#finansowej
Explore tagged Tumblr posts
Text
Raport dotyczący Sytuacji Finansowej Spółki Wawel SA w latach 2020-2022
Wprowadzenie
Niniejszy raport ma na celu dokładną analizę sytuacji finansowej Spółki Wawel SA w okresie lat 2020-2022. Przeanalizowano kluczowe wskaźniki finansowe, takie jak przychody, zysk netto, przepływy pieniężne oraz struktura kapitału. Dodatkowo, przeprowadzono porównanie wyników w odniesieniu do roku 2020, celem identyfikacji trendów oraz ewentualnych zmian w działalności spółki.
Analiza Dochodów
W ciągu analizowanego okresu, spółka Wawel SA wykazała dynamiczny wzrost przychodów netto ze sprzedaży produktów, towarów i materiałów. W roku 2022, wartość ta wzrosła do 585 142 tys. zł, co stanowi wzrost o 19,48% w porównaniu do roku 2020. Wartość względna różnicy między rokiem 2020 a 2022 wyniosła 96 521 tys. zł.
Analiza Rentowności
Względna rentowność operacyjna oraz netto wykazuje tendencję spadkową w badanym okresie. Rentowność operacyjna spadła o 3,88 punktu procentowego (pp.) w roku 2021, a w roku 2022 dalsze spadło o 4,41 pp. w porównaniu do roku 2020. Rentowność netto wykazała spadek o 5,41 pp. w roku 2021 oraz o kolejne 1,04 pp. w roku 2022, w stosunku do roku 2020.
Analiza Przepływów Pieniężnych
Warto zauważyć, że spółka utrzymuje pozytywne przepływy pieniężne netto z działalności operacyjnej w badanym okresie. Jednakże, w roku 2022, odnotowano spadek o 26,99% w porównaniu do roku 2021, co może wymagać dodatkowej uwagi.
Analiza Struktury Kapitałowej
Kapitał własny spółki wykazuje tendencję spadkową, osiągając wartość 639 664 tys. zł w roku 2022. Jest to spadek o 63 779 tys. zł w stosunku do roku 2020, co może być wynikiem różnych czynników, takich jak alokacja kapitału, inwestycje lub polityka dywidendowa.
Analiza Wskaźników na Jedną Akcję
Wartość księgowa na jedną akcję utrzymuje się na stosunkowo stabilnym poziomie, choć odnotowano minimalny spadek w roku 2022. Wartość księgowa spadła o 1,62 zł w porównaniu do roku 2020, osiągając 466,75 zł.
Wpływ na Akcjonariuszy
W ostatnich dwóch latach nie odnotowano deklarowanych lub wypłaconych dywidend na jedną akcję. Ten fakt może budzić zainteresowanie akcjonariuszy, którzy mogą oczekiwać na informacje dotyczące polityki dywidendowej.
Podsumowanie
Spółka Wawel SA wykazała dynamiczny wzrost przychodów w badanym okresie, choć rentowności operacyjne i netto wykazują tendencję spadkową. Spółka utrzymuje stabilną płynność i zdolność do generowania przepływów pieniężnych z działalności operacyjnej. Jednak, spadek kapitału własnego może wymagać dodatkowej analizy.
Warto również zwrócić uwagę na brak deklarowanych dywidend w ostatnich dwóch latach, co może być istotnym czynnikiem dla inwestorów.
Ostateczne decyzje inwestycyjne powinny być oparte na szerokiej analizie wszystkich dostępnych informacji, uwzględniając także przyszłe prognozy i tendencje rynkowe.
#analiza finansowa#wawel 2020-2022#analiza finansowa firmy wawel sa 2020-22#analizy finansowe#raport analityczny#Raport dotyczący Sytuacji Finansowej Spółki Wawel SA w latach 2020-2022#Wprowadzenie#Niniejszy raport ma na celu dokładną analizę sytuacji finansowej Spółki Wawel SA w okresie lat 2020-2022. Przeanalizowano kluczowe wskaźnik#takie jak przychody#zysk netto#przepływy pieniężne oraz struktura kapitału. Dodatkowo#przeprowadzono porównanie wyników w odniesieniu do roku 2020#celem identyfikacji trendów oraz ewentualnych zmian w działalności spółki.#Analiza Dochodów#W ciągu analizowanego okresu#spółka Wawel SA wykazała dynamiczny wzrost przychodów netto ze sprzedaży produktów#towarów i materiałów. W roku 2022#wartość ta wzrosła do 585 142 tys. zł#co stanowi wzrost o 19#48% w porównaniu do roku 2020. Wartość względna różnicy między rokiem 2020 a 2022 wyniosła 96 521 tys. zł.#Analiza Rentowności#Względna rentowność operacyjna oraz netto wykazuje tendencję spadkową w badanym okresie. Rentowność operacyjna spadła o 3#88 punktu procentowego (pp.) w roku 2021#a w roku 2022 dalsze spadło o 4#41 pp. w porównaniu do roku 2020. Rentowność netto wykazała spadek o 5#41 pp. w roku 2021 oraz o kolejne 1#04 pp. w roku 2022#w stosunku do roku 2020.#Analiza Przepływów Pieniężnych#Warto zauważyć
0 notes
Text
0 notes
Text
hej kochani. po latach męczenia się ze sobą nareszcie założyłem zrzutkę aby zebrać na top surgery, gdyż w aktualnej sytuacji finansowej po prostu mnie i mojej rodziny na nią nie stać, a będąc osobą niepełnosprawną nie jestem w stanie pracować zarobkowo aby na nią uzbierać. więcej informacji na temat mojej sytuacji znajdziecie bezpośrednio w opisie zrzutki. bardzo bardzo proszę o reblogi i jeżeli możecie wpłaty. nawet najmniejsze sumy robią różnice. jeżeli potrzebujecie przekonywania to inwestujecie w moją przyszłość jako wasz polblr-owy dziad <3
40 notes
·
View notes
Text
Dostałam opierdol, mam doła i chociaż chcę się bawić i cieszyć, to nie znajduję na to chęci i przestrzeni. Czuję się zagubiona...
14.10.2024
Za mną bardzo stresujący weekend. Bardzo dużo się działo i chociaż trudno mi się do tego przyznać - bo nie chcę by to była prawda - to zauważam, że siadła mi psychika.
Chyba powinnam coś zmienić, bo jest nie najlepiej. Nie jest "źle", ale nie jest najlepiej... W zasadzie od jakiegoś czasu przerabiam, że nie mam bezpieczeństwa i to siada na łeb, idę spać myśląc o jakimś planie na zapewnienie sobie bezpieczeństwa, a pierwsze co robię po wstaniu to kompulsywnie sprawdzam czy już jakiś wczorajszy plan wypalił.
W piątek pojechałam do mamy na urodziny i zostawić pieska na weekend (bo zjazd był). W piątek rano napisałam też do tej miłej pani z uni i miłego pana od załatwiania rzeczy (proponowali, abyśmy pojawili się na uczelni w piątek i rozstawiali nasze stoiska), że będziemy w piątek, pewnie, zaraz po pracy! :D W odpowiedzi dostaliśmy info, że jak po pracy, to nie. To lepiej w sobotę raniuteńko.
No to ok... Szkoda, bo zaplanowaliśmy wszystko tak, żeby po tej pracy cisnąć na uczelnię i wszystko przygotować (mój chłopak z całym zapleczem już do pracy rano pojechał, by prosto po jechać na uni montować). No i tu wychodzi różnica: stacjonarni vs niestacjonarni. Ech...
Więc byłam u mamy i tak siostra jeszcze rzuciła tematem ciężkim - takim do przemyślenia. I dotyczącym strachu - niska pensja, brak pracy, zasiłek dla bezrobotnych itp. No, myślę o tym cały czas, a teraz jeszcze doszedł brak stabilności finansowej po jej stronie i znowu wrócił temat rodziców...
Boję się.
Staję na głowie, zasuwam by było lepiej... a nie jest idealnie...
