#Jankowski Stanisław
Explore tagged Tumblr posts
Text
Akcje przeciwko administracji - w zarządzie gminy i na posterunku policji w Markach
6 kwietnia 1943 r., na rozkaz dowódcy „Celkowa” kpr. Henryka Okińczyca ps. „Bil”, sekretarz gminny w Markach ppor. Karol Sokołowski “Wiktor I” wraz z dwoma pracownikami urzędu i członkami AK: Kazimierzem Politowskim ps. „Grom” – rachmistrzem i Kazimierzem Grabianowskim ps. „Wędrowny”, „Redlicz” referentem rolnictwa, spalili akta urzędu w Markach. Stanowiły one spisy zasiewów na obszarze gminy,…
#19 lipca#1943#20 lipca#6 kwietnia#Armia Krajowa#Bliess Richard#Cioch Józef#Dobak Henryk#Grabianowski Kazimierz#Jakowski Zygmunt#Jankowski Stanisław#lata 40.#Marki#Małecki Leszek#Mroziński Henryk#Obroża#Okińczyc Henryk#Pakuła Henryk#Politowski Kazimierz#Pyfel Jerzy#Rymszewicz Remigiusz#Sokołowski Karol#Szymański Leon#Wojcieszek Stanisław#Zielonka
0 notes
Text
Nasz znad Wilenki Mistrz Twardowski
Z ostatniego pobytu w Wilnie, w 1999 roku: ''Wędrowałem więc do tych moich kościołów, by tam oddawać się rozmyślaniom o tym, co przeminęło, a co moim zdaniem, jeszcze żyło i trwało. Przeszłość wydawała się tak bliska, niemal w zasięgu ręki. Kiedy przymykałem oczy, słyszałem dźwięki organów i żarliwe śpiewy; ze ścian, o które się opierałem, dobiegały do mych uszu ciche westchnienia i modły zanoszone tu w ciągu stuleci. Słyszałem też jakby cichą skargę - Dlaczego nas opuściliście, dlaczego nie pamiętacie o nas"
Zamyślony i przejęty podążałem na przedmieścia ku pagórkom je okalającym i długo spoglądałem na panoramę "miłego" miasta.
"Wileńscy Polacy walczący o swoje podstawowe prawa, wciąż nie mają należytego wsparcia ze strony Warszawy. Zdumiewające, że różni nasi narodowcy i patrioci mający pewne wpływy w sejmie i senacie, jakoś dziwnie milkną, gdy na tapecie pojawia się kwestia stosunków polsko - litewskich. Rozgoryczenie wśród naszych wilniuków jest ogromne! Nie tego spodziewano się po władzach odrodzonej Rzeczypospolitej. No cóż, znowu trzeba będzie czekać i walczyć o swoje...".
Jest to fragment z ostatnich stronic świeżo wydanej - Anno Domini 2000 książki p.t. "Było, nie minęło" wybitnego współczesnego kompozytora polskiego Romualda Twardowskiego. Książka (a są to wspomnienia Autora) ukazała się nakładem warszawskiego Wydawnictwa Pani Twardowska z okazji jubileuszu 70 - lecia urodzin Romualda Twardowskiego. Wilno, w którym przyszedł na świat, zostało tu opisane w sposób niezwykle żywy, barwny, przejmujący. "Miłe miasto" - pulsuje żywym życiem od pierwszej po ostatnią kartki powieści.
Wspomnienia Romualda Twardowskiego znad brzegów Wilii i Wilenki wybiegają w szeroki świat. Szeroki i wąski zarazem, którym często rządzą dziwne przypadki.... "Autor z właściwą sobie swadą i zadziwiającą bystrością prowadzi czytelnika przez urocze zakątki Europy i Afryki, przeplatając narrację opisem zmagań twórczych, spotkań z ciekawymi ludźmi (relacja ze spotkania z księciem Jusupowem, zabójcą Rasputina) i dygresjami na temat naszego życia muzycznego. Frapująca lektura!" - czytamy w nocie wydawniczej.
Skąpany w barwach i dźwiękach Wilna
Urodził się w 1930 roku niemal na samym brzegu Wilii w szpitalu św. Jakuba. Był pierworodnym synem państwa Pauliny i Stanisława Twardowskich. Nazwali go Romualdem. W rok później przyszła na świat jego siostra Zosia. Mieszkali w Wilnie przy ulicy Metropolitarnej 1 (obecnie Rusu) w pobliżu brzegów Wilenki. Na ich podwórku roiło się od dzieci. "Byli wśród nich Melka i Zbyszek Łosinowie mieszkający w pobliżu, Mietka i Heńka Stachuciowie, Romek Frymus i jego siostra. Brakowało jedynie Henryka Czyża i Witka Borkowskiego, późniejszego choreografa, mieszkających dalej, bo w okolicach ulicy Połockiej (...)".
Podwórko to obfitowało w najprzeróżniejsze emocje. "W głównym dwupiętrowym budynku wychodzącym na ulicę mieściła się na wysokim parterze Drukarnia Archidiecezjalna (jakie tam były maszyny!), nad nią znajdowały się biura Centrali Chrześcijańskich Związków Zawodowych, a na drugim piętrze mieszkali lokatorzy, wśród nich pani Frankowska - krawcowa, pani Tecia - niezbyt stara panna, uosobienie pobożności i wszelkich cnót oraz Michasia - chrzestna mojej siostry. Do głównego budynku przylegała szeroka brama, a za nią z prawej strony widniała piętrowa oficyna, którą poza nami zajmowała Frymusowa, kobieta szalona, typ awanturnicy, żona wiecznie nieobecnego dyrektora Lasów Państwowych. Pod nią na samym końcu mieszkał emerytowany major Rakiej prowadzący tu Biuro do Walki z Żebractwem. Do dziś pamiętam galerię niesamowitych postaci odwiedzających ten urząd. Nie wiem, jaki rodzaj walki staczał dzielny major ze swymi podopiecznymi, w każdym razie klientów mu nie ubywało, a raczej przybywało do momentu, kiedy to, bodajże w 1939 roku, sławetne biuro zostało zamknięte, a do lokalu wprowadził się pełen fantazji, z wąsikiem "a la Menjou - pan Jankowski, artysta - stolarz".
Tu Romuald Twardowski spędził dzieciństwo i wczesną młodość. W 1950 r. przeniósł się na ulicę Zawalną. W czasie okupacji uczył się gry na skrzypcach, a po wojnie - na fortepianie i organach. W latach 1946 - 1957 pełnił obowiązki organisty w wileńskich kościołach, w tym także w uniwersyteckim kościele p. w. św. Jana, gdzie w XIX w. grał Stanisław Moniuszko.
Z Wilna - w inny świat
Po ukończeniu Wileńskiego Konserwatorium, w 1957 roku Romuald Twardowski razem z matką przyjechał do Polski. Tu szczęśliwym zrządzeniem losu udało mu się kontynuować studia kompozytorskie u prof. Woytowicza w warszawskiej Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej. Po wygraniu konkursu w 1961 roku, Twardowski wyjechał do Paryża na dalsze studia u słynnej Nadii Boulanger. Następnie młody kompozytor osiedla się na Śląsku, mieszka w Katowicach; w Bytomiu - wystawia swoją pierwszą operę "Cyrano de Bergerac" (1963 r.).
Lata 60. i 70. należą do najbardziej twórczych w jego działalności. Powstaje kolejna opera "Tragedyja albo Rzecz o Janie i Herodzie" (prapremiera w Teatrze Wielkim w Łodzi), 'Lord Jim'', balety: "Nagi książę", "Posągi czarnoksiężnika".
Dzieła symfoniczne i chóralne przynoszą kompozytorowi liczne nagrody w Polsce i zagranicą, m. in. dwukrotne Grand Prix w Monaco, I nagrodę na Trybunie Kompozytorskiej UNESCO w Paryżu, II nagrodę w Skopje, dwie nagrody w Tours za utwory chóralne i prestiżową nagrodęAGEC-u (Zachodnioeuropejska Federacja Chórów).
W latach 70. i 80. Romuald Twardowski podróżuje po Europie, Azji, Afryce, propaguje muzykę polską za granicą (w tym również w Rosji).
W latach 80. powstają jego kolejne dzieła operowe - "Maria Stuart" wystawiana z ogromnym powodzeniem na scenie Teatru Wielkiego w Łodzi i ?Historia o św. Katarzynie? wystawiona w Teatrze Wielkim w Warszawie.
Premiery dzieł scenicznych Romualda Twardowskiego odbyły się ponadto także w Gdańsku, Poznaniu i zagranicą - w Niemczech, Finlandii, Jugosławii, byłej Czechosłowacji. Realizacjom tym towarzyszyły dziesiątki recenzji, krytyk, wypowiedzi i wywiadów.
