Tumgik
#głębia barw
dom-i-ogrod · 2 years
Text
Tytuł wpisu na bloga: Fotel EGG CLASSIC VELVET BLACK - Klasyka w swojej kategorii.
Wybór odpowiednich mebli i oświetlenia do wnętrza to ważny aspekt każdego projektu. Dobrze dobrane meble i oświetlenie mogą nadać pokojowi piękny charakter i stworzyć uczucie przytulności. Styliści wnętrz wiedzą doskonale, że wybór odpowiednich elementów wystroju może zmienić całkowicie estetykę pomieszczenia. Dziś chcielibyśmy zaprezentować wyjątkowy produkt, który może znaleźć zastosowanie w każdym domu - fotel EGG CLASSIC VELVET BLACK. Fotel EGG CLASSIC VELVET BLACK to klasyk w swojej kategorii. Charakteryzuje się niebanalnym, owalnym kształtem. Wykonany jest z wytrzymałego i przyjemnego w dotyku materiału - weluru (100% poliesteru), który jest szczególnie ceniony przez projektantów ze względu na głębię barw i trwałość. Dodatkowo fotel posiada mechanizm obrotowy z funkcją bujania, dzięki czemu można go zablokować w zarówno w pozycji odchylonej, jak i pionowej. Konstrukcja fotela wykonana jest z włókna szklanego, a podstawa oraz uchwyt z aluminium lakierowanego na kolor czarny matowy. Fotel EGG CLASSIC VELVET BLACK to produkt marki EGG Design. Firma ta została założona w Danii w 2002 roku i została założona przez parę mistrzów wzornictwa - Rikke Frost i Per Weiss. Od początku istnienia marki EGG Design praca projektantów koncentruje się na tworzeniu produktów, które łączą funkcjonalność, jakość i wygodę użytkowania. Projektanci EGG Design mają na celu stworzenie kolekcji mebli i oświetlenia, które będą spełniać wymagania użytkowników, jednocześnie podkreślając ich wyjątkowy design. Kolekcja EGG Design obejmuje zarówno nowoczesne, jak i klasyczne projekty, dzięki czemu oferuje rozwiązania do każdego pomieszczenia. Dzięki swojej kreatywności i wysokiej jakości wykonania produkty marki EGG Design zdobyły uznanie na całym świecie i cieszą się dużym powodzeniem wśród miłośników dobrego designu.
0 notes
lastmemoryofdeath · 2 years
Text
Pewnego słonecznego dnia gdzieś daleko gdzie nie sięga ludzki wzrok a mistyczne twory istnieją, powstała przystań dla przyjezdnych, miejsce w którym mogli wypocząć, zjeść, zabawić się przed dalszą podróżą. Miejsce na które gdyby spojrzeć z daleka przypominało zamyślonego człowieka, wszak to on był tym który nigdy nie zaznał spokoju, lecz jego wnętrze zawsze było pełne spokoju. Droga do niego była kręta pełna niebezpieczeństw i trudności których przezwyciężenie wymagało nadludzkiej siły.
Znalazł się swego czasu wędrowiec, któremu udało się przezwyciężyć wszelakie przeszkody w postaci gór wysokich niczym drapacze sklepienia niebieskiego, lasów płomiennych których żar spalał wszystko co spróbowałby się przez niego przedostać, ocean którego głębia pochłonęła nie jeden statek który próbował go przebyć mimo wiecznego sztormu. "Udało się!"- rzekł po czym otworzył podniszczone i pozieleniałe drzwi których zawiasy były zniszczone przez wzgląd na oddziałującą na nie latami wodę morską.
Ogarnął go spokój , poczuł ulgę oraz potrzebę snu. Rozejrzał się za dogodnym miejscem w którym mógłby odpocząć, znalazł je nieopodal kominka, który mimo braku oznak ludzkiej duszy tlił się żywym ogniem.
Poczuł przyjemne ciepło, postanowił wtem zasnąć, a sny jego były piękne, przepełnione ciepłem, szczęściem, radością lecz w samym centrum układu jego snu znajdowało się pewno miejsce poszarzałe i pełne smutku. w tym miejscu stało obumarłe drzewo. Człowiek ten nie wiedział dlaczego mimo tak pięknego krajobrazu w centrum znajduje się poszarzały ponury, skrawek. Sen trwał w najlepsze, wędrowiec podziwiał co raz to piękniejsze widoki, lazurowe wodospady, lasy mieniące się miedzianym kolorem, pola o satynowych i delikatnych w dotyku kwiatach. Człowiek ten napawał się pięknem tego miejsca a w jego pierś była przepełniona dumą.
