Tumgik
#Historia kontynuacyjna
ramoninth · 24 days
Text
IV ½
– Eeej, Ziemia do Mateusza! – powiedział w pewnym momencie Patryk do swego kolegi, kiedy podgłośniłem nieco głośność, sens, wiem, bowiem sądziłem, że może teraz wydarzyłoby się coś istotnego lub chociaż ciekawego – Żyjesz ty tam? – spytał, gdy jako iż wiedziałem, że mieli jeszcze trzy i pół godziny do dotarcia na Antarktydę po prostu usiadłem na krześle przed monitorami, bowiem wiedziałem, że dzisiaj jeszcze bym się nastał i nachodził – Mówię do ciebie od dwóch minut, a ty nie reagujesz. – dodał, kiedy ujrzałem, że Mateusz rozejrzał się.
– A, sorki, zamyśliłem się. – odpowiedział Mateusz i w sumie aż mnie zaczęło ciekawić o czym on tam tak myślał, bowiem fakt, zwykle z tego co ich obserwowałem to aż tak się nie zamyślał.
– O czym ty tak myślałeś od bodajże momentu naszego wystartowania? – zapytał Patryk i miło wiedzieć, że nie tylko mnie to ciekawiło, to może bym się dowiedział nad czym Mateusz się tak zastanawiał – Wyjątkowo do tego momentu siedziałeś cicho, ba, nawet TV w telefonie nie oglądałeś, co jest nietypowe jak na ciebie podczas tej podróży. – stwierdził ten fakt, kiedy usłyszałem za sobą kroki, jednak jako iż nie zmierzały w moją stronę to nie zwróciłem na nie uwagi.
– Zastanawiałem się nad tą całą sytuacją. – zaczął swoją opowieść, kiedy założyłem nogę na nogę – Bowiem nie sądzisz, że to wszystko jest wybitnie podejrzane? – zapytał i WOW, JEDNAK MIAŁ JAKIEŚ WĄTPLIWOŚCI?! To cud, spodziewałem się po nich, że do końca żaden z nich by nawet wątpliwości nie zaczął mieć.
– Co masz na myśli? – spytał Patryk, z tego co widziałem na chwilę zwracając wzrok w bok.
– Bowiem chociażby to przebiegunowanie. – zaczął swe tłumaczenia, gdy oparłem się bardziej o oparcie krzesła i zacząłem czekać na to, jakie on tam wnioski wysnuł – Dobra, jestem w stanie uwierzyć, że może się wydarzyć w tym roku, bowiem to cholernie nieregularne zjawisko – mówił, ej, ale co by nie mówić to mi zaimponował, bowiem nie podejrzewałem, że którykolwiek z nich wiedziałby coś więcej o przebiegunowaniu, bowiem to też nie tak, że to jakiś mainstreamowy i ogólnie debatowany temat – jednak kurwa, przecież tego nie da się nie przeżyć, nasi przodkowie to i podobne rewelacje przeżywali. – kontynuował i w sumie liczyłem, że nie udałoby mu się przekonać swego kolegi do tych na dobrą sprawę faktów, bowiem podczas tegorocznej akcji nie chciałem używać swej inokinezy, wolałem aby wszystko szło własnym torem. No ale jeżeli Patryk by mu uwierzył to musiałbym tej inokinezy użyć, bowiem plan by się poszedł pierdolić – Jedyne co to nam Internet, GPS-y i inne takie padną na jakiś czas. – kontynuował swe wyjaśnienia, kurna, skąd on tyle o przebiegunowaniu wiedział, z tego co ja wiedziałem to oni nie interesowali się takimi obskurnymi tematami – A poza tym, to generalnie ten Globus też się jakoś tak podejrzanie zachowuje. – nie przestawał wypowiadać swych wyjaśnień, nie mogę z tym ich opóźnionym zapłonem, to powinno wydawać się oczywiste od początku – No bo chociażby jak jakiś cep nam przeciął przewód paliwowy to „magicznie” – mówił, przy tym ostatnim słowie robiąc cudzysłów z palców wskazujących i środkowych obu dłoni – nie zadzwonił wtedy, kiedy miał, mimo iż na przykład po zamontowaniu impulsatora odezwał się od razu. – rzekł, Boże, dlaczego nie mogłeś mi dać jakichś bardziej sensownych wrogów, naprawdę, to powinno od początku się takie wydawać no – No i też typ podejrzanie dużo o Grzegorzu wie, na przykład jak rozjebać jego maszynę, którą chciał nas ustrzelić na początku chociażby. – kontynuował swoją sensowną argumentację, jasne, jednak i tak komentarze mnie się kończyły na to, jak opóźniony zapłon oni mieli – A, no i jeszcze w sumie próby zniszczenia Miejsc Przeznaczenia przez cieci Grzegorza są bez sensu, bowiem aby impuls z impulsatorów wpłynął na pole magnetyczne Ziemi to musi dotrzeć do jądra naszej planety i chuj, także nawet jak część terenu pójdzie się jebać, to impuls i tak by dotarł. – wypowiedział to skandalicznie długie zdanie, kiedy westchnąłem z zażenowaniem nad ich opóźnionym zapłonem oraz przewróciłem oczami.
– Ty to masz kurwa opóźniony zapłon. – powiedziałem do siebie równie zażenowanym głosem, no ale w sumie dzięki temu mój plan w ogóle mógł iść w takiej formie, w jakiej sobie to wszystko zaplanowałem, więc wszystko miało swoje zalety jak widać.
– Kto? – usłyszałem obok siebie głos jednego z członków mej armii.
Słysząc go, od razu wyciszyłem głośniki, po czym odwróciłem się w jego kierunku. Kompletnie nie spodziewałem się, że ktoś z nich niedaleko mnie stał, bowiem nie słyszałem też, aby ktoś do mnie podchodził. Jasne, najbardziej skupiałem się na obserwacji tego jak daleko Patryk i Mateusz mieli jeszcze do Antarktydy oraz generalnie czy na przykład nie ogarnęli, że ich cały czas oszukiwałem aby wiedzieć czy musiałem użyć inokinezy, czy nie. Niemniej poza tym zdawałem sobie sprawę z kroków, które ewentualnie dało się słyszeć w tle, wszakże zawsze któryś z żołnierzy również stacjonujących w mej bazie mógł chcieć mi coś istotnego przekazać.
– Długo już tu stoisz? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, niekulturalnie, wiem, zwracając wzrok w jego kierunku.
– Kilka minut. – odrzekł, gdy na chwilę zwróciłem wzrok w kierunku ekranu.
– Pozostawię to bez komentarza. – rzekłem nieco zażenowanym głosem, przy okazji słysząc, że zaśmiał się – W każdym razie Mateusz, bowiem dopiero teraz zaczął mieć wątpliwości na temat tego czy czasem nie są oszukiwani. – odpowiedziałem na pierwotne pytanie, nieco obracając się na krześle w prawo i lewo.
– Szczerze obstawiałem, że jak na początku się nie zorientowali, że coś jest nie tak, to się w ogóle nie zorientują. – powiedział w sumie nieco zdziwionym głosem i nie dziwne, ja na dobrą sprawę znając ich też podejrzewałem, że za cholerę by się nie zorientowali, że cały czas zostawali oszukiwani.
– Też nie podejrzewałem, że któryś z nich jakiekolwiek wątpliwości by miał. – rzekłem, ponownie na chwilę zwracając wzrok w stronę monitora, jednak ujrzałem, że Patryk i Mateusz nadal jedyne co to rozmawiali ze sobą podczas lotu – W końcu miałem okazję poznać ich w dwa tysiące dziewiątym i potem, od dwa tysiące dziesiątego do tego roku, więc wiem, że do zbyt inteligentnych to oni się nie zaliczają. – powiedziałem tym skandalicznie długim zdaniem, odwracając się w kierunku monitora i ponownie włączając głośniki, bowiem musiałem kontrolować jak im szło, no – Anyway, wypadałoby wiedzieć, o czym tam dalej oni gadają i czy czasami nie zorientowali się jak sytuacja się na serio prezentuje. – stwierdziłem, opierając nogi o blat, nad którym zwisały monitory komputera i wpatrując się w nie.
– Niemniej, nawet mimo iż niby nie da się tego nie przeżyć, to skąd wiesz czy Grzegorz nie znalazł jakiegoś sposobu, aby zamienić to zjawisko w katastrofę na skalę globalną? – zapytał swego kolegi Patryk, ujawniając mi, że trafiłem gdzieś w, zapewne, środek jego wypowiedzi oraz udowadniając, że on wątpliwości jeszcze nie miał – Nie zdziwię się, jeżeli by coś takiego umiał osiągnąć plus też nie wiemy czym dokładniej jego żołnierze mieli zniszczyć Miejsca Przeznaczenia. – kontynuował swoją argumentację i kurna, owa miała na dobrą sprawę sens bowiem wiadomo, że nie zgrywała się z rzeczywistością, to jednak na stówę by się na to dało coś wymyślić, gdyby impulsatory faktycznie nie miały odpowiadać za wywołanie przebiegunowania – Może czymś, co zakłócałoby działanie impulsatorów i ich impuls nie mógłby dotrzeć do jądra Ziemi lub dotarłby niepełny. – wysnuł ten wniosek, ja jebe, co to się z nimi nagle stało, że zaczęli na ten temat nie dość, że dyskutować to jeszcze sensownymi argumentami?
– Ja nie mogę, co im się stało, że zaczęli sensowne argumenty mieć? – zapytałem zdziwiony, bowiem szczerze mówiąc to nigdy nie podejrzewałem, że wykazaliby się większą ilością inteligencji niż posiadali na co dzień.
– Może masz rację, niemniej i tak mam wrażenie, że Globus to może być jakiś sojusznik Grzegorza, tylko pod przykrywką. – wysnuł tę hipotezę Mateusz, unosząc wzrok znad ekranu, bowiem dopiero teraz się zorientowałem, że od jakiegoś czasu miał go spuszczonego w kierunku telefonu – Nigdy nie możesz wiedzieć czy na przykład te impulsatory to nie pic na wodę fotomontaż, który ma odciągnąć naszą uwagę od czegoś większego. – stwierdził, z tego co widziałem na moment patrząc w prawo.
– W sumie tutaj ma rację, patrząc po tym, co tworzysz w laboratoriach. – skomentował jego wypowiedź mój obecny towarzysz, kiedy kątem oka spojrzałem w jego stronę.
– Szczerze powątpiewam, że chciałoby mu się sobie cel utrudniać. – mówił i akurat celu sobie nie utrudniałem, jednak fakt, nie mógł wiedzieć co tworzyłem w laboratoriach i jakie to miało powiązanie z mym celem – Prędzej obstawiam, że w tym czymkolwiek jego niewolnicy mieli niszczyć Miejsca Przeznaczenia jest coś, co by po prostu zakłócało działanie impulsatorów. – wysnuł ten wniosek, który prawdopodobnie bym wykorzystał, gdyby impulsatory faktycznie zostały stworzone przez kogoś innego, kto me plany chciał pokrzyżować – Wiadomo, skoro normalnie przebiegunowanie Ziemi da się spokojnie przeżyć, to na sto procent coś przy nim namieszał, aby zniszczyło naszą planetę, skoro wiadomo jaki cel ma. – dodał i tak, to akurat fakt, bowiem nie samym przebiegunowaniem Ziemi chciałem zrobić rozpierdol na tej planecie, bowiem wiadomo, że dla żadnych gatunków ziemskich to zjawisko nie stanowiło zagrożenia – Ale swoją drogą kurna, na chuj on chce tę Ziemię zniszczyć? – spytał i jakie kurna założenie, że mi o planetę chodziło, bardzo gratuluję normalnie.
– Jakie kurna z góry założenie, że mi o planetę chodzi, gratki. – powiedziałem, odruchowo wskazując dłonią w kierunku widocznego na monitorze Patryka.
– W sumie chce zniszczyć świat, a nie wiadomo czy przez świat nie rozumie na przykład jedynie ludzi. – stwierdził Mateusz, no on przynajmniej logicznie pomyślał, gratuluję, któryś musiał i najwidoczniej padło na niego – To by dało się usprawiedliwić, może na przykład jest nazi ekologiem czy kimś w tym stylu. – rzekł i w sumie kinda dało się mnie tak określić, jednak na dobrą sprawę też nie w stu procentach, tylko najpierw by musieli znać podłoże mojej motywacji, hehe – Oczywiście wiadomo, zakładając, że faktycznie jest człowiekiem. – powiedział i hej, to, że chciałem zniszczyć świat nie sprawiało automatycznie, że pochodziłem z innej rasy.
– Jakby okazał się nazi ekologiem to należałoby go zajebać podwójnie. – skomentował hipotezę swojego kolegi Patryk, co w sumie miało sens, bowiem takich stuprocentowych nazi ekologów z wiedzą ekologiczną wyniesioną jedynie z Reddita to jasne, należało ogniem atomowym palić. Tacy powodowali więcej szkód niż pożytku po prostu – Kurwa, słowa nie są w stanie opisać jak ja tych śmieci nienawidzę. – powiedział, z tego co widziałem zerkając na nawigację, co w sumie sensu nie miało, bowiem mieli lecieć prosto przez cały czas, z tego co kojarzyłem.
– JAK. – skomentowałem zażenowanym głosem drugą część jego pierwszego zdania, kiedy mój towarzysz zaśmiał się.
– Akurat takich argumentoopornych idiotów chyba nikt z funkcjonującym mózgiem nie lubi. – skomentował wypowiedź swego przyjaciela Mateusz, z tego co widziałem obserwując co działo się na dole – Chociaż jebać nazi ekologów, nazi feministki mnie najbardziej wkurwiają, o ja jebe, takie to tylko spalić na stosie jak kiedyś palono czarownice. – dodał i dobrze gada, polać mu, nazi feministki jedyne co robiły to dawały sporej rzeszy facetów złe zdanie o kobietach, aniżeli im pomagały.
– TAK, DOBRZE PRAWI! – skomentował nieco głośniej wypowiedź Mateusza mój towarzysz, gdy odwróciłem się w jego kierunku – Też tych podludzi nienawidzę! – dodał, opuszczając rękę, którą dotychczas zapewne odruchowo wskazywał w kierunku widocznego na ekranie Mateusza.
– Też nienawidzę nazi feministek, jak chyba każdy człowiek z poprawnie funkcjonującym mózgiem. – stwierdziłem, na chwilę wyłączając głośniki, bowiem podejrzewałem, że wywiązałaby się nasza rozmowa na ten temat – One jedyne co robią to tak naprawdę szkodzą kobietą aniżeli im pomagają. – mówiłem, przy okazji na ten moment zdejmując nogi z blatu – Normalne feministki są OK i potrzebne, jednak ich nazi wersje powinno się palić ogniem atomowym. – stwierdziłem, zakładając ramię na ramię.
– Wiem, bo moja była to nazi feministka, między innymi dlatego ją rzuciłem. – odpowiedział i kurna współczułem, nie chciałbym mieć jako partnerki takiego śmiecia społecznego – Nie mam zielonego pojęcia jakim cudem się we mnie na początku zakochała, skoro utrwalała ten toksyczny pogląd, że kobiety są ponad mężczyznami, a nie na równi. – kontynuował, gdy usłyszałem niedaleko nas kroki, jednak jako iż nie zmierzały w naszym kierunku to zbytniej uwagi na to nie zwróciłem.
– Ja jebe, współczuję, dobrze, że mi w czasie mego życia się taka pojebka nigdy nie trafiła. – stwierdziłem, na chwilę odruchowo zwracając wzrok w kierunku monitora, jednak nie działo się tam nic ciekawego, ot Patryk i Mateusz nadal ze sobą gadali – Niemniej jak na przykład wchodzę na Pinteresta, to mnie szlag trafia jak natrafiam na takie kurwidołki mentalne. – rzekłem, szykując się na prawdopodobne wyjaśnianie czym jest Pinterest, bowiem owy powstał ledwo cztery lata temu i mimo iż sporo osób z niego korzystało, to nie wszyscy musieli wiedzieć co to za serwis.
– Czym jest Pinterest? – zadał to oczekiwane przeze mnie pytanie, kiedy przy okazji założyłem nogę na nogę.
– Taka strona internetowa, powstała cztery lata temu. – zacząłem to wyjaśnienie, na chwilę zwracając wzrok w kierunku monitora, jednak nie działo się u Patryka i Mateusza nic ciekawego, ot dalej lecieli w kierunku Antarktydy – Generalnie zawiera ona wiele przeróżnych zdjęć, grafik i tak dalej, które można zapisywać na tak zwanych tablicach. – tłumaczyłem, na nowo odwracając się w stronę mego obecnego rozmówcy – No i na tych tablicach można też tworzyć sekcje na powiązane tematycznie zdjęcia. – mówiłem, patrząc na zegar na ekranie, jednak według niego miałem jeszcze spoooro czasu do momentu, w którym Patryk i Mateusz dolecieliby do celu – Można również zdjęcia i filmy, bowiem filmy też się na tej stronie znajdują, dodawać samemu, a także komentować poszczególne Piny, bowiem tak się nazywają zdjęcia i filmy dodane na tę stronę. – wyjaśniłem i szczerze nie sądziłem, że kiedyś bym komuś tłumaczył czym jest jakaś strona ze zdjęciami, jednak ewidentnie jeszcze nie raz życie mnie zaskoczy – To co mnie w niej wkurwia to jej zasady, są strasznie nazi lewicowe. – wyjaśniłem, przy okazji waląc oksymoronem na koniec, ale co to kogo obchodziło – Tak, wiem, że to ostatnie określenie to cholerny oksymoron, jednak rozumiesz o co mi chodzi. – dodałem, a mój rozmówca przytaknął głową na znak, że rozumiał – Serio, za napisanie czegokolwiek możesz mieć wyjebany komentarz lub Pin albo najazd wkurzonych lewicowych nastolatek. – stwierdziłem i na dobrą sprawę tak się działo, przynajmniej z tego co dotychczas zauważyłem, w angielskiej części Pinteresta, jednak tam najczęściej siedziałem, więc no – Na szczęście lewicowe nastolatki w większości są w angielskiej części Pinteresta, w polskiej części jest w znacznej większości przypadków normalnie i po prostu dodawane są memy. – dodałem tym skandalicznie długim zdaniem, ponownie patrząc w stronę monitora, wiecie, musiałem co jakiś czas sprawdzać co się działo u Patryka i Mateusza skoro ich wykorzystywałem jako darmową siłę roboczą.
– Aż muszę kiedyś sprawdzić tę stronę, bowiem lubię wkurwiać lewicowe nastolatki w necie. – odpowiedział, kiedy spojrzałem w jego kierunku z zażenowaniem – Fajnie się wkurwiają. – powiedział, po czym, widząc moją reakcję, szeroko uśmiechnął się – Hehe. – skomentował mą reakcję.
– Czy ty jesteś normalny? – zapytałem również zażenowanym głosem, wciąż patrząc takim wzrokiem w jego stronę – Mnie lewicowe nastolatki wkurwiają i gdybym był moderatorem Pinteresta to komentarze i Piny takich kretynów bym masowo usuwał za debilizm. – powiedziałem, kiedy teraz to on spojrzał w moim kierunku zażenowanym wzrokiem, no cóż, obaj do zbyt normalnych się nie zaliczaliśmy – Właśnie dlatego z tej roboty by mnie wyjebano po jednym dniu. – podsumowałem swoją wypowiedź, obracając się na krześle nieco w prawo i lewo.
– I kto tu jest nienormalny? – zapytał zażenowanym głosem, gdy teraz to ja szeroko uśmiechnąłem się.
– Ty – odpowiedziałem, wskazując w jego stronę.
– Nie no, sorki, ale to ty tutaj chcesz zniszczyć świat. – stwierdził, zakładając ramię na ramię.
– Na dobrą sprawę ty też musisz tego chcieć, skoro sam do mnie przyszedłeś swego czasu. – storpedowałem jego argument, normalnie wysadzając go jak islamski terrorysta siebie.
– Spier… – powiedział niezadowolonym głosem, kiedy zaśmiałem się.
– No co, tylko prawdę mówię. – dodałem, odwracając się w stronę monitora – Anyway, sprawdźmy o czym teraz ci dwaj popierdolce gadają. – stwierdziłem, na nowo włączając głośniki.
– Spierdalaj, po prostu zazdrościsz mi, że umiem niemiecki, którego ty do dzisiaj nie umiesz się nauczyć nawet na podstawowym poziomie. – powiedział Mateusz do swego kolegi, udowadniając nam, że ominęliśmy znaczną część ich rozmowy oraz przy okazji ujrzałem, że Mateusz znowu obserwował to, co działo się na dole.
Szczerze to nie spodziewałem się, że Mateusz znał niemiecki. Nie, serio mówiłem, bowiem z tego co się swego czasu dowiedziałem, to angielski znał na meh poziomie, no a niemiecki jednak należał do języków trudniejszych niż angielski. Znaczy istniała opcja, że po prostu z jakiegoś powodu bardziej lubił niemiecki od angielskiego i nauka tego pierwszego języka przychodziła mu z łatwością. Szczerze mówiąc to miałem trochę podobnie, tylko z angielskim i aramejskim swego czasu. Wiadomo, że ten drugi język należał do o wiele trudniejszych od angielskiego, jednak jego nauczyłem się znacznie szybciej i miałem z tym mniej problemów, niż z nauką angielskiego. Obecnie oba te języki znam na poziomie C2, jednak nie zmieniało to faktu, że aramejskiego nauczyłem się znacznie szybciej i łatwiej, bowiem kiedyś miałem fazę na ten język, w sumie do dzisiaj nie wiem czemu. Obecnie jasne, nadal lubię ten język, jednak mnie aż tak nie jara jak kiedyś.