Wróciłam od mamy, mój partner z pracy, pojechaliśmy na zakupy w Lidlu. OMG nie pamiętaliśmy kiedy ostatni raz byliśmy OBYDWOJE na zakupach w Lidlu. Cieszyliśmy się, jakbyśmy byli co najmniej w wesołym miasteczku xD. Możemy RAZEM przemyśleć zakupy, skonsultować jakie mamy plany czy na co ochotę... No coś, czego w naszym związku nie było od tak dawna. Od kiedy? Od kiedy mamy lękliwego pieska i upierdliwego sąsiada: boimy się zostawiać ją samą w domu, bo może się zaraz skończyć wypowiedzeniem umowy najmu i wylądujemy na bruku, brak bezpieczeństwa mieszkaniowego do tego dojdzie... Kurde. Czuję się jak więzień, wszędzie ograniczenia. Na siłkę nie chodzę z tego samego powodu - ktoś musi być w domu z psem. Albo muszę wyjść z psem. Ech... to jest fajne w większości sytuacji, ale też frustrujące, gdy nie możesz pojechać na powolne, uważne zakupy do Lidla z partnerem. Tylko obydwoje się śpieszmy, a potem, mimo listy, zawsze czegoś brakuje i potem przepłacamy w Żabce lub w Bierze...
Dumaliśmy sobie nad tym rozpakowując zakupy - że w sumie trenujemy z pieskiem i ona już taka lękowa nie jest, jak była. Może można by spróbować ją zostawiać w domu? Ale czujemy taki wewnętrzny sprzeciw - nie chcemy przeżywać tego, co przeżywaliśmy rok temu zimą (szczególnie biorąc pod uwagę, że obecnie bujamy się z bezrobociem): chodzenia do drzwi do drzwi zbierając podpisy od sąsiadów, opowiadając naszą historią, czując się upokorzonymi prosząc ich poświadczenie, że nasz piesek im nie przeszkadza... Zresztą myślę, że drugi raz takiej szansy nie dostalibyśmy od wlecieli mieszkania wynajmujących nam te kilkadziesiąt metrów kwadratowych. A to fajne mieszkanie jest. I tanie jak na metraż w mieście. Nie chcemy stąd się wyprowadzać. Nie wiem czy byłoby nas stać na najem czegoś podobnego, w podobnej lokalizacji - to mieszkanie to był taki traf! Teraz ceny najmu są kooooosmiczne.
A potem poszliśmy na imprezę uczelnianą, taką integracyjną. Fajnie. Bardzo tego potrzebowałam. Baa! Wiedziałam, że potrzebuję się wyskakać, wytańczyć, aby spuścić ten wentyl stresu i niedostatku w którym żyję. Tyle rzeczy nie spina się, ale wciąż próbuję. Czacha mi dymi, biorę na siebie znowu za dużo, ale to się opłaci. Mam nadzieję. Anyway - jak była możliwość zapisów na tą imprezę to się mega ucieszyłam. Impreza zamknięta, tylko dla studentów i kadry, jedno piwo w cenie. Do tego akurat w piątek, kiedy już piesek będzie na psiakajkach u bapsi. A do tego miejsce/klub, gdzie impreza się odbywała mieliśmy dosłownie pod nosem: wyjście tam to żadna wyprawa, ot, kilka minut spacerkiem do domu.
Poszliśmy (po zamknięciu lodówki, zrobieniu makijażu i wypiciu biforka w domu). Szliśmy lekko, wesoło. Mieliśmy zamiar wpaść tam na to piwo, zjeść coś, zatańczyć i przed północą lecieć do domu, bo sokoro świt mieliśmy być na uni by rozłożyć stoisko na event. A poza eventem uczestniczyć w zajęciach zjazdowych (znowu po 13h w sobotę i 8h w niedzielę - męczące to jest).
Tyle, że jakoś mi nie wyszło to odstresowanie się. I niby wiem dlaczego. Ale jestem taka... rozczarowana, że miałam się dobrze bawić, a czułam się jeszcze bardziej odizolowana. I niby wiem, że to głównie dlatego, że byłam 35 letnią kobietą na imprezie zamkniętej dla w większości 20-kilkuletnich studentów... ALE mimo wszystko...
Z moim chłopakiem się super bawiłam. Jak z nim jestem nie myślę o wieku. On też o tym nie myśli. Widzi MNIE, a ja JEGO, jesteśmy więcej niż wiekiem. Zapominamy o tym, że jest między nami różnica wieku. Totalnie. Ale gdy sobie radośnie podeszliśmy do bramki wejściowej, trzymając się za ręce, rozmawiając o Grze o Tron, żartując, wtedy jedna z Pań stojących przy bramce po prostu na mnie NATARŁA. Tak, że musiałam puścić rękę mojego chłopaka i odejść z 3-4 duże kroki w tył. Pani, jakoś w moim wieku, bardzo asertywnie dała znać, że to impreza zamknięta dla studentów mojego uni, że dziś do klubu nie może wejść każdy, że przepraszają, ale tylko studenci mogą wchodzić. Wyjaśniłam, że jestem studentką i to wiem, dlatego tu jestem, jestem wpisana na listę przez formularz online. Na to ta pani, że chce zobaczyć mój dowód - wymieniłam z chłopakiem (który mógł nie niepokojony podejść do stołu przy którym stała druga pani z listą, z opaskami na nadgarstki, z gadżetami z uni) zaskoczone spojrzenia. Zapytałam jej czy legitymacja wystarczy, bo w sumie nie brałam ze sobą dowodu. A ona pyta czy legitymacja naszej uczelni. Na to mój chłopak (miał w portfelu obydwa nasze dokumenty) już podsunął jej pod nos nasze legitymacje, sympatycznie rozładowując atmosferę. Pani się trochę zmieszała i po prostu zeszła mi z drogi. Ja też zmieszana odparłam, że może z nią nawet maile wymieniam, bo nasz zespół będzie pracował przy evencie, który odbywa się kolejnego dnia. Przedstawiłam się, ale Pani jakby nie słyszała, weszła za stół i zaczęła wertować tą listę by sprawdzić czy mój chłopak jest jedną z zapisanych osób. Moje nazwisko wykreśliła inna Pani. Założyła mi bransoletkę, potwierdziła, że mogę wziąć piwo i pa.
Na tamtym etapie uznałam sytuację za dziwną, ale nie wpłynęło to na mój humor na imprezie
Wróciłam do tej sytuacji, gdy kolejnego dnia, około 8 rano spotkałam tą samą Panią na korytarzu uni, ewidentnie koordynowała wydarzeniem. Podbijamy do niej z moją wspólniczką i pytam "Dzień dobry! Organizuję na górze stoisko, zastanawiam się czy może macie dostępne..." ale nim zdążyłam dokończyć Pani znowu skróciła NIEKOMFORTOWO dystans ze mną, przerwała mi "O, dzień dobry!", złapała mnie pod ramię (ale takim mocnym chwytem) i zaczęła ciągnąć w stronę lady pytając rzeczowo "czy odebrała Pani legitymację?". Zgubiłam się. Zaczęłam się zastanawiać czy wczoraj, na tej imprezie mój chłopak zostawiał legitymacje w zastawie za wejściówkę do klubu? Zapytałam "chyba nie rozumiem", a Pani dalej mnie ciągnąc korytarzem (moja wspólniczka równie zszokowana co ja po prostu dreptała za mną kuląc się) i wyjaśnia mi, że pamięta mnie z wczorajszej imprezy, że pierwszoroczniacy powinni odebrać legitymacje i ona mi w tym pomoże, bo jestem na pierwszym roku, nie? O FUCK. Wyrwałam się jej, wyjaśniłam, że jestem na drugim roku, że myślałam, że nawiązała do sytuacji w klubie, i jeszcze raz się przedstawiłam, wyjaśniłam co robię, kim jestem i że mailowałam z panią koordynatorką taką-a-taką, że mamy stoisko tam-a-tam, że teraz widzimy, że przydałoby się to-i-to. I co? Okazało się, że ta pani to jest TA PANI z którą wymieniam maile od września. Ta, która była taka pomocna i super, a która... chyba mnie nie lubi.
Nie wiem czy to całe okoliczności spotkania, dość niekomfortowe nieporozumienie czy po prostu ja mam tak mało uroku osobistego, że cokolwiek bym nie robiła to jestem odpychająca...
