Wysłany: 17-08-09, 23:32
Podobnie jak na forum:
Na drodze między Siemianowicami a Piekarami Śląskim w środku nocy zepsuł się autobus. Dookoła rozciągały się jedynie pola kapusty. Najbliższe ludzkie osady znajdowały się kilka kilometrów dalej. Operatorzy sieci komórkowych solidarnie wyłączyli sieci w ramach bojkotu zarządzeń Unii Europejskiej. Nie przejeżdżał żaden samochód - kierowcy zrażeni zarazą drogowo-remontową porzucili swoje krążowniki szos, przerzucili się na rowery i motorynki. Żywego ducha - ni hu hu.
Z zepsutego autobusu wysypali się pasażerowie. Traf chciał, że sami mężczyźni jadący na pielgrzymkę mężczyzn do bazyliki piekarskiej.
Kierowca: Stoimy.
Wszyscy pokiwali głowami na znak, że się zgadza. Stoją.
Kierowca: Trzeba coś zrobić.
Wszyscy pokiwali głowami. Tak, trzeba coś zrobić.
Robotnik budowlany: Na pych go, panowie, na pych! Jak się zaprzemy, jak popchniemy, to na bank odpali. Tu jest z górki, prościuteńko pójdzie, bo to na pewno akumulator. Jak się zaprzemy, jak popchniemy, to zatrybi i pojedziemy dalej.
Naukowiec: Bardzo przepraszam, szanowny kolego z niższych warstw społecznych, ale twoja teoria nie opiera się na żadnych wiarygodnych przesłankach. I ta, pożal się, Boże!, metodologia! Zanim dokonamy jakiś realnych działań, należy postawić i zweryfikować szereg równorzędnych hipotez na temat przyczyn zgaśnięcia silnika, następnie dokonać wnikliwej i rzetelnej analizy wszystkich części pojazdu, wyizolować część zepsutą i dopiero dysponując powyższymi danymi - dokonać celowej i uwiarygodnionej badaniami naprawy.
Konstruktor: Pierdoły archangielskie, co wy pleciecie za androny! Zamiast ten złom naprawiać, tym bardziej, że nie wiemy, w którym miejscu szukać, rozbierzmy pojazd na części i zbudujmy inny, działający środek lokomocji. Gdyby ludzie myśleli kreatywnie, nasz świat wyglądałby zupełnie inaczej! A tak się skąpi pieniędzy na innowacyjne konstrukcje, ładuje się niepotrzebnie grube miliony w niedochodową budżetówkę i potem się człowiek budzi z ręką w kapuście.
Filolog: Wypraszam sobie, patafianie nieogolony! Co nam po jakiś kretyńskich, cudacznych pomysłach z jarmarcznej budy, jaką tworzy pańska głowa? Lepsze są sprawdzone rozwiązania. Gdybyśmy mieli odpowiednią książkę, gdzie czarno na białym pisze, co należy robić w takich sytuacjach, wystarczyłoby otworzyć, przeczytać, zastosować. Ale jak naród książek nie lubi, to potem takie są konsekwencje, moje trytonie tutki.
Filozof: Milcz, prostytutki synu! Przez te wasze książki głupie ludziom się wcale lepiej nie dzieje. Najważniejsza jest myśl, idea! Ona potrafi zharmonizować postrzeganie rzeczywistości, o ile w ogóle jesteśmy w stanie ją postrzegać. Na moje oko w naszej sytuacji nic się nie zmieniło. Już Zenon z Elei udowodnił, że ruch tak naprawdę nie istnieje. A skoro tak, to nasze stanie tutaj jest stanem naturalnym. Zamiast rozmyślać o abstrakcjach, jak się stąd wydostać, pogrążmy się w rzeczowej dyspucie nad paradoksami Zenona...
Ksiądz: Proszę drogiej wycieczki! Proszę zaniechać tych sporów czysto teoretycznych i spokojnie na pośladkach usiąść, całą wiarę położyć w Panu. Skoro nas wpakował w ten kapuściany obornik, to tą samą ręką nas z niego wyciągnie. Niech się dzieje wola nieba, jej się zawsze słuchać trzeba. Mam tutaj piękne modlitewniki, po bardzo promocyjnej cenie. Mogę wam psalmy pośpiewać, bo przypadkiem zabrałem gitarę ze sobą.
