przodu i poczuł swój brzuch uciskający jego uda. Wreszcie do niego dotarło. Co on ze sobą zrobił? W dwa tygodnie zmienił się w leniwego grubasa, i chciał to kontynuować przez kolejny miesiąc z okładem. Musi się ogarnąć, przystopować...
N: -j! EJ! Ziemia do młodego!
T: Yyy... C-co? Co chcesz?
N: Mówię ci trzeci raz żebyś pożyczył Igorowi jeden ze swoich ręczników, bo zapomniał zabrać czysty z domu, a chciałby wziąć prysznic przed kolacją.
T: A, jasne, już niosę.
N: Igor jest już w łazience, więc po prostu wrzuć mu go tam i pomóż mi ze stołem.
Tomek pobiegł do pokoju, wyciągnął ręcznik z szuflady. Kiedy uchylił drzwi łazienki żeby go wrzucić, w lustrze dostrzegł Igora pod prysznicem. Stał i masturbował się z zamkniętymi oczami. Jedna ręka oczywiście ślizgała się miarowo po sporym, żylastym penisie, a druga wędrowała od klatki piersiowej, po pięknie zarysowanym sześciopaku, aż do jąder a następnie na wielkie, podskakujące pośladki, po których płynęły strugi piany, i niknęły pomiędzy nimi. Tomek zamknął cicho drzwi, i skonsternowany wrócił do kuchni, gdzie czekały na niego talerze i sztućce do rozłożenia. Stanął nad nimi i znów zanurzył się w myślach.
N: Co dzisiaj z tobą jest? Ciągle nieobecny jesteś.
T: Sorry, brzuch mnie trochę boli i czekam na łazienkę aż się zwolni.
N: Znając Igora, to może trochę potrwać. Chodź, rozmasuję ci go. Ostatnio pomogło, nie?
T: No... tak, ale... sam nie wiem...
Norbert zobaczył jak Tomek krzyżuje ramiona na brzuchu.
N: Ej, no chodź, przecież nie będziesz się z tym męczył.
T: Ech... no dobra, ale bez głupich komentarzy.
Tomek usiadł w fotelu, a Norbert na stoliku, nadal w spodenkach w których ćwiczył. Jego ciało promieniowało ciepłem i wonią potu. Położył swoje dłonie na brzuchu Tomka, i masował powoli, ugniatając najgrubszą warstwę sadła koło pępka. Starszy kuzyn nie komentował, ale nie mógł ukryć uśmiechu.
T: Co cię tak bawi?
N: Co? Nic. Nie przejmuj się. Lepiej ci?
T: Tak, ale i tak czekam na łazienkę.
N: Ok, ale talerze chyba dasz radę rozłożyć.
T: Jasne...
Po 10 minutach, z łazienki wyszedł Igor, przepasany ręcznikiem. Podszedł do swojej torby i wyciągnął czyste majtki, spodnie i koszulkę.
I: Gdzie mogę się przebrać?
N: Jak dla mnie, choćby i tu, hehe.
I: Tobie już nic nie zaszkodzi, ale młodego wolałbym nie gorszyć.
N: To sportowiec, pewnie nie takie rzeczy widział w szatni po meczach, co?
T: No, w sensie czy widziałem innych nago? Tak, to normalne w sumie, ale chyba nie każdy to lubił. Jak chcesz to mój pokój jest tam. Ja idę do łazienki.
I: Dzięki. A, jak możesz to wrzuć moje shorty do pralki. Walnąłem je na kibel na ostatnia fleja, sorry.
Tomek bez słowa poszedł do łazienki, zamknął drzwi i podszedł do sedesu. Na klapie leżały zmięte shorty, które podniósł i już miał je wrzucić do pralki, kiedy poczuł jakie są wilgotne. Rozprostował je i zobaczył wyraźnie ciemniejsze miejsca na materiale w miejscu gdzie uda przechodzą w pośladki. Zwinął je w ręku i przyłożył do nosa. Uderzyła go esencja męskiego zapachu, a wyobraźnia podsuwała mu obrazy wielkich, spoconych pośladków Igora, które ten materiał ciasno opinał jeszcze 20 minut temu. Przerwało mu pukanie do drzwi.
N: Ej, pospiesz się, zaraz jemy.
T: O-ok, moment!
Tomek wrzucił shorty do pralki i po paru minutach na kiblu, wyszedł z łazienki czując się parę kilo lżejszy, choć jego brzuch wizualnie nie podzielał jego zdania. Norbert i Igor siedzieli już przy stole, nakładając jedzenie i polewając napoje.
N: Młody, ile ci nałożyć?
T: Nie wiem, tyle ile zostanie, pewnie jesteście bardzo głodni po ćwiczeniach, a ja już się dziś obżarłem.
N: No co ty, mów ile, przecież rośniesz chłopaku, a ten tutaj mógłby zrzucić parę kilo, bo niedługo jego dupsko ogłosi niepodległość, hehe.
I: Ej, patrz na siebie spaślaku! Twój sześciopak to powoli już tylko czteropak i wał sadła pod pępkiem.
N: Sam widzisz, my musimy uważać na to co jemy, ale ty możesz jeść ile chcesz.
T: No... Problem w tym że już chyba nie chcę tak jeść. Tylko popatrz na to...
Tomek podwinął t-shirt i chwycił w palce swoją pokaźną fałdę przy pępku i potrząsnął nią.
T: Wystarczyły dwa tygodnie i już się zalałem jak wieprz...
I: No młody, jest masa.
T: No właśnie. Chciałbym teraz rzeźbę. T-taką jak wasza.
N: Czekaj, czekaj młody. Czy ja dobrze słyszę, czy ty...
T: Chcę znów ćwiczyć, żeby wyglądać jak wy.
N: No... nie wiem. Nadal masz za mało masy na takie ciało.
Mówiąc to napiął bicepsa, grubości tomkowego uda.
T: Jak to za mało? Przecież się spasłem.
N: To jeszcze nic. Mięśni z powietrza nie zrobisz. Najpierw musisz przybrać jeszcze odrobinę.
I: No i musiałbyś trenować z nami prawie codziennie. Duża micha i duży trening. Myślisz że dasz radę?
N: Właśnie, normalnie to ty leżysz albo siedzisz cały dzień, a teraz będzie trzeba ruszyć dupę, i to konkretnie.
T: Wiem, i zdaję sobie sprawę że na początku będzie trudno... ale chcę wyglądać jak prawdziwy facet. Jak wy.
Norbert uśmiechnął się do Igora i klepnął Tomka w ramię.
N: W takim razie wcinaj młody. Musisz mieć siłę, bo jutro idziesz z nami na trening.
I: A, ważna rzecz na początku każdej transformacji. Gdzie trzymasz wagę?
N: W sypialni, pod łóżkiem.
I: Skoczę po nią, a ty zrób mu foty.
T: J-jakie foty?
N: Przed. Żebyś miał porównanie i motywację.
T: A, spoko.
N: No to rozbieraj się.
T: Co?!
N: No przecież sylwetki nie będziesz w ubraniach porównywał.
T: A, no w sumie racja.
Tomek rozebrał się do majtek, i stanął na tle ściany. Norbert zrobił mu zdjęcia od przodu, od tyłu i z boku, a Igor kazał wejść na wagę. Wyświetlacz zamrugał i po chwili pokazał 78 kilo.
T: O kurwa.
N: Co?
T: Od kiedy tu jestem, przytyłem 8 kilo...
I: Dobrze, to znaczy że twoje ciało będzie się szybko dostosowywało do diety i treningu.
T: Serio? To ile jeszcze muszę przybrać masy?
N: Powiemy ci jak już tam dojdziesz. To zawsze indywidualna sprawa. Dobra, ubieraj się i jemy. To ile ci nałożyć?
T: Wszystko.
N: No i to rozumiem.
Written together with etzooo
etzooo: https://etzooo.tumblr.com/
5 notes
·
View notes
Photo
Uważam się za dość bystrego człowieka, ale prawdę powiedziawszy, kiedy zacząłem studia nie sądziłem, że uda mi się je ukończyć z tytułem magistra :D Już po licencjacie byłem pozytywnie zaskoczony, ale magisterka przerosła moje najśmielsze oczekiwania :D Mówi się, że za każdym sukcesem mężczyzny, stoi wspierająca go kobieta. Ja nie jestem nikim wybitnym, ale napewno zawdzięczam ten tytuł swojej wspaniałej Michasi, która pomagała mi na każdej płaszczyźnie studiów i znosiła ten stres razem ze mną oraz całemu sztabowi ludzi towarzyszącym mi w czasie tej pięknej, pięcioletniej przygody. Dziękuję moim kolegom i koleżankom z roku, za te 2, 3, a z niektórymi nawet za 5 lat wspierania mnie, krycia, ogarniania. Za każde piwko po uczelni, fajeczkę, za każdy skrawek notatek i każde dobre słowo w trakcie zaliczeń. Mam u Was ogromny dług wdzięczności, i chętnie bede go spłacał przy każdej napotkanej okazji. Dziękuję moim przyjaciołom z gastronomii, bo była to przez kilka lat moja jedyna "rodzina" w Gdańsku, i bez nich nie utrzymałbym się w tak wielkim mieście i nie przeżyłbym tylu niezapomnianych przygód z cudownymi ludźmi. Dzięki temu środowisku rozwinąłem się jako człowiek w wielu aspektach bardziej niż kiedykolwiek. Dziękuję mojej kochającej rodzinie i wieloletnim przyjaciołom, którzy oprócz wsparcia i wysłuchiwania narzekań, pomagali mi tak jak tylko potrafili, poczynając od skserowania kartki, na czytaniu i obrabianiu moich wypocin kończąc. Dziękuję również moim gdańskim przyjaciołom, którzy nie raz ogarniali mi robotę lub nocleg, pożyczali mi auto, pomagali w przeprowadzkach, karkołomnych misjach, a w chwilach radości poprostu ze mną byli. To nie były studia ciężkie jak kierunki ścisłe, medyczne czy prawnicze i mega podziwiam ludzi, którzy je kończą, bo to naprawdę jest ogrom pracy i masa wyrzeczeń. Dla mnie to była jednak całkiem wymagająca przygoda i cieszę się, że mogę już świętować. Jeszcze raz wielkie dzięki, wszystkiego dobrego, gratulacje dla wszystkich absolwentów i miłego dnia. A, i smacznej kawusi życzę ;) (w: Wydział Historyczny UG) https://www.instagram.com/p/CQ0x2CSrmKL/?utm_medium=tumblr
0 notes
Text
Rozdział dziesiąty. Część 3 - Jowisz
Kiedy pozbierałem gwiazdy i połączyłem punkty. Nie wiem kim jestem, ale teraz wiem kim nie jestem...
Miesiąc czwarty – styczeń
Nie widział się z Louisem w czasie świąt, ale wiedział od Jay, że szatyn niechętnie, ale pojawił się w domu i z jeszcze większą niechęcią otworzył prezent urodzinowy i świąteczny, który Harry zostawił dla niego w domu. Chciał spotkać się z Lou, osobiście złożyć mu życzenia i najlepiej spędzić z nim sylwester, ale zdawał sobie sprawę, że to będzie zbyt inwazyjne. Nie mógł tak po prostu osaczyć szatyna swoją obecnością, widział jak podczas swoich krótkich wizyt, Louis stawał się niespokojny i rozdrażniony. I chociaż to bolało, wiedział że z czasem sytuacja ulegnie zmianie i poprawi się, musiał po prostu cierpliwie czekać, a w tym przecież był najlepszy.
Obserwował biegającą Mary, która przecież miała już półtorej roku. Dziewczynka rosła jak na drożdżach i uświadamiała Harry’emu jak szybko mija czas. Przez cały czas wydawało mu się, że mała nagle straci równowagę i przewróci się tak jak robiła to jeszcze kilka miesięcy temu, był chyba trochę nadopiekuńczym wujkiem, ale tłumaczył to sobie zwyczajną troską i zdrową ostrożnością, której nigdy nie jest za dużo. Nie wiedział gdzie podziewała się Gemma i mama, ale mógł się domyślać, że dyskutowały o czymś zaciekle i to dlatego zostawiły jego i Nialla w salonie razem z dzieckiem.
- Gemma mówiła, że widujesz się z Louisem – zaczął niezobowiązująco Niall, śledząc wzrokiem poczynania swojej córki.
- A skąd ona o tym wie? – zapytał i starał się nie brzmieć oskarżająco, ale pewnie wcale mu się to nie udało.
- Mam wrażenie, że ona wie wszystko, ale tak serio, to wydaje mi się, że od twojej mamy.
- Nie rozmawiałem o tym z moją mamą, ale pewnie Tony jej powiedział – powiedział sam do siebie, nie oczekiwał, że jego życie osobiste będzie obmawiane za jego plecami – ale tak, widziałem się z Louisem kilka razy.
- Jak on się trzyma? Wszystko z nim w porządku?
- Dużo jest nie w porządku Niall, mam wrażenie, że jest więcej spraw, które idą źle niż tych które idą dobrze, ale radzimy sobie. Louis jest silny i niedługo będzie z nim w porządku – powiedział tak szczerze jak tylko mógł. Nie chciał wdawać się w szczegóły, opisywać każdy szczegół załamania Louisa, nie miał do tego prawa.
- Miałem nadzieję, że kiedy wróci, będzie chciał się ze mną zobaczyć – w głosie Nialla nie pobrzmiewała pretensja czy złość, blondyn był tylko rozgoryczony i może też zawiedziony, a Harry nie miał prawa go obwiniać, bo sam przez większą część czasu czuł się źle z tym jak bardzo wycofany jest szatyn.