Przejęłam się tym bardzo, bo naprawdę do tej pani żywiłam masę pozytywnych emocji. Dużo wdzięczności i ciepła. Ale gdy poznałyśmy się na żywo, a ona "odkryła", że nie wiem sama co? Że jestem po 30-stce? Że jestem dorosłą kobietą? Że jestem zorganizowana? Że nie jestem dostępna w godzinach mojej i jej pracy (nagrywanie rolek i montowanie stanowisk o 11 nie wchodzi w grę w przypadku nikogo z naszego zespołu - wszyscy niestacjonarni). Nie wiem... Miałam od niej vibe irytacji. Być może dodatkowo spowodowany tym, że ta (bo to mi powiedziała sama, w small talku, gdy już ze sprzętem szłyśmy we trzy po schodach) impreza integracyjna skończyła się o 3 nocy, a ona musiała być na niej do końca, a potem od 7 na evencie. Może to nie irytacja mną, a po prostu zmęczenie?
Nie wiem.
Wracając do samej imprezy - jakiś chłopiec (tak wyglądał) powiedział mi "dzień dobry". Na terenie klubu i ogrodu było tak, jak zakładałam, sporo ludzi w wieku 30+, nowi studenci. I szybciutko łączyli się w grupki. Do mnie zaczął podbijać jakiś typ, gdy mój narzeczony poszedł po to darmowe piwo i popkorn dla nas. xD Było to zabawne. Mniej zabawne było, gdy sobie randeczkowaliśmy w ogrodzie i CO CHWILĘ dziewczyny obczajały mojego narzeczonego. Byłam zazdrosna, bez kitu i to mnie bawiło. I też satysfakcję miałam z tego, że on w ogóle nie zwracał na to uwagii. 🥰 W pewnym momencie zrobiło się zimno, więc dosiedliśmy się do ogniska. Siedziała tam już duża grupa. W pewnym momencie jedna z dziewczyn zapytała czy może nam wszystkim zrobić zdjęcie jak wyciągamy ręce nad ogniskiem. Ok, sure! I tak zaczęła się rozmowa. Było miło, fajnie się rozmawiało. Okazało się, że mamy podobne zainteresowania, wymienialiśmy na luzie spostrzeżenia, gdy nagle ta dziewczyna zapytała "Ale ty tu chyba nie studiujesz nie? Coś już skończyłaś, prawda?". Powiedziałam, że owszem, studiuję, ktoś inny się oburzył "a jakby tu weszła, gdyby nie studiowała na naszej uczelni?", ktoś jeszcze inny "co to za pytanie?". Na to laska ciśnie dalej, że w sumie nie pomyślała o tym, że nie wpuszczają tu nikogo spoza uczelni, ale chce wiedzieć jaki mam już tytuł naukowy. Na to ja, że studiuję na II roku - zawstydzona trochę, jednocześnie czując, że pojawia się napięcie, że jestem obserwowana przez jakichś 20 obych ludzi siedzących wokół ogniska na leżaczkach. A laska dalej docieka czy mam już licencjat czy inżynierkę. W końcu przyznałam, że nie mam, że teraz robię i nie chcę o tym rozmawiać (gdy zapytała mnie co się stało, że wcześniej w swoim życiu nie zrobiłam, ani licencjatu, ani inżynierki).
Po pierwsze poczułam się zawstydzona publicznie, tym, że nie mam wyższego wykształcenia. Po drugie sama myśl, że miałabym opowiadać o najbardziej traumatycznym okresie mojego życia grupie obcych ludzi, których gówno obchodzę i których nie znam, przed którymi po prostu BOJĘ się otworzyć - doprowadziło mnie do stanu bliskiego płaczu. Jakby moje ciało wróciło do tamtego dtrudnego okresu - niby byłam przy ognisku w 2024, a w ciele wszystko się spięło i miało ochotę krzyczeć z bólu istnienia jak 2012. W ogóle SAMA myśl o tym okresie, gdy rzucałam architekturę: myśl o rozpaczy, walce z depresją, o pracy na 2 etaty, o codziennych wizytach w szpitalu u mamy, o wybuchach złości młodszej siostry, o bezsenności... No, humor mi na tej imprezie usiał.
Byłam inna. Nie byłam i nie będę jak reszta studentów. Poczułam się wykluczona. Znowu niedopasowana. Czułam wstyd, że nie pasuję... zawsze z jakiegoś powodu nie pasuję. Szłam tam z myślą, że jestem inna i tego nie zmienię, że to jest część mojej historii, że będę odstawać być może wiekiem, ale dopiero teraz mam środki i możliwości o zawalczenie o siebie i to wystarcza. To jest okay. Jestem dumna z siebie, że tak rozpycham się łokciami i domagam się swojego miejsca. A jednak... w tamtym momencie przy ognisku mimo tego wszystkiego co o sobie wiem i co akceptuję poczułam się straszliwie słaba i samotna. Nieakceptowana i odrzucana mimo prób.
Gdy asertywnie zarysowałam granice mówiąc, że nie chcę o tym rozmawiać zapadła bardzo długa cisza. Laska, która zadawała pytanie oznajmiła tonem empatycznej, rozumiejącej psycholożki, że "To aż takie trudne? W takim razie nie martw się, jak to jest dla ciebie trudne to nie będziemy cię już dziś znowu o to pytać. Okay?", ale już wtedy jej koleżanka, z jakimś takim RIGCZem, albo nie mogąc wytrzymać tego napięcia i jakiegoś takiego pastwienia się nade mną (bo to było takie... jakby ta dziewczyna pytająca nie czytała atmosfery i kontekstu sytuacji... wszyscy przy ognisku milczeli, nawet nikt na mnie nie patrzył poza nią... było przez chwilę BARDZO CIĘŻKO) walnęła sąsiadkę "to nie pytaj, kurwa, już!".
No. Akurat wtedy mojego narzeczonego nie było przy ognisku... chyba mu tego nie opowiedziałam i on chyba nie rozumiał co się ze mną działo potem. Teraz dopiero to widzę. Byłam wstawiona tym piwem - ja praktycznie zrezygnowałam z alkoholu, tylko na jakieś okazje, więc to jedno piwo (plus lampka białego wina wypita jako bifor w domu) już mnie zabujało wtedy.
Inne osoby przy ognisku chciały wrócić do tego tonu sympatycznej rozmowy z początku i zapytały o mój kierunek studiów. Były zaskoczone, że taki "artystyczny" kierunek istnieje na uczelni. Przyznały, że pierwszy raz w ogóle poznały kogoś studiującego ten kierunek (ona wszystkie były z psychologii). Po chwilii ta, która wcześniej drążyła dlaczego taka stara osoba jak ja (nie powiedziałam jej ile mam lat, nic z tych rzeczy) studiuje chciała wiedzieć co studiuje "mój kolega", ten, który stał w tamtym momencie w kolejce po popcorn. Ja spokojnie wyjaśniłam jaki kierunek studiuje i jaki program jutro na evencie realizujemy, też się zachwyciły, że taki "artystyczny kierunek" i że też nie znały dotąd nikogo kto by ten kierunek studiował. I coś padło, nie pamiętam co dokładnie, w jakich słowach. Ale coś, co mnie striggerowało. Generalnie jedna z tych dziewczyn zapytała na którym roku on jest, druga zajarała się, że "wow" (że ostatni rok magisterki wow), a jeszcze inna zwróciła uwagę, że zajebiście jest ubrany i wszystkie odwróciły się by go obczaić, jak stał w tej kolejce. Zirytowałam się. Byłam... czułam się po części poniżona, a po części zdołowana, a po części zazdrosna. I jeszcze zła! To znaczy to jest mój partner, super, że jest na ostatnim roku, że doceniają jego stylówkę, ale zaczęły na wolnym, przy mnie mi faceta obczajać jawnie! Spokojnie, ale nie kryjąc frustracji, wzdychając wyznałam, że "Jesteśmy zaręczeni". Wszystkie typiary odwracające głowę w tył natychmiast zwróciły się w stronę ogniska 😲. A ta, która wcześniej zadawała mi pytania krzyknęła "CO!? Naprawdę!? Ty i on?". Przytaknęłam i zapytałam co w tym dziwnego. Nie odpowiedziała.
Nie wiem na jak starą dla niej wyglądałam?