Menadżer: Ta cała sytuacja tutaj jest absolutnie i niedopuszczalnie niedorzeczna. Nasz kluczowy problem wynika stąd, że brakuje nam odpowiedniej organizacji, sprawnego zarządzania. Musimy wybrać kierownika projektu, który będzie dowodził wydostawaniem się z pola kapusty. Oczywiście, należy wybrać kogoś o najlepszych preferencjach do zarządzania zasobami ludzkimi. Następnie kierownik projektu musi dokonać obsadzenia stanowisk. Wyznaczyć głównego planistę, wykonawców, zastępcę, sekretarza... Dopiero po uporządkowaniu naszej struktury można w ogóle myśleć o wydostaniu się stąd!
Matematyk: Słusznie, skubany, prawi! Ja mogę zostać planistą. Mój plan jest taki, że pozbieracie mi parametry terenu, w jakim się znajdujemy, wyrysuję dwuwymiarowy układ współrzędnych i wyznaczę najkrótszą drogę, jaką należy przebyć, aby dostać się do jakiejkolwiek ludzkiej osady.
Prawnik: Niestety, ja nie będę brał udziału w tej dyskusji. U mnie porada prawna kosztuje stówę ze godzinę.
Polityk: Oto, do czego przyszło politykom w tym kraju! Obcinają nam dotacje na benzynę, zakazują jeździć sejmowymi limuzynami, a później demokratycznie wybrana władza musi się kisić w otoczeniu głąbów, także kapusty! Rodacy! Czy o taką Polskę walczyliście? Czy obalając komunizm własnymi rękami trzydzieści lat temu, działając w Solidarności - spodziewaliście się, że utkniecie w takim miejscu jak to z powodu złomu? Musimy to zmienić! Yes, we can! Obiecuję, że jeśli poprzecie moją kandydaturę na prezydenta, dam wszystkim talony na nowe samochody, prosto z salonu!
Informatyk: Posługujecie się jakimiś strasznymi metodami pracy. A może autobus trzeba naprawiać jak komputer?
Tłum: ???
Informatyk: Trzeba do autobusu wsiąść i wysiąść.
Tłum: A jak ta metoda cię zawodzi?
Informatyk: To wtedy pali się papierosy i pije piwo. Całą procedurę - powtórzyć.
Tłum: Skąd piwo?
Informatyk: 10 kilometrów dalej jest stacja benzynowa.
Świat zastał dzielną kompanię w polu kapusty, zadowoloną z życia i świata. Odkąd delegaci wrócili z nabojem chmielowym, wszyscy wpadli w szampański nastrój, który potęgowały kolejne puszki piwa. Po raz kolejny rozwiązali problem nie do przejścia._________________
Jeśli coś się nie daje naprawić, to znaczy, że nie było zepsute
1 note
·
View note
Wiara jest skałą, oparciem dla ducha,dzięki niej duch rodzi się do ŻYCIA, RODZI NA NOWO, stając się NOWYM STWORZENIEM.
Szukamy wkoło cudów. Nie zauważamy jednego najważniejszego, mianowicie tego, że cudem jest ŻYCIE!! Bóg płonie całym światem, i w naszych sercach kryje się iskra woli, ktora może zjednoczyć się z JEGO WOLĄ LUB ODRZUCIĆ JEGO PRAWDĘ- CZYLI ŻYCIE!!
WIARA POWODUJE POWSTANIE JEDNOŚCI KRWII LUDZI NOWO NARODZONYCH W JEGO DUCHU- wiara ukształtowana przez miłość, prowadzi do uzdrowienia człowieka jak i do odrodzenia w Bogu!
"Jezus: Czemu tak mała jest twoja wiara? Czemu nie cieszysz się z ośmiu Moich błogosławieństw? Czemu ograniczasz swój wzrok duszy, sugerując się wzrokiem rozumu i oczu? Czemu tak mała jest twoja wiara i tak duża niecierpliwość? Jesteś Moim dzieckiem posłanym na ten świat, aby go uzdrowić! Czystość poznaje się po odwadze miłowania i odwadze dotykania tego, co chore od brudu, by uleczyć. Brak czystości serca objawia się odwrotnie."
Bogactwo było przez Jezusa tłumaczone jako postać dwóch gruntów. Stałego i niestałego. Stałym jest wiara, niestałym rzeczy tej rzeczywistości. Wola jest darem;- jest obdarzeniem zaufania kogoś ( dlatego też jest skarbem:-„kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie” (Łk 11,23a). Prawdziwy skarb jest w nas ( nasz DUCH) nie jest czymś gotowym jest jak pragnienie w którym może urzeczywistnić się życie, lub pozostać bezowocna pustka.