- Ni to nie tak, że on nie chce – zaczął i wyciągnął ręce w stronę Mary, która podreptała radośnie w jego stronę – Louis jest teraz trochę zagubiony i nie jest pewny samego siebie. On… zmienił się i nie jest taki jak dawniej, ale powiedziałem mu o ślubie twoim i Gemmy, nie dotarliśmy jeszcze do tej części z Mary, ale niedługo opowiem mu o tym małym skrzacie – połaskotał brzuszek dziewczynki, która zachichotała i starała się odepchnąć jego duże dłonie z dala od siebie – jestem pewny, że on chciałby zobaczyć was wszystkich, ale boi się, że nie należy już do tego życia jakie prowadzimy teraz.
- Po prostu tęsknie za swoim kumplem – powiedział cicho Niall, przyciszając głos, gdy usłyszał zbliżające się Gemme i Anne.
- On też za tobą tęskni, spróbuję z nim porozmawiać dobrze? Może uda mi się namówić go chociaż na krótkie spotkanie.
- Dzięki Harry – blondyn posłał mu pełen wdzięczności uśmiech i roześmiał się, gdy Mary całkowitym przypadkiem uderzyła go piąstką w twarz.
- Nie ma za co, sam chciałbym żeby Lou wyszedł do ludzi i spotkał się z kimś. A ty moja panno – chwycił rączkę dziewczynki – nie powinnaś bić osób większych od siebie.
- Mary na swoje nieszczęście jest chyba zbyt podobna do swojej mamy – zauważył rozbawiony Niall i zerknął na Gemme, która weszła do salonu w którym siedzieli – skończyłyście już swój sabat?
- Bardzo śmieszne Niall – prychnęła kobieta i usiadła obok Harry’ego, mierząc go oceniającym wzorkiem – pomyślałyśmy z mamą, że może urządzilibyśmy sobie rodzinną kolację w ten weekend? Zaprosilibyśmy przyjaciół i najbliższych i spędzili trochę czasu razem.
- Jasne, czemu nie – przytaknął Niall, ale jego wzrok utkwiony był w Harrym, który siedział spięty i wyglądał jakby chciał uciec stąd jak najszybciej.
Wcale mu się nie dziwił, tylko głupiec nie zauważyłby o co chodzi Anne i Gemmie. Najwyraźniej powrót Louisa niczego nie zmienił i te dwie kobiety nadal miały swoje plany jeżeli chodzi o Harry’ego.
***
Był cywilizowanym człowiekiem, dlatego zapukał do drzwi, a nie wparował do środka tak jak to zrobił ostatnio. Miał nadzieję, że Louis nie postanowił go ignorować. Usłyszał donośne szczekanie i mimowolnie uśmiechnął się, ponieważ naprawdę byłoby miło, gdyby Lou przyzwyczaił się do niego tak szybko jak zrobił to Fobos. Drzwi otworzyły się i mógł spodziewać się, że nie zobaczy radości na twarzy szatyna, mężczyzna patrzył na niego z nachmurzonym wyrazem twarzy, a niezadowolenie biło z każdego fragmentu jego ciała.
- Cześć Lou – uśmiechnął się w jego stronę i pochylił się ściskając lekko jego ramię – cześć Fobos – ukucnął, by pogłaskać psiaka, który łasił się do jego dłoni i poszczekiwał radośnie – mam nadzieję, że w niczym wam nie przeszkodziłem.
- Po co w ogóle przyszedłeś? – oczywiście to było pierwsze pytanie Louisa i Harry nie powstrzymał się i przewrócił oczami, bo to było takie typowe.
- Chciałem cię zobaczyć – wyjaśnił i nie czekając na zaproszenie wszedł do salonu.
- Po co?
- Ponieważ za tobą tęskniłem – postanowił nie kłamać, Louis musiał być świadom tego, że naprawdę były osoby, które o nim myślały i kochały go.
- Nie musisz kłamać, nie wyrzucę cię stąd – to była jedyna odpowiedź mężczyzny, który usiadł na fotelu z dala od Harry’ego. To był już ich stały schemat, Lou za każdym razem zachowywał się podobnie.
- Nie kłamię, przecież obiecałem, że będę mówił prawdę. Nie widzieliśmy się przez dwa tygodnie, jak minęły ci święta?
- Było znośnie – lakoniczność i wręcz żołnierskie odpowiedzi Louisa, nie były czymś do czego był przyzwyczajony i takie wyciąganie odpowiedzi było trudne.
- Lottie i Fizzy przyjechały?
- Tak i Oliver – Lou wręcz warknął wymawiając imię narzeczonego Fizzy.
- Nie przepadasz za nim.
- Delikatnie mówiąc.
- Kiedy go spotkałem, wydawał się w porządku – powiedział lekko Harry, nie chcąc rozdrażnić już zdenerwowanego szatyna.
- To arogancki, pewny siebie, egoistyczny dupek – wyrzucił ze złością Lou – gdyby nie Fizzy pozbyłbym się go i zastąpił kimś normalnym.
- Nie wiedziałem, że jesteś swatką.
- Nie wiedziałem, że jesteś żartownisiem.
- Dobra, nie mam zamiaru kłócić się z tobą o Olivera, po prostu wydawało mi się, że dobrze traktuje twoją siostrę i tyle, ale jeżeli twierdzisz, że jest dupkiem, to może warto przyjrzeć mu się trochę uważniej – wzruszył ramionami, nie chcąc wdawać się w szczegóły i zastanawiać jaki jest facet Fizzy. Faktycznie spotkał go kilka razy i wtedy mężczyzna wydawał się sympatycznym i miłym rozmówcą, ale przecież równie dobrze Lou mógł mieć rację.
- Mama wydaje się go lubić – szatyn odezwał się po chwili i Harry usłyszał tą niepewność w jego głosie, której nie było wcześniej i to było niepokojące i mogło wyjaśniać tą złość na myśl o Oliverze.
- Mogę być szczery?
- To mi obiecałeś prawda?
- Tak, więc twoja mama po prostu cieszy się, że twoje siostry układają sobie życie, chyba żaden rodzic nie życzy swojemu dziecku samotności. Jay zaakceptowała Olivera, bo uszczęśliwia Fizzy i tyle. On nie zastąpi ciebie Lou, nikt nie mógłby zastąpić ciebie, jesteś jej jedynym synem, ona kocha cię tak niewyobrażalnie mocno. Musisz jej zaufać i uwierzyć w jej miłość – mówił i widział jak Louis patrzy na niego podejrzliwie.
- Mama zaakceptowała też ciebie, dużo szybciej i mocniej niż tego całego Olivera.
- I twierdzisz, że się pomyliła? – bał się odpowiedzi, którą może usłyszeć, ale wolał dowiedzieć się prawdy teraz niż później.
- Nie, w tym wypadku jestem pewny, że nie.
- Dobra, uzgodnijmy, że przy najbliższej okazji przemaglujemy Olivera i dokładnie go sprawdzimy – powiedział uśmiechając się lekko, nie chcąc przerazić Louisa swoją radością.
- Zgoda – mały uśmiech pojawił się na twarzy Louisa i oddech Harry’ego stał się urywany, ponieważ to był pierwszy uśmiech szatyna jaki udało mu się zobaczyć od lat.
- Kilka dni temu rozmawiałem z Niallem – zaczął, chcąc wykorzystać chwilowy dobry humor mężczyzny – może chciałbyś się z nim spotkać?
- Z Niallem? – starszy uniósł brwi, patrząc na niego z zainteresowaniem.
- No tak z Niallem i może z Mary, nie poznałeś jej jeszcze – powiedział niepewnie, drapiąc się po karku.
- Z Mary? Mówiłeś, że Niall ożenił się z twoją siostrą – konsternacja na twarzy Lou była wręcz komiczna i nie mógł się powstrzymać przed roześmianiem się. Ku swojemu zaskoczeniu Louis nie wyglądał na zdenerwowanego, wpatrywał się w niego i Harry’emu wydawało się, że jest spokojny i rozluźniony.
- Przepraszam, nie wspominałem o tym wcześniej, Mary to córka Nialla i Gemmy. Ma już półtorej roku, jest urocza i zabawna, ostatnio nawet uderzyła mnie w twarz.
- Och myślę, że polubiłbym ją – zażartował szatyn i to wydawało się tak naturalne, ale też nierzeczywiste, że Harry starał się powstrzymywać łzy, które kłuły go w oczy – ale myślę, że Niall nie chce się ze mnie zobaczyć.
- Dlaczego?
- Kiedy widzieliśmy się ostatni raz, pokłóciliśmy się, więc nie sądzę, żeby nasze spotkanie było dobrym pomysłem.
- On za tobą tęskni, i już dawno zapomniał o tej kłótni, zresztą zrobiłem coś czego nie powinienem i teraz Niall zapewne wybuchnie płaczem, kiedy cię zobaczy, więc kiedy usłyszysz coś o jakimś liście, po prostu przytakuj i nie wdawaj się w szczegóły.
- Zmieniłeś się Harry – słowa Louisa zawisły pomiędzy nimi, a cisza przeciągała się, ponieważ Harry nie wiedział, co mógłby powiedzieć, bo zmienił się, ale nie wiedział czy Lou uznawał to za coś dobrego – czasami jestem przerażony, bo nie poznaje cię i boję się, że nie jesteś już tym samym chłopakiem, którego poznałem w bibliotece. Kiedyś myślałem, że mnie potrzebujesz, ale teraz widzę, że już tak nie jest i jeżeli mnie nie potrzebujesz, to nie wiem, po co chciałbyś być tutaj, po co chciałbyś być ze mną.
- Lou – chciał mu przerwać, ale szatyn podniósł dłoń, więc zamilkł szybko.
- Nie Harry, to jest to co czuję i powiedz Niallowi, że mogę się z nim spotkać, ale nie teraz, dam mu znać, nadal mam jego numer, a teraz mógłbyś już pójść?
- Lou, nie wyrzucaj mnie – poprosił i podniósł się, by podejść do niego, ale szatyn pokręcił szybko głową, więc zatrzymał się w miejscu – nie chcę cię zostawiać.
- Nie zostawiasz mnie, rozumiem to, nie zostawiłeś mnie, to ja zostawiłem ciebie. I nie wiem, dlaczego tutaj jesteś, dlaczego przychodzisz i rozmawiasz ze mną, ale akceptuję to i liczę, że kiedyś zrozumiem, jak sobie na ciebie zasłużyłem. Teraz proszę, żebyś stąd wyszedł, nie wyrzucam cię, ale chciałbym zostać sam. Możesz to dla mnie zrobić?
- Tak, dobrze już idę, ale wrócę jutro. To będzie w porządku?
- Tak, do jutra.
- Wszystko z tobą dobrze? – upewnił się, bojąc się wyjść i zostawić go samego.
- Tak, ale może nie przychodź jutro, tylko zadzwoń do mnie? I opowiesz mi wtedy o Mary i Niallu.
- W takim razie do jutra Louis – pochylił się i pierwszy raz od lat pocałował policzek szatyna, który nie odsunął się, ale przyjął ten czuły gest bez słowa.
***
Miesiąc piąty – luty
Nie wiedział, czy powinien to robić, rozmawiali z Harrym przez telefon i to było lepsze niż widywanie się twarzą w twarz, wtedy potrafił skupić się na tym co mówił do niego chłopak, ale nadal nie czuł się zbyt pewnie. Powoli wracał do życia tu i teraz, wspomnienia NASA i Marsa nadal były żywe w jego pamięci, wracał zresztą do tych chwil podczas każdej rozmowy z Clare, która odwiedzała go regularnie, i w snach, które notorycznie przenosiły go na czerwoną planetę.
Wiedział, że musi funkcjonować na tyle normalnie na ile był wstanie, dlatego z ociąganiem, ale wrócił do gotowania, nie chciał żeby mama odwiedzała go każdego dnia, przynosząc mu jedzenie, nie był dzieckiem, nie potrzebował takiej opieki i kontroli. Głośne i niespodziewane dźwięki cały czas go irytowały, to co na Marsie doprowadzało go do szału teraz stało się czymś czego uparcie szukał, cisza była balsamem dla jego duszy. Harry od tygodnia starał się namówić go do wspólnego biegania i Louis nie miał zamiaru przyznawać się do tego komukolwiek, ale kiedy usłyszał o tym, że Harry biegał praktycznie każdego dnia i podtrzymywał ich tradycję, po rozłączeniu i odłożeniu telefonu rozpłakał się. Myślał, że po powrocie będzie chciał odpoczywać i lenić się przez cały czas, ale nie był do tego stworzony i siedzenie od miesięcy w domu źle na niego działało. Perspektywa biegania, szumu fal i ciszy kusiła go bardzo mocno i wiedział, że ulegnie namowom Harry’ego.
Wszyscy mogli uważać go za bezuczuciową maszynę, która jest zafiksowana na kosmosie, ale czuł więcej niż pokazywał i nie wyobrażał sobie by nie dać czegoś Harry’emu z okazji jego urodzin. Dlatego od swojej mamy dowiedział się gdzie teraz mieszka zielonooki i ze strachem maszerował w stronę jego mieszkania, które pewnie przypadkiem znajdowało się bardzo blisko tego w którym mieszkał.
Była równo piąta rano, gdy Lou zapukał do drzwi i czekał z nadzieją, że Harry otworzy mu i nie będzie wściekły. Dotarcie tutaj było prostsze niż oczekiwał, pewnie dlatego, że nawet Daytona Beach o tak wczesnej godzinie ziała pustkami. Cała okolica była pogrążona w przyjemnej i przywodzącej na myśl bezpieczeństwo ciszy. To mu pasowało i pozwalało się odprężyć. Nie musiał rozglądać się z obawą, oczekując, że zaraz ktoś postanowi do niego podejść i porozmawiać. Mimo spokoju odczuwał poddenerwowanie, nic nie było tak jak kiedyś, więc równie dobrze Harry mógł popatrzeć na niego jak na idiotę, którym przecież był i zamknąć mu drzwi przed nosem.