Dla kontrastu - gdy ja poszłam odebrać darmowe piwo to musiałam wrócić do ogniska, do mojego chłopaka po legitymację studencką 😆, bo pan barman i pani barmanka się uparli, że nie sprzedzą mi alkoholu, bo nie wieżą, że jestem pełnoletnia. 😆
Sytuacja się powtórzyła tego wieczoru drugi raz, w innym miejscu - wyszliśmy z moim partnerem coś zjeść na takiej hali, jak warszawskie Koszyki (Asia <3). Zamówiliśmy taco, a byliśmy tak rozochoceni tym, że MOŻEMY, bo pieska nie ma w domu, że stwierdziliśmy "a co tam, dawaj tequilę". I o ile mój chłopak dostał kieliszek bez przeszkód, to jak zobaczyli dla kogo jest drugi, to pani cofnęła rękę z kieliszkiem pod ladę i domagała się mojego dowodu osobistego. Miłe doświadczenie, nie powiem. xP Szczególnie mając ponad 35 lat xD😆
Potem było... hymmm...
No była dziwna ta impreza, bo gdy mojego narzeczonego nie było padły te dziwne teksty. Było mi cholernie smutno, a bardzo chciałam tego dnia się bawić dobrze, wyskakać. Ale było mi smutno, czułam się odizolowana i samotna, nieakceptowana.
Znowu on przy ognisku dorwał fana samochodów. Ech, bardziej to złożone: chłopak, który rozmawiał ze mną i mieliśmy masę fajnych tematów, weszliśmy w rozmowę, a potem rozmawiał z moim chłopakiem, gdy ja poszłam do ubikacji. Koniec końców mój chłopak tego typa jakby sobie zaanektował. Tak się skupił na rozmowie z tym typem, że zapomniał o całym świecie.
A ja siedziałam milcząco, z tym "przydziałowym" piwem i czułam się taka... obca. Może to mojej głowy wina? Może sama sobie to wkręciłam? Po prostu ta początkowa fajna atmosfera jakoś uleciała, ludzie przy ognisku rozmawiali w grupkach 1+1 z sąsiadami, a ja byłam sama... Położyłam się na leżaku i obserwowałam niebo, lampki nad barem i siedziskami, a moje myśli dryfowały ku kompulsywnemu odhaczaniu co mam jeszcze wysłać, aby dostać stypendium, albo co wykonać by zrealizować projekt. Zaczęłam liczyć budżet projektu, a potem domowy, wracać myślami do tego, że od listopada mój chłopak traci pracę, więc musimy bardziej zacisnąć pasa... a potem zrobiłam się senna, szcztywna i chciało mi się płakać. A miałam przecież się wybawić, wytańczyć!
W przypływie irytacji odciągnęłam swojego chłopaka od tego typa (naprawdę fajny typ, ale nie było opcji by porozmawiać jednocześnie w trójkę, za głośno było). Wyrzuciłam mu, że kurde, przyszliśmy się bawić, a on bonduje z jakimś typem, gdy ja zasypiam z nudów do cholery. Nie zauważył nawet. Czułam się więc jeszcze nieważna i zapomniana - to moja rana. I to boli bardzo.
I wtedy poszliśmy tańczyć. Było fajnie. Skakałam i wyskakałam sobie. Ale nie bawiłam się w pełni... Na przykład była fotobudka 360* - to takie co się kręci wokół ludzi i nagrywa filmik. Mój pierwszy odruch "IDZIĘMY! Wygłupiamy się! Bawimy się!" xD, była kolejka, więc uznaliśmy, że jak się rozluźni to podejdziemy. Wracając za którymś razem z wc zauważyłam, że już nie ma kolejki, więc podeszłam do typa, który to obsługiwał (taki w moim wieku) i do pomagającej mu typiary z działu marketingu (znam, też była dla mnie nie miła 3 września) i pytam "jeszcze można skorzystać, czy już składacie?", a w odpowiedzi dostałam przeczące kiwanie głową i "tylko dla studentów!"... co jest o tyle... dziwne? Że widziałam na tym pana rektora i panią wice.
Nie chciało mi się wyjaśniać. Po prostu było mi przykro...
Wróciłam do tańca. Z fajnych rzeczy jakie się później wydarzyły - jak tańczyłam tylko z nim, to było miło, ale gdy on poszedł do ubikacji to momentalnie dołączyły do mnie jakieś dziewczyny z którymi się świetnie bawiłam. On mi potem mówił, że to dla niego było trudne: że do puki go nie było, albo gdy to ja szłam do wc zostawiając go na parkiecie to wszystkie grupki trzymały się od niego z daleka. Nikt nie dołączał, gdy był zupełnie sam. A gdy ja byłam sama - inne kobiety dopiero czuły się komfortowo. Dla niego jest to trudne, bo odbiera, że ludzie się go boją, albo oceniają jako niebezpiecznego...
Zawinęliśmy się do domu około północy.
Długo się kochaliśmy na wszystkich powierzchniach na których zwykle nie możemy ze względu na naszego pieska. xD
Potem baaaardzo niespokojnie spaliśmy - mój partner wciąż śnił sen, że idziemy na imprezę/wesele/wycieczkę, ale nie we dwójkę, lecz w trójkę z naszym pieskiem. Że się świetnie bawimy mimo tego, że nasze lękliwe psie podkula ogonek (zwykle w tłumie) i drży (zwykle w tłumie), aż dajemy sobie sprawę, że małej nie ma. Nie ma też smyczy. Jesteśmy nagle - w tym śnie - świadomi, że mała ze strachu uciekła i teraz trzeba jej szukać w oooooookropnej panice. W końcu, z powodu strachu i walącego w piersi serca O. się budził, a potem budził mnie "co my tu robimy!? Musimy szukać psiecka! Ona jest gdzieś tam sama i przerażona! Nie możemy spać!" - a ja mu na to, że przecież jest na psiakajkach u bapsi. Zasypiał śmiejąc się, a za jakiś czas znowu męczył go taki sam koszmar, budził się szukając w pościeli naszego psa i panikując "musimy jej szukać!".
Więc chujwo pospaliśmy...
Pojechaliśmy na uczelnię rozstawiać stanowisko. Po drodze dołączył do nas kolega O. z roku, który przyjechał wcześniej na zajęcia. Pomógł nam z rozstawianiem stanowiska. Okazało się, że pracownicy uczelni byli... zestresowani (?) i przez to niezbyt skorzy do współpracy. Było sztywno i ciężko. Ale nasze stanowisko było piękne, spotkaliśmy masę zainteresowanych osób. Uczestniczyłam w wykładach zdalnie i prawdę mówiąc nic z tego nie pamietam: o ile uczenie się podczas zmywania naczyń, albo wykonywania ćwiczeń rozciągających, albo rozwieszania prania, albo przesadzania kwiatków doniczkowych daje mi taki optymalny poziom rozproszenia, który pomaga w zapamiętywaniu, o tyle konieczność rozmowy z nowymi ludźmi przy stoisku absorbowała mnie bardzo. Tym bardziej, że bylam niewyspana i... smutna.
Nawet do nas przyszły na kręcenie filmików te dziewczyny z którymi siedzieliśmy przy ognisku, ta która mnie przepytywała z daleka już machała. I myślę, że nie chciała być niemiła czy nietaktowana - po prostu nie podejrzewała, że dotknęła różnych trudnych tematów... Może naprawdę się dziwiła, że osoby 30+ mogą studiować? Nie wiem.
Były też panie z marketingu, które o ile filmowały stoisko i wydarzenie, o tyle omijały nie tylko mnie, ale też resztę zespołu spojrzeniem. Jakbyśmy byli powietrzem.
I MOŻE one naprawdę mają mnie w pompie i nie pamiętają, nie wiedzą, nie chcą pamiętać lub tamta sytyacja była dla nich jak zeszłoroczny śnieg - już dawno zapomniały. Może. To jest możliwe. Ale dla mnie to jest trudne, bo naprawdę zależy mi na tym projekcie... A czuję, że one nie chcą nawet pozwolić sobie na myślenie o tym, że nasz projekt jest w jakiś sposób ważny (dla nas, może też dla uczelni).
Bardzo w sobotę kwestionowałam swoje uczucia. Czułam sie niepasujaca, stara, czułam się przytoczona życiem, czułam, że odmawia mi się prawa do zabawy...
Do tego, jako wisienka na torcie: pani dziekan powiedziała mi w weekend, że ją wkurzam.