– Dobra, to wymieńmy: ja znam angielski, rosyjski, czeski i chiński, a ty jedynie hiszpański i niemiecki, a angielski znasz na poziomie meh. – wyjaśnił, a gdybym obecnie coś pił to prawdopodobnie bym ze zdziwienia monitor opluł, bowiem NIGDY bym nie podejrzewał, że któryś z nich zna chiński – Także ja po prostu w tej kwestii jestem lepszy od ciebie, pogódź się z tym. – stwierdził, z tego co zauważyłem ponownie spuszczając wzrok w stronę wskaźnika paliwa, hehe.
– Prosił ktoś o dodatkowy komentarz? – zapytał niezadowolonym głosem Mateusz, przy okazji poprawiając sobie czapkę i nie dziwne, bowiem tak patrząc w dół mogła mu w pewnym momencie spaść.
– Kurwa, od kiedy Patryk zna chiński?! – zapytałem ze zdziwieniem, wyłączając głośniki, bowiem na razie już o niczym innym nie gadali – Jasne, wiem, że ja też znam ten język, jednak nigdy bym nie podejrzewał, że on dałby radę nauczyć się takiego cholernie trudnego języka. – dodałem tym mega długim zdaniem, na nowo odwracając się w stronę mego obecnego towarzysza.
– Już się boję zapytać jakie jeszcze języki znasz. – powiedział mój obecny rozmówca, kiedy szeroko uśmiechnąłem się.
– Poza polskim to angielski, niemiecki, hiszpański, włoski, rosyjski, chiński, aramejski, suahili, francuski, japoński, norweski, koreański, hausa, język tocharski A, kapadocki, litewski, łacinę, czeski, słowacki i kaszubski. – pochwaliłem się moją znajomością języków i wiem, że to może brzmieć nierealistycznie, jednak na tym świecie akurat żyłem tyle, że bez problemu miałem możliwość nauczyć się tyle języków, szczególnie, że nauka języków ogólnie jest przyjemna – A na stan obecny uczę się języka bułgarskiego, ukraińskiego, duńskiego i szwedzkiego. – dodałem, kiedy mój rozmówca patrzył się na mnie tak jakby się zastanawiał czy dobrze zrobił stając po mojej stronie – No co? – spytałem jak gdyby nigdy nic.
– Po pierwsze: JAKIM KURWA CUDEM?! – zapytał, te ostatnie trzy słowa mówiąc głośniej – A po drugie czym do chuja jest język tocharski A i kapadocki? – spytał i to pytanie mnie nie zdziwiło, bowiem obecnie te języki od dawna należały do wymarłych, więc miał prawo nie wiedzieć o ich istnieniu.
– Po prostu mega lubię się uczyć języków, przyjemne to jest, a że żyję już bardzo długo to miałem mnóstwo czasu na to. – odpowiedziałem, wzruszając ramionami, jakby nauczenie się dwudziestu języków na poziomie C2 należało do powszechnie normalnych – Ot co. – powiedziałem, zwracając wzrok w stronę zegara na monitorze – A co do tego drugiego pytania, to są to dwa z języków obecnie wymarłych. – zacząłem wyjaśnienia na temat tychże języków, co w sumie lubiłem, bowiem zajebiście jest wiedzieć coś, czego inni nie wiedzą – Język tocharski A jest, a właściwie był, jednym z języków należących do grupy języków tocharskich, ku zaskoczeniu nikogo. – stwierdziłem, na nowo zwracając wzrok w kierunku mego rozmówcy i zakładając ramię na ramię – Występowały na obszarze wschodniego Turkiestanu Chińskiego i Azji Środkowej, język tocharski A występował na wschodzie. – wyjaśniłem i szczerze to w sumie cieszyłem się, że znałem dwa języki wymarłe, bowiem mogłem w nich pisać w swym pamiętniku i nie musiałem się obawiać, że ktokolwiek by odczytał co tam napisałem, hehe – Języki tocharskie wymarły wiek po tym, w którym ja się urodziłem, bowiem kultura Tocharów też strzeliła kopytami po tym jak owi zostali najechani i podbici przez Ujgurów, taką turecką grupę etniczną. – kontynuowałem tym niemoralnie długim zdaniem, kiedy z zewnątrz dało się usłyszeć dźwięk zatrzymującej się ciężarówki oraz tego, że ktoś z mej armii szedł w kierunku owej – A język kapadocki, jak nazwa wskazuje, używany był w Kapadocji w pierwszym wieku naszej ery. – dodałem tym krótkim w cholerę wyjaśnieniem, jednak o tymże języku generalnie wiele powiedzieć się nie dało.
– Czekaj, czekaj kuźwa. – powiedział wyjmując telefon, a ja lekko uśmiechnąłem się wiedząc o co mu chodziło.
No to by się zdziwił i to na stówę, gdyby się dowiedział, że powiedziałem, iż języki tocharskie wymarły wiek po moim urodzeniu, co znaczyło, że wymarły w ósmym wieku. Dobrze, że zawsze miałem przy sobie dowód osobisty, to na sto procent by mi uwierzył, bowiem w sumie bez owego to tak właściwie uwierzyć się w to, że urodziłem się w siódmym wieku naszej ery, nie dało. Oczywiście na zaś już tenże dowód wyjąłem i, jak się potem okazało, słusznie zrobiłem.
– Nie no, musisz mnie wkręcać. – powiedział, chowając telefon.
– Kiedy nie. – rzekłem, pokazując mu mój dowód osobisty – Na serio urodziłem się w siódmym wieku naszej ery. – dodałem, kiedy ze zdziwieniem spojrzał na mój dowód osobisty.
– Kurwa, faktycznie. – powiedział zszokowanym głosem, patrząc w stronę mej daty urodzenia – Jakim cudem?! – zapytał nadal takim samym głosem, unosząc wzrok znad dowodu.
– Genetyka – odpowiedziałem, chowając dowód osobisty – Po prostu mam taki gen, a właściwie zestaw genów, które sprawiają, że jasne, da się mnie zabić, jednak można mnie też i wskrzesić plus ze starości nie umrę ani się nie zestarzeję. – wypowiedziałem to skandalicznie długie zdanie, kurde, chyba dzisiaj mieliśmy dzień takowych, bowiem już któryś raz mega długie zdanie wypowiedziałem – Od momentu, kiedy miałem dwadzieścia pięć lat wyglądam z zewnątrz tak samo aż do dzisiaj. – rzekłem i tak, zgadliście, temu konkretnemu członkowi mej armii ufałem, bowiem od dwa tysiące dziewiątego stał po mojej stronie jako jedyny i nawet po akcji z dwa tysiące dziewiątego nie odszedł – Jednak odziedziczenie tego genu to jak wygrana w Totka, bowiem z tego co wiem to żaden z mych dzieciaków, które w całym swym życiu miałem, nie odziedziczył tego genu. – dodałem znowu mega długim zdaniem, ja nie mogę, musiałem zacząć je jakoś ograniczać – Chyba, pewności stuprocentowej mieć nie mogę. – zakończyłem, na moment odwracając się w stronę monitora.
– Zazdro – powiedział i miałem dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewności, że zazdrościł mi tylko dlatego, że sam takich genów nie miał.
– Zazdrościsz mi tego, bo sam takiego zestawu genów nie masz. – rzekłem, odwracając się w jego kierunku, bowiem na monitorze nie działo się nic ciekawego, ot Patryk i Mateusz dalej lecieli w kierunku Antarktydy – Uwierz, że jasne, ma to sporo zalet, jednak nie jest takie fajne jak może się wydawać. – stwierdziłem, prostując ręce i opierając je o podłokietniki – Po pierwsze i najważniejsze, mega chujowe i nieprzyjemne ogólnie jest patrzenie jak twoi bliscy umierają na twoich oczach, a ty wiesz, że nigdy na stałe do nich nie dołączysz. – mówiłem tym wyjątkowo długim zdaniem i szczerze nie podejrzewałem, że udałoby mnie się przekonać go do mego punktu widzenia, bowiem szczerze to jeszcze nikogo, kto o mnie to wiedział, nie udało mnie się przekonać do tego, że nieśmiertelność NIE JEST aż tak fajna jak przeciętny człowiek by sądził – A po drugie to po śmierci nadal posiadam aktywną świadomość, więc tak, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie żyję i nie mogę z tym nic zrobić. – wyjaśniłem jedną z najgorszych rzeczy w posiadaniu takich genów jakie ja miałem, bowiem na serio, wyobraźcie sobie wiedzieć, że się nie żyje i nie móc z tym nic zrobić, to jakąś masakrę stanowiło – No i też wiadomo, możliwość zobaczenia jak świat się zmieniał na przestrzeni wieków jest spoko, jednak ze względu na historię chociażby takiej Polski, w której żyłem od urodzenia, nie należało to do stuprocentowo przyjemnych. – dodałem, odwracając wzrok w stronę ekranu, jednak ujrzałem, że Patryk i Mateusz na razie o niczym nie gadali, ot lecieli przed siebie oraz na zegarze widziałem, że sporo czasu im jeszcze pozostało do dotarcia na Antarktydę.
– Do tego pierwszego na stówę da się przyzwyczaić, w sumie tak jak i do wszystkiego, nawet jeżeli zajmuje to dużo czasu. – zaczął kontrargumentację, no mówiłem, że tak się to skończy i proszę bardzo, miałem rację – To trzecie to faktycznie szczególnie w czasach rozbiorów, obu wojen światowych i tak dalej musiało być do dupy. – mówił i miło, że chociaż w tym się obaj zgadzaliśmy, bowiem na dobrą sprawę nie miałem zielonego pojęcia kto chciałby żyć chociażby w czasach drugiej wojny światowej – A to drugie brzmi zajebiście. – powiedział, kiedy walnąłem facepalma nad jego logiką, a kiedy to zrobiłem on zaśmiał się.
– Gdzie ty zgubiłeś mózg. – powiedziałem zażenowanym głosem, opuszczając rękę – Uwierz mi, że to NIE – mówiłem, to ostatnie słowo wypowiadając znacznie głośniej – jest przyjemne ani zajebiste, na serio. – dodałem, jednak on nie wydawał się przekonany, no co za typ – Wiesz, że nie żyjesz, jednak nie możesz otworzyć oczu, nie możesz nic usłyszeć, poczuć, nie masz poczucia czasu oraz nie wiesz czy zostaniesz wskrzeszony w tej dekadzie czy może za czterdzieści lat. – wypowiedziałem to, co się…odczuwało? To dobre słowo w tej sytuacji? No cóż, inne mi nie pasowało, także no, to co się odczuwało w takiej sytuacji – Nie brzmi to zbyt przyjemnie, prawda? – zadałem to retoryczne pytanie, stawiając prawą nogę normalnie.
– Może i nie, ale ciekawie to już tak. – dodał, gdy przewróciłem oczami.
– Prawdopodobnie musiałbyś tego na własnej skórze doświadczyć, aby przekonać się, że to nie jest takie fajne jak myślisz. – stwierdziłem, całkowicie odwracając się w stronę monitora, bowiem jednak obecnie musiałem kontrolować jak im szło oraz jak daleko od Antarktydy się znajdowali – Czego ci oczywiście nie życzę, pomijając fakt, że oczywiście jako iż takiego zestawu genów nie masz, to nigdy cię to nie spotka. – podsumowałem tym tragicznie długim zdaniem, ewidentnie wyjątkowo dużo ich dzisiaj wypowiadałem, przy okazji na nowo włączając głośniki i na stan obecny nieco je ściszając, bowiem nic ciekawego nie dało się z nich usłyszeć.
Jednak, po tej wybitnie długiej rozmowie, nastała cisza, bowiem na dobrą sprawę nie mieliśmy pojęcia jak mieliśmy ją dalej kontynuować. Po prostu dalej obserwowaliśmy jak Patrykowi i Mateuszowi szedł lot do celu oraz czasami jeszcze krótko o czymś porozmawialiśmy. Nie należało to jednak do niczego aż tak ciekawego, abym was tymi krótkimi rozmowami zasypywał.
Ja obserwowałem ich do momentu, kiedy na zegarze pojawiła się informacja, że do ich dolecenia do celu pozostało pięćdziesiąt minut. W czasie obserwacji ich tak na dobrą sprawę obecnie to się wynudzić dało, bowiem wyjątkowo nic ciekawego się nie działo. Kiedy jechali na lotnisko oraz lecieli samolotem na początku tej całej akcji to przynajmniej miałem na co popatrzeć, plus przez większość czasu musiałem sterować maszyną, którą niby chciałem ich zestrzelić. Oczywiście w rzeczywistości wtedy to nie stanowiło mego celu, skoro to oni mieli za mnie rozstawić impulsatory. Dziwne, że się nie zorientowali, że ta maszyna miała coś zwalonego cela i, że coś jest nie tak. W rzeczywistości bowiem aż tak nieistniejącego aimu to ja nie miałem, mimo iż wiadomo, że do idealnych nie należał, szczególnie bez celownika. Potem na pustyni przynajmniej miałem na co popatrzeć jak się napieprzali z częścią mej armii, plus wiadomo sam się też tam udałem aby im trochę życie utrudnić, żeby przy okazji mieć pewność, że się nie zorientują iż tak naprawdę ich wykorzystywałem. W katakumbach przynajmniej musieli ciągle na coś uważać oraz też mieli trochę problemów z dostaniem się do Miejsca Przeznaczenia, więc również miałem co pooglądać. A teraz? Niestety, najwidoczniej droga w ostatnie Miejsce Przeznaczenia musiała się okazać najnudniejsza i po prostu musiałem to wytrzymać. No ale obserwować ich musiałem, wszakże nigdy nie mogłem mieć stuprocentowej pewności, że faktycznie się w stu procentach nie zorientują, że zostawali wykorzystywani lub czy po prostu podczas drogi coś by się nie wydarzyło, przy czym wymagaliby mojej pomocy.
No ale kiedy na zegarze ujrzałem, że do celu pozostało im pięćdziesiąt minut po prostu wstałem i rzekłem do mego obecnego towarzysza:
– Pilnuj ich, a jak pozostanie pięć minut do ich dostania się na Antarktydę to mnie o tym poinformuj. – rzekłem, kiedy odwrócił się w moim kierunku, a ja już powoli zacząłem iść tyłem – Będę w mym głównym pojeździe Black Light. – dodałem, kiedy z zewnątrz dało się usłyszeć dźwięk przelatującego helikoptera, jednak wnioskując po dźwięku jego silnika to nie jeden z tych należących do mnie.
– OK – odpowiedział krótko, po czym stanął naprzeciwko monitora.
Po tej jakże ekscytującej i emocjonującej jak zbieranie grzybów debacie udałem się najpierw do zbrojowni. Uznałem, że dzisiaj w sumie wezmę inną broń niż mój standardowy dezintegrator, aby po prostu sobie urozmaicić życie. Dodatkowo też co by nie mówić, po zamontowaniu przez Patryka i Mateusza ostatniego impulsatora musiałem ich spowolnić na tyle, aby nie zdążyli na czas jakoś dezaktywować tych impulsatorów. Co prawda nie wiedziałem jak by to osiągnęli, wnioskując po tym jak owe urządzenia działały, jednak po wydarzeniach sprzed trzech lat wiedziałem, że wbrew pozorom wiele mogłem od nich oczekiwać. Można powiedzieć, że w jakimś stopniu należeli do sprytnych osób, bowiem umówmy się, to zwykli cywile, więc można by oczekiwać, że pokonanie ich stanowiłoby jedynie kwestię formalną. No a tymczasem zawsze jakoś potrafili wybrnąć nawet z najbardziej beznadziejnej sytuacji co jasne, dla nich stanowiło zaletę, jednak mi tak jakby trochę przeszkadzało. Niemniej szczerze mówiąc nadal wierzyłem, że w końcu udałoby mnie się ich pokonać, bowiem co by się nie stało to nie istniały rzeczy niemożliwe. W końcu nawet chociażby przypadkiem powinno mnie się udać zabić jednego z nich, a wtedy drugi tym bardziej nie stanowiłby problemu.
Dłużej jednak zastanowić się nie mogłem, bowiem doszedłem do zbrojowni, która znajdowała się na dobrą sprawę niedaleko głównego pomieszczenia. Po wejściu do niej i zapaleniu światła rozejrzałem się za najbardziej zajebistą bronią i jednocześnie nie dezintegratorem, którą mogłem dzisiaj użyć. Nie mogłem się zdecydować co wziąć, normalnie jak kobieta w sklepie z ubraniami, bowiem na dobrą sprawę to każdą swoją broń lubiłem na jakimś poziomie. Kiedy jednak się rozglądałem, w pewnym momencie w kącie ujrzałem stojący miecz, który miałem od czasów średniowiecza. KUŹWA, TO ON STAŁ TU? Ja jebe, od jakichś dwóch lat wszędzie go szukałem i mam prawie stuprocentową pewność, że w ten kąt również patrzyłem, jednak go znaleźć nie umiałem. Od bardzo, baaardzo dawna nim nie walczyłem, w sumie nie mam zielonego pojęcia czemu i dwa lata temu, jakiś czas po mym ponownym wskrzeszeniu, sobie właśnie o nim przypomniałem, jednak znaleźć go nie mogłem. Szczerze podejrzewam, że przestałem nim walczyć, bowiem po prostu miecze wyszły z mody i zafazowałem się na inne bronie, a kiedy powstały te palne to już w ogóle. No ale korzystając z faktu, że najciemniej pod latarnią, po prostu podszedłem do niego i wziąłem go, bowiem na sto dziesięć procent ową bronią masowej zagłady udałoby mnie się Patryka i Mateusza pokonać.
Jak coś, to fakt, który wyróżniał ten miecz od każdego innego, to taki, że podnieść go mogła jedynie osoba posiadająca nadprzyrodzone zdolności oraz jednocześnie znająca język aramejski, w sumie cholera wie czemu. Nawet na tym mieczu znajdowało się zdanie po aramejsku, które, w sposób edgy, bo edgy, ale jednak, informowało o tym fakcie. Z kolei owo zdanie, jak to miało w zwyczaju po podniesieniu tego miecza, zabłysło na jasnobrązowy kolor. Tak, oznaczało to, że na świecie tylko ja mogłem ten miecz podnieść, bowiem jasne, po tymże globie chodziła poza mną jeszcze jedna istota posiadająca nadprzyrodzone zdolności, ale aramejskiego to on nie znał, więc miecza by nie podniósł. To też stanowiło powód, dla którego, szczególnie dawniej, lubiłem ten miecz, bowiem tak właściwie tylko ja mogłem go podnieść, no a zawsze fajnie jest wykazywać się oryginalnością w nie ważne jakiej dziedzinie.
No ale obecnie po wzięciu tegoż miecza i przełożeniu go sobie za plecy ruszyłem w stronę hangaru. Tak, wiem, mógłbym bezproblemowo się przeteleportować na Antarktydę, w końcu skoro na Saharę mogłem to tym bardziej na drugi koniec świata też bym dał radę. Jednak po pierwsze i najważniejsze, jeżeli dzisiaj bym zginął to nie wiedziałem w jakim stanie znajdowałbym się po wskrzeszeniu mnie. Może nie miałbym siły aby używać me nadprzyrodzone zdolności, nie wiedziałem tego, bowiem ani wiedzy absolutnej, ani jasnowidzenia, ani jasnosłyszenia* nie posiadałem. Także no, wolałem udać się tam którymś z moich pojazdów latających, bowiem lepiej zapobiegać niż leczyć. No a po drugie to moje pojazdy, a te typu Black Light to już w szczególności, potrafiły poruszać się z prędkością światła, więc i tak, i siak w sekundę dostałbym się na Antarktydę, także no. Zdążyłbym bezproblemowo, a obecność tego pojazdu na tamtym kontynencie mogłaby mnie się przydać. Plus też w sumie tym konkretnym pojazdem z tej serii dawno nie latałem, na dobrą sprawę nie miałem zielonego pojęcia czemu. Także no, wypadało z niego skorzystać, aby tak po prostu nie stał i kurzu nie zbierał.
