#koszula satynowa
Explore tagged Tumblr posts
Photo
Elegancka halka satynowa Neema w kolorach czerwonym i czarnym.
https://pradlo.pl/home/1771-elegancka-koszula-nocna-satyna-neema.html
0 notes
Photo
Nasz Bestseller !!! Elegancka #koszula satynowa #silvenero na napy 👍6 modeli 👍 Rozmiary S aż do 5XL tj. ok.140 cm w klatce. Atrakcyjna cena 🤑🤑🤑 W ofercie ponad 100 modeli koszul.👍💯🤩 Polecamy #swetry #koszule #spodnie #marynarki #kurtki #płaszcze ☃️🥳🤑💥 Zapraszamy od pon do sob CH Ptak hala G box 182 wejście G-1 📱500 696 522. Sprzedaż oo xxl hurtowa i detaliczna. #silvenero moda męska https://www.silvenero.com #modameska #dlafaceta #modamlodziezowa #odziezmeska #manfashion #ciuchy #chlopak #manstyles #modadlafaceta #modnyfacet #modnypan #mensfashion #menswear #polskichlopak #polskifacet #stylowyfacet https://www.instagram.com/p/Cnwt9MNjW3D/?igshid=NGJjMDIxMWI=
#koszula#silvenero#swetry#koszule#spodnie#marynarki#kurtki#płaszcze#modameska#dlafaceta#modamlodziezowa#odziezmeska#manfashion#ciuchy#chlopak#manstyles#modadlafaceta#modnyfacet#modnypan#mensfashion#menswear#polskichlopak#polskifacet#stylowyfacet
0 notes
Text
Noc jest ciemna, cicho głucha czy powinienem szepnąć jej coś do ucha?.
I jej wyznać jak najszczerzej, że uwodzi mnie oczów kolor twój i wyszeptać jeszcze ciszej, że i za nią oddałbym życie.
Ona leży tutaj obok i wydaje mi się jakby słucha, ale czy na pewno mnie posłucha?.
A jeżeli sensu w słowach tych nie odnajdzie, a jej satynowa koszula w dół opadnie.
Ależ ja nie chcę teraz jej bliskość i warg gwiezdzistych na swym ciele, ja chce tylko zrozumienia i mądrości.
Wypłakiwanych do gwiazd szczerze.
6 notes
·
View notes
Link
0 notes
Photo
CZARNA MODNA SATYNOWA KOSZULA Damska modna koszula z czarnej satyny o asymetrycznym kroju. Koszula posiada klasyczny kołnierzyk, oraz rękawy z mankietami. Małe logo marki znajduje się na przodzie koszulki, na wysokości biustu. Zapinana na małe guziki. Koszula sprawdzi się zarówno jako odzież na codzienne wyjścia do pracy, jak i na wyjścia ze znajomym.
0 notes
Photo
https://www.vinted.pl/damska-odziez/koszule/18730115-jedwabna-pizamowa-koszula-w-grochy-kropki-stalowa-satynowa-blogerska
zdjęcie: dobrakobieta
0 notes
Text
Ten jedyny
Elizabeth obudziła się słysząc trzask. Wzięła świecę stojącą na stoliku obok łóżka i wstała, aby rozejrzeć się po pokoju. Zimny wiatr rozwiewał kosmyki jej długich brązowych włosów. Światło świecy padło na trzaskające o futrynę okno. Na zewnątrz szalała burza. Powoli podeszła do okna i je zamknęła. Bała się burzy, ale nie chciała nikogo budzić z powodu głupiego otwartego okna, to byłoby bardzo niestosowne. Położyła się na wielkim łożu i otuliła kołdrą. Mimo ciepłej pościeli nadal było jej zimno. Brakowało jej czegoś, a raczej kogoś. Ponownie sięgnęła po świecę. Nałożyła na siebie koc leżący na krześle i wyszła z pokoju. W korytarzu było ciemno już dawno służba pogasiła świece oświetlające budynek, jedynym źródłem światła była prawie wypalona świeca, która mimo nabicia na lichtarz parzyła jej delikatne dłonie skapującym woskiem. Nagle rozległ się dźwięk zegara wybijającego godzinę drugą. Już tak późno – pomyślała – może jednak nie będę go budzić. Usłyszała trzask gałęzi uderzającej o szybę. Wiatr wzmógł się, grzmoty było słychać częściej niż przedtem. Przyspieszyła kroku i już po chwili stała przed jego drzwiami. Zapukała niepewnie, a po chwili trochę mocniej. Po krótkim czasie, który dłużył jej się w nieskączoność drzwi się otworzyły, a w nich stanął wysoki przystojny mężczyzna o roztrzepanych włosach w kolorze ciemny blond i zaspanych zielonych oczach. - Thomasie – dziewczyna spojrzała na niego przepraszającym wzrokiem – przepraszam cię, że zakłócam ci twój sen, ale ta burza… nie mogłam usnąć i musiałam cię zobaczyć… czuć, że jesteś przy mnie – na chwilę przerwała. – O Boże bardzo cię przepraszam, jestem nierozsądna, nie powinnam