Było mi cholernie przykro. Czym ją wkurzam? Bo piszę maile domagając się przelania grantu (który dostaliśmy po opóźnieniu 3 miesięcy od momentu, gdy go dostać mieliśmy ☹️), kwestii potwierdzenia podpisania umowy przez uniwersytet (podpisali miesiąc po tym, jak podpisaliśmy my), potwierdzenia przekazywanych w czerwcu i lipcu informacji (chcę wiedzieć czy to nadal aktualne biorąc pod uwagę jak wiele rzeczy się po drodze zmieniło). A ona podbiła do nas na evencie, bardzo sympatycznie odpowiedziała na te pytania z wysłanych w tygodniu mailii - i za to wdzięczność, bardzo się ucieszyłam widząc ją. I wiedząc jaki jest kolejny krok, co się wydarzy - pewność zamiast niepewności. Odpowiedziała na wszystkie pyt wyczerpująco, mogłam ją dopytać o wszystko. Po prostu pojawiła się przy naszym soisku jak wir pozytywnej energii - poczułam taką ulgę, gdy rozwiała moje niepewności. Przybyła do nas tak, że mogła poznać wreszcie 3/4 zespołu, rzuciła nowe tematy na rozwój do przemyślenia i nagle wystrzeliła, że ona nie pracuje codziennie i że ją wkurzam swoimi mailami. Że nie mam tak do niej pisać! Ale tak to zrobiła... to było jedno zdanie, ale to był taki wybuch! Jakby całą resztę mówiła takim rytmicznym, śpiewnym, przyjemnym tonem i nagle zabrzmiała gardłowo, głośno, wrzeszczała. Tak mnie zaskoczyła tym, że przez chwilę nie rozumiałam co powiedziała. Przyszła do nas wyjaśnić rzecz o którą ją zapytałam w mailu (mam wrażenie, że nie chciała odpisać na to, o co ją pytałam, bo to co mam wykonać moim zdaniem na 90% shady strefa i dlatego napisałam maila z pytaniem, aby mieć dupochron 😥, żeby potwierdzić czy mamy zrobić coś co brzmi shady - nie chcę bujać się z łamaniem przepisów, chce zrobić to dobrze i zgodnie z planem).
Gdy ani ja, ani mój narzeczony, ani osoby, które nam pomagały i były obecne przy tej rozmowie się zaśmiały, a wręcz przeciwnie: ja milczałam, bo mi się mózg zlasował, serio nie zrozumiałam słów, które ona nagle do mnie z gniewem wyrzuciła 🤨, a resztę ten wybuch tak zaskoczył, że po prostu stali i patrzyli na nią w oszołomieniu 😶. Mój partner też potem potwierdzał, że nagle od bardzo energicznej i sympatycznej wymiany zdań przeszliśmy do opierdolu, żalu w moja stronę. Gdy ja próbowałam posklejać sylaby, które do mnie skierowała ona wybuchła śmiechem by pokryć chyba tą niezręczną ciszę, która zapadła... I zmieliła temat i dała jeszcze kilka porad. 😶 Skołowana byłam. Też się zaczęłam śmiać, ale nei wiedziałam co się odwala.
Gdy odeszła prosiłam mojego chłopaka i obecne przy tym osoby by mi wyjaśniły co się stało? Bo ta nagła amplifikacja głosu, przy jednoczesnym obniżeniu barwy i to miażdżące spojrzenie jakim mnie gromiła SERIO zaskoczyły mnie tak, że mózg przestał działać, weszłam w tryb "walcz lub uciekaj", zamarłam i chociaż docierały do mnie dźwięki, nie rozumiałam słów.
SZOK to był.
I gdybym jeszcze sama jedna tylko pisała te maile to może bym się czuła winna. A ja te maile pisałam na chłodno, kulturalnie, przed wysłaniem dając całej grupie do wglądu i zatwierdzenia, naniesienia poprawek. Za każdym razem słyszałam, że napisałam super, że udało mi się nie przerzucić na nich naszej frustracji i złości, ale dać znać jak nam zależy na wykonaniu zadań o które wnioskujemy. Dodawaliśmy rzeczy i ujmowaliśmy rzeczy, ale trzymaliśmy się faktów. Wszelkie żale wycinałam, dawałam znać jak się czujemy, ale w formie zdrowego i kulturalnego zasygnalizowania przekraczania naszych granic i możliwości jakie mamy wedle harmonogramu, który przecież oni musieli zatwierdzić (a przed zatwierdzeniem, ten harmonogram musieliśmy wielokrotnie edytować by spełniał ich wysokie wymagania), a z jakiego my będziemy rozliczani na koniec. Nie mogę zgodzić się na bycie kozłem ofiarnym jeżeli robię wszystko by się wywiązać z umowy, a brakiem reakcji po drugiej stronie wiąże mi się ręce - jak nie mogę sami się z czegoś wywiązać, to proszę o maila zwrotnego z potwierdzeniem, że okay, pozwalają mi na przesunięcie działań ujętych w harmonogramie. A tygodniami nie dostaję odpowiedzi... To chyba taka odpowiednia podstawa formalna, przynajmniej z mojego doświadczenia ZAWODOWEGO tak wynika. To nie tak, że ja to sobie z dupy wymyśliłam i się z dupy o rzeczy czepiam. Odwoływałam się do ustaleń wynikających z umowy, za niewywiązanie z której odpowiadam prawnie i finansowo, a która przecież nas, osoby tworzące projekt dotyczy tak samo, jak instytucję edukacyjną (drugą stronę umowy)...
Ech.
Jeszcze tę sytuacje przeżywałam, gdy dyżur na evencie się zmienił: mój narzeczony poszedł na swoje zajęcia, a do mnie na stoisku dołączyła o moja wspólniczka, która po wysłuchaniu relacji bardzo trzeźwo i hardo wypunktowała, że: a) maile były spoko, b) nie zrobiłam nic złego - to uni i pani dziekan nie wywiązywali się z umowy, c) a my mieliśmy prawo chcieć wiedzieć jak to na umowę wpłynie, bo w razie czego to my poniesiemy konsekwencje, d) nie odpowiadali na nasze maile tygodniami, nie nie przelali nam grantu, który wygraliśmy w lipcu.
I teraz jestem zła, że dałam sobie na głowę wejść, że niezareagowałam REAL TIME, gdy pani z dziekan podniosła na mnie głos.
W ogóle jestem skołowana tym wszystkim. Zamiast się w weekend odstresować i cieszyć czuję się przytłoczona i bliska histerycznego płaczu...
11 notes
·
View notes
Text
Siemanko
Dziś niby się dużo nie działo, ale jestem totalnie wykończona.
Gryziu oraz Koperek spali ze mną w łóżku dzięki czemu się nie wyspałam. Dziady są niereformowalne i zajmują więcej powierzchni wyrka ode mnie co teoretycznie fizycznie nie powinno być możliwe.
Do północy leżałam na podłodze i miziałam się ze Zdzisławą a na nogach byłam już o 6 rano.
Wstałam zatem rano, nakarmiłam uszaki i zaczęłam podlewać ogród. Wjechało śniadanie, którego nie jadłam. Jakoś dziś byłam na Nie, jeśli chodzi o jedzenie.
Po 8 rano przyjechał typek na audyt fotowoltaiczny. Powiem tak: liczyłam w święta Bożego Narodzenia opłacalność takiej inwestycji i chociaż jestem noga z matematyki to za każdym razem z wyliczeń wychodziło, iż chcą mnie wydymać bez mydła. I co jest najlepsze - mam rację. No ba! Ja ZAWSZE znam rację tylko nikt mnie nie słucha.