Także no, po jakimś czasie doszedłem do hangaru i wsiadłem do odpowiedniego pojazdu. Po zrobieniu tego, odblokowałem go, bowiem tak, został dodatkowo zablokowany poza faktem, że do startu potrzebował kluczyków. Zablokowałem go za pomocą mającego sto znaków hasła, wzorca głosu oraz skanera siatkówki oka. Wiem, zajebiście mocne zabezpieczenia, mimo iż taki przeciętny człowiek i tak, i siak prawdopodobnie miałby problem z ruszeniem tym pojazdem. Specjalnie zrobiłem go inaczej niż wyglądała dzisiejsza technologia w kwestii prowadzenia pojazdów, aby na sto dziesięć procent nikt mi go nie podprowadził. Wiedziałem co prawda, że taką weryfikację głosu oraz skanowanie siatkówki oka ciężko jest obejść, szczególnie, jeżeli nie jest się jakimś nie wiadomo jak bardzo zaawansowanym hakerem, jednak przezorny zawsze ubezpieczony. Lepiej dodać dodatkowe utrudnienia, niż potem mieć problem, bo ci ktoś statek kosmiczny podpierdzielił. No ale po odblokowaniu pojazdu, kiedy przy okazji światła w pojeździe włączyły się, uznałem, że włączę ostatnie nagrania z czarnych skrzynek, bowiem serio ciekawiło mnie, dlaczego od bardzo dawna nie używałem tego pojazdu. Jak dzisiaj uznałem, że może nim polecę na Antarktydę to serio zacząłem się zastanawiać co skłoniło mnie do tego, że od naprawdę wieeelu lat nie używałem tej maszyny. Dało się owy zapis włączyć dzięki wbudowanemu w pojazd sterowaniu głosem, jednak uznałem, że zrobię to normalnie. To nie taka mega super hiper skomplikowana czynność, wyglądało to właściwie podobnie jak włączenie filmu w Windowsie, więc nie widziałem sensu używania do tego możliwości sterowania głosem. Wiem, że kiedyś wręcz nagminnie korzystałem z tej możliwości mego pojazdu, jednak kiedyś po prostu z jakiegoś powodu byłem ową funkcją zajarany, więc no. Czemu? Nie wiem, kiedyś miałem wiele faz na różne rzeczy, których dzisiaj po prostu nie rozumiem.
No ale kiedy włączyłem zapis z czarnych skrzynek, na początku na owym nie widziałem nic niepokojącego czy niecodziennego, ot leciałem przed siebie z jakiegoś powodu nie korzystając z możliwości podróżowania z prędkością światła. Zapewne się nigdzie nie spieszyłem bądź nie musiałem zrobić nic ważnego, bowiem w przeciwnym wypadku bym z ową prędkością światła popierdalał. W sumie ciekawe gdzie wtedy leciałem, osobiście nie pamiętam już, więc podejrzewałem, że po prostu wracałem do bazy czy coś. Nie, serio, tamten dzień musiał należeć do wybitnie nudnych, bowiem wiele to z niego nie pamiętałem. No ale na samym nagraniu ujrzałem, że w pewnym momencie kokpit zaczęło oświetlać migające, czerwone światło oraz z głośników usłyszałem iż pojazd przeszył hałas alarmu. Kiedy to nastąpiło, na samym nagraniu dostrzegłem, że rozejrzałem się z niepokojem.
– Brak paliwa w obu zbiornikach. – dało się słyszeć dochodzący oczywiście z owego nagrania głos systemu.
A po chwili jedyne co usłyszałem to świst, a następnie huk i ekran zaczął się śnieżyć.
Aaa, to już wiedziałem, dlaczego od tamtego momentu w ogóle nie używałem tego pojazdu oraz nie pamiętałem praktycznie niczego z tamtego dnia. Po prostu z jakiegoś powodu, w sumie to też cholera wie czemu, skończyło mnie się paliwo w zbiornikach, mimo iż pamiętałem, że przed wystartowaniem pojazd miał pełne baki. No i rozbiłem się na pustyni i aby wrócić do bazy musiałem w serio do dupy stanie odbudować ten pojazd, co zajęło mi na dobrą sprawę nie pamiętam już jak długo. No i też kiedy już ostatecznie do bazy wróciłem sporo mi zajęło powrócenie do zdrowia. Miło się dowiedzieć, dlaczego pozornie ot tak o jak musiałem raz na jakiś czas udać się gdzieś jakimś pojazdem, to zawsze wybierałem moje inne powietrzne środki transportu. No ale też dzisiaj miałem użyć możliwości lotu z prędkością światła, a w takim wypadku na stówę w najmniej odpowiednim momencie paliwo by się nie skończyło w całości, to niemożliwe po prostu. Wiem, że w wypadku podróży z prędkością światła owy tryb zżerał więcej paliwa niż normalny, jednak nie przesadzajmy, też nie aż tyle. Plus osobiście bym się nie zdziwił, gdybym więcej nie odważył się ruszyć tego pojazdu, jeżeli bym się na to dzisiaj nie zdecydował. No ale też co do samego tego statku kosmicznego, a właściwie jego komputera, to w oczekiwaniu na moment, w którym miałem wystartować, uznałem, że trochę go uprzątnę od wewnątrz po prostu. Ot po prostu zacząłem nikomu niepotrzebne nagrania z czarnej skrzynki usuwać zostawiając jedynie te, które jakkolwiek kiedykolwiek mogłyby się przydać, także posprzątałem nawigację wywalając miejsca, do których od dosłownie dekad już nie latałem, bowiem na przykład nie istniały lub nie miałem potrzeby. Również wywaliłem starą muzykę, bowiem to chyba logiczne, że temu pojazdowi wbudowałem możliwość odtwarzania owej i zaktualizowałem tenże zbiór na muzykę, którą w obecnych czasach lubiłem słuchać. Odinstalowałem też kilka programów, które kiedyś mnie się przydawały podczas lotu, jednak obecnie wiedziałem, że praktycznie wcale bym z nich nie korzystał. Dodatkowo również zaktualizowałem programy pobrane z neta, bowiem tak dawno nie korzystałem z tego pojazdu, że jak wszedłem w aktualizacje to widziałem wybitnie długą listę. Generalnie po prostu zrobiłem takie porządki, które technicznie powinno się wykonywać regularnie, jednak to chyba logiczne dlaczego tutaj tego nie robiłem. Osobiście nie wiedziałem ile mi to zajęło, ale chyba serio długo, bowiem w pewnym momencie z zewnątrz pojazdu usłyszałem kroki. W sumie na początku nie przejąłem się nimi, bowiem zawsze któryś z członków mej armii mógł z jakiegoś powodu tutaj przyjść. Jednak okazało się, że to do mnie, bowiem szybko usłyszałem, że ktoś wchodził do pojazdu.
– EEE! – usłyszałem głos Sebastiana, czyli tego członka mej armii, z którym gadałem przy monitorach jakby co, tak miał na imię, a że to w przyszłości okaże się istotne, to wam już mówię jego imię.
– Czego chce? – zapytałem, odwracając się w jego kierunku.
– Za pięć minut Patryk i Mateusz będą na Antarktydzie. – poinformował, gdy nieco skrzyżowałem nogi.
– OK, dzięki za info. – podziękowałem, odwracając się w kierunku panelu – To jeszcze otwórz mi dach. – powiedziałem, bowiem po cholerę miałem wychodzić i sam to robić, skoro on się nawinął.
– K – odpowiedział tak krótko i mega ambitnie się dało, że to aż szok, gdy odwróciłem się w jego kierunku i spojrzałem zażenowanym wzrokiem w jego stronę.
– Jakim cudem ty maturę z polskiego zdałeś, debilu? – zapytałem równie zażenowanym głosem, kiedy ten szeroko uśmiechnął się widząc i słysząc moją reakcję.
– Bowiem zajebisty temat rozprawki się trafił. – odpowiedział tak szczerze, że to aż szok i w sumie nie dziwne, jak czasami patrzyłem na arkusze maturalne to dziewięćdziesiąt osiem procent maturzystów zdawało zapewne właśnie jedynie dzięki pomocy rozprawki.
– Wnioskując po tym, jak czasem się wypowiadasz, to chyba w OKE byli najebani jak ci tę maturę sprawdzali. – powiedziałem nadal zażenowanym głosem, kiedy Sebastian szerzej uśmiechnął się – Anyway, wytrąbiaj sufit otwierać, bo jeszcze nie zdążę. – rzekłem, odwracając się w kierunku panelu.
– Pomińmy fakt, że te gruchoty potrafią latać z prędkością światła. – powiedział, z tego co słyszałem wychodząc z pojazdu.
– Jeszcze raz nazwiesz Black Light gruchotem, to jak wrócę, to zamiast komunistów ty zawiśniesz na drzewie zamiast liści. – rzekłem, a w odpowiedzi usłyszałem jedynie, że Sebastian zaśmiał się, a po kilku sekundach usłyszałem i ujrzałem, że otworzył dach.
Serio, dalibyście wiarę, że on stoi po mojej stronie tak właściwie to od dwa tysiące szóstego roku, bowiem wtedy zaczynałem przygotowania do tego, co miało się wydarzyć trzy lata później? Też mnie to zdziwiło, jak w roku dwa tysiące dziesiątym powróciłem i po powrocie do bazy ze wszystkich mych ówczesnych sojuszników zastałem jedynie jego. Wiadomo, nie narzekałem na to, bowiem zawsze warto mieć chociaż jedną stuprocentowo wierną osobę, jednak w wolnej chwili musiałem się dowiedzieć, co się w jego przeszłości dokładnie zadziało, że się na to zdecydował. Mniej więcej znałem jego przeszłość, to wiadome, abym mógł próbować przeciągnąć go na swoją stronę, jednak też owej nie znałem w nie wiadomo jakich detalach.
Obecnie jednak, po otworzeniu sufitu, wyleciałem z bazy i, po znalezieniu się poza nią, w nawigacji ustawiłem jako cel lotu Antarktydę, po czym włączyłem dodatkowe dwa silniki umożliwiające lot z prędkością światła. Kiedy natomiast to zrobiłem, rozpędziłem się i ruszyłem w dosłownie sekundę znalazłem się na drugim końcu świata i, gdy wyłączyłem silniki po prostu zauważyłem przed sobą ten lodowy kontynent. Mega dużo hajsu kosztowało mnie stworzenie tych pojazdów, jednak nie żałowałem, to oszczędzało tyle czasu, jeżeli nie mogłem lub nie chciałem się gdzieś teleportować, że to aż szok. W sumie tak teraz zacząłem się zastanawiać czy może by nie sprzedać tego patentu do NASA, to bym w cholerę hajsu zarobił, jednak szybko uświadomiłem sobie, że nie dla psa kiełbasa. Nie zasługiwali, aby móc podróżować z taką prędkością, sorki, musieli dealować z tym, co obecnie mieli.
W kaaażdym razie, po znalezieniu się nad Antarktydą, kiedy dwa silniki całkowicie wyłączyły się, schowałem je i po prostu wylądowałem. Kiedy to zrobiłem, upewniłem się jeszcze, że miałem przy sobie telefon. Na szczęście okazało się, że go wziąłem, bowiem gdybym tego nie zrobił, to miałbym przejebane. W końcu dzięki niemu wiedziałem, kiedy Patryk i Mateusz zamontowali dany impulsator i mogłem zareagować. No i też za pomocą owego telefonu się z nimi kontaktowałem, bowiem to w nim znajdował się używany przeze mnie modulator głosu. Jasne, gdybym go zapomniał to bym się do bazy po niego przeteleportował i na nowo wrócił na Antarktydę, taka zaleta posiadania tej nadprzyrodzonej zdolności, jednak warto jest mieć najważniejsze rzeczy zawsze przy sobie. No ale skoro go miałem, to po chwili po prostu wyszedłem na zewnątrz.
Jako iż posiadałem atmokinezę to chyba nie dziwi was fakt, że bezproblemowo wytrzymywałem w płaszczu przy takich temperaturach, jakie na tym kontynencie panowały, co nie? Po prostu ten mróz odczuwałem jako przeciętne chłodne, jesienne popołudnie. Oczywiście logiczne, że w drugą stronę też tak miałem, więc mógłbym nawet w Słońce wpaść i bym nie spłonął. Lubiłem tą nadprzyrodzoną zdolność, pomijając odporność na wszelkiego rodzaju temperatury znacząco ułatwiała życie. Dodatkowo dzięki temu pogoda nigdy moich planów zepsuć nie mogła, bowiem zawsze mogłem zmienić ją na taką, jakiej w danym momencie potrzebowałem. Szczerze? Jeżeli miałbym zrobić ranking mocy, które najbardziej lubiłem, to, co zapewne was zdziwi, atmokineza zajęłaby pierwsze miejsce, a teleportacja drugie. Po prostu atmokineza niejednokrotnie podczas przeciętnego dnia mnie się przydawała i nie wyobrażałem sobie mego obecnego życia bez niej. Wiadomo, gdybym urodził się bez supermocy to bym się przyzwyczaił do ich braku, jednak mówię to wszystko z perspektywy osoby, która od urodzenia je posiada. Technicznie, bowiem wiadomo, że ujawniły się one u mnie, gdy miałem czternaście lat. Co do samego rankingu, to na trzecim miejscu umiejscowiłbym swoją inokinezę, na czwartym chronokinezę**, na piątym Crash!***, a na szóstym nullify****. Nullify to praktycznie wcale nie używałem, bowiem i niby JAK. Jedyne kiedy tej nadprzyrodzonej zdolności używałem to jeżeli musiałem się napieprzać z jednym z mych wrogów, które supermoce również miał, jednak on generalnie nawet jakby to rzadko używał ich w walce. Także no, na co dzień nie uważałem za potrzebne nullify, skoro urodziłem się w świecie, w którym poza mną tylko jeden ziom miał nadprzyrodzone zdolności. Ba, typ urodził się w dziewiętnastym wieku, a pierwszy raz styczność z nim miałem wiek później, więc przez większość życia ta moja zdolność po prostu istniała, ale nawet nie miałem jak jej użyć. Generalnie najczęściej to stosowałem atmokinezę, inokinezę i teleportację, można powiedzieć, że te trzy moce stanowiły dla mnie takie podstawowe trio. Chronokinezy na poziomie absolutnym nie miałem jak coś, za jej pomocą mogłem zatrzymywać czas, zapętlać go oraz skakać w przyszłość jedynie. Niemniej często ją używałem, bowiem posiadałem wszystkie potrzebne jej funkcje, chociaż tej ostatniej rzadko używałem, bowiem nie chciałem sobie przyszłości spoilerować. A Crash! to w sumie najczęściej używałem jak się nudziłem i uznałem, że wywołanie paniki na przykład na ulicy to zajebisty pomysł na nudę. Czasami wiadomo, stosowałem to aby się gdzieś dostać, coś podpierdolić i tak dalej, jednak głównie stosowałem ją z tego pierwszego powodu. Hmmm…W ogóle to może by użyć chronokinezy aby sobie skoczyć nieco w przyszłość i przyspieszyć napierdalanie się z Patrykiem i Mateuszem? Eee, nie, uznałem szybko, że nie. Jak wspominałem wcześniej, wolałem aby przy tej akcji wszystko szło swoim torem, jeżeli oczywiście nie stanowiłoby zagrożenia dla powodzenia mego planu. Wszakże jak na razie wszystko szło idealnie, ba, nawet nie miałem potrzeby używania mych supermocy, no poza teleportacją i atmokinezą, aby utrudnić życie Patrykowi i Mateuszowi na pustyni. Swoją drogą co do nich to też nie potrafiłem uwierzyć w to, jakim cudem w ogóle się nie zorientowali w stu procentach, że coś działo się nie tak jak powinno. Jasne, Mateusz od jakiegoś czasu zaczął mieć słuszne wątpliwości, jednak i tak nastąpiło to cholernie późno. Przeciętny człowiek chyba już na początku lub praktycznie na początku się by zorientował, że chyba jednak coś jest nie tak. Znaczy wiedziałem o nich od dawna, że do specjalnie inteligentnych się nie zaliczali, ale nie sądziłem, że mogli okazać się aż takimi debilami, aby nie załapać tak prostych sygnałów na to, że chyba jednak są wykorzystywani.
Me wyjątkowo długie przemyślenia, podczas których po prostu rozglądałem się po okolicy, przerwał dźwięk powiadomienia w mym telefonie. Słysząc to, od razu wyjąłem owo urządzenie z kieszeni płaszcza, bowiem to mogło się okazać istotne. Faktycznie, nie myliłem się, bowiem gdy odblokowałem telefon ujrzałem informację, że Patryk i Mateusz zainstalowali ostatni impulsator. Widząc to, od razu, po upewnieniu się, że modulator głosu został włączony oczywiście, zadzwoniłem do nich. Szybko odebrali, w sumie nie dziwne w obecnej sytuacji.
– Gratulacje. – pogratulowałem im ich debilizm, widząc ich na ekranie, kiedy przy okazji dotychczas padający śnieg zaczął padać nieco bardziej – Właśnie zamontowaliście ostatni impulsator – mówiłem, w tym samym czasie używając mej inokinezy i na razie po prostu sprawiając, że nad częścią Antarktydy, w której oni się znajdowali, zrobiło się nieco ciemniej – dzięki czemu przebiegunowanie nie będzie już problemem na długie lata. – powiedziałem, widząc, że Mateusz uniósł wzrok znad telefonu i rozejrzał się po ewidentnie ciemniejszej okolicy – Aha i zanim zapomnę! – powiedziałem, teleportując się niedaleko miejsca, w którym się znajdowali, jednak swoją inokinezą sprawiając, że na razie nie mogli mnie ani dostrzec, ani usłyszeć – Mam do was jedno pytanie. – dodałem, jednak na razie owego pytania nie zadałem, bowiem swoją inokinezą sprawiłem, że ich połączenie zaczęło się śnieżyć i przerywać, aż w końcu ekran ich telefonu zaczął śnieżyć się całkowicie, tak jak stare telewizory, kiedy zerwało zasięg.
Kiedy zaś to nastąpiło, chowając telefon swoją inokinezą zamknąłem ich w całkowicie czarnym cylindrze. Oni przez jego ściany widzieć nie mogli, jednak ja cały czas mogłem obserwować ich, znajdujących się w środku tegoż walca, w którym ich oraz stojący impulsator oświetlało takie światło, jakby od góry włączyć skierowany w ich stronę reflektor. Co do impulsatorów to na razie i ten obecny tutaj, i pozostałe dwa zatrzymałem w czasie, abym miał możliwość bezproblemowo przekazać im, że ich debilizm dawno wystrzelił poza ustalone przez siebie granice i leciał dalej.
– Jak to jest żyć bez mózgu? – zapytałem, widząc, że słysząc mnie w tym momencie zdziwili się.
– Co? – spytał zdziwionym głosem Patryk, rozglądając się, mimo iż na sto procent wiedział, że akurat oni przez te ściany nic by nie dostrzegli – O co ci chodzi? – zapytał, wiadomo czemu nie dostrzegając mnie.
– To banalnie proste i dziwi mnie, że ty, Patryku, w ogóle się w tym nie zorientowałeś, a ty, Mateuszu, zorientowałeś się tak późno. – zacząłem swoją przemowę, teleportując się bardziej na bok, a Patryk i Mateusz, zapewne odruchowo, odwrócili się w tym kierunku – Było właśnie na odwrót. – rzekłem pozornie nie na temat, teleportując się nieco w lewą stronę niż dotychczas stałem i tak, jak coś to teleportowałem się tak aby dodać zajebistego efektu, jak się urodziłem z prawie pełną inokinezą oraz pełną teleportacją to zamierzałem korzystać z pełnych możliwości teleportacji i prawie pełnych inokinezy – Żadne przebiegunowanie nie miało się wydarzyć, naturalnie jest na to jeszcze ZA wcześnie. – tłumaczyłem, to przedostatnie słowo wypowiadając głośniej i teleportując się w miejsce za mymi dwoma wrogami – To właśnie impulsatory MAJĄ do niego doprowadzić. – kontynuowałem, to czwarte słowo ponownie mówiąc głośniej, kiedy Patryk i Mateusz odwrócili się za siebie – Tak, wiem, że przebiegunowania nie da się nie przeżyć, wy nawet nie wiecie ile ja takowych w swoim życiu przeżyłem i w żaden sposób nie wpłynęło to ani na ludzkość, ani na pozostałe gatunki. – wypowiedziałem to mega długie zdanie, teleportując się w prawą stronę i to akurat fakt, że dużo przebiegunowań przeżyłem, w końcu przypominam, że urodziłem się w siódmym wieku, a to zjawisko w sumie często występowało jakby się tak zastanowić – Jednak właśnie to też był cel impulsatorów. – ciągnąłem dalej, kiedy dało się usłyszeć, że rozpętała się arktyczna wichura, super, akurat tego nie lubiłem – Mają wysyłać cyklicznie na tyle silne impulsy elektromagnetyczne, aby podczas wywołać przebiegunowanie oraz podczas niego kompletnie zdestabilizować pole magnetyczne Ziemi do tego stopnia, że całkowicie zaniknie. – wyjaśniłem to, w jaki sposób impulsatory miały w ogóle działać, teleportując się w miejsce naprzeciwko mych dwóch wrogów – No i bez pola magnetycznego Słońce was wszystkich spali i problem z głowy. – dokończyłem i tak, wiedziałem, że obecnie Słońce tak nie za bardzo miało szansę spalić życie na Ziemi, jednak chyba nie myśleliście, że na to nie miałem planu – I wiem, że Ziemia nie jest aż tak blisko Słońca, aby owo spaliło to, co na niej jest, jednak chyba nie myślicie, że nie planowałem w tym samym czasie sposobu aby tego dokonać. – dodałem, teleportując się nieco na prawo od miejsca, w którym do tej pory stałem – A po co ja miałem się wybierać i rozstawiać te impulsatory, skoro mogłem wykorzystać bodajże najbardziej łatwowierne osoby w kraju? – zadałem to retoryczne pytanie, kiedy ujrzałem, że nawet we wnętrzu walca dało się dostrzec rozpoczynającą się śnieżycę, no serio trochę do dupy, bowiem w śnieżycy czy ulewie nie lubiłem walczyć, no ale jak mus to mus – A i jak coś to Globus nie istniał, to cały czas byłem ja, tylko używałem modulatora głosu. – dodałem, aby na sto procent mieli pewność, że przez ten cały czas zostawali oszukiwani – I wiecie co wam jeszcze powiem? – zapytałem, gdy ujrzałem, że do wnętrza walca zaczęło wpadać więcej śniegu, normalnie prawa Murphy’ego pełną parą – Jesteście debilami. – odpowiedziałem na to pytanie, teleportując się tym razem za Patryka i Mateusza – Tak bardzo chcieliście ratować świat, a przez swoją naiwność doprowadziliście do jego zagłady. – podsumowałem swoją mega długą wypowiedź, dawno takich kloców tekstu nie wypowiadałem w sumie, widząc, że moi wrogowie odruchowo odwrócili się w kierunku źródła dźwięku.