W opinii koneserów, muzyka Romualda Twardowskiego jest "bardzo komunikatywna, pełna wewnętrznego dramatyzmu i zawiera rys wysoce indywidualny. Stanowi ona oryginalne zjawisko w powojennej muzyce polskiej i ma szansę na zajęcie trwałego miejsca w polskiej kulturze muzycznej".
Romuald Twardowski jest także autorem kilkudziesięciu utworów chóralnych, licznych utworów orkiestrowych, kameralnych, pieśni i piosenek. Za swoją twórczość otrzymał wiele nagród i wyróżnień polskich, m. in. nagrodę im. W. Pietrzaka, Ministra Kultury i Sztuki, Prezesa Rady Ministrów i in.
Od 1972 roku Romuald Twardowski jest wykładowcą w warszawskiej Akademii Muzycznej im. F. Chopina. Często też uczestniczy w jury festiwali krajowych i zagranicznych.
Ważne miejsce w dorobku twórczym kompozytora zajmuje muzyka sakralna, m. in. utwory z okazji przyjazdu do Polski papieża Jana Pawła II, opracowanie nagranych na kasety i płyty Pieśni Maryjnych w wykonaniu Zespołu Pieśni i Tańca "Mazowsze", Sekwencje o świętych patronach polskich i in.
Spotkanie z mordercą "Świętego Starca"
Wróćmy do stronic (a jest ich 250) wydanej obecnie książki naszego ziomka. Dziesiątki, setki wybitnych postaci twórczych, osobowości historycznych przewija się w niezwykle ciekawych jej Rozdziałach. "Było, nie minęło" - tytuł odnosi się bezpośrednio do Wilna i jego ludzi, bogatej galerii Polaków, Litwinów, Rosjan, reprezentantów świata muzycznego i nie tylko. Lekkie jak puch pióro autora przenosi nas równocześnie w świat inny - do Egiptu, Grecji, Włoch, Francji...
Zatrzymajmy się na krótko w Paryżu (Rozdział VII), w salonie Nadii Boulanger, w którym Twardowski w 1966 r. spotkał się z... zabójcą głośnego Gryszki Rasputina.
"Szczęśliwy traf sprawił, że miałem przed sobą słynnego księcia Jusupowa, zabójcę demonicznego Rasputina - ulubieńca ostatniej carycy! Dobiegający osiemdziesiątki, trzymał się jeszcze nienajgorzej. Nic nie wskazywało, że został mu jeszcze tylko rok życia. Z ogromną uwagą słuchał mojej opowieści o Archangielskoje, jednej ze swoich podmoskiewskich rezydencji. Będąc tam w 1965 roku, mogłem mu dokładnie zrelacjonować stan, w jakim znajdowała się ta wspaniała posiadłość. (...) Informacje te przyniosły mojemu rozmówcy widoczną ulgę. Powtórzył kilka razy: - Kak ja radujuś, kak ja radujuś... Ja z kolei, w przypływie jakiejś odwagi zacząłem wypytywać go o pewne szczegóły z zamachu na Rasputina. (...) W latach 60. mój rozmówca prowadził dwa głośne procesy sądowe przeciwko amerykańskim wytwórniom filmowym, które w pogoni za sensacją w sposób nieprawdziwy przedstawiały przebieg historycznych zdarzeń. W filmie wytwórni Metro Goldwyn Meyer Rasputin i caryca reżyser Ryszard Bolesławski, który jeszcze przed rewolucją kręcił w Rosji filmy, przedstawił żonę księcia jako kochankę cara! Ta bzdura kosztowała wytwórnię 750000 dolarów. Natomiast drugi proces zakończył się przegraną Jusupowa. W roku 1967 książę zmarł. Żegnały go córka - księżna Szeremietiew i żona Irina - zmarła rok później. Tak wygasł ród Jusupowów, jeden z najbogatszych i najpotężniejszych rodów Rosji?.
Na tym wtedy obiedzie u Nadii Boulanger Romuald Twardowski poznał także ciemnowłosego Amerykanina, który się okazał wnukiem Szalapina. Na innym ze spotkań u Nadii poznał z kolei Marca Chagalla, doskonale mówiącego po rosyjsku (jak wiadomo - pochodził on z Witebska).
Powroty do ukochanego miasta
Niejednokrotne. W maju 1982 r. był w Wilnie na II Festiwalu Muzyki Litewskiej. Tu po raz pierwszy usłyszał "Morze" Mikołaja Konstantego Czurlanisa. Największe jednak wrażenie wywarły na nim "Ostanie obrzędy pogańskie" Broniusa Kutavičiusa - "Wstrząsnęły mną do głębi" - napisze. "Było coś niesamowitego w monotonnym zawodzeniu chórzystów - głos śpiewaczki, znakomitej i bardzo pięknej G. Kaukaitë, brzmiał dziko i groźnie. Dla tego jednego utworu warto było przyjechać na festiwal. W Związku Kompozytorów zaprezentowano także nagranie "Magnificatu" mego profesora Juzeliunasa. Utwór skomponowany parę lat wcześniej na 400-lecie Uniwersytetu Wileńskiego, zdumiewał swymi rozmiarami i bardzo nowoczesnym brzmieniem. Wielkie to dzieło śmiało można zaliczyć do wybitnych osiągnięć muzyki oratoryjnej XX wieku. Grano też "V Symfonię" Antoniego Rekašiusa, mego kolegi z konserwatorium. Odznaczający się oryginalnym sposobem bycia Rekašius, prawdziwy Mefisto muzyki litewskiej, miał ciekawie urządzone prywatne studio nagrań: zamiast gongów i tam-tamów na drążkach wisiały solidne połcie szynki i wędzonego boczku. Czyż mogła być lepsza przynęta dla wykonawców?"
Po powrocie do Warszawy Romuald Twardowski sprawozdanie z tego wyjazdu złożył na łamach "Ruchu Muzycznego". Przy okazji - znalazł się tam także miły wileński "akcent plastyczny": "W oknie apteki niedaleko Ostrej Bramy od stu lat spogląda na przechodniów ten sam biały łabędź..."
Rok 1987. "Kilka miłych jesiennych dni spędziłem z Alicją w Wilnie. Chodziliśmy do Zakretu, Ostrej Bramy, byliśmy w Kalwarii i nad Zielonymi Jeziorami. W zachowaniu Litwinów - w miarę uniezależniania się od Moskwy - wyczuwałem coraz większy chłód i obojętność. Nie było żadnych szans na kontynuację jakiejkolwiek współpracy. Wyjątek stanowił przypadkowo poznany Bronius Gruđas, artysta-malarz, posiadacz ogromnego mieszkania przy ulicy Szklanej. Gościnność (i rozrzutność!) jego nie miała granic - ucztę, na jaką zaprosił nas do restauracji obok kościoła św. Ignacego, pamiętam do dziś.
Miły i wzruszający był koncert "Wilenki" w Pałacu Związków Zawodowych. W przerwie podchodziło do mnie wiele osób - wtedy właśnie w starszej, korpulentnej pani rozpoznałem "Muchę", koleżankę znaną mi jeszcze z lat gimnazjalnych, a w starszym łysym panu - księdza Adolfa z kościoła oo. Misjonarzy. Od wielu lat działał w Suderwi pod Wilnem.
Rok 1992. W końcu sierpnia na zaproszenie wileńskiej Fundacji Kultury pojechałem do Wilna. Na lotnisku zacne wilniuki na czele z Korkuciem, Sosnowskim i młodym Pileckim witały mnie serdecznie i wylewnie. Gazety polskie natychmiast podały wiadomość o moim przyjeździe. Ulokowano mnie w budynku przedwojennego "Orbisu" przerobionego obecnie na hotel. Kiedy w ciepły, spokojny wieczór wyszedłem na miasto, czułem się jak ktoś, kto nigdy stąd nie wyjeżdżał... Nazajutrz wciągnięto mnie w wir wydarzeń: oto pojutrze w Katedrze, którą niedawno oddano Kościołowi, miała odbyć się uroczysta polska msza (jedyna jak dotąd, niestety) dla uczczenia 500-lecia śmierci Kazimierza Jagiellończyka. Byłem tym nieco zaskoczony, jako że w Polsce było raczej cicho na ten temat. We mszy miał uczestniczyć chór i orkiestra smyczkowa Zbyszka Lewickiego, ja miałem grać na organach. Suma, którą odprawił po polsku litewski biskup Tunaitis, ściągnęła do Katedry tłumy wiernych. (...) Czułem się głęboko przejęty - ostatni raz grałem tu na Rezurekcji chyba w 1948 roku. Teraz oto, po tylu latach, znalazłem się ponownie w tym miejscu. Jeszcze niedawno byłoby to nie do pomyślenia. Zgodnie z tradycją, nabożeństwo poprzedziło wielozwrotkowe "Padnijmy na twarz". Wielka, wspaniała świątynia rozkołysała się od melodyjnych pieśni - stara tradycja pięknego wileńskiego śpiewu była wciąż żywa. Chór męski pod ręką brata Zbyszka Lewickiego brzmiał ładnie i czysto. Po ''Kyrie" nastąpiło "Gloria", potem były "Sanctus", "Benedictus" i "Agnus Dei". W pewnym momencie - po "Glorii" - orkiestra uniosła instrumenty i zaczęła grać jakiś utwór. W pierwszej chwili nie mogłem zorientować się, co to takiego: potem już wiedziałem - była to I część mego "Koncertu staropolskiego"! Zaskoczenie było całkowite, a przyjemność, jaką mi zrobili młodzi wykonawcy, nadzwyczajna (...)