Poniżej fragment książki przedstawiający sposoby rozbudzenia wyobraźni i wiary.🔥💧🌀♾🌀💧🔥.
„Nerwy kontrolują wszystkie nasze organy. Są one zgrupowane przede wszystkim w jednej części systemu nerwowego i ta część jest ośrodkiem kontroli, który w normalnych okolicznościach koreluje współpracę ludzkiego serca, żołądka i płuc. Ośrodek nerwowy naszego życia emocjonalnego nazywany jest śródmózgowiem, a czasem wzgórkiem. Śródmózgowie jest siedliskiem emocji: miłości, nienawiści, strachu, wściekłości, zazdrości itd.”.
Doktor Fink cytuje doktora Harveya Cushinga, który twierdzi, że „burze emocjonalne pochodzące zę śródmózgowia mogą spowodować owrzodzenie żołądka, zaburzenia pracy serca i inne choroby”.
Śródmózgowie, jak powiada doktor Fink, „zajmuje miejsce kierowcy”. Tak oto wyjaśnia jego działanie: „Powyżej śródmózgowia znajduje się płat czołowy. Zajmuje on większość przestrzeni wewnątrz czaszki i jest częścią systemu nerwowego, która analizuje, myśli i decyduje, informuje, co się dzieje w świecie. To właśnie za jego pomocą czytasz gazetę. Interpretuje on ogólną sytuację i wysyła sygnały o swych odkryciach do śródmózgowia. abyś mógł działać i odczuwać. Śródmózgowie odpowiada na sytuację w kategoriach podniecenia lub przygnębienia. Kiedy czujesz się spokojny i szczęśliwy czy też właśnie smutny i przygnębiony albo gdy denerwujesz się lub czujesz psychiczny przesyt, wiesz o tym, gdyż twoje śródmózgowie przekazało taką informację do płata czołowego”.
Doktor Fink tak to podsumowuje: „Aby cieszyć się dobrym zdrowiem, najpierw musisz uporządkować sprawy ze swoim śródmózgowiem”.
Praktyka religijna powinna podążać według podobnych procedur jak lekarskie- diagnozy i praktycznego zrealizowania recepty.
Do przykościelnej kliniki przyszedł pewien mężczyzna skarżący się na ogromną nerwowość. Był biznesmenem i pozostawał pod silną presją. Mówiąc, bębnił palcami w moje biurko.
- Dlaczego pan tak bębni palcami? - zapytałem.
- Nawet nie wiedziałem, że to robię — odrzekł nieco zaskoczony.
- No, dobrze - zaproponowałem - to teraz proszę przestać. Proszę pozwolić, by pańska dłoń po prostu leżała na biurku bezwładna i odprężona. -Zauważyłem, że siedzi sztywno na skraju krzesła, więc zachęciłem: - Proszę usiąść głębiej i odprężyć się. W jaki sposób przejawia się owa nerwowość?
- Przez cały czas martwię się o interesy. Ża każdym razem, gdy wyjeżdżam, zamartwiam się, czy w moim domu nie wybuchnie pożar albo czy nie stanie się coś równie złego. Martwię się o żonę i dzieci, zastanawiając się, czy nie doznają jakiejś szkody. Zapisałem mu pewną kurację, drobną procedurę do praktycznej realizacji. — Po prostu proszę mówić do siebie: „Niech nawet mój dom się spali”. Czy jest ubezpieczony?
- Tak.
- To dobrze - ciągnąłem - proszę więc mówić sobie: „Niech spłonie”. Proszę też powtarzać: „Umieszczam żonę i dzieci w Bożych rękach. On zajmie się nimi”. Musi pan nauczyć się tej prostej metody, potrzeba panu trochę naiwności, aby postępować zgodnie ze słowami największego myśliciela, który stwierdził, iż odpowiedzi na problemy życiowe leżą w przyjęciu dziecięcej i ufnej postawy.
- Spróbuję - obiecał.