– Ty Grzegorz też zbyt inteligentny w tym wszystkim nie jesteś. – zaczął Patryk, nieco cofając się, mimo iż na razie nie zamierzałem ich atakować i nie, naprawdę nie obchodzi mnie to, że mógł tego nie wiedzieć – W końcu w takim razie po cholerę bezcelowo wysłałeś tylu ludzi na pewną śmierć? – zaczął, kiedy po tym idiotycznym pytaniu zaśmiałem się.
– Oj Patryku, Patryku, myślałem, że to oczywiste, jednak ty pokazujesz, że w waszym wypadku mogę się absolutnie wszystkiego spodziewać. – powiedziałem, teleportując się za nich, jednak jeszcze pozostając na zewnątrz walca i nieco podchodząc do ściany – Po pierwsze, to chyba logiczne, że skoro chciałem abyście rozstawili impulsatory, to musiałem udawać, że w rzeczywistości gryzło się to z mymi planami co do zagłady świata. – rzekłem i serio nie sądziłem, że musiałbym komuś coś tak prostego tłumaczyć, ewidentnie moi wrogowie jeszcze niejednokrotnie by udowodnili, że absolutnie wszystkiego mogłem się po nich spodziewać – Także wiadomo, że musiałem udawać, że chcę owe trzy miejsca świata zniszczyć, mimo iż, co powinno być oczywiste, chuja by to zdziałało w kwestii funkcjonowania impulsatorów. – tłumaczyłem, kiedy śnieg zaczął jeszcze mocniej padać, kurde, chyba dzisiaj pogoda z jakiegoś powodu mnie nienawidziła, jednak mimo iż nie lubiłem w takich warunkach walczyć, to uznałem, że zostawię ją jak jest, bowiem klimatu trochę to dodawało – Po drugie, ilość osób, na których mi zależy i które nie są mną wynosi równo jedną sztukę… – mówiłem, jednak zastanowiłem się, bowiem istniała szansa, że druga osoba, na której również mi zależało, jeszcze żyła, chociaż to trochę jak wygrana w totka – Lub dwie, jeżeli miała szczęście. – rzekłem nieco ciszej – Także naprawdę sądzicie, że to czy zginą, czy nie mnie obchodziło? – zadałem to retoryczne pytanie, swoją inokinezą dzieląc ściany na mniejsze prostokątne panele oddzielone od siebie za pomocą nieco świecących na żółto linii – Nie rozśmieszajcie mnie, po prostu uznałem, że po co ja miałem się z tym pieprzyć, skoro mogłem wysłać innych i sam zająć się ważniejszymi sprawami związanymi z mym planem. – podsumowałem, rozsuwając część paneli ściennych, tak, jak coś to lubiłem grać w Portal 2, stąd uznałem, że wykorzystam tutaj ten efekt, bowiem gdyż dlatego że kto mi zabroni – Ale obecnie najważniejsze jest to, że kiedy znowu puszczę czas, w którym owe impulsatory na razie zostały zatrzymane, to wreszcie zrealizuję swój cel. – mówiłem dalej, wychodząc przez otwartą część ściany, a Patryk i Mateusz odwrócili wzrok w moim kierunku.
Przed przekroczeniem paneli oraz w ogóle przed otwarciem ich również zdjąłem kaptur. Uznałem, że co mi szkodziło, skoro i tak by niedługo zginęli to mogli dowiedzieć się, z kim mieli do czynienia drugi raz w swym życiu. Szczególnie, że ja sam nie wyglądałem nie wiadomo jak, jedynie miałem całkowicie bladą skórę oraz całe żółte, świecące się oczy. Tak naprawdę pod względem wyglądu zewnętrznego to jedyne, co wyróżniało mnie od przeciętnych obywateli. Widziałem jednak, że zdziwili się faktem tego, iż ujrzeli mnie bez kaptura, co mnie osobiście nie zdziwiło. W końcu wątpiłem aby sądzili, że kiedykolwiek ujawnię im jak wyglądałem. Przynajmniej jakoś specjalnie nie zdziwili się moim wyglądem. Jasne, jak dotąd nikt, kogo spotkałem nie wydawał się zdziwiony mymi świecącymi się oczami, mimo iż do naturalnych to nie należało, jednak nigdy nic nie wiadomo. Przez całe moje życie przekonałem się, że absolutnie wszystko wydarzyć się mogło.
– Grzegorz? – spytał nieco zdziwiony Patryk, widząc mnie bez kaptura – Ty tak wyglądasz bez kaptura. – spytał, nieco cofając się, zapewne odruchowo.
– Tak – odpowiedziałem krótko, zamykając panele za sobą – Uznałem, że co mi szkodzi pokazać wam, z kim macie do czynienia ten…drugi raz. – wyjaśniłem, podchodząc nieco bliżej, jednak na razie jeszcze nie wyjmując zza pleców mego miecza – W końcu i tak zaraz zginiecie, więc co mi szkodzi. – zakończyłem i wzruszyłem ramionami, jakby kompletnie nic się nie wydarzyło.
– Nie byłbym tego taki pewien. – odezwał się dotychczas milczący Mateusz, a ja zwróciłem wzrok w jego kierunku – Najpierw zajebiemy ciebie, a potem wyłączymy te twoje impulsatory i tyle. – dodał, kiedy słysząc to nieco szyderczo uśmiechnąłem się.
– Jesteś taki naiwny, że to jest aż śmieszne. – powiedziałem, na chwilę patrząc w bok – Co do mnie, to możesz mnie spalić, utopić, powiesić, zdezintegrować czy zabić w jakikolwiek inny sposób, ale ja i tak zawsze wrócę. – mówiłem, patrząc w stronę mych przeciwników z wyższością oraz dostrzegając, że ci patrzyli to w prawo, to w lewo, byle nie nawiązać kontaktu wzrokowego – Po prostu, mnie się na zawsze nie pozbędziecie i jedyne co to pozostało wam się z tym pogodzić. – powiedziałem, powoli zaczynając przywoływać moją atmokinezę – Oczywiście wiadomo, zakładając, że będzie wam to dane. – doprecyzowałem, że Patryk sięgnął po sztylet, który zdobyli w katakumbach, jednak zapewniam, że owym za cholerę by ze mną nie wygrał – A co do impulsatorów – kontynuowałem, przesuwając dłonią w powietrzu jakby coś odgarniając – to ich nie wyłączycie, nie łudźcie się. – mówiłem, odsłaniając fragment centrali, która owymi impulsatorami sterowała – Aby to zrobić potrzebowalibyście próbki mego DNA, a chyba nie myślicie, że wam ją dam. – kontynuowałem, sięgając po mój miecz – Najpierw pozbędę się was, a potem po prostu dokończę mego dzieła. – dodałem, po czym chciałem ich zaatakować.
Na samym początku zacząłem walczyć z Mateuszem, bowiem po pierwsze walka z dwoma celami należała do wybitnie trudnych oraz mega ryzykownych. Niejednokrotnie w czasie mej działalności musiałem walczyć z kilkoma przeciwnikami jednocześnie i mega tego nie lubiłem. Nie dość, że to mega trudne, niezależnie od tego jak umie się walczyć, to po prostu tak łatwiej przegrać, a szczególnie teraz nie zamierzałem do tego dopuścić. No a po drugie sądziłem, że Patryk by mi nic nie zrobił oraz wiedziałem, że nie miał jak zawinąć się z tego miejsca, bowiem przez ściany cylindra by nie przeszedł. Także no, mógł zaczekać. Ja na samym początku walki wyskoczyłem w powietrze i chciałem Mateusza przebić swym mieczem. Jemu jednak udało się na bok odsunąć, dlatego kiedy opadłem na ziemię jedyne co to wbiłem w śnieg ostrze. Szybko jednak mą inokinezą musiałem zablokować w powietrzu strzał, który w mym kierunku oddał Mateusz. Sorki, jednak może nie posiadałem nadludzko wyostrzonych zmysłów, właściwie miałem je normalne, to po latach, a nawet wiekach prób zniszczenia świata orientację miałem znacznie lepszą, bowiem przypominam, że niejednokrotnie z mymi innymi wrogami musiałem się napierdalać. No ale po zrobieniu tego, gwałtownie odwracając się, wystrzeliłem zablokowanym pociskiem w jego stronę, ale ten ponownie dał radę uchylić się od postrzału. No to skoro zastrzelenie go skutków nie przynosiło, to powróciłem do prób przebicia go mieczem. Przez to też ta walka należała do jednej z najnudniejszych jaką przeprowadziłem kiedykolwiek. Ot przez większość czasu mieczem bądź atmokinezą próbowałem pozbyć się Mateusza, a temu na różne sposoby udawało się uniknąć zostania zamordowanym. Szczerze nie spodziewałem się, że należał do aż tak dobrych w unikaniu ciosów. Jak kiedyś wspominałem, wiedziałem, że i on, i Patryk to zwykli cywile, także raczej nie powinien mieć możliwości tak łatwo i absolutnie od każdego ciosu się uchylić. Typek legitnie nawet uniknął deszczu dosłownie ognia, serio coś nie tak się działo, no, nie powinien mieć po prostu takiej możliwości. Ewidentnie musiałem się o nich jeszcze wiele dowiedzieć. Jednak to nawet nie należało do szczytu dziwnych sytuacji na dzisiaj.
W pewnym momencie, kiedy chciałem przebić Mateusza mieczem teoretycznie mnie się to udało, bowiem jemu nie udało się odsunąć. Jednak nawet, gdy gwałtownie wyciągnąłem miecz z jego brzucha, ten miał na to dosłownie i w przenośni wyjebane. Nawet wydawało się, że nie odczuł w żaden sposób tego, że przebiłem go NA WYLOT. Jego, z tego co widziałem, również to zdziwiło, miło wiedzieć, że on też nie wiedział o co chodziło. W końcu wiedziałem, że nadprzyrodzonych zdolności obaj nie posiadali, a co za tym idzie Mateusz nie powinien mieć Healing Factor***** czy innej zdolności w tym stylu. Coś dziwnego się tu działo i niezbyt podobał mnie się fakt, że nie wiedziałem co.
– Mógłbyś łaskawie zdechnąć? – zapytałem zdziwionym głosem, odruchowo cofając się – Jakbyś się nie zorientował, to przebiłem cię na wylot. – dodałem, kiedy Mateusz na chwilę spojrzał w dół.
– W sumie to nie wiem czemu to się dzieje, ale nie żebym narzekał. – powiedział, ponownie unosząc wzrok w moją stronę – Jednak jedynym, kto zaraz strzeli kopytami jesteś ty. – rzekłem, a ja nie zdążyłem na te słowa w żaden sposób zareagować, bowiem dosłownie chwilę po ich wypowiedzeniu poczułem gwałtowne przebicie mnie.
Wiedziałem doskonale, że zrobił to Patryk sztyletem, który zdobyli w katakumbach, w końcu nikt poza nami trzema nie znajdował się w tym miejscu. Również wiedziałem, dlaczego akurat w ten sposób postanowił mnie uśmiercić i w sumie to cholernie sprytne z jego strony. Niemniej nie pamiętałem kiedy i czy ostatnio czułem taki ból. Moje oczy bardzo szybko zaszły mgłą, wiedziałem, że nie przeżyję tego przebicia, bowiem ja ani Healing Factor, ani żadnej innej supermocy związanej ze zdrowiem i/lub życiem nie posiadałem. Normalnie nie przerażała mnie wizja śmierci po raz nie wiadomo który, bowiem, właśnie, niejednokrotnie w swoim życiu już umierałem. Nie chciałem jednak umierać w sumie z trzech powodów. Po pierwsze bowiem to oznaczało, że znowu znalazłbym się w tyle ze swoim celem. No a obecnie znajdowałem się już bardzo blisko zrealizowania go, a tymczasem znowu zostałem w tej kwestii cofnięty. No a nie wiedziałem, kiedy ponownie wróciłbym do życia, więc również nie wiedziałem, kiedy mogłem ponownie spróbować zniszczyć świat. Po drugie za cholerę nie lubiłem umierać, bowiem jak wspominałem gdzieś wcześniej po śmierci nadal pozostawałem świadomy. Po prostu wiedziałem, że nie żyję oraz, że nie mogę się obudzić przez nie wiadomo jak długi czas. No i też wiedziałem, że nic nie czułem, niczego nie słyszałem i tak dalej. Najgorzej jak raz pozostawałem martwy przez bodajże dwadzieścia lat, no wtedy to miałem wrażenie w pewnym momencie, że cholera mnie trafi. Ta świadomość, że musiałem czekać nie wiadomo ile aby zostać wskrzeszonym plus w sumie ta nuda, bowiem wiadomo, że nic robić nie mogłem tylko do pieca dowalały. No a po trzecie to, że mnie zabili w taki sposób oznaczało, że mnie przechytrzyli, a ja tego na serio nie lubiłem jak chyba każdy.
W pewnym momencie jednak Patryk gwałtownie wyciągnął ze mnie sztylet. Kiedy to nastąpiło, z jęknięciem bólu bezwładnie opadłem na śnieg wiedząc, że umrę i, że nie mogłem z tym nic zrobić. To też cholernie okropne uczucie, jakbym powrócił do życia to musiałem znaleźć jakiś sposób aby dodać sobie chociaż Healing Factor. Nie miałem zielonego pojęcia jak, jednak może coś udałoby mnie się wymyślić.
– I gitara. – skomentował po chwili Patryk, gdy widziałem, jak pode mną zbierała się kałuża mej krwi.
– Dobra, dobra, wyłącz ty jeszcze te impulsatory i dopiero będzie można mówić, że jest zajebiście. – rzekł Mateusz, a jego głos miałem wrażenie, że słyszałem nieco dalej, mimo iż jestem przekonany, że znajdował się niedaleko swego kolegi.
– Okej – odparł Patryk, kiedy jego głos również miałem wrażenie, że słyszałem nieco dalej.
Niech mi ktoś wytłumaczy na jasną cholerę ja im powiedziałem jak wyłączyć te impulsatory. Ewidentnie wykazałem się zbyt niską skromnością oraz zbyt bardzo nie brałem ich na poważnie i musiałem teraz za to zapłacić. Jakbym tego nie zrobił, to bym wygrał i świat zostałby zniszczony. Jednak na dobrą sprawę to też dla mnie nauczka, wiedziałem już przed czym musiałem się powstrzymywać w przyszłości. Na razie jednak, kiedy już prawie umarłem, usłyszałem od strony impulsatora odwrócony dźwięk, który wydawały podczas uzbrajania, co oznaczało, że zostały wyłączone. Może dla nich to wygrana, jednak nie wiedzieli o jednym drobnym fakcie, w który te impulsatory wzbogaciłem, że tak to określę.
– No i zajebiście w chuj. – skomentował wyczyn Patryka Mateusz, gdy ostatkiem sił wsparłem się na ręce i odwróciłem w ich kierunku.
– Poza faktem, że za minutę one trzy wybuchną. – odpowiedziałem umierającym głosem, kiedy, a przynajmniej z tego, co ujrzałem przez zamglony wzrok, spojrzeli zdziwieni w mym kierunku – Dealujcie z konsekwencjami. – wypowiedziałem swe ostatnie słowa, gdy moi wrogowie spojrzeli w stronę impulsatora.
Nie wiedziałem co działo się później, bowiem upadłem martwy na śnieg, a przed oczami miałem już tylko ciemność. Może i przegrałem, jednak obecnie oni mieliby przejebane, gdyby świat się dowiedział, kto stał za wysadzeniem trzech miejsc na świecie. No a ze mną co by się nie stało, to i tak dało się mnie wskrzesić, więc mogłem sobie na to pozwolić.
Te miejsca to teraz ich problem, bowiem miałem pewność, że nikt by się nie dowiedział, że to ja stworzyłem te impulsatory. Bywa, a mogli po prostu pozwolić mi zniszczyć świat. Nie, nie obchodziło i nie obchodzi mnie to, że im by się to nie opłacało.
KONIEC?
___________________________________________
*Jasnosłyszenie – umiejętność słyszenia przyszłości;
**Chronokineza – umiejętność manipulowania czasem;
***Crash! – umiejętność zakłócania działania różnych bądź wszystkich urządzeń elektronicznych na danym terenie;
****Nullify – umiejętność blokowania działania nadprzyrodzonych zdolności;
*****Healing Factor – umiejętność automatycznego i szybkiego uzdrawiania się.
0 notes
ramoninth · 1 month
Text
IV
Trochę spóźnione, ale jest, jeśli ktokolwiek to FanFiction czyta.
_______________________________________
– Dziękujemy za prezentację, Kasiu. – powiedziała nauczycielka, kiedy dziewczyna ruszyła w kierunku swego miejsca siedzącego – Nie podejrzewałam, że ktokolwiek z was zrobiłby prezentację na temat tak mało znanego miasta. – skomentowała minioną prezentację, gdy Kasia usiadła na swym miejscu i schowała pendrive do piórnika.
– Właśnie dlatego zrobiłam prezentację o Wolbromiu. – rzekła nastolatka przy okazji zapinając piórnik – Wiedziałam, że prawdopodobnie nikt poza panią nie kojarzy tego miasta, więc może ktoś coś wyniesie z tej prezentacji. – dodała, przysuwając się bliżej ławki, gdy za oknem zaczęło kropić.
– Osobiście bym się nie zdziwiła, bowiem po tym jak opowiadałaś o tym temacie wydawałaś się być owym zafascynowana. – skomentowała nauczycielka, patrząc na chwilę na tablicę, na której wyświetlał się obraz z projektora obecnie przedstawiający pulpit komputera – Przechodząc jednak dalej, teraz prezentować będzie Liza. – odparła, kiedy wywołana dziewczyna od razu wstała i ruszyła w stronę komputera – Powiedz nam, o czym masz prezentację. – zachęciła nauczycielka, gdy nastolatka zwróciła wzrok w jej stronę.
– O przebiegunowaniu Ziemi! – zawołała podekscytowana, wyjmując pendrive z kieszeni.
– O. – skomentowała słyszalnie zaciekawionym głosem nauczycielka – Szczerze nie spodziewałam się, że ktokolwiek z was wie, co to za zjawisko. – rzekła, ogarniając pozostałych uczniów wzrokiem.