Generalnie dzieciak (lat 19) się produkował kopro gadką szmatką piramidy finansowej w stylu Amway, Oriflame czy innego wciskania kołder tudzież garnków. Dzieciaka było mi mega żal bo widać było, że wierzy w to co mówi. W ogóle brawa za chęci do pracy w tym wieku bo widać było, że w dolarach to on nie pływa a jeśli marzy mu się spanie na euro jedyną opcją będą euro palety w Holandii na szparagach. Gadkę miał konkret (co 30 sekund miałam ochotę mówić „do brzegu ziom”) i gdyby nie trafił na sceptyków to by wepchnął nam instalacje za 52 tyś złotych gdzie wartość rynkowa takowej jest na poziomie 26 tys maks. Już nie wspomnę, że z finansowaniem przez bank wyszłoby na gotowo jakieś 87 tys XDDDD jak wspomniałam o tym to biedaczek zaczął zasłaniać się dofinansowaniem z ue, że jest program i będzie z 30 tys zwrotu (opinie o firmie dla której pracuje wspominają, iż dofinansowanie to ściema i ludzie czekają już rok czasu a kasy nie widać). W sumie po „doradcy” też nie widać było kasy. Dzieciak prywatnym truchłem przyjechał. Biała koszula, czarne jeansy powycierane ze starości, jakieś sfatygowane obuwie sportowe, laptop szkolny rządowy z orzełkiem, plecak szkolny w typie szmaciak… Na końcu jeszcze jak stwierdziliśmy, iż totalnie jesteśmy na NIE to próbował nas przekupić 5 dniowym wypadem nad morze do hotelu, jeśli weźmiemy fotowoltaikę. Jako koło ratunkowe zadzwonił do swojej przełożonej o upust a ta go zjebała niczym cygańskiego muzykanta w tramwaju pokazując piękny przykład mobbingu….
Kurwa. Biedny dzieciak, aż mi się go szkoda zrobiło. W sensie pamiętam czasy kiedy dawałam sobie pluć w twarz w imię kasy i pracy w jego wieku. I serio to była patologia, ale „praca jest ważna”. Z drugiej strony, come on, bycie naganiaczem - bo przedstawicielem handlowym tego czegoś nazwać nie można, to czego można się spodziewać jak nie piramidy finansowej, oszustwa i tak dalej?
Młody się zwinął nie zostawiając wizytówki ani nie biorąc mojego maila, aby przesłać mi szczegóły osprzętu wraz z wyceną mając w głowie słowa przełożonej „jutro widzimy się u mnie w biurze i lepiej byś miał DOBRE argumenty DLACZEGO klient się nie zdecydował”. Bo nawet ja usłyszałam ten jej mobbingowy ton, gdy się na niego przez telefon wydarła.
Ja zaś zjadłam jedną kukurydzę a raczej połówkę kolby i zabrałam się do Łodzi.
Rodzice zostali ja zaś poszłam na seans „Deadpool & Wolverine”. Bawiłam się dobrze. No nie jest to poziom pierwszej części, złole są tacy MEH!, ale czarny humor jak zawsze na propsie i choć wszystkie żarty nie wchodziły nawet w połowie jak w poprzednich częściach to jestem zadowolona. Gdy film wchodzi w „poważne” nuty to sorry, ale dla mnie nie zadziałało. Jak wjeżdżają „absurdalne nuty” komediowe jak to u Deadpoola to było spoczko. Dobre odmóżdżanie - bawiłam się przednio. Z kwestii technicznych dużym minusem były napisy. W moim odczuciu nie nadążały i były chaotyczne, jakby nie wyrabiały z tłumaczeniem gagów i gierek słownych. I tak „jechałam” ze słuchu, ale rzuciło mi się to w oczy :)
Po kinie zabrałam się z mamą do domu, dostałam info od domestosa, że o 9 rano mam się w czwartek zjawić na bazie do roboty, więc jest w miarę git.
Jedzeniowo dziś pod sztandarem kukurydzianym - pół kolby oraz mały popcorn maślany w kinie, cola zero, trzy kawy ze słodzikiem
10 notes
·
View notes
Text
Jazu skurwiel, ale nie do końca
Żeby Was chuj nie strzelił. Nie no muszę! Posłuchajcie:
Zmarł ojciec Balbiny. Rzecz jasna wszyscy jej współczujemy. Niestety narobiło się przy tym problemów, bo ktoś musi iść na pogrzeb, bo "tak wypada". Kurwa, wypadają to włosy ze stresu.
Problemów jest kilka. - Nie ma komu iść, bo nie ma ludzi do pracy, a co dopiero żeby po pogrzebach latać. - Nikt zwyczajnie iść nie chce. - Jak to teraz zrobić.
M. sama iść nie chce. Miała iść z Kiero. Problem jest taki, że one wtedy muszą wyjść dużo wcześniej przed końcem zmiany. Dziewczyny z drugiej zmiany waliły by 12, więc mają to w dupie. Kocioł.
Kiero wymyśliła, że pójdą tylko na cmentarz. Też chuj, bo jak na ślub cię ktoś zaprasza to przede wszystkim ma na myśli Kościół, a nie wesele.
O kwiatach to nawet nie mówię.
Padło na mnie, bo jako jedyny z całego składu mam dzień wolny. Ja zrobiłem niesamowity dym, bo: - na pogrzeby nie chodzę - nie znam typa - Balbiny nawet nie lubię - mam kurwa wolne.
Piękna równowaga w przyrodzie. 50% ludzi przyznało mi rację. Dlaczego mam iść na rodzinną uroczystość, zwłaszcza jak gościa nie znałem. Jak już to SWS powinien iść, ale on kręci w Turcji kebaby. 50% powiedziała, że iść ale głównie do kościoła i wyjebane, bo to bardziej się liczy. Bądź mądry i pisz wiersze. Od wczoraj znienawidziłem to miejsce. Czuję jak spalam się wewnętrznie. To jest właśnie ta moralność i chęć dobra dla innych. Z drugiej strony destrukcja samego siebie. Coś czuję, że wszystkim nam to wyjdzie bokiem. Tymczasem dziś zażądam od Kiero zwrócenia mi zmarnowanego czasu wolnego względem poświęcenia się za firmę.
//
Umówiłem się z mechanikiem na poniedziałek. Wtedy będę wiedział jak bardzo w dupie finansowej jestem. Ale może jednak nie będzie tak źle.
10 notes
·
View notes
Note
Hej, mam trochę inną propagandę, mianowicie przeczytałam dzisiaj, że WolneLektury są w nie najlepszej sytuacji finansowej i proszą o wsparcie, może jakieś dobre tumblriny zechcą dorzucić grosik?
Information boost jakby komuś zbywało 🙏
16 notes
·
View notes
Text
Po 4 latach słuchania "co mam świętować, że czas zapierdala" doczekałam sie i dostałam na rocznice bukiet kwiatów. Zmiana na plus. Staram się szukać w małych rzeczach pozytywów, jednak jest ciężko.
Ostatnio nic nie idzie po mojej myśli.
O sytuacji finansowej napisze, jak wszystko sobie poukładam.
Z tatą jest trudno. Bo jedna choroba przeszkadza drugiej i lekarze się nagradzają...
W pracy armagedon, jestem w szoku jak jedna osoba może popsuć atmosferę.
Liczę, na streszczenia ostatnich dwoch miesiecy w komentarzach. Bardzo jestem ciekawa co u Was 🥰
15 notes
·
View notes
Text
Za brak płynności finansowej obwiniam dział z zabawkami w action bo sorry ale nie wmówicie mi że slime z figurką dinozaura za 3.50 to nie jest deal życia
15 notes
·
View notes
Text
Ubezpieczenie AC – warto czy nie?
Ubezpieczenie Autocasco (AC) jest jednym z najczęściej rozważanych dodatkowych ubezpieczeń przez kierowców. W przeciwieństwie do obowiązkowego ubezpieczenia OC, AC jest dobrowolne, co sprawia, że wielu kierowców zastanawia się, czy warto w nie inwestować. W tej rozprawce przeanalizujemy argumenty za i przeciw ubezpieczeniu AC, aby pomóc w podjęciu świadomej decyzji.
Argumenty za ubezpieczeniem AC
1. Ochrona przed kradzieżą i uszkodzeniami: Jednym z głównych powodów, dla których warto rozważyć ubezpieczenie AC, jest ochrona przed kradzieżą pojazdu. W przypadku kradzieży, właściciel samochodu może liczyć na odszkodowanie, które pozwoli na zakup nowego pojazdu. Ponadto, AC chroni przed uszkodzeniami spowodowanymi przez czynniki zewnętrzne, takie jak wandalizm, gradobicie czy pożar.
2. Pokrycie kosztów naprawy: Wypadki drogowe mogą zdarzyć się każdemu, nawet najbardziej doświadczonemu kierowcy. Ubezpieczenie AC pokrywa koszty naprawy pojazdu, co może być szczególnie istotne w przypadku drogich samochodów, gdzie koszty naprawy mogą być bardzo wysokie. Dzięki temu kierowca nie musi martwić się o nagłe wydatki związane z naprawą auta.