- To dobrze. Proszę wyobrazić sobie, że Jezus jest rzeczywiście u pańskiego boku. Kiedy zacznie się pan martwić, proszę przekonywać siebie: „Panie, jesteś ze mną, wszystko będzie dobrze”. Kiedy pójdzie pan do restauracji, nawet w towarzystwie, proszę odsunąć jedno krzesło i wyobrazić sobie, iż siedzi tam Jezus. Kiedy idzie pan ulicą, proszę wyobrazić sobie, że słyszy pan odgłos Jego kroków, dotyka Jego ramienia, widzi Jego twarz. Kiedy wieczorem udaje się pan na spoczynek, proszę przystawić krzesło do łóżka i wyobrazić sobie, że Jezus na nim siedzi. Potem, zanim wyłączy pan światło, proszę z Nim porozmawiać: „Panie, nie będę się martwić, bo wiem, że strzeżesz mnie i dajesz mi pokój”.
- Och - zaprotestował - przecież to brzmi głupio.
- To tylko prosty psychologiczny Środek, by zaczął pan odczuwać obecność Chrystusa. Wielu ludzi wykorzystywało tę metodę ze wspaniałymi rezultatami.
Niedawno ów pacjent znów przyszedł zobaczyć się ze mną. Nie bębnił palcami, siedział prosto ji spokojnie, w jego postawie nie było widać nerwowości. Jego twarz miała całkiem nowy wyraz.
- Czyżby czuł się pan lepiej? — zapytałem.
-O, tak, rzeczywiście lepiej. - Zastanowił się, a potem powiedział: — Chciałbym panu coś wyznać. Czy pamięta pan tę sprawę z Chrystusem siedzącym na krześle i chodzącym ze mną?
Odrzekłem, że przypominam sobie udzieloną mu radę.
- No cóż... - zawahał się lekko — wie pan, uczciwie wierzę, że w tym coś jest, wierzę, że jest tak naprawdę. |
Ma rację. W tym coś jest.
Inny mężczyzna, który pojawił się w moim biurze, również zgodził się z owym odkryciem. Powiedział, że nie może spać. Był wymizerowany i bliski załamania.
— Problem polega na tym, że mój umysł jest zbyt pobudzony - skarżył się.
Miał dobre wykształcenie, ukończył politechnikę. Był człowiekiem o błyskotliwej umysłowości, jednak jego umysł pracował zbyt szybko, by nadążało za nim życie emocjonalne, i nie umiał tego wszystkiego zsynchronizować.
To rozchwianie mojego rozmówcy przypomniało mi o przypadku pewnego człowieka z miasta, który wyjechał na wieś i obserwował rolnika orzącego ziemię długimi, równymi, odmierzonymi skibami. Przybysz z miasta powiedział niecierpliwie:
- Pozwól mi teraz poprowadzić pług.
Zaczął powolnymi, odmierzonymi ruchami, ale wkrótce przyspieszył tempo. Bruzda wypadła krzywo, a pług utknął.
- Chyba nie wypadło to zbyt dobrze - stwierdził niefortunny oracz.
- To dlatego, że pozwoliłeś, by umysł wyprzedził pług - odparł farmer.
Napięcie powoduje, że umysł ludzki wyprzedza naturę emocjonalną i w wyniku tego w idealnie zsynchronizowanej i skorelowanej osobowości powstaje przemieszczenie. Taka była sytuacja mężczyzny, który wtedy do mnie przyszedł.
Poprosiłem go, by wykonał proste ćwiczenie ducha:
- Kiedy dzisiaj uda się pan do domu i będzie się kładł spać, proszę przy łóżku postawić krzesło. Proszę wyobrazić sobie, że na tym krześle siedzi Jezus, a gdy będzie pan gotowy do snu, proszę spojrzeć na krzesło i powiedzieć, parafrazując słowa Pisma Świętego: „On daje sen tym, których kocha”*. Potem proszę zamienić to zdanie na bardziej odnoszące się do pana: „On mnie, którego kocha, daje sen”. Proszę wierzyć, że Chrystus będzie pana strzegł. Potem proszę zgasić światło i zasnąć.
- Spróbuję - odpowiedział. - Ale to tylko sprawa wyobraźni, gdyż Jezus nie mógłby tam być.
- Proszę wierzyć, że to to samo - zaproponowatem.
Później opowiadał, że przez pierwsze cztery wieczory nic się nie wydarzyło i już miał uznać, że to poroniony pomysł.
- Ale - przyznał się - piątej nocy świetnie spałem i poza tym... — tu przerwał - wierzę, że obecność Chrystusa to coś więcej niż sprawa wyobraźni - to fakt.
