#bukowina rumuńska
Explore tagged Tumblr posts
Text
Polish women's jewelry from Romanian Bukovina.
5 notes
·
View notes
Photo
Druga edycja lożowego wyjazdu rocznego okazała się frekwencyjnym sukcesem, co spowodowało konieczność wyruszenia busem. Generalnym kierunkiem była rumuńska Transylwania, choć większość czasu i tak spędziliśmy w regionach Marmarosz i Bukowina. Dziwny ten kraj ta Rumunia, przyzwyczajonym będąc do jednorodnej struktury etnicznej i kulturowej jaką mamy w Polsce, można przeżyć mały szok. U nas, czy to jesteś pod Radomiem, czy w Pile czujesz się zasadniczo podobnie. Nawet folklor gór czy Kaszub zdaje się wynikać raczej z chęci utrzymania tradycji niż autentycznej różnorodności. U nas Grażyna jest Grażyną a Janusz Januszem, gdziekolwiek nie mieszkają. Tu natomiast człowiek nieustannie trafia na mniejsze lub większe niespójności i pęknięcia w tożsamości. Na każdym kroku widać ślady ciężkich saskich butów, węgierskiej dawno minionej chwały i cygańskiej kontrkultury. Trudno nawet stwierdzić jaki jest typowy Rumun - no może poza tym, że nie umie jeździć samochodem.
Dzięki uprzejmości znajomych udało się nam otrzymać listy polecające do lokalnej synagogi. To już taka mała tradycja tych wyjazdów, że obserwujemy jak funkcjonują neoni w innych krajach. Rumunia jest w sumie dla nas krajem misyjnym, więc lokalne wspólnoty były o tyle rumuńskie, co węgierskie i włoskie zarazem. Udało nam się bezpardonowo wprosić do lokalnego seminarium Redemptoris Mater, które okazało się jeszcze mniejsze niż łotewskie z zeszłego roku. Spotkaliśmy tam nawet polskiego seminarzystę, który wspomógł nas w walce z językowym żywiołem lokalnych wspólnot. Na koniec nawet zrobiono kolektę na rzecz naszej dalszej podróży - prawdopodobnie przez wygląd naszego samochodu, lichy przyodziewek i fryzury za zero złotych.
Podróż rozpoczęła się jednak od Kluża, czyli stolicy Transylwanii, do którego dojechaliśmy późnym wieczorem. Nie zważając na strudzenie podróżą, od razu ruszyliśmy do lokalnego punktu rozrywkowo-tanecznego. Bardzo niewielki obiekt z bardzo przeciętną muzyką, ale wystarczającym nasyceniem lokalnymi indywiduami, co jak zawsze gwarantuje przygody. Poziom otwartości na nowe kontakty, charakterystyczny dla tego typu miejsc, nie zawiódł i tym razem. Noc poszła w niespodziewanym kierunku, choć przyjemnym i kontaktującym z dawno nieeksplorowanymi częściami osobowości. Nie zatraciłem swoich umiejętności.Nawet kac dnia następnego nie okazał się jakoś szczególnie dotkliwy.
Co do zwiedzania według klucza alkoholi świata, to tutaj sukcesy były mniejsze - nie udało nam się skosztować czujki, więc przez większość czasu jechaliśmy na bardziej zachodniej palince, która choć niedobra, rozgrzewa serca i odgania złe myśli, a jako wyrób home made nie powoduje przykrych konsekwencji dzień po.
Właściwie od początku napotykaliśmy także alternatywny rumuński świat - Cyganów, którzy choć zrezygnowali już z nomadycznego trybu życia, to jednak nadal silnie odznaczają się na tle reszty społeczeństwa. Kobiety nie mają oporów przed chodzeniem po ulicach w tradycyjnych sukniach a bryczka rodem z dziewiętnastego stulecia pojawia się na wszystkich drogach. Nie są jednak zainteresowani kontaktami poza społecznością, co tylko wzmaga stereotypy i niezrozumienie ze strony większości. My jednak przekonaliśmy się, że mają w sobie mnóstwo życzliwości, pokoju serca i zdolności do wybaczania. Żal tylko, że można się było przyjrzeć ich życiu z bliska.
Istotnym elementem wyjazdu było także muzykowanie, w czym niestety, nie miałem żadnego udziału. Moi towarzysze mniej lub bardziej biegle władali instrumentami, dzięki czemu można by stworzyć małą orkiestrę z gitary, kahonu oraz… klarnetu. Ja jako użytkownik niezaawansowany otrzymałem Kazoo, choć bez spektakularnych sukcesów w posługiwaniu się nim. Najwyraźniej powołany jestem do konsumowania muzyki, a nie jej wytwarzania - choć szkoda.
Wyjazd był specyficznym miksem, który kosztował mnie wiele fizycznej energii, ale dodawał innej. Dopiero po powrocie całe to napięcie zeszło i nadrobiłem wszystkie deficyty snu. Konieczność przebywania z innymi osobami przez tyle dni 24/h również nie należała do najłatwiejszych, biorąc pod uwagę mój samotniczy tryb życia. Chciałbym się teraz trochę odbodźcować w mojej pustelni, ale mamy maj. Maj czyli miesiąc w którym wszyscy mają urodziny, są setki wydarzeń, tysiące zaproszeń i jeszcze więcej okazji do dionizyjskich aktywności. Już za kilka dni wyjazdowa impreza roku…
1 note
·
View note
Photo
604) Fascia Națională Română, National Romanian Fascio, Narodowa Rumuńska Fascia – mała faszystowska grupa, aktywna w Rumunii w latach 20. XX wieku. Przewodzona przez Titusa Vifora, pojawiła się w 1921 roku w wyniku zakończenia krótkiej działalności Narodowej Partii Faszystowskiej. W szczytowym momencie liczyła sobie 1,5 tys. członków. Definiowała siebie jako narodowo-socjalistyczną, choć skupiała się na korporacjonizmie, reformie rolnej i powstawaniu kooperatyw rolniczych. Głównym terenami, na których działała, były Mołdawia, Bukowina i Banat. W 1923 roku grupa połączyła się z Narodowym Włosko-Rumuńskim Ruchem Kulturowym i Ekonomicznym, tworząc Narodowy Ruch Faszystowski. Pomimo tego pewna część aktywistów kontynuowała działalność pod starą nazwą, jednak bez sukcesów.
0 notes
Text
Dziordan and piesek - traditional beaded jewelry of Polish women in the Romanian Bukovina, 1938/1939. From the collection of Wrocław Ethnographic Museum.
2 notes
·
View notes
Text
Polish woman's shirt from Romanian Bukovina.
1 note
·
View note
Text
Wedding photo of a Polish couple from Romanian Bukovina, early XX century.
1 note
·
View note