(...) W "Kurierze Wileńskim" ukazał się obszerny wywiad ze mną (była to rozmowa z niżej podpisaną - uw. A. A. B.). Kończył się następującymi słowami: "Wilno to mój największy skarb. To, że w swojej muzyce lubię nawiązywać do dawnych tradycji - zawdzięczam oczywiście memu rodzinnemu miastu. Skoro wychowałem się wśród tych starych murów, we wciąż żywych tradycjach renesansu, baroku - musiałem to jakoś przetrawić i dać temu odpowiedni wyraz... To, co pozornie wydaje się oddalone od siebie, w rzeczywistości może być sobie bardzo bliskie: skrajności się stykają". Pisał też o moim pobycie w Wilnie Zbyszek Lewicki i "Echo Krakowa". Z dużym żalem wyjeżdżałem z mego miasta - czułem, że nieprędko tu wrócę. Mimo niewielkiej odległości, do Wilna było coraz dalej?.
Rok 1999. "Nadchodzi jesień. Szykuję się do wyjazdu (może już ostatniego?) do Wilna. Tym razem pojadę najzupełniej prywatnie z grupą członków Stowarzyszenia Polska - Litwa. Poza przewidzianą wizytą w Ministerstwie Oświaty (podręczniki dla polskich szkół!) nie będę zupełnie niczym skrępowany. Pobiegnę więc znowu do Ostrej Bramy, na Rossę, powędruję uliczkami starego miasta, odwiedzę moje kościoły i cerkwie, wpadnę do państwa Skrobotów, poszukam śladów mojej młodości. Czy wszystko, co było mi drogie, zapadło w otchłań niepamięci, czy może tli się tu jeszcze wspomnienie wydarzeń, jakie miały miejsce przed laty" Z takimi myślami po ośmiu godzinach jazdy wysiadałem w Wilnie z autokaru na placu dworcowym. (...)
(...) Miasto wraca do swych historycznych korzeni, do swoich tradycji. Wspomnienie wielkich mężów, którzy tu niegdyś żyli i tworzyli - Skargi, Mickiewicza, Słowackiego, Moniuszki, Ruszczyca, Bułhaka - jest wciąż żywe i nie poddające się zatarciu. Ludzie znów - jak przed laty - wędrują do Kalwarii, dzwony kościelne wzywają wiernych do modłów, a na św. Kazimierza rozpoczyna się bogaty i piękny jarmark zwany "Kaziukami". Przedziwny "genius loci" sprawił, że przeszłość i tradycja nie dały się wyrugować i jak Feniks z popiołów wracają do życia, by nadać mu inny, bogatszy kształt. A więc?
Było, nie minęło...?
Piękna, treściwa, bogata w mnogość fascynujących wątków książka! Powinna ona trafić pod dach każdego w Wilnie domu...
Rzeka Czasu
Wilno, lipiec 2000 r. Bohaterów książki Romualda Twardowskiego spotykam we wszystkich zakątkach miasta. Profesor wileńskiej Akademii Sztuk Pięknych Bronius Gruđas zaprasza na kolejną kolację do swego zawsze gościnnego domu. Razem z żoną, panią Tamarą, Ukrainką, podjął w swoim domu - atelier na wileńskiej starówce dziesiątki zaprzyjaźnionych Polaków, obdarowawszy ich na pożegnanie swoimi obrazami.
Ulicę Mickiewicza na Zwierzyńcu w pośpiechu przemierza zawsze szybka, pełna witalnych sił przyjaciółka mojej młodości - "Mucha", nauczycielka, primo voto Magalińska, secundo voto Rymarczykowa.
W kościele p. w. Ducha Świętego, po mszy w intencji Emila Młynarskiego spotykam się z Władysławem Korkuciem (dyrygował tu swoją "Lirą") i Henrykiem Sosnowksim, prezesem Fundacji Kultury Polskiej na Litwie im. Józefa Montwiłła - rozmawiamy o ... Romualdzie Twardowskim...
W kawiarni na Zarzeczu, nad brzegiem Wilenki, vis a vis cerkwi i dawnej Metropolitalnej z polskim muzykologiem, prof. Krzysztofem Drobą rozmawiamy o... "Było, nie minęło" Romualda Twardowskiego.
O! - nagle hamuje samochód (akurat przed samą figurą Matki Boskiej w podwileńskich Rukojniach) kompozytor Feliksas Bajoras: Twardowski? Książkę napisał? Tak jest - mówię - pan także tam figuruje, na 170 str.: "Uderzająca była oryginalność i nowoczesność kwartetów Bajorasa i Balakauskasa - utwory te można było śmiało prezentować na "Warszawskiej Jesieni'.
26 lipca 2000 r. Mścisławowi Roztropowiczowi nadano tytuł Honorowego Obywatela Miasta Wilna. Akurat w tym czasie z Niemiec dostałam jego fotografię w otoczeniu wileńskiej trupy baletowej, z którą obecnie brał udział w gościnnych występach. Właśnie w tym samym dniu dotarłam do str. 218 książki Romualda Twardowskiego "Było, nie minęło": ?W końcu marca (1997 r.) pojawił się w Warszawie z całą rodziną Mścisław Roztropowicz. Sławny, aczkolwiek już niemłody wiolonczelista był w doskonałej formie. Na koncercie w Filharmonii grał "Rococo" Czajkowskiego, w drugiej części dyrygował "Szeherezadą" Rimskiego-Korsakowa. Pamiętam go jeszcze z pobytu w Moskwie, kiedy przed wyjazdem z ZSRR prowadził w Bolszom "Wojnę i pokój" Prokofiewa. Jedną z głównych partii śpiewała wtedy Halina Wiszniewska, jego żona. Okazało się po latach, że mistrz ma polskie pochodzenie, podobnie jak wielu innych rosyjskich muzyków: Strawiński, Szostakowicz, nie wspominając o sławetnym Kozłowskim, kapelmistrzu Katarzyny Wielkiej, którego fragment poloneza pojawia się w finale II aktu "Damy Pikowej" Czajkowskiego.
Kto Mistrza Twardowskiego do Wilna zaprosi?
27 lipca 2000 r. W Wilnie na dziedzińcu domu, w którym mieszkał Adam Mickiewicz i gdzie przepisywał swoją "Grażynę", odbył się koncert Wileńskiej Orkiestry Kameralnej pod batutą niestrudzonego Zbigniewa Lewickiego (również bohatera książki "Było, nie minęło"). Na program złożyły się utwory M. K. Ogińskiego, A. Vivaldiego i in. Poruszenie na widowni wywołała zapowiedź: "Koncert staropolski" Romualda Twardowskiego! Orkiestra wykonała go wspaniale!.. Na "widowni" pod gołym niebem był obecny pra-pra... wnuk Adama Mickiewicza Roman Gorecki. Wielka szkoda, że w tym gronie słuchaczy nie był obecny tegoroczny jubilat, autor uroczej książki, znany i uznany polski kompozytor - Romuald Twardowski.
Imprezę zrealizował Instytut Polski w Wilnie.
Przykro, że Wilno wilnianina, autora 3 Pieśni "Znad Wilii'', nie zaprosiło... A może gafę tę da się jeszcze naprawić? Może uda się zorganizować promocję książki Romualda Twardowskiego - w jego mieście?
Alwida Antonina Bajor
Na zdjęciach: Romuald Twardowski "Było, nie minęło", projekt okładki: Maria Drabecka; Romuald Twardowski w Wilnie, w 1992 roku; Romuś Twardowski z mamą na wileńskiej Ulicy Zamkowej. Po premierze "Lorda Jima", Teatr Wielki w Łodzi, 1976; Wilno, 27 lipca 2000 r. na dziedzińcu przed domem, w którym mieszkał Adam Mickiewicz. Wileńska Orkiestra Kameralna pod batutą Zbigniewa Lewickiego wykonuje "Koncert staropolski" Romualda Twardowskiego.