Kiedy widziałem go po raz ostatni, powiedział, że nadal stawia krzesło przy łóżku. Oczywiście za bardzo trzyma się symboliki tego krzesła. Jeśli jednak pomaga mu to osiągnąć oczekiwany skutek, niech tak będzie, gdyż kryje się za tym jedna z najpotężniejszych, najskuteczniejszych i najgłębszych koncepcji - przekonanie, że Bóg jest z tobą i nie może ci się stać żadna krzywda, że nie potrzebujesz niczego się bać.
Do eliminacji wzburzenia nie potrzeba używać żadnych sprzętów, można ćwiczyć w myślach zdystansowaną postawę wobec drażniących cię spraw. Praktykuj wznoszenie umysłu ponad niepokój i irytację, jaka cię opanowuje.
Jednym ze sposobów jest kreowanie w umyśle widoku wspaniałych wzgórz czy górskich łańcuchów, szerokich przestrzeni oceanu czy jakiejś pięknej doliny rozciągającej się przed tobą. Wyobraź sobie gwiazdy na głębokim błękicie cichego nieba czy księżyc żeglujący wysoko pośród przejrzystej, spokojnej nocy. Można to zrobić, nawet będąc zajętym pracą. Powieś te „obrazy” na ścianach swego umysłu.
Praktyka dystansowania się od napięć pomaga pozostawać spokojnym, cichym i opanowanym pośród zamętu życia. Wiele osób stosowało ją z powodzeniem, aby przezwyciężyć wzburzenie.
Pewien chłopak, został zatrudniony przez dużą firmę reklamową. Przed podjęciem pracy wysłali go, by, jak to ujął, zapoznał się z „szeroką amerykańską publiką”. Oczywiście trafił w odpowiednie miejsce - tu mógł dobrze zapoznać się z różnymi ludźmi.
- Jak się to panu podoba? - zapytałem.
- Och - odparł - jest w porządku, tylko dlaczego wszyscy tak powariowali? Wpadają na moją ladę ze wszystkich stron i chyba są wściekli. Nie wiem, czemu się tak pieklą i wątpię, czy oni sami wiedzą.
Kupują prezenty gwiazdkowe, aby uszczęśliwić innych, a sami się złoszczą. Ale - dodał - znam pewien sekret. Po prostu nie pozwalam, by to mnie zdenerwowało. Przesyłam im uśmiech i traktuję uprzejmie. To zwycięża nawet najgorszy humor. Ów młody chłopak stosował zasadę: „nie dam się wyprowadzić z równowagi”. Jeśli zachowa ją przez całe życie, odniesie sukces. Był odprężony, poświęcał uwagę każdemu klientowi z osobna i przesyłał im wspaniałe uśmiechy. Innymi słowy, opanował umiejętność dystansowania się od czyjegoś napięcia. W ten sposób irytacja nie miała nad nim władzy. Robert Louis Stevenson uczynił mądre spostrzeżenie: „Spokojnych umysłów nie można wytrącić z równowagi czy przestraszyć. Pracują one w szczęściu czy nieszczęściu we własnym tempie jak zegar tykający podczas burzy z piorunami”. Mam mały stary dom na farmie - to miejsce liczy sobie ponad sto pięćdziesiąt lat. W domu znaj. dują się różne stare przedmioty, między innymi zegary. W tykaniu zegara jest naprawdę coś fascynującego, szczególnie w ciszy nocy. Jeden z owych starych zegarów znajduje się w jadalni. Któregoś dnia rozszalał się straszny huragan i wielkie klony cukrowe zdawały się niemal zginać wpół pod uderzeniami wiatru, deszcz walił w szyby, a każda belka w domu trzeszczała. Stary zegar chodził jednak tak, jakby w ogóle nie było burzy. „Tik-tak, tik-tak” - mówił spokojnie.
Gdyby był współczesną istotą ludzką, przyspieszyłby swoje tempo, jakby chciał w podnieceniu zawołać: „Czyż to nie straszliwa burza? Co mam zrobić?”. Zegar jednak odmierzał czas, który jest osadzony gdzieś pośród gwiazd. Odmierzał dziesięciolecia, pokolenia, wieki, a nie tylko podniecające małe chwile. Tak więc trwał przy swoim własnym tempie.
Człowiek pielęgnujący ...pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum... (List do Filipian 4,7) niełatwo daje się wytrącić z równowagi przez jakieś drobne burze życia. Jego egzystencja zakorzeniona jest w tym, co wieczne, więc idzie swoim własnym, prywatnym tempem jak tykanie zegara podczas burzy.