– Jakkolwiek to zabrzmi, jest to bodajże jedyny temat z geologii, który mnie w ogóle interesuje. – stwierdziła Liza, podłączając pendrive do komputera i, po otworzeniu się eksploratora plików, zaczynając szukać prezentacji – Po prostu brzmi to na tyle nieprawdopodobnie, że przez to jest ciekawe. – dodała, szybko odnajdując prezentację i włączając ją – Przechodząc jednak do właściwego tematu – zaczęła swoją prezentację, wyjmując mini wskaźnik laserowy – przebiegunowanie Ziemi to nic innego jak proces, w którym ziemskie pole magnetyczne zmienia się stronami. – mówiła, naciskając przycisk na wskaźniku laserowym tym samym go uruchamiając, po czym unosząc rękę – Po prostu biegun północny przechodzi na południe, a południowy na północ. – doprecyzowała, krzyżując nogi i stając w pozornie niewygodnej pozycji – W historii Ziemi to zjawisko zachodziło już wielokrotnie – mówiła, przełączając slajd – co zostało doświadczalnie potwierdzone w drugiej połowie dwudziestego wieku, chociażby na podstawie badań wykonanych przez tego pana – kontynuowała swoją prezentację, wskaźnikiem laserowym pokazując na znajdujące się w prezentacji zdjęcie Allana V. Coxa – zwącego się Allan V. Cox, które polegały na badaniach resztkowego magnetyzmu skał płyt oceanicznych. – kontynuowała, na ten moment opuszczając rękę, w której trzymała wskaźnik laserowy – Nie musicie tego pamiętać, to podałam bardziej jako ciekawostkę historyczną aby podkreślić, że przebiegunowanie to coś, co faktycznie się zdarza, a nie jest tylko elementem filmów katastroficznych. – kontynuowała, stając prosto i zginając prawą rękę w bok jakby na to, co przed chwilą powiedziała, chciała wskazać – A propos filmów katastroficznych i przedstawianego tam przebiegunowania. – powiedziała, przełączając slajd na kolejny – To, co najbardziej mnie triggeruje w kwestii podejścia do tego tematu to fakt, że znaczna większość ludzi uważa, że to doprowadzi do końca świata. – kontynuowała swoją opowieść, odgarniając włosy opadające jej na twarz, gdy za oknem deszcz zaczął mocniej padać – Jest to wierutna bzdura i pokazuje ignorancję w kwestii tego tematu. – stwierdziła, zakładając ramię na ramię – Nie ma ŻADNYCH – mówiła, to trzecie słowo wypowiadając głośniej – naukowych dowodów na to, że przebiegunowanie kiedykolwiek doprowadziło do katastrofy ekologicznej czy wymierania gatunków. – opowiadała, na chwilę zwracając wzrok w stronę tablicy i obecnego na niej w tym momencie slajdu – Ba, Homo erectus oraz jego przodkowie bezproblemowo przeżyli kilka podobnych „katastrof”. – dodała, przy tym ostatnim słowie poruszając palcami wskazującym i środkowym obu rąk na kształt cudzysłowie – Jedyni, którzy wyginą, to dzieci uzależnione od Internetu, bowiem podczas przebiegunowania zakłóceniu ulegnie działanie wielu urządzeń łączności. – stwierdziła, a przy początku tego zdania wszyscy obecni w sali zaśmiali się – Kiedy zdarzy się kolejne? – zadała pytanie, ogarniając wzrokiem swoich kolegów – Nie wiadomo, bowiem to zjawisko wybitnie nieregularne, a fakt, że proces ten nie był jeszcze bezpośrednio obserwowany w niczym tu nie pomaga. – opowiadała dalej, przełączając na kolejny slajd i, jako iż na razie nie musiała na nic wskazywać, bawiąc się przyciskiem uruchamiającym wskaźnik laserowy – Ba, wbrew powszechnemu twierdzeniu pole magnetyczne Ziemi podczas przebiegunowania nie zanika całkowicie, jednak---
– Eeej, Ziemia do Mateusza! – Wspomnienia Mateusza zostały przerwane tym krótkim zdaniem wypowiedzianym przez jego przyjaciela – Żyjesz ty tam? – zapytał, kiedy Mateusz odwrócił wzrok w kierunku swego kolegi – Mówię do ciebie od dwóch minut, a ty nie reagujesz. – stwierdził, gdy Mateusz rozejrzał się.
– A, sorki, zamyśliłem się. – rzekł Mateusz, ponownie patrząc w kierunku swego znajomego.
– O czym ty tak myślałeś od bodajże momentu naszego wystartowania? – spytał w sumie zaciekawiony Patryk, nie widząc zbyt wiele ciekawych rzeczy przed sobą, ot niebo oraz co jakiś czas chmury – Wyjątkowo do tego momentu siedziałeś cicho, ba, nawet TV w telefonie nie oglądałeś, co jest nietypowe jak na ciebie podczas tej podróży. – zauważył, odruchowo sprawdzając ile w baku mieli paliwa, jednak obecnie nadal mieli pełny bak.
– Zastanawiałem się nad tą całą sytuacją. – zaczął swoją opowieść na temat tego nad czym się tak zamyślił – Bowiem nie sądzisz, że to wszystko jest wybitnie podejrzane? – zadał to pytanie, pozornie nie na temat jego odpowiedzi.
– Co masz na myśli? – odpowiedział pytaniem na pytanie Patryk, na chwilę zwracając wzrok w bok.
– Bowiem chociażby to przebiegunowanie. – zaczął swoją opowieść, kiedy Patryk spojrzał przed siebie – Dobra, jestem w stanie uwierzyć, że może się wydarzyć w tym roku, bowiem to cholernie nieregularne zjawisko – kontynuował chwaleniem się swoją wiedzą na temat przebiegunowania, patrząc to w prawo, to w lewo, jednak nie widząc nic interesującego, ot niebo i chmury – jednak kurwa, przecież tego nie da się nie przeżyć, nasi przodkowie to i podobne rewelacje przeżywali. – mówił, jednak Patryk nie wydawał się w stu procentach przekonany co do tego, że obecnie coś mogło dziać się nie tak, jak im to Globus do tej pory mówił – Jedyne co to nam Internet, GPS-y i inne takie padną na jakiś czas. – dodał, zginając prawą rękę w bok jakby na wymieniane sposoby łączności chciał wskazać – A poza tym, to generalnie ten Globus też się jakoś tak podejrzanie zachowuje. – kontynuował argumentowani, że coś na serio nie w porządku się działo, opuszczając rękę – No bo chociażby jak jakiś cep nam przeciął przewód paliwowy to „magicznie” – mówił, przy tym ostatnim słowie poruszając palcami wskazującym i środkowym obu dłoni na kształt cudzysłowie – nie zadzwonił wtedy, kiedy miał, mimo iż na przykład po zamontowaniu impulsatora odezwał się od razu. – dodał, przy okazji w telefonie sprawdzając godzinę – No i też typ podejrzanie dużo o Grzegorzu wie, na przykład jak rozjebać jego maszynę, którą chciał nas ustrzelić na początku chociażby. – wypowiadał dalej swoją argumentację, kiedy Patryk trochę się nad tym zastanawiał, jednak stosunkowo szybko doszedł do wniosku, że może to po prostu przypadek – A, no i jeszcze w sumie próby zniszczenia Miejsc Przeznaczenia przez cieci Grzegorza są bez sensu, bowiem aby impuls z impulsatorów wpłynął na pole magnetyczne Ziemi to musi dotrzeć do jądra naszej planety i chuj, także nawet jak część terenu pójdzie się jebać, to impuls i tak by dotarł. – podsumował tym wyjątkowo długim zdaniem, z każdą chwilą coraz bardziej zastanawiając się nad tym, czy czasami Globus to nie na przykład sojusznik Grzegorza, tylko pod przykrywką.
– Po pierwsze, skąd ty kuźwa tyle wiesz o przebiegunowaniu? – zaczął Patryk, ponownie odruchowo sprawdzając ilość paliwa, jednak owo drastycznie się nie zmniejszało – To jest w chuj obskurny temat, a ty nigdy obskurnymi tematami się nie interesowałeś. – dodał, ponownie unosząc wzrok i skupiając się na drodze w kierunku Antarktydy.
– W szkole na gegrę raz mieliśmy zrobić prezentację o temacie, który nas najbardziej z tego przedmiotu interesuje i jedna laska zrobiła właśnie o przebiegunowaniu Ziemi. – opowiedział, na chwilę spuszczając wzrok w kierunku telefonu, bowiem ujrzał, że obecnie w telewizji zaczęły się Fakty, a akurat wiadomości Mateusz nigdy nie chciał przegapiać – No a ewidentnie była zafiksowana na punkcie tego tematu na tyle, że po prostu ciekawie o tym przebiegunowaniu mówiła. – kontynuował, kiedy obecnie w wiadomościach prezenter mówił o wybuchu gazu w kamienicy we Wrocławiu – Dzięki temu cokolwiek na ten temat zapamiętałem, szkoda, że ta stara jędza nie może tak ciekawie opowiadać o poszczególnych tematach. – dodał, na chwilę unosząc wzrok znad ekranu telefonu i patrząc w stronę swego kolegi.
– Kurwa, ja rozumiem, że to jest nawet ciekawy temat, bowiem to ewidentnie brzmi jak jakieś science-fiction – skomentował opowieść swego kolegi Patryk, patrząc na wbudowanego w samolot GPS-a, według którego na Antarktydę mieli dotrzeć za trzy i pół godziny – jednak aby być na tym punkcie zafiksowanym? – zapytał, ponownie unosząc wzrok znad GPS-a – Co ta laska, autyzm ma? – spytał, zastanawiając się jakim cudem jeszcze nie zasnął od tak nudnych widoków, które miał podczas lotu przed sobą.
– Nie, wydaje się w miarę normalna, a objawów autyzmu to na stówę nie ma. – odpowiedział Mateusz, ponownie spuszczając wzrok w stronę ekranu telefonu, w którym to prezenter przypominał o tym, że dzień wcześniej zmarł Zbigniew Radwański – Chociaż fakt, na co dzień też czasem wydaje się specyficzna, jednak też cholera wie, za często to ja z nią nie gadam. – kontynuował, unosząc wzrok, bowiem akurat informacje o śmierci ważnych osób go najczęściej nie obchodziły.
– W sumie u osób zdrowych fiksacje na różne tematy też istnieją, niemniej przebiegunowanie w tym kontekście brzmi dziwnie jak cholera. – skomentował opowieść swego znajomego Patryk, gdy powiał mocniejszy niż dotychczas wiatr oraz przed nimi pojawiło się więcej chmur – Niemniej, nawet mimo iż niby nie da się tego nie przeżyć, to skąd wiesz czy Grzegorz nie znalazł jakiegoś sposobu, aby zamienić to zjawisko w katastrofę na skalę globalną? – spytał, kiedy prezenter w wiadomościach mówił o pożarze domu jednorodzinnego w Wąchocku – Nie zdziwię się, jeżeli by coś takiego umiał osiągnąć plus też nie wiemy czym dokładniej jego żołnierze mieli zniszczyć Miejsca Przeznaczenia. – kontynuował swoją argumentację, która mimo iż brzmiała w wypadku ich wroga sensownie, to Mateusz nadal nie pozostawał do tego przekonany – Może czymś, co zakłócałoby działanie impulsatorów i ich impuls nie mógłby dotrzeć do jądra Ziemi lub dotarłby niepełny. – dodał, ponownie zwracając wzrok w kierunku nawigacji, a Mateusz na nowo spojrzał co działo się w wiadomościach.
– Może masz rację, niemniej i tak mam wrażenie, że Globus to może być jakiś sojusznik Grzegorza, tylko pod przykrywką. – zaczął swoją hipotezę Mateusz, unosząc wzrok znad ekranu, bowiem prowadzący Fakty nadal mówił o tym samym co wcześniej pożarze domu jednorodzinnego – Nigdy nie możesz wiedzieć czy na przykład te impulsatory to nie pic na wodę fotomontaż, który ma odciągnąć naszą uwagę od czegoś większego. – stwierdził, patrząc na moment w prawo, jednak nadal nic nie uległo zmianie i dostrzegł niebo oraz obecne na nim chmury.
– Szczerze powątpiewam, że chciałoby mu się sobie cel utrudniać. – stwierdził Patryk, ponownie zerkając na nawigację bardziej odruchowo, bowiem przez praktycznie cały czas i tak musiał lecieć prosto – Prędzej obstawiam, że w tym czymkolwiek jego niewolnicy mieli niszczyć Miejsca Przeznaczenia jest coś, co by po prostu zakłócało działanie impulsatorów. – powiedział, kiedy Mateusz na nowo spojrzał w kierunku ekranu telefonu, dzięki czemu dostrzegł, że prezenter mówił obecnie o potężnym wypadku dwóch tirów i czterech samochodów osobowych na autostradzie A2 – Wiadomo, skoro normalnie przebiegunowanie Ziemi da się spokojnie przeżyć, to na sto procent coś przy nim namieszał, aby zniszczyło naszą planetę, skoro wiadomo jaki cel ma. – dodał, kiedy Mateusz nie skupił się za bardzo na informacji o wypadku, bowiem w zimę, a tak śnieżną jak tego roku, wypadki w Polsce to standard – Ale swoją drogą kurna, na chuj on chce tę Ziemię zniszczyć? – zmienił temat, na chwilę patrząc w lewo.
– W sumie chce zniszczyć świat, a nie wiadomo czy przez świat nie rozumie na przykład jedynie ludzi. – wysnuł hipotezę Mateusz, unosząc wzrok z nadzieją, że wyżej znajdowało się coś ciekawszego – To by dało się usprawiedliwić, może na przykład jest nazi ekologiem czy kimś w tym stylu. – mówił, nie widząc nad sobą nic ciekawego, ot więcej nieba – Oczywiście wiadomo, zakładając, że faktycznie jest człowiekiem. – dodał, spuszczając wzrok i zaczynając obserwować to, co działo się pod nimi, bowiem tam widok powinien się zmieniać.
– Jakby okazał się nazi ekologiem to należałoby go zajebać podwójnie. – skomentował tę hipotezę w ten logiczny sposób Patryk, patrząc przed siebie, gdyż wyboru nie miał – Kurwa, słowa nie są w stanie opisać jak ja tych śmieci nienawidzę. – dodał, zerkając na nawigację, jednak tam też nic się nie zmieniło, nadal miał lecieć prosto.
– Akurat takich argumentoopornych idiotów chyba nikt z funkcjonującym mózgiem nie lubi. – skomentował Mateusz, obserwując małe z tej perspektywy, przesuwające się budynki w dole – Chociaż jebać nazi ekologów, nazi feministki mnie najbardziej wkurwiają, o ja jebe, takie to tylko spalić na stosie jak kiedyś palono czarownice. – wypowiedział to wyjątkowo długie zdanie, poprawiając czapkę, aby mu z głowy nie spadła na sam dół.
– Ty weź nawet nic nie mów. – rzekł Patryk, szczerze nie mogąc doczekać się momentu, w którym dolecieliby na Antarktydę, zamontowali impulsator, sprzedali wpierdol Grzegorzowi i mieli wreszcie spokój – Wiadomo, że jak najbardziej jestem za tym, aby kobiety traktowano na równi z nami, jednak nazi feministki przynoszą kobietom więcej szkody niż pożytku. – stwierdził ten fakt, gdy w wiadomościach prezenter zaczął mówić o mniej istotnych obecnie sprawach, obecnie zaczął komentować fakt, że teledysk Gangnam Style jako pierwszy w historii osiągnął miliard wyświetleń – No i wiadomo, są toksyczne, a toksycznych ludzi nikt z funkcjonującym mózgiem nie lubi. – dodał, kiedy niebo nieco bardziej rozpogodziło się oraz ponownie powiał mocniejszy wiatr.
– Przynajmniej w polskim Internecie nie jest ich aż tak dużo, a nawet jeżeli to nie szczekają aż tak głośno, przynajmniej z tego, co zauważyłem. – odparł Mateusz, ponownie siadając prosto i zwracając wzrok w kierunku wiadomości w telefonie – Gorzej jest w angielskiej części neta, tam to bez karabinu i wyrzutni rakiet nie należy wchodzić. – dobitnie podsumował, kiedy prezenter faktów przeszedł do komentowania obecnej nieczęsto spotykanej w Polsce zimy.
– Wiem, bowiem często siedzę w angielskim Internecie, więc logiczne, że się na nie natykam co jakiś czas. – stwierdził Patryk, patrząc na wskazywaną przez nawigację ilość czasu, jaką jeszcze zajęłaby im droga do celu.
– Już się tak nie chwal tym, że umiesz w angielski, skoro w szkole dwóję na szynach miałeś. – powiedział Mateusz, unosząc wzrok znad ekranu telefonu.
– No ja przynajmniej nie zakończyłem swej nauki tego języka na etapie szkoły, jak co poniektórzy. – rzekł, widząc, że do dotarcia do celu nadal mieli jeszcze sporo czasu.
– Ja przynajmniej zajebiście znam niemiecki i hiszpański, więc jak na wakacje wyjeżdżam w te tereny to mam wszędzie taniej, bowiem pracownicy poszczególnych miejsc są podjarani, że obcokrajowiec zna ich język ojczysty. – pochwalił się swoim sukcesem życiowym, kiedy prezenter w Faktach zaczął komentować fakt, że tego dnia zakończył się poprzedni cykl długiej rachuby Kalendarza Majów, a Mateusz odruchowo spojrzał w stronę ekranu.
– Nie no, wyjebiście, jednak angielski nadal jest językiem międzynarodowym, tak tylko przypominam, więc ja się przynajmniej wszędzie dogadam, nie to co pewien pajac siedzący za mną. – storpedował optymizm swego przyjaciela Patryk, ponownie odruchowo patrząc w kierunku wskaźnika ilości paliwa, mimo iż miał pewność, że tym razem nikt im przewodu paliwowego nie przeciął.
– Spierdalaj, po prostu zazdrościsz mi, że umiem niemiecki, którego ty do dzisiaj nie umiesz się nauczyć nawet na podstawowym poziomie. – rzekł Mateusz, kiedy Fakty skończyły się i obecnie w telefonie zaczęły lecieć reklamy, a Mateusz, słysząc to, ponownie zaczął obserwować to, co znajdowało się na dole.
– Dobra, to wymieńmy: ja znam angielski, rosyjski, czeski i chiński, a ty jedynie hiszpański i niemiecki, a angielski znasz na poziomie meh. – zaczął psuć Patryk, przy okazji po zorientowaniu się, że nadal mieli pełny bak paliwa unosząc wzrok i powracając do większego skupiania się na drodze – Także ja po prostu w tej kwestii jestem lepszy od ciebie, pogódź się z tym. – podsumował, zginając lewą rękę nieco w bok.
– Prosił ktoś o dodatkowy komentarz? – zapytał niezadowolonym głosem Mateusz, przy okazji poprawiając sobie czapkę aby mu nie spadła.
W odpowiedzi Patryk jedynie zaśmiał się. Oczywiście wiadomo, nie każdy musiał znać nieskończoną ilość języków, a dwa i pół języka obcego to też coś jak na obecne standardy. Po prostu Patryk i Mateusz lubili czasami sobie dokuczać, jednak wiadomo, że nie wynikało to ze złośliwości. Obecnie jednak, na jakiś czas ponownie nastała cisza, bowiem nie wiedzieli za bardzo o czym mieli dalej rozmawiać.
Przez resztę lotu na Antarktydę czasami rozmawiali ze sobą o wszystkim i o niczym, bowiem ciężko nie rozmawiać ze znajomym, z którym samolotem lecisz ponad trzy godziny. Kiedy natomiast panowała cisza Patryk skupiał się na drodze, a Mateusz oglądał telewizję. Na szczęście lotu na Antarktydę nikt ani nic im nie przeszkodził, ani nie przeszkodziło, nad czym Patryk specjalnie się nie zastanawiał, szczególnie, że musiał skupiać się na drodze, jednak Mateusza zaczęło to niepokoić. Jasne, cieszył się, że chociaż w jedno Miejsce Przeznaczenia mieli stuprocentowo spokojną drogę, jednak to wydawało mu się nie do końca normalne. Podejrzewał, że Grzegorz powinien na każdym kroku chcieć przeszkodzić im w dotarciu do ostatniego z Miejsc, wszakże po ustawieniu ostatniego impulsatora przeszkodziliby mu w jego celu. Także nie za bardzo rozumiał, dlaczego ich wróg tego nie zrobił. Coś na serio dziwnego się działo, jednak Mateusz nie wiedział do końca co. Na razie nie mówił tego Patrykowi, bowiem podejrzewał, że ten nie uwierzyłby w jego niepewności.
– Ty, ale tak swoją drogą – zaczął nowy temat rozmowy Mateusz, kiedy zaczęli lądować na lodowym kontynencie – to jak my Grzegorza zajebiemy, nawet jeżeli nie na zawsze to przynajmniej na jakiś czas? – zapytał, rozglądając się w prawo i lewo, i obserwując coraz lepiej widoczną Antarktydę – W końcu z wiadomych przyczyn nie mamy przy sobie miotacza cząsteczek neuronowych, więc dezintegracja nie wchodzi w grę. – dodał, kiedy zaczynało mu się robić zimno od temperatury, jaka na owym kontynencie panowała oraz od faktu, że w związku z lądowaniem uderzał w nich mocniejszy wiatr.
– W sumie to nie wiem. – przyznał się Patryk, kiedy coraz bardziej zbliżali się do ziemi, dzięki czemu dało się również zauważyć więcej krajobrazu owego kontynentu – Nie, ale serio, za bardzo pomysłu nie mam, szczególnie, że typ ma dezintegrator. – stwierdził ten fakt, gdy znajdowali się w połowie procesu lądowania – No chyba, że mielibyśmy farta i dzisiaj zmieniłby broń. – kontynuował swoje zastanawianie się, kiedy niebo nieco rozpogodziło się – Niemniej, prawdopodobnie na szybko coś wymyślimy, jak zwykle. – dodał, jednak kiedy wypowiedział to zdanie, przyszedł mu do głowy jeden z pomysłów, który mogliby zrealizować – Chociaż czej, chyba coś mam. – zaczął, gdy zatrzymywali się na ziemi, co nie należało do łatwych, bowiem nigdy dotąd nie musieli lądować na zamarzniętym gruncie – Wiem, że tego nie za bardzo umiemy, jednak trzeba to będzie wykorzystać aby zrealizować mój plan. – zaczął od tego wyjaśnienia, kiedy udało im się bezpiecznie wylądować, po czym wyszli z samolotu – Musimy najpierw jakoś zainicjować z nim walkę wręcz, jeżeli oczywiście on sam tego nie zainicjuje. – mówił, kiedy zajrzeli do wnętrza samolotu w poszukiwaniu jakichś ubrań, które są przystosowane do noszenia w takim miejscu jak Antarktyda – Idealnie by było, gdyby zainicjował ją on, jednak jako iż nigdy nic nie wiadomo, to ten. – kontynuował wypowiadanie swego planu, gdy w bagażniku znaleźli po dwa komplety ciepłych kurtek, czapek, szalików i rękawiczek – No i jak ty będziesz z nim walczył to po prostu spróbuję go przebić tym sztyletem, który w katakumbach znaleźliśmy. – dodał, wyjmując kurtkę i zakładając ją, w czasie, gdy Mateusz zrobił to samo – Nawet jeżeli przebicie by na niego nie wpływało negatywnie, to na stówę go to spowolni i wtedy na przykład będziemy mogli go zastrzelić. – podsumował swój plan, zapinając kurtkę, gdy przy okazji powiał mocniejszy wiatr.