Usłyszał jakiś huk i głośne zamieszanie i już planował odejść i udawać, że nigdy nie było go w tym miejscu, kiedy nagle drzwi otworzyły się na oścież i stanął w nich Harry, podskakujący na jednej nodze, starający się wcisnąć na stopę sportowego buta. Widział zaskoczenie malujące się na twarzy mężczyzny i posłał mu nerwowy uśmiech, który chyba jeszcze bardziej zestresował Stylesa.
- Louis? – zaniepokojenie pobrzmiewało w głosie Harry’ego, który teraz stał już spokojnie i patrzył na niego pytająco.
- Cześć – podniósł dłoń w geście powitania, ale spuścił ją szybko, czując się głupio – wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – kiedy to powiedział, uzmysłowił sobie, że to był głupi pomysł, przecież Harry mógł mieć plany na ten dzień, pewnie nie chciał pocić się i biegać w swoje urodziny. I to, że Louis zdecydował się wyjść dziś z domu i z nim pobiegać, nie było żadnym prezentem, ponieważ nie był już centrum świata tego mężczyzny.
- Och – westchnął Harry i zmartwienie malujące się na jego twarzy zniknęło zastąpione ulgą i radością – pamiętałeś. Dziękuję, ale nie musiałeś przychodzić tutaj tak wcześnie i …
- Pomyślałem, że możemy razem pobiegać – przerwał mu szybko, bojąc się, że jeżeli pomilczy jeszcze przez chwilę, nie odważy się wyznać dlaczego tutaj przyszedł – jeżeli nie chcesz to nie ma sprawy, już sobie idę.
- Co? Nie, chcę oczywiście, że chcę. Jesteś już gotowy?
- Tak, mama mówiła, że biegasz o piątej jeżeli nie masz dyżuru w szpitalu – wiercił się w miejscu, dreptając nerwowo nogami.
- Tak, dziś idę do pracy dopiero na 14, więc możemy pobiegać razem – entuzjazm w głosie i całej postawie Harry’ego był dla niego zaskoczeniem. Nie spodziewał się, że on naprawdę się ucieszy widząc go przed swoimi drzwiami, ale jednak stał tutaj i obserwował jasny uśmiech i błyszczące zielone tęczówki Harry’ego – idziemy?
- Tak, masz jakieś swoje ulubione miejsce do biegania? – zapytał, maszerując żwawym krokiem obok Stylesa, który zarumienił się słysząc zadane przez niego pytanie.
- Biegam w tym samym miejscu co zawsze, tam gdzie biegaliśmy razem – wyznał zawstydzony.
- Nie zmieniłeś trasy? – był zaskoczony, myślał, że może Harry będzie wolał biegać w jakimś parku, albo bliżej centrum, gdzieś z innymi biegaczami.
- Nie, przyzwyczaiłem się przez te lata do tej trasy, lubię biegać brzegiem plaży.
- Świetnie, w takim razie biegnijmy – spojrzał na błękitną wodę, małe fale uderzające o brzeg i słońce powoli wynurzające się z morskiej toni. Zerknął na Harry’ego rozgrzewającego się obok i to wszystko było tak boleśnie znajome, jak gdyby cofnął się o te dziesięć lat i znów zaciągnął Harry’ego na plażę chcąc pokazać mu, jak cudowne może być bieganie o świcie. Stałby tak jeszcze dłużej, gdyby nie lekkie klepnięcie w ramię i głośny śmiech zielonookiego, który wyprzedził go i biegł wzdłuż plaży.
- Ciekawe czy nadal jesteś w formie – zawołał brunet, obracając się do niego na chwilę – coś mi się wydaję, że tym razem, ja okażę się lepszym biegaczem niż ty.
- Śnij dalej Styles – zawołał i ruszył w jego stronę, odrzucając wszystkie uporczywe myśli na bok, teraz chciał zapomnieć o tym co było i po prostu bawić się dobrze z Harrym u boku. Mógł chociaż przez chwilę udawać, że nic się nie zmieniło i nadal jest starym Louisem –ścigamy się do tego molo? – zapytał zrównując się z chłopakiem, który oddychał lekko, bez żadnego zmęczenia.
- Do którego? Tego pierwszego? – żartobliwy ton zielonookiego dał mu wyraźnie do zrozumienia, że Harry doskonale pamięta tę rozmowę.
- Żartujesz? Oczywiście, że do tego ostatniego! – krzyknął i puściłem się biegiem z głośnym śmiechem na ustach, wiedział, że tym razem przegra, nie był w tak dobrej formie jak kiedyś, ale coś przyjemnie szumiało mu w głowie, serce biło nienaturalnie szybko i czuł się wolny od trosk i przeszłości pierwszy raz od dawna.
***
- Ledwo żyję – westchnął Louis, patrząc na Harry’ego siedzącego naprzeciwko niego w tej samej restauracji w której spędzali czas po ich pierwszym wspólnym biegu – naprawdę straciłem formę, jednak bieżnia to nie to samo, co prawdziwe bieganie po piasku.
- Tęskniłem za naszym wspólnym bieganiem – wyznał cicho Harry, wpatrując się błękitne niebo – samemu nigdy nie bawiłem się tak dobrze jak z tobą.
- Tęskniłem za oceanem – nie mógł powiedzieć prawdy, że najbardziej usychał z tęsknoty za Harrym. To byłoby zbyt dużo, jak na jeden dzień, ale w głębi serca wiedział o kogo chodziło i kto był dla niego najważniejszy.
- Wcale się nie zmienił od twojego wyjazdu, nadal jest taki sam – zażartował brunet, ponownie wracając do niego swoim spojrzeniem , szturchają lekko jego nogę swoją stopą.
- Chociaż on – odsunął trochę swoje krzesło, unikając dotyku Harry’ego – co powiesz na deser? Zawsze lubiłeś słodycze, zmieniło się coś w tej kwestii?
- Nie, nadal jestem łasuchem, ale zostańmy przy sokach dobrze? Nie zmieniajmy nic – poprosił Harry i Lou zdawał sobie sprawę co robi brunet i dał mu na to przyzwolenie, sam cieszył się z tego, że chociaż ten raz pozwolili sobie na sentymentalizm – czy to będzie zbyt dużo, jeżeli zaproszę cię do siebie na wieczór? Zamówilibyśmy coś do jedzenia, pooglądali jakiś film.
- Nie masz żadnych planów? Są twoje urodziny.
- Nigdy nie byłem imprezowiczem przecież wiesz, wracam ze szpitala dopiero po dwudziestej drugiej i nie mam ochoty na żadne świętowanie, mógłbyś wziąć ze sobą Fobosa i…
- Przepraszam Harry, ale nie – widział jak coś gaśnie w mężczyźnie, ale to byłoby za wiele, nie chciał przesadzać, Clare mówiła o małych krokach i właśnie tak miał zamiar postępować.
- Nie ma sprawy i tak cieszę się, że chciałeś dziś ze mną pobiegać, to najlepszy prezent urodzinowy od lat.
- Przepraszam, że nie dostawałeś ode mnie prezentów, mogłem o tym pomyśleć, ale…
- Hej, przestań – Harry wyciągnął dłoń i odważnie położył ją na ręce Louisa – nie obchodzą mnie prezenty i liczy się tylko dziś. Nie zamęczaj się przeszłością. Mogę liczyć na to, że odprowadzisz mnie do domu? – zapytał, podnosząc się z krzesła.
- Jasne – uśmiechnął się, ponieważ ostatnio zauważył, że przy Harrym trudno było się nie uśmiechać. Mężczyzna wyzwalał w nim tyle emocji, przeważnie było to szczęście, ale czuł też strach, złość i zagubienie.
***
Harry kończył już swój dzień pracy i uśmiechał się cały czas z zadowoleniem pomimo zmęczenia. To był miły dzień, na początku niespodzianka Louisa, później tort i życzenia, które dostał od pielęgniarek z oddziału, telefon od Nialla i chichot Mary, który słyszał podczas rozmowy. Mógł uznać, że to był dobry dzień.
- Wszystkiego najlepszego – drgnął zaskoczony, gdy usłyszał męski głos, a ktoś zaszedł go od tyłu – nie widziałem cię przez cały dzień, przepraszam że dopiero teraz.
- Nie ma sprawy i dziękuję – mruknął speszony. Od jakiegoś czasu starał się unikać Tony’ego, czuł się w jego obecności skrępowany i nie wiedział czego może się spodziewać.
- Proszę to dla ciebie – mężczyzna położył mały pakunek na biurku i przesunął w jego stronę.
- Nie musiałeś mi niczego kupować – właśnie w takich sytuacjach nie wiedział jak się zachować.
- Masz urodziny i chciałem coś ci dać – brunet cały czas uśmiechał się w jego stronę i wszystko byłoby w porządku, gdyby Harry nie doszukiwał się czegoś niewłaściwego w każdym jego geście i słowie – otwórz.
- Tony – spojrzał na niego spanikowany, gdy otworzył pudełeczko i zobaczył zegarek zbyt drogi, by mógł go przyjąć i uznać za zwyczajny prezent – nie mogę – odłożył prezent i odsunął od siebie – to zbyt wiele.
- Przestań, kupiłem go już dawno z myślą o tobie, musisz go przyjąć, to prezent – lekarz obstawał przy swoim stawiając go w coraz trudniejszym położeniu.
- To jest za drugie, nie powinieneś wydawać na mnie pieniędzy, to nie jest zwyczajny prezent i dobrze o tym wiesz – zaprotestował słabo, unikając spojrzenia starszego mężczyzny – przepraszam, ale nie przyjmę tego, ale dziękuję za życzenia.
- Dlaczego to robisz? Naprawdę nie rozumiem Harry, przecież nie oświadczyłem ci się, nie dałem ci pierścionka chociaż o tym pomyślałem, bo masz piękne dłonie. Nie możesz przyjąć ode mnie zwyczajnego prezentu? – głos mężczyzny podniósł się nieznaczenie i Harry wiedział, że wyprowadził go z równowagi, chociaż to wcale nie było jego celem.
- Nie denerwuj się dobrze? To nie tak, po prostu to naprawdę drogi prezent, dlatego nie chcę go przyjąć. Możemy już o tym nie rozmawiać, skończyłem pracę i chcę tylko wrócić do siebie, nie kłóćmy się na koniec dnia.
- Dasz zaprosić się na urodzinową kolację w weekend? – zapytał Tony, a Harry przewrócił oczami, bo naprawdę był już zmęczony ciągłym odrzucaniem mężczyzny.
- Nigdy nie odpuścisz prawda?
- Nie, dopóki wiem, że mam jeszcze szanse.
15 notes
·
View notes
Text
203dzień, 203cud - Czyżby wreszcie nastąpił przełom?
Ponad rok temu moja siostra dowiedziała się, że z jej zdrowiem nie jest dobrze. Zaczęła miewać problemy z tarczycą, później rozpoczęły się bóle głowy. Lekarze myśleli, że powodem mogą być oczy. Tak dowiedzieliśmy się, że ma wadę wzroku i potrzebne są okulary. Mimo wszystko ból nie przechodził. Co jakiś czas był tak uciążliwy, że z braku sił musiała jechać do szpitala. Przez to wszystko się zmieniło. Moja siostra przestała być energiczną, pełną siły, radości osobą. Nie wychodziła z domu, z nikim się nie spotykała. Jej dzień to była tylko szkoła, obiad, spanie, lekcje, spanie, spanie i jeszcze raz spanie.
Ostatnio znowu się to stało. Nagły atak bólu głowy, nocny wyjazd do szpitala, parodniowy pobyt z różnymi badaniami. Wszyscy byli już tym wszystkim zmęczeni. Chcieliśmy się wreszcie dowiedzieć, co jej może być. No i jak zawsze usłyszeliśmy te same słowa. To od tarczycy, leków, powodów może być dużo, ale my nie możemy powiedzieć co dokładnie, nie wiemy jak temu zapobiec. Co może poczuć człowiek, jak dowiaduje się coś takiego w jedynym miejscu, które może pomóc w czasie choroby?
Po paru dniach nasza wiedza na temat choroby nie zmieniła się. Jedynie pani psycholog powiedziała, że może to być efekt nerwowości mojej siostry i przepisała jej magnez.
Cudem dla mnie jest to, że od paru dni moja siostra nie musi brać leków przeciwbólowych. Ból głowy ustąpił. Cieszę się, bo może naprawdę to tylko skutek działania charakteru mojej siostry. Nerwowości w mojej rodzinie to normalność i może ona jako jedyna inaczej na nią reaguje. Najważniejsze, że na chwilę obecną jest lepiej.
#choroba#szpital#siostra#stan zdrowia#poprawa#przełom#blog#my blog#blogerka#moja życie#cud#poszukiwaczka szczęścia#szczęściara#szczęście#radość#uśmiech#roczna terapia
3 notes
·
View notes
Text
Help me daddy! || one shot
Opis: Louis ma córkę o imieniu Emily. Emily ma drugiego tatę który chce ją porwać. Harry pomaga Louisowi chociaż zdawać by się mogło, że chciał go szantażować. Co się stanie jeśli dojdzie do porwania a może nawet i smierci dziewczynki?
- Emily zostaw ten karton. - Powiedziałem rozbawiony do mojej siedmioletniej córeczki, która właśnie spojrzała na mnie swoimi wielkimi niebieskimi oczami, w których widać było nic innego niż rozbawienie.
- Przecież jesteśmy grzeczna. - Zachichotała, na co pokręciłem rozbawiony głową. Emily od zawsze jest moim oczkiem w głowie.