Fot. archiwum, Waldemar Dowejko
1 note
·
View note
Text
ZUBR Bison Follows The Bison
vimeo
Director: Sebastian Pańczyk Client: Kompania Piwowarska S.A. Agency: Paralotna Production house: Papaya Films Postproduction studio: Platige Image Producer: Marta Herbst CG Supervisor: Kamil Dąbkowski Animation: Anna Ellert, Andrzej Ellert Rigging: Anna Ellert, Andrzej Ellert, Marcin Starzomski Modelling: Radosław Nowakowski, Konrad Kiełczykowski Scene preparation for rendering: Wojciech Grodecki Textures: Stanisław Gawriłow, Sebastian Ośka, Piotr Tatar Fur: Jakub Jeziorski, Grzegorz Jankowski, Maciej Jurgielewicz Rendering: Jakub Jeziorski, Grzegorz Jankowski, Maciej Jurgielewicz, Arek Leszko, Kamil Dąbkowski, Łukasz Rzeszot Simulation: Lukasz Sobisz Rotoscopy: Szymon Słowikowski, Agnieszka Ratyńska Compositing: Kamil Dąbkowski Online: PIotr Popielawski Editing: Magda Mikołajczyk Likes: 64 Viewed:
The post ZUBR Bison Follows The Bison appeared first on Good Info.
0 notes
Text
Kradzież a realia społeczno-ekonomiczna
Krzysztof Karoń (dyletant) vs Piotr Jankowski (NISS) & dr Stanisław Adamski (ASF) Read the full article
0 notes
Photo
Ministry of Agriculture and Rural Development, Warsaw, Jerzy Grabowski, Stanisław Jankowski and Jan Knothe, 1951-55.
15 notes
·
View notes
Text
OSIEDLE “EMILIA”
Osiedle "Emilia" Kwartał ulic: Emilii Plater, Świętokrzyska, aleja Jana Pawła II (daw. Marchlewskiego), Złota proj. arch. arch. Stanisław Jankowski, Anna Kosecka, Lech Robaczyński, Czesław Wegner bud. 1961-67 r.
Ulica Emilii Plater, będąca jedną z czterech szerokich alej otaczających Pałac Kultury i Nauki oraz przyległe do niego tereny, aż do początku lat 60. stanowiła granicę między częściowo uporządkowanym centrum a morzem na wpół zburzonych kamienic i ruder. Jako integralny element przyszłego śródmieścia miała jak najszybciej otrzymać godną oprawę architektoniczną, połączoną pod względem funkcjonalnym z planowanym Dworcem Centralnym. Pracę nad nową koncepcją powierzono zespołowi obiecujących architektów, którzy swój talent uzewnętrznili atrakcyjnymi pod względem plastycznym i urbanistycznym rozwiązaniami. Na niedużym terenie umiejętnie zestawili ze sobą obiekty handlowe, usługowe, biurowe i mieszkalne, tworząc zespół będący zalążkiem współczesnego "city". Urozmaicenie brył bloków mieszkalnych zapobiegło monotonii, umożliwiło również kreowanie kameralnych przestrzeni między przyziemiami odmiennych gabarytowo budynków. Najlepszym przykładem takiego międzyblokowego wnętrza był nieistniejący już pasaż na tyłach pawilonu meblowego "Emilia".
Pierwotny plan regulacji terenów osiedla.
Najciekawszy na terenie osiedla blok nr 1 (ul. Emilii Plater 47) wprowadzał do układu pieszego dodatkowy poziom usługowy w postaci wyniesionego deptaku mieszczącego lokale handlowe.
0 notes
Video
(via Stanisław Jankowski Narodziny i młodość atomu Nasza Księg… | Flickr)
0 notes
Video
youtube
Barwy szczęścia, odcinek 2054: Kasia ostrzeże Reginę przed Piotrem. Opowie jej o koszmarze Marty!Regina (Kamila Kamińska) z serialu "Barwy szczęścia" stała się ofiarą Piotra Walawskiego (Piotr Jankowski), który razem z prezesem banku, Budrewiczem (Stanisław Góra), wrobił ją w kredyt na duże miliony. Bizneswoman wciąż nie będzie miała pojęcia, że Piotr jest żonaty i cały czas ją oszukuje. W 2054 odcinku "Barw szczęścia" to Kasia Górka (Katarzyna Glinka) uświadomi Reginie jakim potworem jest Walawski. Opowie jej o tym jaki koszmar zgotował swojej żonie Marcie (Katarzyna Zielińska). Zasubskrybuj mój kanał: https://goo.gl/gCkMfj
0 notes
Text
Dzień Walentego pary jednopłciowe
Pary lesbijek i gejów na walentynki, z polski i z zagranicy. Lily Tomlin i Jane Wagne ponad 40 lat. Wanda i Alex Sykes, są też matkami dwójkę dzieci bliźniaków chłopca i dziewczynkę. U nas Jerzy Waldorff i Mieczysław Jankowski którzy byli razem aż do śmierci, dobry przykład do naśladowania.
Polsko amerykańska para ślub Dr Geoff Stańczyk i Tony Hawn, ślub miał wiele elementów Springfield, St. Louis, Nowego Jorku, ale też Polskie. Każdy z tych miejsc jest wyjątkowe dla nich. Geoff i Tony spotkali po raz pierwszy w St. Louis, obecnie mieszkają w Springfield, też podróżowali do znajomych w Nowym Jorku, kiedy zaczęli myśleć o ślubie. Ich przyjaciel, który jest księdzem wzięli ślub w parafii św Stanisława Kostki w St. Louis, a po spotkaniu z księdzem kościoła, oni wiedzieli, że chcą mieć kościelny ślub i w tym miejscu.
Izabela Filipiak i Lilly-Marie Lamar
Jerzy Waldorff i Mieczysław Jankowski
Tomasz Raczek i Marcin Szczygielski
Krzysztof Śmiszek i Robert Biedroń
Gosia Rawińska i Ewa Tomaszewicz
Artur, wchodząc do klubu Galeria w Warszawie, rok temu myślał że będzie nagrywał blogerskie wideo ze swoim partnerem z okazji Walentynek dla jednej ze znanych marek. Wcześniej musiał jednak wykonać kilka zadań ze swoimi znajomymi, które miały odwrócić jego uwagę od całej zaręczynowej intrygi swojego partnera. Jednym z zadań miała być wspólna lekcja śpiewu z Grześkiem i występ przed znajomymi i przyjaciółmi w klubie Galeria. Jednak, kiedy Artur został zaprowadzony schodami w dół, zobaczył tłum przyjaciół, a na scenie Grzegorza i Chór Voces Gaudiae, którzy wykonali dla niego piosenkę „True Love” - P!nk, w ramach zaręczynowego happeningu.
Yga Kostrzewa i Anna "Zet" Zawadzka
Krzysztof Łoś i jego partner Grzegorz
Ellen i Portia De Generes
Aktorka Meredith Baxter i Nancy Locke
Iracka pary gejów Nayyef i Btoo którzy też byli żołnierzami i zakochali się w czasie wojny w Iraku, wiele lat nie byli razem z powodu prawa emigracyjnego, starali się o azyl na zachodzie dziś żyją w USA razem i jako małżeństwo.
Dawid i Jakub, para która znani dzięki swoi wersji piosenek miedzy innymi Roxette rok temu wzięli ślub w Portugalii.
Piosenkarz Michał Kwiatkowski i jego mąż Maxim Assenza
Mirek i jego mąż Darek para która z wielu polski par jednopłciowy wzięli zagranicą, Mirek i Darek wzięli ślub w Danii
Jeden twórców Facebook Chris Hughes i jego mąż Sean Eldridge
Elton John i David Furnish
Lily Tomlin i Jane Wagner
George Takei i Brad Altman
Wanda i Alex Sykes
Neil Patrick Harris i David Burtka
Cynthia Nixon i Christine Marinoni
Rachel Maddow i Susan Mikula
Annise Parker i Kathy Hubbard
Była premier Islandii Jóhanna Sigurðardóttir i Jónína Leósdóttir
Były minister spraw zagraniczny Niemiec Guido Westerwelle zmarł kilka lat temu i Michaela Mronza.
Dan Savage i Terry Miller
Projektant mody Tom Ford i jego partner Richard Buckley
Jonathan Adler jego partner Simon Doonan
Brad Goreski z mężem Gary Janetti
Piosenkarz Ricky Martin i jego mąż Jwanie Yosefie
Kongresmen Jared Polis i jego partner Reis Marlon, mają wspólnie dwójkę dzieci
Jedna z wielki działaczek która doprowadzała przed sądem najwyższym USA uchylenia ustawy DOMA, Edie Windsor ponownie wyszła za mąż w roku 2016 za Judith Kasen, jest wiceprezes Wells Fargo Advisors, wzięli ślub w ratuszu Nowojorskim. Edie pokazuje nawet w wieku 87 lat można miłość znów znaleźć, jej pierwsza żona zmarła, sam Edie zmarła rok temu.
Aktor John Barrowman i jego partner architekt Scott Gill
Aktor Denisa O'Hare i jego mąż Hugo Redwooda mają wspólnie syna
Znany aktor z serialu seks w wielkim mieście Mario Cantone i jego mąż Jerry Dixon.
Polityk Finlandii Pekka Haavisto z mężem Antonio Flores i pochodzi z Ekwadoru.