Sen ten jednak nie trwał długo, został przerwany hukiem drzwi które trzaskały w rytmie wiatru który co raz to szybciej powiewał a jego siła rosła z każdym uderzeniem. Wtem człowiek ten pomyślał " To moja bezpieczna przystań, będzie moją tajemnicą do której będę wracać, zawsze kiedy poczuje potrzebę przeżycia tego snu po raz kolejny", Wnętrze którego wygląd napawał obrzydzeniem i niechęcią, nabierało piękna za sprawą dłoni wędrowca który stwierdził " Sprawię, że to miejsce będzie tak piękne jak w moim śnie" Tak, też się stało, z czasem przystań nabierała barw, sama postać myśliciela wyglądała na mniej zmartwioną, pełniejszą spokoju i energii. Człowiek ten przeobraził swoistą szopę w pałac na wyłączność.
Nastał dzień w którym człowiek ten zdecydował się wyruszyć w dalszą podróż, tak też spakował swój dobytek zabierając ze sobą róże z ogrodu nieopodal i wyruszył w dalszą podróż. Pomimo upływu czasu człowiek ten nigdy nie zapomniał, o przystani którą kiedyś odnalazł, wraca do niej zawsze kiedy poczuje potrzebę, pięknego snu, lecz nie spędza już w niej czasu po za snem o pięknym miejscu.
1 note · View note
achtelik · 2 months
Text
Mark Rothko: Geniusz Koloru i Emocji
Mark Rothko, jeden z czołowych przedstawicieli abstrakcyjnego ekspresjonizmu, jest artystą, którego obrazy nie tylko fascynują, ale również wprowadzają odbiorcę w stan kontemplacji i refleksji. Jego unikalny styl, charakteryzujący się dużymi prostokątami kolorów unoszącymi się na tle innych barw, to coś więcej niż tylko estetyczna przyjemność. To dialog między artystą a widzem, gdzie kolor staje się nośnikiem emocji i transcendentalnych doświadczeń. Właśnie z tego powodu jego dzieła osiągają tak wysokie ceny na aukcjach i są cenione na całym świecie.
Siła Koloru
Rothko wierzył, że kolor ma moc wywoływania głębokich emocji. Jego obrazy nie są tylko kombinacją barw, ale emocjonalnym doświadczeniem. Malując swoje słynne „color field paintings”, Rothko stosował technikę warstwowania farb, tworząc głębię, która wydaje się pulsować i oddychać przed oczami widza. Przykładem tego może być "No. 61 (Rust and Blue)" – obraz, na którym kolor czerwony wydaje się wibrować w przestrzeni, podczas gdy niebieski i czarny nadają mu niemal mistycznej aury. Oglądając jego prace, można odnieść wrażenie, że zanurzamy się w morzu emocji – od radości, przez smutek, po lęk.
Emocjonalna Głębia
Rothko nie chciał, aby jego obrazy były interpretowane jako abstrakcje bez znaczenia. Dla niego były one medium do komunikowania ludzkich uczuć – od ekstazy po rozpacz. Jego sztuka była odpowiedzią na złożoność ludzkiej egzystencji. Rothko często podkreślał, że jego obrazy mają być doświadczane w intymnym otoczeniu, gdzie widz może z nimi obcować bez rozpraszających czynników zewnętrznych. Ta intymność, połączona z głęboką emocjonalnością, sprawia, że obrazy Rothko są wyjątkowe i niezapomniane.
Dlaczego są tak drogie?
Wysokie ceny obrazów Rothko na rynku sztuki wynikają z kilku kluczowych czynników. Przede wszystkim, jego prace są unikalne w swojej prostocie i głębi, co czyni je niepowtarzalnymi. Każdy obraz Rothko to wynik długiego procesu twórczego, podczas którego artysta eksperymentował z kolorami i formą, aby osiągnąć zamierzony efekt. Dodatkowo, jako jeden z głównych przedstawicieli abstrakcyjnego ekspresjonizmu, Rothko zajmuje szczególne miejsce w historii sztuki XX wieku. Jego wpływ na kolejne pokolenia artystów i teoretyków sztuki jest nieoceniony.