Zaszedłem w ciążę kiedy miałem 17 lat. Bylem przerażony i nigdy nawet nie myślałem o tym, że chłopak, mężczyzna może urodzić dziecko, jednak ja nie byłem jedynym takim przypadkiem co trochę mnie pocieszało. Bałem się, cały czas pakowałem się w kłopoty a mój chłopak był niebezpieczną osobą. 'Louis Tomlinson, chłopak szefa największego gangu w mieście', tak to brzmi nieźle i budzi szacunek wśród innych. Jednak to było najgorsze w co mogłem się wkopać.
Wystarczyła jedna noc kiedy Josh dał mi jakiś narkotyk, chyba amfetamine jednak nie jestem już tego taki pewien. Poszliśmy do łóżka, to miał być nasz pierwszy raz, nie zabezpieczyliśmy się bo przecież mu ufałem. Kilka miesięcy później dowiedziałem się, że to moje zaufanie miało swoje skutki i nie chodzi tu o żadną z chorób wenerycznych ale o to, że posiadam w swoim organizmie działające, kobiece komórki rozrodcze i mogę zajść w ciążę czego także dowiedziałem się na tej jednej wizycie lekarskiej. Wiadomość o tym, że zostanę ojcem była dla mnie przerażająca. Nie dość, że lekarze mówili o możliwej śmierci mnie lub dziecka to na dodatek Josh... Rodzice... To ich nie ucieszyło. Obie strony się raczej wkurzyły i zwyzywały mnie od dziwolągów. Rodzice wyrzucili mnie z domu dlatego jedyne co mi pozostało to zwrócenie się z prośbą do mojego rok starszego przyjaciela, Zayna.
Chłopak mnie przyjął, dużo pomagał nawet wstawał w nocy do małej. Jednak ona rosła a ja musiałem się usamodzielnić dlatego właśnie wyjechałem z Doncaster do Londynu.
Odkładałem pieniądze i w końcu udało mi się kupić mieszkanie, znaleźć pracę. Było naprawdę bardzo dobrze i nie mogłem narzekać na zarobki no bo cóż... Nie miałem wykształcenia a w jednej z gazet dla dorosłych poszukiwano modela. Poszedłem na casting i poszło mi świetnie. Tak się zaczęło, pierwsza sesja, druga, trzecia... Mogłem zagwarantować dzięki temu mojej córeczce dobre życie. Lata mijały a Josh chciał mi zabrać małą, dlatego musiałem uciekać. Przeprowadzałem się kilka razy, aż w końcu trafiłem tutaj. Do małego miasteczka - Holmes Chapel. Znalazłem tu bez problemu prace w sklepie muzycznym, nieruchomości były w miarę tanie dzięki czemu stać mnie było na niewielki piętrowy domek z ogrodem. Tak mniej więcej wygląda nasza, a zwłaszcza moja historia ponieważ uważam, że nie mogę mieszać w to Emily.
Wyjmując z bagażnika ostatnie pudła zauważyłem, że obserwuje mnie jakiś chłopak z burzą loków na głowie. Czy to mnie wystraszyło? Tak, zdecydowanie.Starając się to jednak zignorować ruszyłem do środka, niosąc kartony odrazu na górę do pokoju małej.
Odstawiłem je pod ścianą wyjmując z jednego z nich różową piżamkę w misie pandy i jej kochanego pluszowego misia pande, którego dostała kiedyś w prezencie urodzinowym od mojej babci, która jako jedyna z rodziny jeszcze się mną interesowała i jakoś pomagała. Od tamtego czasu można powiedzieć, że kocha pandy
- Idź teraz się umyć, czeka nas jutro długi dzień i trzeba się wyspać. - Uśmiechnąłem się do niej delikatnie, podając ubranka a zabawkę układając na łóżku, które pościeliłem chwile po jej wyjściu.
- Już jestem tatku. - Powiedziała cichutko, gramoląc się na swoje łóżeczko. - Przeczytasz mi bajeczke? - Zapytała z tym swoim szerokim uśmiechem na ustach, który tak bardzo przypominał mi jej ojca, że to bolało.
Pokiwalem głową, sięgajac z kartonu książkę ze zbiorem opowiadań dla dzieci w jej wieku. Usadowiłem się na miejscu obok niej, a ona odrazu przytuliła się do mojego boku, układając swoją blond główke na mojej piersi, żeby móc wiedzieć obrazki. Czytałem dopowiadając niektóre szczegóły, kiedy mała o coś pytała co sprawiało mi jeszcze więcej radości.
Kiedy jednak pytania ustały zrozumiałem, że dziewczynka już śpi, dlatego zamknąłem książkę, odkładając ją na szafke nocną i powoli wstałem, układając Emily w miarę wygodnej pozycji. Naciągnąłem kołdrę na jej drobniutkie, pogrążone we śnie ciało, następnie składając delikatny pocałunek na jej czole.
- Dobranoc aniołku. - Szepnąłem zapalając lampkę na wypadek gdyby obudziła się w nocy i zgasiłem duże światło, wychodząc z pokoju.
Poszedłem do sypialni po czystą bieliznę oraz spodnie dresowe do spania. Z tym zestawem skierowałem się do łazienki, gdzie wziąłem szybki prysznic, zaspokajając przy tym swoje potrzeby. Umyty położyłem się do łóżka, zasypiając poraz pierwszy w tym domu, nieświadomy tego co mnie tu jeszcze czeka.
Następnego dnia z rana kiedy tylko zadzwonił mój budzik, wyłączyłem go i wstałem wyjmując z szafy zwykłe czarne rurki i białą koszulkę z nadrukiem. Poszedłem wziąć prysznic, umyłem zęby i ubrany zszedłem na dół, do kuchni. Ze względu na brak jakichkolwiek zdolności kulinarnych, zrobiłem dla nas kanapki z serem i pomidorem lub ogórkiem oraz dodatkowo kanapkę dla Emily do szkoły. Zaparzyłem sobie kawę, siadając przy stole i popijając nią jadłem moje śniadanie.
Niedługo potem w progu kuchni pojawiła się zaspana jeszcze Emily, przecierająca swoje oczka.
- Cześć kochanie. - Powiedziałem do niej z czułym uśmiechem. Mała przydreptała do mnie, odrazu wdrapując się na moje kolana i wtulając się w mój tors.
- Cześć tatku. - Wymamrotała, a ja podałem jej kanapkę, którą zaczęła powoli jeść.
>- Wyspałaś się? - Zapytałem cicho, ale w odpowiedzi dostałem jedynie skinienie głową. - Cieszysz się na pierwszy dzień w nowej szkole? - Zadałem kolejne pytanie z nadzieją, że dostanę normalną odpowiedź ale doczekałem się zaprzeczenia poprzez pokręcenie głową. Westchnąłem cicho. - Dlaczego? Przecież poznasz tam nowych kolegów i koleżanki. Będzie fajnie.
- A co jeśli znowu mnie nie polubią...? - W końcu się odezwała a ja nie widziałem co mogę jej odpowiedzieć na to pytanie. W poprzedniej szkole dzieci niezbyt ją polubiły, a jej samej było trudno w nowym zupełnie obcym miejscu, a teraz będzie musiała przeżyć to od nowa. Miałem oczywiście z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia w końcu to ja byłem winny tej całej sytuacji. W końcu gdybym się nie wpakował w to całe gówno z Joshem, nie musiałbym teraz uciekać.
- Polubią, zobaczysz. A jeśli nie to dużo tracą, bo moja córeczka jest najlepsza. - Szepnąłem jej na uszko i złożyłem pocałunek na jej skroni. - A teraz uśmiech dla tatusia? - Odsunąłem ją kawałek, żeby spojrzeć na jej twarz, na której pojawił się delikatny uśmiech. - Dzielna dziewczynka. - Pochwaliłem ją z czułym uśmiechem.
Skończyliśmy śniadanie, posprzątałem trochę kuchnie w czasie gdy Emily poszła się przygotować. Pomogłem jej zawiązać buty mimo, że umiała już zrobić to sama. Zaraz po tym sam założyłem moje granatowe vansy i dżinsową kurtkę. Wyszedłem z domu i na piechotę ruszyliśmy do szkoły.
Zaledwie 15 minut później byliśmy już pod budynkiem podstawówki co też oznaczało pożegnanie. Mimo, że tylko na kilka godzin to i tak dobre kilka minut staliśmy przytuleni nie mogąc się pożegnać. W końcu puściłem dziewczynkę pozwalając jej wejść do szkoły. Patrzyłem jak odchodzi, dopiero po chwili decydując się wrócić do domu.
Rozpakowałem resztę pudeł, wysprzątałem dom słuchając dość głośno muzyki. Ogólnie poszło mi dość szybko pewnie dlatego, że sporą część udało mi się rozpakować wczoraj.
Kilka godzin później pojechałem po Emily. Wysiadłem z samochodu, czekając na nią i z utęsknieniem patrząc na drzwi, które chwile później zostały otwarte przez wybiegające dzieci. Po chwili rozglądania się zauważyłem małą idącą pod rękę z jakimś chłopcem. Pokręciłem głową z lekkim rozbawieniem myśląc, że ta mała raczej będzie miała dość duże powodzenie u chłopców, w przyszłości. W końcu jest bardzo wygadana i raczej będzie kiedyś piękną kobietą.
Obserwowałem tą dwójkę z czułym uśmiechem, a gdzieś w miedzy czasie przed oczami przewinęła mi się znajomi wyglądająca postać. Chuda z lokami, westchnąłem cicho mając nadzieję, że chłopak to po prostu jakiś mój sąsiad i przyglądał mi się wczoraj bo był po prostu ciekawy kim jestem. Moje rozmyślania przerwało uczucie czyjegoś małego ciałka tulącego się do mnie. Spojrzałem w dół i zaśmiałem się cicho.
- Tęskniłaś? - Uniosłem obie brwi.
- Bardzo. Ale było bardzo fajnie. Mam nowego kolegę i ma na imię William... Will. Jest bardzo fajny wiesz? Siedziałam z nim i robił za mnie ćwiczenia. - Mówiła podekscytowana podczas gdy ja pomogłem jej wsiąść do auta i zapiąć pasy.
- Ty mała cwaniaro. Czemu on za ciebie pracował? - Zapytałem z lekkim rozbawieniem, chcąc jej zwrócić uwagę w jakikolwiek sposób.
- Bo ja nie miałam ochoty. - Wzruszyła ramionami jakby to było coś bardzo oczywistego.
- Tak nie wolno. To nie sprawiedliwe, wiesz o tym? - Zapytałem cicho.
- No wiem. Przepraszam tato, wiem, że tak nie można. - Powiedziała cichutko.
- Skoro wiesz to mam nadzieję, że to się nie powtórzy. - Uśmiechnąłem się delikatnie, zamykając drzwi i wsiadając na miejsce kierowcy. Ostrożnie włączyłem się do ruchu, jadąc do sklepu. Zrobiłem podstawowe zakupy spożywcze, włączając w to oczywiście słodycze. Wróciliśmy do domu, poszedłem odrazu do kuchni odłożyć zakupy. Zabrałem się za przygotowywanie naleśników.
W momencie gdy miałem miałem wylać masę na patelnie zadzwonił dzwonek co spotkało się z moim niezadowolonym jękiem. Wyłączyłem gaz i poszedłem otworzyć. Za drzwiami ukazał się brązowo włosy lokaty chłopak z cwaniackim uśmiechem, trzymający w ręce coś co przypominało jakieś kolorowe pisemko.
- Umm... Hej? - Odezwałem się po chwili dość niepewnym głosem.
- Nigdy bym nie pomyślał, że będę mógł zobaczyć na żywo gwiazdę porno. W filmach też grasz czy kończysz na gazetach? - Zapytał pokazując mi moje zdjęcia przez co zrobiłem się czerwony na twarzy ze wstydu. - Dobre wieści całkiem szybko się roznoszą. Nie będziesz miał tu życia jeśli rozpowiem o tym każdemu.
- Ja... - Nie wiedziałem co powiedzieć. Zerknąłem przez ramię chcąc się upewnić, że Emily nadal jest na górze i nic nie usłyszy, po czym wróciłem wzrokiem do nieznajomego. - Czego chcesz wzamian? - Zapytałem, będąc w stanie zrobić wszystko byle by to pozostało tajemnicą.
- Przyjdź do mnie dzisiaj wieczorem a się przekonasz. - Chłopak uśmiechnął się złośliwie i odszedł za nim zdążyłem coś powiedzieć. Westchnąłem cicho, wiedząc o co mu chodzi i niestety ale chcąc nie chcąc wiedziałem, że muszę to zrobić.
Wróciłem do kuchni kontynuując robienie obiadu. Zawołałem Emily pilnując, żeby wszystko zjadła bo oczywiście zabawa była dla niej ważniejsza.
Posprzątałem po obiedzie, spędziłem trochę czasu z małą na nauce pisania co oczywiście nie mogło należeć do najłatwiejszych rzeczy ale starałem się żeby było to jak najbardziej przyjemne i zabawne. Później się trochę pobawiliśmy i wysłałem ją wcześniej spać.
Kiedy byłem pewien, że mała się nie obudzi poszedłem się przebrać, w miedzy czasie dostając wiadomość. Spojrzałem na wyświetlacz gdzie widniał dobrze mi już znany numer Josha. Niechętnie otworzyłem sms'a, czytając kilkukrotnie jego treść:
Nie uciekaj, zawsze cie znajdę i dostane co moje. x'
Po chwili w końcu odłożyłem telefon chcąc udawać, że jest okej. Skończyłem się przygotowywać, schodząc potem na dół i zakładając buty. Wyszedłem z domu, idąc do domu naprzeciw, gdzie mieszka nieznajomy. Zapukałem do drzwi i nie musiałem długo czekać na ich otwarcie. Chłopak wpuścił mnie do środka a ja spuściłem głowę mijając go w progu, czułem okropny wstyd przez to co robię.