cię budzić dla własnej potrzeby. - Nie, poczekaj – złapał ją za rękę – nie przejmuj się, mi nic się nie stanie jeżeli nie prześpię jednej nocy. Chodź. Patrzyli sobie prosto w oczy, aż w końcu Elizabeth niepewnie weszła do jego pokoju. Pomieszczenie było tak samo duże jak jej, było też bardzo podobnie urządzone z paroma wyjątkami. Jego łoże stało przy ścianie, a jej nie, meble były inaczej wyrzeźbione i miały inny odcień brązu, jej były jaśniejsze. Położyli się na łóżku przytulając się do siebie. Gdzieś w głębi czuła, że nie powinna tak postępować, ale przecież nie łamała zasad. Nie było między nimi żadnej fizyczności, tylko najczystsze uczucie. Chyba na tak drobny gest mogła sobie pozwolić. Przecież za trzy miesiące już na zawsze zawiążą więź przed ołtarzem i przed Bogiem, więc nie powinna czuć poczucia winy tylko, dlatego że Thomas ją obejmował, ale jednak nie mogła się tego okropnego uczucia pozbyć. - Thomasie, jesteś pewien, że chcesz się ze mną wiązać? Nie odpowiedział jej od razu, ale po chwili wypowiedział słowa z taką pewnością jakiej jeszcze nigdy nie słyszała. - Tak. Tak kocham cię, chcę się z tobą ożenić i być przy tobie na zawsze. Odchyliła głowę w tył, żeby widzieć jego twarz. Twarz tak piękną jakiej jeszcze nie spotkała. Była jakby wyrzeźbiona z najlepszego marmuru, bez żadnej skazy. Idealne rysy. Jego piękne usta, ani nie za pełne, ani nie za wąskie, które przeważnie są prostą linią, na jej widok wyginały się w łuk rozjaśniając twarz. Jego piękne błyszczące oczy w kolorze szmaragdu patrzące na nią z wielką miłością. Jego proporcjonalny nos, który podrapywał gdy się nad czymś zastanawiał. Jego dłuższe włosy w ciemnym odcieniu blądu, zawsze ułożone z przedziałkiem na prawej stronie i grzywką spadającą na lewe oko, teraz w nieładzie. Jego ciało, na którym każda koszula wyglądała dobrze, silne ręce, które obejmowały ją jakby zaraz miała zniknąć. Wyglądał jak anioł i dla niej był aniołem. To wszystko sprawiało, że jej serce biło jak oszalałe, jakby zaraz miało wyrwać się z jej piersi i uciec do niego, do jej osobistego bóstwa. Uniosła się na łokciach i złożyła delikatny pocałunek na jego spierzchniętych ustach. Od razu go oddał przyciągając dziewczynę jeszcze bliżej. Zatopił dłoń w jej gęstych lokach. Uniósł się na łokciu, a ona położyła głowę na miękkiej poduszce. Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. Elizabeth po raz pierwszy czuła tak ogromne pożądanie. Chciała aby posiadł ją w całości, jednak myśl że łamie zasady nasiliła się i nie chciała dać jej spokoju. Odsunęła się od Thomasa spoglądając mu głęboko w oczy. - Przepraszam, ale nie możemy. Jeszcze nie. Młody mężczyzna wpatrywał się w nią chcąc wyłapać każdy najdrobniejszy szczegół jej wyglądu. Była taka delikatna, jakby miała zaraz się rozpaść. Twarz tak jasna i nieskazitelna jak porcelana. Niebieskie oczy w kolorze oceanu, które przy ciemnych, długich i gęstych rzęsach wyglądały jeszcze szlachetniej, jak najdroższy kamień. Pełne jasnoróżowe usta, które zawsze były wygięte w piękny uśmiech. Pojedyncze brązowe loki spadające na delikatną twarz, łaskoczące drobny nos, które wyrwały się z burzy gęstych włosów opadających kaskadami na plecy. Jej drobna sylwetka, której kontury było widać spod białej koszuli nocnej. Wyglądała jak porcelanowa lalka wobec, której trzeba być bardzo delikatnym, bo przy chwili nieuwagi może stłuc się na najdrobniejsze kawałeczki. Gdy oczy Thomasa zaczęły lustrować już nie jej twarz, ale ciało dziewczyna przykryła się kołdrą aż po samą szyję, a na jej twarzy pojawiły się rumieńce. Chłopak uśmiechnął się i pocałował ją w czoło. Położył się koło niej i zamknął ją w szczelnym uścisku. Elizabeth patrzyła w okno na wyginające się coraz to mniej gałęzie. Burza powoli się uspokajała, ale deszcz nadal bił o szyby zostawiając na nich smugi. Wsłuchując się w odgłosy za oknem zapadła w głęboki sen.