William Jennings Bryan', jeden z największych mówców naszych czasów, opanował tę sztukę do perfekcji. Przed wielu laty jeden z moich przyjaciół spędził z nim całe lato. Spał razem z nim w wiejskich hotelach, a nawet na ławkach na małych stacjach kolejowych. Którejś nocy położyli się na wózkach bagażowych gdzieś w górach Tennessee, czekając na pociąg. W tym czasie pewna gazeta niemiłosiernie znęcała się nad Bryanem. Mój znajomy był tym bardzo przejęty. Tamtego wieczoru zapytał:
- Panie Bryan, dlaczego nie denerwuje się pan, nie wścieka i nie irytuje z powodu ataków tej gazety?
- Jakiej gazety? - odparł pan Bryan.
- No, czyżby pan nie wiedział? - zdziwił się mój przyjaciel i wymienił tytuł.
- Ach, ta! Wiesz, nigdy nie czytam gazet, które mnie atakują. Po prostu nie wydają mi się logiczne - stwierdził polityk, chichocząc.
Czy można powiedzieć, że ów człowiek miał zamknięty umysł? Ani trochę. Bryan czuł, że ma rację, zajmując takie stanowisko. Zrobił wszystko, co mógł, a poza tym po prostu szedł w szczęściu i nieszczęściu... jak zegar podczas burzy. Gdyby czytał gazety atakujące go i pozwolił się rozdrażnić, następną rzeczą, jaką by zrobił, byłoby dokładnie to, do czego chcieli go sprowokować. Chcieli, by ze złością zareagował, wiedząc, że wystarczy uderzyć w stół, a nożyce się odezwą. Bryan był człowiekiem religijnym, miał w sobie wewnętrzny. Boży pokój. Jego wrogowie nie mogli wytrącić go z równowagi.
Gandhi' również praktykował tę formułę. Mając siedemdziesiąt pięć lat, ten hinduski przywódca powiedział, że zamierza żyć jeszcze pięćdziesiąt lat. Wyjaśnił, iż jego plan osiągnięcia takiego wie ku obejmuje mnóstwo humoru, zrównoważoną dietę, unikanie wszelkich używek, odpowiednią ilość snu, świadomy zakaz denerwowania się, niepokojenia i złoszczenia oraz poddanie się woli Boga j modlitwę dwa razy dziennie.
Jeden z moich znajomych, osoba publiczna, często jest ostro atakowany. Nigdy nie okazuje wzburzenia.
- Nie rozumiem cię - powiedziałem do niego któregoś dnia. - Chyba powinieneś się czasem zdenerwować albo zmartwić z powodu tego, co o tobie wygadują.
- To mnie nie obchodzi - odrzekł.
- Dlaczego? - zapytałem.
- Mam dwa źródła pokoju, które nigdy nie zawodzą - odpowiedział. - Jedno to krótkie opowiadania Tołstoja*, a drugie to księga znana jako Nowy Testament. Czy wiesz - zauważył - w mówieniu źle o kimś innym kryje się śmieszna rzecz.
Wskaż na mnie palcem. - Zrobiłem tak. - A teraz popatrz, co się dzieje z pozostałymi trzema palcami. Wskazują z powrotem na ciebie, czyż nie? Widzisz, wygrałem trzy do jednego. To całkiem
dobra sztuczka do zastosowania, gdy ktoś mówi o tobie coś nieprzyjemnego. Ten ktoś wskazuje na ciebie, ale trzy oskarżające palce zwracają się z powrotem na niego.
Człowiek o umyśle zorganizowanym, spokojnym i opanowanym dzięki nawykowi stosowania formuły wiary może żyć bez napięcia. Tajemnica leży w opanowaniu sztuki dystansowania się i umiejętności życia ponad wzburzeniem.
Do najpewniejszych metod pokonywania irytacji i podniecenia należy włączenie się w odtwórczy i odnawiający cykl natury. Cała przyroda znajduje się nieustannie w stanie odtwarzania i odnawiania. Widzimy to każdej wiosny - drzewa, kwiaty i trawa dostrajają się do przepływu tej energii, która jest stale obecna na Ziemi. Kiedy człowiek został stworzony, nie pozostawiono go samego, by szedł jak zegar, który nakręcono, lecz zapewniono mu dostęp do stałego źródła siły.