– Nie no, niby wszystko ładnie pięknie, ale w walce wręcz jestem pewien, że Grzegorz rozpierdoli nas w przedbiegach. – skomentował pomysł swego kolegi Mateusz, zakładając czapkę i podczas tego rozglądając się po kontynencie, na którym wylądowali – Jestem na sto jeden procent przekonany, że w walce wręcz jest kwadrylion razy lepszy od nas. – kontynuował, wyjmując z samolotu szalik i zakładając go, w czasie, kiedy ponownie powiał mocniejszy wiatr – Także no, dla nas to pewna śmierć. – podsumował swoją wypowiedź, zakładając rękawiczki.
– Znaczy wiem, że w naszym wypadku to może się skończyć śmiercią, no ale po prostu nic innego mi do głowy nie przychodzi. – stwierdził Patryk, kiedy po przygotowaniu się do przebywania przez nie wiadomo jak długi czas na tym lodowym kontynencie Mateusz podał jeszcze telefon swojemu koledze – Może uda nam się wymyślić coś sensowniejszego nim przyjdzie nam się z tym bambusem zetknąć, chociaż nie liczyłbym na to. – dodał biorąc telefon i chowając go do kieszeni kurtki, po czym przed wyruszeniem w drogę zakładając jeszcze na plecy swój plecak – W normalnym stanie typa chyba nie da się ustrzelić, pamiętasz, że próbowaliśmy i za chuja nie udało nam się w niego trafić. – kontynuował, kiedy, po włączeniu nawigacji prowadzącej do Miejsca Przeznaczenia, ruszyli w dość długą i prostą drogę przed siebie – A fakt, że posiada supermoce w niczym tu nie pomaga. – dodał, zwracając wzrok w kierunku nawigacji.
– Szkoda, że Globus nie dał nam jakieś broni na Grzegorza, to by znacznie ułatwiło sprawę. – powiedział Mateusz, rozglądając się to w prawo, to w lewo, mimo iż pozornie nic ciekawego nie znajdowało się dookoła, ot śnieg i góry lodowe – Skoro jego korpo niby takie super zajebiste, to mógłby nam chociaż jakiś przenośny dezintegrator dać. – kontynuował swoją przemowę, zwracając wzrok w kierunku swego znajomego, który co jakiś czas patrzył przed siebie, aby od ciągłego patrzenia w nawigację o nic się nie przewrócić – Jestem pewien, że by się dało. – zakończył, ponownie patrząc w prawo i lewo.
– W sumie fakt, to trochę dziwne. – przyznał rację Patryk, zerkając w nawigację i widząc, że pieszo musieli przejść jeszcze pięć kilometrów prosto – No ale może po prostu z jakiegoś powodu nie musieli czegoś takiego tworzyć i nie wpadło im to do głów. – wyjaśnił tym prostym acz sensownym usprawiedliwieniem, gdy niebo ponownie nieco rozpogodziło się.
– Być może. – stwierdził Mateusz, nie mając jednak pewności czy na serio Globus stał po ich stronie – No nic, prawdopodobnie zobaczymy co dalej jak dotrzemy do Miejsca Przeznaczenia. – rzekł, nie mając jednak stuprocentowej pewności czy tym razem poradzą sobie w nieuniknionej walce z Grzegorzem.
– Zapewne znowu uda nam się wyjść z kłopotów improwizacją. – zapewnił optymistycznie Patryk, ponownie na chwilę patrząc przed siebie i widząc, że na jego drodze nie znajdowała się żadna przeszkoda, patrząc na nowo w nawigację – W tym w końcu jesteśmy najlepsi. – zakończył, unosząc wzrok na dłużej, bowiem w nawigacji nie znajdowały się żadne zakręty czy inna zmiana drogi z prostej.
– Heh – skomentował w ten prosty sposób Mateusz, patrząc na chwilę w lewo.
Po tej rozmowie, na ten moment nastała cisza, gdyż po prostu nie mieli pomysłu jak dalej kontynuować tę drogę. Przez cztery kilometry ich droga przebiegła spokojnie i bez zbędnych problemów. To akurat Mateusza nie niepokoiło, bowiem podejrzewał, że armia Grzegorza zapewne by im próbowała przeszkodzić pod koniec drogi do Miejsca Przeznaczenia. No a co do samego Grzegorza to podejrzewał, że prawdopodobnie spotkają go przy próbie zamontowania ostatniego impulsatora, więc tym bardziej nie niepokoił go fakt braku przeszkód przez cztery kilometry drogi. Co jakiś czas Patryk i Mateusz rozmawiali ze sobą na tematy wszelakie, trochę na temat ich obecnego celu i trochę o wszystkim i o niczym. Kiedy natomiast nie rozmawiali ich spokój przerywał jedynie dźwięk ich kroków oraz co jakiś czas lodowaty, arktyczny wiatr. Nie mogli narzekać, mimo iż droga im się dłużyła, bowiem pięć kilometrów prosto, bez żadnych zakrętów i to jeszcze przy niezbyt zmieniającym się otoczeniu należało do upierdliwych.
Jednak wszystko, także i spokój, w końcu się kończy, i ten przypadek nie mógł się na tym tle wyróżniać. Kiedy bowiem znajdowali się kilometr od Miejsca Przeznaczenia, nagle, na horyzoncie, zauważyli zbliżającą się w ich kierunku armię Grzegorza. Natomiast po odwróceniu się dostrzegli, że zostali otoczeni, bowiem z drugiej strony w ich kierunku zmierzała armia znanych im sprzed trzech lat kosmitów z ich dowódcą na czele.
– Ty kurwa, co jest. – skomentował Patryk, kiedy on i Mateusz odruchowo nieco cofnęli się na środek koła, w którym zostali zamknięci – Jakim cudem on – mówił, przy tym trzecim słowie wskazując w kierunku dowódcy kosmitów – jeszcze nie gryzie gleby, skoro im pojazd ujebałeś? – spytał swego kolegi, przy okazji wyjmując po dwie bronie.
– Można powiedzieć, że miałem dużo szczęścia. – odpowiedział dowódca kosmitów, mimo iż pytanie nie zostało zadane jemu – A skoro już udało mnie się przeżyć to chyba nie myśleliście, że bym zaprzepaścił możliwość zemsty za to, że trzy lata temu przeszkodziliście nam w naszym celu. – dodał, kiedy Patryk podał jedną ze swych broni Mateuszowi, a sam Mateusz po usłyszeniu tego zdania zaczął mieć jeszcze więcej wątpliwości co do tego czy Globus faktycznie stał po ich stronie.
– Chwila, chwila. – zaczął Mateusz, zwracając wzrok w kierunku ich obecnego rozmówcy – Czy to znaczy, że to ty przeciąłeś nam przewód paliwowy w samolocie? – zapytał, patrząc w każdą możliwą stronę, byle tylko nie nawiązać kontaktu wzrokowego.
– Oczywiście. – odpowiedział dowódca kosmitów, gdy niebo bardziej niż dotychczas zachmurzyło się – W końcu musiałem was spowolnić przed dotarciem tutaj, a skoro obaj odeszliście od samolotu, to nie wypadało nie skorzystać z okazji. – dodał, kiedy po tej wypowiedzi ilość wątpliwości, które do tej pory miał Mateusz tylko się zwiększyły, jednak na razie nic nie mówił.
Jasne, Mateusz wiedział, że obecnie musieli pokonać i armię Grzegorza, i armię kosmitów chociażby po to aby nie zginąć, jednak zastanawiał się czy na sto procent powinni zamontować ostatni impulsator. Teraz wydawało mu się jeszcze bardziej prawdopodobne, że Globus mógł okazać się jakimś sojusznikiem Grzegorza pod przykrywką, który na przykład miał ich odciągnąć od czegoś większego. Co prawda nie wiedział jak Grzegorz chciał zmienić przebiegunowanie Ziemi w katastrofę na skalę globalną, jednak sądził, że kimkolwiek Globus by się nie okazał to właśnie od faktu dokonania tego chciał i Mateusza, i jego kolegę odciągnąć. Nie wiedział czy powinien mówić to Patrykowi, szczególnie, że sądził iż ten by w jego niepewności nie uwierzył.
– Atakować. – rozkazali szybko po tej krótkiej rozmowie i dowódca armii kosmitów, i obecny dowódca armii Grzegorza.
Po tym rozkazie rozpoczęła się walka, która nie należała jednak do zbyt ambitnych czy ciekawych. Głównie polegała na strzelaniu w przeciwną stronę oraz unikaniem strzałów. Patrykowi i Mateuszowi oczywiście udało się uniknąć właściwie wszystkich strzałów, co ich dziwiło, bowiem sądzili, że nawet jeżeli by im się udało pokonać ich obecnych przeciwników, to kilka razy postrzeleni powinni zostać. Normalnie nie należeli do wybitnie zwinnych ludzi, więc wątpili, że by się to ot tak o zmieniło w ułamku sekundy wręcz. Oczywiście nie narzekali, wszakże zależało im na wygraniu tej strzelaniny, jednak zastanawiało ich dlaczego to się działo. Sama walka trwała trochę czasu, bowiem po każdej ze stron znajdowało się dużo żołnierzy do pokonania plus też nie każdy z nich od razu został zastrzelony przez Patryka i Mateusza. No ale po jakimś czasie, Patrykowi i Mateuszowi udało się rozgromić obie armie, tym samym torując sobie drogę dalej.
– I wykurwiście, bowiem został mi ostatni nabój. – powiedział Mateusz po zakończeniu rozstrzeliwania armii Grzegorza, opuszczając broń.
– I pewnie jak w amerykańskim filmie będziesz jej musiał użyć do zajebania Grzegorza. – skomentował Patryk po skończeniu rozprawiania się z armią kosmitów, również opuszczając broń – Szczególnie, że mi jeszcze pięć zostało, więc zgodnie z prawami coolności pewnie ty go zategesisz. – dodał, kiedy odwrócili się w swoim kierunku, w czasie, gdy zaczął padać jeszcze słaby śnieg.
– Ty, tylko wiesz, że my nie jesteśmy w amerykańskim filmie, farfoclu? – zapytał Mateusz, kiedy Patryk na nowo wyjął telefon i włączył w nim nawigację.
– No i? – zapytał Patryk wymijając swego kolegę i zaczynając iść przed siebie – Prawa coolności to prawa coolności i chuj. – dodał, gdy obaj zaczęli iść w kierunku Miejsca Przeznaczenia, które z każdą chwilą znajdowało się coraz bliżej.
– Mam ci urwać kabel od Internetu? – zapytał Mateusz, kiedy omijali zwłoki żołnierzy Grzegorza, co nie należało do łatwych, bowiem sporo ich się tutaj znajdowało – Wypadałoby abyś w końcu ogarnął, że prawa coolności mają zastosowanie jedynie w wypadku amerykańskich filmów, anime, komiksów i ich adaptacji oraz gier komputerowych. – dodał tym wyjątkowo długim zdaniem, gdy Patryk uniósł na ten moment głowę znad nawigacji, bowiem i tak, i siak musieli iść przez ten kilometr prosto.
– A tylko spróbuj to ci wykasuję wszystkie pornole z dysku. – zagroził Patryk, gdy Mateusz spojrzał w prawo i lewo, jednak nie zastał tam nic ciekawego.
– Jebany szantażysta. – skomentował Mateusz, patrząc w kierunku swego kolegi.
– Hehe. – odrzekł Patryk, odruchowo ponownie patrząc w kierunku telefonu.
Po tej krótkiej rozmowie, na ten moment nastała cisza przerywana jedynie dźwiękiem ich kroków oraz co jakiś czas arktycznym, porywistym wiatrem. Nie wiedzieli jak mieli tę rozmowę kontynuować, więc woleli po prostu przez jakiś czas iść w ciszy niż gadać o nie wiadomo czym. Oczywiście przez ten kilometr jeszcze kilka razy krótko porozmawiali ze sobą o wszystkim i o niczym, jednak też niespecjalnie długo. No ale też droga nie zajęła im nie wiadomo ile czasu, bowiem przejście kilometra to nie aż tak czasochłonna czynność. Kiedy natomiast nawigacja wskazała im, że dotarli do celu, Patryk po prostu wyjął z plecaka impulsator, postawił go na ziemi i jak przystało na prawa logiki uzbroił. Natomiast kiedy czerwona lampka zmieniła kolor na zielony od razu usłyszeli dźwięk telefonu Patryka.
Słysząc to, właściciel telefonu od razu wyjął owy przedmiot i odebrał połączenie. Bez zaskoczenia okazało się, że dzwonił do nich Globus. Natomiast po odebraniu połączenia Patryk i Mateusz ujrzeli, że ikonka impulsatora u góry zazieleniła się.
– Gratulacje. – pogratulował im Globus, gdy śnieg zaczął nieco bardziej padać – Właśnie zamontowaliście ostatni impulsator, dzięki czemu przebiegunowanie nie będzie już problemem na długie lata. – dodał tym wyjątkowo długim zdaniem, kiedy Mateusz uniósł wzrok znad telefonu, bowiem zrobiło się coś podejrzanie ciemniej niż dotychczas podczas ich pobytu na Antarktydzie – Aha i zanim zapomnę! – dodał Globus, gdy Mateusz ujrzał, że chmury nie zasłoniły słońca, po prostu nad Antarktydą zrobiło się ciemniej jakby nagle ten kontynent został zamknięty w półmroku – Mam do was jedno pytanie. – powiedział, jednak ani Patryk, ani Mateusz nie zdążyli w żaden sposób zareagować, bowiem ekran telefonu zaczął się śnieżyć i przerywać, aż po chwili śnieżył się już całkowicie.
Patryk i Mateusz nie zdążyli na to dziwne zjawisko w żaden sposób zareagować, bowiem kiedy unieśli głowy znad telefonu ujrzeli, że wokół nich teren został spowity całkowicie czarną barierą. Wyglądało to tak, jakby ktoś zamknął ich w walcu z całkowicie czarnymi ścianami. Jedyne, poza nimi, co miało inny kolor, to śnieg i stojący na ziemi impulsator. Oświetlało ich światło, które wyglądało tak, jakby u góry ktoś włączył reflektor skierowany na środek owego walca.
– Jak to jest żyć bez mózgu? – zapytał Grzegorz, którego Patryk i Mateusz słyszeli z oddali, tak jakby znajdował się dokładnie za ścianami tego walca.
– Co? – zapytał zdziwionym głosem Patryk, odruchowo rozglądając się – O co ci chodzi? – zapytał, z wiadomych powodów nie zauważając ich przeciwnika.
– To banalnie proste i dziwi mnie, że ty, Patryku, w ogóle się w tym nie zorientowałeś, a ty, Mateuszu, zorientowałeś się tak późno. – zaczął swoją przemowę, kiedy jego głos dało się usłyszeć bardziej z boku, a Patryk i Mateusz, mimo iż wiedzieli, że go nie zobaczą, odruchowo odwrócili się w kierunku źródła dźwięku – Było właśnie na odwrót. – zaczął pozornie nie na temat, gdy teraz jego głos dało się słyszeć nieco bardziej po lewej stronie od miejsca, w którym Grzegorz znajdował się ostatnio – Żadne przebiegunowanie nie miało się wydarzyć, naturalnie jest na to jeszcze ZA wcześnie. – kontynuował, to przedostatnie słowo mówiąc głośniej, w czasie, kiedy jego głos dało się słyszeć za Patrykiem i Mateuszem – To właśnie impulsatory MAJĄ do niego doprowadzić. – wypowiadał dalej te wyjaśnienia, gdy Patryk i Mateusz odruchowo odwrócili się za siebie – Tak, wiem, że przebiegunowania nie da się nie przeżyć, wy nawet nie wiecie ile ja takowych w swoim życiu przeżyłem i w żaden sposób nie wpłynęło to ani na ludzkość, ani na pozostałe gatunki. – kontynuował, kiedy teraz jego głos dało się słyszeć po prawej stronie jego przeciwników, a sami Patryk i Mateusz nie wiedzieli co mieli myśleć o tej całej sytuacji – Jednak właśnie to też był cel impulsatorów. – mówił dalej, gdy zza czarnego walca dało się słyszeć, że rozpętała się arktyczna wichura – Mają wysyłać cyklicznie na tyle silne impulsy elektromagnetyczne, aby podczas przebiegunowania kompletnie zdestabilizować pole magnetyczne Ziemi do tego stopnia, że całkowicie zaniknie. – kontynuował wyjaśnienia działania impulsatorów Grzegorz, kiedy teraz jego głos dało się słyszeć z naprzeciwka Patryka i Mateusza – No i bez pola magnetycznego słońce was wszystkich spali i problem z głowy. – podsumował swój plan związany z impulsatorami, gdy Patryk i Mateusz spojrzeli po sobie – I wiem, że Ziemia nie jest aż tak blisko słońca, aby owo spaliło to, co na niej jest, jednak chyba nie myślicie, że nie planowałem w tym samym czasie sposobu aby tego dokonać. – dodał akurat w momencie, w którym Mateusz chciał zauważyć, że w obecnym stanie słońce nie miało zbytnio szans spalić Ziemi, kiedy jego głos dało się słyszeć nieco po prawej stronie od miejsca, w którym stał dotychczas – A po co ja miałem się wybierać i rozstawiać te impulsatory, skoro mogłem wykorzystać bodajże najbardziej łatwowierne osoby w kraju? – zadał to retoryczne pytanie, gdy nawet we wnętrzu walca dało się zauważyć, że rozpoczynała się śnieżyca – A i jak coś to Globus nie istniał, to cały czas byłem ja, tylko używałem modulatora głosu. – dodał, kiedy Patryk i Mateusz zaczęli mieć wrażenie, że ściany walca nieco przysunęły się, zwężając miejsce, w którym stali – I wiecie co wam jeszcze powiem? – zapytał, kiedy więcej śniegu zaczęło spadać do wnętrza walca – Jesteście debilami. – dodał, gdy jego głos dało się słyszeć tym razem za Patrykiem i Mateuszem – Tak bardzo chcieliście ratować świat, a przez swoją naiwność doprowadziliście do jego zagłady. – podsumował swoją wyjątkowo długą wypowiedź, kiedy jego wrogowie ponownie odruchowo odwrócili się w kierunku źródła dźwięku.
– Ty Grzegorz też zbyt inteligentny w tym wszystkim nie jesteś. – zaczął Patryk, nieco cofając się, bowiem nie mógł mieć pewności, kiedy Grzegorz ich zaatakuje – W końcu w takim razie po cholerę bezcelowo wysłałeś tylu ludzi na pewną śmierć? – zapytał, gdy dało się usłyszeć, że po tym pytaniu Grzegorz zaśmiał się.
– Oj Patryku, Patryku, myślałem, że to oczywiste, jednak ty pokazujesz, że w waszym wypadku mogę się absolutnie wszystkiego spodziewać. – powiedział, kiedy obaj mieli wrażenie, że jego głos dało się słyszeć nieco bliżej niż dotychczas, mimo iż kiedy się obejrzeli się dookoła to go nie zauważyli – Po pierwsze, to chyba logiczne, że skoro chciałem abyście rozstawili impulsatory, to musiałem udawać, że w rzeczywistości gryzło się to z mymi planami co do zagłady świata. – wypowiedział to wyjątkowo długie zdanie, kiedy śnieg zaczął jeszcze mocniej padać oraz zza ścian walca dało się usłyszeć, że wichura rozszalała się na dobre – Także wiadomo, że musiałem udawać, że chcę owe trzy miejsca świata zniszczyć, mimo iż, co powinno być oczywiste, chuja by to zdziałało w kwestii funkcjonowania impulsatorów. – mówił, kiedy teraz jego głos dało się usłyszeć z naprzeciwka Patryka i Mateusza, a sami Patryk i Mateusz nie wiedzieli jak mieli skomentować fakt, że zostali tak łatwo oszukani przez ich wroga – Po drugie, ilość osób, na których mi zależy i które nie są mną wynosi równo jedną sztukę... – dodał, jednak kiedy wypowiadał tę ilość na chwilę się zawahał – Lub dwie, jeżeli miała szczęście. – powiedział nieco ciszej – Także naprawdę sądzicie, że to czy zginą, czy nie mnie obchodziło? – zadał to retoryczne pytanie, kiedy Patryk i Mateusz zauważyli, że ściany walca Zostały podzielone na mniejsze prostokątne panele za pomocą jakichś nieco świecących na żółto linii – Nie rozśmieszajcie mnie, po prostu uznałem, że po co ja miałem się z tym pieprzyć, skoro mogłem wysłać innych i sam zająć się ważniejszymi sprawami związanymi z mym planem. – podsumował, kiedy nagle, naprzeciwko Patryka i Mateusza część prostokątów rozsunęła się, ujawniając, że w rzeczywistości owe stanowiły jakiegoś rodzaju panele ścienne – Ale obecnie najważniejsze jest to, że kiedy znowu puszczę czas, w którym owe impulsatory na razie zostały zatrzymane, to wreszcie zrealizuję swój cel. – mówił dalej, gdy Patryk i Mateusz zauważyli, że przez otwartą część ściany wszedł ich wróg, jednak to, co obecnie się w nim wyróżniało to fakt, że obecnie nie miał założonego swego kaptura.