Rozległo się pukanie do drzwi. Elizabeth powoli wstała z łóżka nie chcąc obudzić Thomasa. Otuliła się kocem i podeszła do drzwi powoli je otwierając. Przed dziewczyną stała Martha, jej służąca. - Przepraszam najmocniej, że panią budzę, ale śniadanie jest już gotowe i jeżeli chciałaby pani zejść do jadalni… - Dobrze Martho, zaraz zejdę. Skąd wiedziałaś, że tu jestem? - Przez długi czas pukałam do pokoju panienki, ale nikt nie otwierał więc weszłam i nie było tam panienki więc pomyślałam, że może będzie u pana Thomasa. Służąca dopiero po chwili spostrzegła, że Elizabeth jest w samej koszuli i mimowolnie wzięła głębszy wdech, a jej ręka powędrowała do ust. - Panienko, czy ty …? - Spokojnie, nic się nie stało, ale proszę cię nie mów nikomu, że mnie tu widziałaś w takim stanie, dobrze? - Oczywiście, nic nie powiem. Może panienka być tego pewna. - Dobrze, a teraz chodź mi pomóc. Dziewczyna spojrzała na śpiącego chłopaka i wyszła z pokoju kierując się do jej własnego. W pomieszczeniu pachniało świeżością. Podeszła do szafy wybierając swoją ulubioną suknię, która była wykonana z delikatnego materiału w kolorze lapisu lazuli. Gorset był gładki, przy dekoldzie przyszyta była niebieska, satynowa, gruba wstążka, która kładziona była na przedramiona i wiążąca gorset z tyłu tworzyła w pasie kokardę. Pod wierzchnim materiałem dolnej części sukni było kilka warstw, ale nie potrzeba było stelaża, materiał delikatnie spływał do samej ziemi. - Pomórz mi proszę założyć suknię. Martha posłusznie wzięła strój i starała się tak zawiązać gorset, żeby Elizabeth było wygodnie i przy tym ładnie wyglądała. Po kilku próbach odpowiedniego zaciśnięcia gorsetu zawiązała w pasie dość dużą kokardę. Elizabeth odwróciła się przodem do Marthy i wnikliwie lustrowała jej twarz. Służąca miała ciemniejszą karnację niż ona sama, duże szaroniebieskie oczy, różowe pełne usta i mały nos. Długie do połowy pleców czarne włosy przeważnie upięte na czubku głowy teraz były rozpuszczone. Mimo, że miała ponad dwadzieścia lat wyglądała na dużo młodszą. Jest bardzo ładna i bez problemu mogłaby przyćmić nie jedną dziewczynę z wyższej klasy niż służba – pomyślała Elizabeth. - Panienko chodźmy na śniadanie, czekają na ciebie. - Przekaż im, że zaraz zejdę, muszę jeszcze coś znaleźć. - Tak jest – Martha ukłoniła się i wyszła z pokoju. Dziewczyna podeszła do komody i wyjęła z szuflady małe białe pudełeczko. Uniosła pokrywę i ujrzała ten sam srebrny naszyjnik z przywieszką w kształcie łzy, który dostała na swoje szesnaste urodziny od Thomasa. - Akurat dziś mija rok od kąd dostałam od ciebie ten piękny podarunek Thomasie – powiedziała do siebie. Założyła naszyjnik, wygładziła suknię, poprawiła rozpuszczone włosy i wyszła z pokoju. Gdy weszła do jadalni każdy skierował wzrok na nią. Czuła się źle, nie lubiła być w centrum uwagi. Thomas wstał od stołu, podszedł do niej i obiął ją w pasie. - Wyglądasz ślicznie. - Dziękuję – spojrzała na Marthę