Chely Wright jej żona Lauren Blizter
Jim Parsons i Todd Spiewak
Jerzy Zawieyski i Stanisław Trębaczkiewicz
Alec Mapa i jego mąż Jamie Hebert oraz ich syn
Xavier Bettel i jego mąż Destenay Gauthier
Tom Daley i Dustin Lance Black
Lance Bass i jego mąż Michael Turchin
Akor Maulik Pancholy i jego partner Ryan Corvaia
Sara Gilbert i jej partnerka Linda Perry mają wspólne dziecko plus Sara ma dzieci z pierwszego małżeństwa
Nate Berkus i jego mąż Jeremiah Brent, mają wspólnie córkę
92-letnia Vivian Boyack i rok młodsza Alice Dubes po ponad 70 latach związku
Transpłciowa modelka Carmen Carrera poślubiła swojego partnera Adrian Torres
Aktor Victor Garber i jego mąż Rainer Andreessen
Nowozelandzki sportowiec Blake Skjellerup i jego mąż Saul Carrasco
Były ambasador USA w Danii Rufus Gifford i jego mąż Stephen Devincent
Ksiądz Krzysztof Charamsa i jego partner Eduardo
Marzena Frąckowiak i jej partnerka Dorota
Proboszcz parafii Katedra Hope ks. dr Neil Cazares-Thomas i jego małżonek Isaiah Thomas-Cazares wychowują córeczkę Sofię
Karol i Dominik znani jako KaDo
Matt Dallas i jego mąż Blue Hamilton
Greg Louganis i jego mąż Johnny Chaillot
Marta Abramowicz i Ania Strzatkowska działaczki LGBT
Jesse Tyler Ferguson i jego mąż Justin Mikita
Pisarz Jacek Dehnelem i jego partnerem Piotr Tarczyński, tłumacz, publicystą.
Trójkąt Joke, Bell i Art, z Tajlandii
Burmistrzyni Salt Lake City, Jackie Biskupski, która ma polskie korzenie poślubiła swoją partnerkę w roku 2016. Biskupski i jej żona Iverson mają synów, 11-letni Jack i 6-letni Archie.
Gej Brytyjski lekkoatletyka Tom Bosworth zaręcza się z swoim chłopakiem Harry Dineley w roku 2016 czasie Igrzysk Olimpijski w Rio.
Wokalistka Gossip, Beth Ditto i żona Kristin Ogaty
Miłość nie wybiera, Muzułmanin i mormon dwie skrajności można powiedzieć zakochali się. Sheraz Salahuddin i Andrew Sheranian poznali się w roku 2011. Sheraz jako muzułmanin z Pakistanu, Andrew jako Mormon z Utah. "W pewnym sensie nie można nic bardziej różni się od tych dwóch religii, ale pod innymi względami są one niemal identyczne," Sheraz powiedział dla Towleroad.
Aktor Daniel Franzese, najbardziej znany roli w filmie Wredne dziewczyny (Mean Girls) i serialu Spojrzenia, zaręczył z swoim chłopakiem Joseph Bradley Phillips
Właścicielki i założycielki Twin Media Silke Bader i Linda Riley, ostatnio przejęły brytyjski magazyn Diva dla lesbijek. Mają już miedzy magazyn dla lesbijek Curve Mag.
John Bavard ma 100 lat, jego mąż Gerald "Jerry" Nadeu - 72 lata. Właśnie świętują 25-lecie mają.
youtube
Aktor Kit Williamson najbardziej znany z roli Eda Gifforda w ostatnich dwóch sezonach serialu AMC Mad Men, też wystąpił na Broadwayu sztuce Przemysława Wojcieszeka "Made in Poland". Kit wziął ślub z swoim partnerem
Nathan i Robert para gejów z Szkocji którzy są niesprawni miłość to miłość nie zna granic
youtube
Reklama tęczowy bransoletek "Love is Love", która przeznaczona dla upamiętnienia historycznego decyzji sądu najwyższego USA. Od beztroskich czasów dzieciństwa do pierwszej, spotkania w obliczu łobuzów do dnia kiedy para zamieszkuje ze sobą. Słodki film który też pokazuje rasowe związki, miłość nie wybiera.
youtube
21 niesamowity zaręczyn par jednopłciowy
youtube
Karl Boxall i Simon Law ich piękny ślub odbył się na słonecznej Malcie, 11 czerwca sfilmowane wiele ceremonia przez drona. Ceremonia odbyła się w Chabor Port Vittoriosa, Malta. Na koniec jak na ślub spektakularne fajerwerki do muzyki.
vimeo
0 notes
Text
Stanisław Zagajewski https://t.co/tgXvbSJ1I6 przez @YouTube
Stanisław Zagajewski https://t.co/tgXvbSJ1I6 przez @YouTube
— Jacek Jankowski (@ffamousffatman) July 25, 2017
via Twitter https://twitter.com/ffamousffatman July 25, 2017 at 05:22AM
0 notes
Text
Czarna wiosna. Wokół wrocławskiej niezależnej sceny muzycznej lat 80
Muzeum Współczesne Wrocław 27.04–25.09.2017
wernisaż: 27.04.2017, godz. 18:00 oprowadzanie kuratorskie: 20.05.2017, godz. 20:30
Wystawa „Czarna wiosna. Wokół wrocławskiej niezależnej sceny muzycznej lat 80.” poświęcona jest emocjom, jakie mogą zaistnieć w sytuacji represyjnej, zdeterminowanej przez system społeczno-polityczny. Emocjom, które wynikają z niepokoju, ale jednocześnie są wyrazem poszukiwań własnego potencjału w mierzeniu się z rzeczywistością. Jej tłem są lata 80. XX wieku, a punktem wyjścia muzyka z Wrocławia.
Wrocławska scena muzyczna z tamtego czasu jest zjawiskiem niejednorodnym. Jej początek sięga końca lat 70., kiedy powstają pierwsze punkrockowe grupy, niemniej to następna dekada przynosi różnorodność stylistyczną (punk, reggae, nowa fala), eksperymenty oraz działania łączące muzykę i sztukę. To wówczas, na pograniczu gatunków, zrodziła się żywa kultura, która stworzyła szersze alternatywne środowisko, będące symptomatycznym dla okresu schyłku epoki komunizmu w Polsce.
Sytuacja po 1981 roku – wydarzenia polityczne, niepokoje społeczne i kulturowe – wpłynęła na krystalizację działań alternatywnych odznaczających się nieufnością wobec istniejącego świata, kontestując jego instytucje. Sztuka i muzyka stały się energią, która scalała ludzi, kreowała więzi, manifestowała emancypację i bunt.
Klaus Mitffoch, 1984, plakat, 94×66 cm. Projekt: Artur „Gouy” Gołacki, współpraca Andrzej Rogowski Dzięki uprzejmości Andrzeja Rogowskiego
Wrocławska niezależna scena muzyczna lat 80. jest zjawiskiem, którego potencjał nie do końca został wykorzystany i opracowany. Być może jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest trudne do zaszufladkowania zróżnicowanie stylów muzycznych jakie się na nią składały, jak również jej interdyscyplinarność związana z wchodzeniem w świat sztuk wizualnych. Kolejnym aspektem, który składa się na jej „niewidoczność” w powszechnej świadomości, to brak wydawnictw płytowych dokumentujących działalność twórców tamtego czasu.
Na wystawie prezentujemy materiały archiwalne, dokumentację fotograficzną, nagrania audio i filmowe związane z najważniejszymi zespołami i twórcami sceny. Zderzamy je z pracami artystów wizualnych debiutujących i działających w tamtym okresie, jak również twórcami młodszego pokolenia. W obrębie prezentacji ważny trzon stanowią obiekty z kolekcji Muzeum Współczesnego Wrocław oraz Dolnośląskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych we Wrocławiu.
Dokumentacja grafficiarskiej akcji Jacka „Pontona” Jankowskiego i Agaty Saraczyńskiej, Wrocław, 1986, fot. Jacek „Ponton” Jankowski, 30×40 cm. Dzięki uprzejmości artysty
Muzyka jest doskonałym pretekstem do zarysowania historii kształtującej się w realiach Polski w momencie gwałtownej transformacji ustrojowej – począwszy od karnawału solidarnościowej wolności, poprzez okres stanu wojennego determinującego działalność podziemną, a skończywszy na procesie zmierzającym ku zmianie systemu. Wszystkie te etapy odbiły się znacząco na rytmie życia artystycznego i postawach artystów wyrażających się bojkotem wobec wszelkiej władzy, bezprecedensową konsolidacją wokół działań niezależnych i sprzeciwem, który w konsekwencji przyjął formę karnawału. Wiele działań artystycznych z tamtego okresu zrodziło się na pograniczu plastyki i muzyki, a sama muzyka stała się wyrazem buntu pokolenia.