Innym istotnym czynnikiem jest rzadkość jego prac na rynku. Wiele z jego obrazów znajduje się w kolekcjach muzealnych i rzadko trafia na aukcje. Kiedy jednak tak się dzieje, kolekcjonerzy są gotowi płacić ogromne sumy, aby zdobyć dzieło takiej rangi. Dodatkowo, prywatne kolekcje i fundacje często licytują między sobą, co tylko podbija ceny.
Rothko w Muzeach i Kolekcjach Prywatnych
Obrazy Marka Rothko można podziwiać w wielu prestiżowych muzeach na całym świecie, takich jak MoMA w Nowym Jorku, Tate Modern w Londynie czy National Gallery of Art w Waszyngtonie. Każda z tych instytucji posiada w swoich zbiorach prace, które przyciągają miliony zwiedzających rocznie. Rothko Chapel w Houston to miejsce szczególne, gdzie jego monumentalne obrazy tworzą przestrzeń do medytacji i kontemplacji, doskonale oddając ducha jego twórczości.
Podsumowanie
Mark Rothko to artysta, którego obrazy nie tylko zdobią ściany galerii i muzeów, ale także poruszają dusze i umysły widzów. Jego mistrzostwo w operowaniu kolorem i formą sprawia, że każda praca jest unikalnym doświadczeniem, wciągającym odbiorcę w głębię emocji i refleksji. Wysokie ceny jego dzieł są świadectwem ich wartości artystycznej, historycznej i emocjonalnej. Dla fana malarstwa, każda chwila spędzona przed obrazem Rothko to podróż do wnętrza ludzkiej psychiki i zmysłów, a także do samego sedna sztuki.
0 notes
inkomsa · 4 years
Text
Poczuj się jak w Hollywood – czyli aranżacja wnętrza w amerykańskim stylu
Stany Zjednoczone to najbardziej wielokulturowy kraj na świecie. Znajdziemy tam niemal wszystkie narodowości, co przekłada się również na stylistykę jaka dominuje w tamtejszych wnętrzach. Cechuje je przede wszystkim duża różnorodność, bogactwo zdobień i efektowna mieszanka aktualnie obowiązujących trendów. W zależności od regionu stylistyka może się nieco od siebie różnić, jednak ich wspólnym mianownikiem jest zawsze szyk i klasa. Jak wprowadzić charakter tamtejszych aranżacji do własnego mieszkania?
Tumblr media
Fot. https://kuchnieportal.pl/artykul/kuchnia-w-stylu-nowojorskim-jak-urzadzic-wnetrze-z-amerykanskim-szykiem/
Podróż przez style
Jeśli ciężko jest nam sobie wyobrazić czym dokładnie charakteryzuje się styl Amerykański, wystarczy, że włączymy dowolny film, którego akcja dzieje się w Stanach. Niemal każda aranżacja jest w nich niezwykle przestronna, otwarta i pełna bogatych zdobień. Ta stylistyka nie ma jednak jednego oblicza, możemy znaleźć jego bardziej elegancką i klasyczną odsłonę lub w wersji loftowej bądź z morskimi akcentami. Ta pierwsza to przede wszystkim ukoronowanie prostoty, jednak z delikatnym sznytem glamour. W takich wnętrzach nie może zabraknąć drewna, bieli i innych neutralnych kolorów, a także bardziej nowoczesnego materiału czyli szkła. Szklane stoliki kawowe to must have we wnętrzach w stylu nowojorskim, gdzie prym wiedzie błysk i głębia. Równie istotnym elementem jest tutaj gra światła. Duże okna amerykańskich apartamentowców to ich zdecydowany atut, a najlepszym pomysłem będzie podkreślenie ich delikatną, prześwitującą zasłoną. W takim wnętrzu nie powinno zabraknąć również eleganckich lamp stojących i okazałych żyrandoli. Kropką nad i będzie zabawa dekoracjami. Tutaj można nieco odejść od neutralności stawiając na intensywne odcienie, jednak w swoich zgaszonych, a nawet lekko przybrudzonych wersjach.