niosącą tacę z owocami i uśmiechnęła się do niej. - Wszystkiego najlepszego kochanie, to już twoje siedemnaste urodziny – powiedział wesoło Thomas i pocałował ją w czoło. - Och… dziękuję. Dziękuję, że pamiętałeś. - Ależ nie ma za co. Uśmiechnęła się do niego i oboje zasiadli do stołu. Jedzenie było pyszne, jak zawsze. Kucharz spisywał się świetnie. Po skończonym posiłku Elizabeth wyszła do ogrodu spotkać się z kobietą, na którą zawsze mogła liczyć. Lily zawsze pomagała podjąć decyzję, kiedy ona nie wiedziała co robić bądź się wahała. Dziewczyna usiadła na białej ławce i po kilku minutach czekania ujrzała nadchodzącą Lily. Przyjaciółka wyglądała ślicznie. Długie blond włosy były delikatnie przewiązane czerwoną wstążką na połowie długości. Suknia w kolorze bardzo jasnego różu delikatnie opadała do ziemi. Dziewczyna szła dumnie przyglądając się kwiatom w ogrodzie. - Lily – zawołała Elizabeth. Podbiegła do przyjaciółki i uściskała ją na przywitanie. - Witaj moja droga. Wszystkiego dobrego. Kończysz już siedemnaście lat. - Dziękuję ci, ale mimo to czuję się jak staruszka. - Dlaczego? Co się dzieje? – usiadły na ławce patrząc sobie w oczy. - Sama nie wiem. To wszystko mnie przytłacza. - Czyżbyś zmieniła zdanie co do Thomasa? - Nie. Kocham do nad życie, ale boję się. Boję się, że to uczucie po pewnym czasie wygaśnie, a nie chcę tego. - Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Nie sądzę, żeby Thomas kiedykolwiek przestał cię kochać. On patrzy na ciebie tak jakby bał się, że w każdej chwili możesz się rozpaść, jakby chciał cię ochronić przed każdym nawet najmniejszym złem. - Wiem, ale … Dlaczego patrzysz się w dal za mnie? Coś się dzieje. - Spokojnie, to tylko twój ukochany. Przybliż się. – Lily uszczypnęła Elizabeth w policzki, aby pojawiły się na nich delikatne rumieńce. - I jak? - Policzki jak róże. Wyglądasz ślicznie. - Kochanie, panienko Lily. – Usłyszała za sobą głos młodego mężczyzny. Odwróciła się do niego, a on ukłonił się na powitanie Lily. – Elizabeth, po południu chciałbym zabrać cię na spacer i też coś pokazać. Czy mogę? - Ależ tak. Pójdę z wielką chęcią. - Dobrze. Nie będę wam już przeszkadzał – uśmiechnął się miło i oddalił w stronę domu. - Widzisz, nie masz się czym martwić – powiedziała wesoło Lily. – Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktokolwiek patrzył na drugą osobę z taką miłością. - Masz rację. Nie potrzebnie się zamartwiam. Wszystko będzie dobrze, przecież bardzo się kochamy, więc co może pójść źle. - Dobrze, ja muszę już iść. Mam spotkanie z panem Smithem. Dziewczyny zachichotały. - Idź, życzę ci powodzenia. Z resztą i tak widać, że mu na tobie zależy. Powinnaś dać mu szansę. - Sama nie wiem… Ale powodzenie się przyda. Do zobaczenia – przyjaciółka dumnie kroczyła przez ogród, aby udać się w stronę kwiaciarni. Elizabeth jeszcze chwilę siedziała w samotności, jednak wróciła do pokoju, aby zrobić drobne poprawki w wyglądzie przed spacerem.