Proces ten objawia jedno z najbardziej wnikliwych i znaczących stwierdzeń biblijnych: ...w Nim (to znaczy w Bogu) żyjemy i poruszamy się, i jesteśmy... (Dzieje Apostolskie 17,28). Oznacza to, że jeśli zachowujesz stały, świadomy kontakt z Bogiem w swych myślach i działaniach, osiągasz życie i energię, i pełnię istnienia.
Można to uzyskać, powtarzając sobie codziennie słowa: „W Nim żyję, w Nim posiadam nową energię, w Nim realizuję pełnię mego własnego istnienia”.
Każdego dnia poświęć czas na uznanie, że w tobie, w twoim ciele, umyśle i duchu zachodzi proces odtwórczy. W wyniku postępowania według tej prostej praktyki doświadczysz uczucia żywotności, wigoru i energii.
Zadzwonił kiedyś do mnie pewien lekarz i powiedział:
- Mam tu pacjenta, dla którego nic więcej nie mogę już zrobić. On rozumuje w niewłaściwy sposób. To leży w pańskiej sferze działalności - zakończył - i jeśli zechce pan go przyjąć, przyślę go.
Zapytałem doktora, co proponuje, a on odparł:
- Proszę nauczyć go inaczej myśleć. Sugeruję, by przekonał go pan do nauczenia się na pamięć fragmentów biblijnych, aż wypełni umysł do tego stopnia owymi uzdrawiającymi myślami, że inne, destruktywne idee zostaną usunięte. Oczywiście wie pan, że nie da się wypchnąć żadnej koncepcji z umysłu samą tylko chęcią, ale jedynie umieszczając tam silniejsze założenie, które może zastąpić szkodliwe przekonanie.
Byłem pod wielkim wrażeniem tego, że nowoczesny lekarz uczynił taką prostą, acz bardzo mądrą propozycję, i postanowiłem zająć się owym człowiekiem.
Pacjent mieszkał w hrabstwie Westchester i prowadził interesy w Nowym Jorku. Cierpiał na chorobę wielkiego miasta, na którą składa się kombinacja niepokoju, pośpiechu, napięcia i paniki - wszystkiego razem. Dolegliwość ta dosłownie niszczy ludzi. Pojawia się wskutek zbyt szybkiego tempa życia I nie ogranicza tylko do Nowego Jorku.
Mężczyzna ten miał w zwyczaju każdego ranka przybywać do metropolii pociągiem o godzinie ósmej dwadzieścia dziewięć, na który z trudem zdążał, wybiegając z domu o ósmej dwadzieścia osiem. W pociągu czytał gazetę i zaczynał się wściekać z powodu tego, co tam napisano. Zanim dotarł do miasta, ogarniała go furia. Po południu wracał pociągiem o piątej dziewiętnaście, który łapał o piątej osiemnaście i jedna czwarta. Znów czytał gazetę i znów się irytował. W ten sposób wieczorem bywał zupełnie roztrzęsiony.
Był zdegustowany, gdy oświadczyłem, że obydwaj (doktor i ja) uważamy, iż lekarstwo polega na uczeniu się na pamięć wersetów biblijnych.
- Więc chcecie, żebym wrócił do pierwszej klasy? - wysapał.
- Tak - powiedziałem - stosuje pan wprawdzie w życiu nieco formalnej religii i etyki, ale po prostu nie wie pan, jak wprowadzić w czyn proste zasady wiary chrześcijańskiej, więc musimy powrócić do samego początku.
Wyjaśniłem, w jaki sposób nasz plan dostarczy mu nowych idei i stopniowo wypędzi wzburzone myśli, a rozprowadzi w jego umyśle leczniczy balsam pokoju i ciszy.
Był inteligentnym człowiekiem i zrozumiał tę metodę, a jej prostota i logika przemówiły doń.
Zgodził się, że wypełni polecenie. Jak już wcześniej wspominałem, wielkie umysły posiadają zdolność do akceptacji prostoty. Właściwie umysł, który nie potrafi być prosty, nie jest umysłem najwyższej klasy. To właśnie dlatego Największy z Nauczycieli powiedział, że jeśli chcemy być ekspertami, musimy stać się jak małe dzieci, to znaczy prości, prostoduszni i ufni.
Mężczyzna ów postąpił zgodnie ze wskazówkami i któregoś dnia, jakieś sześć miesięcy później, zadzwonił do mnie ten sam lekarz, mówiąc:
- Nasz pacjent jest wyleczony i pod każdym względem czuje się lepiej. Panuje teraz nad sobą, a jego postawa umysłowa uległa zmianie. Raz jeszcze jestem pod wrażeniem zadziwiającej, odnawiającej mocy prostej nauki chrześcijańskiej.