Dało się zauważyć, że Grzegorz posiadał całkowicie białą skórę, dosłownie tak białą jak otaczający ich śnieg. Z owym kolorem skóry wyjątkowo kontrastował kolor jego sięgających mu do połowy szyi włosów, gdyż posiadał je czarne. Jego wrogowie mogli również ujrzeć, że jego oczy faktycznie świeciły na żółto oraz całe posiadały ten kolor, co w sumie ich zdziwiło, bowiem nie podejrzewali, że w wypadku człowieka to jest w ogóle możliwe. Poza tym ujrzeli, że posiadał założony intercom z obecnie uniesionym nie tak długim mikrofonem. To, co również wyróżniało się w nim od momentu, w którym Patryk i Mateusz mieli z nim ostatnio do czynienia to fakt, że dzisiaj nie miał ze sobą swego dezintegratora, tylko zza jego pleców dało się zauważyć fragment miecza z jakimiś słowami w nieznanym Patrykowi i Mateuszowi języku.
– Grzegorz? – zapytał nieco zdziwiony Patryk, widząc swego wroga bez kaptura – Ty tak wyglądasz bez kaptura? – spytał, odruchowo nieco cofając się.
– Tak – odpowiedział krótko Grzegorz, gdy panele za nim zamknęły się – Uznałem, że co mi szkodzi pokazać wam, z kim macie do czynienia ten...drugi raz. – wyjaśnił, podchodząc nieco bliżej, jednak jeszcze nie wyjmując zza pleców swej dzisiejszej broni – W końcu i tak zaraz zginiecie, więc co mi szkodzi. – zakończył, przy czym wzruszył ramionami jakby nic się nie stało.
– Nie byłbym tego taki pewien. – odezwał się dotychczas milczący Mateusz, kiedy Grzegorz zwrócił wzrok w jego kierunku – Najpierw zajebiemy ciebie, a potem wyłączymy te twoje impulsatory i tyle. – dodał, gdy Grzegorz, słysząc to, nieco szyderczo uśmiechnął się.
– Jesteś taki naiwny, że to jest aż śmieszne. – powiedział Grzegorz, na chwilę zwracając wzrok w bok – Co do mnie, to możesz mnie spalić, utopić, powiesić, zdezintegrować czy zabić w jakikolwiek inny sposób, ale ja i tak zawsze wrócę. – mówił, patrząc w stronę swych przeciwników z wyższością, kiedy ci patrzyli to w prawo, to w lewo byle nie nawiązać kontaktu wzrokowego – Po prostu, mnie się na zawsze nie pozbędziecie i jedyne co to pozostało wam się z tym pogodzić. – powiedział, kiedy Patryk miał wrażenie, że oczy jego przeciwnika zabłysły na mocniejszy żółty kolor – Oczywiście wiadomo, zakładając, że będzie wam to dane. – doprecyzował, gdy na wszelki wypadek Patryk sięgnął po zdobyty w katakumbach sztylet – A co do impulsatorów – powiedział, przesuwając dłonią w powietrzu jakby coś odgarniając – to ich nie wyłączycie, nie łudźcie się. – kontynuował, odsłaniając jakiś fragment statku kosmicznego z obecną w owym sporych rozmiarów centralą – Aby to zrobić potrzebowalibyście próbki mego DNA, a chyba nie myślicie, że wam ją dam. – kontynuował, sięgając po swoją dzisiejszą broń, a po wzięciu jej napisy na owej zabłysły na kolor jasnobrązowy – Najpierw pozbędę się was, a potem po prostu dokończę mego dzieła. – dodał, po czym chciał zaatakować swoich przeciwników.
Na początku zaczął walczyć z Mateuszem, bowiem poza faktem, że walka z dwoma celami na raz należała do wybitnie trudnych to podejrzewał, że Patryk i tak mu by nic nie zrobił, więc mógł poczekać. Na samym początku walki wyskoczył w powietrze i chciał Mateusza swym mieczem przebić. Kiedy jednak opadł na ziemię nie zrobił nic swemu wrogowi, bowiem udało mu się odsunąć na bok, przez co Grzegorz jedynie wbił miecz w śnieg. Jednak stosunkowo szybko musiał swoją inokinezą* zablokować w powietrzu strzał, który oddał w jego kierunku Mateusz. Kiedy zaś to zrobił, gwałtownie odwracając się, wystrzelił zablokowanym pociskiem w stronę swego wroga, jednak ten ponownie dał radę uchylić się od postrzału. Widząc, że to nie przyniosło skutku, Grzegorz ponownie powrócił do prób przebicia lub przecięcia go mieczem. Przez pewną część walki nie wyglądała ona jakoś specjalnie widowiskowo, ot Grzegorz próbował na różne sposoby za pomocą swego miecza lub swej atmokinezy** pozbyć się Mateusza, a temu na różne sposoby udawało się uchylić od poszczególnych prób ataku. Generalnie Mateusz szybko za cel obrał sobie tak się ustawić, aby Patryk miał możliwość z zaskoczenia przebić ich wroga sztyletem, jednak jak do tej pory mu się to nie udawało. Jednak, w którejś chwili tej walki, wydarzyło się coś nietypowego.
Otóż, teoretycznie w pewnym momencie, kiedy Grzegorz chciał przebić Mateusza mieczem udało mu się to, bowiem chłopakowi nie udało się odsunąć. Jednak, nawet kiedy Grzegorz gwałtownie wyciągnął miecz z brzucha Mateusza, ten wydawał się w żaden sposób nie odczuć tego faktu, co na dobrą sprawę zdziwiło ich obu. Mateusz podejrzewał, że zgodnie z prawami logiki powinien od takiej głębokiej rany umrzeć chwilę po wyciągnięciu owego miecza. Tymczasem jednak jedyne co to odczuwał taki ból jak po zostaniu rannym od nieco głębszego przecięcia nożem. Nie miał zielonego pojęcia co tutaj się działo, jednak oczywiście na to nie narzekał, cieszył się nawet, że mimo takiej rany miał jakieś szanse na przeżycie.
– Mógłbyś łaskawie zdechnąć? – spytał zdziwionym głosem Grzegorz, odruchowo nieco odsuwając się – Jakbyś się nie zorientował, to przebiłem cię na wylot. – dodał, kiedy Mateusz na chwilę spojrzał w dół.
– W sumie to nie wiem czemu to się dzieje, ale nie żebym narzekał. – powiedział, ponownie unosząc wzrok w stronę swego obecnego przeciwnika – Jednak jedynym, kto zaraz strzeli kopytami jesteś ty. – rzekł, widząc za Grzegorzem Patryka przymierzającego się do przebicia swego wroga.
I właśnie chwilę potem, nim Grzegorz zdążył cokolwiek zrobić, Patryk gwałtownie przebił mu sztyletem brzuch. Czując to, Grzegorz krzyknął z bólu oraz przy okazji miecz wypadł mu z rąk. On z kolei wiedział, że przebicia by nie przeżył, nawet mimo iż jego śmierć trwałaby zapewne maksymalnie parę lat. Nie lubił umierać, bowiem nie dość, że okres, w którym nie żył, spowalniał go w realizacji jego celu, to jeszcze nie należało to do przyjemnych doświadczeń. No a fakt, że w swym życiu już kilkakrotnie umierał w niczym tu nie pomagało. Dodatkowo obecnie odczuwał okropny ból, miał wrażenie, że owy ciągnął się w nieskończoność. Z owego bólu oczy szybko zaszły mu mgłą, a on sam z każdą chwilą czuł się coraz gorzej. Dodatkowo, kiedy został przebity, przy okazji jego moce przestały działać, dzięki czemu Patryk i Mateusz przestali znajdować się w czarnym walcu.
Patryk stosunkowo szybko wyciągnął sztylet, a kiedy to nastąpiło Grzegorz, z jęknięciem bólu, bezwładnie opadł na śnieg. Ten problem Patryk i Mateusz mieli już z głowy, teraz pozostało im wyłączyć impulsatory i świat po raz drugi zostałby uratowany.
– I gitara. – skomentował Patryk, opuszczając rękę.
– Dobra, dobra, wyłącz ty jeszcze te impulsatory i dopiero będzie można mówić, że jest zajebiście. – rzekł Mateusz, kiedy Patryk odwrócił się w kierunku centrali sterującej owymi urządzeniami.
– Okej – odparł Patryk, po czym obaj podeszli do ich obecnego celu.
Droga nie zajęła im długo, wszakże centrala stała nie tak daleko od miejsca, w którym Patryk zabił Grzegorza. Kiedy natomiast do owej podeszli, Patryk w odpowiednie miejsce włożył zakrwawiony sztylet, a następnie nacisnął kilka przycisków. Wnioskował co owe robiły po znajdujących się pod nimi oznaczeniami. Okazało się, że nie mylił się w ocenie tychże przycisków, gdyż chwilę później dało się słyszeć odwrócony dźwięk, które wydawały impulsatory podczas ich uzbrajania, a kiedy Patryk i Mateusz spojrzeli w stronę urządzenia, że dioda zmieniła kolor z powrotem na czerwony.
– No i zajebiście w chuj. – skomentował wyczyn Patryka Mateusz, patrząc w stronę impulsatora, przy okazji mając wrażenie, że od owego dochodziło ciche pikanie, jednak wydawało mu się, że to tylko wrażenie, w czasie kiedy Patryk wyjął z centrali sztylet.
– Poza faktem, że za minutę one trzy wybuchną. – odpowiedział umierającym głosem Grzegorz, nieco wspierając się na swej ręce, kiedy Patryk i Mateusz spojrzeli zdziwieni w jego kierunku – Dealujcie z konsekwencjami. – dodał swe ostatnie słowa, gdy jego wrogowie spojrzeli w stronę impulsatora.
Faktycznie, po zwróceniu wzroku w kierunku owego urządzenia dostrzegli, że czerwona dioda zaczęła z każdą chwilą coraz szybciej migać. Dodatkowo pikanie, które słyszał Mateusz niedawno, z każdą sekundą stawało się coraz bardziej intensywne. Słysząc i widząc to, Patryk i Mateusz szybko, nie chcąc zginąć w wybuchu, wskoczyli do pojazdu znajdującego się niedaleko nich, zamknęli drzwi i, po wejściu do kokpitu, po chwili ruszyli. Kiedy natomiast wystartowali, stosunkowo szybko za nimi dało się dostrzec, że impulsator eksplodował, wysadzając tym samym sporą część terenu. Eksplozja dała radę dosięgnąć pojazd, którym poruszali się Patryk i Mateusz oraz zdezintegrować połowę owego, jednak nie dotarła do pasażerów tegoż statku kosmicznego.
– Greenpeace nas zajebie, ale przynajmniej świat nie spłonie. – skomentował eksplozję Patryk, powoli prostując ich nowy pojazd w powietrzu, bowiem jako iż owy środek transportu należał do stosunkowo szybkich, to i prędko zaczęli znajdować się na odpowiedniej wysokości – A poza tym, kartoflu, tłumacz się jakim jebanym cudem przeżyłeś przebicie kurwa mieczem. – zmienił temat, kiedy za nimi, na zewnątrz, wyrzucone przez eksplozję i nadal przetrwałe szczątki impulsatora spadły na ziemię.
– Pytasz się mnie jakbym ja to wiedział. – odparł Mateusz, spuszczając wzrok – Ty, ale zajebiście, już w połowie się zrosła, a nawet pół godziny nie minęło. – skomentował, widząc w jakim stanie znajdowała się rana, którą Grzegorz mu zadał – A już się bałem, że nie obejrzę ostatniego odcinka Mody na Sukces. – wypowiedział swe priorytety, gdy Patryk jedną ręką uderzył się w twarz na kształt charakterystycznego facepalma.
– Pomijając twoje niedojebanie – zaczął Patryk chwytając też i drugą ręką ster, kiedy Mateusz szeroko uśmiechnął się – To może faktycznie miałeś rację z tym, że ten Kielich daje supermoce? – skomentował Patryk, zwracając na chwilę wzrok w kierunku swego znajomego – W końcu podczas napierdalania się z armią Grzegorza oraz tą kosmitów udawało nam się wyminąć absolutnie każdy strzał, teraz podczas walki z Grzegorzem tobie, poza tym jednym ciosem, udało się nawet deszcz dosłownie ognia wymijać… – wymienił nietypowe zdarzenia z Antarktydy, gdy Mateusz uniósł wzrok i podszedł bliżej tego wyjątkowo długiego panelu sterowania tymże statkiem kosmicznym – No i teraz fakt, że nie dość, że przebicie mieczem na ciebie w żaden sposób nie wpłynęło, to jeszcze otwarta jak cholera rana ot tak ci się goi. – dodał, kiedy Mateusz spojrzał na owy panel, jednak poza standardowymi sterami, jakie obsługiwał jego znajomy, nie rozumiał nic z przycisków, pokręteł i wajch, które się tam znajdowały.
– Na stówę miałem rację, bowiem ja zawsze ją mam. – powiedział wyjątkowo skromnie Mateusz, zwracając wzrok w stronę swego kolegi.
– Poza tymi niezliczonymi momentami, w których jej nie miałeś. – storpedował brak skromności swego przyjaciela Patryk, kiedy Mateusz spojrzał w jego kierunku zażenowanym wzrokiem.
– Spierdalaj – rzekł wyjątkowo kulturalnie zażenowanym głosem Mateusz.
– Hehe – powiedział Patryk, powracając do skupiania się na drodze powrotnej.
KONIEC?
____________________________________
*Inokineza – umiejętność kontrolowania rzeczywistością;
**Atmokineza – umiejętność kontrolowania pogodą i jej elementami.
0 notes
ramoninth · 2 months
Text
III
Parę informacji zanim zaczniemy / Some information before we start:
I'm sorry, my fellow English speaking followers, but this post is only in Polish language. It's because I want to post FanFiction on this blog, but this FanFiction is for Internet series that is specific for Polish side of Internet, specifically Polish side of YouTube. So you know, it doesn't make sense to translate this FanFiction also to English.
W roku dwa tysiące siedemnastym napisałam na Wattpadzie kontynuację mej ulubionej serii przeróbek Sąsiadów, a mianowicie Sąsiedzi - 2012 autorstwa SlaviaConsesiao, bowiem te przeróbki są zajebiste, więc nikt mi nie zakaże. W tym roku uznałam, że mogę to zrobić jeszcze lepiej i napisałam remake tej kontynuacji. Uzna��am, że wyszła mi na tyle spoko, że dodam ją również na Tumblra, bowiem dlaczego nie, widziałam, że ludzie opowiadania tutaj też dodają. Jak coś to ten FanFiction zaczyna się w momencie, w którym nigdy niedokończony odcinek trzeci Sąsiedzi - 2012 się zakończył. Także jeżeli nie pamiętacie oryginalnej serii lub jakimś cudem jej nie znacie, to lepiej obejrzyjcie i ją, i dwie części Sąsiedzi - Apokalipsa, bowiem nie zrozumiecie co się tutaj odstawia. Tak czy inaczej, indżoj. _____________________________________________
– Ałaj – skomentował Mateusz fakt, że został można powiedzieć potrącony przez Świętą Czaszkę.
– Przyganiał kocioł garnkowi. – powiedział Patryk, podciągając się w miarę swych możliwości znad dziury w podłodze.
– Spierdalaj. – rzekł Mateusz wstając – Ja przynajmniej umiem przeskoczyć te półtora metra. – stwierdził biorąc Czaszkę, po czym podając ją Patrykowi.
– Nie no, spoko, jednak ty można powiedzieć, że zostałeś tą Czaszką kurwa potrącony. – nie dawał za wygraną Patryk, chowając Czaszkę do plecaka, po czym zakładając go na plecy – Jak to w ogóle brzmi, został potrącony przez Świętą Czaszkę. – dodał, kiedy ruszyli w kierunku powrotnym z nadzieją, że te dwie Czaszki faktycznie otworzyłyby im drzwi do Miejsca Przeznaczenia.
– No przynajmniej jest to bekowo-bekowe, a nie debilnie bekowe jak w twoim wypadku. – stwierdził Mateusz, również nie dając za wygraną, kiedy wydawało im się, że obecnie droga przebiegała wyjątkowo spokojnie jak na te katakumby – Nie odnosisz wrażenia, że coś za spokojnie się zrobiło? – zapytał, kompletnie zmieniając temat i rozglądając się.
– W sumie faktycznie, raz w życiu masz rację. – rzekł, również odruchowo rozglądając się w prawo i lewo – Może te Czaszki mają na to jakiś wpływ? – wysnuł ten wniosek, wyjmując telefon i włączając go.
– Bez przesady, to, że mają w nazwie Święte nie oznacza automatycznie, że to ich zasługa. – stwierdził Mateusz, przy czym machnął ręką jakby nic specjalnego się nie wydarzyło – Chociaż z drugiej strony wnioskując po tym wierszu z dziennika to może ma to jakiś sens. – dodał, kiedy Patryk włączył nawigację do Miejsca Przeznaczenia, po czym zgodnie z nią zaczęli iść.
– Zobaczymy prawdopodobnie jak dojdziemy pod wejście do Miejsca Przeznaczenia. – podsumował ten krótki temat Patryk, gdy zaczęli schodzić w dół ogromnej wyrwy, którą tego dnia mijali już trzeci raz – A propos Miejsca – zmienił temat, kiedy Mateusz, rozglądając się, zaczął ponownie żałować, że nie wziął telefonu, to teraz mógłby zrobić temu miejscu kilka zdjęć – to ciekawym jest, że żaden z niewolników Grzegorza jeszcze nam nie przeszkadzał podczas drogi. – stwierdził, gdy w oddali spadło kilka kamieni, jednak jako iż owe wydają znany przeciętnemu człowiekowi dźwięk, to Patryk i Mateusz nie zaniepokoili się tym.
– Znaczy jak szedłem od rozjebanego samolotu do miejsca, w którym ponownie się spotkaliśmy, to spotkałem jednego. – zaczął swoją opowieść Mateusz, kiedy według nawigacji znajdowali się niezmiernie blisko Miejsca Przeznaczenia i nie dziwne, ze względu na położenie Świętych Czaszek – Akurat miał oderwane nogi i generalnie kilka chwil po tym, jak go spotkałem, dednął, więc nie dziwne, że reszta się tu nie zapuszczała. – mówił, gdy poza ich rozmową jedyne co dało się obecnie usłyszeć w tym miejscu to dźwięk wydawany przez palący się na pochodniach oświetlających te katakumby ogień – W ogóle to też pierdolił coś, że już po nas i, że jakiś Okrutny Grubas nas dojedzie czy coś. – kontynuował swoją przemowę, kiedy na horyzoncie zaczęły wyłaniać się drzwi do grobowca kryjącego w sobie jednocześnie i Miejsce Przeznaczenia, i Kielich Życia.
– Niewykluczone, że pierdolił przed śmiercią, niby nie jestem lekarzem, jednak nie wiadomo jak myśli lub nie człowiek znajdujący się na skraju śmierci z wykrwawienia. – skomentował opowieść swego kolegi tym długim zdaniem Patryk, gdy znaleźli się na równej powierzchni i przeszli te kilka kroków dzielących ich od zamkniętego przejścia – Z tego co nam mówił Globus, to jedynym naszym głównym wrogiem jest Grzegorz. – stwierdził ten fakt, zdejmując plecak i stawiając go na ziemi – A typ armię ma, także nie sądzę, aby potrzebował jeszcze kogoś do pomocy. – dodał Patryk, otwierając swój plecak –A tak kompletnie od tego odchodząc, to jaki rozjebany samolot? – zapytał, wyjmując z plecaka pierwszą z Czaszek.
– No ten nasz stary grat. – wyjaśnił Mateusz, sięgając do plecaka po drugą Czaszkę – Wbił się w ziemię jak Tupolew i z niego to już nie będzie, no chyba, że umiesz naprawiać samoloty. – dodał, kiedy na chwilę przystanęli aby dokończyć tę rozmowę oraz w tym samym czasie zastanowić się jak właściwie użyć tych Czaszek.
– Nawet jakbym umiał, to przecież nie mamy narzędzi do tego celu. – rzekł nieco zażenowanym głosem Patryk, kiedy Mateusz szeroko uśmiechnął się – No nic, jak Globus do nas nie zadzwoni to my zadzwonimy do niego i po prostu powiemy, że jakiś ciul przeciął nam przewód paliwowy w samolocie i rozbiliśmy się jak Tupolew. – wyjaśnił, przy okazji przy tym wyjaśnieniu wzruszając ramionami jakby nic się nie wydarzyło, po czym spuszczając wzrok w kierunku Czaszek – W ogóle, jak tego szajsu używać? – zapytał, po czym zwrócił wzrok w kierunku swego przyjaciela.