Wystawa w szerszym zakresie przygląda się latom 80. oraz relacji pomiędzy muzyką a sztuką. Niezależnie jednak od tego jest ona przede wszystkim doskonałą okazją do przywołania alternatywnego ruchu artystyczno-kulturowego Wrocławia.
Ewa Ciepielewska, „Św. Sebastian z akrylu”, 1992, olej na płótnie, 100×80 cm. Kolekcja Muzeum Współczesnego Wrocław. Fot. Małgorzata Kujda
Z dzisiejszego punktu widzenia istotne jest spojrzenie na tę „energetyczną formę” i zastanowienie się nad rolą, jaką może odegrać kontrkultura w kreowaniu rzeczywistości. Na ile anarchistyczne gesty, bunt, idee ulegają przewartościowaniu w zderzeniu z systemem, koniunkturą czy po prostu czasem.
Tytuł wystawy jest odwołaniem do wiersza Antoniego Słonimskiego, będącego rozrachunkiem poety z mitami związanymi z odzyskaniem niepodległości przez Polskę w 1918 roku. „Czarna wiosna” to utwór na wskroś pacyfistyczny i humanistyczny, niemniej niepozbawiony rewolucyjnych wizji. Jednocześnie pełen jest witalizmu i nadziei, ale przepełnia go także pesymizm i gorycz. Ta dwuznaczność podkreślona jest w tytule mającym formę oksymoronu. W kontekście wystawy zwrot ten nabiera specyficznego znaczenia. Jego niejednorodność oddaje nastrój dekady lat 80. pełnej zmiennych emocji: od niepokoju i bezsilności, poprzez konspirację i bunt, do karnawalizacji i ludyczności postaw. „Czarna wiosna” to również swoista parafraza głoszonego przez subkulturę punkową hasła „no future”.
Punks Banditen Brigade, Ostrów Tumski, Wrocław, 1990, fot. Małgorzata Helikopter. Dzięki uprzejmości Daniela Miszkurka
Artyści i autorzy dokumentacji: Karolina Balcer, Dariusz Brygier, Piotr Bujak, Ewa Ciepielewska, Czesław K. Czajkowski, Paweł Czepułkowski, Norbert Delman, Tomasz Domański, Ryszard Gajewski, Galeria Entropia (Alicja Jodko, Mariusz Jodko, Andrzej Rerak), Andrzej Głuszek, Jerzy Głuszek, Artur „Gouy” Gołacki, Ryszard Grzyb, Jacek „Ponton” Jankowski, Paweł Jarodzki, Mirosław Emil Koch, Barbara Konopka, Jerzy Kosałka, Paweł Kowzan, Zofia Kulik, Zbigniew Libera, LUXUS (Ewa Ciepielewska, Jacek „Ponton” Jankowski, Artur „Gouy” Gołacki, Bożena Grzyb-Jarodzka, Paweł Jarodzki, Jerzy Kosałka, Szymon Lubiński, Małgorzata Plata, Stanisław Sielicki), Jarosław Modzelewski, N.A.O. Sternenhoch, Jacek Niegoda, Pomarańczowa Alternatywa, Yola Ponton, Józef Robakowski, Andrzej Rogowski, Wilhelm Sasnal, Tomasz Sikorski, Krzysztof Skarbek, Tomasz „Mniamos” Stępień, Jerzy Truszkowski, Krzysztof Wałaszek, Adam Witkowski
Wrocławska scena muzyczna lat 80: Antena Krzyku, De Musk, Działon Punk, Lech Janerka, Kaman & The Big Bit, Klaus Mitffoch, Klaus Mit Foch, Kormorany, Kormorany Raj, Los Loveros, Mechaniczna Pomarańcza, Miki Mousoleum, Natchniony Traktor, Program 3, Punks Banditen Brigade, S.A.D., Sedes, Stage of Unity, Zwłoki
Kuratorzy: Piotr Lisowski, Paweł Piotrowicz
0 notes
Text
ZUBR Bison Follows The Bison
vimeo
Director: Sebastian Pańczyk Client: Kompania Piwowarska S.A. Agency: Paralotna Production house: Papaya Films Postproduction studio: Platige Image Producer: Marta Herbst CG Supervisor: Kamil Dąbkowski Animation: Anna Ellert, Andrzej Ellert Rigging: Anna Ellert, Andrzej Ellert, Marcin Starzomski Modelling: Radosław Nowakowski, Konrad Kiełczykowski Scene preparation for rendering: Wojciech Grodecki Textures: Stanisław Gawriłow, Sebastian Ośka, Piotr Tatar Fur: Jakub Jeziorski, Grzegorz Jankowski, Maciej Jurgielewicz Rendering: Jakub Jeziorski, Grzegorz Jankowski, Maciej Jurgielewicz, Arek Leszko, Kamil Dąbkowski, Łukasz Rzeszot Simulation: Lukasz Sobisz Rotoscopy: Szymon Słowikowski, Agnieszka Ratyńska Compositing: Kamil Dąbkowski Online: PIotr Popielawski Editing: Magda Mikołajczyk Likes: 64 Viewed:
The post ZUBR Bison Follows The Bison appeared first on Good Info.
0 notes
Text
WIECZÓR WROCŁAWIA - Miki Mausoleum
Zespół Miki Mousoleum powstał w 1981 roku w środowisku plastyków, we wrocławskiej PWSSP. Połączenie muzyki punk i reggae, dało im swobodę, która pozwoliła odzwierciedlić rzeczywistość. Utwory w wykonaniu charyzmatycznego Kamana „Zomo na Legnickiej” czy „Walka o pokój” w pełni ukazują obraz tragicznych sytuacji, których byli świadkami. Muzyka i teksty stworzone w tamtych czasach, były odbiciem bieżących kwestii społecznych i politycznych.
Artyści stworzyli prosty, uczciwy i bardzo aktualny przekaz, który spowodował, że na ich koncerty przychodziły tłumy. Nagrania krążyły po całym kraju, a ich muzyka była masowo nagrywana i kopiowana. Po wielu latach przerwy, wreszcie można cieszyć się nagraniami na płycie CD . Wydawcą płyt jest Stowarzyszenie Kulturalno-Artystyczne „Rita Baum”. Za mastering nagrań odpowiada Tomasza Sikora, a o projekt graficzny zadbał Piotr Kłosowicz. W książeczce użyto prace Pawła Jarodzkiego, Jerzego Kosałki, Marka Czechowskiego, dodatkowo umieszczono prace i kadry z filmu Artura Gołackego „Rejestracja Wizualna Ciągła” oraz nigdy do tej pory niepublikowane fotografie Andrzeja Rogowskiego z pierwszego koncertu Miki Mousoleum w 1981 r., który odbył się w czasie strajku na PWSSP. Tekst do książeczki napisał Paweł Jarodzki.
Miki Mousoleum Zespół z Wrocławia założony przez Krzysztofa „Kamana” Kłosowicza. Być może najstarsza z polskich formacji grających reggae. Powstała w 1980 r. z inspiracji dokonaniami takich formacji jak The Wailers, Gladiators oraz kapel ska Specials i Madness. Przestała istnieć po kilku latach, by reaktywować się w 2003 roku. Nazwa jest kpiącym zestawieniem. Myszka Miki to najbardziej znana postać fikcyjna na świecie, a Mousoleum to gra słów nawiązująca do mauzoleum, w którym spoczywają zwłoki Włodzimierza Lenina. - Podczas strajku studentów w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych we Wrocławiu, w auli uczelni były podpięte wzmacniacze „Eltron” i stała perkusja. Wszyscy którzy chcieli, mogli dać wyraz swym muzycznym pasjom grając rocka, bluesa, punka czy reggae. Malarz Artur „Gouy” Gołacki okazał się zdolnym basistą, a szklarz Piotr Kłosowicz lepiej czuł reggae niż punkowy szklarz Marek Puchała (wtedy Klaus Mitffoch). Ceramik Krzysztof „Kaman” Kłosowicz grał na gitarze i próbował wyartykułować do mikrofonu gniew i frustrację tamtych czasów. Kiedy Jaruzelski wypowiedział wojnę nieposłusznym, Artur, Piotr i Krzysztof spotykali się dalej ciągnąc flirt z reggae. Na wokal dołączył licealista, plastyczny Krzysztof Kubiak, a na gitarę student polibudy Marek „Suchy” Suchowski. Podczas przerwy w jednej z prób zastanawialiśmy się nad nazwą dla zespołu i ktoś rzucił słowo „mauzoleum”, tytuł kawałka Dziubka z De Press. Paliliśmy zioła i ktoś dodał „miki”. Zaczęliśmy tarzać się z uciechy i tak narodziło się Miki Mousoleum. Mam wrażenie, że ten chichot trwa do dziś – wspomina Kaman. Pierwszy skład grupy tworzyli: Krzysztof „Kaman” Kłosowicz (gitara), Krzysztof „Kristafari” Kubiak (wokal), Artur Gołacki (bas), Piotr Kłosowicz (perkusja), Violka Kubiak (wokal), Marzena i Grażyna Gołackie (wokal), Marek Suchocki (gitara). Zespół był grupą przyjaciół (grupa powstała w Wyższej Szkole Plastycznej we Wrocławiu) zachłyśniętych nowymi ideami, która weszła w nie bez cienia kompleksu, dzięki czemu powstał rodzaj bezkompromisowej mieszanki słowno-muzycznej. Mieściły się w niej żartobliwe teksty o życiu w Polsce („Dynamit na kartki” wyśmiewający reglamentację alkoholu w PRL) czy „Czarna Wołga” (o legendarnym tajemniczym samochodzie porywającym dzieci) oraz poważne teksty filozoficzne i o zabarwieniu politycznym. Utwór „ZOMO na Legnickiej” powstał po zamieszkach na ulicach Wrocławia w drugą rocznicę podpisania „Porozumień Sierpniowych”. Koncerty grupy często przypominały bardziej happeningi i były swego rodzaju dialogiem z publicznością. - Cała warstwa tekstowa była bardzo istotna. O ile sobie przypominam, zespół Miki Mousoleum nigdy nie wykonywał żadnych coverów, utworów w wersji anglojęzycznej, nie dlatego, żebyśmy nie znali angielskiego, ale uważaliśmy, że polska publiczność zasługuje na to, żeby przekaz, który do nich dociera, był w ojczystym języku. Dla mnie ten romans, nazwijmy to religijny, z rastafarianizmem, nie był zbyt głęboki, bo mnie bardziej interesował buddyjski ogląd świata – wspomina w jednym z wywiadów Kaman. Zespół był powiązany z wrocławską Pomarańczową Alternatywą. Jeden z numerów jej pisma Magazynu Psychoaktywnego „Luxus” Pawła Jarodzkiego, był w całości poświęcony kapeli. Ciekawostką było też to, że prawie wszyscy ludzie związani z zespołem byli plastykami.