Ciekawym odłamem stylu amerykańskiego jest również jego marynistyczna wersja. Jest ona głównie zarezerwowana dla stanów położonych blisko oceanu, gdzie zewsząd czuć plażowy klimat. Oprócz jasnych i świeżych barw, nie powinno zabraknąć w nich elementów w odcieniach błękitu, morskiej zieleni czy piaskowych beży. Charakter takiego wnętrza dopełnią dodatki w postaci obrazów z plażowym motywem, dekoracji z muszelek, marynistycznych pasów czy kotwic.
Na uwagę zasługuje również styl loftowy, który ma swoją bogatą historię w kontekście Stanów Zjednoczonych. Pofabryczne aranżacje występują tam niemal od zawsze i mimo upływu czasu i rozwoju architektury wnętrz, wciąż wielu ludzi powraca do tej stylistyki, w jej nowym, bardziej nowoczesnym wydaniu. Mieszkania w stylu loftowym to przede wszystkim duża przestrzeń, metalowe elementy w roli głównej i umiarkowanie w doborze dodatków. Mimo, że nie znajdziemy tam bogatego zdobienia, te meble i dodatki które się w nich znalazły muszą być wyraziste. Co to oznacza? Przede wszystkim stawiamy tutaj na ciemne kolory, duże elementy i prostotę. Na pierwszy plan będzie wysuwać się tutaj czerń w towarzystwie szarości, bieli czy w wersji dla miłośników błysku – postarzanego srebra.
0 notes
narwana-games · 6 years
Photo
Tumblr media
PLANET ALPHA - osobliwa przygoda na planecie pełnej bujnej roślinności, ogromnych zwierząt i... robotów?
Budzisz się na obcej planecie, którą pragnąłeś poznać wraz z resztą załogi. Być może poszukiwaliście we wszechświecie drugiego domu, drugiej Ziemi... I choć znaleźliście idealną kandydatkę, a w waszej krwi zawrzała nadzieja, wydarzyło się coś strasznego. Podczas lądowania statek uległ znacznym zniszczeniom, a próba eksploracji nieznanego terenu w mniejszych grupach zakończyła się niepowodzeniem. Niemal wszyscy zginęli, kiedy okazało się, że na planetę, wcześniej przed wami, dotarły złowrogie roboty... Zostałeś sam.
Przytoczona wyżej sytuacja nie jest prawdziwa, ale prawdopodobna, bo PLANET ALPHA nie oferuje graczowi żadnej fabuły ani narracji. Ma to mocne oraz słabe strony: gracz może układać historię samodzielnie i według własnej interpretacji wydarzeń, jednak brak jakiegokolwiek zalążku fabularnego, narzuconego przez twórców, może wprawić w konsternację. Moje oczekiwanie na wartościowy wstęp zmierzyło się z przytłaczającą ciszą, a jako miłośniczka dobrze napisanych historii odczułam delikatne rozczarowanie. Pomyślałam wówczas, że gra będzie musiała się obronić rozgrywką, a o tym, czy i w jakich aspektach jej się to udało, przeczytacie poniżej.
Tumblr media
Kim jesteś, astronauto?
Bezimienna postać, bez cienia wątpliwości człowiek i zarazem członek wyprawy kosmicznej, to główny bohater PLANET ALPHA. To właśnie on penetruje zarówno te spokojne, jak i te najdziksze zakątki oszałamiająco pięknego globu. Krajobraz w dużej mierze przypomina Ziemię, bowiem po błękitnym niebie płyną białe obłoki, jest tam mnóstwo szczytów górskich, a fauna i flora obfitują w rozmaite gatunki. Być może powinnam była dodać, że planeta mogła być zainspirowana wyglądem Ziemi za czasów dinozaurów, ponieważ w grze występują olbrzymie zwierzęta, które je przypominają, natomiast roślinność potrafi przytłoczyć astronautę rozmiarami. I chociaż zdarza się, że w niektórych lokacjach występują trujące kwiaty albo parzydełkowce wypluwające samosterujące bomby z kwasem, to natura i tak wydaje się przyjaźnie nastawiona wobec głównego bohatera. A już na pewno w porównaniu z robotami. Źli przybysze z kosmosu raczej nie mają dobrych zamiarów, gdyż opanowują planetę niczym plaga i sieją spustoszenie, strzelając do zwierząt i astronauty laserowymi pociskami. Dlatego każdy przejaw dobroci ze strony przyrody jest darem, zwłaszcza że gracz nie ma żadnej broni.