– Myślałem, że ty wiesz. – odpowiedział, również patrząc w jego kierunku – Czej, może w dzienniku Johnego Ceepa coś jest. – dodał, wyciągając owy dziennik z kieszeni, a następnie przeglądając go, co nie należało do łatwych, gdyż miał w tym celu dostępną tylko jedną rękę.
Przewertowanie całego dziennika zajęło mu kilka chwil, bowiem mimo iż na poszczególnych stronach, ze względu na wielkość zeszytu i pismo autora, nie znajdowało się dużo tekstu, to jednak dziennik posiadał wiele stron jak na swe rozmiary. Niestety, okazało się, że autor również nie wiedział jak owe Czaszki działają lub nie zdążył tego zapisać, bowiem Mateusz nic nie odnalazł.
– Kurwa. – skomentował swojsko po polsku zamykając dziennik – Nic tam na ten temat nie ma, tylko jakieś pierdoły. – dodał, chowając owy do kieszeni.
Po tych słowach, obaj zaczęli zastanawiać się jak owe Czaszki mogłyby odblokować im przejście dalej. Nie mieli żadnej koncepcji, również pierwszy raz mieli z nimi do czynienia. Cisza jednak nie trwała długo, bowiem po chwili Patryk wpadł na pewien pomysł, który wydał mu się tak prosty, że aż sądził iż owy by nie zadziałał. No ale jako iż wydawało się, że na razie na nic więcej nie wpadną to postanowił podzielić się ową koncepcją ze swym kolegą.
– Słuchaj, mam zajebisty plan. – zaczął rozmowę, odwracając się w stronę Mateusza – Może spróbujmy ustawić po jednej Czaszce pod oboma filarami przytrzymującymi te drzwi i zobaczymy co się stanie. – wypowiedział swój wyjątkowo banalny plan, kiedy jednak Mateusz nie wydawał się co do tej koncepcji przekonany.
– Sądzisz, że to zadziała? – zapytał, spuszczając w pewnym momencie wzrok w stronę Czaszki.
– A masz lepszy plan? – odpowiedział pytaniem na pytanie Patryk, wypowiadając to zdanie zamykające usta.
– No nie. – odparł Mateusz, unosząc wzrok w kierunku swego kolegi – Dobra, możemy spróbować i tak nie mamy nic do stracenia. – dodał, po czym obaj podeszli pod jeden z filarów i równo ustawili pod nim trzymaną przez nich Czaszkę.
Ku ich szczęściu okazało się, że tak banalny plan okazał się działać. Otóż, kiedy odeszli od Czaszek ich oczodoły zabłysły złotym światłem, po czym dało się słyszeć wspomniane przez Johnego Ceepa martwe echo. Owo brzmiało jak przeciętne echo, jednak z dodatkiem przytłumionego jęku umierającej osoby. Kiedy jednak echo zabrzmiało, drzwi prowadzące do grobowca otworzyły się torując Patrykowi i Mateuszowi drogę. Kiedy natomiast to nastąpiło, światło wydobywające się z oczodołów Czaszek stało się słabsze, jednak nie zniknęło całkowicie.
– Najciemniej pod latarnią, a oto dowód. – skomentował zaistniałą sytuację Patryk, zapinając swój plecak.
– Najważniejsze, że ten dziennik na coś się przydał, a nie okazał się zbędną pamiątką z podróży. – dodał Mateusz, gdy jego znajomy założył plecak na plecy i ruszyli w kierunku wejścia do Pieczary – Ciekawe czy jak już uratujemy świat i opylę ten dziennik na Allegro to czy ktoś go kupi. – zaczął się zastanawiać, kiedy Patryk przewrócił oczami korzystając z faktu, że Mateusz nie miał jak tego zauważyć.
– Ja pierdolę, a tobie tylko handel w głowie. – skomentował Patryk, gdy jego przyjaciel zaśmiał się – W każdym razie na sto procent, ludzie kupują różne dziwne rzeczy. – stwierdził, na wszelki wypadek wyjmując broń, bowiem nie mogli mieć pewności co czekało ich w grobowcu – A jeżeli wystawisz to na aukcję WOŚP to staniesz się milionerem. – dodał, kiedy przekroczyli próg i rozejrzeli się po nowym dla nich pomieszczeniu.
Pieczara wyglądem przypominała jaskinię ze względu na to, że na suficie znajdowało się dużo stalaktytów oraz sama została stworzona w sposób charakterystyczny dla jaskini. Dało się to zauważyć chociażby po typowym dla owych ułożeniu kamieni, z których stworzone zostały ściany. Pośrodku dało się ujrzeć podest w kształcie wysokiego sześciokąta, na którym stał legendarny Kielich Życia a obok niego leżał jakiś nietypowo wyglądający sztylet. Pomieszczenie, tak samo jak cała reszta katakumb, zostało oświetlone ogniem wydobywającym się z pochodni.
Niestety Patryk i Mateusz nie mieli możliwości w żaden sposób skomentować wyglądu tego miejsca, przyjrzeć się Kielichowi czy sztyletowi lub nawet skomentować obecności owych przedmiotów, gdyż ich spokój bardzo szybko został zakłócony. Otóż, z oddali, usłyszeli powolne kroki dochodzące z prawej strony. Nauczeni ostrożności w tych katakumbach od razu odwrócili się w tamtym kierunku. Po zrobieniu tego, ujrzeli zombie, jednak nietypowego jak na standardowych przedstawicieli tego gatunku. Wzrostem sięgał prawie do sufitu, od owego dzieliło go może z pół metra. Z kolei on sam został stworzony z połączenia wszystkich istot, które Patryk i Mateusz napotkali podczas swej podróży przez katakumby. Poza owymi istotami dało się również dostrzec, że zombie został stworzony też i częściowo z martwych żołnierzy wysłanych w to miejsce przez Grzegorza. Owy zombie nie wydawał żadnych dźwięków, poza tymi, które emitowały jego kroki.
Po zauważeniu go, Patryk i Mateusz rozszerzyli oczy ze strachu i zszokowania, nigdy nie spodziewaliby się, że zobaczyliby w swoim życiu taką istotę. Nie wiedzieli czy uda im się go pokonać, jednak wiedzieli, że musieli przynajmniej spróbować. Wszakże los całej planety leżał w ich rękach, czyż nie?
– Święta Cecylio… – skomentował ten widok Mateusz, nieco cofając się.
Mieli tyle szczęścia, że zombie jak to zombie poruszał się powoli, także mieli chwilę na wymyślenie co zrobić dalej. Oczywiście najprostsze rozwiązanie to użycie broni palnej, dlatego Patryk wycelował ową w tę istotę i strzelił kilka razy. Niestety, mimo iż pociski trafiły w przeciwnika i nawet zadały mu rany, to w żaden sposób nie wpłynęło to na zombie. Normalnie Patryk mógłby spróbować ustrzelić istotę z bazooki, jednak szybko przypomniał sobie, że już dawno skończyły mu się naboje. Musieli w takim razie wymyślić coś innego, jednak musieli działać szybko. Mimo iż zombie szedł wolno, to z każdą chwilą znajdował się coraz bliżej swych dzisiejszych ofiar.
Na szczęście Mateusz szybko wpadł na pomysł, który mógł przynieść im zwycięstwo. Otóż nieco bardziej się cofnął, a następnie rozpędził się w kierunku podestu. Kiedy natomiast podbiegł do niego, wyskoczył nieco i odbił się od owego, oczywiście uważając na Kielich Życia i sztylet. Natomiast po odbiciu się w kierunku sufitu wyrwał z niego jeden ze stalaktytów, wykonał efektowny obrót i opadając na ziemię wbił swoją broń w głowę zombie. Okazało się, że to przyniosło efekt i po chwili ich przeciwnik leżał martwy na podłodze.
– I gites majonez jak to by Pani Basia powiedziała. – skomentował swój wyczyn, odwracając się w stronę Patryka.
– Zajebiście, że to zadziałało, bowiem byśmy mieli trochę bardzo problem. – powiedział Patryk, kiedy Mateusz podszedł bliżej podestu i korzystając z okazji przyjrzał się bardziej owym przedmiotom się tam znajdującym.
Kielich wyglądał wyjątkowo prosto, co nieco zdziwiło Mateusza, bowiem podejrzewał, że taki artefakt posiadałby jakiś skomplikowany wygląd. Otóż owy przedmiot prezentował się nieco jak kielich mszalny koloru czysto złotego z dodatkiem czerwonych elementów na jego podstawce oraz nodze. Dodatkowo na samej podstawce znajdował się też czerwony krzyż. Jednak sztylet już wyglądał ciekawiej niż Kielich.
Na ostrzu świecił niebieskim światłem, a na rękojeści żółtym. Większa część trzymadła przypominała przezroczysty pazur, w którym znajdował się świecący na niebiesko płyn. Dolny fragment sztyletu też wyglądał nietypowo jak na ten przedmiot, bowiem przypominał z wyglądu falę. Górna część ostrza posiadała też częściowo emitujący żółte światło księżyc w fazie sierpa, zawierający pod sobą cztery żółte koła. Po lewej i prawej stronie ostrza dało się zauważyć dwie, również emitujące niebieskie światło, oddzielone części owego ostrza, z czego prawe z jakiegoś powodu zostało zagięte.
Mateusz nie miał pojęcia, co robił tutaj ten sztylet, szczególnie, że według Johnego Ceepa powinni zastać tu jedynie Kielich Życia. Oczywiście nie narzekał z tego powodu, wszakże to zawsze jakaś dodatkowa broń, a broni białej nie posiadali. No a wiadomo, na sto procent przy ostatnim Miejscu Przeznaczenia starliby się z Grzegorzem, więc nigdy nie wiadomo czy broń biała by się nie przydała. Jasne, walcząc z nim trzy lata temu broni białej nie musieli używać, jednak wszystko się zmienia. Może akurat teraz okazałaby się przydatna. Dodatkowo też ten sztylet wyglądał jakby posiadał jakieś ponadludzkie właściwości przez zawarty w nim płyn, więc kto wiedział. Może dzięki temu mogliby unicestwić Grzegorza raz na zawsze i wreszcie mieć od niego i jego szalonych pomysłów zniszczenia świata spokój?
– Lol, w tym Kielichu jest jakaś pomarańczowa ciecz. – skomentował Patryk zaglądając do Kielicha i przy okazji przerywając krótkie przemyślenia swego kolegi.
– Myślisz, że jak z niego golniemy to dostaniemy supermoce? – zapytał Mateusz również podchodząc bliżej Kielicha i zaglądając do niego.
– Nie liczyłbym na to. – odpowiedział zażenowanym głosem Patryk, stając prosto – Przecież ludzie nadprzyrodzonych zdolności nie posiadają, paszczurze. – skomentował, kiedy jego przyjaciel także stanął prosto i w odpowiedzi szeroko uśmiechnął się.
– No Grzegorz je ma. – storpedował argument swego znajomego Mateusz, gdy Patryk zdjął plecak.
– Skąd informacja, że na stówę jest człowiekiem? – zapytał Patryk, zawczasu rozpinając swój plecak – Nie wiemy tego, to, że wygląda humanoidalnie jeszcze o niczym nie świadczy. – kontynuował, stając prosto i zakładając ramię na ramię – Trzy lata temu przekonaliśmy się, że kosmici istnieją, więc cholera wie kim lub czym on może być. – stwierdził na dobrą sprawę zgodnie z prawdą, kiedy Mateusz na chwilę spojrzał w prawo, ale nic interesującego tam nie ujrzał, jedynie skalistą ścianę.
– Faktycznie, to ma sens, szczególnie, że żaden normalny człowiek nie próbowałby zniszczyć świata. – stwierdził ten fakt, zginając ręce w bok jakby na cały świat chcąc wskazać – No ale skoro ten Kielich to taki zajebisty koks według tego dziennika to nic tylko sprawdzić co robi ta ciecz. – rzekł, podchodząc do Kielicha i biorąc go, a następnie zniżając na swoją wysokość.
– W sumie co się może stać, co najwyżej zginiemy, bywa. – powiedział Patryk, gdy Mateusz zaczął pić połowę cieczy z Kielicha – Ludzie mają gorsze problemy. – dodał, czekając na swoją kolej.
– Smakuje jak sok pomarańczowy z dodatkiem octu. – skomentował smak cieczy Mateusz, po skończeniu picia swojej połowy – Gdyby nie ten ocet to byłoby zajebiście. – dodał, podając Kielich swojemu przyjacielowi.
Natomiast po podaniu owego przedmiotu swemu koledze ten wypił swoją połowę, co nie należało do długich i trudnych czynności. Kiedy obaj wypili, Patryk biorąc plecak powiedział:
– Cokolwiek by nam ta ciecz miała zrobić to przynajmniej nie będzie nam się chciało pić. – skomentował, wkładając Kielich do plecaka – Ale Kielich to sobie wezmę, zajebiście wygląda. – dodał, po czym, gdy Kielich już spoczywał w plecaku, Patryk wyjął z niego drugi impulsator.
– A sztylet bierzemy? – zapytał Mateusz, wskazując w kierunku osamotnionego przedmiotu.
– Jasne, dawaj go tu. – odpowiedział Patryk, gdy Mateusz wziął przedmiot – Nigdy nie wiadomo jak tym razem walka z Grzegorzem przebiegnie, może się przydać. – dodał, kiedy jego kolega podał mu broń, po czym Patryk schował ją do plecaka.
– Ej właśnie, a propos walki z Grzegorzem. – zaczął Mateusz, gdy jego przyjaciel postawił impulsator na podest – Jak my go kurła zajebiemy? – zapytał, kiedy Patryk przesunął w dół znajdujący się na impulsatorze ruchomy fragment – Przecież z wiadomych przyczyn nie mamy przy sobie miotacza cząsteczek neuronowych, więc chuj z dezintegracją. – zauważył ten fakt, gdy dioda zmieniła kolor z czerwonego na zielony, informując o poprawnym zamontowaniu urządzenia.
Patryk chciał odpowiedzieć na pytanie swego przyjaciela, jednak do słowa nie dał mu dojść dzwonek jego telefonu. Słysząc to, właściciel telefonu od razu wyjął z kieszeni owy przedmiot i sprawdził, kto do niego dzwonił. Okazało się, że połączenie przychodziło od Globusa, co nie zdziwiło Patryka w obecnej sytuacji. Kiedy natomiast odebrał połączenie wideo i spojrzał na ekran, ujrzał, że symbol impulsatora w lewym dolnym rogu zmienił kolor na zielony.
– Gotowe. – skomentował ich wyczyn Globus – Jeszcze tylko jeden impulsator i świat będzie wam wdzięczny. – dodał, gdy Mateusz podszedł nieco bliżej rozmówców.
– Nie no, zajebiście, jednak za chuja z tej Ameryki się nie wydostaniemy. – storpedował optymizm Globusa Mateusz, patrząc w kierunku ekranu telefonu – W Australii jakiś chuj przeciął nam w samolocie przewód paliwowy i rozbiliśmy się tutaj jak Tupolew pod Smoleńskiem. – streścił ich obecną sytuację, kiedy Patryk na chwilę uniósł wzrok znad telefonu, bowiem miał wrażenie, że coś zauważył za drzwiami.
– Wiem. – odpowiedział Globus, gdy Patryk nie ujrzał nic podejrzanego czy niebezpiecznego za drzwiami – Nowy czeka na zewnątrz. – dodał, kiedy właściciel telefonu spojrzał ponownie na ekran.
– Chwila, skąd…? – zapytał zdziwionym głosem Mateusz, kompletnie nie spodziewając się takiego obrotu spraw.
– To logiczne, że obserwuję wasze poczynania. – odpowiedział Globus, kiedy Mateusz na chwilę spuścił wzrok, jakby się nad tym zastanawiając – Muszę wszakże wiedzieć jak wam idzie i czy czasami, jak w wypadku tego samolotu, nie potrzebujecie pomocy. – wyjaśnił, gdy Mateusz uznając, że to miało jak najbardziej sens, uniósł wzrok w stronę ekranu telefonu – Tak w ogóle, jako iż w obecnej sytuacji czas to pieniądz – zmienił temat, kiedy Patryk oparł się o podwyższenie z impulsatorem – to na wasz telefon wysłałem nawigację, która poprowadzi was skrótem do wyjścia z tych katakumb. – dodał, kiedy za drzwiami Pieczary, w oddali, ponownie spadło kilka kamieni, jednak nie stanowiło to w tych katakumbach niczego niecodziennego.
– Dzięki – podziękował Patryk w odpowiedzi na te informacje.
– Nie ma za co. – odpowiedział Globus, gdy na ekranie telefonu Patryka pojawiła się informacja, że pozostało jedynie piętnaście procent baterii – W końcu stoimy po tej samej stronie. – rzekł, gdy Patryk włączył oszczędzanie baterii, po czym połączenie zakończyło się.
– W sumie to zaleta tego, że nas obserwuje. – skomentował Mateusz, kiedy przed wyruszeniem w dalszą drogę Patryk sięgnął do plecaka – Niby logiczne, że to robi, jednak i tak na początku miałem jedno, wielkie WTF, kiedy powiedział, że nowy samolot czeka. – dodał, gdy Patryk wyjął z plecaka kabel i power bank, po czym podłączył owo urządzenie do ładowania.
– Dobra, przynajmniej do pięćdziesięciu procent powinno starczyć, a tyle chyba styknie do uratowania świata. – skomentował ilość świecących się diod na power banku Patryk, pozornie ignorując wypowiedź swego kolegi – W każdym razie, wiem, też się przez chwilę zastanawiałem jakim cudem ten bambus mógł to wiedzieć. – odpowiedział na wypowiedź Mateusza, chowając power bank do kieszeni, po czym zapinając plecak.
Jednak, po tej rozmowie, na jakiś czas nastała cisza, bowiem nie wiedzieli po prostu o czym mieli dalej rozmawiać. Po chwili zaś, kiedy Patryk założył plecak na plecy i włączył nawigację w telefonie, zgodnie z nią ruszyli do wyjścia.
Podczas drogi panował kompletny spokój, co, wbrew pozorom, bardziej zaniepokoiło niż ucieszyło Patryka i Mateusza. Przez czas spędzony w tym miejscu wynoszący kilka godzin zdążyli się przyzwyczaić, że na każdym kroku musieli uważać, a spokój to jedynie cisza przed burzą. Jednak obecnie, mimo spokoju, nie działo się absolutnie nic dziwnego czy niebezpiecznego, co dodatkowo wyostrzało ich czujność. Nie wiedzieli czy to zasługa Czaszek bądź Kielicha, cisza przed burzą czy zupełny przypadek, jednak uznawali, że ostrożności nigdy zbyt wiele. Jednak mimo tego, spokojna droga towarzyszyła im przez cały czas aż do przekroczenia progu oddzielającego katakumby od świata zewnętrznego.
Natomiast po wyjściu z owych, bardzo szybko ujrzeli swój nowy pojazd, którym mieli dostać się w ostatnie Miejsce Przeznaczenia i wrócić do domu. Okazało się, że tym razem Globus przysłał im samolot radziecki.
– Ja pierdolę, kolejny złom z czasów drugiej wojny światowej, tylko tym razem radziecki? – zapytał z niedowierzaniem Mateusz, patrząc w kierunku pojazdu – Popierdoliło tego pajaca do reszty. – skomentował, zastanawiając się czy to w ogóle bezpieczne do owego wsiąść.
– Lepszy rydz niż nic. – skomentował Patryk, wzruszając ramionami – Wolałbyś z buta popierdalać w kolejne Miejsce Przeznaczenia? – zapytał, wyłączając nawigację i sprawdzając, gdzie znajduje się kolejne z Miejsc.
– No niby nie, jednak w tym wypadku jeszcze bardziej nie jestem pewien czy to bezpieczne wsiadać do tego grata. – mówił, kiedy powiał mocniejszy wiatr oraz obecne na niebie chmury przysłoniły na chwilę słońce – Wszakże wszyscy wiemy, że ZSRR i wszystko spod tej stajni stworzono metodą kopiuj-wklej. – dodał, gdy Patryk zauważył już, gdzie kolejne Miejsce Przeznaczenia się znajdowało, po czym wyłączył ekran telefonu.
– Jakby to miało nas zajebać, to Globus by nam tego samolotu nie przysyłał. – stwierdził słusznie Patryk, chowając swój telefon do kieszeni – A tak w ogóle, współrzędne mówią, że kolejne Miejsce Przeznaczenia znajduje się na środku Antarktydy. – zmienił temat, gdy obaj, nie mając zbytnio wyboru, ruszyli w kierunku samolotu.
– Też miejscówkę wybrał. – skomentował Mateusz, rozglądając się w prawo i lewo, jednak okolice katakumb nie należały do interesujących.
– W sumie Antarktyda to jeden z biegunów, więc co by nie mówić pasuje. – zauważył Patryk, kiedy obaj wsiedli do pojazdu.
Po wejściu do owego, Patryk standardowo zasiadł za sterami ich środka transportu, a Mateusz zajął miejsce za nim. Następnie zaś rozpędzili się do startu i, po wzbiciu się w powietrze, ruszyli na Antarktydę.
0 notes