Nieco później wygłaszałem mowę przed dużą publicznością w Buffalo. Była gorąca noc i mówiłem z pasją, a potem ściskałem ręce kilku setkom ludzi. Pewien znajomy postukał mnie w ramię i przypomniał, że mogę nie zdążyć na swój pociąg. Popędziliśmy przez miasto na złamanie karku, przeskakując na dwóch kołach przez krawężniki, iw końcu z piskiem hamulców przybyliśmy na Dworzec Lackawanna.
Z dwiema torbami pędziłem przez bramki, które zamykały się za mną ze szczękiem, gdy konduktor wołał: „Proszę wsiadać”. Wrzuciłem walizki do wagonu i wskoczyłem do ruszającego już z miejsca pociągu. Brakowało mi tchu, trząsłem się i sapałem. Wagon był przepełniony, wszystkie miejsca siedzące okazały się zajęte i mogłem jedynie opaść na swoje dolne miejsce do leżenia. Wciąż jeszcze byłem podekscytowany doświadczeniami poprzed: nich dwóch godzin, położyłem się więc. Nagle poczułem ból w dłoni i ramieniu, co mnie zaniepokoiło. Zdawało mi się, że moje serce bije za szybko i jak głupi usiłowałem zbadać sobie puls. Miałem wrażenie, że jest co najmniej o dwadzieścia uderzeń za szybki. Przyszła mi do głowy myśl, że czasem ktoś umiera w podróży, i pomyślałem: „Czyż nie byłoby straszne umrzeć tutaj?”. Przez umysł przemknął mi ewentualny nagłówek w gazecie: DUCHOWNY UMIERA W WAGONIE SYPIALNYM! Potem przypomniało mi się, że można się uspokoić, czytając. Niestety, miałem jedynie książkę na temat polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych, która w oczywisty sposób nie była w stanie napełnić mego umysłu pokojem. Później przyszło mi do głowy, że jeśli metoda zaproponowana tamtemu mężczyźnie z hrabstwa Westchester sprawdziła się w jego przypadku, to dlaczego nie miałaby okazać się skuteczna dla mnie. „Stosuj to, czego nauczasz” - poleciłem samemu sobie. Wyszeptałem więc po cichu kilka wersetów biblijnych, potem jednak przypomniało mi się, że jakiś psycholog uważał, skuteczniejsze jest wypowiadanie ich na głos. Zacząłem więc recytować te fragmenty z Biblii głośno. Co sobie pomyślał człowiek na górnym łóżku, tego nie wiem. Leżąc, wygłaszałem więc wszystkie biblijne wersety na tenat ciszy, pokoju i wiary, jakie mogłem sobie przypomnieć.
Rzeczywiście zaczął mnie ogarniać spokój. Poczułem senność, a głębokie uczucie relaksu rozeszło się po całym ciele. Obudziłem się rankiem, gdy dotarliśmy do Hoboken. Trasa kolejowa Lackawanna wiedzie trudną drogą przez góry Pensylwanii, ja jednak tak mocno spałem, że musiał mnie obudzić konduktor.
Ranek był deszczowy, smętny i chłodny i nie nastrajał do wzniosłych myśli. Kiedy jednak stałem na dziobie promu płynącego przez rzekę, zauważyłem mewy nurkujące i ślizgające się po wodzie. Przyszło mi do głowy, że nigdy nie widziałem takiego wdzięku i piękna. Wcześniej nie przyglądałem się mewom, lecz wtedy pomyślałem, że nie zdarzyło mi się widzieć czegoś równie pełnego uroku. Uzmysłowiłem sobie, że wszystko wydaje mi się cudowne, i stwierdziłem, iż nigdy nie czułem się lepiej. Miałem poczucie zdrowia, energii i witalności, co pozytywnie na mnie wpłynęło. Czułem się do głębi szczęśliwy. Zauważyłem, że mówię do siebie:
„Jak wspaniale jest żyć”. Żywo i z energią zacząłem myśleć o obowiązkach tego dnia. Właściwie nigdy nie miałem lepszego ranka.
Zrozumiałem, że nieświadomie odkryłem pewne prawo, jedno z najwspanialszych - formułę odnawiania istoty ludzkiej dzięki stosowaniu wiary, To prawo może zrewolucjonizować życie. Może zmienić cały świat, ponieważ potrafi zmienić ciebie!"
0 notes