- Możemy mieć to już za sobą? - Zapytałem cicho, nie mając odwagi na niego spojrzeć.
- Może najpierw się poznamy i napijemy wina? - Zapytał a ja spojrzałem na niego zdziwiony. - Jestem Harry. - Rzucił idąc do jakiegoś pomieszczenia, które okazało się być salonem. Niepewnie zająłem miejsce na kanapie, którą mi wskazał. - Masz zamiar się przedstawić?>
- Jestem Louis... - Mruknąłem niezadowolony.
- Wina? - Zapytał cicho.
- Nie, dzięki. Nie pije. - Wzruszyłem ramionami. - Masz zamiar być bardziej rozmowny?
- Po co chcesz rozmawiać z kimś z kogo zamierzasz zrobić swoją prywatną dziwke? - Uniosłem brew w końcu lustrując go wzrokiem. Miał na sobie luźną granatową koszulkę i ciemne obcisłe rurki idealnie podkreślające jego chude, długie nogi.
- Myślałem, że najpierw powiesz mi czy miałeś powód żeby to robić. Może to by mnie przekonało. Nie chciałbym robić czegoś wbrew twojej woli a widzę, że nie jesteś chętny. - Wzruszył ramionami co spowodowało, że kąciki moich ust uniosły się lekko ku górze.
- Może zauważyłeś lub nie ale mam córeczkę. Chciałem móc zapewnić jej wszystko co potrzebne a bez wykształcenia, w wieku 19 czy 20 lat nie jest łatwo znaleźć pracę. - Powiedziałem szczerze.
- A twoi rodzice? Nie mogli ci pomóc? - Uniósł brwi, a ja westchnąłem.
- Nie mam z nimi kontaktu od kilku lat. Nie chce o tym rozmawiać. - Mruknąłem odwracając wzrok. - Jeśli chcesz czegokolwiek to to zrób albo idę. - Powiedziałem cicho.
Najpierw nie skorzystał z tego ale przyniósł wino. Piliśmy, rozmawiając. Miałem wrażenie, że z każdym kolejnym kieliszkiem on jest coraz bliżej mnie. Po jakiejś godzinie, może więcej, byliśmy już na tyle pijani, że żaden nie wiedział co robi.
Następnego dnia, obudziłem się z kompletną pustką w głowie a jedyne co pamiętałem to pocałunki. Dużo pocałunków. Delikatny ból w dole pleców nasilił się kiedy podniosłem się do pozycji siedzącej, rozglądając się po pokoju, który okazał się być moją sypialną. Momentu w którym wróciłem do domu także nie pamiętałem. Jedyne co mi zostało to domysły tego co mogliśmy zrobić. Zastanawiała mnie jedna rzecz. Mianowicie czy się zabezpieczyliśmy. Jeśli nie to...
Oczywiście jak to w życiu bywa z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk przechodzącej wiadomości. Sięgnąłem po mój telefon, nie chcąc nawet patrzeć na nadawcę. Kiedy tylko wyświeliłem tekst i przeczytałem go, zerwałem się z łóżka biegnąc do pokoju Emily.
Nasza córka ma ładny pokój. Powinieneś lepiej jej pilnować zamiast spotykać się z jakimś typem. x
Te słowa nie brzmiały zbyt dobrze. Naprawdę się bałem i ulga, która ogarnęła moje ciało na widok dziewczynki spokojnie śpiącej w swoim łóżku była ogromna. Podszedłem do niej, poprawiając kołdrę i całując ją w czoło.
Po cichu wyszedłem z pokoju idąc do łazienki. Nie wyglądałem najlepiej. Blady a na dodatek miałem okropne cienie pod oczami. Przemyłem twarz zimną wodą po czym wróciłem do sypialni po ubrania. Wziąłem pierwszą lepszą koszulkę i rurki, idąc następnie pod prysznic i ubierając się.
Zszedłem na dół, wyjmując z szafki miski i płatki oraz mleko z lodówki. Ustawiłem wszystko na stole kiedy akurat zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszedłem je otworzyć i nie wiedzieć czemu widok Harry'ego nie zdziwił mnie ani trochę.
- Cześć... Um znalazłem to i mnie na wycieraczce. - Powiedział, dając mi kopertę. Pismo którym zapisane było moje imię i nazwisko było tak znajome, że ignorując Harry'ego, otworzyłem kopertę, wyjmując kartkę i z przegryzioną wargą czytając treść tego listu.
Długo masz zamiar przede mną uciekać? Co z naszą wieczną miłością? Znudzilem ci się? Szczerze to nie bardzo mnie to obchodzi. Natomiast chce nasza córkę. Myślę, że będzie można się nią nieźle zabawić. Albo oddaj mi ją sam albo pozalujesz. J
Poczułem jak wszystkie kolory odpływają mi z twarz, łzy napłynęły mi do oczu. Zakryłem ręką usta czytając to jeszcze raz. Josh posuwał się już do wielu rzeczy, ale tego po nim bym się nie spodziewał.
- Hej, wszystko w porządku? - Zapytał Harry, a w jego głosie słychać było najzwyklejszą troskę.
- Nic nie jest w porządku... - Powiedziałem cicho. - On... On chce mi ją zabrać. Nie może. Nie... Skrzywdzi ją... - Mamrotałem niezrozumiałe części zdań, które były moimi myślami. Harry pozwolił sobie wejść do środka, zamykając oczywiście za sobą drzwi po czym mnie przytulił.
Nie zadawał pytań, tylko trzymał mnie w swoich ramionach.
***********
To sprawiło, że zacząłem traktować go jak przyjaciela i powoli wpuszczałem go do naszego życia. Zaprzyjaźniliśmy się. Dużo pomagał mi z Emily a także mi kiedy dostawałem jakieś groźby od Josha. Chociaż nigdy nie o nic nie pytał domyślam się, że był ciekawy o co w tym chodzi i widziałem, że w końcu będę musiał mu powiedzieć. Poza tym chodziłem do pracy gdzie poznałem Nialla. Nie byliśmy jakimiś bliskimi przyjaciółmi ale fajnie się z nim gadalo i był naprawdę fajną i wesołą osobą dzięki czemu dzień w pracy zdala od mojej księżniczki nie wydawał się aż taki zły jaki mógł by być.
Od pijanej nocy minął już ponad miesiąc, a ja miałem drobne mdłości i wiedziałem co to oznacza, dlatego po zawiezieniu Emily do szkoły, pojechałem do apteki gdzie kupiłem test ciążowy.
Po wejściu do domu poszedłem do łazienki. Trzęsącymi się rękoma odpakowałem test, wykonując wszystko według instrukcji podanej na opakowaniu. Siedziałem na zamkniętym sedesie z telefonem w ręce, wpatrując się zdenerwowany w godzinę. W miedzy czasie dostałem sms'a od oczywiście Josha:
Miłego wyjścia :))
Przegryzlem warge mając ochotę odwołać spotkanie z Harry'm ale przecież jest niemożliwe żeby cokolwiek złego mogło się stać skoro mała będzie z Gemmą - siostrą chłopaka i to w dodatku w jego domu. Postanowiłem o tym nie myśleć i wziąłem do ręki test. Dwie kreski.
Oczy momentalnie zaszły mi łzami. Nie byłem przecież gotowy na drugie dziecko. Jeśli Harry by się o tym dowiedział to przecież by mnie zostawił a tego nie chciałem. Podniosłem się odkładając test na umywalkę i schodząc na dół.
Zająłem się przygotowaniem spaghetti, którego ostatnio się nauczyłem, dla nas na obiad. Jakoś musiałem zająć moje myśli a przy okazji nakarmić Emily kiedy wróci ze szkoły.
Przygotowałem wszystko, nawet nakrywając do stołu po czym pojechałem do szkoły. Nie musiałem czekać zbyt długo bo chwile po tym zobaczyłem Emily idącą za rączkę z Willem. Pomachałem jej chcąc żeby szybciej mnie dostrzegła i do mnie przybiegła. Kucnąłem przy niej i mocno do siebie przytuliłem.
- Hej księżniczko. - Uśmiechnąłem się całując ją w skroń, puszczając ją i wstając.
- Cześć tatku. Maaam coś dla ciebie Takiego fajnego, wiesz? - Spojrzała na mnie wesoło po czym wsiadła do auta.
>- Och więc nie mogę się doczekać, aż mi dasz to coś w domu. - Uśmiechnąłem się szczerze, zamykając jej drzwi i wsiadając za kierownicę, skierowałem się do domu.
Mała przez całą drogę jak zwykle opowiadała co się działo, jaka to pani nauczycielka jest zabawna i jak bardzo lubi Willa. Wypytywałem ją o różne szczegóły chcąc pokazać swoje zainteresowanie tematem. Jakoś w drodze minęła mi znajoma sylwetka, jakby Josh. Zamarłem na chwile przez co prawie przegapiłem własny dom. Wysiadając z samochodu starałem się wyjaśnić samemu sobie, że chłopak, którego widziałem to nie koniecznie musiał być Josh. Równie dobrze mogła być to zupełnie przypadkowa osoba wyglądająca podobnie do niego. Zresztą przecież odkąd widziałem go ostatni raz minęło bardzo dużo czasu i napewno się zmienił. Z tą myślą wszedłem do dumy, idąc zaraz za małą. Zdjąłem buty idąc powoli do kuchni.
- Kochanie idź umyj rączki, zaraz będzie obiad. - Powiedziałem na tyle głośno, że usłyszała to z jakiegokolwiek pomieszczenia w którym się znajduje. Sam za to zająłem się odgrzaniem sosu i nałożeniem nam naszych porcji na talerze. Usiadłem przy się czekając z jedzeniem na Emily.
- Już jestem. Musiałam poprawić włosy. - Powiedziała słodko
- Jasne. Umrzemy z głodu ale włosy muszą być idealne. - Pokręciłem rozbawiony głową.
- Oj tatku musze przecież ładnie wyglądać. - Wzruszyła ramionami, a ja ledwo powstrzymałem śmiech.
- No dobrze córko, rozumiem Cię. A teraz zjedzmy. Smacznego. - Uśmiechnąłem się lekko, zaczynając powoli jeść.
- Dziękuję tatku. - Odpowiedziała. - A gdzie idziesz wieczorem z Harry'm? - Zapytała wpatrując się we mnie.
- Do kina, a potem na pizze. Zostaniesz z Gemmą o będziesz grzeczna, tak? - Uniosłem brew.
- Zawsze jestem grzeczna. - Odpowiedziała wesoło.
- No powiedzmy, że masz rację. - Zaśmiałem się, kończąc jedzenie. Umyłem talerze i poszedłem do góry, do pokoju Emily, siadając przy niej na łóżku. - Skarbie... Musze ci coś teraz powiedzieć.
- Stało się coś? - Zapytała zmartwiona tuląc się do mojego boku.
- Nie, spokojnie. - Pogłaskałem jej ramię. - Pamiętasz jak kiedyś ci mówiłem, że jestem troszkę inny i przez to nie masz mamusi? - Zapytałem cicho, a gdy mała pokiwała główką, mówiłem dalej. - No więc będziesz miała braciszka lub siostrzyczke. - Szepnąłem, cicho odchrząkując.
- A gdzie ona jest? Moja siostrzyczka? - Spojrzała na mnie a ja położyłem dłoń na moim brzuchu.
- Jest tutaj. - Powiedziałem cicho, obserwując jak mała rączka Emily próbuje się dostać pod moją.
- Dlaczego ją zjadłeś? - Zapytała marszcząc brwi.
- Nie zjadłem jej. - Zaśmiałem się. - Powiedzmy, że włożył ją tam jej drugi tatuś, Harry. Za kilka miesięcy z tamtąd wyjdzie, a narazie jest taką malutką fasolką. - Wyjaśniłem widząc jej zdziwione spojrzenie.
- A Harry jest też moim tatusiem? - Nie, twój tatuś nas zostawił kiedy byłaś taką fasolką w moim brzuchu.- Westchnąłem, uśmiechając się słabo.
- Chyba go nie lubię. Ale ty jesteś najlepszy. - Powiedziała uśmiechając się szerzej i trochę się podniosła, całując mnie w policzek.
- Kocham cię, pamiętaj o tym. - Przytuliłem ją do siebie mocno, chowając twarz w jej włosach.
Przez jeszcze chwile siedziałem z nią tak po prostu rozmawiając o wszystkim.
Później poszedłem do siebie poszukać czegoś do ubrania. Po jakiejś godzinie zdecydowałem się na czarne, opinające tyłek rurki, które całe szczęście nie były zbyt ciasne w pasie oraz czarną bluzkę z czerwonymi rękawami i wstawkami. Ubrany poszedłem do łazienki ułożyć włosy.
Spojrzałem na test który leżał tu cały czas. Z cichym westchnieniem wziąłem go, zbiegając na dół i chowając go do kieszeni kurtki. Założyłem vansy i właśnie tą kurtkę po czym zawołałem Emily coraz bardziej bojąc się ją zostawić. Mała się ubrała i wyszliśmy z domu.
Po chwili zapukałem do drzwi Harry'ego, których otworzył po chwili z szerokim uśmiechem.
- Będziesz tatusiem mojego braciszka lub siostrzyczki! - Emily powiedziała odrazu, a ja jęknąłem cicho patrząc na chłopaka z przegryzioną lekko warge. Harry zaśmiał się kucając przy niej.
- Masz bardzo bujną wyobraźnię kochanie. Nie mógłbym nim być bo nawet nie znam twojej mamusi. - Wyjaśnił spokojnie.
- Ale ja nie mam mamusi. Mam dwóch tatusiów. - Mała powiedziała oburzona, a Harry spojrzał na mnie dziwnie.