Szli przez las. Zaczynało robić się ciemno. - Kochanie, gdzie idziemy dokładnie? – zaniepokojona dziewczyna rozglądała się wokoło. - Spokojnie, jeszcze tylko kawałek. - Zaraz zastanie nas noc. Powinniśmy wracać już do domu. O tej porze w lesie jest niebezpiecznie. - Nie martw się nic nam nie grozi. W środku lasu stał mały drewniany domek. W jednym oknie można było dostrzec światło świecy. - Chodź – Thomas złapał ją za rękę i pobiegli w stronę domu. Ostrożnie otworzył drzwi i wpuścił ją do środka. Na podłodze stało pełno świec, niektóre już pogasły. Przy ścianie stało dość duże łóżko, a obok niego szafka nocna, na której leżała książka. Światło świec wprawiało w błogi nastrój. – Lubię tu przychodzić kiedy chcę pobyć sam lub pomyśleć. - Czyli już wiem gdzie cię szukać kiedy nigdzie cię nie ma – odwróciła się do niego przodem i delikatnie uśmiechnęła. Thomas złożył delikatny pocałunek na ustach dziewczyny. - Tak bardzo cię pragnę – wziął ją na ręce i położył na łóżku. Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. Całował jej szyję, dekolt … Zdjął z siebie koszulę i zaczął rozwiązywać jej gorset. Tak bardzo chciała, żeby ta chwila trwała wiecznie. Po chwili byli już w samej bieliźnie. - Elizabeth, na pewno tego chcesz? Nie odpowiedziała tylko przyciągnęła go, aby módz pocałować. Całował każdy centymetr jej ciała … -To były najpiękniejsze chwile w moim życiu. Leżeli przytuleni do siebie. Pocałował ją delikatnie w szyje, a na jej ustach mimowolnie pojawił się uśmiech. Odwróciła się do niego przodem, aby dokładnie widzieć twarz młodego mężczyzny. Patrzył na nią z takim samym pożądaniem jak wtedy kiedy tu przyszli. - Jesteś piękna. I nawet nie próbuj zaprzeczać, bo tak jest. - Oh. Położyła głowę na jego nagiej piersi. Słyszała rytmiczne bicie jego serca. Wsłuchując się w ten dźwięk usnęła. ________________________________________________________________
Thomas poczuł pocałunek na policzku. Powoli otworzył oczy. Miał wrażenie, że nachyla się nad nim anioł. Loki opadały na porcelanową twarz dziewczyny i łaskotały go delikatnie w nos. Zawinął gruby kosmyk na palcu uśmiechając się. - Jak ci się spało? –spojrzał na zegar stojący w drugim końcu pokoju. – Już jedenasta, musimy powoli zbierać się do domu. - Thomas proszę, zostańmy tu jeszcze trochę. – Dziewczyna owinęła się kawałkiem pościeli i sięgnęła po bieliznę leżącą koło łóżka. Chłopak złapał ją w pasie i położył na łóżko nachylając się nad nią i całując w policzek. - Jeszcze ci nie dosyć? – zaśmiał się a twarz Elizabeth pokryła się purpurą. - Jest tu tak miło i spokojnie. Po prostu chcę tu przebywać jak najdłużej. - Przyjdziemy tu w niedługim czasie. – wstał z łóżka i zaczął się ubierać. Dziewczyna wpatrywała się w niego jak w obrazek. Jego umięśniona sylwetka nie mogła należeć do zwykłego człowieka. Była zbyt piękna, zbyt idealna. Ponownie sięgnęła po bieliznę i zaczęła ją zakładać. Próbowała uporać się z suknią, ale nie mogła zawiązać gorsetu. Po kilkunastu próbach udało jej się zawiązać go na tyle ciasno, aby nie spadał. Gdy wyszli z domu dziewczyna z utęsknieniem patrzyła jak Thomas zamyka drzwi. Na zewnątrz wiał ciepły wiatr zrywając z drzew uschnięte liście. Po kilku godzinach błąkania się po lesie wrócili do domu. Słońce powoli zaczynało chować się za horyzont. W wejściu przywitała ich Martha. - Panienko, gdzie byłaś przez całą noc? – była wyraźnie zmartwiona. - Spokojnie, nie mart się. Nic mi nie jest. Byłam z Thomasem, ale nikomu o tym nie mów, proszę. - Oh. – Martha spojrzała na Thomasa stojącego obok dziewczyny – Dobrze dochowam tajemnicy. - Dziękuję – powiedzieli jednocześnie Thomas i Elizabeth - Idę do siebie – mężczyzna pocałował dziewczynę w policzek i wszedł do domu. Elizabeth patrzyła z utęsknieniem jak odchodzi.