Tumblr media
W pewnym momencie bezimienny zdobywca wszechświata zyskuje nietypową moc - w jakiś cudowny sposób wytwarza połączenie między własnym skafandrem a dziwnymi znakami wyrytymi w skałach i zaczyna w bardzo szybkim czasie zmieniać dzień w noc i na odwrót. Pora zmienia się w ciągu sekund na naszych oczach, ale wszystko inne pozostaje bez zmian, nie licząc tych rzeczy, jakie można wykorzystać w celu ukrycia się bądź pokonania większej odległości. Chodzi o to, że niektóre rośliny tylko za dnia lub w nocy pączkują, a astronauta ma szansę schować się wśród wysokich płatków lub wskoczyć na ogromne kapelusze grzybów czy liście. Dlatego panowanie nad dobą jest takie ważne, ponadto niejednokrotnie umożliwia pokonanie wroga nie aktem barbarzyństwa, a po prostu sprytem.
Astronauta przemierza planetę, najpewniej nie wiedząc, dokąd zmierza i co czeka go na końcu drogi. Na paru dodatkowych planszach, na jakie przenosi się przez portal, zbiera pewne artefakty, kluczowe do uratowania się, a także związane z darem. Czy pełna kolekcja przyniesie odpowiedź, o co w zasadzie chodziło w tej pełnej niebezpieczeństw przygodzie? Jeżeli nie przepadacie za niedopowiedzeniami, radzę ofiarować pełne skupienie samej rozgrywce, ponieważ mgliste przesłanki to jedyne, co w temacie fabuły otrzymacie.
Jak grać i konstrukcja świata
PLANET ALPHA to przygodowa gra zręcznościowa, w której występuje wiele elementów logicznych i skradania się. Myszki mogą zostać odstawione na bok, bo temu tytułowi wystarczą jedynie standardowe klawisze ruchu i przyciski E, I oraz O do kucania, interakcji i korzystania z mocy zmieniania dnia w nocy (lub na odwrót). Umieranie w spodziewanych i niespodziewanych miejscach to norma, na szczęście gra zapisuje postępy dosłownie co kilkanaście kroków, więc dużo się nie traci. Astronauta idzie, skacze, wspina się, chowa, a okazyjnie korzysta ze swojego ponadprzeciętnego talentu albo rozwiązuje małe zagadki, które niekiedy potrafią sprawić problem, ale i urozmaicają rozgrywkę. Niektóre elementy otoczenia w kontakcie z głównym bohaterem zachowywały się nienaturalnie, zdarzały się też niedopracowania polegające na wpadaniu w tekstury, a dwa razy w ciągu pełnej rozgrywki gra wyłączyła się samoistnie na wskutek jakiegoś nieokreślonego błędu. Niemniej jednak jak na grę, która dopiero co miała premierę, nie było tragicznie, a chęć dalszej podróży przyćmiewała wszelkie techniczne niedoskonałości.
Tumblr media
Widok od boku działa poprawnie, a kamera przesuwa się niezwykle płynnie, wciągając bez reszty w urzekające detale świata gry. PLANET ALPHA nie pozwala doznać wrażenia "płaskości", jako że zadbano tu o zdumiewającą głębię świata i stały ruch w naturze. Lokacje, zmieniające się niczym w kalejdoskopie, zachwycają feerią barw i szczegółami. Słowa nie są w stanie oddać, jak wspaniale zaprojektowano ten fantastyczny świat, łącznie z wielokrotnie już wspominanymi zwierzętami i roślinnością. To właśnie on jest największą zaletą gry i swoim bogactwem wizualnym syci oko.