3. Spokój ducha: Posiadanie ubezpieczenia AC daje kierowcy poczucie bezpieczeństwa i spokoju ducha. Wiedząc, że w razie nieprzewidzianych zdarzeń finansowe konsekwencje będą zminimalizowane, kierowca może skupić się na bezpiecznej jeździe, zamiast martwić się o potencjalne koszty naprawy czy wymiany pojazdu.
Argumenty przeciw ubezpieczeniu AC
1. Wysokie koszty: Jednym z głównych argumentów przeciwko ubezpieczeniu AC są jego koszty. Składki na AC mogą być znacznie wyższe niż na obowiązkowe OC, co może stanowić duże obciążenie dla budżetu domowego. Dla wielu kierowców, zwłaszcza tych, którzy rzadko korzystają z samochodu, koszty te mogą wydawać się nieuzasadnione.
2. Warunki umowy: Polisy AC często zawierają wiele wyłączeń i ograniczeń, które mogą sprawić, że uzyskanie odszkodowania będzie trudniejsze niż się wydaje. Przykładowo, niektóre polisy mogą nie obejmować szkód powstałych w wyniku zaniedbania kierowcy lub jazdy pod wpływem alkoholu. Warto dokładnie przeczytać warunki umowy przed podpisaniem, aby uniknąć nieprzyjemnych niespodzianek.
3. Wartość samochodu: Dla właścicieli starszych samochodów, wartość pojazdu może być na tyle niska, że koszty ubezpieczenia AC przewyższają potencjalne korzyści. W takim przypadku, zamiast inwestować w drogie ubezpieczenie, lepiej może być odkładać pieniądze na ewentualne naprawy lub zakup nowego pojazdu.
Podsumowanie
Decyzja o wykupieniu ubezpieczenia AC zależy od indywidualnych potrzeb i sytuacji finansowej każdego kierowcy. Dla niektórych, zwłaszcza właścicieli nowych i drogich samochodów, AC może być nieocenioną ochroną przed nieprzewidzianymi zdarzeniami. Dla innych, zwłaszcza tych z ograniczonym budżetem lub starszymi pojazdami, koszty mogą przewyższać korzyści. Kluczowe jest dokładne przeanalizowanie własnych potrzeb i możliwości finansowych oraz zapoznanie się z warunkami umowy, aby podjąć świadomą decyzję.
2 notes
·
View notes
Text
Samanta powiadomiła Czesława o ciąży. Spodziewała się zapomogi finansowej w tej sytuacji, ale Czesław miał inny pomysł, zaproponował, że się wprowadzi i razem wychowają to dziecko. Samanta zgodziła się, w takim przypadku nie musiałaby wynajmować opiekunki.
3 notes
·
View notes
Text
Raport Roczny BDO: Bliższe spojrzenie na wyniki finansowe i inicjatywy strategiczne
Raport roczny BDO zapewnia interesariuszom szczegółową analizę wyników finansowych i inicjatyw strategicznych firmy. Analizując ten raport, inwestorzy, pracownicy i inne zainteresowane strony mogą uzyskać wgląd w osiągnięcia firmy, wyzwania i plany na przyszłość. W tym artykule przyjrzymy się bliżej wynikom finansowym i inicjatywom strategicznym wyróżnionym w raporcie rocznym BDO.
Jedną z kluczowych sekcji raportu rocznego BDO jest analiza wyników finansowych. Sekcja ta zapewnia kompleksowy przegląd sytuacji finansowej firmy, w tym jej przychodów, wydatków i rentowności. Analizując te dane, interesariusze mogą ocenić kondycję finansową spółki i jej zdolność do generowania zwrotów dla akcjonariuszy. Raport może zawierać wskaźniki finansowe, takie jak zwrot z inwestycji (ROI), zysk na akcję (EPS) i stosunek zadłużenia do kapitału własnego, które zapewniają dalszy wgląd w wyniki finansowe spółki.
Oprócz analizy wyników finansowych, raport roczny BDO podkreśla również inicjatywy strategiczne podejmowane przez firmę. Inicjatywy te reprezentują wysiłki firmy zmierzające do osiągnięcia długoterminowych celów i utrzymania konkurencyjności na rynku. Mogą one obejmować ekspansję na nowe rynki, rozwój nowych produktów lub usług, inwestycje w badania i rozwój lub wdrażanie środków oszczędnościowych. Dzięki zrozumieniu tych inicjatyw strategicznych, interesariusze mogą ocenić zdolność spółki do dostosowania się do zmieniających się warunków rynkowych i wykorzystania nowych możliwości.
Ponadto raport roczny BDO może również zawierać informacje na temat praktyk ładu korporacyjnego i strategii zarządzania ryzykiem. Ta sekcja podkreśla zaangażowanie firmy w przejrzystość, odpowiedzialność i etyczne postępowanie. Może zawierać szczegółowe informacje na temat składu zarządu, polityki wynagrodzeń kadry kierowniczej oraz środków podjętych w celu ograniczenia ryzyka i zapewnienia zgodności z obowiązującymi przepisami prawa i regulacjami. Analizując te praktyki, interesariusze mogą ocenić zaangażowanie spółki w odpowiedzialne praktyki biznesowe i jej zdolność do skutecznego zarządzania potencjalnym ryzykiem.
Ogólnie rzecz biorąc, raport roczny BDO zapewnia interesariuszom kompleksowy przegląd wyników finansowych i inicjatyw strategicznych firmy. Analizując ten raport, inwestorzy mogą podejmować świadome decyzje dotyczące inwestycji w spółkę. Pracownicy mogą uzyskać wgląd w przyszłe plany firmy i perspektywy rozwoju. Inne zainteresowane strony, takie jak klienci i dostawcy, mogą ocenić stabilność i wiarygodność firmy jako partnera biznesowego. Dlatego też kluczowe znaczenie dla BDO ma przygotowanie informacyjnego i przejrzystego raportu rocznego, który skutecznie komunikuje wyniki finansowe i inicjatywy strategiczne wszystkim zainteresowanym stronom.
2 notes
·
View notes
Text
Recepta na szczęśliwy związek:
Nie ignoruj swoich przjaciół
Nie rezygnuj ze swojej niezależności finansowej
Nie próbuj zmieniać ani kontrolować swojego partnera
Nie rezygnuj z własnej tożsamości
Nie porzucaj swoich marzeń
Nie zachowuj się jakbyś była zdesperowana
Nie oczekuj od partnera, żeby spełnił wszystkie Twoje zachcianki
Nie bądź agresywna
Nie pozwól, żeby wszystkie decyzje podejmował Twój partner
Nie narzekaj na swojego partnera
7 notes
·
View notes
Text
Radczyni mi doradziła pracować do końca tygodnia, bo... on jest cholera sprytny, nie napisał mi NIC, nie mam podkładki, nie mam NIC, łącznie z tym, że nie mam wcale pewności, że nie ma zamiar ogłosić upadłość/bankructwo: to nie jest takie hop siup. To trwa. To nie jest wcale kwestia decyzji "do końca tygodnia". Z końcem tygodnia zadecydują co najwyżej czy podejmować decyzję o upadłości. Tym czasem ogłoszenie upadłości (czy tam bankructwa) to nie jest taka prosta sprawa, to trwa. A jedna z moich umów kończy się z końcem czerwca, a druga trwa do końca roku kalendarzowego.
Oficjalnie nie dostałam wypowiedzenia... jeszcze. Zresztą i jego i mnie obowiązuje miesięczny okres wypowiedzenia. A wynagrodzenie mi się należy i koniec.
No i jest jeszcze jedna rzecz: w poniedziałek po zalogowaniu odkryłam, że nie mam dostępu do arkusza faktur. W ogóle do wglądu do historii finansowej firmy od 2009 roku - do tej pory to był mój codzienny obowiązek - uzupełniać, sprawdzać, wystawiać, księgować, wprowadzać kolorki, dodawać adnotację. Pierdoły takie. Ale widziałam dzięki temu jak zarabiają jako firma. Mało tego nie ma.
No właśnie...