„Dynamit na kartki” (fragment) Majster ci nawrzucał w pracy Nauczyciel w szkole też W domu trzeba palić w piecu Matka goni cię po chleb Na ulicy spotkasz kumpla „Serwus stary, trzymam szmal” Meta zaraz jest za rogiem Urządzicie sobie bal Dynamit, dynamit Pół litra co dzień z rana Dynamit, dynamit Potem noc nieprzespana Dynamit, dynamit Możesz wejść choćby w ogień Dynamit, dynamit Rewolucja do ubogich Rewolucja, rewolucja, rewolucja
„Czarna Wołga” (fragment) Nie jest brzydka, nie jest śliczna Czarna Wołga balistyczna Co za hałas, co za krzyki Maszerują żołnierzyki A za nimi jakieś wołgi Za wołgami jakieś czołgi
Legendarną, ale nieścisłą była krążąca opinia, że koncerty Miki Mousoleum poprzedzały często występy Lecha Janerki i Klausa Mittffocha. Jak wspominał sam Kaman, doszło tylko do jednego wspólnego występu. Choć koncert w klubie „Index” wiosną 1982 r. był dla Lecha Janerki i Klausa Mitffocha o tyle ważny, że de facto, stał się początkiem ich kariery. Grupa zagrała także na pierwszej edycji warszawskiej imprezy Róbrege w 1983 roku. Był też w historii jeden występ dla czarnej publiczności. We wrocławskim akademiku muzycy zagrali dla studentów z okazji przyjazdu do Wrocławia ambasadora Nigerii, który podpisywał kontakt na zakup barek rzecznych. Odwiedził on wtedy studentów, a grupa zagrała dla nich na prywatce. W 1983 r. część muzyków skupiła się na swoich pracach dyplomowych, mając coraz mniej czasu na granie. Zespół zmienił więc skład. Odpadł chórek, a Piotra Kłosowicza za perkusją zastąpił Kazimierz Sycz. Zmienił się również basista. W 1984 r. grupa dokonała pierwszych nagrań studyjnych. W studiu akademickiego radia studenckiego „Odra” zarejestrowano kilka utworów, które rok później z fragmentami koncertu zostały wydane na kasecie demo „Wieczór Wrocławia”.
„Ruski ketchup” Kto dowiedzieć zechce się kogo przymknie dziś SB. Kto dowiedzieć zechce się kogo przymknie dziś SB. Gazy buch! Babilońska maszyneria w ruch! Gazy buch! Babilońska maszyneria w ruch! Długo nie trzeba czekać: ruski ketchup, ruski ketchup, ruski ketchup! Długo nie trzeba czekać: ruski ketchup, ruski ketchup, polski ketchup! Krewka Odrą płynie polski ketchup. Krewka Odrą płynie ruski ketchup.
Także w 1985 r. powstał film „Rejestracja wizualna ciągła”, zawierający fragmenty koncertu Miki Mousoleum. Wtedy zespół istniał już jednak tylko jako zjawisko towarzyskie. Przez grupę przewijało się jeszcze kilka osób (m.in. saksofonista Stanisław Wojaczek), aż do momentu kiedy Kaman utworzył nową formację Big Bit. Wtedy Miki Mousoleum zakończyło działalność. - „Była propozycja zagrania przed koncertem Misty in Roots we Wrocławiu. Jednak dzień wcześniej graliśmy w jakimś klubie i był tam organizator, który doszedł do wniosku, że nasze teksty „nie przejdą”. To spowodowało u nas sporego doła i było jednym z głównym powodów rozpadu” wspominał Kaman. On sam płynnie z Miki Mousoleum przeszedł do swojej nowej formacji Big Bit, który określany jest „niejako bardziej jazzową kontynuacją Miki”. W Big Bicie, oprócz Kamana (wokal, gitara, automat perkusyjny) grali też Irena Jagiełka (trąbka) i Janusz Rołt (bas). Z kolei kilka lat po rozpadzie Miki Mousoleum Krzysztof „Kristafari” Kubiak założył Stage Of Unity jedną z najbardziej znanych wrocławskich formacji reggae. Samo Miki Mousoleum nie działało 18 lat. Reaktywacja nastąpiła w 2003 r. Grupa grała wtedy w składzie: Krzysztof „Kaman” Kłosowicz (wokal, gitara, instrumenty klawiszowe), Irena Jagiełka (trąbka), Grażyna Wilk-Harlender (wokal), Piotr „Blusmen” Jankowski (gitara), Marek „Markus” Tymiński (gitara). Koncerty grała jednak sporadycznie. Latem 2006 r. do kapeli wróciła sekcja rytmiczna z pierwotnego składu perkusista Piotr Kłosowicz i basista Artur „Goły” Gołacki. Ten drugi we wrześniu 2007 roku został jednak zastąpiony przez Piotra „Yabola” Segetha.
„Brytyjscy Górnicy” Brytyjscy górnicy nie mieli już sił Przez prawie rok walczyli o swe prawa Brytyjscy górnicy nie mieli już sił, bo walka z polskim węglem to nie łatwa sprawa Żelazna Lady zaciera ręce „Śląskie Pierony” są uparte w pracy I włażą z węglem w dupę pani Thatcher, by pomóc załatwić jej, swych brytyjskich braci Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się! Niech żyje robotniczy internacjonalizm! Patrzcie i uczcie się, jak kapitalistów wspomaga socjalizm
Premiera: 19.09.2015w 60 urodziny Krzysztofa Kamana Kłosowicza Wydawca: Stowarzyszenie Kulturalno – Artystyczne Rita Baum ul. Ruska 46a p.12/14 50-079 Wrocław Kontakt z wydawcą: Paweł Piotrowicz tel.888 509 142, [email protected] Nakład: 500 egzemplarzy, z czego do sprzedaży sklepowej: 300 sztuk
Płytę można kupić - tutaj
0 notes
Video
youtube
Barwy szczęścia, odcinek 2053: Regina oskarży Piotra, że sprzedał ją BudrewiczowiRegina (Kamila Kamińska) w 2053 odcinku "Barw szczęścia" domyśli się, że Walawski (Piotr Jankowski) oszukał ją razem z Budrewiczem (Stanisław Góra)! Najpierw wrobili ją w ogromny kredyt, a później wyciągnęli ponad sto tysięcy złotych w ramach łapówki. Nie daruje im tego! Bohaterka "Barw szczęścia: w 2053 odcinku da upust swojej złości. Co się wydarzy? Zasubskrybuj mój kanał: https://goo.gl/gCkMfj
0 notes
Video
youtube
Barwy szczęścia, odcinek 2048: Regina wpadnie w pułapkę Piotra i jego szefa! Będą ją śledzićPiotr (Piotr Jankowski) w 2048 odcinku "Barw szczęścia" dostanie od Budrewicza (Stanisław Górka) nietypowe zadanie. Walawski miałby śledzić Reginę (Kamila Kamińska) i zbierać informacje na jej temat! Biznesmen, nieco zaskoczony, przystanie na propozycję szefa. Dlaczego? Co wydarzy się w 2048 odcinku "Barw szczęścia"? Zasubskrybuj mój kanał: https://goo.gl/gCkMfj
0 notes
Text
Jerzy Waldorff symbol walki o Warszawskie Powązki
Dziś warto wspomnieć też o Jerzym Waldorffie który co rok organizował z przyjaciółmi, walka o Warszawskie Powązki.