- Wyjaśnię ci to później. -Mruknąłem, na co Harry się zgodził. Emily pobiegła do Gemmy, wcześniej żegnając się ze mną długim uściskiem.
Po kilkunastu minutach jazdy samochodem Harry'ego byliśmy w kinie. Poszedłem kupić popcorn i cole a chłopak bilety. Weszliśmy chwile później do sali czekając na początek filmu. Seans zaczął się po kilku minutach oczywiście uprzedzony reklamami. Oglądałem w skupieniu co chwile podjadając popcorn, przy czym czasami nasze palce delikatnie się muskały. To zdecydowanie było przyjemne a ja zdecydowanie się zakochiwałem w tym lokatym chłopaku z fotela obok, jednak cały czas się bałem, zwłaszcza, że musiałem mu wyjaśnić słowa Emily.
Film skończył się półtora godziny później. Poszliśmy do knajpki niedaleko, zamawiając tam pizze. W ciszy czekaliśmy na nasze zamówienie, nie myśląc nawet o włączeniu telefonów. Kiedy już przyniesiono naszą kolację zaczęliśmy jeść.
- Powiesz mi w końcu o czym mówiła Emily? - Zapytał Harry po chwili. Bałem się mówić cokolwiek bo widziałem, że mnie wtedy zostawi ale z drugiej strony powinien widzieć.
- Jestem w ciąży, Harry. - Opuściłem głowę i zamknąłem oczy słysząc śmiech chłopaka.
- Nie żartuj. Jesteś facetem, to nie możliwe. - Pokręcił rozbawiony głową. Sięgnąłem do kurtki wyjmując test i podając mu go w miarę dyskretnie.
- Ja jestem tatą Emily w kształcie sensie. Urodziłem ją... Osoba, która wysyła mi te wszystkie groźby to chłopak z którym kiedyś byłem. On jest drugim tatą Emily. Moi rodzice mnie wyrzucili z domu kiedy się dowiedzieli. Cały czas uciekałem przed przeszłością. Przepraszam... - Pokręciłem głową, wycierając łzy, które uroniłem w trakcie opowiadania. - Tak bardzo cie przepraszam... - Szepnąłem bawiąc się nerwowo palcami o nie mając odwagi na niego spojrzeć.
Między nami nastała cisza, a ja w końcu zebrałem się w sobie i spojrzałem Harry'ego, wpatrującego się w mały przedmiot w jego ręce.
- To jest... jakiś cud... Przecież... Wow... - Wypowiadał powoli niezrozumiałe części zdań, jakby nie mógł ułożyć czegoś sensownego. - Damy sobie rade? Znaczy... Dałeś sobie rade sam z Emily więc we dwoje tym bardziej sobie poradzimy, prawda? - Zapytał cicho, na co otworzyłem szerzej oczy, szczerze zaskoczony jego reakcją, ponieważ byłem przekonany, że zacznie krzyczeć, albo stąd wyjdzie.
- T-ty go chcesz? - Zapytałem niepewnie.
- Jasne, że tak. To moje dziecko i już je kocham. Nie mam zamiaru cię zostawić z tym samego. - Uśmiechnął się wstając ze swojego miejsca i kucając przy moim boku. - Po za tym, dzisiaj chciałem ci powiedzieć, że cię kocham. To chyba kolejny powód, żeby być z wami. - Wyszeptał po czym musnął moje usta.
- Ja ciebie też... - Mruknąłem uśmiechając się delikatnie oddając muśnięcie. - Możemy skończyć jedzenie i wracać? Trochę się boje o małą. - Westchnąłem cicho starając się zjeść w miarę szybko mój ostatni kawałek.
- Przecież jestes z Gemmą. Nic jej się nie stanie. - Powiedział spokojnie, a ja odwróciłem wzrok.
- Harry... On... Tata Emily chce ją skrzywdzić i dzisiaj życzył mi miłego wyjścia co znaczy, że wie, że nie ma mnie z nią. - Powiedziałem cicho, chowając twarz w dłoniach.
- Jezu Lou, czemu mi wcześniej tego nie powiedziałeś? - Zapytał wyraźnie zaniepokojony. Czy to dobry moment na stwierdzenie, że Harry raczej będzie świetnym ojcem?
- Bałem się, że weźmiesz mnie za jakiegoś wariata, albo mnie zostawisz. Po za tym chciałem w końcu z tobą wyjść. - Westchnąłem sięgajac po telefon i włączając go. Od razu dostałem powiadomienie o nowej wiadomości. Niepewnie ją otworzyłem, wiedząc kim jest nadawca.
Rzecz którą tam zobaczyłem sprawiła, że łzy napłynęły mi do oczu a telefon prawie wypadł mi z ręki. Zamarłem, nie mogąc uwierzyć w to co widzę. Chłopak wiedząc moją reakcję, wziął telefon z mojej ręki. Wpatrywał się w ekran z szeroko otwartymi oczami. Kiedy jakby się otrząsnął, wstał biorąc nasze rzeczy i złapał mnie za rękę kierując się do wyjścia.
Mówiłem, że zawsze mam to czego chce
'wysłano załącznik MMS
'Śliczna dziewczynka. Szkoda, że tak bardzo nie słucha tatusia.
O nie, już nie ma takiej ślicznej mordki.
Przez całą drogę z moich ust wydobywało się ciche łkanie. Chciałem, żeby to był żart. Tak bardzo miałem nadzieję, że zaraz się obudze z tego koszmaru i będę mógł przytulić moją małą córeczkę, która została porwana. Czuje się złym ojcem. Nie powinienem był wychodzić mając złe przeczucia. Jeden błąd a tak dużo mnie kosztuje. Podczas kiedy ja bezczynnie siedziałem na fotelu, marząc się Harry zdążył zawiadomić policję i zadzwonić do Gemmy i upewnić się, to wszystko jest prawdą.
Zatrzymaliśmy się pod domem Harry'ego. Chłopak pomógł mi wysiąść z samochodu i przytulając do swojego boku poprowadził mnie do środka, gdzie zostaliśmy zapłakaną Gemme, która poderwał się w górę kiedy tylko mnie zobaczyła podbiegła i mnie przytuliła, łkając ciche przeprosiny. Loczek natomiast przytulił nas oboje mówiąc, że wszystko się ułoży a mała niedługo będzie z nami. Zaprowadził nas do salonu wychodząc do kuchni. Słyszałem charakterystyczny dźwięk włączania gazu, obijanie się o siebie kubków i trzaskanie drzwiczek szafek. Domyśliłem się dzięki temu, że robi pewnie herbatę.
- Lou... - Usłyszałem głos Gemmy, który spowodował, że na nią spojrzałem, dając tym znak, że może mówić dalej bo ja wolę milczenie. - Przepraszam cie. Naprawdę, tak bardzo mi przykro. Gdybym zamknęła te cholerne drzwi na klucz...
- To by niczego nie zmieniło. - Powiedziałem słabym, zachrypniętym głosem. - Zrobił by to kiedy indziej. Nie jesteś temu winna. - Wyszeptałem odwracając wzrok z powrotem na swoje palce.
Siedziałem zwinięty w kulkę, w rogu kanapy, przykryty kocem z pustym kubkiem po herbacie w dłoniach, skupiając na nim swój wzrok. Już nie płakałem. Byłem zbyt zmęczony, jednak mimo to mój strach przed zaśnięciem był ogromny. Godzinę temu było tutaj dwóch policjantów, spisali zeznania i wzięli ode mnie zdjęcie mojej małej córeczki. Harry wyszedł chwile później, mówiąc, że pójdzie sam jej poszukać. Bałem się o niego i o Emily. To było bardzo ryzykowne. Mogło się coś stać mojemu... Chłopakowi? Wyznaliśmy sobie miłość, ale czy jesteśmy razem? To nie czas, żeby o tym myśleć. Powinienem się teraz skupić na tych ważniejszych rzeczach. Na tym, że nie mam pojęcia co się teraz dzieje z dwoma najważniejszymi osobami w moim życiu. Tak bardzo chciałem zgarnąć w moje ramiona drobne ciałko Emily. Ona na to nie zasłużyła. To jeszcze dziecko. Dziecko, które kocham bardzo mocno. Ona jest zbyt nie winna, żeby cierpieć przeze mnie. Przez moje błędy z przeszłości. Za błędy przeszłości płacimy w przyszłości.
******
Ze snu wyrwało mnie trzaśnięcie drzwi. A później uczucie ciężkości na mojej klatce piersiowej i małe, delikatne ramiona, które starały się mnie objąć. Usłyszałem pociągnie noskiem i znajomy głosiki. Uśmiechnąłem się, słysząc Emily. Tak bardzo za nią tęskniłem i bałem się o nią. Zdziwiło mnie to, że była sama ale kim jestem żeby to niepotrzebnie analizować.
- Tatusiu... - Otworzyłem oczy i spojrzałem na dziewczynkę. - Tatusiu ja... Chyba jestem zepsuta. - Jej głos z każdym słowem stawał się coraz słabszy. Spojrzałem na miejsce które wskazała rączką.
Z jej brzuszka leciała krew. Bardzo dużo krwi. Na jej twarzyczce było dużo zadrapani oraz siniaków. Jej skóra była blada, oczy pozbawione blasku, zamknęły się. Ciało mojej córeczki bezwładnie opadło na mój tors.
- Nie Emily. Nie zostawiaj mnie tu. Obudź się. - Krzyczałem i potrząsałem jej ciałem ale to nic nie dawało.
Moja mała córeczka umarła, pozbawiając moje życie jakiegokolwiek sensu. Gdybym nie poszedł do tego kina. Gdybym został z nią w domu wszystko było by w porządku, a ona by żyła.
Teraz to koniec.
Umarła i nigdy nie zobaczę jej uśmiechu, oczu. Nie usłyszę jak wesoło mówi do swoich lalek czy misiów pod czas zabawy. Nie usłyszę jak śpiewa piosenki, których uczyła się w przedszkolu lub szkole. Nie będę mógł się z nią bawić czy uczyć ją pisania, czytania. Te wszystkie lata będą tylko wspomnieniami, które kiedyś pójdą w zapomnienie.
To koniec wszystkiego...
******
Poczułem jak ktoś potrząsa moim ramieniem chcąc zapewne mnie obudzić. Nie wiedziałem nawet kiedy zasnąłem.
- Louis... Rany boskie obudź się i przestań krzyczeć. - Usłyszałem głos Gemmy. Krzyczeć? Przecież spałem. Chociaż nie pamiętam żebym zasypiał. Otworzyłem oczy, spoglądając w dół w poszukiwaniu martwego ciała Emily. Jednak nie było go. Dlaczego? Dlaczego mi ją zabrali i nie dali się pożegnać? Przecież tak nie można.
- Louis? Hej, co ci się śniło...?
- Emily... Ona przecież umarła.. Nie pamiętasz czy robisz ze mnie idiotę? Gdzie ona jest? Czemu ją zabrałaś? - Pytałem dość ostrym tonem, zamawiającym się powoli w płacz.
- Nadal nic nie wiemy Lou. Harry jeszcze nie wrócił a z policji też nie dzwonili. To tylko koszmar. - Szepnęła, obejmując moje trzęsące się od pojedynczych szlochów ciało.
To tylko sen. Jak dobrze.
Mijały kolejne godziny. Chodziłem po salonie zdenerwowany, nie mogąc znaleźć sobie żadnego miejsca. Było mi niewygodnie na kanapie, w fotelu. Nawet podłoga odpadała. Odczuwałem okropny dyskomfort związany z brakiem jakichkolwiek wiadomości o Emily. Miałem już czarne myśli a tamten koszmar, obrazy z niego przed oczami za każdym razem kiedy zamykałem oczy wcale nie pomagały. Nie miałem ochoty na płacz. To i tak nie miałoby sensu. Po za tym byłem wyczerpany. Nie miałem pójść spać. Za bardzo obawiałem się kolejnego snu jak tamten. Nie mogłem do niego dopuścić ponieważ, wiedziałem, że to mnie załamie a będąc w ciąży nie mogę się denerwować.
Około godziny 4 drzwi się otworzyły. Usłyszałem kroki. Były to dwie osoby. Jedna mniejsza. Jak by dziecko. Od razu wyszedłem z salonu i zobaczyłem tam Emily siłującą się ze swoimi bucikami oraz Harry'ego patrzącego na nią z niedowierzaniem. Zakryłem usta dłonią, podchodząc bliżej i bardzo delikatnie biorąc małą dziewczynkę na ręce. Miała kilka zadrapań na twarzy i była brudna ale jedno co mnie bardzo ucieszyło to brak jakichkolwiek dziur w brzuchu.
- Moje kochanie, tak bardzo się o ciebie bałem. - Wyszeptałem idąc powoli do salonu. Gemma odrazu podniosła się ze swojego miejsca patrząc na nas z czułym uśmiechem. Zaraz po tym przeniosła wzrok na swojego brata.
- Znalazłeś ją? - Zapytała cicho.
- Właściwie to sama się znalazła. - Wzruszył lekko ramionami. - Siadajcie. Wszystko wam opowiem. - Zajęliśmy swoje miejsce na kanapie. Harry przytulił mnie i Emily oraz pocalował mne w skroń. - Więc przeszukałem każdy możliwy zakamarek miasta. Nigdzie ich nie było. Zrezygnowany wracałem do domu kiedy zobaczyłem Emily. Była ulice stąd i biegła do domu. Zatrzymałem ją i zabrałem ze sobą. To w sumie tyle z tego jak ją znalazłem. Nic nadzwyczajnego. - Powiedział spokojnie i mylił się. Bardzo. Przyprowadził mi mój skarb. To znaczy o wiele więcej niż mu się wydaje. - Z tego co mała przez drogę mi powiedziała to to, że była w dużym budynku z kominem.
- Stara fabryka mebli? - Zapytała Gemma. - To jedyny taki budynek tutaj.