Brak interfejsu to kolejna rzecz, do jakiej postanowiono podejść z absolutnym minimalizmem. Nie dość, że ustawienia są bardzo szczątkowe i dotyczą głównie dźwięku, wykluczając ustawienia grafiki, to w trakcie gry na ekranie nie ma żadnych ramek, statystyk, nic. Nawet poziomu zdrowia astronauty - w praktyce działa to tak, że wykańczają go dwa, trzy strzały albo, rzecz jasna, upadek ze sporej wysokości. Obrażenia zadawane postaci zaciemniają i nieznacznie rozmazują obraz, kolory blakną, lecz jeśli nie umrze, to po jakimś czasie wszystko wraca do normy. Takie rozwiązanie powinno zadowolić zwłaszcza osoby, które maniakalnie wykonują zrzuty ekranu. PLANET ALPHA idealnie się do nich nadaje, bo żadne drobne elementy nie przesłaniają widoku.
Tumblr media
Co mnie natomiast nie tyle rozczarowało, a najzwyczajniej w świecie zawiodło, to kwestia udźwiękowienia. Wszelkie odgłosy uważam co prawda za poprawne, ale muzyka? Coś poszło nie tak. Czekałam na utwory, które sprawią, że jeszcze bardziej wciągnę się w grę, na jakiś przecudny kosmiczny ambient. Niestety, nie doczekałam się. To, co zaoferowano, było ciche, nijakie i miałam ochotę jak najszybciej włączyć coś w tle, żeby zagłuszyć liche nuty w PLANET ALPHA. Domyślam się, że niektórym ten aspekt jest obojętny, zaś według mnie, to gdyby go dopracowano i pozwolono dobrej muzyce zaistnieć, wtopić się w rytm przygody, byłaby ona (przygoda) doskonalsza.
Podsumowanie
Jak widać, niektóre rzeczy oceniłam bardzo wysoko, inne gorzej. Na pewno spodoba się ona miłośnikom astronomii, pięknie wykonanych gier, gdzie faktycznie wizualna strona gra pierwsze skrzypce, a także platformówek wołających o cierpliwość. Poniżej prezentuję subiektywną listę zalet i wad. Choć nie przepadam za takim rozwiązaniem, w przypadku PLANET ALPHA uznałam, że może być ona pomocna.
Tumblr media
Plusy:
+ grafika + głębia świata widzianego w tle + intuicyjna podróż przez planetę + dodatkowe poziomy i zbieranie artefaktów + zagadki - na ogół łatwe, ale i wymagające chwili zastanowienia + skradanie się i potrzeba wykazania się sprytem + starcia z różnymi bossami + odgłosy wydawane przez zwierzęta, roślinność i roboty
Minusy:
- brak fabuły i narracji - brak wskazówek - brak statystyk na ekranie - brak ustawień grafiki - mało ciekawa muzyka - dość krótka gra, brak dodatkowych misji po zakończeniu (potencjał jest)
Do następnego!
0 notes
adrturz-blog · 7 years
Text
Prawdziwa saga
W sześciu tomach komiksowego cyklu „Saga” pobrzmiewa wiele ważkich tematów, jednak dwa wychodzą przed pozostałe – ogromna wojna i miłość, zdolna przekraczać wszelakie granice i przełamywać bariery uprzedzeniowe. Jasne przesłanie z kolejnymi tomami zaczyna jednak schodzić na dalszy plan i mimo że w czwartej części jest jeszcze wcale wyraźne, to dwie następne odsłony bardziej akcentują motywy typowo przygodowe.
Niemniej, nie zmienia to faktu, że komiksy wciąż scenariuszowo utrzymują się na przyzwoitym poziomie, za co zasługa należy się pomysłodawcy i twórcy, Brianowi K. Vaughanowi, autorowi arcydzieł, jak „Y – ostatni z mężczyzn” czy „Lwy z Bagdadu”, aczkolwiek porusza się także w strefach bardziej rozrywkowych, czego dowodem jest jego „Wolverine: Logan” czy „Paper Girls”. Z kolei artystyczne walory i dobór stylistyki to już materia Fiony Staples, posiadającej na swym koncie m.in. „Archie”, „Mystery Society” bądź „Red Sonja”.
Zwykle razi mnie określanie czegoś „Sagą”, nawet jeśli jest to nazwa własna cyklu, bowiem mam wrażenie, że większość autorów, tłumaczów, wydawców nie zdaje sobie chyba sprawy (chodzi o tych nieświadomie szafujących terminem), czym tak właściwie owa „saga” jest i z czym się ją je. Na szczęście nie można tego powiedzieć o Vaughanowi, którego odwołanie do dawnej wypowiedzi literackiej ze skandynawskich brzegów jest w treści jasne, jak frazeologiczne słońce.