W kwestach uczestniczyło w sumie około 700 osób, z czego 616 przynajmniej dwa razy. Najwięcej zebrali w 2011 r. - 257,8 tys. zł. Założony przez Jerzego Waldorffa Komitet Powązkowski doprowadził do odrestaurowania ponad 1,3 tys. zabytkowych pomników i kaplic na Starych Powązkach. W tym roku jak co roku ludzie sztuki wyjdą tam z puszkami.
Na początku lat 70. Stare Powązki były w ruinie. Rozpadających się wiekowych pomników i kaplic nikt nie remontował. "Niech pan założy komitet odnowy cmentarza" - zaproponował Jerzemu Waldorffowi prof. Stanisław Lorentz, dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie.
Waldorff pisał po latach ("Nasza pamięć... 25 lat odnowy Starych Powązek"): "Ktokolwiek znalazł się na Powązkach około 1970 r., zwłaszcza w ich części najdawniejszej, między kościołem, ul. Okopową i Katakumbami, miał przed oczyma widok ponurego rozkładu. Dawni właściciele cennych grobowców (...) w większości już to pomarli śmiercią gwałtowną, już to wyemigrowali daleko, wreszcie popadli w nędzę uniemożliwiającą ponoszenie wydatków na konserwację pomników cmentarnych, których niszczenie przyspieszały kwaśne deszcze z zatrutej atmosfery. Należało więc dawnych właścicieli zastąpić nowymi opiekunami narodowego zabytku" - Gazeta Wyborcza.
Warto dodać że Waldorf do nasz człowiek, nie on dziś Warszawskie Powązki, byłyby zniszczone, walczył o nie i zbierał pieniądze. Jerzy Waldorff, był związku do końca życia z Mieczysławem Jankowskim.
Tygodnik Polityka: W ostatnim w życiu wywiadzie, którego udzielił Bohdanowi Gadomskiemu, na pytanie, kim jest mężczyzna, z którym mieszka, powiedział, że to cioteczny brat. Przyjechał do Polski w 1939 r., uciekając przed wywiezieniem na Sybir. „Tak jak stał, przyszedł do naszego domu i został uznany przez moją matkę za drugiego syna. Matka umarła, a my obaj dalej toczymy ten bardzo głęboko kawalerski żywot” – mówił.
Prawda była inna. Mieczysław Jankowski nie był ani ciotecznym bratem Waldorffa, ani dalekim kuzynem. Był jego partnerem, kochankiem i opiekunem, bez którego pod koniec życia, kiedy poruszał się już wyłącznie o kulach, nie poradziłby sobie.
Uzupełniał testament, dobrze wiedząc, że polski system prawny nie zna pojęcia związków partnerskich. Osoby homoseksualne, mimo przeżytych razem lat, nie miały żadnych wynikających z tego uprawnień. Bał się, że kiedy go zabraknie, Mieczysław Jankowski zostanie pozbawiony wszystkiego.
W testamencie było jeszcze post scriptum. Waldorff prosił wykonawców testamentu, by wyjednali u władz Kurii Warszawskiej zgodę na pochowanie go na Powązkach. „Niechaj też wraz ze mną spocznie Mieczysław Jankowski” – napisał.
Jerzy Kisielewski: – Nie wszyscy to od razu zaakceptowali. Mietek opowiadał mi o gehennie, jaką przeżył po przyjeździe do Warszawy. Większość rodziny Waldorffa albo nie zauważała go w ogóle, albo demonstracyjnie nie podawała mu ręki. Cierpiał, ale znosił to, bo Waldorffa kochał. Oprócz matki jeszcze tylko pani Kurmanowa, twórczyni szkoły dla panien, miała na tyle otwarty umysł, że Mietka zaakceptowała od razu.
Po śmierci Waldorffa byli ludzie, którzy pytali Jerzego Kisielewskiego: A co z jego żoną? To Jankowski pełnił w ich związku rolę przypisywaną zwykle kobietom. Sprzątał, gotował i dbał, żeby Waldorff miał wyprasowany garnitur i odpowiednio dobrany krawat. Jerzy Kisielewski: – Robił to bez żadnej ostentacji, ale było wiadomo, jaka jest jego rola. W domu moich rodziców mówiło się: Trzeba sprawdzić, co dzieje się u Waldorffów.
Waldorff obdarowywał Mieczysława Jankowskiego z okazji kolejnych rocznic ich związku. Trzydziestej, czterdziestej, pięćdziesiątej. Na sześćdziesięciolecie chciał zamówić mszę i zorganizować przyjęcie. Było już przygotowane menu i lista gości. Nie zdążył. Zachorował i uroczystość trzeba było odłożyć. Okazało się, że na zawsze.
Ułożona przez Waldorffa lista homoseksualistów była długa. Artur Rimbaud i Paul Verlain, Oskar Wilde, Jarosław Iwaszkiewicz i Jerzy Andrzejewski. Marcel Proust, André Gide, Jean Cocteau, Tomasz Mann, Piotr Czajkowski i Jean Genet. Michał Anioł Buonarroti i Leonardo da Vinci z większym upodobaniem tworzą akty męskie niż kobiece, pisał. Dla niego ich wybór był oczywisty. Nagi mężczyzna, pod którego skórą grają mięśnie, jest zachwycający. „...gdy tymczasem wiolonczelowa miękkość ciała kobiecego raczej mogła artystę nużyć swą monotonią nawierzchni” – pisał.
– Chciał dodać jeszcze jeden przykład, ale zachowałem się jak cenzor i poprosiłem, żeby z niego zrezygnował – wspomina Wiesław Uchański. – Napisał ni mniej, ni więcej, że gejem był Jezus. Co więcej, uważał, że potwierdza to zdanie, które Jezus wypowiada do matki, wskazując na Jana: Matko, to jest syn twój. Powiedziałem mu: Jerzy, ty będziesz sobie spokojnie leżał na Powązkach, a mnie zabiją. Ustąpił.
Byli bardzo wzruszający w takiej wzajemnej trosce o siebie – wspomina Wiesław Uchański. – Pod koniec życia, kiedy Waldorff nie mógł już chodzić, Mietek, choć miał początki Parkinsona i trzęsły mu się ręce, przynosił dzwoniąc filiżankami herbatę i stawiał ją na stole. Ale później to Jerzy, siedząc przy stole, rozstawiał filiżanki i słodził herbatę. Mietka i swoją.
Waldorff bał się, co stanie się z Mieczysławem Jankowskim po jego śmierci. Prosił Kisielewskich, żeby zaopiekowali się nim.
Jerzy Kisielewski: – To była przez ostatnie lata jego obsesja. Uważał, że Mietek nie poradzi sobie sam. Bał się, że ktoś może go skrzywdzić. Niepokoił się, czy zostanie uwzględniony jego testament. Czy zaopiekujemy się Mietkiem. Czuł, że odejdzie szybciej, choć obaj zachowywali się przez te ostatnie lata jak mickiewiczowscy dziad i baba, licytując się, kto umrze pierwszy. Kiedy Waldorff zmarł, Mietek chciał jak najszybciej pójść za nim. Mówił, że życie bez Jerzego nie ma sensu, nie chciał nawet wychodzić z domu. Dopiero po jakimś czasie zaczął porządkować rzeczy po Waldorffie. Znów zaczął czytać, wrócił jeszcze na parę lat do życia.
Po śmierci Jerzego Mietek nie chciał kontaktować się z ludźmi. Zachowywał się tak, jakby miał wyrzuty sumienia, że Jerzego nie ma, a on żyje nie wiadomo po co i musi patrzeć na to wszystko, co przedtem oglądał i przeżywał z Waldorffem – opowiada Zofia Kucówna.
Jerzy Kisielewski: – Mietek też najpierw mówił: Muszę być pochowany obok Jerzego, ale potem, jakby przeczuwając kłopoty, powiedział: Spalcie mnie i rozsypcie prochy przy jego grobie.
Ostatecznie jednak urna z popiołami Mieczysława Jankowskiego spoczęła w grobie Waldorffa. Ksiądz opiekujący się Powązkami chciał tylko wiedzieć, czy rodzina nie będzie miała nic przeciwko temu.
Jerzy Kisielewski: – Pokazałem mu testament, w którym Waldorff prosił, żeby pochować Mietka razem z nim. I budował tę skomplikowaną konstrukcję prawną, żeby mieć pewność, że po jego śmierci nikt Mietkowi nie zrobi krzywdy.
Wywiad archiwalny Canal+ „7 Niebo", „8 Niebo" przeprowadził ten wywiad Tomasz Raczek.
youtube
0 notes