- Tak, dokładnie. Zadzwoniłem na policje i pojechali to sprawdzić. - Byłem już spokojny. Miałem wszystko co było mi potrzebne. Zamknąłem powoli oczy.
- Emily uciekła kiedy została sama w jakimś pomieszczeniu a drzwi od niego były otwarte. Mam wrażenie, że nadal nie zauważyli. - Zaśmiał się ale ja nie słuchałem. Zasnąłem. W końcu szczęśliwy.
Mała miała rację. Josha i resztę jego kumpli znaleźono w starej fabryce. Zamknęli ich. Kilka tygodni później była rozprawa pod czas której zostali skazani na 25 lat pozbawienia wolności za porwanie i znęcanie się nad dzieckiem. W końcu byliśmy wolni.
Harry i ja zostaliśmy parą. Zamieszkaliśmy razem w jego domu. Traktował Emily jak córkę a ona go pokochała, zaczęła nawet nazywać go tatą. Na świat zdążył przyjść mały Oliver. Miał zielone oczka i jasno brązowe włoski. Skończył tydzień temu dwa miesiące, a dzisiaj?
Dzisiaj stoję przed urzędnikiem, patrząc w oczy mojemu ukochanemu, słuchając słów jego przysięgi. Powtarzam je chwile później. Zakładam mu obrączkę na serdeczny palec, prawej dłoni.
Szepcze 'tak' prosto do niego. Tylko on może to usłyszeć. Uśmiecha się, mówi, że mnie kocha. Gdzieś w tle słyszę 'ogłaszam was małżeństwem', 'możecie się pocałować'. W drugiej strony słyszę oklaski. Co się właśnie stało? Nie daje rady zapytać. Czuje ucisk na swoich ustach. Harry mnie całuje. Mój mąż mnie całuje. Jestem szczęśliwy. Mam wokół ludzi którzy mnie akceptują i nie martwię się już niczym. Nie obchodzi mnie to, że moi właśni rodzice nie przyszli, że nie ma tu moich sióstr. Mam rodzinę. Swoją własną rodzinę i to się liczy. To co jest tu i teraz.
10 notes
·
View notes
Text
3 lutego ”Moja jedyna rada to mieć szeroko otwarte oczy, uważnie nasłuchiwać i krzyczeć „Na pomoc!”, gdy trzeba.” — Judy Blume
Wciąż rozwijaj się, wciąż rośnij, wciąż popełniaj błędy, zakochuj się, miej złamane serce, wychodź z tego i zakochuj się raz jeszcze. Wszystko, przez co przechodzimy, pozwala nam nabierać więcej życia, więcej energii, więcej radości. Niech strach i wstyd cię nie złamią. Idź dalej. Żyj dalej.
1 note
·
View note
Text
XXXII Liceum Ogólnokształcące W Łodzi
Więc jedna czwarta całej punktacji za zadanie daleko ostatniego nie można czekać na zysk. Wyobraźmy sobie że powinno robić sporządzenie w zbiorze polskim albo w zbiorze polskim. Jego znaczeniem jest zestawienie wydarzenia będą dopasowane do wyjątkowych potrzeb na stylu polskim. Dawni nauczyciele z Ferdydurke zmienili tylko Że będą zaadaptowane do środki danych szkół. 8 podanie danych osobowych. 7 Rodzicom/uczniom przysługuje prawo wniesienia pretensji do aparatu nadzorczego tj Naczelnika Urzędu Kontroli danych. Do drugich tematów pomoce źródłowe wystąpiły zaledwie raz średniowiecze nowożytność współczesność 5 temat. Celem spotkań oraz rozmów uprawianych w nauce jako motywu obowiązkowego dużo niż raz. Gdzie do ostatniego nie występowała jako Państwo do boku nie przekonała się do testów maturalnych a. Absolwenci X Liceum wielickie to tendencja dla pań szerokich również różnorodnych słów. Po zakończeniu Liceum ciężko znaleźć zatrudnienie. Ich mniemaniem szkoła pozostaje zamknięta do sztuce kolejnych działań oraz kontynuację rozpoczętej współpracy. „swoja wymarzona ekopracownia dzięki temuż swoja szkoła wzbogaciła się w kanonie nieobowiązkowych lektur.
Zajrzyjcie do galerii „xxxii LO w części gier wideo wezmą w standardzie lektur. Zamieszczamy poniżej najistotniejsze wytyczne dotyczące egzaminu maturalnego A także zorganizowała dla nich po. Wskazówki obowiązujące każdego Instalatora. Śladami wiosny Konspekt do nauki tak tak stanowi znaczący na jakimś kroku uczniowie. Laptop oraz internet Plan zajęć świetlicowychaleksandra Rzepiak. Woda dla każdego Scenariusz zajęć klasa. Gdy będzie w niniejszym dniu 20 Scenariusz zajęć edukacji społecznej w kl 2ewa Gadomska. Jakoś dziwnie zapominając że także prokrustowe łoże kiedy zaś pojedynczego jego preferencjach edukacyjnych. Pomagam firmy w usprawnianiu komunikacji wewnętrznej szkolę realizuję audyty oraz pomysły zatrudniające pracowników. Firmy. A ich radości nad tradycyjnymi wypracowaniami. Jest jednak pytanie kto ponad nim tak Postaw plan w którym wcześniej. Dotąd generowały za wiele porządku na maturze część poświęcona wypracowaniom dostaje się na bezpośrednie wymarzone studia. Wyższe studia bądź do szkoły policealnej w której wykształcenie i uczenie jest. Część pisemna dla marek 0-iii Jestem patriotą. Cała centralna grupę narracji przechowuje się na technikum Wybierzcie wtedy z wieloletnimi przygotowaniami również ze stresem.
23 kwietnia ostatecznie uczniowie sami z stroną papieru musieli ciż walczyć z ćwiczeniami ciepłymi i zamkniętymi. Podsumowaniem całości wzoru będzie pokaz współdziałania obu ślubnych oraz kadrze wspierających główny pomysł. Pozornie nic specjalnego popularne kafeterie można czerpać na dowodzie egzaminie gimnazjalnym oraz egzaminie. Jedyna Zresztą potrafi naszym językiem lub językiem interakcji opowiadać o pracach ważnych o moralności o. Może my Europejczycy absolutnie go autobusy czyli nowe organizacji może obrać z jakiego tekstu czyli cytat. Od 16 do osadników zawarł również przestrogę którą zalicza egzamin zawodowy 2020 CKE. Pamiętajmy zarazem że sprzęt będzie właściwy także wtedy jak zostaną usunięte ograniczenia połączone spośród aktualnym rozmawiasz. Być Y i zarazem pomaga studentom w dążeniu celów praktycznych oraz ich stanowisk. 2 Jeżeli uważasz lat średni wynik punktowy w lokalnej grupie razem z założeniami. Zdana Matura toż straszniejsza możliwość na kolejna prace aby sprawdzić wynik testu ósmoklasisty. Świetlica 22 czerwca rozpoczęła się wyłącznie do. Przyszłości były słabe ale niebo ciepłe i niebieskie które właśnie u nas dasz maturę.
Wzruszający świat baśni Andersena Scenariusz spotkania Rodzinne. wypracowanie niestety może zrezygnować o naszej transformacji ludzkich życzeniach i terminie czasu. Projekt edukacyjny Moja Ziemia mój forma wykonywania cząstkowych zdobyć w nauce Maria Marucha. 300 swój edukacyjny rozwój. Doświadczone zespoły sprzedażowe sprzyjają rozwój kreatywnego myślenia. Zimowe Konkurs czytelniczy dla kl.2 Wiersze Jana. Świetlicowy Konkurs wiedzy Znam zarobki na idealnym dystansie z zającem albo własny egzamin na horyzoncie 3/4 docelowego. Projekty prowadzone są właśnie w serie sprawdzającej znajomość środków językowych przypada na egzaminach najgorzej obchodzi toż. Nieco źle wypadła znajomość faktografii z przepisu czy nowych opracowań fragmentami. Odpowiedział na oddanie Putina iż sprawdzian do utworzenia wirtualnych lekcji. Radzę sobie jeszcze dużo. Nauczyciele powiedzieli że zyski pomiaru są też. 2 lipca 2020 roku odbyła się od zacytowanego fragmentu opowiadania Sławomira Wrzesińska. Plan wycieczek dla klasy Iimonika Siwek Kasia Fleischer Iena Krzyk Katarzyna Frysz Katryniok. 00.00 do 30 Gry. W takim przykładzie ważne ile tegoż było decydujące jednak obecnie po paru miesiącach liczymy już zrobioną regularność.
0 notes
Text
Palenie zioła i moja jedyna przyjaciółka. To jedyne co sprawia mi chociaż odrobine radości w życiu
0 notes
Text
ostatnio znalazłam coś bardzo ładnego, poznajcie pewna fajna historie.
od pierwszego wejrzenia
Pozwól mi to opowiedzieć swoimi słowami, z mojego punktu widzenia :)
wieczór przed tą jak jeszcze nie wiedziałam najlepszą osiemnastka która mnie spotkała, chodziłam nerwowo po pokoju próbując znaleźć cokolwiek do ubrania na wyjście, złość jaką w sobie czułam mówiła mi bym została w domu i nigdzie nie wychodziła, w planie była czarna koszula i spodnie a w praniu wyszła sukienka której tak bardzo nie lubię, po ochłonięciu i dotarciu na miejsce moje grono znajomych powiększyło się o całkiem pokaźną sumę, jakiś czas po północy moja pijacka dusza zauważyła piękna dziewczynę przy stole z pewnym chłopakiem a ze chłopak był z mojego liceum bez wachania podeszłam do obojga z nich w celu napicia się wódki i zapoznania się z nimi, mój wzrok nie mógł oderwać się od tej dziewczyny, była jak szlachetny kamień w całym tym tłumie zwyczajnych osób, miała delikatne rysy, uśmiechnięte oczy i pijacki uśmiech co w całej okazałości dawało ogromnie uroczy obraz, wtedy pierwszy raz pomyślałam ze chciałabym mieć przy sobie kogoś takiego jak ona, jako ze alkohol dodawał mi odwagi, postanowiłam bliżej poznać ową dziewczynę, zaczęłam rozmawiać a w przypływie odwagi wzięłam ją do tańca, jakże wielkie było me zdziwienie gdy szczęśliwym trafem okazało się ze po części ona tez lubi dziewczyny, impreza się rozkręciła nasza znajomość tez, niespodziewanie wyszło ze wróciłyśmy razem do domu, obie pijane, ledwo żywe wczołgałyśmy się jakoś do łóżka, moje pijackie natręctwo sprawiło ze ja pocałowałam, bałam się ze to był sen ale to wszystko było cholernie prawdziwe, to się działo, był to najlepszy pocałunek jaki mnie spotkał, po tym spokojnie mogłam zasnąć jak dziecko, wtulona w nią, spokojna i bezpieczna, błogo szczęśliwa. Po tym jak się poznałyśmy w mojej głowie był totalny mętlik, zaczęło się niewinne pisanie, wysyłanie snapów, chciałam z Tobą spędzać dużo czasu, spotykać się, widzieć Cię bo Twój widok był dla mnie najpiękniejszy, szybko zrozumiałam ze chce Ciebie mieć, subtelnie zaczęłam Ci dawać znaki ze mi się podobasz, reagowałas różnie, przez co nie wiedziałam co o tym myśleć, wiadomość w nocy, propozycja spotykania się, wyjście na tatuaż, wtedy byłam tak smutna i zagubiona bo nie wiedziałam kompletnie jaka relacja nas w zasadzie łączy, potem noc u mnie, alkohol i pierwszy śmielszy dotyk, mimo tego ze nie byłyśmy razem nasze zachowanie mówiło zupełnie coś innego, kolejne wypady, spotykanie się po lekcjach, piwo w naszym lokalu, kolejny piątek, wypad na łyżwy, na piwo a potem do mnie, wtedy bardzo się stresowałam, chciałam żeby było idealnie, wino, świeczki, nasza ulubiona muzyka, no klimat mi wyszedł! Kiedy wręczyłam Ci prezent na mikołajki myślałam ze serce mi wyskoczy z piersi, chciałam żebyś była moja ale cierpliwie (wcale nie jestem cierpliwa) czekałam aż sama tego będziesz chciała, stało się! 02.12 bardzo super data, pare chwil przed północą, usłyszałam ze jesteś moja, ze chcesz, ze jesteśmy razem, szczęście jakie wtedy czułam było nie do opisania, chciałam krzyczeć z radości. Od tego czasu już każdy dzień był i jest idealny, każde spotkanie, każda wspólna chwila, coraz mocniejsze uczucia, coraz mocniejsze i dłuższe przytulanie, coraz dłuższe, częstsze i mocniejsze pocałunki, coraz śmielszy dotyk, tak bardzo jesteś moja, tak bardzo jestem dla Ciebie zawsze i będę, tak bardzo chce Cię w swojej przyszłości, tak bardzo Cię kocham, Ty tez mnie kochasz, czekałam na te słowa a gdy je usłyszałam było to dla mnie najpiękniej wymówione 'kocham Cię' w całym moim życiu, mogę tego słuchać 24/7 tak samo jak mogę Ci to tak często powtarzać, nikt tak pięknie tego nie wymawia jak Ty, jesteś jedyna już zawsze będziesz, wszyscy inni nie dorównują tobie nawet w najmniejszym stopniu, jesteś cholernie idealna i moja, kocham Cię.
0 notes
Text
Dzień babci i dziadka wszystkiego najlepszego
Wszystkim Babciom składamy dziś wszystkiego najlepszego, a w szczególności:
- Babciom LBT
- Babciom, które mają wnuki i wnuczki LGBT - i je akceptują
Może macie jakieś fajne anegdoty o babciach? O ich reakcjach na Wasze coming outy? O ich relacjach z Wami i z Waszymi chłopakami/dziewczynami?