Sześć komiksów z cyklu opowiada o młodej rodzinie, Marko i Alanie, którym narodziła się córka, Hazel. Jednak pomimo nadziei jaką jest mała, ich życie nie jest łatwe i pozbawione trosk – oboje pochodzą ze zwaśnionych ras, toczących ze sobą galaktyczną wojnę. Antypatie, wrogie nastawienie, nieprzychylność i liczne niebezpieczeństwa – grożących ordynarną śmiercią – niejednokrotnie zmuszają ich do ucieczek, a długoletnia odyseja w poszukiwaniu własnego miejsca w świecie, gdzie dziewczynka będzie mogła w spokoju dorastać, zdaje się nie mieć końca.
W czterech pierwszych tomach tempo akcji nie jest zbyt powalające i czytelnik płynie z nurtem nieśpiesznej narracji, pozwalającej mu zapoznawać się z problemami codzienności świata przedstawionego, konsekwencjami bycia przedstawicielem konkretnej rasy i frakcji, skutkami niepożądanego – zakazanego wzorem „Romea i Julii” – związku. Gęsto rozmieszczone na warstwie obyczajowej akcenty zmuszają odbiorcę do interpretacji i wgłębiania się w istotę problematyki utworu, która – co trzeba podkreślić – jest niezwykle obszerny jeżeli chodzi o kwestie tożsamości, własnego miejsca na ziemi, akceptacji, rasy, zwaśnionych stron, braku dialogu. Relacje między bohaterami także są w komiksie czymś, o czym nie można zapomnieć, bowiem to one dają także niemało do zastanowienia i mocno zarysowuje portrety charakterologiczne – szczególnie w dialogach.
Piąty i szósty z kolei – oczywiście utrzymując wysoki poziom kreacji bohaterów, sztafażu świata przedstawionego, toczących się w tle zdarzeń oraz rozwoju wypadków na pierwszym planie – zmierzają już w bardziej przygodowym kierunku. Przebieg intrygi nacechowany jest większym natężeniem scen akcji, spektakularnych wyczynów, futurystycznych pojedynków oraz elementów powierzchownie atrakcyjnych dla czytelnika. Zaciera się przez to głębia, rytm opowieści przyśpiesza, a momentów na zastanowienie jest stosunkowo mniej. Na szczęście, znalazło się w tych dwóch tomach trochę miejsca na poruszenie dość istotnych – aluzyjnych wręcz – tematów, jak alienacja, izolacja czy status homoseksualistów.
Realia świata przedstawionego mogą zachwycać czytelników. Konwencja science fantasy – chwalona między innymi przez Alana Moore’a – została wykorzystana przez Vaughana do zbudowania logicznego, ale i olśniewającego sztafażu. Jednak ta niewątpliwie nietypowa sceneria – przesycona swoistą, wręcz baśniową słodyczą - służy także do skontrastowania przemocy, wojny, konfliktów, nietolerancji i codziennego okrucieństwa.
Graficzna warstwa, przedmiot Staples, choć może niewysokoartystyczna, wyzbyta szczegółowości, okrojona z ciężkich akcentów i trudnych w odbiorze zabiegów estetycznych, służy na plus scenariuszowi. Szeroka paleta jaskrawych barw, proste wypełnienia, oszczędne cieniowanie i plastyczna, jednolita kreska podbudowują atmosferę quasi-baśniowości, która wespół z realiami świata przedstawionego stoją w opozycji do mrocznych, okrutnych wydarzeń, jakie następują w procesie fabularnym.
Sześć tomów „Sagi” nie stanowi wprawdzie domkniętej opowieści (jeszcze trochę przed czytelnikami), ale zarysowuje monumentalną historię, wypełnioną prostotą życia codziennego, brutalnością wojny i nietolerancji, przełamywaniem tabu, poruszającą ważkie, aluzyjne a aktualne tematy, a także cechującą się żywymi dialogami, bohaterami z krwi i kości, scenami, które poruszają i wzburzają, ale są – mimo całej otoczki – diablo wiarygodne. „Saga” to coś, obok czego nie można przejść obojętnie.
Recenzja ukazała się na portalu Bestiariusz.
0 notes