- Panienko, którą suknię wybierasz? – Martha zerkała na dziewczynę trzymając jedną z pięciu sukni ślubnych. - Nie wiem. Nie mam dzisiaj do tego głowy. Możemy porozmawiać o tym jutro? - Dobrze. Niech panienka się położy, bo wygląda blado. - Dobrze … dziękuję Martho, możesz już iść. – Służąca ukłoniła się i wyszła z pokoju. Elizabeth nie mogła przestać myśleć o Thomasie. Cały dzień go nie widziała, a gdy pytała się innych czy go widzieli, odpowiadali że pojechał gdzieś w ważnej sprawie. Nie mogąc się uspokoić wyszła z pokoju i ruszyła w stronę kuchni. Na stole leżał duży nóż do krojenia mięsa z drewnianą rączką. Schowała go za pas sukni. Chciała jechać do lasu, a o tak późnej porze potrzebowała czegoś do obrony przed zbójami. Wymknęła się z domu i już po kilku minutach pędziła na swoim czarnym koniu przez las. Gałęzie wplątywały się w jej rozpuszczone powiewające włosy. Na szczęście grzywka nie spadała jej na oczy, była zapleciona w dwa cienkie warkoczyki i delikatnie spięta z tyłu głowy. Po dłuższym czasie dojechała do domku. W środku było jasno. Zapewne rozmyśla – pomyślała. Wyplątała gałązki z włosów i podeszła do okna. Nie mogła uwierzyć w to co widziała. Thomas całował się z jakąś kobietą. Gładził dłonią po jej ciemnych włosach, tak jak to robił z włosami Elizabeth. Nie mogąc na to patrzeć otworzyła gwałtownie drzwi i wbiegła do środka. - Jak mogłeś! – krzyczała przez łzy – Jak mogłeś mi to zrobić! Kochałam cię! Thomas parzył na nią z osłupieniem. Bolał go widok tak zdruzgotanej i zapłakanej dziewczyny. Elizabeth wybiegła z domu kierując się w głąb lasu na wzgórze. To było niedaleko. Krwawe światło księżyca oświetlało dach domku. - Kochanie, To nie tak jak myślisz … - mówił zdyszany chłopak. Dziewczyna odwróciła się do niego przodem. Widział w jej oczach ból i złość. - Dlaczego to zrobiłeś? Powiedz mi to prosto w twarz. - Ja … - poczuł dłoń na ramieniu. Za nim stała jego kochanka. Na twarzy Elizabeth pojawił się złowieszczo –psychiczny uśmiech. Podeszła do dziewczyny, wyjęła zza pasa nóż i dźgnęła ją w brzuch. Tamta upadła brudząc krwią zeschnięte liście leżące na ziemi. Thomas patrzył na to z przerażeniem. - Dlaczego to zrobiłaś? - Dlaczego ty mi to zrobiłeś – w jej oczach na nowo pojawiły się łzy. - Przepraszam. Już nigdy tego nie zrobię. Wybacz mi. - Dobrze. Wybaczam ci. Wszystko będzie dobrze. Będziemy tylko ty i ja, na zawsze. – podeszła do niego i wtuliła się w jego ramiona. - Tak. Tylko ty i ja i nikt więcej – Thomas przytulił ją czule. Nagle poczuł przeszywający ból w okolicy klatki piersiowej. Spojrzał na nią z przerażeniem i upadł. Elizabeth pochyliła się nad nim dźgając go nożem w pierś, brudząc przy tym białą suknię i pojedyncze loki spadające na twarz. Zadawała ciosy praktycznie na oślep. Chłopak krzyczał, ale ona nie zwracała na to uwagi. Jej ciało przejęła żądza zadania mu bólu. - Byłeś dla mnie jak anioł. Piękny, kochający, idealny. – mówiła przez łzy niezaprzestając czynności – Kochałam cię nad życie, nie widziałam świata poza tobą. Ty mnie zdradziłeś, ale spokojnie. Już nikt nam nie przeszkodzi, już na zawsze będziesz tylko mój. Nie zwróciła uwagi kiedy przestał krzyczeć. Po długim czasie przestała zadawać ciosy. Patrzyła z zafascynowaniem na jego martwą twarz ubrudzoną krwią. Dotknęła palcami jego ust. Czerwone światło księżyca barwiło jego trupiobladą twarz na jasnoczerwony odcień. Zaczęła się trząść. Tak bardzo go kochała. Tak bardzo chciała, aby należał tylko do niej. Zarzuciła ubrudzone krwią i ściółką włosy do tyłu. Schyliła się i złożyła delikatny pocałunek na jego martwych, zimnych ustach.
0 notes