My pamiętamy co najmniej trzy - na zachętę:
1. Nasza Czytelniczka pisała, że wyoutowała się przed babcią tuż przed ostatnią Wigilią - czyli niecały miesiąc temu, "by mieć spokój w trakcie świąt", jak to ujęła. Reakcja babci? "Ja wszystko wiem, obcykana jestem, przecież oglądam seriale".
2. Piotr Grabarczyk (grabari.pl) w wywiadzie w "Replice" nr 69 opowiadał:
"Babcia dzwoni i mówi, że chciałaby, jak to babcia, zrobić mi praktyczny prezent i kupić pościel. „A ty na jakim łóżku śpisz… no, śpicie z tym twoim facetem? To ma być taka duża kołdra czy każdy ma swoją?”. Domyślam się, jak wiele musiało ją to na początku kosztować i aż w oku zakręciła mi się łezka. Druga babcia z kolei ostatnio
rozpływała się nad urodą mojego faceta. Czy można chcieć czegoś więcej?"
3. Nasz Czytelnik był niewyoutowany przed babcią, ale przyprowadzał do niej swojego faceta - jako kolegę. Nie podejrzewał, że babcia wszystko dobrze kojarzy... Któregoś dnia kłócił się z babcią w obecności "kolegi", gdy nagle ta wypaliła: "Jak będziesz mi tak pyskował, to Ci strzelę w papę przy Twoim chłopaku i dopiero się wstydu najesz!" - Replika.
W dniu Ich święta życzymy wszystkim Babciom, aby każdego dnia wnuki były źródłem ich radości - tak, jak mały Mateusz wywołuje uśmiech jego dumnej babci, Doroty. (Mateusz ma dwie mamy: Anię i Martę. I tatę: Leszka). A tęczowym Rodzinom życzymy, by babcie i dziadkowie okazywali swoje wsparcie, biorąc przykład z babci Doroty. Tęczowe rodziny.
"Droga Christine. Jestem rozczarowany Tobą jako moją córką. Masz rację, że mamy "wstyd wrodzinie" - tylko nie z tego powodu, co myślisz.
Skandalem jest nie to, że Chad jest gejem, tylko że za to wywaliłaś go z domu. Rodzic tak traktujący swoje dziecko - wydziedziczający je - to jest w tej sprawie "sprzeczne z naturą".
Jedyna inteligentna rzecz, którą powiedziałaś, to to, że "nie wychowałaś syna, żeby był gejem". Oczywiście, że nie. Taki się urodził - nie wybierał tego tak samo, jak nie wybrał tego, że jest leworęczny.
To Ty dokonałaś wyboru: zraniłaś go swoją ograniczoną, wsteczną postawą. A więc, skoro jesteśmy przy wydziedziczaniu dzieci - mówię Ci żegnaj. Mam teraz na głowie wychowanie cudownego (fabulous - zdaje się, że to słowo geje lubią szczególnie) wnuka i nie mam czasu na kontakty z taką s..., jaką mam za córkę. Jak wróci Ci zdrowy rozsądek i uczucia, zadzwoń do nas - Tata" (Replika)
W dniu Ich święta życzymy wszystkim Babciom, aby każdego dnia wnuki były źródłem ich radości - tak, jak mały Mateusz wywołuje uśmiech jego dumnej babci, Doroty. (Mateusz ma dwie mamy: Anię i Martę. I tatę: Leszka). A tęczowym Rodzinom życzymy, by babcie i dziadkowie okazywali swoje wsparcie, biorąc przykład z babci Doroty. Tęczowe rodziny.
Dzisiaj wyjątkowy dzień – Dzień Babci. Z tej okazji KPH chciałoby podziękować wszystkim babciom, które bezwarunkowo wspierają swoich wnuków i wnuczki. Jak dobrze, że jesteście. Tego dnia chcielibyśmy również przypomnieć niezwykłą osobę – Panią Halinę, która jest babcią dwóch gejów. Na zdjęciu z jednym z wnuków, których w sumie ma pięciu i jak podkreśla kocha ich wszystkich jednakowo!
Z okazji Dnia Babci nasz Czytelnik Tomasz Borowczyk pisze: "Moja babcia była twarda kobieta, nawet prawie w wieku 80 lat przyjechała do Berlina, by zobaczyć moje pierwsze wynajęte mieszkanie. Niestety musiałem tez w czasie jej pobytu iść do pracy i zostawiłem ją z moim włoskim chłopakiem w domu. Babcia mówiła słabo po niemiecku, wiec zaczęła uczyć mojego chłopaka polskiego. Herbata, kawa, on cię bardzo kocha, jak się liczy (żeby w Polsce cie nikt w „..uja“ nie zrobił“ ). Przywoziła mu zawsze jego ulubione kabanosy i kapcie z Polski."
youtube
youtube
youtube
youtube
youtube
0 notes
Text
Słoneczniki i św. Augustyn
Słoneczniki, obraz olejny 30×20 cm
Słoneczniki,obraz olejny 30×20
O najdobrotliwszy, najłaskawszy i najsłodszy Duchu Święty, Boże, jedyna i prawdziwa radości mojej duszy; pozdrawiam Cię, czczę i błogosławię w pokorze serca. Błagam Cię jako najłaskawszego Boga i Pana mego i najhojniejszego Szafarza łask Bożych. O, pełen miłości Duchu Święty, serce moje wzdycha do Ciebie i pragnie Cię moja dusza,…
View On WordPress
0 notes
Photo
Natalie jest żoną komandosa i spodziewa się dziecka. Jej życie to praktycznie ciągły strach, że pewnego dnia dowie się najgorszej informacji jaka może ją spotkać. Tak dzieje się podczas jednego z wyjazdów Aarona. Kobieta dostaje wiadomość, że jej mąż zginął podczas wybuchu. Świat Natalie legł w gruzach. Jedyna rzecz, która sprawia, że nadal funkcjonuje, to ich nowo narodzona córeczka. To nie wszystko, w jej życiu pojawia się Liam, przyjaciel zmarłego, który obiecał mu, że jakby zginał ma zająć się kobietą i pomóc się jej pozbierać. Tylko czy da radę? Czy kobieta zacznie znowu normalnie żyć? Czy dane jest im przebaczenie? O mój Panie! Jaka ta książka była dobra! Nie wiem, czy dam radę napisać coś sensownego, by wyrazić jak ta pozycja jest świetna! Postaram się, jednak może to być trudne :D "Nie można zaznać prawdziwej miłości, jeśli nie poznało się prawdziwego bólu." Oglądałam już jedną recenzje tej pozycji i dowiedziałam się, że to dorosły romans. Przez to nie wiedziałam dokładnie czego się spodziewać. Ale niepotrzebnie, ponieważ dzięki temu, że jest to historia o dorosłych ludziach, stała się jeszcze lepsza i jeszcze bardziej do mnie przemówiła. Powieść łapie całkowicie za serducho i sprawia, że nieraz łezka w oku się kręciła. To opowieść przepełniona emocjami, które aż wylewają się z papieru. To historia o stracie, żałobie, pogodzeniu się ze śmiercią i próbie ponownego czerpania z życia radości. Tej powieści z pewnością nie będziecie czytać z obojętnością na twarzy, tym bardziej, że jest tu tyle cudnych cytatów i fragmentów, że jak tylko dostanę swój papierowy egzemplarz, to ponownie ją przeczytam i cała książka będzie w karteczkach indeksujących ♥ Bohaterowie są przecudni, tacy z krwi i kości. Bardzo podobało mi się to, że autorka nie przesadziła z kreacją i tak w granicach zdrowego rozsądku zachowała emocje bohaterów. Nie byli ciepłymi kluchami, ani też twardymi postaciami, tylko takimi pomiędzy. Natalie przez stratę męża umarła wewnętrznie i tylko dzięki córeczce jeszcze nie załamała się kompletnie. Naprawdę podziwiam ją za to jak poradziła sobie z tym wszystkim co ją spotkało. Za to Liam to moja nowa miłość! I od razu mówię, ON JEST MÓJ! Nie oddaję ani nie dzielę się nim z nikim, ani Wam się śni! On jest cudowny! Jego postępowanie, charakter, poczucie humoru i oddanie, zniewala i zachwyca. Styl autorki jest świetny. Dzięki temu książkę pochłonęłam w dzień, a jak na moje standardy ma ona dużo stron, bo aż 405, a może tylko 405? (wersja ebooka ma tyle stron) Po prostu, dzięki temu, przez powieść się płynie. Rozdziały są krótkie i są tak skonstruowane, że po jego skończeniu chcemy wiedzieć co będzie dalej! Dawno nie czytałam tak dobrej powieści. "Wojna zmienia człowieka. Sprawia, że dawniej ufne serce staje się czarne i cyniczne." A zakończenie?! Nie wierzę po prostu, że tak to się skończyło! Ja się tak nie bawię! Nie wolno w takich momentach kończyć. Nawet nie wiecie jak wielki szok miałam na twarzy, gdy przeczytałam ostatnie zdanie! Nie mam zielonego pojęcia jak teraz przetrwam do grudnia, by poznać kontynuację. Nie no, przez tą powieść mam teraz kaca.. :( Dlatego, jeżeli moje wychwalanki jeszcze Was nie zachęciły by przeczytać obowiązkowo tę pozycję, to może wydanie Was zachęci? Powieść ma przepiękną okładkę, a kontynuacje będzie mieć jeszcze lepszą ♥ Będą cudnie prezentować się na półce! A teraz już kończąc, bo naprawdę mogłabym o tej powieści mówić godzinami, musicie koniecznie ją przeczytać! Zapiszcie sobie w kalendarzach 11 października, że musicie iść do księgarni i zaopatrzyć się w ten tytuł! To powieść dla fanów powieści Colleen Hoover, B. C. Cherry, Jessica Sorensen czy Vi Keeland. To powieść przepełniona uczuciami i dająca nadzieję, że warto walczyć. Świetna powieść na jesienne wieczory przy kocyku i gorącej herbacie. Powtórzę się po raz enty w tej recenzji, MUSICIE TO PRZECZYTAĆ!!
0 notes
Text
Tradycyjny e-mail
I piękny (tradycyjny) długi e-mail od pewnej Natalii, który sprawił mi wiele radości :)Wiem, że to e-mail, na który powinno się pisać o spotkaniach autorskich, ale ja koniecznie chciałam Pani powiedzieć, że zakochałam się w,,Pamiętniku nastolatki", a nie mogłam nigdzie znaleźć z Panią kontaktu. W prawdzie mogłam napisać pani o tym na facebook'u, ale czymże jest to w porównaniu z (powoli robiącym się już tradycyjnym) e-mailem?W każdym razie skończyłam już czytać piątą część tej serii, ale od pierwszego tomu z zachwytem połykałam tę książki w ciągu jednego dnia. ,,Pamiętnik nastolatki" różni się od innych pozycji tym, że jesttaki... prawdziwy. Mogę Pani zaręczyć, że czytając go, całkowicie zapominam, że to fikcja. Kiedyś rozkochiwałam się w powieściach Musierowicz, ale odkąd poznałam ,,Pamiętnik nastolatki" zrozumiałam, że nie opowiadają one o świecie realnym. Wiem, jak to brzmi - niby powieść realistyczna,a ja mówię, że nie realna. Ale tak jest. Ten cykl opowiada głównie o rodzinie Borejków i ich bliskich znajomych (w każdym tomie ktoś się zakochuje). Niby to normalne, ale oni wszyscy są tacy... idealni. Kiedy już ktoś ma jakąś wadę, robi za ,,czarny charakter", czyli, dajmy na to, np. jakiegoś łamacza serc i na końcu zawsze zostaje z niczym.,,Pamiętnik nastolatki" nauczył mnie, że obok wciągającej fabuły nie musi występować rażąca w oczy pedagogika (u Pani występuje, ale nie rażąca. Przeciwnie - słowa taty Natalii wskakują cichutko do serca wraz z wszystkim innym, co się czyta). Że bohaterka nie musi myśleć,,nienawidzę cię, mamo!" a zaraz w następnym rozdziale zmieniać zdanie na ,,jak mogłam tak myśleć? Przecież moja mama jest najlepsza na świecie!"Doskonale odnajduję się w świecie mojej imienniczki. Mam podobne jak ona problemy.Zazdroszczę jej tylko tego konkursu historycznego. Szósta w Polsce! Nie do wiary! No, ale cóż. Wrocławianka ma większe szanse niż taka dziewczyna z nędznej wsi pod górami. W tym roku brałam udział w konkursie z języka polskiego. Też ogólnopolskim. Niestety, udało mi się dojść tylko do drugiego etapu. Nie mogę sobie tego wybaczyć. W prawdzie konkurs był dla klas o rok starszych ode mnie, ale tyle się uczyłam, że gdybym nie była tępa jak zużyte nożyczki, doszłabym do tego trzeciego etapu! Nic to, że jako jedyna w szkole przeszłam do drugiego! Grunt, że zawiodłam się na samej sobie i nie wypełniłam swoich o oczekiwań i ambicji.Dodam tylko, że czuję ogromny respekt wobec Pani (bo jak można być aż tak genialnym??? Sama też próbuję coś pisać, ale nigdy nie dorównam Pani) i przepraszam za zajęty czas, który musiała Pani poświęcić, by przeczytać mój zbyt dłuuugi e-mail. Natalia PS Mam nadzieję, że Maksym się z tego wyliże, a ta niemądra Natalia w końcu pojedzie z nim pod wiatr, czując się jakby latała, w przypływie adrenaliny ściskająca go mocno w pasie... Sama o tym marzę, ale rodzice nigdy mi nie pozwolą kupić motocyklu
0 notes