A radczyni poradziła, abym WSZYSTKO sobie zapisała, zrzuty ekranu porobiła, bo typ jakieś przekręty ewidentnie robi jeżeli odciął mnie od jednego z moich narzędzi pracy, a przy tym dokumentu ewidencyjnego jego firmy. Mówiła, że ma doświadczenie, że szefowie USUWAJĄ wszystkie dane. Jest brak dowodów.
Mówił mi przez telefon, że od poniedziałku 5.06 nie było wpływów/dochodu - nie mogłam tego potwierdzić, bo nie miałam dostępu do arkusza, ale całe szczęście mam dostęp do bankowości firmy i do takiego systemu, który miał mi ułatwiać wpisywanie danych do faktur. Tam widzę wpływy. Przychód od poniedziałku JEST. Wczoraj liczyłam - w samym czerwcu wpłynęło na ten moment ponad 9k. To nie jest dużo w skali tego, co potrafi wpływać, ale to wciąż jest kwota pokrywająca dwie moje wypłaty xD z nadwyżką xD...
No ja pierdole!
Screenowałąm wczoraj - cały czerwiec i maj.
Dziś - za radą radczyni - mam robić screeny dokumentujące, że pracowałam w tej firmie od lat.
Bo jaki jest myk?
Fakty są takie: typ mi nie wypłacił wynagrodzenia za maj.
I tyle.
Nie mam ŻADNEGO oficjalnego potwierdzenia, że Zarząd boryka się z problemami wynikającymi z brakiem płynności finansowej. Nie dostałam wypowiedzenia - wciąż pracuję. Do końca czerwca na zleceniu i do końca roku na dziele.
I koleś mi w takich okolicznościach WYŁĄCZNIE telefonicznie powiedział, że 1 - nie wypłaci mi wypłaty, 2 - postara się wypłacić w ratach, 3 - że szkoda dokładać z własnej kieszeni, bo myślą o ogłoszeniu bankructwa, 4 - nie może ode mnie w tych okolicznościach wymagać, abym pracowała i to ode mnie zależy co zrobię (to była wymijająca odpowiedź na pytanie czy mam szukać nowej pracy i dlaczego dowiaduję się o tym w połowie czerwca!), 5 - że pracują nad tym by sytuację poprawić, że z końcem tygodnia dadzą mi znać co dalej.
Czyli NIE MAM podkładki na NIC co usłyszałam przez tel.
Ale z wkurwu faktycznie - pacować mi się nie chce. ALE jak nie będę pracować to typ może to wykorzystać i po prostu mi walnąć, że nie będzie ze mną przedłużać umowy, bo Z MOJEJ WINY umowa zostanie rozwiązania, gdyż NIE STAWIŁAM SIĘ DO PRACY.
I właśnie: radczyni poleciła, abym pracowała do końca tygodnia, robiła screeny dokumentujące moją pracę, i jeżeli typ nie ogarnie dupy, to w piątek mu najpierw zagrożę PIPem, a jeżeli to nic nie da - to idę do PIPu i wytaczamy mu sprawę.
Tym bardziej, że - hahaha - koleżanka zapytała "czy ty czujesz, że byłaś tam pracownikiem?", na co ja odparłam, że "no pewnie". Mam ustalone godziny pracy, obowiązki, sprzęt, klucze, pieczątkę, różnych urzędników, którzy mnie widują regularnie co tydzień od 5,5 lat! Na co koleżanka zwróciła uwagę, że w takim razie powinnam była pracować na UoP, że od umowy o dzieło nie była odprowadzana składa ZUS, więc jeżeli na to zwrócę uwagę w PIPie, to szef popłynie na lata... Nawet jeżeli ogłosi upadłość, to zarówno on, jak i członkowie spółki mają majątki...
Okay.
Mam kilka kierunków. Na razie praca. I rozsyłanie CV. I szkolenia - zapisałam się na kolejne szkolenia z "tamtą" merytoryczną i konkretną babeczką od własnej działalności. Dziś idę na kolejne szkolenie. W poniedziałek koleżanka zaprosiła mnie na swoje szkolenie o rozwoju artystycznym (to jest takie cudowne, bo to jeszcze rok temu była moja wymarzona nauczycielka, a teraz mogę powiedzieć spokojnie, że tu się rodzi przyjaźń).
Jeszcze nie jest ŹLE. Ogarniemy się i odbiję się, nawet jeżeli bym miała być przez lipiec bezrobotna...
27 notes
·
View notes
Text
10 pomysłów na biznes w 2023 roku
W dzisiejszych czasach coraz więcej osób decyduje się na założenie własnej firmy i prowadzenie biznesu online. Powody są różne – od marzeń o wolności finansowej, po chęć realizacji własnych pomysłów i pasji. Jednak, aby odnieść sukces w biznesie, trzeba mieć dobry pomysł i wiedzieć, jak go zrealizować. W tym artykule przedstawiamy 25 pomysłów na biznes w 2023 roku.
Dropshipping – eden z najbardziej popularnych modeli biznesowych w e-commerce, polegający na sprzedaży produktów bez posiadania ich na stanie. Właściciel sklepu internetowego pobiera zamówienie od klienta i przekazuje je do dostawcy, który wysyła produkt bezpośrednio do klienta.
2. Amazon (FBA) – to usługa oferowana przez Amazona, polegająca na przechowywaniu i wysyłce produktów dla sprzedawców zewnętrznych. Sprzedawca wysyła swoje produkty do magazynów Amazona, a następnie Amazon zajmuje się wysyłką produktów do klientów.
3. Blogowanie – to prowadzenie własnego bloga, na którym publikuje się teksty, zdjęcia i filmy. Można zarabiać na blogowaniu poprzez reklamy, promowanie produktów i usług innych firm. A także sprzedaż własnych produktów cyfrowych, takich jak e-booki i kursy online.
4. Kreowanie treści – to branża, która rozwija się wraz z rozwojem mediów społecznościowych i e-commerce. Firmy potrzebują profesjonalnie przygotowanych treści. Takich jak zdjęcia, filmy i teksty, aby przyciągnąć uwagę klientów i zwiększyć sprzedaż.
5. Marketing afiliacyjny – to model biznesowy polegający na promowaniu produktów innych firm i otrzymywaniu prowizji za każde sprzedane dzięki nam produkty. Można to robić poprzez własną stronę internetową, bloga, kanał na YouTube czy profile w mediach społecznościowych.
6. Tworzenie aplikacji – aplikacji mobilnych to branża, która stale się rozwija. Można zarabiać na sprzedaży aplikacji, a także poprzez wykorzystanie modelu freemium. Czyli udostępnianie aplikacji za darmo, ale z możliwością dokonywania w niej zakupów.
7. E-learning – to branża, która rozwija się wraz z rosnącą popularnością edukacji online. Można zarabiać na tworzeniu i sprzedaży kursów online. A także poprzez udzielanie korepetycji i prowadzenie szkoleń online.
8. Social media management – media społecznościowe stały się nieodłączną częścią życia codziennego dla wielu osób i firm. Z tego powodu coraz więcej firm potrzebuje specjalistów zajmujących się zarządzaniem ich profilami w mediach społecznościowych. Można zarabiać poprzez świadczenie usług zarządzania social media dla klientów.
9. Wirtualne wydarzenia – wraz z pandemią COVID-19 wiele wydarzeń zostało przeniesionych do świata wirtualnego. Jednak, nawet po ustaniu pandemii, wirtualne wydarzenia mogą pozostać popularnym rozwiązaniem dla wielu firm i organizacji. Można zarabiać na organizacji takich wydarzeń lub oferowaniu usług technicznych i produkcyjnych dla organizatorów.
10. Tworzenie oprogramowania – to branża, która stale się rozwija i ma duży potencjał zarobkowy. Można zarabiać na tworzeniu oprogramowania dla firm, aplikacji mobilnych czy gier komputerowych.
Czytaj więcej:
4 notes
·
View notes
Text
To rodzice zapłacą za zniszczenia
Minister mówi jasno: to rodzice zapłacą za zniszczone autobusy Minister transportu Alexis Vafeades powiedział, że rodzice mogą wkrótce zostać pociągnięci do odpowiedzialności finansowej za szkody wyrządzone przez ich dzieci niszczące autobusy szkolne. Dyrektor Cyprus Public Transport, Alexander Kaberos, powiedział w Philenews, że sytuacja wymknęła się spod kontroli, a studenci podpalają…
0 notes